Piękna i Gniewny - J. Harrow - ebook

Piękna i Gniewny ebook

Harrow J.

4,3

Opis

Mogłoby się wydawać, że Larissa ma wszystko: kochającego męża, pieniądze i luksusy o jakich inni mogą tylko pomarzyć. Gdy pewnego dnia nakrywa Matthiasa na zdradzie, nie ma wątpliwości, że jej idealne życie właśnie legło w gruzach.

Poznanie Ivo, mężczyzny związanego z półświatkiem, daje jej szansę zemsty na mężu i odkrycie nowych odcieni pożądania. Szereg niespodziewanych wypadków sprawi jednak, że w życiu kobiety pojawi się ktoś jeszcze... Tajemniczy Rosjanin z amnezją nie wydaje się być najlepszym obiektem do ulokowania uczuć, a jednak wzajemna fascynacja z każdym dniem przybiera na sile. Czy Larissa zaryzykuje i zaufa swojemu sercu raz jeszcze?

Wciągająca historia, w której tajemnice, pragnienie miłości, namiętność oraz zemsta przeplatają się ze sobą w niebanalny sposób. Książka, w której zakończenie sprawia, że pragnie się więcej i więcej.
Polecam Anna Wolf

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 312

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (98 ocen)
61
17
13
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
CingQua

Nie oderwiesz się od lektury

Książka mnie wciągnęła ale jestem zwolenniczką dobrych zakończeń- życie bywa tak bezlitosne ,że pragnę tego uniknąć w książkach- szczęśliwe zakończenie pomimo ciężkiej fabuły to taka wisienka,której pragnę .
Izabela_1977

Nie oderwiesz się od lektury

o kurka ale końcówka. super, polecam
10
wandzia-andzia

Nie oderwiesz się od lektury

Napiszę tylko tyle... zakończenie złamało mi serce

Popularność




1.

Matthias pomógł mi zdjąć ciężki płaszcz, oddał go młodemu mężczyźnie, wpatrzonemu w niego z nieukrywanym uwielbieniem, po czym podał mi ramię i ruszyliśmy w kierunku głównej sali. Wielkie żyrandole podwieszone pod wysokim sufitem skrzyły się niczym diamenty w mojej kolii, wpasowując się idealnie w otaczający nas blichtr. Poczułam lekki chłód na odsłoniętej skórze pleców, więc otuliłam ramiona koronkową narzutką, którą dostałam wczoraj w prezencie od męża. Nie dawała za wiele ciepła, ale Matthias bardzo nalegał, żebym pozostawiła choć częściowo widoczne plecy – uwielbiał mnie w takich kreacjach i chętnie paradował ze mną u boku podczas przyjęć takich jak to.

Przywitaliśmy się z kilkoma osobami z firmy, po czym usiedliśmy przy wyznaczonym stoliku. Nie wszyscy jeszcze przybyli, więc wokół stołu połowa krzeseł wciąż była pusta. Z nikłym zainteresowaniem zerknęłam na karteczki z nazwiskami, wyznaczające gościom ich miejsca, a Matthias kiwnął na kelnera, jak zwykle postanawiając zadbać o nasze kieliszki. Znał mnie doskonale i wiedział, że trudno będzie mi przebrnąć przez kolejne zblazowane przyjęcie na trzeźwo. Nie żebym planowała się upić – to nie wchodziło absolutnie w rachubę, niemniej kieliszek lub dwa były dokładnie tym, na co mogłam sobie pozwolić. Na co Matthias pozwalał.

Kilka razy w roku chodziliśmy na większe lub mniejsze imprezy biznesowe i wszystkie wyglądały dokładnie tak samo. Ekskluzywne lokale, mężczyźni w niemal identycznych garniturach, kobiety wystrojone od stóp do głów w niebotycznie drogie suknie i biżuterię, dreptające ostrożnie w niewygodnych, za wysokich szpilkach. Część z nich stanowiły żony, a część kochanki lub przypadkowo poznane dziewczyny, posiadające w sobie choć szczyptę klasy gwarantującą nieprzyniesienie wstydu swoim partnerom. Tutaj należało się odpowiednio zachowywać i zasadniczo nie odzywać, chyba że było się żoną powiązaną z mężem nie tylko obrączką, lecz także biznesem.

Ja byłam odstępstwem od reguły. Matthias od lat nie angażował mnie w sprawy firmy, ale jednocześnie zachęcał do aktywnego uczestnictwa w przyjęciach, gdyż jego partnerzy biznesowi po prostu bardzo lubili moje towarzystwo. W przeciwieństwie do większości ich żon i partnerek. Rozmawiały ze mną ochoczo, żartowałyśmy i chodziłyśmy razem na siłownię czy do kawiarni, niemniej od lat czułam od nich specyficzne wibracje, mówiące mi wyraźnie, że gdyby mogły, powyrywałyby mi wszystkie włosy i paznokcie. Wiedziałam doskonale, co było przyczyną ich zawiści. Ja i Matthias stanowiliśmy bardzo udane małżeństwo, bez skandali, zdrad i tego całego syfu, który zwykle krył się za murami drogich domów i apartamentów. Kochaliśmy się, a mąż niemal na każdym kroku okazywał mi szacunek i czułość.

Nie mogłam również bagatelizować kwestii mojego wyglądu. Pomimo trzydziestu czterech lat, wciąż wyglądałam bardzo młodo i w przeciwieństwie do większości z nich nie potrzebowałam ani botoksu, ani silikonowych piersi. Wiedziałam jednak, że ten stan nie potrwa wiecznie, więc bez skrupułów wydawałam mnóstwo pieniędzy na zabiegi i kosmetyki hamujące postęp czasu oraz katowałam swoje ciało na siłowni pod okiem osobistego trenera. Moją jedyną słabością były słodycze i niestety miłość do nich przekładała się na nieznośny cellulit na udach, którego żadnymi sposobami od dłuższego czasu nie mogłam się pozbyć.

– Lara, kochana! – Wysoka brunetka, marna kopia Moniki Bellucci, podeszła do nas i ucałowała mnie przelotnie w policzek. – Jak miło was widzieć!

– Ciebie również, Thereso. – Odwzajemniłam pocałunek. – Świetnie wyglądasz w czerwieni.

Uśmiechnęła się z zadowoleniem, wypinając pierś do przodu. Obcisła suknia uwydatniała jej krągłe pośladki i świeżo powiększony biust, w niezbyt wysmakowany sposób naśladując uwielbianą przez nią ikonę włoskiego piękna.

– Gdzie twój małżonek? – Matthias obrzucił ją nieco zbyt długim spojrzeniem, posyłając przy tym jeden ze swoich wyćwiczonych latami biznesowych uśmiechów.

Nie, nie leciał na nią, po prostu był facetem. Zasadniczo nawet jej zbytnio nie lubił, głównie ze względu na ciągłe szarpanie się z jej mężem o kolejne inwestycje. Peter był jednym z jego kilku partnerów inwestycyjnych, niestety najtrudniejszym.

– Za chwilę przyjdzie. – Zatrzepotała niebotycznie długimi, sztucznymi rzęsami. – Tymczasem chętnie napiję się z twoją żoną wina.

Usiadła obok mnie, a Matthias znów przywołał kelnera. Ostatni raz zerknął przelotnie na jej głęboki dekolt, po czym wyjął komórkę i jak zwykle zaczął oddzwaniać do osób, które bezskutecznie dobijały się do niego w ciągu dnia.

Zapowiadał się długi, nudny i męczący wieczór.

Nie mogłam zdecydować się, czy bardziej mam ochotę na kalmary, czy na minikrokiecik z zagadkowym farszem. Choć byłam już bardzo głodna, wiedziałam doskonale, że nie powinnam ładować na talerz więcej niż objętość mojej garści, więc musiałam wybierać. Jedzenie o tak późnej porze zawsze odpokutowywałam nazajutrz na bieżni, a coś mi mówiło, że rano nie będę miała na to najmniejszej ochoty.

– Czyżby nic nie smakowało?

Spojrzałam w bok, podążając za niskim, męskim głosem. Wysoki mężczyzna z upiętymi w krótki kucyk blond włosami przypatrywał się z uśmiechem mojej dłoni, którą raz wyciągałam w stronę krokiecików, raz w stronę kalmarów.

– Nie mogę się zdecydować – przyznałam.

– Nie trzeba wybierać. – Pochylił się, sięgając po pusty talerz. – Ja biorę wszystko, na co mam ochotę.

Zaczął nakładać sobie kolejne porcje przekąsek, a ja z zazdrością zerkałam na jego smukłą sylwetkę. Albo miał szybką przemianę materii, albo podobnie jak ja katował ciało na siłowni, spalając skutki zachcianek z wieczorów takich jak ten.

– Ja nie mogę pozwolić sobie na taki luksus – westchnęłam, ostatecznie decydując się na krokieciki.

– Dlaczego? – Obszedł mnie, delikatnie ocierając się o moje ramię.

– Widocznie pan może brać wszystko, na co ma ochotę, ale ja muszę się niestety pilnować.

Roześmiał się, ładując na swój talerz ostatnią tartaletkę.

– Nie mówiłem tylko o jedzeniu. W życiu też trzeba sięgać po to, czego się pragnie. Nie sądzisz?

Speszyłam się lekko, widząc jego intensywne, błękitne spojrzenie. Nie byłam przyzwyczajona do takiej bezpośredniości. Nie znaliśmy się, powinien zwracać się do mnie per „pani”, podobnie jak wszyscy mężczyźni, których przez lata pobytu w Niemczech miałam okazję poznawać. Dopiero po jakimś czasie, lub na moją wyraźną prośbę, zwracano się do mnie po imieniu i zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Ten przystojny osobnik przypominał mi dawne czasy, gdy żyłam i mieszkałam na Florydzie i wszystko było mniej oficjalne, bardziej wyluzowane… Czasy, gdy ja byłam inna.

– Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni – przywołałam samą siebie do porządku, przybierając bardziej oficjalny ton.

– Na pewno nie. – Odłożył swój talerz i wyciągnął do mnie dłoń. – Miło mi cię poznać, Larisso.

Miał zdecydowany, mocny uścisk. Taki, jaki lubiłam i ceniłam najbardziej.

– Skąd znasz moje imię?

– Trudno w tym mieście nie wiedzieć, jak ma na imię piękna żona słynnego Matthiasa Radke.

A więc to tak… Nie dziwiło mnie to, ale wciąż nie mogłam pogodzić się z tym, że ludzie właśnie tak mnie postrzegają. Jestem tylko żoną swojego męża. Z własnej, nieprzymuszonej woli przyjęłam tę rolę i nie robiłam nic, aby to zmienić. Po co? Było nam dobrze w takim układzie i zwykle nie myślałam o tym, że mogłabym stać się kimś więcej. Czasami tylko…

– Nie powinnaś niczego sobie odmawiać. – Mężczyzna mrugnął do mnie i wskazał głową na długi stół z przekąskami, przy którym staliśmy. – Jeśli mąż zacznie narzekać na twoje krągłości, to przyjdź do mnie. Ja się nimi chętnie pobawię.

Zamurowało mnie, a on, jakby nigdy nic, odwrócił się i oddalił niespiesznym krokiem w stronę jednego z dużych, okrągłych stolików. Co za bezczelny typ! Myśli, że jak jest zabójczo przystojny, to każda na niego poleci?! Co to to nie! Mam swoją godność i jestem mężatką, w dodatku bardzo szczęśliwą. A mojemu Matthiasowi też absolutnie niczego nie brakuje. Wróciłam do naszego stolika, rozglądając się nieco nerwowo za mężem. Zginął gdzieś w fali ciemnych garniturów, wdając się w rozmowę z niemal każdym mężczyzną na tej sali. Ciekawe, czy zna tego bezczelnego blondyna. Kim on jest i właściwie jak ma na imię? Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mi się nie przedstawił.

Skinęłam na kelnera, decydując się na trzeci kieliszek wina. Było naprawdę dobre i przede wszystkim świetnie koiło nadszarpnięte nerwy.

Wjechaliśmy windą na nasze piętro, nie odzywając się po drodze ani słowem. Oboje byliśmy zmęczeni, choć każde zapewne czym innym. Mnie bolały stopy i byłam znużona wielogodzinnym wysłuchiwaniem towarzyskich plotek i nowinek ze świata chirurgii plastycznej i medycyny estetycznej. Wciąż te same, wałkowane na okrągło tematy… Dla Matthiasa natomiast był to ważny pod kątem nowych inwestycji wieczór i z pewnością teraz schodziło z niego towarzyszące temu napięcie.

– Kim był ten facet z kucykiem na głowie? – zapytał, gdy przekroczyliśmy próg naszego apartamentu.

– Ten blondyn?

– Tak, ten, z którym flirtowałaś przy bufecie.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

– Po pierwsze nie flirtowałam, a po drugie myślałam, że ty mi powiesz, kto to.

Jednym szarpnięciem zdjął krawat i rzucił go na fotel. Był zazdrosny, niesamowite!

– Nie znam kolesia – mruknął, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Szybko wyszedł, ale jak widać, dla ciebie czas znalazł.

Parsknęłam, nie wierząc w to, co słyszę. Mój mąż od lat nie przejawiał żadnych symptomów zazdrości i dziwnie było teraz patrzeć w jego podejrzliwe, ciemne oczy. Zsunęłam z ramion narzutkę i odwróciłam się do niego plecami, prosząc o pomoc w rozpięciu zamka sukni.

– Ewidentnie mu się spodobałaś. – Powoli sunął palcami w dół. – Miałem ochotę podejść i…

– I co? – droczyłam się. – Przeszkadza ci, że podobam się jakiemuś mężczyźnie?

Obrócił mnie i zbliżył swoją twarz do mojej.

– Masz się podobać każdemu – mruknął. – Ale tylko ja mogę cię dotykać.

Zaskoczył mnie zmysłowy ton w jego głosie i poczułam lekkie pulsowanie między udami. Nie kochaliśmy się od blisko czterech tygodni, Matthias był w podróży służbowej, a ja w międzyczasie miesiączkowałam. Nie sądziłam, że akurat dzisiaj znów to zrobimy. Zwykle po takich przyjęciach oboje szliśmy prosto do łóżka, lecz zdecydowanie nie w tym celu.

– Tylko tobie pozwalam się dotykać – zapewniłam, wplatając palce w jego włosy.

Moja suknia opadła miękko na podłogę, odsłaniając nagie piersi. Stałam przed nim w samych majtkach i srebrnych szpilkach, a on sunął po moim ciele wygłodniałym wzrokiem, delektując się jego widokiem. Przyjemnie było znów czuć się pożądaną. Wyciągnęłam ręce i zaczęłam pośpiesznie odpinać guziki jego koszuli, podczas gdy on już pieścił językiem moją szyję, a dłońmi ugniatał pośladki. Gdy tylko uporałam się ze spodniami, uniósł mnie, oplatając się w pasie moimi nogami, i skierowaliśmy się prosto do sypialni.

To był bardzo niecierpliwy, gwałtowny seks. Od dawna za takim tęskniłam, przez wiele miesięcy otrzymując jedynie namiastkę namiętności. Po wszystkim leżałam, uśmiechając się w ciemnościach do własnych myśli. Może powinnam zacząć naprawdę z kimś flirtować? Zdaje się, że mój mąż potrzebuje bodźca, aby po dekadzie małżeństwa przypomnieć sobie, czym jest pożądanie ciała własnej żony.

Wtuliłam się w jego ramię, wsłuchując się w coraz wolniejszy oddech. Do pełni szczęścia brakowało nam tylko dziecka. Może w końcu przekonam go, że teraz jest na to najlepszy czas?

2.

Minęły trzy dni od przyjęcia i namiętnej nocy, którą zafundował mi Matthias. Nie kochaliśmy się od tamtej pory, ale dzisiaj z pewnością to się zmieni. Byłam przekonana, że mój mąż zaplanował coś wyjątkowego na wieczór, bo inaczej być nie mogło. Dzisiaj mijało dokładnie dziesięć lat od naszego ślubu. Nie mogłam się doczekać i postanowiłam nieco przyspieszyć świętowanie tak wyjątkowej rocznicy, więc pojechałam do jego ulubionej japońskiej restauracji, wzięłam na wynos sushi, a następnie ruszyłam do sklepu poszukać porządnej butelki szampana.

Już widzę jego zaskoczoną minę, gdy wparuję z takim zestawem do jego biura, mając pod płaszczem jedynie koronkowe, zmysłowe body! Kupiłam je specjalnie na tę okazję, planując nie tylko odpowiednio świętować naszą dziesiątą rocznicę ślubu, ale również spłodzić dziecko, o którym tak bardzo marzyłam. Dzisiaj był na to idealny dzień, a Matthias z pewnością mi się nie oprze… Na samo wspomnienie naszej ostatniej, namiętnej nocy poczułam zbierającą się we mnie wilgoć.

– Dzień dobry, pani Radke! – Miła, nieco zaokrąglona już w pasie recepcjonistka, przywitała mnie jak zwykle życzliwym uśmiechem.

– Cześć, Carina! Jak dzidziuś?

Obeszłam ladę i z zazdrością położyłam dłoń na jej brzuszku.

– Wszystko w porządku, czujemy się dobrze.

– Mam nadzieję, że mój mąż cię teraz oszczędza?

Roześmiała się, doskonale wiedząc, że żartuję. Matthias od miesiąca wysyłał ją do domu, zapewniając, że jej pensja nic a nic na tym nie ucierpi, ale Carina wolała pracować tak długo, jak zdrowie i siły jej na to pozwolą.

– Mój mąż jest u siebie? – zapytałam, będąc już jedną nogą na schodach prowadzących do jego gabinetu.

– Tak, Alexa właśnie szła do niego z dokumentami do podpisu.

Uniosłam pytająco brew.

– Alexa to nowa asystentka pana Petera Krause – wyjaśniła.

Nie nadążałam za tymi dziewczynami, zmieniał je jak rękawiczki. Miał słabość do filigranowych, przypominających latynoski kobiet, kompletnie nie zauważając Moniki Bellucci u swego boku. Czasami było mi nawet żal Theresy, choć to uczucie zwykle szybko mijało. Nie lubiłam jej, i vice versa. Cieszyłam się, że mój Matthias miał od lat stałą asystentkę i w dodatku starszą od niego o dziesięć lat. Miła, kompetentna i przede wszystkim niezbyt seksowna kobieta, o którą nie musiałam być zazdrosna. Boże, o czym ja w ogóle myślę?! Ja nigdy nie musiałam być zazdrosna o męża! Kochał mnie i w niczym nie przypominał wiecznie napalonego na młode laski Petera.

Lekkim krokiem przeskakiwałam kolejne schodki, widząc już oczami wyobraźni, jak wchodzę do jego gabinetu i zrzucam z siebie długi płaszcz, a on wówczas… Uśmiechnęłam się do obrazu malującego się w mojej głowie i zatrzymując się przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech, przypominając sobie, że najpierw musimy odprawić tę całą Alexę. Widowni zdecydowanie nie potrzebujemy!

Nacisnęłam klamkę, pchnęłam ciężkie drzwi i z gracją wkroczyłam na ciemnozieloną wykładzinę.

– O kurwa!

Zaskoczona głośnym piskiem uniosłam wzrok i zamarłam. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, z głową nienaturalnie odchyloną w tył i wielkimi cyckami, sterczącymi dumnie ku górze. Jej długie czarne włosy zwisały w nieładzie z biurka, sięgając niemal do samej podłogi i falując w rytm pchnięć, którymi raczył ją mój mąż.

– Ja pierdolę! – krzyknął na mój widok i natychmiast wysunął z niej penisa, niezdarnie próbując ukryć go z powrotem w spodniach.

Wypuściłam z ręki torbę z zakupami. Głucho uderzyła o podłogę, a zaraz po niej to samo zrobiły moje kolana. Jezu! To nie może być prawda!

Patrzyłam na nich zszokowana, obserwując ich żałosne próby zatuszowania tego, co i tak już zdążyłam zobaczyć.

– Lara, co tu robisz?

Matthias w końcu wciągnął spodnie i popychając w kierunku drzwi ubierającą się w biegu Alexę, zbliżał się do mnie z miną męczennika.

– Prz-przyniosłam ci sushi… – wyjąkałam, odprowadzając dziewczynę mętnym wzrokiem.

Wszystko zdawało się tylko filmem, w którym grał jakiś aktor jedynie podobny do mojego męża… Bo to przecież nie mógł być on, prawda?

– Kochanie, wstań. – Podniósł mnie i torbę. – Usiądź.

Posłusznie wykonałam jego polecenie, ale to nie byłam ja. To tylko moje ciało działające na autopilocie.

– Jezu, jak mi wstyd. – Ukucnął przede mną i chwycił moje dłonie. – Lara, kochanie, ja tego nie chciałem, to nic nie znaczy!

– To nowa asystentka Petera.

– Tak, ale to nieważne…

– Ma na imię Alexa – stwierdziłam rzeczowo.

Patrzył na mnie wystraszonym wzrokiem, pewnie nie rozumiejąc, dlaczego tak dziwnie się zachowuję. Może powinnam rzucić się na niego z pięściami?

– Lara, ja tego nie planowałem, nigdy dotąd cię nie zdradziłem, wiesz przecież.

– Wiem.

– Ona nagle zaczęła ze mną flirtować… – Przymknął powieki. – Przecież gdybym to planował, to zamknąłbym drzwi na klucz, prawda?

Zamknąłby, pewnie tak…

– To stało się tak szybko, ona była taka nachalna. – Spuścił głowę.

Patrzyłam na jego potargane włosy, zastanawiając się, czy i ona wplotła mu w nie palce, tak jak ja to zawsze robię, gdy się kochamy. Było jej dobrze? Sprawiał jej przyjemność? A może udawała jęki rozkoszy, bo jej celem był tylko szybki awans, a nie mój mąż sam w sobie?

– Lara, kocham cię, musisz mi uwierzyć!

„Miłość… Wszystko wybacza, wszystko przetrzyma…”. Przysięgałam mu, a on przysięgał mnie. Wierzyłam w tę obietnicę, wierzyłam w niego!

Wstałam gwałtownie, odtrącając jego ręce. Podeszłam do biurka, na którym wciąż widoczny był spocony odcisk jej pośladków. Latynoski tyłek, kurwa!

– Jak blisko byłeś? – syknęłam.

– Co?

– Czy już dochodziłeś, gdy wam przeszkodziłam?

Poczułam, jak obejmuje mnie od tyłu, i zrobiło mi się niedobrze.

– Zabieraj łapy! – wrzasnęłam.

Odsunął się, oddając mi przestrzeń.

– Nie dotykaj mnie zaraz po tym, jak obmacywałeś ją!

Odwróciłam się do niego, dysząc z wściekłości. Tak, teraz mogłabym z łatwością go uderzyć. Wystarczyło się zamachnąć i wycelować prosto w tę jego zakłamaną mordę!

– Lara, uspokój się! – Zmarszczył brwi. – Ktoś może nas usłyszeć.

Ryknęłam śmiechem.

– Teraz się tym przejmujesz?! A przed chwilą to zamierzałeś ją zakneblować czy co?

Pokręcił głową, zniesmaczony moją reakcją.

– A może ona lubi po cichutku? Oj, przepraszam. – Zasłoniłam teatralnie usta. – Zapomniałam, że nie wiesz, bo przecież to wasz pierwszy raz, tak?

– Przestań.

Nie zamierzałam przestać. Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył i on był ostatnią osobą, po której bym się czegoś takiego spodziewała. Nie zasługiwał na mój spokój i opanowanie! Nie zamierzałam jednak zostawać w tym skalanym miejscu ani chwili dłużej.

Podeszłam do drzwi i odwróciłam się powoli, rozchylając przy tym płaszcz.

– Pytałeś, co tu robię? – Jego wzrok natychmiast powędrował do koronkowego body. – Chciałam świętować naszą dziesiątą rocznicę ślubu, kochanie!

– Jezu… – jęknął.

– Myślę, że teraz mamy podwójny powód do świętowania. – Z powrotem opatuliłam ciało płaszczem. – Rocznica ślubu i rozstania.

Nie wiem, jaką miał minę, słysząc moje ostatnie słowa, ale mam nadzieję, że nietęgą. Trzasnęłam za sobą drzwiami, z całych sił próbując zapanować nad zbierającymi się pod powiekami łzami. Musiałam zachować resztki godności i dotrzeć do samochodu bez wzbudzania zbędnej sensacji. To nie mogło być aż takie trudne, w końcu przez lata uczyłam się, jak się to robi.

Świat pieniędzy i biznesu to nie tylko drogie ciuchy i luksusowe samochody. To też niewzruszona twarz, gdy negocjujesz kontrakt, uśmiech wyglądający na naturalny, gdy udajesz zainteresowanie nużącą cię rozmową, i obtarte do krwi pięty – zapłata za nieskazitelne piękno żony, zawsze stojącej u boku swojego cennego męża. A ja doskonale wiedziałam, jak cenny był mój mąż. Może nie ja kierowałam tą firmą i może nie moje imię widniało w papierach, ale to ja namówiłam go do jej założenia i pchnęłam w odpowiednim kierunku. Trwałam u jego boku od początku i nie będzie mi teraz mówił, kiedy mam krzyczeć, a kiedy siedzieć cicho!

3.

Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć, a tego właśnie potrzebowałam, żeby zadecydować, co dalej. Wyjechałam więc na kilka dni, wybrawszy pierwszy lepszy hotel z dobrą ofertą SPA. Nie odbierałam telefonów od Matthiasa, a mój kontakt z nim ograniczył się do kilku wiadomości i wyznaczenia daty spotkania. Musiałam to wszystko sobie poukładać, przemyśleć każdą opcję i przede wszystkim wypłakać się w samotności. Byłam już wystarczająco poniżona, nie chciałam tego pogłębiać, dając upust emocjom w obecności Matthiasa.

Pokonując wewnętrzny wstręt, wybrałam na miejsce naszego spotkania jego gabinet. Tam się zaczęło i tam się skończy – niezależnie od tego, czym ten koniec będzie.

– Dzień dobry – przywitałam się chłodno, od razu zajmując fotel naprzeciwko niego.

– Nie usiądziemy na sofie?

Potrząsnęłam głową, odbierając mu resztki nadziei na swobodniejszą rozmowę. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, po dwóch stronach biurka, które ewidentnie zdawało się palić jego skórę. Odsunął się lekko od miejsca, na którym jeszcze kilka dni temu posuwał asystentkę Petera, po czym zaproponował mi wodę. Odmówiłam, przystępując do konkretów.

– Myślę, że jedynym logicznym dla mnie wyjściem jest rozwód.

– Larissa… – westchnął. – Myślałem, że porozmawiamy właśnie o tym, żeby do niego nie dopuścić.

– Czy gdybym to ja pieprzyła się na twoich oczach z innym facetem, myślałbyś teraz tak samo?

Zamilkł, widocznie zaskoczony takim obrotem sprawy.

– Matthias, podaj mi jeden przekonujący powód, dlaczego mielibyśmy się nie rozwieść. I nie chcę słyszeć o tym, że mnie kochasz, bo akurat w to trudno mi aktualnie uwierzyć.

– Kiedy to jest właśnie prawda. Co może być ważniejszego od naszej miłości?

Uśmiechnęłam się ironicznie.

– Na przykład cipa Alexy.

– Nie bądź wulgarna – wzdrygnął się.

– Przepraszam, szparka brzmi lepiej?

Odsunął gwałtownie fotel i podszedł do mnie.

– Lara, nie chcę się rozwodzić. – Położył mi ręce na ramionach i zaczął je delikatnie uciskać. – Po co nam to? Wszystko zniszczymy, jeden głupi błąd nie jest tego wart.

– Nie mam gwarancji, że skończy się na jednym.

Znieruchomiał na chwilę, po czym pochylił się i szepnął mi do ucha:

– To się nigdy nie powtórzy, przysięgam. – Przeszył mnie dreszcz. – Kocham tylko ciebie!

Stało się to, czego się najbardziej obawiałam. Pod wpływem jego dotyku i głosu zaczęłam powoli mięknąć, pragnąc wierzyć w każde jego słowo.

– Jak mam ci wierzyć…

– To nie jest łatwe, ja rozumiem. – Muskał ustami moje ucho. – Jeśli chcesz, pójdziemy na terapię.

Odchyliłam lekko głowę, dając mu lepszy dostęp do szyi. Chętnie skorzystał i po chwili pieścił ją językiem, a mój oddech przyspieszał, pokazując mu wyraźnie, jaką miał nade mną przewagę. Byłam taka słaba…

– Lara, ona nic nie znaczyła, tylko ciebie pragnę tak naprawdę.

Otworzyłam oczy, nagle wracając do bolesnej rzeczywistości. Gdyby pragnął tylko mnie, nie wsuwałby w nią swojego fiuta!

– Pójdziemy na terapię, jeśli chcesz. – Odtrąciłam jego dłoń, sunącą już w kierunku mojej piersi. – Myślę, że tobie może być jeszcze bardziej potrzebna niż mnie.

Wstałam, minęłam go i zatrzymałam się przy wielkim, panoramicznym oknie z widokiem na rozświetlone miasto. Lubiłam tu przychodzić, gdy już się ściemniało. Widok ciemnoróżowego nieba, nieuchronnie zmierzającego ku granatowi nocy, przypominał mi Florydę. Nie wiem dlaczego, ale tylko tutaj, w tym gabinecie, miałam takie skojarzenia.

– Skoro chcesz ratować to małżeństwo, to na razie wstrzymam pozew o rozwód, ale i tak powinniśmy wystąpić o separację.

– O czym ty mówisz? – usłyszałam jego głos za plecami.

– Nie możemy razem mieszkać, jakby nic się nie stało. Nie wyobrażam sobie tego, Matthias.

– Matthias… – powtórzył, nie kryjąc sarkazmu. – Już nie Matti?

Już nie. Na razie nie.

– Separacja zawsze prowadzi do rozwodu – westchnął. – Nic dobrego z tego nie wyniknie.

– Możliwe – przyznałam, odwracając się do niego twarzą. – Musimy przygotować się i na tę opcję. Dlatego uważam, że niezależnie od wyników ewentualnej terapii powinniśmy ustalić wstępnie kwestię podziału majątku.

– Co?! – Z niedowierzaniem w oczach oparł się o biurko.

– Apartamentu nie chcę – oznajmiłam, siląc się na obojętny ton. – Dasz mi na jakieś skromniejsze mieszkanie plus jakiś niewielki zysk z dywidendy…

– Oszalałaś?!

Patrzył na mnie z wyrzutem, jakbym chciała ograbić go z rodzinnego majątku. To, czego chciałam, było skromnym wynagrodzeniem, tym bardziej biorąc pod uwagę jego niezaprzeczalną winę.

– Lara, firma i apartament jest na mnie. Nie muszę się z tobą niczym dzielić.

Chyba się przesłyszałam.

– Nie patrz tak. – Uśmiechnął się krzywo. – Nie sądzę, żebyś w świetle prawa mogła ode mnie czegokolwiek żądać.

– Nie zrobisz tego… – wycedziłam. – Nie zostawisz mnie na lodzie po tylu latach wspólnego życia.

– Ty chcesz to zrobić! Po co rozwód? Zdeptasz cały szacunek i dobrą reputację tej firmy!

Serce łomotało boleśnie w mojej piersi, nie mogąc zrozumieć, gdzie się podział mój Matti. On nigdy by się tak nie zachował, zawsze był wobec mnie szczodry i opiekuńczy! Nigdy by nie… Ależ byłam głupia! Nigdy by mnie nie zdradził – dokładnie tak myślałam jeszcze tydzień temu. „Nigdy” nie istnieje i muszę to sobie wbić do głowy.

– Jesteś bezduszny! – krzyknęłam, nie potrafiąc dłużej panować nad emocjami.

– Nie. – Podszedł do mnie. – Ja tylko zrobię wszystko, żeby cię nie stracić.

Chwycił mocno moje ramiona i oparł czoło o moje.

– Larissa, kochanie, nie możesz mnie zostawić. Jesteśmy razem od dekady, jesteśmy też filarem tej firmy, pamiętasz? – Chciałabym zapomnieć. – Naszą dewizą jest szacunek i lojalność. Jesteśmy godni zaufania, bo można na nas polegać. Nie niszcz tego, skarbie! Ja i ty tworzymy zespół, nie rozwalaj tego, proszę.

– Chodzi ci tylko o firmę – wykrztusiłam. – Ja nic cię nie obchodzę.

– Nieprawda! – Musnął moje usta. – Pozwól mi udowodnić, że tak nie jest.

Bardzo pragnęłam mu na to pozwolić, ale obiecałam sama sobie, że nie tak skończy się dzisiejsze spotkanie.

– Zastanowię się. – Odepchnęłam go delikatnie. – Tak czy owak, wyprowadzę się, bo nie jestem na razie w stanie z tobą mieszkać.

Jęknął głośno, nie ukrywając swojego niezadowolenia.

– Nie rób tego, Lara.

Podniosłam swoją torebkę i, rzucając mu ostatnie spojrzenie, chwyciłam za klamkę.

– Zadzwonię.

Przymknął powieki i wsunął dłonie we włosy. Wiedziałam, że cierpi, ale ja też cierpiałam. Teraz musiałam myśleć przede wszystkim o sobie i o tym, co będzie dla nas ostatecznie najlepsze. Pierwszy raz pomyślałam również, że na szczęście nie mamy dzieci.

Temperatura na ekranie wskazywała na lekkie ocieplenie, a w radiu mówili, że to już koniec zimy, choć nawet nie zaczął się jeszcze marzec. Ciekawe, skąd mieli taką pewność. Ja już niczego nie byłam pewna… Życie potrafi zaskoczyć i natura pewnie też.

Zaparkowałam obok ulubionej kafejki i pomachałam do siedzących za szybą koleżanek. Uśmiechały się. Ciekawe, jak długo będą się uśmiechać, kiedy usłyszą, co mam im do powiedzenia.

– Wieki cię nie widziałam! – Anna uściskała mnie serdecznie.

– Cześć, dziewczyny – rzuciłam do reszty, sadowiąc się na wolnym krześle.

– Zamówiłyśmy ci latte z karmelem.

Posłałam Doreen wdzięczny uśmiech, po czym bez ceregieli przeszłam do rzeczy.

– Chciałam się spotkać, bo mam do was prośbę. Tak się składa, że najprawdopodobniej wkrótce się rozwodzę.

Tak jak się spodziewałam, wszystkie trzy momentalnie spoważniały. Pierwsza odezwała się Anna, i to też przewidziałam.

– Co ci zrobił?

– A jak myślisz? – Oparłam łokcie o blat stolika. – Co zwykle robią nam faceci?

Dziewczyny pokiwały głowami, posyłając mi przy tym współczujące spojrzenia. Nie wiem, jak Doreen, ale Anna wiedziała, co przeżywam, bo sama niedawno się rozwiodła, a Johana notorycznie była zdradzana, choć to tajemnica poliszynela. Otaczały mnie osoby, które mogły z łatwością zrozumieć moje emocje.

– Chciałam w związku z tym prosić was o wsparcie.

– Jasne, wiesz, że możesz na nas liczyć.

Nie wiedziałam. Nie nazwałabym żadnej z nich prawdziwą przyjaciółką, ale przynajmniej je trzy darzyłam w pewnym stopniu zaufaniem i sympatią.

– Jeśli podczas procesu rozwodowego Matthias będzie robił problemy, to byłabym wdzięczna, gdybyście zeznawały na moją korzyść.

– Ale jak to? – Doreen zmrużyła oczy. – Jakie problemy masz na myśli?

– Podział majątku.

Wciągnęła powietrze, z powrotem się prostując.

– Firma nie jest moja, ale wiecie doskonale, że pomagałam Matthiasowi ją rozkręcać, a moja mama wyłożyła pewną sumę pieniędzy na start, żeby nam pomóc. Jeśli Matthias faktycznie nie zechce niczym się dzielić…

– Jak to „faktycznie” nie zechce? – zbulwersowała się Anna. – Już z nim o tym rozmawiałaś?

– Chce zostawić cię z niczym? – Johana wydawała się równie zaskoczona.

Pokiwałam głową. Były zszokowane, nic dziwnego. Sama wciąż nie mogłam uwierzyć w postawę męża. Nie tego się po nim spodziewałam. A mama pewnie przewraca się teraz w grobie!

– To jak, dziewczyny? Mogę na was liczyć?

– Boże… – Doreen kręciła głową. – Ja nie wierzę, że do tego dojdzie.

– Ja też nie – westchnęła Anna. – Matthias taki nie jest.

– Matthias też nigdy by mnie nie zdradził – skwitowałam. – A jednak.

Siedziały przygnębione, wpatrując się w swoje filiżanki.

– Potrzebuję was, znacie naszą sytuację od początku. Mogę na was liczyć?

Spoglądały po sobie z lekką dezorientacją. Czy tak trudno było wesprzeć mnie w takiej chwili?! Nie prosiłam ich o pieniądze, tylko o kilka słów prawdy przed sądem.

– Powiem szczerze, że ja nie uwierzę, póki się to nie stanie. – Anna wydęła usta. – Wybacz, ale chyba dramatyzujesz.

– Ja z kolei wolałabym się nie mieszać – wyjąkała Doreen. – Wiesz, że mój mąż właśnie wszedł w interes z Matthiasem…

– A ty? – Spojrzałam zniecierpliwiona na Johanę.

– Ja… Ja nie wiem, Lara.

Myślałam, że słuch mnie zawodzi.

– Ja muszę się zastanowić… – Unikała mojego wzroku. – Ustalę z mężem, bo wiesz, jaki on jest…

– Wszyscy wiemy, jaki jest – syknęłam. – Nie powinnaś w ogóle się nim przejmować!

Spuściła głowę i zaczęła skubać serwetkę. Przyglądałam się wszystkim trzem z nieukrywanym żalem i zaskoczeniem. A więc to tak? Wszyscy bardziej dbają o dobre relacje z Matthiasem i nasza przyjaźń się nie liczy?

– Tyle razy wam pomagałam – siliłam się na grzeczny ton. – Tyle razy pożyczałam pieniądze albo namawiałam Matthiasa, żeby robił interesy z waszymi facetami… Myślałam, że ten jeden jedyny raz to wy pomożecie mnie.

Kelner przyniósł parującą kawę i postawił ją przede mną. Skrzywiłam się i wstałam, kładąc na stoliku pieniądze.

– Bardzo się na was zawiodłam.

Nie oglądając się za siebie, opuściłam kawiarnię i dopiero w samochodzie pozwoliłam sobie na emocje.

– Kurwa! – Walnęłam kilkukrotnie w kierownicę.

Łzy leciały mi ciurkiem, dając upust bezsilności, która zawładnęła sercem. Wszystko kręci się wokół pieniędzy! Dziesięć lat temu rzuciłam wszystko i przyjechałam do Niemiec w imię miłości. Matthias, oświadczając mi się w Wielkim Kanionie, wskazywał na wijące się poniżej doliny i obiecywał, że szczyt, na którym stoimy, nie jest jedynym, na który mnie zabierze. Miał mi dać wszystko i dał.

Zapomniał jednak wspomnieć, że kiedyś to wszystko mi odbierze.

4.

Od kwadransa siedziałam w aucie, nie mogąc zdecydować się na otwarcie drzwi. Wpatrywałam się w drewniany płot otaczający domostwo mojego taty i jego żony, Sofii, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze robię. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłby jakiś hotel, choćby najtańszy, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że powinnam teraz bardzo oszczędnie gospodarować pieniędzmi. Na moim koncie wciąż miałam trochę środków, niemniej gdybym wybrała hotel, nie starczyłoby mi pewnie do końca miesiąca… Czułam się jak zwierzę w potrzasku!

Westchnęłam z rezygnacją, wysiadłam i sięgnęłam na tylne siedzenie po dużą torbę, w którą spakowałam nieco ubrań i kosmetyków. Same wygodne ciuchy, zero eleganckich sukienek czy szpilek. Znalazłam się na wsi, więc należało dopasować się do tutejszych warunków. Poza tym w mojej aktualnej sytuacji nie sądziłam, abym w najbliższym czasie potrzebowała wyjściowych ubrań.

– Witaj, Larissa. – Pulchna kobieta, ubrana w czerwony dres, wyszła mi na powitanie, obdarowując mnie wymuszonym uśmiechem.

– Dzień dobry. – Uściskałam ją. – Taty nie ma?

– Jest, ale akurat okupuje ubikację. – Mrugnęła porozumiewawczo. – Pewnie wyjdzie stamtąd najszybciej za dziesięć minut.

Minęłyśmy skrawek trawnika i niski murek, na którym Sofia zaczęła już ustawiać ogrodowe doniczki, zapewne w nadziei, że niedługo będzie mogła zasadzić w nich bratki. Lubiła grzebać w ogródku, miks przeróżnych kwiatów zawsze zdobił front ich domu, począwszy od marca, a na październiku skończywszy. Był luty, ale pewnie już z niecierpliwością wypatrywała cieplejszych dni.

– Jak długo u nas zostaniesz?

Położyłam torbę przy schodach i zaczęłam się rozbierać. Sofia była dość bezpośrednia i choć starała się ukryć niesmak, doskonale wiedziałam, że nie podoba jej się moja wizyta. Nigdy nie przebywałam w tym domu dłużej niż kilka godzin, więc z pewnością oboje byli zdziwieni moją prośbą. Ciekawe, jak długo tata musiał przekonywać Sofię, żeby się łaskawie zgodziła.

– Nie wiem. – Usiadłam przy stole. – Mam nadzieję, że nie za długo. Nie chcę wam przeszkadzać.

– Nie przeszkadzasz.

Przygotowywała kawę, stojąc plecami do mnie, lecz byłam przekonana, że ma zniesmaczoną minę. Nigdy mnie nie lubiła.

– Nie chcę się wtrącać, ale właściwie co się stało? – Postawiła przede mną kubek.

– Poróżniłam się z Matthiasem. Na razie wolałabym o tym nie mówić.

Pokiwała głową, a ja zanurzyłam usta w ciepłym cappuccino. Obie wiedziałyśmy, że nie pogadamy sobie od serca. Nasze rozmowy zawsze ograniczały się do konkretów, zresztą dość podobnie było z tatą. Pamiętałam jak przez mgłę wczesne lata dzieciństwa, kiedy to mieszkałam jeszcze w Niemczech, a rodzice byli razem. Moje kontakty z tatą były wtedy raczej dobre, ale późniejsze lata rozłąki najwidoczniej zrobiły swoje. Nie było go przy mnie, gdy byłam nastolatką ani kiedy stawiałam pierwsze samodzielne kroki w dorosłym świecie. Widywałam go raz, czasem dwa razy w roku, a to za mało, żeby utrzymać odpowiednią więź. Kiedy dekadę temu życie ponownie skierowało mnie do Niemiec, ucieszyłam się, że znów będę go widywać, szczególnie że nie było już przy mnie mamy. Myślałam, że w pewnym stopniu mi ją zastąpi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Może to wina jego drugiej żony, a może po prostu nie jest typem człowieka, który potrzebuje bliskiego kontaktu z własnym dzieckiem. Z czasem zrozumiałam, że nie mogę liczyć z jego strony na cieplejsze uczucia, ale mimo wszystko jest moim ojcem. Do kogo innego miałam się teraz zwrócić? Przyjaciół, jak się okazało, nie miałam.

– Lara! – Tata wkroczył do kuchni i objął mnie ramieniem. – Włosy ci urosły.

– Dopinki? – Sofia nie mogła się powstrzymać.

– Nie, moje naturalne, choć oczywiście farbowane.

Uniosła z powątpiewaniem brew. Wiem, że zazdrościła mi włosów, własne miała dość słabe i zawsze krótkie. Ja natomiast niezmiennie nie ścinałam swoich, dbając o ich kondycję i wygląd na wszystkie możliwe sposoby. Nie chciałam sztucznych pasemek i na szczęście natura była mi przychylna. Matthias uwielbiał, gdy od czasu do czasu prostowałam długie blond pasma, które sięgały wówczas aż do pasa…

– Tato, pokażesz mi, gdzie mogę się rozpakować?

Kilka minut później siedziałam na wąskim łóżku w niewielkim pokoiku na piętrze. Dom był nieduży, zaledwie dwa pokoje na górze i dwa na dole. Do tego kuchnia i dwie mikroskopijne łazienki. Mój apartament był co najmniej dwukrotnie większy… Poprawka, apartament Matthiasa. Wszystko było jego, ja nie miałam praktycznie nic. Nawet samochód, którym tu przyjechałam, nie należał do mnie, ale nie zamierzałam z niego rezygnować, póki on się o niego nie upomni. Dom taty leżał na przedmieściach Berlina, praktycznie na wsi. Jakoś musiałam tu dojeżdżać.

Właściwie to dokąd ja zamierzałam jeździć? Nie miałam żadnego planu, wszystko potoczyło się tak szybko…

Kolejne kilka dni spędziłam głównie na spacerowaniu po okolicy i unikaniu Sofii. Starałam się wymyślić jakiś sensowny plan na dalsze tygodnie, lecz nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Podesłałam Matthiasowi krótką listę proponowanych terapeutów, ale jakoś nie kwapił się z umówieniem pierwszej wizyty. Pomyśleć by można, że mu nie zależało, jednak z drugiej strony codziennie do mnie wydzwaniał, próbując namówić do powrotu do apartamentu. Nie zgodziłam się, choć byłam coraz bliższa podjęcia tej decyzji. Nie czułam się dobrze w domu taty i tęskniłam za wygodami – łóżkiem z idealnie dobranym materacem, wielką wanną z hydromasażem, deszczownicą pod prysznicem i oczywiście garderobą większą od tutejszego salonu. Obecnie miałam jedynie szeroką na metr szafę…

Przyzwyczaiłam się do ekskluzywnego życia i nawet nie próbowałam temu zaprzeczać. Może Sofia miała rację? Może faktycznie byłam rozpieszczoną, odrealnioną, pustą blondynką… W dodatku Amerykanką! Tak, moje korzenie były dla Sofii kolejną przywarą, choć nie rozumiem, skąd u niej przekonanie, że jestem „typową” jankeską. Urodziłam się w Niemczech i tutaj spędziłam pierwsze lata życia. Potem mama rozstała się z tatą i postanowiła wrócić na Florydę, więc kolejne kilkanaście lat żyłam tam, krótko po studiach poznałam Matthiasa i znów zamieszkałam w Berlinie. Jakby dobrze policzyć, to właśnie tutaj spędziłam większość swojego życia, a nie w pogardzanej przez Sofię Ameryce. W głębi serca wolałam jednak słoneczne Sebastian niż betonowy, szary Berlin. Słońce i woda… Tęskniłam za tym równie mocno, jak za mamą, która na dobre odeszła siedem lat temu. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, czułam, czym jest samotność.

Usiadłam zmęczona na starej, drewnianej ławeczce na tyłach domu, by odpocząć po dziesięciokilometrowej przebieżce. Nie mogłam pozwolić sobie na dalsze korzystanie z siłowni, a jakoś musiałam dbać o kondycję. Wyjęłam telefon, po raz kolejny postanawiając przeczytać ostatnią wiadomość od Matthiasa.

„Lara, nie wygłupiaj się. Co niby będziesz robić? Nigdy nie pracowałaś zawodowo, nie masz doświadczenia i nie jesteś przyzwyczajona do słuchania czyichś poleceń. Poza tym nigdzie nie zarobisz tyle, ile tak naprawdę potrzebujesz… Zasługujesz na znacznie więcej i możesz to mieć. Po prostu wróć i zapomnijmy o wszystkim. Przecież się kochamy, nie przekreślaj tych wspólnych lat, proszę. Kocham cię i tęsknię!”

Naprawdę? Zasługiwałam na więcej? Niby dlaczego? Co takiego osiągnęłam, kim właściwie byłam, żeby wynosić mnie na piedestał? Puste słowa… Dobrze wykształcona, zadbana kobieta, której jedyną pracą była rola żony u boku szanowanego biznesmena. Co z tego, że skończyłam studia, znałam biegle angielski i wyglądałam jak milion dolarów? Matthias miał rację, nie miałam żadnego doświadczenia zawodowego, bo nigdy nie podjęłam tutaj pracy zgodnej z moim wykształceniem. W Stanach przez kilka miesięcy pracowałam w biurze projektowym, ale to było wieki temu i tutaj, w Niemczech, nie miało znaczenia. Trendy w architekturze wnętrz się zmieniają, a także różnią w kontekście krajów. Wypadłam z rynku, zanim na dobre się w niego wgryzłam… Moim jedynym osiągnięciem było zaprojektowanie naszego apartamentu i biura Matthiasa. Nie było się czym chwalić.

Pochyliłam się, opierając łokcie na kolanach, i wbiłam wzrok w majaczący w oddali las. Znalazłam się w przedziwnym miejscu. Czułam się zawieszona pomiędzy życiem, które miałam, a przyszłością, której nie znałam. Czy będą to dalsze lata z Matthiasem, czy bez niego? Czy zdołam mu wybaczyć? A może nie powinnam tego robić i zacząć wszystko od nowa? Jedno było pewne – bardzo mnie zranił i moje serce nie będzie w stanie zbyt szybko znów mu zaufać. A ja nie chciałam trwać w związku, w którym każdego dnia zastanawiałabym się, czy właśnie nie pieprzy innej na kupionym przeze mnie biurku.

Musiałam wziąć kilka głębszych oddechów, zanim w końcu łaskawie otworzyłam mu drzwi. Minęły dwa tygodnie, odkąd widziałam go po raz ostatni, i teraz jego widok niestety podziałał na mnie dokładnie tak, jak się spodziewałam. Zmiękły mi kolana.

– Cześć. – Wyszłam na ganek, zamykając za sobą drzwi.

– Cześć… – Zmierzył mnie zdziwionym wzrokiem. – Nieźle wyglądasz.

Prychnęłam, mimowolnie przygładzając swoje upięte w koński ogon włosy.

– W dresie nikt dobrze nie wygląda.

– Ty tak – uśmiechnął się. – Chociaż dawno cię w takim wydaniu nie widziałem.

– Nigdy mnie w takim wydaniu nie widziałeś. Nie chodziliśmy razem na siłownię.

Przekrzywił lekko głowę, jakby nie bardzo wiedząc, jak ma ze mną rozmawiać. W sportowym obuwiu byłam od niego o pół głowy niższa, co w naszym przypadku było nietypowe. Zwykle nosiłam szpilki, a w domu z kolei widywaliśmy się późnym wieczorem, rzadko wówczas stojąc obok siebie. Matthias albo przychodził prosto do łóżka, albo dosiadywał się do mnie na kanapie.

– Możemy pogadać?

– Właśnie to robimy. – Wskazałam sugestywnie na murek. – Usiądziesz?

Zerknął przelotnie na kamienną powierzchnię i potrząsnął głową. Nie zamierzałam zapraszać go do środka, Sofia i tak już wystarczająco za dużo wiedziała, a byłam przekonana, że będzie bez skrupułów podsłuchiwać. Coraz częściej też robiła mi różne docinki odnośnie do podjęcia jakiejś pracy lub zdecydowania się na powrót do majętnego małżonka. Nie miała pojęcia, że intensywnie szukam pracy, codziennie wysyłając w kilka miejsc moje skromne CV. Skutek był marny, a w zasadzie żaden. Oprócz jednego telefonu, który – jak się okazało – miał na celu jedynie upewnienie się, czy jestem TĄ panią Radke, nic się nie działo. Byłam tym coraz bardziej przygnębiona, a postawa Sofii jeszcze mocniej mnie dołowała. Znów zaczęłam mieć problemy z jąkaniem, które uaktywniało się pod wpływem stresu, czego teraz najmniej potrzebowałam. Jak miałam iść na ewentualną rozmowę o pracę i gładko przez nią przebrnąć?!