Start a Fire - Wolf Julia - ebook + audiobook

Start a Fire ebook i audiobook

Wolf Julia

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Szkolny bad boy obrał ją sobie na cel!
Dla fanów Punk 57 i Dręczyciela.
Osiemnastoletnia Grace Patel po dwóch latach wróciła do starej szkoły. Chce, żeby tym razem wszystko było inaczej niż wcześniej. Nie będzie starała się zyskać uznania w oczach rówieśników, postawi na dobre stopnie i spróbuje być niewidzialną na korytarzach.
Jednak już pierwsze dni w szkole pokazują, że to niemożliwe. Przykuła uwagę Sebastiana Vegi: chłopaka, o którym marzyły wszystkie dziewczyny, a który w niej wzbudzał jedynie strach. Wystarczyło, że na nią spojrzał, by Grace czuła na plecach dreszcze przerażenia.
Co takiego miał w sobie, że do tego stopnia tak na nią działał? Dlaczego wybrał właśnie ją? I czy jest szansa, że da jej spokój?
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 444

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 47 min

Lektor: JULIA WOLF

Oceny
4,3 (267 ocen)
148
64
37
12
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
joasiiaaa

Nie oderwiesz się od lektury

Mam mieszane uczucia co do tej książki. Szybko się ją czyta i jest napisana w bardzo przyjemny sposób. Największe "ale" zdobywa u mnie relacja głównych bohaterów, która jakby nie patrzeć jest w dużej mierze toksyczna. Plusem było dojrzewanie relacji, choć nadal coś mi tam zgrzytało. Podsumowując książka fajna do przeczytania, ale momentami powodująca pojawienie się chęci wyrzucenia bohatera przez okno.
30
PolaNegrid

Całkiem niezła

Mam mocno mieszane uczucia. Pani Wolf ma lekki, całkiem przyjemny styl pisania, ale... bohaterowie było taaaaacy męczący.... Wiem, że to młodzieżówka, więc nie miałam wygórowanych oczekiwań, nie mam nic przeciwko pokazywaniu bohaterów popełniających błędy, ale tutaj... oni zachowywali się tak głupio.... Bohaterka co kilka stron przypomina sobie i czytelnikom jaki to jej chłopak jest niebezpieczny i groźny i życie jej niszczy, ale lezie za nim jak ćma w ogień. Może i dobrze, że przypomina, bo z samych wydarzeń jakoś nie widać. 🙄
20
MizzuAyo
(edytowany)

Całkiem niezła

Nawet fajna książka, ale ostatnia afera była dość irytująca. Nic ciekawego. Trochę tak wciśnięte na siłę. Poza tym ta sytuacja na plaży jest naprawdę obrzydliwa. Tutaj moje serce naprawdę bolało. Po czymś takim jeszcze się wiązać z facetem? Toksycznie na kilometr. I powód dlaczego ją tak traktował był naprawdę głupi i nie poważny.
20
madlenna1

Całkiem niezła

Mam wrażenie ze juz to wszystko czytałam w innych książkach. Nie jest zla ale tez nie zaskakuje
20
embog

Nie polecam

Niestety nie pojmuje fenomenu tej książki. Bardzo się przy niej męczyłam. Główna bohaterką jest bardzo irytującą. W głowie mówi,że czegoś bardzo nie chce, a jednak to robi. I tak w kółko. Główny bohater też jest irytujący. Dodatkowo mam wrażenie,że autorka na siłę pisała ,, młodzieżówkę". Większość dialogów była dla mnie drętwienie i mocno na siłę.
10

Popularność




Tytuł oryginału

Start a Fire

Copyright ©  2021 by Julia Wolf

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Łakuta

Korekta:

Elżbieta Wołoszyńska-Wiśniewska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-336-2

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Miałam plan. Opracowałam go w głowie. Chciałam wkroczyć do szkoły w swoich europejskich ubraniach, ze zmierzwionymi włosami i nastawieniem: Nie dam się, do cholery, i wszystko powinno być inaczej. Chodziłabym na zajęcia z plastyki i angielskiego. Podczas lunchu omijałabym stołówkę i wygrzewała się na trawie na zewnątrz, rozkoszując się słońcem. Jeśli miałabym przyjaciół – świetnie. Jeśli nie, nie potrzebowałabym nikogo więcej.

Jednak jest coś, czego już bym nie powtórzyła – nie wzięłabym udziału w wyścigu szczurów, w walce o popularność. Niekończący się bieg po coś zupełnie nieosiągalnego. Nie dałabym się złapać na potrzebę aprobaty ze strony moich popularnych rówieśników i na pewno nie starałabym się o przyjęcie do zespołu cheerleaderek.

Nie w tym roku.

Właśnie skończyłam osiemnaście lat i miałam to wszystko za sobą. Szkoda, że bycie ponad tym wszystkim nie wyglądało dobrze w podaniach do college’u.

Wymagało to pewnego wysiłku, ale przestałam żyć według nieoficjalnych zasad Savage River High School dwa lata temu, kiedy opuściłam to miasto. Teraz, gdy wróciłam, nie miałam zamiaru pozwolić, by panujące tu zasady znów kontrolowały moje życie.

– Wyglądasz śmiesznie.

Odwróciłam się i zauważyłam mamę stojącą w drzwiach do łazienki, uśmiechała się do mnie.

– Dziękuję, najdroższa matko. Czy nigdy nie słyszałaś o tym, że nastolatki są delikatne i kruche? Że mają trudności z akceptacją swojego wyglądu? Czy to nie jest coś, czego powinnaś mieć świadomość, zanim bocian dostarczył ci dziecko? – wypaliłam.

Oparła się o framugę drzwi, śmiejąc się.

– Cholera, nikt mi nie powiedział, że bocian to też jakaś opcja. A ja wypchnęłam cię z mojej… – Wskazuje dłonią na swoje krocze.

Zmarszczyłam brwi.

– Ach, więc najwyraźniej przegapiłaś lekcje dotyczące rodzicielstwa – droczyłam się.

– Pewnie tak. Wiem, że strasznie cię zawiodłam, droga córko – powiedziała poważnym tonem, przykładając rękę do piersi, po czym kontynuowała: – Nigdy nie poświęciłam ci wystarczająco dużo uwagi i nie dałam zbyt wiele czułości, zamiast tego zamykałam cię w twoim pokoju i to bez kolacji. Jak udało ci się przetrwać?

Parsknęłam tak głośno, że przez moment brzmiałam jak świnka. Mama zaśmiała się, przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.

– Kocham cię, kochanie. Wyglądasz uroczo – powiedziała, kołysząc się ze mną w przód i w tył.

Mama jest niziutka jak krasnal ogrodowy i musiałam się schylić, żeby ją przytulić. Ludzie często dziwili się, że jestem jej córką, ponieważ mam ciemniejszą karnację, a ona jasną, jestem wysoka, a ona niska, moje rysy twarzy są ostre, ona zaś ma elfią urodę.

Kiedy mnie puściła, wygładziłam dłońmi moją zwiewną, brązowo-szarą, cieniutką sukienkę.

– Myślisz, że dobrze wyglądam? – zapytałam.

– Oczywiście. Jeśli twoim celem jest wywołanie zawałów serc chłopców, jesteś na dobrej drodze. Opadną im szczęki, gdy cię zobaczą. – Puściła mi oczko.

Przewróciłam oczami i odpowiedziałam:

– Musisz tak mówić, bo jesteś moją mamą. Zapewniam cię, że wszystkie szczęki pozostaną na swoim miejscu.

Również przewróciła oczami i uśmiechnęła się.

– Jak uważasz. – Westchnęła. – Jesteś gotowa do wyjścia, czy potrzebujesz kolejnej godziny na pindrzenie się?

Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i wygładziłam falujące, lekko napuszone włosy. Naprawdę się postarałam, wyglądałam nieźle.

– Jestem gotowa – oznajmiłam, spoglądając na rodzicielkę.

Oba nasze plecaki firmy JanSport leżały już przy drzwiach wejściowych. Mama wybrała klasyczny czarny model, a ja bordowy i wykonany z włoskiej skóry. Kupiłam go za bezcen na bazarku w Rzymie rok temu, a do tej pory wygląda perfekcyjnie.

– Czekaj! – zawołałam.

Mama odwróciła się, przewieszając plecak przez ramię.

– Co? – zapytała, lekko się uśmiechając.

– Czy tradycja nie nakazuje, aby zrobić zdjęcie z pierwszego dnia szkoły? – Wyjęłam telefon i włączyłam aparat, szykując się na małą sesję.

– Eh… dzieciaku, myślę, że zamieniłyśmy się rolami. – Machnęła mi dłonią przed twarzą. – Hello, tu twoja matka.

– Ciii. Pozuj do zdjęcia.

W końcu przybrała pozę, trzymając kciukami paski plecaka. Skończyła czterdzieści lat kilka miesięcy temu, ale wyglądała, jakby czas się dla niej zatrzymał w wieku dwudziestu pięciu lat. Już w gimnazjum moi koledzy się w niej podkochiwali. Nie winiłam ich, ale kiedy zaczęły się pojawiać szepty o „MILF”, zdusiłam to w zarodku. Mama była niesamowicie piękna, ale naprawdę nie chciałam słuchać o tym, że moi przyjaciele chcą ją…

Zadrżałam, starając się wybić to sobie z głowy. Nie mogłam nawet dokończyć tej myśli.

Kiedy odłożyłam telefon, mama otworzyła drzwi i wyszłyśmy na rozległy parking przed naszym wieżowcem. Żyłyśmy na krawędzi, zajmując mieszkanie na parterze, ale żebracy nie mogą być wybredni. Musiałyśmy szybko znaleźć jakieś miejsce do życia, a ta miejscówka była najlepszą opcją. Nasze okna wychodziły na dobrze oświetlony parking, więc przynajmniej nie było zboczeńców czających się w okolicznych krzakach, próbujących ukradkiem zerknąć w nasze okna.

W drodze do szkoły mama przygryzała dolną wargę i mocno trzymała kierownicę.

– Zdenerwowana? – zapytałam.

Zerknęła na mnie kątem oka.

– To chyba ja powinnam cię o to zapytać.

– Możesz, ale to dla nas obu ważne wydarzenie. Widać, że jesteś bardzo zdenerwowana – wyznałam, patrząc na nią uważnie.

Zerknęła na mnie ponownie.

– A jakim cudem ty jesteś taka spokojna i opanowana?

Tak naprawdę nie byłam. Mój żołądek zaciskał się z nerwów, ale cieszyłam się, że nie widać po mnie stresu.

– Mam plan. Jest niezawodny. Nic nie zepsuje mi dobrego humoru i pozytywnego nastawienia – oznajmiłam.

– Cóż, ja nie mam żadnego planu. – Mama wzruszyła ramionami. – Nie byłam w szkole od lat. Jest ryzyko, że zrobię z siebie kompletnego głupka przed wszystkimi fajnymi studentami. A co, jeśli będą projekty grupowe? Nikt nie będzie chciał babci w swoim zespole. – Skrzywiła się.

Śmiejąc się, potarłam jej ramię.

– Jeśli pójdziesz tam i będziesz się zachowywała jak neurotyczna babcia, to masz rację, nikt cię nie polubi. No i wątpię też w to, że już pierwszego dnia będzie do zrobienia jakiś projekt grupowy.

Zatrzymała auto przy mojej szkole i odwróciła się, by na mnie spojrzeć. Widziałam, że ma łzy w oczach.

– Będzie dobrze, dzieciaku.

Musiałam zagryźć policzek, żeby się nie rozkleić i nie martwić jej jeszcze bardziej.

– Oczywiście. Damy czadu.

Pochyliła się i mocno mnie przytuliła, próbując dodać mi otuchy.

– Kocham cię, Grace. Miłego rozpoczęcia ostatniej klasy liceum! – rzuciła, mierzwiąc mi włosy.

– Też cię kocham, mamo. Miej niesamowity pierwszy dzień w college’u. Czasami jakieś sekty czają się na naiwnych świeżaków na kampusach, więc uważaj na siebie. – Puściłam jej oczko.

Parsknęła, odpychając mnie od siebie.

– Wynoś się stąd, mądralo – rzuciła, śmiejąc się.

Patrzyłam, jak odjeżdża, zostawiając mnie na gwarnym chodniku przed Savage River High School. Nie byłam tu od pierwszego roku. Choć ja zmieniłam się nie do poznania, to to miejsce wyglądało ciągle tak samo.

Gdy byłam tu ostatnio, miałam czternaście lat, a ten wysoki, imponujący budynek mnie onieśmielał. W tamtym czasie dobrze bawiłam się z przyjaciółmi i nigdy nie dałam po sobie poznać strachu. W moim towarzystwie tak się nie robiło. Przyznanie się do słabości mogłoby cię zniszczyć.

Patrząc na ten budynek, do którego codziennie przychodziło ponad cztery tysiące nastolatków, czułam to samo onieśmielenie. A może tylko odrobinę mniejsze.

Ponieważ nie miałam zamiaru ponownie zadawać się z moją starą ekipą, postanowiłam przejść przez te zatłoczone korytarze i pozostać anonimowa. To całkiem łatwe, gdy w mojej grupie wiekowej jest prawie tysiąc osób.

Zadzwonił dzwonek, sygnalizujący, że zostało pięć minut do rozpoczęcia lekcji. To było to. Nowy początek w starym miejscu.

Wzięłam głęboki wdech, a potem jeszcze jeden, zanim wkroczyłam w tłum, pozwalając się ponieść.

I tak to się zaczyna.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Nastąpiła pomyłka.

Trzymałam w dłoni plan lekcji i chciałam podać go doradczyni, która wyglądała na zbitą z tropu przez samą moją obecność.

– Mam matematykę biznesową w moim planie – kontynuowałam. – To nie jest… nie zapisałam się na to.

Pani Davis stukała w klawiaturę, nie odpowiadając ani nie dając żadnego znaku, że w ogóle mnie słyszy.

Przybiegłam do jej biura prosto z lekcji, ściskając plan zajęć w zaciśniętej pięści. Powinnam być na socjologii, ale zamiast tego siedziałam w jej obskurnym biurze wielkości szafy.

– Nie ma żadnego błędu, pani Patel – odpowiedziała znudzonym tonem. – Nie ma pani wystarczająco dużo punktów ze zwykłej matematyki, aby ukończyć przedmiot w terminie, więc została pani przydzielona do matematyki biznesowej.

Usiadłam na krawędzi fotela.

– Ale w mojej poprzedniej szkole brałam udział w zajęciach wyrównawczych z matematyki. Nie rozumiem… Dlaczego miałabym nie być umieszczona w klasie matematycznej? – Zmarszczyłam brwi.

W końcu spojrzała na mnie, zerkając przez swoje okulary.

– Tak, i ledwo zdałaś ten przedmiot, kończąc z dwójką na świadectwie. Umieściłam cię w klasie z o wiele mniejszymi wymaganiami. Matematyka nie jest przedmiotem dla każdego – wyznała protekcjonalnie, po czym zacisnęła usta w wąską linię.

Trzymając się krawędzi jej biurka, przygotowałam się do błagania. Nie było mowy, żebym została tylko z tą biznesową matematyką.

– Były okoliczności łagodzące. Moje oceny są zazwyczaj dużo lepsze – przekonywałam.

Złożyła ręce pod brodą, rzucając mi pełne politowania spojrzenie.

– Bardzo mi przykro z powodu twojej straty, Grace – powiedziała, po czym westchnęła głęboko. – Ale czy nie sądzisz, że lepiej mieć łatwiejsze zajęcia, które pozwolą ukończyć ten rok? Reszta twojego planu jest wypełniona po brzegi. Weź tę biznesową matematykę i zdobądź łatwą piątkę.

– Ja… nie sądzę, że będę pasowała do tej klasy.

Westchnęła ponownie.

– Dlaczego nie? – zapytała.

– Bo… czy ta klasa nie jest dla uczniów, którzy nie planują iść na studia? – Próbowałam ująć to dyplomatycznie.

Tym razem jej spojrzenie było mniej litościwe.

– Nie mam zamiaru kontynuować tej dyskusji – burknęła. – Weźmiesz udział w przydzielonych ci przedmiotach i miejmy nadzieję, że poprawisz swoją średnią ocen na tyle, by dostać się do wybranego przez siebie college’u. Uwierz mi, będziesz mi dziękować, kiedy prześlizgniesz się przez te zajęcia. I szczerze mówiąc, młoda damo, możesz nauczyć się trochę pokory, będąc w klasie z dzieciakami, których największym zmartwieniem nie jest to, w jakim kolorze powinno być BMW, które kupią im rodzice – rzuciła ostro.

Wzdrygnęłam się na jej słowa. Uderzyło mnie to na wielu poziomach.

– To nie jest jedno z moich zmartwień – powiedziałam pod nosem.

– Tak, cóż… – Wyrównała stos papierów na swoim biurku. – Czy jest coś jeszcze, w czym mogłabym ci pomóc?

– Tak, jest. Mój przydział szafki. Jest na dole, w północnym skrzydle. Czy istnieje szansa, żebym dostała szafkę na górze?

– Nie, przykro mi. Masz szczęście, że w ogóle dostałaś szafkę. W tym roku jesteśmy zapełnieni w stu dwudziestu pięciu procentach. Mogę ci jedynie zaproponować, abyś brała ze sobą większy plecak, jeśli nie chcesz tyle spacerować po szkole. – Spojrzała na ekran swojego komputera. – W sali w północnym skrzydle są zajęcia z matematyki biznesowej, nie powinno to być zbyt uciążliwe.

Pokonała mnie. Wyszłam z jej biura i poszłam na pierwsze zajęcia. Niezauważona wślizgnęłam się na tył sali i dusiłam się w swojej frustracji przez całą lekcję. Gryzłam ołówek i słuchałam, jak nauczyciel omawia program nauczania na ten rok.

Wszyscy wiedzieli, czym jest matematyka biznesowa. Wymyślili specjalną nazwę, ale nie było w tym kursie nic nadzwyczajnego. To były zajęcia dla dzieciaków, które miały skończyć szkołę dzięki samej obecności. Uczy się tu, jak wypisywać czeki i płacić rachunki. Tak mówi się o tym przedmiocie na korytarzach. Nigdy nie znałam nikogo, kto chodził na te zajęcia.

Zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli się pakować i wybiegać za drzwi. Nie spieszyłam się. Martwiłam się kolejnymi lekcjami.

– Grace?

Cholera. Spojrzałam na dziewczynę, która zatrzymała się przy moim biurku. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że nie była częścią mojej starej ekipy. Pamiętałam ją – Rebecca Lim, ale wszyscy nazywali ją Bex. Byłyśmy razem na plastyce na pierwszym roku i połączyła nas miłość do anime i filmów Tima Burtona.

Uśmiechnęłam się.

– Hej, Bex – przywitałam się.

Chwyciłam swój plecak i przewiesiłam go przez ramię. Górowałam nad koleżanką, ale nie tak bardzo jak kiedyś. Urosła o kilka centymetrów w ciągu ostatnich kilku lat.

– Wróciłaś? – Jej długa, czarna grzywka zasłaniała ciemne oprawki okularów. Bex lubiła styl emo, który naprawdę do niej pasował. Zabiłabym za jej dżinsy z suwakami krzyżującymi się losowo na nogawkach.

– Tak – potwierdziłam. – Przeprowadziłyśmy się z mamą w zeszłym tygodniu.

Przeszła ze mną na korytarz. Odgłos tysięcy uczniów zmieniających klasy w tym samym czasie był niemal ogłuszający. Musiałam się pochylić, żeby ją usłyszeć.

– Jakie zajęcia masz w następnej kolejności? – zapytała.

Wskazałam palcem kierunek, w którym musiałam się udać.

– Muszę iść w tamtą stronę. Będziesz na lunchu?

Przytaknęła z entuzjazmem.

– Tak. Musimy nadrobić zaległości. Mam wrażenie, że widzę ducha!

Poklepałam się po ramieniu.

– Duch? – Zaśmiałam się. – Jestem prawdziwa.

Szturchnęła mnie.

– Tak. Totalnie prawdziwa. Lepiej już pobiegnę. Muszę się dostać na trzecie piętro. – Zatrzymała się na sekundę. – Dobrze cię widzieć, Grace.

– Ciebie też. – Byłam zaskoczona, bo naprawdę tak myślałam. Nie sądziłam, że będę tęsknić za kimś z tej szkoły, ale okazało się, że tak. Miałyśmy zupełnie inne kręgi znajomych i nie mogłam sobie przypomnieć, żebyśmy rozmawiały ze sobą o czymś poza sztuką, ale ja już z tym skończyłam. Bex Lim mnie zaintrygowała i była pierwszą przyjazną twarzą, jaką dziś zobaczyłam, więc do diabła, tak, zjem z nią lunch.

Przeszłam przez klasę do hiszpańskiego, nie widząc nikogo znajomego, a potem zeszłam na dół i ruszyłam przez labirynt, jakim było dolne piętro. Zanim poszłam na matematykę biznesową, zatrzymałam się przy mojej szafce i zostawiłam w niej kilka książek.

Mój żołądek zacisnął się z nerwów, kiedy zbliżałam się do sali. Dlaczego denerwowałam się na tych zajęciach, skoro to hiszpański był dla mnie nowością? Nie umiałam sobie na to odpowiedzieć. Nie znałam uczniów z żadnej z klas, chociaż niektóre twarze z ostatniej lekcji były znajome. Może denerwowałam się, dlatego że nie wiedziałam, czego się spodziewać.

Gdy weszłam, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Znalazłam miejsce z tyłu i rozejrzałam się po klasie. Dziewczyny z ustami pomalowanymi na czerwono siedziały na biurkach chłopaków z przodu sali, przyglądając się tatuażom na ich ramionach. Muzyka dudniła ze słuchawek chłopaka przede mną. Kilkoro uczniów grało na swoich telefonach, a dziewczyna po przekątnej ode mnie wyryła czymś ostrym wyraz „fuck” na swoim biurku. Nauczyciel siedział przy swoim stoliku, wertując podręcznik.

Puste krzesło obok mnie zajął jakiś chłopak. Próbowałam się wtopić, być niewidzialna, więc nawet nie odwróciłam głowy, żeby na niego zerknąć.

– Hej – przywitał się.

Najwyraźniej on miał inną taktykę. Mimo to utrzymałam swoją pozycję, odmawiając spojrzenia. Mój wzrok był skierowany na nauczyciela. Miałam wrażenie, że każda kolejna strona podręcznika wprawia go w jeszcze większą panikę. Wyglądał, jakby dopiero teraz poznawał podręcznik i program lekcji, którą ma prowadzić.

– Co robisz w tej klasie, bogata dziewczyno? Zgubiłaś się? – prychnął mój kolega z ławki.

Zerknęłam na niego, nie ruszając głową. Dostrzegłam szeroki uśmiech i dzikie, kręcone włosy. Uznałam, że pewnie nie odpuści i brzmi dość przyjaźnie, więc postanowiłam w końcu się do niego odwrócić, mimo że wkurzyłam się na słowa „bogata dziewczyna”.

Był słodki. Gorący, naprawdę. Jego gęste, kręcone włosy opadały beztrosko i dumnie na twarz i ramiona. Miał na sobie markową piłkarską koszulkę, spod której odznaczały się mięśnie. Nie mogłam sobie przypomnieć, żebym go kiedykolwiek wcześniej widziała, i byłam pewna, że zapamiętałabym taki uśmiech i to wszystko, co teraz robi na mnie piorunujące wrażenie.

– Och, w końcu mnie zauważyłaś. – Uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę. – Nie znam cię, ale czuję, że powinienem. Jestem Gabe.

Uścisnęłam jego dłoń, pozwalając sobie odwzajemnić uśmiech.

– Grace.

Jego brwi powędrowały w górę.

– Och, serio? Jakbyś była pełna wdzięku i gówna jednocześnie? – przekomarzał się.

– Bardziej jak aktorka, która została zamieniona w księżniczkę. Przynajmniej tak tłumaczyli to moi rodzice, kiedy zapytałam o powód wybrania takiego imienia.

Przytaknął, zerkając na coś ponad moim ramieniem.

– Wszystko to jest bardzo interesujące, Grace. Ale muszę ci coś wyznać: siedzisz na miejscu mojego przyjaciela Basha, więc będę musiał cię poprosić, abyś przesunęła swój fajny, mały tyłeczek z tego miejsca. – Puścił mi oczko.

Zaskoczona, odsunęłam się.

– Jak to może być czyjeś miejsce? To pierwszy dzień szkoły – wyznałam.

Wzruszył ramionami.

– Jest jak jest. Może jednak zmienisz miejsce?

Ktoś uderzył w moje krzesło od tyłu. Ponieważ dążyłam do bycia niewidzialną i nie chciałam robić sceny, zebrałam swoje rzeczy i zaczęłam wstawać. Akurat wtedy ktoś ponownie uderzył w krzesło, przez co podskoczyłam i przesunęłam się w stronę Gabe’a. Uderzyłam biodrem w róg biurka, czułam, jak powietrze zatrzymuje mi się w płucach, a ręce usztywniają się na blacie, powstrzymując mnie przed wywróceniem się.

Gabe złapał moje nadgarstki, gdy biurko przesunęło się do przodu.

– Uważaj – ostrzegł. – Niezdarna z ciebie księżniczka.

Ktoś wciąż stał za moimi plecami, a palce Gabe’a były mocno zaciśnięte wokół moich nadgarstków. Próbowałam się wyrwać, co sprawiło, że uśmiechnął się szerzej. Miałam wrażenie, że mój upór go bawi.

– Puść – wykrztusiłam, wykręcając moje nadgarstki w jego rękach.

Ku mojemu zaskoczeniu, od razu się zastosował do polecenia, uwalniając mnie i trzymając w górze własne ręce w geście poddania.

Wyprostowałam się i uniosłam podbródek, po czym ruszyłam przez salę. Nie zauważyłam nikogo przy biurku Gabe’a ani nie dostrzegłam, aby ktoś się na mnie gapił. Jedyne wolne miejsce było z przodu. Kiedy usiadłam, nauczyciel spojrzał w górę, przeskanował klasę, po czym wrócił do przerzucania stron podręcznika.

W trakcie zajęć nie wydarzyło się nic więcej. Nauczyciel w końcu się odezwał, by sprawdzić obecność, a następnie rozdał sylabus. Z bliska wyglądał, jakby sam niedawno skończył z liceum. Założę się, że to była jego pierwsza praca. Nikt nie zwracał na niego uwagi, a tylko połowa z obecnych osób faktycznie odpowiedziała, gdy wywołał ich nazwiska. Kiedy zadzwonił dzwonek, widać było ulgę na jego twarzy.

Lekcja się skończyła i nadeszła pora lunchu. Gdy wychodziłam z pomieszczenia, Gabe zawołał:

– Pa, mała księżniczko!

Nie zatrzymałam się ani nie obejrzałam za siebie. Nie zamierzałam nawiązywać jakichkolwiek relacji.

Zatrzymałam się przy mojej szafce, żeby wziąć przygotowany rano lunch, a ręce mi się trzęsły, kiedy próbowałam ją otworzyć. Ta gówniana sytuacja w klasie wstrząsnęła mną bardziej, niż bym chciała. Ten rok miał być wolny od dramatów, a jednak byłam tu, w połowie pierwszego dnia, i już zostałam wyrzucona z mojego miejsca przez uśmiechniętego łobuza.

Bex czekała na mnie przy drzwiach i razem znalazłyśmy miejsce na trybunach. Gdy tylko usiadłam na ciepłym metalu, westchnęłam głośno i przeciągle.

– Tak źle? – zapytała.

– Tak. Nie. Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami i kręciłam głową, by rozluźnić mięśnie karku. – Moje mięśnie są obolałe od tego, jak spięta byłam przez cały dzień.

Zmarszczyła się, co spowodowało, że od jej kolczyka w nosie odbiło się słońce.

– Co się stało?

Nie miałam ochoty się w to wdawać. Zaprzeczenie było moją ulubioną taktyką, dzięki temu mogłam unikać kłopotliwych tematów. Jeśli nie wyrażę swoich obaw, może pozostaną one w mojej głowie i nie staną się realne.

– Ten dupek na zajęciach z matematyki biznesowej… Po prostu od tej pory będę wiedziała, żeby trzymać się od niego z daleka.

– Matematyka biznesowa? Dlaczego jesteś w tej klasie? – Zdziwiła się.

Przewróciłam oczami.

– Matematyka w zeszłym roku szła mi fatalnie i pani Davis uznała, że muszę nauczyć się pokory, żebym nie zmieniała się w snobkę. Osobiście uważam, że sugerowanie, że mogłabym się nauczyć pokory od uczestników zajęć z matematyki biznesowej, jest trochę obraźliwe, ale co ja tam wiem.

– Pani Davis zawsze martwiła się o innych, a przy tym była nieco stuknięta. Próbowała mnie przekonać, że nie potrzebuję rozszerzonych zajęć plastycznych w tym roku. – Skrzywiła się. – Jak mogłabym chcieć siedzieć na zwykłych zajęciach z plastyki, ucząc się pokory, skoro mogłabym zdobyć punkty na studia i faktycznie nauczyć się czegoś pożytecznego.

Ożywiłam się.

– Ja też zapisałam się na te rozszerzone zajęcia. Dzięki Bogu będę znała kogoś z tej klasy.

– Fajnie, fajnie. Czy nadal zajmujesz się rzeźbiarstwem? Pamiętam, że kiedyś to robiłaś – przypomniała.

– Tak, nadal się tym zajmuję. W mojej szkole w Szwajcarii uczyłam się pracy z metalem – wyjaśniłam.

– Szwajcaria? Myślałam, że to plotka, jak cała reszta. Ale ty naprawdę pojechałaś w Alpy. – Pokiwała głową z uznaniem.

Wyjęłam kanapkę z papieru śniadaniowego i zgniotłam go w kulkę.

– Nie wiem, co jeszcze ludzie o mnie mówili, i wolałabym nie wiedzieć. Ale część dotycząca Szwajcarii jest prawdziwa. Tydzień temu wróciłyśmy tutaj.

Słyszałam wystarczająco dużo plotek i insynuacji, jeszcze zanim się przeprowadziłyśmy, i miałam wrażenie, że to nasiliło się, gdy byłam już poza kontynentem. Wtedy pozwoliłam, żeby to się rozeszło po kościach. Nie planowałam powrotu do tego miasta ani do tej szkoły.

Ale cóż, nawet najlepiej ułożone plany zawodzą, i oto jestem.

Bex miała kilka pytań o Szwajcarię, na które chętnie odpowiadałam. To był temat, z którym nie miałam problemów. Kiedy jej ciekawość została zaspokojona, obie spakowałyśmy resztki naszych posiłków i ruszyłyśmy w dół po schodach.

– Więc, jak to jest z tobą? Nie przyjaźniłaś się z tą dziewczyną, Cassie? – zapytałam.

Nie próbowałam patrzeć darowanemu koniowi w zęby, ale musiałam się dowiedzieć, dlaczego Bex była tak gotowa, chętna i zdecydowana do przebywania ze mną. Była tu przez cały czas mojej nieobecności i pamiętałam, że miała dobrą przyjaciółkę, z którą spędzała większość czasu.

Jęknęła.

– Tak, jest moją najlepszą przyjaciółką, ale spójrz. – Wskazała na zacieniony obszar pod trybunami. Byli tam ludzie, ale nie mogłam ich rozpoznać. – Ona jest z tym facetem, Aidenem, od lata. Jej życie w dużej mierze kręci się wokół niego. Są tam, miejmy nadzieję, że tylko się całują, ale kto wie. Jeśli kiedykolwiek złapiesz mnie pod trybunami z kolesiem, proszę, zamknij mnie w najbliższym szpitalu psychiatrycznym, bo najwyraźniej oszalałam.

Prychnęłam. Jestem pewna, że za nic w świecie nikt by mnie tam nie znalazł.

– Więc, jestem opcją „B”, co? – Chciałam szturchnąć ją ramieniem, ale z naszą różnicą wzrostu, moje ramię uderzyłoby w bok jej głowy.

– Jeśli Cassie nadal będzie mnie olewać dla swojego chłopaka, możesz szybko stać się opcją „A”. – Puściła mi oczko.

Śmiejąc się, zatrzymałyśmy się, aby wyrzucić śmieci do kosza. Kiedy się odwróciłyśmy, żeby wrócić do środka, oddech uwiązł mi w piersi i złapałam Bex za ramię.

– To ten dupek z moich zajęć. – Skinęłam głową w stronę ściany przy drzwiach, przy której stała grupa chłopców. Gabe stał na środku między nimi, długie nogi skrzyżował w kostce, a maniakalny uśmiech skierował na faceta obok niego.

I to właśnie ten chłopak obok niego sprawił, że zabrakło mi tchu. Patrzył wprost na mnie i nie było to miłe spojrzenie. Zmarszczył brwi i zacisnął szczękę, jakby próbował rzucić na mnie zaklęcie.

Nikt nigdy nie patrzył na mnie w ten sposób, a tym bardziej chłopak, na którego nigdy w życiu nie spojrzałam. I, och, zapamiętałabym tego chłopca.

– Tak, Gabe jest totalnym dupkiem. Tak naprawdę go nie znam, ale słyszałam, że wsadza kutasa we wszystko, co się rusza. Więc, wiesz, najlepiej trzymaj się z daleka. Chyba że masz na niego ochotę – powiedziała Bex.

Obróciłam głowę w jej stronę.

– Nie. Nie jestem nim zainteresowana, a zwłaszcza tym, co nosi w spodniach. – Mój protest wybrzmiał mocniej, niż to planowałam.

Bex podeszła bliżej

– Nie miałam tego na myśli, Grace.

– Wiem, że nie. Przepraszam. – Zamknęłam oczy na chwilę, a następnie otworzyłam je i uśmiechnęłam się życzliwie do koleżanki. – Kim jest ten drugi facet? Ten zamyślony?

– Masz na myśli tego przystojniaka? To Sebastian Vega. Tak naprawdę to go nie znam, nigdy nie mieliśmy razem zajęć ani nic, ale czasami go obserwuję.

Sebastian? Ten od uderzenia? Ten, który pchnął mnie na biurko.

Świetnie. Głupi, ale cholernie gorący chłopak, który wygląda, jakbym właśnie zamordowała jego kota, będzie ze mną w klasie każdego dnia, razem ze swoim lekko obłąkanym przyjacielem.

Zadzwonił dzwonek i nie mogłyśmy dłużej zwlekać z ruszeniem na zajęcia, chociaż Gabe i jego kumple najwyraźniej się tak nie spieszyli. Bex i ja postanowiłyśmy przejść obok nich, starając się nie patrzeć w ich stronę.

Myślałam, że będziemy bezpieczne, gdy miniemy ich cicho, ale wtedy poczułam, że czyjaś ręka wsunęła się pod mój plecak i objęła mnie wokół talii, przyciągając do umięśnionego ciała.

– Nie zamierzasz się przywitać, mała księżniczko? – zapytał Gabe z tym jego cholernym uśmieszkiem.

Odepchnęłam go, a on natychmiast odpuścił.

– Wiesz co, tak nie może być. Nie będziesz mnie dotykał, kiedy tylko chcesz, i nazywał głupimi, infantylnymi przezwiskami. Nie pozwolę, żebyś ze mnie drwił, więc możesz przestać już teraz – warknęłam, patrząc mu prosto w oczy.

Chłopaki za nim zarechotali. Cóż… z wyjątkiem Sebastiana. Jego oczy znów były wbite we mnie, i tym razem zamiast patrzeć na mnie, jakbym zamordowała jego zwierzaka, wyglądał, jakby mógł zamordować mojego. Albo może mnie. Ten chłopak nigdy się do mnie nie odzywał ani mnie nie dotykał, ale sprawiał, że trochę się bałam.

Powinnam się bać, ale Gabe wycofał się, kiedy mu kazałam, więc strach mnie opuścił. Byłam zirytowana, ale nie wystraszona. W dodatku zaintrygował mnie przystojny tajemniczy nieznajomy.

– Cóż, w porządku, Grace. Zgaduję, że w takim razie nie będziemy przyjaciółmi. Widzę, że nie masz na to ochoty – wycedził Gabe od niechcenia. Towarzyszyła mu pewność siebie, co sprawiło, że moja reakcja wydała się trochę przesadzona. Pochylił się do Bex. – Pani Lim, zawsze miło panią widzieć.

Pociągnęłam Bex w kierunku sali, gdzie miałyśmy mieć zajęcia, zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć coś jeszcze.

– Co to było, do cholery? – zapytała, żądając wyjaśnień.

– Nie mam pojęcia. Czemu Gabe zachowuje się jak kutas?

Zadrżała.

– Znał moje nazwisko. Ohyda. Czuję się teraz brudna. Muszę wziąć prysznic z wybielaczem.

Roześmiałam się.

– Myślę, że to dość wstydliwy typ, nawet jeśli jest kutasem.

Bex prychnęła, wpadając na mnie.

– Dobre spostrzeżenie. Ale lepiej nie mów tego na głos. Idziemy na zajęcia?

– Tak.

ROZDZIAŁ TRZECI

Łatwo było się zgubić w morzu czterech tysięcy nastolatków, którzy byli bardziej zainteresowani sobą niż ludźmi wokół nich. Udało mi się dotrzeć do miejsca, gdzie miałam mieć ostatnie zajęcia, angielski, nie będąc zauważoną.

Ławki w sali ustawiono w kręgu, a naprzeciwko mnie siedziała Elena Sanderson, moja najlepsza przyjaciółka z czasów szkoły podstawowej. Śliczna blondwłosa cheerleaderka, która niegdyś odwróciła się ode mnie nagle i bez wytłumaczenia. Wzięła iskrę z plotki i oblała ją benzyną, próbując spalić mnie doszczętnie.

Obok niej stał Nate Bergen – baseballista. Trafił w genetyczną dziesiątkę, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. W innych dziedzinach brakowało mu czegoś istotnego, czegoś, co miała większość z nas.

Ich uwaga była skupiona na sobie nawzajem, dopóki nasza nauczycielka nie zabrała się do pracy.

– Grace Patel – zawołała, a ja w moment stałam się jedynym obiektem zainteresowania.

Elena zmarszczyła brwi, krzyżując ręce na piersi.

Reakcja Nate’a była wolniejsza, ale jego usta powoli ułożyły się w zarozumiały uśmieszek; usiadł na swoim krześle, machając do mnie.

Pozostałam neutralna, nie odmachałam Nate’owi ani nie zignorowałam ich, po prostu tkwiłam na swoim miejscu i zapisywałam wszystko, co powiedziała nauczycielka. Albo chociaż próbowałam. Przeważnie bazgrałam w moim zeszycie, żeby zająć czymś myśli i nie martwić się, co się stanie po zakończeniu zajęć.

Kiedy zadzwonił dzwonek, byłam już spakowana, więc wstałam i spokojnie skierowałam się do drzwi.

– Grace!

Zatrzymałam się. Czekałam. Elena chwyciła mnie za łokieć, podchodząc bliżej.

– Naprawdę zamierzałaś wyjść bez słowa? – zapytała, a brzmiała tak, jakby poczuła się urażona. Gdybym jej nie znała i nie pamiętała tych wszystkich rzeczy, które mi powiedziała, uwierzyłabym jej. Ale ja ją znałam. Jeśli była urażona, to tylko dlatego, że ludzie nie zwracali na nią uwagi.

– Hej, El. Sorka. Po prostu spieszyłam się, aby dostać się do mojej szafki. Jest na dole, w lochu.

Skrzywiła się.

– O nie, co takiego zrobiłaś, że dostałaś szafkę tam na dole? – zapytała, a potem zachichotała, jakby wiedziała dokładnie, co zrobiłam.

– Grace… Co tam u ciebie, kumpelo? – Nate przewiesił swoją ciężką rękę przez moje ramię, a drugą wokół Eleny. – Nie piszesz, nie dzwonisz… wszyscy myśleli, że zwiałaś bez słowa. Ale najwyraźniej nie jesteś zaginioną duszą, bo jednak cię tu widzę.

Obdarzyłam go słabym uśmiechem. Jego dotyk sprawił, że czułam się źle.

– Cześć, Nate. Wróciłam, nie ukrywam się. Ale muszę już iść. – Schyliłam się pod jego ramieniem i przeszłam przez drzwi. – Zobaczymy się jutro na zajęciach. Możemy wtedy nadrobić zaległości.

Obracając się na pięcie, praktycznie pobiegłam na schody. Powinnam była to lepiej zaplanować. Powinnam była zabrać z szafki moją książkę do hiszpańskiego przed ostatnią lekcją. Teraz muszę biec sprintem, żeby złapać mój autobus.

Dotarłam do korytarza, gdzie była moja szafka, ale los nie był po mojej stronie. Nie, los postanowił być dzisiaj suką.

Sebastian Vega opierał się o moją szafkę, podczas gdy jedna z dziewczyn z ustami pomalowanymi na czerwono opierała się o niego. Jej dłonie spoczywały na jego klatce piersiowej, a on trzymał swoje na jej biodrach.

Przez chwilę zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Potrzebowałam tej książki.

Gdy ruszyłam w stronę szafki, zwróciłam uwagę Sebastiana. Jego ręce oderwały się od ładnej dziewczyny i powędrowały do kieszeni jego spodni. Obserwował mnie z ciekawością i czymś, co wydawało się też wrogością.

– Przepraszam. – Udało mi się powstrzymać drżenie głosu. – To moja szafka.

Podniósł grubą brew, nie ruszając się ani o centymetr.

– Czy mógłbyś się przesunąć? Muszę wziąć książkę, a spieszę się, bo nie chcę się spóźnić na autobus – wyjaśniłam.

Wpatrywał się we mnie, nieruchomy jak posąg.

Dziewczyna stanęła naprzeciwko mnie, odciągając mój wzrok od Sebastiana, i przyjrzała mi się uważnie. Nie patrzyła wrogo, jakbym wkraczała na jej terytorium. Bardziej, jakbym była kosmitką, która właśnie wylądowała na jej planecie.

– Czy nie chodzisz ze mną na matematykę biznesową?

Westchnęłam, przeczuwając, że nie ominę tej niezręcznej gadki i spóźnię się na autobus.

– Chyba tak. Kojarzę twoje ładne czerwone usta. – Wyciągnęłam do niej rękę, co wydawało się dziwnie formalne jak na szkołę średnią, ale czułam, że warto to zrobić.

– Jestem Grace. Czy mogłabyś powiedzieć swojemu chłopakowi, żeby się przesunął? – poprosiłam.

Jej oczy błądziły do Sebastiana, a potem z powrotem do mnie. Niepewnie podała mi rękę.

– Jestem Helen, a on nie jest moim chłopakiem. Nie ruszy się też, jeśli nie będzie chciał. – Wycofała się, przygryzając wargę, by stłumić grymas. – Baw się dobrze!

Ruszyła pustym korytarzem, zostawiając mnie samą z Sebastianem.

Musiałam podjąć decyzję: uciekać w przerażeniu czy nie ustępować. Jeśli zacznę uciekać, on może zacząć mnie gonić. Nie miałam pojęcia, jaka była jego motywacja, ale bycie z nim sam na sam w tym korytarzu sprawiło, że zaczęłam zamierać ze stresu.

– Przepraszam. – Wskazałam na moją szafkę za nim. – Gdybyś przesunął się o kilkanaście centymetrów, byłabym niesamowicie wdzięczna.

Zadrwił, pozwalając swoim oczom wędrować po moim ciele; przesuwał spojrzeniem od moich stóp, przez łydki, cienki materiał sukienki układający się zwiewnie na moim ciele, dekolt i obojczyki, zanim wrócił do moich oczu.

– Nie zamierzasz mi się przedstawić? – Jego głos był jak pokryta futerkiem rękawica przemierzającą moją skórę, sprawiająca, że pokryłaby mnie gęsia skórka. Prawie pochyliłam się bliżej, aby usłyszeć więcej.

– Co? Dlaczego?

Jego ręka uniosła się i złapał mój podbródek między kciuk a palec wskazujący. W tym geście wybrzmiała wyraźna dominacja. Złapał mnie trochę mocniej, niż to było konieczne, ale nie tak mocno, żeby bolało. Chciał, żebym wiedziała, kto sprawuje kontrolę nad tym spotkaniem – i to na pewno nie byłam ja.

– Staram się być uprzejmy, wiesz? Przedstawiłaś się mojemu kumplowi. Powiedziałaś Helen, jak masz na imię. Ale nie powiedziałaś do mnie ani słowa. Dlaczego?

Ze strachu zaczęły drżeć mi ręce. Ten chłopak mnie przerażał. Trzymał mój podbródek tylko między dwoma palcami, ale ja czułam się uwięziona – uwięziona w tym korytarzu, czekając na to, czy mnie uwolni, czy będzie trzymał w niewoli.

Wzięłam głęboki wdech i stanęłam sztywno. Przypomniałam sobie, przez co przeszłam w ciągu minionych lat, i sprawiłam, że ta świadomość dodała mi siły.

– Jestem Grace Patel i naprawdę wolałabym, żebyś przestał mnie dotykać.

Ty psychopato. Wpakuję ci kolano w twoje pierdolone jaja, jeśli tego nie zrobisz. Wydrapię ci oczy, jeśli podejdziesz bliżej. Nigdy więcej mnie nie dotykaj.

Stał prosto, zaledwie centymetry ode mnie. Jestem wysoka, ale on też, a w moich butach staliśmy prawie nos w nos. Założę się, że wykorzystywał swój wzrost do zastraszania, ale dla mnie bycie na równi z nim było równie onieśmielające.

Potrząsnął głową, a jego ręka przesunęła się wzdłuż mojej szczęki, zatrzymując się na karku pod moimi włosami.

– Myślę, że chciałaś powiedzieć dużo więcej niż to, ale nie zrobiłaś tego. Dlaczego?

Oblizałam wargi, czując się sparaliżowana. Jego nieugięte spojrzenie było jak pustynne słońce bijące na mnie. Nie było cienia, nie było możliwości, by się schować.

– Potrzebuję tylko mojej książki do hiszpańskiego. Sprawiasz, że czuję się bardzo nieswojo. – Skrzywiłam się.

Jego palce przesuwały się tam i z powrotem po mojej szyi, dotyk był tak lekki, że być może poczułabym łaskotki, gdyby nie to, że uznałam go za groźny. Nie, nie było mi do śmiechu. Włączył się mój instynkt walki lub ucieczki, a moje kolana ugięły się w przygotowaniu do biegu. Upieranie się przy tym, aby dostać to, czego chcę, brzmiało jak najgorsza decyzja w życiu.

– W porządku. – Puścił mnie, unosząc ręce do góry i odsuwając się na bok. – Weź swoją książkę do hiszpańskiego, Grace.

Moje ręce wciąż drżały, przez co potrzebowałam trzech prób, aby poprawnie wpisać kod do szafki. Sebastian patrzył, jak przekręcam zamek, a ja byłam pewna, że zapamiętał szyfr. Będę się o to martwić później. Teraz miałam jakieś trzydzieści sekund, żeby zabrać stąd książkę i może zdążyć na autobus.

Chwyciłam podręcznik i zatrzasnęłam szafkę. Gdy już miałam biec, ramię Sebastiana zablokowało mi drogę, zamykając mnie w klatce. Moje plecy zostały wciśnięte w chłodny metal, a zamek wbijał mi się w kręgosłup.

– Możesz nazywać mnie Bash – powiedział.

– Przesuń się, Bash. Muszę zdążyć na autobus.

Jego niski rechot przeniknął bezpośrednio do mojego centralnego układu nerwowego, powodując zwarcie.

– Domyślam się, że już jesteś na niego spóźniona. Mogę cię odwieźć do domu – zaproponował.

Mój mózg eksplodował. Facet naprawdę był szalony, jeśli myślał, że skorzystam z jego propozycji.

– Wiesz co, nie. Nigdzie się z tobą nie wybieram. Coś wymyślę, jeśli faktycznie spóźniłam się na autobus. Puść mnie. Niewiele dzieli mnie od tego, by zacząć wrzeszczeć – ostrzegłam.

Wodził knykciami po moim policzku w sposób, który byłby słodki i czuły, gdyby nie to, że był dla mnie zupełnie obcym człowiekiem, który wydawał się zastraszać mnie, poprzez pokazywanie, kto tu ma jaja.

– Do zobaczenia jutro, Grace. – Opuścił rękę, uwalniając mnie.

Wyminęłam go i ruszyłam korytarzem; szłam niepewnie, potykając się. Zerknęłam przez ramię. Nadal był przy mojej szafce, jednym ramieniem opierając się o nią i obserwując, jak odchodzę.

Wiedziałam, co zastanę na zewnątrz, ale brak autobusów wciąż sprawiał, że serce mi się ściskało. Mama pracowała tego dnia do ósmej, więc nie mogła mnie odebrać. Musiałabym iść na piechotę. Nie był to los gorszy od śmierci. Nasz kompleks apartamentów znajdował się zaledwie nieco ponad trzy kilometry od szkoły, a temperatura była całkiem łagodna jak na późne kalifornijskie lato.

Podczas wędrówki wzdłuż chodnika sprawdziłam, jak moje małe miasto zmieniło się w ciągu ostatnich lat. Tak bardzo się różniło od naszego małego miasteczka w Szwajcarii. Mieszkałyśmy bliżej Włoch, w dolinie z winnicami i lasami, po których często spacerowałam z przyjaciółmi. Tutaj mieszkałyśmy trzydzieści minut od plaży, godzinę od gór, kolejną godzinę od pustyni. Kiedy Elena i ja byłyśmy przyjaciółkami, spędzałyśmy weekendy na plaży.

Centrum Savage River znajdowało się półtora kilometra od szkoły. Zatrzymałam się w kawiarni, do której lata temu chodziłam z przyjaciółmi, i zamówiłam mrożoną kawę, a potem ruszyłam dalej.

Niedaleko centrum otwarto nowy sklep. Graffiti na boku budynku przykuło mój wzrok. Jaskrawa farba wirowała po cegle, tworząc Wielką falę w Kanagawie, jeden z ulubionych obrazów mojego taty. Trudno było uwierzyć, że zostało to zrobione farbą w sprayu. Fakt, że na fali znajdowała się deskorolka, sprawił, że podobało mi się to jeszcze bardziej.

Z ciekawości otworzyłam drzwi do sklepu, a głośna muzyka reggae kazała mi wejść do środka. Ściany były pokryte deskorolkami, od połowy aż po sufit. Przejechałam palcami po gładkich deskach, lubiłam to uczucie.

– Szukasz deski? – Dwudziestokilkuletni mężczyzna z dredami do pasa oparł się ramieniem o stojak z ubraniami, obdarzając mnie uśmiechem.

– Nie, nigdy w życiu nie jeździłam na deskorolce. Podobała mi się sztuka na zewnątrz i pomyślałam, że tu zajrzę – wyjaśniłam, nadal rozglądając się po wnętrzu.

Pokiwał głową.

– Powiem Vegas, że tak powiedziałaś. Zapraszamy do rozejrzenia się, spędzenia czasu, cokolwiek. Jestem Preston, tak przy okazji. Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebowała.

Preston kierował się z powrotem do swojej miejscówki za ladą, ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł, więc zawołałam jego imię, żeby go zatrzymać.

– Czy nie szukasz przypadkiem pracowników? – zapytałam. Mama po zajęciach pracowała w call center, więc przez większość nocy byłam zdana na siebie. Nie cieszyłam się na siedzenie samej w naszym małym mieszkaniu, a dodatkowa kasa by mi się przydała.

Zakołysał się na piętach, spojrzał na mnie i westchnął.

– Masz doświadczenie?

– Nie – odpowiedziałam szczerze.

Zaśmiał się.

– Nie jeździsz na desce, nie masz doświadczenia. Całkiem bezczelne, by szukać pracy w sklepie z deskami. Podoba mi się to! – Klasnął w dłonie.

– Myślę, że to idealnie opisuje moje kwalifikacje. Bezczelna jak cholera i nie boję się rozmawiać z chłopakami na deskach. Poza tym jestem piekielnie inteligentna, więc nie będziesz musiał się powtarzać, ucząc mnie pracy tutaj. I jestem uczciwa do upadłego, spytaj mojej mamy – zareklamowałam się.

Preston zaśmiał się głośniej.

– Właściwie to szukam kogoś na dwie nocki w tygodniu. Jestem tu przez większość czasu, a moja żona, Carly, zwykle jest w pobliżu. Powiem ci coś, Carly wyszła właśnie po kawę. Poczekaj chwilę, a jeśli ją przekonasz do siebie, ta praca jest twoja. – Puścił mi oczko.

Godzinę później wyszłam z Savage Wheel z pracą i uroczą parą vansów w kratę, które kupiłam z moją nową zniżką pracowniczą.

Mój dzień był do dupy, ale przynajmniej kończył się kilkoma miłymi punktami. Szczerze mówiąc, było lepiej, niż się spodziewałam. Miałam Bex, sztukę i pracę. Tak, kilku chłopaków bez poczucia przestrzeni osobistej zbliżyło się do mnie bardziej, niż bym chciała, ale stracili zainteresowanie, kiedy nie dostali ode mnie tego, czego chcieli. A jeśli nie przestaną się mnie czepiać? Cóż, nie bez powodu nosiłam buty ze stalowymi czubkami.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Na matematyce biznesowej zajęłam miejsce z przodu sali. Pan Klaski podniósł wzrok znad swojego telefonu i uśmiechnął się do mnie.

– Dzień dobry. Grace, prawda? – zapytał radośnie.

– Tak. – Założyłam włosy za ucho. – Dzień dobry.

Wstał zza biurka, przeszedł wokół niego i oparł się o nie tyłkiem. Zrobił coś w stylu „jestem-twoim-przyjacielem-a-nie-tylko-nauczycielem”, czego prawdopodobnie nauczył się w college’u.

– Jak mija ci drugi dzień w szkole?

– Średnio. – Skrzyżowałam nogi, siadając bokiem na swoim miejscu. – A jak twój?

Parsknął śmiechem, a jego policzki zabarwiły się lekko.

– To aż tak oczywiste?

– Masz w sobie coś nowego, świeżego, coś, czego większość nauczycieli tutaj nie ma. – Przysunęłam dłonie do ust. – Myślę też, że nowych nauczycieli specjalnie trzymają na dolnym piętrze, w tym lochu.

Gdy nauczyciel śmiał się z mojego komentarza, Gabe i Sebastian weszli do klasy, zatrzymując się przy moim biurku i patrząc na mnie z góry.

– Naprawdę, mała księżniczko? Nauczyciel? – Gabe prychnął i potrząsnął głową.

– Nie mam zielonego pojęcia, co masz na myśli. – Obróciłam się, zerkając na kolegów z klasy kątem oka.

Gabe pochylił się i wyszeptał mi do ucha:

– Jesteś na moim miejscu.

– Wczoraj siedziałeś z tyłu – wysyczałam.

– Zdecydowałem, że jednak chcę siedzieć tutaj. – Odwrócił się gwałtownie do nauczyciela. – Proszę pana, czy mógłby pan poprosić Grace o zmianę miejsca? Mam problemy ze wzrokiem i naprawdę muszę siedzieć z przodu.

Mimowolnie otworzyłam usta ze zdziwienia. Co za dupek. Połowa klasy zaczęła się śmiać, a pan Klaski się jąkał.

Zaczęłam pakować swoje rzeczy, zanim nauczyciel miał szansę odpowiedzieć.

– Nie ma sprawy. Zapraszam na to miejsce.

Podczas gdy Gabe gapił się na mnie, stojąc przed moim biurkiem, Sebastian stanął w przejściu. Nie ruszył się, by zrobić mi miejsce, więc kiedy próbowałam przecisnąć się obok niego, moja klatka piersiowa musnęła jego. Uśmiechnął się, a potem poszedł za mną, gdy torowałam sobie drogę na tył sali.

Kiedy zajął puste miejsce obok mnie, musiałam stłumić dreszcz. Kątem oka widziałam, jak podskakuje na krześle, jakby dla niego i jego kumpla kopanie dziewczyny było codziennością. Jego spojrzenie skupione było na mnie, przenikało do mojej świadomości, doprowadzając mnie do lekkiego szaleństwa.

Zależało mu na tym, abym zareagowała. Z jakiegoś powodu ten chłopak uznał, że mój strach jest fascynujący. Nie planowałam dać mu tego, czego chciał. Nie dzisiaj. Nie w sali lekcyjnej, która miała być bezpieczna. Może gdyby znów mnie osaczył w opuszczonym korytarzu, ale nie tutaj.

Pan Klaski wygłosił drżącym głosem wykład na temat tworzenia budżetu zarówno domowego, jak i biznesowego, i szczerze mówiąc, uznałam ten temat za bardzo ciekawy, mimo że nie byłam pozytywnie nastawiona do tych zajęć. Słuchałam uważnie i wszystko notowałam w zeszycie. W pewnym momencie Sebastian zaśmiał się pod nosem, a ja bez patrzenia na niego wiedziałam, że to było skierowane do mnie.

Pod koniec zajęć Sebastian wyszedł za mną, a Gabe czekał przy drzwiach. Ignorując ich, zatrzymałam się przy swojej szafce, żeby zabrać wszystko, co będzie mi potrzebne na drugą część dnia, w tym mój lunch. Obserwowali mnie, sprawiając, że czułam się jak eksponat w muzeum.

– Flirtowanie z nauczycielem to naprawdę kiepski pomysł, wiesz? – stwierdził Gabe, kiedy zatrzasnęłam szafkę.

Posłałam mu piorunujące spojrzenie. Takie insynuacje były naprawdę krzywdzące. Wystarczyło szepnąć coś do ucha nieodpowiedniej osobie i rozprzestrzeniały się jak ogień. Chyba już nie będę rozmawiała z panem Klaskim.

– Więc dobrze, że z nim nie flirtowałam. – Przepchnęłam się obok nich, kierując się w stronę sali, w której miałam mieć następne zajęcia.

Ruszyli za mną, dostosowując swoje tempo do mojego.

– Kiedy zaczniesz nosić swoją króciutką spódniczkę cheerleaderki? – zapytał Gabe.

Zignorowałam go i szłam dalej. Dlaczego, do cholery, ta szkoła była tak ogromna?

– Ona nie będzie z tobą rozmawiać, człowieku. Dziewczyna przypadkiem utknęła z nami na matmie biznesowej. Nie może się doczekać, aż wróci na zajęcia do swoich ziomków. – Słowa Sebastiana zabrzmiały jak drwina.

To była przynęta, której nie zamierzałam ruszać. Nie znałam tego chłopaka, a on wyrobił sobie o mnie jakąś fałszywą opinię. Chciał, żebym zaprzeczyła, prawdopodobnie po to, żeby mógł przedstawić dowody, które udowodnią jego rację.

– Jejku, nie zamierzasz ze mną rozmawiać, Grace? – Gabe wysunął dolną wargę, próbując wykrzesać smutny wyraz twarzy, jakbym właśnie złamała mu serce.

– Myślałam, że omówiliśmy to wczoraj, Gabe. Nie mam nic więcej do powiedzenia. – Przewróciłam oczami, nie przerywając marszu.

Ruszyłam w górę schodów z moimi ochroniarzami-prześladowcami za plecami.

– Ładne majteczki w wisienki, mała księżniczko – powiedział Gabe, znajdując się kilka stopni za mną.

Moja ręka powędrowała na dół spódnicy, przyciskając ją do tylnej części ud. Wtedy zdałam sobie sprawę, że mam czarne szorty pod spódnicą, a to znaczy, że Gabe znowu się ze mną droczył.

Jego śmiech odbijał się echem po całej klatce schodowej, a ja naprawdę zastanawiałam się, czy nie ma ochoty pożegnać się ze swoim życiem – zwłaszcza wtedy, gdy zarzucił rękę na moje ramiona na szczycie schodów.

– Och, no dalej, Grace. Bądźmy przyjaciółmi – powiedział Gabe.

– Dlaczego mnie dotykasz? To nie jest w porządku. – Strąciłam jego ramię.

– Ona nie chce, żeby jej małe przyjaciółki cheerleaderki myślały, że zadaje się z takimi jak my – powiedział Sebastian.

– Mów za siebie, koleś. Ja mam cholernie dobry gust i klasę. – Gabe wygładził przód swojej koszulki firmy Adidas i uśmiechnął się w typowy dla siebie, maniakalny sposób.

Bex czekała na mnie przy drzwiach prowadzących na zewnątrz. Kiedy zobaczyła, że zbliżam się z moimi uporczywymi cieniami, jej oczy się rozszerzyły.

Przyspieszyłam i ci dwaj goryle pozwolili mi odejść, choć byłam świadoma tego, że mogliby mnie zatrzymać, gdyby tylko chcieli. Ta szkoła była tak duża, nauczyciele tak przepracowani i nieogarnięci, że nikogo nie obchodziło, że dwóch masywnych facetów podąża korytarzami za dziewczyną.

Byłam zdana sama na siebie.

Miałam tylko nadzieję, że powoli stawałam się dla nich nudna.

Bex i ja szybko udałyśmy się na trybuny, a gdy dotarłyśmy, wepchnęłam sobie kanapkę do ust, zanim koleżanka zdążyła mnie przesłuchać. Podczas jedzenia myślałam o tym, co powiedzieli Bash i Gabe. O tym, że jestem dla nich za dobra – albo przynajmniej, że myślę, że jestem dla nich za dobra. I o moich koleżankach cheerleaderkach. Lubiłam wierzyć, że nie jestem tą samą dziewczyną, którą byłam w wieku piętnastu lat, ale nie sądziłam, że byłam wtedy aż tak beznadziejna.

– Jakie miałaś zdanie na mój temat, gdy byłyśmy na pierwszym roku? – zapytałam.

Bex odłożyła kanapkę i przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.

– Cóż – zaczęła – lubiłam spędzać z tobą czas na zajęciach plastycznych.

– A poza zajęciami plastycznymi? – dopytywałam.

– Nie istniałaś. Gdy wychodziłaś z sali, pochłaniała cię jakaś dziwna pustka, która otaczała całą twoją ekipę przyjaciółek. Stawałaś się jedną z nich, a one były naprawdę okropne. Nadal są. – Położyła dłoń na moim kolanie. – Proszę, powiedz mi, że nie zamierzasz znowu zostać cheerleaderką-robotem.

Roześmiałabym się, ale na jej twarzy widniało prawdziwe zmartwienie.

– Nie masz się o co martwić. Myślę, że doszczętnie spaliłam za sobą mosty, więc nawet gdybym chciała wrócić do składu, to nie mam na to szans – wyjaśniłam, wypuszczając głośno powietrze. – Cholera, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam zepsuta.

– Czy Gabe coś ci nagadał? I dlatego zadajesz mi takie pytania? – Zmarszczyła brwi.

– Raczej Sebastian. On chyba naprawdę mnie nienawidzi, a ja tego nie rozumiem. Nie pamiętam go w ogóle. Wątpię, żebyśmy kiedykolwiek wcześniej się spotkali. – Wzruszyłam ramionami.

Bex posłała mi porozumiewawczy uśmiech.

– Bo pamiętałabyś, do cholery, tego intrygującego, psychopatycznego osobnika, prawda? – Puściła mi oczko.

Prawie zadławiłam się jedzeniem.

– Więc nie jestem jedyną osobą, która uważa, że ten koleś wygląda jak potencjalny seryjny morderca?

– Może. – Tym razem to ona wzruszyła ramionami. – Ale pewnie wsiadłabym do jego morderczej furgonetki.

Roześmiałam się.

– Martwię się o ciebie, Bex – zażartowałam.

Resztę lunchu spędziłyśmy, rozmawiając o projekcie fotograficznym, który Bex planowała dodać do swojego portfolio, a ja starałam się zablokować myśli na temat Sebastiana Vegi, próbowałam go wyrzucić z mojego umysłu. Czułam się spokojniejsza, kiedy wróciłyśmy do środka.

Kiedy weszłyśmy do szkoły, ręka Bex wylądowała na moim ramieniu.

– Chciałabym, żebyś poszła ze mną na mecz piłki nożnej w sobotę wieczorem. Cassie wylizałaby mi cipkę, bylebym tylko z nią poszła, bo tak bardzo chce zobaczyć Aidena w grze, ale nie ma mowy, że pójdę z nią sama, bo później znów mnie oleje. – Zatrzepotała rzęsami. – Proszę?

– Piłka nożna? Naprawdę? – Skrzywiłam się.

– Jesteś mi to winna za ratowanie cię na stołówce, kilka dni z rzędu – przypomniała.

Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się.

– Dobrze. Nie będzie tam żadnych cheerleaderek, prawda? – zapytałam z nadzieją.

– Nie. Nie sądzę, żeby twoje kumpele chodziły na mecze piłki nożnej.

– Byłe kumpele – poprawiłam.

Machnęła lekceważąco ręką i wykrzyknęła:

– Nieważne. – Uśmiechnęła się i poszła na swoje zajęcia.