Podaruj mi szczęście - Emmy Grayson - ebook

Podaruj mi szczęście ebook

Grayson Emmy

5,0

Opis

Clara Stephenson od siedmiu lat jest asystentką króla Alarica. Ich relacje są profesjonalne, ale gdy Clara próbuje go pocieszyć po jego zerwanych zaręczynach, daje się uwieść jej wdziękom i urodzie. Po miesiącu okazuje się, że będą mieli dziecko. Alaric decyduje, że się pobiorą. Clara zaczyna żyć jak królowa, lecz nie potrafi być szczęśliwa, żyjąc w sposób narzucony przez Alarica. A on wkrótce zaczyna tęsknić za dawną Clarą – przyjacielską, pełną energii, mającą własne zdanie. Bardzo chciałby uszczęśliwić swoją żonę…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Emmy Grayson

Podaruj mi szczęście

Tłumaczenie:

Dorota Viwegier-Jóźwiak

Rozdział pierwszy

Furia, która błyskawicznie rozprzestrzeniła się w żyłach księcia Alarica Van Ambrose, zaskoczyła nawet jego samego. Nie sądził, że ktokolwiek poza jego beznadziejnym ojcem, będzie w stanie doprowadzić go do białej gorączki.

Ale to nie ojciec spoglądał teraz na niego ze zdjęcia wyświetlonego na tablecie Clary, lecz jego była już narzeczona, Celestine Osborne, w ramionach nie jednego, a dwóch mężczyzn, przyłapana przez paparazzich w którymś z modnych nowojorskich klubów. Jeden z mężczyzn trzymał ją dłońmi w talii, lubieżnie przytulony do ledwo przykrytych kusą spódniczką pośladków. Dłonie drugiego mężczyzny spoczywały tuż pod jej piersiami, które omalże wylewały się z wydekoltowanej bluzki na ramiączkach.

Większość kobiet przyłapanych in flagranti zapewne zasłoniłaby się przed błyskiem flesza, ale nie Celestine, która patrzyła prosto na fotografa. Dobrze znał to jej wyzywające spojrzenie i bezczelny uśmiech. Niektórym mogłaby się wydać pewna siebie i seksowna. Alaricowi te oślepiająco białe zęby kojarzyły się z piranią.

Powoli rozprostował palce zaciśnięte na telefonie i odłożył go na biurko. Gdy wybierał numer Celestine, pozostawił zdjęcie otwarte – miało mu przypominać, że nie może już dłużej tolerować jej skandalicznych wybryków. Trwające od dziewięciu lat zaręczyny były co prawda efektem umowy biznesowej zawartej przez ich ojców, jednak Alaric zawsze był przekonany, że ten układ pasuje także Celestine.

Dopiero podczas ostatniej rozmowy, a właściwie awantury zakończonej zerwaniem, Celestine wyjawiła, że nigdy nie chciała tego ślubu. Był teraz zły nie z powodu rozstania, lecz dlatego, że zmarnował tyle czasu, czekając na Celestine i znosząc wszystkie jej wyskoki.

– Przykro mi, Wasza Wysokość.

Spokojny głos Clary pomógł mu odzyskać równowagę. Była jego asystentką przez ostatnie siedem lat. Niezawodna, profesjonalna, biegła w mowie oraz piśmie, szybko stała się kimś, bez kogo nie umiałby funkcjonować. Cechowała ją skuteczność, obojętne, czy chodziło o niwelowanie napięć na linii ojciec-syn, reagowanie na coraz bardziej zuchwałe zachowania Celestine czy dyskretne zakończenie jego ostatniego romansu z córką hiszpańskiego potentata olejowego.

W ostatnim czasie Alaric zauważył, że coraz częściej zwraca się do niej, prosząc o opinie na tematy polityczne, a jej towarzystwo sprawia mu przyjemność. Oczywiście, dostrzegał czerwone flagi. Clara była zatrudniona w jego kancelarii, a on jeszcze do niedawna był zaręczony.

Ale już nie jesteś, usłyszał diabelski podszept. Zerknął teraz na Clarę zbliżającą się do jego biurka. Była bardzo atrakcyjną kobietą. Zwykle nosiła kostiumy składające się z żakietu i spodni lub spódnicy, dopasowane do figury na tyle, by podkreślać walory sylwetki, ale nie wodzić go na pokuszenie.

Jednak dzisiejszego wieczora… miała na sobie suknię w kolorze kobaltu, który przypominał mu Morze Północne tuż przed wschodem słońca. Sposób, w jaki delikatny materiał spowijał jej szczupłe ciało, podkreślając wszystkie krągłości i opadając kaskadą aż do samej ziemi, wprawił go w podekscytowanie. Jasne blond włosy, upięte zazwyczaj w skromny kok tuż nad karkiem, były dziś wysoko zaczesane i fantazyjnie skręcone, a pojedyncze loki okalały jej anielską twarz.

Gdy dotknęła tabletu, arogancka mina Celestine zniknęła z ekranu.

– Mnie natomiast jest przykro, że nie zerwała zaręczyn wcześniej. Linnaea zasługuje na lepszą królową.

Usta Clary rozchyliły się na moment i z powrotem zacisnęły.

Alaric uniósł brwi.

– Co takiego?

– Nie jest moją rolą to oceniać.

Zaśmiał się. Rzadko zdarzało mu się opuszczać gardę, ale przy Clarze nie miał z tym problemu. Należała do osób szczerych i wiedział, że leżało jej na sercu dobro kraju, którym w zastępstwie ojca rządził.

– Możesz powiedzieć to, co myślisz. Nie pogniewam się.

Jeden z kącików ust uniósł się lekko w górę. W oczach zatańczyły wesołe ogniki.

Wesołe ogniki? Co też mu przyszło do głowy?

– Wasza Wysokość też zasługuje na kogoś lepszego.

Zmrużył oczy, przypomniawszy sobie, że wypowiedziała już kiedyś podobne słowa. Pewnego wieczora jedenaście miesięcy temu. Wtedy właśnie sprawy między nimi przybrały nieco inny obrót. Przynajmniej z jego perspektywy.

Alaric wstał z fotela i przeszedł kilka kroków w stronę okien sięgających od sufitu do podłogi. Jezioro połyskiwało w blasku zimowego księżyca. Śnieg przykrył ziemię już w październiku, tworząc spektakularną scenerię, która jak magnes przyciągała turystów.

W całym swoim życiu Alaric kochał jedynie swoją zmarłą matkę Marianne oraz kraj, w którym się urodził. Z miłości do ojczyzny zgodził się na zaręczyny z Celestine.

Jakiś ptak zerwał się do lotu. Sądząc po białych skrzydłach rozpostartych na tle nocnego nieba, był to puchacz śnieżny. Zniżył lot, ocierając się prawie o taflę jeziora, i wzbił się ponownie ku gwiazdom. Zawsze zazdrościł ptakom wolności. Żadnych terminarzy, zobowiązań, komisji i zgłębiania dokumentów piętrzących się na biurku. A także żadnych narzeczonych, których eskapady stanowiły wizerunkową katastrofę dla królestwa. Mając szesnaście lat, zrozumiał, że jeśli ktokolwiek miał uratować Linnaeę, to na pewno nie był to jego ojciec, Daxon Van Ambrose. Lubił on bowiem nosić koronę, ale pogardzał pracą i odpowiedzialnością. Nie znał umiaru w wydawaniu pieniędzy. To był główny powód, dla którego Alaric zdecydował się zaręczyć z kobietą, której nigdy wcześniej nie widział na oczy.

Dziewięć lat. Tyle czasu upłynęło, odkąd poznał Celestine i jej bajecznie bogatego ojca oraz podpisał umowę, w której zgodził się dać Maxowi Osborne’owi tytuł królewski – jedyną rzecz, jakiej ten nie mógł kupić za swoje miliardy. Umowa zakładała, że ślub odbędzie się w ciągu maksymalnie dziesięciu lat. W tym czasie Max miał wpompować w gospodarkę Linnaei potężne pieniądze za pośrednictwem różnych projektów. Potem Celestine miała oficjalnie wejść do rodziny Van Ambrose, wnosząc dodatkowo posag wart kilka miliardów dolarów.

Mówiąc w uproszczeniu, Daxon Van Ambrose sprzedał rolę królowej Linnaei temu, kto zaoferował najwięcej.

Na celowniku złości, którą Alaric wciąż kipiał, nie była już Celestine, ale on sam. On, który wyraził zgodę na idiotyczną umowę zawartą przez jego ojca i Maxa. Miał wtedy dwadzieścia sześć lat i był zaangażowany w sprawy monarchii na tyle, na ile pozwolił mu ojciec. Dziewiętnastoletnia Celestine dopiero co ukończyła szkołę i zapewne zaświeciły jej się oczy, gdy usłyszała, że zostanie żoną przyszłego króla. Od chwili, gdy się poznali, co miało miejsce w sali tronowej, eleganckiej, choć mniej uczęszczanej – Daxon wybrał ją, by zaimponować zaproszonym z tej okazji gościom – wiedział, że dziewczyna była za młoda, by w pełni rozumieć, na co się zgodziła.

Podpisał jednak dokument i tym samym sprzedał nie tylko swoją duszę, ale także duszę młodej kobiety, dwóm starym wyjadaczom, którzy troszczyli się wyłącznie o swoje interesy, a nie o kondycję Linnaei.

Odebrała telefon i usłyszał zamulony głos, który szybko nabrał zjadliwości. Spytała, czy dzwoni, żeby jak zwykle prawić jej kazania. Oświadczył, że albo zaprzestanie imprezowania i wyznaczy wreszcie datę ślubu, albo on zadzwoni do jej ojca, by renegocjować umowę. Odpowiedź była krótka:

– Droga wolna, ja z tobą skończyłam.

Alaric omiótł spojrzeniem górskie szczyty po drugiej stronie jeziora, czując w ciele inny rodzaj napięcia. Skoncentrował się na dobrze znanym widoku. Lepsze to, niż wpatrywać się w asystentkę.

– Jestem księciem, Claro. Nie rycerzem z baśni. Te zaręczyny nigdy nie miały nic wspólnego z miłością, zawsze chodziło tylko o pieniądze.

Ostatnie słowo wypowiedział z pogardą. Przez całe życie walczył o to, by nie kojarzono go ojcem, jego romansami, piciem i rozrzutnością. A jednak stał tutaj, rozmyślając właśnie o pieniądzach. O tym, że pierwszą jego reakcją była satysfakcja. Ponieważ to Celestine zerwała zaręczyny, Linnaea i tak dostanie sporą sumkę od Osborne Construction. To mówiło aż nazbyt wiele o tym, kim stał się Alaric z biegiem lat. Omal nie przymusił do ślubu krnąbrnej narzeczonej, byle dobrać się do fortuny jej ojca.

Wzdrygnął się z obrzydzenia na samego siebie.

– Przygotowałam wstępne oświadczenie do akceptacji Waszej Wysokości.

– Wyślij je.

Westchnęła poirytowana, co bardziej wyczuł, niż usłyszał.

– Potrzebuję akceptacji.

– Akceptuję.

Ponownie westchnęła, tym razem głośniej.

– To niestety tak nie działa, Wasza Wysokość.

Obejrzał się przez ramię, ale to nie powstrzymało Clary, która zdecydowanym krokiem szła w jego stronę. Im bliżej była, tym bardziej się robił spięty. Zatrzymała się tuż obok i podała mu tablet, na którym zamiast zdjęcia Celestine widniał teraz dokument do podpisu. Przebiegł wzrokiem tekst, choć słodki zapach perfum Clary wcale mu tego nie ułatwiał.

Książę Alaric Van Ambrose i pani Celestine Osborne ogłosili, że nie są już zaręczeni. Życzą sobie nawzajem jak najlepiej…

Skrzywił lekko usta, przypominając sobie wrzaski Celestine podczas ich ostatniego spotkania.

– Może być.

Tablet zniknął sprzed jego oczu, ale nie Clara. Kątem oka dostrzegł, jak pochyla głowę nad ekranem i dotyka go palcami. Blask ekranu oświetlał jej delikatny profil.

Dobrze pamiętał moment, w którym Clara przestała być godną zaufania asystentką, a stała się kimś więcej. Kimś, na kim mógł polegać. Kimś, z kim lubił przebywać.

Przez pierwsze lata narzeczeństwa Alaric zachowywał dystans wobec Celestine, która wydawała mu się za młoda. Żadnemu z nich nie spieszyło się do ołtarza, przynajmniej dopóki realizowane były inwestycje Maxa, które pozwoliły Linnaei trochę odetchnąć finansowo. Po podpisaniu umowy Celestine powiedziała mu, że przez kilka kolejnych lat nie zamierza zmieniać stylu życia, w tym rezygnować z randek. Wyraził na to zgodę, co okazało się później szczytem głupoty.

I kiedy on zajęty był odbudowywaniem kraju, a w wolnych chwilach zdarzało mu się miewać ściśle tajne romanse, Celestine zaczęła dokazywać, co z roku na rok przybierało coraz bardziej spektakularną formę. Parę lat temu Alaric całkowicie zrezygnował z romansów na boku i uznał, że najwyższa pora lepiej poznać swoją przyszłą żonę, ale to, co zobaczył, wcale mu się nie spodobało. Celestine była do szpiku kości zepsutą dziedziczką fortuny, która miała nieograniczone możliwości, a wybrała hulaszczy tryb życia tak jak ojciec Alarica.

Mimo to nie zamierzał wycofać się z umowy.

Rok temu, w przeddzień dorocznego Balu Bożonarodzeniowego, ukrył się w swojej prywatnej siłowni w podziemiach pałacu po tym, jak Celestine przybyła na kolację z udziałem najważniejszych osób w państwie ewidentnie podpita i ubrana w sukienkę, którą najlepiej można było opisać jako halkę, tak niewiele zasłaniała.

Z trudem wytrwał do końca wieczoru. Po deserze polecił odprowadzić Celestine do jej pokoju, nie pozwalając jej zostać podczas dalszej części przyjęcia. Sam został nieco dłużej, a potem wymówił się złym samopoczuciem i zszedł na dół. Był właśnie w trakcie okładania pięściami worka treningowego, by wyładować z siebie frustrację, gdy do środka weszła Clara. Miał wtedy na sobie jedynie spodnie dresowe. Pot ściekał mu po plecach. Nie przerwał ćwiczeń, po raz pierwszy w życiu nie zawracając sobie głowy swoim wyglądem. Dlaczego miał się przejmować tym, jak go postrzegano, jeśli ledwie kilka pięter wyżej przyszła królowa Linnaei robiła z siebie pośmiewisko?

Clara nie wybiegła z siłowni z krzykiem. Nie zganiła go też za to, że wyszedł z kolacji. W eleganckiej wieczorowej sukni usiadła na ławeczce do ćwiczeń z obciążeniem. Splotła palce i oparła dłonie na udach, po czym zapytała, czy Alaric chce o tym porozmawiać.

Nie chciał. Dlatego wyładował swoją frustrację na worku treningowym. Było mu jednak miło, że ktoś zainteresował się tym, co czuje. Kiedy odburknął, że woli zostać sam, Clara posłała mu uśmiech zaprawiony smutkiem, a następnie wstała i ruszyła do drzwi. Wkurzyło go to. Nie chciał jej współczucia i nawet to powiedział.

Do dziś słyszał łagodny, dźwięczny śmiech.

„Nie myślałam o współczuciu. Wasza Wysokość zasługuje po prostu na kogoś lepszego”.

– Wysłałam.

– Dziękuję, Claro.

Podniosła głowę. Jej spojrzenie śledziło teraz puchacza lecącego w stronę ciemnego lasu po południowej stronie jeziora.

– Czasami trudno mi uwierzyć, że tu mieszkam.

Zachwyt w jej głosie wzruszył go. Nie poznał jeszcze nikogo, kto kochałby Linnaeę równie mocno jak on.

– Ach tak?

– Linnaea to kraina jak z baśni.

Głos przepełniony tęsknotą, której nigdy u niej nie słyszał, rozgrzał jego krew. Starał się nie dać po sobie poznać poruszenia, jakie w nim wywołała.

Ale kiedy mówiła takie rzeczy jak teraz głosem pełnym podziwu, a zachwyt w jej oczach łagodził poważny na ogół wyraz twarzy, miał kłopot z utrzymaniem rąk przy sobie.

– Baśnie zwykle mają szczęśliwe zakończenie.

– Nie w oryginalnych wersjach. Te były często dość upiorne. Krew, kaci, egzekucje, brrr – powiedziała i zaśmiała się.

Alaric uniósł lekko brwi. Zazwyczaj ich rozmowy dotyczyły zupełnie innych tematów.

– Kiedy ojciec dowie się, że kontrakt z Maxem Osborne’em został zerwany, być może i w Linnaei będziemy oglądać egzekucje – rzucił sarkastycznie.

– Ślub siostry Waszej Wysokości będzie wielkim wydarzeniem dla Linnaei i korzystnym finansowo. Ambasador Szwajcarii już zapowiedział, że będzie apelował o sojusz. – Clara delikatnie trąciła Alarica ramieniem, co było złamaniem protokołu, ale przede wszystkim zelektryzowało go. – To efekt pracy Waszej Wysokości.

Chciałby wierzyć w optymistyczny rozwój wypadków, jaki przedstawiała Clara. Odkrycie, że ma przyrodnią siostrę, było dla niego niespodzianką, ale nie szokiem, wziąwszy pod uwagę liczne romanse ojca. Briony miała poślubić Cassiusa Adamę, rodowitego Linnaeańczyka, który pomimo wygnania z ojczyzny zdołał zgromadzić spory majątek, a teraz dołoży do niego tytuł królewski. Alaric początkowo sprzeciwiał się temu zaaranżowanemu małżeństwu. Budziło ono zbyt wiele skojarzeń z umową, którą ojciec zawarł z Maxem Osborne’em. Nadal też nie ufał w pełni młodemu mężczyźnie, choć na podstawie własnych obserwacji w ciągu ostatnich kilku tygodni musiał przyznać, że Cass wydawał się naprawdę dbać o jego siostrę. Briony też mu zaimponowała. Bardzo szybko dostosowała się do wcale niełatwego życia na dworze królewskim oraz ujęła się za zwykłymi obywatelami jej nowej ojczyzny i zaangażowała w projekty edukacyjne.

Ostatni czas obfitował w niespodziewanie pozytywne wydarzenia, ale to nie oznaczało, że da się uniknąć kłopotów, zwłaszcza z królem Daxonem Van Ambrose i ojcem Celestine, Maxem Osborne’em. Małżeństwo Briony i Cassa w połączeniu z międzynarodowym wsparciem mogłoby przybliżyć Linnaeę do niezależności finansowej, na czym najbardziej mu zależało. Pieniądze Celestine znacznie by ten proces przyspieszyły.

– Zawsze byłaś taką optymistką, czy sytuacja wygląda aż tak źle, że postanowiłaś podnieść mnie na duchu?

Zaśmiała się znowu, ale już nie tak pogodnie.

– Zdecydowanie nie jestem optymistką. Staram się podchodzić do wszystkiego realistycznie. Ale nawet realistka może się zachwycić takimi widokami – dodała, wskazując dłonią w kierunku okna.

Kwiatowy zapach perfum, w którym wyczuł słodką i cierpką nutę, otulił go, rzucając na niego zaklęcie. Ono z kolei, niczym płonąca zapałka spowodowało w jego wnętrzu pożar, który kazał mu unieść loki wokół smukłego karku, przycisnąć usta do alabastrowej skóry i posmakować jej, zanim do reszty oszaleje.

Powinien odejść. Zaczął się obracać, ale położyła dłoń na jego ramieniu. Stopy wrosły mu w podłogę, ciało stężało w oczekiwaniu.

Tylko na nią nie patrz!

Nie myślał logicznie. Ani teraz, ani wcześniej. Był tak tym wszystkim rozdrażniony, że wszystko mogło spowodować jego wybuch albo… skłonić do robienia rzeczy, których nie powinien.

– Wszystko będzie dobrze, Alaricu.

Spojrzał na nią, usłyszawszy po raz pierwszy, jak wymawia jego imię. Brzmienie jej głosu wypełniło przestrzeń między nimi. Cały świat skurczył się do widoku szczupłej dłoni spoczywającej na czarnym rękawie.

– Claro…

Zabrzmiało to jak groźny pomruk i było zapowiedzią zachowania, które nie przystoi księciu. Wtedy właśnie powinna cofnąć rękę i pobiec do drzwi. Zamiast tego jej palce zacisnęły się mocniej. Gwałtowny świst powietrza, które wciągnęła do płuc, zabrzmiał jak wystrzał z broni palnej. Uniósł nieco głowę, natykając się na spojrzenie oczu w odcieniu arktycznego błękitu, i świat zawirował mu przed oczami.

Czy to on zrobił pierwszy krok? A może ona? W jednej chwili mierzyli się wzrokiem, jakby wiedząc, co się za chwilę stanie. W następnej zatonęli w pożądaniu, które obmywało ich jak wysoka fala. Zatopił palce w jej jedwabistych włosach i sięgnął ustami jej warg.

To nie był czuły i delikatny pocałunek. Nie był też romantyczny. Był gwałtowny, zaborczy, jakby chciał jej pokazać to dzikie zwierzę ukryte pod fasadą opanowania i dobrych manier, które prezentował światu.

Objęła jego twarz dłońmi, kojąc częściowo furię, którą podszyta była jego namiętność. Nie przeszkodziło mu to obrysować językiem konturu jej ust i wedrzeć się do środka, gdy tylko je rozchyliła. Równocześnie wyrzucił z głowy myśl, że powinien kazać jej odejść, zanim zrobi coś jeszcze głupszego. Na przykład zsunie dłonie wzdłuż pleców i obejmie biodra, by je pociągnąć ku sobie. Pogłębi pocałunek i poczuje, jak jej gibkie ciało wygina się, przywierając do niego, a z jej ust wydobywa się cichy jęk.

Resztki rozsądku ocaliły go przed katastrofą. Oderwał się od jej ust i cofnął, dysząc ciężko.

– Claro, my…

Dotyk drobnych dłoni spoczywających na jego torsie parzył go.

– Nie przerywaj – wyszeptała błagalnie.

Jęknął w duchu, czując, jak pożar w jego ciele nabiera rozmachu. Wziął ją na ręce, pocałował w usta i ruszył w stronę biurka. Zanurzyła palce w jego włosach. Pieszczotliwy dotyk wymusił na nim szybszy krok.

Posadził ją na krawędzi blatu, złapał w rękę spory kawałek chłodnego jedwabiu i pociągnął go w górę, odsłaniając jej uda. Drugą dłonią podtrzymywał jej kark, pamiętając, by nie przerywać pocałunku.

Gdzieś na peryferiach jego umysłu cieniutki głos rozsądku próbował przywołać go do porządku. Omal go nie posłuchał, ale w tym samym momencie jego palce musnęły wilgotny, gorący i… nagi fragment ciała, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Zadrżała mu ręka, nie mógł zapanować nad podnieceniem.

– Claro?

Nie rozpoznał swojego głosu, ochrypłego i przesyconego dziką żądzą.

W odpowiedzi wysunęła biodra, napierając na jego dłoń i zaczerwieniła się równocześnie. Zaczął ją pieścić niemal bezwiednie.

– Ja nie… – powiedziała i zaczęła się wycofywać. Patrzyła na niego z obawą. – Nie planowałam tego…

Uciszył ją kolejnym pocałunkiem. Nie miało znaczenia, czy nie włożyła bielizny, by to jego doprowadzić do szaleństwa, czy z jakiegoś innego powodu. Liczyło się tylko to, że zaraz będzie jego.

Jej biodra kołysały się chaotycznie w przód i w tył, próbując dopasować się do rytmu pieszczot. Palce wślizgiwały się w nią z łatwością. Kciuk okrążał łechtaczkę. Zduszony krzyk wyrwał się z jej ust, gdy pierwszy dreszcz obezwładniającej rozkoszy wprawił jej ciało w dygot.

Dość już. Powinien przestać. Nie mógł pozwolić sobie na więcej.

Usłyszał charakterystyczny szelest rozpinanego suwaka. Jej palce wydobyły twardy penis i przez chwilę pieściły go, doprowadzając niemal do wytrysku. Złapał ją za nadgarstek.

– Prezerwatywa…

– Nie trzeba, biorę pigułki.

Objęła go dłonią i zaczęła zsuwać się z blatu. Wiedział, co chce zrobić, ale nie mógł jej na to pozwolić. Nie chciał eksplodować, zanim…

– Następnym razem – powiedział i rozsunął jej nogi.

Odchyliła się do tyłu. Chwycił ją pod kolana i wdarł się w wilgotne wnętrze, jakby stworzone dla niego. Jej głowa opadła w dół, odsłaniając aksamitnie gładką szyję dla pocałunków. Chwyciła go za barki, dostosowując się do rytmicznych pchnięć.

– Nie… nie dam rady dłużej – wydyszała, eksplodując orgazmem. Dołączył do niej chwilę później.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: The Prince’s Pregnant Secretary

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Emmy Grayson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-419-4

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek