Paczkarnia - Adrian Marcinkowski - ebook

Paczkarnia ebook

Adrian Marcinkowski

0,0

Opis

Paczkarnia” opowiada historię Jamesa Collinsa mieszkającego razem z żoną w miasteczku Sandwitch, w którym od kilku lat dochodzi do serii zabójstw. Tym razem mieszkańcy dowiadują się o zaginięciu Jack’a Marshalla zatrudnionego w fabryce na dziale Paczkarni. James po wydarzeniach, które zaszły w jego życiu zatrudnia się tam. Czego się dowie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 127

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Adrian Marcinkowski

Paczkarnia

© Adrian Marcinkowski, 2024

„Paczkarnia” opowiada historię Jamesa Collinsa mieszkającego razem z żoną w miasteczku Sandwitch, w którym od kilku lat dochodzi do serii zabójstw. Tym razem mieszkańcy dowiadują się o zaginięciu Jack’a Marshalla zatrudnionego w fabryce na dziale Paczkarni. James po wydarzeniach, które zaszły w jego życiu zatrudnia się tam. Czego się dowie?

ISBN 978-83-8369-139-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Część IMiasteczko Sandwitch

1

Był wczesny ranek, gdy James Collins usiadł na brzegu łóżka. Miał być to dzień, po którym jego życie miało się zmienić. Siedział tak przez chwilę wpatrując się w podłogę po czym podniósł się i wyszedł z pokoju. W kuchni nastawił wodę w czajniku elektrycznym i nasypał do filiżanki jedną czubatą łyżeczkę kawy. Mimo, że miał mało czasu do wyjścia to nie był nawet ubrany. Całe szczęście, że miał wszystko zawczasu poukładane i gotowe do założenia. Gdy się ubrał woda była już zagotowana. Zaparzył filiżankę mocnej kawy, osłodził jedną łyżeczką cukru, usiadł przy stole kuchennym i zaczął ją pośpiesznie siorpać. Wrzątek sparzył go w usta.

— Kurwa! Oblałem się — zaklął ze skwaszoną miną. Wstał szybko z miejsca, na którym siedział i sięgnął po ścierkę, leżącą obok zlewu. Zaczął przecierać niebieską koszulę, którą miał na sobie.

— Nic to nie da — usłyszał głos żony, która weszła do kuchni ubrana w zielony szlafrok mocno związany w pasie. Była zgrabną kobietą. Ściśnięta talia ukazywała kształt jej figury.

— Trzeba to zaprać zdejmuj ją i załóż nową — zasugerowała — tylko szybko bo się spóźnisz do pracy. James zdjął koszulę, położył ją na stole, po czym poszedł do pokoju obok po nową. Otworzył szafę i spośród innych koszul wybrał białą. Założył ją.

— Kochanie pomożesz mi przy rękawach? — poprosił Martę, która znajdowała się w łazience i zapierała plamy po kawie. Przerwała czynność po czym wytarła ręce ręcznikiem wiszącym nad pralką na chromowanym wieszaku.

— Już chwila Jim idę. Gdy zjawiła się w pokoju on dopinał ostatni guzik przy szyi. Wyciągnął dłonie w jej kierunku a ona zgrabnymi ruchami chwyciła za jego nadgarstki.

— No już zrobione– odpowiedziała. — Zakładaj buty i w drogę. Jim poprawił kołnierzyk, zabrał jeszcze teczkę z komody i założył czarne wypastowane buty.

— Idę bo faktycznie się spóźnię — powiedział wychodząc. Tego ranka James Collins ubrany w białą koszulę oraz granatowe garniturowe spodnie wyszedł z domu zostawiając po sobie niemałe zamieszanie i filiżankę niedopitej kawy.

2

Lato było wyjątkowo upalne. Miasteczko Sandwitch słynęło nie tylko z największego jeziora w promieniu siedemdziesięciu kilometrów nazywanego błękitnym, ale również z fabryki „Willard’s” znajdującej się na obrzeżach miasta. Sandwitch to niewielka miejscowość z trzytysięczną liczbą mieszkańców położona między dwoma większymi miastami Jacksonhill oraz Goldenland. Pomimo, że jest nieduża to znajduje się tu wszystko to co jest niezbędne dla funkcjonowania: poczta, posterunek policji, szkoła, stacja uzdatniania wody, kościół znajdujący się w centrum, cmentarz po wschodniej stronie miasta, urząd miejski, bank, sklepiki osiedlowe a także supermarket zbudowany między innymi, dlatego, że ma zysk z przyjezdnych plażowiczów. Sandwitch podobnie jak każde inne miejsce na świecie ma swoją historię i swoje jasne oraz ciemne strony. Miejscowa ludność przez kilka lat zmagała się z tragediami, jednak teraz prowadziła spokojne życie. Od dłuższego czasu tutejsza policja skupiała się jedynie na wypisywaniu mandatów za parkowanie w niedozwolonym miejscu lub drobnych interwencjach. Mieszkańcy pracowali na terenie miasteczka i w pobliskich miastach. Szczególną uwagę skupiali na fabryce, która mieści się jakieś pięć kilometrów od Sandwitch kierując się na południe w stronę Jacksonhill drogą krajową numer dwadzieścia.

3

James z Martą mieszkali w Sandwitch w niedużym domu z trzema pokojami kuchnią i łazienką. Mieli poddasze, ale nie było ono używane po prostu na ten czas go nie potrzebowali. Za domem rozciągała się działka, w przedniej części porośnięta soczyście zieloną trawą oraz z wybudowaną altanką po środku, w której często przesiadywali. Dalej znajdował się ogródek, w którym uprawiali warzywa. Przed domem rosły trzy świerki a cała posiadłość była otoczona metalowym płotem z furtką i domofonem. James był w wieku 32 lat, Marta zaś miała 30. Byli świeżo upieczonym małżeństwem z rocznym stażem. Nie mieli jeszcze dzieci. Ona zatrudniła się w supermarkecie a on był pracownikiem w tutejszym banku. W okresie dzieciństwa był ofiarą losu oraz kozłem ofiarnym w tutejszej podstawówce. Jim miał dość takiego traktowania na szczęście z czasem wszystko się skończyło. Teraz jego bystry wzrok każdego dnia wpatrywał się w ekran komputera, a szczery uśmiech był jego wizytówką. Pracę zdobył pięć lat temu przez to, że skończył studia na wydziale ekonomii. James był szczupły, miał 180 cm wzrostu.

4

Szybkim krokiem szedł w stronę banku. Zwykle chodził pieszo, czasem jechał rowerem, gdyż miał niedaleko. Samochód, który obecnie stał w garażu, przeznaczony był do dalszych podróży. Była godzina 7:50, gdy spojrzał na zegarek. Zostało mu dziesięć minut z czego połowa zajmie mu na dojście, druga zaś na przygotowanie stanowiska na przyjęcie klientów. Musiał naprawdę szybko iść żeby zdążyć.Pomimo tego, że się spieszył, coś przykuło jego wzrok i wyprowadziło z rytmu. Było to ogłoszenie wiszące na jednym ze słupów elektrycznych, które mijał w drodze do pracy. James pospiesznie wyjął długopis z czarnej skórzanej teczki i zapisał na nadgarstku numer telefonu.

— Muszę tam zadzwonić — powiedział sam do siebie. I w niezdarny sposób wrzucił długopis z powrotem do teczki. Nigdy nie zwracał tak szczególnej uwagi na ogłoszenia, te jednak było wyjątkowo przyciągające, a sytuacja, w której się obecnie znajdował, jeszcze bardziej wzmogła w nim chęć skontaktowania się z ogłoszeniodawcą. Nic nie ryzykował, przynajmniej tak mu się na ten moment wydawało. Popatrzył jeszcze przez chwilę na kartkę na słupie po czym dalej ruszył przed siebie. Pokonał zakręt i dotarł do celu.

— Dzień dobry, Bruce jak się masz? — wykrzyczał od samych drzwi. Bruce Brown był ochroniarzem. Mężczyzną w średnim wieku z lekko posiwiałymi włosami na skroniach. Ubrany w służbowy uniform koloru czarnego z plakietką na piersi z napisem „ochrona”. Był masywny dobrze zbudowany. Postura Jamesa obok postury Bruce’a nikła w oczach.

— Świetnie, dzięki, co za spóźnienie?

— Nie mogłem się wyrobić — usprawiedliwił się James — dobrze, że nie ma jeszcze klientów — uśmiechnął się. James przeszedł za zaplecze, w miejsce socjalne przeznaczone dla pracowników. Poprawił tam koszulę i napił się zimnej gazowanej wody z dystrybutora.

— Dobra możemy zaczynać — powiedział do Louisa, który stał obok. Louis Wilson był jego przyjacielem oraz współpracownikiem. Ich żony również się przyjaźniły i razem pracowały. Często wspólnie przesiadywali w altance u Jima albo na werandzie u Louisa. Mieszkali naprzeciw siebie po obu stronach ulicy. Louis w czasach młodości chodził do szkoły w Goldenland. Miał 33 lata i podobnie jak James nie miał jeszcze dzieci.

— No to idziemy — odpowiedział Louis. Oboje wyszli i skierowali się do swoich stanowisk. James usiadł na biurowym fotelu przed swoim komputerem. Włączył go. Na biurku panował porządek. Na okrągłym zegarze wiszącym nad drzwiami wybiła 8:05. Zjawił się pierwszy klient. Była to Pani Watson.

5

Marta została sama w domu. Do pracy miała na godzinę 10:00, więc jeszcze trochę czasu w zapasie. Przed wyjściem do pracy, na które ma zazwyczaj dwie lub trzy godziny, w zależności o której wstaje, co najmniej trzydzieści minut poświęca na porządki. W domu panowała cisza, żadne urządzenie elektroniczne nie wydawało z siebie dźwięku, no może poza cichym pomrukiwaniem lodówki, która stała w rogu kuchni. Nie lubiła ciszy, była rozmowną i rozrywkową dziewczyną, ale tego dnia potrzebowała jej jak nigdy przedtem. Stała przy komodzie w ręku trzymała fotografię oprawioną w drewnianą ramkę przedstawiającą ją i Jamesa siedzących nad jeziorem. Wpatrywała się dłuższą chwilę na zdjęcie. Jim i Marta poznali się na tutejszej plaży jakieś trzy lata temu. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Zainteresowali się sobą, właściwie to Jim nią, ale musiało minąć jeszcze kilka spotkań zanim z dobrych znajomych stali się parą. James mieszka w Sandwitch od urodzenia. Jego dom rodzinny mieści się w zachodniej części miasta. Marta mieszkała w Goldenland z rodzicami i siostrą Jennifer. Dzieliło ich kilka kilometrów, ale nigdy przedtem się nie spotkali. Odkładała fotografię na miejsce, gdy rozległ się dzwonek domofonu. Odłożyła zdjęcie i podeszła podnieść słuchawkę.

— Słucham– powiedziała.

— Hej Marta, masz ochotę na trochę rozmowy przed pracą, przy kawie? — spytała Susan, żona Louisa.

— Tak, proszę wejdź — odpowiedziała Marta otwierając zamkniętą furtkę. Susan wchodząc do domu przywitała się z Martą. Zdjęła buty po czym sobie przeszły do pokoju gościnnego, usiadły na kanapie. Bardzo się lubiły, dzieliły ze sobą wszystkie problemy oraz tajemnice. Marta i Susan znały się od dawna, razem dorastały w Goldenland a także chodziły do jednej szkoły. Tam też Susan poznała Louisa. To, że zamieszkały naprzeciw siebie nie było kwestią przypadku. Wszystko było dokładnie zaplanowane i nadarzyła się ku temu okazja kilka lat temu.

— Jak wam się układa z Jimem? — zaczęła temat.

— Odpowiedziała — jeżeli chodzi o nas, to jest wszystko w jak najlepszym porządku, przynajmniej tak mi się wydaje, boję się tylko, że jego praca coraz częściej będzie miała negatywny wpływ na nasz związek. — Marta wstała z kanapy.

— Wstawię wodę na kawę — zwróciła się z propozycją do Susan i przeszła do kuchni. Wyjęła dwie szklanki, nasypała do nich kawy. Nalała wodę do czajnika i nastawiła do zaparzenia.

— Ostatnio jest jakiś inny często zamyślony, a dziś wstał za późno — kontynuowała. — Zresztą zdarza się to coraz częściej. Mam wrażenie, że chodzi do tej pracy z przymusu. Widać to po nim.

— Praca w banku mu nie odpowiada? — zapytała zdziwiona Susan.

— Tak, każdego dnia przychodzi zdenerwowany. Musi minąć dłuższy czas zanim zaczyna ze mną rozmawiać. — Louis nic Ci nie wspominał? Może o czymś rozmawiali.

— Nie — odpowiedziała. Marta zaparzyła dwie kawy i dolała mleka, które wyjęła z lodówki. Chwyciła szklanki przynosząc je do pokoju.

— Może mi się tylko wydaje, Jim jest pewnie zmęczony dawno nie był na urlopie — westchnęła.

— Pewnie tak. Obie popatrzyły na siebie i zaczęły pić kawę. Do pracy zostało im półtorej godziny. Oddały się dalszej rozmowie.

6

Dochodziło południe, plaża nad błękitnym jeziorem wypełniała się po brzegi. Nic dziwnego był piątek a dzień upalny. W tym samym czasie James siedział w banku i przyjmował interesantów. Po pani Watson obsłużył dodatkowo dziesięć osób.

— Jeszcze cztery godziny i spadamy stąd — powiedział do Louisa. — W poniedziałek składam rezygnację — dodał przyglądając się z uwagą numerowi zapisanemu na nadgarstku. Liczby tak zapadły mu w pamięć, że z łatwością mógłby je zarecytować obudzony nawet w środku nocy.

— Nie jest to pochopna decyzja — kontynuował James. –Myślę o tym już od dawna. Mam dość tej zasranej roboty!

— Nie da się ukryć stary siedzisz tu jak na szpilkach.

— Jim spojrzał zdziwionym wzrokiem tak jakby Louis odkrył wszystkie jego najskrytsze tajemnice.

— Masz jakieś plany? — zapytał. James zamyślił się na chwilę.

— Tak spróbuję w fabryce. A na moje miejsce niech szukają sobie innego pracownika.

— To Twoja sprawa rób jak uważasz. Jeśli chcesz możemy porozmawiać o tym przy piwie u mnie na werandzie dziś wieczorem. Co ty na to?

— Chętnie stary — odpowiedział. Kolejni interesanci zjawiali się w drzwiach banku. James wyprostował się na fotelu.

— Zapraszam — powiedział uśmiechając się.

7

Sandwitch od kilku lat było spokojnym miasteczkiem. Nic więc nie zapowiadało tego co miało się wydarzyć. Spokojne piątkowe popołudnie zakłóciła niespodziewana wiadomość, która rozchodziła się w szybkim tempie wśród lokalnej społeczności. Zaginął Jack Marshall. W miejscu, gdzie od dawna nic się nie działo, każde wydarzenie odchodzące od normy wzbudzało wielką sensację. Tak było i tym razem. Na temat zaginięcia Jack’a powstały rozmaite plotki i wersje wydarzeń, z których śmiało można by nakręcić kilku odcinkowy serial z różnymi wersjami zakończenia. Tego samego dnia na posterunku policji w Sandwitch, który należy do komendy mieszczącej się w Jacksonhill, trwały rozmowy i spisywanie zeznań od kobiety składającej zawiadomienie o tym, że jej mąż Jack nie wrócił do domu. W małym pomieszczeniu, w którym mieści się biurko ze stojącym na nim komputerem służbowym, siedział sierżant Philips. Naprzeciw niego siedziała Amanda Marshall. Co jakiś czas w tle słychać było odgłosy i komunikaty dochodzące z krótkofalówki, która stała na regale wypełnionym segregatorami poukładanymi kolejno według rocznika. Oprócz pokoju, w którym obecnie trwało spisywanie zeznań posterunek miał jeszcze dwa inne pomieszczenia.

— Kiedy ostatnio widziała Pani męża? — spytał policjant — sierżant trzymał w ręku długopis. Jego przenikliwy wzrok wpatrywał się w skupieniu na notes i z uwagą czekał na odpowiedź gotów zapisywać wszystko to co usłyszy.

— W czwartek około 13:30, gdy wyjeżdżał do pracy. Dziś jest piątek a ja nie mam z nim żadnego kontaktu — odpowiedziała. Policjant poprawił się na fotelu, rozejrzał się po posterunku po czym zapisał na kartce „widziany ostatnio w czwartek po 13:00.” Jack Marshall był pracownikiem pobliskiej fabryki. Zatrudnił się tam pół roku temu zaraz po tym jak zrezygnował z pracy jako barman i sprzedawca w knajpie na plaży. Jack był młodym wysportowanym mężczyzną w wieku 40 lat. Zawsze punktualny i zawsze powiadamiał żonę o swoich planach. Tym razem jego telefon milczał a kontakt z nim się urwał.

— W co był ubrany jak wychodził? — kontynuował sierżant.

— Z tego co sobie przypominam to miał na sobie szare dresowe spodnie z lampasami i czarną koszulkę bez nadruków — odpowiedziała.

— Ma Pani jakąś aktualną fotografię męża? Będzie nam bardzo pomocna podczas poszukiwań. Miejmy nadzieję, że mąż szybko się znajdzie. Zaraz po przesłuchaniu powiadomię służby w Jacksonhill i zorganizujemy grupę poszukiwawczą.

— Tak, mam przy sobie małe zdjęcie Jack’a. Jeśli będzie trzeba to dostarczę większe — wyjęła z kieszeni skórzany portfel i rozsunęła w nim suwak. Spośród kilku zdjęć wyciągnęła fotografię i podała ją policjantowi. Sierżant z uwagą przyglądał się zdjęciu marszcząc przy tym brwi. Skupił się na nim tak jakby szukał w myślach rozwiązania jakiejś zagadki.

— Często chodzimy na patrole nad jezioro. Znam Pani męża. Bardzo miły chłopak. Musimy przesłuchać wszystkich świadków, którzy widzieli się z Jack’em tamtego dnia. Zaczniemy od tych, z którymi mógł widzieć się po raz ostatni. Proszę zauważyć, że po trzynastej widziała się z nim Pani, natomiast mąż był w tym czasie w pracy, więc musiał go ktoś widzieć w dalszych godzinach. No chyba, że Jack tam nie dotarł. Wszystkiego musimy się dowiedzieć. — Sierżant Philips zadał jeszcze szereg pytań po czym złożył notes z zapiskami i włożył go do kieszeni.

— Niezwłocznie ruszam do fabryki. Będziemy w kontakcie Pani Marshall na ten moment otwieram śledztwo, a Pani dziękuję. Proszę o większą fotografię bardzo nam się przyda. Oboje wstali z miejsc i ruszyli w stronę wyjścia. Na posterunku nie było już nikogo. Słychać było tylko odgłosy dochodzące z krótkofalówki. Policjant wsiadł do radiowozu i udał się w kierunku drogi krajowej.

8

James założył sportowe buty i wyszedł z domu, był już po pracy. Marta w tym czasie była w supermarkecie. Z daleka zauważył Louisa siedzącego na werandzie trzymającego piwo w dłoni. Pomachał mu ręką. Louis odpowiedział w ten sam sposób po czym gestem przywołującym zasugerował Jimowi, żeby ten do niego przyszedł. Słońce chyliło się ku zachodowi, nad jeziorem zostało jeszcze kilka osób spacerujących po plaży. Na ulicach widać było zamieszanie. Sandwitch nie było już tym samym miasteczkiem, którym było jeszcze wczoraj. Zaginięcie Jacka Marshalla zakłóciło spokój wszystkich mieszkańców a rozmowy skupiały się coraz częściej na temacie zaginionego i fabryki. James wyszedł poza furtkę i zamknął ją za sobą po czym skierował się w stronę Louisa. Dom Susan znacznie różnił się od domu Marty. Był piętrowy z przybudowaną od frontu drewnianą werandą i garażem z prawej strony. Miał ciemno żółty kolor oraz jasnobrązową blachodachówkę. Otaczała go rozległa działka, która była ogrodzona. Od frontu, patrząc od strony ulicy, rosła tylko trawa, którą Louis kosił zwykle raz w tygodniu. Za domem natomiast rósł sad. Rozmaite drzewka owocowe: jabłonie, grusze, wiśnie, śliwy, brzoskwinie a także czereśnie. Pomiędzy nimi znajdowały się krzaki czarnych i czerwonych porzeczek. Sad kupili razem z domem, szkoda było im go usuwać, zrezygnowali z uzyskiwania pozwolenia na wycinkę i pchanie się w dodatkowe koszty. Z czasem sadownictwo stało się ich hobby i dodatkowym źródłem dochodu. Pobliskie sklepy chętnie zaopatrywały się w owoce od Louisa oraz Susan. James wszedł za furtkę, podszedł do kolegi i usiadł przy nim na bujanym fotelu znajdującym się na wyposażeniu werandy. Między nimi na stoliku stało piwo i otwieracz. Louis chwycił za butelkę, podał Jimowi.

— Trzymaj odpręż się- zwrócił się do gościa. James wziął butelkę i po otwarciu zrobił kilka dużych łyków.

— Ale Cię suszy — roześmiał się Louis. Mam tego więcej pij śmiało — dodał.

— W całym miasteczku słychać o zaginięciu Jack’a, ciekawe co się z nim dzieje. Miejmy nadzieję, że chłopak jest cały i zdrowy — zaczął rozmowę Louis

— pamiętasz jak dziesięć lat temu zaginął dwudziestolatek Samuel Grant? Policja po dwóch tygodniach znalazła jego ciało z poderżniętym gardłem. Leżał w Jacksonhill nad brzegiem rzeki. Z tego co się dowiedziałem to młody miał jakieś porachunki z jakimiś typami z Goldenland — Louis skończył i napił się piwa.

— Tak pamiętam — odpowiedział Jim. — Miałem wtedy 22 lata i nie zapomnę tamtych wydarzeń. Zabójca siedzi w więzieniu skazany na dożywocie. Aż mną wstrząsnęło jak sobie o tym przypomniałem.

— Nie zapominaj o zabójstwie Johna Mayers’a dwadzieścia lat temu. Śmiertelny postrzał w serce na oczach żony. Nie wiem o co wtedy poszło.

— Westchnął głęboko Louis. — Jack pracował w fabryce — kontynuował — a Ty chcesz tam się przenieść do pracy. Możesz mi powiedzieć co się dzieje? Bo od kilku tygodni zachowujesz się dziwnie. Louis przysunął się do niego i szeptem dodał.

— Nawet Susan mi o tym wspominała jak rozmawiała z Twoją żoną.

— Męczy mnie te siedzenie przed komputerem. Jest dla mnie za nudne.

— Myślałem, że lubisz to robić, skończyłeś studia — rzekł zdziwiony.

— Lubiłem stary, zresztą to nie wszystko — przyznał się Jim — w tym momencie na jego twarzy pojawił się smutek i zakłopotanie.

— Czyli jest drugie dno — zdziwił się Louis.

— Tak, jest i to bardzo głębokie dno, a ja w nim siedzę po uszy w gównie. Mam konflikt z kierownikiem. Jakiś czas temu odkrył mój romans z jego żoną. Za trzymanie języka za zębami musiałem zapłacić pięćdziesiąt tysięc, y a on zadeklarował się, że zachowa wszystko dla siebie.

— Co takiego? — Louis nie wierzył temu co właśnie usłyszał. Siedział na bujanym fotelu i patrzył ze zdziwieniem na Jamesa, który trzymał w ręku do połowy wypitą butelkę.

— Ktoś o tym wie?

— Tylko on, jego żona no i teraz Ty. Facet jest biznesmenem nawet na mojej głupocie zyskał pięćdziesiąt tysięcy.

— Czyli chcesz nie uciec od pracy, ale od przeszłości.

— Chyba tak. Z resztą sam kierownik zaproponował żebym się zwolnił.

— Skąd wziąłeś te pieniądze?

— Niestety musiałem zabrać je ze swoich oszczędności. Zbierałem na nowe auto to miała być niespodzianka dla niej, a ja wszystko zjebałem.

— No, wpadłeś w niezłe szambo Jimmy. Oboje zamilkli i oboje zdawali sobie sprawę, że to o czym rozmawiali nie może dotrzeć do nikogo. Byli najlepszymi kumplami. Siedzieli i rozmawiali ze sobą do momentu aż Słońce zaszło całkowicie a przy domach zapaliły się lampy oświetlające chodniki. Sandwitch milkło coraz bardziej. W oknach zapalały się kolejno światła. W domu Marty również. James wstał z fotela i uścisnął dłoń Louisa.

— Zbieram się, Marta wróciła z pracy. Trzymaj się dzięki za piwo, teraz Ty wpadnij — powiedział z lekką ulgą a jednocześnie z wielkim poczuciem winy.

— Cholera Louis niech Bóg mi to wszystko wybaczy. Louis odprowadził gościa do furtki. Przez te kilka metrów szli razem przez trawnik w milczeniu. James skierował się w stronę swojego domu. Po chwili wszedł do niego i zniknął z oczu Louisa.

9

Kolejny upalny dzień zapoczątkował poszukiwania Jack’a Marshalla. Sierżant Philips, który poprzedniego dnia przesłuchiwał świadków z fabryki, obecnie był jednym z dowódców grup poszukiwawczych. Rozmowy ze świadkami nie wykazały niczego szczególnego. Dowiedział się, że Jack był w pracy i zniknął z oczu współpracowników już po skończonej zmianie. Ostatni raz był widziany w męskiej szatni po godzinie 22:00. Żadna kamera monitorująca otoczenie zakładu nie zarejestrowała go opuszczającego portiernię. Nawet sam portier stwierdził, że nie odnotował jego wyjścia. Pozostali świadkowie, w tym kierownictwo, widzieli go tamtego dnia na terenie fabryki, ale nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Dla utrudnienia śledztwa ma wpływ to, że monitoring znajduje się tylko na zewnątrz a nie wewnątrz zakładu. Poszukiwania Jack’a Marshalla obejmowały początkowo teren samego Sandwitch i jeziora, z czasem rozszerzyły się i objęły również Goldenland, Jacksonhill, okoliczne pola i lasy. W poszukiwaniach brały udział nie tylko służby mundurowe, ale również cywile oraz psy tropiące. Dochodziła godzina 15:00. James w tym czasie znajdował się z żoną, Louisem i Susan w zachodniej części miasteczka. Przyłączyli się do jednej z grup, którą dowodził policjant z komendy w Jacksonhill. Zachodnia część Sandwitch, w której mieści się rodzinny dom Jamesa jest terenem rolniczym, w większości zagospodarowanym przez pola kukurydzy. Psy tropiące wraz z przewodnikami metr po metrze przedzierały się przez kukurydzę, która była nadzwyczaj wysoka. James i Louis rozglądali się dookoła w nadziei na zauważenie jakiegokolwiek śladu Jack’a Marshalla. Szli z tyłu wzdłuż drogi. Wokół nich znajdowały się rozległe pola i kilka domostw, których mieszkańcy również brali udział w akcji poszukiwawczej.

— Louis tu jest więcej ludzi niż podczas poszukiwania Samuela Granta — powiedział ze zdziwieniem James.

— Znacznie więcej co najmniej trzy razy.

— Nadal myślisz o pracy w fabryce, po tym co teraz się dzieje? Mam złe przeczucia na jej temat. Rozmawiałeś w ogóle o tym z Martą? — zapytał Louis z lekkim zmartwieniem, które wywołała na nim obecna sytuacja.

— Tak, wczoraj kiedy od Ciebie wróciłem. Powiedziałem Marcie, że zmieniam pracę i spróbuję w fabryce. Zgodziła się, żebym zrobił jak chcę, przecież nie wszyscy muszą tam ginąć a Jack to może pojedynczy przypadek nie związany z tamtym miejscem — odpowiedział.

— Przyznałeś się do zdrady? — dopytywał wnikliwie Louis.

— No co Ty, już zapłaciłem za swój błąd nie chcę jej stracić a przede wszystkim krzywdzić.

— Dobra stary więcej nie pytam. — Zrozumiał, że nie jest to odpowiedni czas na rozmowę o tym. Przyspieszyli kroku w celu dotarcia do swoich dziewczyn. Popatrzyli na siebie i chwycili je za ręce. Poszukiwania trwały dalej. Większość tego sobotniego popołudnia spędzili w rodzinnych stronach Jima. Nie obyło się więc bez odwiedzin w jego dawnym domu. Wspólna kolacja z przyjaciółmi i rodzicami upłynęła w miłej atmosferze. Mijał kolejny dzień, który nie przyniósł żadnych owocnych rezultatów. Zakończyła się akcja poszukiwawcza, która będzie wznowiona kolejnego dnia od godziny 5:30. James odpalił samochód i zabrał do niego współtowarzyszy. Po drodze rozmawiali ze sobą na temat Jack’a i na temat zmiany pracy Jima. Kiedy dojechali do domów była godzina 22:25. Przed odejściem pożegnali się ze sobą uściskiem dłoni.

— Jutro też jedziemy Jim? — spytał Louis.

— Nie, ja odpadam, będę pisał wypowiedzenie z roboty, zaniosę je w poniedziałek, chyba, że Marta by chciała — zwrócił się do żony.

— Ja też odpadam, zrobimy sobie dzień przerwy — wtrąciła się. Nogi mnie bolą i mam ciężką głowę.

— No dobra, ja z Sue jadę a wy odpoczywajcie — zakończył rozmowę Louis. Jim i Marta weszli do domu. Przed pójściem spać wzięli gorącą kąpiel. Leżeli w łóżku. Jim długo wpatrywał się w ciemną przestrzeń pokoju przez głowę przelatywały mu setki myśli. Długo nie mógł zasnąć.

10

Obudzili się po ósmej była niedziela. Marta usiadła na łóżku i przecierając oczy zapytała.

— Jak się czujesz kochanie? Co byś zjadł?James, który leżał w łóżku przykryty kołdrą spojrzał na nią z uśmiechem.

— Nogi mnie bolą, poza tym jest dobrze. Mam ochotę na jajecznicę z bekonem i tosty.

— Dobry pomysł zrobię sobie to samo — powiedziała wstając z łóżka. Marta wstała ubrana w piżamę podeszła do okna i rozsunęła rolety.

— Kolejny ciepły dzień — powiedziała do męża i wychodząc z pokoju zamknęła za sobą drzwi zostawiając go w środku. James spojrzał na nadgarstek w miejsce gdzie miał zapisany numer. Nic jednak nie zauważył, wszystko się zmyło. Nie przejął się tym ponieważ cały czas miał go w pamięci. Wiedział, że nie ma innego wyjścia jak odciąć się od kierownika i związaną z nim pracą w banku. Zdawał też sobie sprawę z tego, że idzie w nowe miejsce a doświadczenie zdobyte w bankowości wcale mu się tam nie przyda. Bał się zmian robił to tylko dla Marty. Wspomnienia o romansie z żoną przełożonego, coraz bardziej oddziaływały na jego psychikę. Każdego dnia modlił się o to, żeby Marta o niczym się nie dowiedziała nie tylko od kierownika, ale od Louisa, któremu James wszystko wyznał.

— Kto wie może Louisowi któregoś dnia odbije i wszystko wygada — pomyślał. James z każdym dniem był coraz bardziej zestresowany i nerwowy, ale nikt z jego otoczenia o tym nie wiedział po prostu tego nie okazywał. Ostatnio wygadał się i trochę mu ulżyło, lecz wiedział, że ze wszystkim musi się zmierzyć sam.

— Kurwa co ja narobiłem — powiedział do siebie podnosząc się z łóżka. Jego chude nogi opadły na podłogę. Wstał, miał na sobie tylko bokserki. Podszedł do fotela, na którym leżały ubrania i zaczął je zakładać. Do pokoju dotarły zapachy oraz odgłosy przygotowywanego przez Martę śniadania. Zwabiony wyszedł z pokoju i przeszedł do kuchni.

— Co za zapachy? — powiedział całując żonę w policzek.

— Zaraz będzie gotowe — odwzajemniła gest. James przeszedł do łazienki obmyć twarz. Stał przed umywalką i długo wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. W tamtym momencie poczuł obrzydzenie do samego siebie.

11

Gdy jedli śniadanie zadzwonił telefon Marty.

— Słucham… O hej Louis — odpowiedziała. James z niepokojem poruszył się na krześle. Ona przez kilka minut milczała, podczas gdy Louis do nie mówił.

— Tajemnicę? — zapytała zdziwiona. — James słysząc to słowo przełknął ślinę, a serce podeszło mu do gardła.

— Każdy ma jakąś tajemnicę może to tylko plotki, ale przyjrzyj się temu dokładniej. Pozdrowię go. Pa.

— Zakończyła rozmowę i odłożyła telefon. James podniósł się z miejsca, żeby nie zauważyła jego zdenerwowania, podejrzewał, że prawda wyszła na jaw szybciej niż myślał.

— O jakiej tajemnicy mówił Louis? — zapytał zmieszany.

— Fabryka, w której pracował Jack kryje jakąś tajemnicę. Jeszcze nie wiadomo czy to prawda, ale w miasteczku podejrzewa się, że on nigdy jej nie opuścił. Mimo tego, że służby i psy przeszukały teren kilkukrotnie to jednak go nie znalazły.

— Skąd te przypuszczenia? — kontynuował pytania. Poczuł wielką ulgę kiedy zrozumiał, że nie chodzi o niego.

— Jack był barmanem słyszał wiele, może usłyszał za dużo i się go pozbyli.

— Nie wierzę, w dodatku nie ma to żadnego potwierdzenia — zaprzeczył James.

— Powtarzam tylko słowa Louisa.

— Wiem kochanie. Na razie muszę sobie to wszystko poukładać w głowie. Idę pisać wypowiedzenie.

— Dobrze.

— Dzięki za pyszne śniadanie.

12

Rozmowa skończyła się na niczym. James wstał i jeszcze raz pocałował żonę po czym skierował się do pokoju. Zamknął za sobą drzwi. Usiadł przed komputerem i go włączył. Zastanawiał się przez chwilę czy te informacje, o których dowiedział się Louis są prawdziwe. Przypomniał sobie też o wykonaniu telefonu do fabryki. Sięgnął do kieszeni i wyjął komórkę. Wprowadził z pamięci numery i przyłożył do ucha. W słuchawce odezwał się kobiecy głos. Jim przez kilka sekund nie odpowiadał nie wiedział czy dobrze postępuje.

— Halo — mówił głos w słuchawce — tu fabryka Willard’s w czym mogę pomóc?

James odezwał się po chwili.

— Dzień dobry nazywam się Collins dzwonię w sprawie ogłoszenia o pracę. — Rozmówczyni po drugiej stronie zaczęła rozmowę. Kilka minut słuchał tego co mu oferowała.

— Rozumiem i do zobaczenia. We wtorek na dziesiątą. — Rozłączył się i schował telefon z powrotem do kieszeni. Rozmowa była krótka, ale wywołała w nim przyjemne uczucie. Stresował się niepotrzebnie.

13

Na biurku obok monitora stała drukarka z wsuniętą białą kartką. James wpatrywał się w ekran. Po zalogowaniu kliknął ikonkę przeglądarki internetowej i w wyszukiwarce wpisał „wzór wypowiedzenia z pracy.” Ukazały mu się setki stron, ale on kliknął w pierwszą lepszą. Pobrał wzór, otworzył go w programie edytującym tekst i wypełnił dostosowując go do siebie. Przeczytał jeszcze raz po czym kliknął na napis „drukuj”. Drukarka wydała z siebie dźwięk uruchomienia i wciągnęła kartkę do środka. Złożył podpis na wydruku a potem odłożył go na bok. Wstał z fotela biurowego a następnie podszedł do okna. Na zewnątrz widać było ludzi złożonych w trzy oraz czteroosobowe grupy, które poszukiwały zaginionego. James zamyślił się wpatrując się w przestrzeń za nim.

— Jak mogę patrzeć jej w oczy po tym wszystkim — powiedział do zarysu swojego odbicia w oknie. Robił to coraz częściej. Im bardziej myślał o zdradzie Marty tym bardziej nie znajdował wyjścia z sytuacji.

14

Louis, Susan i ich grupa w tym czasie przedzierali się przez las nawołując Jack’a Marshalla. Ponad pięćdziesiąt osób szło w równym rzędzie przesuwając się przez gęste zarośla. Mimo zmęczenia i upału nie rezygnowali. Każda osoba miała ze sobą obowiązkową butelkę wody i prowiant. Przekrzykiwali się wzajemnie. Jednak nic oprócz echa im nie odpowiadało. Szukali dalej.

15

Louis Wilson był przyjacielem Jamesa Collinsa więc nie chciał zdradzić jego tajemnicy. Nie mógł też powiedzieć o tym żonie. Musiał z tym żyć i zachować wszystko dla siebie. Miał u niego dług wdzięczności, pamiętał o nim odkąd Jim wziął winę na siebie za wydarzenia, które miały miejsce dwa lata temu nad błękitnym jeziorem. James oddał się wtedy w ręce policji. Przesiedział w areszcie czterdzieści osiem godzin podejrzany o posiadanie marihuany. Nic mu jednak nie udowodniono. Louis Wilson w młodości miał problemy wychowawcze. W wieku ośmiu lat stracił ojca, który zginął w wypadku samochodowym. Po tamtych zaistniałych okolicznościach wychowywała go matka. Louis był jednym z czwórki rodzeństwa. Ma jeszcze dwie siostry i brata. Matka starała się upilnować wszystkich i wychować ich jak najlepiej. Mimo jej starań Louis jako nastolatek wpadł w nieodpowiednie towarzystwo. Coraz częściej zadawał się w bójki, robił włamania do mieszkań i handlował przez pewien czas narkotykami, przez które o mało nie poszedł siedzieć. Tamtego dnia udało mu się zbiec a policja zatrzymała niewinnego Jamesa. Członkowie grupy przestępczej, którzy zostali zdemaskowani również nie ujawnili tego, że jednym z ich członków był Louis. Od tamtej pory więź przyjaźni między mężczyznami zwiększyła się a Louis skończył z kryminalną przeszłością i zmienił się na lepsze. James poznał go dzięki Marcie, zawsze próbował sprowadzać go na dobrą drogę tracąc przy tym pewnego dnia wolość oddając się w ręce policji.

16

Wszystko kryje jakąś tajemnicę. Teraz największą było to, gdzie jest Jack Marshall. Setki mieszkańców miasteczka szukało zaginionego. Trzy godziny później nad błękitnym jeziorem zebrała się grupa płetwonurków. Tym razem miała do przeszukania kolejny obszar w głębi jeziora. Kilka radiowozów stojących na plaży, w tym karetka pogotowia dopilnowywały bezpieczeństwa przeprowadzania akcji. Trzech wyszkolonych nurków wsiadło do motorówki. Po chwili ratownik siedzący za sterami odpalił silnik. Smuga rozbryzganej wody, którą zostawiała po sobie motorówka oddalała się coraz bardziej. Kilkadziesiąt osób oglądało akcję jak nurkowie schodzą pod wodę. Wszyscy mieli nadzieję, że nie znajdą tu ciała Jack’a.

— Nie mógł się utopić — powiedziała Susan, która razem z całą grupą znalazła się nad brzegiem. Zostawili za sobą las, w którym nie znaleźli żadnego śladu.

— Miejmy nadzieję — odpowiedział jej Louis siedzący na piasku. Na plaży panował gwar. W jednym momencie wszyscy zamilkli. Płetwonurkowie wypłynęli na powierzchnię.

— Mamy coś! — krzyknął jeden z nich.

17

W tym samym