Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
15 osób interesuje się tą książką
Iranka, która każdego dnia czerpie szczęście pełnymi garściami. Mieszka w luksusowym Dubaju, pracuje jako stewardesa prywatnych linii lotniczych, a jej przyjaciółka właśnie poślubiła billionera. Mina żyje niczym w bajce, zapomniawszy o trudach dorastania w Iranie. Bańka pęka, kiedy dochodzi do katastrofy lotniczej i szalona do tej pory dziewczyna musi zmierzyć się ze swoją przeszłością.
Czy zachowanie wyzwolonej Miny wynika wyłącznie z jej wolnej woli, czy jest jednak echem minionych lat dorastania w Iranie, gdzie dziewięcioletnie dziewczynki, mogą legalnie zostać wydane za mąż, gdzie prostytucję, określa się mianem małżeństwa tymczasowego i gdzie kobieta może stracić życie w wyniku zabójstwa honorowego?
"Ból w jej sercu" to historia miłości niezwykłej, w której to ona jest swoim własnym rycerzem na białym koniu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 223
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Powieść Ból w jej sercu z serii „Stewardesa”, pomimo że zawiera wiele autentycznych informacji na temat życia w Iranie i Palestynie, jest dziełem fikcyjnym. Wszystkie imiona, postacie oraz zdarzenia zawarte w tej książce są wytworem wyobraźni autorki lub zostały zmienione. Wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób, żyjących czy zmarłych, a także do rzeczywistych wydarzeń jest całkowicie przypadkowe.
Cytaty wspaniałych irańskich kobiet są tłumaczeniem własnym autorki i mogą się nieco różnić od oryginalnych wypowiedzi.
W hołdzie dziewczętom, które zbyt wcześnie zostały zmuszone by stać się kobietami
Chciałabym, żeby światem rządziły kobiety. Kobiety, które urodziły i znają wartość swojego stworzenia.
Simin Daneshvar
Kiedy najlepsza przyjaciółka wychodzi za miliardera, twoje życie zmienia się nie do poznania. Zaczęło się niewinnie, od karty kredytowej dostarczonej mi przez kuriera, co nawet mnie zbytnio nie zdziwiło. Mogę wręcz stwierdzić, że trochę się tego spodziewałam. W dniu ślubu Nael, mąż mojej przyjaciółki, zapytał, jak zdoła mi się za wszystko odwdzięczyć. Mówił o wsparciu, jakie mu okazałam, kiedy niecierpliwie czekał, aż jego ukochana będzie wreszcie wolna. Pomogłam mu wtedy nawiązać wspaniałą relację z Saffeer, córeczką Nahaan, i podpowiedziałam, co powinien zrobić, żeby zdobyć serca obu. Dobrze znając charakter przyjaciółki, przez dwa lata trzymałam jego zapędy na wodzy, bo on najchętniej wkroczyłby do życia ukochanej w dniu, w którym wyniósł się z niego zdradliwy Anzaar. „Zaczekaj”. „Daj Nahaan czas na poukładanie emocji”. „Mało która kobieta byłaby w stanie wejść w nowy związek chwilę po rozpadzie dziesięcioletniego małżeństwa” – przekonywałam. Jednak słowa słowami, a emocje brały górę. Ileż to razy zmuszona byłam błagać Saada, naszego wspólnego znajomego, żeby pomógł mi powstrzymać Naela przed robieniem głupot i zmarnowaniem szansy zdobycia ukochanej. Miał więc mi za co dziękować, bo kiedy doszło do ponownego spotkania, Nahaan zaprosiła go do swojego życia już po pierwszej randce, którą oczywiście wspólnie z Naelem ukartowaliśmy.
– Ja nie jestem tak skomplikowana jak twoja żona – odpowiedziałam na jego pytanie. – Chcę iść na zakupy i nie myśleć, ile mogę wydać – przyznałam otwarcie.
Nie żartowałam. Całe życie ciężko pracowałam, nawet bardzo ciężko, a nigdy nie dorobiłam się znaczących pieniędzy. Kiedy więc nadarzyła się okazja, nie zamierzałam się zastanawiać, czy wypada. Chciałam wygodnego życia, a Nael bez najmniejszych problemów był w stanie mi je podarować. Dzięki temu przez następne miesiące na własnej skórze doświadczyłam, jak wygląda „wstydliwy sekret” Emiratczyków, tylko w moim przypadku żona doskonale o nim wiedziała i co ciekawe, jeszcze wszystkiemu przyklaskiwała. Karta kredytowa, zdrowe posiłki z dostawą do domu, kolekcja torebek mojej ulubionej marki, kosmetyki, perfumy, biżuteria. Mężczyźni tej nacji słynęli ze szczodrości względem kobiet. Nie spodziewałam się natomiast, że zaledwie pół roku po ślubie Nahaan i Naela do drzwi mojego małego mieszkania w przeciętnej dzielnicy Dubaju zapuka agent nieruchomości i wręczy mi tajemniczy kluczyk.
– Gdzie mam zamieszkać? – zapytałam, nie dowierzając jego słowom.
– W Emirates Hills – powtórzył mężczyzna ze spokojem, jakby mówił o dwuletniej toyocie, a nie wykonanym na specjalne zamówienie rolls roysie.
Emirates Hills to jedna z najbardziej luksusowych dzielnic Dubaju i często porównuje się ją do Beverly Hills, ze względu na wspaniałe wille oraz zapierające dech w piersi widoki. Nawet w najśmielszych snach nie śniłam, że kiedyś będę tutaj mieszkać.
A jednak. Na okrągłym stole w jadalni, okazałej, czteropokojowej willi znalazłam akt własności do podpisania i długopis marki Mountblank jako „skromny” dodatek. Nigdy więcej nie zobaczyłam moich starych mebli, sprzętów kuchennych ani nawet ubrań, bo wszystkie zostały zastąpione przez produkty najwyższej jakości, wybrane dla mnie przez znanego wśród elit Dubaju asystenta mody.
– Nael, zwariowałeś! – wykrzyknęłam do męża przyjaciółki, gdy wpadł do mojego nowego domu, by się upewnić, że wszystko jest tak, jak być powinno.
– Jeszcze nie – zapewnił. – Ale to może się wkrótce zmienić – poskarżył się.
Zaprosiłam go do środka i zatrzasnęłam za nami masywne drzwi. Z jakiegoś powodu ten moment przywiódł wspomnienia z przeszłości. W tym roku minie pięć lat od dnia, w którym wpuściłam do swojego mieszkania Anzaara, pierwszego męża Nahaan, zupełnie nie spodziewając się jego zamiarów. Tamta wizyta skończyła się dla mnie ogromną traumą, z którą do teraz nie jestem w stanie sobie poradzić. Świadomość, że dotykał mnie człowiek, którego kochała moja najlepsza przyjaciółka, przyprawia mnie o mdłości. Najgorsze, że przez wiele lat z nikim nie mogłam się tymi emocjami podzielić, szczególnie z nią, bo mężczyzna zagroził, iż zamieni życie Nahaan w piekło, a na koniec odbierze jej córeczkę, jeśli tylko komukolwiek o jego uczynku opowiem. Dlatego milczałam, tłumiąc w sobie żal, dolany do dzbana goryczy, jaki już w sobie nosiłam.
Żeby odgonić przykre wspomnienia, pociągnęłam za cienką gumową bransoletkę, którą nakazała mi nosić pani psycholog, i natychmiast wróciłam do rzeczywistości. Ból fizyczny zmuszał mój umysł do skupienia się na obecnych wydarzeniach, a nie na przeszłości.
– Co się stało? – zapytałam Naela, wmawiając sobie, że w przeciwieństwie do Anzaara on nigdy by mnie nie skrzywdził.
– Za miesiąc walentynki, a ja nie wiem, co kupić Nahaan. – Twarz mężczyzny wyraźnie obrazowała zmartwienia, jakie nim targały.
– No nie wiem… – Udałam, że się zastanawiam. – Może jacht? Albo lepiej kup jej bentleya – zakpiłam.
Nahaan nie była typem kobiety, której można zaimponować pieniędzmi. Ona ceniła sobie uczucia, pomysłowość i zaangażowanie.
– Ale ty potrafisz być okrutna, Mina. Myślałem, że faktycznie masz na myśli coś sensownego.
– Mam, ale nie mogę za każdym razem ci podpowiadać. Nie jestem nieśmiertelna, Nael. Kiedyś odejdę, a ty nagle zaczniesz rozczarowywać ją podarunkami i bańka pryśnie.
Nael wychował się w bajecznie bogatej rodzinie, gdzie wszystko kręciło się wokół pieniędzy. Dlatego trudno mu zrozumieć, że Nahaan uszczęśliwi wyłącznie podarunkami, w których przygotowanie włoży uczucia, a nie dirhamy.
– Nawet tak nie mów. Opłacę najlepszych specjalistów, byle tylko utrzymać cię przy życiu. – Zaśmiałam się.
Jego myślenie obracało się wyłącznie wokół pieniędzy, jakby był w stanie oszukać nimi przeznaczenie. Nahaan nie tylko w tej kwestii była jego całkowitym przeciwieństwem, ale może właśnie dzięki tym różnicom tak bardzo się kochali. Od półtora roku mieszkali w klitce, którą przyjaciółka nabyła po sprzedaży domu rodzinnego w Iraku. Do tej pory nie jest świadoma, że kupcem był jej obecny mąż. Od odejścia Anzaara Nael troszczył się o nią pod każdym względem, ale robił to bardzo dyskretnie.
– Dobrze, podpowiem ci, ale to już ostatni raz – zagroziłam, choć obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że to tylko czcze gadanie. Zawsze będę mu doradzać, bo Nahaan zasłużyła na szczęśliwą rodzinę, a przecież facet miał dobre intencje. – W swojej willi przygotuj pokój dla dziecka, najpiękniejszy, jaki tylko będziesz w stanie stworzyć. Motyw przewodni to oczywiście BFF Cry Babies, ale tego chyba nie muszę ci tłumaczyć.
Nael prawdopodobnie jako jedyny mężczyzna na tej planecie był w stanie nazwać i opisać każdą z bohaterek serialu, i to nawet po przebudzeniu w środku nocy. Do znudzenia oglądali z Saffeer wszystkie odcinki raz za razem.
– Czternastego lutego przygotuj kolację. Skromną – dopowiedziałam szybko. – Żadnej pompy, żadnych balonów, żadnej orkiestry, ale koniecznie kwiaty. Musi to być czerwona kamelia, która Nahaan kojarzy się z jej mamą i Irakiem. Po kolacji zaprowadź ją do pokoju dla dziecka, a następnie zapytaj, czy SĄ – bardzo wyraźnie podkreśliłam to słowo – gotowe wprowadzić się do ciebie.
Siedmioletnia córeczka Nahaan była dla niej całym światem i kiedy Nael robił coś dla nich, nie tylko dla niej, zbierał dodatkowe punkty.
– Nie zgodzi się – zaprzeczył natychmiast.
– Zgodzi się, zaufaj mi.
Wiedziałam, że Nahaan nie jest jeszcze gotowa z przytupem wkroczyć do świata Naela. Byłam jednak przekonana, że pragnie zamieszkać w jego pięknej willi, tylko nadal wstydzi się do tego przyznać. Kiedy Emiratczyk kupił mi dom w okolicy, w której sam mieszkał, przyjaciółka zaczęła przebąkiwać, że jej również marzy się już coś większego. Znałam ją doskonale i wiedziałam, jak bardzo boi się skosztować wygód – z obawy, że nagle zostaną jej odebrane. Nie tylko ja walczyłam ze swoimi traumami.
– Mówiła ci coś? – zapytał, bardzo zainteresowany tym tematem.
To, że zrezygnował z wygód dla miłości, wcale nie znaczyło, że za nimi nie tęsknił.
– Ona? Za żadne skarby by się do tego nie przyznała. Dlatego tak ważne jest, żebyś najpierw urządził pokój dla Saffeer. Łatwiej jej będzie przyznać się do swoich pragnień, kiedy dobro córeczki znajdzie się na pierwszym miejscu – zapewniłam.
Wiedział, że mam rację, i od razu dostrzegłam to w jego rozpromienionej twarzy. Byłam przekonana, że miał ochotę mnie uściskać i zakręcić ze mną pirueta, jednak wyuczona umiejętność kontrolowania emocji powstrzymała go przed ich okazaniem.
– Jesteś genialna, Mina. Ale co z prezentem? – zapytał jeszcze.
– Radzę go odłożyć na kolejną okazję. Dzięki tobie Nahaan ma już wszystko, o czym marzyła. Jeśli wręczysz jej kolejny prezent, pomyśli, że próbujesz nim przekupić jej decyzję o przeprowadzce. Bądź cierpliwy i oszczędny – zażartowałam.
Nahaan zasłużyła na męża, który szczerze ją kocha. Po latach małżeństwa z parszywcem nareszcie była traktowana z należytym szacunkiem.
***
Kiedy Nael wyszedł, rozejrzałam się po moim pięknym salonie. Jedna ze ścian była całkowicie przeszklona i wychodziło się tamtędy na patio, a łukowe okna ciągnęły się aż na piętro. W salonie stały wygodne sofy, na których zdarzyło mi się już przespać niejedną noc. Leżąc na nich, uwielbiałam wpatrywać się w ogromny żyrandol, który zwisał z wysokiego sufitu. Klimatyzacja delikatnie poruszała kryształami, które odbijały światło i mieniły się niczym diamenty. Wystarczyło, żebym włączyła sobie łagodną muzykę i w zasadzie niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Prócz spania – była to moja jedyna forma biernego odpoczynku od aktywnego życia, jakie prowadziłam. Praca w liniach lotniczych KingsJet należała do intensywnych, ale przerwy pomiędzy lotami dawały możliwości podjęcia się dodatkowych zadań: aktywności fizycznej, szkoleniom oraz działalności charytatywnej, która nadawała mojemu życiu większe znaczenie. Gotowa byłam zrobić niemal wszystko, żeby tylko nie myśleć o mojej przeszłości i o tym, jak wiele musiałam poświęcić, by znaleźć się w miejscu, w którym teraz byłam.
Spojrzałam na zegar wiszący obok aneksu kuchennego. Do następnego lotu miałam jeszcze czternaście godzin, a w zasadzie byłam już przygotowana. Uniform wyprasowany i wyperfumowany wisiał w sypialni, produkty higieniczne miałam spakowane, a operacyjny plan lotu, który chwilę wcześniej został mi przesłany z dyspozytorni lotniczej, leżał wydrukowany na wyspie kuchennej. Postanowiłam więc położyć się dzisiaj wcześniej, bo na nadchodzący tydzień miałam zaplanowanych wiele atrakcji.
Dla mnie walka o prawa kobiet rozpoczęła się w momencie, gdy urodziłam się w Teheranie w szczytowym okresie rewolucji irańskiej, w czasie gdy status kobiet szybko się pogarszał.
Nazanin Boniadi
Z ciężkiego snu wybudziły mnie dziwne odgłosy. Najpierw miauczenie kota, później trzask, a na koniec uderzenie w szybę. Nie miałam żadnego zwierzaka, ale doskonale wiedziałam, że uliczne koty lubią zakradać się do kontenerów na śmieci w poszukiwaniu jedzenia. Spojrzałam na zegarek. Było po trzeciej, czyli czas, który Irańczyk nazwałby godziną diabła. W moim kraju bowiem wierzono, że to właśnie pomiędzy trzecią a czwartą nad ranem pojawiają się czarownice, demony i duchy i mają wtedy najpotężniejszą moc. Mnie takie strachy nie martwiły, bo więcej krzywdy zaznałam od ludzi niż w wyniku zjawisk paranormalnych. Przeciągnęłam się leniwie i niechętnie podniosłam z łóżka. Po raz kolejny do moich uszu dobiegło miauczenie. Nie zapalając światła, zeszłam do salonu i natychmiast sięgnęłam po telefon stacjonarny. Wystukałam numer alarmowy, bo najwyraźniej miałam w ogrodzie włamywacza. Czarna postać poruszała się po omacku, więc były duże szanse, że pokonam go jednym zwinnym ciosem. Wyszkolono mnie nie tylko w sztukach walki, ale też świetnie radziłam sobie z opanowaniem emocji w takich sytuacjach. Moim zadaniem jako pracownicy KingsJet była w równym stopniu życzliwa obsługa pasażerów, co ich ochrona w razie ataku czy nawet katastrofy. Nieudolnie skradający się w ogrodzie przestępca stanowił dla mnie worek treningowy, a nie realne zagrożenie. Zdziwiło mnie natomiast, że ktoś w Dubaju miał czelność włamać się do czyjegoś domu. Przecież to od razu skazywało na więzienie i deportację – nie tylko przestępcę, ale też całą jego rodzinę. Musiał więc to być totalny idiota, bo człowiek zdesperowany udałby się raczej do jednej z licznych agencji charytatywnych. Postanowiłam, że nie będę od razu wzywać policji. Dam temu człowiekowi szansę przemyśleć swoje zachowanie i tylko go wystraszę. Podeszłam do włącznika światła, który znajdował się tuż przy oknie, i nacisnęłam. Ogród rozbłysnął rażącym światłem, a z mojego gardła wydobył się niespodziewany krzyk. Tuż za szybą stał bowiem człowiek z zakrwawioną twarzą i zgięty bólem, przyciskał rękę do swojego biodra.
– Saad? – wykrzyknęłam, gdy rozpoznałam mężczyznę, którego początkowo wzięłam za włamywacza. – Co ty, do cholery, wyprawiasz?! – Natychmiast rozsunęłam szklane drzwi, które nas rozdzielały.
Saad był moim przełożonym, to znaczy dawnym przełożonym, bo teraz mieliśmy równą pozycję. Dzięki wpływom Naela zostałam kierownikiem zespołu i teraz to ja trzymałam na pokładzie porządek. Tak jak mówiłam: w arabskim świecie, kiedy przyjaciółka bogato wychodzi za mąż, nie tylko jej życie się zmienia. Wcale nie czułam wstydu, że awans otrzymałam po znajomości. Pracując dla KingsJet przez równe dziesięć lat, zwyczajnie na to zasłużyłam.
– Moje oczy, Mina, jakiś kot mnie podrapał – odezwał się Saad.
Dramatyzował odrobinę, gdyż krew ściekała mu z czoła oraz policzka, ale oczy raczej nie miały kontaktu z kocimi pazurkami.
Pociągnęłam go do salonu. Nie miałam jeszcze apteczki, ale rany przecież nie były głębokie, wystarczyło je zdezynfekować i nakleić plaster.
– Co też ci przyszło do głowy, żeby zakradać się do mojego ogrodu? – ofuknęłam go.
– Nie zakradłem się, przyniosłem twój identyfikator i jak obiecałem, zostawiłem go przy drzwiach wejściowych. Zanim odszedłem, usłyszałem miauczenie kota i zwyczajnie chciałem to sprawdzić. Ruszyłem do ogrodu, gdzie kręcił się kot. Wziąłem go na ręce, a ten mnie zaatakował – poskarżył się, sycząc z bólu, kiedy przemywałam zadrapania.
– W takim razie musiała to być kocica – zażartowałam, ale Saad najwyraźniej zapomniał w tej chwili, czym jest poczucie humoru.
Jęknął, kiedy przetarłam ranę gazikiem nasączonym żelem antybakteryjnym do rąk. Wprawdzie nie był to produkt medyczny, ale przecież najważniejsze, żeby nie wdało się zakażenie.
– Siedź spokojnie, bo niechcący wsadzę ci to do oczu i wtedy naprawdę stracisz wzrok.
– Staram się, ale to boli.
Chyba po raz pierwszy widziałam Saada w takiej sytuacji. Zwykle to on musiał nadstawiać za mnie karku i opiekował się mną, a po awansie stał się dla mnie prawdziwym autorytetem. W zasadzie to jako jedyny przedstawiciel płci przeciwnej przywracał mi wiarę w mężczyzn. Mądry i troskliwy, dbał o każdą ze swoich podwładnych. Nigdy też nie wykorzystał pozycji, by którejś z nas zaimponować. Zresztą nawet nie musiałby się zbytnio starać. Wystarczyło, żeby okazał dziewczynie zainteresowanie. Każda sprzedałaby nerkę, żeby spędzić noc w łóżku tego Palestyńczyka. O jego przerośniętych z powodu akromegalii palcach krążyły w naszym hermetycznym świecie wymyślne historie. Niestety żadnej nie udało się zaciągnąć go do łóżka. Praworządność była jego drugim imieniem.
– Kiedy zapaliłam światło, trzymałeś się za bok. Coś się stało? – zapytałam po naklejeniu ostatniego plastra.
Nie ukrywam, że stanie pomiędzy jego nogami i ciepło promieniujące od ciała pobudziły moją wyobraźnię.
– Nic – zapewnił natychmiast i obciągnął koszulkę, jakby się obawiał, że nagle ją z niego zerwę.
– Jak to nic? Przecież widziałam, że skręcasz się z bólu.
Chciałam to sprawdzić, nie mogłam bezmyślnie wypuścić go z domu. Zanim jednak zdążyłam choćby dotknąć jego koszulki, Saad chwycił moją dłoń i zdecydowanym ruchem ją odepchnął.
– Co ty wyprawiasz? Chcę ci tylko pomóc!
Uraził mnie tym gestem. Owszem, bardzo mnie pociągał, ale nie zamierzałam do niczego go zmuszać.
– Już i tak bardzo mi pomogłaś – stwierdził spokojnie.
Kiedy skierował się do lustra, pomyślałam, że coś przede mną ukrywa. To z kolei jeszcze bardziej mnie rozjuszyło. Wykorzystując moment, kiedy Saad przyglądał się w lustrze plastrom, które chwilę wcześniej mu nakleiłam, podbiegłam i podciągnęłam jego koszulkę. Nie spodziewałam się zobaczyć tego, co zobaczyłam.
– Stłukłeś sobie biodro – stwierdziłam. – Nie mam żadnej maści, ale może masło pomoże.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę aneksu kuchennego, totalnie zaskoczona obrotem sprawy. Co to było? I jakim cudem znalazło się na ciele Saada?
– Posmaruj sobie obolałe miejsce, inaczej jutro będziesz miał wielkiego siniaka – poinstruowałam, udając, że jedyne, co mnie zatrwożyło, to zaczerwienienie powstałe po uderzeniu o brzeg cementowej donicy, w której rósł bukszpan wiecznie zielony.
Saad przyjął ode mnie pojemnik i potarł koniuszkami palców śliską masę. Przyglądałam się temu jak oczarowana. Faktycznie było coś pociągającego w jego ruchach czy raczej to kwestia wstrzemięźliwego życia, jakie od trzech lat prowadziłam? Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, zachowywałam się wręcz bezceremonialnie, zapewne stawiając go w bardzo niezręcznej sytuacji. Dopiero kiedy wsunął rękę pod koszulkę, udało mi się pozbierać myśli.
– Musisz na siebie uważać – odezwałam się trochę bez sensu.
– Będę – zapewnił i oddał mi pojemnik z masłem. – Muszę się zbierać. – Bez dalszych wyjaśnień skierował się do drzwi. – Wybacz, że cię obudziłem. Za kilka godzin masz lot, musisz się dobrze wyspać – tłumaczył mi jak dziecku.
Od kiedy Saad zaprzyjaźnił się z Naelem, nasza znajomość wyszła poza strefę biznesową. Mogłabym nawet uznać, że zostaliśmy przyjaciółmi, choć była to wyłącznie kwestia jego wyboru. Od kiedy zaczęliśmy widywać się poza pokładem samolotu i więcej rozmawiać o życiu prywatnym, polubiłam go jeszcze bardziej. To z kolei sprawiło, że znaleźliśmy się w kilku bardzo niebezpiecznych sytuacjach, gdy nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Pragnęłam Saada i czasami miałam pewność, że on pragnął mnie. A jednak do tej pory nie udało mi się go złamać, nad czym skrycie ubolewałam. Słowa „skrycie” używam tutaj z pełną świadomością. Za żadne skarby świata nie przyznałabym się, jak bardzo pragnę tego mężczyzny. Problem w tym, że on w każdej sytuacji kierował się ustalonymi zasadami. Ja zaś żyłam, prowadzona porywami niezaspokojonego ciała oraz serca.
Moje rozważania przerwało nagłe trzaśnięcie drzwiami, co w moim sercu odbiło się dziwną pustką. Wiedziałam, że nie będę już w stanie zasnąć. Zresztą jaki to miało sens, skoro za niecałe dwie godziny i tak musiałabym wstać? Pogrążona w myślach, chwyciłam cienki kocyk i usiadłam w moim ulubionym miejscu – na sofie tuż przy oknie, skąd miałam idealny widok na zielony ogród. Lampki nadal rozświetlały każdy jego zakamarek. Architekt przepięknie zagospodarował ten niewielki skrawek ziemi, znajdując miejsce na altankę, fontannę i huśtawkę, na której mogły zmieścić się dwie dorosłe osoby.
Kto by pomyślał, że życie tamtej dziewczynki wydanej za prawie czterdziestoletniego człowieka zmieni się tak diametralnie? Że z pomiatanej służki wyrosnę na kobietę doskonale zdającą sobie sprawę z własnych pragnień? Nagle tuż obok mnie pojawiła się biała kotka. Jakby nigdy nic wskoczyła na sofę i zaczęła czyścić swoje lekko przybrudzone futerko. Bez wątpienia miała kiedyś właściciela, choć musiała uciec od niego już jakiś czas temu. Po szybkiej toalecie zwinęła się przy moim boku w kłębek i zaczęła równomiernie pomrukiwać, jakby to miejsce od zawsze było jej domem. Bardzo mnie to zaskoczyło, nawet nie byłam w stanie zareagować. Dlaczego ludzie nie mają w sobie odwagi, by tak łatwo sięgać po marzenia? Dlaczego u nas nic nie jest takie proste? Odchyliłam głowę i znów zapatrzyłam się na kryształowy żyrandol. Tysiące diamencików połyskiwało na moim suficie niczym gwiazdy na irańskim niebie. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i wtedy przypomniałam sobie mały skrawek męskiej skóry, który przypadkiem dzisiaj dostrzegłam. Ale skąd te blizny? Grube, wypukłe, dużo bielsze od czekoladowej karnacji.
Co skrywasz, Saadzie? Co skrywasz pod fasadą niedostępności? – pomyślałam i przyłożyłam ucho do ciała pomrukującej kotki.
Redakcja
Barbara Kaszubowska
Korekta
Beata Gołkowska
Skład i łamanie wersji do druku
Łukasz Slotorsz
Projekt graficzny okładki
Anna Slotorsz
Zdjęcie wykorzystane na okładce
©AdobeStock
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2025
© Copyright by Kinga Jesman, Warszawa 2025
Wydanie pierwsze
ISBN: 9788383299921
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
WYDAWCA
Agencja Wydawniczo-Reklamowa
Skarpa Warszawska Sp. z o.o.
ul. K.K. Baczyńskiego 1 lok. 2
00-036 Warszawa
tel. 22 416 15 81
www.skarpawarszawska.pl
@skarpawarszawska
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Okładka
Strona tytułowa
Deklaracja
Rozdział 1
Rozdział 2
Strona redakcyjna
Spis treści