Pomorze 1945 - Marcin Leszczyński - ebook

Pomorze 1945 ebook

Leszczyński Marcin

4,1

Opis

Operacją pomorską określa się walki na froncie wschodnim w lutym i marcu 1945 r. na terenie Pomorza Zachodniego i Gdańskiego. Starły się tu oddziały radzieckie (1 i 2 Fronty Białoruskie), wspierane przez 1 Armię Wojska Polskiego, z niemieckimi oddziałami Wehrmachtu i Waffen SS. Zasadniczym celem ofensywy radzieckiej było oczyszczenie północnej flanki przed planowaną ofensywą na Berlin. Dowództwo niemieckie z kolei pragnęło zachować strategiczny nawis nad znajdującymi się już na Odrze Sowietami, a także, z przyczyn gospodarczych i prestiżowych, nie dopuścić do utraty zamieszkanych głównie przez Niemców terenów nad Bałtykiem. Niemcy bronili się zawzięcie, polegając na systemie miast-twierdz, a także na przedwojennym systemie umocnień, Wale Pomorskim, mieszczącym się na dawnej granicy polsko-niemieckiej, teraz pośpiesznie odnowionym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 356

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (12 ocen)
3
7
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

W przed­dzień Nowego Roku 1945, kilka godzin przed pół­nocą, peł­niący obo­wiązki szefa Sztabu Głów­nego gen. Alek­siej Anto­now poin­for­mo­wał jed­nego ze swych zastęp­ców, gen. Sier­gieja Szte­mienkę, że Sta­lin ocze­kuje ich w swej daczy w pobliżu Kun­cewa o godzi­nie 23:00. Tak późna pora nie dzi­wiła gene­ra­łów — w ciągu czte­rech lat wojny przy­wy­kli do peł­nej dys­po­zy­cyj­no­ści — nie rozu­mieli tylko, dla­czego mieli poja­wić się u Naczel­nego Wodza bez żad­nych map i doku­men­tów. Nie roz­ja­śnił sprawy dowódca wojsk pan­cer­nych i zme­cha­ni­zo­wa­nych marsz. Jakow Fie­do­renko, który zate­le­fo­no­wał kilka minut póź­niej, zdzi­wiony iden­tycz­nym zapro­sze­niem.

Na miej­scu gene­ra­ło­wie zastali kilku woj­sko­wych — Alek­san­dra Nowi­kowa (główny mar­sza­łek lot­nic­twa ZSRR), Niko­łaja Woro­nowa (główny mar­sza­łek arty­le­rii), wspo­mnia­nego Jakowa Fie­do­renkę, Andrieja Chru­lewa (szef tyłów Armii Czer­wo­nej) i Sie­miona Budion­nego (głów­no­do­wo­dzący kawa­le­rii Armii Czer­wo­nej). Wkrótce przy­byli człon­ko­wie Biura Poli­tycz­nego par­tii oraz nie­któ­rzy ludowi komi­sa­rze. Oka­zało się, że Sta­lin, po raz pierw­szy w takim gro­nie, posta­no­wił uczcić nadej­ście nowego roku.

Wszy­scy zasie­dli do obfi­cie zasta­wio­nego stołu. Przed posił­kiem Sta­lin wzniósł toast na cześć narodu i Sił Zbroj­nych Związku Radziec­kiego oraz życzył zebra­nym wszyst­kiego naj­lep­szego z oka­zji Nowego Roku. Po kilku dal­szych toa­stach atmos­fera roz­luź­niła się — zaczęły się swo­bodne (jak na warunki radziec­kie) roz­mowy, Budionny zaczął grać na przy­wie­zio­nej przez sie­bie har­mo­nii rosyj­skie pie­śni ludowe, walce i polki.

Następ­nie Sta­lin nakrę­cił pate­fon, tańce nie kle­iły się jed­nak, ponie­waż na przy­ję­ciu była tylko jedna poten­cjalna part­nerka — żona sekre­ta­rza gene­ral­nego Wło­skiej Par­tii Komu­ni­stycz­nej Pal­miro Togliat­tiego. Dopiero kiedy pusz­czona została płyta „Bary­nia”, Budionny zaczął ku ucie­sze wszyst­kich popi­sowo tań­czyć „z przy­siu­dami, biciem dłońmi po kola­nach i cho­le­wach butów”. Przy­ję­cie zakoń­czyło odsłu­cha­nie nagrań pie­śni woj­sko­wych w wyko­na­niu chóru Alek­san­drowa. Zabawa skoń­czyła się o 3:00 w nocy. Szte­mienko podzie­lił się swo­imi reflek­sjami:

„Pierw­sze w cza­sie wojny wita­nie Nowego Roku w oko­licz­no­ściach nie­zwią­za­nych ze służbą wpra­wiało w zadumę. Wszystko wska­zy­wało na nie­da­leki koniec wojny […].

Alek­siej Inno­kien­tie­wicz rap­tem zapro­po­no­wał nie wra­cać, jak zwy­kle, do pracy, lecz poje­chać na noc do domu. Nowy rok roz­po­czy­nał się zupeł­nie jak w cza­sie pokoju […].

Patrole Komendy Gar­ni­zonu i dyżurni żoł­nie­rze OPlot już nie tak rygo­ry­stycz­nie reago­wali na wypadki nie­dba­łego zaciem­nia­nia świa­tła. Sło­wem, wszystko w tę noc mówiło, że wojna zbliża się ku koń­cowi”1.

Wyraźny opty­mizm czuć było nie tylko na moskiew­skich salo­nach. Jeden z ofi­ce­rów sta­cjo­nu­ją­cego w Pol­sce bata­lionu kar­nego wspo­mina:

„Nadej­ście nowego roku 1945 świę­to­wa­li­śmy przy wspól­nym stole z dowódcą bata­lionu, jego zastęp­cami, ofi­ce­rami szta­bo­wymi i ofi­ce­rami linio­wymi. Po raz pierw­szy świę­to­wa­li­śmy wszy­scy razem i po raz pierw­szy uczest­ni­czy­li­śmy w tak dużej uczcie […].

Obcho­dzi­li­śmy Nowy Rok, mając prze­czu­cie, że będzie to rok zwy­cię­stwa”2.

O ile wojna odda­lała się od Związku Radziec­kiego, o tyle do wrót III Rze­szy wła­śnie pukała. Święta Bożego Naro­dze­nia i Syl­we­stra Hitler spę­dził w swo­jej Kwa­te­rze Głów­nej Adler­horst, ukry­tej nie­opo­dal Bad Nauheim, nie mając czasu na świę­to­wa­nie — nad­zo­ro­wał walki toczone z alian­tami w Arde­nach.

Wpraw­dzie osoby, które widziały go w grud­niu, przy­zna­wały, że jego stan zdro­wia od sierp­nio­wego zama­chu nieco się popra­wił3, jed­nak były to tylko pozory. Zauwa­żyła to w swo­ich pamięt­ni­kach oso­bi­sta sekre­tarka Führera, T. Junge:

„Tego wie­czora pro­wa­dzi­li­śmy bar­dzo oży­wioną roz­mowę. Można by przy­pusz­czać, że nie ma żad­nej wojny, a Hitler nie ma istot­nych zmar­twień. Kto go jed­nak znał tak dobrze jak my, wie­dział, że te roz­mowy służą mu tylko do uspo­ko­je­nia się i odwró­ce­nia uwagi od strat tery­to­rial­nych, w ludziach i sprzę­cie, o któ­rych mu codzien­nie wie­lo­krot­nie mel­do­wano. Także samo­loty, które nie­ustan­nie prze­la­ty­wały nad zachod­nią główną kwa­terą, uru­cha­mia­jące przez cały dzień syreny alar­mowe, dowo­dziły, że daleko nam do spo­koju i bez­tro­ski”4.

Dnia 1 stycz­nia Führer wygło­sił swoje ostat­nie orę­dzie nowo­roczne. Było jak zwy­kle pom­pa­tyczne, jed­nak jego mar­ty­ro­lo­giczne zabar­wie­nie nie mogło już nikogo natchnąć wiarą w zwy­cię­stwo5.

W poło­wie stycz­nia 1945 r., wobec pata na Zacho­dzie i alar­mu­ją­cych wie­ści z frontu wschod­niego, Hitler uległ namo­wom szefa sztabu OKH gen. Heinza Gude­riana i powró­cił do Ber­lina. Już wtedy krą­żyła aneg­dota, że to naj­bar­dziej prak­tyczne miej­sce na cen­tralny punkt dowo­dze­nia, bo nie­długo będzie można kolejką miej­ską (S-Bahn) prze­je­chać z frontu wschod­niego na zachodni.

Zanim jed­nak Ber­lin sta­nie się gro­bow­cem Hitlera, będą miały miej­sce bitwy na tery­to­rium przed­wo­jen­nej Pol­ski i Prus Wschod­nich, które zade­cy­dują o kształ­cie dzi­siej­szej Europy. Ope­ra­cja pomor­ska, bo o niej mowa, zawdzię­cza swoją nazwę temu, że zasad­ni­czą areną zma­gań armii sowiec­kich i nie­miec­kich był teren histo­rycz­nych krain: Pomo­rza Zachod­niego i czę­ściowo Pomo­rza Gdań­skiego. Na początku 1945 r. tery­to­rium to znaj­do­wało się na tere­nie dwóch Gau (nie­miecka jed­nostka admi­ni­stra­cji pań­stwo­wej i par­tyj­nej NSDAP): Gau Pom­mern i Gau Dan­zig-West­preus­sen.

Tereny te już wkrótce staną się areną krwa­wych walk. Front wschodni jesz­cze w 1944 r. sta­nął u wrót Nie­miec. W wyniku tzw. dzie­się­ciu ude­rzeń Sta­lina Niemcy utra­cili resztki zaj­mo­wa­nego tery­to­rium ZSRR sprzed czerwca 1941 (z wyjąt­kiem Kur­lan­dii), część Pol­ski, a także ogromne poła­cie połu­dnio­wej Europy. Ważni sojusz­nicy III Rze­szy, Rumu­nia, Buł­ga­ria i Fin­lan­dia, prze­szli na stronę prze­ciw­nika, a Sło­wa­cję i Węgry, czę­ściowo oku­po­wane już przez Armię Czer­woną i jej sojusz­ni­ków, Hitler tylko siłą mógł utrzy­mać po swo­jej stro­nie. Sto­sunki z neu­tral­nymi Szwe­cją i Tur­cją sta­wały się coraz chłod­niej­sze.

Na prze­ło­mie lat 1944/1945 III Rze­sza zaj­mo­wała jesz­cze cał­kiem spory obszar Europy — od wschodu: przy­czółki w Kur­lan­dii i Kłaj­pe­dzie, więk­szą część Prus Wschod­nich, tery­to­rium Pol­ski aż do linii Wisły, Cze­chy, więk­szość Sło­wa­cji, pozo­sta­ło­ści Węgier (do linii Buda­pesztu i jeziora Bala­ton), dużą część Jugo­sła­wii, pół­nocne Wło­chy, przy­czółki we Fran­cji, pra­wie całą Holan­dię, a także Danię i Nor­we­gię. Tak więc słowa „Ber­li­ner Zeitung” z 13 lipca 1944 uspo­ka­ja­jące czy­tel­ni­ków, że Niemcy mają jesz­cze dużo tere­nów „na straty”, pozo­sta­wały w pew­nym sen­sie aktu­alne6. Można nawet zary­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że gdyby wojna zakoń­czyła się w tym momen­cie na zasa­dzie uti possi­de­tis, pod wzglę­dem tery­to­rial­nym III Rze­sza wciąż mogłaby uznać jej wynik za korzystny dla sie­bie.

Jed­nak w pozo­sta­łych sfe­rach życia pań­stwo­wego wyraź­nie widać było zbli­ża­jącą się klę­skę. Pro­duk­cja prze­my­słowa zaczęła dra­ma­tycz­nie spa­dać — na początku 1945 r. nastą­pił spa­dek w porów­na­niu do lipca 1944 r. o 27%, a w marcu już o 65%7. Przy tym pro­duk­cja prze­my­słu zbro­je­nio­wego w marcu 1945 r. spa­dła w porów­na­niu z latem 1944 r. aż 2,5-krot­nie. Wydo­by­cie węgla, które w lipcu 1944 r. wyno­siło 26,3 mln ton, obni­żyło się w stycz­niu do 11,8 mln ton, a w lutym już do 7 mln ton8. Bra­ko­wało ludzi zarówno na fron­cie, jak i na zaple­czu. Dzia­ła­nia takie jak spro­wa­dza­nie robot­ni­ków przy­mu­so­wych do pracy w Rze­szy (we wrze­śniu 1944 pra­co­wało ich w Niem­czech 7,5 mln, a pod koniec wojny może nawet ponad 10 mln9) już nie wystar­czały.

Po utra­cie rumuń­skich pól naf­to­wych w sierp­niu 1944 r. Niem­com dotkli­wie zaczęło bra­ko­wać paliwa. Wydo­by­cie ropy w rejo­nie Zisters­dorf w Austrii, a także wokół jeziora Bala­ton na Węgrzech (w zasięgu dzia­łań Armii Czer­wo­nej), było nie­wy­star­cza­jące, a wytwór­nie paliwa syn­te­tycz­nego w Niem­czech nie­ustan­nie nara­żone były na alianc­kie ataki z powie­trza. Zupeł­nie zdez­or­ga­ni­zo­wany przez alianc­kie naloty był trans­port kole­jowy. W lutym 1945 r. Niemcy potrze­bo­wa­liby 36 tys. wago­nów kole­jowych, by utrzy­mać 80% przed­się­biorstw publicz­nych i 25% pro­duk­cji prze­my­sło­wej, a więc zacho­wać przy­naj­mniej pod­stawy życia cywil­nego i eko­no­micz­nego kraju. W tym cza­sie dys­po­no­wali już tylko 28 tys. wago­nów10. Mimo ogrom­nego zmę­cze­nia spo­łe­czeń­stwa wysi­łek mili­tarny był kon­ty­nu­owany, zwłasz­cza że front wschodni nie­ubła­ga­nie się zbli­żał.

Zna­jąc fatalną sytu­ację stra­te­giczną prze­ciw­nika, Sowieci pod­jęli w stycz­niu wielką ofen­sywę na osi War­szawa–Ber­lin, naj­krót­szą drogą do serca III Rze­szy. Ope­ra­cje wiślań­sko-odrzań­ska i mazo­wiecko-mazur­ska oka­zały się ogrom­nymi suk­ce­sami, roz­cią­gnęły jed­nak woj­ska radziec­kie tak mocno, że posta­wiły sowiec­kich decy­den­tów przed dyle­ma­tem — kon­ty­nu­ować marsz na sto­licę III Rze­szy czy naj­pierw oczy­ścić flanki pomor­ską i ślą­ską? Wie­dzieli jedno — decy­zję trzeba pod­jąć natych­miast, by nie dać prze­ciw­ni­kowi czasu na ochło­nię­cie.

Tym­cza­sem pierw­sze wie­ści o poczy­na­niach rosyj­skich żoł­nie­rzy w Pru­sach Wschod­nich, które miały miej­sce w roku poprzed­nim, wstrzą­snęły nie­miecką opi­nią publiczną i wkrótce spo­wo­do­wały masową ucieczkę lud­no­ści cywil­nej z tery­to­riów zagro­żo­nych wkro­cze­niem Armii Czer­wo­nej. Przy­mu­sowo ewa­ku­owano także jeń­ców wojen­nych i więź­niów obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych. Pro­ces ten Hitler sta­rał się jak naj­dłu­żej powstrzy­my­wać, co oka­zało się tra­giczne w skut­kach. W nad­cho­dzą­cej kam­pa­nii pomor­skiej tłumy ucie­ki­nie­rów, tło­czą­cych się na dro­gach z dobyt­kiem całego życia, podró­żu­ją­cych całymi rodzi­nami na zachód i pół­noc w śniegu i mro­zie lub cze­ka­ją­cych na ewa­ku­ację w pomor­skich por­tach, staną się nie­od­łączną czę­ścią wojen­nego kra­jo­brazu.

Błę­dem byłoby przy­pi­sy­wa­nie Sowie­tom dzia­łal­no­ści wyłącz­nie nisz­czy­ciel­skiej11, jed­nak od spo­wo­do­wa­nych znisz­czeń mate­rial­nych i moral­nych już bar­dzo bli­sko do bądź co bądź krzyw­dzą­cego ste­reo­typu „azja­tyc­kich hord”. Oczy­wi­ście Hitler sza­lał ze wście­kło­ści:

„To nie ludzie, to bestie z azja­tyc­kich ste­pów, walka, jaką z nimi wiodę, jest walką o god­ność Euro­pej­czy­ków. Żadna cena nie jest zbyt wysoka, by odnieść zwy­cię­stwo. Musimy być twar­dzi i wal­czyć wszel­kimi środ­kami, jakimi dys­po­nu­jemy”12.

Warto się jed­nak zasta­no­wić nad moż­li­wymi środ­kami odwetu — Hitler nie mógł zro­bić nic strasz­niej­szego niż to, co już oby­wa­te­lom ZSRR uczy­nił. W wyniku dzia­łań zbroj­nych i poli­tyki oku­pa­cyj­nej w ciągu całej wojny zgi­nęło w przy­bli­że­niu 11 127 000 żoł­nie­rzy i mary­na­rzy oraz 13 684 000 cywil­nych oby­wa­teli ZSRR13. Z 5 269 513 oby­wa­teli ZSRR wywie­zio­nych do Nie­miec jako przy­mu­sowi robot­nicy powró­ciła zale­d­wie połowa — 2 654 313 ludzi (przy czym tylko 451 100 pozo­stało na emi­gra­cji)14. Dotych­cza­sowa logika postę­po­wa­nia Niem­ców wobec oby­wa­teli ZSRR była pro­sta:

„Nie miej serca ani ner­wów, na woj­nie są one zby­teczne. Niszcz w sobie litość i współ­czu­cie, zabi­jaj każ­dego Rosja­nina, nie powstrzy­muj się, jeśli przed tobą stoi sta­rzec czy kobieta, dziew­czyna czy chło­piec. Zabi­jaj, zba­wisz tym sie­bie od zguby, zapew­nisz przy­szłość swo­jej rodzi­nie i roz­sła­wisz się na wieki”15.

Trudno zatem dzi­wić się pra­gnie­niu rewanżu wśród Sowie­tów, jak się jed­nak prze­ko­namy, tło tych okru­cieństw było bar­dziej zło­żone.

W dal­szej per­spek­ty­wie postę­po­wa­nie Rosjan znacz­nie utrud­niło przej­mo­wa­nie wła­dzy przez nie­miec­kich komu­ni­stów, któ­rzy spo­tkali się z ogólną wro­go­ścią. Sta­li­nowi cała sytu­acja była nawet na rękę. Uza­leż­niał w ten spo­sób nie­miec­kich „wasali” od sie­bie jesz­cze bar­dziej, a ponadto pozby­wał się nie­miec­kiej lud­no­ści z tere­nów, które po woj­nie miały zostać podzie­lone mię­dzy ZSRR i Pol­skę Ludową.

W inte­re­su­ją­cej nas bliż­szej per­spek­ty­wie, czyli przed wkro­cze­niem Rosjan na Pomo­rze Zachod­nie, wie­ści o sowiec­kich gwał­tach i rabun­kach zwięk­szały despe­ra­cję i zacię­tość nie­miec­kich obroń­ców. Dostrzec to można we wspo­mnie­niach pocho­dzą­cego z Prus gen. Gude­riana:

„Oto miliony nie­miec­kich żoł­nie­rzy stały w obli­czu wroga, pra­gnąc uchro­nić wschod­nie Niemcy przed naj­strasz­niej­szym, co mogłoby je spo­tkać — przed zale­wem Rosjan. Dni, kiedy na krótko wtar­gnęli oni do Prus Wschod­nich, dały nam dosta­teczny przed­smak tego, co by nas wtedy cze­kało. Żoł­nie­rze rozu­mieli to rów­nie dobrze jak ja. Tak samo jak ja — o ile pocho­dzili z Nie­miec Wschod­nich — wie­dzieli, że idzie o doro­bek kul­tu­ralny wielu stu­leci. Sie­dem­set lat nie­miec­kiej pracy, walk, ale i osią­gnięć — los kraju ojczy­stego posta­wiony był na jedną kartę”16.

W świa­do­mo­ści wielu nie­miec­kich żoł­nie­rzy zawie­dzio­nych nazi­stow­skim reżi­mem potrzeba obrony nie­miec­kiej ziemi i oby­wa­teli lub przy­naj­mniej osła­nia­nie ich bez­piecz­nej ewa­ku­acji stała się nowym bodź­cem do walki. Oczy­wi­stym było, że walki o Pomo­rze pro­wa­dzone będą przez obie strony z dużą zacię­to­ścią i okru­cień­stwem.

Odrębną kwe­stią jest sto­su­nek lud­no­ści pol­skiej do wkra­cza­ją­cych wojsk radziec­kich i pol­skich. Był on bar­dzo różny, ale domi­no­wały nie­uf­ność i rezerwa. Jeden z radziec­kich ofi­ce­rów wspo­mina chłodne przy­ję­cie:

„«Nic nie ma! Wszystko zabrali Niemcy!» Była to typowa odpo­wiedź na jaką­kol­wiek prośbę, którą sły­sze­li­śmy od tego Polaka, jak i więk­szo­ści Pola­ków. Sta­no­wiło to spory kon­trast w porów­na­niu z Rosja­nami, Bia­ło­ru­si­nami i Ukra­iń­cami, któ­rych Niemcy rów­nież okra­dli”17.

Przy­czyn było wiele: surowe repre­sje wobec pro­lon­dyń­skiego pod­zie­mia, obawa przed kolek­ty­wi­za­cją rol­nic­twa18 albo przy­mu­sową sowie­ty­za­cją, pamięć o wcze­śniej­szych wal­kach z Sowie­tami itp. Nie zna­czy to jed­nak, że wkra­cza­jące Woj­sko Pol­skie i Armię Czer­woną trak­to­wano wrogo. Prze­ciw­nie, wiele haseł gło­szo­nych przez komu­ni­stów tra­fiało na podatny grunt, zwłasz­cza w zesta­wie­niu z nie­miecką oku­pa­cją czy z powszech­nym w II Rzecz­po­spo­li­tej ubó­stwem spo­łe­czeń­stwa19. Zapro­wa­dza­nym przez Armię Czer­woną nowym porząd­kom kre­dytu zaufa­nia udzie­liła też część inte­li­gen­cji20.

Poza tym wkra­cza­jący komu­ni­ści mieli poważny atut — przy­no­sili zmę­czo­nemu wojną pol­skiemu spo­łe­czeń­stwu długo ocze­ki­wany pokój. Otwarta wro­gość ogółu lud­no­ści do ZSRR i popie­ra­nego prze­zeń reżimu miała nadejść dopiero z cza­sem.

Nie­mniej zda­rzały się też przy­padki wza­jem­nej prze­mocy i, co cie­kawe, podą­ża­nia przez Pola­ków śla­dem lud­no­ści nie­miec­kiej. P. But­tar, odno­to­wu­jąc ten para­doks, stwier­dza z prze­ką­sem:

„Nie­mieccy oku­panci odno­sili się do Pola­ków z wielką bru­tal­no­ścią, ale fakt, że wielu z nich ucie­kło wraz z hitle­row­cami przed nad­cho­dzącą Armią Czer­woną, dowo­dzi, że nie wszyst­kim Pola­kom podo­bało się zacho­wa­nie postę­pu­ją­cych sił radziec­kich”21.

Warto jesz­cze wyja­śnić pokrótce nie­obec­ność Pol­skiego Pań­stwa Pod­ziem­nego na Pomo­rzu Gdań­skim w niniej­szej pracy. Nie ode­grało ono dużej roli mili­tar­nej na oma­wia­nym obsza­rze z kilku powo­dów. Pomi­ja­jąc bar­dzo trudne warunki dla dzia­łal­no­ści kon­spi­ra­cyj­nej (duży odse­tek lud­no­ści nie­miec­kiej, roz­wi­nięta sieć komu­ni­ka­cyjna, duże zagęsz­cze­nie żan­dar­me­rii i jed­no­stek polo­wych spo­wo­do­wane bli­sko­ścią frontu itp.), na małą aktyw­ność pol­skiego Pod­zie­mia wpływ miały bie­żące wyda­rze­nia, takie jak: liczne aresz­to­wa­nia wśród wyso­kich rangą dowód­ców w 1944 r., ogólne osła­bie­nie Armii Kra­jo­wej po klę­sce powsta­nia war­szaw­skiego czy wresz­cie roz­wią­za­nie AK 19 stycz­nia. Wszyst­kie te czyn­niki powo­do­wały, że w dzia­łal­ność kon­spi­ra­cyjną na Pomo­rzu Gdań­skim zaan­ga­żo­wa­nych było nie wię­cej niż 10 tys. osób, co sta­nowi poni­żej 1% przed­wo­jen­nej popu­la­cji woje­wódz­twa22. Nie zna­czy to jed­nak, że pod­zie­mie pozo­stało bierne — ode­grało ono pewną rolę np. w zdo­by­ciu Gdyni.

Oczy­wi­ście, uwagi doty­czą pol­skiej lud­no­ści tery­to­riów nale­żą­cych przed wojną do Pol­ski, a więc w inte­re­su­ją­cym nas przy­padku czę­ści Pomo­rza Gdań­skiego. Na tery­to­rium Pomo­rza Zachod­niego lud­ność pol­ska sta­no­wiła zupełny mar­gi­nes. Przed wojną na 1 942 367 miesz­kań­ców (wg spisu powszech­nego z 1933 r.) auto­chto­niczna lud­ność pol­ska liczyła ok. 12 tys. osób. Zamiesz­ki­wała głów­nie powiaty bytow­ski i lębor­ski, które nale­żały do Rze­czy­po­spo­li­tej w latach 1466–1657. Drugą po pol­skiej pod wzglę­dem liczeb­no­ści grupę sta­no­wiła wtedy lud­ność żydow­ska (7000 miesz­kań­ców), pozo­stałe 99% popu­la­cji Pomo­rza Zachod­niego sta­no­wili Niemcy23. Stąd też pol­skim i sowiec­kim żoł­nie­rzom praw­do­po­dob­nie łatwiej było spo­tkać Pola­ków wywie­zio­nych do pracy przy­mu­so­wej na Pomo­rze Zachod­nie z róż­nych rejo­nów cen­tral­nej Pol­ski niż miej­sco­wych bojow­ni­ków.

Wielka ofen­sywa zimowa

Wielka ofen­sywa zimowa

Ope­ra­cje wiślań­sko-odrzań­ska oraz mazo­wiecko-mazur­ska

Wybitny mary­ni­sta E. Kosiarz przy­ta­cza różne powody, dla któ­rych nie­miec­kie naczelne dowódz­two uwa­żało obszary nad­bał­tyc­kie za bar­dzo istotne. Pod wzglę­dem eko­no­micz­nym był to spi­chlerz Wehr­machtu, a także baza zaopa­trze­niowa i remon­towa Krieg­sma­rine. Pod wzglę­dem poli­tycz­nym posia­da­nie tych tere­nów pozwa­lało utrzy­my­wać Szwe­cję w neu­tral­no­ści. Z przy­czyn mili­tar­nych wymie­nia dwie. Po pierw­sze, tak długo jak Niemcy utrzy­my­wali ten nawis nad woj­skami sowiec­kimi pró­bu­ją­cymi prze­drzeć się do Ber­lina, tak długo Rosja­nie nie zary­zy­ko­wa­liby (przy­naj­mniej teo­re­tycz­nie) zdo­by­cia sto­licy III Rze­szy z mar­szu. Po dru­gie, Niemcy potrze­bo­wali wybrzeża Bał­tyku jako bazy szko­le­niowo-doświad­czal­nej dla swo­jej floty pod­wod­nej.

Szcze­gólną pozy­cję zaj­mo­wała Gdy­nia (niem. Goten­ha­fen), która w toku wojny stała się naj­więk­szą na Bał­tyku bazą Krieg­sma­rine. O ran­dze portu świad­czy choćby ilość ulo­ko­wa­nych w nim szta­bów. Mie­ściło się w nim dowódz­two odcinka obrony wybrzeża, dowódz­two Twier­dzy, dowódz­twa bata­lio­nów mary­narki i arty­le­rii nad­brzeż­nej, dowódz­two szkół nawi­ga­cyj­nych, szkoły zwal­cza­nia okrę­tów pod­wod­nych, mor­skiego dywi­zjonu lot­ni­czego, szkol­nych flo­tylli okrę­tów pod­wod­nych. Pod koniec wojny dołą­czyły do nich jesz­cze inne dowódz­twa jed­no­stek nad­brzeż­nych i mor­skich, m.in. flo­tylli ści­ga­czy tor­pe­do­wych, ści­ga­czy okrę­tów pod­wod­nych24.

A na początku 1945 r. front znaj­do­wał się już bar­dzo bli­sko. Izo­lo­wane resztki nie­miec­kiej Grupy Armii „Pół­noc” (armie 16. i 18. — począt­kowo dwa­dzie­ścia sześć, po stop­nio­wej ewa­ku­acji kil­ka­na­ście dywi­zji25) od jesieni ubie­głego roku bro­niły się przy­parte do morza w Kur­lan­dii. Oddziały te (dowódca — tym­cza­sowo gen. Carl Hil­pert, od 29 stycz­nia gen. Hein­rich von Vie­tin­ghoff) bro­niły frontu roz­cią­ga­ją­cego się od rejonu na połu­dnie od Lipawy, przez miej­sco­wość Tukums, aż do wybrzeży Zatoki Ryskiej. Ponadto 4 dywi­zje nie­miec­kie utrzy­my­wały przy­czó­łek w rejo­nie Kłaj­pedy.

Obronę Prus Wschod­nich, pół­noc­nego Mazow­sza, Mazur i War­mii powie­rzono Gru­pie Armii „Śro­dek”, skła­da­ją­cej się z 2. i 4. Armii, 3. Armii Pan­cer­nej i Kor­pusu Pan­cer­nego „Gross­deutsch­land”26. Liczeb­ność tych związ­ków wyno­siła ok. 600 000 ludzi, 750 czoł­gów, 8100 dział i moź­dzie­rzy oraz 400 samo­lo­tów (6. flota powietrzna). Był to naj­sil­niej­szy zwią­zek tego typu w ówcze­snym Wehr­mach­cie — sta­no­wił 25% wszyst­kich sił nie­miec­kich na tere­nie od Adria­tyku do Bał­tyku i 13% cało­ści zaso­bów woj­sko­wych znaj­du­ją­cych się na wszyst­kich fron­tach i w odwo­dzie27. Dalej na połu­dnie, wzdłuż rubieży War­szawa Praga–Wisła–Jasło roz­lo­ko­wana była dowo­dzona przez gen. Fer­di­nanda Schörnera nie­miecka Grupa Armii „A”, licząca ok. 560 tys. żoł­nie­rzy (nie licząc oddzia­łów i insty­tu­cji tyło­wych), 5000 dział i moź­dzie­rzy, ponad 1220 czoł­gów i dział pan­cer­nych28. W jej skład wcho­dziły 17. Armia oraz 1. i 4. Armie Pan­cerne.

Nie były to wiel­kie siły, zwłasz­cza w zesta­wie­niu z liczeb­no­ścią Armii Czer­wo­nej przy­go­to­wu­ją­cej się do zimo­wej ofen­sywy — Niemcy ustę­po­wali jej jeden do jede­na­stu w pie­cho­cie i jeden do dwu­dzie­stu w arty­le­rii (choć mieli prze­wagę sie­dem do jed­nego w czoł­gach)29. Jed­nak Niemcy pokła­dali spore nadzieje w przy­go­to­wa­nych zawczasu pozy­cjach obron­nych, roz­bu­do­wa­nych m.in. na bazie przed­wo­jen­nych umoc­nień na Pomo­rzu i w Pru­sach Wschod­nich. Plan tych umoc­nień przy­go­to­wał oso­bi­ście gen. Gude­rian wraz z sze­fem wojsk inży­nie­ryj­nych przy OKH gen. Alfre­dem Jaco­bem oraz sze­fem oddziału for­ty­fi­ka­cyj­nego Sztabu Gene­ral­nego, ppłk. Kar­lem Thilo. Przy­jęte plany reali­zo­wał w tere­nie gen. Adolf Strauss. Do budowy linii obrony sze­roko wyko­rzy­stał on nie­miec­kich ochot­ni­ków, któ­rym Gude­rian w swo­ich pamięt­ni­kach wylew­nie dzię­ko­wał, zapo­mi­na­jąc jed­nak o licz­nych robot­ni­kach przy­mu­so­wych, przede wszyst­kim Pola­kach w wielu od 16 do 65 lat, skie­ro­wa­nych do tej pracy ze 140 obo­zów pracy, tzw. Ein­sat­zla­ger30.

Wzdłuż linii frontu przy­go­to­wano silny pas umoc­nień, schro­nów bojo­wych, insta­la­cji prze­ciw­pan­cer­nych i prze­ciw­lot­ni­czych, pól mino­wych i zapór z drutu kol­cza­stego, zło­żony z pozy­cji pośred­nich i ryglo­wych, za pomocą któ­rych połą­czono obronę polową z for­ty­fi­ka­cyjną. Pomię­dzy Wisłą a Odrą Niemcy wybu­do­wali 7 rubieży obrony o łącz­nej dłu­go­ści ponad 570 km31. W myśl sys­temu Wel­len­bre­cher Niemcy prze­kształ­cili część miast i osie­dli w twier­dze lub tak­tyczne rejony obrony. W ramach każ­dej rubieży wydzie­lono dwie linie — przedni pas obrony (Haupt­kamp­fli­nie), na któ­rym toczono codzienne walki, oraz główną linię oporu (Gros­skamp­fli­nie), prze­wi­dzianą na wypa­dek wiel­kiego natar­cia Rosjan. Gen. Gude­rian chciał, aby w wypadku takiego ataku oddziały nie­miec­kie wyco­fały się na linię główną, poło­żoną ok. 20 km dalej, pozo­sta­wia­jąc na linii przed­niej tylko słabą osłonę. Miało to m.in. zmi­ni­ma­li­zo­wać skutki przy­go­to­wa­nia arty­le­ryj­skiego Rosjan. Para­no­icz­nie lęka­jący się wszel­kich form odwrotu Hitler pokrzy­żo­wał te plany — kazał umie­ścić linię główną nie­spełna 2–4 km za linią przed­nią.

Zawa­żyło to na błęd­nym ugru­po­wa­niu cało­ści nie­miec­kiej obrony — grupy armii posia­dały odwody w postaci zale­d­wie jed­nego kor­pusu pan­cer­nego, same armie zaś – w postaci jed­nej dywi­zji. Jak na ówcze­sne warunki była to obrona zde­cy­do­wa­nie zbyt płytka. Zda­wał sobie z tego sprawę Gude­rian, który pró­bo­wał wzmoc­nić odwody przez czę­ściową ewa­ku­ację wojsk z Kur­lan­dii albo Nor­we­gii, for­mo­wa­nie oddzia­łów gar­ni­zo­no­wych czy nawet skró­ce­nie frontu.

Wszyst­kie te wysiłki oka­zały się daremne wobec rosną­cego zapo­trze­bo­wa­nia na żoł­nie­rzy na fron­cie zachod­nim i na Węgrzech oraz wspo­mnia­nego oporu Hitlera przed wyco­fy­wa­niem wojsk. Z osiem­na­stu dywi­zji pan­cer­nych prze­by­wa­ją­cych na fron­cie wschod­nim jedna znaj­do­wała się w Pru­sach Wschod­nich, dwie — w Kur­lan­dii i aż pięć na Węgrzech32. Wisły bro­niło zale­d­wie pięć dywi­zji pan­cer­nych. Jesz­cze pod koniec grud­nia 1944, pod­czas wizyty w kwa­te­rze głów­nej, Gude­rian pró­bo­wał prze­bła­gać Führera w tej mate­rii, przed­sta­wia­jąc mu raport oddziału OKH „Armie obce na wscho­dzie” (Fremde Heere Ost) autor­stwa gen. Rein­harda Geh­lena. Z raportu tego jasno wyni­kało, że Rosja­nie gro­ma­dzą siły i środki do gene­ral­nej ofen­sywy, jed­nak Hitler zlek­ce­wa­żył zagro­że­nie twier­dząc, iż jest to „naj­więk­szy bluff od cza­sów Dżyn­gis-chana”33. Dopiero 13 stycz­nia wspa­nia­ło­myśl­nie roz­ka­zał prze­rzu­cić do Pol­ski… dwie dywi­zje34.

Wszyst­kie te nie­do­cią­gnię­cia i zanie­dba­nia Rosja­nie mieli zamiar wyko­rzy­stać. Plan ope­ra­cji zimo­wej powsta­wał w Szta­bie Gene­ral­nym przez pra­wie cały listo­pad, jego osta­teczna wer­sja zatwier­dzona została pod koniec grud­nia. Przez cały ten czas Sowieci wyko­ny­wali ataki pozo­ro­wane na fron­cie kar­pac­kim, by odcią­gnąć jak naj­wię­cej obroń­ców z kie­runku ber­liń­skiego35. Gdy plan był gotowy, marsz. Gie­or­gij Żukow, dowódca 1. Frontu Bia­ło­ru­skiego, zarzą­dził w Sie­dl­cach odprawę, w któ­rej uczest­ni­czyli wszy­scy dowódcy, człon­ko­wie rad wojen­nych i sze­fo­wie szta­bów armii, a także dowódcy samo­dziel­nych kor­pu­sów Frontu. Prze­pro­wa­dzano też gry wojenne na róż­nych szcze­blach dowo­dze­nia. Plan obej­mo­wał zada­nia tylko na 10–12 dni. W tym ter­mi­nie oddziały powinny były osią­gnąć wyzna­czone rubieże w odle­gło­ści 150–180 km, co ozna­czało, że miały się posu­wać się w tem­pie 15–18 km na dobę.

1. Front Bia­ło­ru­ski miał pro­wa­dzić dzia­ła­nia zbrojne na głów­nym, war­szaw­sko-ber­liń­skim kie­runku stra­te­gicz­nym, 1. Front Ukra­iń­ski zaś na pomoc­ni­czym kie­runku San­do­mierz–Radom­sko–Wro­cław. Siły, jakimi dys­po­no­wały oba fronty, wyno­siły w przy­bli­że­niu: 2,2 mln żoł­nie­rzy, 7000 czoł­gów i dział pan­cer­nych, 33 500 dział i moź­dzie­rzy oraz 5000 samo­lo­tów bojo­wych. Sta­no­wiło to jedną trze­cią ówcze­snego stanu oso­bo­wego armii czyn­nej Radziec­kich Sił Zbroj­nych, środ­ków ognio­wych arty­le­rii oraz samo­lo­tów i aż połowę czoł­gów. Żeby zaopa­trzyć tak ogromne siły, aż 64 000 wago­nów zaopa­trze­nia wysłano na przy­czó­łek san­do­mier­ski, a 68 000 na przy­czółki magnu­szew­ski i puław­ski36.

Z sze­ściu armii pan­cer­nych aż pięć dzia­łało na tery­to­rium Pol­ski, z czego cztery (1. Armia Pan­cerna Gwar­dii gen. Katu­kowa, 2. APanc Gw gen. Bog­da­nowa, 3. APanc Gw gen. Rybałki, 4. APanc Gw gen. Lelu­szenki) uczest­ni­czyły w pla­no­wa­nej ope­ra­cji. 1. Front Bia­ło­ru­ski wspie­rały samo­loty 16. Armii Lot­ni­czej gen. Rudenki, nato­miast 1. Front Ukra­iń­ski — 2. Armii Lot­ni­czej gen. Kra­sow­skiego; związki te liczyły po ok. 3000 samo­lo­tów37. Ude­rze­nie na kie­runku war­szaw­sko-ber­liń­skim posta­no­wiono wes­przeć ope­ra­cją zaczepną w Pru­sach Wschod­nich siłami 2. i 3. Frontu Bia­ło­ru­skiego. Liczby te świad­czą nie­wąt­pli­wie o ogrom­nej wadze, jaką Stawka przy­wią­zy­wała do pol­skiego teatru dzia­łań wojen­nych, zarówno pod wzglę­dem mili­tar­nym, jak i poli­tycz­nym.

1. Front Bia­ło­ru­ski (dowódca marsz. Gie­or­gij Żukow, czło­nek rady wojen­nej gen. Kon­stan­tin Tie­le­gin, szef sztabu gen. Michaił Mali­nin) miał roz­gro­mić zgru­po­wa­nie war­szaw­sko-radom­skie, osią­gnąć rejon Łodzi i dalej nacie­rać w ogól­nym kie­runku na Poznań, do rubieży Byd­goszcz–Poznań i bar­dziej na połu­dnie, aby zyskać tak­tyczną stycz­ność z woj­skami 1. Frontu Ukra­iń­skiego, który miał wyjść na Odrę na pół­nocny zachód od Gło­gowa oraz w rejo­nie Wro­cła­wia i Raci­bo­rza. Dal­sze posu­nię­cia obu fron­tów Sztab Gene­ralny uza­leż­niał od roz­woju wyda­rzeń. W listo­pa­dzie nikt jesz­cze nie mógł prze­wi­dzieć, że 1. Front Bia­ło­ru­ski zakoń­czy natar­cie aż pod Kostrzy­nem nad Odrą.

Tym­cza­sem Sowieci wybu­do­wali 1500 km oko­pów oraz 1160 schro­nów i sta­no­wisk obser­wa­cyj­nych, 11 tys. sta­no­wisk ognio­wych dla arty­le­rii, 10 tys. schro­nów róż­nego prze­zna­cze­nia i ponad 2000 km dróg (w zało­że­niu każda dywi­zja miała mieć po dwie, żeby unik­nąć zato­rów w dowo­zie zaopa­trze­nia). Zbu­do­wano 30 mostów przez Wisłę i uru­cho­miono na niej 3 promy o dużej ładow­no­ści. By zmy­lić prze­ciw­nika, wybu­do­wano 400 makiet czoł­gów, 500 makiet cię­ża­ró­wek i 1000 makiet dział38.

Orien­ta­cyj­nie usta­lono osią­gnię­cie peł­nej goto­wo­ści do dzia­łań na 15–20 stycz­nia. Natar­cie jed­nak przy­śpie­szono, prze­kła­da­jąc ude­rze­nie 1. Frontu Ukra­iń­skiego na 12, a 1. Frontu Bia­ło­ru­skiego na 14 stycz­nia. Radzieccy histo­rycy i pamięt­ni­ka­rze powszech­nie łączą ten fakt z roz­pacz­liwą prośbą Chur­chilla o odcią­że­nie wojsk alianc­kich wal­czą­cych w Arde­nach39. Pogląd ten raczej nie odpo­wiada praw­dzie — w stycz­niu 1945 r. walki w Arde­nach już wyga­sały. Tak więc przy­śpie­sze­nie ope­ra­cji przez Sowie­tów należy raczej wią­zać z roz­po­czy­na­ją­cym się wyści­giem o wpływy w zaję­tych przez woj­ska poszcze­gól­nych sojusz­ni­ków kra­jach Europy40.

Wróćmy jed­nak do stycz­nio­wej ofen­sywy. Dowódca czo­ło­wej 8. Armii Gwar­dii gen. Wasi­lij Czuj­kow, z wła­ści­wym radziec­kim pamięt­ni­ka­rzom pato­sem, wspo­mina 14 stycz­nia:

„O godzi­nie 8:00 — po roz­mo­wie tele­fo­nicz­nej z dowód­cami sąsied­nich armii (69., 5. ude­rze­nio­wej i 61.) i uzy­ska­niu ich zapew­nie­nia, że mimo mgły będą dzia­łać sto­sow­nie do planu — zamel­do­wa­łem dowódcy frontu goto­wość do natar­cia. Mar­sza­łek Żukow wyra­ził zgodę. O godzi­nie 8 minut 25 dano arty­le­rzy­stom komendę: «Łado­wać!», a cztery minuty póź­niej: «Napiąć sznury!» O godzi­nie 8 minut 30 dowódca armij­nej arty­le­rii, gene­rał Połar­ski, dał komendę: «Ognia!»

Od tego momentu życie wojsk poto­czyło się nowym nur­tem. Jeśli dotąd każdy myślał o przy­go­to­wa­niu się do walki i jak czło­wiek wybie­ra­jący się w daleką drogę spraw­dzał, czy cze­goś nie zapo­mniał […] — po komen­dzie: «Ognia!» — kiedy zie­mia zadrżała od salw tysięcy dział, już nie wolno było zawró­cić […]. Myśli i wzrok wszyst­kich skie­ro­wane były wyłącz­nie w przód”41.

Nawała arty­le­ryj­ska była potężna — na głów­nym kie­runku prze­ła­ma­nia, na przy­czół­kach magnu­szew­skim i puław­skim, 1. Front Bia­ło­ru­ski dys­po­no­wał 300–310 dzia­łami na kilo­metr. 1. Front Ukra­iń­ski na odcinku prze­ła­ma­nia ześrod­ko­wał 230–250 dział na kilo­metr (zagęsz­cze­nie arty­le­rii ustę­po­wać miało tylko ofen­sy­wie kijow­skiej z 1943 r.42). W pasie dzia­ła­nia 1. FB kano­nada była silna, ale krótka (trwała zale­d­wie 25 min.), z kolei 1. FU prze­pro­wa­dził pra­wie dwu­go­dzinną nawałę arty­le­ryj­ską, jed­nak poprze­dzoną aktyw­nymi dzia­ła­niami na czo­ło­wych liniach nie­miec­kich w celu zmak­sy­ma­li­zo­wa­nia efektu zasko­cze­nia.

Główne ude­rze­nie 1. FB wyko­nał z przy­czółka pod Magnu­sze­wem siłami 5. Armia Ude­rze­niowa (gen. Bie­rza­rin), 61. Armia (gen. Bie­łow) i 8. Armia Gw (gen. Czuj­kow) oraz 1. i 2. APanc Gw. Zza pra­wego skrzy­dła 61. Armii, po sfor­so­wa­niu rzeki Pilicy, skie­ro­wano na War­szawę 1. Armię Woj­ska Pol­skiego, przy czym 61. Armia, nacie­ra­jąc w kie­runku na Socha­czew, obe­szła War­szawę i ude­rzyła na mia­sto od zachodu. 5. AUd wyko­nała ude­rze­nie w ogól­nym kie­runku na Ozor­ków i dalej na Gnie­zno, nato­miast znaj­du­jąca się na lewo 8. A Gw kie­ro­wała się na Łódź, następ­nie na Poznań. W wyłom na odcinku 5. AUd marsz. Żukow pro­wa­dził 2. APanc Gw, która miała nacie­rać w kie­runku na Socha­czew–Kutno–Gnie­zno. Za 2. APanc Gw w wyłom dostał się 2. Kor­pus Kawa­le­rii Gw (gen. Wik­tor Kriu­kow), który wzdłuż Wisły nacie­rał w kie­runku na Byd­goszcz. Wyłom na odcinku 8. Armii Gw wyko­rzy­stała z kolei 1. APanc Gw, toru­jąc sobie drogę na Łódź i dalej na Poznań. W dru­gim rzu­cie frontu posu­wała się tu 3. AUd.

Z przy­czółka pod Puła­wami wyko­nane zostało ude­rze­nie pomoc­ni­cze. Nacie­rały tu 33. i 69. A, wzmoc­nione 9. i 11. Kor­pu­sami Pan­cer­nymi, w ogól­nym kie­runku na Radom i dalej na Łódź. 33. A i 9. KPanc wyko­ny­wały ude­rze­nie na Skar­ży­sko-Kamienną w celu okrą­że­nia i roz­bi­cia kie­lecko-radom­skiej grupy nie­przy­ja­ciela. Tu w dru­gim rzu­cie Żukow miał do dys­po­zy­cji 7. KK Gw. Po upły­wie doby od roz­po­czę­cia ope­ra­cji 47. A, wraz z 2. Dywi­zją Pie­choty z 1. AWP, wyko­nała ude­rze­nie na pół­nocny zachód od War­szawy. Do sto­licy Polacy wkro­czyli 17 stycz­nia. Już 19 stycz­nia 1. Front Bia­ło­ru­ski dotarł do Łodzi i Kutna. 23 stycz­nia woj­ska 8. A Gw dotarły do linii Powidz–Słupca–Cią­żeń, a 23 lutego osią­gnęły Poznań. W dniach 29–31 stycz­nia trwały jesz­cze walki na słabo obsa­dzo­nym przez Niem­ców Mię­dzy­rzec­kim Rejo­nie Umoc­nio­nym. Następ­nie 44. Bry­gada Pan­cerna, wal­cząca w szpicy 11. KPanc Gw (1. APanc Gw), śmia­łym ata­kiem zdo­była przy­czó­łek w rejo­nie Görlitz.

1. Front Ukra­iń­ski (dowódca marsz. Iwan Koniew, czło­nek Rady Wojen­nej gen. Kon­stan­tin Kraj­niu­kow, szef sztabu frontu gen. Wasi­lij Soko­łow­ski), ude­rza­jący z przy­czółka san­do­mier­skiego, także już pierw­szego dnia ope­ra­cji prze­ła­mał cały główny pas obrony. W doko­nany przez pie­chu­rów wyłom marsz. Koniew wpro­wa­dził 3. i 4. APanc Gw, które szybko wyszły na prze­strzeń ope­ra­cyjną.

Po przej­ściu Nidy i Warty front 17 stycz­nia zajął Czę­sto­chowę, 18 stycz­nia — Kra­ków i Piotr­ków, a do 28 — Zagłę­bie Dąbrow­skie i Górny Śląsk. Wyzwo­le­nie daw­nej sto­licy Pol­ski przy mini­mal­nych znisz­cze­niach jest nie­wąt­pli­wie zasługą marsz. Koniewa:

„W tej sytu­acji posta­wi­li­śmy sobie za zada­nie nie zamy­kać ostat­niego odcinka wyco­fa­nia prze­ciw­nika. Gdy­by­śmy tak postą­pili, przy­szłoby nam długo wyrzu­cać ich stam­tąd i, nie­za­wod­nie, znisz­czy­li­by­śmy mia­sto. Nie zwa­ża­jąc na to, jak kuszące było zamknię­cie okrą­że­nia, my, choć mie­li­śmy taką moż­li­wość, nie zro­bi­li­śmy tego. Sta­wia­jąc prze­ciw­nika przed realną moż­li­wo­ścią oto­cze­nia, nasze woj­ska wypchnęły go z mia­sta czo­ło­wym ude­rze­niem pie­choty i czoł­gów”43.

Oddziały 59. (gen. Korow­ni­kowa) i 60. Armii (gen. Kurocz­kina), po zdo­by­ciu Kra­kowa, 27 stycz­nia wyzwo­liły obóz kon­cen­tra­cyjny w Oświę­ci­miu. Dnia 8 lutego oddziały frontu przy­stą­piły do odbi­ja­nia Dol­nego Ślą­ska, gdzie głów­nym ośrod­kiem oporu aż do 6 maja pozo­stał Wro­cław.

Wspo­mniane błędy w nie­miec­kiej obro­nie teraz dawały o sobie znać. Dał temu wyraz w swo­jej mono­gra­fii poświę­co­nej dru­giej woj­nie świa­to­wej gen. Kurt von Tip­pel­skirch:

„Ude­rze­nie było tak silne, że prze­to­czyło się nie tylko przez dywi­zje pierw­szego rzutu, ale także przez liczne ruchome odwody, pod­cią­gnięte na kate­go­ryczny roz­kaz Hitlera bar­dzo bli­sko linii frontu. Odwody ucier­piały już w cza­sie arty­le­ryj­skiego przy­go­to­wa­nia Rosjan, póź­niej zaś, w toku ogól­nego natar­cia, w ogóle nie udało ich się wyko­rzy­stać zgod­nie z pla­nem […].

Do wie­czora 15 stycz­nia na odcinku od rzeki Nidy do Pilicy nie było już cią­głego, orga­nicz­nie powią­za­nego frontu nie­miec­kiego. Poważne nie­bez­pie­czeń­stwo zawi­sło nad woj­skami 9. Armii, która wciąż jesz­cze bro­niła się nad Wisłą w oko­licy War­szawy i na połu­dnie od niej. Odwo­dów wię­cej nie było”44.

Co gor­sza, nie­długo przed radziec­kim natar­ciem Kor­pus Pan­cerny „Gross­deutsch­land” miał zostać prze­miesz­czony z Prus w rejon Kielc. Na połu­dniowy zachód zmie­rzały już ele­menty tego kor­pusu (sztab, Dywi­zja Gre­na­die­rów Pan­cernych „Bran­den­burg” oraz oddziały kor­pu­śne). Atak Rosjan zastał nie­miec­kich czoł­gi­stów w wago­nach kole­jo­wych w Łodzi. Kor­pus poniósł znaczne straty i nie mógł zostać użyty w cha­rak­te­rze tak potrzeb­nego odwodu. Jego reszt­kom udało się połą­czyć z wędru­ją­cym kotłem gen. Neh­ringa45.

Oddziały 1. Frontu Bia­ło­ru­skiego i 1. Frontu Ukra­iń­skiego posu­nęły się w okre­sie trwa­nia ope­ra­cji 500–600 km (25–30 km na dobę i wię­cej), osią­ga­jąc 29 stycz­nia Odrę i zdo­by­wa­jąc przy­czółki w oko­li­cach Kostrzyna i Frank­furtu. Duże zgru­po­wa­nia nie­miec­kich wojsk oto­czone zostały w Gło­go­wie (kapi­tu­la­cja 1 kwiet­nia), Pozna­niu (23 lutego), Pile (14 lutego) i Wro­cła­wiu (kapi­tu­la­cja dopiero 6 maja). Nie­które jed­nostki, jak np. 48. KPanc na pra­wym skrzy­dle 4. APanc, wła­ści­wie prze­stały ist­nieć w pierw­szych dniach natar­cia. Inne, jak 19. i 25. DPanc w pasie natar­cia 1. Frontu Bia­ło­ru­skiego, pró­bo­wały kontr­ata­ko­wać, ale ich wysi­łek został bez­sen­sow­nie roz­pro­szony i nie były w sta­nie zatrzy­mać naporu Rosjan.

Teraz bitwa przy­jęła cha­rak­ter sze­regu ope­ra­cji okrą­ża­ją­cych, w któ­rych nie­miec­kie jed­nostki były stop­niowo roz­bi­jane lub redu­ko­wane do coraz mniej­szych roz­mia­rów. Nie­mieccy żoł­nie­rze, czę­sto tra­cąc kon­takt ze swoim dowódz­twem, zmu­szeni byli dzie­lić swoje siły na coraz mniej­sze czę­ści, by zwięk­szyć szanse na wydo­sta­nie się z okrą­że­nia. Tym­cza­sem radziec­kie jed­nostki pierw­szego rzutu pozo­sta­wiały te nie­do­bitki oddzia­łom tyło­wym, a same podą­żały do przodu. Z reguły, dzięki więk­szemu stop­niowi mecha­ni­za­cji, wyprze­dzały wyco­fu­ją­cych się Niem­ców, któ­rzy nie­raz nawet po szczę­śli­wym wydo­sta­niu się z okrą­że­nia znów wpa­dali na prze­ciw­nika. W ten spo­sób roz­pro­szone nie­miec­kie oddziały ule­gały stop­nio­wej dez­in­te­gra­cji. W bez­po­śred­nim zagro­że­niu zna­leźli się odizo­lo­wani od swo­ich jed­no­stek dowódcy — śmierć poniósł na przy­kład dowódca 42. Kor­pusu Armij­nego gen. Her­mann Reck­na­gel46.

Los ten omi­nął oto­czony w rejo­nie Kielc 24. KPanc. Zamie­nił się on w „wędru­jący kocioł”, który prze­su­wa­jąc się stop­niowo na zachód, zbie­rał roz­pro­szone oddziały Niem­ców (m.in. resztki 42. KA i KPanc „Gross­deutsch­land”). Dowódcą tego zgru­po­wa­nia został wete­ran Afrika Korps gen. Wal­ther Neh­ring. Po dłu­giej ody­sei jego oddzia­łom, jako jed­nym z nie­wielu, udało się wydo­stać z radziec­kiej matni — 29 stycz­nia dotarły do nie­miec­kich linii w rejo­nie Gło­gowa47.

Natu­ral­nie, Hitler był wście­kły z powodu spek­ta­ku­lar­nej porażki w Pol­sce. Jak zwy­kle przy­wią­zany do sym­boli, naj­bar­dziej obu­rzony był samo­wol­nym opusz­cze­niem War­szawy przez jej gar­ni­zon. Gen. Gude­rian wspo­mina:

„Teraz gniew Hitlera nie znał już gra­nic. Cał­ko­wi­cie stra­cił z pola widze­nia strasz­liwą sytu­ację ogólną, prze­stał się nią inte­re­so­wać i dostrze­gał tylko jedno — klę­skę war­szaw­ską, która w ramach tej ogól­nej sytu­acji miała prze­cież tylko pod­rzędne zna­cze­nie”.

Führer natych­miast zaczął szu­kać kozłów ofiar­nych w kor­pu­sie ofi­cer­skim. Ze swo­imi sta­no­wi­skami poże­gnali się m.in. gen. Harpe i von Lüttwitz. Ich miej­sca zajęli odpo­wied­nio: na czele Grupy Armii „Śro­dek” gen. Fer­di­nand Schörner, a na czele 9. Armii — gen. The­odor Busse. Repre­sje dotknęły też wielu pra­cow­ni­ków OKH, co natu­ral­nie wpły­nęło nega­tyw­nie na jego pracę48.

Ogó­łem w ciągu ope­ra­cji wiślań­sko-odrzań­skiej Armia Czer­wona roz­biła 25, a znisz­czyła 30 wro­gich dywi­zji, wzięła do nie­woli 147,7 tys. nie­miec­kich żoł­nie­rzy (72,3 tys. pole­gło), zdo­była ok. 14 tys. dział i moź­dzie­rzy oraz 1,4 tys. czoł­gów i dział pan­cer­nych49. Ponio­sła przy tym mini­malne straty — ok. 15 tys. pole­głych i 60 tys. ran­nych50. Nie był to może aż tak spek­ta­ku­larny suk­ces jak ope­ra­cja Bagra­tion z poprzed­niego roku (ok. 50 nie­miec­kich dywi­zji roz­bi­tych, 17 zupeł­nie znisz­czo­nych), lecz straty były niż­sze (wyno­siły wtedy 178 507 żoł­nie­rzy wszyst­kich fron­tów bio­rą­cych udział w wal­kach na Bia­ło­rusi)51. Sean McA­teer podaje więk­sze straty po stro­nie radziec­kiej, sza­cu­jąc je na ponad 193 tys. zabi­tych i ran­nych. Mimo to jed­nak przy­znaje, że jest to naj­ko­rzyst­niej­szy sto­su­nek strat wła­snych do strat prze­ciw­nika uzy­skany przez Armię Czer­woną w ciągu całej wojny52.

Sowieci udo­wod­nili, że dosko­nale opa­no­wali sztukę prze­ła­ma­nia i głę­bo­kich ope­ra­cji okrą­ża­ją­cych; choć trzeba zazna­czyć, że dopiero w schył­ko­wym okre­sie wojny. Tak długi czas doj­rze­wa­nia armii miał wiele przy­czyn. Nomi­na­cje z klu­cza poli­tycz­nego na wyż­szym i ogromne straty na szcze­blach śred­nim i niż­szym ogrom­nie wydłu­żyły zdo­by­wa­nie kolek­tyw­nego doświad­cze­nia bojo­wego. Ważną przy­czyną była także słabo wykwa­li­fi­ko­wana baza rekru­ta­cyjna Armii Czer­wo­nej — w prze­ci­wień­stwie do Niem­ców czy Ame­ry­ka­nów, ZSRR nie dys­po­no­wał masami obe­zna­nych z nowo­cze­sną tech­niką fachow­ców. Trzon woj­ska wciąż sta­no­wili chłopi, któ­rych wykształ­ce­nie i wie­dza o świe­cie tylko nie­znacz­nie wzro­sły od cza­sów car­skich; tym­cza­sem nowo­cze­sna wojna wyma­gała zaan­ga­żo­wa­nia ogrom­nej liczby wykwa­li­fi­ko­wa­nych czoł­gi­stów, arty­le­rzy­stów, ope­ra­to­rów radio­wych czy inży­nie­rów woj­sko­wych53. Nie­do­sko­na­ło­ści te jed­nak nie mogą umniej­szyć nie­wąt­pli­wego suk­cesu Armii Czer­wo­nej. Gra­tu­la­cje prze­sy­łali sojusz­nicy, np. Win­ston Chur­chill napi­sał do Sta­lina:

„Jeste­śmy ocza­ro­wani Waszymi gło­śnymi zwy­cię­stwami nad wspól­nym wro­giem i potęż­nymi siłami, które wysta­wi­li­ście prze­ciw niemu. Pro­szę przy­jąć nasze naj­go­ręt­sze podzię­ko­wa­nie i gra­tu­la­cje z oka­zji histo­rycz­nych czy­nów”54.

Kolejną, obok wiślań­sko-odrzań­skiej, ope­ra­cją prze­pro­wa­dzoną w ramach wiel­kiej zimo­wej ofen­sywy była ope­ra­cja mazur­sko-mazo­wiecka (zwana też wschod­nio­pru­ską). Prze­pro­wa­dzono ją siłami 2. Frontu Bia­ło­ru­skiego (dowódca marsz. Kon­stanty Rokos­sow­ski, czło­nek Rady Wojen­nej gen. Nikita Sub­bo­tin, szef sztabu gen. Alek­san­der Bogo­lu­bow) oraz 3. Frontu Bia­ło­ru­skiego (dowódca gen. Iwan Czer­nia­chow­ski, czło­nek rady wojen­nej gen. Wasi­lij Maka­row, szef sztabu gen. Alek­san­der Pokrow­ski). Ope­ra­cja ta miała na celu odizo­lo­wa­nie Grupy Armii „Śro­dek”, bro­nią­cej się w Pru­sach Wschod­nich, od pozo­sta­łych sił nie­miec­kich, przy­ci­śnię­cie jej do morza, poroz­ci­na­nie jej na czę­ści i znisz­cze­nie. Dodat­kowo jedna armia 2. Frontu Bia­ło­ru­skiego (marsz. Rokos­sow­ski wyzna­czył 70. Armię) miała ase­ku­ro­wać prawe skrzy­dło 1. Frontu Bia­ło­ru­skiego od strony pół­noc­nej i nie dopu­ścić, by war­szaw­skie zgru­po­wa­nie prze­ciw­nika wyco­fało się za Wisłę55.

2. Front Bia­ło­ru­ski miał trudne zada­nie, gdyż jego związki tak­tyczne i ope­ra­cyjne nie uzy­skały takich uzu­peł­nień jak fronty Żukowa i Koniewa, a prze­cież były rów­nie, jeśli nie bar­dziej, wyczer­pane let­nią i jesienną kam­pa­nią na Bia­ło­rusi i we wschod­niej Pol­sce. Ude­rze­nie front wyko­nał 14 stycz­nia z przy­czół­ków różań­skiego i seroc­kiego. Miał wyko­nać głę­boki manewr oskrzy­dla­jący w kie­runku Mławy, Mal­borka, a następ­nie w ogól­nym kie­runku na Bielsk i Lipno. Rów­no­cze­śnie Stawka pla­no­wała skie­ro­wać 3. Front Bia­ło­ru­ski na Kró­le­wiec, szla­kiem na pół­noc od jezior mazur­skich.

Jed­nak ostrze­żeni przez sowiec­kich dezer­te­rów56 Niemcy byli w sta­nie goto­wo­ści. 2. FB nie mógł przy tym w pełni wyko­rzy­stać lot­nic­twa i arty­le­rii z powodu mgły i gęstych opa­dów śniegu. Prze­ła­ma­nie osią­gnął więc dopiero 16 stycz­nia, po wpro­wa­dze­niu do walki wszyst­kich wojsk pan­cer­nych i zme­cha­ni­zo­wa­nych57.

Kon­fe­ren­cja w Jał­cie

Tym­cza­sem w tle dzia­łań mili­tar­nych zapa­dały decy­zje poli­tyczne. Od 4 do 11 lutego toczyła się w Jał­cie kon­fe­ren­cja przy­wód­ców koali­cji anty­hi­tle­row­skiej: pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych Fran­klina Delano Roose­velta, pre­miera Wiel­kiej Bry­ta­nii Win­stona Chur­chilla i przy­wódcy ZSRR Józefa Sta­lina.

Walki na tere­nie Pol­ski znaj­do­wały odbi­cie w prze­biegu jej obrad, jako że sprawa pol­ska — można to powie­dzieć bez cie­nia mega­lo­ma­nii — była klu­czo­wym zagad­nie­niem kon­fe­ren­cji. Dla zachod­nich alian­tów stała się swo­istym papier­kiem lak­mu­so­wym tego, jak Sowieci postę­po­wać będą w odbie­ra­nych wła­śnie III Rze­szy pań­stwach środ­ko­wej Europy.

Jed­nak roz­wią­za­nie kwe­stii tery­to­rial­nych i poli­tycz­nych po myśli legal­nego rządu pol­skiego w Lon­dy­nie było mało praw­do­po­dobne. Pre­zy­dent Roose­velt uni­kał wią­żą­cych dekla­ra­cji i trzy­mał się na ubo­czu, pokła­da­jąc nadzieję w pro­jek­to­wa­nej orga­ni­za­cji mię­dzy­na­ro­do­wej, która po woj­nie miała strzec pokoju na świe­cie i roz­strzy­gnąć spory gra­niczne. Z kolei Chur­chill, pomimo szcze­rych chęci, nie dostrze­gał jesz­cze wtedy istoty radziec­kiego tota­li­ta­ry­zmu i słabo orien­to­wał się w skom­pli­ko­wa­nych sto­sun­kach pol­sko-sowiec­kich58.

Oby­dwaj ci mężo­wie stanu prze­wo­dzili pań­stwom demo­kra­tycz­nym i musieli liczyć się z opi­nią publiczną w swo­ich kra­jach, która w owym cza­sie wyka­zy­wała jesz­cze wiele sym­pa­tii wobec ZSRR i jego wkładu w wysi­łek wojenny. Co wię­cej, zachodni sojusz­nicy spo­tkali się dopiero 2 lutego na pokła­dzie USS Quincy, mieli więc mało czasu na przy­go­to­wa­nie wspól­nego sta­no­wi­ska przed spo­tka­niem ze Sta­li­nem w palą­cych spra­wach pol­skiej i nie­miec­kiej.

Nie­mniej, choć Chur­chill i Roose­velt nie postrze­gali suwe­ren­no­ści kra­jów Europy Środ­ko­wej jako sprawy naj­istot­niej­szej, fak­tem jest, że kon­fe­ren­cja prze­bie­gała w gor­szej atmos­fe­rze niż spo­tka­nie w Tehe­ra­nie59.

Sta­lin posia­dał już sze­reg atu­tów. Jego woj­ska wkro­czyły już do kra­jów regionu: Pol­ski, Rumu­nii, Buł­ga­rii i Sło­wa­cji, insta­lu­jąc tam pier­wo­ciny sate­lic­kich rzą­dów. Ponadto zachodni alianci, teraz w cha­rak­te­rze peten­tów, musieli pro­sić Sta­lina o jak naj­szyb­sze włą­cze­nie się do wojny prze­ciw Japo­nii, a prze­cież wła­śnie wyszło na jaw, że w szwaj­car­skim Ber­nie alianci zaczęli oma­wiać z Niem­cami kwe­stię kapi­tu­la­cji sił nie­miec­kich we Wło­szech60. Zatem Sta­lin mógł sobie pozwo­lić na zała­twie­nie m.in. spraw pol­skich po swo­jej myśli.

Kon­fe­ren­cja trwała od 4 do 11 lutego. Choć czas poka­zał, że trzej przy­wódcy pewne sprawy rozu­mieli zupeł­nie ina­czej, nie­wąt­pli­wie zapa­dły na niej decy­zje prze­są­dza­jące o powo­jen­nym kształ­cie Europy, a jej skutki widoczne są po dziś dzień. W inte­re­su­ją­cej nas kwe­stii tery­to­riów nie­miec­kich nad Bał­ty­kiem de facto posta­no­wiono:

– prze­nieść gra­nice Pol­ski na zachód poprzez odstą­pie­nie ZSRR Kre­sów Wschod­nich i zapew­nie­nie rekom­pen­saty kosz­tem Pomo­rza Zachod­niego, Prus Wschod­nich i Ślą­ska61;

– wraz z prze­nie­sie­niem gra­nic prze­sie­dlić lud­ność pol­ską i nie­miecką;

– pozo­sta­wić tak utwo­rzoną nową Pol­skę w radziec­kiej stre­fie wpły­wów.

Posta­no­wie­nia te, nie­kon­sul­to­wane z rzą­dem RP na uchodź­stwie ani nie­prze­ka­zane od razu opi­nii publicz­nej, ozna­czały, że Niemcy wal­czyć mieli o „być albo nie być” pań­stwo­wo­ści nie­miec­kiej na tere­nie Pomo­rza, a jed­nostki pol­skie i radziec­kie bijące się w tym rejo­nie wal­czyły o kształt przy­szłych gra­nic Pol­ski (jaki­kol­wiek sys­tem poli­tyczny miałby w nim zostać usta­no­wiony).

Prze­ciw­nicy

Prze­ciw­nicy

Sowieci

Robot­ni­czo-Chłop­ska Armia Czer­wona (RKKA)

Robot­ni­czo-Chłop­ska Armia Czer­wona (Рабоче-Кресть-янская Красная Армия) w 1945 r. stała u szczytu potęgi. W stycz­niu 1945 r. roz­po­rzą­dzała gigan­tycz­nymi siłami: 529 dywi­zjami strze­lec­kimi, 36 bry­ga­dami strze­lec­kimi, 27 kor­pu­sami pan­cer­nymi, 14 kor­pu­sami zme­cha­ni­zo­wa­nymi, 177 bry­ga­dami pan­cer­nymi, 222 puł­kami pan­cer­nymi, 35 dywi­zjami arty­le­rii, 59 dywi­zjami prze­ciw­lot­ni­czymi, 351 puł­kami przeciwpan­cer­nymi i 367 puł­kami arty­le­rii samo­bież­nej62. Według radziec­kich danych było to łącz­nie 6 800 000 ludzi63, wypo­sa­żo­nych w 91 400 dział i moź­dzie­rzy, 2993 wyrzut­nie rakie­towe, ok. 11 000 czoł­gów i dział pan­cer­nych oraz ponad 14 500 samo­lo­tów bojo­wych64.

Te liczby robią wra­że­nie, ale pamię­tajmy, że zasoby ludz­kie Armii Czer­wo­nej nie były nie­wy­czer­pane — od początku wojny była ona odbu­do­wy­wana przy­naj­mniej dwa razy. ZSRR, podob­nie jak III Rze­sza, w 1944 r. mobi­li­za­cją objął sie­dem­na­sto­lat­ków. Choć pro­pa­ganda radziecka nie chwa­liła się tym fak­tem, obni­że­nie śred­niej wieku w Armii Czer­wo­nej można zauwa­żyć, wnio­sku­jąc np. po spadku zapo­trze­bo­wa­nia na żyletki dostar­czane w ramach Lend–Lease Act — w 1945 r. więk­szość ostat­nich rezerw jesz­cze ich nie potrze­bo­wała…65

Głów­nym ogni­wem stra­te­gicz­nego dowo­dze­nia siłami Armii Czer­wo­nej, przy­naj­mniej w teo­rii, była utwo­rzona 23 czerwca 1941 r. Kwa­tera Główna Naczel­nego Dowódz­twa Radziec­kich Sił Zbroj­nych, tzw. Stawka (Ставка Верховного Главнокомандования). Jej prze­wod­ni­czą­cym, a następ­nie Naczel­nym Wodzem został oczy­wi­ście sekre­tarz gene­ralny par­tii i Prze­wod­ni­czący Rady Komi­sa­rzy Ludo­wych Józef Sta­lin. Oprócz niego na mocy uchwały Pań­stwo­wego Komi­tetu Obrony z 2 lutego 1945 r. w skład Kwa­tery Głów­nej wcho­dzili: marsz. Gie­or­gij Żukow, marsz. Alek­san­der Wasi­lew­ski, gen. Alek­siej Anto­now, adm. Niko­łaj Kuznie­cow oraz (od 17 lutego 1945 r.) gen. Niko­łaj Buł­ga­nin. Przy Kwa­te­rze Głów­nej dzia­łał m. in. Odwód Naczel­nego Dowódz­twa (OND), w któ­rego skład wcho­dziły związki ope­ra­cyjne i tak­tyczne róż­nych rodza­jów wojsk, przy­dzie­lane poszcze­gól­nym fron­tom lub gru­pom fron­tów na stałe lub na czas kon­kret­nej ope­ra­cji. Stawka miała mocną kon­ku­ren­cję jeśli cho­dzi o wypeł­nia­nie swo­ich kom­pe­ten­cji w postaci Pań­stwo­wego Komi­tetu Obrony.

Pań­stwowy Komi­tet Obrony ZSRR został powo­łany 30 czerwca 1941 r. na mocy decy­zji komi­tetu cen­tral­nego WKP(b), Pre­zy­dium Rady Naj­wyż­szej i Rady Komi­sa­rzy Ludo­wych. Miał sku­pić peł­nię wła­dzy w kraju na czas wojny. Jego człon­kami w róż­nym okre­sie byli czo­łowi dzia­ła­cze par­tyjni — Kli­ment Woro­szy­łow, Gie­or­gij Malen­kow, Wia­cze­sław Moło­tow, Niko­łaj Woznie­ceń­ski, Łazar Kaga­no­wicz i Ana­stas Miko­jan. Pań­stwowy Komi­tet Obrony nie przy­pad­kiem miał raczej cywilny cha­rak­ter — jego celem była sym­bioza ze zdo­mi­no­waną przez woj­sko­wych Stawką i „zapew­nie­nie ści­słej więzi mię­dzy fron­tem i zaple­czem, a także naj­bar­dziej celowe wyko­rzy­sta­nie wszyst­kich zaso­bów pań­stwa radziec­kiego z hitle­row­skim najeźdźcą”66. W prak­tyce dość nie­ja­sne roz­gra­ni­cze­nie obo­wiąz­ków mię­dzy tym orga­nem a Stawką — i wyni­ka­jącą z tego poten­cjalną rywa­li­za­cję — niwe­lo­wał sto­jący na czele obu orga­nów Sta­lin — Kwa­tera Główna kie­ro­wała bez­po­śred­nio dzia­ła­niami sił zbroj­nych w myśl wska­zań Pań­stwo­wego Komi­tetu Obrony i Biura Poli­tycz­nego KC WKP(b). Podob­nie jak Stawka, także Pań­stwowy Komi­tet Obrony posia­dał swoje organa pomoc­ni­cze — na przy­kład w celu uspraw­nie­nia sys­temu mate­ria­łowo-tech­nicz­nego zaopa­trze­nia wojsk stwo­rzono Główny Zarząd Tyłów.

Zada­nia swoje Stawka reali­zo­wała poprzez Sztab Gene­ralny, dowódz­twa fron­tów i samo­dziel­nych armii. Sztab Gene­ralny był głów­nym orga­nem robo­czym Kwa­tery Głów­nej, bez­po­śred­nio pod­le­ga­ją­cym Wodzowi Naczel­nemu — pano­wała zasada, że wyda­wać roz­kazy sze­fowi Sztabu Gene­ral­nego mógł tylko Sta­lin. Kwa­tera Główna w swej dzia­łal­no­ści dowód­czej opie­rała się przede wszyst­kim na apa­ra­cie Sztabu Gene­ral­nego — Sztab otrzy­my­wał od fron­tów dane o sytu­acji bojo­wej i doko­ny­wał jej szcze­gó­ło­wej oceny. Na pod­sta­wie tej oceny opra­co­wy­wał wnio­ski i kon­kretne pro­po­zy­cje dla Kwa­tery Głów­nej. Następ­nie, kie­ru­jąc się zapa­da­ją­cymi na jej nara­dach decy­zjami, Sztab Gene­ralny przy­go­to­wy­wał plany kam­pa­nii wojen­nych i ope­ra­cji stra­te­gicz­nych, które przed­sta­wiał do zatwier­dze­nia lub ewen­tu­al­nej mody­fi­ka­cji Kwa­te­rze Głów­nej i Sta­linowi67. Teo­re­tycz­nie, w myśl kla­sycz­nego dzieła kie­ru­ją­cego tą insty­tu­cją w latach 1941–1942 Borysa Sza­posz­ni­kowa, Sztab Gene­ralny powi­nien być „mózgiem armii”. W prak­tyce mózgiem armii pozo­sta­wała par­tia, choć od 9 paź­dzier­nika 1942 r. ofi­ce­ro­wie poli­tyczni nie mieli już bez­po­śred­niego wpływu na dowo­dze­nie jed­nost­kami.

W oma­wia­nym przez nas okre­sie sze­fem Sztabu Gene­ral­nego był marsz. Alek­san­der Wasi­lew­ski, jeden z naj­zdol­niej­szych radziec­kich pla­ni­stów. W cza­sie kon­fe­ren­cji jał­tań­skiej to wła­śnie ów Szef Sztabu zastę­po­wał Wodza Naczel­nego w jego woj­sko­wych obo­wiąz­kach — cie­szył się wiel­kim zaufa­niem Sta­lina, co bio­rąc pod uwagę jego para­no­iczną naturę, było rze­czą nie­zwy­kłą. Mało tego — Wasi­lew­ski potra­fił się z nim spie­rać68.

Jed­nak, jako że mający wiele obo­wiąz­ków szef Sztabu Gene­ral­nego czę­sto był nie­do­stępny, zwy­kle zastę­po­wali go: I zastępca szefa Sztabu Gene­ral­nego gen. Alek­siej Anto­now lub szef Zarządu Ope­ra­cyj­nego gen. Sier­giej Szte­mienko. Nie­chęt­nie dzie­lący się sławą Geo­r­gij Żukow w swo­ich pamięt­ni­kach przy­zna­wał:

„Muszę z satys­fak­cją pod­kre­ślić, że nasz Sztab Gene­ralny w owym cza­sie repre­zen­to­wał wysoki poziom w dzie­dzi­nie pla­no­wa­nia wiel­kich stra­te­gicz­nych ope­ra­cji zaczep­nych […]. Cał­ko­wi­cie zga­dza­łem się ze Szta­bem Gene­ralnym — z A. Anto­no­wem, S. Szte­mienką, A. Gry­zło­wem, i N. Łomo­wem — któ­rzy na wszyst­kich eta­pach pracy Zarządu Ope­ra­cyj­nego dali się poznać jako wybitni znawcy zagad­nień pla­no­wa­nia ope­ra­cyjno-stra­te­gicz­nego”69.

Alek­siej Anto­now został wyzna­czony na sta­no­wi­sko szefa Zarządu Ope­ra­cyj­nego i zastępcy szefa Sztabu Gene­ral­nego z oso­bi­stej reko­men­da­cji Wasi­lew­skiego. Wpraw­dzie rychło porzu­cił te funk­cje i wyje­chał na front, jed­nak jego brak miał się tak bar­dzo dać we znaki Szta­bowi Gene­ral­nemu, że w marcu 1943 r. Anto­now powró­cił i do końca wojny pozo­stał zastępcą Wasi­lew­skiego. Ponie­waż szef Sztabu Gene­ral­nego wciąż jeź­dził na front w cha­rak­te­rze przed­sta­wi­ciela Kwa­tery Głów­nej, a od lutego 1945 oso­bi­ście dowo­dził 3. Fron­tem Bia­ło­ru­skim, Anto­now wła­ści­wie wypeł­niał wszyst­kie jego obo­wiązki służ­bowe. Dla­tego mia­no­wa­nie go Sze­fem Sztabu Gene­ral­nego w lutym było tylko for­mal­no­ścią. Wspo­mniany gen. Szte­mienko wyra­żał się o swoim prze­ło­żo­nym w samych super­la­ty­wach:

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Szte­mienko S., Sztab Gene­ralny w latach wojny, War­szawa 1969, s. 333. [wróć]

Pyl­cyn A.W., Byłem dowódcą ofi­cer­skiej kom­pa­nii kar­nej Armii Czer­wo­nej, War­szawa 2009, s. 164. [wróć]

Rela­cja L. Degrelle, któ­remu Hitler w tym cza­sie oso­bi­ście wrę­czył liście dębowe do Krzyża Żela­znego i złotą odznakę za walkę wręcz. Degrelle L., Front Wschodni 1941–1945. Wspo­mnie­nia, Kra­ków 2002, s. 282. [wróć]

Junge T., Z Hitle­rem do końca, War­szawa 2003, s. 152. [wróć]

Cyt. za: Soko­łow­ski M., Ostatni rok III Rze­szy, War­szawa 1987, s. 76. [wróć]

Czuj­kow W., Koniec Trze­ciej Rze­szy, War­szawa 1982, s. 115. [wróć]

Radziec­kie Siły Zbrojne 1918–1968, red. Sko­ro­bo­gat­kin K.F., War­szawa 1970, s. 563. [wróć]

Soko­łow­ski M., op. cit., s. 105. [wróć]

Tuc­ker S.C., Roberts P.M., World War II: A Stu­dent Encyc­lo­pe­dia, t. 1–5, Santa Bar­bara 2005, s. 502. [wróć]

Duffy Ch., Red storm on the Reich. The Soviet March on Ger­many, 1945, New Jer­sey 2002, s. 48–50. [wróć]

Na przy­kład Armia Czer­wona wyzwo­liła ze wschod­nio­pru­skich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, zda­niem ówcze­snego szefa radziec­kiego Sztabu Gene­ral­nego, pra­wie 68 tys. więź­niów z róż­nych kra­jów Europy. Wasi­lew­ski A., Dzieło całego życia, War­szawa 1976, s. 561. [wróć]

Junge T., op. cit., s. 142. [wróć]

Ros­sija i SSSR w woj­nach XX wieka. Potieri wooru­żon­nych sił: sta­ti­sti­cze­skoje issle­do­wa­nije, red. Kri­wo­sze­jew G., Moskwa 2001, s. 233, 250. [wróć]

Tamże, s. 230–235 [wróć]

Tamże, s. 232. Podo­bień­stwo do tonu Eren­burga jest nie­od­parte. [wróć]

Gude­rian H., Wspo­mnie­nia żoł­nie­rza, War­szawa 1991, s. 299. [wróć]

Pyl­cyn A.W., op. cit., s. 99. Zob. też: Prze­ciw pan­te­rom i tygry­som: wspo­mnie­nia czoł­gi­stów wal­czą­cych w T-34, red. Drab­kin A., Gdańsk 2001, s. 55. [wróć]

Pyl­cyn A.W., op. cit., s. 100. [wróć]

Por. Lan­dau Z., Rosz­kow­ski W., Poli­tyka gospo­dar­cza II RP i PRL, War­szawa 1995. [wróć]

Np. San­dler S. [w:] „Gazeta Wybor­cza”, 06.03.2010. [wróć]

But­tar P., Bat­tle­gro­und Prus­sia. The assault on Ger­many’s eastern front 1944–1945, Oxford 2010, s. 244. [wróć]

Pol­skie Pań­stwo Pod­ziemne na Pomo­rzu 1939–1945, red. Gór­ski G., Toruń 1999, s. 95–96, 113. [wróć]

Słow­nik geo­gra­ficzny Pań­stwa Pol­skiego i ziem histo­rycz­nie z Pol­ską zwią­za­nych, t. 1, z. 2, red. Arnold. S., War­szawa 1936–1939, s. 184–189. [wróć]

Per­tek J., Na Bał­tyku, w Ark­tyce i na Morzu Czar­nym, Poznań 1989, s. 172. [wróć]

Gude­rian H., op. cit., s. 295. [wróć]

Fak­tycz­nie z owego świeżo sfor­mo­wa­nego kor­pusu tylko DGPanc „Gross­deutsch­land” znaj­do­wała się na miej­scu — pozo­stałe jed­nostki: DGPanc „Bran­den­burg”, DGPanc „Kur­mark” oraz Führer Begleit Divi­sion („Dywi­zja Ochrony Wodza”), znaj­do­wały się w trans­por­cie lub w trak­cie for­mo­wa­nia. Solarz J., Divi­sion/ Korps „Gross­deutsch­land” 1943–1945, t. II, War­szawa 2005. t. 2, s. 47. [wróć]

Sob­czak K., Kie­ru­nek Bał­tyk: wyzwo­le­nie pol­skich Ziem Pół­noc­nych 1944–1945, War­szawa 1978, s. 97–100. E. Kosiarz podaje nieco inne dane: 580 tys. żoł­nie­rzy, 8200 dział i moź­dzie­rzy, ok. 700 czoł­gów i dział pan­cer­nych, wspie­ra­nych dodat­kowo przez liczące ok. 200 tys. ludzi oddziały Volks­sturmu. [wróć]

Mosian­skij I., Hoh­low I., Wpie­riedi Ger­ma­nia! Wislo-Ode­rskaja stra­te­gi­cze­skaja nastu­pa­tiel­naja ope­ra­cija 12 jan­warja–few­ralja 1945 goda, Moskwa 2005, s. 3. [wróć]

Myers S., Foster H., Bonn K.E., Slau­gh­ter­ho­use: The Hand­book of the Eastern Front, Bed­ford 2005, s. 139. [wróć]

Sob­czak K., op. cit., s. 93. [wróć]

Mosian­skij I., Hoh­łow I., op. cit., s. 7. [wróć]

Tajem­nicą pozo­staje, dla­czego Hitler tak upar­cie wzmac­niał kie­ru­nek węgier­ski. Ofi­cjal­nie cho­dziło o ochronę stra­te­gicz­nego pola naf­to­wego. R. Hinze twier­dzi, że w isto­cie było ono nie­wiel­kie, i suge­ruje, że Hitler chciał jak naj­dłu­żej trzy­mać wroga z dala od rodzi­mej Austrii. Hinze R., Aż do gorz­kiego końca. Walki Grup Armii Pół­nocna Ukra­ina, A, Śro­dek na fron­cie wschod­nim 1944–1945, Poznań 2010, s. 104. [wróć]

Gude­rian H., op. cit., s. 300. [wróć]

Bel­lamy Ch., Wojna abso­lutna. Zwią­zek Sowiecki w II Woj­nie Świa­to­wej, War­szawa 2010, s. 735. [wróć]

Hinze R., op. cit., s. 94–96. [wróć]

Enci­klo­pe­dija Wto­roj Miro­woj wojny. Posled­nije bitwy: Awgust 1944–Apr­jel 1945, tłum. Tara­sow W.D., Moskwa 2007, s. 118. [wróć]

Zbi­nie­wicz F., Armia Radziecka w woj­nie z hitle­row­skimi Niem­cami: 1941–1945, War­szawa 1988, s. 172–173. [wróć]

Hinze R., op. cit., s. 97–100. [wróć]

Czuj­kow W., op. cit., s. 134; Rokos­sow­ski K., Żoł­nier­ski obo­wią­zek, War­szawa 1972, s. 350; Szte­mienko S., op. cit., s. 343–344. [wróć]

Beevor A., Ber­lin 1945. Upa­dek, Kra­ków 2009, s. 54–55; Seaton A., Wojna totalna 1941. Wehr­macht prze­ciw Armii Czer­wo­nej, Kra­ków 2010, s. 691–693. [wróć]

Czuj­kow W., op. cit., s. 137. [wróć]

Bel­lamy Ch., op. cit., s. 734. [wróć]

Koniew I.S., Sorok pja­tyj, Moskwa 1966, s. 33. Żeby dodać łyżkę dzieg­ciu do tej beczki miodu, wypada na mar­gi­ne­sie zauwa­żyć, że pierw­szym miej­scem, do któ­rego skie­ro­wali się funk­cjo­na­riu­sze NKWD po zaję­ciu mia­sta, był budy­nek Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego, gdzie spo­dzie­wali się zna­leźć doku­menty nie­miec­kiego śledz­twa ws. Katy­nia. [wróć]

Tip­pel­skirch, K., Isto­rija wto­roj miro­woj wojny, Sankt Peters­burg 1999, s. 687–688. [wróć]

Solarz J., op. cit., s. 66–69. [wróć]

Seaton A., op. cit., s. 694–695. Gene­rał został zabity przez pol­skich par­ty­zan­tów. [wróć]

Isa­jew A., Ber­lin 45-go. Sraż­je­nia w logowje zwje­ria, Moskwa 2007, s. 27–28; Hinze R., op. cit., s. 147–152. [wróć]

Gude­rian H., op. cit., s. 310–311. [wróć]

Wie­li­kaja Otje­cie­stwien­naja Wojna 1941–1945. Enci­klo­pe­dija, red. Kozłow M.M., Moskwa 1985, s. 131; Bie­sza­now W., 1945. God Pobiedy, Moskwa 2011, s. 112. [wróć]

Enci­klo­pe­dija wto­roj… op. cit., Moskwa 2007, s. 124. [wróć]

Zaloga S.J., Ope­ra­cja „Bagra­tion” 1944. Klę­ska Grupy Armii „Śro­dek”, Poznań 2011, s. 7, 74–75. [wróć]

McA­teer S.M., 500 Days: The War in Eastern Europe, Pit­ts­burgh 2008, s. 334. [wróć]

Zaloga S., Ness L.S., Com­pa­nion to the Red Army 1939–1945, Stroud 2009, s. VI–VII. [wróć]

Radziec­kie Siły Zbrojne…, op. cit., s. 541. [wróć]

Bie­sza­now W., op. cit., s. 114. [wróć]

But­tar P., op. cit., s. 188. [wróć]

Żeby prze­rwać nie­miecką obronę, 2. Front Bia­ło­ru­ski musiał zużyć samego tylko 14 stycz­nia ponad 950 wago­nów amu­ni­cji. Wasi­lew­ski A., op. cit., s. 560. [wróć]

Seaton A., op. cit., s. 663–670. [wróć]

McA­teer S.M., op. cit., s. 335. [wróć]

Bel­lamy Ch., op. cit., s. 743. [wróć]

Kwe­stia prze­su­nię­cia gra­nic nie zyskała jesz­cze for­muły praw­nej. Tym samym pol­skie wła­dze w Lon­dy­nie posta­wione zostały w fatal­nej sytu­acji — z jed­nej strony ich kraj pozba­wiony został roz­le­głych tere­nów na wscho­dzie, a z dru­giej — nowe gra­nice na Odrze i Nysie Łużyc­kiej nie zostały jesz­cze ofi­cjal­nie potwier­dzone! Po woj­nie ZSRR zagwa­ran­tuje gra­nice Pol­ski na zacho­dzie, czy­niąc pol­skie wła­dze swo­imi zakład­ni­kami w tym wzglę­dzie. Był to typowy prze­jaw per­fi­dii radziec­kich władz. [wróć]

Dunn W.S., Sta­lin’s Keys to Vic­tory: The Rebirth of the Red Army, Mecha­nics­burg 2006, s. 67. [wróć]

Seaton A., op. cit., s. 685. [wróć]

Radziec­kie Siły Zbrojne…, op. cit., s. 537–538. Auto­rzy nie wzięli pod uwagę Frontu Lenin­gradz­kiego i 37. Samo­dziel­nej Armii. [wróć]

Mer­ri­dale C., Wojna Iwana. Armia Czer­wona 1941–1945, Poznań 2007, s. 15. [wróć]

Zbi­nie­wicz F., op. cit., s. 58. [wróć]

Ibi­dem, s. 62–63. [wróć]

Wasi­lew­ski A., op. cit., s. 436. [wróć]

Żukow G., Wspo­mnie­nia i reflek­sje, War­szawa 1970, s. 721. [wróć]