Pieśń odkupienia - Lynn Austin - ebook

Pieśń odkupienia ebook

Austin Lynn

4,5

Opis

 

PROWOKACJE ZE WSZYSTKICH STRON – CZY WIARA, KTÓRĄ DOPIERO CO ODKRYŁ, POMOŻE MU OCALIĆ PAŃSTWO?

Przyjmując Boże Prawo, król Hiskiasz zapewnił swojemu krajowi pomyślność. Jednak realizowanie woli Jahwe nie jest proste. Wymaga podejmowania niepopularnych decyzji, tak w wymiarze życia osobistego, jak i polityki. Główny wróg judzkiego państwa żąda hołdu i daniny. Król znajduje się w bardzo niebezpiecznej sytuacji...
Juerusza, młoda Żydówka wywieziona przez Asyryjczyków w dalekie kraje, na własne oczy widzi, do czego przerażający przeciwnik jest zdolny. Potężne wojsko podąża przez północne prowincje, pozostawiając za sobą śmierć i zniszczenie. Jerusza ucieka. Jej desperacka wola przetrwania może wpłynąć na ocalenie całej Jerozolimy. Asyryjskie armie już maszerują, zbliżając się do serca Judy. Hiskiasz staje przed ostateczną próbą wiary w Przedwiecznego.

Pieśń odkupienia jest drugim tomem serii Kronik. Pierwszy tom: Bogowie i Królowie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 578

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (13 ocen)
9
3
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Spiewik

Nie oderwiesz się od lektury

Jeśli chcesz poznać Boga jako Tatę ❤️
10

Popularność




Moimdzieciom: Joshui, BenjaminowiiMai – mojejukochanej „trylogii”

Panjestmocąipieśniąmoją, istałsięzbawieniemmoimWj15,2

[Powyższy cytat pochodzi z Biblii Warszawskiej. Wj 15,2 w innych tłumaczeniach (BT, Wujek) ma inny sens; w BT brzmi tak: „Pan jest moją mocą i źródłem męstwa! Jemu zawdzięczam moje ocalenie”; jest za to fragment z Iz 12,2: „mocą moją i pieśnią moją jest Pan. On stał się dla mnie zbawieniem!”. Większość angielskich tłumaczeń ma treść taką jak wybrana przez autorkę, a niektóre (np. NIV) podobną do treści większości przekładów polskich].

WyjaśnieniedlaCzytelnika

KrótkopośmiercikrólaSalomonaw931r. przedChrystusemZiemiaObiecanazostałapodzielonanadwaodrębnekrólestwa. Izrael, którybyłwiększympaństwemizajmowałpółnocnączęść, założyłswojąstolicęwSamariiiniebyłjużrządzonyprzezpotomkówkrólaDawida. Wpaństwiepołudniowym – Judzie – nadalrządził, zestolicywJerozolimie, królewskiródDawidowy.

OpowieśćnaszaskupiasięwokółwydarzeńzżyciakrólaJudy – Hiskiasza, któryrządziłod716do687roku.

WnikliwestudiumPismaikomentarzypomogłosfabularyzowaćtęhistorię. Wcelunadaniaautentyzmuwypowiedziomautorkasparafrazowałasłowapostacibiblijnych. ZastosowanojednakbezpośredniecytatyzBibliiTysiącleciatam, gdziepostaciodczytująlubrecytująfragmentyPisma, a prorocygłosząsłowaPana. Jedynadyspensa, jakiejautorkasobieudzieliła, tozamianasłów „Pan” na„Jahwe”.

Zainteresowanychczytelników, śledzącychdrugitomzSeriiKronikzachęcamdoprzestudiowaniapełnychrelacjiotychwydarzeniachwPiśmieŚwiętym.

FragmentyPismaŚwiętego, doktórychodwołujesiępowieść „Pieśńodkupienia”:

2Krl17,1–23

2Krl18,1–12

2Krn29–31

2Krn32,27–30

Porównaj też:

Pwt17,14–20

2Sm5,6–8

orazproroctwaIzajaszaiMicheasza.

Prolog

Przestało w końcu padać, ale ulice Jerozolimy nadal były pokryte kałużami. Król Hiskiasz schodził ze swojego pałacu do Doliny Hinnom tą samą drogą, którą schodził w dzieciństwie razem z całym orszakiem tamtego dnia, gdy wyrwano go z łóżka, by oglądał obrzęd złożenia ofiary Molochowi. Teraz nie było żadnego orszaku, żaden kapłan czy żołnierz nie zmuszał go, by szedł wbrew własnej woli, był z nim tylko Jonadab, dowódca gwardii pałacowej, prywatnie zaś jego przyjaciel. Mgła ograniczała widoczność; król ledwo mógł przed sobą dostrzec zamglone kontury poszarpanych urwisk. Wydawała się ona zupełnie na miejscu w tej dolinie śmierci. Przemaszerował przez bramę miejską i zszedł w wąską przepaść, wspominając dudnienie bębnów, słup dymu i swoje bezsilne przerażenie. Raz jeszcze stanął twarzą w twarz z Molochem, swoim wrogiem.

Potwórwydawałsięmniejszy, niżHiskiaszgozapamiętał. Spiżowybożekbyłnijakiizimny. Płomieniepodnimwygasły. ZtwarzypatrzącegowdółzeswegotronuMolochaskapywałykropelkideszczu. Naznaczonysmugamisadzybrzuchbyłpusty, otwartapaszcza – niema. Ciężkieszatyowijającejegoszyję, tors, ramionainogi, krępowałygo.

– Trudnouwierzyć, żektośmógłbytocośczcić – powiedział. – Acodopieroskładaćdzieciwofierze.

–Bezniegonaszkrajbędzieowielelepszymmiejscem – zgodziłsięJonadab. – Isłuszniebędzie, jeślitowłaśnietygozniszczysz, WaszaWysokość.

Hiskiaszskinąłgłową. Omałoco, tojegozniszczyłbyMoloch. Patrzył, jakrobotnicyprzywiązywalidoposągudwazaprzęgiwołów. Następnie, naznakkrólatrzasnąłbicznadzorcyizwierzętaszarpnęłyzaprzęg. Linynapięłysię. Molochprzezmomentchwiałsięnatronie, poczymstraciłrównowagęirunąłnaziemię. Wołypociągnęłyposągjeszczekilkałokci, poczymzatrzymałysię. RamionabożkasterczaływstronęHiskiasza, jakbygobłagałyoratunek.

– Ikoniecznim, WaszaWysokość – stwierdziłJonadab.

– Gdybytobyłotakieproste. – Hiskiaszprzypomniałsobiebraci, EliabaiAmariasza, spalonychżywcem, inieczułsmakuzwycięstwanadupadłymwrogiem. – Obawiamsię, żewciążpozostałowieluludzi, którzybędąwoleliraczejprzylgnąćdobłęduiprzesądu,niższukaćprawdy. AtacyutrzymająMolochaprzyżyciu.

– Myślisz, żeludziedalejbędąskładaćdzieciwofierze, mimo żeniemajużposągu?

– Jestemtegopewien – potwierdziłHiskiasz, skinąwszygłową. – Jonadabie, musiszuczulićstrażnikówdyżurującychwBramienadDoliną, bypozmrokupilnowali, cotusiędzieje. Wtymmiejscuskładanoofiaryzdzieciodwieków, jeszczezanimpowstałtenposąg.

– Cozrobić, gdybyśmykogośprzyłapalinaskładaniuofiary? – spytałcichoJonadab.

– Przyprowadzić go natychmiastdomnie!

Przezchwilęwmilczeniuobserwowałrobotnikówrozwiązującychliny.

– WaszaWysokość, aztymcomamyzrobić?

– Rozbićnakawałki. Roztopićiwykućztegobroń. Miecze, włócznie, groty, tarcze. Zapełnićzbrojownię. Kiedyśznówbędęmiałarmię. Atyjąpoprowadzisz. Generale!

– WaszaWysokość? – Jonadabbyłzaskoczony.

– Udzielamciawansudostopniagenerała.

Jonadabpotrzebowałchwili, bydojśćdosiebie, poczymskłoniłsięuniżenie.

– Dziękuję, WaszaWysokość.

Hiskiaszpodszedłbliżejdopustegopaleniska. Wiatrwzbiłwpowietrzewirsadzyipopiołu.

– Wielkajestwinanaszegonarodu – powiedziałcicho. – Niewiem, czyBógwogólekiedykolwieknamprzebaczycałątęniewinnąkrew, jakątutajprzelaliśmy.

Przezchwilęniktsięnieodzywał. Robotnicyczekaliwpełnejczciciszy.

– Możepowinniśmyodmówićmodlitwę? – zapytałJonadab.

MężczyźnispojrzeliwyczekująconaHiskiasza. KrólnabrałpowietrzaiwyrecytowałjedenzniewieluwersetówTory, któreznałnapamięć:

– Słuchaj, Izraelu! JahwejestnaszymBogiem! Panemjedynym! BędzieszmiłowałJahwe, Bogatwojego, całymswoimsercem, całąswojądusząizewszystkichsiłswoich!

Następnieobróciłsięiruszyłwdługąpowrotnąwspinaczkędoswojegopałacu.

Część I

HiskiaszobjąłrządymającdwadzieściapięćlatipanowałdwadzieściadziewięćlatwJerozolimie. JegomatcebyłonaimięAbbija, córkaZachariasza. Czyniłonto, cobyłosłusznewoczachPańskich, podobnywewszystkimdotego, coczyniłjegoprzodekDawid. Ontowpierwszymrokuswegopanowania, wmiesiącupierwszymotworzyłbramyświątyniPańskiejinaprawiłje.

2Krn29,1–3[BT, zmienioneimiękróla]

1

Napółnocy, wkrólestwieIzraela

Jerusza leżała w swojej sypialni na poddaszu, ale nie spała. Słuchała odgłosów kolejnego poranka. Światło wschodzącego słońca przedzierało się przez okiennice razem z ptasim trelem z pobliskich drzew oliwnych. Słyszała ciężkie stąpanie wołów na kamiennej podłodze obory na parterze i cichy głos jej ojca, Jerimota, który przemawiał do nich, wyprowadzając je. Nakarmi zwierzęta i napoi, a potem zaprzęgnie do wozu, by udać się w trzymilową podróż do Dabbaszet na wesele kuzynki Sary.

Wstałaizłożyłakoc, chcącjużrozpocząćtenszczególnydzień. Ustawiłanaparapecieniewielką płytęzbrązu, którasłużyłajejzazwierciadło. Jejprostynosiowalnatwarzbyłyogorzałeodwspólnejzmatkąpracynapolachjęczmienia. Oczy – kształtemprzypominającemigdałyizielonejakfalującewzgórza – miałapoojcu. Abbamówił, żejestładna. Zastanawiałasię, czyrzeczywiście. Westchnęłaiodłożyłametalnaswojemiejscenapółce. Szkoda, żeniemaprawdziwegozwierciadła.

Dziśzamiastzwykłej, roboczejodzieżyJeruszaubrałasięwswojąjedynądobrąsuknię, przeznaczonąnatakiewyjątkoweokazje, jakdzisiejsza. Uroczystościweselnepotrwająkilkadni, będziesiębawić, tańczyć, rozmawiaćzewszystkimikrewnymi. Aprzedewszystkimmożliwe, żeAbramteżtambędzie.

Znałagoodlat. Wychowywalisięwspólnie, widywali sięnaweselach, wczasieświątiprzyróżnychokazjach, gdyzbieralisięwszyscysąsiedzi. Choćznaturybeztroski, zawszebyłspokojnymchłopcemiwdzieciństwieprawiegoniezauważała. Aleteraz, gdyAbrambyłmężczyzną – gdywidziała, żepatrzynaniątak, jakmężczyznapatrzynakobietę – spostrzegłateż, żesamazaczynamarzyć, byzostaćjegożoną, wychowywaćjegodzieciiprowadzićwspólnydomnaziemijegoojca.

Gdykrzątałasiępopoddaszu, nucącweselnąpiosenkę, Maaka, jejmłodszasiostra, poruszyłasięnałóżku.

– Czemutakwcześniewstajesz? – burknęła. – Ledwiednieje.

Byłaniskajaknaswojejedenaścielatichudajaktrzcinka. Miałagrube, ciemnewarkoczeiokrągłą, piegowatątwarz. NieodstępowałaJeruszy, alebyłazamłoda, bydzielićzniąmarzeniaomężuidzieciach.

– Zapomniałaś? JedziemydziśdoDabbaszetnaweseleSary – odparłastarszasiostra, odblokowującokienniceiotwierającje.

– Niezapomniałam, aleażtakwcześniewyjeżdżaćniemusimy – odpowiedziałaMaaka, obracającsiędościanyiokrywającgłowę.

– Abbapowiedział, żeniewyruszymy, pókiniezrobimywszystkiegowdomu, więcimszybciejzaczniemy, tymszybciejpojedziemy. Nochodź, śpiochu.

Ściągnęłazesprzeciwiającejsięsiostrypościelischowałajądownękiwścianieobokswojej. Maakawciążjęczała, aleJeruszaschodziłajużpodrabiniezpoddaszawprostdogłównejizbydomu.

Ichmatka, Hodes1, klęczałaprzypaleniskunaśrodkuizby, mielącwżarnachpszenicęnaśniadanie.

– O! Dobrze, żewstałaś. Przynieśmiwody – poleciła, wręczającJeruszypustydzban, poczymwróciwszydopracy, przesypałamąkędodzieży.

Jeruszawzięłanaczynienaramięiśpiewająckolejnyrefrenweselnejpieśni, otworzyłasobiedrzwii ruszyładostudni.

– Jammiłegomego, amójmiłyjestmój.

Nowydzieńbyłrześkiiprzejrzysty, słońcegrzało, aleniewzeszłojeszczenatylewysoko, bybyłozbytgorąco. Pięknydzieńnaślub.

Gdywróciła, balansującbrawurowodzbanempełnymwodynaswojejgłowie, Maakajużwstałaipomagałamatceponownierozpalićogień. Jeruszapodśpiewując, wykonywałakolejnecodzienneczynności, dziśjednaknakoniecdniazazwykłąpracęczekałająniezwykłanagroda.

– Cóżtomójptaszektakdziśsłodkośpiewa? – zapytałabba, gdywszedłszyzdworu, schyliłsię, bypocałowaćjąwpoliczek.

– Wieszdlaczego, abba – uśmiechnęłasię, krojącwgrubeplastrykozisernapodróż. – Jedziemydziśnawesele. ZobaczęSaręiTirsę, i...

– ImożenawetAbrama, tegoprzystojnegosynaEliego?

– Wcaleonimniemyślałam! – odparłaniecozaszybko. Poczułaciepłonatwarzy. Kawałekseraukruszyłsię, podałagoojcu. – Ale... aleontambędzie, prawda?

Jerimotroześmiałsię, poczymwłożyłserdoust.

– Cociętakśmieszy, abba? – zapytałaMaaka.

– Nic, malutka – odparł, szarpnąwszyjąprzyjaźniezawarkocz. – Poprostutwojasiostrajestjużkobietą. Zobacz: smukłaiwdzięcznajakmłodawierzba. Niedługobędzieślicznąpannąmłodą.

– Aleonadziśniewychodzizamąż? – Maakazmarszczyłabrwi. – TylkoSara.

– Wiem, wiem – Jerimotobjąłobiedziewczynyramionamiipociągnąłkusobie. – Jakbardzobymchciałmiećnazawszeprzysobieswojecóry! Jakżebędziemysamotni, gdyzabraknienamptasiegośpiewuJeruszy! AleziemiaAbramanieleżydalekostąd. Możetenptaszekczasemdonasprzyfrunie, co?

Jeruszaspojrzałanatwarzojcazmiłością, oglądająckażdąrysęizmarszczkęjegonaznaczonejsłońcemiwiatremtwarzy.

– Abba, mówisztak, jakbymjużwychodziłazamążiopuszczaładom. Skądwiesz, czyAbramwogólechcesięzemnąożenić?

– Skądjatowiem? Ha! Gdybymmupozwolił, to wybyściedzisiajsiępobierali, anieSaraijejoblubieniec! Tojakażęmuczekać. Tojaniewypuszczammojejptaszynyzgniazdka.

– Naprawdępowiedział, żemniechce? – Jeruszabyłazaskoczona. Nieumiałaukryćporuszenia, alemiałanadzieję, żeojciecniebędziesięjużzniejśmiał.

– Oczywiście – westchnął. – Iwidzę, żeczasgowysłuchać. Podzisiejszymślubieporozmawiamzjegoojcem. Trzebasięzająćzaręczynami.

Jeruszaobjęłaojcaramionamiiuścisnęłagomocno.

– Kochamcię, abba! Dziękuję! Dziękuję!

Jerimotodwzajemniłjejuściskwczułymmilczeniu.

Wydawałosię, żedokończeniedomowejkrzątaninyiładowaniewozuwinemzwinnicyJerimotaorazprzygotowanyminaweselepotrawamitrwawieczność. Gdyjechalizielonymi, tarasowymiwzgórzamiwstronęDabbaszet, Jeruszytrudnobyłopowstrzymaćożywienie. Pragnęławyprzedzićwlokącesięwołyipobiecdrogądonieogrodzonejmuremwioski. WkońcujednakdotarlidodomustryjaSaula, przylegającegodosklepu, wktórymprodukowałisprzedawałswojąceramikę. Jeruszazostawiłarozładowaniewozuiprzygotowaniepotrawnaweselnystółmężatkom – jąpoproszononadruhnę.

Dziewczyny, gorączkowoszepcząc, pomagałySarzewprzygotowaniach, ajednocześnienasłuchiwały, czyniezbliżasięorszakpanamłodego. Gdywreszcieoblubienicęubranowjaskrawohaftowanąsuknięślubną, ajejwłosyprzystrojonokwiatami, któreteżrozłożonowokółjejkrzesła, Jeruszapopatrzyłanakuzynkęzzazdrością.

– Możenastępneweselebędziemoje – westchnęła. – MojeiAbrama.

Wtedyusłyszelimuzykęfletów, cymbałówitamburynów. Panmłody, prowadzącswójorszakulicamiDabbaszet, nadchodził, bywywołaćpannęmłodą. Wieśniacywychodzilizeswoichdomów, byświętowaćwrazzeszczęśliwąparąi byoglądaćceremonięzaślubin, któramiałasięodbyćwogrodziezadomemstryjaSaula. Idączamłodyminaweselenacentralnymplacuwewsi, Jerusza patrzyłazprzejęciempowszystkichtwarzachwtłumiewnadziei, żedostrzeżeAbrama.

Alewydałojejsię, żeprzezmuzykęiwesołośćorszakuusłyszaławoddaligrzmotpioruna. Spojrzaławniebo, mającnadzieję, żeburzaniezepsujetakiegodnia. Onojednakbyłobezchmurne, świeciłosłońce. Dudnienieprzybliżałosię, brzmiało corazgłośniej. Wesołośćstopniowozamierała, inniteżzaczęlinasłuchiwać.

Wpewnymmomencie, niczymzzazerwanejtamy, naplacwpadłysetkiasyryjskichjeźdźców. Zamiastśpiewuiśmiechuzabrzmiałykrzykiprzerażenia. Wieśniacypróbowaliuciekaćwewszystkichkierunkach. Asyryjscywojownicyścinalibłyskającymiwsłońcumieczamiwszystkichnaswojejdrodze, konietratowałykażdego, ktopotknąłsięiwpadł podichkopyta. Brukowaneulicezalałakrew, pokryłyje bezwładnieleżąceciała.

– Dziewczęta, uciekajcie! – stryjSaulprzekrzykiwałhałas. Jeruszasłyszałago, alestaławmiejscu, jakbywrosławziemię. Byłazbytoszołomiona, bysięruszyć, wstrząśnięta, skamieniałanawidokdziejącejsięwokółniejpotwornościiprzelewukrwi.

– Uciekaj, Jeruszo! – błagał. – Uciekaj, szybko!

Niczymnieprzytomnapatrzyła, jakpopychałswojecórkiwzaułekprowadzącydodomu. Rozejrzałasię, szukającwzrokiemdopierocopoślubionegomężaSary. Leżałbezruchunaziemiwszybkorozszerzającejsiękałużykrwi. Makabrycznywidokprzełamałjejszok. Obróciłasię, bypobiecwzaułekzastryjem, alejejnogiporuszałysię, jakbybyłyobciążonemasywnymikamieniami.

Alenagle,wchwili, gdyzmusiłaniezdarnestopydoruchu, naprzeciwległymkońcuuliczkipojawiłosiędwóchjeźdźców, którzyodcięlijejdrogęucieczki. Dziewczynychciałyzawrócić, aleAsyryjczycy, przybywającyzhukiem, pochylilisięwsiodłach, bypochwycićkuzynkiJeruszy. Przerażone, krzyczały, ażołnierzezłatwościąprzełożylijesobieprzezsiodłatwarząwdół.

StryjSaulpróbowałchwycićzauzdęjednegozwierzchowców, byichpowstrzymać.

– Niezabierajciemoichcórek! Błagam! Zapłacękażdącenę! Każdyokup, jakikażecie! Puśćcieje, błagam!

Asyryjczykdobyłmieczaijednymruchemodciąłstryjowirękę. Jeruszaomalniezemdlała, alewtedyjejojcieczłapałjąodtyłu.

– Tędy, Jeruszo! Schowajsiępodwóz, tylkoszybko!

Obróciłjąiprowadziłwpośpiechuzpowrotemprzezplac, wskazującwstronęstojącegookilkametrówdalejwozu, podktórym, jakzobaczyła, kuliłysięzestrachujejmatkaisiostra. Jeszczeokilkametrówstamtądjakiśżołnierzporwałdzieckozrąkkobietyirzuciłjepodkońskiekopytanastratowanie.

Uszypękałyjejodkrzyków, wrzasków, tętentukopyt. Abbapchałjąwstronęwozu, którywydawałjejsięoddalonyjakbyostomil. Poruszałasięniczympodwodą, ciałoodmawiało jej posłuszeństwa. Zataczającsię, zmierzaławstronębezpiecznegoschronienia. Łzyzalewałyjejoczy. Jużprawiedotarła. Matkawyciągnęładoniejrękę, gdynaglekrzyknęła.

– Jerimocie, uważaj! Zatobą!

Jeruszaobejrzałasięprzezramię, byujrzećstojącegomiędzyniąaojcemAsyryjczyka.

– Nie, zostawją! – krzyknąłabba. Złapałoburączkońskąuzdę, starającsięobrócićzwierzęnabokijednocześnieuchylałsięprzedcięciamimiecza.

– Uciekaj, Jerusza, uciekaj! – krzyczał.

Wyrwałasiędesperackowstronęwozu, alematkaznówkrzyknęła:

– Jeruszo, uważaj! Zatobą!

Następnyjeździecpojawiłsięniewiadomoskądtużobokniej. Próbowałasięprzednimobronić, młócącpięściamiidrapiącgoporamionach, gdyponiąsięgał. Jednakonzgarnąłjąbezwysiłkuirzuciłnasiodło, taksamojakjegokamracijejkuzynki.

– O, Nie! Boże! Nie! – krzyczała. – Abba! Pomocy! Ratunku!

Szarpałasię, bysięuwolnić, ależołnierzprzyciskałjejplecyręką. Gdyobracałkonia, udałosięjejpodnieśćgłowę. Zobaczyła, żeojciecbiegniewichstronę. Usłyszałacichyświstmetalu. Tojejporywaczdobyłmiecza. Przypomniałasobiekrew, przerażenieiodciętądłoństryja.

– Abba, nie! Zostań!

Asyryjczykprzechyliłsięwbokizamachnąłmieczemnaojca. Zobaczyła, jaknajegoczolepojawiasiępąsowerozcięcie. Abbaupadłnakolana, twarzzalewałamukrew. Potemzniknąłjejzoczu, gdyżkońwybiegłjużzewsinadrogę.

Pędziłcorazszybciej, corazdalejodDabbaszet, odrodziny, odtego, cobezpieczne. Jeruszakrzyczała. Galopowalitakprzezkilkaminut, potemkońzwolnił, ażołnierzuderzyłdziewczynę, krzyczącnaniązezłościąwswoimdziwnymjęzyku. Wciążwrzeszczała, więcuderzałdalej, ażwkońcuprzestała. Byłaotępiałazbóluistrachu.

– Niechcęumierać – łkała. – Proszę. Niechcęumierać.

Pokolejnychkilkuminutachzatrzymalisięopodalsykomorowegogaju, przypolujakiegośrolnika. Stałotamjużkilkainnychkoninauwięzi. Zkrzakówdochodziłytłumionekrzykiiwulgarnyśmiech. Kolejnaobawasprawiła, żejejsercełomotałozprzerażenia. Zdałasobiesprawę, cozachwilęnastąpi.

– Nie... nie... proszę, nie... – szlochała.

ŻołnierzzeskoczyłzkoniaiściągnąwszyzniegoJeruszę, przerzuciłjąsobieprzezramięjakworekzboża. Gdyniósłjąwzarośla, zobaczyłaSarę, którazcałejsiłybroniłasięprzedżołnierzem, gdytenstarałsięprzygwoździćjądoziemi. Skoronieprzestawaławalczyć, biłjąpięściamidotąd, ażznieruchomiała.

Jeruszazrozumiała, żewalkaniemasensu. Bólodciosów, jakiejużwymierzyłjejporywacz, rwałjąwystarczającomocno. Chciałaprzeżyćtenkoszmariwrócićdodomu, postanowiławięczrezygnowaćzwalki. Wiedziała, żetowłaściwadecyzja, alenieumiałaprzestaćkrzyczeć. Jejprzerażonygłoszlałsięzinnymiiodbijałechempozaroślach. Nawetwiatrzdawałsiępiszczećzestrachu.

Porywaczzatrzymałsięirzuciłjąnaziemię. Odórjegoniemytegociałazadławiłją. Obróciłatwarzzewstrętem, aonznówjąuderzyłiwydarłsięnaniąwściekle.

– O, Boże... Niechcęumierać – szlochała. – Nieteraz, nietak. Proszę, Boże, proszę... niechcęumierać.

2

Napołudniu, wkrólestwieJudy

Król Hiskiasz powoli prowadził swojego dziadka, który wspierał się na jego ramieniu. Schodzili w dół miasta, od pałacu. Powietrze wokół nich wypełniał łoskot żaren i dym rozpalanych od wczesnego ranka palenisk. Przypominał on Hiskiaszowi inny poranny spacer z dziadkiem – sprzed laty. Wydawało się to tak odległe, jakby w innym życiu. Ale gdy tylko znów spotkał się z Zachariaszem, więzy miłości między nimi odnowiły się tak szybko, jakby żaden upływ czasu nie nastąpił.

ZbliżalisiędoBramyWodnej. SzatyHiskiaszafalowałynawietrze, szareniebozapowiadałodeszcz.

– Napewnoniechceszwrócić? – zapytałdziadka. – Chybaodmawianiemodlitwzamiastemtoniejestteraznajlepszypomysł.

– Napewnoniechcę. Niezapominaj, żepooczyszczeniuświątynibędziemysięmodlićnadworzekażdegoranka, bezwzględunapogodę. Nawetgdybytrafiłasięśnieżyca.

– Tojużnaprawdę jestpoświęcenie – zaśmiałsiękról, przyjmującukłonstrażników, gdyprzechodziliprzezbramę. Zaniązaczynałosięstromezejście.

Hiskiaszowiwydawałosię, żeZachariasznicanic się niezmienił. Oczywiścieposunąłsięwlatach, wolniejsięporuszał, jegoniegdyśszarewłosyibrodapobielały. Aon, Hiskiasz, byłterazniemalogłowęwyższyoddziadka. Alerysytwarzystarca, którąHiskiasztakkochał, byływciążtaksamoszlachetne, pełnegodnościiłagodne, azieloneoczywciążmądreidowcipne. Uśmiechnąłsiędosiebienawspomnienietego, żekiedyśwyobrażałsobieJahwenawzórZachariasza.

– Możetu? – zapytał, gdydoszlidorosnącegonatarasachzboczagajuoliwnegowpobliżuźródłaGichon. Drzewaochroniłybyichprzedzimnymiporywamiwiatru.

– Doskonałemiejsce – westchnąłzzadowoleniemZachariasz, siadając, byodpocząć, naniskimmurkuokalającymogród.

Patrzyłwokół, jakbypierwszyrazwżyciuwidziałdrzewa. Hiskiaszowizrobiłosięprzykronamyślotym, jakdługodziadekbyłuwięziony. Dobrze, żemimowszechobecnejwilgociprzyszlitutaj.

– Wiesz, synu, niebezpowoduchciałemsiępomodlićpozamiastem – wyjaśniłZachariasz. – Gdyjesteśmyprzezcałydzieńotoczenitym, cosamistworzyliśmy, zbytłatwoprzychodzinamprzekonanie, żewieleznaczymy – dodał, zrywającsrebrno-zielonyliśćdrzewaoliwnego, którynastępniezacząłobracaćmiędzypalcami. – Alezobacz. Czyumiemywytworzyćcośtakdoskonałegoidelikatnego, jaktenliść, lubtaksolidnegoitrwałego, jaktegóry?

– GóryotaczająJeruzalem – wyrecytowałHiskiasz – tak, jakJahweotaczaswójluditeraz, inawieki.

– O... pamiętaszjeszcze?

– Jakmógłbymzapomnieć? Recytowałeśmitenwersetkażdegoranka, otwierającokiennice. Adziśranowłaśnieotymmyślałem, patrzącnamgłę. Górniebyłowidać.

– Alewiesz, żesąnaswoimmiejscu, takjakJahwezawszeotaczanaszlud, nawetgdygrzechibałwochwalstwoGoprzesłoniły.

Hiskiaszschyliłsiępojedenzdziesiątekleżącychwokółnaziemikamykówizacząłgomachinalnieprzerzucaćzrękidoręki.

– Kochamtensmutny, małykraj, jegoskałyiwszystko... Chciałbym, byznówprzypominałziemięmlekiemimiodempłynącą, jakąznalinasiprzodkowie.

– JeślibędzieszwiernyBogu, zczasemwysłuchaOntwoichmodlitw.

– Twojezaufaniedo Boga, wporównaniudomojegodrobnegoziarenkawiary, wydajesiętakie... takienieograniczone. Bojęsię, żemojejwiaryniewystarczy, zwłaszczabiorącpoduwagędoniosłośćczekającychmniezadań. Opróczusunięciabałwochwalstwachcęodzyskaćwszystkieziemie, doktórychmamprawo, ziemie, któremójojciecutraciłnarzeczFilistynówiAmmonitów. Potrzebujemygruntówornych, takichjakSzefela, imiast, którejakBetSzemeszstrzegąprzełęczywiodącychdoJerozolimyidostępudoszlakunadmorskiego. PotrzebujemytwierdzwNegebieiArabie. IElatu, naszegoportunadMorzemCzerwonym. Teziemienależałykiedyśdomoichprzodków – oświadczyłnakoniec, rzucająckamieńwstronęźródłaGichon. – Iprawnienależąsięmnie.

– Przypominaszmi, synu, królaOzjasza. Zajegopanowaniakrajrozkwitał. Nietylkodlatego, żemiałon, jakity, wielkiemarzenia. Aledlatego, żemiłowałBoga. ZBogiemmożeszwszystko. Dosłowniewszystko.

– Notodlaczegojegopanowanietakźlesięskończyło? Cotamsięstało?

– Zamiastwdzięczności, jegosukcesywzbudziływnimpychę. Innikrólowiechwaliligozaosiągnięcia, aOzjaszuznałtozaswojązasługę, zamiastoddaćchwałęBogu. – Zachariaszzamilkłnachwilę. – Widziałemtrzechkrólówprzedtobą. WszystkichBógpoddawałpróbie, iwszyscyzawiedli. Modlęsięzaciebie, byśzachowałsiłęnaczaspróby. Ozjaszazniszczyłapycha. Jegosyna, Jotama, pokonałorozgoryczenie, atwojegoojcastrach. GdybyzłożyliswojąufnośćwJahwe, jakżeinnątybyśmiałsytuację.

Potrzebadziałania, wprowadzaniajaknajszybciejzmianniedawałaHiskiaszowispokoju.

– Potrzebujętwojejmądrościidoświadczenia – rzekłdoZachariasza. – Chciałbym, żebyśnamiejsceUriaszazostał...

– Nieprzyjmęposadyzarządcypałacowego.

ObcesowaodmowarozczarowałaHiskiasza. Izbiłaztropu. Zakładał, żeZachariaszbędziegotówmupomócwkażdymożliwysposób.

– Ale... aledlaczegonie? Jesteśmipotrzebny. Byłeśjużzarządcą, maszdoświadczenie...

– JestemlewitąinauczycielemTory. Pomogęciwzakresiereformreligijnych, aleniebędęuczestniczyłwrządzeniukrajem.

– Ależjesteśmipotrzebny. Jakcięprzekonać?

– Nieprzekonasz. Nigdywięcejnieprzyjmęrządowejposady.

Hiskiaszwestchnąłzezniecierpliwieniem:

– Nieznamnikogootakichkwalifikacjach, jaktwoje. Lepiejsięznasznarządzeniukrólestwemniżcałymójdwórrazemwzięty.

– Pochlebiamito, alenapewnoprzesadzasz.

– Alewświątynibędzieszposługiwał, prawda?

– Jestemnatojużzastary. Wwiekupięćdziesięciulatlewiciprzechodząwstanspoczynku. Ajadobiegamsiedemdziesiątki.

– Dziadku, proszę. Niematylulewitów, żebypodołaliwszystkimzadaniom. Akapłanówjestjeszczemniej. Mamnadzieję, żegdyprzeprowadzimyreformy, częśćspośródmłodszychpowrócidoposługi, aleludzitrzebabędzieprzeszkolići...

– Ichceszwzwiązkuztymnajakiśczasprzywrócićdoposługitakiegosędziwegolewitę, jakja?

– Tak. Wrócisz? Przynajmniejwtensposóbmipomóż. Proszę...

Zachariaszwestchnąłciężko, spoglądającnawznoszącesięwysokoponadnimimuryświątyni.

– Ostatnirazmiałemnasobieszatylewitywdniu, gdypowstrzymałemtwojegoojcaprzedzłożeniemofiarynaasyryjskimołtarzu. Wdniu, gdystałemsięwięźniem. Pamiętasz, cocipowiedziałemwtedy, gdywidziałeśmniewszatach?

– Nie... Przepraszam...

– Bardzomnieprosiłeś, żebymwrócił, jaktylkoskończęposługęwświątyni, iuczyłciędalejoJahwe. Powiedziałemci, żemogęsiętrochęspóźnić, ależenapewnoprzyjdę. Cóż, spóźniłemsięznaczniebardziej, niżmógłbymsobiewyobrazić – mówił, kładącdłońnaramieniuHiskiasza – aledotrzymamobietnicyibędęcięuczyłoprawachJahwe. Ibędęasystowałwświątyni, dopókimłodsiniezostanąprzeszkoleninatyle, bymniezastąpić.

– Kiedychceszzacząć? Świątynia jest naprawdę w złym stanie.

– To prawda.Takjakkazałeś, rozpoczęliśmyjużoczyszczanie. Następnymkrokiembędziesformowanieoddziałówkapłańskichilewickichtak, jakwyznaczyłjekrólDawid, oraznamaszczenienowegoarcykapłana. Oczywiście, ludbędziemusiałnaswspomócwymaganądziesięcinąświątynną.

– Wydamrozkazy. Idołożęzeskarbukrólewskiego, ilebędęmógł. Akonstrukcjaświątyni? Niepotrzebujerenowacji?

– Potrzebuje, iznamchybaczłowieka, którymógłbynampomóc. Synmojegoprzyjaciela, Chilkiasza, szkoliłsięnainżyniera. Chilkiaszjestjednymzniewielusprawiedliwychmężów, jakichznam. Jestempewien, żenauczyłrównieżEliakima, swegosyna, przestrzeganiaBożychpraw.

– Dobrze. Poślęponiego, bynadzorowałbudowę. Aleprzypomniałeśmiokolejnymproblemie. – Hiskiaszpogładziłbrodę. – Najtrudniejszymobecniedlamniezadaniemjestzorientowaniesię, komumogęzaufać. Uriaszzapewneniebyłjedynymczłowiekiem, którychciałbyprzejąćkontrolęnadkrólestwem.

– Toprawda. Nagłazmianausteruwładzytozawszeniebezpiecznymoment. Musiszprzyjąćzdecydowanąpostawędoczasu, gdytwojawładzabędziedostateczniewzmocniona.

– Administracjamojegoojcabyłabardzoskorumpowana – odnajwyższychoficjeliponajniższychurzędników. Trudnosiędziwić, żeprorokMicheasztakmocnopotępiałprzywódcówJudy. Wkażdymraziewezwałemdziśnaspotkaniewszystkichdoradcówojca. Zamierzamobwieścićim, żepostanowiłemdokonaćreorganizacjikrólestwawzgodziezprawemMojżeszowym.

– Skorotak, przygotujsięlepiej, synu, nazaciekłąwalkęowładzę. NiektórzychętnienawrócąsiędoBożegoprawa, alezpewnościąwiększośćludzi, którzyzaAchazamielijakieśwpływy, sprzeciwicisię. Jeślinieotwarcie, tozatwoimiplecami.

– Rozumiem. Jakjednakmamsięprzygotowaćnacośtakiego?

– Módlsię. – Zachariaszuniósłzałożonynaramionaszalmodlitewny, poczymokryłnimgłowę. – IpozwólPanu, bytoOnbyłtwojąmocą. PamiętajHiskiaszu, PannieDAJEcimocy. OnJESTtwojąmocą. Gdyotaczającięwrogowie, nielicznaumocnieniawykonaneludzkąręką – dodał, wskazującnamurymiastawznoszącesięnadurwiskiemponadnimi – aninasiłęarmii. ZaufajBogu.

Hiskiaszskinąłgłową. Wiedziałjednak, żedalekomudotakiegozrozumieniaitakiejsilnejwiary.

– MożeodmówimydziśjednązmodlitwkrólaDawida? – spytałZachariasz, wstając. – Dawidnapisałją, gdybyłnękanyprzezwrogów, którzychcieligozniszczyć.

Hiskiaszrównieżwstałiokryłgłowęszalem. Zamknąłoczyisłuchałnieznanychsobiesłów, recytowanychprzezdziadka, przysięgającsobie, żekiedyśbędziejeznał, żenauczysięichnapamięćiuwierzywzawartąwnichobietnicę.

„Wyrwijmnie, mójBoże, odmoichnieprzyjaciół, chrońmnieodpowstającychnamnie! Wyrwijmnieodzłoczyńcówiodmężówkrwawychmięwybaw! AjaopiewaćbędęTwąpotęgęirankiembędęsięweselićzTwojejłaskawości, bostałeśsiędlamniewarowniąiucieczkąwdniumegoucisku”.

----

GdyMerab, służebna, weszładosypialni, Chefsibazamknęłaoczyiudała, żeśpi.

– Jeszczeniewstałaś, pani? – zapytałasłużąca, odsuwająccieniutkiezasłonki, jakieotaczałyjejłóżko. – Śniadaniegotowe.

– Przynieśmijetutaj, Merab – przytulonadopoduszekChefsibanawetsięnieporuszyła. – Chcęzjeśćjeusiebie, sama.

– Nie, pani. Niemożeszsiętuciąglechować. Jesteśżonąkróla. Innesąjedynienałożnicami.

– Aleniechcęznimijeść. Aonenapewnoniechcąjeśćzemną.

– Czegoonechcą, toniemaznaczenia. Twojapozycjajestwyższaniżichimusząrobićto, cokażesz.

– Merab, onenawetmnienieszanują. Wiedzą, żeHiskiasznieposyłałpomnie, odkądminąłtydzieńpoślubie. Kpiąsobiezemnie.

– Żadnychwymówek, pani. Chodź. – Wypchnęłajązłóżkaipostawiłananogi. Stańwobecnichtwarząwtwarz. Upomnijsięoswoje. Niepozwól, żebyuczyniłycięwięźniemwtwoimpałacu.

GdyMerabpomagałajej sięubraćiprowadziłakorytarzemdosalijadalnej, Chefsibaczułamdłościzestrachu. NałożniceHiskiaszasiedziałyjużwokółniskiegostołuizaczęłyjeśćbezniej. Uniósłszypodbródek, jakbyjejnicnieobchodziło, przygotowałasięnazwykłedocinki. Gdyokazałyjejzupełnąobojętność, zaczęłasięzastanawiać, czytazabawajejużzmęczyła, czyteżwłaśnietobyłajejnajnowszaodsłona.

Jadłaszybko, chcącjaknajprędzejwrócićdosiebie. Prawiejużkończyła, gdydosaliwbiegłszambelanskrzydładlakobiet. Stanąwszy, wziąłsiępodbokiitaksowałjewzrokiem, jakbyzastanawiałsię, którąwybrać. Eunuchbyłmężczyznąookrągłych, pełnychkształtach. JegobladeciałoprzypominałoChefsibiezaczynioneciastorosnącewdzieży. Gdynałożnicegozauważyły, rozmowyucichły.

– Muszęwziąćzesobąjednązwas – oświadczył. – KrólAchazzawszewtakiwilgotny, zimnydzień, jakdzisiaj, chciał, żebynałożnicaogrzałajegokomnaty. Iteraz, gdyżałobasięjużskończyła, nowykrólnapewnoteżbędzietegopragnął.

– Weźmnie – jednazkobietmachnęłaręką. – Jachętniepójdę.

– Pani, jesteśjegożoną – szepnęłaMerab, szturchającChefsibę. – Powiedzmu, żetypójdziesz.

Chefsibaociągałasię, obawiającsiękolejnejodmowy, choćbardzopragnęłabyćzmężem. Gdyniezareagowała, zainterweniowałaszybkosamaMerab:

– Pójdzieztobążonakróla, panie.

– Ona? – EunuchspojrzałdrwiąconaChefsibę. – Toostatniakobieta, którąkrólmógłbywybrać.

– Jakśmiesz! – krzyknęła, wstajączniejakimtrudem. Byławściekła, wydawałosię, żejestgotowagouderzyć. Eunuchzignorowałjąjednakiobróciwszysię, zacząłobserwowaćnałożnice. Zastanawiałsięprzezchwilę, poczymwskazałnadziewczynę, którasięwcześniejzgłosiła.

– Dobrze. Ty. Aleszybko. Królmożewkażdejchwiliwrócićdopałacu.

– Jakśmieszobrażaćmojąpanią? – TwarzMerabbyłaczerwonazezłości. Ruszyłazaeunuchem, którywyprowadzałwybranąnałożnicę. Chefsibasłyszała, jakMerabbesztagocałądrogęprzezkorytarz.

– Oj, kochana, biedna, małaChefsiba – odezwałasięjednazpozostałych.

– Jakmyślicie, dlaczegojejniewybrał? – zapytałainna, aresztawybuchnęłaśmiechem.

Chefsiba, niechcącpozwolićnieprzyjaciółkomnaobserwowaniejejbólu, wstałaiwybiegłazsali. Alebardziejbolesnaniżichdrwiny, niżświadomośćbycianiekochanąbyłamyśl, żejejmążzachwilębędzietrzymałwramionachkonkubinęzamiastniej. Możenigdyniebędziejużkochana, przytulana. Pobiegłakorytarzemwdal, byniktjejnieusłyszał, oparłaczołoozimnąścianęizapłakała.

– Cośsięstało?

Chefsibaodwróciłasię, zaskoczona, słyszącmęskigłos. TużprzedniąstałksiążęGodoliasz. Niepowinnogotubyć. Mężczyznomniebyłowolnowchodzićdokrólewskiegoharemu. Oparłsięjednakościanęobokniejswobodnie, jakbybyłtustałymbywalcem.

– TyjesteśżonąHiskiasza, mojegobrata, prawda?

– Tak, panie. Jestem... – Ledwomogławydobyćzsiebiesłowa. – Jestemjegożoną.

DostrzegałaniewielkiepodobieństwomiędzyHiskiaszema jego młodszymbratem. KsiążębyłznacznieniższyipodobniejakAchaz, krępejbudowyciała. Widziałagonauczcieweselnej, wydawałjejsięzdemoralizowany iarogancki. Jedynepodobieństwodobrata, jakieuniegozauważyła, tokędzierzawe, ciemnewłosyiszerokorozstawione, brązoweoczy.

– Noto, siostrzyczko, niewyglądasznazbytszczęśliwą. Niecieszyszsię, żepoślubiłaśkrólaJudy?

Przysunąłsiębliżej, jegozuchwałośćwytrąciłajązrównowagi. Cofnęłasię.

– Muszę... iść.

– Czekaj... – Godoliaszchwyciłjązanadgarstek. Ciepłojegodłoniwydawałosięspalaćjejciało. Nietrzymałjejmocno, aleczułasiębezsilna, niemogłasięruszyć. Uśmiechnąłsię, przypominającjejtymmgliścieHiskiasza. – Proszę, Chefsibo, nieuciekaj. Chcętylkoporozmawiać.

– Niemożemyrozmawiać. Nawetniewolnocitubyć.

Godoliaszwzruszyłobojętnieramionamiioparłdrugąrękęościanęobokniej. Niemogłajużuciec.

– Niepuszczęcię, pókiminiepowiesz, cojestnietak.

– Nic... Ja...

– Todlaczegopłakałaś? Czymójbratcięskrzywdził?

– Nie. Toinni.

– Powiedz – poprosił, ocierającjejpoliczkizłez. Jegoczułygestpogłębiłjejpoczucieosamotnienia.

– Innekobiety... wyśmiewająmnie, bokrólzawszewolije... ode...

– Co? Odciebie? – Godoliaszniecomocniejścisnąłjejnadgarstek. – Aledlaczego? Przecieżtoabsurdalne.

– Janiewiemdlaczego. Żebymichoćpowiedział, czymgouraziłam, tomogłabymspróbowaćsięzmienićalbo...

– Nawettakniemów. Niemożliwe, żebytobyłatwojawina. Słuchaj. Mójbratpodejmujeostatniomnóstwogłupichdecyzji. Wierzmi. Aleproszę, niemyśl, żetoprzezciebie. Napewnonie.

Ocierałjejłzy, alekolejnespływałynaichmiejsce.

– Wiem, coczujesz – powiedziałłagodnie. Nachwilęjegoarogancjagdzieśznikła, aChefsibaspostrzegłauniegoniepewność. Przymknąłoczy, zdawałsiębyćrozżalony. – Gdymójojcieczostałkrólem, wyznaczyłswojegomłodszegobratananajwyższeposobiestanowiskowpaństwie. Dotegomianowałgodowódcąwojsk. Gdybybyłojaknależy, tojapowinienemzostaćpoUriaszuzarządcąpałacowym. AlboconajmniejnaczelnymwodzemwmiejsceJonadaba. AleHiskiaszmnieignorujetaksamo, jakignorujeciebie, awybierainnych. Widziszwięc, Chefsibo, żewiem, coczujesz.

Byłledwieokilkacaliodniej. Chefsibawyobraziłasobie, jakterazjejmążobejmujenałożnicę, ipojejpoliczkuspłynęłakolejnałza.

– Obojetaksiedzimybezradniecałymidniami – ciągnąłGodoliasz – czekamy... mamynadzieję. Możedziśpomniepośle. Możejutro. Alenigdynieposyła.

Chefsibaskinęłagłową. Książęrzeczywiściejąrozumiał, aonabyłaporuszonajegoniedolą. Gdyspojrzaławjegooczy, puściłjejnadgarstekisplótłswojepalcezjejpalcami.

– Jesteśtakapiękna, Chefsibo – szepnął. – Niewiarygodniepiękna. Mójbratjestchybaślepy. Janigdybymciętaknietraktował. Nigdy.

Samotność, pragnienieczułościibyciakochanąwydawałysięjejjużniedozniesienia. Wyciągnąłramiona, wktórychmogłaznaleźćpociechęiotuchę,izanimzrozumiała, cosiędzieje, objąłją. Poczułanaplechachciepłojegorąk.

– Jużdobrze – szeptał, gdypłakaławjegoramię. – Rozumiem. Rozumiem.

Miałaledwiemglistąświadomość, żetonieHiskiaszjątrzymawramionach, leczjejbrat.

– Cotusiędzieje?! CoTYturobisz?!

GniewnygłoseunuchazaskoczyłChefsibę. SzybkouwolniłasięzramionGodoliasza. Gdyzdałasobiesprawę, żepozwoliła, byinnymężczyznająobejmował, omałoniezemdlałazestrachu. Obojezksięciemzostanąukamienowani.

AleGodoliaszszybkoprzybrałswązwykłą, aroganckąpostawę.

– Chcęwiedzieć, ktoodpowiadazakrólewskiharem! – oświadczył, obracającsięwstronęeunucha, któryprzezchwilębyłwyraźniewstrząśniętyzłościąksięcia.

– Eee... Ja.

– Azatemchcęwiedzieć, cotakiegozrobiłeśmojejbratowej! Znalazłemjątuzanoszącąsięodłez. Chcęwiedziećczemu!

Eunuchniebyłpewien, czypowiniensiępostawićGodoliaszowi, czygrzecznieodpowiadać.

– Niewiem, cojązmartwiło – odpowiedziałwkońcu. – Jejzapytaj.

ObydwajspojrzelinaChefsibę. Byłatakprzerażona, żeniemogłamówić.

– Już... jużdobrze... naprawdę... ja... – Iniewiedząc, copocząć, obróciłasięiuciekładoswojejkomnaty. AlenawetprzezzamkniętedrzwisłyszałakrzykieunuchaiGodoliasza, któryodważniejejbronił. Byłaprzerażonatym, cozrobiła.

Wkońcuwszystkoucichło. Czekaławystraszona, zastanawiającsię, cozniąbędzie. Poconarobiłatakiegogłupstwa? JakGodoliaszzwabiłjąwswojeobjęcia? Miałaochotęwczołgaćsięgdzieśischować.

Eunuchnaglewpadłdokomnatyztwarzączerwonązwściekłości.

– Maszpojęcie, cozrobiłaś? Niepozwolęciwystawiaćkróladowiatru!

Skuliłasię, pewna, żezaczniejąbić.

– Rozmawialiśmytylko...

– Tydiablico!

– Książęjestmoimszwagremi...

– Słuchajmnie, itouważnie. – Złapałjązaramionaipotrząsnął. – NależyszdokrólaJudy. Żadnemuinnemumężczyźnieniewolnociętknąć! NIGDY! Każdy, ktotorobi, dopuszczasięaktuzdrady, bezpośredniokwestionujewładzękróla. KsiążęGodoliaszniczegotakniepragnie, jaktego, bystrącićbrataztronu. Itobąteżsięchętnieposłużywtymcelu!

Chefsibawiedziała, żeeunuchmarację. Kręciłosięjejwgłowie.

– Jeślijeszczerazpostąpisztakgłupio, zostanieszstracona!

Szarpnąłniąbrutalnierazjeszczeiwyszedł.

Długostała, jakbywrosławpodłogę. Ramionabolały ją oduściskueunucha. Wkońcu, potykającsię, podeszładooknaz widokiemnadziedziniecpałacuiotworzyłaokiennice. Dokomnatynapłynęłozimne, wilgotnepowietrze. Skuliłasięizaczęłarozcierać obolałe ramiona. WspomniałaobjęciesilnychrąkGodoliasza, otuchę, jakączuła, będąc opartanajegoszerokimtorsie, dotykjegobrodywjejwłosach. Gdyzdałasobiesprawę, że być możejużnigdymężczyznanieweźmiejejwramiona, ogarnęłająrozpacz. Opadłanastojąceprzyokniekrzesłoipoddałasięsmutkowi.

Pochwiliuświadomiłasobie, żezdziedzińcadochodzidoniejdźwiękgłosówiruchu. WyjrzałaizobaczyłaHiskiasza, któryrozmawiałzjakimśbiałobrodymstarcem. Mówilizbytcicho, bysłyszałaposzczególnesłowa. Patrzyłanamęża, rozmawiającegoigestykulującegodużymi, silnymirękami. Pragnęłagozawołać, alejejkrtańbyłaściśniętaodpłaczu. Hiskiaszuścisnąłstarszegomężczyznęizniknąłwskrzydle, wktórymznajdowałysięjegokomnaty. Nałożnicajużnaniegoczeka.

Chefsibamiała zaledwiedwadzieścialatiwiedziała, żeprzezresztężyciabędziewięźniarkąHiskiasza. Onjejniechce, aniktinnyniemożejejmieć. Będziemusiałażyćtusamotnie, ażdośmierciiniemajużnatorady.

Zaoknem, nadziedzińcumajaczyłazegarowawieżaAchaza. Większośćdnispędzi, obserwująccieńprzesuwającysiępowolinajpierwwgórę, potemwdół, pogładkich, kamiennychschodach. Aledziśniebozasnutebyłochmurami. Niebyłocienia. Chefsibapoczułasię, jakbynazawszezamarzławczasie.

-----

ZporannejmodlitwyodmówionejzdziadkiemHiskiaszwróciłbardziejzmartwionyniżpocieszony. Rozmyślałopolitycznychintrygachispiskach, ajegonastrójodpowiadałtejponurejszarościnadworze. Gdywszedłdoswoichkomnat, kuswemuzaskoczeniustwierdził, żeczekatamnaniegojednaznałożnic.

– Chybazmarzłeś, panie – szepnęła, biegnącmuwramiona. – Usiądźprzykominkuipozwól, żecięrozgrzeję.

Hiskiaszwciążniebyłprzyzwyczajonydotakogromnejatencji, alepodobałomusięto. Nałożnica ta byłajednązjegoulubionych. Dziarska, atrakcyjnadziewczynamogłastanowićpożądanąodmianęw tymfrasunku. Zprzyjemnościąwdychajączapachjejperfum, pozwolił, byprzyprowadziłagobliżejpaleniska.

– Miłaniespodzianka – powiedział. – Nieprzypominamsobie, bympociebieposyłał.

– Szambelanpomyślał, żemógłbyśchcieć, byktośpomógłcisięrozgrzać – powiedziała, obejmującjegodłońswoimiigłaszczącdelikatnie.

– On? rzeczywiście?

– Tak. KrólAchazzawszetaklubił.

NawspomnienieAchazaHiskiaszpoczuł, jakrodzącesiędopieropożądanieznika. Przypomniałsobielicznenałożnicekręcącesięwokółojca. Napełniłogotoodrazą. Achazprzezwiększośćczasuzajmowałsiępogoniązaprzyjemnościami, aludpopadałwnędzęichaos. Odsunąłsięodniej.

– Cośźlezrobiłam? – zapytałazobawą.

– Powiedzszambelanowi, żeniejestemjakAchaz. Jesteśterazwolna, dopókicięniewezwę.

Zobaczyłpowyraziejejtwarzy, żezraniłjejuczucia, aleskłoniłasięniskoibezsłowaopuściłakomnatę.

Gdydrzwizamknęłysięzanią, niepokójpowrócił. PrzezchwilęHiskiaszżałowałpochopnejdecyzji. Miałjednakcorobić – musiałprzygotowaćsiędokonferencjizdoradcami. Zadzwoniłposługi.

Informacje o książce

Tytuł oryginału:SONG OF REDEMPTION

Autor: Lynn Austin

Tłumaczenie: Krzysztof Jasiński

Redakcja: Bartosz Szpojda

Korekta: Agnieszka Luberadzka iGrażyna Kożusznik

Przygotowanie e-booka: Marta Legierska

Projekt graficzny okładki: Radosław Krawczyk

Druk: Drukarnia Arka, Cieszyn

Do dystrybucji na terenie całegoświata:

Księgarnia Szaron, ul. Ogrodowa 6, 43-450 Ustroń

tel.: 503 792 766 (503-SZA-RON), e-mail: [email protected]

www.wydawnictwo.szaron.pl

Copyright 2005 by Lynn Austin.

Originally published in English under the title

Song of Redemption

by Bethany House Publishers,

a division of Baker Publishing Group,

Grand Rapids, Michigan, 49516, U.S.A.

All rightsreserved.

Polish edition © 2017 Szaron Grzegorz Przeliorz, ul. Ogrodowa 6,

43-450 Ustroń, www.szaron.pl

Wszelkie prawa do wydania polskiegozastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani wjakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana wśrodkach masowego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

W sprawie zezwoleń należy zwracać siędo:

Wydawnictwo Szaron, ul. Ogrodowa 6, 43-450 Ustroń,

[email protected], www.szaron.pl.

Cytaty biblijne pochodząz:

Biblia Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań2003.

Wydanie I, Ustroń 2017

ISBN 978-83-65553-54-6

Książkę możnanabyć:

Księgarnia iHurtownia wysyłkowa Szaron

43-450 Ustroń, Ogrodowa 6, tel.: 503 792 766 (503-SZA-RON)e-mail: [email protected] /www.szaron.plwww.wydawnictwo.szaron.pl