Reality Fame. Walka o sławę - Karnas Maria - ebook
NOWOŚĆ

Reality Fame. Walka o sławę ebook

Karnas Maria

3,6

40 osób interesuje się tą książką

Opis

Odkryj mroczną stronę walki o sławę i fortunę

Kilka tygodni w ekskluzywnej willi z basenem – brzmi kusząco, prawda? Jest jednak pewien haczyk: współlokatorami będą obcy ludzie, a każdy ruch zarejestruje oko kamery.

Witajcie w Reality Fame.

Do udziału w telewizyjnym show zgłasza się Lisa Kane. Nie zależy jej na sławie, tylko na pieniądzach z wygranej – chce spłacić długi ojca. By zwyciężyć, jest gotowa zrobić wszystko. I nie tylko ona.

Mentorem programu zostaje Brian Ryder, zwycięzca poprzedniej edycji. Uwagę i sympatię widzów zdobył dzięki temu, że związał się z jedną z uczestniczek. A nic nie rozpala wyobraźni widzów tak jak namiętny romans. Lisa postanawia pójść tą samą drogą. Żaden z mężczyzn w willi nie wydaje jej się jednak odpowiedni, dlatego proponuje pewien układ Brianowi.

Z czasem odgrywana przed telewidzami rola przestaje być dla Lisy tylko grą o zwycięstwo. Granice między rzeczywistością a światem wykreowanym przez reżysera stają się coraz bardziej mgliste. Tylko jedno jest pewne. W tej mrocznej grze nie ma miejsca na okazywanie słabości. A w szczególności na miłość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 315

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (16 ocen)
6
2
4
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kashucha

Nie polecam

A rany, jakie to było słabe!
00
kinga9600

Dobrze spędzony czas

Książka przyjemna, lecz doskonale odsłania mroczną stronę walki o sławę w telewizyjnym programie. Pokazuje, że wieczne knucie przeciwko innym wreszcie ujrzy światło dzienne i konsekwencje dla intryganta nie zawsze mu przypadają do gustu 😅
00
kdraszcz

Z braku laku…

Niestety nie moje klimaty. Bohaterowie płascy, nie wiadomo skąd ich uczucia. Wątki jakieś niedokończone albo niedopracowane. Wszystko dzieje się szybko jakby autorka miała ograniczony limit stron do zapełnienia... książka raczej z tych marnych i niewciągających
00

Popularność




Maria Karnas Reality Fame. Walka o sławę ISBN Copyright © by Maria Karnas, 2024All rights reserved Redakcja Paulina Jeske-Choińska Projekt okładki i stron tytułowych Paweł Panczakiewicz Opracowanie graficzne i techniczne Teodor Jeske-Choiński Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Niech mówią, co chcą. Teraz to ja rządzę sceną,a świat to moje show.

Rozdział 1

Zgłosiłam się do tego durnowatego reality show tylko dlatego, że cholernie potrzebowałam kasy. Zamknięta w willi z basenem razem z dziewiątką obcych mi ludzi — w taki sposób miałam spędzić następne kilka tygodni. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już za kilka miesięcy na stałe zamieszkam w Nowym Jorku.

Informację o castingach dostrzegłam na tle budynku mojego banku, gdy straciłam już wszelką nadzieję, że kiedykolwiek uda mi się spłacić dług, który pozostał mi po ojcu. Ogromny bilbord poraził moje oczy swoim krzykliwym hasłem.

Walka o sławę.

Lecz bardziej niż sławą byłam zainteresowana pieniędzmi, które zgarniał zwycięzca programu. Bank odmówił mi udzielenia pożyczki na spłatę długów ojca. Utrzymywałam się z niewielkiej pensji, a bez żadnych znajomości w tym wielkim mieście nie mogłam liczyć, że ktoś wyświadczy mi tak ogromną przysługę.

Może nie będę musiała się przed nikim kajać i błagać o pieniądze, bo w zasięgu mojego wzroku pojawiła się szansa na to, aby samej je zdobyć.

Nie wierzyłam w przeznaczenie, ale to był pieprzony znak od niebios.

Zgłosiłam się na casting, a wkrótce otrzymałam telefon, że ekipa filmowa zaprasza mnie na rozmowę. Na przesłuchaniu do programu nie wypadłam najlepiej. Pokłóciłam się z reżyserem i na tym miała zakończyć się moja przygoda z telewizją, ale kilka dni później otrzymałam wiadomość od samego twórcy serialu, że dostałam się do programu.

I w ten oto sposób wylądowałam wśród grupy dziwolągów, którzy równie mocno jak ja pragnęli wygrać. Stałam pod krzykliwym neonem z logo programu, który rzucał jaskrawą poświatę na twarze pozostałych uczestników.

Nie miałam okazji dobrze ich poznać. Dziewczyny patrzyły podejrzliwym wzrokiem, jak sępy gotowe rzucić się na siebie, aby odkryć wszystkie swoje słabości. Faceci wydawali się bardziej wyluzowani. Żartowali, próbując rozładować napiętą atmosferę, ale stawka toczyła się o zbyt wiele, aby można było urządzać sobie z tej rozgrywki żarty.

Ktoś z produkcji wrzasnął, że zaczynamy nagrywać. Młoda kobieta weszła do pomieszczenia i przywitała się z nami, stając na niewielkim podwyższeniu. Ubrana w światowe marki dała jasno do zrozumienia, że była tym, kim my chcieliśmy się stać. Celebrytką.

Rozpoczęło się odliczanie, klaps i mrugnięcie czerwonej diody.

— Witajcie w Reality Fame — zawołała w stronę uczestników, a potem obróciła się do kamery. — W programie, w którym rozpocznie się walka o sławę. Dziesięciu uczestników zawalczy o zdobycie statusu gwiazdy oraz nagrody pieniężnej stu tysięcy dolarów. Przez kilka następnych tygodni będą poddawani różnym wyzwaniom testującym ich umiejętności.

— Jest jeszcze bardziej gorąca niż na zdjęciach — wyszeptał mężczyzna z ramieniem pokrytym tatuażami.

Dziewczyna stojąca obok niego prychnęła.

— Mogłaby zostać moją żoną. Z takimi zderzakami… Nie musiałbym jej nawet zdradzać — dodał jego kolega. Obaj wybuchli gromkim śmiechem i przybili piątkę.

Przewróciłam oczami. Isabella była przepiękna, więc w sumie tak prymitywna reakcja panów, którzy ślinili się na jej widok, nie powinna mnie dziwić. Supermodelka sprawowała się świetnie w roli prowadzącej. Bijąca od niej pewność siebie była wręcz onieśmielająca. Jeśli stresowała się przed występem, nie okazała tego w żaden sposób.

— Każdy uczestnik będzie musiał udowodnić wam, widzom, że zasługuje na wygraną — ciągnęła, spoglądając w stronę obiektywu. — To właśnie wy, nasi telewidzowie, zdecydujecie, kto opuści program, a kto zostanie kolejnym zwycięzcą Reality Fame.

Dziewczyny zapiszczały i klasnęły w dłonie, przerywając mowę prowadzącej.

Isabella podeszła do ekranu monitora, który rozciągał się na całą ścianę. Wyświetlono tam nasze zdjęcia. Obok nich znajdywały się wykresy, które u każdego uczestnika wskazywały zerowy poziom.

— Na tym ekranie będziecie mogli zobaczyć swoje wyniki oraz zapoznać się z komentarzami telewidzów. Na wejściu zabraliśmy wam telefony, więc będzie to wasza jedyna okazja, aby się dowiedzieć, co dzieje się za murami naszej willi i jak was oceniają.

— Kilka tygodni bez telefonu? Po prostu wspaniale — mruknęła dziewczyna ubrana we włochate futro w odcieniu flamingowego różu. Ściągnęła przeciwsłoneczne okulary i nasunęła je na głowę, machając końskim ogonem, który sięgał jej aż do pasa. Tak lśniące włosy nie mogły być prawdziwe. To z całą pewnością były doczepy.

— Mamy dla was coś, co wynagrodzi wam utratę tele­fonów.

Wyciągnęłam głowę, aby spojrzeć na mężczyznę z produkcji, który wszedł właśnie do pomieszczenia. Ściskał w rękach plastikowe pudło z logo programu i zaczął się przechadzać po pomieszczeniu, przystając obok każdego uczestnika.

Pierwszą osobą, do której podszedł, była dziewczyna tuż obok mnie. Wyróżniała się na tle pozostałych. Podczas gdy inni kontrastowali stylowymi ubraniami, drogimi świecidełkami, ona miała na sobie pobrudzone farbą ogrodniczki, a wpadała w oko ze względu na swoją kolorową fryzurę. Włosy w kolorze chłodnego blondu ozdabiały borówkowo-malinowe pasemka ułożone w przełamane fale. Na szczycie głowy kilka kosmyków przewiązanych tasiemką tworzyło dwie kitki przypominające uszka myszki.

Jej usta ułożone w szerokiego banana napinały całą twarz i podkreślały bruzdy nosowo-wargowe. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam jej się z uwagą, zastanawiając, czy uśmiech, który się pojawił, był tylko zagrywką przed kamerami.

Z pozoru wydawała się sympatyczna, ale nie przybyłam tutaj, aby szukać sobie przyjaciół. Miałam tylko jeden cel: wygrać, spłacić długi ojca i wyprowadzić się z tego miasta, raz na zawsze odcinając się od przeszłości.

Dziewczyna włożyła ręce do pudełka. Oczy wszystkich skupiły się na niej, gdy stanęła na palcach i z niezwykłym skupieniem zaczęła z niego coś wyciągać.

— Zeszyt? — Spojrzała na mężczyznę z produkcji, ale on bez tłumaczenia jej czegokolwiek podszedł do mnie.

Zaglądnęłam do środka. Każdy notes miał inną okładkę. Na tym etapie nie wiedziałam, czy miało to jakiekolwiek znaczenie. W oczy od razu rzuciła mi się grafika z granatowym tłem i kreskówkowymi gwiazdkami.

Przecież po to tutaj byłam. Żeby zostać gwiazdą.

Wyciągnęłam notatnik z pudła. Przewertowałam go, wywołując lekki powiew powietrza, który delikatnie musnął suche końcówki moich włosów.

— Dzięki temu będziecie mogli przelać swoje myśli na papier — wyjaśniła Isabella. — Niektórzy z was przez najbliższe kilka tygodni nie porozmawiają z bliskimi, więc to może być wasz jedyny przyjaciel. A to nie koniec niespodzianek.

Uwaga uczestników znów skupiła się na Isabelli. Kobieta posłała nam tajemnicze spojrzenie, a potem odwróciła się w stronę wejścia.

— W tej edycji poza mną będziecie mieć jeszcze jednego mentora. Brian, zapraszam! — wykrzyczała do mikrofonu.

Z głośników rozbrzmiały ciężkie brzmienia elektrycznej gitary wymieszane z dudnieniem perkusji. Do środka wszedł wysoki mężczyzna w przyciemnianych okularach. Wdrapał się na podest i przywitał z Isabellą krótkim buziakiem w policzek. Potem odwrócił się w stronę piszczących dziewczyn i obdarzył je zniewalającym uśmiechem.

— Brian Ryder! — zapiszczała ta stojąca obok mnie. Przyłożyłam rękę do ucha, bo niemal pękały mi bębenki. Dziewczyna skakała, miętoląc w rękach podarunek od Isabelli. — Nie mogę w to uwierzyć…

Nachyliłam się w jej kierunku.

— Kto to jest? — wyszeptałam. — Znasz go?

Spojrzała na mnie jak na kosmitkę.

— Żartujesz? To zwycięzca poprzedniej edycji. Udział w programie otworzył mu furtkę do świata sławy. Całkiem niedawno zagrał w filmie akcji. Timebreaker, oglądałaś?

Przejechałam językiem po zębach.

— Nie kojarzę.

Świat celebrytów wciąż pozostawał dla mnie wielką niewiadomą. Nie miałam czasu na przeglądanie kolorowych gazetek. Problemy ojca spędzały mi sen z powiek. Po jego śmierci razem z matką stałyśmy się jedynymi spadkobierczyniami kilkutysięcznego długu, który starałam się spłacić od kilku lat.

Ojciec był zakupoholikiem. Miał potrzebę kupowania nowych rzeczy, na które nigdy nie było nas stać. W dodatku szybko uzależniał się od wizji posiadania pieniędzy, dlatego zaczął szukać szybkiego sposobu na ich zdobycie. Tak rozpoczął swoją przygodę z kartami, gdzie nie tylko nie zarabiał, ale i tracił wszystko, co posiadaliśmy. Karciane zobowiązania trzeba było spłacać, ale gdy ojciec wykorzystał wszelkie możliwe zasoby majątkowe, zaczął zaciągać pożyczki. W dodatku wciągnął w to wszystko również moją mamę, która oczarowana wizją szybkiego wzbogacenia się nie przemówiła mu do rozsądku, tylko razem z nim podpisała się pod papierami, stając się współwłaścicielką jego długów.

Mimo zapewnień ojca o wielkiej wygranej traciliśmy coraz więcej pieniędzy. Potem ojciec zmarł, a ja zostałam sama ze schorowaną matką i jego niespłaconymi zobowiązaniami. Nie żył, ale pozostał po nim dług, którego spłatą obarczono jego współwłaścicielkę, a ja przecież nie mogłam wyrzec się własnej rodziny i uciec od problemów, chociaż czasami wydawało się to kuszące, aby po raz pierwszy w życiu zacząć od zera, nie pod czerwoną kreską.

Opieka nad matką i dług ojca to jedyne sprawy, którymi się interesowałam.

Życie w szkolnej ławce nauczyło mnie jednego: niewiedza grała na moją niekorzyść. Musiałam poznać uczestników, nawet jeśli w normalnych okolicznościach nie uważałabym ich za potencjalnych przyjaciół. Musiałam wkupić się w ich łaski i poznać słabe strony, aby zaatakować, gdy nadarzy się odpowiednia okazja.

— To film o podróżach w czasie, a Brian gra w nim główną rolę. — Przyciągnęła splecione dłonie do policzka i spojrzała na mężczyznę rozmarzonym wzrokiem. — Jest taki przystojny, prawda?

Powstrzymałam chęć wywrócenia oczami.

— Cześć wszystkim. — Mężczyzna wreszcie ściągnął z nosa plastikowe ray bany i rozejrzał się po twarzach podekscytowanych uczestników. — Jak się macie? Rok temu byłem na waszym miejscu, więc rozumiem emocje, które dziś wam towarzyszą. Następne kilka tygodni spędzicie w zamknięciu, więc postarajcie się tutaj nie pozabijać.

Uczestnicy zachichotali.

Pozostałam niewzruszona, chociaż wszyscy wokół zaczęli się głośno śmiać. Byłam zbyt skupiona na analizowaniu nowej postaci.

On był zwycięzcą. Dokonał tego w jakiś sposób i pozbył się konkurencji. Jak mu się udało to zrobić? Jak zdetronizował rywali?

Sądząc po jego czarujących dołeczkach i hipnotyzującym spojrzeniu, to wcale nie musiało być dla niego takie trudne. Od Briana biła pewność siebie, miał też niezaprzeczalny urok.

Jego ramiona napięły się, jakby wyczuł na sobie moje intensywne spojrzenie, które wypalało dziurę w idealnie skrojonym garniturze. Zerknął prosto w moje oczy, tuż przy zapadającej się powiece pojawiła się ledwo widoczna pajęczyna zmarszczek.

Uśmiechnął się wyzywająco. Prawdopodobnie pomyślał, że speszona odwrócę wzrok jak pozostałe dziewczyny, ale srogo się przeliczył. Uśmiechnęłam się pod nosem i zadarłam podbródek, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jego ramiona zadrżały, co zdradzało rozbawienie.

Nie zamierzałam się poddać. Nie po to dawałam się zamknąć tutaj na długie tygodnie z piszczącymi kretynkami, żeby pokazać słabość, w szczególności tak zarozumiałemu mężczyźnie.

On również nie odpuszczał. Uznał to za grę. Bezwstydnie na mnie patrzył, gdy Isabella wygłaszała swój monolog do kamery, ale w końcu ktoś musiał ustąpić.

Tą osobą nie byłam ja.

Isabella poklepała go po ramieniu. Brian odwrócił wzrok i spojrzał na prowadzącą.

Udało mi się, wygrałam. I ten program też wygram.

— Nie bądź taki skromny. W poprzedniej edycji to ty wchodziłeś wszystkim na głowę.

Zaśmiał się krótkim chrypnięciem, które sprawiło, że wszystkie włoski na moim karku stanęły dęba.

— Tak, to prawda. Chciałem trochę podkręcić atmosferę.

— Jakaś rada dla naszych uczestników?

Brian obrzucił nas spojrzeniem, a potem spojrzał wprost do kamery.

— Pamiętajcie, by być sobą. Nie musicie nikogo udawać. — Rozpoczął swoją motywacyjną gadkę, którą napisał mu ktoś z produkcji: — Widzowie i tak prędzej czy później zdemaskują osobę, która będzie starała się ich oszukać. Kłamstwa mogą wygrać sprint, ale to prawda wygrywa cały maraton. Szczerość to jedyna droga do wygranej.

— Ładnie powiedziane — przyznała Isabella. — Dzięki, Brian. A teraz nadeszła pora, żebyście lepiej poznali naszych uczestników.

— Kamera stop! — zawołał reżyser. Czerwona dioda zgas­ła. W kadrze pojawiła się ekipa filmowa. Dwie makijażystki od razu podbiegły do naszych gwiazd z pędzlami nasyconymi pudrem. — Isabella, Brian, byliście fenomenalni. A teraz nagramy setki i będziemy zapraszać każdego po kolei — zwrócił się do grupy. — Przygotujcie kilka słów o sobie. Kim jesteście, czym się zajmujecie.

Tłum ruszył za reżyserem. Dziewczyny przepychały się między sobą, byleby znaleźć się pierwsze w pokoju do nagrywania krótkich wywiadów. Zamiast dołączyć do ich przepychanek, podczas których z zazdrości wyrywały sobie nawzajem włosy, przystanęłam z boku i bacznie je obserwowałam.

Dziewczyna w różowym futrze przewodziła całej grupie. W naturalny sposób stała się liderką i każdy próbował wkupić się w jej łaski, ale ona była wybredna i każdego, kogo uważała za dziwaka, obdarowywała wstrętnym grymasem.

Ustawiłam się na samym końcu, bo kolejność nie miała znaczenia. Wiedziałam, że reżyser poświęci więcej czasu tylko tym osobom, które uzna za warte uwagi. Musiałam go przekonać, że zaliczałam się do tego grona.

Nie mogłam wcześniej poznać pozostałych uczestników, aby poznać ich słabości. Nie wiedziałam, z kim przypadnie mi udział w programie, ale za to mogłam wystalkować jego twórcę.

Martin Williams, mężczyzna z szalikiem zawiązanym niechlujnie wokół szyi i w bawełnianej czapeczce gazeciarza, to on tutaj pociągał za sznurki. Jeśli oglądasz jakiś serial w main­streamie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że to dzieło Martina, który szokuje równie mocno jak jego seriale. Dwa lata temu zostawił żonę i sześcioletnie dziecko dla mężczyzny, z którym wziął szybki ślub na Majorce.

To artysta. Mistrz, który może wynieść cię na wyżyny popularności, jeśli cię polubi, ale może też zrobić z ciebie czarny charakter i sprawić, że znienawidzi cię połowa Ameryki. To raczej oczywiste, że zamierzałam zainteresować go swoim temperamentem. Właśnie dlatego wylałam wodę na jednego z członków produkcji podczas przesłuchania. Przykułam jego uwagę i tym samym zapewniłam sobie to miejsce w programie.

Brian pożegnał się z makijażystką. Mieliśmy w planie nagranie jeszcze kilku scen, ale bez prowadzących. Skończył pracę na dziś, więc nic nie trzymało go już w studiu.

Spojrzałam na ciągnącą się przede mną kolejkę. Pierwsza osoba wciąż nie wychodziła ze środka. Martin musiał polubić dziewczynę w różowym futrze i byłam przekonana, że nieprędko opuści ona pomieszczenie.

Gdy Brian przechodził obok, postanowiłam zaryzykować. Stanęłam mu na drodze i skrzyżowałam ramiona. Próbował mnie wyminąć, ale znów zaszłam mu drogę.

— Fajny był ten cytat z Michaela Jacksona — rzuciłam, żeby rozpocząć z nim krótką pogawędkę. On miał coś, czego potrzebowałam. Wiedział, jak wygrać ten cholerny program, i byłam gotowa zrobić wszystko, żeby poznać sekret, który zaprowadzi mnie prosto ku zwycięstwu.

Przyłożył palce do lodowatej butelki wody, zostawiły ślady na mokrym plastiku.

— Przepraszam?

— Ten o prawdzie i maratonie. Sam na to wpadłeś?

— To produkcja pisze mi teksty.

Tak podejrzewałam.

Odkręcił butelkę i wziął łyk wody. Niezrażona tym, że ignorował moją obecność, cierpliwie czekałam, aż skończy.

— Ach tak? — Nachyliłam się nad nim i wskazałam palcem na przezroczysty kabelek wystający z jego ucha. — A po co ci ta rurka? Przecież mamy mikroporty.

Każdy z uczestników przypięty był do urządzenia, które nagrywało nasze rozmowy. Wszystkie pogawędki były rejestrowane zarówno na kamerach, jak i w formie dźwięku. Producenci chcieli dobrze nas poznać. Nic nie mogło się przed nimi ukryć, dlatego zabroniono nam wyłączania mikrofonów. Jedynym wyjątkiem były wizyty w toalecie albo pod prysznicem.

Brian wyciągnął kabelek z ucha, a sprężynka zawisnęła w powietrzu.

— To, moja droga, jest słuchawka, przez którą produkcja mówi mi, co mam powiedzieć, gdy jakaś wścibska uczestniczka zada mi w programie zbyt dociekliwe pytanie.

Zmrużyłam oczy.

— Sam nie potrafisz na nie odpowiedzieć?

Zakręcił butelkę i odstawił ją na najbliższy blat.

— Jak się nazywasz? — zapytał.

— Lisa Kane. — Kliknął końcówką długopisu w plastikową planszę, a potem zapisał moje nazwisko na swojej karcie ze scenariuszem programu. — Co ty wyprawiasz? — warknęłam, gdy podkreślił moje nazwisko i narysował obok niego trzy wykrzykniki.

— Zapisuję twoje dane, żeby wiedzieć, kogo reżyser powinien wyrzucić w najbliższych eliminacjach.

— Bardzo zabawne — prychnęłam.

Przeciągłe skrzypnięcie drzwi z pokoju wyznań przykuło moją uwagę. Dziewczyna w różowym futrze podeszła do grupy koleżanek, które zaczęły zadawać jej pytania. Kolejna osoba z kolejki weszła do środka.

Uśmiech triumfu na twarzy dziewczyny nie pozostawiał złudzeń. Ona wiedziała, że jest na wygranej pozycji. A to oznaczało, że byłam za nią daleko w tyle. Musiałam jakoś nadrobić tę różnicę, lecz żeby to zrobić, musiałam poznać myśli reżysera. A tylko jedna osoba mogła mi w tym pomóc.

— Mam pytanie — zwróciłam się do Briana, który przewrócił oczami wyraźnie poirytowany.

— Zgaduję, że i tak je zadasz, nawet jeśli powiem, że nie mam czasu ani chęci wdawać się z tobą w dyskusję.

— Szybko załapałeś. — Sztucznie się do niego uśmiechnęłam. — Jak wygrałeś program? Działałeś sam czy postawiłeś na sojusze? A może grałeś nie fair?

Sięgnął dłonią do mojej talii. Gdy jego palce musnęły nagą skórę, którą odsłaniał krótki top, wstrzymałam oddech. Jego dłonie powiodły dalej, sunąc po moich plecach. Dotarły do czarnego pudełeczka, a potem rozległo się charakterystyczne pstryknięcie.

— Dlaczego to wyłączyłeś? — zapytałam oburzona. — Nie możemy wyłączać mikrofonów.

— Posłuchaj, Liso. Będę z tobą brutalnie szczery. Nie wygrasz tego programu. — Zacisnęłam mocniej szczękę, ale w milczeniu słuchałam jego pouczającej gadki, która miała być nauczką za to, że śmiałam zakłócać jego spokój. — Ludzie chcą emocji, a grzeczne dziewczynki, takie jak ty, daleko nie zachodzą.

— Skąd wiesz, że jestem grzeczna?

— Rozejrzyj się. — Dotknął moich ramion i odwrócił mnie w stronę pozostałych uczestników. Wskazał na dziewczynę w różowym futrze. — Ona jest influencerką. Ma już fanów, którzy na nią zagłosują. W dodatku wyróżnia się na tle pozostałych. — Lekkim ruchem głowy wskazał na kolejną dziewczynę. — Brooke Starr to akrobatka. Zwyciężczyni międzynarodowych zawodów. Ma na swoim koncie kilka złotych medali.

— A więc po co jej ten program, skoro jest już sławna?

— Niektórzy pragną więcej. Więcej sławy i więcej pieniędzy. — Zmierzył mnie od góry do dołu. W czarnym topie przewiązanym sznurkiem i w dżinsowych spodenkach nie wyróżniałam się na tle pozostałych. Nie stać mnie było na wymianę garderoby przed wejściem do programu. Miałam nadzieję, że nadrobię osobowością, ale wśród tak barwnych postaci trudno będzie przebić się na pierwszy plan. — W porównaniu z nimi jesteś tylko nic nieznaczącym tłem — stwierdził, zadając kolejny cios.

— Rozumiem, że nie mam co liczyć na twój głos? — zażartowałam.

— Ja nie oddaję głosów.

Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni i zaczął stukać palcami po ekranie.

— A więc nie dasz żadnej rady początkującej?

Z ciężkim westchnieniem oderwał wzrok od jarzącego się wyświetlacza, wyłączył go i schował pod pachę, zgarniając butelkę wody.

— Działaj zgodnie z własnym sumieniem, żeby później niczego nie żałować, gwiazdeczko.

Rozdział 2

Brian Ryder nie został moim fanem, lecz nie zamierzałam się poddawać. Jego opinia nic nie znaczyła. Nie podzielił się ze mną swoim sekretnym sposobem na zdobycie sławy, ale gdyby to zrobił, byłby głupcem. Bez niego też mogłam sobie poradzić. Liczyło się tylko to, aby przekonać do siebie telewidzów.

Moje nagranie z reżyserem nie trwało długo. Nie zagłębiał się w to, co mówię, i nie drążył, próbując wyciągnąć ze mnie jak najwięcej smaczków. Znudzony wpatrywał się w pogląd kamery i odczytywał z kartki pytania, które zadawał każdemu uczestnikowi.

Gdy zaczął ziewać, zrozumiałam, że moje odpowiedzi były do bani i wcale nie zainteresują telewidzów. Będę miała cholerne szczęście, jeśli w ogóle ich nie wytnie.

Wdrapywałam się po schodach, ciągnąc za sobą trzydziestokilogramową walizkę. W zasięgu mojego wzroku nie było żadnego osiłka, który raczyłby pomóc mi z bagażem.

Gdy moja stopa stanęła na piętrze i usłyszałam zduszone odgłosy rozmów dobiegające z pokojów, dotarło do mnie, że te zostały już przydzielone. Popchnęłam walizkę i zaglądałam do kolejnych pomieszczeń, ale wszystkie były zajęte. Przechylałam się przez framugę drzwi i pytałam uczestników, czy mają wolne łóżko, lecz za każdym razem słyszałam tę samą odpowiedź. Zacisnęłam spoconą dłoń na rączce walizki. Zaczęłam się stresować, bo znajomości ze współlokatorami mogły być kluczowe w dalszej rozgrywce.

Trzeba było ustawić się w tej pieprzonej kolejce, gdy tylko nadarzyła się okazja. Na własne życzenie mogłam odpaść z programu już na samym jego starcie.

Przed oczami mignęły mi różowe pióra. Bez zastanowienia popchnęłam walizkę, kierując się za pierzastą chmurą. Jeśli chciałam pozostać w grze, musiałam jak najszybciej zaprzyjaźnić się z dziewczyną w różowym futrze, bo tylko ktoś taki jak ona mógł dotrwać do finału, a u jej boku łatwiej będzie mi przekonać do siebie telewidzów.

Zatrzymałam się u progu drzwi i zajrzałam do środka.

— Cześć. Macie jeszcze miejsce w pokoju? — Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym siedziały dwie dziewczyny.

Jedna z nich podeszła do mnie, piłując paznokcie brokatowym pilnikiem.

— Niestety nie, ale jedna dziwaczka jest sama na końcu korytarza i ma wolne łóżko. — Wskazała ręką na sam koniec ciągnącego się holu.

— Ej, Madison! — dotarł do nas głos ze środka. To była ta akrobatka, o której wspominał Ryder. — Nie uwierzysz. Mamy butelkę szampana!

— Żartujesz? — zapiszczała blondynka. — Otwieraj go, dziewczyno!

Nim zdążyłam otworzyć usta, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

To tyle, jeśli chodziło o zaprzyjaźnienie się z najpopularniejszą uczestniczką.

Kopnęłam nóżkę walizki, ale to nie przyniosło żadnej ulgi. Myślałam o głównej nagrodzie. Zielone banknoty przelatywały mi przez palce. Szanse na sławę i karierę kurczyły się z każdą sekundą, a mnie zaczynało doskwierać zwątpienie, czy uda mi się podołać tej rozgrywce.

Złapałam za rączkę i dociągnęłam walizkę na sam koniec korytarza. Otworzyłam drzwi do niewielkiego pokoiku. Ledwo postawiłam w nim swoją nogę, z kąta wyskoczyła dziewczyna z kucykami, przyprawiając mnie niemal o zawał. Wzdryg­nęłam się, gdy zobaczyłam dżinsowe ogrodniczki pokryte farbą i kolorowe włosy.

— Cześć, jestem Ava Griffin. — Wyciągnęła dłoń w moim kierunku. — Tak się cieszę, że będziemy współlokatorkami. Jak się nazywasz?

Spojrzałam na jej zawieszoną w powietrzu dłoń. Tipsy z jednorożcami wydobyły ze mnie ciche westchnienie. Trafiła mi się lokatorka z niecodziennym gustem.

Uścisnęłam jej rękę.

— Lisa.

Podeszłam do łóżka i rzuciłam na nie walizkę. Odsunęłam zamek błyskawiczny i zaczęłam grzebać w swoich klamotach. Marzyłam o tym, aby wziąć długi i ciepły prysznic, który mnie orzeźwi i pozwoli zregenerować siły.

Wyciągnęłam ręcznik i kilka buteleczek z potrzebnymi płynami. Czułam za plecami obecność współlokatorki, która bezwstydnie pchała swój nos do wnętrza mojej walizki.

— W łazience są wszystkie potrzebne akcesoria.

— Wolę skorzystać z własnych — odparłam, siląc się na uprzejmy ton. Dziewczyna zaczynała działać mi na nerwy. Usiadła na brzegu mojego łóżka, pośladkami na poduszce. Wymachiwała nogami, obserwując swoje designerskie trampki.

— Jesteś stąd? Ja przyjechałam z Denver. To kawał drogi, ale sama rozumiesz… Taka okazja nie trafia się często. Jeszcze nie minął jeden dzień, a ja już tęsknię za chłopakiem.

Włożyła rękę do środka mojej walizki i dotknęła okładki zeszytu, który wybrałam. Zamknęłam wieko, a przestraszona dziewczyna zabrała dłoń.

— Nie dotykaj moich rzeczy — oznajmiłam lodowatym głosem.

— Przepraszam — odpowiedziała speszona. — Wybrałaś ładną okładkę. Ja spanikowałam i wzięłam ten z mopsem. — Zaśmiała się i odwróciła w stronę swojego łóżka, na którym leżał wspomniany zeszyt. — Zajmujesz się czymś poza programem? Bo ja jestem makijażystką. Jeśli chcesz, mogę cię pomalować na nagrania. Tutejsze makijażystki zrobią ci krzywdę, jeśli poprosisz o smokey eyes.

Paplała jak najęta, a swoją gadaniną przyprawiała mnie o ból głowy. Zgarnęłam z łóżka wszystkie potrzebne mi rzeczy z zamiarem udania się do łazienki.

Ava poderwała się z miejsca, jakby zamierzała asystować mi w drodze. Nie mogłam na to pozwolić, bo jeśli spędziłabym z tą dziewczyną kolejne minuty, zalałaby mnie następnymi mało interesującymi ciekawostkami ze swojego życia, których nie chciałam poznać.

— Avo, pozwól, że ci coś wyjaśnię — oznajmiłam twardo.

— Tak?

— Nigdy nie będziemy przyjaciółkami. — Nie miałam czasu na zaprzyjaźnianie się z frajerkami, które nie miały najmniejszych szans na wygraną. Musiałam wkupić się w łaski popularsów, a ona do nich nie należała.

Sięgnęła do włosów i związała mocniej gumkę, która przytrzymywała jedną ze sterczących kitek.

— Wiem, że obie jesteśmy tu po to, żeby wygrać, ale program to też przygoda na całe życie. Możemy nawiązać sojusz i razem pozbyć się konkurencji.

— Sojusz?

— Mogę ci się przydać. Jestem całkiem niezła w robótkach ręcznych. Uwielbiam też rysować i…

Uniosłam rękę i przerwałam kolejny napad jej gadaniny.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki