Rodzinka - Miller Tim - ebook + książka

Rodzinka ebook

Miller Tim

3,4

Opis

W 2010 roku dokonano jednego z najbardziej przerażających odkryć w historii Teksasu. Na opuszczonej farmie niedaleko San Antonio znaleziono ludzkie szczątki i niezliczone części ciał. Ujawniono niewiele informacji na ten temat - aż do dziś.

Eddie Mason to rodzinny facet, choć jego rodzina nie jest typowa. Żona stale wyszydza go i poniża, mężczyzna postanawia więc szukać satysfakcji w innej dziedzinie życia. Uczy swoje dzieci - nastolatkę Brandi i małego Jeffreya - najbardziej szokujących rytuałów. Stają się one przynętą dla ofiar Eddiego, który wraz z dziećmi rzuca się w wir tortur, kanibalizmu i zniszczenia. Sprawdź sam, co Masonowie robią w Rodzinną Noc.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 117

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (78 ocen)
23
10
24
16
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kazablotna

Nie polecam

Okrutny badziew bez fabuły i jakiegokolwiek sensu. Jedyna zaleta to fakt, że jest krótka. Odradzam.
10
amscharff85

Nie oderwiesz się od lektury

Historia makabrycznej rodziny kanibali. nie dla wrażliwych osób
00
MariaWojtkowiak

Całkiem niezła

Odrażający facet z dziećmi w roli mordercy i kanibala. Sceny tortur. Czytałam powieści o okrutnych mordercach i one obyły się bez takich opisów,a niczego im nie brakowało. Jednak umiar lepszy,bardziej działa na wyobraźnię. Można przeczytać,ale potem polecam coś lżejszego.
01

Popularność




Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2020

Dom Horroru

Gorlicka 66/26

51-314 Wrocław

Copyright © Tim Miller, Family Night, 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Redakcja i korekta: Karolina Stasiak, Anna Dzięgielewska

Tłumaczenie: Kornel Mikołajczyk

Projekt okładki: Kornel Kwieciński, Strangely Twisted

Grafika z okładki: Tim Miller

Skład i łamanie: Sandra Gatt Osińska

Wydanie I 

ISBN: 978-83-66518-45-2

www.domhorroru.pl

facebook.com/domhorroru

instagram.com/domhorroru

Podziękowania

Jak zawsze pragnę podziękować wielu osobom za ich pomoc i wsparcie przy tworzeniu tej książki. Tyle z was stało przy mnie od samego początku. Specjalne podziękowania dla mojej dobrej przyjaciółki, Lori King, za bycie znakomitą słuchaczką, redaktorką i za wytrzymywanie moich narzekań. Dodatkowo dziękuję najwspanialszej projektantce okładek w historii: Kristy Charbonneau z Covermecreative.com. Choć nie zaprojektowała tej konkretnej okładki, podarowała mi już kilka dzieł. Jej zdolności oraz cierpliwość są niezrównane.

Dziękuję również z serca paniom z Nerd Girl, które w znakomitym stylu promują takich mało znanych, niezależnych autorów jak ja. Wciąż nie wiem, jak one z nami wytrzymują, ale jestem dozgonnie wdzięczny, że to robią. Nie sposób też zapomnieć o Cherri z Goregasm, która także lubi promować moją twórczość. Cherri to mój probierz tego, jak chory wydaje się dany pomysł. Jeśli mówi, że to pokręcone albo nawiedzone, mam poczucie, że odpowiednio wykonałem swoją pracę.

Chciałbym też podziękować moim beta-czytelnikom. Zbyt wiele nazwisk, by wymieniać je wszystkie, ale wiecie, kim jesteście. Dzięki również moim znajomym z fanpage’u na Facebooku. Jesteście fantastyczni i sprawiacie, że wspaniale się bawię podczas pisania.

Wstęp

W dwa tysiące dziesiątym roku dokonano jednego z najkrwawszych odkryć w historii Teksasu. Niezliczone ludzkie szczątki zostały znalezione na porzuconej farmie w okolicach San Antonio. Niewiele informacji podano do wiedzy publicznej. Aż do teraz.

Prolog

Carla skończyła wycierać stoliki i zaszła do kierownika po wypłatę. Niestety, Sid nie potrafił dać jej forsy do rączki bez odstawiania psychodramy. Pogodziła się z tym; ot, taka cena harowania w klubie ze striptizem.

– Hej, dziecinko! – przywitał ją. – Przyszłaś mi wreszcie obciągnąć?

Wyglądał jak typowy oblech. Wysoki, w średnim wieku, wyposażony w brzuch piwny i tłuste, kręcone włosy. Nosił przyciasne T-shirty Affliction, bo wydawało mu się, że wygląda w nich na mięśniaka.

– Wal się, Sid. Ja po wypłatę.

– Oj, już nie bądź taka. Zabaw się raz na jakiś czas.

– Bawię się dostatecznie dobrze, ale bynajmniej nie z tobą.

– Kiedy zaczniesz dla mnie tańczyć, co? Masz do tego warunki – powiedział. Pracowała jako kelnerka, ale naciskał na nią od pierwszego dnia, by zaczęła się rozbierać. Od kilku lat trenowała kickboxing, utrzymywała więc ciało w znakomitej formie; klienci wiecznie się za nią oglądali i flirtowali, co jej wcale nie przeszkadzało. Im więcej drinków im wcisnęła, tym wyższy napiwek. Zarabiała niemal tyle samo, co niektóre tancerki. Doprowadzało je to do furii.

Zdawała sobie sprawę, że zgarnęłaby lepszą kaskę przy rurze, ale pomysł, by na tym etapie życia rozbierać się publicznie za pieniądze wydawał się nietrafiony. Sportowy sznyt przydał się raz, kiedy Sid nie utrzymał łap przy sobie. Zdzieliła go z kolana w przeponę, tak że powietrze uszło mu z płuc. Ku jej zaskoczeniu, nie została zwolniona, a Sid od tamtej pory nie ośmielił się jej tknąć.

– Dasz mi w końcu tę pieprzoną forsę, czy nie? – zirytowała się. Właśnie skończyła dziesięciogodzinną zmianę, chciała wrócić do domu i uderzyć w kimono.

Bez dalszych dyskusji wręczył jej wyjęte z kasy banknoty, łącznie z napiwkami. Zebrało się jakieś trzysta dolców. Nieźle, jak na jeden wieczór. Zgarnęła swoją torebkę i opuściła klub.

Nocne powietrze tchnęło ciepłem i parnością. Dopiero kwiecień, a pogoda w San Antonio już robiła się gorąca. Parking był całkiem przyzwoicie oświetlony. Zazwyczaj do auta odprowadzali ją ochroniarze. Tak się jednak złożyło, że akurat zajmowali się kilkoma ochlejmordami, którzy odmawiali opuszczenia lokalu, a ona nie chciała czekać. Ruszyła w stronę samochodu, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczyków. Kiedy uniosła wzrok, ujrzała odbicie w szybie. Przelękła się, wzdłuż kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz.

Ktoś za nią stał. Nosił obrzydliwą maskę wyglądającą na ręcznie zrobioną. Do Halloween jeszcze daleko, a jednak koleś przekradł się za jej plecami przez ciemny parking o trzeciej nad ranem. Raczej nie urządzał zbiórki na Czerwony Krzyż. Obróciła się wolno i przeżyła drugi szok, gdy zobaczyła go dokładniej.

To nie żaden mężczyzna, a chłopiec. Mały chłopczyk, pięcio-, góra sześcioletni, ubrany w maskę, czarną bluzę z kapturem i czarne rękawiczki. Przy niemal trzydziestu stopniach Celsjusza musiał się pocić jak świnia.

– Halo? – zagaiła, nachylając się. – Co ty wyprawiasz, mały?

Przekrzywił głowę, ale nie odezwał się.

– Mały? Czegoś potrzebujesz?

Wyprostowała się i rozejrzała po okolicy. Ganianie na czarno i w strasznej masce o tej porze zazwyczaj zwiastowało jakieś psoty. Carla nie wiedziała, co o tym myśleć. Przeczesała wzrokiem teren od klubu aż do swojego auta, by sprawdzić, czy jest tu ktoś jeszcze. Nie wypatrzyła nikogo.

– Mały? Powiedz coś. Zaczynasz mnie przerażać.

Chłopiec milczał, nie poruszał się. Obserwował jej reakcję. Zastygła w uśmiechu maska wywoływała u niej ciarki. Zawsze reagowała podobnie na szkaradne przebrania, lecz tym razem strach wydawał się głęboko uzasadniony. Coś tu nie grało. Jaki powód miał ten malec, by sterczeć na parkingu przed klubem ze striptizem?

– Dobra, dosyć tego. Wkurzasz mnie już, dzieciaku.

Ruszyła ku niemu, sięgając po maskę. Cofnął się o kilka kroków, udaremniając jej zamiar. Tak bardzo skupiła na nim uwagę, że nie zauważyła niebezpieczeństwa.

Mężczyzna zaszedł ją od tyłu. Nosił identyczną maskę, czarną bluzę z kapturem i rękawiczki; dodatkowo dzierżył pałkę. Jeden szybki cios w bok czaszki i Carla padła. Chłopczyk spojrzał na nowoprzybyłego. Zza zaparkowanego w pobliżu czarnego vana wyszła nastolatka w takim samym stroju, co oni dwaj.

Dziewczyna pomogła dorosłemu zaciągnąć Carlę do vana i wrzucić ją na tył. Taśmą skrępowała stopy, dłonie i zakleiła usta kelnerki. Mężczyzna wspiął się na siedzenie kierowcy i odpalił silnik. Dzieciak wskoczył na fotelik i zapiął pasy. Kiedy wszyscy zajęli miejsca, van opuścił parking i rozpłynął się w mroku nocy.

Rozdział pierwszy

Detektyw Julie Castillo przemierzała parking klubu ze striptizem. Starała się nie spoglądać na szyld, jako że mierził ją ten widok. Kto normalny nazywa lokal „Latino Cycolino”? Kicz to jedno, obleśność to już coś zupełnie innego, a to miejsce przekraczało wszelkie standardy w obu kategoriach. Około dziewiątej rano otrzymała zgłoszenie, że pewna kelnerka nie dotarła do domu. Nie kryłoby się w tym nic szczególnie podejrzanego, ale auto zaginionej nadal stało przed budynkiem, a tuż przy wozie znaleziono kobiecą torebkę.

Julie przyklękła przy rozsypanej zawartości torby, rozglądając się.

– Hejka – mruknął za nią męski głos. Ben Sylar: detektyw, który lubił wtarabaniać się w każde śledztwo. – Co dzisiaj w menu? Zaginiona striptizerka, hę? – zagaił.

– Nie striptizerka. Kelnerka.

– Pff, jeden pies. Pewnie pognała gdzieś z klientem, coby dorobić na boku.

Julie podniosła się i spojrzała na Bena.

– Czego ty, kurwa, chcesz, chłopie? Skończyły ci się własne dochodzenia? – zapytała.

– No wiadomo, że nie, lecz to twoje dziewicze śledztwo. Pomyślałem, że pomogę.

– Ani nie potrzebuję, ani nie życzę sobie twojej pomocy. Proszę cię, idź stąd – oznajmiła, na powrót przyklękając. Zlustrowała nawierzchnię w pobliżu torebki i jakiś metr dalej dostrzegła niewielką plamę. Przyjrzała się uważniej: czerwonobrązowa, rozmiaru mniej więcej ćwierćdolarówki. Krew.

– A niech mnie – wyszeptała. Zanim wstała, zajrzała jeszcze pod samochód. Tam wypatrzyła kolejną wskazówkę. Położyła się na brzuchu, by się upewnić. Zgadza się, zielony plastikowy żołnierzyk. Z powrotem na nogach, zastała Bena nadal sterczącego obok. Bawił się telefonem.

– Skończyłaś gimnastykę? Znalazłaś laskę pod podwoziem? – zapytał, nie unosząc wzroku. – Dasz sobie teraz postawić śniadanie?

– Idź się jebać – warknęła, wyciągając własny telefon, by zadzwonić po technicznych.

Dotarcie na parking zajęło im blisko pół godziny. Kiedy technicy przejęli miejsce zbrodni, Julie poszła odszukać kierownika. Przybył do lokalu chwilę wcześniej. Wkroczyła do klubu; muzyka rozsadzała głośniki, ale w środku Julie nie zastała żywego ducha. W nozdrza uderzył ją fetor tanich perfum, alkoholu i niemytych stóp.

Kierownik siedział w biurze na tyłach budynku.

– Sid, prawda? – zapytała.

– Zgadza się, kotku. Szukasz pracy? – odparł, mierząc ją wzrokiem. – Nadawałabyś się jak nic.

– Jestem z policji. Dzwoniłeś w sprawie zaginionej kelnerki?

– A, chodzi o Carlę? Ta. Jej autko nadal tu stało, kiedy wracałem do domu zeszłej nocy; tak samo dzisiaj rano. To do niej niepodobne, a dodzwonić się nie szło. Jest miłą dziewczyną, wie pani? Więc pomyślałem, że to zgłoszę, tak na wszelki wypadek.

– Czy wczoraj wyszła stąd sama? Zauważyłeś może kogoś, kto opuścił lokal zaraz po niej?

– Nie, ja i kilkoro pracowników jeszcze tu ślęczeliśmy, a ona zgarnęła wypłatę i poszła. Ochroniarze zwykle wyprowadzają dziewczyny, ale wczoraj użerali się z paroma pijaczkami, a ona nie chciała czekać.

– Myślisz, że umówiła się z kimś? Z jednym z klientów, na przykład?

– Nie, to raczej wykluczone. Nienawidzi tej roboty. Trzymam ją tu, bo to niezła sztuka, a bywalcy za nią szaleją. Ale ona ma nas wszystkich za bandę oblechów.

Julie nie skomentowała, lecz w myślach przybiła z Carlą piątkę.

– Znaleźliście jakiś trop? Widziałem, jak podjeżdża ten wielki policyjny van.

– Tylko plamkę krwi przy samochodzie, ale nie wiemy, czy to jej.

– Że co? Seryjnie?

– Zauważyłam kilka kamer na latarniach parkingowych – powiedziała. – Da radę przejrzeć nagrania?

– Oj nie, niestety… nie działają od lat.

Można się było spodziewać.

– Czy ty albo ktokolwiek inny dostrzegliście coś nietypowego zeszłej nocy? Podejrzane auta? Kogoś z dzieckiem?

– Z dzieckiem? Jak to, z dzieckiem? – zapytał.

– Normalnie, z dzieckiem. Z małym człowieczkiem, który dorasta i staje się dużym człowiekiem.

– No rozumiem, ale nie, nikt się tu nie pakuje z dzieciarnią. Carla wyszła, krótko po niej jeszcze kilka dziewczyn. Kiedy zamykałem kramik, jej auto nadal tu stało. Wtedy ledwo zwróciłem na to uwagę. Ale kiedy przyjechałem rano i znów je zobaczyłem, pomyślałem, że coś jest nie tak. Serio znaleźliście krew?

– W porządku, dzięki – ucięła, ignorując pytanie.

Wróciła na parking, by sprawdzić, jak idzie technicznym. Zdążyli odgrodzić taśmą spore poletko. Ben na szczęście poszedł w diabły. Przeszukiwanie terenu zajmie pewnie dłuższą chwilę. Zanim wróci do śledztwa, pomyślała, że warto wziąć prysznic i zmyć z siebie zapaszek Latino Cycolino.

Spis treści

Podziękowania

Wstęp

Prolog

Rozdział pierwszy

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódmy

Rozdział ósmy

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty

Rozdział jedenasty

Rozdział dwunasty

Rozdział trzynasty

Rozdział czternasty

Rozdział piętnasty

Rozdział szesnasty

Rozdział siedemnasty

Rozdział osiemnasty

Rozdział dziewiętnasty

Rozdział dwudziesty

Rozdział dwudziesty pierwszy

Rozdział dwudziesty drugi

Rozdział dwudziesty trzeci

Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział dwudziesty piąty

Rozdział dwudziesty szósty

Rozdział dwudziesty siódmy

Rozdział dwudziesty ósmy

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Rozdział trzydziesty

Rozdział trzydziesty pierwszy

Rozdział trzydziesty drugi

Rozdział trzydziesty trzeci

Rozdział trzydziesty czwarty

Rozdział trzydziesty piąty

Epilog

Punkty orientacyjne

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Kolofon