11,99 zł
Podczas gali charytatywnej Damon Bradford po raz pierwszy od lat ulega emocjom. Nigdy jeszcze nie słyszał, by ktoś tak pięknie grał na wiolonczeli jak Evolet Grey. Gdy nocą odprowadza Evolet przez Central Park do domu, oboje ulegają urokowi chwili i całują się. Rano wszystko wydaje się romantycznym snem, jednak rzeczywistość szybko przynosi otrzeźwienie. W biurze Damona zjawia się bowiem zatrudniona na zastępstwo za jego osobistą asystentkę piękna wiolonczelistka Evolet Grey…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 152
Rok wydania: 2025
Emmy Grayson
Pocałunek w Central Parku
Tłumaczenie:
Adam Bujnik
Tytuł oryginału: His Assistant’s New York Awakening
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Emmy Grayson
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Bez ograniczania wyłącznych praw autora i wydawcy, jakiekolwiek nieautoryzowane wykorzystanie tej publikacji do szkolenia generatywnych technologii sztucznej inteligencji (AI) jest wyraźnie zabronione. HarperCollins korzysta również ze swoich praw na mocy artykułu 4(3) Dyrektywy o jednolitym rynku cyfrowym 2019/790 i jednoznacznie wyłącza tę publikację z wyjątku dotyczącego eksploracji tekstu i danych.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-1653-4
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Dźwięki muzyki pieściły ciało Damona Bradforda niczym dłoń kochanki. Gdy z oczami utkwionymi w wiolonczelistce popijał wystawny koktajl, w jego ustach rozchodził się aksamitny smak ginu, a w jego żyłach – rozleniwiające ciepło podniecenia.
Muzyka nigdy nie była ważnym elementem jego życia – choć potrafił oczywiście odróżnić klasykę od rocka. Nierzadko przekazywał też całkiem pokaźne kwoty na honoraria wykonawców zatrudnianych na galach, które organizowała jego firma. Jednak sama muzyka zawsze była jedynie tłem dla innych działań.
A tu nagle dzisiaj…
Przepełniona głębokim smutkiem solówka wiolonczeli – grana wolno i z mistrzowską precyzją – wyraźnie nakłaniała go do tego, by zwolnił tempo życia i zapomniał na jakiś czas o bieżących wyzwaniach.
Nigdy wcześniej nie słyszał niczego podobnego, a kobieta grająca na wiolonczeli nie przypominała żadnej innej kobiety, jaką znał.
Gdyby nie jej gra, w ogóle nie zwróciłby na nią uwagi. Bo trudno było znaleźć w niej coś szczególnie atrakcyjnego – włosy koloru blond, ciasno upięte w niski kok, czarna luźna sukienka z rękawami do łokcia, obszerna spódnica zakrywającą kolana, między którymi trzymała instrument.
Pierwszą rzeczą, która przykuła uwagę Damona, były jej dłonie – blade, smukłe i eleganckie. Palce jednej dłoni precyzyjnie prowadziły smyczek, palce drugiej dłoni z gracją wędrowały po strunach, zastygając po każdym ruchu z wyraźnym napięciem mięśni.
Krótka solówka wiolonczeli przebojem wdarła się do jego wnętrza. Bez trudu przebiła uszyty na miarę smoking, mącąc spokój i zakłócając równowagę, z której na co dzień słynął.
Do gry przyłączyła się teraz pozostała część orkiestry, wypełniając pomieszczenie harmonią dźwięków granych przez wiele instrumentów.
Odrywając wzrok od wiolonczelistki, Damon rozejrzał się po nowoczesnej w wystroju sali balowej wypełnionej najbogatszymi mieszkańcami Nowego Jorku.
Większość uczestników odbywającej się co roku Gali Charytatywnej Bradford Global pragnęła jak najlepiej zaprezentować się w drogiej kreacji, posmakować ekskluzywnych koktajli, znaleźć nowego kochanka czy ubić dobry interes.
Nikogo nie interesowało słuchanie muzyki.
A Damon Bradford – bardziej niż byłby skłonny się do tego przyznać – był taki sam. Nie interesowały go przyjemności chwili. Zawsze dążył do czegoś większego, próbując odhaczyć kolejną pozycję na nigdy niekończącej się liście wyzwań.
Jego firma, Bradford Global, wiodący producent różnego rodzaju wyrobów przemysłowych, doszła właśnie do ostatniego etapu przetargu na duże zamówienie z luksusowej europejskiej linii lotniczej. On sam – posiadał nieruchomości na czterech kontynentach, płynnie porozumiewał się w trzech językach i często pojawiał się na okładkach czasopism branżowych.
Edward Charles Damon Bradford miał w życiu naprawdę wszystko.
A jednak czuł w sobie jakąś olbrzymią pustkę.
I to właśnie brak przyjemności, radości i prawdziwego zadowolenia z życia przyprowadził go teraz pod samą scenę. Z czystej nudy zasiadł na wygodnym fotelu, oferującym doskonały widok na orkiestrę. Podświadomie pragnął, by wydarzyło się coś innego niż zwykle. Marzył o jakiejś zmianie – choćby najdrobniejszej.
I nagle to „coś” przybrało konkretne kształty… Siedziało pod ścianą, z przekrzywioną głową i wiolonczelą między nogami, z zamkniętymi oczami i twarzą wypełnioną smutkiem, całym sobą zaangażowane w tworzenie dźwięków.
Damon wiedział, że powinien wstać i pójść do ludzi. Ale pragnienie, by poznać i zbliżyć się do tej nieznajomej kobiety, rosło w nim z każdą chwilą, powoli zbliżając się do punktu wrzenia.
Wtem muzyka ucichła, ustępując miejsca innym odgłosom: pobrzękiwaniu naczyń, wybuchom śmiechu czy stukotowi szpilek o marmurową posadzkę. Życie toczyło się dalej, jakby nic się nie zmieniło.
Wiolonczelistka otworzyła oczy. Była trochę za daleko, żeby Damon mógł ustalić ich kolor. Patrzył, jak kobieta nachyla się w stronę innego muzyka, lekkim uśmiechem kwitując poczynioną przez niego uwagę. Na scenę weszła organizatorka gali, by ogłosić piętnastominutową przerwę przed występem kolejnego wykonawcy.
Wiolonczelistka oparła instrument na stojaku i wstała. Okazało się, że jest drobnej postury. Była trochę niższa, niż się spodziewał, jednak z ułożenia ramion i uniesionego podbródka można było odczytać siłę charakteru i pewność siebie. Podniosła wzrok – ich oczy spotkały się ze sobą w elektryzującej wymianie spojrzeń.
Gdy Evolet Grey wróciła na salę, mimowolnie skierowała oczy w to samo miejsce.
Ponowny kontakt wzrokowy z postawnym, przystojnym nieznajomym – rozłożonym niedbale w wygodnym fotelu – wywołał w jej ciele jeszcze silniejszą rekcję. Ten pozornie zrelaksowany mężczyzna przypominał jej czającego się drapieżnika, który tylko udaje spokój, by nie spłoszyć ofiary. Evolet czuła ciarki na plechach, ale nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Był klasycznie przystojny. Miał ciemne włosy – gęste na górze i krótkie po bokach. Powściągliwy wyraz twarzy oraz lekkie dołki pod kwadratowymi kośćmi policzkowymi sprawiały wrażenie chłodu i wyobcowania.
Miał wyjątkowe oczy – z nutą dzikości, łamiącą jego ogólnie nieskazitelny wizerunek.
Evolet odwróciła wzrok, by przeciąć rozwijające się w niebezpiecznym kierunku myśli. Ruszyła w stronę baru. Niecodziennie miała szansę wypić drinka w hotelu tej klasy. Sala balowa – ze strzelistymi filarami i oknami od podłogi do sufitu, z których roztaczał się widok na znajdujący się po drugiej stronie ulicy Central Park – na jej gust była trochę zbyt nowoczesna. Na środku królował parkiet taneczny, wykonany z drewna tak ciemnego, że prawie czarnego. Na obrzeżach sali porozstawiane były białe fotele i kanapy, tworzące intymne przestrzenie, w których można było odpocząć czy znaleźć spokojne miejsce do prowadzenia interesów. Ściany były dyskretnie podświetlone na kolor niebieskofioletowy – niby drobny szczegół, zapewniający jednak w pomieszczeniu, w którym kręciło się blisko pięćset osób, dużo większą intymność.
Obok Evolet przemknęła kobieta w czerwonej sukni bez pleców, ciągnąc za sobą długi jedwabisty tren. Evolet poczuła nerwowy ścisk w żołądku – to nie był jej świat. Wśród ton biżuterii, ubrań haute couture i zapachu pieniędzy czuła się nikim. Jednak na myśl o tym, jak swoim chrypliwym głosem skomentowałaby to wydarzenie jej przybrana matka, Constanza, nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Na widok szorującego po podłodze jedwabiu, Constanza uniosłaby swoje cienkie brwi, z politowaniem kiwając głową nad takim marnotrawstwem materiału. Potem jednak powiedziałaby do Evolet coś w rodzaju: „Zasłużyłaś sobie, moja droga, na to, żeby się tu znaleźć, więc przestań marudzić i dobrze się baw”.
Pokrzepiona tą myślą, Evolet poczuła się trochę pewniej. Postanowiła, że wypije drinka, pokręci się trochę po tej najbardziej eleganckiej sali, jaką w życiu widziała, i wróci do domu – by mieć czas na dłuższą kąpiel w wannie.
Mogła też sobie jeszcze chwilę pofantazjować, na przykład na temat przystojniaka, z którym dwukrotnie wymieniła już gorące spojrzenia…
Dochodziła już do baru, gdy ktoś chwycił ją za łokieć.
– Cóż za kojący widok dla moich zmęczonych oczu!
Poczuła odór alkoholu. Próbowała się odwrócić, ale nieznajomy mężczyzna chwycił ją w talii i pociągnął ku sobie, potęgując nieprzyjemny zapach.
– Jak się nazywasz, młoda damo? Nie widziałem cię jeszcze na żadnej z poprzednich gal.
– Jestem czlonkiem orkiestry – odpowiedziała najgrzeczniej, jak potrafiła, Evolet. Chwyciła rękę mężczyzny, zdjęła ją ze swojej talii i cofnęła się o krok.
– Słyszałem wiele dobrego na temat muzyków. Podobno mają bardzo sprawne ręce… – odrzekł nieznajomy, sugestywnie unosząc brwi. – Może po zakończeniu gali pomogłabyś mi zweryfikować te plotki?
Evolet ledwo powstrzymała odruch wymiotny; jednak pieniądze nie zawsze idą w parze z klasą czy urokiem osobistym. Spojrzała na ręce mężczyzny. W jednej trzymał szklankę martini. Na drugiej ręce połyskiwał luksusowy srebrny zegarek i bogato zdobiona ślubna obrączka.
Przezwyciężając obrzydzenie, odparła z zimnym uśmiechem:
– Faktycznie, mam szczęście grać u boku niezwykle utalentowanych muzyków. Ale zawsze gramy razem. Nie daję występów prywatnych.
Mężczyzna zamrugał oczami, jakby jego umysł nie mógł się przebić przez toksyczne odurzenie.
– Ale ja nie chcę muzyki – wybełkotał. – Chciałbym…
– Czy to nie twoja żona, Harry?
Nieznajomy odwrócił się gwałtownie, a przez jego twarz przebiegło coś w rodzaju strachu. Wykorzystując okazję, Evolet szybko pochyliła się do przodu, podłożyła palec pod szklankę martini i podbiła ją do góry. Brzoskwinioworóżowy napój posłusznie wytrysnął na białą koszulę mężczyzny, szklanka zaś wypadła mu z ręki i roztrzaskała się o podłogę, przyciągając spojrzenia wielu gości.
Mężczyzna poczerwieniał.
– Co… – Spojrzał na Evolet, potem na rozbitą szklankę, próbując zrozumieć, co się wydarzyło. – Sam upuściłem szklankę?
– Dokładnie tak, Harry.
Evolet zamarła. Dochodzący zza jej pleców głęboki aksamitny głos wywoływał u niej gęsią skórkę. Ale jednocześnie robiło jej się też gorąco. Zastanawiała się, czy właściciel tego uwodzicielskiego głosu mógł widzieć, co zrobiła.
Twarz Harry’ego bladła coraz mocniej.
– Hm… chyba trochę za dużo wypiłem…
– Harry!
Na widok lęku, jaki odmalował się na twarzy Harry’ego, Evolet prawie zrobiło się go żal. Podeszła do niego szczupła kobieta, z kruczoczarnymi włosami upiętymi wysoko w elegancką fryzurę i potępieniem w oczach.
– A, tu jesteś, kochanie – rzekła, chwytając go za ramię wypielęgnowanymi paznokciami, które wbiły się w jego marynarkę niczym szpony. – Pytali o ciebie Jonesowie.
Potem w groźnym uśmiechu wyszczerzyła zęby w stronę Evolet i stojącego za nią mężczyzny.
Próbując się jakoś przygotować na to, co zobaczy, Evolet odwróciła się do tyłu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji