Śmierć komiwojażera - Miller Arthur - ebook

Śmierć komiwojażera ebook

Miller Arthur

0,0

Opis

[PK]

 

 

Nowy przekład najsłynniejszej i dwukrotnie zekranizowanej sztuki wybitnego amerykańskiego dramaturga. Ostatni dzień z życia wędrownego sprzedawcy, który nie potrafi odnaleźć się w realiach twardej, bezwzględnej rzeczywistości. Uświadamia sobie, że całe jego życie jest porażką. Zasady i wartości, którym hołduje okazują się mitami i kłamstwem. Nie spełnia się ani jako handlowiec, ani jako mąż i ojciec. Myśl o zabezpieczeniu przyszłości najbliższym podsuwa Lomanowi zaskakujące wyjście z sytuacji. Historia rodziny Lomanów, chociaż osadzona w amerykańskich realiach, posiada wymiar uniwersalny, jest bardzo aktualna i bliska naszej codzienności. „Śmierć komiwojażera” to jedno z najwybitniejszych dzieł Arthura Millera. Sztuka była uhonorowana nagrodą Pulitzera, wielokrotnie wystawiana na deskach teatrów na całym świecie i sfilmowana przez Volkera Schlöndorffa.

 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.

Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.

 

Książka dostępna w zasobach:

Biblioteka Publiczna Gminy Grodzisk Mazowiecki

Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (2)

Miejska Biblioteka Publiczna w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna w Gdyni

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 134

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




śmierć komiwojażera

Arthur Miller

śmierć komiwojażera

Przetożyia

Anna Bańkowska

Prószyński i S-ko

Tytuł oryginału:

DEATH OF A SALESMAN

Copyright © Arthur Miller, 1949, 1977

All rights reserved

Zdjęcie na okładce: Agencja BE&W

Projekt okładki: Maciej Trzebiecki

Redakcja: Magdalena Koziej

Redaktor prowadzący: Renata Smolińska

Korekta: Bronisława Dziedzic-Wesołowska

Łamanie: Ewa Wójcik

ISBN 978-83-7648-230-9

Warszawa 2009

Wydawca:

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7

www.proszynski.pl

Druk i oprawa:

Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca SA

30-011 Kraków, ul. Wrocławska 53

OSOBY

(według kolejności występowania]

Willy Loman

Linda

Biff

Happy

Bernard

Kobieta

Charley

Wuj Ben

Howard Wagner

Jenny

Stanley

Panna Forsythe

Letta

Akcja rozgrywa się w domu i na podwórzu Willy’ego Lomana, a także w różnych odwiedzanych przez niego miejscach dzisiejszego* Nowego Jorku i Bostonu.

* Tzn. na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku (przyp. dum.).

AKTI

Słychać dźwięki fletu. Cicha, subtelna melodia kojarzy się z trawą, drzewami, horyzontem. Kurtyna idzie w górę.

Przed nami dom komiwojażera. Ze wszystkich stron otaczają go pudełkowate, przytłaczające kształty wieżowców. Na dom i proscenium pada tylko błękitne światło z nieba; reszta otoczenia jarzy się wściekłym pomarańczowym blaskiem. W miarę jak scena się rozjaśnia, widzimy, że masywne kamienice czynszowe skupione są wokół małego, chciałoby się powiedzieć: kruchego, siedliska. Całe to miejsce wydaje się jakby ze snu, ale takiego, który ma źródło w rzeczywistości. Usytuowana pośrodku kuchnia wygląda dość realnie - jest tam stół z trzema krzesłami oraz lodówka, nie widać jednak żadnego innego wyposażenia. W głębi, za kotarą, znajduje się wejście do głównego pokoju. Po prawej, na nieco wyższym poziomie, jest sypialnia, której jedyne umeblowanie stanowi mosiężne łóżko i twarde krzesło. Na półce nad łóżkiem stoi srebrny puchar - trofeum sportowe. Okno wychodzi na sąsiednią kamienicę.

Za kuchnią, na poziomie wyższym o sześć i pól stopy1_ sypialnia synów, w tej chwili prawie niewidoczna, z dwoma łóżkami i mansardowym oknem, usytuowana bezpośrednio nad niewidocznym dla widza pokojem dziennym. W kuchni - po lewej kręte schody, które tam prowadzą.

Sceneria ta jako całość (choć w pewnych miejscach tylko częściowo) jest przezroczysta. Powyżej i poniżej jednowymiarowej linii dachu domku widać wieżowce mieszkalne. Przestrzeń przed frontem rozciąga się na proscenium i schodzi do orkiestry, pełniąc funkcję zarówno podwórka, jak miejsca, w którym ukazują się wszystkie twory wyobraźni Willy’ego oraz rozgrywają się sceny miejskie. Kiedy akcja toczy się w teraźniejszości, aktorzynie wykraczają poza umowne ściany, a do domu wchodzą tylko przez drzwi po lewej stronie. Natomiast w scenach z przeszłości te granice nie są przestrzegane - postaci wchodzą i opuszczają scenę poprzez „ścianę” oddzielającą proscenium.

WillyLoman, komiwojażer, wchodzi z prawej, taszcząc dwa wielkie pudła z próbkami. Flet nadal gra; Willy słyszy muzykę, ale nie jest jej świadom. Ma ponad sześćdziesiąt lat, ubrany jest skromnie. Nawet kiedy idzie przez scenę do drzwi domu, zwraca uwagę widza swym ogromnym zmęczeniem. Otwiera kluczem drzwi, wchodzi do kuchni i z wyraźną ulgą składa na podłodze swój ciężar. Ogląda zaczerwienione wnętrze dłoni i z ust wyrywa mu się okrzyk-westchnienie w rodzaju: „O, Boże, Boże...’’. Zamyka drzwi, potem przez przejście z kotarą zanosi pudla do pokoju. Po prawej stronie, w sypialni, poruszyła się przed chwilą na łóżku Linda, jego żona. Wstaje, wkłada szlafrok, nasłuchuje. Dobroduszna z natury, uczy się tłumić wszelkie pretensje do Willy’ego - oprócz miłości bowiem czuje podziw dla męża, jak gdyby jego zmienne usposobienie, krewki temperament, przyziemne marzenia i drobne grzeszki służyły jej tylko do brutalnego przypominania o kłębiących się w nim tęsknotach. Tęsknoty te Linda podziela, ale brakuje jej temperamentu, by je wyrazić i zrealizować.

LINDA słysząc, że Willy wrócił, woła z niepokojem Willy?

WILLY

Tak, to ja. Wróciłem.

LINDA

Dlaczego? Co się stało? (krótka pauza] Willy, czy to coś złego?

WILLY

Nie, nic się nie stało.

LINDA

Chyba nie rozbiłeś wozu?

WILLY z lekką irytacją

Przecież mówię, że nic się nie stało. Nie słyszałaś?

LINDA

Źle się czujesz?

WILLY

Jestem skonany. [Flet stopniowo cichnie. Willyze smętną miną siada przy żonie na łóżku). Nie wyrobiłem, rozumiesz? Po prostu nie dałem rady.

LINDA bardzo oględnie, delikatnie

Gdzie byłeś cały dzień? Wyglądasz okropnie.

WILLY

Dotarłem ledwie zaYonkers. Zatrzymałem się na kawę... Może to przez tę kawę.

LINDA

Ale co?

WILLY po pauzie

Nagle się okazało, że nie mogę prowadzić. Wóz ciągle zjeżdżał mi na bok, rozumiesz?

LINDA wyrozumiale

Ach, może znów kierownica nawala. Wątpię, czy Angelo zna się na studebakerze.

WILLY

Nie, nie, to moja wina. Nagle widzę, że mam sześćdziesiątkę na liczniku i nie pamiętam ostatnich pięciu minut. Ja... w ogóle nie mogłem się skupić.

LINDA

Może to przez okulary? Ty nigdy nie zmieniasz szkieł.

WILLY

Bo dobrze widzę. W drodze powrotnej wlokłem się jak żółw. Z Yonkers jechałem cztery godziny!

LINDA z rezygnacją

No więc po prostu musisz wypocząć, Willy. Długo tak nie pociągniesz.

WILLY

Dopiero co wróciłem z Florydy.

LINDA

Ale widocznie twój umysł nie wypoczął. Wciąż działa na wysokich obrotach, a to przecież właśnie umysł liczy się najbardziej.

WILLY

Pojadę rano. Może do tej pory poczuję się lepiej. (Linda zdejmuje mu buty] Te cholerne wkładki mnie wykończą.

LINDA

Weź aspirynę. Przynieść ci? Zobaczysz, że pomoże.

WILLY ze zdziwieniem

Normalnie sobie jadę, rozumiesz? I wszystko gra, nawet stać mnie na podziwianie krajobrazu. Wyobrażasz sobie? Ja i krajobraz! Jakbym co tydzień tamtędy nie kursował... Ale tak tam teraz pięknie, drzewa się rozrosły, słoneczko przygrzewa... No więc uchylam przednią szybę, wystawiam twarz na ten ciepły powiew... i nagle jestem na poboczu! Powiadam ci, kompletnie zapomniałem, że siedzę za kółkiem! Gdybym zjechał w drugą stronę, za biały pas, mógłbym kogoś zabić! Wyrównałem, jadę dalej - a po paru minutach znów to samo - odpływam! I o mały włos, a... (przyciska palce do oczu) Mam takie myśli, takie dziwne myśli...

LINDA

Willy kochanie. Porozmawiaj z nimi znowu. Nie ma powodu, żeby ci odmówili pracy w Nowym Jorku.

WILLY

Nie potrzebują mnie w Nowym Jorku. Moje miejsce jest w Nowej Anglii, tam się beze mnie nie obejdą.

LINDA

Ale masz już sześćdziesiąt lat. Nie mogą oczekiwać, że będziesz nadal jeździł co tydzień.

WILLY

Muszę wysiać depeszę do Portland. Jutro o dziesiątej jestem umówiony z Brownem i Morrisonem, mam im pokazać próbki. Kurczę, mógłbym coś sprzedać!

Zaczyna wkładać marynarkę.

LINDA zabiera mu marynarkę

Najlepiej pójdź jutro do biura i powiedz Howardowi, że po prostu musisz pracować w Nowym Jorku. Jesteś za bardzo uległy, mój drogi.

WILLY

Gdyby żył stary Wagner, to ja rządziłbym dziś w centrali! To był szef całą gębą, panisko! A ten jego synalek Howard zupełnie mnie nie docenia. Kiedy po raz pierwszy jechałem na północ, nikt w Wagner Company nie wiedział, gdzie leży Nowa Anglia!

LINDA

Więc czemu nie powiesz tego wszystkiego Howardowi, kochany?

WILLY podniesiony na duchu

Powiem! Pewnie, że powiem. Jest jeszcze jakiś ser?

LINDA

Zrobię ci kanapkę.

WILLY

Nie, idź spać. Napiję się mleka i zaraz przyjdę. Chłopaki w domu?

LINDA

Już śpią. Happy zabrał dziś Biffa na dziewczyny.

WILLY z zainteresowaniem

No coś ty?

LINDA

Aż miło popatrzeć, jak się tak razem golą, stojąc jeden za drugim w łazience. A potem razem wychodzą. Czujesz? W całym domu pachnie wodą po goleniu.

WILLY

Pomyśl tylko. Tyrasz przez całe życie, żeby spłacić dom, a jak już wreszcie jest twój, nie ma komu w nim mieszkać.

LINDA

Cóż, mój drogi, takie jest życie. Ciągle ktoś nas porzuca, coś się traci.

WILLY

Nie, nie... niektórzy do czegoś dochodzą. Czy Biff coś mówił, kiedy rano wyjechałem?

LINDA

Nie powinieneś tak. na niego napadać, Willy, zwłaszcza gdy dopiero co wysiadł z pociągu. Musisz bardziej panować nad nerwami.

WILLY

A kiedyż to ja nie panowałem nad nerwami? Do diabla, przecież go tylko spytałem, czy w ogóle coś zarabia! To ma być napadanie?

LINDA

Ależ mój drogi, jak on ma zarabiać?

WILLY zmartwiony! zły

Coś go wyraźnie gryzie. Zrobił się humorzasty... A wytłumaczył się chociaż po moim wyjściu?

LINDA

Był strasznie załamany, Willy. Wiesz przecież, jak cię podziwia. Gdyby znalazł swoje miejsce w życiu, może by wam obu ulżyło i przestalibyście się kłócić.

WILLY

Jak ma znaleźć to miejsce, skoro siedzi na farmie? Czy to w ogóle jest życie? Kim on tam będzie, parobkiem? Na początku myślaiem, że takiemu młokosowi przyda się trochę włóczęgi po świecie, niech spróbuje tego i owego. Ale on po dziesięciu latach nadal nie wyciąga nawet trzydziestu pięciu dolarów na tydzień...

LINDA

Już zaczyna się odnajdywać, Willy.

WILLY

Nie móc się odnaleźć w wieku trzydziestu czterech lat to hańba!

LINDA

Ciii...

WILLY

Bo, kurde, po prostu robić mu się nie chce!

LINDA

Willy, proszę!

WILLY

Nasz Biff jest zwykłym obibokiem!

LINDA

Śpią już. Weż sobie coś do jedzenia. No, idź na dói!

WILLY

Po co on przyjechał do domu? Ciekawe, co go tu sprowadziło.

LINDA

Nie wiem. Chyba wciąż jest zagubiony... Kompletnie zagubiony.

WILLY

Biff Loman zagubiony! W największym kraju świata miody człowiek o takim... osobistym uroku nie może znaleźć sobie miejsca! Mimo że tak ciężko pracuje! Bo jedno trzeba mu przyznać: nie jest leniwy.

LINDA

O, nie!

WILLY współczująco, ale zdecydowanie

Już ja z nim rano pogadam. O tak, utniemy sobie pogawędkę. Znajdę mu pracę w handlu i ani się obejrzy, jak będzie wielki. Mój Boże! Pamiętasz, jak koledzy chodzili za nim krok w krok w szkole? Wystarczyło, że się uśmiechnąi - i zaraz poszliby za nim w ogień! A kiedy szedł ulicą...

Pogrąża się we wspomnieniach.

LINDA chce go przywrócić do rzeczywistości

Willy, kochanie, mam tu nowy gatunek amerykańskiego sera. Jest taki puszysty...

WILLY

Po co kupujesz amerykański, skoro lubię szwajcarski?

LINDA

Myślaiam, że ucieszy cię odmiana.

WILLY

Nie potrzebuję odmiany! Chcę szwajcarskiego sera! Czemu ty zawsze mi się sprzeciwiasz?

LINDA ze skrywanym śmiechem To miała być niespodzianka.

WILLY

Na miłość boską, czemu nie otworzysz tu okna?

LINDA z niewzruszoną cierpliwością

Przecież wszystkie są otwarte.

WILLY

Trzymają nas tu jak w pudełkach. Nic, tylko cegły i okna, okna i cegły.

LINDA

Powinniśmy byli wykupić sąsiednią parcelę.

WILLY

Ulica jest zastawiona samochodami. W całej okolicy nie uświadczysz ani odrobiny świeżego powietrza. Trawa nie chce już rosnąć, a w ogródku nie da się hodować marchewki. Powinni ustanowić jakieś prawo przeciwko tym wieżowcom. Pamiętasz nasze dwa wiązy, co tam rosły? Takie były piękne, wieszaliśmy na nich z Biffem huśtawkę...

LINDA

Taaa... Zupełnie jakby się mieszkało tysiąc mil od miasta.

WILLY

Powinni zamknąć tego, co kazał je wyciąć. Spustoszyli całą okolicę, (w zadumie) Coraz częściej myślę o tamtych czasach, wiesz? O tej porze roku kwitły już bzy i glicynie. A potem jeszcze peonie, żonkile. Ależ pachniało w tym pokoju!                   c

LINDA

No cóż, w końcu ludzie muszą się gdzieś wprowadzać.

WILLY

Nie o to chodzi, teraz po prostu jest ich więcej.

LINDA

Nie sądzę. Raczej...

WILLY

Właśnie, że jest więcej ludzi! To przez to kraj popada w ruinę: przyrost naturalny wymyka się spod kontroli. I to szaleńcze współzawodnictwo! Czujesz w domu smród z tamtego wieżowca. I jeszcze drugi naprzeciwko... Co to znaczy puszysty ser?

Kiedy wypowiada ostatnie zdanie, Biffi Happy podnoszą się w łóżkach, nasłuchując.

LINDA

Zejdź na dói i spróbuj. Tylko po cichu.

WILLY ze skruchą w glosie, obracając się do Lindy

Chyba nie martwisz się o mnie, skarbie?

BIFF

O co im chodzi?

HAPPY

Słuchaj!

LINDA

Za dużo masz na głowie.

WILLY

Ale ty jesteś mi podporą i pociechą.

LINDA

Kochany, po prostu spróbuj się rozluźnić. Robisz z igły widły.

WILLY

Nie będę się z nim więcej użerał. Chce wracać do Teksasu, to wolna droga.

LINDA

Na pewno jakoś się urządzi.

WILLY

Jasne. Niektórzy rozkręcają się w późniejszym wieku, jak na przykład Thomas Edison albo B. F. Goodrich. Jeden z nich był głuchy, (rusza do drzwi sypialni) Ja tam stawiam na Biffa.

LINDA

Wiesz co, Willy? Jeśli w niedzielę będzie ładnie, to pojedziemy na wieś. Otworzymy przednią szybę i zabierzemy lunch.

WILLY

Nie, w tych nowych samochodach przednie szyby się nie otwierają.

LINDA

Ale dziś ją otworzyłeś.

WILLY

Ja? Nie, skądże, (staje w pół kroku) Zaraz, to dziwne!

Czy to nie zdumiewające, że...

Przerywa przerażony; w dali słychać flet.

LINDA

Co, kochany?

WILLY

To doprawdy dziwne.

LINDA

Co takiego?

WILLY

Właśnie myślaiem o tamtej chewroletce. (urywa na chwilę) Dwudziesty ósmy rok, miałem wtedy czerwoną chewroletkę... (milknie) Śmieszne, przysiągłbym, że dziś nią jechałem...

LINDA

To nic, po prostu coś ci ją przypomniało.

WILLY

Zadziwiające. Pamiętasz chewroletkę? Jak Biff zawsze polerował ją woskiem? Diler nie chciał potem wierzyć, że na liczniku jest osiemdziesiąt tysięcy mil. (kręci głową) Hmmm. (do Lindy) Zamknij oczy, zaraz wracam.

Wychodzi z sypialni.

HAPPY do Biffa

Kurczę, może on znów rozwalił wóz?

LINDA woła za Willym

Tylko uważaj na schodach, kochany! Ser jest na środkowej półce.

Odwraca się, podchodzi do łóżka, bierze marynarkę męża i wychodzi z sypialni.

Światło na pokój synów. Słychać, jak niewidoczny Willy mówi do siebie: „Osiemdziesiąt tysięcy mil”, śmiejąc się z cicha. Biffwstaje z łóżka, robi parę kroków, po czym zatrzymuje się, nasłuchując. Jest o dwa lata starszy od brata, dobrze zbudowany, ale ostatnio zmizerniał i stracił pewność siebie. Powodzi mu się gorzej niż Happy’emu, a jego marzenia są śmielsze i trudniejsze do zaakceptowania. Happy jest wysoki, potężnej postury, a jego seksowność aż bije w oczy, jakby to był kolor czy zapach, co zdążyło odkryć wiele kobiet. Podobnie jak brat, jest zagubiony, ale w inny sposób, gdyż nigdy nie pozwolił sobie na przyznanie się do porażki i jest bardziej gruboskórny, w związku z czym sprawia wrażenie zadowolonego z siebie.

HAPPY wstając z łóżka

Jak tak dalej pójdzie, lada moment zabiorą mu praw-ko. Wiesz, Biff, zaczynam się o niego martwić.

BIFF

Oczy mu wysiadają.

HAPPY

Nie, jeździłem z nim - wzrok ma w porządku. Po prostu nie umie się skoncentrować. Byłem z nim w mieście w zeszłym tygodniu i sam widziałem: zatrzymuje się na zielonym świetle, a rusza na czerwonym!

Śmiech.

BIFF

Może nie odróżnia kolorów.

HAPPY

Kto, nasz stary? Daj spokój, ma najlepsze oko do kolorów w całej firmie, przecież wiesz.

BIFF siadając na łóżku

Idę spać.

HAPPY

Chyba nie jesteś wciąż ziy na tatę?

BIFF

Porządny z niego gość.

WILLY na parterze w dużym pokoju

Tak jest, panie, osiemdziesiąt tysięcy mil... Ni mniej, ni więcej!

BIFF

Palisz?

HAPPY wyciąga w jego stronę paczkę papierosów

Masz ochotę?

BIFF bierze papierosa

Wystarczy mi poczuć, żebym nie mógł zasnąć.

WILLY

Co za beznadziejna robota!

HAPPY z głębokim wzruszeniem

Zabawne, no nie, Biff? Znów tu razem śpimy. Stare, poczciwe wyra! (klepie z czułością łóżko) Te nasze wieczorne gadki... Caie nasze życie!

BIFF

Taaa, mnóstwo marzeń i planów.

HAPPY z niskim, zmysłowym śmiechem

Z pól tysiąca babek chcialoby wiedzieć, o czym się tu gadało.

Obaj się cicho śmieją.

BIFF

Pamiętasz tę grubą Betsy... kurde, jakżeż jej było?

Tę z Bushwick Avenue?

HAPPY przyczesując włosy

Co miaia psa collie?

BIFF

Ta sama. To ja cię tam zabrałem, pamiętasz?

HAPPY

Jasne, to był mój pierwszy raz... chyba. Ależ to była krowa! (śmieją się obaj rubasznie) Nie zapominaj, że to ty nauczyłeś mnie wszystkiego, co wiem o kobietach.

BIFF

Idę o zakład, że nie pamiętasz, jaki byłeś nieśmiały, zwłaszcza przy dziewczynach.

HAPPY

Ach, nadal jestem.

BIFF

Gadaj zdrów.

HAPPY

Po prostu nie okazuję tego. Teraz zresztą jestem trochę śmielszy, a ty jakby mniej. Co z tobą, Biff? Gdzie twój dawny humor, tupet? (trzepie go w kolano. BUf wstaje i zaczyna krążyć niespokojnie po pokoju.) Co ci się stało?

BIFF

Dlaczego tata wciąż mi dogryza?

HAPPY

Nie to, że dogryza, on po prostu...

BIFF

Cokolwiek powiem, zaraz widzę ten drwiący uśmieszek. Nie mogę się do niego zbliżyć.

HAPPY

Po prostu chce, żebyś wyszedł na swoje. Biff, już dawno chciaiem z tobą porozmawiać o tacie. Coś... coś się z nim dzieje. On gada do siebie.

BIFF

Zauważyłem to dziś rano. Ale on zawsze coś mamrotał.

HAPPY

Nie aż tak, jak teraz. To się stało takie krępujące, że wysłałem go na Florydę. I wiesz, co ci powiem? To jest przeważnie gadka do ciebie.

BIFF

A co do mnie mówi?

HAPPY

Nie mogę wykapować.

BIFF

No co on takiego mówi?

HAPPY

Pewnie chodzi mu o to, że się wciąż nie ustatkowałeś, że żyjesz w zawieszeniu...

BIFF

Ma też parę innych zmartwień.

HAPPY

Na przykład?

BIFF

Wszystko jedno. Po prostu nie zwalaj wszystkiego na mnie.

HAPPY

Myślę że gdybyś coś rozkręcił... Znaczy, widzisz tam dla siebie jakąś przyszłość?

BIFF

Wiesz co, stary? Ja w ogóle nie wiem, co to jest przyszłość. Sam nie wiem, czego mam chcieć.

HAPPY

To znaczy?

BIFF

No cóż, po skończeniu szkoły przez siedem lat próbowałem się jakoś ustawić. Pracowałem w firmie spedycyjnej, byłem komiwojażerem, imałem się różnych interesów. To naprawdę mamy żywot. Człowiek w upały musi pchać się do metra, poświęca życie na prowadzenie ksiąg, wydzwanianie do różnych ludzi, na sprzedaż czy kupno. Męczy się przez pięćdziesiąt tygodni w roku, żeby zarobić na dwutygodniowy urlop, a tak naprawdę marzy tylko o jednym: żeby być na świeżym powietrzu i móc zdjąć koszulę. I jeszcze ten nieustanny wyścig, żeby wypaść o oczko lepiej od kumpla. A jednak... tak właśnie buduje się przyszłość.

HAPPY

A na tej farmie naprawdę ci się podoba? Jesteś zadowolony?

BIFF z rosnącym zdenerwowaniem

Hap, odkąd przed wojną wyjechałem z domu, zmieniłem ze trzydzieści różnych posad i zawsze wychodziło na to samo. Po prostu dopiero niedawno to sobie uświadomiłem. W Nebrasce, gdzie pasałem bydło, w obu Dakotach, w Arizonie, a ostatnio w Teksasie. Chyba dlatego przyjechałem teraz do domu, że wreszcie to zrozumiałem. Ta farma, na której pracuję... tam jest teraz wiosna, kapujesz? I mają z piętnaście nowo narodzonych źrebaczków. Czy może być coś bardziej wzruszającego i... piękniejszego niż widok klaczy ze źrebakiem? No i fajnie tam, wiesz? Teksas jest fajny i ta wiosna... A gdy tylko nadchodzi wiosna, bez względu na to, gdzie mnie zastanie, zaraz mam wrażenie, że - mój Boże - przecież ja do niczego nie dojdę! Co ja, do diabła, wyprawiam, uganiam się z końmi za dwadzieścia osiem dolarów na tydzień! Mam trzydzieści cztery lata, powinienem budować przyszłość! I zaraz w te pędy wracam do domu. A teraz, kiedy już tu jestem, nie wiem, co ze sobą począć, (po pauzie] Zawsze stawiałem sobie za cel, aby nie marnować życia, i za każdym razem, kiedy tu wracam, widzę, że to właśnie robię.

HAPPY

Ale z ciebie poeta, Biff! Taki... taki idealista!

BIFF

Nie, po prostu wszystko mi się miesza. Może powinienem się ożenić? Może uczepić się czegoś na stale? Może o to właśnie chodzi. Zachowuję się jak smarkacz. Nie mam żony ani żadnego interesu, ot, taki wyrostek. A ty jesteś zadowolony, Hap? Masz sukcesy, co? I satysfakcję?

HAPPY

Cholera, nie!

BIFF

Dlaczego? Przecież zbijasz forsę, nie?

HAPPY porusza się energicznie, gestykulując

Na razie mogę tylko czekać, aż umrze kierownik handlowy. I przypuśćmy, że wskoczę na jego miejsce... To mój dobry kolega. Właśnie wybudował sobie fantastyczną rezydencję na Long Island, pomieszkał tam dwa miesiące, sprzedał i teraz buduje następną. Jak tylko skończy budowę, przestaje go to cieszyć. Ze mną byłoby dokładnie tak samo. Sam nie wiem, po jakiego diabła pracuję. Czasem siedzę w mieszkaniu, sam jak palec, i myślę o czynszu, który płacę. To wariactwo, ale przecież tego właśnie zawsze chcia-łem. Własnego mieszkania, samochodu, mnóstwa kobiet... A mimo to, cholera, czuję się samotny.

BIFF z entuzjazmem

Słuchaj, a może pojechałbyś ze mną na Zachód?

HAPPY

Ty i ja, hę?

BIFF

Jasne, może kupilibyśmy ranczo. Będziemy hodować bydło, żyć z pracy rąk... Faceci tak zbudowani jak my powinni pracować na powietrzu.

HAPPY w euforii

Bracia Loman, co nie?

BIFF z ogromną serdecznością

A jak! Stalibyśmy się sławni w całym stanie!

HAPPY zachwycony pomysłem

Biff, to jest to, o czym zawsze marzyłem! Czasem mam chęć zedrzeć z siebie ciuchy na środku sklepu i dać w ucho cholernemu kierownikowi. Rozumiesz, od każdego w tym sklepie jestem lepszy w boksie, biegach, podnoszeniu ciężarów, ale muszę słuchać poleceń tej hołoty, tych mięczaków, dopóki szlag mnie całkiem nie trafi.

BIFF

Mówię ci, chłopcze, gdybym miał cię przy sobie, na pewno byłbym szczęśliwy.

HAPPY żywo

Wiesz, Biff, wszyscy wokói mnie są tak fałszywi, że ciągle obniżam loty...

BIFF

Dziecino, we dwóch stalibyśmy za sobą murem, mielibyśmy komu ufać...

HAPPY

Gdybym był gdzieś blisko ciebie...

BIFF

Hap, cały kłopot w tym, że nie nauczyli nas pazerności na forsę. Nie mam do tego smykałki.

HAPPY

Ja także.

BIFF

No więc jedźmy.

HAPPY

Tylko jest jedna sprawa... Ile z tego można wyciągnąć?

BIFF

Spójrz na tego swojego kolegę. Buduje posiadłość i nie potrafi w niej usiedzieć.

HAPPY

Taa, za to jak wchodzi do magazynu, to po prostu fale się przed nim rozstępują. Pięćdziesiąt dwa tysiące rocznie wkraczają przez drzwi obrotowe! A ja mam więcej w małym palcu niż ten facet w głowie!

BIFF

Jasne, ale przed chwilą mówiłeś...

HAPPY

Muszę pokazać tym nadętym ważniakom z dyrekcji, na co stać Hapa Lomana. Też chcę wchodzić do firmy z taką miną. Dopiero potem z tobą pojadę i odtąd będziemy już razem, Biff, masz moje słowo. Ale, ale, przypomnij no sobie te dwie dziewuszki, cośmy je dziś poderwali. Czy nie fantastyczne?

BIFF

Nooo... Od lat takich nie miałem.

HAPPY

Mam tego towaru, ile zechcę, na każde skinienie. Gdy tylko się podle poczuję. Niestety z nimi jest jak z kręglami: przewracasz je po kolei i to nic nie znaczy. A ty nadal z kwiatka na kwiatek?

BIFF

E, tam. Chciałbym znaleźć sobie dziewczynę... stateczną, no i żeby coś miała...

HAPPY

Ba! Ja też o tym marzę.

BIFF

Daj spokój, nigdy byś nie wracał do domu.

HAPPY

Wracałbym! Chcę takiej, co potrafi mi się postawić, z charakterem. Jak mama, kapujesz? Możesz mnie uznać za sukinsyna, ale coś ci powiem. Ta Charlotte, z którą dziś byłem, za pięć tygodni wychodzi za mąż.

Przymierza nowy kapelusz.

BIFF

Picujesz!

HAPPY

Skąd, facet jest kandydatem na wiceprezesa naszej firmy. Nie wiem, co mnie napadło, może mam przerost ambicji? W każdym razie poderwałem ją i teraz nie mogę się baby pozbyć. Już trzeciemu kierownikowi wykręciłem taki numer. Czyż to nie paskudna cecha? A wiesz, jaki jest szczyt wszystkiego? Ja chodzę na te wszystkie śluby! (śmieje się mimo oburzenia) Tak samo z łapówkami: niby ich nie biorę. Ale od czasu do czasu producenci wciskają ci studolarówkę, żeby złożyć u nich zamówienie. Wiesz, jaki jestem uczciwy, ale to tak jak z tą dziewczyną... nienawidzę się za to. Bo tak naprawdę jej nie chcę, a jednak biorę... i sprawia mi to frajdę!

BIFF

Chodźmy już spać.

HAPPY

Więc do niczego nie doszliśmy, hę?

BIFF

Mam taki jeden pomysł. Może go wypróbuję.

HAPPY

Jaki?

BIFF

Pamiętasz Billa Olivera?

HAPPY

Jasne, to teraz szycha. A co, chcesz znów u niego pracować?

BIFF

Nie, ale jak odchodziłem, położył mi rękę na ramieniu i powiedział: „Biff, gdybyś czegoś potrzebował, zawsze możesz do mnie przyjść".

HAPPY

Pamiętam. Niezła myśl.

BIFF

Chyba rzeczywiście do niego pójdę. Gdybym zdobyi dziesięć tysięcy... albo chociaż siedem czy osiem, mógłbym kupić piękne ranczo.

HAPPY

Na pewno cię wesprze. On cię bardzo cenił, Biff, to znaczy, wszyscy tam cię cenili. Byłeś bardzo łubiany. Dlatego powiadam ci: wróć tutaj i zamieszkajmy razem. I każda cizia, jaką tylko zechcesz...

BIFF

Nie, na ranczo miałbym pracę, jaką lubię, i jeszcze do czegoś bym doszedł. Tylko tak sobie myślę: czy Oliver wciąż myśli, że ukradłem ten karton piłek do kosza?

HAPPY

E, pewnie dawno zapomniał, to już prawie dziesięć lat. Jesteś przewrażliwiony, zresztą tak naprawdę wcale cię nie wylał.

BIFF

Ale miał chyba taki zamiar. I dlatego sam odszedłem. Nigdy nie miałem pewności, czy on wie czy nie, miał jednak o mnie bardzo dobre zdanie. Tylko mnie jednemu pozwalał zamykać firmę.

WILLY z doiu

Biff, chcesz umyć wóz?

HAPPY

Ciii...

Biff patrzy na Happy’ego, który zerka na dół, nasłuchując. Willy mamrocze coś do siebie w dziennym pokoju.

HAPPY

Słyszysz?

Nasłuchują. Wiłly śmieje się dobrodusznie.

BIFF z rosnącym gniewem

Czy on nie wie, że mama go słyszy?

WILLY

Tylko nie pobrudź swetra, Biff!

Przez twarz Biffa przebiega skurcz.

HAPPY

Czy to nie straszne? Nie wyjeżdżaj znowu, Biff, dobrze? Znajdziesz tu sobie robotę. Musisz być w pobliżu, ja zupełnie nie wiem, co mam z nim robić. Coraz bardziej się o niego boję.

WILLY

Co się tak cackasz z tym wozem?!

BIFF

Mama wszystko słyszy!

WILLY

Nie żartujesz, Biff? Naprawdę masz randkę? To cudownie!

HAPPY

Śpijmy już. Ale rano z nim pogadaj, dobrze?

BIFF niechętnie, kładąc się do łóżka

Tak, kurczę, przy niej!

HAPPY też się kładzie

Wyióż mu kawę na lawę.

Światło w ich pokoju przygasa.

BIFF do siebie, w łóżku

Ten samolubny głupek...

HAPPY

Ciii... Śpij, Biff.

Światło gaśnie, zanim jeszcze skończyli mówić. W ciemnej kuchni ledwie widoczny zarys postaci Wiłły’ego. Otwiera lodówkę, szpera w niej przez chwilę, wyjmuje butelkę mleka. Wieżowce stopniowo znikają, dom i jego otoczenie pokrywają się liśćmi. Jednocześnie rozlega się muzyka.

WILLY

Rozumiesz, Biff, z dziewczynami trzeba uważać, i tyle. Niczego nie obiecuj. Pamiętaj, żadnych zobowiązań. Bo one zawsze wierzą we wszystko, co im mówisz, a ty jesteś jeszcze bardzo miody. Za miody, żeby się angażować. (Światło na kuchnię. Willy, cały czas mówiąc, zamyka lodówkę i przechodzi na przód sceny, do stołu. Nalewa mleko do szklanki. Jest kompletnie pogrążony w myślach. Uśmiecha się leciutko). Tak jest, Biff, stanowczo za miody. Najpierw musisz się skupić na nauce, a jak już się ustatkujesz, na pewno się od dziewczyn nie opędzisz. Taki chiop jak ty! (uśmiecha się szeroko do stojącego obok krzesła) Że co? Dziewczyny ci stawiają? (śmieje się) Chłopie, ale z ciebie numer! (stopniowo podnosi głos do poziomu normalnej rozmowy, kierując go za scenę, poprzez ściany kuchni.) Właśnie się zastanawiałem, po co wy tak starannie pucujecie ten wóz. Ha! Nie zapomnijcie o deklach, chłopaki. Happy, szyby najlepiej myje się gazetami, tak jest najłatwiej. Pokaż mu, Biff. Widzisz, Happy? Trzeba je pognieść, zwinąć w kulkę... O tak, dobra robota! Świetnie ci idzie, synu! (urywa, potem kiwa z aprobatą głową, wreszcie spogląda w górę) Biff, jak tylko znajdziemy wolną chwilę, musimy przyciąć tę wielką gałąź nad domem. W czasie burzy może się złamać i spaść na dach. Coś ci powiem, weźmiemy sznur, podwiążemy konar, a potem wieziemy na drzewo i przepiłujemy. Jak tylko skończycie z wozem, chcę was tu widzieć. Mam dla was niespodziankę, chłopaki!

BIFF zza sceny

A jaką?

WILLY

Nie, najpierw skończcie. Nie zostawia się rozgrzebanej roboty, zapamiętajcie to sobie, [patrzy w stronę „wielkich drzew”) Biff, widziałem w Albany fantastyczny hamak. Chyba następnym razem go kupię i zawiesimy go między tymi dwoma wiązami. Fajny pomysł, co nie? Tak bujać się wśród gałęzi... Ale będzie frajda!

Miody Biff i miody Happy pojawiają się od strony, do której zwracał się Willy. Happy niesie szmaty i kubeiz wodą, Biff ma na sobie sweter z dużą literą S; trzyma piłkę futbolową.

BIFF pokazuje niewidoczny ze sceny samochód