Race changer - Maria Karnas - ebook + książka
NOWOŚĆ

Race changer ebook

Karnas Maria

0,0

297 osób interesuje się tą książką

Opis

W wyścigu o miłość nie ma nagrody za zajęcie drugiego miejsca.

Stella wychowała się na sielskiej farmie, ale życie zmusiło ją do podjęcia desperackiej decyzji. Po tragicznym wypadku jej mama zapadła w śpiączkę, a ojciec odwrócił się od niej. Dziewczyna ma tylko jeden cel – zdobyć pieniądze na leczenie, nawet jeśli oznacza to uwikłanie się w wyrachowany układ, zakończony małżeństwem dla pieniędzy.

Tak trafia do brutalnego świata Formuły 1, gdzie na jej drodze staje Sebastian Sinclair – charyzmatyczny kierowca, który właśnie zdobył tytuł Mistrza Świata. Ale los kieruje ją ku komuś zupełnie innemu.

Stella zostaje zatrudniona jako specjalistka od wizerunku dla kierowcy Ferrari – Nicka Russo – którego reputacja legła w gruzach po wycieku skandalicznego nagrania z jego udziałem. Nick najchętniej trzymałby Stellę jak najdalej od swojego najlepszego kumpla – Sebastiana. Dziewczyna uczepiła się go na dobre, a Nick zrobi wszystko, by trzymać ich na bezpieczny dystans.

Relacja między Stellą a Nickiem – początkowo oparta na niechęci – szybko przeradza się w napięcie, które uruchamia w nich emocje, jakich żadne z nich nie było gotowe poczuć. Czy Stella sprawi, że Nickowi uda się powrócić na szczyt? A może to właśnie ona stanie się przyczyną kolejnego bolesnego upadku?

Wizja spędzenia reszty życia z mężczyzną, którego nigdy nie pokocham, była przerażająca, ale nie stać mnie na strach. Nie mogłam sobie pozwolić na luksus wybrzydzania.
Była jeszcze jedna rzecz, która przyprawiała mnie o ból głowy. Znalezienie odpowiedniego kandydata to najmniejszy problem. Skłonienie go do małżeństwa, gdy dowie się, że jestem bez grosza przy duszy, to będzie prawdziwe wyzwanie. No bo dlaczego ktoś, kto osiągnął w życiu sukces, miałby związać się z kimś takim jak ja? Zwykłą dziewczyną z wiochy zabitej dechami. W porównaniu z nowojorskimi ślicznotkami zostawałam daleko w tyle, ale nie traciłam wiary, bo tylko to mi pozostało.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Maria Karnas

Race changer

Dla wszystkich dziewczyn, które boją się wsiąść za kółko. Nie pozwólcie, aby strach stał się hamulcem – każde ruszenie z miejsca to już zwycięstwo, bez względu na to, jaki wyścig masz do wygrania.

Rozdział 1

Nick

Życie to wyścig, w którym liczy się tylko to, kto jako pierwszy przekroczy linię mety.

Skryty w mroku styczniowej nocy obserwowałem swojego przyjaciela, zaciągając się dymem papierosa, którego nawet nie wolno mi było palić. Kontrakt zabraniał wszystkiego, co przynosiło frajdę. Nie mogłem jeździć na nartach, ścigać się poza torem, odwiedzić znajomego, szwendając się po niebezpiecznych ulicach Brazylii, i robić niczego, co mogłoby doprowadzić do kontuzji.

Wypuściłem z płuc toksyczną chmurę i rzuciłem niedopałek, zgniatając go podeszwą buta, gdy wokół kierowcy Red Bulla zaczął zbierać się coraz większy tłum.

Sebastian Sinclair. Pieprzony farciarz w poprzednim sezonie zrównał mnie z powierzchnią ziemi i zajął pierwsze miejsce na podium, chociaż w początkowych wyścigach to ja wychodziłem na prowadzenie. A potem ktoś wrzucił do sieci ten cholerny filmik i wszystko się spieprzyło.

Seb był mistrzem świata. Mistrzem pierdolonego świata. Tytuł, za który oddałbym resztki swojej duszy, należał do niego. Zespół Ferrari pokładał we mnie nadzieje, a ja przegrałem. Jeden raz, drugi, trzeci… Ludzie buczeli na mój widok i wyzywali mnie, gdy tylko wychodziłem na miasto, a łatka największego chuja w historii wyścigów samochodowych przykleiła się do mnie na stałe. W Monako zdewastował moją rezydencję, dlatego w czasie przerwy zimowej między wyścigami wyniosłem się do Nowego Jorku, żeby odpocząć od tłumów i świata szybkich samochodów, ale nawet tutaj dosięgała mnie zła sława. Reputacja była dwa kroki przede mną, gdy ja wciąż pozostawałem daleko w tyle, ale tego wyścigu nie zamierzałem przegrać bez walki.

Mój zespół zatrudnił cały sztab specjalistów od social mediów. Oświadczenia, które wydawaliśmy, zaczęły coraz bardziej mnie pogrążać. Taktyka milczenia nie dawała rezultatów. Wręcz przeciwnie, przyniosła więcej szkód.

Gdy moi fani zaczęli się ode mnie odwracać, straciłem kontrolę nad wszystkim, co działo się wokół. Zacząłem przegrywać i w tabeli punktów z pierwszego miejsca spadłem poza pierwszą piątkę. Z samego szczytu wylądowałem pośrodku stawki, co było nie do przyjęcia w zespole Ferrari.

Nie tylko ja dawałem dupy. Cały zespół schrzanił sprawę. Awarie silnika w bolidzie zaczęły trafiać mi się częściej niż wygrana.

Wpadnięcie w poślizg.

Uderzenie w barierkę.

Koniec.

Dyskwalifikacja.

Ten schemat zaczął powtarzać się coraz częściej, a ja traciłem nadzieję na zwycięstwo.

Nie potrafiłem również zgrać się z nowym kierowcą, który starał się udowodnić, że jest lepszy ode mnie. Jako zespół zaliczyliśmy wiele poważnych błędów, które musieliśmy naprawić, aby wystartować z czystą kartą w nowym sezonie. Inżynierowie pracowali nad bolidem, a ja unikałem skandali, aby powrócić do wyścigów z czystą głową.

Seb robił sobie zdjęcia z fankami, które lgnęły do niego niczym ćmy do światła. Nic dziwnego, bo sława i pieniądze potrafiły przyciągać uwagę interesownych ludzi, o czym wiedziałem najlepiej. Wszystkie z tych kobiet wyglądały dokładnie tak samo. Włosy rozjaśnione do platynowego blondu, mocny makijaż i sukienka tak krótka, że bez problemu można było zauważyć bieliznę. Normalnie nie miałbym nic przeciwko, ale od kiedy zostałem wrogiem publicznym Formuły 1, wszystko zaczęło mnie wkurzać, zwłaszcza gdy widziałem ludzi, którzy pragnęli wkupić się w łaski Sebastiana.

Poprawiłem kaptur, pod którym ukrywałem twarz w przyciemnianych okularach. Schowałem zimne dłonie do kieszeni bluzy i oparłem się o budynek, obserwując przyjaciela, który podpisywał bluzkę jakiejś lasce.

Ledwo słyszalny warkot silnika postawił wszystkie włoski na moim karku. Serce zaczęło bić mocniej na dźwięk opon przesuwających się po chropowatym asfalcie. Zza zakrętu wyłonił się Aston Martin DB11. Metaliczny połysk czarnej blachy idealnie komponował się z blaskiem księżyca. Pojemność silnika powyżej pięciu litrów, sześćset trzydzieści dziewięć koni mechanicznych i ośmiobiegowa automatyczna skrzynia biegów. Ta bestia rozpędzała się do setki w mniej niż cztery sekundy. Takim cackiem można było osiągnąć maksymalną prędkość trzystu dziewięciu kilometrów na godzinę. Trzystu trzydziestu czterech, jeśli wiesz, co zrobić z wozem.

Pracownik zatrzymał się przed klubem, a potem oddał kluczyki właścicielowi. Sebastian podziękował krótkim skinieniem głowy i dał mężczyźnie kilka stów napiwku, a jego dobroczynność została nagrana przez kłębek zebranych wokół niego dziewczyn. Pokręciłem głową z rozbawieniem. Co za przeklęty sukinsyn. Dobrze wiedział, że nagłówki gazet będą rozpisywać się o jego szczodrości.

Jedna z kręcących się przy Sebastianie kobiet poszła o krok dalej i usiadła na masce super drogiego wozu. Rozbawiony, zacisnąłem wargi, tylko czekając, aż przyjaciel zrzuci karierowiczkę ze swojego samochodu, którego kochał bardziej niż własnego ojca.

Dziewczyna wyciągnęła telefon i zaczęła robić zdjęcia. Wywróciłem oczami, gdy włączyła oślepiający flesz, aby zwrócić na siebie jeszcze większą uwagę. Zadziałało, bo Sebastian zawiesił na niej swoje spojrzenie.

– Twój samochód jest niezły. Może zabierzesz mnie na przejażdżkę? – Zatrzepotała wachlarzem długich rzęs.

Mój kumpel uśmiechnął się drwiąco i chwycił kobietę za ramię.

– Zejdź, bo tymi cekinami porysujesz maskę, skarbie.

Zaśmiałem się, nie mogąc dłużej wytrzymać rozbawienia. Mina dziewczyny była bezcenna i gdybym stał bliżej, wyciągnąłbym telefon, odpalił flesza i uwiecznił ten moment, załatwiając ją jej własną bronią.

Seb otworzył drzwi, a ona położyła dłoń na ich krawędzi, odbijając palce na szybie. Chryste… Ta szalona kobieta sabotowała samą siebie.

– Nie miałbyś ochoty…

– Do jutra – rzucił Sinclair w moim kierunku, ignorując fankę.

Kiwnąłem głową, przesyłając mu pozdrowienia, a on wgramolił się do środka i zatrzasnął drzwi tuż przed jej nosem.

Sebastian odpalił silnik i odjechał z piskiem opon. Oczywiście musiał się popisać i przycisnął nieco gazu, a warkot silnika sprawił, że większość zgromadzonych przed klubem kobiet wydała z siebie ten irytujący pisk, który przyprawiał mnie o ból głowy. Ta, którą olał, wciąż stała w tym samym miejscu z szeroko otwartymi ustami, jakby nie mogła pogodzić się z porażką.

Jednak warto było dzisiaj wyjść na miasto, zamiast znów chować się w swoim apartamencie. W końcu nie tylko mnie dopadła karma. Nic nie było równie satysfakcjonujące jak widok rozczarowanych karierowiczek, które musiały obejść się smakiem, gdy żaden z nas nie był zainteresowany ich towarzystwem.

Gdy zaczynałem odnosić sukcesy w Formule, nie przeszkadzało mi stado pięknych kobiet ubiegających się o moją uwagę. Byłem tylko młodym gówniarzem, któremu spodobało się, że laski same oferowały mi swoje numery. Po czasie zaczęło mnie to drażnić. Dziewczyny piszczały na mój widok i przeszkadzały w prowadzeniu wywiadów. Podstępem zakradały się do hotelu, w którym spałem, tylko po to, aby zrobić sobie ze mną zdjęcie. Wszystkie zachowywały się w ten sam sposób. Gotowe zrobić wszystko, aby znaleźć się w pobliżu kierowców z najlepszych ekip.

Po chwili dziewczyna, którą olał Seb, otrząsnęła się z szoku i ruszyła w moim kierunku. Rozejrzałem się na boki z nadzieją, że uczepi się innej osoby, ale zatrzymała się tuż obok. Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę i poprawiłem okulary, aby nie zostać rozpoznanym. Znałem takie jak ona i nie zamierzałem rozmawiać z nią o samochodach, o których nie miała bladego pojęcia.

Gdy podeszła bliżej, zauważyłem jej ostre czarne kreski, zadziornie podkreślające spojrzenie. Pióra przy piersi drżały od podmuchów wiatru. Tylko kretynka wyszłaby na zewnątrz bez kurtki, gdy na dworze wciąż padał śnieg. Niechętnie, ale musiałem przyznać, że była niczego sobie, z tym że wygląd już nieraz mnie zwiódł, a za twarzą anielicy kryła się piekielna diablica.

– Znasz go? Sebastiana Sinclaira? – Palcem wskazała zakręt, za którym zniknął ciemny samochód.

– Znam to mało powiedziane. – Oderwałem plecy od ściany budynku i ruszyłem w stronę klubu. Noc była jeszcze młoda, a ja chciałem się zabawić.

Przymknąłem powieki i policzyłem do trzech, słysząc za plecami odgłos uderzających o chodnik szpilek.

– Mógłbyś mnie z nim zapoznać? Wydaje mi się, że mamy ze sobą wiele wspólnego.

Parsknąłem, jakbym usłyszał najlepszy żart tego roku. Zatrzymałem się i zmierzyłem ją wzrokiem.

– Szczerze wątpię.

Złożyła ręce i spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami, robiąc minę jak proszące szczenię.

– Bardzo ładnie cię proszę. Wystarczy, że dasz mi jego numer.

– W twoich snach, złotko – odparłem i machnąłem ręką na ochroniarza, który na mój widok odpiął barierkę i wpuścił mnie do klubu dudniącego od głośnej muzyki.

Przeszedłem zaledwie kilka kroków, gdy po raz kolejny usłyszałem jej irytujący głos.

– Jestem z nim – skłamała ochroniarzowi.

To dało mi pogląd na cały obraz jej osoby. Gotowa zrobić wszystko, aby osiągnąć swoje cele. Drobne kłamstwo przyszło jej z łatwością, a ja bardziej niż karierowiczkami brzydziłem się kłamcami.

– Czy to jakaś nowa metoda wyrywania bogatego faceta? – mruknąłem, gdy zaczęła iść ze mną ramię w ramię i przebijać się przez tłum.

– Chcę się tylko zabawić. Ty wszystko bierzesz tak na poważnie?

– Zabawić, mówisz? – W moich oczach można było dostrzec piekielny błysk. Odszukałem w tłumie jednego z pracowników klubu, który był odpowiedzialny za mój samochód. Złapałem zdziwioną dziewczynę za ramiona i odwróciłem w kierunku przeciwnym do sceny DJ-a. – Tam przy ścianie… Widzisz tego ziomka w czarnej koszuli?

– Tego koło baru?

– To kierowca Formuły, Nick Russo.

Wyprostowała plecy, gdy tylko usłyszała moje imię.

– Jest dobry?

Uśmiechnąłem się pod nosem.

– W cholerę.

– Bogaty?

– Bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.

W ciągu jednego sezonu zarabiałem dwadzieścia pięć milionów dolarów. Dla chłopaka, który zaczynał od zera, to niewyobrażalna kwota. Nie było rzeczy, na którą nie mogłem sobie pozwolić. Nowy samochód? Kwestia podpisania papierów. Wycieczka na Hawaje? Żaden problem.

Chciałem, dostałem to. Mimo dwudziestu kilku lat na karku czułem się jak rozpieszczony dzieciak, który nadrabiał dzieciństwo. Moich rodziców nie było stać na te wszystkie rzeczy, bo zarobione pieniądze szły na wyścigi w kartingu, dlatego gdy dorosłem, oddałem im całość z nawiązką, wraz z wymarzoną winnicą w Toskanii.

Ludziom odbijało, gdy mówiłem, czym się zajmuję. Błagali o uwagę, chcieli być moimi przyjaciółmi i chociaż wszyscy mnie uwielbiali, wciąż czułem się jak odmieniec. Byłem Amerykaninem z włoskimi korzeniami, któremu trudno dostosować się do zazdrości kolegów. Gdy zacząłem startować w wyścigach, miażdżyłem konkurencję. Do czasu aż popełniłem jeden pieprzony błąd i stałem się najbardziej znienawidzonym człowiekiem w mediach społecznościowych.

– Dla jakiego zespołu jeździ?

– Scuderia Ferrari – odparłem z dumą, nie ukrywając swojego włoskiego akcentu.

– To całkiem nieźle. – Kiwnęła głową z uznaniem. – Chętnie bym pogadała, ale nie chciałabym przegapić takiej okazji. Sam rozumiesz, kierowca Formuły 1.

– Zawsze do usług. – Pomachałem jej na pożegnanie, obserwując, jak zmierza w kierunku pracownika klubu. – Co za typiara – westchnąłem i poszedłem zamówić sobie coś w barze.

Gdy barman przygotowywał mi delikatnego drinka, zacząłem przeglądać swoje socjale. Przesuwałem palcem po ekranie, krzywiąc się do telefonu i czytając każdy komentarz pod moim najnowszym postem dodanym z toru wyścigowego.

„Klaun”.

„Przeprosiłeś już kelnera? Powinni wywalić cię z drużyny!”

„Książę Ferrari? Chyba naczelny błazen wszystkich zjebów”.

Upadek ze szczytu okazał się bolesny jak uderzenie w barierki. Z dnia na dzień na ustach wszystkich krążyły plotki o złej sławie, zamiast chwalebnych komentarzy, które kiedyś nie zdawały się mieć końca.

Z głośnym westchnieniem odłożyłem telefon ekranem do blatu. Barman podstawił mi kolorowy napój pod nos. Złapałem za zimną od lodu szklankę, która nieco otrzeźwiła moje zmysły. Wymieszałem zawartość, wsłuchując się w dźwięk odbijających się od szklanych ścianek kostek. Z grymasem odsunąłem od siebie drinka.

Wtedy też zaczęło się od jednego. Potem wleciał kolejny i kolejny, aż urwał mi się film i obudziłem się rano w pokoju hotelowym, a nad moimi zwłokami stał sam dyrektor zespołu, żądając wyjaśnień na temat filmiku, który pojawił się w sieci.

Od tamtego dnia nie wypiłem ani kropli alkoholu. Zachowywałem się jak pizda. Wypicie jednego czy dwóch wcale nie znaczyło, że stracę kontrolę, więc dlaczego, do cholery, nie mogłem znów się napić? Miałem fortunę na koncie i w zasięgu każdą laskę, która była w tym klubie, ale po raz pierwszy od wielu lat czułem się tak bardzo nieszczęśliwy. Samotny.

Powinienem być wdzięczny za to, co osiągnąłem, a nie użalać się nad sobą jak skończony frajer. Tylko zwycięstwo w następnym sezonie mogło przywrócić mi dobrą reputację, bo specjaliści od wizerunku dawali dupy na każdym kroku.

Formuła 1 to brutalny sport. Miłość do samochodów jest ułamkiem tego, z czym wiąże się ta rywalizacja. Jeśli nie wykorzystasz swojej szansy i nie zdobędziesz odpowiedniego miejsca, szybko zostaniesz zastąpiony. Pojawi się ktoś lepszy, młodszy, kto wykosi cię z wyścigu o twoje marzenia.

Wibrujący na blacie telefon wyrwał mnie z zamyślenia. Chwyciłem urządzenie i odebrałem połączenie prosto z Włoch.

– Cześć, synu. – Po drugiej stronie słuchawki rozległ się radosny głos mojego ojca.

– Co się stało, tato?

– Chciałem się upewnić, że przygotowujesz się do sezonu. Wróciłeś już do Maranello?

Skrzywiłem się na samo wspomnienie o siedzibie Ferrari.

– Nie. Mój pobyt w Nowym Jorku nieco się wydłużył.

Zamierzałem zostać tu tak długo, jak było to tylko możliwe. Nie śpieszyło mi się z powrotem na tor. Wolałem ukryć się w mieście, w którym stałem się niezauważalnym tłem. We Włoszech każdy znał moją twarz, bo Formuła była dla nich drugą religią. Tifosi liczyli, że w tym roku wygram w Monzie, na torze na ich włoskiej ziemi. To było również moim marzeniem, ale każdego roku przynosiłem im tylko jedno – solidne rozczarowanie.

– Czytałem gazety, chłopcze.

Żółć podeszła mi aż do gardła. Rozczarowanie ojca to kolejna rzecz, której się bałem. Starałem trzymać się go z dala od tego syfu, ale on węszył coraz bardziej.

– Powinieneś trzymać się teraz z zespołem i innymi kierowcami.

– To właśnie robię. Leo również tutaj jest. Mamy jutro spotkanie w moim hotelu.

Wszyscy wokół martwili się o mnie, a ja tylko chciałem, żeby dali mi święty spokój. Pragnąłem wyciszyć się przed zbliżającym się sezonem, ale gdziekolwiek bym nie poszedł, ciągnęła się za mną cała banda ludzi z Formuły.

– Martwię się o ciebie. Dziennikarze nie zostawiają na tobie suchej nitki, a to ważne, by mieć czystą głowę przed wyścigiem.

– Dziennikarze to hieny. – Nieświadomie zacisnąłem rękę w pięść. Brukowce uwielbiały pisać o mnie bzdury, z których ciągle musiałem się tłumaczyć. – Napiszą cokolwiek, byleby tekst się sprzedał. Nie wierz we wszystko, co o mnie przeczytasz.

– W domu wszyscy jesteśmy z ciebie dumni. Chciałbym, żebyś o tym pamiętał.

– Dzięki, tato.

Uśmiechnąłem się lekko do słuchawki. Rozmowa z ojcem podniosła mnie trochę na duchu, ale było za wcześnie na nasze spotkanie. Obiecałem sobie, że dopóki nie oczyszczę splamionej reputacji, odetnę się od wszystkich, których mogę razem ze sobą pociągnąć na dno. Ale to był ojciec. Zrozumiałby, jeśli przyznałbym się, jakie spotkały mnie problemy. Nie chciałem go jednak martwić gadką o uczuciach i słabościach, które mogłem przezwyciężyć sam. Jednak jak nigdy wcześniej potrzebowałem się komuś wygadać. Terapeuta twierdził, że zbyt długo trzymałem to w sobie, a rozmowa z ojcem mogła okazać się pomocna w powrocie do normalności.

– Tato, ja…

Otworzyłem usta, ale dokładnie w tym samym momencie ujrzałem rozwścieczoną dziewczynę w szpilkach, która małymi kroczkami przemierzała parkiet w moim kierunku. Jasny gwint.

– Muszę kończyć – rzuciłem do słuchawki i odwróciłem się w stronę barmana z nadzieją, że karierowiczka uczepi się innej osoby.

Zatrzymała się, powodując na moim karku podmuch zimnego powietrza, który przygnała razem ze swoimi dyndającymi w powietrzu piórami. Nie zwracałem na nią uwagi, przesuwając palcem po ekranie telefonu. Chociaż odświeżyłem stronę już trzy razy, wolałem udawać piekielnie zajętego niż znów z nią rozmawiać.

– Oszukałeś mnie! – krzyknęła mi do ucha, próbując przedrzeć się przez dudniącą z głośników muzykę.

Niechętnie oderwałem wzrok od ekranu i schowałem telefon do kieszeni.

– Oszukujesz samą siebie. – Rzuciłem przelotne spojrzenie na sztuczne pióra. – Tą sukienką przyciągasz tylko desperację, a nie bogatych dupków.

Nozdrza jej zafalowały, gdy ze świstem wciągnęła powietrze. Twarz przybrała kolor szkarłatu, podkreślając jej wielką jak balon głowę. Nie mogłem brać jej na poważnie, gdy ledwo sięgała mi do ramienia.

– Przepraszam?

– Skarbie, dałem ci tylko życiową lekcję. Twoje intencje są jasne, bo bez zastanowienia podeszłaś do tamtego gościa, gdy tylko powiedziałem ci, że może być nadziany.

– Za kogo ty się uważasz, żeby tak do mnie mówić, co?

– Za głos zdrowego rozsądku, którego najwyraźniej ci brakuje – prychnąłem rozbawiony. One wszystkie były dokładnie takie same. W tym ptasim móżdżku znajdowała się pustka i nic więcej.

Zwilżyła usta i wnikliwie na mnie spojrzała, marszcząc grube brwi.

– Czekaj… Ja cię skądś kojarzę.

Zacisnąłem mocniej zęby, czując, jak moje ciało całe się spina. Bacznie obserwowała moją twarz, analizując każdy jej skrawek. Cholera, zaczyna się.

– To ty byłeś na tym nagraniu. To ty jesteś Nickiem Russo.

– Congratulazioni. – Na chwilę przesunąłem okulary na czoło. – Przejrzałaś mnie, a teraz możesz odejść.

Odwróciłem się do niej plecami, a ona położyła na moim karku swoją lodowatą dłoń. Wzdrygnąłem się bardziej, niż jakby strzelił we mnie sam piorun.

– Jeszcze z tobą nie skończyłam.

– Ale ja z tobą tak, blacharo. – Z niechęcią strąciłem jej rękę.

– Co powiedziałeś?

– Nazwałem rzeczy po imieniu. Czy to nie ty chciałaś przejechać się z moim kumplem jego samochodem?

– Dupek – syknęła.

Wzruszyłem ramionami. Nie ona pierwsza i nie ostatnia wylewała na mnie swoje żale. Po miesiącach czytania hejtu żaden przesiąknięty zazdrością komentarz nie mógł sprawić mi przykrości. Zwłaszcza jeśli pochodził od człowieka jej pokroju.

Zadowolony, że pozbyłem się problemu, wstałem z barowego krzesła i poprawiłem marynarkę. Rzuciłem na blat banknot, a gdy chciałem zgarnąć swojego upragnionego drinka, uprzedziła mnie dłoń z czerwonokrwistymi szponami.

Chwyciła za szklankę i jednym ruchem wylała na mnie jej zawartość. Zimna woda spłynęła po mojej twarzy, okularach i ubraniach. Otrzepałem się, a gdy dostrzegłem, że zalała również mojego rolexa, nabrałem ochoty, by odwdzięczyć się dokładnie tym samym.

– Oszalałaś?! – Wytarłem w spodnie tarczę złotego zegarka. – Zalałaś mi zegarek za dwieście tysięcy!

– Chciałeś dać mi życiową lekcję, tak? Teraz ty posłuchasz mnie. – Z głośnym hukiem odłożyła szklankę na blat.

Gdy rozejrzałem się po klubie, dostrzegłem, że oczy wszystkich zwrócone były tylko na nas. W dodatku kilka osób wyciągnęło telefony, a oślepiający flesz skierowany był prosto na naszą dwójkę. No świetnie.

– Uważasz się za lepszego, ale wkrótce będziesz dokładnie taki jak ja. Masz masę pieniędzy, sportowych samochodów i willi z widokiem na morze, ale twoje wnętrze jest paskudne. Wiesz o tym ty, ja i wszyscy, którzy widzieli to nagranie. Mając to wszystko, i tak skończysz nieszczęśliwy. Wiesz dlaczego? Bo o tobie zapomną.

Zadarła podbródek, a potem wyminęła mnie, teatralnie uderzając w ramię.

– Co za suka – mruknąłem, gdy zorientowałem się, że zegarek przestał działać.

Zgromadzeni ludzie wciąż nagrywali każdy mój ruch.

– Na co się patrzycie? Koniec przedstawienia – rzuciłem do gapiów, a potem przedarłem się przez tłum, zmierzając prosto do wyjścia.

Ta wariatka nie dość, że upokorzyła mnie przed innymi, to jeszcze rozjebała mi ulubiony zegarek. Zacisnąłem ręce w pięści i krzyknąłem na pracownika klubu, aby przyprowadził mój wóz.

Kurwa, trzeba było zostać w domu. Gdy tylko wychodziłem na miasto, działo się coś, co jeszcze bardziej niszczyło mój wizerunek. Mówiłem Sebastianowi, że to durny pomysł, aby korzystać z uroków Nowego Jorku, bo w każdym zakątku świata znajdzie się chociaż jedna osoba, która rozpozna mnie z tłumu, i nawet kaptur czy ciemne okulary nie będą w stanie ukryć przed wścibskim wzrokiem mojej tożsamości.

Przetarłem zmęczoną twarz, czekając, aż mój samochód podjedzie pod wejście do klubu. Ludzie szeptali coraz głośniej, wytykając mnie palcami. Zostałem rozpoznany, ale mocniej wkurwił mnie fakt, że ta świruska miała rację. Bardziej niż przegrana przerażała mnie wizja, gdy po wygranej stoję na podium, a ludzie gwiżdżą szyderczo na mój widok i obrzucają mnie wyzwiskami.

Kiedy dawała mi swój wykład, jej roziskrzone oczy mordowały mnie, jakbym był największą kreaturą, chociaż to ona chciała wyruchać mojego ziomka na hajs. Że też miała czelność upokorzyć mnie w ten sposób!

Po chwili samochód podjechał, a ja mogłem wsiąść do środka i wcisnąć gaz do dechy, zapominając o lasce, która tak bardzo zaszła mi za skórę. Pędziłem bez celu bocznymi ulicami Nowego Jorku, obserwując, jak liczby na liczniku wzrastają. Krążąca w żyłach adrenalina nie znalazła jednak ujścia na drodze – prędkość była zbyt mała. Na wyścigach rozpędzałem się do trzystu kilometrów na godzinę, o czym jeżdżąc po ulicach Nowego Jorku, mogłem tylko pomarzyć.

Tak właśnie wyglądała moja rzeczywistość.

Szybkie samochody i iskry lecące nie tylko spod kół bolidów.

To był mój świat. Świat Formuły 1.

Rozdział 2

Stella

Spośród wszystkich planów na przyszłość wyjście za mąż w wieku dwudziestu trzech lat było ostatnim, o czym marzyłam, ale nie miałam wyjścia.

Potrzebowałam męża. Męża bogatego jak diabli..

Mój ojciec nie miał milionów na koncie, a mama nie była sławną modelką. Dzieciństwo spędziłam na farmie w stanie Iowa. Buszowanie w polach kukurydzy zaczęło mnie nudzić, gdy skończyłam dwanaście lat, i właśnie wtedy postanowiłam rozejrzeć się za innymi rozrywkami. Ale umówmy się, nastolatce trudno jest znaleźć interesujące zajęcie, gdy otaczają ją same pastwiska. W moim mieście była tylko kukurydza, pasące się krowy i bezkresne trawiaste pola. Nienawidziłam tego miejsca. Jedyne, czego pragnęłam, to wynieść się stamtąd i zamieszkać w Nowym Jorku. Tam, gdzie spełniały się wszystkie marzenia.

Miasto, które nigdy nie spało, wydawało mi się nieosiągalnym celem. Gdy tu przyjechałam, to, co pięknie wyglądało na zdjęciach, w rzeczywistości okazało się obrzydliwe. Bezdomni mieszkający na ulicach, ciągłe kradzieże czy napady z bronią. W Nowym Jorku bez przerwy coś się działo i nie mogłam narzekać na nudę. Ani myślałam wracać do domu, nawet jeśli miasto było równie ekscytujące, co niebezpieczne.

Nałożyłam na usta odrobinę waniliowego błyszczyku i potarłam o siebie wargi, aby równomiernie rozprowadzić go po ustach. Blat obdartego biurka, pod którym ukrywało się kilka zużytych gum do życia, drżał pod naporem ostrej muzyki wydobywającej się z głośnika.

Obudzenie moich sąsiadów znanym numerem Britney Spears w poniedziałkowy poranek było najlepszą zemstą, po tym jak nie dali mi zmrużyć oka przez całą noc, imprezując do późnych godzin.

Ściszyłam muzykę, gdy na ekranie wibrującego telefonu zobaczyłam imię mojej młodszej siostry. Włączyłam tryb głośnomówiący i sięgnęłam po eyeliner, żeby narysować na powiece kocią kreskę.

– Nie odzywałaś się przez ostatni tydzień – przywitał mnie naburmuszony głos Kelly.

Czy mogłam się jej dziwić, że była niezadowolona? Ona została w domu, gdy ja podbijałam Nowy Jork. Na jej miejscu kipiałabym z zazdrości, ale moja dziwaczna siostra wcale nie marzyła o tym, aby wyrwać się z tej wiochy.

– Byłam zajęta. Wiesz… – Otworzyłam usta, w skupieniu rysując trójkącik w załamaniu powieki i łącząc ze sobą czarne jak noc kreski. – Studia i te sprawy.

– À propos studiów, jak ci idzie? Semestr jest trudny?

– I to bardzo. – Cmoknęłam ustami. – Bez przerwy przesiaduję w bibliotece.

W odpowiedzi usłyszałam tylko jej rozczarowujące westchnienie.

– Kiedy w końcu przestaniesz mnie okłamywać? Wiem, że cię wyrzucili.

Moja ręka zamarła przyklejona do powieki. Oderwałam eyeliner od oka i odłożyłam z powrotem do kosmetyczki.

Tak, wywalili mnie ze studiów dwa miesiące temu. Okazało się, że studiowanie architektury nigdy nie było moim marzeniem.

– Jak niby to odkryłaś, Sherlocku?

– Pismo z uczelni przyszło na nasz adres. Wyobrażasz sobie, co się stanie, jeśli tata się dowie? Wkurzy się na ciebie.

– Och, z pewnością – przyznałam, cicho prychając.

Jedynym warunkiem, by ojciec puścił mnie wolno, było dostanie stypendium, żeby nie musiał płacić za moją edukację. Wszystko zmieniło się przez moje słabe stopnie, bo ucięli mi stypendium i tym samym oderwali od kasy, a ja nie miałam pieniędzy, żeby przenieść się na inny kierunek. Okazało się, że architektura nie była dla mnie, nawet jeśli przez sen prowadziłam pociągnięcia ołówkiem po białej kartce notesu.

– Proszę, Stello, wróć do domu – zajęczała do słuchawki. – Życie w Nowym Jorku kosztuje fortunę, a ty nie masz nawet normalnej pracy.

Wrócić na farmę? Nigdy w życiu. Prędzej zaczęłabym żyć z bezdomnymi, niż znów zamieszkała z ojcem, który mnie nienawidzi i chciał się mnie pozbyć, oferując moją rękę synowi innego rolnika.

– Bycie influencerką jest pracą.

Mogłam sobie wyobrazić, jak siostra wywraca teraz oczami.

– Ale nie na długo. Miałaś zdobyć tytuł. Taki był plan, pamiętasz?

Tak było, ale potem wywalili mnie z uczelni, a mnie kończył się czas, aby znaleźć środki na pokrycie akademika i nowe lokum.

– Mam nowy plan, który rozwiąże wszystkie nasze problemy – odparłam, zakładając na czubek głowy opaskę ze sztucznych pereł.

– To znaczy?

– Wyjdę za mąż.

– Za kogo?!

Podeszłam do szafy i zaczęłam przekopywać się przez zmiętolone w kulkę swetry. Przerzucałam ubrania za plecy, dokładając nowe do dwutygodniowego bajzlu. Nie byłam porządnicka. Nie miałam czasu na sprzątanie, gdy moje życie wisiało na włosku. Czas kurczył się, a ja byłam gotowa zaprzedać własną duszę, byleby nie wrócić do domu.

– Jeszcze nie wiem. Wystarczy, że będzie miał dużo pieniędzy – mruknęłam i wyciągnęłam z szafy komplet składający się ze spódniczki i krótkiej marynarki z cytrynowymi guzikami w stylu old money. Nie miałam kasy, ale to nie oznaczało, że nie mogłam ubiorem dopasować się do przyszłego męża.

Swoje poszukiwania faceta, z którym miałam spędzić resztę życia, brałam całkowicie na poważnie. Zrobiłam porządny research i zapuszczałam się w miejscówki, w których przebywali bogacze. Hotele, kluby golfowe, imprezy dla największych gwiazd… Podstępem zakradałam się na każdą imprezę, ale do tej pory nie przykułam uwagi żadnego dobrego kandydata, a przecież nie miałam wygórowanych oczekiwań.

– Proszę, powiedz, że to kolejny żart.

– Mówię śmiertelnie poważnie.

– Och, Stello… – W odpowiedzi usłyszałam tylko jej pełne rozczarowania westchnięcie.

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Ktoś uderzał w nie tak mocno, że prawie wypadły z zawiasów, strącając przy okazji plakat Nelly Furtado.

– Poczekaj chwilę. – Wyciszyłam dźwięk połączenia i szarpnęłam za klamkę, spodziewając się, że będę musiała rozprawić się ze studentami.

Niemal nie przewróciłam się o leżącą na podłodze puszkę po coli, gdy po drugiej stronie ujrzałam kobietę po pięćdziesiątce w jagodowych oprawkach niemodnych już zerówek.

– Pani Stella Lane? – Zerknęła na trzymaną w dłoni listę.

– Zgadza się.

Spojrzała ponad moje ramię, zaglądając do środka.

– Och, jaki tu bałagan.

Stanęłam jej na drodze, aby nie weszła do pokoju. Gdyby ujrzała piramidę z ubrań na krześle, zeszłaby na zawał, a ja lubiłam swój pokój w akademiku i wolałam nie wylądować na ulicy razem z bezdomnymi.

– Przyszła pani w jakimś konkretnym celu, czy tylko ocenić stopień moich zaburzeń psychicznych, które nie pozwalają mi na uporządkowanie pokoju?

– Nie otrzymaliśmy od pani wpłaty za ostatnie dwa miesiące – odparła, zażenowana moją arogancją. – Została pani skreślona z listy studentów, ale zapewniamy również wynajem dla osób spoza uczelni. W takim wypadku cena jest wyższa o dwieście dolarów.

– Aż dwieście dolców? Znaczy… – W porę ugryzłam się w język i przybrałam na usta słodziutki uśmieszek niewinności. – Zlecałam mojemu bankowi wykonanie przelewu. Skontaktuję się z nimi i dam pani jak najszybciej znać, gdy uda mi się to załatwić.

– Świetnie. Byleby nie przekroczyła pani trzech miesięcy, bo zgodnie z regulaminem naliczymy odsetki.

– To się nie zdarzy. Miłego dnia. – Gdy tylko zamknęłam drzwi, uśmiech spełzł z mojej twarzy. – Tylko tego jeszcze brakowało…

Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Tak naprawdę nie było żadnych problemów z bankiem, bo nie miałam w nim żadnych pieniędzy. Moje współprace z markami przynosiły niewiele dochodu i nie miałam stałych zleceń, więc przez ostatni miesiąc żyłam skromnie, żywiąc się tylko zupkami chińskimi.

Cholernie potrzebowałam pieniędzy… Nie dlatego, że byłam rozwydrzoną dziedziczką fortuny albo spragnioną pieniędzy upadłą kobietą. Nie pragnęłam mieszkać w willi z basenem, podróżować po świecie czy wydawać kasy na ciuchy od najlepszych projektantów. Potrzebowałam jej, aby opłacić szpital dla matki, która nie wybudziła się ze śpiączki.

Myśl, że każdy oddech mamy miał swoją cenę, przyprawiała mnie o mdłości. Za jej życie oddałabym wszystko, ale nawet to nie wystarczało, aby przywrócić ją do zdrowia.

Wielokrotnie myślałam o tym, aby znaleźć pracę, ale cała pensja poszłaby na wyżywienie i mieszkanie. Nie zostałoby mi ani centa na opłacenie szpitala dla mamy, a ja nie znosiłam marnowania czasu, więc od razu zabrałam się za poszukiwanie kandydata na męża.

Potrzebowałam tych pieniędzy na już, a w żadnej firmie nie otrzymałabym kilkuset tysięcy dolarów po przepracowaniu paru miesięcy.

Nie dbałam o to, kim on będzie – aktorem, piosenkarzem, przedsiębiorcą czy youtuberem. Liczyło się tylko to, aby zapewnił mi swoją opiekę, a ja w zamian zamierzałam oddać mu wszystko poza moim sercem.

Wizja spędzenia reszty życia z mężczyzną, którego nigdy nie pokocham, była przerażająca, ale nie stać mnie było na strach. Nie mogłam sobie pozwolić na luksus wybrzydzania.

Była jeszcze jedna rzecz, która przyprawiała mnie o ból głowy. Znalezienie odpowiedniego kandydata to najmniejszy problem. Skłonienie go do małżeństwa, gdy dowie się, że jestem bez grosza przy duszy, to będzie prawdziwe wyzwanie. No bo dlaczego ktoś, kto osiągnął w życiu sukces, miałby związać się z kimś takim jak ja? Zwykłą dziewczyną z wiochy zabitej dechami. W porównaniu z nowojorskimi ślicznotkami zostawałam daleko w tyle, ale nie traciłam wiary, bo tylko to mi pozostało.

Podeszłam do telefonu i z powrotem włączyłam mikrofon.

– Nie możesz poślubić obcego faceta. Zabraniam ci! – krzyknęła siostra.

– Żeby kogoś poślubić, najpierw muszę go poznać, czyż tak to nie działa? – Włożyłam marynarkę, usiadłam na krześle i zaczęłam wciągać na blade stopy półprzeźroczyste, smoliste rajtuzy.

– Zwariowałaś?! To twoje życie, a nie najnowszy sezon Plotkary.

– A szkoda, bo chętnie zobaczyłabym jeszcze Eda Westwicka w garniturze – odparłam, rozmarzona na myśl o tym przystojniaku. Za kogoś takiego wyszłabym bez większego zastanowienia.

– Przestań robić sobie z tego żarty. Małżeństwo to poważna sprawa. – Jej głos wył z desperacji.

Rozumiałam, że się martwiła, ale nie miała powodu, bo sama świetnie o siebie dbałam. Wiedziałam, czego chcę, i znałam swój cel. Cała reszta nie miała większego znaczenia.

– Stello, proszę, wróć do domu.

– Jeśli wrócę na farmę, ojciec i tak wyda mnie za mąż za jakiegoś rolnika z okolicy, byleby więcej nie oglądać mojej twarzy. Nienawidzi mnie.

– Wcale tak nie jest. On po prostu nie potrafi pozbierać się po tym, co się stało… w głębi serca wciąż cię kocha.

Kocha? Jego niedoczekanie. Kelly była jego oczkiem w głowie, gdy ja pozostawałam zakałą tej rodziny.

Zacisnęłam zęby, aby powstrzymać ochotę na żałosny szloch. Kelly uważała mnie za silną i nie zamierzałam wyprowadzać jej z błędu. Nawet z nią nie mogłam porozmawiać o okrucieństwie tego człowieka.

– On nie potrafi kochać nikogo. No, może poza samym sobą.

Przed wyjazdem do Nowego Jorku potwornie się pokłóciliśmy. Dziękowałam Bogu, że siostra nie słyszała naszej rozmowy. Ojciec oskarżył mnie o wszystkie nieszczęścia, które spotkały naszą rodzinę, i trudno się temu dziwić. To ja byłam powodem wszystkich problemów. Im dalej od farmy przebywałam, tym bardziej wszyscy byli szczęśliwi. Tęskniłam tylko za siostrą, której nie mogłam się nawet w pełni zwierzyć ze swoich sekretów, ale wszystko mogło się wkrótce zmienić.

– Kiedy przyjedziesz do domu? – zapytała ostrożnie Kelly. – Od czasu wypadku ani razu nie odwiedziłaś mamy…

Moje palce zacisnęły się mocniej na skórzanym pasku. Nie widziałam mamy od dwóch lat. Pragnęłam przytulić ją do siebie i wziąć w ramiona, ale jej widok, leżącej bez życia w szpitalnym łóżku, był czymś, czego nie mogłam dopuścić do swoich myśli.

Opłacenie szpitala mogło w żaden sposób nie naprawić moich błędów, jednak było dobrym początkiem, aby kupić sobie wybaczenie rodziny, która nie mogła na mnie patrzeć i brzydziła się samego mojego widoku. Przypominałam im o stracie i niewyobrażalnym bólu, który przeżyli, bo popełniłam jeden niewybaczalny błąd i straciłam nad sobą kontrolę.

Serce ugrzęzło mi w krtani, gdy cichy głosik z tyłu głowy podpowiedział mi, że skoro mama nie obudziła się do tej pory, to mogła nie obudzić się już nigdy. A co, jeśli otworzy powieki i obwini mnie za wszystko, co ją spotkało?

Potrząsnęłam głową i natychmiast oddaliłam od siebie tę okropną myśl.

Chwyciłam za telefon i wyłączyłam tryb głośnomówiący.

– Muszę kończyć – rzuciłam do słuchawki. – Buziaczki, twoja Plotkara.

– Stello…

Przerwałam połączenie i z głośnym westchnieniem weszłam w nawigację, obierając za cel hotel Plaza.

Polowanie na męża oficjalnie się rozpoczęło. Miałam tylko nadzieję, że uda mi się go złapać, zanim ten biedak wyprzedzi mnie w wyścigu o wszystko.

Rozdział 3

Nick

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Amare ukazała się również:

ZEMSTA NIE ZAWSZE JEST SŁODKA

Żądza zemsty całkowicie zawładnęła młodą hakerką, Violet Montez. Całe swoje życie podporządkowała planowi odegrania się na Connorze Rainerze, agencie FBI, którego ojciec przyczynił się do śmierci jej rodziców. Sprytnie wyreżyserowany napad na bank ma być dla niej szansą na złamanie kariery znienawidzonego mężczyzny. Gdy feralnego dnia spotykają się po raz pierwszy – ona jako postrzelony przez złodziei świadek, on jako przesłuchujący ją agent – nic nie wskazuje na to, że zrodzi się między nimi zupełnie nieoczekiwane uczucie. Uczucie, które może okazać się silniejsze nawet od obsesyjnego pragnienia zemsty…

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23

Race changer

ISBN: 978-83-8373-894-9

© Maria Karnas i Wydawnictwo Amare 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.

REDAKCJA: Marta Grochowska

KOREKTA: Angelika Kotowska

OKŁADKA: Agnieszka Wrycz-Szybowska

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek