Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzymający w napięciu thriller autorki Bez tchu.
Olivia od zawsze chciała przeżyć mroźną noc na Antarktydzie. Nie sądziła, że będzie miała okazję spełnić swoje marzenie. Dlatego, kiedy dostaje zaproszenie na luksusowy rejs od swojego chłopaka Aarona, nie posiada się ze szczęścia.
Nigdy nie widziała czegoś tak spektakularnego: wielkie lodowe klify majaczące złowrogo na horyzoncie, pingwiny nurkujące w lśniącej wodzie, a nad tym wszystkim przedziwnie zmierzchające niebo i słońce, które w ogóle nie zachodzi.
Kiedy na pokładzie statku zostają odkryte zwłoki, wymarzona wycieczka zamienia się w desperacką walkę o przetrwanie. A morderca jest gotów ścigać swoje ofiary aż na najmroźniejsze krańce świata.
Otoczona obcymi ludźmi Olivia nie wie, komu może zaufać.
Jeśli wkrótce tego nie ustali, być może nigdy nie wróci z tej podróży…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 427
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Chrisowi – mojemu towarzyszowiw największej życiowej przygodzie
PROLOG
Patrzę, jak truchta po trapie z zaciśniętymi po bokach pięściami. Unika spojrzenia zaaferowanego oficera stojącego przy wejściu na statek i pędzi wzdłuż kolejki pasażerów czekających do odprawy na podróż życia.
Przez lornetkę wydaje się taki mały. Miniczłowieczek. Czekam, ale tamta kobieta za nim nie biegnie. Nieważne. Moje plany uwzględniały taką możliwość. Zresztą tak jest nawet prościej.
Wystarczyło ich obserwować, uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż nadarzy się okazja. Każda chwila tylko potwierdzała to, co dla mnie od początku było jasne: ta dwójka zasługuje na wszystko, co ich czeka.
Spoglądam na telefon i otwieram wątek wiadomości sprzed kilku minut.
MUSIMY POGADAĆ.
Nie da rady, odpisał.
BĄDŹ W HOTELU ZA PIĘTNAŚCIE MINUT, BO INACZEJ WSZYSCY OBEJRZĄ TO NAGRANIE.
Zrozumiał, że lepiej mnie nie ignorować. Zwłaszcza gdy zobaczył dołączony do esemesa zrzut z ekranu. Na pewno zmroziło mu to krew.
Odkładam lornetkę. Teraz, kiedy wiem, że na pewno jest w drodze, mam jeszcze kilka minut, żeby się przygotować do kolejnego etapu. Wyjmuję pudełko ze strzykawką, upewniam się, że jest napełniona i gotowa do zrobienia zastrzyku. Bagaże są spakowane, czekają przy drzwiach na moją ucieczkę.
Personel hotelowy przekaże mu moją wiadomość i odeśle do sąsiedniego pokoju, sprawdzam więc, czy na pewno drzwi między nimi są otwarte i lekko uchylone. W tym drugim pokoju na stoliku stoi już przygotowany laptop, z ekranem zwróconym tyłem do drzwi.
Czekam i w końcu słyszę, jak wchodzi. Dzwonię.
Odbiera po pierwszym dzwonku, tak wściekły, że prawie pluje do telefonu.
– Spełniłem wszystkie twoje żądania. Na tym miało się skończyć.
– To za mało. Daj mi to, czego chcę, bo inaczej nagranie, które znajdziesz na tym laptopie, poleci na żywo.
– Powiedziałem ci, że możesz o tym zapomnieć. Statek odpływa za godzinę. Masz już pieniądze. Nie możesz wciąż żądać więcej. Chyba pora dać nam spokój.
– Ja tak nie uważam. Włącz laptopa, a zobaczysz, jak bardzo was to zaboli.
Czekam, aż usiądzie przy stoliku. Ale to tylko wybieg. Gdyby istniał jakiś dowód, to wszystko nie byłoby konieczne. Korzystając z jego nieuwagi, wchodzę do pokoju.
– Co, do kurwy? – słyszę, jak mamrocze, kiedy klika na plik video i nic się nie odtwarza.
Skrzypnięcie podłogi pod hotelowym dywanem zdradza moją obecność. On zrywa się gwałtownie na nogi.
Ale jest już za późno. Rzucam się na niego i wbijam mu igłę w szyję. Nie ma czasu, żeby nawet próbować walczyć. Mój atak był nagły i niespodziewany. A wstrzyknięty środek działa naprawdę szybko.
Kiedy osuwa się na podłogę, sprawdzam jego kieszenie, szukając czegokolwiek, co może mi się przydać. Zaciągam jego ciało do drugiego pokoju, zarezerwowanego na cały przyszły tydzień. Potem upewniam się, że na drzwiach wejściowych wisi zawieszka z napisem „Nie przeszkadzać”. Wychodzę, zamykam za sobą drzwi i się oddalam. Spodziewam się, że długo nikt go nie znajdzie.
Do tego czasu mnie dawno już tu nie będzie.
Bądź co bądź, śpieszę się na statek.
1
Dwadzieścia cztery godziny wcześniej
Za miasteczkiem wznosiły się wielkie ośnieżone góry, których poszarpane szczyty wzbijają się w jasnobłękitne niebo. Łańcuch górski Martial otulał Ushuaię, najbardziej wysunięte na południe miasto na świecie, będące tym samym bramą do Antarktydy.
Mroźna bryza owiewała jej ciało, kiedy Olivia wpatrywała się w ciemnoszare morze. W porcie cumowało z pół tuzina jachtów, a ptaki taplały się w morskiej pianie, wyrywając sobie z dziobów srebrzystą rybę capniętą tuż pod powierzchnią. Fale były spokojne, chlupotały delikatnie o kamienne mury przystani. Na razie nic nie zapowiadało srogiej, burzliwej pogody, z której słynęły te zakątki świata.
Olivia wiedziała, że niektórym ludziom bliskość wody przynosi pociechę. Ale nie jej. W niej woda wzbudzała tylko strach, który ściskał ją za gardło, grożąc uduszeniem.
Chwyciła się mocno metalowej poręczy, wzięła głęboki wdech i objęła wzrokiem wielki statek zadokowany w porcie. MS Vigil. Jutro zabierze ją jednym z najniebezpieczniejszych wodnych szlaków – przez Cieśninę Drake’a – na ostatni kontynent. Ten przerobiony na wycieczkowiec norweski lodołamacz był zaprojektowany tak, aby z łatwością przedzierać się przez skute lodem wody i polarne burze. Wcześniej zapoznała się z jego specyfikacją techniczną, a także z nienaganną reputacją kapitana, jeśli chodzi o kwestie związane z bezpieczeństwem. Wiedziała, że nie ma się czego obawiać.
Ale strach jej nie opuścił.
Jej wzrok przykuł jakiś ruch w doku. Z pokładu MS Vigil po trapie schodziło dwóch mężczyzn. Kiedy się upewniła, że jednym z nich jest jej chłopak Aaron, pomachała do niego, ciesząc się, że odwrócił jej uwagę. Puściła zimny metal i poczuła pieczenie w dłoniach.
Nie była pewna, czy Aaron ją widział. Jeśli tak, to nie zareagował. Mniej więcej w połowie drogi mężczyźni się zatrzymali, nachylili ku sobie i wymienili parę słów. Następnie uścisnęli sobie dłonie i się rozstali; Olivia patrzyła, jak ten drugi oddala się w przeciwnym kierunku. Nie pamiętała go z porannego spotkania, ale nic w tym dziwnego – poznała wówczas wiele osób, a twarz tego mężczyzny zasłaniał kaptur kurtki obszyty futrem. To mógł być każdy.
Zmarszczyła brwi, lecz nagle Aaron odwrócił się do niej. Policzki miał zaczerwienione od mroźnego wiatru, jego zwykle perfekcyjnie ułożone brązowe loki były potargane. Na jej widok rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
– Lepiej się czujesz, Livi? – zapytał, kiedy przeszedł przez bramki bezpieczeństwa odgradzające dok od parku. Zanim zdążyła odpowiedzieć, pocałował ją gorąco.
Nie, chciała odpowiedzieć. Nie jestem na to gotowa. Poczekam tu na ciebie, bezpieczna na lądzie. Ale jakoś przemogła lęk. Wiedziała, że to dla nich decydujący moment – zarówno dla ich związku, jak i dla biznesu. Aaron znowu jej zaufał, chociaż w dniu jego wielkiej aukcji bardzo go zawiodła.
Mimo to nie dał się oszukać.
– Jak już ruszymy, na pewno ci się spodoba. Ten statek jest niesamowity, trochę jak kołyszący się butikowy hotel. Nawet się nie zorientujesz, że jesteś na wodzie.
– Wszystko już załatwione? – spytała, łapiąc go pod ramię, kiedy oddalali się od przystani.
– Muszę jeszcze dopiąć parę rzeczy. – Aaron nadzorował na statku przygotowania do wyjątkowego pokazu dzieł wybitnego artysty Kostasa Yennina. Reprezentował go od lat, pomału budując jego pozycję, ale Yennin przez długi czas nie był w stanie się wybić w świecie sztuki. Jego kariera rozwinęła się błyskawicznie dopiero po tragedii, którą była przedwczesna śmierć malarza: jego obrazy sprzedawały się na aukcjach za miliony funtów, galerie i muzea zaczęły się o nie zabijać, a liczba fanów w mediach społecznościowych gwałtownie wzrosła. Aaron wolał być jednak ostrożny. Widział wielu utalentowanych artystów, którzy wzbudzili wielką sensację, ale nie osiągnęli statusu „blue chip”, czyli nie wyrobili sobie marki gwiazd z górnej półki, których obrazy wciąż zyskiwały na wartości.
Pragnął stworzyć trwałe dziedzictwo Yennina, a to wymagało działań, które wyróżniłyby go spośród reszty. Ponieważ wszystkie jego dzieła były inspirowane pięknem rejonów podbiegunowych, Aaron wynegocjował układ pozwalający połączyć sztukę z przygodą. Prace Yennina miały być prezentowane wyłącznie na pokładzie statku MS Vigil, którego pasażerowie zyskaliby wyjątkową okazję uczestniczenia w ekskluzywnej aukcji na morzu.
Gdyby ten pomysł okazał się sukcesem, format wystaw zostałby wprowadzony na wszystkich statkach wycieczkowych należących do firmy Pioneer Adventures, dzięki czemu nazwisko Yennina stałoby się znane na całym świecie, a cena jego prac wzrosłaby niewyobrażalnie. Nie mówiąc o tym, że Aaron zyskałby reputację jednego z czołowych światowych marszandów.
Postanowił założyć agencję Hunt Advisory z zamiarem znalezienia kolejnego Yennina. I, ku jej zdziwieniu, chciał, żeby Olivia dołączyła do tego przedsięwzięcia.
– Z twoją głową do finansów i moją kreatywną wizją bylibyśmy nie do pobicia – oznajmił.
Olivia nie wiedziała, co powiedzieć. Myślała, że tamtego wieczoru wszystko spieprzyła. Swoją karierę. Swój związek. Swoje zdrowie psychiczne. Tymczasem on rzucił jej koło ratunkowe, a ona uczepiła się go obiema rękami. To była jej szansa, żeby zacząć wszystko od nowa.
– O co chodzi? – spytała teraz.
– Aukcjoner z Art Aboard wpędzi mnie do grobu. To Stefan Grenville. Szkoda, że nie mogliśmy sami kogoś wybrać.
To był frustrujący, ale konieczny kompromis: firma Art Aboard miała doświadczenie w prowadzeniu aukcji na statkach, więc Aaron, chcąc nie chcąc, przystał na tę współpracę.
– Następnym razem tak zrobimy. Powinnam tam być i cię wesprzeć.
Aaron lekko ścisnął jej rękę.
– Musiałaś odpocząć. Poza tym, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziesz mieć mnóstwo roboty na pokładzie... i po naszym powrocie. Chcę, żebyś była wtedy w szczytowej formie.
Pokiwała głową i oparła się o jego ramię, żeby nie widział jej powątpiewającej miny. Kiedy po raz ostatni czuła, że jest w szczytowej formie? Tamta jej wersja była już odległym wspomnieniem; Olivia nie miała nawet pewności, czy jeszcze istnieje. Czy w ogóle chciałaby znów być tamtą osobą? Zanim poznała Aarona, przyświecał jej tylko jeden cel: jak najszybciej zdobyć uprawnienia aktuarialne, zostać wspólniczką w firmie i wreszcie zarabiać tyle, żeby móc utrzymać matkę, która potrzebowała całodobowej opieki. Co miesiąc, mając na głowie własny czynsz i płacąc za jej ośrodek, ledwo wiązała koniec z końcem. Z każdym zdanym egzaminem dostawała wprawdzie małą podwyżkę, ale to nigdy nie wystarczało.
Stąd też pobudki o piątej nad ranem, sześćdziesięciogodzinny tydzień pracy oraz nauka do późnych godzin wieczornych... które stały się dla niej normą. Olivia nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby zwolnić i nie trzymać się tak kurczowo szczebli kariery, po których nieprzerwanie się wspinała. Nawet kiedy poznała Aarona, nigdy nie przyszło jej do głowy, że mogłaby skupiać się nieco mniej na obranym celu. Co więcej, dążyła do niego jeszcze zacieklej niż kiedykolwiek. Aaron żył w świecie pełnym splendoru i wyrafinowania. Olivia uwielbiała być jego częścią, ale nie chciała tylko polegać na swoim chłopaku – chciała mu dorównać.
Z zewnątrz mogło się wydawać, że wiodą życie jak z marzeń.
Tak naprawdę utrzymanie takiego stylu było niemal niemożliwe.
Tamtego wieczoru to wszystko ją przerosło. Kompletnie się załamała, co ostatecznie miało katastrofalne konsekwencje.
Myślała, że Aaron nigdy już jej nie zaufa.
Musiała przyznać, że sięgnęła dna. Gdy zadzwoniła do swojego lekarza, w odpowiedzi usłyszała: atak paniki i syndrom wypalenia zawodowego. Z jednej strony ucieszyła się, że ktoś to potwierdził. Z drugiej jednak poczuła się bezradna. Wiedziała, że nie może wrócić do swojego wcześniejszego życia, ale innego nie znała. Nawet gdyby wzięła urlop w pracy, poszła na terapię, spróbowała wyluzować i naładować baterie, to i tak byłoby za mało.
W tym samym czasie kariera Aarona nabierała rozmachu. Kiedy przedstawił jej swój plan dotyczący Hunt Advisory, to jakby rzucił jej koło ratunkowe. Dał jej możliwość wykorzystania umiejętności i zarobienia na lepsze życie, może nawet pozwolenia sobie na to, żeby trochę się nim nacieszyć.
Wszystko jednak zależało od sukcesu aukcji, która miała się odbyć na antarktycznych wodach. A to znaczyło, że Olivia musiała się zmierzyć z kolejnym ze swoich lęków.
Tym, który – jak sądziła – zakopała tak głęboko, że już nigdy nie będzie jej nękał.
Dlaczego? Dlaczego to wszystko musiało się odbywać akurat na statku?
Terapeuta pomógł jej to jakoś przetworzyć.
Nie będziesz za nic odpowiadać – tak jej powiedział, kiedy mu wyjaśniła, jak bardzo boi się tej wyprawy.
I miał rację. Na statku była cała załoga. Doświadczony kapitan. Najwyższej klasy sprzęt nawigacyjny.
Nie będziesz musiała trzymać wachty.
Będzie tylko pasażerką, będzie się mogła zrelaksować i cieszyć podróżą. Będzie zupełnie inaczej niż ostatnio.
Nie będziesz za nic odpowiadać.
Problemem był jeszcze sam cel owej podróży: Antarktyda. Kiedy wypowiedziała to słowo na głos, myślała, że pogrąży się w głębokiej otchłani żalu. Gdy dorastała, to miejsce było dla jej rodziny czymś niemal mitycznym – jedynym kontynentem, który został jej ojcu do zobaczenia przed śmiercią. Tymczasem Olivia złapała się na tym, że się uśmiecha. W jednej chwili wróciły dawno zapomniane wspomnienia: to, jak jej tata rozkładał mapy na stole kuchennym, pokazując różne trasy na Biegun Południowy, jak siadał po ciemku na skraju jej łóżka i opowiadał o swoim marzeniu, jakim było żeglowanie wśród gór lodowych po ostatnich naprawdę dziewiczych ostępach, ujrzenie humbaków oraz lampartów morskich, spotkanie z pingwinami i przepłynięcie koła podbiegunowego, żeby na własne oczy zobaczyć dzień polarny i słońce świecące o północy. Jego półki na książki wręcz uginały się pod ciężarem biografii Shackletona i Scotta. Olivia była pewna, że gdyby urodził się w tamtej epoce, sam również należałby do grona nieustraszonych odkrywców. Musiała też przyznać, że zaraził ją swoim entuzjazmem: jako dziecko zasypiała przytulona do pluszowego pingwinka i śniła o tym, że któregoś dnia odwiedzi Krainę Lodu.
Kiedy zmarł, Olivia miała szesnaście lat. Później jej matka wyrzuciła całą przepastną biblioteczkę ojca do śmieci i zabroniła wspominać o żeglowaniu, łodziach czy eksploracjach. Olivia nigdy tego nie kwestionowała. Bo niby czemu? W końcu to ona była winna jego śmierci.
Pokręciła gwałtownie głową.
Tym razem nie będę za nic odpowiedzialna, powiedziała w myślach i wzięła głęboki wdech. Najwyższa pora, żeby się z tym pogodzić i żyć dalej.
Poza tym miejsce, w którym się znajdowali, było wręcz idealne do tego, żeby zacząć od nowa. Wszystko w Ushuai wydawało się takie nowe i świeże. To małe miasteczko leżało na skraju urwistego i smaganego wiatrem archipelagu złożonego z tysięcy słabo zaludnionych wysepek, zwanego Tierra del Fuego, czyli Ziemią Ognistą – co w pewnym sensie zakrawało na ironię, ponieważ było tam niesamowicie zimno. Ushuaia z kolei to uroczy port rybacki, pełen domów o kolorowych dachach i stromych uliczek schodzących wprost nad wodę. Akwarelowa smuga ciemnozielonego lasu prowadziła w głąb ośnieżonych gór, które otaczały miasto, kreując kameralną atmosferę pomimo klimatu rodem z pogranicza.
– Do kolacji zostało jeszcze kilka godzin – powiedział Aaron. Złapał ją za rękę i mocno ścisnął. – Może wrócimy do hotelu?
– Poczekaj. Chcę uwiecznić tę chwilę. – Olivia zatrzymała się przy drewnianym znaku, kilka kroków od wody. Rozejrzała się za kimś, kogo mogłaby zaczepić i poprosić o zrobienie zdjęcia. Ale wokół wiało pustką. Dziwne. Kiedy wcześniej tędy przechodziła, wręcz roiło się tu od turystów zabiegających o fotkę.
W parku dostrzegła tylko jednego mężczyznę, który opierał się o rachityczne i targane podmuchami wiatru drzewo. Miał na sobie czarną kurtkę zapiętą pod samą szyję i czapkę naciągniętą nisko na czoło. Kiedy pochwycił jej spojrzenie, Olivia poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Zmroziło ją to, jak na nią patrzył, czy raczej na nich.
Złapała Aarona za ramię, lecz on w tej samej chwili wziął od niej telefon i uniósł go w wyciągniętej ręce.
– Zróbmy sobie selfie. – Ustawił telefon pod takim kątem, żeby obiektyw objął ich twarze.
Olivia przytuliła się do niego i uśmiechnęła, spychając myśli o dziwnym facecie w najdalszy zakamarek umysłu.
Aaron przeczytał napis na znaku:
– Ushuaia: el fin del Mundo.
Słysząc te słowa, Olivia aż się wzdrygnęła. Koniec świata.
I oby początek nowego rozdziału.
2
Olivia przyjrzała się dokładnie ich wspólnej fotografii, odpychając od siebie to dziwne uczucie, że ktoś ich obserwuje. Naprawdę ładnie się razem prezentowali; od miesięcy nie miała na policzkach takich rumieńców, które teraz były zasługą chłodu, a przywykła już do tego, że jej cera ma blady odcień, niczym słaba herbata, przez co jej twarz wyglądała na zmęczoną. To zdjęcie warto było wrzucić na Instagrama. Może zobaczy je Tricia i w końcu przestanie podsyłać jej linki do artykułów o leczeniu syndromu wypalenia zawodowego, do których właściwie w ostatnim czasie ograniczała się ich komunikacja. Olivia wiedziała, że najlepsza przyjaciółka się o nią martwi, niemniej niepotrzebnie. Miała wszystko pod kontrolą.
Instagram zmienił się w swego rodzaju portfolio dokumentujące jej powrót do zdrowia. Może gdyby opublikowała wystarczająco dużo zdjęć, ta fantazja stałaby się rzeczywistością. Bo inaczej to było tylko pobożne życzenie.
Nagle na górze ekranu wyskoczyło powiadomienie.
– Ach, wygląda na to, że nasz ekwipunek na ekstremalnie niskie temperatury jest gotowy do odbioru – oznajmiła. – Sara pisze, żebyśmy wstąpili do jej biura.
– Nie może nam go ktoś podrzucić? Cały dzień ciągle gdzieś biegam. Jestem wykończony, a wieczorem jeszcze mamy tę kolację...
Olivia wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
– Pójdę po te rzeczy. Teraz twoja kolej, żebyś odpoczął.
– Na pewno?
– Tak. Kiedy ty załatwiałeś wszystko na pokładzie, ja przez cały ranek relaksowałam się w hotelu. Chociaż tyle mogę zrobić.
Uniósł jej dłoń do ust i pocałował palce.
– Jesteś dla mnie zbyt dobra. Do zobaczenia później.
– Wrócę niebawem.
Aaron ruszył w kierunku ich hotelu z rękami wbitymi w kieszenie. Olivii nie umknęło napięcie widoczne w jego ramionach. Wiedziała, jak ważna jest dla niego ta wystawa. Chociaż teraz dobrze mu się powodziło, rynek potrafił być bardzo zmienny. Aaron był przekonany, że jego sukces może przeminąć równie szybko, jak się pojawił.
Dlatego musiał przypieczętować tę umowę. A Olivia chciała zrobić wszystko, co mogła, aby cała transakcja przebiegła gładko i Aaron nie czuł tak wielkiej presji. Bądź co bądź, on zrobił dla niej to samo.
Zapisała w telefonie adres biura Pioneer Adventures w Ushuai, gdzie miała się spotkać z Sarą – pracownicą tejże agencji, która załatwiła wszystkie formalności związane z rejsem. Kierując się mapą i wskazówkami, Olivia doszła do ruchliwej głównej ulicy pełnej restauracji, a także sklepików z odzieżą i turystyczną tandetą, po czym skręciła w jedną z bocznych uliczek.
Zatrzymała się przed parterowym budynkiem z prefabrykatów i zapukała do drzwi. Niska ciemnowłosa kobieta powitała ją w środku serdecznym uśmiechem. Ściany biura podróży były oklejone zdjęciami gór lodowych, motywacyjnymi plakatami z pingwinami i pocztówkami z końca świata – z podziękowaniami od klientów.
– Bienvenidos, Olivia! Jak statek? Aaron zadowolony?
– Chyba tak – rzuciła zdawkowo Olivia, wzruszając lekko ramionami, żeby ukryć skrępowanie. Powinna jej udzielić konkretniejszej odpowiedzi. Tyle że sama właściwie nie wiedziała, czy Aaron jest zadowolony.
Sara zmarszczyła brwi.
– Jeśli mogę coś zrobić...
– Na pewno damy ci znać. – Olivia uśmiechnęła się pokrzepiająco, przynajmniej taką miała nadzieję.
– Koniecznie. A tymczasem pewnie wam się przydadzą. – Sara wskazała dwie pary ocieplanych wodoodpornych spodni i wielkich rękawic wyściełanych polarem.
– Wow! – Olivia podniosła rękawice, z których każda była większa od jej głowy. – Są ogromne.
– Zaprojektowane z myślą o tym, żebyście przetrwali nawet najgorszą polarną burzę.
– Akurat takich atrakcji nie potrzebujemy – odparła ze śmiechem Olivia.
Sara się uśmiechnęła.
– Lepiej dmuchać na zimne. To z pewnością będzie cudowny rejs. Macie niesamowity plan podróży. Byłaś już na statku?
Olivia zaprzeczyła ruchem głowy.
– Tylko Aaron. Mnie za bardzo dokuczał jet lag.
– No to czeka cię prawdziwa niespodzianka. Z zewnątrz może nie wygląda zbyt imponująco, ale wnętrze zostało całkowicie odnowione. Są tam wszystkie możliwe udogodnienia i luksusy. To jeden z najlepszych statków do zwiedzania okolic bieguna.
– Nie mogę się już doczekać.
– Widzę, że zapisaliście się też na wycieczkę kajakiem i na kemping. Och, przeżyjecie coś naprawdę wyjątkowego. To idealna pora roku na taką podróż, bo gdy będziecie przepływać przez koło podbiegunowe, zobaczycie zjawisko zwane dniem polarnym, kiedy słońce w ogóle nie zachodzi.
– Aaa, tak. Właśnie wtedy ma się odbyć wielka aukcja przygotowana przez Aarona.
– Doskonały wybór. A gdy wybierzecie się na kemping, traficie akurat na tak zwaną białą noc, podczas której nie zapadają całkowite ciemności.
– Fantastycznie – odparła Olivia. Jednym z objawów przepracowania, które nigdy całkiem nie ustąpiły, była przewlekła bezsenność. Nie potrafiła zasnąć nawet w zupełnym mroku, leżąc w wygodnym łóżku, więc przynajmniej teraz, kiedy znajdzie się gdzieś pośrodku lodowego pustkowia, w nagrodę przeżyje coś wyjątkowego.
W trakcie ich rozmowy telefon na biurku Sary nie przestawał dzwonić. Olivia spojrzała na niego z ukosa.
– Jeśli chcesz, odbierz. Nie będę ci już zawracać głowy.
Sara uniosła dłonie w przepraszającym geście.
– Tydzień, podczas którego trwa zaokrętowanie, zawsze jest szalony. Pan Hughes chce, żeby statek był pełny, więc nic tylko ogarniam kajuty dla dodatkowych pasażerów, którzy dołączyli w ostatniej chwili.
Olivia pokiwała głową ze współczuciem. Była w stanie sobie wyobrazić, że Cutler Hughes – prezes Pioneer Adventures – jest wymagającym szefem. Ba, nawet z tego słynął.
– I tak jestem zdziwiona, że w ogóle istnieje taka możliwość!
– Na te rejsy jest kilometrowa lista oczekujących! Nie brakuje chętnych gotowych wskoczyć na pokład właściwie z dnia na dzień. Od tej ekspedycji mamy też nową załogę. Antarktyda to wielka atrakcja. – Sara usiadła przed komputerem, gorączkowo przesuwając wzrokiem po ekranie. – Jeśli ty lub Aaron będziecie czegoś potrzebować jeszcze przed wypłynięciem w morze, skontaktujcie się ze mną. Będę tu przez całą noc i jeszcze jutro, dopóki wasz statek nie opuści portu.
– Dziękuję. Przekażę mu.
– A jeśli do tego czasu się już nie zobaczymy, udanej podróży!
Ekwipunek był dość ciężki i nieporęczny, ale hotel znajdował się niedaleko. Może nie był to tak luksusowy przybytek, jak te, w których Olivia i Aaron zatrzymywali się w Buenos Aires, Paryżu czy Genewie, ale rozległe widoki na dziką linię brzegową wynagradzały jej to z nawiązką.
Przez duże okna w lobby widziała port i MS Vigil, a także trap prowadzący ze statku na brzeg i czekający na ich przybycie. Mimo to nie potrafiła pozbyć się tego irracjonalnego strachu, który wręcz ściskał jej żołądek na myśl o tym, że będzie musiała wspiąć się po drewnianych stopniach na pokład – a potem zostanie na nim uwięziona przez kolejne czternaście dni.
Nie będziesz za nic odpowiadać. Trzymała się tych słów kurczowo jak koła ratunkowego.
Kiedy po cichu zakradła się do pokoju, Aaron spał. Wcale jej to nie zdziwiło – pracował non stop, zmagając się z jet lagiem i przygotowując wystawę oraz aukcję. Jego włosy leżały rozrzucone na poduszce; na ten widok zalała ją nagła fala miłości. Myślała, że z nią zerwie już wtedy, po wielkiej aukcji Yennina. Tymczasem on jeszcze bardziej się do niej zbliżył, chociaż była pewna, że na to nie zasługuje.
Wcześniej dostali instrukcje, żeby zostawić bagaże w hotelowym lobby; w ciągu nocy miały zostać załadowane na statek. Olivia wytoczyła więc walizki na zewnątrz, żeby nie hałasować w trakcie pakowania i nie przeszkadzać Aaronowi w odpoczynku.
Na dole w holu otworzyła swoją walizkę i do wypchanej już głównej przegrody wcisnęła pożyczone ocieplane spodnie i rękawice. Chciała zrobić to samo z rzeczami Aarona, tyle że w jego walizce na samym wierzchu leżała złożona wieczorowa marynarka. Na pewno wściekłby się, gdyby trafiła na statek przed ich ważną kolacją z klientami.
Mając to na uwadze, wyjęła ją i zamiast niej wepchnęła do środka cały śnieżny ekwipunek Aarona. Gdy przewiesiła sobie marynarkę przez rękę, coś wypadło z kieszeni i przetoczyło się po wypolerowanej drewnianej podłodze.
Olivia pobiegła za tą rzeczą. Okazało się, że to małe czarne aksamitne pudełko.
Otworzyła je drżącymi palcami. W środku znajdował się platynowy pierścionek z osadzonym centralnie szafirem, który błyszczał intensywnym błękitem, i z dwoma mniejszymi, lecz nie mniej błyszczącymi brylantami po bokach. Wyglądał na wiekowy – i drogi.
Pierścionek zaręczynowy.
Zamknęła szybko pudełeczko. Serce zaczęło jej galopować, zalała ją nagła fala adrenaliny. Wsunęła pierścionek z powrotem do kieszeni marynarki i w pośpiechu postawiła walizki obok pozostałych czekających w lobby.
Wyglądało na to, że na Antarktydzie wiele się zmieni.
3
Kiedy wracała do pokoju hotelowego, była pewna, że wszyscy w windzie słyszeli, jak wali jej serce. Uśmiechnęła się wyjątkowo szeroko do młodej pary, która wsiadła zaraz za nią, a oni spojrzeli na nią, jakby postradała rozum. Cóż, nie dało się ukryć, że jest szczęśliwa. Aaron chciał się jej oświadczyć. Czyżby zamierzał to zrobić wieczorem, po ich eleganckiej kolacji z tymi wszystkimi VIP-ami, którzy wybierali się w rejs? To by przynajmniej tłumaczyło, dlaczego tak bardzo się tym stresował i czemu kupił jej z tej okazji nową sukienkę. A może chciał poczekać, aż będą na Antarktydzie, sami pośród lodu, otoczeni pingwinami?
Och, jakie to podniecające. Prawda? Poczuła ucisk w brzuchu, ale nie z ekscytacji, tylko... ze strachu.
Pokręciła głową. Nie, to nie był strach. Chodziło raczej o ostrożność.
Bądź co bądź, byli ze sobą od niespełna roku. Kiedy się poznali, nigdy w życiu by nie powiedziała, że ich związek przetrwa tak długo.
Wszystko zaczęło się od służbowego zlecenia.
W sumie nic dziwnego, skoro właściwie cały czas spędzała w pracy.
– Mam dla ciebie nowy ekscytujący projekt.
Olivia oderwała wzrok od porannej czarnej kawy i zobaczyła nad biurkiem swoją szefową Lisę z pękatą teczką na dokumenty wetkniętą pod pachę. W duchu modliła się, żeby ta teczka nie stanowiła części owego „nowego ekscytującego projektu”; przez całą noc kończyła ten ostatni, który przydzieliła jej Lisa. Gdyby worki pod jej oczami jeszcze się powiększyły, mogłaby nosić w nich drobniaki. Taka była cena dążenia do tego, żeby zostać najmłodszą wspólniczką w dziejach Pendle – firmy aktuarialnej, dla której pracowała.
Tak czy inaczej, lekki uśmiech w kącikach ust Lisy zaintrygował Olivię.
– Wiesz, że byliśmy pod wielkim wrażeniem, jak sobie poradziłaś z grupowym programem emerytalnym dla LUJO. I wygląda na to, że zaimponowałaś nie tylko nam. Podejdziesz ze mną?
Olivia poderwała się z siedzenia. Lisa była główną wspólniczką w Pendle i kimś, z kim powinna żyć w dobrych stosunkach, jeśli chciała awansować. Po drodze pochwyciła spojrzenie swojej najlepszej przyjaciółki Tricii, osobistej asystentki Lisy, która zapytała bezgłośnie:
– Co się dzieje?
Olivia odpowiedziała jej tylko wzruszeniem ramion.
Ze skąpanego w słońcu narożnego gabinetu Lisy roztaczał się widok na centrum Londynu; między biurowcami można było dostrzec fragment olśniewającej Katedry św. Pawła. Lisa otworzyła na komputerze jakiś plik i odwróciła monitor w stronę Olivii. Widniała na nim reprodukcja obrazu, który Olivia od razu rozpoznała po charakterystycznych grubych pociągnięciach pędzla i kolorach.
– Och, Basquiat – rzuciła. – Sprzedał się chyba za jakąś astronomiczną kwotę, prawda? Zysk z tej inwestycji był ogromny. Pamiętam, że podzieliłam się tą wiadomością na naszym zespołowym WhatsAppie. – Nawet jej internetowe komunikatory były pełne służbowych rozmów; o tyle dobrze, że większość jej kolegów i koleżanek z pracy też miała fioła na punkcie finansowych nowinek.
Lisa pokiwała głową.
– Tak oto wracamy do tematu nowego zlecenia i dość nietypowej prośby pana Lavauda, który jest zainteresowany nabyciem dzieł sztuki w ramach inwestycji i prosił o możliwość skonsultowania się z tobą osobiście.
– Ze mną? – Olivia zamrugała zaskoczona. Pierre Lavaud był właścicielem LUJO, sieci luksusowych hoteli. Olivia od lat pracowała nad ich planem emerytalnym. Nie spodziewała się, że ten francuski miliarder w ogóle wie, kim ona jest, nie mówiąc już o tym, że poprosi właśnie o nią. – Ale czemu?
Lisa wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia. Może słyszał, że interesujesz się sztuką?
– Niewykluczone. – Podczas któregoś zjazdu zatrzymała się w jednym z jego londyńskich hoteli i podziwiała rzeźby Jeffa Koonsa wystawione w lobby. Może jakoś je skomentowała i nie uszło to jego uwadze? – Ale czy nie lepiej wysłać do niego kogoś, kto zna się na zarządzaniu inwestycjami? To nie jest moja działka. Pewnie bardziej by mu się przydał doradca finansowy.
– Też tak myślę, ale on chce ciebie. Jak już mówiłam, musiałaś zrobić na nim wielkie wrażenie. Wiem, że to nie to samo, co doradzanie w kwestii planów emerytalnych. I gdyby nie był dla nas taki ważny... – Lisa się uśmiechnęła, zawieszając głos, i podała Olivii dokumenty, które trzymała pod pachą. – To tylko zwykłe konsultacje, ale jeśli uważasz, że nie podołasz, mogę wyznaczyć kogoś innego.
Olivia pokręciła głową.
– Nie, nie, zajmę się tym.
– Na pewno?
– Oczywiście. – Olivia wzięła teczkę i przywołała na twarz uśmiech. Wiedziała, że panu Lavaudowi nie należy odmawiać. Był ich największym klientem. A jeśli się spisze, zrobi kolejny krok, który przybliży ją do celu. Musiała jeszcze tylko zdać jeden egzamin, żeby zostać licencjonowaną aktuariuszką, a wtedy stołek wspólniczki będzie jej. Wyższa pensja z pewnością pomogłaby jej wygrzebać się z długów, w które wpadła; akurat tamtego ranka dostała kolejny rachunek z domu opieki, w którym znajdowała się jej matka, uwzględniający podwyżkę opłat.
– To nie tylko dokumenty. Jest tam też miła niespodzianka – powiedziała Lisa.
Olivia otworzyła teczkę. Na wierzchu leżał sztywny biały kartonik z zaproszeniem na wystawę pod tytułem W nieznane organizowaną w samym centrum Londynu, a konkretnie w Mayfair, sądząc po kodzie pocztowym. Hunt Gallery prezentowała swoich obiecujących artystów.
Złote tłoczone litery sugerowały, że zanosi się na wielkie wydarzenie. Olivia uznała, że chyba będzie musiała się szarpnąć na nową sukienkę. Albo przynajmniej zrobić coś z tymi sińcami pod oczami.
Lisa skinęła głową, dając jej znak, że może odejść. Olivia wyszła z gabinetu, nie kryjąc oszołomienia. Może to właśnie była jej szansa, żeby się wybić.
– No i? Opowiadaj! – Tricia podbiegła do niej i razem wróciły do biurka. W odpowiedzi Olivia pokazała jej bilety.
– Uuu, elegancko. Zabierzesz mnie, prawda?
– Wiadomo.
Kilka dni później ona i Trish wybrały się do galerii.
Olivia nieustannie obciągała brzeg swojej prostej czarnej sukienki z Zary, najładniejszej, jaką posiadała. Pomimo najlepszych intencji nie miała czasu na kupowanie nowych ciuchów – zbliżała się kolejna sesja egzaminów, a i tak narobiła sobie zaległości, przeprowadzając wstępny rekonesans po świecie sztuki dla pana Lavauda. Ludzie stojący w kolejce do galerii mieli na sobie eleganckie kreacje znanych projektantów, a Tricia wyglądała rewelacyjnie w wypożyczonej sukience od Hervé Légera. Dobrze zrozumiała, na czym polega zadanie; Olivia chciałaby mieć choć odrobinę takiego wyczucia stylu jak ona. Trish zaoferowała, że pożyczy jej jedną ze swoich sukienek, ale różniły się wzrostem o prawie trzydzieści centymetrów. Olivia wręcz nad nią górowała – dzielenie się ubraniami nigdy nie było jedną z zalet ich wspólnego mieszkania.
Ale przecież nie przyszła tu dla mody, przypomniała sobie. Tylko dla swojej kariery. Musiała napisać wyczerpujące sprawozdanie dla pana Lavauda i ocenić, czy znajdowało się tu coś, w co być może warto zainwestować.
Olivia miała wszystkie fakty starannie posegregowane w głowie. W arkuszu kalkulacyjnym zebrała niezbędne dane dotyczące sprzedaży aukcyjnych z ostatnich pięciu lat, starając się przygotować szablon dla przyszłych inwestycji. Śledziła też na bieżąco wielkie klapy.
Jeśli chodzi o inwestowanie w sztukę, opracowanie modelu finansowego było bardzo skomplikowanym zadaniem. Naprawdę niewielu artystów osiągało status „blue chip”, co znaczyło mniej więcej tyle, że ich wartość ekonomiczna miała szansę wzrosnąć. Coś takiego wymagało sprzyjającego układu wszystkich gwiazd. Nie wystarczyło stworzyć niesamowite dzieło. Potrzebne było również wsparcie odpowiedniej galerii. Poza tym rozgłos medialny, uznanie ze strony krytyków, a także mocny koktajl talentu, szczęścia i splendoru. Obecność w mediach społecznościowych na pewno też by nie zaszkodziła. Przekucie sztuki w zysk było ryzykownym przedsięwzięciem, ale mogło się też okazać niezwykle opłacalne, jeśli właściwy kupiec trafi na właściwego artystę.
No i przydałaby się też pomoc przebojowego, zmotywowanego marszanda.
Wszyscy w galerii mieli nadzieję, że znajdą tam kolejnego Rothko albo Hirsta. Olivia wyciągnęła szyję, starając się rzucić okiem na obrazy wiszące na ścianach, ale było tak tłoczno, że ledwo co widziała – jedynie skrawki żywych kolorów, przeplatane strojami koktajlowymi i ufryzowanymi głowami.
– Przyniosę nam jakieś drinki – powiedziała Tricia, która nawet nie przyjrzała się obrazom. Mimo to wyglądała rewelacyjnie, zupełnie jakby pasowała do tego towarzystwa.
Olivia zaczęła krążyć po salach, które były wydzielone w pozornie przypadkowy sposób – istny labirynt sztuki, w którym każde dzieło miało własne, przeznaczone dla niego miejsce. Ściany były tak oślepiająco białe, że aż rozbolały ją oczy. Olivia zdziwiła się, że tak jasna przestrzeń może skrywać w sobie tyle zakamarków, ale musiała przyznać, że można się tu było zgubić równie łatwo jak w ciemnościach.
Gdy doszła już niemal do końca galerii, znalazła miejsce, w którym nie stłoczyła się jeszcze żadna grupka gości popijających szampana i wygłaszających pretensjonalne komentarze. Od reszty galerii oddzielał tę salę cienki aksamitny sznur. Rzuciwszy okiem za siebie, odpięła go i zakradła się do środka.
Przez chwilę była sama. Napięcie widoczne w jej ramionach ustąpiło niemal w tej samej chwili, gdy tam weszła; na skórze czuła już tylko wibrujący szum.
Na ścianie przed nią wisiał samotny obraz, który zdominował całą przestrzeń. Olivia ruszyła naprzód i zatrzymała się tuż przed nim jak porażona.
Nagle przeniosła się do czasów, kiedy chodziła do galerii sztuki ze swoją mamą. Każda z takich wizyt była prawdziwą ucztą, okazją do tego, żeby zacieśniły więź – czy to ucząc się o wielkich mistrzach w Szkockiej Galerii Narodowej, czy też oglądając najnowszą instalację w Tate Modern podczas rzadkich weekendowych wypadów do Londynu. Matka Olivii też była znakomitą artystką; malowała w domu, położonym w samym sercu szkockiego pustkowia. Olivia zamrugała.
Kiedy po raz ostatni mama wzięła do ręki pędzel?, pomyślała. To musiało być chyba wieki temu.
Talent jej matki od lat leżał zakopany pod górą smutku, a teraz przepadł z powodu choroby, która całkiem jej go odebrała – podobnie jak znaczną część jej osobowości i wspomnień. Podczas każdej wizyty Olivia szukała jakiegoś sposobu, żeby ponownie nawiązać z nią kontakt, czegoś w stylu kamizelki ratunkowej, którą mogłaby otoczyć i uratować ich relację. Ale matka tylko bardziej się od niej oddalała.
Nazwij to uczucie – tak by powiedziała.
Olivia zrobiła krok w stronę dzieła, starając się znaleźć właściwe słowo, aby opisać to, co właśnie czuje. To było coś jakby... zachwyt? Nie, niezupełnie.
Podziw. Podziw był zdecydowanie bliższy tej emocji. Rozlegający się wokół dźwięk zdawał się spowijać jej ciało, ona tymczasem stała jak urzeczona przed malowidłem – surowym pejzażem utworzonym ze śmiałych pociągnięć niebieską i białą farbą, które niemal emanowały wewnętrznym światłem. Obraz budził niepokój i wydawał się niemal żywy, jakby farba pełzała po płótnie niczym kolonia mrówek. Kiedy się w niego wpatrywała, rozbrzmiewający w tle szum stawał się głośniejszy, aż w końcu cała była w nim skąpana. Nie mogła już dłużej czekać; zeskanowała obraz za pomocą telefonu, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
nemiga – dzieło Kostasa Yennina, wykonane techniką mieszaną. Ten szum był zamierzony, skomponowany przez samego artystę. Olivia kojarzyła jego nazwisko, ale nie znalazła o nim zbyt wielu informacji – nie promował się w mediach społecznościowych i jak dotąd niczego nie sprzedał. Reprezentował go młody handlarz sztuką, który wprawdzie miał wielkie ambicje, ale jeszcze nie mógł się poszczycić żadnym sukcesem. Aaron jakiś tam.
Podeszła jeszcze o krok.
Nagle owionął ją zapach wody kolońskiej, tak intensywny, że wręcz łaskotał nozdrza – piżmo z nutą słodkiej wanilii. Drogi. Kuszący.
Odwróciła się gwałtownie, przypomniawszy sobie o aksamitnym sznurze.
– Bardzo przepraszam – powiedziała, odsuwając się pośpiesznie od obrazu. – Szukałam jakiegoś spokojnego miejsca i...
Ale mężczyzna tylko się uśmiechnął.
– I co pani o nim myśli? – Wskazał na płótno za jej plecami.
Wzięła głęboki wdech. Na tle białych ścian on sam wyglądał jak malowidło – był niemal zbyt idealny, żeby mógł być prawdziwy. W świetnie dopasowanym garniturze, z dłońmi wbitymi w kieszenie, wyraźnie czuł się swobodnie.
Potraktowała jego słowa jako pozwolenie, aby jeszcze raz spojrzeć na obraz.
– Jest nadzwyczajny – powiedziała.
Mężczyzna przechylił głowę.
– Osobiście uważam, że to dzieło najbardziej godne uwagi w całej jego kolekcji. Pustkowie najbardziej odległych zakątków naszej planety, takich jak Antarktyda, stanowi dla niego prawdziwą inspirację. To niesamowite, że w czymś tak ponurym potrafi znaleźć przebłysk piękna. Jego sztuka oddaje napięcie między izolacją a spokojem, między samotnością a świadomą medytacją. To płótno jest pozbawione życia, a jednak pełne emocji – zniżył głos.
– Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam – stwierdziła Olivia. – Tylko czemu nikt oprócz mnie nie podziwia tego obrazu?
– Odgrodziłem go, żeby móc go zaprezentować na osobności kluczowym VIP-om. Ale skoro sama tu pani trafiła, to śmiało, proszę się nie krępować.
– Ja raczej nie należę do grona pańskich VIP-ów – odparła.
– Na pewno? Pani Olivia Campbell, prawda?
Uniosła brwi zdziwiona.
– Tak.
– W takim razie jako przedstawicielka pana Lavauda jest pani jak najbardziej ważną osobą. Może się przedstawię. Aaron Hunter-Williams, kurator tej wystawy. – Podał jej rękę, a ona ją uścisnęła, zszokowana tym, jak gładkie ma dłonie. I jakie wypielęgnowane: krótko obcięte paznokcie i ładne, zadbane skórki.
– Miło mi cię poznać, Aaronie. Czyli reprezentujesz artystę?
– Od jakiegoś roku. Gdyby to ode mnie zależało, Yennin już dawno stałby się rozpoznawalną marką. Ale tylko wytrawny kupiec potrafi dostrzec prawdziwy geniusz i go docenić. Myślisz, że pan Lavaud byłby zainteresowany tym obrazem?
– No nie wiem.
– A może ty?
Zagryzła dolną wargę, po czym znowu podeszła bliżej, starając się ocenić dzieło okiem inwestora. Ale nie potrafiła tego zrobić. Nie chodziło o jego jakość – ta, rzecz jasna, była znakomita. Dla niej liczyło się raczej to, o czym mówiła jej matka: o odczucia, jakie wywołuje. Olivia myślała, że wstępny, niemal przytłaczający zachwyt, w jaki wpadła na widok obrazu, gdy weszła do tej sali, z czasem osłabnie – ale on tylko wzrósł, a oczy aż wyszły jej z orbit, kiedy przyjrzała się wszystkim detalom. Gdyby mogła zabutelkować to, co czuje, a potem to sprzedać, zostałaby milionerką.
– Gdyby było mnie na niego stać, zwinęłabym go wszystkim sprzed nosa – przyznała.
Aaron rozciągnął usta w uśmiechu.
– Wobec tego masz wyśmienity gust. Proszę, poinformuj pana Lavauda, że ten konkretny obraz cieszy się dużym zainteresowaniem. Pewna bollywoodzka aktorka ma na niego oko. Niedawno wyszła za miliardera z Arabii Saudyjskiej i teraz biorą go pod uwagę w ramach prezentu ślubnego... – Zawiesił głos i dotknął brzegu nosa, jakby to miał być ich mały sekret. – Ale dobrze, że na razie możemy jeszcze nasycić nim oczy. Obraz ma szczęście. Może pooddychać. I dać się podziwiać, jak przystało na dzieło sztuki.
– Ten, kto go kupi, pewnie powiesi go u siebie w domu. No wiesz, żeby mogli go podziwiać jego obrzydliwie bogaci przyjaciele aktorzy czy im podobni. Może nawet jego gosposia. – Uśmiechnęła się, dumna z tego, że pokusiła się o dowcip, ale Aaron nie odpowiedział jej tym samym. Właściwie wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
– Pozostaje mieć nadzieję. Obawiam się jednak, że nabywca tej pracy nigdzie jej nie powiesi. Obraz prędzej zalegnie w jakimś skarbcu.
Olivia pokręciła głową.
– Jak to? Jeśli ktoś nie chce na niego patrzeć w domu, powinien wystawić go w różnych galeriach. Albo ofiarować muzeum. Zrobić coś dobrego. Bo takie dzieło należy oglądać.
Przytaknął skinieniem.
– Masz rację. Ale tak właśnie wygląda dzisiejszy rynek sztuki. Kupcy mają nadzieję, że jeśli obraz zniknie na jakiś czas, tylko zyska na wartości.
– Szkoda. – Olivia miała wielką ochotę capnąć nemigę i dać nogę.
– Zważywszy na twoją pracę, myślałem, że rozumiesz, jak ważne jest rozwijanie inwestycji.
– Owszem. To jednak nie zmienia faktu, że bardzo mi przykro. Co innego, gdyby pan Lavaud pokochał ten obraz. Ale jeśli podchodzi do sprawy wyłącznie jak do inwestycji, nie doradzałabym mu kupna. To nie wydaje się zbyt bezpieczne.
– Kto gra bezpiecznie, raczej rzadko coś zyskuje, prawda?
– Prawda. Gdyby chodziło o osobisty majątek pana Lavauda, mógłby zaryzykować. Jeśli jednak ma to być część strategii związanej z programem emerytalnym LUJO... Uwierz mi, jego pracownikom na pewno nie spodobałoby się, że ich ciężko zarobione pieniądze zostały zainwestowane w coś tak niestabilnego.
Aaron zrobił krok w jej stronę.
– Nie dość, że masz wspaniały gust, jeśli chodzi o sztukę, to jeszcze głowę do finansów. Przy tobie, Olivio, czuję się trochę nieporadnie. Nie mogłem się doczekać, żeby w końcu poznać tę tajemniczą osobę, która miała się tu zjawić w imieniu pana Lavauda. Teraz już wiem, dlaczego wybrał akurat ciebie. Może dasz się zaprosić na kolację? Wyjaśniłbym ci dokładniej, dlaczego moim zdaniem Yennin to artysta przyszłości, i przedstawiłbym moje plany dotyczące zbudowania jego pozycji w świecie sztuki...
Olivia zakasłała; tym pytaniem zbił ją z pantałyku. Czy chodziło mu o spotkanie w interesach? Czy może dobrze wyczuła, że coś między nimi zaiskrzyło? Do tej pory randki były ostatnią rzeczą, o jakiej myślała. Nie wiedziała, czy to przez ten obraz, muzykę czy może intensywne spojrzenie Aarona, którym ją świdrował, ale nagle złapała się na tym, że się ku niemu nachyla.
– Liv! Tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałam. – Tricia wyrosła nagle po drugiej stronie sznura, unosząc w ręku dwa kieliszki szampana.
– Wygląda na to, że mamy towarzystwo – wyszeptał Aaron. Delikatnie dotknął pleców Olivii i pokierował ją w stronę kobiety.
Tricia niemal upuściła szampana, kiedy zobaczyła, z kim idzie Olivia. Posłała jej chytry uśmieszek.
– Przepraszam, że wam przeszkodziłam...
Aaron nieznacznie skinął głową.
– Muszę pokazać ten obraz jeszcze kilku innym gościom, ale miło było cię poznać, Olivio. – Pochylił się i leciutko musnął ustami jej policzek, kładąc swoją ciepłą dłoń na jej ramieniu.
I już w tamtej chwili Olivia właściwie straciła dla niego głowę.
Może więc wcale nie było za wcześnie na zaręczyny. Ich związek od samego początku był przecież jak tornado. Niekonwencjonalny, elektryzujący, balansujący na granicy interesów i przyjemności. Nie dało się ukryć, że tworzą zgrany zespół, a ta wystawa miała być tego dowodem.
Drzwi windy się otworzyły, a ona przycisnęła marynarkę mocno do piersi. Kiedy weszła ponownie do pokoju, ucieszyła się, widząc, że Aaron wciąż śpi. Ostrożnie odwiesiła marynarkę do szafy, przesuwając palcami po miękkim rękawie z włoskiej wełny. Obok wisiała sukienka, którą miała włożyć na czekającą ich kolację. Tak wiele zależało od powodzenia tego rejsu i wszystko miało się zacząć już tego wieczoru. Musiała się przygotować.
Weszła pod prysznic, pozwalając, żeby gorąca woda obmyła jej ciało i ukoiła ten dziwny ucisk w brzuchu. Przesadzała. Może po prostu tak dawno nie przydarzyło jej się nic dobrego, że zapomniała już, jakie to uczucie.
To nie był strach ani nawet ostrożność.
Raczej niecierpliwe oczekiwanie. Tak, to było to.
To musiało być to.
4
Stół był zastawiony niedopitymi kieliszkami czerwonego wina i półmiskami grillowanego mięsa, zasypany ostrymi odłamkami skorup śnieżnych krabów; uroczysta kolacja dla VIP-ów w najekskluzywniejszej argentyńskiej parrilli w Ushuai okazała się wielkim sukcesem. Choć Olivia była pewna, że większość gości przywykła raczej do restauracji odznaczonych gwiazdkami Michelin i eleganckiej srebrnej zastawy, wszyscy najwyraźniej poczuli ducha tego granicznego miasteczka. Panował radosny, niefrasobliwy nastrój. Aaron siedział u szczytu stołu z Cutlerem Hughesem – prezesem agencji Pioneer Adventures i właścicielem statku MS Vigil.
Cutler był szychą. Nigdy wcześniej go nie spotkała, ale rozpoznała go, gdy tylko zjawili się w restauracji. Zachowywał się raczej jak celebryta niż dyrektor, regularnie gościł na antenie telewizji i był znany ze swojego piekielnego charakteru oraz z otwartego, bezpośredniego stylu zarządzania (rzecz dość nietypowa jak na Kanadyjczyka, niemniej wiele osób wskazywało na jego szkockie korzenie). Pozował nawet na Donalda Trumpa, prowadząc własne reality show – podróbkę The Apprentice.
Jego firma Pioneer Adventures słynęła z organizacji podróży do odludnych miejsc i niebezpiecznych ekspedycji. Na pierwszy rzut oka to wszystko zdawało się nie iść w parze z wysokiej klasy wystawą sztuki, ale Aaron zdradził Olivii w tajemnicy, że Cutler długo już nie pobędzie prezesem Pioneer Adventures. Zamierzał sprzedać firmę jakiemuś tajemniczemu nabywcy, który miał w planach bardziej luksusowy projekt, a dodanie takiej wystawy do listy atrakcji dostępnych na statku przyciągnęłoby nieco inną klientelę. Wszystko było częścią pakietu – i jeśli pokaz odniesie sukces, dobiją targu. Bez tego Cutler będzie musiał zwinąć cały interes, a setki pracowników zostaną bez pracy.
Olivia nigdy by nie pomyślała, że Cutler jest pod tak dużą presją, widząc, jak zabawia towarzystwo szalonymi opowieściami o swoich ryzykownych ekscesach. Roztaczał wokół siebie niesamowitą aurę i pewien rodzaj prymitywnego uroku. Żałowała, że sama nie potrafiła zachowywać się tak beztrosko, kiedy jej własne życie się waliło.
Niemniej sądząc po wesołej, emocjonującej atmosferze, Cutler raczej nie miał się o co martwić. Oprócz niego, jego żony Ingrid, Olivii i Aarona w tym ekskluzywnym gronie gości znajdowali się także Robert i Aida Freedmanowie, założyciele internetowej firmy coworkingowej DoubleNet, która przeżyła istny rozkwit podczas pandemii; Tariq i Greg Akbasowie, zamożna, wpływowa para gejów, z których jeden był kuratorem słynnych wystaw, a drugi krytykiem sztuki; Delilah Constance, młoda australijska projektantka mody, której nieobecny mąż działający w branży technologicznej finansował jej gust artystyczny i kolekcję stylowych peruk (tego wieczoru zjawiła się w długich do pasa czarnych włosach); oraz Stefan Grenville, aukcjoner z Art Aboard, na którego wcześniej narzekał Aaron.
Ludzie z najbliższego otoczenia Cutlera, wszyscy niecierpliwie czekający na to, żeby odbyć podróż na koniec świata – i skorzystać z wyjątkowej okazji nabycia jednego z obrazów Yennina. Bynajmniej nie byli jedynymi potencjalnymi kupcami na pokładzie, ale tylko w nich Aaron pokładał swoje nadzieje i dlatego nie szczędził wysiłków, zabiegając o ich względy.
Chociaż może nie każdy z nich pałał równie wielkim entuzjazmem. Siedząca obok Olivii Ingrid dopiła resztkę wina i się wzdrygnęła.
– Czy pigułki na chorobę morską można łączyć z alkoholem? – zwróciła się do Olivii z niemieckim akcentem, który z każdym wypitym kieliszkiem stawał się coraz wyraźniejszy. Przez całą kolację rozmawiały o błahostkach, ale dopiero teraz Ingrid pozwoliła, aby jej elegancka, wytworna maska nieco się zsunęła, ukazując cień słabości.
Olivia zagryzła wargę ze współczuciem.
– Źle znosisz takie wyprawy?
– Owszem. Nie powiem, żebym cieszyła się na ten rejs. Zwłaszcza na „Shake’a Drake’a”.
– A co to takiego? – Olivia zrobiła wielkie oczy.
– Tak mówią o przeprawie przez Cieśninę Drake’a podczas naprawdę złych warunków. Ten odcinek trasy stąd aż do Antarktydy może się okazać albo najniebezpieczniejszy na świecie, albo gładki jak stół. Na dwoje babka wróżyła: albo trzęsawka, albo błogi spokój jak na jeziorze. Masz ochotę na przejażdżkę w wirówce?
Olivia aż się skrzywiła.
– Niezbyt. Chyba będą musieli mnie wcześniej uśpić. – Próbowała zbyć to żartem.
Ale Ingrid się nie roześmiała. Zamiast tego jej i tak blada twarz stała się jeszcze bledsza. Zaczęła się bawić kosztowną brylantową zawieszką na naszyjniku.
– Ty też cierpisz na chorobę morską?
Olivia pokręciła głową.
– Raz miałam niefajną przygodę na łodzi.
– I mimo to wybierasz się w rejs? Czy to mądre?
– Pewnie nie.
Ingrid uniosła starannie wypielęgnowaną brew.
– Cóż, jeśli będziesz potrzebować towarzyszki do picia, zapukaj do mnie.
– Niewykluczone, że tak zrobię.
Olivia rozejrzała się wokół stołu. Większość gości już poszła, korzystając z ostatniej okazji do wyspania się na stałym lądzie. Na widok pustego krzesła Aarona zmarszczyła brwi. Przeprosiła Ingrid i wstała, zdejmując płaszcz z oparcia krzesła.
Siedzieli w osobnej jadalni – z krzesłami o skórzanych obiciach i boazerią. Ale w głównej sali także nie było Aarona.
Olivia wyszła na zewnątrz, wkładając w pośpiechu płaszcz, zaskoczona przenikliwym chłodem; w wydychanym powietrzu widziała parę unoszącą się z ust. Ulica była praktycznie pusta, jeśli nie liczyć mężczyzny, który stał po drugiej stronie pod daszkiem nad wejściem do innego lokalu. Olivia zauważyła go tylko dzięki rozżarzonej końcówce papierosa, którego palił, bo kaptur kurtki zasłaniał mu twarz. Zmrużyła oczy, próbując mu się lepiej przyjrzeć.
Czy to nie ten sam facet, którego widziała na nabrzeżu?
Nie miała pewności. Ale znów ogarnęło ją znajome dziwne uczucie.
Wróciła do restauracji, odpędzając od siebie paranoiczne myśli. I wtedy właśnie w korytarzu prowadzącym do męskiej toalety dostrzegła Aarona. Był do niej odwrócony plecami i rozmawiał ze Stefanem.
– Olivia o tym wie?
Zatrzymała się, kiedy Stefan wymówił jej imię, i przyczaiła w głównej sali, tak żeby jej nie widzieli.
– Nie, ostatnio była... zaprzątnięta czymś innym – odparł z wyraźną goryczą Aaron. Dobrze to ukrywał, ale Olivia wiedziała, że ma do niej żal o to, jak się zachowywała w ostatnich miesiącach. O to, do czego doprowadziła. I wcale mu się nie dziwiła. Niemniej kiedy usłyszała to w jego głosie, poczucie winy aż ścisnęło jej żołądek.
– Czyli nie powinniśmy mieć kłopotów?
– Wygląda na to, że zagrożenie minęło. Moja ostatnia wiadomość chyba przyniosła oczekiwany skutek.
– Świetnie. O tyle dobrze, że jesteśmy po drugiej stronie globu. Poza tym za dwa tygodnie wszystko się zmieni...
Cofnęła się. Nie chciała, żeby przyłapano ją na podsłuchiwaniu – poza tym nie rozumiała nic z tego, o czym mówili, i tylko jeszcze bardziej się zaniepokoiła.
Co to za zagrożenie?
Czyżby Aaron coś przed nią ukrywał?
Wiedziała, że przez ostatnie miesiące żyła jakby we mgle, jej umysł był przemęczony. Ale teraz, kiedy wszystko wracało do normy, musiała o to zapytać... Odniosła wrażenie, że Aaron dźwiga ciężar, którym powinien się podzielić.
– Olivia, tu jesteś. Myślałam, że uciekłaś, zanim zdążyłam się pożegnać. Widzimy się na pokładzie? – Ingrid uścisnęła ją i pocałowała w oba policzki, otulając obłokiem perfum, których zapach pod koniec wieczoru wciąż był niezwykle intensywny.
– Zdecydowanie. – Olivia przykleiła na twarz szeroki uśmiech, otrząsając się z niepokoju.
– Pamiętaj, żeby mnie odszukać. Musimy wyskoczyć na drinka. Szampan potrafi rozwiązać wszystkie problemy.
– Czy moja żona z ciebie też próbuje zrobić alkoholiczkę? – Cutler objął Olivię ramieniem. – Ona akurat musi zachować czujność, Ingrid. Ma nosa do pieniędzy. Aaron twierdzi, że jest jakimś finansowym geniuszem.
– Och, bez przesady – zaoponowała Olivia.
– Mówi tak tylko przez skromność. – Aaron wyłonił się nagle z korytarza, ujął dłoń Olivii i ją ścisnął. – Czyli widzimy się jutro?
Cutler przestał obejmować Olivię i podał rękę Aaronowi.
– Przez najbliższe dwa tygodnie nic tylko śnieg, lód i, mam nadzieję, wiele sprzedanych dzieł.
– W to nie wątpię.
Wyszli na ulicę. Aaron żegnał się kolejno z pozostałymi gośćmi, ściskając dłonie i cmokając ich w policzki.
– Kto ma jeszcze ochotę drinka? – spytała Delilah. – W tej zabitej deskami dziurze chyba dostanę gdzieś porządne martini?
– Chętnie się przyłączymy – odparł Greg, biorąc Delilah pod rękę.
Tariq jednak nie podzielał jego entuzjazmu. Przez cały wieczór z nich dwóch był bardziej wycofany, ale uległ pod srogim spojrzeniem Grega.
– Czemu nie? W końcu jesteśmy na wakacjach – stwierdził.
– Dużego wyboru nie mamy, ale na końcu głównej ulicy widziałem chyba całkiem przyzwoitą winiarnię – zauważył Aaron. – Co ty na to, Livi?
– No, może skuszę się na kieliszek – odpowiedziała Olivia, zmuszając się do uśmiechu. Ale nie potrafiła się wyluzować. Odkąd wyszli z restauracji, miała wrażenie, że są obserwowani. W głowie rozbrzmiało jej echo słów Aarona: „Zagrożenie chyba minęło”. Obejrzała się za siebie. Na chodnikach kręciło się parę osób, ale nikt nie wzbudził jej niepokoju.
Kiedy zmierzali do baru, trzymała się blisko Aarona. I nagle go dostrzegła. Ten sam mężczyzna gapił się na nich spod daszku restauracji.
Nieznajomy pochwycił jej spojrzenie i zaczął się oddalać. Kiedy wszedł w snop światła rzucanego przez pobliską latarnię, kaptur opadł mu na plecy, ukazując głowę ostrzyżoną prawie na łyso z niewielkim wzorkiem z włosów wyciętym nad uchem. Ani na chwilę jednak nie oderwał od niej swoich jasnoniebieskich oczu.
Olivia mocniej uczepiła się kurtki Aarona.
– Kto to? – zwróciła się do niego, wskazując gestem w kierunku mężczyzny.
Ale nieznajomy zdążył już zniknąć.
5
Następnego ranka weszli na statek. Rzeczywiście był tak imponujący, jak mówiła Sara. Kiedy przeszli z jadalni do głównego holu, Olivia niemal zapomniała, że znajdują się na wodzie. Udawała, że są w foyer jakiegoś luksusowego hotelu, z dala od podejrzanych łysych postaci czających się w cieniu. Z sufitu spływała skrząca się szklana rzeźba, która wiła się spiralnie, podobnie jak efektowne schody z mosiężną balustradą; wszystkie elementy były zawieszone na niemal niewidocznych drutach, imitując rozpryskujące się w powietrzu odłamki lodu.
– Ciekawe, kto jest autorem – rzuciła Olivia, wychylając się za balustradę, żeby lepiej przyjrzeć się dziełu.
Aaron podążył za jej spojrzeniem.
– To rzeźba inspirowana instalacjami Lasvita. Cutler nie szczędził kosztów na odnowienie wystroju.
– Jak widać, było warto.
Zza ich pleców dobiegł czyjś głos. Olivia odwróciła się i zobaczyła wysoką, elegancką kobietę w schludnym granatowym uniformie i białej koszuli, z włosami zebranymi do tyłu w gładki kok.
– Pan Hunter-Williams? Pani Campbell? Jestem Elisabet, kierowniczka rejsu jednostką MS Vigil. Nie sposób opisać, jak bardzo się cieszymy, mogąc państwa gościć na naszym statku.
Aaron ujął jej dłoń i mocno uścisnął.
– Miło mi poznać.
– Czyli statek znacznie się zmienił? – spytała Olivia.
– Przeszedł kompletny remont. Nowe wnętrza, nowe zabezpieczenia. Mamy tu nawet lądowisko dla helikopterów. Teraz to supernowoczesny statek ekspedycyjny. Aż rozpiera mnie duma, że mogę na nim pracować. Może państwa oprowadzić?
Aaron pokręcił głową.
– W ostatnich dniach zdążyłem się już rozejrzeć. Ale mam kilka pytań odnośnie do harmonogramu podróży. Wiem, że aukcja jest zaplanowana na dzień szósty. Czy na pewno zbiegnie się w czasie z przeprawą przez koło podbiegunowe?
– Kapitan zdaje sobie sprawę z tego, jakie to ważne, ale musi zachować pewną elastyczność, jeśli chodzi o wszelkie plany. Ekspedycja na Antarktydę nigdy nie jest całkiem przewidywalna. Pogoda, warunki panujące na morzu, grubość pokrywy lodowej... To wszystko może wpłynąć na przebieg podróży... – Kontynuowali rozmowę, schodząc po schodach w kierunku głównej recepcji. Olivia szła tuż za nimi, zapatrzona w zwisającą z góry instalację. Na dole schodów znajdowała się mała tabliczka z nazwą rzeźby. Burza lodowa autorstwa Perli Weinberg.
Olivię ni stąd, ni zowąd przeszył dreszcz.