Oświadczyny po szkocku - Nicole Locke - ebook + książka

Oświadczyny po szkocku ebook

Locke Nicole

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Hamilton zakłada się z bratem, że ożeni się jako pierwszy. Niestety jego wybranka traktuje go jak brata. Zdesperowany, prosi o pomoc Beileag, którą zna od dziecka. Liczy na kilka rad, jednak im więcej czasu z nią spędza, tym bardziej jest zafascynowany jej niezwykłą osobowością. To ją pojąłby chętnie za żonę, ale Beileag słyszała o zakładzie. Choć kocha Hamiltona, rozsądek każe jej wątpić w szczerość jego uczuć. Boi się podążyć ścieżką, którą wskazuje jej serce, na szczęście ukochany wie, jak sprawić, by śmiało przyjęła najcenniejszy dar losu – prawdziwą miłość…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 270

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Nicole Locke

Oświadczyny po szkocku

Tłumaczenie:

Karol Hajok

Tytuł oryginału: The Highlander’s Unexpected Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boon, an imprint of HarperCollinsPublishers, 2023

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2023 by Nicole Locke

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

[email protected]

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-291-1391-5

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Rozdział pierwszy

– Zdejmij to z górnej półki.

Polecenie, które wydała jej matka, zostało wypowiedziane tym samym szorstkim, nieznoszącym sprzeciwu głosem, który zawsze sprawiał, że Beileag z klanu Grahamów robiło się słabo. Wystarczyło, że usłyszała ten ton, a wszystkie złe wspomnienia i kompleksy zaczynały ją przygniatać.

Matka Beileag odwróciła się w jej stronę.

– Czemu nadal tam siedzisz?

Bo wiedziała, że gdy wstanie, matka znów zacznie wyśmiewać jej wzrost, a przecież Beileag nie miała na to wpływu.

Odłożyła nóż, który akurat ostrzyła, wzruszyła ramionami, wstała i podeszła do matki.

Nie musiała iść daleko. W trzypokojowym domu ledwo wystarczało miejsca dla jej rodziców, Beileag i trójki jej młodszego rodzeństwa. Jeden pokój był centrum domu – tam przygotowywali jedzenie, jadali, siedzieli przy palenisku i szyli ubrania na zimę.

Był to również pokój, którego unikała, żeby nie siedzieć w nim sam na sam z matką.

– Co ci zdjąć? – zapytała.

– Skrzynię na duże prześcieradła.

Na górnej półce stały trzy identyczne skrzynie. Trudno poznać, w której znajdowały się duże prześcieradła.

Beileag wiedziała, że lepiej nie pytać, która jest tą właściwą. Ściągnęła więc pierwszą z lewej i zaniosła do stołu.

– To nie ta.

Zachowując neutralny wyraz twarzy, Beileag odstawiła zamkniętą skrzynię na miejsce i sięgnęła po kolejną. Zrobiła to powoli, aby dać matce wystarczająco dużo czasu na podpowiedź. Nie żeby matka miała w zwyczaju podpowiadać.

– Och – powiedziała matka. – Lubisz marnować czas innych, prawda? To ostatnia skrzynia po prawej stronie. Powinnaś to wiedzieć, bo sama ją tam postawiłaś zeszłego lata.

Beileag zdjęła z półki wskazaną skrzynię, a następnie postawiła ją na stole i otworzyła.

W środku nie było dużych prześcieradeł.

– To tamta. – Matka wskazała na ostatnią skrzynię na półce.

Beileag ugryzła się w język.

Musi stąd wyjść. Jeśli zostanie w domu choćby chwilę dłużej, dojdzie do awantury.

Trzasnęła wiekiem skrzyni, wepchnęła ją z powrotem na półkę i ponownie ściągnęła pierwszą z lewej.

Zmusiła się do uśmiechu.

– Dobrze, że nie marnujemy czasu, prawda? – spytała, po czym otworzyła wieko i wyciągnęła ze skrzyni prześcieradło. – Gdzieś to zanieść?

Twarz matki poczerwieniała o kilka odcieni, a Beileag zapragnęła zapaść się pod ziemię. Na moment znowu poczuła się jak dziecko. Mijały lata, ale jej poczucie własnej wartości znikało za każdym razem, gdy matka rzucała jej to okropne spojrzenie. Beileag go nienawidziła.

Starała się nie wyróżniać, ale było to trudne, ponieważ znacznie przewyższała wzrostem młodsze rodzeństwo – szesnastoletnią siostrę Oigrhirg oraz dwóch braci, Raiberta i Roddy’ego, którzy mieli dwanaście i dziesięć lat. Może kiedy bracia dorosną, będą od niej wyżsi i matka zostawi ją w spokoju?

Kiedy była młodsza, szukała pocieszenia w towarzystwie ojca, ale on zwykle poklepywał ją po ramieniu i wracał do swoich spraw. Nie dostrzegał, jak jego ukochana żona traktuje najstarszą córkę. Nie był złym człowiekiem, ale Beileag już dawno przestała prosić go o pomoc.

Ostatnio matka coraz częściej narzekała, że Beileag nigdy nie wyjdzie za mąż. Od wielu lat do jej przyjaciółek zalecali się mężczyźni, a do Beileag nawet nikt się nie uśmiechał. Czy dlatego, że była zbyt wysoka? Bardzo chciała poznać kogoś, komu to nie będzie przeszkadzać.

Czemu w ogóle matkę tak bardzo obchodzi, czy Beileag wyjdzie za mąż? Nie byli zamożni, a ona pomagała rodzicom w gospodarstwie.

Matka wyciągnęła ręce i nieprzyjemnie się uśmiechnęła.

– Daj mi to.

Beileag powoli podała jej prześcieradło. Błysk w oczach matki powinien ją ostrzec, co się stanie. Matka gwałtownie złapała ją za nadgarstek, by spojrzeć na jej rękę. Pościel upadła na podłogę.

Dłonie Beileag były pokryte zarówno starymi blizny, jak i nowymi odciskami i zadrapaniami. Paznokieć matki natrafił na jedno z nich, przez co rana znów zaczęła krwawić.

Beileag wzdrygnęła się.

– Nadal plączesz się ojcu pod nogami?

Matka robiła wszystko, by uprzykrzyć jej życie, dlatego Beileag starała się nauczyć stolarki i w ten sposób zwrócić na siebie uwagę ojca.

Przy okazji odkryła, co jeszcze może zrobić dzięki stolarskim narzędziom. Była dumna ze swoich rzeźb, ale nikomu się tym nie chwaliła.

– Skaleczyłam się, kiedy zbierałam zioła.

– Kłamiesz – syknęła matka. – Dopiero co ostrzyłaś nóż. Poza tym to twoja zhańbiona przyjaciółka zajmuje się chwastami, nie ty.

Anna była załamana, a nie zhańbiona.

– Ona jest w tym bieglejsza, dlatego rzadziej się kaleczy.

– Jesteś za wysoka – mówiła dalej matka, jakby nie słyszała odpowiedzi Beileag. – I wcale nie plewisz, tylko korzystasz z narzędzi, jakbyś była mężczyzną. Nigdy nie znajdziesz męża i nie opuścisz domu. Po tym wszystkim, co twój ojciec i ja dla ciebie zrobiliśmy!

Niestety wydawało się, że mężczyźni z klanu Grahamów zgadzali się z jej matką. Była dla nich albo przyjaciółką, nikim więcej. Prawdopodobnie żaden nie uważał jej za atrakcyjną.

Na myśl o tym, że nikt nigdy jej nie pokocha, Beileag zabolało serce. Najbardziej na świecie chciała mieć męża i dzieci, kochającą rodzinę, która będzie sobie całkowicie oddana. Żadnych lekceważących, okrutnych matek ani ojców, którzy unikaliby własnych dzieci. Czy pragnęła zbyt wiele?

Od wielu lat próbowała się uśmiechać, zagadywać, a nawet sugerować mężczyznom, że jest otwarta na zaloty, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Gdy kilka nocy temu, po sześciu miesiącach nieobecności, do klanu wrócili zwiadowcy, przez jedną ulotną chwilę myślała, że może któryś zwróci na nią uwagę. Nic takiego się nie wydarzyło.

Gdyby nie jej rodzeństwo i przyjaciółki, Anna i Murdag, Beileag już dawno by uciekła. Może w innym klanie ludzie nie przejmowaliby się jej pełnymi blizn dłońmi.

Spędzała całe godziny, rzeźbiąc w twardym drewnie i tworząc rzeczy, których nigdy nikomu nie pokazała. Brakło jej pewności siebie, o co zadbała jej matka i co dla wszystkich było oczywiste.

– Gdybym znalazła sobie męża, matko, to kto zdejmowałby ci skrzynie z półek?

Beileag energicznie wymaszerowała z domu.

Rozdział drugi

– Co tu robisz w taki piękny dzień, Murdag?

Hamilton z klanu Grahamów opierał się o ścianę stodoły.

Nie należał do tych, którzy odpoczywają w środku dnia. W ogóle nie lubił bezczynności. Był bardziej żywiołowy niż Camron, jego bliźniaczy brat. Niektórzy podziwialiby tę cechę, wielu stwierdziłoby raczej, że nie potrafi usiedzieć na miejscu.

Na pewno był bardziej niespokojny od marca zeszłego roku, kiedy angielski król Edward najechał Szkocję, by obalić króla Johna Balliola. W bitwie pod Dunbar klan Grahamów stracił lairda, a Seoc, najbliższy przyjaciel Hamiltona, został poważnie ranny. Szkoci musieli uciekać do Ettrick’s Forest, gdzie spędzili wiele nieprzespanych nocy na patrolach, szukając sojuszników wśród sprzymierzonych klanów.

Po niedawnym powrocie do rodzinnej wioski Hamilton nie czuł się tu jak w domu. Przejął obowiązki łowcy klanowego, jednak po Ettrick nie kochał już lasów jak kiedyś.

W tej chwili stał i patrzył, jak Murdag z klanu Grahamów, jego wieloletnia przyjaciółka, przesuwa dłońmi po brzuchu konia.

– A jak ci się wydaje, co robię? – zapytała.

– Kręcisz się koło koni – odpowiedział. – Jak zwykle.

– Czyszczę klaczy wymiona.

Nie tego się spodziewał, ale nie spodziewał się też, że mimo jego zabiegów Murdag będzie go traktować jak uciążliwego brata.

Tak naprawdę flirtował z nią z bardzo określonego powodu. Zamierzał wygrać zakład, który zawarł z bratem, że ożeni się jako pierwszy, i to jeszcze przed końcem lata. Niestety chyba nie będzie tak łatwo, jak mu się wydawało.

– Widzę, że odgina łeb i podnosi nogę – powiedział.

– Bo jest zadowolona.

Hamilton przez całe życie zajmował się końmi, ale Murdag wiedziała o nich o wiele więcej. Były jej pasją.

– Potrzebują tego bardziej, niż ci się wydaje – mruknęła Murdag.

– Mówisz do mnie? – zapytał.

– A z kim niby rozmawiam? Klacze potrzebują czyszczenia wymion częściej, niż myślisz. Zwłaszcza te, które tarzają się w błocie. Czegoś ode mnie chcesz?

Ciebie… Tak by odpowiedział, gdyby flirtował z poznaną w karczmie kobietą. Jednak to nie podziałałoby na Murdag, z którą przyjaźnił się przez całe życie.

Poza tym cztery dni temu wszystko się zmieniło. Gdy wraz z innymi zwiadowcami wrócił do klanu, odbyła się uczta powitalna. Były ogniska, piwo i miód, alkohol lał się strumieniami, aż wreszcie Murdag wspięła się na głaz i ogłosiła, że wypije więcej niż ktokolwiek inny.

Hamilton lubił wyzwania. Lubił też figlarny charakter zawsze skłonnej do żartów Murdag, bo on był taki sam. No i przepięknie wyglądała w blasku ognia.

Zdziwiło go, jak bardzo jej pragnie, i od razu powiedział o tym Camronowi. Brat siedział obok z ponurym wyrazem twarzy, bo dla niego sześć miesięcy poza domem nie oznaczało wolności, tylko rozłąkę z kobietą, w której od lat się kochał. Niestety Anna była od nich starsza i nigdy nie patrzyła na Camrona jak na mężczyznę. W dodatku trzy lata wcześniej zakochała się w pewnym zdradzieckim kłamcy, który złamał jej serce, i teraz konsekwentnie unikała mężczyzn.

I właśnie w takiej chwili Hamilton wpadł na pomysł, który był jednocześnie sprytny i wspaniały. On i jego brat uwielbiali się zakładać, jako bliźniacy byli wręcz zobowiązani do bezustannej rywalizacji. Nieważne, ile mieli lat i z czym się mierzyli, jeśli jeden rzucał wyzwanie, drugi łapał przynętę.

Pomyślał więc, by założyć się z bratem o to, który z nich jako pierwszy zdoła ożenić się przed końcem lata. Gdyby Cameron przyjął zakład, byłby zmuszony wreszcie wyznać Annie swe prawdziwe uczucia.

Wcześniej Camron szukał wymówek, powoływał się na dzielącą go z Anną różnicę wieku, potem na jej zauroczenie innym mężczyzną. Teraz, zaledwie dzień po zawarciu zakładu, pojechał z Anną do klanu Colquhounów, gdzie zamierzała odwiedzić ciężarną kuzynkę. Do tej pory jeszcze nie wrócili.

Hamilton nie zdziwiłby się, gdyby zaraz po powrocie ogłosili zaręczyny. Oczywiście on tymczasem będzie się zalecał do Murdag, siostry Anny i… jego przyszłej żony.

I on, i Murdag lubili żartować. Oboje byli żywiołowi, nie znosili nudy. Dlaczego do tej pory tego nie dostrzegał? Poza Murdag tym była siostrą Anny, gdyby się z nią ożenił, pozostałby blisko brata. Może nawet przestałby wracać myślami do bitwy pod Dunbar.

Potrzebował tego.

Murdag była dla niego idealna. Nie miał wątpliwości, że Anna zakocha się w Camronie. Teraz on musiał sprawić, by Murdag zakochała się w nim.

Uniosła na niego wzrok znad końskiego grzbietu.

– Hamilton?

Otrząsnął się i zamrugał.

– Tak?

– Bardzo się zamyśliłeś. Potrzebujesz czegoś czy po prostu stoisz i się gapisz?

– Denerwuje cię to?

– O co ci chodzi?

Hamilton odepchnął się od ściany.

– Jeszcze nie wiem…

– Lubię dreszczyk emocji, ale nie rób nic przy tej klaczy. Jest bardzo płochliwa.

– Dlaczego uważasz, że chcę cię nastraszyć?

Zamierzał ją uwieść. Tylko dlaczego to było takie trudne? Przecież była ładna i z nikim się nie spotykała.

Może to przez otoczenie? Trudno flirtować z dziewczyną w stajni, pośród koni i gnoju.

– Skończyłaś już? Chcesz pójść na spacer?

Murdag rzuciła brudną szmatę na stos innych i podeszła do wiadra, by opłukać ręce.

– Dokąd?

– Może na ryby?

– Chcesz iść na ryby? Dopiero co przeszła burza i wszystko będzie mokre. Inni tam poszli?

Camron wyjechał z Anną, a jeśli chodziło o Seoca i Beileag, to Hamilton nie miał pojęcia, gdzie się podziewają.

– Zapewne.

Machnęła w stronę drzwi.

– W takim razie ty wyjdź pierwszy.

Powinien ją potraktować jak damę i przepuścić, prawda?

– Ty pierwsza.

Uśmiechnęła się i energicznie pokręciła głową.

– Żeby nabrać się na sztuczkę z wiadrem?

– O czym ty mówisz?

– To jeden z twoich najstarszych dowcipów. To dlatego cały czas tu stoisz? Czekasz, aż wiadro z wodą spadnie mi na głowę? Kiedy dasz sobie spokój z takimi żartami?

Szturchnęła go w plecy i wypchnęła przez próg. Ledwo znalazł się na zewnątrz, odskoczył. Murdag potknęła się, a on natychmiast złapał ją, by nie upadła.

Przez chwilę trzymał ją w ramionach. Podobało mu się jej szczupłe ciało i siła, z jaką trzymała go za ramię. Jednak coś było nie tak. Czy nie powinien czuć czegoś więcej?

– Może kiedyś dam sobie spokój – powiedział.

– Kiedyś? – Odsunęła się od niego.

– Jeśli poznam odpowiednią kobietę – odparł zalotnie.

To była wyraźna deklaracja.

Jednak Murdag spojrzała na niego, jakby wyrosła mu druga głowa i roześmiała się głośno.

– Ty się nigdy nie zmienisz! – Klepnęła się energicznie w uda, biorąc jego słowa za żart. – Widzę Seoca. A twierdziłeś, że będzie nad wodą.

Poszła w kierunku ich przyjaciela, a Hamilton jej nie zatrzymał. Skoro nie zwracała uwagi na jego deklaracje, on też mógł ją ignorować. W końcu miał trochę czasu, by wygrać zakład.

Wyprostował się i ruszył do przyjaciół.

Kątem oka zauważył Beileag. Szła jak zwykle przygarbiona i zamyślona. Czy stała tam przez cały czas, odkąd on i Murdag wyszli ze stodoły? Czy usłyszała, jak bezskutecznie uwodził jej przyjaciółkę?

Nic nie powiedziała, gdy ich zobaczyła, ale w ogóle rzadko się odzywała. Tylko czasami widział z daleka, jak rozmawia z Anną albo Murdag.

– Idziemy na ryby – powiedział Hamilton. – Chcesz się przyłączyć?

Złożyła ręce na piersiach.

– Dlaczego?

– Lubię łowić ryby.

– Przecież wolisz polować – zaprotestowała.

Skąd to wiedziała?

– Dzisiaj jest dobry dzień na łowienie ryb.

Murdag podeszła do Seoca, by zamienić z nim kilka słów. Czy przypadkiem nie stali trochę za blisko siebie? Przyjaźnili się od dziecka, ale Seoc do tej pory nie zwracał na nią większej uwagi. Czyżby teraz również się nią zainteresował?

Hamilton musiał jak najszybciej powiedzieć Murdag o swoich zamiarach. Byłoby to łatwiejsze, gdyby ta dziewczyna zaczęła go inaczej traktować. Jednak jeśli ktoś w ogóle wpadł jej w oko, to prawdopodobnie Seoc. Cała promieniała na jego widok.

Poczuł na sobie uważne spojrzenie Beileag, więc odwrócił głowę w jej stronę.

– Czy nie jest już trochę za późno na wędkowanie? – spytała.

Może i tak, ale na rybach mógłby spędzić trochę czasu z Murdag.

– Chcesz pójść?

Spojrzała w stronę lasu i zacisnęła dłonie w pięści.

– Dlaczego nie?

Przydałaby mu się jej pomoc, ale nie chciał jej do niczego zmuszać.

– Jest późno, więc pewnie nie złowimy za wiele. Zrozumiem, jeśli wolałabyś robić coś innego. – Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, a on wskazał na las. – Jeśli jest jakieś inne miejsce, do którego wolałabyś pójść…

Znów złożyła ręce na piersiach i szerzej otworzyła oczy. Były to naprawdę ładne oczy, orzechowe, ze złotymi plamkami.

W tej chwili miała czujny, nieufny wyraz twarzy.

– Po co miałabym iść do lasu? – zapytała. – Co tam może być ciekawego?

– Nic, ale może wolisz samotność od naszego towarzystwa?

Spojrzała na Seoca i Murdag, którzy szli teraz ramię w ramię w kierunku wody, a potem na niego. Uniosła kącik ust.

– Chcesz, żebym teraz odeszła, żeby o mnie plotkować?

Kpiła z niego? To było do niej niepodobne. Jednak nie było go całe miesiące, więc może przez ten czas się zmieniła?

– Och. – Zmarszczyła brwi. – A może nie zależy ci, bym wam towarzyszyła, ale po prostu jesteś uprzejmy?

– Czy kiedykolwiek wcześniej byłem wobec ciebie uprzejmy?

Poczekał, aż się uśmiechnie, po czym wskazał, by szła pierwsza. Beileag uniosła spódnicę i skinęła głową. Gdy szli przez wioskę, poczuli się trochę swobodniej.

Hamilton, jak to miał w zwyczaju, szybko przestał analizować swoje emocje. Owszem, Beileag obserwowała go nieco uważniej niż zwykle, ale to jeszcze nic nie znaczyło. Była go ciekawa, tak samo, jak on był ciekaw jej. Teraz bez trudu dotrzymywała mu kroku. Nic dziwnego, była od niego nieco wyższa. Była też smukła i długowłosa. Słońce mieniło się w jej złotobrązowych lokach. Podobała mu się.

Co z nim było nie tak? Dlaczego w ogóle myślał o Beileag i jej wyglądzie? To nie tak, że go pociągała, bo różnili się jak ogień i woda. Była cicha, łagodna. Nawet nie wiedział, co lubiła albo czym się zajmowała poza pomaganiem w wiosce, choć znali się od dziecka.

Beileag nie była jak Murdag, o której wszyscy wiedzieli, że uwielbia konie. Dlaczego je nagle porównywał? Powinien dać sobie z tym spokój.

Murdag i Seoc odeszli już na tyle daleko, że nawet nie był w stanie podsłuchać, o czym rozmawiają.

– Jesteś pewien, że chcesz, bym z wami szła? – zapytała ponownie Beileag.

Spojrzał w jej stronę. Patrzyła mu prosto w oczy, jakby go oceniając. Czy zawsze patrzyła na niego tak badawczo? Przez kilka chwil czuł się, jakby go na czymś przyłapała, ale po chwili się otrząsnął.

Zapewne to tylko kwestia sposobu, w jaki słońce pada na jej twarz, rozświetlając włosy i oczy.

– Oczywiście, że tego chcemy. – Odchrząknął. – Nie lubisz łowić ryb?

– Wygląda na to, że coś zajmuje twoje myśli.

Miała rację.

– Zastanawiałem się, czy cokolwiek złowimy.

Beileag burknęła w odpowiedzi. W jej milczeniu było coś uspokajającego, zwłaszcza w porównaniu z rozgadaną Murdag, która teraz wdzięczyła się do Seoca.

– Nie jest łatwo, gdy cię ignorują, prawda? – spytała.

Przystanął i spojrzał na nią. Miała nieco zaczerwienione policzki. Czy podsłuchiwała, gdy rozmawiał z Murdag? Nieważne, nie mówili o niczym ważnym ani wstydliwym. Zresztą Beileag i tak nikomu nic by nie powtórzyła, nie była plotkarą.

Jeszcze mocniej zacisnęła dłonie i bardziej się zaczerwieniła. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.

Bardzo chciał ją pocieszyć, ale wówczas musiałby opowiedzieć, jak Murdag go ignoruje i zdradzić powody, dla których próbował z nią flirtować. Nie był na to gotowy, a może brakło mu odwagi.

– Przepraszam – wyszeptała Beileag, po czym podciągnęła spódnicę i rzuciła się do ucieczki.

Rozdział trzeci

Beileag próbowała uciec, ale silna dłoń przytrzymała jej ramię, więc obróciła się w miejscu i wpadła na pierś Hamiltona, który objął ją w talii. Jej serce zabiło mocniej. Było coś szczególnego w dotyku Hamiltona. Jedna z jego dłoni spoczywała na dole jej pleców, a drugą nadal trzymała ją za ramię. Pachniał rześkim powietrzem i sianem. Gdy ją złapał, jej ramię uderzyło w jego mostek, ale nie zareagował, zupełnie jakby tego nawet nie zauważył. Poczuła się, chyba po raz pierwszy w życiu, krucha i drobna.

– Hej, wszystko w porządku? – spytał.

Spodziewała się, że będzie zirytowany albo zły, tymczasem w jego brązowych oczach dostrzegła jedynie troskę. – Nie zrobiłem ci krzywdy, prawda? – spytał i przesunął dłonią po jej ramieniu, po czym opuścił ręce.

– A ja tobie? – Przyłożyła palec do jego mostka.

Zmarszczył brwi i cofnął się.

– Przepraszam, straciłam równowagę. A teraz jeszcze szturchnęłam cię w to bolące miejsce.

– Bolące? – Jeszcze bardziej zmarszczył brwi, po czym przyjrzał się swojej klatce piersiowej. Nie wyglądał na rozgniewanego, raczej na zdziwionego. Może jej wcześniejszą zawoalowaną sugestią, że Murdag ignoruje jego zaloty? Według niej wpadła mu w oko, ale co jeśli tylko coś sobie ubzdurała, bo sama marzyła o rodzinie?

Zrobiło jej się wstyd. Przecież Hamilton przyjaźnił się z Murdag, a zawsze spędzał czas w otoczeniu przyjaciół. Lubił żartować, tymczasem ona nadała jego rozmowie z Murdag głębsze znaczenie. Poczuła, że się czerwieni. Najchętniej uciekłaby jak najdalej stąd, ale najpierw powinna przeprosić.

– Nic ci się nie stało?

Pokręcił głową i znowu na nią spojrzał.

– Nic mi się nie stało.

– Na pewno nie masz siniaków? – dopytała, bo Hamilton wciąż marszczył brwi.

Uniósł kącik ust.

Uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w życiu jakiś mężczyzna trzymał ją w ramionach. Może i trwało to krótko, ale i tak ją poruszyło. Wiele razy widziała, jak Hamilton się uśmiecha albo zagadkowo na kogoś patrzy, ale teraz na widok jego uśmiechu serce zabiło jej szybciej.

Chyba się tego domyślił, bo zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów.

– Na pewno nie mam siniaków… – powiedział takim tonem, jakby zadawał pytanie.

– To dobrze – odparła niepewnie.

Wzmógł się wiatr, który potargał jego brązowe włosy i odsłonił uszy. Dlaczego nagle skupiła się na takim szczególe? Czemu nagle tak bardzo interesowała się Hamiltonem?

Nie, nie nagle…

Hamilton od zawsze przyciągał jej uwagę. Kiedy była dzieckiem, uważała jego wybryki za odważne i bardzo zabawne. Gdy dorosła, on bardzo wyprzystojniał. Miał w sobie tyle uroku, że ludzie odruchowo do niego lgnęli.

Uwielbiał być w centrum zainteresowania, ale to nie dlatego go obserwowała.

Zazwyczaj uśmiech nie schodził mu z twarzy i na pozór niczym się nie przejmował, co ją intrygowało bardziej niż jego urok i uroda.

Czasami żałowała, że nie jest do niego podobna. Nie dlatego, że pragnęła uwagi, bo tej dostawała aż nadto od matki, po prostu chciałaby poczuć mocniejszą więź ze wspólnotą.

Sęk w tym, że za każdym razem, gdy zamierzała wziąć udział w jakimś psikusie albo założyć się o coś z przyjaciółmi, wpadała w panikę.

Nie dlatego, że była zbyt niezdarna czy za wysoka. Po prostu odnosiła wrażenie, jakby wszyscy poza nią wiedzieli, co robić i jak się zachować. Nie zawsze też rozumiała, co ich bawi. Mimo to starała się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, przynajmniej dopóki pokusa ucieczki do spokojnego lasu nie okazała się zbyt silna. Ci ludzie byli jej klanem, rodziną, jej przyjaciółmi, ale czasem wątpiła, czy łączy ją z nimi prawdziwie silna więź.

Wiedziała, że nie jest taka jak inni, jednak zazwyczaj jej to nie przeszkadzało. Wyjątkami były sytuacje takie jak ta, gdy czuła się nieswojo i zupełnie nie wiedziała, jak się zachować.

Wpatrywała się w Hamiltona, a on odwzajemniał jej spojrzenie. Nikt nigdy tak długo jej się nie przypatrywał. Czuła się… zbyt intensywnie dostrzegana.

– Beileag – powiedział.

– Hamilton…

Odchrząknął, ale nie powiedział nic więcej.

– Ja…

– Próbowałaś uciec.

– Zatrzymałeś mnie.

– Tak. Pomyślałem, że może…

Zza drzew dobiegł ich plusk wody i śmiechy. Hamilton obrócił się w tamtą stronę, a kiedy ponownie zwrócił się do Beileag, miał już zupełnie inną minę.

– Może powinniśmy do nich dołączyć, zanim przepędzą wszystkie ryby?

Cokolwiek ich połączyło, zniknęło. A może wcale tego nie było, tylko sobie to wyobraziła?

– Chyba tak – zgodziła się.

Szybko przeszli przez zagajnik i dostrzegli Seoca, który wymachiwał nad głową gałęzią. Murdag krzyczała i rozglądała się w poszukiwaniu jakiejś broni.

Hamilton zatrzymał się tak nagle, że Beileag prawie na niego wpadła. Szybko się otrząsnął i roześmiał.

– Znam tę grę. Będę cię chronił, Murdag!

Złapał wielką gałąź i pobiegł do brzegu.

– Nie waż się, Hamilton – zawołała Murdag. – On jest mój!

Beileag obserwowała, jak trójka jej przyjaciół rozpoczyna grę, którą tak lubili, kiedy byli dziećmi. Gałęzie latały w powietrzu, stopy skakały po skałach i czasem, w akompaniamencie okrzyków, ześlizgiwały się do wody.

Gdzieś w głębi serca rozumiała, że to już wcale nie była beztroska dziecięca zabawa. Wszyscy zdążyli się przekonać, że życie to nie bajka.

Seoc, łagodny olbrzym, miał na piersi bliznę po ranie, przez którą prawie stracił życie w bitwie pod Dunbar. Czasami jej dotykał i sprawiał wtedy wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiał. Beileag martwiła się, że w takich momentach przypomina mu się ból, jakiego wówczas doświadczył.

Czy rana naprawdę nadal go bolała, ale po prostu nie dawał tego po sobie poznać? A może nawiedzały go mroczne wspomnienia? Seoc nie był już taki beztroski jak kiedyś.

Hamilton też nie.

Beileag spojrzała za siebie, w stronę przyzywającego ją lasu. W jej sekretnym miejscu, pod spróchniałym zwalonym pniem, spoczywała jej skrzynia z narzędziami i owinięte w stary materiał, wyrzeźbione z kawałków drewna figurki. Niektóre były już gotowe, inne nadal potrzebowały dopracowania.

Powinna już iść…

Odwróciła się plecami do przyjaciół.

Co dziwne, towarzystwo Hamiltona wydawało jej się równie kuszące, jak powrót do drewnianych figurek. Czy to dlatego, że się zmienił?

Nadal był bardziej beztroski niż Beileag, miał zarumienione policzki, a brązowe włosy wirowały wokół głowy. Jednak widać było, że teraz jego mięśnie wiedzą, jak prowadzić prawdziwą walkę. Uśmiechał się i krzyczał radośnie, ale wszystko w jego wyglądzie i zachowaniu, począwszy od szerokich ramion i mocnych ud, aż po sposób, w jaki robił uniki, wskazywało, że niedawno wrócił z wojny.

Dobrze im zrobiła ta zabawa z dzieciństwa. Potrzebowali tego.

Nadszedł czas, by Beileag odeszła.

Murdag machnęła gałęzią i wpadła do wody. Robili tyle hałasu, aż dziwne, że nikt do nich nie dołączył ani nie próbował ich powstrzymać.

Hamilton znalazł się teraz między Murdag i Seockiem, który najwyraźniej uznał, że to Hamilton jest większym zagrożeniem. Ale kiedy skupił się na nim, Murdag przemknęła obok i klepnęła go w plecy.

Seoc skłonił się z gracją, a Hamilton, ze zwycięskim uśmiechem na ustach, objął Murdag.

Zmarszczyła brwi, odtrąciła ramię Hamiltona, odrzuciła gałąź i zaczęła coś mówić. Beileag nie słyszała słów, ale gdy Murdag umilkła, Seoc wzruszył ramionami, a Hamilton przestał się uśmiechać. Mina zrzedła mu jeszcze bardziej, gdy Murdag ruszyła w stronę Beileag.

Beileag nie wiedziała, co ma znaczyć mina Hamiltona, ale i on wyglądał na zdezorientowanego. Odwrócił wzrok od Murdag i znów stanął twarzą w twarz z przyjacielem, który coś mu tłumaczył.

Murdag zatrzymała się obok Beileag i sapnęła, wyraźnie poirytowana.

– Od tygodnia się tak zachowuje!

Beileag nie bardzo wiedziała, o co chodzi, i nie była pewna, czy chce wiedzieć. Kiedy Hamilton objął Murdag, poczuła dziwne ukłucie w sercu. Nadal pamiętała, jak się czuła, kiedy to ją obejmował.

Jednak Murdag przytulił z rozmysłem, a w jej przypadku po prostu zareagował odruchowo na to, że straciła równowagę.

Co z nią dzisiaj było nie tak?

– O kim mówisz? – zapytała.

– Czy Hamilton chodzi za tobą?

Nie licząc tego dziwnego momentu przy stodole, prawie go nie widywała.

– A powinien? – odpowiedziała pytaniem.

Murdag się uśmiechnęła.

– Beileag. Jak ja uwielbiam, że ciebie to w ogóle nie obchodzi.

Hamilton i Seoc zdawali się pogrążeni w przyjacielskiej rozmowie, ale w postawie Hamiltona widać było od kilku chwil napięcie. Był wobec Murdag przyjacielski i opiekuńczy, ale rzeczywiście dotykał jej nieco za często. Czy Beileag dobrze przypuszczała, że nagle zaczęło mu bardzo zależeć na zdobyciu przychylności Murdag?

Czy zatem przyjaciółka nieumyślnie zraniła Hamiltona, studząc jego zapędy?

– Co powinno mnie obchodzić?

– No jak myślisz, co on robi? Bez przerwy na niego wpadam.

Chyba mu się podobasz, pomyślała Beileag.

Oczywiście nie powiedziała tego na głos. Po pierwsze, jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić związku Hamiltona i Murdag. Przyjaźnili się przez całe życie, oboje byli tacy sami. Cenili sobie wolność, lubili żartować i płatać figle. Może niektórym wydawało się, że do siebie pasują, ale Beileag odnosiła inne wrażenie.

Chociaż… może była stronnicza. W końcu o Annę zabiegał Camron, więc dlaczego Murdag nie miałaby zostać żoną Hamiltona? Te rozmyślania były dla niej torturą. Może tak bardzo pragnęła założyć rodzinę, że doszukiwała się czegoś więcej w zwykłej przyjaźni.

– Pewnie czuje się samotny – szepnęła Beileag, po czym odchrząknęła, trochę zakłopotana. – Jego brat i Anna wyjechali, więc zostaliśmy mu ty, ja i Seoc.

– Był z Seockiem cały czas na patrolu. A ty zawsze znikasz, zajmując się tym, o czym nie wolno nam rozmawiać…

Tylko Murdag i Anna wiedziały, że Beileag rzeźbi. Chciała, żeby tak zostało.

– No więc może liczyć głównie na twoje towarzystwo.

– Jednak coś jest nie tak. – Murdag zmarszczyła nos.

Beileag też odnosiła takie wrażenie. Rozważania na temat Murdag i Hamiltona dziwnie ją zasmucały. Była zazdrosna? Od zawsze wiedziała, że wolałaby Hamiltona od każdego innego mężczyzny z klanu.

Skoro jednak do tej pory nie wpadła nikomu w oko, to teraz już tym bardziej nie miała na to szans. Mimo ciągłych przytyków matki, Beileag miała poczucie własnej wartości.

Natomiast Murdag prawdopodobnie zapomniała o pewnym istotnym fakcie.

– Widział cię w tej prześwitującej sukni podczas ostatniej uczty.

– Dlaczego nikt mnie nie odciągnął od tego głazu?

– Próbowaliśmy, ale kiedy zamachnęłaś się na nas kielichem, doszliśmy do wniosku, że lepiej dać ci spokój.

– Tak? – Murdag szturchnęła Beileag w ramię. – Połowa klanu się ze mną założyła o to, kto wypije więcej piwa.

– A druga połowa wymiotowała w lesie.

Murdag się skrzywiła.

– Przepraszam za to.

Murdag była naprawdę dobrą przyjaciółką. Może jeszcze przekona się do Hamiltona?

– Chyba mu się podobasz.

– Oby nie! – Murdag oparła dłonie na biodrach. – Niby kiedy to odkrył? Dopiero co wrócili ze zwiadów. Nic z tego nie będzie, ale na wszelki wypadek dam mu czas, żeby się otrząsnął. Zobaczymy się później?

– A co innego mam do roboty?

Murdag zmarszczyła brwi.

– Dobrze się czujesz?

Beileag spróbowała się uśmiechnąć.

– Oczywiście. Lepiej już idź.

Murdag poklepała ją po ramieniu i odeszła. Hamilton, nadal słuchając Seoca, obejrzał się przez ramię. Na widok odchodzącej Murdag spochmurniał i ponownie odwrócił się do przyjaciela.

Odkąd tylko Beileag poznała Murdag, wiedziała, że przyjaciółka pragnie być wolna. Czy to dlatego, że starsza siostra Murdag, Anna, zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie? A może po prostu Murdag potrzebowała dużo przestrzeni i swobody? Tak czy inaczej, gdyby Hamilton zaczął rzeczywiście zabiegać o jej względy, raczej nie odniósłby sukcesu.

Seoc spojrzał w jej stronę i pomachał. Odwzajemniła gest, po czym odwróciła się i poszła w dół krętej rzeki. Murdag już gdzieś zniknęła, a Seoc i Hamilton szli za nią. Czuła się jak wtedy, gdy po raz pierwszy przyłożyła ostrze do kawałka drewna. Oczekiwanie mieszało się z lękiem.

Hamilton zatrzymał się tuż przed nią.

– Beileag, masz chwilę? – zapytał.

Chciała zaprzeczyć, ale nie mogła wymyślić żadnej wymówki.

– Oczywiście. – Splotła dłonie.