Oskarżony. Tom 2 - Darcy Trigovise - ebook
BESTSELLER

Oskarżony. Tom 2 ebook

Trigovise Darcy

4,6

Opis

KONTYNUACJA BESTSELLERA "INNY"!

Napięcie kumulowane przez lata w końcu musi znaleźć ujście... 

 

Emma zawsze była zbyt charakterna, co niejednokrotnie zostało jej wytknięte. Teraz ma jednak inne zmartwienia i ostatnie, czego potrzebuje, to kolejny mężczyzna sprawujący kontrolę nad jej już wystarczająco skomplikowanym życiem.

 

Poczucie winy, które nosi w sobie Zack, sprawia, że od lat trzyma się z daleka od jedynej kobiety, której pragnie. W końcu zwyciężają obsesyjna potrzeba zapewnienia Emmie bezpieczeństwa i uczucia, które tak długo od siebie odpychał. Mężczyzna poddaje się i chce zawalczyć o szczęście, które od dawna przecieka mu przez palce. 

 

Niestety przeszłość upomni się o nich w najgorszym momencie, a po walce, którą przyjdzie im stoczyć, nic nie będzie już takie samo... 

 

Jeszcze więcej zwrotów akcji, bolesnych sekretów, ciętego humoru i namiętności rozpalającej wszystkie zmysły. Przekonaj się, czy można zwyciężyć w grze, o której istnieniu nie masz pojęcia...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 420

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (378 ocen)
275
79
16
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wissienka

Dobrze spędzony czas

dobrze spędzony czas, autorka na swój styl i bardzo dobrze balansuje między romansem a sensacją.
20
OPawlak

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam wszystkie książki tej autorki! I ta mnie nie zawiodła! Polecam. Książka trzyma w napięciu i jest w niej masa emocji.
10
Sylwiajabl

Całkiem niezła

za długi wstęp, nie do końca odpowiada mi postać głównego bohatera. ciekawa postać Sergieja.
10
nutelka33

Nie oderwiesz się od lektury

To już drugi tom fenomenalnego romansu mafijnego 🔥🔥🔥 Za chwilę sięgam po III tom i nie mogę się doczekać kiedy usiądę na spokojnie zagłębiając się w lekturę. Coś fantastycznego!!!! Jakie emocje, wooow
00
Ewelayne

Nie oderwiesz się od lektury

No sztosik😁coraz ciekawiej się robi nie spodziewałam się takiego zakończenia kolejna część zapowiada się interesująca więc już się za nią zabieram bo jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy
00

Popularność




Copyright © by Darcy Trigovise, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta: Magdalena Zięba-Stępnik

Zdjęcia na okładce: © by NeonShot i © by Dean Drobot/Shutterstock

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-035-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog Emma

Rozdział 1 Emma

Rozdział 2 Zack

Rozdział 3 Emma

Rozdział 4 Zack

Rozdział 5 Emma

Rozdział 6 Emma

Rozdział 7 On

Rozdział 8 Zack

Rozdział 9 Zack

Rozdział 10 Zack

Rozdział 11 Emma

Rozdział 12 Emma

Rozdział 13 Emma

Rozdział 14 Emma

Rozdział 15 Zack

Rozdział 16 Emma

Rozdział 17 Emma

Rozdział 18 Zack

Rozdział 19 Emma

Rozdział 20 Zack

Rozdział 21 Emma

Rozdział 22 Emma

Rozdział 23 Zack

Rozdział 24 Emma

Rozdział 25 Zack

Rozdział 26 Zack

Rozdział 27 Emma

Rozdział 28 Zack

Rozdział 29 Emma

Rozdział 30 Emma

Rozdział 31 Emma

Rozdział 32 Emma

Rozdział 33 Emma

Rozdział 34 Zack

Rozdział 35 Zack

Rozdział 36 Emma

Rozdział 37 Zack

Rozdział 38 Emma

Rozdział 39 Emma

Rozdział 40 Zack

Rozdział 41 Emma

Rozdział 42 Emma

Rozdział 43 Zack

Rozdział 44 Emma

Epilog Emma

PODZIĘKOWANIA

Playlista

Dla wszystkich moichczytelników!Długo kazałam Wam czekać na tęhistorię…Mam nadzieję, że było warto! ;)

Prolog Emma

Stojąc ze spuszczoną głową, zaciskam usta i wpatruję się w podłogę. Staram się przypomnieć sobie słowa Lloyda, które powtarzał tak wiele razy, ucząc mnie swoich przekonań i tłumacząc, dlaczego czasami musimy godzić się z tym, co przynosi życie.

Jest dla mnie jednocześnie jak ojciec i starszy brat, więc chłonęłam wszystko, co mówił, odmawiając cichą modlitwę, bym nigdy nie znalazła się w żadnej z tych sytuacji, na które mnie przygotowywał.

Jak widać, modliłam się zamało…

– Powiedziałem: spójrz na mnie. – Jest wściekły i wiem, że niewiele brakuje, aby stracił nad sobą kontrolę. – Emma, nie chcesz, żebym się podniósł.

Powoli unoszę wzrok i patrzę na niego. Jego oczy wypalają dziurę w mojej twarzy, kiedy siedzi wygodnie w skórzanym fotelu, popijając whisky.

– Po co próbowałaś wyjść z pokoju? Gdzie się wybierałaś? – warczy, zaciskając palce na szkle. – Ile razy musimy przechodzić przez to samo? Czy nie wyrażam się dostatecznie jasno? A może jestem dla ciebie za dobry?! – Ostatnie słowa krzyczy, pochylając się w moją stronę.

Potrząsam głową, patrząc na niego z obojętną miną, ale w środku napinam każdy możliwy mięsień.

Nigdy nie okazuj strachu, Emma. Cokolwiek się dzieje, nie daj po sobie poznać, że ma to na ciebiewpływ.

I nie okazuję, chociaż po ostatnich dwóch tygodniach właśnie na to mam ochotę. Odpuścić i pozwolić sobie wreszcie upaść, chociaż na chwilę. Na jedną krótkąchwilę…

– Chcesz, żebym ich wszystkich rozstrzelał? Gdybyś wyszła, istnieje duże prawdopodobieństwo, że któryś z moich pracowników próbowałby cię złapać. – Ponownie opiera się wygodnie, spoglądając na mnie z uniesioną brwią, w oczekiwaniu na odpowiedź, której nie otrzyma. – Jeśliby cię dotknęli, to wiesz, co ich czeka, prawda, ptaszyno?

Mój żołądek się buntuje, gdy słyszę to słówko wypadające z jegoust.

Zaciskam zęby i kiwam głową, tym razem zaszczycając go odpowiedzią. Taka musi muwystarczyć.

Wybieraj rzeczy, o które warto walczyć. Czasami po prostu lepiej odpuścić, Em. Nie wszystko jest warte ceny, którą nieraz trzebazapłacić.

– Zatem jeśli nie chcesz, by to się stało, to dlaczego wciąż próbujesz mi się sprzeciwiać? Czy ponownie musimy odbyć rozmowę na temat TEGO. – Z obrzydzeniem wskazuje na mój duży brzuch, teatralnie się przy tym krzywiąc.

Zawsze tak mówi o moim dziecku – jakby było rzeczą, której jak najszybciej trzeba się pozbyć.

– Nie – charczę, mimowolnie robiąc krok do tyłu, co jest w tym momencie silniejsze ode mnie.

– Nie? – Przekrzywia głowę, jakby się nad czymś zastanawiał. – Czy aby na pewno? Ponieważ zauważyłem, że mimo złożonej obietnicy lubisz ze mną pogrywać. – Wzdycha ciężko i powoli odkłada szklankę na blat, podnosząc się.

To właśnie te chwile są najgorsze. Ta niewiedza, bezradność, oczekiwanie. Po tych kilkunastu dniach powinnam znać go na tyle, żeby przewidzieć kolejny ruch. Powinnam przynajmniej częściowo wiedzieć, czego mogę się spodziewać, kiedy już do mnie podejdzie.

Ale nie z nim. Nie z mężczyzną, który uważa, że mnie kocha.

Podchodzi do mnie bez pośpiechu, jakby miał do dyspozycji cały czas świata, zrelaksowany i z lekkim uśmiechem.

Na początku myślałam, że ten wyraz jego twarzy nie może oznaczać nic złego. Jak to możliwe, że człowiek, który się uśmiecha, potrafi w ciągu nanosekundy zacząć pałaćwściekłością?

Szybko dostrzegam swój błąd. Jego uśmiech nie znika nawet w momencie, gdy mocno zaciska na moim gardle swoją silną dłoń. Dopiero po kilku sekundach wpatrywania się w moje oczy – nie zwracając uwagi na paznokcie, które zaciskam na jego przedramieniu – przestaje się uśmiechać.

– Ja też ci złożyłem obietnicę, ptaszyno. Pamiętaj tylko, że to działa w dwie strony. Jak myślisz, kto ma więcej do stracenia?

Zabiera dłoń, więc automatycznie puszczam jego rękę i łapczywie łapięoddech.

Poprawia rękaw koszuli, którą pogniotłam, powoli i spokojnie, jakby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Ja w tym czasie próbuję nabrać w płuca brakujące powietrze, kaszląc idysząc.

– Widzisz? Widzisz, do czego mnie doprowadzasz? – pyta skruszony, ponownie się do mnie zbliżając. – Nie możesz tak robić, Emi. Tyle razy cię prosiłem, żebyś nie doprowadzała mnie do ostateczności. Mam później ogromne wyrzuty sumienia – stwierdza i wiem, że jest całkowicie poważny. On naprawdę uważa, że to, iż mnie krzywdzi, to moja wina i że to wszystko z miłości do mnie. – Chodź tutaj i się przytul. – Rozkłada szeroko ramiona w geście oczekiwania. – Na dzisiaj już dosyć tych kłótni. Później mam problemy z zasypianiem.

Kiwam głową i podchodzę do niego, wciąż starając się przywrócić normalny oddech. Mocno mnie obejmuje i chociaż przeszkadza w tym mój ciążowy brzuch, on nie zwraca na niego uwagi, czule głaszcząc mnie po plecach.

– Nie możesz być taka niegrzeczna, bo to mnie doprowadza do szału. Nie rób nam tego, ptaszyno, proszę cię. Postaraj się być posłuszna, chociaż przez chwilę. Wiesz, jak mocno cię kocham. I wiesz również, że wszystko to robię z miłości do ciebie.

Wdycham jego zapach, który drażni moje nozdrza, i pozwalam mu na tę paplaninę. Przytakuję w momentach, które tego wymagają, aby znów nie ogarnęło go szaleństwo. To jego oblicze jest jeszcze do zniesienia, chociaż obu nienawidzę równie mocno.

– No dobrze, już dobrze. – Wplata palce w moje włosy na karku i odchyla mi głowę tak, abym patrzyła mu prosto w oczy. – Teraz coś zjemy, a później poprzytulamy się na kanapie. Jak będziesz grzeczna, to może pójdziemy na jakiś spacer? – Przytakuję w odpowiedzi, zmuszając się do uśmiechu. – Powiedz mi tylko to, co tak bardzo uwielbiam słyszeć, a potem możemy iść. – Szeroko się do mnie uśmiecha, a jego oczy skrzą się radością jak dziecku, które ma za chwilę otrzymać wymarzony prezent.

Mówią, że matka dla swojego dziecka jest w stanie zrobić wszystko, dosłownie. Że nie ma rzeczy, które pokonałyby matczyną miłość i siłę – nie ma rzeczy niemożliwych, do których rodzicielka nie byłaby w stanie się zmusić.

To, co właśnie chce ode mnie usłyszeć, jest jedną z najgorszych tortur, które muszę przy nim znosić. Za każdym razem, gdy wypowiadam te słowa, czuję się tak, jakby zabierał cząstkę mnie, której już nigdy nie odzyskam.

Staram się długo o tym nie rozmyślać. Mdłości, które mnie ogarniają, odchodzą, gdy obejmuję swój brzuch i czuję uderzenie maleńkiej stópki albo rączki. Ta mała istotka jest lekiem na całe zło, które mnie otacza.

– Kocham cię. Jestem twoja, nazawsze.

Nie ma rzeczy, której nie zrobię dla mojegodziecka…

Rozdział 1 Emma

Trzy miesiącewcześniej…

Yungblud ft. Dan Reynolds – Original me

– Panienko Gelbero, musimy wychodzić. Brat panienki już nas pewnie oczekuje. – Parskam śmiechem, słysząc Raymonda i jego oficjalny ton. Za każdym razem bawi mnie to równie mocno.

Nieważne, ile razy powtórzyłam mu, aby przestał się tak do mnie zwracać – ten starszy mężczyzna nie słucha, całkowicie mnie ignorując.

Ray jest emerytowanym wojskowym, który obecnie ma etat mojej niańki. Nie wiem, skąd Lloyd go wziął, ale kiedy powiedziałam, że nie zgadzam się na żadnego ochroniarza poniżej pięćdziesiątki, zjawił się on – siwowłosy, bystry, z twardymi zasadami. Doskonale zrozumiałam przy nim powiedzenie, że wiek to tylko liczba. Jestem pewna, że w konkurencjach wymagających sprawności fizycznej pokonałby moich znajomych ze studiów. Ciągle skupiony, z wysoko uniesioną głową i marsową miną. Tylko jego oczy czasami zdradzają, jak się czuje – dla mnie jest to wystarczające.

Szczęście jednak nie trwało długo, ponieważ braciszek oznajmił mi, że Raymond nie będzie moją jedyną ochroną – nie działały prośby i groźby. Dzisiaj mam poznać faceta, który przejmie większość zmian Raya – będą się wymieniać tylko wtedy, gdy nowy będzie potrzebował dnia wolnego. Mój obecny ochroniarz od tej pory ma się zająć przede wszystkim ochroną domu Lloyda.

– Pięć minut i będę gotowa! – wołam przez zamknięte drzwi sypialni i ponownie spoglądam w lustro.

Patrząc na swoje odbicie, uświadamiam sobie, że mój czas się nieubłaganie kończy. Czasami dopadają mnie olbrzymie wyrzuty sumienia… Można by pomyśleć, że wstydzę się własnego dziecka, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jestem w prawie piątym miesiącu ciąży, a oprócz mojej ginekolog i Larissy nikt o tym nie wie?

Wciąż jestem zaskoczona, że umknęło to mojej mamie. Może dlatego, że ostatnimi czasy unikam spotkań z nią, obawiając się, że zauważy zmiany, jakie przechodzi moje ciało.

Wzdycham ciężko i podchodzę do szafy, aby poszukać kolejnej luźnej bluzki, która zakryje sporej wielkości ciążowy brzuszek. Kupiłam ubrania o kilka rozmiarów za duże – żeby go dobrze maskować, ale jestem świadoma, że zbliża się moja godzina zero… Z każdym dniem coraz bardziej żałuję, że nie byłam od początku szczera ze wszystkimi. Nie chodzi tu nawet o fakt, że ciągle muszę uważać, ale o to, jak bardzo zrani ich informacja, że tyle czasu to ukrywałam.

Postąpiłam głupio i niedojrzale, ale miałam swoje powody. Chciałam odczekać te kilka miesięcy, przede wszystkim po to, aby mieć pewność, że Colin zniknął z mojego życia raz na zawsze. Niepotrzebne są mi w tej chwili dramaty, na czele z jego głową roztrzaskaną o pierwszą ścianę, jaką Lloyd będzie miał pod ręką. Bezpieczniej było dać mu czas, aby wyjechał z kraju, tak jak zapowiedział.

I zrobił to – trzy tygodnie temu przekroczył granicę, zmierzając samochodem w niewiadomym mi kierunku. Nie żeby mnie to obchodziło – zapłaciłam detektywowi tylko za informację o jego wyjeździe. Rozdział mojego życia, w którym odgrywał główną rolę, został zamknięty, gdy z jego ust wypłynęła propozycja, abym usunęła tę ciążę. Jednocześnie sugerował, że dziecko może nie być jego.

Frajer.

– Panienko!

– Idę, już idę. – Ostatni raz spoglądam na siebie, upewniając się, że wszystko jest jak należy, zanim pospiesznie wychodzę z pokoju. – No i dlaczego się tak pieklisz? Lloyd wie, że czasami się spóźniam, więc pewnie podał wcześniejszą godzinę. – Śmieję się, łapiąc z wieszaka jesienny płaszcz, i kieruję się do wyjścia.

– Ze mną się panienka nigdy niespóźnia.

– Och, Ray. Nigdy nie mów nigdy, bo to tak, jakbyś rzucał mi wyzwanie. – Chichoczę, patrząc na niego uważnie, ale oczywiście jego mina pozostaje bez zmian.

– Największe wyzwanie już panienka sobie sama rzuciła, prawda? – Unosi minimalnie brew, zerkając na mnie znacząco, kiedy zszokowana otwieram usta i zatrzymuję się w pół kroku.

– Ray… – urywam i ciężko przełykam ślinę, patrząc na niego błagalnie.

Od początku wiedziałam, że jest bystrym mężczyzną, ale nie spodziewałam się, że wie o mojej tajemnicy. Zawsze byłamostrożna…

– Proszę spokojnie oddychać, bo to nie pomaga dziecku. Ma panienka moje słowo, że nikt się ode mnie o tym nie dowie, jednak sądzę, że czas działa na panienki niekorzyść i już chyba pora, aby wujek się dowiedział, że takowym zostanie?

Kiwam głową i zawstydzona opuszczam wzrok.

Lloyd będzie takiwściekły…

***

– Em! – Lari staje w drzwiach z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy tylko wysiadam z samochodu.

– Doigrasz się, zobaczysz!

Śmieję się, widząc, jak mój brat biegnie korytarzem, a po chwili łapie ją za ramię, ciągnąc z powrotem do ciepłego pomieszczenia.

– Ta kobieta doprowadza mnie do cholernego szału – warczy wściekły, pocierając jej nagie ramiona. – Larissa!

– Tak, tak, osłabiona odporność, nie wychodź przed dom nieubrana, jak pada deszcz to nawet nie patrz w stronę okna, jak ktoś kaszle, to nawet nie myśl o tej osobie. – Dziewczyna przewraca oczami, naśladując jego głos i ignorując wkurzone spojrzenie, które właśnie jej posyła.

Parskam śmiechem, gdy obserwuję, jak Lloyd szepcze jej coś do ucha, na co ona najpierw sztywnieje, a później robi się czerwona na twarzy. Chichocze i odsuwa się od niego, wyraźnie zawstydzona.

– Lepiej zrobię coś do picia. – Lara szybko zmienia temat i kieruje się do kuchni. – Ray, czego się napijesz?

– Dziękuję, nie trzeba. Zrobię obchód wokół domu. Proszę mnie powiadomić, gdy pojawi się mój zastępca.

– Może się nie pojawi – rzucam z nadzieją, kiedy Raymond wychodzi. Podążam za domownikami i zajmuję miejsce przy stole. – Lloyd, odpuść chociaż raz. – Patrzę prosząco na brata, który niewzruszony moimi słowami obserwuje krzątaninę Larissy.

– Wiesz, że tego nie zrobi. – Lari spogląda na mnie, posyłając mi pocieszający uśmiech. – Będziesz zadowolona, Em. Poznałam Bruce’a i mimo pierwszego nieporozumienia, jakie między nami wynikło, naprawdę go polubiłam. Jest zabawny. – Stawia przede mną kubek z herbatą, po czym pochyla się i szepcze konspiracyjnie: – I przystojny.

– Słyszałem to! – Lloyd mruży oczy i robi krok w naszą stronę, ale w tym samym momencie rozlega się dzwonek do drzwi. – Masz szczęście, przynajmniej na chwilę. Później sobie o tym porozmawiamy – grozi Larissie, ale brzmi to bardziej jak obietnica. I chyba tym jest, ponieważ dziewczyna posyła mu w odpowiedzi wyzywający uśmieszek.

– Jak go dobrze nie podejdę, to ciągle mnie traktuje, jakbym była ze szkła – mówi, gdy tylko Lloyd opuszcza pomieszczenie. – Muszę wykorzystywać takie okazje. Od wypadku minęły już dwa miesiące. Mógłby odrobinęodpuścić.

– Rozumiem. – Śmieję się, ale wiem, że ma rację. Z tą opiekuńczością mój brat naprawdęprzesadza.

– Po obiedzie mam wizytę u lekarza. Wczoraj robiłam wszystkie badania, więc powinny być też wyniki. Mam nadzieję, że w końcu się trochę uspokoi, jeśli wszystko wyjdzie dobrze. – Lara wzdycha, a ja uśmiecham się do niej ze zrozumieniem. Po chwili obie spoglądamy w stronękorytarza.

Słyszę zamykanie drzwi wejściowych, a potem ciężkie kroki, które zbliżają się do kuchni. Lloyd wchodzi pierwszy, a zaraz za nim pojawia się wysoki, postawny mężczyzna około trzydziestki, którego wzrok od razu ląduje na mnie. Gość wręcz przeszywa mnie swoim intensywnym spojrzeniem.

Patrzę hardo na faceta, który ma się stać częścią mojego życia. Nie zamierzam mu tego ułatwiać. Nagle potrząsa lekko głową i kieruje swoją uwagę na Larissę, która uśmiecha się chytrze.

– Cześć, laleczko.

– Cześć, Bruce – odpowiada słodko Lara, przywołując w ten sposób niezadowolony pomruk Lloyda.

Tak: cześć, Bruce.

I powodzenia.

***

Zack

Dźwięk budzika sprawia, że podrywam się do pozycji siedzącej, nagle wyrwany ze snu.

Na chuj ja go dzisiajustawiałem?

Próbuję opanować mdłości, jednocześnie szukając w pomiętej pościeli telefonu i starając się przypomnieć sobie, co, do kurwy, wczoraj robiłem.

Zamiast urządzenia natrafiam na długie, gładkie nogi i… dwie pary cycków, które na pewno nie należą do mnie.

Ja pierdolę, znowu tozrobiłem.

Chociaż wynik mam całkiem niezły – ostatni raz zdarzyło mi się to jakieś pół rokutemu.

– Zack, wyłącz ten budzik, błagam. – Skrzeczący głos roznosi się po pomieszczeniu, a zaraz po nim słyszę pomruk aprobaty drugiej dziewczyny.

Sięgam ręką za zagłówek i na szczęście szybko odnajduję źródło irytującego dźwięku. Przy okazji trafiam na pilot od automatycznych rolet, które uruchamiam, wpuszczając do środka poranne światło.

– Nie, zasłoń…

Ignoruję proszący jęk, zwlekam się z łóżka i idę do przylegającej do pokoju łazienki. Nawet nie zerkam w lustro, dopóki nie opłuczę twarzy zimną wodą. Biorę też kilka łyków, aby zwilżyć skacowane gardło.

I na co ci to było, popaprańcu?

Wzdycham ciężko, analizując wczorajszy wieczór. Przez jedną maleńką rzecz, na którą natknąłem się przypadkiem, wspomnienia uderzyły we mnie jak pieprzone tsunami, całkowicie mnie pochłaniając.

Za każdym razem po takiej akcji obiecuję sobie, że już więcej tego nie zrobię – nie pójdę do klubu, żeby nachlać się do utraty pamięci… I nie wrócę do domu z kolejnymi łatwymi panienkami.

Jak widać, kiedy wciąga mnie otchłań wyrzutów sumienia, złożone przeze mnie obietnice są gówno warte. Sześć miesięcy to całkiem dobry wynik, ale teraz znowu muszę zacząć odliczanie od początku…

Wracam do sypialni i rozglądam się wokół, kompletnierozdrażniony.

Dostrzegam porozrzucane ubrania, co tylko pogłębia ten stan. Jestem pewien, że kiedyś się, kurwa, doigram i w końcu źle się dla mnie skończy taki wypad. Na szczęście w takich momentach Tank ma zazwyczaj na mnie oko i pilnuje, abym wrócił do domu w jednym kawałku – od czasu, kiedy rozjebałem pół jakiegoś baru, a później nawet tego nie pamiętałem.

Kieruję się do kuchni, żeby zaparzyć sobie kawę, ale zamieram w pół kroku, bo nagle dostajęolśnienia.

Godzina! Którą, kurwa, mamygodzinę?!

Zerkam na zegarek, który wisi na ścianie w korytarzu, i klnę, na czym świat stoi. Odwracam się na pięcie i szarżuję z powrotem do pokoju.

– Wstawajcie! I to szybko! Za pięć minut ma was tutaj nie być. – Zrywam kołdrę z nagich ciał, nawet nie zwracając uwagi na ich kształty.

Normalnie pewnie nie zatrzymałbym na takich panienkach wzroku dłużej niż pięć sekund, ale kiedy przeginam z wódką, mój mózg ma wychodne i idzie do krainy jebalandii.

– Chyba sobie z nas żartujesz! – rzuca oburzona brunetka, patrząc na mnie ze złością. – Wczoraj inaczej śpiewałeś.

– Zaraz mogę nawet do tego zagrać, tylko nie wiem, czy moje instrumenty wam się spodobają – warczę wkurwiony, że zabierają mój cenny czas.

Muszę wziąć prysznic i zadzwonić to Tanka, żeby zawiózł mnie do Lloyda. Nie na marne od kilku tygodni męczyłem jego dupę, aby się dowiedzieć, kiedy agencik, pierdolony Bruce, pojawi się, żeby przyssać się do Emmy.

Muszę mu, kurwa, wyłożyć kilkazasad.

– Jesteś zwykłym chamem! Nie jesteśmy dziwkami, abyś z samego rana wystawiał nas za drzwi! – Ruda ujada tak, jakby naprawdę wierzyła w to, co mówi. Przewracam oczami i próbuję powstrzymać śmiech.

Za każdym razem to samo. Jak niby miałbym mieć szacunek do takich dziewczyn? Wyszły ze mną po – zapewne – kilku moich bełkotliwych słowach. Jeśli miały szczęście, to postawiłem im wcześniejdrinka.

A może Tank to zrobił, żebym w końcu pojechał do domu, zanim będzie musiał mnie wynosić?

– Rzeczywiście, macie rację. Naprawdę was przepraszam. Zachowuję się jak ostatni dupek, a przecież dałyście mi wczoraj tyle przyjemności. – Wewnątrz parskam śmiechem, jednak udaje mi się zachować poważny wyraz twarzy. Nawet jeśli tak było, to ja i tak, kurwa, nic z tego nie pamiętam. – Ubierzcie się, a ja za chwilę do was wracam. Wykonam tylko pilny telefon.

Zostawiam je i wychodzę, żeby zadzwonić do Tanka, którego informuję, że ma być po mnie za piętnaście minut. Na pewno nie jestem w stanie jeszcze kierować, zresztą po prostu nie mam na to siły. Moja głowa pulsuje i co kilka minut czuję lekkie zawroty.

Kiedy wracam, dziewczyny siedzą ubrane na łóżku, poprawiając w małych lusterkach rozmazany makijaż.

– Jeszcze raz was przepraszam za moje prostackie zachowanie – mówię skruszony, po czym posyłam im olśniewający uśmiech, który wczoraj też pewnie mi pomógł, gdy zapraszałem je do siebie.

– Rozumiemy, pewnie masz kaca. – Ruda chichocze, po czym puszcza mi oczko.

Poważnie?

– Tak, to on sprawia, że zachowuję się tak niekulturalnie. – Wzdycham, zbliżając się do nich. – Ale obiecuję poprawę. – Wyciągam do nich dłonie, a one ochoczo je chwytają.

Prowadzę je przez korytarz, słuchając, jak paplają między sobą, jaki jestem szarmancki i że przecież każdemu zdarza się być złym po przebudzeniu. Ale kiedy zamiast do kuchni docieramy do drzwi wyjściowych, marszczą brwi i zaciskają usta w cienkielinie.

– Naprawdę wcześniej źle dobrałem słowa. – Posyłam im uśmiech, a następnie kłaniam się nisko. Kiedy ponownie na nie spoglądam, czuję prawdziwe rozbawienie, wskazując im ręką wyjście.

– Ale… – Brunetka próbuje coś powiedzieć, jednak nie daję jej na toszansy.

– Spierdalajcie, pięknepanie.

Rozdział 2 Zack

Jesteśmy mniej więcej w połowie drogi do domu Lloyda, kiedy zadaję sobiepytanie:

Dlaczego ja tam, kurwa, w ogóle jadę?

Nie mam żadnych praw do tej kobiety, a jednak w pewien sposób czuję się tak, jakby moim obowiązkiem było upewnienie się, że jest bezpieczna.

To takie oklepane – zakazany owoc, siostra przyjaciela i ja, który uważam, że zasługuje na kogoś lepszego ode mnie, a mimo wszystko nie potrafię odpuścić. Gram z nią w jakieś szczeniackie gierki, których zasad sam nie rozumiem.

Poznałem Emmę, gdy miała osiemnaście lat i po śmierci ojca wróciła do rodzinnego domu. Piękna blondynka, inteligentna, zadziorna i radosna mimo otaczającego ją świata. Przykuła moją uwagę od pierwszych chwil, chociaż zdawałem sobie sprawę, że jest dla mnienieosiągalna.

Co japierdolę?

Prawda jest taka, że sam postawiłem sobie taką granicę. Nawet Lloyd w najbardziej wkurwionej wersji nie powstrzymałby mnie, gdybym postanowiłinaczej.

Granica jednak zaczęła się zacierać – iskry między nami szły za każdym razem, kiedy znaleźliśmy się w tym samympomieszczeniu.

Tak było, aż do pewnego dnia, gdy nagle Emma zaczęła patrzeć na mnie z niesmakiem i omijać szerokim łukiem.

Chociaż było to jakieś dwa lata temu, wciąż nie zdołałem się dowiedzieć, co jest powodem jej zachowania.

Ta mała, śliczna jędza, potrafi być cholernie uparta i pyskata.

– Zack. – Głos Tanka wyrywa mnie z rozmyślań.

Kiedy unoszę głowę, zdaję sobie sprawę, że jesteśmy na miejscu, a na podjeździe stoi nieznany mi samochód. Napinam wszystkie mięśnie, gdy wysiadam, i ciągle się zastanawiam, dlaczego torobię.

Czuję się trochę usprawiedliwiony, gdy myślę o jej poprzednim ochroniarzu, Colinie. Gość rzucił pracę bez ostrzeżenia, zresztą wcześniej zdarzało mu się zostawiać Em bez ochrony, co jest niedopuszczalne. Dlatego teraz zadbam, aby agencik nie popełnił tego samego błędu.

– Szef wie, że przyjedziesz? – Uśmiecham się, słysząc rozbawionego Alexa, który stoi przed frontowymi drzwiami i pali papierosa.

– A myślisz, że by mnie powstrzymał? – Ściskam mu dłoń i łapię za klamkę. Towarzyszy mi jego śmiech.

– Czekaj, my też idziemy. – Wita się z Tankiem, po czym szybko gasi niedopałek. – Szkoda by było przegapić takie przedstawienie, zwłaszcza że Emma zaczęła jużkąsać.

Mój kącik ust mimowolnie się unosi na jego słowa, a kiedy staję w progu kuchni, przyciągnięty odgłosem rozmowy, szeroko się szczerzę, słysząc tę zołzę.

– Bruce? Wydaje mi się, że kiedyś znałam jakiegoś Bruce’a. – Unosi wzrok, intensywnie się nad czymś zastanawiając, aż w końcu jej twarz rozświetla szeroki uśmiech. Jeszcze nim się odezwie, zaczynam się trząść od hamowanego śmiechu, ponieważ dobrze znam jej charakterek. – Lloyd, kiedyś mieliśmy psa o imieniu Bruce, co nie? Pamiętam, chociaż byłam mała. Był takinieznośny…

– Emma. – Lloyd posyła siostrze ostrzegawcze spojrzenie.

– Dalej, księżniczko, chętnie posłucham – rzucam poważnie, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

– Zack. – Przyjaciel patrzy na mnie groźnie, ale widzę, że jednocześnie jestrozbawiony.

– Jeszcze ciebie tutaj brakowało – syczy Emma ironicznie, a stojąca za nią Larissa zaczyna chichotać, łapiąc ją za ramiona, jakby się bała, że blondynka może za chwilę nie wytrzymać i rzucić się na któregoś znas.

Nie żebym miał coś przeciwko, jeśli ja byłbym celem.

– Tak właśnie myślałem, więc oto jestem. – Wchodzę swobodnie i rozsiadam się naprzeciwko niej. – No, dalej, nie przeszkadzajcie sobie. – Wzruszam ramionami, nie zaszczycając agencika nawet przelotnym spojrzeniem.

Słyszę parsknięcie Tanka i Alexa oraz pomruk Raya, który w skupieniu obserwuje towarzystwo. Ostatecznie Lloyd wzdycha i ręką wskazuje Bruce’a.

– Wy się jeszcze nie znacie. Tojest…

– Bruce Tremblay – przerywam przyjacielowi, znudzony, i zerkam na mężczyznę, który mruży na mnie oczy. – Trzydzieści jeden lat, urodzony trzeciego sierpnia w Londynie. – Ziewam, poruszając ramionami, jakby to, że wiem o tym wszystkim, było całkowicie normalne. Inaczej niż w przypadku Colina, tym razem odrobiłem zadanie domowe. – Jedynak, rodzice nie żyją, młodo zmarli. Po ich śmierci wychowywał go wujek, z którym utrzymuje sporadyczny kontakt. Ukończył szkołę policyjną, ale miał talent, co zostało dostrzeżone przez przełożonych. Zaczął pracować jako tajny agent, co robił przez trzy lata, aż do feralnej nocy, kiedy…

– Wystarczy, Zack – mówi Lloyd ostrzegawczo, na co odrywam wzrok od Bruce’a, z którym właśnie mierzyłem się na spojrzenia.

Pomieszczenie wypełnia napięta cisza. Dziewczyny wpatrują się we mnie oniemiałe, a faceci obserwują każdy nasz ruch, jakby bali się, że za chwilę wyciągniemy broń i zaczniemy do siebie celować.

– Masz mi jeszcze coś do powiedzenia, ochroniarzyku? – Główny zainteresowany prycha, jakby cała sytuacja nie zrobiła na nim wrażenia.

– Owszem. – Wstaję powoli i robię dwa kroki w jego stronę. – Kilka rzeczy.

– No to dawaj. Załatwmy to od razu. – Tym razem to on się porusza, zbliżając się do mnie tak, że dzieli nas jakieś czterdzieści centymetrów.

– Larissa, Emma, wyjdźcie – rzuca wściekły Lloyd, wiedząc, że za chwilę może zrobić się nieciekawie, ale panie nawet nie drgną.

– Jeśli dotkniesz ją palcem, zabiję cię. Jeśli ktoś na twojej zmianie sprawi, że będzie płakać, zabiję cię. Jeśli ktokolwiek niepowołany zbliży się do niej, zabiję cię. Zabiję cię nawet wtedy, gdy to nie będzie twoja wina. Ponieważ masz temu wszystkiemu zapobiec, nie interesuje mnie jak. On – wskazuję na Lloyda – wpadnie w szał i będzie chciał cię zabić szybko, choć boleśnie, ale ja go powstrzymam. Powstrzymam go i będę torturował cię tak długo, aż starczy mi siły. A uwierz: mam jejwiele.

– A ja ci pomogę. – Odrywam morderczy wzrok od tego dupka na dźwięk słów Raya, który zazwyczaj niewiele mówi. Kiwam głową w uznaniu dla jego postawy. Szanuję tego starszego faceta. Całkiem niedawno przeprowadziłem z nim podobną rozmowę, dlatego Lloyd już na wejściu wiedział, w jakim celu tutaj jestem.

Napiętą atmosferę przerywa nagły, głośny śmiech Em, która dołącza do tego klaskanie dłońmi. Spoglądam na nią zaciekawiony, unosząc kącik ust w uśmiechu – wiedziałem, że nie obejdzie się bez jejkomentarza.

– Brawo! Brawo! Naprawdę nie spodziewałam się, że oprócz przedstawienia nowej niani otrzymam również spektakl. No dalej, chłopcy. Co teraz? – Patrzy na nas z zainteresowaniem, szczerząc się szeroko. Trwa to jednak dosłownie kilka sekund, nim jej wyraz twarzy diametralnie się zmienia i wyraża czyste wkurwienie. – Robicie sobie ze mnie, kurwa, jakieś żarty?! – krzyczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest naprawdę wyprowadzona z równowagi.

– Księżniczko…

– Nawet nie zaczynaj! I przestań tak do mnie mówić, bo w końcu sprawię, że sam się w jedną zamienisz! – Posyła mi nienawistne spojrzenie, zanim gwałtownie wstaje. – Róbcie, co chcecie, ale mnie w to nie mieszajcie. I odczep się ode mnie, Zack. Jeszcze ci mało, że ciągle mnie nachodzisz? – fuka wrednie, na co marszczę brwi. Nie mam pojęcia, co ma na myśli, mówiąc, że jeszcze mi mało. – Bruce, zaczynasz od razu? – Otrzymuje twierdzącą odpowiedź od zaskoczonego jej zachowaniem faceta. – No to już: myk, myk. – Macha lekceważąco ręką w stronę wyjścia. – Zawieź mnie dodomu…

– Zack. – Ton głosu Tanka sprawia, że cały się napinam.

Patrzę w stronę wejścia do kuchni, gdzie stoi z telefonem w ręku, jakby dopiero zakończył rozmowę. Mogło tak być, ale blondynka skupiła na sobie całą moją uwagę, więc nie mam pewności.

– Co się dzieje?

– Uprowadzili małegoAndersona.

***

Kiedy podjeżdżamy pod moją firmę, jestem jak chodząca furia, ponieważ takie sytuacje są ogromną rzadkością.

Założyłem małą firmę ochroniarską siedem lat temu. Byłem gówniarzem i wyszedłem z wojska, gdzie spędziłem dwa lata, ponieważ najpierw tak planowałem spędzić swoje życie – służąc krajowi. Kiedy się szkoliłem, przygotowując do służby, zrozumiałem, że to nie jest to, co chcę robić w życiu. Owszem, miałem zakorzenioną, wręcz obsesyjną potrzebę, aby chronić ludzi, ale dotarło do mnie, że chcę to robić na swój sposób, a nie pod dyktando kogoś innego.

Właśnie w wojsku poznałem Tanka, którego ojciec zmusił do tego, żeby sięzaciągnął.

On nienawidził kontroli jeszcze bardziej niż ja, więc gdy rzuciłem pomysł, żebyśmy się stamtąd zabierali, po minucie był już spakowany. Pracujemy ze sobą od tamtej pory i ufam mu bezgranicznie, akceptując nawet jego dziwne upodobania, o których nigdy nie chce powiedzieć, skąd się tak naprawdę wzięły – chociaż domyślam się, że mógł się do tego przyczynić jego ojciec. Jest cholernie inteligentnym człowiekiem oraz moim zastępcą. Zatem teraz po prostu wiem, że żaden z nas nie zawiódł – musiał to zrobić któryś z moich pozostałych piętnastupracowników.

Uczucie zawodu jest frustrujące, ponieważ każdego z nich szkoliłem osobiście. Kiedy zacząłem otrzymywać pierwsze maleńkie zlecenia, znalazłem też osoby, które zajmują się tym na dużą skalę – i uczyłem się od nich. Dodatkowe kursy i ciągłe doskonalenie się w tym, co robię, jest moją codziennością – staram się nigdy nie pozostawać w tyle, z czymkolwiek. Dodatkowo przez te lata odkryłem, że równie dobry jestem w znajdowaniu ludzi na zlecenie. Zlecenie, które nie zawsze kończy się tym, że znaleziony ma być doprowadzony do zlecającego.

Znaleziony ma stać się zaginionym.

Chłopcy, którzy ze mną pracują, dobrze wiedzą, jak działa moja firma i jak działam ja – nie ma miejsca na wpadki, a jeśli takowa nastąpi, to nie ma miejsca na sentymenty.

Wyskakujemy z Tankiem z samochodu równocześnie i wbiegamy do budynku, kierując się do sali konferencyjnej, która służy nam do omawiania wszystkich spraw. Kiedy przekraczamy próg, nerwowe dyskusje całkowicie cichną, a uzbrojeni faceci stoją wyprostowani, czekając na instrukcje.

Rozglądam się po pomieszczeniu, aż spotykam się wzrokiem z Jacobem, jednym z dwóch moich ludzi, którzy byli odpowiedzialni za ochronę chłopca. David został z rodzicami małego i czeka na dalsze rozkazy.

Nie krzyczę. Nie podchodzę do niego. Nawet moja twarz niczego nie wyraża, chociaż w środku aż się gotuję. Samo moje spojrzenie sprawia, że Jacob cofa się o trzy kroki.

– Szefie, nie mam pojęcia, jak to się stało – plecie nerwowo, a ja przechylam głowę z niedowierzaniem.

Jak to się dzieje, że stres robi ludziom z mózgu papkę? Opanowanie jest jedną z najważniejszych cech, co zawsze im powtarzam. Na stres i kurwicę zawsze przyjdzie pora, ale jeśli w sytuacji zagrożenia nie jesteś opanowany, to tak, jakbyś sam włożył wrogowi w dłoń nóż i próbował się na niegonadziać.

– Starego Andersona nie było, musiał jechać do biura. Rano otrzymał kolejną wiadomość z pogróżką, więc David z nim pojechał, a ja zostałem na miejscu, pilnując jego żony i syna. – Przełyka nerwowo ślinę, zanim kontynuuje: – Robiłem obchód wokół ich domu. Nagle kobieta wybiegła na podjazd i zaczęła krzyczeć, że mały zniknął. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, nikogo niewidziałem…

– Nadajniki? – pytam tonem bez wyrazu, zaciskając dłonie w pięści.

– Bransoletka zdjęta i rzucona koło łóżka, a sygnał z drugiego urywa się sto metrów za domem. Musiał zostać zniszczony.

Za domem Andersonów jest kawał jebanegolasu…

– Zbiórka za… – urywam i zerkam na zegarek, jednocześnie uruchamiając stoper. – Sto pięćdziesiąt sekund. Weźcie psy, broń i zapakujcie się w cztery samochody – rozkazuję i wychodzę z sali, żeby się przygotować.

Liczy się każda cholernasekunda…

***

– Zrobisz to dla mnie czynie?

Z ciężkim westchnieniem odwróciłem się w stronę drzwi, spoglądając w oczy takie same jak moje.

– Jeśli powiedziałem, że zrobię, to tak będzie – fuknąłem rozdrażniony, zanim ponownie skupiłem wzrok na komputerze.

– Powiedziałeś: później. Już jest później. – Głos, pełen niewylanych łez, był oskarżycielski, przez co przymknąłem na chwilę oczy i wziąłem głęboki oddech.

– Przyjdź za pięć minut. Dokończę rundę i zrobię.

– Pięć minut to pięć razy sześćdziesiąt sekund! – rzucił oburzony, jakbym mu powiedział, że ma czekać jeszcze przynajmniej pięć godzin.

– Pięć minut to pięć minut. To prawie jak nic, a jeśli będziesz marudził jeszcze trochę, to sam sobie naprawisz rower. – Machnąłem lekceważąco ręką, odganiając go jak natrętnąmuchę.

– Dobra! – warknął, tupiąc nogą. – Ale wracam za pięć minut i ani sekundypóźniej!

Przewróciłem oczami, prychając cicho i ponownie skupiłem się na ekranie. Powiedział to z takim naciskiem, jakby rzeczywiście kilka sekund miało zrobić komuś jakąkolwiekróżnicę…

Rozdział 3 Emma

Podróż do domu mija nam w całkowitej ciszy. Bruce chyba nie za bardzo mnie polubił, ale co się dziwić – pierwsze wrażenie mogło nie być najlepsze. Trochę nawet mu współczuję, że trafił na mnie, szczególnie teraz – w ciąży zrobiłam się odrobinę… cóż, humorzasta.

Ech, co ja mówię?

Nie ma co ukrywać, że zawsze taka byłam – krzykliwa i momentami nadpobudliwa, ale potrafię również być spokojna i opanowana, jeśli wymaga tego sytuacja. A teraz zdecydowanie tak jest.

Przez całą drogę zastanawiam się, co się wydarzyło u Zacka w pracy. Nie mogę opanować współczucia, które towarzyszy mi od momentu, gdy zobaczyłam jego zszokowaną i jednocześnie załamanątwarz.

W ciągu kilku sekund zapanował nad tym i wybiegł wraz z Tankiem.

„Uprowadzili małego Andersona” – to zdanie krąży w mojej głowie razem z milionem pytań, które chciałabym mu zadać, a jednym z nich jest: o co, do cholery, mu chodzi? Po co pojawił się dzisiaj u Lloyda, zgrywając pieprzonego rycerza, chociaż nawet nie utrzymujemy ze sobą kontaktu? To nie tak, że ja bym tego chciała, ale… przez tyle lat, ile się znamy, on nigdy nawet do mnie nie zadzwonił, a dzisiaj wpada do domu mojego brata, zachowując się jak cholerny bohater, i wygłasza te swoje mądrości, jakby miał do tego jakiekolwiek prawo.

Pomijając fakt, że ostatnimi czasy po prostu gardzę mężczyznami – chociaż przez Colina nie zamierzam wrzucać ich wszystkich do jednego wora – to jeśli chodzi o Zacka…

Nie cierpię go.

Zobaczyłam to, co zobaczyłam, kiedy kilkukrotnie odgrywał główną rolę w przedstawieniu pod tytułem: „Ja, dziwkarz”. Tacy mężczyźni od zawsze byli u mnie skreśleni. Mam zasady, które są dla mnie nie do złamania. Jedną z nich jest niespoglądanie w kierunku facetów, którzy zmieniają panienki w łóżku częściej niż pościel. Nie zamierzam stać się kolejną ze zdobyczy takiego palanta.

Jak można się domyślić, moje zasady niewiele dały, jeśli chodzi o uniknięcie kolosalnego zranienia – chociaż Colin nie zmieniał co chwilę dziewczyn, to okazał się frajerem, który bierze jedną zabawkę, ale wyrzuca ją, gdy już sięznudzi.

Mam nauczkę i jeszcze mniej wiary w mężczyzn.

Dopiero trzaśnięcie drzwi samochodu sprawia, że otrząsam się ze swoich myśli i spoglądam na puste miejsce kierowcy. Uświadamiam sobie, że jesteśmy pod moim blokiem, a Bruce obchodzi pojazd tylko po to, by otworzyć mi drzwi od strony pasażera.

Cóż za dżentelmen mi się trafił… Prycham w myślach, ale nic nie mówię. Wysiadam i macham do niego ręką.

– Dzięki, do jutra. Dzisiaj już nie zamierzam nigdzie wychodzić. – Zerka na mnie, marszcząc brwi, ale nie odzywa się. Nagle podchodzi do bagażnika i wyciąga dużą, sportową torbę. – Co to jest? – pytam powoli, cedząc każde słowo i starając się nie wybuchnąć, ponieważ już się domyślam, co tam ma. Odnoszę wrażenie, że za chwilę nikt w promieniu dwustu metrów nie będzie bezpieczny.

– Lloyd powiedział, że jest zmiana zasad i teraz ochronę masz mieć całodobowo – odpowiada lekko, jakby nie widział w tym żadnegoproblemu.

Przymykam powieki i biorę kilka uspokajających oddechów, ponieważ wiem, że nie powinnam się denerwować. Następnie patrzę mu prosto w oczy, aby zrozumiał, że jestem śmiertelnie poważna.

– Skoro Lloyd tak powiedział, nie mówiąc mi o tym, tylko robiąc z ciebie pośrednika, to zadzwoń do niego i poproś, żeby podrzucił ci jakieś łóżko polowe.

– Słucham?

– Skoro słuchasz, to głuchy nie jesteś i słyszałeś, co powiedziałam. Nie zamierzam wpuszczać cię do mieszkania. Raymond nigdy nie nocował i ty również nie będziesz, ale jeśli się upierasz, to możesz warować pod moimi drzwiami. – Nie czekam na jego odpowiedź, tylko szybkim krokiem wchodzę na klatkę schodową, świadoma, że podąża tuż za mną.

Nie oglądam się za siebie, po prostu wbiegam na górę i otwieram drzwi, którymi trzaskam mu przed nosem zaraz po przekroczeniu progu. Przekręcam wszystkie trzy zamki – taka była umowa dotycząca ochrony! Trzy zamki i zakaz wychodzenia bez „opieki”, a nie przydupas śpiący w moim pokoju gościnnym!

Nie zamierzam nawet dzwonić do Lloyda, bo wiem, że to przegrana sprawa. Jeśli mój brat coś sobie ubzdura, to tylko byśmy się pokłócili, a on i tak nie zmieniłby zdania. Oczywiście nie będę też oszukiwała samej siebie – wpuszczę moją niańkę do środka, gdy trochę ochłonę, inaczej zjedzą mnie wyrzuty sumienia. Jednak nic mu się nie stanie, jak postoi tam sobie godzinę czy dwie… Ewentualnie siedem.

Zrzucam płaszcz i siadam w salonie na sofie, wyciągając telefon, aby sprawdzić, czy ktoś do mnie dzwonił. Kiedy jechaliśmy do Lloyda, wyłączyłam dźwięki i teraz widzę dwa nieodebrane połączenia od mamy.

Cholera.

Muszę wziąć się w garść i w końcu ją odwiedzić. W najmniejszym stopniu nie zasługuje na to, abym ją ignorowała, a robię to tylko z jednego powodu.

Ciągle się zastanawiam, jak mam im topowiedzieć…

„O, właśnie, zapomniałam wspomnieć, że za jakieś pięć miesięcy nasza rodzina się powiększy” – jęczę na samo wyobrażenie ich min i opadam twarzą na miękką poduszkę. Leżę tak przez chwilę, rozmyślając o tym wszystkim, ale przerywa mi łagodne pukanie.

Przewracam oczami, ale idę otworzyć. Jestem przekonana, że wiem, kto to, więc nie spoglądam przez wizjer, tylko szybko odblokowuję wszystkie zamki i gwałtownie szarpię zaklamkę.

– Poważnie? Nie potrafisz postać nawet dziesięć minut? – Kończę mówić w tym samym momencie, w którym dostrzegam moją mamę, gdy unosi brew i zaczyna przeskakiwać wzrokiem między mną a Bruce’em.

– Dzień dobry, dziecko. – Uśmiecha się w ten specyficzny dla siebie sposób, jakby chciała powiedzieć, że się doigrałam. Zresztą wiem, że tak właśnie jest.

Mama nie ma w zwyczaju wtrącać się w nasze życie. Jest jedną z najcudowniejszych osób, jakie znam. Zdaję sobie sprawę, że jeśli przyjechała bez wcześniejszego uprzedzenia, to zrobiła to dlatego, że się o mnie martwi.

– Cześć, mamo. Wejdź, proszę. – Odsuwam się, aby swobodnie przeszła, i spoglądam na korytarz. Dostrzegam jej ochroniarza, który kiwa mi głową na powitanie, więc robię to samo. – Dajcie nam trochę prywatności i zostańcie na zewnątrz, proszę. – Słyszę prychnięcie Bruce’a, ale nie zwracam na to uwagi. Zamykam za nami drzwi, nerwowo przygryzając wargę.

Nie ma najmniejszego znaczenia w tej chwili fakt, że mam dwadzieścia dwa lata i jestem samodzielna, ponieważ mama zawsze będzie mamą, a jej uczucia zawsze będą dla mnie ważne. W tym momencie czuję się tak, jakbym jązawiodła.

Chociaż to moje życie i muszę brać odpowiedzialność za swoje czyny oraz decyzje, to czuję, że sytuacja, w której się znalazłam, nie jest powodem do dumy.

Mama opada miękko na sofę, po czym zaczyna mi się bacznie przyglądać, wędrując spojrzeniem po całym moim ciele. W końcu spogląda w moje oczy, uśmiechając się lekko.

– Długo jeszcze zamierzasz mnie unikać?

– Mamo, to nietak…

– Może przestaniesz w momencie, kiedy twój brzuch zacznie cię wyprzedzać? – Unosi lekko podbródek, rzucając mi wyzwanie, abym zaprzeczyła.

Stoję z otwartymi ustami, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć.

Co siędzieje?!

Czy to jakiś dzień odkrywania tajemnicy Emmy czy coś mnie ominęło? Najpierw Raymond – ale on widywał mnie prawie codziennie, więc miał prawo w końcu się zorientować – a teraz mama.

– Podejdź do mnie. – Wystawia dłoń, którą od razu chwytam. Opadam z westchnieniem obok niej. – Dlaczego od razu mi nie powiedziałaś? Czy zawiodłam kiedyś twoje zaufanie?

Kręcę głową, ale ogarniające mnie wyrzuty sumienia sprawiają, że milczę, wpatrując się w podłogę.

– Lloyd wie? – Zaprzeczam, przez co wzdycha. – Nie możesz być z tym sama, Emi. Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć. Na pewno się ucieszy, że zostanie wujkiem.

– Na pewno – mówię słabo, ale wiem, że ma rację. Takbędzie.

Zaraz po tym, jak wytropi Colina i go wypatroszy.

– Kto jest ojcem?

– Nikt – rzucam sucho, unosząc na nią spojrzenie.

Przez kilka sekund wędruje wzrokiem po mojej twarzy, po czym uśmiecha się smutno.

– Zawsze taka byłaś. Samodzielna, zamknięta na wszystko, co dotyczy twoich uczuć. Od małego ze wszystkim radziłaś sobie sama, więc jestem przekonana, że i teraz sobie poradzisz. Ale to nie oznacza, że musisz. Otaczają cię osoby, które chętnie ci pomogą, ale wiesz to, prawda?

– Nie o to chodzi, że nie chciałam wam powiedzieć. Zrobiłabym to jużniedługo…

– Innego wyjścia raczej nie masz. – Patrzy znacząco na mój brzuch, jakby chciała wzrokiem przeniknąć przez moją bluzkę. – Powiedz Lloydowi, i to jaknajszybciej.

– Będzie dociekał, kto jest ojcem – jęczę, zanim zdołam siępowstrzymać.

– Oczywiście, że będzie. Obydwoje jesteście równie uparci, więc to na pewno będzie interesujące. – Śmieje się cicho. – I to nie zmienia faktu, że ja również chciałabym wiedzieć, ale nie zamierzam naciskać. Powiesz mi, kiedy zechcesz, ale wiedz, że ogromnie się cieszę, iż zostanę babcią. – Pochyla się i całuje mnie w czoło. Robi tak zawsze, odkąd pamiętam. Następnie uśmiecha się do mnie z uczuciem. – A teraz muszę już iść. Mam zaraz wizytę u dentysty.

– Powiedz mi tylko: skąd wiedziałaś?

– Jestem twoją mamą. – Mruga do mnie, ale patrzę na nią z powątpiewaniem. – Słyszałam, jak wymiotowałaś w łazience, kiedy ostatnio u mnie byłaś, a w zeszłym tygodniu akurat jechałam samochodem, gdy wychodziłaś z kliniki ginekologicznej. – Wzrusza ramionami i podchodzi do drzwi. – Pojedź do Lloyda.

– Powiem mu, jak będę u nich następnym razem. – Podążam za nią, gdy wychodzi na klatkę schodową. Żegna się z Bruce’em, a ja wzdycham ciężko i otwieram drzwi na całą szerokość. – Musisz sobie posprzątać. – Kątem oka dostrzegam, że jest rozbawiony, ale nic nie mówię, tylko prowadzę go do pokoju gościnnego. – Kartony możesz poustawiać pod ścianą. Mam tylko jedną łazienkę i długo w niej przesiaduję. – Słyszę, jak się śmieje, więc w końcu nie wytrzymuję i odwracam się w jego stronę. – Co cię tak bawi?

– Lloyd mnie ostrzegł, że nie ułatwisz zadania. Możesz próbować swoich złośliwości, ile chcesz, ale uwierz, kiedy mówię, że mam anielską cierpliwość. – Szczerzy się, czym wkurza mnie jeszcze bardziej.

– A ty uwierz mi, kiedy mówię, że mam diabelskicharakter.

Śmieje się jeszcze głośniej, więc tylko potrząsam głową i wychodzę, ale kiedy znikam z zasięgu jego wzroku, sama zaczynam się uśmiechać.

Może nie będzie tak źle mieć kogoś, do kogo można sięodezwać.

Kładę się na łóżku w sypialni i wpatruję w sufit. Mama przyjęła to tak lekko… Ale miała czas, żeby oswoić się z tą myślą, skoro domyślała się już od jakiegoś czasu. Poza tym w całym moim życiu nie zdarzyła się ani jedna sytuacja, w której okazałaby mi brak wsparcia. I nie chodzi o to, że kiedykolwiek Lloyd tak zrobił, tylko o to, że jest wobec mnie nadopiekuńczy. Od zawsze tak było. I chociaż teraz w jego życiu jest Larissa i ma się o kogo troszczyć, to i tak niewiele się zmieniło pod tym względem – dowód tego znajduje się w drugim pokoju. Oczywiście wiem, dlaczego wszystko musi tak wyglądać, co nie zmienia faktu, iż czasami mam tego po prostu serdeczniedosyć.

I jestem wręcz przekonana, że jak się dowie, będzie jeszczegorzej…

Rozdział 4 Zack

Disciple – Dear X, you don’t own me

Dwanaście godzin.

Od prawie dwunastu cholernych godzin przeszukujemy las, który ciągnie się za domem Andersonów. Psy krążą, gubiąc i na nowo odnajdując zapach chłopca, jakby porywacze umyślnie zostawiali ślad co kilkaset metrów – i to w różnych kierunkach. Nie mam zamiaru się poddać, ponieważ nie ma żadnych oznak, iż wydostali się stąd samochodem czy innym środkiem transportu, co oznacza, że musieli iśćpieszo.

Tylko, kurwa, w którąstronę?!

Patrzę po twarzach facetów, którzy idą ze mną. Podzieliliśmy się na trzy grupy, a dwie osoby zostały w domu z rodzicami – gdyby otrzymali jakiś telefon. Wszyscy jesteśmy już zmęczeni, ale wciąż zdeterminowani i żaden z nas nie zamierzaodpuścić.

I chociaż z każdą mijającą minutą czuję, jakby na moim gardle zaciskał się niewidzialny sznur, który odbiera mi swobodny oddech, bo przypomina o tym, że zjebaliśmy, to zaciskam zęby i prę do przodu, rozglądając się uważnie. Słońce zaszło już kilka godzin temu, a temperatura spadła do pięciu stopni, co sprawia, że przyspieszamy kroku, bo nie ma czasu do stracenia.

– Zack! – Odwracam się w stronę Tanka i dostrzegam, że podnosi coś z ziemi. Podchodzę szybko i kieruję latarkę na materiał, który okazuje się dziecięcą bluzą.

– Jacob! Podejdź tu! – To on widział małego jako ostatni, a dodatkowo prowadzi psa. Widzę niepokój na jego twarzy, który sam odczuwam, kiedy zbliża się donas.

– To należy do chłopca – szepcze, jeszcze zanim zdołam go o to zapytać.

Wskazuję Tankowi, żeby podszedł z materiałem do psa – od razu mamy potwierdzenie, bo zaczyna głośno szczekać. Zaciskam powieki, obawiając się najgorszego i starając się powstrzymać tę niepohamowaną wściekłość, która mnie ogarnia.

– Schowaj to, później damy do analizy, może są jakieś odciski palców. Powiadom pozostałe grupy, że mamy ślad, ale niech dalej idą swoją trasą, ponieważ nie wiemy, czy to nie jest kolejna zmyłka. Przyspieszamy, ale zachowajcie maksymalną czujność.

Nie ma gorszego uczucia niż bezradność. Tylko kilka razy w swoim życiu spotkałem się z nią – i to jest jedna z tych sytuacji. Oplata cię świadomość, że nieważne, jak bardzo byś chciał zmienić bieg wydarzeń, na niektóre rzeczy po prostu nie masz wpływu. Możesz przeklinać, prosić i krzyczeć, a w odpowiedzi dostaniesz tylko głuchą ciszę zwiastującą najgorsze – chociaż tak bardzo chcesz wierzyć, że będzie inaczej. I wierzysz, ale z każdą minutą ta wiara ulatnia się, uświadamiając ci, że życie jest pierdoloną suką, a ty jesteś tylko maleńką marionetką w jej nieobliczalnych dłoniach.

***

Dwie godziny i kilka sugestii później – dotyczących tego, że powinniśmy przerwać poszukiwania do czasu, aż wzejdzie słońce, co zbyłem machnięciem ręki, nie chcąc nawet tego słuchać – jestem już na granicy cierpliwości. Krzyk Eliasa sprawia, że zamieram na ułamek sekundy, zanim biegnę w jego stronę.

Mój pracownik wpatruje się w coś na ziemi, stojąc tyłem do mnie i zasłaniając mi widok. Obawiam się tego, co mogę zobaczyć – i mam rację… Przy starym, powalonym drzewie w pozycji embrionalnej leży chłopiec, rozebrany od pasa w górę.

Wstrzymuję oddech, przez chwilę niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Jest tak zwinięty, że pomimo wszystkich strumieni światła, jakie na niego skierowaliśmy, nie możemy dostrzec, czy oddycha. Dopiero po kilku sekundach uświadamiam sobie, co powinienem zrobić i szybko opadam przy nim na kolana, delikatnie odwracając małego na plecy.

Moment, w którym szukam pulsu na zimnym, małym ciele, już do końca życia zostanie w mojej pamięci. To chwila, która trwała dla mnie w nieskończoność… Zakończona ogromną ulgą, kiedy poczułem pod opuszkami palców słabepulsowanie.

– Żyje, ale jest wyziębiony… Pieprzone skurwysyny – rzucam, gdy zauważam na klatce piersiowej Matta napis czerwonym markerem: „Ostatnie ostrzeżenie”.

Dwa głębokie oddechy pomagają mi się uspokoić. Szybko zaczynam się rozbierać. Pozbywam się kurtki, bluzy oraz koszulki. Delikatnie podnoszę chłopca i przytulam do swojej nagiej klatki piersiowej, próbując ogrzać go własnym ciałem. Tank bez słowa podchodzi i dodatkowo nakrywa małego moją kurtką, a następnie zbiera resztę rzeczy, które rzuciłem na ziemię.

– Zadzwońcie do jego rodziców, niech wezwą karetkę. Nie wiem, czy jest nieprzytomny z wyziębienia, czy skurwiele coś mu podali, aby spał. Dajcie też znać reszcie, niech któryś podjedzie samochodem jak najbliżej naszej lokalizacji. Szybko!

Nie czekam na odpowiedź, tylko truchtem kieruję się na zachód, aby jak najszybciej dobiec do brzegu lasu, gdzie niedługo podjedzie któryś z moich chłopców.

Powinienem czuć ulgę oraz wdzięczność – i rzeczywiście w pewnym stopniu tak właśnie jest, jednak wściekłość, którą odczuwam, przyćmiewa wszystko inne, kierując moje myśli na jeden wyjątkowy tor.

Morderczy.

***

Emma

Kiedy się budzę, zdaję sobie sprawę, że za oknem ledwie świta. To nie jest normalne w moim przypadku, dlatego jestem zaskoczona, ale już po chwili dociera do mnie, co było powodem wyrwania mnie ze snu.

Skurcze.

Delikatne skurcze oraz ciągnięcie w podbrzuszu sprawiają, że natychmiast siadam, przykładając dłonie do skóry i przygryzając nerwowo wargę. Lekarz mówił mi, że mogą zdarzyć się takie dni, kiedy będę odczuwała dyskomfort, co jest spowodowane rozkurczaniem się macicy, jednak dzieje się to po raz pierwszy. Mam nadzieję, że nie będzie to częstą sytuacją.

Wstaję powoli i kieruję się prosto do łazienki, jednocześnie zastanawiając się, co dzisiaj robić. Mój umysł wciąż zaprząta sprawa Zacka. Przez moment nawet przelatuje mi przez głowę pomysł, aby pojechać do Lloyda, gdzie być może uda mi się czegoś dowiedzieć…

Moje rozmyślenia przerywa widok krwi na bieliźnie, którą dostrzegam, gdy chcę skorzystać z toalety.

Zamieram.

Wstrzymuję oddech, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. O ile skurcze mają swoje wytłumaczenie, o tyle plamienie na pewno nie.

Momentalnie czuję, jak moje oczy wypełniają się łzami. Zaczynam łapczywie łapać powietrze, starając się nie poddać panice.

Em, weź się w garść!

Muszę jechać do szpitala i zachować spokój, ponieważ to mi nie pomoże. Muszę powiedzieć Bruce’owi, co siędzieje…

Pomimo starań, jakie wkładam w uspokojenie się, okropny szloch wydobywa się z mojego gardła, łzy lecą ciurkiem, a przez całe moje ciało przechodzi dreszczstrachu.

Chociaż ta ciąża nie była planowana i nienawidzę ojca swojego dziecka, to je zdążyłam już pokochać całym sercem. Nie mogę znieść myśli, że może wydarzyć się coś, co sprawi, że…

Ledwo widzę przez łzy, ale szybko ubieram się i wybiegam z łazienki, dopadając drzwi od pokoju gościnnego. Nie zawracam sobie głowy pukaniem, tylko wpadam do środka, zapalam światło i rzucam się w stronęłóżka.

Moje wtargnięcie powoduje, że Bruce siada gwałtownie, wyciąga broń spod poduszki i celuje we mnie, zanim orientuje się, kto przed nim stoi.

– Cholera, Emma. Mogłem zrobić ci krzywdę. – Krzywi się, odkładając pistolet na szafkę nocną, po czym ponownie na mnie patrzy. – Naprawdę nie możesz w ten sposób… Kurwa. – urywa i szybko wstaje, zbliżając się do mnie. – Co się dzieje?

– Musisz zawieźć mnie jak najszybciej do szpitala. – Łkam, łapiąc drżące oddechy. – Proszę, Bruce, pospiesz się. – Odwracam się, aby pobiec się ubrać, ale chwyta mnie za nadgarstek.

– Dobrze, ale najpierw powiedz, co się, do diabła, dzieje? – Błądzi wzrokiem po mojej twarzy. Przez kilka sekund milczę, próbując się uspokoić. Chcę, aby dokładnie zrozumiał, co powiem, ponieważ nie mam zamiaru się powtarzać.

– Jestem w ciąży. To koniec czwartego miesiąca. Mam delikatne skurcze i trochę krwawię. Potrzebuję, żeby natychmiast przebadał mnie ginekolog.

Nawet nie stara się ukryć szoku, który wywołały moje słowa, tylko patrzy na mnie z otwartymi ustami, nim udaje mu się odrobinę opanować. Puszcza moją rękę i kiwa głową, że zrozumiał, po czym wskazuje mi drzwi.

– Pospiesz się, będę gotowy za dwieminuty.

Przekraczam próg, ale jego słowa ponownie mnie zatrzymują i sprawiają, że kurczę się wsobie.

– Mam powiadomić Lloyda? – pyta takim tonem, jakby doskonale znał odpowiedź i potrzebował tylko mojego potwierdzenia.

Patrzę na niego zrezygnacją.

– Nie, Lloyd nic nie wie.

Bruce przytakuje, zaciskając usta, ale nie dodaje nic więcej, tylko odwraca się w stronę swojej sportowej torby, która leży na fotelu obok łóżka.

Potrząsam lekko głową, starając się odgonić nieproszone myśli, i pospiesznie kieruję się do swojej sypialni, aby narzucić na siebie pierwsze ubranie, jakie wpadnie mi w ręce.

Trzy minuty później jestem w przedpokoju, gdzie Bruce już czeka, obserwując, jak wkładam buty i zabieram płaszcz oraz torebkę. Bez słowa otwiera mi drzwi.

Kiedy wsiadamy do samochodu i dociera do mnie powaga sytuacji, znów zalewam się łzami, dygocząc i oddychając spazmatycznie. Jednocześnie dłońmi masuję delikatnie brzuch, który dzisiaj jest wyjątkowo dobrze widoczny – ze względu na opiętą koszulkę, którą włożyłam.

W momencie, gdy włączamy się do ruchu, czuję na ramieniu łagodny uścisk i w tej chwili jestem naprawdę wdzięczna, że jest ze mną ktokolwiek, nawet jeśli jest to mój ochroniarz, którego znam odwczoraj.

Nikt nie powinien być w takiej chwili sam, a to wszystko tylko uświadamia mi, jak bardzo byłam głupia.

Rozdział 5 Emma

– Pani Gelbero, wszystko jest w porządku. To tylko ektopia doczesnowa.

Że co, do diabła?

– Słucham? – Ściągam brwi, wpatrując się pytająco w lekarza.

– Nadżerka szyjki macicy. Hormony ciążowe mogą sprawić, że się pogłębia, co prowadzi do bólu brzucha oraz krwawienia. Nie zagraża to ani pani, ani płodowi.

– Dziecku.

– Słucham? – Teraz to on wpatruje się wemnie.

– Dziecku, nie płodowi. Nie cierpię tego określenia – wyjaśniam, wciąż próbując się uspokoić. Czuję, że moje serce szybko bije, a dłonie drżą, więc biorę głęboki oddech i staram się odprężyć.

– Tak, dziecku – chrząka, zanim kontynuuje: – Proszę zrobić cytologię u swojego ginekologa, co da dokładniejszy obraz, ale nie widziałem nic niepokojącego. Jeśli wyniki wyjdą w porządku, to z leczeniem i tak trzeba zaczekać do porodu.

Kiwam głową, teraz trochę spokojniejsza. Najważniejsze, że z moim dzieckiem wszystko jestdobrze…

– Pani Gelbero, naprawdę proszę się uspokoić. – Wskazuje głową na moje ręce, które z całych sił zaciskam na pasku od torebki.

Cholera, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.

– Pani syn ma się dobrze, rozwija sięprawidłowo…

– Co?! – piszczę. W ostatnim momencie powstrzymuję się, żeby nie złapać go za ten biały fartuch. – Syn? – pytam trochę łagodniej. Czuję, jak do moich oczu napływają łzy.

Nie rycz, nie rycz, ostatnio tylko byśryczała…

– Nie znała pani wcześniej płci?

– Nie, cały czas odwracał się pupą. – Drżący śmiech wydobywa się z mojego gardła, kiedy kładę dłonie na brzuchu i delikatnie go głaskam. – A więc będzie syn.

– Z całą pewnością tochłopiec.

– Dziękuję.

Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Po chwili zbieram swoje rzeczy i wychodzę z gabinetu. Jestem zszokowana i jednocześnie ogromnie szczęśliwa, przez co zaraz po przekroczeniu progu szukam wzrokiem Bruce’a – po prostu muszę się z kimś podzielić tą informacją. Podchodzę do niego i łapię za poły jego kurtki, ściskającmocno.

– To chłopiec! – krzyczę, kompletnie nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. – Syn! Cholera, będę miała syna! – Przygryzam dolną wargę, żeby się nie rozpłakać, a Bruce przygląda mi się z rozbawieniem.

– To cudownie, dziewczyno. Chodź, wracamy do domu. – Ciągnie mnie za nadgarstek, ale nie zwracam na to uwagi. Idę za nim posłusznie, ponieważ oczami wyobraźni już widzę te wszystkie maleńkie, błękitne ubranka.

Będzie syneczkiem mamusi!

***

– Mówię ci, to będzie synuś mamusi! Rozpieszczę go. A co, nie mogę? Oczywiście, że mogę! – Chichoczę, paplając jak pokręcona i jednocześnie robiąc sobie herbatę. Bruce siedzi przed telewizorem, ale widzę kątem oka, że mnie obserwuje. – Muszę mu wybrać jakieś imię. Piękne, męskie imię. Oryginalne…

– Może jego tata by chciał wybrać? – rzuca poważnie, przez co zamieram z łyżeczką w dłoni. – Ojcowie zazwyczaj chcą wybrać imię dla swojego syna. – Wpatruje się we mnie intensywnie, a ja czuję, jak cały mój dobry humor szlag trafia.

– On nie ma ojca – odpowiadam sucho, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

– Każdy ma jakiegoś ojca. Tak działa ten świat, nie znam innej możliwości – dogryza, ale uparcie milczę. Nie mam najmniejszego zamiaru dyskutować z nim na ten temat. – Tak więc, Emma? Kto dzisiaj powinien być z tobą zamiast mnie? Kim jest ten jebany frajer, który stchórzył? Ponieważ jestem przekonany, że tak właśnie było.

– A co, wróżbitą jesteś? Gówno wiesz. I nie interesuj się, to nie jest twoja sprawa. – Biorę w dłonie kubek i kieruję się do sypialni. Po drodze zerkam na niego i widzę, że jest zły.

– Zadzwonię po Raya, muszę gdzieś na chwilę wyskoczyć – woła za mną, na co macham lekceważąco ręką.

– Nie musisz wracać.

– Nie zrobię ci tej przyjemności.

– Musisz niewiele wiedzieć o przyjemnościach – prycham, trzaskając drzwiami od mojego pokoju.

Kolejny pieprzony bohater mi siętrafił.

***

Zack

Zdejmuję okulary i przecieram oczy. Nie spałem od doby i jestem kurewsko zmęczony oraz głodny.

Po intensywnej nocy dałem części moich chłopców wolne, zostawiając w pracy tylko tych, którzy są mi dzisiaj niezbędni, ale najpierw kazałem im się chociaż kilka godzin przespać. W tym czasie pojechałem do szpitala z Mattem oraz jego rodzicami, gdzie siedziałem do rana, czekając na jakieś informacje od lekarzy.

Na szczęście stan chłopca był stabilny, ale już wstępne wyniki badania krwi pokazały, że został czymś nafaszerowany, żeby byłnieprzytomny.

Zostawiłem tam dwóch moich ludzi, aby z nimi zostali, a sam przyjechałem do firmy. Myślę jednak, że zanim zacznę działać, ja również muszę się trochę przespać, inaczej nie ma to większego sensu.

Opieram głowę o zagłówek krzesła i wpatruję się w sufit, zastanawiając się, jak postąpić ze sprawą Andersonów. Nagle słyszę jakieś zamieszanie za drzwiami, które po kilku sekundach otwierają się z hukiem.

W pierwszej chwili cały się spinam, odruchowo łapiąc za broń, jednak dostrzegam pieprzonego agencika, maszerującego w moją stronę z chęcią mordu w oczach. Unoszę brew i posyłam mu lekceważący uśmiech.

– Już potrzebujesz mojej pomocy? – prycham, ale w tym samym momencie przez moją głowę przebiega myśl, że coś stało się Emmie. Zrywam się z miejsca, a ten chojrak zbliża się do mnie, obchodząc biurko. – Czy wszystko… – nie kończę pytania, ponieważ z moich płuc ulatuje powietrze, gdy nieproszony gość popycha mnie na ścianę. Czuję zimny metal lufy na skroni.

– Powinienem od razu odjebać ci łeb – rzuca, patrząc na mnie z obrzydzeniem.

Kątem oka widzę, że w biurze jest coraz więcej moich chłopców z wycelowaną w niego bronią, ale dopiero kiedy Tank przeciska się między nimi, wiem, że facet ma przejebane.

Nie żebym nie dał sobie rady – chociaż nie ukrywam, że jestem obecnie w chujowej sytuacji – jednak gdy chodzi o Tanka, to facet będzie miał zajebiste szczęście, jeśli nie straci tej ręki.

Unoszę dłoń, żeby pokazać przyjacielowi, aby wstrzymał się jeszcze chwilę, ale kiedy słyszę kolejne słowa, zamieram. Niewiele rzeczy jest mnie w stanie zszokować, jednakto…

– Jakim pierdolonym szmaciarzem trzeba być, żeby zostawić swoją ciężarną dziewczynę?! – fuka, dociskając mocniej pistolet do mojej głowy. Wpatruję się w niego oniemiały, a setki myśli pojawiają się w mojej głowie. – Zabiłbym cię, ale z przyjemnością zobaczę, jak robi to Lloyd, bo to o jego siostrę chodzi. – Posyła mi szyderczy uśmiech, patrząc na mnie z wyższością. – Czy nie dalej jak wczoraj słyszałem od ciebie podobne słowa? Cóż, zobacz, jak życie potrafi zaskoczyć. Karma jest taką pierdoloną, cwanąsuką…

– Jeśli nie chcesz jutro w porannym gównie szukać swojego lewego oka, to schowaj broń – stwierdza całkowicie spokojnie Tank, po czym wbija czubek noża w miejsce tuż przy jego oku, aż z maleńkiej ranki spływa strużka krwi. Bruce milczy, zaciskając z wściekłością usta, a ja wciąż patrzę na niego, przetwarzając usłyszanesłowa.

– Emma jest w ciąży? – charczę z niedowierzaniem, nie kryjąc się, że nie miałem o tym pojęcia. Widzę, jak jego bojowa postawa znika, gdy spojrzeniem skanuje moją twarz, aż w końcu ledwie dostrzegalnie kiwagłową.

Jeszcze nie wiemkogo.

Nie wiem jak.

Nie wiem kiedy.

Ale wiem, że zabiję.

***

Zatrzymuję się z piskiem opon przed domem Lloyda, po czym wyskakuję z samochodu i biegnę do wejścia, nawet nie zamykając drzwi. Słyszę za sobą kolejne hamujące pojazdy i mogę się tylko domyśleć, że to Tank oraz Bruce. Nie mam zamiaru sprawdzać. Bez pukania wchodzę do środka, zerkając tylko przelotnie na ochroniarza, który stoi niedaleko i kiwa mi głową na powitanie.

Wyszedłem z firmy bez słowa, jak w amoku, nie słuchając bełkotania pieprzonego agencika, który próbował coś tłumaczyć, ani Tanka, który chciał mnie zatrzymać, żebym sięuspokoił.

Nie jest żadną tajemnicą, że w jakiś dziwny, pokręcony sposób zależy mi na tej dziewczynie, chociaż nie zrobiłem nic, aby się do niej zbliżyć. Powtarzałem sobie na zmianę, że nie powinienem albo że po prostu nie jest dla mnie. Przeciągałem w ten sposób to, co wiedziałem, że prędzej czy później nastąpi – czyli w końcu nie wytrzymam, ponieważ chemia między nami jest wyczuwalna nawet z drugiego końca miasta.

Wiedziałem jednak, że jest bezpieczna. Wiedziałem, że studiuje, a później, że zrobiła sobie przerwę. I wiedziałem, kurwa, że się z nikim nie spotyka.

– Zack, co ty… – Lara urywa i cofa się z powrotem do kuchni, marszcząc brwi, kiedy widzi zaciętość na mojej twarzy.

Macham tylko ręką, dając jej znać, że nie mam czasu i ma dać mi spokój. Jednocześnie wiem, że Lloyd opierdoli mnie za takie traktowanie jego kobiety, ale w tej chwili mam tylko jeden cel.

Ponownie, bez żadnej zapowiedzi, wpadam do biura przyjaciela, szarpiąc gwałtownie za klamkę, na co odrywa wzrok od monitora i unosi na mnie brew.

– Z kim?! – warczę, czując, jak ciśnienie w mojej czaszce gwałtownie rośnie.

– Co? Kto? – Patrzy na mnie jak na debila, a ja słyszę kroki w korytarzu i wiem, że zaraz zrobi się tutaj niezły tłum.

– Emma – syczę, zaciskając dłonie w pięści i opierając je o biurko naprzeciwko zdezorientowanego Lloyda. – Pytam, kurwa, z kim i nie chcę słyszeć pierdolenia, że to nie moja sprawa.

– O czym ty pieprzysz, człowieku? – Mruży na mnie oczy i widzę, że traci cierpliwość.

– Zack, nie… – Agencik wpada do środka, urywając w pół słowa. Zerkam na niego przelotnie, dostrzegając, że obok niego, z marsową miną, stoi Tank. Nowa niańka Emmy przeskakuje spojrzeniem między mną a Lloydem, krzywiąc się lekko.

– O co tu, do chuja, chodzi?! – Ponownie zerkam na przyjaciela, który podnosi się i wkurwiony patrzy na nas, czekając na wyjaśnienia.

– Chcę wiedzieć, który pierdolony frajer sprawił, że Emma jest w ciąży, po czym zostawił ją samą? – cedzę słowa przez zaciśnięte zęby, w głowie już układając plan, co zrobię temu eunuchowi. Już teraz mogę go tak nazywać. Wpatruję się w Lloyda, który zastyga na kilka długich sekund, nim bez słowa opada na fotel, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Co ty powiedziałeś? – szepcze, mrugając kilkukrotnie, jakby próbował się ocknąć. – Jaka Emma? Moja Emma? Ona się z nikim nie spotyka. I nie spotykała. To niemożliwe. Cały czas ma ochronę, wiedziałbym… – urywa, skanując wzrokiem pomieszczenie, jakby szukał odpowiedzi, a ja zdaję sobie sprawę, że kilkanaście minut temu musiałem wyglądać podobnie.

Czyli nikt nie ma o tym pojęcia…

Ponownie spotykam się z nim spojrzeniem. Patrzymy na siebie przez chwilę, nim jednocześnie wrzeszczymy, już wiedząc, gdzie są wszystkie naszeodpowiedzi.

– Larissa!