Scarred. Seria Never After - Emily McIntire - ebook + książka

Scarred. Seria Never After ebook

McIntire Emily

3,9

19 osób interesuje się tą książką

Opis

ONA NIE NALEŻY DO NIEGO… NALEŻY DO KORONY

Księciu Tristanowi Faasie nigdy nie był pisany tron. Ten zawsze należał do jego brata, Michaela. Tego samego, który odpowiadał za pełne udręk dzieciństwo Tristana oraz bliznę szpecącą jego twarz. Gdy umiera ich ojciec, Michael ma objąć tron, a Tristan zamierza pokrzyżować te plany.

Jako dowódca tajnego ruchu oporu nie cofnie się przed niczym, by zakończyć rządy brata. Jednak gdy przybywa nowa oblubienica Michaela, Lady Sara Beatreaux, Tristan zaczyna toczyć inną wojnę. Taką, która nasuwa pytanie, co jest ważniejsze - korona czy kobieta, która ma ją nosić.

Sara ma jeden plan. Poślubić króla i pozbyć się rodu Faasów, nawet kosztem własnego bezpieczeństwa. Jednak nigdy spodziewała się poznać Oszpeconego Księcia. Jest niebezpieczny. Zakazany. I należy do rodu, który ona zamierza wybić. Granica między nienawiścią a namiętnością nigdy nie wydawała się tak cienka, a gdy na jaw wychodzą tajemnice, Sara traci pewność, komu ufać - jest rozdarta między zemstą a złoczyńcą, którego nigdy nie miała pokochać.

 „Scarred” to mroczny, królewski romans i samodzielna powieść z serii Never After, zbioru mrocznych baśni, w których złoczyńcy żyją długo i szczęśliwie. To nie jest historia opowiedziana na nowo ani fantastyka. Zawiera tematykę, która może być dla niektórych wrażliwa. Czytelnikowi zalecana jest rozwaga.

 Sensacja TikToka!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 385

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (159 ocen)
57
49
33
14
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jakiza

Całkiem niezła

W zasadzie to musiałam się zmusić aby tego nie rzucić w kąt. Początek ciągnąl sie i wlókł, ze dwa rozdziały przekartkowałam i jak w końcu zaczęło się coś między nimi dziać, trochę się rozkręciło i dałam radę jakoś doczytać do końca. Ale raczej do tej serii nie wrócę.
40
Ronnie_reads13

Całkiem niezła

2.75/3 /5⭐️ Liczyłam na coś oszałamiającego. Widziałam dużo pochlebnych opinii, a dodatkowo podobało mi się Hooked i nie ukrywam, że miałam nadzieje na fajnie rozwinięty wątek royalty. Ale niestety jestem rozczarowana. Nie była to najgorsza książka w moim życiu, ale zdecydowanie gorsza niż tom pierwszy, mimo ze nie maja absolutnie żadnego powiązania. Miała swoje lepsze i gorsze aspekty, ale oczekiwałam czegoś troszeczkę lepszego :((
30
Klaudia34599

Całkiem niezła

Na wstępie muszę dodać, że nie doczytałam książki do końca. Mam taki problem, że jeśli coś w książce mi przeszkadza i się ciągnie to nie umiem się zmusić do dalszego czytania. Myślę, że jest tyle wspaniałych autorów i książek, które wpadną idealnie w moje gusta do odkrycia, że szkoda mi marnować czasu na książkę w której tak wiele bym zmieniła. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia. Z jednej strony fajny pomysł na książkę i nie mogę powiedzieć, że to była najgorsza książka w moim życiu, z drugiej strony czegoś w niej brakowało. Główna bohaterka niby była tyle czasu przygotowywana do zadania ale nie robiła nic poza zakładaniem idealnej maski. Oczekiwałam więcej akcji, sytuacji pokazujących jej przygotowanie. Lubię kiedy główna bohaterka ma w sobie coś więcej niż tylko ładna buzie. Nwm jak książka się kończy ale ma w sobie zbyt dużo mankamentów, które mi przeszkadzają.
10
miedzy_akapitami

Nie oderwiesz się od lektury

"Jeśli chcesz spalić piekło, musisz się nauczyć szatańskich zagrywek" Sara nie jest typową damą. To silna kobieta, która cierpliwie przygotowywała się do zemsty. Stwarzała pozory niewinnej, a tak naprawdę była trochę przebiegła. Miała cel, który chce za wszelką cenę zrealizować. Mimo wszystko czuła na sobie ciężar odpowiedzialności za powodzenie planu pozbycia się króla. Umiała przybrać maskę surowej osoby, choć miała dobre serce. "Moja sarenka wcale nie jest sarenką. To łowczyni udająca ofiarę." Tristan to antybohater. Sztukę manipulacji opanował do perfekcji. Oszpecony książkę, który swoją blizną onieśmiela innych. Niedoceniony przez otoczenie, pielęgnował w sobie nienawiść do brata i skrupulatnie planował na nim zemstę. Uważam, że był wykreowany znakomicie. Był charyzmatyczny, co pomogło mu zyskać wierność ludu i stał się królem rebeliantów. Był brutalny, kiedy wymagała tego sytuacja, a z drugiej strony troskliwy dla osób, które uważał za bliskie. Ta części była zdecydowanie le...
10
ewitka66

Nie oderwiesz się od lektury

super historia polecam
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

Playlista

 

 

 

 

You Should See Me in a Crown – Billie Eilish

Lovely – Billie Eilish i Khalid

Sucker for Pain – Lil Wayne, Wiz Khalifa, Imagine Dragons, X Ambassadors, Logic, Ty Dolla $ign

Human – Christina Perri

Million Reasons – Lady Gaga

Take Me to Church – Hozier

Mad World – Demi Lovato

Everybody Wants to Rule the World – Lorde

Play with Fire – Sam Tinnesz ft. Yacht Money

This Is Me– Keala Settle

i The Greatest Showman ensemble

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla dziwaków

Odmieńców

Prześladowanych

Samotników

Niepewnych

Zranionych

 

Jesteście ważni

Jesteście wojownikami

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wątp, czy gwiazdy lśnią na niebie;

Wątp o tym, czy słońce wschodzi;

Wątp, czy prawdy blask nie zwodzi;

Lecz nie wątp, że kocham ciebie.

 

William Shakespeare, Hamlet

 

 

 

 

 

 

 

 

Od Autorki

 

 

 

 

Scarred to mroczny królewski romans.

To nie jest historia opowiedziana na nowo ani fantastyka.

Główny bohater jest złoczyńcą. Jeśli szukasz bezpiecznej lektury, to nie jest odpowiednia książka.

 

* * *

 

Scarred zawiera sceny erotyczne oraz treści drastyczne, co nie każdemu może odpowiadać. Czytelnikowi zaleca się rozwagę. Wolałabym, żeby czytelnik kontynuował lekturę w ciemno, jednak w razie potrzeby na stronie emilymacintire.com znajduje się cała lista możliwych treści wrażliwych.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PROLOG

 

 

Tristan

 

 

 

LOJALNOŚĆ.

Jedno słowo. Trzy sylaby. Dziewięć liter.

Zero znaczenia.

Chociaż gdybyście posłuchali niekończącej się przemowy mojego brata, pomyślelibyście, że ta płynie w jego żyłach zamiast krwi, przez którą jesteśmy spokrewnieni.

Słuchając nadwornych plotek, pomyślelibyście to samo.

„Książę Michael będzie wspaniałym królem”.

„Bez wątpienia będzie kontynuował działania swojego ojca”.

Coś ściska mnie za gardło, moje spojrzenie wędruje między płomieniami w kominku na drugim końcu pomieszczenia a lampą olejną stojącą na środku stołu, wokół którego zebrali się członkowie rady. Sześć twarzy i żadna z nich nie jest wykrzywiona żalem.

Czuję ukłucie w piersi.

– W życiu chodzi o pozory, panie, i ze względu na te pozory musimy zrobić to, co konieczne – oznajmia Xander, główny doradca mojego ojca, a teraz brata, zwracając się do swojego nowego władcy. – Tak jak wiadomo, że pański ojciec odszedł spokojnie we własnym łóżku, wiadomo także o pańskim… apetycie.

– Xander, proszę cię – wtrącam, opierając się o pokrytą boazerią ścianę. – Nie musisz nas przekonywać, gdzie dokładnie umarł ojciec.

Przenoszę spojrzenie na matkę, jedyną kobietę w pomieszczeniu, gdy ociera brązowe oczy chusteczką z monogramem. Normalnie w ogóle by jej tutaj nie było, bo większość czasu spędza w swojej wiejskiej posiadłości, ale zważywszy na to, jak niewiele czasu minęło od śmierci jej męża, Michael nalegał, żeby została w Saxum.

A jego słowo jest prawem.

– To w sprawie tej „spokojnej” części jego śmierci musimy kłamać – kontynuuję ze wzrokiem wbitym w brata.

Ten uśmiecha się nieznacznie, jego bursztynowe oczy błyszczą. Przez moje ciało przetacza się zaś wściekłość, dociera przez gardło aż do języka, a tam czuję jej gorzki i momentami kwaśnawy posmak.

Uderzam butem o drewno, gdy odpycham się od ściany i przechodzę na środek pokoju, aż góruję nad stołem, stając między matką a Xanderem. Nie spieszę się, patrzę kolejno na twarz każdej osoby, która siedzi tu jak każdego innego dnia, nadęta i ważna.

Jakbyśmy dopiero co nie stracili kogoś ważnego.

Kogoś kluczowego.

Jedynej osoby, której zależało.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – skrzeczy Xander, wciskając okulary wyżej na nos.

Unoszę nieznacznie brodę i patrzę na niego z góry, dostrzegam szare pasma przeplatające jego ciemne włosy. Od lat towarzyszy naszej rodzinie – odkąd byłem mały – i na początku był w moim życiu kimś ważnym. Ale życie się ciągle zmienia, a ciepło Xandera szybko ustąpiło miejsca oziębłości i zachłanności.

To samo stało się z nimi wszystkimi.

– Mhm, oczywiście, że nie masz – mruczę, stukając palcem w skroń. – Głuptas ze mnie.

– Czy możemy wrócić do tematu? – prycha Michael, przeczesując palcami jasnobrązowe włosy. – To, jak ojciec umarł, nie jest tutaj ważne.

– Michaelu – sapie matka, wciąż osuszając skórę pod oczami.

Odwracam się tak, by stanąć twarzą do niej, i pochylam, by otrzeć jej twarz. Dotykam dłonią policzka. Bierze głęboki oddech i podnosi na mnie wzrok, a ja przyciskam kciuk do jej skóry, odsuwam się i patrzę na swoją dłoń.

W żołądku aż mi się gotuje, gdy nie widzę nawet odrobiny wilgoci.

Banda aktorów.

– Matko – mówię z dezaprobatą – skończ z tym przedstawieniem. Jeszcze trochę udawanych łez i dostaniesz zmarszczek.

Puszczam do niej oczko, klepię ją po policzku, a gdy się prostuję, widzę, że wszyscy na nas patrzą.

To żadna tajemnica, że nie darzymy się miłością.

Uśmiecham się szeroko, odsłaniając zęby, i wiodę wzrokiem po całym zgromadzeniu. Powietrze gęstnieje od napięcia, a lord Reginald, jeden z członków rady, porusza się na swoim obitym aksamitem krześle.

– Spokojnie. – Przewracam oczami. – Nie zrobię nic nieprzewidywanego. – Lord Reginald prycha, a ja przenoszę wzrok na niego. – Chciałbyś coś powiedzieć, Reginaldzie?

Odchrząkuje, policzki mu czerwienieją, ukazując zdenerwowanie, które tak bardzo próbuje ukryć.

– Wybacz, Tristanie, ale ci nie wierzę.

Przekrzywiam głowę.

– Chciałeś powiedzieć: Wasza Książęca Mość.

Zaciska usta i pochyla głowę.

– Oczywiście, Wasza Książęca Mość.

Przyglądam mu się i zaciskam szczęki. Reginald zawsze był najsłabszy z całej rady, zgorzkniały i pełen zazdrości. Przykleił się do mojego brata, gdy byli młodzi, i był tam zawsze, gdy cierpiałem tortury z rąk Michaela i jego grupy.

Ale już nie jestem dzieckiem, a oni już nie mogą mnie dręczyć.

Xander ściska grzbiet nosa.

– Panie, proszę. Potrzebujesz żony. Twoi ludzie potrzebują królowej.

– Już jedną mają! – huczy mój brat, wskazując głową na matkę. – Nie mam ochoty się żenić.

– Nikt nie prosi o zaprzestanie pańskich romansów – wzdycha Xander. – Ale to prawo funkcjonuje od wielu dziesiątek lat. Jeśli nie weźmiesz sobie żony, będziesz wyglądał na słabego.

– Jeśli nie chcesz wykonać swojego zadania, bracie, wyświadcz nam tę przysługę i zniknij. Dosłownie. – Macham ręką w powietrzu.

Michael przenosi na mnie spojrzenie i mruży oczy. Wykrzywia usta w kpiącym uśmiechu.

– I co, miałbym zostawić Glorię Terrę tobie?

Przy stole wybucha śmiech, a ja napinam mięśnie, bo przepełnia mnie pragnienie, aby im pokazać, z jaką łatwością mogę sprawić, by mi się kłaniali. Drewniany zegar skrzypi, gdy przesuwa się jego długa wskazówka, odwracając moją uwagę.

Zbliża się kolacja.

Przeczesuję ciemne włosy sztywnymi palcami i cofam się w stronę, dużych dębowych drzwi.

– Cóż, niesamowite spotkanie – mówię. – Niestety, znudziłem się już.

– Nie pozwoliłem ci wyjść, Tristanie – warczy Michael.

– Nie możesz tego zrobić, bracie – szydzę z gniewem płonącym w piersi. – Nie obchodzi mnie, która nieszczęsna dusza będzie musiała przez lata cierpieć podczas stosunków z tobą.

– Cóż za brak szacunku – mówi Xander, kręcąc głową. – Twój brat jest królem.

Uśmiecham się szeroko i wbijam wzrok w Mi­chaela. Przeszywa mnie dreszcz wyczekiwania.

– Oczywiście. – Pochylam głowę. – Niech żyje król.

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

Sara

 

 

 

– WYJEDZIESZ RANO.

Wuj popija wino, a spojrzenie jego ciemnych oczu przeszywa mnie nad stołem niczym strzała. Nigdy nie był ciepłym człowiekiem, ale pozostaje moją rodziną, a mamy ten sam cel.

Zemścić się na rodzinie Faasów za zamordowanie mojego ojca.

Powoli przygotowaliśmy wiele kawałków układanki i dopilnowaliśmy, abym to ja przyjęła oświadczyny następcy tronu. W końcu dostaliśmy wiadomość.

Nadszedł czas.

Aranżowane małżeństwa, choć nie są rzadkie, ostatnimi latami wyszły nieco z mody. W końcu mamy rok tysiąc dziewięćset dziesiąty, to już nie jest dziewiętnasty wiek. We wszystkich książkach, a nawet tutaj, w Silvie, ludzie biorą śluby z miłości.

A raczej z powodu tego, co wydaje im się miłością.

Ja nigdy nie miałam takich myśli, że jakiś książę w lśniącej zbroi przyjedzie do mnie na swoim rumaku i ocali mnie niczym damę w opałach.

Mogę być w opałach, ale na pewno nie jestem bezradną damą.

Poza tym czasami, żeby pozbyć się zepsutych części, trzeba samemu stać się częścią systemu. Dlatego będę się uśmiechać, flirtować i uwodzić króla, by wkupić się w jego łaski. Taki mam plan.

To jest mój obowiązek.

Wobec rodziny i wobec moich ludzi.

Silva, znana kiedyś z zasobnych ziem i przełomowego uprzemysłowienia, stała się jałowa i słaba. Odrzucona niczym brzydki, rudowłosy pasierb, niewart czasu ani uwagi korony. Teraz nie jesteśmy już znani, susza i głód mieszają się z rozpaczą, a wszystko jest tak powszechne jak pęknięcia w chodniku.

Przypuszczam, że tak się dzieje, gdy znajdujesz się głęboko w lesie, wysoko pośród chmur. Przestajesz być widoczny i łatwo o tobie zapomnieć.

– Rozumiesz, o co toczy się gra? – pyta wuj Raf, wyrywając mnie z zadumy.

Kiwam głową i ocieram usta białą serwetką, którą kładę z powrotem na kolanach.

– Oczywiście.

Uśmiecha się szeroko, marszcząc przy tym twarz, i stuka palcami w uchwyt laski.

– Przyniesiesz naszemu nazwisku chwałę. – Poczucie jego aprobaty rozpala mnie od środka, a ja prostuję się na krześle i posyłam mu uśmiech. – I będziesz ufać wyłącznie swojemu kuzynowi – dodaje.

Zerka na moją matkę, potulną i cichą, która je powoli, a jej niesforne czarne włosy, tak podobne do moich, tworzą zasłonę wokół jej twarzy. Prawie nie nawiązuje kontaktu wzrokowego i od śmierci męża woli trzymać głowę nisko, a palce zajmować szyciem albo książkami, niż budować więź ze swoją córką, która przejęła nad wszystkim kontrolę.

Podejrzewam, że nigdy nie chciała być matką, a tym bardziej wychodzić za mąż. Ani razu nie powiedziała tego na głos, ale nie ma takiej potrzeby, skoro jej czyny mówią za nią. Mój ojciec chciał ją jednak mieć i tylko to się liczyło.

A gdy zaszła w ciążę, oczekiwano, że urodzi syna, następcę rodu Beatreaux.

Zamiast tego na świat przyszła dziewczynka, która wyrosła na nieokrzesaną, czarnowłosą kobietę pragnącą przygód i z niewyparzoną gębą. Ojciec kochał mnie mimo to, nawet jeśli matka w ogóle nie poświęcała mi czasu.

W dniu, gdy go straciłam, utraciłam też część siebie, a pozostała po nim zwarzona niczym skwaśniałe mleko cząstka.

Pojechał błagać monarchę o pomoc. Podróżował przez lasy i równiny, aż dotarł do zamku w Saxum. Ale korona nie wysłuchała tego, w jak trudnej sytuacji się znajdujemy, a mój kuzyn Alexander przekazał nam informację, że ojca powieszono za zdradę. Ponieważ odważył się zabrać głos i powiedzieć, że muszą zrobić więcej.

Xander próbował go uratować, ale niewiele mógł zdziałać jako główny doradca króla.

Wuj Raf jest od tamtego czasu niezastąpiony i choć bez przerwy mnie wspiera, nadal pragnę przytulić się do ojca. Pozostał mi jednak tylko rodzinny naszyjnik, który noszę jako przysięgę, bym każdego dnia pamiętała, co straciłam. I kogo mam winić za mój ból.

Dlatego teraz, gdy inne dziewczyny w moim wieku spędzają czas na marzeniu o miłości, ja się uczę, jak grać w polityczne gry, jednocześnie sprawiając pozory szlachetności.

Jeśli chcesz spalić piekło, musisz się nauczyć szatańskich zagrywek.

Metaforyczna korona, która spoczywa na mojej głowie, jest równie ciężka, co świadomość, że wszyscy polegają na mnie i liczą na to, że będę przebiegła.

Panowanie rodziny Faasa trwa zbyt długo, a ich władza i wpływy się zmieniły – coraz mniej chodzi w nich o dobro ludzi i kraju, a bardziej o chciwość i dogadzanie sobie.

Dlatego pojadę na dwór. I zrobię wszystko, co konieczne, by ocalić mój lud oraz wymierzyć sprawiedliwość za tych, których straciliśmy.

Dopiero wiele godzin później dociera do mnie, co to oznacza.

To moja ostatnia noc w Silvie.

Serce bije mi szybko, gdy wsuwam stopy w grube czarne buty i zarzucam na siebie płaszcz, a potem spinam niesforne włosy w ciasny kok. Wkładam kaptur i patrzę w lustro, by mieć pewność, że nie widać mojej twarzy.

Zerkam w stronę drzwi do sypialni, upewniam się, że zamek jest zasunięty, po czym obracam się i ruszam w stronę okna.

Mój pokój znajduje się na pierwszym piętrze, ale niestraszne mi wysokości, poza tym wiele razy schodziłam po tej kamiennej ścianie. Płuca kurczą się od płytkich oddechów, a adrenalina buzuje w żyłach, gdy schodzę i zeskakuję na trawę.

Wymykanie się to zawsze ryzyko, ale takie, które i tak jestem gotowa podjąć.

Przez kilka chwil stoję nieruchomo i upewniam się, że nikt mnie nie usłyszał, a następnie zmierzam na skraj naszej podupadłej posiadłości, trzymając się cienia, aż docieram do podjazdu, gdzie przede mną wznosi się trzymetrowa brama. Palce mnie bolą, gdy dotykam metalu, a mięśnie płoną, gdy się podciągam i wspinam po żelaznych prętach, aż przerzucam nogę na drugą stronę i zeskakuję.

Powietrze uchodzi mi z płuc, gdy stopy uderzają o twarde podłoże, a potem ruszam biegiem, ciaśniej otulając się płaszczem z kapturem. Mam nadzieję, że nikogo po drodze nie spotkam.

Dotarcie do sierocińca na obrzeżach miasta zajmuje dwadzieścia minut. To mały, zrujnowany budynek pozbawiony funduszy i z niewystarczającą liczbą łóżek, ale Daria, kobieta, która go prowadzi, jest jednym z moich najważniejszych kontaktów i wiem, że wszystko, co jej przekażę, trafi we właściwe ręce.

– To powinno wystarczyć, zanim zdołam przysłać więcej. – Dotykam jej pleców, podając zwitek pieniędzy i mały koszyk chleba. Pociąga nosem, a jej oczy błyszczą w słabym świetle świec w małej kuchni.

– Dziękuję, Saro. Nie mogę… – przerywa, gdy z zew­nątrz dobiega do nas dźwięk.

Serce ściska mi się w piersi i wstrzymuję oddech, przenosząc spojrzenie w stronę ciemnego korytarza z nadzieją, że żadne dziecko się tu teraz nie wałęsa.

Nikt nie może wiedzieć, że tu jestem.

– Muszę iść – mówię i z powrotem wkładam kaptur. – Postaram się wkrótce przysłać do ciebie wiadomość, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku.

Daria kręci głową.

– Zrobiłaś już wystarczająco.

– Proszę – prycham. – Nie zrobiłam prawie nic.

Zegar wybija pełną godzinę, a ja ją sprawdzam. Wkrótce na horyzoncie pojawi się słońce, przeganiając ciemność, a także moją kryjówkę.

– Muszę iść – powtarzam przyciszonym głosem i szybko ją do siebie tulę. W żołądku mi się wywraca, gdy ściska mnie mocno. – Nie zapomnij o mnie, Dario.

– Nigdy. – Śmieje się głucho.

Odsuwam się i ruszam do drzwi. Kładę ręce na mosiężnej klamce.

– Bądź bezpieczna, moja królowo – szepcze Daria.

Serce mi pęka.

– Nie jestem niczyją królową. Ale jestem tą, która zniszczy koronę.

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

Tristan

 

 

 

– TRISTAN! – DZIECIĘCY GŁOS NIESIE SIĘ PRZEZ DZIEDZINIEC, a ja podnoszę wzrok znad szkicownika, który rozłożyłem na kolanach. Siedzę oparty o wierzbę, a moje palce pokrywa węgiel. Pocieram opuszkami o nogawkę spodni i potrząsam głową, by pozbyć się włosów z twarzy. Chłopiec podskakuje i zatrzymuje się tuż przede mną. Ubrania ma pomięte i brudne, tak jakby cały dzień biegał tajnymi podziemnymi przejściami.

Tymi, które mu pokazałem.

– Cześć, mały tygrysie – mówię z rozbawieniem.

Jego twarz promienieje, w bursztynowych oczach pojawia się blask, jego jasnobrązową skórę pokrywa zaś pot.

– Cześć. Co robisz? – Przenosi wzrok na szkicownik, który trzymam na kolanach.

Prostuję się i zamykam go.

– Rysuję.

– Projekty na twoje ręce? – Wskazuje na moje tatuaże, ukryte pod długimi rękawami tuniki. Ciemny tusz przebija przez kremowy materiał.

Unoszę kącik ust w uśmiechu.

– Może.

– Mama mówi, że te rzeczy sprawiają, że przynosisz hańbę. – Zniża głos i pochyla się tak, że jego nos prawie muska moje przedramię.

Ogarnia mnie wstręt na myśl o tym, że pomywaczka uważa, że ma prawo wypowiadać się na mój temat.

Przekrzywiam głowę.

– A ty co myślisz?

– Ja? – Prostuje się i przygryza dolną wargę.

– Możesz mi powiedzieć. – Nachylam się w jego stronę. – Umiem dochowywać tajemnic.

W jego oczach pojawia się błysk.

– Ja też chcę takie.

Unoszę brew.

– Tylko najdzielniejsze tygryski mogą je mieć.

– Jestem dzielny. – Wypina pierś.

– Dobrze. – Kiwam głową. – Gdy podrośniesz i wciąż będziesz je chciał, przyjdziesz do mnie.

– Simon! – woła kobieta, która biegnie w naszą stronę. Otwiera szeroko oczy. Zatrzymuje się tuż przed nami, jej czarna spódnica szoruje po ziemi, gdy się kłania.

– Wasza Książęca Mość, przepraszam, jeśli ci przeszkadza.

Zaciskam szczękę, a w środku gotuje się we mnie z irytacji.

– On mi nie przeszkadza.

– Widzisz, mamo? Tristan mnie lubi – mówi Simon.

Ta sapie, wyciąga rękę i chwyta syna za ramię.

– Zwracaj się do niego we właściwy sposób, Simonie.

– Dlaczego? Ty nigdy tego nie robisz. – Chłopak marszczy czoło.

Kobieta widocznie się spina.

Czuję palenie w żołądku, a palcami przesuwam wzdłuż kości łuku brwiowego i czuję pod nimi cienką linię nierównej skóry, która ciągnie się wzdłuż linii włosów i kończy tuż nad policzkiem.

Nie musi się przejmować tym, jak oboje wiemy, że mnie nazywa. Tak mówi o mnie każdy, tyle że nie w twarz. Za bardzo się boją. Zamiast tego mówią o mnie w tajemnicy, a ich szepty wsiąkają w kamienne mury, aż nawet cisza dusi mnie swoimi osądami.

– Możesz mówić do mnie Tristan, mały tygrysie. – Wstaję i otrzepuję spodnie. – Ale tylko gdy jesteśmy sami. Nie chciałbym, żeby inni sobie coś pomyśleli.

– Simon – warczy jego matka. – Wracaj do swojego pokoju, w tej chwili.

Chłopiec patrzy na nią, a potem na mnie. Kiwam nieznacznie głową, na co on się lekko uśmiecha.

– Cześć, Wasza Książęca Mość.

Odwraca się i biegnie przed siebie.

Jego matka wciąż się lekko kłania, głowę ma pochyloną, ale poruszenie przy bramie sprawia, że prostuje się i odwraca w tamtą stronę. Podchodzę do niej, wyciągam rękę i dotykam jej policzka, by odwrócić jej twarz z powrotem w moją stronę. Słońce wyłania się zza chmur, a jego światło odbija się od moich srebrnych pierścieni.

– Karo – mruczę, głaszcząc jej delikatną, ciemną skórę.

Bierze głęboki oddech, a nasze spojrzenia się spotykają.

Zaciskam palce mocniej, aż się krzywi.

– Nie dałem ci pozwolenia, by wstać.

Oddech więźnie jej w gardle, a ona kłania się i spuszcza głowę. Patrzę na nią z góry, a słowa jej syna, które przed chwilą wypowiedział, kłębią się we mnie niczym sztorm.

– Twój syn mówi, że opowiadasz o mnie bardzo przyjemne rzeczy. – Robię krok w przód, a czubki moich butów dotykają rąbka sukni. – Powinnaś uważać na to, co mówisz, Karo. Nie wszyscy są tak dobroduszni. Nie chcielibyśmy przecież, żeby ludzie dowiedzieli się, że zapomniałaś, gdzie twoje miejsce. Znowu. – Kucam naprzeciwko niej. – Czy to prawda, że uważasz, iż przynoszę hańbę?

Kręci głową.

– To dziecko. Uwielbia zmyślać historie.

– Dzieci mają naprawdę bujną wyobraźnię, prawda? Jednakże… – Wyciągam rękę, przesuwam palcami po jej karku. Rozkoszuję się tym, jak drży pod moim dotykiem. – Jeśli jest tu ktoś, kto dobrze wie, czym jest hańba, to na pewno jego matka.

Chwytam ją za włosy na potylicy i ciągnę. Czuję satysfakcję, gdy sapie z bólu. Pochylam się, gdy wygina plecy, i nosem muskam jej policzek.

– Myślisz, że nie wiem? – syczę.

Skamle, a przeze mnie przepływa czysta rozkosz.

– Myślisz, że jestem tak głupi, jak ci, którzy żyją w tym pałacu? Że nie widzę podobieństwa?

– P-proszę – jąka się, ręką napiera na moją pierś.

– Mmm – mruczę. – Czy jego też tak błagałaś? – szepczę prosto do jej ucha i wolną ręką chwytam ją za gardło. Zerkam na strażników stojących przy bramie, a także zbierających się wokół nich gapiów. Kilka osób zerka w naszą stronę, ale szybko się odwracają.

Wszyscy dobrze wiedzą, że lepiej się nie wtrącać.

– Nie popełniaj tego błędu i nie myl mnie z moim bratem – kontynuuję, mocniej ściskając palce, którymi trzymam ją za włosy. – I nie zapominaj, gdzie jest twoje miejsce, albo z wielką przyjemnością ci je przypomnę. – Puszczam kobietę i odpycham jej głowę, aż pada na ziemię. Wyciąga ręce, by się podeprzeć. – W przeciwieństwie do niego nie będą mnie obchodzić twoje błagania.

Prostuję się, podnoszę szkicownik i patrzę na nią, rozkoszując się tym, jak klęczy u moich stóp.

– Możesz wstać.

Pociąga nosem i wstaje, otrzepując kurz z ubrań, ze spojrzeniem wbitym w ziemię.

– Idź. – Macham ręką. – Nie chcę cię tu więcej widzieć.

– Panie – szepcze.

Odwracam się, nim mówi coś więcej, i wchodzę w cień wierzby. Opieram się o jej pień, którego szorstka, powierzchnia drapie mnie w plecy. Xander, mój brat, oraz Timothy, jego osobisty strażnik, wychodzą z pałacu i wychodzą na dziedziniec, kierując się w stronę pojazdu, który przejeżdża właśnie przez bramę.

Ciekawość zatrzymuje mnie w miejscu i patrzę z cienia, trzymając mocno szkicownik, jak Xander rusza do samochodu i otwiera drzwi. Najpierw wysiada szczupła blondynka w fioletowym kapeluszu. Uśmiecha się i odchodzi na bok.

Wtedy pojawia się druga delikatna dłoń, która ląduje w uścisku Xandera.

W żołądku mnie skręca i wiem, że powinienem odejść, ale nie jestem w stanie ruszyć się z miejsca.

Bo oto ona.

Przybyła nowa królowa.

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 3

 

 

Sara

 

 

 

WIDZIAŁAM WIELE OBRAZÓW PRZEDSTAWIAJĄCYCH KRÓLESTWO SAXUM. Jeden wisi nad kominkiem w wielkim pokoju mojego wuja. Przedstawia ponury widok – ciężkie chmury burzowe unoszące się nad zamkiem zbudowanym w szesnastym wieku, którego mury pociemniały przez te wszystkie lata. Zawsze zakładałam, że klimat tego obrazu to był zamysł artysty. Okazuje się, że dzieło sztuki w ogóle nie oddawało rzeczywistości.

Królewski kierowca jedzie autem ulicami miasta, mijając kobiety w ramionach mężczyzn, roześmiane, jakby w życiu nie istniały żadne troski. Trwają w błogiej nieświadomości, że pięć minut drogi stąd bruk zmienia się w ziemię, a kapelusze z szerokim rondem w brudne czepki, podarte ubrania i kości obciągnięte skórą.

A może są tego świadomi i zwyczajnie ich to nie obchodzi.

– Nic nie oddaje rzeczywistości, prawda? – mówi z westchnieniem Sheina, moja najbliższa przyjaciółka, a teraz też dwórka. Wygląda przez okno, a jej blond włosy wystają spod ronda kapelusza. – Całe życie słyszysz opowieści, ale ten widok jest upiorny.

Rzeczywiście, obrazy nie oddają pełni krajobrazu.

Ta część kraju zdaje się bardziej pochmurna i pogrążona w półmroku, co bardzo kontrastuje z Silvą, gdzie słońce niegdyś pomagało w uprawie zbóż. Gdy budynki ustępują miejsca klonom i sosnom, a zapach zielonej trawy dociera do wnętrza pojazdu i wdziera się w nozdrza, moje serce przeszywa niespokojna energia.

Droga staje się coraz węższa, a mój niepokój narasta, żołądek unosi się i opada w rytm przyspieszonego bicia serca. Dociera do mnie, że za zamkiem rozciąga się wściekły Ocean Vita, a ta trasa to jedyna droga wejścia. I wyjścia.

– Myślisz, że to, co mówią, to prawda? – pyta Sheina, odwracając się w moją stronę.

Unoszę brew.

– Zależy od tego, o co ci chodzi.

– Że zamek nawiedzają dawni królowie. – Porusza palcami przed twarzą.

Śmieję się, choć muszę przyznać, że myślałam o tym samym.

– Sheina, jesteś za stara, żeby wierzyć w historie o duchach.

Przekrzywia głowę.

– Czyli ty nie wierzysz?

Moje plecy przeszywa dreszcz.

– Wierzę w przesądy – odpowiadam. – Ale lubię też wyobrażać sobie, że gdy ktoś umiera, jego dusza spoczywa w królestwie niebieskim.

Kiwa głową.

– Albo trafia do piekła – dodaję, unosząc kącik ust. – Jeśli ten ktoś sobie na to zasłużył.

Z jej ust wyrywa się chichot i próbuje stłumić go dłonią.

– Sara, nie powinnaś mówić takich rzeczy.

– Przecież to tylko my. – Uśmiecham się ze wzruszeniem ramion i nachylam w jej stronę. – Nie potrafisz dochować tajemnicy?

Prycha.

– Błagam. Odkąd byłyśmy małe, zachowywałam dla siebie wiedzę o wszystkich twoich niegodziwych czynach.

Opieram się o siedzenie, a szkielet gorsetu wbija mi się w żebra.

– Czy z niegodziwej dziewczyny da się uczynić królową?

Zaciska usta, w jej oczach pojawia się błysk.

– Z tobą wszystko jest możliwe, Sara.

W mojej piersi zagnieżdża się ciepło, bo cieszę się, że wuj pozwolił mi ją ze sobą zabrać. Znajoma osoba pomoże złagodzić napięcie usztywniające moje ramiona.

Znam Sheinę od dziecka, dorastałyśmy razem w posiadłości mojej rodziny. Jej mama jest służącą, a Sheina i ja spędzałyśmy letnie dni, wymykając się na pola i zbierając jagody, wymyślając historie o tym, że znajdziemy ich trującą odmianę i zaniesiemy chłopcom, którzy nam się naprzykrzali.

Jedną z pierwszych rzeczy, których nauczył mnie tata, było to, by przyjaciół trzymać blisko, a sekrety jeszcze bliżej. Dlatego choć kocham Sheinę, nie powiedziałam jej o tym, jakie spoczywa na mnie brzemię.

Gram nawet przed nią.

Krajobraz przewija się za oknami pojazdu coraz wolniej, aż w końcu się zatrzymujemy, a mój wzrok podąża w stronę dwóch wież, między którymi znajduje się brama na dziedziniec. Kamień ma ciemnoszarą barwę, jest mokry od deszczu – a może po prostu przebarwiony po tylu latach – a po nim wije się gęsty bluszcz, docierając aż do szczytów, gdzie znika w małych okienkach.

To na pewno dobry punkt widokowy.

Zastanawiam się, czy gdy mój ojciec tu przyjechał, to miał taki sam widok, a jego umysł był pełen nadziei, z kolei serce przepełniała odwaga.

W miejscu, gdzie miałam serce, czuję ból.

– Pani, jesteśmy na miejscu – oznajmia kierowca.

– Tak, widzę, dziękuję – odpowiadam, prostując się, i przesuwam dłońmi po materiale jasnozielonej sukni podróżnej.

Żelazna brama otwiera się ze zgrzytem, po obu stronach dziedzińca stoją gwardziści odziani w czerń i złoto, z herbem ryczącego lwa na piersi. Ten sam obraz zdobi każdą flagę w Glorii Terrze.

Herb rodziny Faasów.

Tłumię zdenerwowanie i wpatruję się w ich zastygłe twarze, a pojazd rusza dalej i zatrzymuje się, gdy przekraczamy bramę.

Przyglądają nam się tuziny gapiów, ale poza tym nie jest to nic hucznego.

Przed nami stoi mała grupa mężczyzn, a ja natychmiast rozpoznaję tego niższego. Na widok mojego kuzyna Xandera zalewa mnie ulga.

Drzwi się otwierają, Sheina wysiada pierwsza, a potem Xander wyciąga rękę do mnie. Koronka przy rękawie muska mój nadgarstek, gdy podaję mu dłoń i ostrożnie wysiadam.

– Xanderze – mówię, a on mi się kłania, unosząc moją dłoń do pocałunku.

– Kuzynko, minęło mnóstwo czasu – odpowiada i się prostuje. – Podróż przebiegła dobrze?

Uśmiecham się.

– Dłużyła się i nie należała do najbardziej komfortowych. Ale cieszę się, że tu jestem.

– A mój ojciec? Wszystko u niego dobrze?

– Tak dobrze, jak to tylko możliwe. Prosił, bym przekazała, że ubolewa, iż nie mógł przyjechać.

– Oczywiście. – Pochyla głowę. – Chodź. Pozwól, że cię przedstawię Jego Królewskiej Mości.

Układa moją dłoń w zgięciu swojego ramienia i prowadzi mnie w stronę ubranego w beżowy garnitur mężczyzny, który przesuwa wzrokiem po moim ciele z coraz szerszym uśmiechem na przystojnej twarzy.

Przez lata tyle nauczyłam się o rodzinie królewskiej, że jestem w stanie nazwać każdą osobę po kolei, mimo że nigdy wcześniej ich nie widziałam. Ułożone brązowe włosy, szeroka klatka piersiowa, imponujący wzrost, a do tego oczy o wyjątkowym, bursztynowym odcieniu… natychmiast go poznaję.

Michael Faasa Trzeci, król Glorii Terry.

W mojej piersi płonie ogień, nienawiść zalewa wnętrzności, gdy kłaniam się, a koronkowy rąbek sukienki dotyka ziemi.

– Wasza Wysokość.

– Lady Beatreaux. – Głos ma głęboki, niesie się donośnie po dziedzińcu. – Wyglądasz o wiele lepiej, niż sobie wyobrażałem.

Prostuję się i pochylam głowę, by ukryć błysk irytacji, która pojawia się na mojej twarzy.

– Jesteś zbyt łaskawy, panie.

Przekrzywia głowę, ręce trzyma w kieszeniach.

– Wiesz, poznałem twojego ojca.

Pozwalam, by mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, mimo że na wspomnienie o ojcu moje serce rozdziera udręka.

– Dotrzymywanie ci towarzystwa musiało być dla niego wielką przyjemnością.

W oczach króla Michaela pojawia się błysk, prostuje się, a na jego twarzy rozkwita uśmiech.

– Tak, cóż… wygląda na to, że przyjemność zostanie odwzajemniona, skoro teraz ty mi będziesz towarzyszyć.

Czuję rosnącą satysfakcję, która rozgrzewa krew w moich żyłach. W głowie słyszę głos wuja.

Im szybciej wkradniesz się w jego łaski, tym prędzej zyskasz jego zaufanie.

Michael podchodzi tak blisko, że czuję zapach jego krochmalonych ubrań. Pochyla się i składa pocałunek na moim policzku. Zaskakuje mnie tym, jak jest bezpośredni, i rozglądam się po dziedzińcu, by sprawdzić reakcję ludzi, bo jestem ciekawa, czy to coś, co robi zawsze, czy zachował się tak tylko w stosunku do mnie. Jednak na rozległym podwórzu jest niewiele osób i nikt nie zwraca na nas szczególnej uwagi, choć niektórzy obecni posyłają nam ukradkowe spojrzenia.

Jego ręka muska mnie w talii.

Pozwalam na ten dotyk, bo wiem, że nie mam innego wyjścia. Nie można odmawiać królowi, a ja nie zamierzam wyjść na trudną. Kontynuuję rozglądanie się po dziedzińcu i moją uwagę przyciąga piękna wierzba płacząca rosnąca w kącie, a także skryta w cieniu postać, która się we mnie wpatruje.

Żołądek mi się zaciska.

Król Michael szepcze mi coś do ucha, a ja mruczę na zgodę, mimo że nie wiem, co powiedział. Za bardzo pochłania mnie spojrzenie nieznajomego i choć wiem, że powinnam odwrócić wzrok, nie jestem w stanie tego zrobić. W jego oczach jest wyzwanie, które mnie unieruchamia, sprawia, że sztywnieję, pobudza moje nerwy. Chcę, żeby ustąpił pierwszy. Oczywiście tego nie robi. Uśmiecha się pod nosem i opiera o pień, po czym przeczesuje zmierzwione kosmyki czarnych włosów, by odgarnąć je z czoła.

Oddech zaczyna mi się rwać, gdy śledzę krzywizny jego bladej twarzy, gdy dostrzegam srebro na jego palcach muskających szczękę oraz tusz zdobiący ramiona. Serce bije mi mocniej na widok blizny, która biegnie wzdłuż kości łuku brwiowego i kończy tuż nad policzkiem. Z tej odległości jest prawie niewidoczna, poza tym wydaje się blada w porównaniu do spojrzenia jego jadeitowych oczu.

Wszystko się we mnie zaciska, gdy dociera do mnie, kto to.

Nawet gdybym nie spędziła lat na uczeniu się wszystkiego na temat rodziny Faasa, jego reputacja go wyprzedza, pogłoski o porywczości, a także jego nieszablonowych działaniach, dotarły do najdalszych zakątków Glorii Terry.

Ludzie mówią, że jest niebezpieczny i niezrównoważony, a mnie nakazano zachować dystans.

Tristan Faasa.

Młodszy brat króla.

Oszpecony książę.

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 4

 

 

Tristan

 

 

 

– JAKA ONA JEST?

Przenoszę wzrok na Edwarda, którego większość ludzi uznaje za mojego najlepszego przyjaciela, jedynego. Prawda jest taka, że ja nie mam przyjaciół, bo takie relacje się zmieniają, poza tym często są stratą czasu.

Ten człowiek to jednak mój najbliższy powiernik i jedyny, któremu ufam na tyle, by trwał u mego boku. To, że jest generałem królewskiej armii, to świetny bonus, bo dzięki temu ma dostęp do wszystkiego, co może mi się przydać, a zdobywając to, nie wzbudza podejrzeń.

Siedzi rozparty na krześle po drugiej stronie pokoju, a blond włosy opadają mu na czoło. Spoglądam na ciężki drewniany stół, przesuwam palcem po papierze ryżowym, który trzymam w ręku, by się upewnić, że jego zawartość jest ciasno zawinięta. Dopiero wtedy dodaję gumowe brzegi.

– Jest… – milknę, pocierając palce, by pozbyć się z opuszek osadu po haszyszu, bo ten wciąż do nich przylega – …przeciętna.

Odchylam się na krześle, chwytam zapałkę i przesuwam nią po szorstkiej krawędzi beżowego pudełka, a potem skupiam spojrzenie na jasnopomarańczowej poświacie płomienia. Nie myślę o niczym innym, tylko patrzę, jak pochłania drewniany patyk, ciepło się nasila i liże moją skórę. Odpalam skręta i zaciągam się, zanim ogień zgaśnie.

– Przyszła żona Michaela Faasy jest przeciętna? – Edward się śmieje.

Mruczę i przypominam sobie dziewczynę, która wcześniej przekroczyła bramy zamku z szeroko otwartymi oczami i zmierzwionymi włosami, wyglądając na taką, która pragnie zadowalać. Irytowała mnie tym słodkim uśmiechem i trzepotaniem rzęs ze wzrokiem utkwionym w moim bracie.

Ale to nie Michael sprawił, że jej policzki zalał rumieniec.

– Na dworze mówią, że jest piękna – kontynuuje Edward.

– Moje standardy są znacznie wyższe niż te panujące na dworze – odpowiadam. Zarzucam nogi na stół i krzyżuję je w kostkach. – Jest miła dla oka, ale równie bezużyteczna, jak oni wszyscy.

– Czego więcej ci potrzeba niż piękna? – Edward wzrusza ramionami.

– Umiejętności prowadzenia rozmowy?

Odchylam się tak, że krzesło stoi tylko na tylnych nogach, i wpatruję się w sufit. Czuję zimno, mimo że w kominek jest rozpalony. A może to tylko moje wnętrze – gdzie kiedyś było serce – puste i wybrakowane, emanujące tępym bólem, który pragnie chaosu i ognia.

Przysuwam skręta do ust i zaciągam się, a dym wędruje gardłem do płuc, dając mi spokój, którego bez pomocy nie jestem w stanie zaznać.

– Edwardzie, naprawdę niepokoi mnie to, że nie doceniasz kobiecych forteli. Są wilkami w owczej skórze. Zawsze o tym pamiętaj.

Zaciska usta, porusza brwiami i się prostuje, tak jakbym go obraził.

– Zawsze dramatyzujesz.

Wypuszczam z ust kłąb dymu.

– Zawsze to ja mam rację.

Żołądek ściska mi się z irytacji na jego komentarz, ale reprymenda wymagałaby energii, której w sobie nie mam, dlatego notuję w pamięci, by napomknąć o tym później, gdy będę miał odpowiedni nastrój. W tej chwili wolałbym, żeby wyszedł.

Nigdy nie należałem do ludzi, którzy pragną towarzystwa innych. Może dlatego, że w dzieciństwie każdy był w stanie powiedzieć, że jestem trochę inny, nieważne jak bardzo starałem się wpasować.

Nawet gdy nie byli w stanie zauważyć, mój brat dopilnował, by wiedzieli.

Pochylam się, a przednie nogi krzesła uderzają o podłogę z impetem, który czuję w ciele.

– Zostaw mnie.

Nagle pragnę zemsty, muszę pozbyć się wspomnień z czasów, gdy byłem bezsilny i zdany na łaskę Michaela oraz jego bandy.

 

* * *

 

Odbyło się nieoficjalne przyjęcie powitalne na cześć lady Beatreaux.

Nieoficjalne, ponieważ nie jest wymagana moja obecność. Chociaż nawet gdyby była wymagana, i tak normalnie bym nie przyszedł, bo jestem powszechnie znany z tego, że nie przestrzegam zasad szlachty. Wątpię, by ktokolwiek się tam mnie spodziewał. I właśnie dlatego się zjawiłem.

Na sali zgromadziły się wszystkie ważne osobistości królestwa. Wysoko postawieni urzędnicy, książęta i hrabiowie z okolicznych terenów, a także damy oraz panowie dworu. Rozmowy i śmiech unoszą się aż po wysoki sufit, odbijają się echem od kamiennych kolumn. Ozdobione klejnotami palce trzymają kryształowe kieliszki, różowe policzki zdradzają poziom upojenia.

Mój brat siedzi na podwyższeniu, po obu jego stronach stoją dwa puste krzesła, a on sam popija wino i patrzy na swoich ludzi.

Zawsze taki był, nawet w dzieciństwie. Zawsze musiał być ponad wszystkimi, błyskotliwy i czarujący, podziwiany przez każdego, bez względu na to, co – albo kto – stało na jego drodze.

Przetacza się przeze mnie fala obrzydzenia i chwyta za gardło, gdy patrzę, jak flirtuje ze służącą, która napełnia jego kieliszek.

Trzymam się w cieniu, pilnując, by nie przyciągać niczyjej uwagi, bo chcę patrzeć, jak lady Beatreaux, spoglądając po wszystkich tymi swoimi sarnimi oczami, wejdzie do jaskini lwa. I nie muszę długo czekać, bo podwójne dębowe drzwi otwierają się ze skrzypnięciem, a ona wkracza do sali z wysoko uniesioną głową. Ma upięte włosy i tylko kilka ciemnych loków okala jej twarz.

Gdy się porusza, jej suknia się mieni, a zieleń materiału idealnie komponuje z bladokremową skórą. Skłamałbym, twierdząc, że nie przyciąga całej uwagi. Wszyscy podążają za nią wzrokiem, gdy zbliża się do mojego brata.

Za nią kroczy ta sama blondynka, z którą tu przyjechała. Nagle się potyka, bo jej stopa plącze się w rąbek sukni mojej przyszłej bratowej, przez co obie tracą równowagę.

Lady Beatreaux rzuca jej przez ramię krótkie spojrzenie, jej twarz się nieznacznie wykrzywia. Maska opada dosłownie na ułamek sekundy, a irytacja w mgnieniu oka ustępuje łagodnemu spojrzeniu, ale ja to zauważyłem. Przyciąga moje zainteresowanie.

To zainteresowanie nasila się, gdy dziewczyna kłania się nisko mojemu bratu, po czym zajmuje miejsce obok niego. Kąciki ust Michaela się unoszą, a w jego oczach widzę błysk, gdy się jej przygląda.

Podoba mu się.

Odpycham się od ściany i ruszam w stronę światła. Tłum rozstępuje się przede mną tak samo jak przed nią, tyle że teraz dookoła słychać sapnięcia i szepty.

Ludzie omijają mnie szerokim łukiem, bo boją się tego, jak bym zareagował, gdyby tego nie zrobili.

Plotki o oszpeconym księciu krążą po całym królestwie i choć większość z nich to wymyślone historie, w niektórych kryje się ziarno prawdy. Poza tym, im mocniej się mnie boją, tym bardziej mnie unikają.

A na tę chwilę mi to odpowiada.

Gdy zbliżam się do podwyższenia, mina mojego brata rzednie, a ja po prostu wiem, że to dlatego, iż się tu mnie nie spodziewał. Bo choć ludzie patrzą na mnie nieufnie, to wciąż patrzą na mnie, a nie na niego.

Siadam na obitym aksamitem krześle u jego boku, rozsiadam się wygodnie i opieram kotkę jednej nogi o kolano drugiej, udając znudzenie.

– Tristanie, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Przyszedłeś przywitać twoją przyszłą królową? – mówi Michael, wskazując na lady Beatreaux siedzącą po jego drugiej stronie.

Zerkam w jej stronę i ściska mnie w żołądku, gdy napotykam jej spojrzenie. Wyciągam rękę nad kolanami brata, unosząc kącik ust. To niewłaściwe, nachylać się nad królem, by z kimś rozmawiać, i trochę jestem zaskoczony, że Michael nie reaguje. Ale przecież to przyciągnęłoby do niego nie ten rodzaj uwagi, której potrzebuje. Przecież nie może wybuchnąć na oczach poddanych. To nie współgrałoby z jego osobowością.

Lady Beatreaux patrzy na moją wyciągniętą rękę, aż w końcu jej dotyka. Zaskakuje mnie tym. Przyciągam jej dłoń do ust i składam na niej delikatny pocałunek.

– Witaj, droga siostro.

Michael prycha.

– Nie odstrasz jej przynajmniej przez najbliższe dwa tygodnie.

– Sara – szepcze, ignorując słowa mojego brata. Unoszę brew. – Mów mi Sara. W końcu mamy zostać rodziną. – Uśmiecha się uprzejmie, ale nie ma w tym za grosz szczerości, przez co moja ciekawość jeszcze się nasila.

– Nie marnuj oddechu na uprzejmość w stosunku do Tristana, kochanie – mówi Michael. – Wkrótce zniknie w rynsztoku, w którym lubi się bawić, i nawet nie będzie pamiętał, że cię poznał.

Zaciskam szczękę, a gniew w moim wnętrzu narasta, miesza się z krwią i rozpala żyły.

Sara nachyla się w moją stronę, niemal pokładając na Michaelu, i wbija we mnie spojrzenie brązowych oczu.

– Robisz mi krzywdę.

Zerkam w dół i dociera do mnie, że wciąż trzymam ją za rękę i to tak mocno, że mam pobielałe knykcie. Puszczam jej dłoń.

– Naprawdę? – Uśmiecham się pod nosem. – Tak łatwo cię skrzywdzić?

Mruży oczy.

– Wystarczy – warczy mój brat.

Śmieję się i odchylam na oparcie krzesła, skupiając uwagę na zebranych w sali ludziach. Opieram łokieć na podłokietniku i pocieram zarośniętą szczękę palcami.

Lady Beatreaux zaczyna rozmawiać z moim bratem, poruszając przy tym najnudniejsze tematy z możliwych. Porównuje pogodę tutaj z pogodą w Silvie, opowiada o tym, jak podobała jej się podróż, i pyta, czy powinna pojawić się na niedzielnej mszy u jego boku, czy raczej pójść tam z dwórkami.

Tylko częściowo zwracam uwagę na to, co mówią, a moje serce zaczyna bić szybciej, gdy w kącie sali zauważam skrytą w cieniu zakapturzoną postać.

Edward stoi dumnie kilka metrów dalej z ręką spoczywającą na pasie, ubrany w czerń i złoto, barwy naszego kraju, ze złotym sznurem przyczepionym do jego ramienia oraz herbem zdobiącym pierś.

Nasze spojrzenia się spotykają, a ja kiwam głową w stronę skrytej w cieniu postaci.

Podąża wzrokiem w kierunku, jaki wskazałem, a wtedy na jego twarzy pojawia się zrozumienie. Rusza w tamtą stronę. Nagle powietrze przeszywa wrzask, od którego jeży się włos na głowie.

– Na Boga! – krzyczy ktoś inny.

Edward pędzi przez tłum i powala postać na ziemię.

Ten ktoś pada na kolana, a kaptur zarzucony na głowę spada, odsłaniając długie brudne włosy.

To kobieta.

Słychać jak coś spada na ziemię, a po tym rozlegają się sapnięcia i piski. Ludzie odskakują z przerażeniem na twarzy.

Niczym w zwolnionym tempie coś toczy się w kierunku podwyższenia i zatrzymuje idealnie przed tronem Michaela.

Mój brat zrywa się z krzesła i otwiera szeroko oczy, patrząc na głowę lorda Reginalda, jego martwe oczy i wystający niebieski język, a także poszarpane ścięgna zwisające z czegoś, co było niegdyś szyją. Za głową ciągnie się smuga krwi.

– Co to ma znaczyć? – huczy Michael.

Edward szarpie kobietę za ramię, by wstała, wygina jej ręce za plecami, a drugą dłonią chwyta ją za włosy, zmuszając, by spojrzała mojemu bratu w twarz.

Serce mi przyspiesza. Splatam palce i obserwuję rozgrywającą się przede mną scenę. Kobieta uśmiecha się z obłędem w oczach.

– To ostrzeżenie, Michaelu Faaso Trzeci.

– Ostrzeżenie od kogo? – krzyczy mój brat.

Nieznajoma uśmiecha się jeszcze szerzej.

Michael zaciska pięści, zgrzyta zębami. Przenoszę spojrzenie na jego przyszłą żoną, spodziewając się przerażenia, którym chciałem się upajać, chłonąć je jak światło słoneczne, by napędzało mnie przez cały wieczór.

Ale ona siedzi w milczeniu, głowę ma przechyloną, a w jej spojrzeniu widzę błysk zaciekawienia. Jest w pełni opanowana i niewzruszona.

Interesujące.

– Jestem twoim królem! – warczy Michael.

Kobieta zgina się wpół, a jej piskliwy rechot przeszywa powietrze. Edward szarpie ją do góry i mocniej trzyma za czaszkę.

Spluwa na ziemię.

– Nie jesteś moim królem.

Z tłumu wyłania się Xander, przeciska się przez gapiów i staje przed szaloną kobietą.

– Kto to zrobił lordowi Reginaldowi? Ty?

Uśmiecha się szeroko, a głowę ma tak mocno przechyloną, że wygląda, jakby jej szyja miała przełamać się na pół.

– Zrobiłabym wszystko, by zadowolić Jego Wysokość.

Dłoń Xandera szybko przeszywa powietrze. Policzkuje kobietę, a jej głowa aż odskakuje.

– Wystarczy. Daj jej mówić. – Michael unosi dłoń, skupiając wzrok na nieznajomej. – Przyznałaś się do zdrady. Z pewnością wiesz, że czeka cię śmierć. Dokończ, co miałaś powiedzieć, plugawa istoto, a potem zgnij w lochach.

– On po ciebie idzie – mówi śpiewnym głosem, jej ciało zdaje się wibrować.

– Kto? – dopytuje Michael.

Kobieta nieruchomieje. Pochyla nieznacznie głowę i uśmiecha się tak szeroko, że widać każdy jej spróchniały ząb.

– Król rebeliantów.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

Tytuł oryginału: Scarred

 

Copyright © 2022 by Emily McIntire

 

Originally published in the United States by Sourcebooks, LLC.

www.sourcebooks.com

All rights reserved.

Copyright for the Polish edition © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2023

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: Cat at TRC Designs

Zdjęcia na okładce

© TANANTORNANUTRA/depositphotos

© AntonMatyukha/depositphotos

© Rastan/depositphotos

© [email protected]/

depositphotos

© P Maxwell Photography/shutterstock

 

Redakcja: Kamila Recław

Korekta: Joanna Błakita

Skład i łamanie: Andrzej Owsiany

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8280-991-6

 

 

Grupa Wydawnicza Filia Sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

Seria: HYPE