Pokusa (The Hunted #1) - Ivy Smoak - ebook + audiobook

Pokusa (The Hunted #1) ebook i audiobook

Smoak Ivy

3,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Prześliczna Penny Taylor zawsze przestrzegała zasad. Właśnie zaczynała studia. Pierwszego dnia zajęć nie mogła jednak zaliczyć do udanych. Przed wykładem poszła do kawiarni, by spotkać się z Austinem. Nie przyszedł. Na domiar złego, kiedy wychodziła z lokalu z kubkiem kawy w ręku, ktoś uderzył ją drzwiami. Kawa wylała się prosto na bluzkę, a przed upadkiem Penny uratowały dwie silne dłonie.

Silne dłonie należały do przystojnego mężczyzny o tajemniczym spojrzeniu. Wyglądał niewiarygodnie i pięknie pachniał. Bardzo się przejął niefortunnym zdarzeniem i koniecznie chciał jakoś pomóc Penny, pożyczył jej więc sweter, aby mogła ukryć pod nim poplamioną bluzkę. Jakież było zdziwienie ślicznej studentki, kiedy się okazało, że ciemnooki przystojniak jest jej wykładowcą.

Profesor James Hunter pod maską życzliwej uprzejmości skrywał wiele mrocznych sekretów. Niegdyś mieszkał w Nowym Jorku i wiódł życie miliardera. Teraz był wykładowcą na uniwersytecie, studenci go uwielbiali, nikt jednak nie znał jego przeszłości. Właściwie nikt nie wiedział niczego o profesorze Hunterze. Naprawdę skutecznie ukrywał swoje tajemnice.

Choć to całkowicie wbrew zasadom, Penny zakochała się w swoim wykładowcy. Postanowiła utrzymać to w sekrecie, nikt by jej przecież nie zrozumiał. Wkrótce się zorientowała, że przystojny profesor dostrzegł jej uczucie i... je odwzajemnia. Oboje wiedzieli, że ich miłość nie miała żadnych szans. Musieli się jej oprzeć i trzymać się od siebie z daleka.

Tylko że bardzo trudno jest oprzeć się miłości.

Co się stanie, gdy poddasz się pokusie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 356

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 2 min

Lektor: Czyta: Monika Chrzanowska
Oceny
3,3 (12 ocen)
3
2
3
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa
(edytowany)

Z braku laku…

dałabym takie 2,5 gwiazdki. Niby nie była zła ale szału też nie ma a Penny jak dla mnie glupia jak but. Serio, irytująca gówniara na potęgę.
20
Empaga

Dobrze spędzony czas

fajnie się czyta
00
MagdalenaHaM

Całkiem niezła

Jak ona mnie denerwuje, jak można mówić do swojego chłopaka profesorze? I jest raz z jednym za chwilę z drugim?
00
Ulatam

Z braku laku…

Szkoda czasu
00
Agami7

Nie polecam

Przez audiobook nie da się przebrnąć. "Czytana" bohaterka sprawia wrażenie baaardzo znudzonej, niedowartościowanej, momentami miałam.wrazenie że jest umierająca z taką manierą były czytane jej kwestie. Przyjaciółka bohaterki sprawia wrażenie wścibskiej, bezczelnej i wyjątkowo irytującej. Może gdybym przeczytała książkę zamiast ją słychać byłoby inaczej. Ale historia mnie nie porwała na tyle żebym zdecydowała się ją dokończyć. Drugiej części nawet nie zaczynam.
00

Popularność




Ivy Smoak

Pokusa (The Hunted #1)

Tytuł oryginału: Temptation (The Hunted #1)

Tłumaczenie: Marta Czub

ISBN: 978-83-283-9092-8

Ivy Smoak © 2015

Polish edition copyright © 2023 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/pokuh1_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

HELION S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Część I

Rozdział 1.

Wtorek

Wyciągnęłam telefon z plecaka i sprawdziłam wiadomości. Nadal nie przyszło nic nowego. Wrzuciłam komórkę z powrotem do plecaka i wbiłam wzrok w kubek z kawą. Powiedział mi, że za mną tęskni, więc wróciłam wcześniej na kampus, żeby zrobić mu niespodziankę, ale dwa razy nie odebrał ode mnie telefonu. Nie powinnam była dzwonić drugi raz. Teraz siedziałam w jego ulubionej kawiarni z nadzieją, że przypadkiem na niego wpadnę.

Na szczęście wczoraj przyjechała moja współlokatorka Melissa, więc nie musiałam być sama w pokoju w akademiku. Pomimo deszczu przeszłyśmy się Main Street, żeby kupić podręczniki, a przez resztę dnia opowiadałyśmy sobie o wakacjach. Głównie narzekałyśmy na pracę w handlu za minimalną stawkę. To był jej pomysł, żeby przyjść tutaj na kawę w nadziei, że się na niego natknę. Pomogła mi nawet rano z włosami i makijażem. Ale jego tu nie było i czułam się trochę tak, jakbym go śledziła.

Odezwał się mój telefon, więc chwyciłam go szybko. Przesunęłam palcem po ekranie i spojrzałam na ikonkę wiadomości. Ale to było tylko ustawione przypomnienie, że zbliża się godzina moich pierwszych zajęć. Musiałam przejść przez cały kampus. W pośpiechu zamknęłam plecak i zarzuciłam go sobie na ramię.

W kawiarni panował duży ruch. Studenci nie byli przyzwyczajeni do tak wczesnej pobudki. Kofeina była koniecznością. Wzięłam w jedną rękę parasolkę, a w drugą kubek z kawą i zaczęłam się przeciskać między klientami.

Przy wyjściu podłoga była śliska, bo wszyscy ciągle wchodzili i wychodzili, a na dworze padało. Mimo protestów Melissy założyłam kalosze i bardzo się z tego cieszyłam, bo poślizgnęłam się nagle na linoleum. Gdy odzyskałam równowagę, ktoś wszedł pospiesznie do kawiarni. Otworzone z rozmachem drzwi trafiły w mój kubek. Kawa chlapnęła mi na koszulę, a kubek poleciał na ziemię. Znów się poślizgnęłam, ale nagle poczułam, że przytrzymują mnie dwie silne dłonie.

— Najmocniej przepraszam. Nic pani nie jest? — usłyszałam głęboki głos.

— Wszystko w porządku. — Wbijałam wzrok w ziemię. — Nie była już gorąca. — Nie wspomniałam o tym, że była zimna, bo siedziałam przez pół godziny w kawiarni, zachowując się jak namolna wariatka.

Jego dłonie powoli odsunęły się od mojej talii.

— Obawiam się, że pobrudziłem pani bluzkę.

Spojrzałam na brązowe plamy z kawy wyraźnie widoczne na mojej niebieskiej koszulce bez rękawów.

— O cholera. O ósmej zaczynam zajęcia. Nie mam czasu się przebrać. — Żałowałam, że zamiast zabierać parasolkę, nie założyłam płaszcza, który osłoniłby mnie przed chłodnym deszczem.

— Proszę — powiedział mężczyzna. Odłożył swoją torbę i zdjął z siebie szary sweter. Biała koszula, którą miał pod spodem, podjechała przy tym lekko do góry, dzięki czemu zauważyłam skrawek umięśnionego brzucha. Mój wzrok powędrował do jego twarzy. Miałam wrażenie, że mężczyzna wyszedł prosto ze stron jakiegoś czasopisma. Wydawał się ode mnie starszy, może robił doktorat. Miał ciemnobrązowe włosy, mokre od deszczu. Były nastroszone, jakby zmierzwił je przed chwilą dłonią. Miał wyraźnie zarysowane kości policzkowe i dołeczki na policzkach. Jego oczy były intensywnie brązowe, tak jak włosy, i wpatrywały się teraz we mnie z uwagą. Serce zaczęło mi szybciej bić. Podał mi swój sweter.

— Nie trzeba. Nie mogę go wziąć. — Zaśmiałam się nerwowo. — Dam sobie radę. — Usunęłam się na bok, żeby mógł przejść. Poczułam, że zaczynam się rumienić.

— Nalegam. — Na jego twarzy widniał leciutki uśmiech. — Pierwszy dzień zajęć. — Wzruszył ramionami. — Na pewno chce pani zrobić dobre wrażenie.

Wzięłam od niego sweter.

— Dziękuję — powiedziałam cicho. Założyłam sweter przez głowę. Był wielki, ale wygodny. Unosił się z niego słodki zapach wody kolońskiej. Poczułam się tym lekko oszołomiona. Wiedziałam, że się gapię na tego mężczyznę. — Przepraszam, muszę już iść, bo się spóźnię. — Facet był tak przystojny, że zachowywałam się jeszcze dziwaczniej niż zwykle.

Rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz potem je zamknął. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i wyszłam z kawiarni. W drodze na zajęcia musiałam się prezentować absurdalnie. Workowaty sweter, getry i jasnoczerwone kalosze. Wyglądałam pewnie jak dziecko. Ale byłam wdzięczna. Plamy z kawy na bluzce byłyby dużo gorsze niż workowaty sweter. Melissa będzie zachwycona tą historią.

Rozdział 2.

Środa

Spojrzałam na plan zajęć, żeby sprawdzić numer sali. Po wczorajszej wpadce w kawiarni nie chciałam dziś znowu zrobić z siebie idiotki. Przyszłam jako jedna z pierwszych, więc zajęłam miejsce z tyłu. Ku irytacji większości wykładowców na zajęciach wolałam słuchać, niż brać w nich czynny udział. Ten przedmiot będzie moją największą zmorą. Większość osób zostawiała go sobie na ostatni rok, ale ja chciałam mieć go szybko z głowy. Teraz zaczynałam żałować tej decyzji.

Usiadłam przy jednym z drewnianych biurek w rogu, wyjęłam nowy zeszyt i długopis i wyjrzałam przez znajdujące się obok mnie okno.

— Zapomnij o Austinie — radziła mi Melissa wczoraj wieczorem po wysłuchaniu opowieści o przygodzie w kawiarni. — Z tego, co mówisz, ten nowy facet wydaje się fajny. Poza tym pachnie obłędnie.

Nie mogłam się z nią nie zgodzić. Złożyłam sweter w kostkę i zostawiłam go na krześle, ale zapach i tak rozniósł się po pokoju. Przez całą noc śniłam o spotkaniu nieznajomego w kawiarni. W tych snach nie uciekłam w jego swetrze, zapominając zapytać, jak mu na imię.

— Witam na zajęciach z komunikacji werbalnej w biznesie. Jestem profesor Hunter. — Wykładowca przerwał przedstawianie się, a ja odwróciłam się od okna, żeby na niego spojrzeć. Patrzył prosto na mnie. Zrobiłam głęboki wdech. To nieznajomy z kawiarni! Chrząknął i odwrócił ode mnie wzrok. — Wiem, że większość z was jest na ostatnim roku i czekała jak najdłużej się dało, żeby odbyć te zajęcia. Nie poznałem jeszcze studenta, który cieszyłby się na myśl o komunikacji. Do diaska, sam nie lubię wykładać tego przedmiotu.

Studenci roześmieli się lekko. Ja wpatrywałam się w niego z przerażeniem.

— Serio, musimy uczyć tego na zasadzie rotacji. Nie jestem nawet pewny, czy mam odpowiednie kwalifikacje. Obiecuję jednak, że zajęcia nie będą takie straszne, jak o nich mówią. Zwykle nie oceniam zbyt ostro, więc nie ma potrzeby się stresować podczas wystąpień. Ale chciałbym przejść do sedna. Sprawdzę obecność. Kiedy wyczytam czyjeś nazwisko, proszę wstać i powiedzieć mi jeden ciekawy fakt na swój temat. Potem przestanę się nad wami znęcać i będziecie mogli wyjść wcześniej. Nie tak źle, prawda? No to zaczynamy. Raymond Asher.

Jakiś chłopak podniósł się z ławki na środku sali.

— Cześć, jestem Ray. Hm, jeden ciekawy fakt na mój temat? No cóż, mam dobre podejście do pań.

— Akurat, Ray — zażartowała siedząca obok dziewczyna.

Siadając, próbował ją pocałować w policzek, ale się odsunęła.

— Widzę, że będziemy się dobrze bawić podczas twoich wystąpień. Ellie Doyle?

Wstała jakaś dziewczyna na przedzie i zaczęła mówić, ale ja jej nie słuchałam. Serce mi waliło. Nie lubiłam nawet mówić „obecna”, gdy nauczyciel wyczytywał moje nazwisko. Wpatrywałam się w profesora Huntera, gdy słuchał odpowiedzi udzielanych przez studentów. Co jakiś czas na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Ależ on był przystojny.

— Tyler Stevens? — wywołał następną osobę.

Zbliżał się do mojego nazwiska. Spojrzałam na leżącą przede mną czystą kartkę i spróbowałam się skoncentrować.

— Penny Taylor?

Zaschło mi w gardle.

— Penny Taylor? — powtórzył profesor.

Podniosłam się powoli.

— Cześć wszystkim, jestem Penny. — Czułam, że robię się czerwona. — Niestety będziecie musieli zapłacić, żeby dowiedzieć się, co myślę.

I usiadłam. Co ja takiego powiedziałam?

— Dziwaczne — prychnęła jakaś dziewczyna z przodu. Kilka osób wokół niej zarechotało.

Na twarzy profesora Huntera pojawił się uśmiech.

— Zapłacić za pani myśli? W takim razie w piątek będę musiał przynieść swoją świnkę skarbonkę. Mia Thompson?

Wypuściłam powoli powietrze i wyłączyłam się, żeby nie słyszeć odpowiedzi Mii. Chciałam uspokoić przyspieszone bicie serca. O blat mojego biurka brzęknęła moneta. Obejrzałam się w prawo na siedzącego obok chłopaka. Miał rozwichrzone jasne włosy i lekki zarost na twarzy. Jego oczy były jasnoniebieskie.

— Bez wahania zapłaciłbym za twoje myśli — powiedział z uśmiechem.

Za bardzo wcześniej panikowałam, by zwrócić uwagę na to, co mówił, gdy się przedstawiał. Zamiast mu odpowiedzieć, wsunęłam sobie włosy za ucho.

— W czwartek wieczorem bractwo Sigma Pi robi imprezę. Powinnaś wpaść, Penny. — Podał mi ulotkę.

— Jak ci na imię?

— Tyler. No wiesz, ten gitarzysta.

Skinęłam mu uprzejmie głową, choć wiedziałam, że powinnam już znać imię chłopaka i ciekawostkę na jego temat.

— Powinnaś bardziej uważać. A skoro na te zajęcia nie ma zadania domowego, wiem, że nie będziesz zbyt zajęta, więc do zobaczenia w czwartek — powiedział i puścił do mnie oko. Wziął plecak i zarzucił go sobie na ramię.

Sala zaczęła pustoszeć. Schowałam zeszyt do plecaka. Profesor Hunter odprowadził wzrokiem wychodzącego Tylera i popatrzył na mnie. Znów rumieniec wypłynął mi na twarz. Uśmiechnęłam się lekko do wykładowcy, spuszczając wzrok, gdy przechodziłam obok jego biurka. Jego krzesło skrzypnęło, a zaraz potem jego palce musnęły moje przedramię. Zadrżałam pod wpływem tego dotyku.

— Pani Taylor, jeszcze raz przepraszam za bluzkę.

Skrzyżowałam przed sobą ręce, bo nagle zrobiło mi się zimno.

— Ależ nie, to ja przepraszam.

Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu.

— Dlaczego pani? To ja uderzyłem panią drzwiami.

Nie wiedziałam, o co mi chodzi. Miałam nawyk za wszystko przepraszać.

— Chodziło mi o to, że zabrałam pański sweter. Zwrócę go.

— Nie ma pośpiechu. Mam kilka. — Wskazał na sweter, który miał na sobie. Był taki sam jak ten, który mi dał, tylko szarozielony.

Nagle dotarła do mnie fala jego słodkiego zapachu. Spojrzałam mu w oczy. Moje fantazje z minionej nocy miały ochotę się wymknąć. Bardzo pragnęłam być zuchwała, ale zuchwałość należała wyłącznie do sfery moich snów.

— Nie wiedziałam, że jest pan wykładowcą — wyrzuciłam z siebie.

Uśmiechnął się.

— Lepiej, kiedy studenci uważają mnie za swojego rówieśnika. Uważam, że to wspomaga proces nauczania.

Nie o to mi chodziło. Miałam na myśli to, że wyglądał naprawdę młodo. Ile on ma lat? Uświadomiłam sobie, że się na niego gapię, i zaklęłam w myślach.

— Chyba powinnam już iść. Do zobaczenia w piątek, profesorze Hunter.

Na dźwięk swojego nazwiska zmarszczył trochę brwi, jakby poczuł się urażony. Skinął mi głową i powiedział:

— Pani Taylor.

Rozdział 3.

Czwartek

— Daj spokój, jest czwartek wieczór! — powiedziała Melissa, przeglądając zawartość mojej szafy.

— Dokładnie, co oznacza, że jutro mam zajęcia. — Robiło mi się niedobrze na myśl o tym, co mnie czeka jutro rano. Nie byłam pewna, czy dam radę na każdych zajęciach wstawać i wypowiadać się na forum grupy. Zwłaszcza na oczach profesora Huntera. Dlaczego on musiał być wykładowcą? Melissa przekonała mnie, żebym nie szła do opiekuna roku i nie wypisywała się z zajęć. Miała rację. Żałowałabym, gdybym odłożyła ten kurs na później. Ale Melissa nie wiedziała, że śniłam o profesorze Hunterze. Był taki seksowny.

— Zostałaś zaproszona na imprezę. Co oznacza, że musisz iść, żebym ja też mogła się wkręcić.

— Po prostu weź ulotkę — powiedziałam. — Wpuszczą cię. To bractwo, a ty jesteś dziewczyną. To w zupełności wystarczy.

— Przestań się mazać, Penny. Owszem, Austin zachował się jak dupek. Owszem, tajemniczy mężczyzna z kawiarni jest twoim wykładowcą i w związku z tym nie możesz się z nim umówić. Ale zapominasz o tym trzecim chłopaku. Z tego, co mówisz, Tyler jest przystojny i zabawny. A zabawny facet najczęściej jest czarujący.

— No nie wiem. Imprezy w bractwach zawsze są takie obleśne.

— Penny, bez względu na to, co powiesz, nie wymigasz się od tej imprezy. A teraz zakładaj to. — Rzuciła mi jakieś ciuchy.

Przewróciłam oczami.

— Dobra. Wygrałaś. Jak zwykle. — Przeszłam na drugą stronę pokoju i rozebrałam się powoli. Założyłam błyszczącą niebieską mini i swój najlepszy biustonosz push-up, a do tego biały top z dużym dekoltem. Właśnie kończyłam malować rzęsy, kiedy Melissa wróciła do pokoju.

— Penny, wyglądasz niesamowicie.

— Wyglądam jak dziwka. Słuchaj, Melisso, wieczorem będzie zimno. Czy nie powinnam mieć na sobie czegoś więcej?

— Jest koniec lata. Musisz wykorzystać ten strój, póki możesz. Załóż te buty — podała mi parę mieniących się szpilek. Obcas musiał mieć co najmniej dziesięć centymetrów. Melissa była ubrana podobnie do mnie, tylko że jej spódnica nie błyszczała i jeśli to w ogóle możliwe, była jeszcze krótsza od mojej.

— Nie mogę się doczekać jesieni — westchnęłam i zapięłam paski sandałów. Zerknęłam na sweter profesora Huntera, który wciąż leżał złożony na krześle. Miałam ochotę go założyć, zwinąć się w kłębek na łóżku i przez całą noc oglądać telewizję. Ale współlokatorka złapała mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju.

Wyszłyśmy z akademika i ruszyłyśmy pod rękę chodnikiem w kierunku Main Street. Mijający nas chłopcy gwizdali, samochody trąbiły.

— Myślisz, że będzie padało? — zapytałam.

— Przestań się o wszystko martwić. Po prostu się dziś zabawmy!

Skręciłyśmy w boczną uliczkę i po kilku minutach usłyszałyśmy dudnienie muzyki. Na górze budynku widniały wielkie litery SIGMA PI. Jakiś koleś sikał w krzakach po lewej.

— No i jesteśmy — mruknęłam.

— Drogie panie! — Podszedł do nas wysoki, ciemnowłosy i przystojny chłopak. — Witajcie w Sigma Pi. Szukacie kogoś konkretnego czy przyszłyście tu po prostu spragnione nowości? — Mrugnął do Melissy. Wyswobodziła rękę spod mojego ramienia i przedstawiła się. Nie usłyszałam, co do siebie mówili.

— Zaprosił nas Tyler — oznajmiłam.

Chłopak odwrócił się w stronę budynku.

— Hej, Tyler! — Zagwizdał na dokładkę. — Tyyyler!

— Znajdź mnie, zanim wyjdziesz — szepnęła Melissa, a zaraz potem oddaliła się z nowym znajomym.

Zostałam sama w skąpym stroju. Spojrzałam w kierunku Main Street. Może jednak powinnam stąd iść? Melissa nawet się o tym nie dowie.

Chciałam już odejść, gdy ktoś nagle zawołał:

— Penny!

Odwróciłam się i zobaczyłam idącego do mnie Tylera. Trzymał w dłoniach dwa czerwone plastikowe kubki. Miał na sobie czarny T-shirt z neonowym zielonym nadrukiem liter Sigma Pi. Jego dżinsy nie były ani zbyt luźne, ani zbyt obcisłe. Wyglądał dobrze. Kiedy stanął przy mnie, zauważyłam, że jest kilka centymetrów wyższy niż ja w obcasach.

— Nie sądziłem, że przyjdziesz — powiedział i podał mi kubek. — Ale bardzo się cieszę, że jesteś. Wyglądasz nieziemsko, kotku.

Wzdrygnęłam się, gdy nazwał mnie kotkiem. Austin zawsze się tak do mnie zwracał. Upiłam duży łyk piwa.

— Ty też się nieźle odstawiłeś — odparłam.

Uśmiechnął się.

— Chcesz wejść do środka?

— Oczywiście — potwierdziłam. Objął mnie ramieniem, kładąc mi dłoń na talii, i poprowadził mnie w kierunku siedziby bractwa.

Muzyka leciała na cały regulator i można było odnieść wrażenie, że budynek się trzęsie. Piłam piwo, podczas gdy Tyler mnie oprowadzał. Na koniec wycieczki po parterze potrzebowałam dolewki. Poszliśmy do sutereny i oboje dolaliśmy sobie piwa.

— Chcesz zatańczyć? — Musiał niemal krzyczeć, żebym go usłyszała.

— Czy przez tańczenie masz na myśli to? — zapytałam i pokazałam parę, która się o siebie ocierała.

— Cóż, jeśli chcesz tak tańczyć, to chyba będę potrzebował jeszcze jednego drinka.

Roześmiałam się.

— Pewnie czegoś mocniejszego niż piwo. — Posłałam mu porozumiewawczy uśmiech.

— To, kotku, da się załatwić. — Wziął mnie za rękę i zaprowadził z powrotem do baru. Wszedł za ladę i sięgnął po butelkę wódki. — Jeśli mam tańczyć do upadłego, to ty też. — Nalał wódkę do dwóch kieliszków. — Najpierw powinniśmy chyba skończyć to — powiedział i uniósł czerwony kubek. — Szkoda, żeby się zmarnowało.

Przewróciłam oczami i dopiłam piwo. Rzuciłam mu pusty kubek.

— Zadowolony?

— Jeszcze nie — powiedział i spojrzał na mnie figlarnie. Uniósł kieliszek z wódką, więc zrobiłam to samo. Alkohol palił mnie w gardle. Odstawiłam z impetem kieliszek na stół. Tyler obejrzał się na tańczących ludzi. — No nie wiem, to nadal wygląda dość prowokująco. Może jeszcze po jednym?

— Tyler, czy ty próbujesz mnie upić?

— Ja? To ty chcesz tak tańczyć. To ty, Penny, próbujesz mnie urżnąć. Nie wiem, co mam z tobą zrobić.

— No dobra, jeszcze po jednym szocie. A potem się przekonamy, czy potrafisz się ruszać.

Tyler wyszczerzył się w uśmiechu i znów nalał wódki do kieliszków.

— Za dobrą imprezę — powiedział, wznosząc kieliszek.

Za wymazanie z pamięci Austina. Zaczęło mi szumieć w głowie, ale wypiłam drugiego szota. Tyler złapał mnie za rękę i wbiegliśmy w morze tańczących ludzi. Obrócił mnie i przyciągnął do siebie moje biodra. Moje ciało zaczęło się poruszać do rytmu.

— Penny — szepnął mi do ucha. — Co ty ze mną robisz?

Złapałam go od tyłu za szyję i pozwoliłam, by prowadził moje biodra. Okręcił mnie, żebym znalazła się przodem do niego.

— Świetnie tańczysz.

— Tyler, to nie jest tańczenie — zaśmiałam się.

— Ups, chyba alkohol przestał działać. — Szybko mnie podniósł i przerzucił sobie przez ramię.

— Tyler!

Podszedł ze mną do baru i postawił mnie z powrotem na ziemi. Wszystko wydawało się trochę rozmazane. Wziął butelkę i objął wolną ręką moją talię. Poprowadził mnie w stronę schodów. Kiedy doszliśmy na pierwsze piętro, wskazał kolejne schody.

— Nie pokazałem ci jeszcze drugiego piętra — powiedział w drodze na górę.

— Masz na myśli swój pokój?

— Penny, ależ z ciebie cyniczka. Nie, nie mój pokój. — Dotknął krawata zawieszonego na jednej z klamek. — Ten pokój — oznajmił i otworzył sąsiednie drzwi, przy których na klamce nie było krawata.

— Mogę cię zapewnić, Tyler, że dziś ci się nie poszczęści.

— Nie wiem, o czym mówisz. Chciałem tylko, żebyś mi pokazała, jak lubisz tańczyć. Bez tych wszystkich ludzi wokół. — Pociągnął z butelki i podał mi ją.

Wzięłam mały łyk i odstawiłam flaszkę na komodę. Chwyciłam Tylera za ręce i położyłam je sobie na biodrach. Potem zaplotłam dłonie na jego karku. Zaczęliśmy powoli się kołysać. To była chyba najmilsza rzecz, jaką zrobił dla mnie jakikolwiek chłopak. Przysunęłam się do niego bliżej, żeby nasze ciała się zetknęły.

— Więc lubisz miło i powoli? — zapytał Tyler.

— Chodzi ci o taniec? Tak. Nie jest miło?

Pochylił się, żeby mnie pocałować. Chciałam zapomnieć o Austinie i musiałam zapomnieć o profesorze Hunterze. Chwyciłam jego kark i przyciągnęłam bliżej, a on pogłębił pocałunek. Jego dłonie zjechały z mojej talii na tyłek. Pozwoliłam mu je zacisnąć, ale potem przesunęłam je z powrotem wyżej.

— Penny, proszę, znęcasz się nade mną. — Uniósł dłonią moją brodę i znów mnie pocałował.

Podobał mi się dotyk jego dłoni.

— Powinniśmy zwolnić — powiedziałam bez tchu.

Odsunął się i wziął mnie na ręce. Położył mnie na łóżku, a potem padł obok.

— Więc dlaczego kładziesz się na łóżku? To raczej niecierpliwe z twojej strony.

— Tyler. Lubię cię. — Melissa miała rację: był zabawny i uroczy, nawet jeśli odrobinę pretensjonalny. Może to mogłoby zamienić się w coś więcej. Może Tyler był właśnie tym, kogo potrzebowałam.

Położył mi rękę na kolanie i powoli przesunął ją po udzie.

— Ja też cię lubię, kotku.

Złapałam jego rękę i przytrzymałam w miejscu.

— Tyler, za dużo wypiliśmy. — Moje ciało go pragnęło i to było widać.

Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami. Zabrał rękę z mojego uda i wsunął mi palce we włosy.

— Wydaje mi się, że zachowałem jasność umysłu. — Znów mnie pocałował, a ja przycisnęłam się do niego biodrami. Pragnęłam go.

Jednocześnie mój rozum krzyczał „nie”. Przy Austinie zawsze czułam, że nic nie znaczę. Zależało mu wyłącznie na moim ciele, które mu dawałam. Podobało mi się, że Tyler mnie pragnie, ale nie chciałam się z nim przespać na pierwszej randce. Za daleko się posunęłam z flirtem.

Położył się na mnie i podciągnął trochę moją spódnicę.

— Tyler, proszę. — Spróbowałam usiąść.

— Nie musisz mnie prosić, kotku. — Rozpiął spodnie, pchnął mnie z powrotem na łóżko i uniósł moje ręce nad głową, przytrzymując je nieruchomo w miejscu.

— Tyler, zejdź ze mnie. — Mój umysł nagle przezwyciężył ciało.

— Nie drocz się ze mną. Wiesz, że chcesz tego równie bardzo jak ja. Obiecuję, że nie będę się spieszył. Tak jak lubisz. — Zaczął całować mnie po szyi.

Ugięłam nogę i kopnęłam go kolanem w krocze. Sturlał się ze mnie i złapał się w miejscu, w którym go uderzyłam.

— Do cholery, co to miało być, Penny?!

— Prosiłam, żebyś przestał. — Po twarzy zaczęły mi płynąć łzy. Wstałam, zataczając się lekko.

— Ale z ciebie suka!

Wyszłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Kilka osób gapiło się na mnie, gdy zbiegałam po schodach.

Rozdział 4.

Czwartek

Wybiegłam z siedziby bractwa. Na dworze mżyło, a ja nie miałam ani płaszcza, ani parasolki. Przeklęłam w myślach Melissę za to, że zmusiła mnie do założenia tak skąpego stroju. Nic dziwnego, że Tyler zachował się, jak się zachował. To nie byłam ja. Austin namieszał mi w głowie i zupełnie odebrał mi pewność siebie. Czułam się zażenowana i wstydziłam się tego, do czego przed chwilą doszło. Łzy zaczęły mieszać się z mżawką. Musiałam mocno się skupić i uważać, żeby się nie przewrócić przez wysokie obcasy i alkohol.

Na Main Street mżawka przeszła w deszcz.

— Pani Taylor, czy to pani?

Całe moje ciało zamarło na dźwięk głębokiego głosu. Miałam na sobie najbardziej niestosowny strój, jaki kiedykolwiek założyłam, a na dodatek biały top przemókł i zrobił się całkowicie prześwitujący.

— Ym… nie. Pomylił mnie pan z kimś. — Ruszyłam w pośpiechu, ale obcasy nie pozwoliły mi iść zbyt szybko.

— Penny, zaczekaj!

Odwróciłam się i popatrzyłam na profesora Huntera, który jak zwykle wyglądał seksownie. Miał na sobie dżinsy, które opinały się we właściwych miejscach, i skórzaną kurtkę, a pod nią zwykły biały T-shirt. Wyglądał tak jak na zajęciach, tylko miał dodatkowo cień zarostu na policzkach i parasol.

— Profesorze Hunter, przepraszam… — Urwałam i skrzyżowałam przed sobą ręce, żeby spróbować zakryć moje najprawdopodobniej odsłonięte piersi.

Zmarszczył brwi, gdy wypowiedziałam jego nazwisko, tak samo jak zrobił to w sali wykładowej.

— Lubisz przepraszać, gdy nie zrobiłaś nic złego.

Pewnie to sobie wyobraziłam, ale odniosłam wrażenie, że jego wzrok zatrzymał się odrobinę dłużej na moich nogach. Mężczyzna stanął bliżej, żeby osłonić mnie parasolem.

— Wszystko w porządku, Penny?

Miałam pewnie zaczerwienione oczy od łez wściekłości. Liczyłam, że w deszczu tego nie zauważy.

— Tak, w porządku.

— W takim razie co robisz sama o tak późnej porze?

— Mogłabym zapytać pana o to samo. — Przewróciłam oczami zdegustowana własną niedojrzałością.

— Wybrałem się po prostu na spacer.

— Ja też — odpowiedziałam cicho.

Zaśmiał się. To był ponętny dźwięk. Przysunęłam się do niego trochę bliżej, pozwalając, żeby moja ręka otarła się o jego rękę.

— Zimno ci, Penny?

Było mi zimno i czułam się zażenowana. Pokiwałam głową. Podobał mi się sposób, w jaki wypowiadał moje imię.

Wręczył mi parasol i zdjął kurtkę. Następnie przytrzymał ją przede mną, więc wsunęłam w rękawy najpierw jedną, potem drugą rękę. Skóra pachniała jego wodą po goleniu. Wziął ode mnie parasol i znów przytrzymał go nad nami. Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen.

— No cóż, naprawdę nie powinnaś chodzić sama o tej porze, Penny — stwierdził. — Zwłaszcza w takim ubraniu.

— Pan również.

Znów się roześmiał.

— Czy twój akademik jest gdzieś w pobliżu? Poczuję się znacznie lepiej, jeśli odprowadzę cię do domu.

— Mieszkam w Susseksie.

— W takim razie tędy — powiedział i na chwilę położył dłoń na moich plecach.

Szliśmy przez kilka minut w milczeniu. Co jakiś czas się potykałam, a wtedy jego dłoń znów na moment dotykała moich pleców. Za każdym razem, gdy to robił, miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi.

— Nie jestem dobra w wystąpieniach publicznych. — W końcu przerwałam milczenie. — Wydaje mi się, że powinnam wypisać się z pańskich zajęć.

— Mam nadzieję, że tego nie zrobisz. Jeśli potrzebujesz dodatkowej pomocy, udzielam konsultacji w wyznaczonych godzinach. I naprawdę nie oceniam surowo.

— Ale zaboli wyjątkowo mocno, jeśli mnie pan obleje.

— Dlaczego wyjątkowo mocno? — Wypowiedział słowo „wyjątkowo” powoli, niemal uwodzicielsko.

— Bo pan… To znaczy ja… No bo jest pan… — Urwałam. Chciałam powiedzieć: „Bo jest pan powalająco przystojny i bardzo mi się pan podoba”. Nie mogę uwierzyć, że prawie pozwoliłam mu to usłyszeć.

— No cóż, chyba faktycznie nie jesteś dobra w wystąpieniach. — Ponownie się roześmiał. — Ale jak mówiłem, zawsze możesz wpaść na konsultacje.

Przeszliśmy wzdłuż trawnika. Zawsze marzyłam, żeby chłopak odprowadził mnie po randce do akademika. Ale umawiałam się tylko z niedojrzałymi chłopcami, a nie z mężczyznami. Profesor Hunter był mężczyzną. Kolejny raz zaczęłam się zastanawiać, ile ma lat.

— Od dawna jest pan wykładowcą?

— Od bardzo niedawna. Ale podoba mi się tutaj, choć często pada. Poza tym nigdy nie wiadomo, co człowiek znajdzie podczas długiego spaceru w deszczu. — Uśmiechnął się.

Czy on ze mną flirtuje? Wydaje mi się, że tak!

Zanim się zorientowałam, dotarliśmy do mojego akademika. Wyszłam spod parasola z powrotem na deszcz.

— Proszę — powiedziałam, kiedy ściągnęłam jego kurtkę.

Jego spojrzenie powędrowało na sekundę do mojego mokrego topu.

— Nie, zatrzymaj ją.

— Kradnę panu wszystkie ubrania. Niedługo nic panu nie zostanie.

— Wygląda na to, że taki masz plan. — W jego oczach pojawił się figlarny błysk.

— Nalegam. — Podałam mu kurtkę.

Wziął ją z ociąganiem.

— Nie narobiłam sobie kłopotów, prawda?

— Jesteś na ostatnim roku, możesz legalnie pić alkohol i masz prawo ubierać się w to, co ci się podoba. Dlaczego miałabyś narobić sobie kłopotów?

Tyle że wcale nie byłam na czwartym roku. Zaledwie na drugim. I nie skończyłam dwudziestu jeden lat, miałam dopiero dziewiętnaście. Zrobiłam głęboki wdech. Nie musiał tego wiedzieć.

— Ma pan rację. I ostatecznie byłam tylko na spacerze. Dziękuję, że mnie pan odprowadził, profesorze Hunter.

Ściągnął brwi, gdy wypowiedziałam jego nazwisko, jak zawsze. Ale na ten widok wstrzymałam oddech. Myliłam się co do jego miny. Nie było w niej złości, tylko pożądanie. Musiałam sobie przypomnieć, żeby znów oddychać.

— Widzimy się jutro rano punktualnie o ósmej, pani Taylor.

— Jesteśmy umówieni. — Wytrzeszczyłam oczy i zakryłam ręką usta. Czy ja naprawdę powiedziałam to na głos? Odwróciłam się i zaczęłam się mocować z kartą magnetyczną otwierającą drzwi. W końcu kliknęły. Otworzyłam je i prędko weszłam do środka. Obróciłam się w ostatniej chwili i zobaczyłam, że profesor Hunter przypatruje się mi z uwagą, ale co zaskakujące, wcale nie jest zakłopotany. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.

Rozdział 5.

Piątek

Obudziłam się kilka godzin później i zwymiotowałam do kubła na śmieci. Melissa musiała w którymś momencie wrócić do domu, bo leżała w łóżku, ale spałam, kiedy przyszła. Wciąż miała na sobie tę skąpą sukienkę.

Zaczęło wschodzić słońce. Przechyliłam budzik i okazało się, że dochodzi siódma. Wyłączyłam alarm, nie chcąc budzić koleżanki. Wyjęłam z opakowania ściereczkę do demakijażu i starłam pozostałość cieni i tuszu do rzęs. Potem zabrałam kosmetyczkę i wyszłam cicho do łazienki.

Umyłam dwa razy zęby i trzykrotnie użyłam płynu do płukania ust, żeby pozbyć się ohydnego smaku. Potem wskoczyłam pod prysznic i próbowałam zmyć z siebie tę dziwną noc. Nie wyobrażałam sobie spotkania z profesorem Hunterem. I nie chciałam nawet myśleć o tym, jakie okropne zadanie zaplanował na dziś. Komunikacja mnie dobije. No i Tyler, którego będę musiała unikać. Wczoraj wieczorem zrobiłam z siebie kompletną idiotkę. Wiedziałam, że to moja wina. Nie zamierzałam go prowokować, byłam po prostu wściekła na Austina i chciałam wybić sobie z głowy niezręczne zauroczenie własnym wykładowcą. Ale mówiłam Tylerowi, żeby przestał. To on źle postąpił.

Woda spływała mi na głowę. Wzięłam głęboki wdech. Znów zbierało mi się na wymioty. Przełknęłam z trudem ślinę i spłukałam odżywkę, a potem zakręciłam wodę pod prysznicem. Od zimnego powiewu powietrza moje nogi pokryły się gęsią skórką, więc szybko owinęłam się ręcznikiem. Wcisnęłam jego brzeg w górną krawędź, żeby się nie zsunął, i poszłam z powrotem do pokoju.

Kiedy w końcu udało mi się rozczesać niesforne loki, upięłam grzywkę i zrobiłam makijaż. Trochę mocniejszy, niż zwykle o ósmej rano w piątki. Założyłam krótkie, obcisłe dżinsowe spodenki i koszulkę na ramiączkach, a stopy wsunęłam w japonki. Zerknęłam na telefon i zobaczyłam, że już za piętnaście ósma. Wygrzebałam z szafy bluzę i założyłam ją przez głowę, a potem wzięłam plecak i wyszłam.

Słońce przyjemnie grzało mi twarz. Weszłam do Smith, gmachu, w którym odbywały się zajęcia z komunikacji, i poszłam po schodach na górę. Na szczęście znów dotarłam jako jedna z pierwszych i zajęłam miejsce w rogu z tyłu sali. Po kilku minutach pojawił się Tyler. Odwróciłam głowę i wyjrzałam przez okno. Zaklinałam go w duchu, żeby nie siadał koło mnie.

Sąsiednie krzesło skrzypnęło lekko. Zamknęłam oczy. Dlaczego ja?

— Penny?

Popatrzyłam na Tylera. Miał podkrążone oczy. Siedział na brzegu krzesła, jak najbliżej mnie.

— Jezu, Penny, przepraszam. Nie pamiętam, co się wczoraj wydarzyło, poza tym, że na pewno zachowałem się jak kretyn. — Posłał mi blady, wymuszony uśmiech.

— No cóż, ja niestety pamiętam. — Żałowałam, że nie mogę po prostu schować głowy pod bluzę i zniknąć.

— Naprawdę cię przepraszam.

Zamknęły się drzwi, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Do sali wszedł profesor Hunter, a ja mimo woli wpatrzyłam się w niego. Nosił okulary w czarnych kwadratowych oprawkach. Włosy, które zwykle miał zaczesane do góry, wyglądały, jakby w ogóle nie widziały grzebienia. Ich końcówki lekko się kręciły. Miał na sobie tę samą skórzaną kurtkę, którą prawie mi zostawił. Zdjął z ramienia brązową torbę i położył ją na biurku, a potem rozpiął kurtkę i zawiesił ją na oparciu krzesła, ujawniając zielony T-shirt z dekoltem w serek. Jego luźny styl sprawiał, że — jeśli to w ogóle możliwe — mężczyzna wydawał się jeszcze bardziej uroczy.

Włożył ręce do kieszeni dżinsów.

— Wszyscy wydają się dziś podenerwowani. — Uśmiechnął się. — Więc chyba najlepiej będzie, jeśli posłuchamy, jak spędziliście wczorajszy wieczór. Im swobodniej się ze sobą poczujemy, tym łatwiej wam będzie w dalszej części semestru stanąć na środku sali i wygłosić fantastyczne przemówienie. Gotowi na opowieści?

Część studentów jęknęła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Raczej nie byłam jedyną osobą na lekkim kacu.

Siadając na krześle, profesor Hunter zerknął na mnie. Wyciągnął z torby listę obecności i wyczytał pierwsze nazwisko. Kilka osób zaklinało się, że tylko się uczyli. Niektórzy stwierdzili, że nie są kujonami i że byli na imprezie.

— Tyler Stevens?

Tyler podniósł się i spojrzał przed siebie.

— Szczerze mówiąc, upiłem się i zrobiłem z siebie durnia. Byłem z mądrą, piękną dziewczyną i pewnie zaprzepaściłem swoją szansę. — Podniósł rękę i podrapał się w kark, wbijając wzrok w podłogę.

— Brzmi jak bardzo pechowy splot okoliczności — skomentował profesor Hunter. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że patrzy prosto na mnie. Przełknęłam ślinę.

Tyler westchnął i siadając na miejsce, spojrzał na mnie.

— Penny Taylor — powiedział profesor. Kiedy wstałam, wyjął z torby małą ceramiczną świnkę. — Dziś jestem przygotowany. Musi mi pani uwierzyć na słowo, że w środku jest kilka groszy.

Bardzo chciałam zapanować nad swoim rumieńcem, ale wiedziałam, że zrobiłam się czerwona na twarzy. Serce biło mi jak szalone.

— Poszłam na spacer w deszczu z nieznajomym, którego poznałam w kawiarni.

Profesor Hunter uniósł brwi.

— Brzmi dość czarująco, pani Taylor.

— Tak było.

Patrzył na mnie jeszcze przez sekundę, a potem znów spojrzał na listę i wyczytał kolejne nazwisko. Usiadłam szybko i wbiłam wzrok w dłonie. Czułam na sobie wzrok Tylera.

Po wywołaniu wszystkich osób profesor Hunter wstał.

— Wygląda na to, że w tym semestrze mamy w grupie kilka interesujących osobowości. I mam mniej więcej pojęcie o tym, nad jakimi rzeczami przydałoby się popracować. Skoro o tym mowa… — Pogrzebał w torbie i wyciągnął z niej plik kartek. — W środę zapomniałem rozdać program kursu. — Odłożył jeden zestaw z samej góry, a resztę rzucił na biurko siedzącego z przodu chłopaka. — Weźcie po jednym egzemplarzu i podajcie dalej.

Chłopak zabrał jeden sylabus i przekazał plik sąsiadowi. Gdy kartki krążyły po sali, profesor Hunter usiadł na biurku.

— Wasza pierwsza prezentacja przypada dopiero za kilka tygodni, ale dobrze by było, żebyście w miarę szybko dobrali temat, aby móc go sobie przemyśleć. Musicie wybrać osobę, która w jakiś sposób was zainspirowała, i opowiedzieć nam o tym. Ale błagam, mam dość słuchania o waszych dziadkach, więc postarajcie się myśleć bardziej nieszablonowo. W przyszłym tygodniu zaczniemy mówić o tym, jak wypowiadać się skutecznie, i warto, żebyście skorzystali z tych rad. Jakieś pytania?

Ręka dziewczyny z przedniego rzędu wystrzeliła w górę.

— Tak?

— Czy musi pan zaakceptować temat?

— Tym razem nie. Ale przy kolejnych projektach już tak. Jeśli będziecie mieli jakiekolwiek pytania, zawsze możecie wysłać mi e-maila. Adres jest w sylabusie. Są tam też wypisane godziny konsultacji, jeśli ktokolwiek z was będzie miał jakieś wątpliwości lub potrzebuje pomocy z projektem.

Dwie siedzące przede mną dziewczyny zachichotały. Widać nie tylko ja uległam jego urokowi.

Stos sylabusów dotarł do Tylera, ale został tylko jeden egzemplarz. Zostawił go sobie. Zaklęłam w milczeniu. Dlaczego ja? Teraz będę musiała porozmawiać z profesorem Hunterem. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że trzyma w dłoni swój konspekt. Na jego twarzy widniał uśmiech. Czy onspecjalnie nie zostawił dla mnie ostatniego egzemplarza?

— Coś jeszcze? — zapytał.

Normalna osoba podniosłaby teraz rękę i powiedziała, że nie dostała programu kursu, ale moje serce biło zdecydowanie za szybko. On mnie strasznie stresował.

— W takim razie w porządku. Pamiętajcie, żeby w weekend zastanowić się nad tematem. Jeśli w poniedziałek będziecie już mieć pomysł, wtedy lepiej skorzystacie z moich rad. Życzę udanego weekendu.

Usłyszałam zasuwanie zamków przy plecakach i szuranie nóg. Powoli schowałam wciąż pusty zeszyt do plecaka. Zdjęłam bluzę i ją też włożyłam do plecaka. Gdy to robiłam, poczułam na sobie cień. Podniosłam wzrok i zobaczyłam obok mojego stolika Tylera.

— Dasz mi drugą szansę? — zapytał nieśmiało.

— Zastanowię się — odpowiedziałam.

Na jego twarz wypłynął uśmiech.

— Podaj mi swój telefon.

Wręczyłam mu aparat i wstałam. Wpisał mi swój numer i oddał komórkę.

— Miłego weekendu, Penny — powiedział i odszedł.

Wzięłam plecak i poszłam na przód klasy. W sali zostałam tylko ja i profesor Hunter. Siedział znów przy biurku, przeglądając sylabus. Nie podniósł głowy, gdy podeszłam.

— Przepraszam, profesorze Hunter? — odezwałam się nerwowo.

— W czym mogę pomóc, pani Taylor? — zapytał, unosząc wzrok znad kartek.

— Nie dostałam sylabusu.

— W takim razie proszę. — Wręczył mi ten, który trzymał.

— Dziękuję.

— A więc spacer w deszczu z nieznajomym był punktem kulminacyjnym pani pełnego wrażeń wieczoru, tak?

— Właściwie wczoraj wieczorem to był jedyny miły akcent.

— Tak podejrzewałem, skoro rozmowa o dzisiejszych zajęciach zabrzmiała prawie jak umawianie się na randkę.

Zakryłam ręką oczy, a potem powoli przejechałam nią po twarzy.

— Myślałam, że tylko mi się to przyśniło. — Umierałam ze wstydu.

— Nie zdawałem sobie sprawy, że pojawiam się w pani snach, pani Taylor.

— Nie o to mi… To znaczy nie pojawia się pan. Chodziło mi o to, że…

Profesor Hunter roześmiał się pociągająco.

— Udanego weekendu, pani Taylor. Może w poniedziałek poproszę, żebyście opowiedzieli o tym, co ciekawego przyśniło się wam w weekend.

Otworzyłam w zdziwieniu usta. Drzwi skrzypnęły i do środka zaczęli wchodzić studenci z kolejnej grupy.

— Profesorze Hunter — powiedziałam, odwróciłam się szybko i wyszłam z sali.

Rozdział 6.

Niedziela

Pomimo sprzeciwu Melissy spędziłam weekend w dresie, siedząc w naszym pokoju w akademiku z przerwami na krótkie wycieczki na stołówkę. W niedzielę wieczorem koleżanka miała trening zespołu wokalnego. Właśnie skończyłam nakręcać włosy na duże wałki, żeby zwiększyć ich objętość. Mogłam udawać, że zrobiłam to dla Tylera albo przynajmniej kogoś w moim wieku, ale to byłoby kłamstwo. Starałam się zadbać o wygląd dla profesora Huntera. Czułam się przy nim niesamowicie skrępowana. Jeśli naprawdę każe nam opowiadać o zapadającym w pamięć śnie z weekendu, to umrę. Jedyne, o czym najwyraźniej byłam w stanie śnić, to o całowaniu się z nim pod parasolem podczas ulewy. I o jego silnych dłoniach, które przyciskały moje ciało. Co się ze mną dzieje?

Westchnęłam, położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Zamiast jednak patrzeć w ekran, wzięłam telefon i przewinęłam listę kontaktów do litery T. Nie było tam Tylera. Zjechałam do Y, na wypadek gdyby przypadkowo pominął T, ale tam też go nie było. Powoli przeskrolowałam listę do góry, aż znalazłam go zapisanego jako „AAA Skruszony Tyler”.

Roześmiałam się. Znajdował się na szczycie mojej listy kontaktów. Musiał to zrobić specjalnie. Kliknęłam jego kontakt i wybrałam esemesa. „AAA Skruszony Tyler? — napisałam. — To już jakiś początek”. Dodałam uśmiechniętą emotikonkę i nacisnęłam Wyślij.

Minie jakiś czas, zanim odpisze. Zdaje się, że po prostu tak działa wymiana esemesów. Tyler odczyta go od razu, ale będzie wolał udawać, że był czymś zajęty, i odpowie dopiero za jakiś czas. A jeśli przypominał Austina, kontakt z nim się urwie. Odłożyłam telefon na łóżko. Nie cierpiałam takich gierek.

Mój wzrok powędrował do ekranu telewizora, ale nie byłam dziś w stanie znaleźć nic śmiesznego w filmikach pokazywanych w America’s Funniest Home Videos. Sięgnęłam po komórkę, gdy tylko usłyszałam dźwięk powiadomienia.

Tyler: „Mam nadzieję, że kiedyś wykasujesz »AAA skruszony« i będę mógł znów być zwykłym Tylerem. Co dziś porabia urocza Penny?”.

Dopiero co narzekałam na gierki, a sama odłożyłam telefon. To jakiś absurd! Wzięłam znów komórkę i napisałam: „Próbuję wybrać temat swojego wystąpienia. Wymyśliłeś już coś?”. Mój palec znieruchomiał na chwilę nad przyciskiem Wyślij, ale go nacisnęłam.

Tyler najprawdopodobniej pomyśli, że jestem żałosna, skoro odpowiadam od razu. Kiedy mój telefon milczał przez minutę, uznałam, że upłynie jakiś czas, zanim chłopak się odezwie. Odłożyłam więc aparat, zeskoczyłam z łóżka i wzięłam z biurka sylabus z komunikacji. Spojrzałam na krzesło biurkowe. Zwykle korzystałam z komputera i odrabiałam zadania w łóżku, więc sweter profesora Huntera nadal leżał złożony na krześle. Powiedział, że zamieścił w sylabusie godziny konsultacji, więc jak najszybciej się na nie wybiorę, żeby zwrócić mu ubranie. Serce zaczęło mi bić szybciej na myśl o znalezieniu się z nim sam na sam.

Usiadłam znów na łóżku i spojrzałam na pierwszą stronę sylabusa. Profesor James Hunter. James. Nawet jego imię brzmiało seksownie. Zaczęłam się zastanawiać, czy używa zdrobnienia Jim, czy Jimmy. Uznałam, że ani takiego, ani takiego. Profesor Hunter wydawał się wyrafinowanym człowiekiem, a „James Hunter” też było wyrafinowane.

Przeczytałam pierwszą stronę sylabusa. Wyglądał tak samo jak konspekt zajęć każdego innego wykładowcy. Opisane w nim były wymagania i zasady wystawiania ocen. Przeszłam do części o projektach i zapoznałam się z informacjami dotyczącymi pierwszej prezentacji. O czym będę mówić? Nie chciałam, żeby moje wystąpienie było nudne. Chciałam, żeby profesor Hunter mnie zauważył. Jak dotąd moje odpowiedzi na jego pytania sprawiały najwyraźniej, że chciał ze mną rozmawiać. A dzięki naszym niezręcznym rozmowom czułam, że żyję. Instynkt podpowiadał mi, żeby opowiedzieć o czymś bezpiecznym. Z jakiegoś powodu zaczęłam jednak myśleć, jak zmienić zadanie tak, żebym mogła opowiedzieć o nieznajomym z kawiarni. To był śmiały pomysł, pewnie zbyt śmiały. Ale zastanawiałam się, czy by mu się spodobał. Jak dotąd chyba lubił moje odpowiedzi. Chciałam, żeby znów patrzył na mnie z uwagą.

Telefon zabrzęczał, więc wzięłam go do ręki.

Tyler: „Pomyślałem, że opowiem o dziadku tylko po to, żeby wkurzyć Huntera. Ale postaram się, żeby było zabawnie. Ostatecznie w grupie jest dziewczyna, na której naprawdę chcę zrobić wrażenie”.

Uśmiechnęłam się, czytając po raz drugi esemesa. Tyler był śmiały. A jeśli on był gotowy naginać granice, to może ja też powinnam? Odpisałam mu: „Jestem ciekawa, co wymyślisz. Do zobaczenia jutro, AAA Skruszony Tylerze”.

Przerzuciłam resztę sylabusa, żeby wyszukać godziny konsultacji profesora Huntera. Kiedy odnalazłam właściwą stronę, poczułam się tak, jakby stanęło mi serce.

— Penny, wszystko w porządku?

Nawet nie zauważyłam, że Melissa wróciła. Rzuciła klucze na komodę, podeszła do swojego łóżka i usiadła na nim po turecku.

— Tak — powiedziałam szybko i zamknęłam sylabus. Rzuciłam go na biurko. — Przeglądałam notatki.

— Nie zgadniesz, na kogo wpadłam — powiedziała.

— Na kogo?

— Domyśl się, Penny!

— Nie mam pojęcia.

— Na Austina.

— Proszę, powiedz mi, że go zignorowałaś.

— Nie, porozmawiałam z nim.

Wytrzeszczyłam oczy.

— Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Melisso, powiedz, proszę, że żartujesz!

— Podeszłam, żeby mu powiedzieć, że zachował się jak gnojek. Chciałam stanąć w twojej obronie! I wiesz, co mi powiedział zaraz na początku?

— Nie chcę wiedzieć.

— Poprosił o twój numer.

— Dlaczego miałby prosić o mój numer? Przecież go ma. A nawet jeśli zgubił, to dzwoniłam do niego dwa razy, a on mnie kompletnie olał.

— Mówił, że ma nowy telefon.

— A ty mu uwierzyłaś? Kiedy ktoś kupuje sobie nowy telefon, zwykle zapisuje stare numery. — Przewróciłam oczami.

— No nie wiem, wydawał się mówić szczerze. W każdym razie stanęłam po twojej stronie. Nie zgodziłam się podać mu twojego numeru.

— Dzięki, Melisso.

— Zamiast tego on dał mi swój.

— Dał ci swój numer? Co za bezczelność.

— Nie, nie w takim sensie. Dał mi, żebym ci przekazała. — Wygrzebała z kieszeni świstek papieru i zamachała nim w powietrzu.

— Nie chcę go.

— Jezu, nie chcesz chociaż sprawdzić, czy to w ogóle nowy numer?!

— To nie ma znaczenia. Austin mógł się ze mną skontaktować na tysiąc innych sposobów. Jeśli naprawdę chciał się ze mną spotkać, bez trudu mógł to zrobić. — Skrzyżowałam przed sobą ręce.

— Jak chcesz — powiedziała Melissa. — Po prostu to tu zostawię. — Położyła kartkę na stoliku nocnym. — Na wypadek gdybyś zmieniła zdanie. A tak w ogóle to nie ma za co. Idę pod prysznic. — Wzięła kosmetyczkę i wyszła z pokoju.

Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, zeskoczyłam z łóżka. Zamiast wziąć karteluszek, jak tego na pewno chciała, sięgnęłam po sylabus i przerzuciłam go do strony, na której były zamieszczone godziny konsultacji profesora Huntera. Przeczytałam odręcznie napisaną notatkę:

Pani Taylor,

niechętnie myślę o tym, że mogłaby Pani nabrać nawyku spacerowania w środku nocy. Ale gdy znów znajdzie się Pani sama podczas deszczu, proszę bez wahania do mnie zadzwonić, jeśli uzna Pani, że przyda się Pani eskorta.

— J. H.

152-726-0133

Przeczytawszy to po raz piąty, przycisnęłam kartkę do piersi. O Boże! Wzięłam telefon i szybko dodałam nowy numer. Musiałam wykrzesać z siebie maksymalne pokłady siły woli, żeby do niego nie napisać. Przerzuciłam sylabus znów na pierwszą stronę i odłożyłam go na biurko. Trudno było stwierdzić, czy wykładowca zachowywał się jak odpowiedzialny dorosły, czy otwarcie ze mną flirtował. Wolałam myśleć, że to drugie. Jakaś część mnie uważała, że tylko sobie wyobraziłam to, jak na mnie patrzył, gdy odprowadzał mnie do domu. Ale może naprawdę patrzył z pożądaniem… na mnie? Kiedy usłyszałam szczęk klamki pod dłonią Melissy, błyskawicznie zgasiłam światło i nakryłam się kołdrą, a potem zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Nie powiedziałam jej, że w czwartek wieczorem profesor Hunter odprowadził mnie do domu. Chciałam zachować tę jedną rzecz dla siebie i własnej fantazji.

Zasnęłam, marząc o tym, że całuję się pod parasolem z profesorem Jamesem Hunterem.