Laleczka - Adrian Marcinkowski - ebook

Laleczka ebook

Adrian Marcinkowski

2,0

Opis

Laleczka” opowiada historię młodego małżeństwa Lukasa i Janet Howard oraz ich czteroletniej córki Kate. Z pozoru kochająca się rodzina musi udowodnić jak wielka jest więź między nimi. Wszystko zaczyna się od przeprowadzki z miasta do odziedziczonego po babci domu na wsi. Historia tego miejsca owiana jest tajemniczą śmiercią mężczyzny, która miała miejsce ponad 50 lat temu. Śmierć człowieka, który zginął tragicznie stała się obsesją dla Lukasa. To co odkryje zamieni życie rodziny w koszmar.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 114

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Z braku laku…

Korekta tekstu to zgroza. Ciężko to czytać. Zdania gubią sens,cofałam się w czytaniu,by go wyłapać. Poza tym takie sobie opowiadanie.
00

Popularność




Adrian Marcinkowski

Laleczka

© Adrian Marcinkowski, 2023

„Laleczka” opowiada historię młodego małżeństwa Lukasa i Janet Howard oraz ich czteroletniej córki Kate. Z pozoru kochająca się rodzina musi udowodnić jak wielka jest więź między nimi. Wszystko zaczyna się od przeprowadzki z miasta do odziedziczonego po babci domu na wsi. Historia tego miejsca owiana jest tajemniczą śmiercią mężczyzny, która miała miejsce ponad 50 lat temu. Śmierć człowieka, który zginął tragicznie stała się obsesją dla Lukasa. To co odkryje zamieni życie rodziny w koszmar.

ISBN 978-83-8351-771-1

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Część I Przeprowadzka

1

Janet Howard wzięła w dłonie kartonowe pudło wypełnione naczyniami leżące na podłodze w kuchni tuż obok stołu. Podtrzymała je od spodu uważając, aby przyklejona szara taśma klejąca nie ustąpiła pod ciężarem porcelanowych talerzy. Nie liczyła ile dokładnie ich było. Każde z pudeł z różną zawartością rozstawione były po całym mieszkaniu w wielu miejscach. Wypełnione ubraniami, pamiątkami, zdjęciami, książkami i wszystkim tym co dali radę spakować. Te, które trzymała, niosła do wnętrza dostawczego samochodu stojącego przed blokiem mieszkalnym. Czworo mężczyzn z firmy przewozowej wynosiło z budynku meble, które dało się znieść poschodach z trzeciego piętra i umieścić je w całości w naczepie ciężarówki. Czteropiętrowy blok mieszkalny z namalowaną na boku pokaźnych rozmiarów liczbą siedem, oznaczającą numer budynku, nie posiadał windy, więc każdy krok prowadzący w dół schodów na parter stawał się coraz trudniejszy. Pozostałe przedmioty, których nie dało się znieść zostały w środku jako wyposażenie dla nowych lokatorów. Było wczesne przedpołudnie, gdy ostatni przedmiot znalazł się poza obszarem budynku. Twarze pracowników oraz domowników ukazywały zmęczenie i wyczerpanie. Przeprowadzka z miasta na wieś do domu odziedziczonego po zmarłej babci to decyzja jaką Lukas podjął razem z żoną dwa miesiące wcześniej.

2

Babcia Rose Grape odeszła z tego świata rok temu w wieku 78 lat. Zapisała mu w testamencie, jako jedynemu wnukowi całą posiadłość, w podzięce za wsparcie oraz opiekę jaką dostawała od niego. Kontakt Lukasa z nią utrzymywał się do jej ostatnich dni. Od kiedy pamięta babcia od zawsze mieszkała sama. Była wdową i nigdy ponownie nie wzięła ślubu. Jej mąż Simon zginął tragicznie zanim jeszcze Lukas się urodził. Jego matka, jedyne dziecko Simona i Rose Grape, miała wtedy niespełna 6 lat i sama ledwo pamięta to wydarzenie. Wiele słyszał o tamtym wypadku, ale nie na tyle wystarczająco, aby dowiedzieć się całej prawdy. Wie tylko tyle, że dziadek utopił się w studni znajdującej się niedaleko domu. Tamtego feralnego dnia wydarzyła się ogromna tragedia nie tylko dla żony i sześcioletniej córki, ale również dla jego rodziców. Śledczy w żaden sposób nie ustalili jak do tego doszło. Z jednej z opowieści matki dowiedział się, że przed tamtym tragicznym dniem obie wyjechały z posiadłości, tylko nigdy nie dowiedział się z jakiego powodu. Gdy wróciły następnego dnia, ojca nigdzie nie było. Pamiętała krzyk i płacz przerażonej matki pochylonej nad studnią. Wówczas przez panujące upały poziom wody nie był wysoki. Zatopione ciało jej ojca leżało na dnie. Całe zajście, przez brak świadków uznano za nieszczęśliwy wypadek. Wykluczono próbę zabójstwa. Nie przesłuchano jego znajomych mimo tego, że były to ostatnie osoby, które z nim przebywały. Samego momentu wyciągnięcia zwłok nie widziała. Była za młoda na coś tak wstrząsającego. Od tamtego czasu minęło wiele lat. Będąca wówczas małym dzieckiem Samantha Howard nie pamiętała wszystkiego, a jej opowiadania brzmiały bardziej jak legendy. Lukas sam do końca nie wiedział ile było w nich prawdy. Wiek w jakim była zapewne nie wystarczył, aby zapamiętać to co się wydarzyło, albo jak sądził jego matka wyparła sobie to z pamięci. Kolejną osobą, która przez lata skrywała tajemnicę o śmierci dziadka była Rose Grape. Wdowa po tragicznie zmarłym Simonie. Zabrała ona całą prawdę do grobu. Nigdy nie zdradziła wnuczkowi, a nawet swojej córce przyczyny i motywu, którym mógł kierować się jej mąż wpadając wtedy do studni. Nie dowiedział się również od niej, a żyła 78 lat, jaka była geneza tego zajścia oraz przed czym uciekały dzień wcześniej. Lukas nie raz próbował się tego dowiedzieć. Jako dziecko, a później nastolatek, był ciekaw rodzinnej historii, która często go nurtowała. Mimo tego nigdy nie poznał rodzinnej tajemnicy.

3

37 letni Lukas stał teraz z papierosem w ustach oparty o ciężarówkę, patrząc jak pracownik firmy przewozowej zamyka naczepę.

— To tak jak się umawialiśmy panie Howard — pracownik zwrócił się do Lukasa — transport dotrze jutro na miejsce około trzynastej.

— Nie ma sprawy — mężczyzna wypowiadał to zdanie zaciągając się papierosem — w domu po babci zostało pełne wyposażenie. Co prawda nie w naszym stylu i będzie potrzebny tam lekki remont, ale najważniejsze że pierwszą część przeprowadzki mamy z głowy.

— No racja Panie Howard — To my jedziemy przygotować auta do jutrzejszego transportu.

— My się też niedługo zbieramy. Odbierzemy jeszcze córkę od teściowej.

— To do zobaczenia. Uścisk dłoni dwojga mężczyzn zakończył rozmowę. Po chwili Janet i Lukas, którzy byli małżeństwem od sześciu lat, zostali sami przed blokiem. Odkąd założyli własną rodzinę dawna historia rodziny Grape odeszła w zapomnienie. Mieszkali w tym miejscu od samego początku swojego wspólnego pożycia. Co prawda mieszkanie w bloku ma wiele zalet, jest przede wszystkim wygodne, lecz zamieszkanie we własnym domu z ogrodem było ich marzeniem od dawna. Janet podeszła do męża łapiąc go za rękę. Stali obok siebie patrząc na odjeżdżające samochody. Ogłoszenie wystawione w lokalnej gazecie i na stronie internetowej przyniosło skutek już po trzech dniach od wystawienia oferty o sprzedaży. Potencjalny nabywca, który spotkał się z nimi wczorajszego dnia, aby obejrzeć mieszkanie wpłacił już zaliczkę przez co troje innych zainteresowanych, mimo, że również przyjrzeli się wnętrzu, nie byli na razie brani pod uwagę. Młode małżeństwo z czteroletnią córką przebywającą obecnie u babci zaczynało właśnie nowe życie rozpoczynające się od wielkiej zmiany. Dom na wsi odziedziczony po babci był oddalony o piętnaście kilometrów. Lukas przebywał obecnie na dwu tygodniowym urlopie wziętym na czas przeprowadzki. Pracował jako terapeuta dla osób uzależnionych od alkoholu. Życie z ojcem alkoholikiem, które było przepełnione awanturami, znęcaniem psychicznym nad rodziną oraz pijaństwem skończyło się jego śmiercią w wypadku samochodowym. Przeszłość była okrutna, a przede wszystkim smutna. Koszmar tamtych dni i widok zapłakanej matki został w pamięci Lukasa do dzisiaj. Decyzja, którą podjął zmieniła życie wielu uzależnionych mężczyzn i kobiet. Nie robił tego dla nich, ale dla ich rodzin, które podobnie jak on kiedyś zmagają się z przebywaniem w obecności szaleńca upojonego alkoholem.

— Wejdę jeszcze po klucze od samochodu — odezwał się Lukas. Nadciągające chmury zakryły jesienne słońce, chłodny wiatr dał się odczuć obojgu.

— Tak już najwyższy czas kochanie. Myślisz, że będzie nam tam lepiej jak tu? — zapytała.

— Mam taką nadzieję — mężczyzna zamyślił się na chwilę po czy na jego twarzy pojawił się przyjemny uśmiech. — Urządzimy dom po naszemu tak abyś czuła się w nim jak najlepiej. Pieniądze ze sprzedaży przeznaczymy na remont.

— No to jedźmy. Myślę że nabywca się do jutra odezwie.

— Powinien. Samochód zaparkowany przed blokiem ruszył z miejsca. Do bagażnika spakowali wcześniej walizki z niewielką ilością ubrań i kosmetyków.

4

Odjechali stamtąd obserwując w lusterkach pozostające w oddali blokowisko, dzieci bawiące się na placu zabaw znajdującym się w pobliżu oraz osoby spacerujące z psami. Wszystko to stawało się coraz mniejsze, aż w końcu przestało być wyraźne. Po trzystu metrach skręcili w jednokierunkową uliczkę. Matka Lukasa mieszkała na przedmieściach w jednorodzinnym domu. Od śmierci ojca minęło pięć lat, ale za każdym razem gdy tam jechał wspomnienia wracały. Śmierć ojca i babci odbiły piętno w jego psychice. Doświadczył w życiu tego co dobre i tego co złe. Zagubiony przed laty młody chłopak wspierany miłością matki i babci każdego dnia starał się stawiać czoła przeciwnościom, a przede wszystkim zrozumieć zło zakorzenione w człowieku. Terapie i rozmowy z ludźmi, którzy starali się z jego pomocą przezwyciężyć swojego demona dały mu do zrozumienia, że wiara, wsparcie najbliższych, samodyscyplina, a przede wszystkim wewnętrzna walka każdego pacjenta ze samym sobą pomagały wyjść z nałogu. W radiu leciał utwór reggae. Lukas podkręcił kurek głośności po czym oboje zaczęli się ruszać w fotelach w rytm muzyki, a zaraz po tym wspólnie podśpiewywać. Przyszłość stała przed nimi otworem. Byli szczęśliwi. Przejechali jeszcze niecałe dwa kilometry gdy dotarli pod bramę domu, w którym się wychował. Lukas zatrzymał się nie wyłączając silnika. Wyszedł z samochodu i otworzył czarną żeliwną zdobioną bramę. Dom był parterowy z poddaszem. Przez moment spojrzał w jego stronę. Od wielu lat nic się tu nie zmieniło. Obok stał murowany garaż, w którym jego ojciec spędzał czas na majsterkowaniu przy samochodzie a w zasadzie to na piciu schowanych po kątach butelkach alkoholu. Wsiadł ponownie do środka wjeżdżając poza ogrodzenie. Wybrukowaną ścieżką podjechał pod budynek. Zaparkował w taki sposób, aby nie utrudniać wyjazdu. Rosnące na trawniku drzewka całkowicie zgubiły liście. Zielone pozostawały jedynie tuje okalające całą działkę. Janet zabrała ze sobą torebkę i podążyła w stronę domu, podczas gdy mąż zajmował się zamykaniem bramy wjazdowej. To co się tu działo podczas jego dzieciństwa często wracało w snach. Jednak ostatnio wydarzyło się zbyt wiele dobrego, żeby myślał o przeszłości. Gdy wszedł do domu Janet trzymała w ramionach wtuloną w nią córkę.

— Patrz tato co mam — pochwaliła się Kate — z jej ręki zwisał pluszowy zając trzymany za długie uszy.

— Kto dał tobie takie cudo?

— Babcia — odpowiedziała młoda kobieta. Lukas zdjął kurtkę wieszając ją w szafie na odzież. Buty podsunął obok szafki stojącej w przedpokoju po czym przeszedł dalej. Córka nie schodziła z rąk mamy.

— Napijecie się czegoś?

— Tak mamo zrób kawę — zaproponował Lukas. Przeszli do pokoju gościnnego i usiedli na sofie przed telewizorem. Kate biegała z pluszowym zającem po pomieszczeniach co i raz podchodząc do rodziców. Oboje siedzieli w pokoju, podczas gdy z kuchni rozległ się gwizd zagotowanej wody. Zapach świeżo zmielonej kawy zalewanej wrzątkiem dał się czuć w całym domu. Po chwili usiedli wszyscy razem rozmawiając.

— Jak dziś poszło? — zaczęła Samantha otwierając paczkę ciastek kładąc je na talerzyk.

— Nawet nieźle. Daliśmy radę. Wszystko co dało się wynieść z mieszkania wynieśliśmy — odpowiedział syn.

— Było trochę ciężko to w końcu trzecie piętro bez windy.

— Zabraliście wszystko? — dopytała.

— Zostały te wielkie dębowe szafy, których za cholerę nie mogliśmy podnieść i regały w obu pokojach — wtrąciła się Janet trzymając w ręku szklankę. Z mebli zabraliśmy tylko te poręczne, łatwe do przeniesienia. Zresztą gdzie to wszystko byśmy tam rozstawili.

— Może zostalibyście na noc- zaproponowała matka spoglądając na nich. — Odpoczniecie sobie.

— Czy chcecie być tam dzisiaj? — dodała

— Niekoniecznie mamo. Zostaniemy. Trójka dorosłych wraz z biegającym dookoła dzieckiem spędzała czas na rozmowie i na piciu kawy. We włączonym przed ich przyjazdem telewizorze leciał film nieznany jak do tej pory Lukasowi. Pani Howard wzięła w ręce pilot przykręcając głośność w taki sposób, żeby głosy gości i wydobywające się z głośnika nie nakładały się na siebie i nie tworzyły chaosu.

— Jutro wstaniecie sobie, zjecie śniadanie i pojedziecie –odpowiedziała odkładając pilot. Od śmierci babci zaglądali tam kilka razy ogarniając posesję, ale od trzech miesięcy nikt tam nie zaglądał, więc nie wiadomo było czego mogą się spodziewać i co tam zastaną. Odpoczynek u matki był dobrym rozwiązaniem. Zdawali sobie sprawę, że może ich czekać mnóstwo pracy. Zaskakującym było to, że czytając testament zmarłej, dom nie został zapisany na jej córkę czyli matkę Lukasa, a na samego wnuczka. Na szczęście nic przez ten incydent się złego nie wydarzyło. Trzeba było zaakceptować wolę zmarłej. Miała w tym jakiś powód, że tak postąpiła. Jaki tego nikt nie dociekał. Lukas wypił kawę, wstał z sofy ze szklanką i poszedł z nią do kuchni. Po drodze zerknął kontem oka na mijany przez siebie pokój. Poczuł się nieswojo. Za tamtymi drzwiami był najzwyklejszy pokój, taki jak w wielu domach. Obecnie służył za sypialnię dla gości lecz to właśnie z tamtego miejsca karetka pogotowia zabrała pobitą przez pijanego męża Samanthe. Wezwani ratownicy medyczni powiadomili policję, która aresztowała jego ojca. Wyszedł po kilku dniach dzięki znajomościom, a po jego powrocie było jeszcze gorzej. Lukas przeszedł do kuchni próbując jak najszybciej wymazać z pamięci tamto wspomnienie. Jak sam często określał w tym domu mieszkał zło w ludzkiej postaci. Odstawił szklankę do zlewu kiedy do kuchni wbiegła uradowana Kate. Lukas wziął ją na ręce i uściskał. Jej śmiech zawsze sprawiał, że zapominał o tym co złe. Tak było również tym razem. Przeszli oboje z powrotem do pokoju gościnnego.

— Zobaczcie co znalazłem — odezwał się Lukas trzymający na rękach córkę — wiedzą Panie czyja jest ta mała dziewczynka?Kobiety poważnym udawanym wzrokiem przyjrzały się dziecku.

— Nie wiemy — rzekła Janet — ale z miłą chęcią się nią zaopiekujemy. Lukas wraz z córką usiadł pomiędzy kobiety.

— To ja wam w tym pomogę — dodał pełen radości. Spędzili w miłej atmosferze całe popołudnie. Wieczorem zjedli przygotowaną wspólnie kolację i rozeszli się do swoich pokoi. Ten dzień był męczący. Wyprowadzka dała się obojgu we znaki. Zmęczeni leżeli w trójkę w łóżku znajdującym się w dawnym pokoju Lukasa obecnie urządzonym inaczej niż dawniej. — Ręce mnie zaczynają pobolewać kochanie –skarżyła się Janet- za dużo się nadźwigałam.

— Tak narobiłaś się dziś, ale wiesz co Ci powiem?

— Co takiego? — zapytała z zaciekawieniem.

— Że to dopiero była rozgrzewka — odpowiedział mąż wzdychając tak jakby przed chwilą przeanalizował sobie w głowie ile pracy ich jeszcze czeka.

— To mnie pocieszyłeś.

— Damy radę. Zaczynamy nowe życie skarbie. Wyobraź sobie, że w końcu będziemy mieć swój mały domek z ogródkiem i mnóstwo natury wokół. Będzie dobrze, a nawet lepiej. Miejmy tylko nadzieję, że nabywca mieszkania się nie rozmyśli i wpłaci nam całą kwotę.

— No to byłby cios poniżej pasa — odpowiedziała z zaniepokojeniem. Noc była spokojna, nie można powiedzieć tego, że się całkowicie wyspali ponieważ leżeli w trójkę na jednym łóżku, a córka, która znajdowała się pomiędzy nimi przewracała się z boku na bok. Janet wstała podnosząc się do pozycji siedzącej i spojrzała na leżącego męża i córkę. Cała trójka była szczęśliwa, zżyta ze sobą jak każda normalna kochająca się rodzina. Po chwili widok tulącej się w ojca córki jeszcze bardziej potwierdził więź między nimi.

— Trzeba wstawać — odezwała się Janet — pewnie dobrze wam się leży, ale tylko przypominam, że przed nami kilka spraw do załatwienia dzisiejszego dnia.

— No całkiem wygodnie — odpowiedział Lukas poprawiając się na poduszce zaplatając ręce za głowę — Zbiorę jeszcze siły i wstaję. Zjemy śniadanie, a potem zadzwonię do chłopaków zapytać się czy dotrą do tej trzynastej z transportem na miejsce. Dobrze by było żebyśmy byli przed nimi. Po co mają na nas niepotrzebnie czekać.

— To jedziemy od razu? A co z tym co wpłacił zaliczkę -zapytała żona.

— Tak jedziemy, muszę zobaczyć dom babci, dawno tam nie byłem, a on się odezwie.

— No tak, a co będzie jak tego nie zrobi? Przeprowadzimy się, porozstawiamy wszystko co spakowaliśmy, a on się rozmyśli i nie zapłaci. Za co my zrobimy remont?

— Odezwie się, o to się nie martwmy — Lukas pocieszył ją w tym momencie zaciągając spodnie.

— Wpłacił zaliczkę to małe prawdopodobieństwo, że się rozmyśli. Tak sądzę. Tuż po tym gdy się ubrali, zrobili poranną toaletę i zasiedli do śniadania przygotowanego przez Janet wspólnie z matką Lukasa — zadzwonił telefon. Mężczyzna razem z domownikami siedział przy stole w kuchni. Na przeciwko niego żona smarowała kromkę chleba masłem po czym położyła na nią kawałek wędliny i liść sałaty. Ich córka kończyła miseczkę czekoladowych płatków kukurydzianych. Często mieli problem, aby namówić ją do zjedzenia czegokolwiek. Jak wiele dzieci marudziła podczas jedzenia. Tym razem ku zdziwieniu rodziców jadła z apetytem. Możliwe, że tak działało na nią to miejsce, że czuła się tu bardziej radosna i pełniejsza życia niż w bloku z którego wyjechali. Nie wiadomo. Być może, że tam gdzie się wybierają będzie jeszcze lepiej. Więcej otwartej przestrzeni do zabawy, natury, ciszy sprawi, że jej dzieciństwo będzie szczęśliwe. Od jakiegoś czasu zastanawiali się nawet nad zaadaptowaniem ze schroniska jakiegoś psa do towarzystwa. Była dzieckiem ciekawym wszystkiego co ją otaczało. Zadawała mnóstwo pytań czasami absurdalnych innym razem wymagających zastanowienia. Kochali ją ponad wszystko i starali się tak jak wszyscy kochający rodzice, żeby swoje dzieciństwo wspominała z uśmiechem na twarzy. Na pewno jednym z jego wielu marzeń było to, aby jego córka doświadczyła więcej miłości niż on dostawał od swojego porywczego ojca. Siedząc tak podczas wspólnego śniadania dzwoniący telefon wzywał do odebrania.

— Jakiś numer. Pewnie ten facet — powiedział mężczyzna trzymając komórkę w dłoni. Wcisnął zieloną słuchawkę przedstawiając się rozmówcy.

— Lukas Howard przy telefonie, z kim mam przyjemność?W słuchawce odezwał się mężczyzna.

— Dzień dobry Panie Howard dzwonię w sprawie zakupionego mieszkania. Wpłaciłem już zaliczkę, ale mimo tego chciałbym jeszcze raz zobaczyć mieszkanie. Ta propozycja wyprowadziła Lukasa z równowagi. Kupujący miał do tego pełne prawo, ale mimo tego każde wątpliwości działały na niekorzyść tego, że nieruchomość może nie zostać sprzedana. Lukas trzymając komórkę przy uchu spojrzał na Janet i odsunął telefon na pewną odległość zasłaniając go ręką.

— To on — powiedział szeptem do żony — chce jeszcze raz wszystko obejrzeć.

— No dobrze niech zobaczy — odpowiedziała. Lukas ponownie przyłożył telefon odpowiadając rozmówcy.

— Nie ma problemu. Kiedy by Pan chciał się spotkać? –zapytał Lukas analizując w głowie czy nie będzie musiał odwoływać transportu z firmy przewozowej.

— Dzisiaj za jakieś dwie godziny. Może być między jedenastą a dwunastą. Pasuje Państwu?

— Tak będziemy czekać w tym czasie. Zapraszamy.

— To do zobaczenia.

— Do zobaczenia — zakończył rozmowę. Odłożył telefon przy talerzyku na stole.

— Między jedenastą a dwunastą chce się spotkać — powtórzył jego słowa– Może pojadę tam sam, oprowadzę go, a wy zostańcie tutaj.

— To może być dobry pomysł. Ty pojedziesz, a ja pomogę mamie.

— Mam nadzieję, że wszystko pójdzie bez kłopotów, bo już zaczynam mieć niepokojące myśli. Ten telefon zepsuł nam plan dnia.

— Zobaczymy co z tego wyniknie. Najwyżej się odwoła wszystko i poczeka kilka następnych dni.

— Może masz rację. Posprzątajmy to — wskazał na stół i bądźmy dobrej myśli.

5

Jakieś dwadzieścia minut przed godziną jedenastą wyszedł z domu. Janet została z teściową. Popatrzyła chwilę zza okna na Lukasa wsiadającego do samochodu. Na zewnątrz było pochmurno i zanosiło się na deszcz, przez co wszystko wydało się jej bardzo ponure. Lukas usiadł za kierownicą po czym wyjechał za otwartą wcześniej przez siebie bramę. Tym razem nie zatrzymywał się, żeby ją zamknąć. Zostawił ją otwartą.

— Pojechał — oznajmiła Janet odchodząc od okna.

— Pomóc Ci w czymś mamo?

— Nie. Nie trzeba kochana odpocznij. Ja też zaraz siadam. Nikt nie lubi czekać na cokolwiek, a już na pewno na tak ważne sprawy jak sprzedaż mieszkania. Według nich kupujący szukał pretekstu dla obniżenia ceny za nieruchomość. Znaleźli się w niekomfortowej sytuacji. Zbyt szybko się pospieszyli z wynoszeniem wyposażenia mieszkania. Nie zastanawiali się wcześnie nad tym co by się stało gdyby nikt go nie kupił albo rozmyślił się nawet po wpłaceniu zaliczki. Teraz pozostało im tylko czekać na rozwój sytuacji oraz namawiać jak tylko się da, żeby transakcja poszła po ich myśli. Oczywiście to zadanie spoczęło na samym Lukasie. Gdy podjechał pod blok dochodziła godzina jedenasta. Spojrzał na budynek. Przyglądając się miejscu, w którym znajdował się ich balkon, przez głowę przeszły mu wspomnienia tych chwil spędzonych tu razem. Nigdy nie narzekali na sąsiadów, okolica była przyjazna dzieciom, a przede wszystkim dbano o porządek. Niestety z czasem mała przestrzeń i między innymi gwar tętniącego życiem miasta zadecydował o wyprowadzce. Jednym słowem poszczęściło im się, gdy w odczytywanym testamencie padło zdanie, że cała posiadłość wraz z domem została zapisana na wnuczka Lukasa Howarda. Jednak mówienie o szczęściu w obliczu utraty kochanej osoby było nietaktowne. Na pewno nie byli osobami czekającymi na zgon staruszki z nadzieją, że niedługo odziedziczą po niej dom. To była jej decyzja starannie przemyślana i zapisana długie lata przed jej śmiercią. Wyrwany z zamyślenia Lukas wyszedł z samochodu kierując się w stronę mieszkania, w którym postanowił zaczekać. Stanął przed drzwiami na trzecim piętrze i otwierając je wszedł do środka. Rzuciła mu się w oczy pusta przestrzeń. Przeszedł korytarzem dalej. W dwupokojowym mieszkaniu z kuchnią i łazienką nie zostało nic oprócz dwóch solidnych szaf i regałów. Nie miał nawet gdzie usiąść. Czekał przechadzając się miedzy pomieszczeniami i zastanawiając jaki jest motyw tego, że klient chce jeszcze raz wszystko obejrzeć. Już za moment miał się o tym dowiedzieć. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi spojrzał przez wizjer. Stojący za drzwiami mężczyzna trzymał w ręku czarną teczkę. Lukas rozpoznał osobę, z którą był umówiony i wpuścił mężczyznę do środka. Oboje stali po chwili w pokoju obok świecącego pustkami regału. Na karniszu przy oknie wisiały długie białe zasłony. Większość wystroju i umeblowania została stąd zabrana. O tym, że tak postąpią oznajmili w swoim ogłoszeniu, powiadamiając, o tym że mieszkanie będzie pozbawione wyposażenia. Mężczyzna razem z Lukasem chodził między pokojami, które widział już podczas pierwszych oględzin. Jak do tej pory Lukas nie dociekał czy zainteresowany, który być może kupi jego mieszkanie, ma jakieś wątpliwości. Nie chciał go peszyć. Zgłosiło się do nich jeszcze kilka osób dzięki czemu mogli powiadomić ich, że oferta jest nadal aktualna, gdyby ów klient się rozmyślił. Rozglądając się trzymał w dłoni teczkę. Przez kilka minut nie odezwał się ani słowem do Lukasa był skupiony na dokładnym przyjrzeniu się mieszkaniu. Jego zachowanie zaczęło jednak irytować właściciela mimo tego postanowił dać klientowi wolną rękę i pozwolił mu się skupić jeszcze chwilę po czym zaczął rozmowę. Musiał to zrobić przecież nie będzie tu siedział wiecznie.

— Co Pan myśli? — zaczął Lukas zadając pytanie — widzę, że jest Pan bardzo skupiony.

— Im dłużej się przyglądam tym bardziej jestem zainteresowany kupnem tego lokum. Jest idealne dla mojej rodziny. Przyjechałem tu drugi raz po rozmowie z żoną. Musieliśmy się naradzić i to skonsultować.

— Wszystko rozumiem — wtrącił się Lukas. Stał z ze splecionymi ramionami w skupieniu słuchając mężczyzny. — Na wszystko trzeba czasu.

— Owszem Panie Howard potrzeba i to dużo, ale ja już nie zamierzam wam go zabierać i jak najbardziej decyduję się na zakup tego mieszkania. Podjąłem taką decyzję. Mojej żonie na pewno też się spodoba. Wprowadzimy się i umeblujemy. Lukas lekko się uśmiechnął. Nie chciał tego ukazywać, ale poczuł wielką ulgę. Wielki ciężar spadł mu z barków. Teraz mógłby się zająć własną przeprowadzką. Pozostałoby jedynie podpisanie umowy i wstawienie się ich obojga u notariusza oraz uregulowanie całej kwoty.

— Będzie to dla was najlepsza decyzja. Czy moglibyśmy przejść do formalności i umówić się z notariuszem, żeby udokumentować tą transakcję?

— Jak najbardziej — odpowiedział mężczyzna.

— W takim razie zadzwonię i umówię się z nim — złożył propozycję Lukas.

— Nie ma największego problemu. Proszę się o nic nie martwić. Mieszkanie już macie sprzedane, a po spisaniu wszystkich dokumentów wpłacę należność. Zgadza się Pan?Mimo tego, że klient się zgodził i Lukas poczuł się spokojniejszy to nadal czuł lekkie zaniepokojenie tym, że podczas spisywania aktów klient w ostatniej chwili zmieni zdanie, a ich marzenia o zamieszkaniu na wsi odejdą na dalszy plan albo nigdy się nie zrealizują gdyż nie sprzedadzą tego mieszkania żadnemu zainteresowanemu. Krążyło mu po głowie wiele myśli. Musiał zaufać, że transakcja zostanie zrealizowana i jeszcze dzisiaj zadzwonić do firmy transportowej, żeby zaczekali na nich. albo udali się z meblami jakoś po czternastej. Jeżeli nie mają napiętego grafiku na dzisiaj. W najgorszym wypadku musieli by rozładować transport i zostawić wszystko na zewnątrz bo przecież dom jest zamknięty.

— Tak zgadzam się i ufam jednocześnie, że Pan się nie rozmyśli. Zadzwonię do notariusza. Lukas wziął w dłoń komórkę wyjętą z kieszeni i wybierając numer zapisany kilka dni wcześniej, przyłożył do ucha. Rozmowa telefoniczna była krótka i konkretna. Zostali umówieni jeszcze dzisiejszego dnia na godzinę piętnastą. Po tej rozmowie Lukas w obecności klienta zadzwonił jeszcze do żony powiadamiając ją o owym spotkaniu i o tym, że w tym czasie sama będzie musiała zająć się rozładunkiem transportu dopóki on nie załatwi formalności. Nie było powodu żeby przekładać transport. Musieli tylko się pospieszyć, aby dotrzeć do domu przed trzynastą. Tak jak się umawiali.

6

Chwilę później Lukas siedział ponownie w samochodzie. Dochodziła godzina dwunasta gdy był w drodze. Zostało mu godzina, aby zabrać żonę z córką i dotrzeć na wieś. Mimo tego postanowił jeszcze skręcić na cmentarz na grób babci Rose. Musiał tam iść po prostu podziękować jej za te wszystkie lata spędzone w jej towarzystwie. Była to najsilniejsza i samowystarczalna osoba jaką poznał. Nigdy nie mógł zrozumieć dlaczego nie wyszła ponownie za mąż skoro Simon jej mąż zmarł w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Byli bardzo młodym małżeństwem, dla których przyszłość stała otworem. Zmarł co prawda tragicznie, ale nie zmienia to faktu, że przez resztę życia musiała być sama. Wiele razy wyjaśniała Lukasowi, że jej serce należało tylko do Simona. Do mężczyzny, którego kochała. Dźwięk silnika ucichł. Lukas wyjął klucze ze stacyjki zaparkowanego przy cmentarnym ogrodzeniu samochodu. Dojeżdżając w to miejsce sądził, że będzie tu sam. Jednak gdy wyszedł z samochodu ustawionego przodem do ogrodzenia usytuowanego na blisko metrowym murku spostrzegł mężczyznę z posiwiałymi włosami pochylonego nad pomnikiem dziadków. Poczuł się niepewnie. Stał przy samochodzie patrząc z podejrzeniem w tamtą stronę. Nie wiedząc co ma robić i jak ma się zachować w zaistniałej sytuacji postanowił zadzwonić do firmy przewozowej upewnić się czy wszystko idzie zgodnie z planem. Z przystawioną do ucha komórką patrzył na setki grobów, krzyży i pomników Chrystusa. Odczuwał na sobie każdy powiew wiatru. Tego dnia było naprawdę nieprzyjemnie stać na dworze zwłaszcza w miejscu pozbawionym jakichkolwiek budynków i drzew osłaniających przed podmuchami. Kolejne sygnały z nieodbieranej komórki brzmiały w jego uchu. Nie poddawał się i spróbował kolejny raz chwilę później. Mężczyzna z cmentarza stał tam nadal.

— Halo — odezwała się osoba, do której dzwonił Lukas. Chciałby Pan pewnie wiedzieć gdzie jesteśmy Panie Howard?

— Z ust mi to wyjąłeś — odezwał się — Jak sytuacja? Wszystko idzie zgodnie z planem?

— Jak najbardziej. Wszyscy jesteśmy gotowi do wyruszenia, więc powinniśmy być na miejscu tak jak się umawialiśmy.

— To dobrze. My mieliśmy małe problemy

z kupującym. Facet jeszcze raz chciał zobaczyć mieszkanie. Już myślałem, że się rozmyśli, ale jednak wszystko poszło po naszej myśli.

— Kupił? — zadał pytanie rozmówca.

— Owszem. Jeszcze dziś o piętnastej mamy się spotkać z notariuszem i dokonać formalności. Więc mam do was prośbę.

— Jaką Panie Howard?

— Pomoglibyście nam przy rozładunku. Sami nie damy rady zwłaszcza, że będę się szykował do tego urzędu.

— Jak najbardziej nie ma sprawy. To nasz jedyny transport na ten dzień. W takim razie widzimy się na miejscu.

— To do zobaczenia. Lukas zakończył rozmowę. Chowając komórkę do kieszeni ruszył w stronę wejścia na cmentarz. Chwycił w dłoń klamkę furtki, pociągnął ją do siebie słysząc przy tym odgłos nienaoliwionych zawiasów. Wszedł na obszar cmentarza niepewnym krokiem. Nie był niepewny dlatego, że tak działało na niego to miejsce czy też na inne osoby, które odczuwały dyskomfort przebywając na jakimkolwiek związanym ze śmiercią i rzekomą aktywnością paranormalną terenie, ale dlatego, że mężczyzna tam stojący wydawał mu się podejrzany. Musiał jednak poznać tamtego człowieka i dowiedzieć kim on jest. Doszedł pod pomnik. Rzucając okiem na mężczyznę kiwnął głową w geście powitania po czym skupił się na modlitwie. Stał pogrążony w rozmyślaniach. Często tu przebywał opowiadając jej o swoich zmartwieniach i powodzeniach. Nie pogodził się do tej pory z tym, że odeszła.

— Dzień Dobry — przywitał się Lukas zaraz po tym jak się przeżegnał zakreślając na ciele znak krzyża.

— Dzień Dobry — odpowiedział starszy mężczyzna spoglądając pomarszczoną twarzą w jego stronę. Nawet w tym momencie, w którym stali naprzeciw siebie twarzą w twarz, Lukas go nie poznawał. Nie kojarzył go z żadnym z mieszkańców miasta.

— Znał Pan moich dziadków? — zadał pytanie chcąc zacząć rozmowę.

— Tak. — odpowiedział. — Nazywam się Joseph Stone. Znałem się z twoim dziadkiem przed jego śmiercią jak jeszcze byliśmy młodzi. To były dawne i niebezpieczne czasy.

— Teraz też jest niebezpiecznie — wtrącił Lukas.

— Tak, lecz ja mam na myśli coś znacznie silniejszego i potężniejszego niż jakikolwiek człowiek oraz jakakolwiek broń przez niego stworzona. Lukas patrząc na niego skojarzył po chwili, że jest on człowiekiem, o którym opowiadała mu jego matka. W momencie napłynęły mu do głowy setki myśli i pytań, które chciał zadać.

— Czy Pan był przy jego śmierci? — wskazał na tablicę pokazując imię dziadka.

— Niestety nie — odpowiedział ze zmartwieniem.

— Gdybym tam