Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie - Darcy Trigovise - ebook

Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie ebook

Trigovise Darcy

4,7

Opis

Nigdy nie byłem dobrym człowiekiem.

Kradłem, piłem, imprezowałem – to był sens mojego życia. To wszystko skończyło się pewnej nocy, kiedy napad nie przebiegł zgodnie z planem, a rano obudziłem się z raną od noża i kajdankami na rękach. Dziesięć lat. Spędziłem dziesięć lat w więzieniu. Przetrwałem tylko dzięki planowaniu zemsty. Nie byłem już tym samym chłopakiem. Sensem mojego życia stał się odwet na tych, którzy niegdyś byli mi jak bracia...

 

Zawsze byłam dobrą dziewczyną.

Uczyłam się, byłam grzeczna, uprzejma i optymistycznie patrzyłam w przyszłość. Później trafiłam na złego mężczyznę. Mężczyznę, który miał mnie kochać i chronić, a jednak to ja musiałam chronić przed nim siebie oraz nasze dzieci. Dwanaście lat. To trwało dwanaście lat, zanim los się do mnie uśmiechnął. Ale zmieniłam się. Nie byłam już tą samą dziewczyną. Sensem mojego życia stały się dzieci i zapewnienie im wszystkiego, czego potrzebują. Wtedy znów trafiłam na złego mężczyznę...

 

Nienawiść, niechęć, pożądanie, miłość. Cięte riposty i odrobina humoru.

Dwie skrzywdzone dusze. Dwa złamane serca. Jedna miłość i jedna zemsta, która może zniszczyć wszystko...

 

„Czy wszyscy zasługują na drugą szansę, nowy początek i nowe życie? Cornel przekona się, jak trudno jest wrócić do normalności, ale czy zechce żyć jak przykładny obywatel? Czy kobiecie, która stanie na jego drodze, uda się udowodnić mu, że mimo trudnej przeszłości warto zawalczyć o szczęście? Darcy Trigovise pokazuje, że zaufanie i rodzące się uczucie mogą zmienić człowieka, dać mu siłę i nadzieję na lepsze jutro. Emocje, odwaga, dramaty i drugie szanse. Polecam!” - Wioleta Kuflewska, @wioletreaderbooks 

 

,,Odwet" to dla mnie must have tego roku! Uważam, że każdy powinien mieć tę książkę na swojej półce! Dzięki Darcy Trigovise poznacie niereformowalnego Corneliusa, który pała chęcią zemsty na dawnych ,,przyjaciołach", przez co musi stoczyć najważniejszą dla niego walkę – walkę o własne życie. Pewna blondynka i uczucia, które pojawiają się mimo jego oporów, to tylko część tej niesamowitej czytelniczej przygody. Ta historia wgniecie was w fotel! Polecam!” - Anna Piontke, czytelniczka 

 

Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie" to intrygująca i wciągająca historia o bohaterach, których życie nie potraktowało ulgowo. Przepełniona emocjami, smutna, a zarazem niosąca nadzieję opowieść o tym, że czasami warto zastanowić się nad własnymi pragnieniami. Czy tytułowy odwet może przynieść ukojenie, jeśli jego ceną będzie utrata wszystkiego, na czym zaczęło człowiekowi zależeć? Zdrada, zemsta, namiętność, szczypta humoru i miłość, a to wszystko zaprezentowane w doskonałym stylu. Dajcie się porwać historii Corneliusa i Ariany, a nie pożałujecie. Z całego serca polecam!” - Karolina Łata, @zakochana_w_romansach

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 408

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (1105 ocen)
886
161
49
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
magdala36

Nie oderwiesz się od lektury

Przygodę czytelniczą zaczęłam na Wattpad a potem była przerwa i dokończenie lektury musiałam czekać do wydania 😉 ale było warto i warto wybrać akurat tą powieść. To opowieść o dwojgu zranionych, Cornelius był kiedyś młody, głupi, wybrał lekki szmal. Po nieudanym napadzie trafił do więzienia. A po wyjściu planuje zemstę na dawnych kumplach. Ariana, taka miła dziewczyna z sąsiedztwa, wybrała złego partnera, który zrobił z niej worek treningowy. Przy życiu trzymały ją tylko dzieci. Kiedy udało jej się uwolnić, wróciła do rodzinnego domu. Zaczęła pracę w firmie dziadka, który zatrudnił też Cornela. Okazuje się, że tych dwoje może sobie dużo dać. Cor staje się też ważną osobą w życiu dzieci. Choć Adriana starała się je chronić przed ojcem, to one wiedziały co się dzieje w domu i atmosfera przemocy i strachu odbiła się na nich. Autorka stara się to wszystko pokazać. Cierpliwość, wytrwałość, która pozwala zacząć na nowo. Otworzyć się na drugiego człowieka, nie oceniać po pozorach. Zbudować c...
20
wieczorkowna

Nie oderwiesz się od lektury

Książka której historia dwójki niezwykle wyrazistych bohaterów pochłania w całości. Chcesz więcej i więcej i otrzymujesz to z każdą przeczytana stroną.Zdecydowanie godna uwagi i wielkie brawa dla autorki za tak piękna i emocjonalną historie dwójki ludzi.Polecam przeczytać a wrócicie nie raz do Ariany i Corneliusa.
20
Karolinek89

Nie oderwiesz się od lektury

„Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie” to intrygująca i wciągająca historia o bohaterach, których życie nie potraktowało ulgowo. Przepełniona emocjami, smutna, a zarazem niosąca nadzieję opowieść o tym, że czasami warto zastanowić się nad własnymi pragnieniami. Czy tytułowy odwet może przynieść ukojenie, jeśli jego ceną będzie utrata wszystkiego, na czym zaczęło człowiekowi zależeć? Zdrada, zemsta, namiętność, szczypta humoru i miłość, a to wszystko zaprezentowane w doskonałym stylu. Dajcie się porwać historii Corneliusa i Ariany, a nie pożałujecie. Z całego serca polecam!
20
magda1777

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała ksiazka , jak wszystkie tej autorki. Naprawde nie mozna sie Od niej oderwac
10
Handzia1969

Nie oderwiesz się od lektury

Super, Gorąco polecam..
00

Popularność




Copyright © by Darcy Trigovise, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II: Magdalena Zięba-Stępnik

Zdjęcia na okładce: © by rdrgraphe/Shutterstock.com

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-66754-65-2

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Patrycji Kiewlak

„Obecność jest jednym z najwspanialszychprezentów,

jakie możesz podarować drugiemuczłowiekowi.

Nie musisz nie wiadomo czegorobić.

Wystarczy, żejesteś”

~ Autor nieznany

Prolog

Cornelius

Imagine Dragons – Believer

Sto dziewięćdziesiątosiem.

Sto dziewięćdziesiątdziewięć.

Dwieście.

Kładę się na zimnej podłodze i przykładam twarz do betonowej posadzki. Jest chłodna, ale to dobrze.

Idealnie.

Nie dlatego, że potrzebuję zimna po dwustu pompkach, które właśnie zrobiłem. Potrzebuję go od dziesięciu lat, aby studzić moją wściekłość.

A dzisiaj potrzebuję go wyjątkowo mocno, ponieważ nadszedł ten dzień. To dzisiaj opuszczę bramy piekła na ziemi, w którym egzystowałem przez ostatnie dziesięć lat.

Zwolnienie warunkowe, pozostałe trzy lata w zawieszeniu na pięć. I nie, to nie za dobre sprawowanie. Po prostu większość strażników ma już mnie dość, więc wybrali jedyne słuszne rozwiązanie i wstawili się za mną. Dobrze dla nich, będą mieli chwilę spokoju.

Ale niezbyt długą.

Słyszę kroki, więc przymykam oczy i biorę głębokiwdech.

Dwa uderzenia pałką w kraty sprawiają, że się uśmiecham. To znak, którego nauczyłem strażników. Dzięki temu wiem, że przychodzą w pokojowych zamiarach.

– Podejdź, Corneliusie. Wychodzisz.

Nie spieszę się, powoli wstaję i zarzucam na siebie koszulkę. Opłukuję twarz zimną wodą w małej umywalce i podchodzę do strażnika, wpatrując się w niego z kamiennym wyrazem twarzy, co robię zawsze. Słyszałem, że to właśnie tego spojrzenia się obawiają, ponieważ nigdy nie wiadomo, co po nim nastąpi. Potrafię być nieprzewidywalny. Ukrywam emocje, które mną targają. Rzadko się odzywam. Wolę czyny od słów. Słowa są niewiele warte. Wiem to z doświadczenia. To twoje czyny mają prawdziweznaczenie.

Jeden za wszystkich, wszyscy zajednego!

Do tej pory huczy to w mojej głowie. Okrzyk, przez który nieraz miałem zdartegardło.

Zwykłe pierdolenie.

Droga do wolności mija o wiele szybciej, niż sądziłem. Niewiele o tym wiedziałem, znałem tylko sposoby, jak tu wejść. Strażnicy oddają mi kilka moich rzeczy, które po tylu latach nie mają prawie żadnej wartości, ale dorzucają do tego banknot, jak mówią: na bilet autobusowy.

Cóż za hojność.

– Corneliusie, pamiętaj o warunkach zwolnienia. Kurator i praca, inaczej wrócisz do nas, a tego żaden z nas by nie chciał.

Uśmiech na mojej twarzy pojawia się powoli, milimetr po milimetrze. Widzę ich szok i lekką obawę, ale nie zamierzam nic robić. Po prostu wybucham głośnym, diabolicznym śmiechem. Cofam się o krok, wciąż się uśmiechając, i słyszę otwieranie drzwi, za którymi czeka inny świat, inne realia, które pozwolą mi zrealizować mójplan.

A kiedy już tozrobię…

– Do zobaczenia, panowie.

Rozdział 1

14 latwcześniej…

Ariana

– Kochanie, jeszcze możesz zmienić zdanie. Jakoś to wszystko załatwimy. Dziadek zna się zdyrektorem…

– Proszę cię, babciu. Całe wakacje o tym rozmawiałyśmy. Nie mam zamiaru zmienićzdania.

Słyszę tubalny głos płynący z głośników, który informuje nas, że mój pociąg za chwilę przyjedzie. Ogarnia mnie ekscytacja, kiedy zdaję sobie sprawę, że to już, teraz, następuje ta ogromna zmiana w moim młodym życiu. Zmiana, której tak bardzo pragnęłam.

– Rosa, daj już spokój naszej dziewczynce. Jest mądra i odpowiedzialna, poradzi sobie – mówi dziadek, uśmiechając się do mnie.

– Wiem, ale to nie zmienia faktu, że będę się martwić. Ariana, masz dzwonić codziennie, chociaż na minutę, żebym wiedziała, że wszystko jest wporządku!

– Tak, babciu. – Przewracam oczami, ponieważ przypomina mi o tym codziennie od dwóch miesięcy, ale jednocześnie unoszę kącik ust.

Odkąd moi rodzice zginęli trzy lata temu w górach podczas wspinaczki, dziadkowie zastępują mi ich na pełen etat. Nigdy do końca nie pogodzę się z tą stratą, ale po takim czasie ból w sercu zelżał, przynajmniej na tyle, że jestem w stanie swobodnie oddychać, gdy o tym myślę.

– Denver, Denver. Jakby u nas szkół było mało – marudzi babcia.

– To samo jej mówiłam, ale to jak mówić do słupa. – Martina, moja przyjaciółka jeszcze z czasów przedszkola, podchodzi do mnie i obejmuje ramieniem. – Ale zobaczy pani, że jak wróci, to będzie najlepszym lekarzem w mieście. Otworzy prywatny gabinet i zmiecie z rynku resztę stomatologów.

– Wariatka! – Chichoczę, szturchając ją łokciem.

– To na studia mogła tam jechać. Ma dopiero szesnaście lat! Kto to widział, żeby taka młoda dziewczyna już mieszkała w szkole zinternatem!

– Rosa… – wtrąca siędziadek.

– Cicho, Joseph. Muszę sobie jeszcze trochę ponarzekać. Muszę i już. – Jej głos się łamie i widzę, jak bierze głęboki wdech.

– To tylko niecałe dwieście kilometrów, babciu. W razie czego dwie godziny pociągiem i jestem z powrotem. U nas nie ma szkoły średniej, która miałaby podział na specjalizacje. Klasa biologiczno-chemiczna sprawi, że o wiele lepiej przygotuję się na studia. Ale ty to wszystko wiesz, prawda? – Uśmiecham się czule i podchodzę do ukochanej staruszki, żeby ją mocno przytulić. – Przecież będę często wracać. Jak nie będzie dużo nauki, to nawet na weekendy mogę przyjeżdżać.

– Mogłaś chociaż pozwolić się odwieźć samochodem. Zobaczyłabym ten twójinternat…

Wypowiedź babci przerywa nadjeżdżający pociąg, a w moim brzuchu znów zaczynają fruwać motyle. To uczucie nie towarzyszyło mi, odkąd zmarli rodzice. Ja naprawdę potrzebuję jakiejś zmiany. Tak, mam tutaj rodzinę, kuzynów, dziadków, Martinę, ale codziennie muszę patrzeć na dom, w którym się wychowywałam i który wypełniony był śmiechem mamy i taty, a są takie momenty, że to dla mnie za dużo.

Jeszcze raz przytulam babcię i dziadka, po czym podchodzę do przyjaciółki, która trzyma mój wielki plecak podróżny, wypełniony ubraniami oraz innymi najpotrzebniejszymi rzeczami. Chcę go od niej wziąć, ale nie pozwala mi na to, więc podnoszę na nią wzrok i spoglądam w te zielone oczy, przepełnione siostrzaną troską i miłością – moja siostra z wyboru. Siostra, której nigdy nie było mi dane mieć. Całkowite przeciwieństwo mnie i to chyba właśnie dlatego tak świetnie się dogadujemy – gdzie ona jest głośna, tam ja cicha, gdzie ona szalona, tam ja rozważna… I wciąż nie mogę uwierzyć, że to właśnie ja z naszej dwójki zdecydowałam się na tak odważny krok.

– Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Mam nadzieję, że niedługo uproszę rodziców i będę mogła cię odwiedzić.

– Koniecznie! – Zarzucam jej ręce na szyję i mocno przytulam, nie zwracając uwagi na dużą przeszkodę w postaci plecaka między nami. – Kocham cię, Tini.

– Kocham cię, Rini.

Uśmiechamy się do siebie szeroko na wspomnienie naszych przezwisk z przedszkola. Martina gubiła A w moim imieniu, kiedy miała cztery lata, a ja, zezłoszczona tym przekręcaniem, zaczęłam sobie skracać jej imię. To od tego zaczęła się nasza przyjaźń.

Pociąg hamuje, więc szybko zakładam plecak, łapię małą, podręczną torbę i patrząc na całą trójkę, przesyłam im całusa. Następnie podbiegam do wagonu z moim przedziałem. Kiedy odnajduję swoje miejsce i zerkam przez okno, dostrzegam, jak dziadek przytula babcię, a Martina ma tę swoją specyficzną minę, którą niewiele osób potrafi rozszyfrować – usta zaciśnięte w dzióbek i ani jednego mrugnięcia oczami, żeby niechciane łzy nie zaczęły wypływać, ukazując jej ciepłe, dobre serce, które odkrywa tylko przed nielicznymi.

Gdy pociąg powoli rusza, przykładam dłoń do chłodnej szyby i z szerokim uśmiechem oraz lekkim wzruszeniem odjeżdżam.

Jestem pewna, że rozpoczynam najlepszą przygodę swojego życia.

– Tak, babciu, wszystko jest w porządku. Za chwilę wychodzę do szkoły, a to tylko trzy minuty drogi. – Wzdycham lekko, ponieważ rozmawiałyśmy wczoraj wieczorem i od tamtej pory nawet na sekundę nie opuściłam swojegopokoju.

Wymieniam z babcią jeszcze kilka uprzejmości, zanim się rozłączam. Spoglądam na puste łóżko po prawej stronie pomieszczenia i zastanawiam się, czy dadzą mi jakąś współlokatorkę, czy jednak będę mieszkała sama. Jeśli się nad tym zastanowić, to już by tutaj raczej ktoś był, skoro pierwsze zajęcia zaczynają się za godzinę. Przestaję o tym myśleć, wkładam swoje ulubione tenisówki, łapię plecak i wybiegam z pokoju.

Wczoraj udało mi się rozpakować wszystkie rzeczy, a wieczór spędziłam na długiej rozmowie z Martiną, więc nawet nie miałam czasu, żeby rozejrzeć się po okolicy. Dlatego dzisiaj wychodzę wcześniej.

Internat i szkoła znajdują się na peryferiach miasta, do centrum trzeba dojechać kilkanaście przystanków, jednak nie przeszkadza mi to, ponieważ mam zamiar skupić się głównie na nauce. Ta szkoła była jedyną w mieście z wybraną przeze mnie specjalizacją i bursą. Uczniów pilnować mają nauczyciele i oczywiście obowiązuje nas „godzina policyjna”, z czego najbardziej ucieszyła się babcia, kiedy przyjechaliśmy na spotkanie rodziców i opiekunów z dyrektorem na początku wakacji. Jeszcze podczas porannej rozmowy mi wypominała, że nie miała wtedy szansy zobaczyć miejsca, w którym miałam zamieszkać, i zapewniała, że na pewno w najbliższym czasie mnie odwiedzą.

Na korytarzu mijam kilka osób, ale nie zwracają na mnie uwagi. Nigdy nie przyciągałam spojrzeń, ponieważ wyglądam zwyczajnie z moimi blond włosami sięgającymi ramion oraz niebieskimi oczami. Ale też nigdy mi to nie przeszkadzało – jestem wręcz z tego zadowolona. Lubię ciszę oraz spokój i wolę mieć kilku prawdziwych przyjaciół niż setki znajomych.

Wychodzę z internatu. Nie wstępuję po drodze na stołówkę, gdzie mamy podawane wszystkie posiłki, tylko skręcam w prawo i już po kilkuset metrach dostrzegam duży parking, tuż przy szkolnym boisku.

Budynek szkoły niczym się nie wyróżnia – duży, szary, z białymi oknami, ale mimo wszystko jestem nim tak zafascynowana, że całkowicie nie zwracam uwagi na to, co się wokół mnie dzieje. Dopiero głośny dźwięk klaksonu sprawia, że się rozglądam i zdaję sobie sprawę, iż przystanęłam na środku miejsca parkingowego, a niewiele jest ich wolnych.

Młody chłopak macha ręką, pokazując w ten sposób, żebym się odsunęła, a ja natychmiast odskakuję na wąski chodnik i czuję, jak rumieńce pokrywają moją twarz. Kiedy blondyn wysiada z samochodu, dobre wychowanie bierze górę.

– Przepraszam cię bardzo, zamyśliłam się. – Posyłam mu delikatny uśmiech i obserwuję, jak otwiera usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie robi tego.

Przed chwilą na jego twarzy widziałam irytację, lecz ten wyraz zniknął, a zastąpiło go zaciekawienie. Milczy dłuższą chwilę, dokładnie mi sięprzyglądając.

Zaczynam czuć się niekomfortowo. Musi być ode mnie starszy, pewnie rok albo dwa, ale to jego intensywne spojrzenie sprawia, że cofam się o trzy kroki i już mam zamiar odejść, kiedy w końcu się odzywa:

– Jesteś nowa, prawda? Nie widziałem cię wcześniej.

– Tak, dopiero przyjechałam. Zaczynam pierwszą klasę. – Zerkam nerwowo na zegarek, upewniając się, że mam jeszcze czas.

– Jestem Dave. – Posyła mi szeroki uśmiech. Jest naprawdę przystojny, ale nie mam pewności, czy ten jego uśmiech jest szczery, ponieważ nie sięga on oczu. – A ty? – Unosi brew, rozbawiony, dając mi tym samym znać, że moje wpatrywanie się w niego nie pozostało niezauważone.

– Ariana.

– Ariana – powtarza moje imię, jakby sprawdzał, jak brzmi, kiedy je wypowiada, a następnie jego twarz znów rozświetla zadowolenie. – Pozwól, że odprowadzę cię pod salę, Ariano. Przy okazji pokażę ci, co gdzie jest, żebyś nie musiała błądzić w tym labiryncie. – Puszcza mi oczko, a ja wzruszam ramionami.

– Nie musisz… – Zaczynam się peszyć, przez co przygryzam dolnąwargę.

– Wiem, że nie, ale zrobię to z przyjemnością – mówi otwarcie, puszczając mioczko.

– No dobrze. – Kiwam głową, gdy ręką wskazuje mi kierunek, i uśmiecham się, chcąc w ten sposób podziękować.

– Cholera, masz piękne dołeczki!

– Dziękuję. – Soczysty rumieniec pokrywa moją twarz, chociaż słyszałam ten komplement już wiele razy.

Dołeczki w moich policzkach są czymś, co naprawdę mi się we mniepodoba.

Kocham je, ponieważ moja mama miała identyczne i zawsze mi o niejprzypominają.

Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś staną się moim przekleństwem.

Cornelius

Nie spieszę się, kiedy wracam od Thomasa. Idę powoli, ciesząc się ciszą, która mnie otacza. Moja głowa pochłonięta jest myślami o nadchodzącym rozpoczęciu roku szkolnego. Jutro ostatni dzień wakacji, a już w poniedziałek pójdę do nowej szkoły. Liceum, do którego będę uczęszczał, znajduje się blisko mojego domu, ale pocieszającą myślą jest to, że Thomas będzie chodził do klasy razem ze mną.

Nigdy nie miałem wielu przyjaciół i ciężko mi nawiązywać nowe kontakty. Jestem małomówny, to pewnie dlatego. Wolę obserwować. Odzywam się tylko wtedy, gdy słowa są niezbędne. Można całkiem sporo się dowiedzieć o ludziach jedynie na podstawie ich zachowania – gestów, mimiki, a przede wszystkim czynów. Nie wszyscy jednak to rozumieją i uważają mnie za dziwaka. Może nawet trochę nim jestem, ale jaki miałbym być, skoro mam takich rodziców? Kiedy pije jeden z twoich rodzicieli, jest ciężko. Ale kiedy piją oboje?

Jest zajebiście źle.

To właśnie oni nauczyli mnie, że słowa są niewiele warte. Obietnic, które mi składali, prawie nigdy nie dotrzymywali. Często pod wpływem alkoholu mówili, że mnie kochają. Że mają tylko mnie i jestem ich szczęściem, ponieważ nie mogą mieć więcej dzieci.

Czy tak wygląda miłość rodziców dodziecka?

Kiedy zbliżam się do domu, w moim żołądku zawsze osiada dziwne uczucie niepokoju. Tym razem nie jest inaczej. Zanim łapię za klamkę, biorę głęboki wdech, żeby przygotować się na najgorsze, ale to, co zastaję w środku, na pewno nie jest tym, czego się spodziewałem.

Myślałem, że zobaczę kolejną libację alkoholową, nieprzytomnych rodziców, poczuję smród wymiocin, ale na pewno nie zakładałem, że cały korytarz będzie zastawiony walizkami oraz kartonami.

– Mamo? Tato? – wołamniepewnie.

– Chodź do góry, Cornel, i zabierz z twojego pokoju to, co chcesz zatrzymać. – Głos matki wydaje się całkowicie normalny, nie zapowiada nic złego, ale gdy wbiegam po schodach, zastaję ją w sypialni, gdzie wrzuca swoje ubrania do kolejnej walizki.

– Co się dzieje?

– Przeprowadzamy się – wyjaśnia niewzruszona.

– Słucham? – Z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy opadam na łóżko i wpatruję się w nią, ale nie podnosi na mnie wzroku, jakby nie chciała mi spojrzeć w oczy.

– Straciliśmy dom. Do poniedziałku musimy go opuścić – dodaje, a jej ton głosu pozostaje spokojny.

– O czym ty mówisz, mamo? I gdzie niby teraz będziemy mieszkać? W poniedziałek zaczynam szkołę… – Kotłują się we mnie różne emocje, które tworzą mieszankęwybuchową.

– Pójdziesz do innej szkoły, już to załatwiliśmy. Nie dramatyzuj, Corneliusie. Nic takiego się nie dzieje. – Macha ręką, jakby to rzeczywiście byłabłahostka.

Zaciskam usta w cienką linię i przygryzam od środkapoliczek.

Nic się nie dzieje?!

– Możesz mi to wyjaśnić? – proszę, starając się trzymać nerwy nawodzy.

– Załatwiliśmy już z tatą mieszkanie zastępcze. Trzeba je będzie trochę odmalować. Może zrobicie to w następny weekend? – Zerka na mnie, ale trwa to dosłownie sekundę. Tyle jednak wystarcza, bym dostrzegł na jej twarzy wstyd.

– Dlaczego to wszystko się dzieje? – pytam, chociaż doskonale znam odpowiedź. Przepijali pieniądze, które powinny iść na spłatę kredytu.

Jak głupi, naiwny dzieciak myślałem, że chociaż o to dbają. Oboje są informatykami, więc pracują zdalnie, nie musząc wychodzić z domu, co pozwala im pić dosłownie codziennie. Jak widać, ilość alkoholu, na którą było ich stać, przestała byćwystarczająca…

– Nie mieliśmy ostatnio zbyt wiele zleceń. Nie wystarczało na kredyt. – Wzrusza ramionami, ale ja wiem, że kłamie. Nie jestem cholernym idiotą. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz, Cornel.

Kolejne pustesłowa.

Mieszkanie potrzebuje małego malowania? – prycham w myślach. Trzaskam drzwiami tej rudery i zbiegam schodami po obskurnej klatceschodowej.

Jestem wściekły i rozczarowany. Nie rozumiem, jak mogli dopuścić do takiej sytuacji. Jak mogli upaść tak nisko? Jak alkohol mógł zrobić z nich takich ludzi?

Dziesięciominutową drogę do szkoły pokonuję w pięć. Kiedy przechodzę przez mały park, zwalniam tempo, żeby się trochę opanować. Staram się oczyścić głowę i przygotować na to, co zastanę po wejściu na teren placówki. Nie znam tam nikogo i to nie działa na moją korzyść. Ani to, ani fakt, że mało mówię. Jestem też pewny, że do tej szkoły chodzą wszystkie dzieciaki z okolicy, więc na pewno się znają, a ja będę musiał jakoś wtopić się w tłum.

Głośny śmiech sprawia, że zerkam w lewo i dostrzegam grupkę młodych chłopaków. Każdy z nich trzyma w ręce papierosa, chociaż są mniej więcej w moim wieku. Wyglądają na zrelaksowanych i widać, że dobrze się znają, przez co nie przejmują się nadchodzącym rokiem szkolnym. Zazdroszczę im tego. Gdybym dwa dni temu się nie przeprowadził, to pewnie czułbym się podobnie.

Już mam ich minąć, kiedy nawiązuję z jednym z nich kontakt wzrokowy. Po jego twarzy błąka się mały uśmieszek, chociaż nie jest złośliwy. Unosi lekko brodę w geście powitania, a ja robię to samo i to właśnie wtedy coś każe mi się zatrzymać.

Nie wiem, czy to przez ostatni stres, nowe miejsce, brak jakichkolwiek znajomych, czy to po prostu zwykły akt desperacji, ale staję i zadaję pytanie, kierując je do wszystkich, ponieważ zdążyli już mnie zauważyć i przerwać rozmowę.

– Cześć. Macie może fajkę?

Jedno krótkie pytanie.

Cztery słowa, które zmieniły całe mojeżycie.

Rozdział 2

12 latwcześniej…

Ariana

Billie Eilish ft. Khalid – Lovely

To nie może się dziać naprawdę.

Jestem otępiała. Pustym wzrokiem wpatruję się w okno i staram zapanować nad ogarniającą mnie paniką.

Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna? Jak mogłam do tego dopuścić?

Całe wakacje spędziłam u dziadków, pomagając im w rodzinnym sklepie i po cichu licząc, że kiedy wrócę do szkoły, Dave będzie miał już kogośinnego.

Zakładałam, że znudzi mu się czekanie, zwłaszcza że w czerwcu ukończył liceum, a mi pozostał jeszcze rok. Myślałam… Ja wręcz byłam pewna, że rozpocznie studenckie życie i zakończy ten związek, który od dawna nie powinien istnieć.

Myliłam się.

Oczywiście, że się myliłam i powinnam to wiedzieć po wakacjach w zeszłym roku. Obiecywał mi wtedy wielokrotnie, że cokolwiek by się nie działo, ja zawsze będę jego, a on będzie na mnie czekał. Problem polegał na tym, że nie chciałam, by czekał.

A teraz… Teraz już nigdy nie pozwoli mi odejść. Oczami wyobraźni widzę, jak będzie wyglądało moje życie i żadna z tych myśli nie sprawia, że czuję sięszczęśliwa.

Uwięziona, osaczona, w sytuacji bezwyjścia.

Nie mogę zrozumieć, jak to się stało. Nigdy nie uprawialiśmy seksu bez zabezpieczenia. Dave na to nalegał wiele razy, co kilkukrotnie skończyło się kłótnią, ale nigdy na to nie pozwoliłam. Wiedziałam, jakie taki „jeden raz” może mieć konsekwencje, a jednak pomimo ostrożności i tak to się stało. Dwie kreski na teście ciążowym i brak miesiączki od dwóch miesięcy mówią same za siebie. Wiedziałam o tym już od jakiegoś czasu, jednak nie miałam odwagi sprawdzić. Chciałam, aby te wakacje minęły mi spokojnie, bez trosk i zmartwień. Wróciłam do internatu niecały tydzień temu i nie mogłam tego dłużej odwlekać.

Dave będzie wściekły. Nienawidzi, kiedy coś nie idzie po jego myśli. Wszystko musi być idealnie, chyba że sam zdecyduje inaczej – jak na przykład kilka dni temu o rezygnacji ze studiów. Jego tata, który ma pięć salonów samochodowych w Denver, zaproponował mu stanowisko kierownika w jednym z nich, na co mój chłopak ochoczo przystał. Teraz będzie miał jeszcze więcej czasu, żeby mnie kontrolować.

Czuję narastające mdłości, więc przełykam ślinę i staram się uspokoić przyspieszony oddech. Przykładam dłoń do brzucha, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że tam rozwija się nowe życie. A może jestem, ale nie chcę?

Jak ja mam powiedzieć o tym dziadkom?

Dźwięk telefonu sprawia, że lekko podskakuję, ale po chwili biorę urządzenie z szafki nocnej. Cholera, to nie będzie łatwa rozmowa…

– Cześć, Marti – witam się z przyjaciółką, a mój głos jest niewiele głośniejszy odszeptu.

– Ari, no nareszcie! Próbuję się do ciebie dodzwonić od trzech dni! Co ty, do diabła, wyprawiasz?! – krzyczy, wyraźnierozzłoszczona.

– Przepraszamcię…

– Żadne przepraszam, tylko zaraz masz zadzwonić do babci! Odchodzi od zmysłów! Nie taka była umowa, jeśli chodzi o wasze rozmowy, a ty ciągle zawodzisz w tejsprawie!

Jak widać, nie tylko w tej…

– Dziewczyno, dzisiaj już prawie do ciebie pojechała. Uprosiłam ją, żeby poczekała do jutra i jeśli dalej się nie odezwiesz, to pojedziemy razem. Co ty wyprawiasz, Ariana?!

– Martina… – urywam i biorę głęboki, drżący wdech.

– Rini, co się dzieje? Ten dupek coś ci zrobił, tak? Pieprzony frajer! Od pierwszego spotkania wiedziałam, że coś jest z nim nie tak! Żaden normalny facet nie ma wyregulowanych brwi lepiej niż jego dziewczyna… – prychapogardliwie.

– Jestem w ciąży – wypalam, przerywając jej.

Po moich słowach zapada cisza, która jest trudna dla obu stron. Wiem, że nie tego się spodziewała i że może się teraz na mnie wściec. Całe wakacje milczałam, chociaż była obok. Widziałyśmy się przecież zaledwie tydzień temu, mogłam jej powiedzieć o moich podejrzeniach, a mimo wszystko odwlekałam to, mając nadzieję, że się mylę.

Jak tchórz. Mały, nieodpowiedzialny tchórz.

Zupełnie niepodobny do Ariany, jaką byłam kiedyś.

Słyszę ciężkie kroki na korytarzu, które stają się coraz głośniejsze, i wiem, że muszę kończyć.

– Zadzwonię później. Kocham cię, Tini.

– Ariana, zaczekaj!

Drzwi od mojego pokoju otwierają się w momencie, kiedy się rozłączam. Dave staje w progu i marszczy brwi, zerkając to na telefon w mojej dłoni, to na mnie, zanim lustruje wzrokiem, w co jestem ubrana. Mogłabym przysiąc, że test ciążowy, który zdążyłam wcisnąć w kieszeń, zaczyna parzyć moją nogę.

– Z kim rozmawiałaś? – pytapodejrzliwie.

– Z Martiną – odpowiadam zgodnie z prawdą. Nie ma sensu, żebym kłamała, bo wiem, co za chwilę nastąpi.

Zamyka za sobą cicho drzwi i podchodzi, wyciągając rękę. Podaję mu telefon, a on od razu sprawdza rejestr ostatnich połączeń. Nie wiem, jakim cudem nie zwariował przez wakacje. Chyba że i tak znalazł jakiś sposób na sprawowanie kontroli… To nie tak, że mam cokolwiek do ukrycia, ale fakt, że to robi, napawa mnie obrzydzeniem do samej siebie, ponieważ godzę się na to. Już dawno przestałam z tymwalczyć…

– Mówiłem, żebyś przestała rozmawiać z tą małą dziwką – rzuca z pogardą.

– Dave…

– Dzisiaj to nieważne. Musimy już wychodzić. Jak ty wyglądasz? – Patrzy na mniekrytycznie.

Spoglądam w dół, ale nie potrafię skupić się na niczym innym oprócz tego, co muszę mu powiedzieć. Wszystko przestało mieć znaczenie kilkanaście minuttemu.

I chociaż wiem, że przypieczętuję tym swój los, nie mam innego wyjścia. On nigdy nie pozwoliłby mi odejść bez walki, zresztą, jaki by nie był, nie mogę przed nim ukryć ciąży. Sama jestem sobie winna. Już wtedy, dwa lata temu, na tym nieszczęsnym parkingu odniosłam wrażenie, że coś jest z nim nie tak, jednak dałam się nabrać na czułe słówka i obietnice wiecznej miłości. Jak typowa nastolatka z różowymi okularami na nosie uległam pięknemu uśmiechowi i niekończącym się komplementom.

– Dave… – zaczynam, ale gardło mam tak zaciśnięte, że ledwie wydobywam z siebiesłowa.

– Nie Dave, tylko zbieraj dupę do łazienki i włóż jakąś sukienkę. Moi rodzice czekają z kolacją – rozkazuje, nie zauważając, co się ze mną dzieje.

– Jestem w ciąży.

Nawet na niego nie patrzę, gdy to mówię. Nie unoszę wzroku, wpatruję się w dywan i modlę o w miarę spokojne przyjęcie wiadomości. Przygryzam dolną wargę prawie do krwi, oczekując jakiejś reakcji, jednak cisza przeciąga się, a ja w końcu nie mam wyjścia i muszę na niego spojrzeć.

Spodziewałam się wszystkiego. Jego wściekłości, krzyku, szarpania, zarzucenia zdrady, co zdarzyło się już nie raz, ale na pewno nie spodziewałam się tego, co robi. Z najszerszym uśmiechem, jaki u niego widziałam przez cały ten czas, kiedy się znamy, pochyla się nade mną, obejmuje moją twarz dłońmi i delikatnie zaczyna obsypywać moją twarz pocałunkami, kończąc na ustach.

– To cudownie, kochanie! Cholernie, niesamowicie się cieszę! – Mocno mnie przytula, przyciągając do swojej klatki piersiowej. – Najlepsza wiadomość, jaką mogłaś mi przekazać! Który to tydzień? Wiesz coś więcej, byłaś już u lekarza? Zaraz znajdę jakąś prywatną klinikę i pojedziemy razem! Cholera, muszę zobaczyć nasze dziecko! Nawet nie wiesz, jak mnie uszczęśliwiłaś!

Milczę, ponieważ moja głowa zaczyna pulsować od nadmiaru emocji i stresu. To cudownie? Niesamowicie? Mam dopiero osiemnaście lat, a on dziewiętnaście. W porządku, ma stałą pracą i mnóstwo pieniędzy, ale to nie zmienia faktu, że to jest zły moment. Kompletnie nieodpowiedni. Mam do skończenia szkołę, w planachstudia…

Odsuwam się lekko i wpatruję w jego roześmiane oczy. Żadnego zaskoczenia, szoku, niedowierzania. To niemożliwe, prawda? Nie zrobiłby czegoś takiego… Nie mógłby tego zrobić tylko dlatego, że ma na moim punkcie jakąśobsesję…

– Kochanie, uśmiechnij się i pokaż mi swoje dołeczki! Tylko tego mi dzisiaj brakuje, żebym został najszczęśliwszym facetem na tej cholernej planecie!

I po prostu to wiem. Nie pytam, ale znam odpowiedź i zdaję sobie sprawę z czegośjeszcze…

To nie jest „jakaś tam” obsesja.

Cornelius

– Chłopaki, ja naprawdę nie wiem, czy to jest dobry pomysł.

Siedzimy w pięciu w samochodzie. Spoglądam na twarze moich kompanów, żeby zobaczyć, czy również czują, tak jak ja, lekkie zdenerwowanie. Cała trójka, która siedzi z tyłu, uśmiecha się szeroko z podekscytowania, tylko Robert, dzisiejszy kierowca, nerwowo zaciska dłonie na kierownicy.

– Zobaczycie, że wszystko pójdzie gładko. – Ethan pochyla się do przodu i klepie nas po ramionach. – Szybka akcja, szybka kasa. A jutro zabawimy się tak, że nawet za dziesięć lat będziemy wspominać tę epicką imprezkę.

– Luzik, Cor. Obserwowałem to miejsce od kilku tygodni. Wiesz, że nie naraziłbym nas, jeśliby istniało jakiekolwiek ryzyko, że zostaniemy złapani. Ten sklepik, mimo że klientów ma sporo, bo jest jedyny w okolicy, to nie posiada żadnego alarmu ani kamer. Facet oddaje pieniądze do banku w każdy poniedziałek rano. Skoro dzisiaj piątek, to jest tam utarg z całego tygodnia! Wierzcie mi na słowo, taki sklep ma całkiem fajne obroty. – Noah zaciera ręce. – To będzie początek czegoś zajebistego!

– Takie czasy, trzeba sobie jakoś radzić. Nie będziemy przecież roznosić ulotek, żeby zarobić na piwko. Pierdolę taki interes. – Danny parska śmiechem, wygodnie się opierając. – Poza tym raz byłem obadać okolicę razem z Noahem i ma rację. To robota prostsza niż konstrukcja druta.

– Mówi się cepa – mruczę, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu, aby oczyścić umysł.

Piwa bym się napił, ale kasa bardziej mi się przyda, żeby kupić nowe buty – stare już prawie same zaczęły prosić, żeby je wyrzucić. Pomimo tego, że żaden z nas nie pochodzi z wyższych sfer, to oni mają lepszą sytuację w domu, a jeśli nie do końca by się z tym zgodzili, to przynajmniej mają rodzeństwo, które może im pomóc – jak na przykład Danny czy Ethan.

Noah to typ, który zazwyczaj ma wszystko w dupie, oprócz tego, żeby mieć co wypić po szkole, ale z nas wszystkich i tak chyba najbardziej szkoda Roberta, który ma jeszcze młodszą siostrę i cierpi na chroniczny brak kasy. Nieraz widziałem, jaki był głodny, kiedy jedliśmy w szkole śniadanie, i jestem pewny, że on swoje oddawał małej. Sam nie miałem wiele, ale w takich sytuacjach się dzieliłem.

Ostatnio jednak u mnie również było coraz gorzej. Jeszcze mieliśmy co jeść, ale za co kupić nowe ubrania już nie. Rodzice zaczęli dostawać coraz mniej zleceń, ponieważ nie wywiązywali się z terminów przez picie. Kilka firm zrezygnowało z ich usług, gdy po raz kolejny wpadli w ciąg alkoholowy i nie dotrzymali warunków umowy.

Już dawno przestałem prosić, żeby poszli na terapię. Został mi rok szkoły, a potem spadam stąd. Przynajmniej taki mam plan, chociaż jeszcze nie wiem, gdzie miałbym iść i co robić. Na razie chcę tylko zdać egzamin, żeby mieć ten cholerny papierek. O resztę będę martwił się później.

Samochód w końcu się zatrzymuje i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że Robert musiał wyłączyć światła. Jest kurewsko ciemno. Rozglądam się wokół i kiedy mój wzrok przyzwyczaja się do mroku, dostrzegam park, a zaraz za nim kilka blokówmieszkalnych.

– Sklep jest za tymi blokami. Znacie plan. Rozdzielamy się i spotykamy na miejscu. Rob zostaje w samochodzie, tak na wszelki wypadek. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za dziesięć minut będziemy z powrotem, z kieszeniami wypchanymi kasą. – Noah wyrzuca z siebie słowa całkowicie spokojny. Może już coś takiego robił. – To jak? Lecimy?

Zapada cisza, podczas której patrzymy na siebie, oceniając wzajemnie, czy któryś nie wymięknie. Po jakiejś minucie wszyscy zgodnie kiwamy głowami.

Piętnaście minut później wiem, że to dopiero początek naszej złodziejskiej kariery.

Poszło aż za łatwo.

Rozdział 3

10 latwcześniej…

Ariana

– Co ty, do cholery, robisz?!

Czuję szarpnięcie za ramię i mimowolnie odwracam się, chociaż nie unoszę głowy. Nie mam ochoty na niego patrzeć. Ja wręcz nie mogę tego robić, ponieważ boję się, że w końcu nie ukryję emocji, jakie we mnie buzują, i dostrzeże, jak bardzo go nienawidzę. Jak nienawidzę jego zapachu. Jego głosu i szurania butami na schodach. Jak nie cierpię tej fortecy, w której mieszkamy.

A przede wszystkim: jak dzięki niemu zaczęłam nienawidzić siebie.

– Nie krzycz, obudzisz dzieci – szepczę tonem bez wyrazu. Obojętność jest jedynym, na co mogę się teraz zdobyć. Muszę nosić tę maskę, będąc przy nim, żeby nie mógł więcej wykorzystywać moich słabości. Obecnie wie tylko ojednej.

Lily i Kyle.

Moje półtoraroczne bliźnięta. Moje życie podzielone na dwa maleńkie ciała.

– Więc mi odpowiedz. Corobisz?!

– Desery lodowe z owocami – odpowiadam spokojnie.

– Widzę, do diabła! Nie jestem ślepy. Mówiłaś, że na deser upieczesz ciasto. – Łapie dłonią za moją brodę i przekręca ją tak, abym w końcu na niego spojrzała.

Czuję whisky w jego oddechu, chociaż jest dopiero południe, a na obiad mają przyjechać moi dziadkowie. Nie widzieli swoich prawnuków od trzech miesięcy i powiedzieli, że mają dosyć czekania.

– Dzieci nie lubią ciasta.

– A ja nie cierpię pierdolonych lodów! – wybucha, wykrzywiając ze złością twarz.

Próbuję wyswobodzić się z jego uścisku, skutecznie.

Robię krok do tyłu, żeby zyskać trochę przestrzeni dla siebie. Nie chcę go dzisiaj doprowadzać do szału, ponieważ zanim przyjadą dziadkowie, chciałabym poruszyć z nim pewną kwestię, o którą na pewno będą pytać.

– Wiem. Masa na ciasto jest już gotowa w lodówce, zaraz wstawię ją do piekarnika. – Wracam do kuchennego blatu i kończę krojenie truskawek. – W przyszłym tygodniu zaczynają się zajęcia, pamiętasz? – Przygryzam od środka policzek, czekając na jego odpowiedź. Od dłuższego czasu nie poruszałam z nim tego tematu, ponieważ zawsze doprowadza go to do białej gorączki, ale dłużej nie mogę czekać.

– I co w związku z tym? – prycha i kątem oka widzę, jak podchodzi do lodówki, żeby się upewnić, czy nie kłamię.

– Sąsiadka z naprzeciwka zgodziła się opiekować dziećmi, kiedy ja będę na uczelni – wyjaśniam. Pani Brown to starsza, samotna kobieta, która uwielbia Lily i Kyle’a, oczywiście z wzajemnością.

– A przepraszam bardzo, kwiatuszku, kto powiedział, że ty będziesz na uczelni? – odpowiada sarkastycznie, odwracając się ponownie w moją stronę. – Nie przypominam sobie, żebym się zgodził.

– Nieraz o tym rozmawialiśmy. Kiedy urodziłam dzieci, obiecałeś, że zrobię sobie rok przerwy i będę mogła wrócić do nauki. Obiecałeś – podkreślam, ale mój głos jest niewiele głośniejszy od szeptu. Już wiem, że mi nie pozwoli. Zacznie mnie czymś szantażować i grozić, aż w końcu dopnie swego.

Jak zawsze.

– Obiecałem, obiecałem. A pamiętasz, co ty mi obiecałaś, piękna Ariano? – Napinam wszystkie mięśnie, kiedy czuję, jak delikatnie głaszcze moje włosy. – Obiecałaś, że przemyślisz sprawę naszego ślubu. Więc jak będzie?

Zamykam oczy i biorę głęboki wdech, przyzwyczajając się do myśli, że znów przegrałam.

Temat naszego ślubu był poruszany setki razy. Rozmawialiśmy o tym przy każdym spotkaniu z jego rodzicami, którzy nie moglizrozumieć…

Tfu. Jego tata nie mógł zrozumieć, dlaczego syn godzi się na mój sprzeciw i jak ja w ogóle mogę się sprzeciwiać.

Ale mogę. Nie zmusi mnie dotego.

Przez wzgląd na reputację, którą chce utrzymać, nie zaciągnie mnie tam siłą, nawet jeśli zacznie mi grozić – za bardzo się obawia, że wywinę jakiś numer w urzędzie.

I dobrze, ponieważ właśnie to bym zrobiła. Nie wiem jeszcze, jak zdołam tego uniknąć w dłuższej perspektywie, ale na pewno nie wyjdę za niego. Nie będę nosiła na palcu obrączki pokrytej moimi łzami i cierpieniem tylko dlatego, że „tak powinno być”. W momencie, kiedy powiedziałabym „tak”, oddałabym mu tę maleńką cząstkę siebie, którą przed nim ukryłam. Tę ostatnią część życzliwej, uśmiechniętej Ariany, której po prostu nie mogę stracić. Nie mogę nosić jego nazwiska, ponieważ to by oznaczało, że przestanę istnieć. Stanę się marionetką, taką samą jak jego mama.

– Lepiej wstawię już to ciasto. – Odsuwam się od ojca moich dzieci, ale przelotnie na niego patrzę i dostrzegam triumfalny uśmieszek na ustach.

Kiedyś przyjdzie taki dzień, że zamienimy się miejscami, a wtedy to ja będę się uśmiechała. Jakoostatnia.

Wciąż w to wierzę.

Cornelius

Trzymam palce wplątane we włosy dziewczyny, która z całych sił próbuje sprawić, żebym doszedł w jej ustach, ale nie mam dzisiaj nastroju, więc ma utrudnione zadanie.

W sumie nawet nie wiem, jak się nazywa. Kolejna bezimienna laska, która wpadła na darmową imprezę i spodobał jej się milczący typ siedzący sam w kącie pokoju. Naprawdę nie mam pojęcia, czego ta mała oczekuje, ale nie odmówiłem jej, kiedy podeszła i bez zbędnych gadek usiadła na moich kolanach. Nie odmówiłem również, gdy wijąc się jak napalona kotka, wyszeptała mi do ucha, żebym poszedł z nią do łazienki. Wciąż milczałem, kiedy odpinała mój rozporek, klękając i oblizując usta. Zupełnie jakbyśmy nagrywali jakieś tanie porno, tylko chyba ktoś zapomniał mnie o tym poinformować.

Jestem dzisiaj w wyjątkowo paskudnym nastroju, bo rano znalazłem moją matkę na podłodze w łazience, nieprzytomną i pokrytą własnymi wymiocinami, a mój ojciec w podobnym stanie spał w ichsypialni.

Obudziłem ją, dałem czystą bluzkę i doprowadziłem do łóżka, zanim wyszedłem, nie oglądając się za siebie.

Czasami obawiam się wrócić do domu, ponieważ zdaję sobie sprawę, że istnieje ryzyko, iż któreś z nich może w końcu przegiąć i się zapić. Naprawdę nie chcę być osobą, która to odkryje. Wystarczy, że od wielu lat jestem świadkiem, jak staczają się na dno. Myślę nawet, że już go sięgnęli.

Muzyka w mieszkaniu Noaha cichnie, przez co marszczę brwi, ale już po kilku sekundach słyszę jego podekscytowany głos, który może zwiastować tylko jedno – jest robota do wykonania.

– Cornel! – Szarpanie za klamkę sprawia, że gwałtownie odsuwam się od dziewczyny, która przez mój niespodziewany ruch upada, patrząc na mnie z grymasem niezadowolenia na twarzy.

– Innym razem, mała.

Wychodzę, nie rzucając jej już ani jednego spojrzenia, i biegnę do drzwi wyjściowych, ponieważ chłopaki zapewne czekają na dole w samochodzie.

Gdybym tylko wiedział, że nie będzie innegorazu…

– Wszystko mamy ustalone, tak? – dopytuje Ethan, jak zawsze przed każdą akcją.

Dzisiejszy skok jest większy niż normalnie i przygotowywaliśmy się do niego o wiele dłużej, bo już od kilku tygodni – kantor połączony z lombardem, czyli mnóstwo pieniędzy plus złoto i sprzęt elektroniczny. Już dawno byśmy go obrobili, ale facet, który prowadzi ten interes, często zostaje w nim na noc. Z tego, co się zorientowaliśmy, ma na zapleczu mały pokój, a że obecnie jest w trakcie rozwodu, to ten lokal stał się jego tymczasowym domem.

– Na pewno go nie ma? – Robert rozgląda się po pustym parkingu, jakby właściciel miał nagle wyrosnąć spod ziemi.

– Na pewno. Widzieliśmy, jak wychodzi, a Danny pilnował drzwi od tamtego czasu – mówi Ethan, uśmiechając się zadowolony.

– Tak jest. Nie oderwałem od nich wzroku nawet na minutę – przyznajekumpel.

– Dobra, koniec pierdolenia. Wchodzimy, robimy swoje i w dziesięć minut jesteśmy z powrotem. – Pomysłodawca całej akcji wyskakuje z samochodu, a my bez zastanowienia podążamy za nim.

Danny biegnie przodem i zanim docieramy do drzwi od zaplecza, on już klęczy, rozpracowując zamki. Ethan staje obok niego, przygotowany na wejście i szybkie rozbrojenie alarmu, a my z Noahem bacznie obserwujemy okolicę. Mijają jakieś dwie minuty, zanim wchodzimy do środka i włączamy latarki. Od razu kierujemy się na salę sprzedaży.

W chwili, gdy do małej, sportowej torby zaczynam pakować kolejne używane telefony, do naszych uszu dociera dźwięk klaksonu. Wszyscy zamieramy, nasłuchując, czy pojawi się drugi sygnał, oznaczający, że to nie było przez przypadek i mamy kompletnie przejebane.

I jest.

Nagle zapala się światło, a w drzwiach staje mężczyzna po pięćdziesiątce i patrzy na nas z przerażeniem wypisanym na twarzy.

Na kilka sekund wszystko się zatrzymuje. Spoglądamy na siebie z chłopakami, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej przejebanej sytuacji. Rozwiązanie jest oczywiście tylko jedno: musimyspierdalać.

Zawsze mówiliśmy, że jak coś się posypie, to po prostu spieprzamy, dlatego wytrzeszczam oczy, kiedy Noah wyciąga nóż i podaje go Ethanowi.

– Posłuchaj mnie uważnie. – Ethan podchodzi do mężczyzny i przystawia ostrze do jego twarzy. – Weźmiemy kilka rzeczy i znikamy, rozumiesz? Jeśli nie będziesz próbował żadnych sztuczek, to wszystko skończy się dobrze. – Odwraca się i kiwa do nas głową, żebyśmy działali.

Zaciskam zęby, ale robię, co mówi. W takich sytuacjach musimy mieć wspólny front, inaczej sprawy mogą zrobić się naprawdę brzydkie – to nie czas na kłótnie i dyskusje.

Kiedy słyszę w oddali syreny policyjne, przymykam powieki, aby opanować wściekłość, która ogarnia moje ciało. Szybko odwracam się do wyjścia – robię to dokładnie w chwili, kiedy Ethan z rozmachem wbija nóż w brzuch właściciela kantoru, przez co zamieram, ale nie trwa to długo.

– Ty pierdolony frajerze! Wezwałeś gliny, zanim tu wszedłeś? – Kiedy zszokowany mężczyzna patrzy na niego, dostrzegam, jak Ethan wysuwa nóż z jego ciała i chce zrobić kolejny zamach, ale łapię go zaramię.

– Pojebało cię? Chcesz go zabić? Nie tak się, kurwa, umawialiśmy. Żadnych ofiar, nigdy! Spierdalamy! – krzyczę, robiąc krok w stronęwyjścia.

Odgłos policyjnych syren zbliża się do nas nieubłaganie, więc tylko zerkam na właściciela, który trzymając się za brzuch, opiera się o ścianę. Jest coraz bledszy. Chcę uciekać, ale uścisk na ramieniu nie pozwala mi przekroczyć progu.

– Masz rację, nie tak się umawialiśmy. Ale ustaliliśmy również, że to ja rządzę na akcjach – oznajmia Ethan, a jego głos jest oschły.

– To nie czas na takie pierdolenie. Musimy uciekać. – Ponownie próbuję wyjść, ale wokół mojej szyi owija się ramię. Ktoś zaczyna mnie dusić. Odruchowo zaczynam się szarpać, ale zdaję sobie sprawę, że czas ucieka, więc po chwili przestaję się ruszać, czekając na dalszy rozwój wypadków. Wciąż myślę, że Ethan po prostu się wkurwił, ale na pewno zaraz sięuspokoi.

– Masz rację. Musimy uciekać, my musimy. Normalnie na twoim miejscu byłby Noah, ale… jestem w szoku, że do tej pory nie zauważyłeś, jak bardzo nienawidzę sprzeciwu. – Próbuję się odwrócić, żeby na niego spojrzeć, ale wzmacnia uścisk, więc rezygnuję. Nie mam pojęcia, o czym on pierdoli, ale zaczyna do mnie docierać, w jak głębokiej dupie właśnie się znalazłem. – Więc zostaniesz ty. Policja się tobą zadowoli, a my będziemy mieli czas, żeby uciec.

– Chyba cię popierdo… – urywam w momencie, kiedy czuję ostry ból brzucha. Odruchowo łapię się za to miejsce, ale natrafiam na rękę Ethana zaciśniętą na rękojeści.

Mocnym szarpnięciem wyciąga nóż i odsuwa się ode mnie, gdy opadam na kolana i z niedowierzaniem patrzę na krew, która zaczyna płynąć po moich spodniach. Naciskam dłońmi na ranę i unoszę głowę, spokojnie obserwując, jak po kolei wychodzą, nie oglądając się za siebie.

Właściciel tego miejsca musiał zsunąć się po ścianie, ponieważ w tym momencie patrzy na mnie ledwo przytomny, a ja czuję, jak w mojej głowie zaczyna wirować. Wiem, że to oznaka utraty dużej ilości krwi.

Przymykam na chwilę oczy, a kiedy je otwieram, do pomieszczenia wchodzą policjanci z wycelowaną prosto we mnie bronią.

Czuję, jak upadam na podłogę i powoli tracę świadomość tego, co się wokół mnie dzieje. Jestem jeszcze jednak na tyle przytomny, by zacząć skandować w swojej głowie to jedno jedyne słowo, które nie opuści mnie nigdy, jeśli to przeżyję.

Zemsta.

Rozdział 4

6 latwcześniej…

Ariana

Ruelle ft. Fleurie – Carry You

Dość.

Zniosłam wystarczająco dużo. Nikt nie zasługuje na to, aby żyć pod jednym dachem z takim człowiekiem, a już na pewno nie zasługują na to moje dzieci.

Nie mogę dłużej patrzeć w te duże, niewinne oczy, które spoglądają na mnie, szukając wyjaśnienia, dlaczego ich ojciec jest taki, jaki jest. Dlaczego znów wrócił pijany? Dlaczego tata nie chce się z nimi bawić? Dlaczego tata ciągle krzyczy i wyzywa mamę? Dlaczego mama ma siniaki na rękach? Dlaczego nie mogą iść do przedszkola jak inne dzieci, które mieszkają w okolicy? Mają ponad pięć lat i dużo rozumieją, ale wiele spraw wciąż jest dla nich niewiadomą.

Jaką jestem matką, skoro pozwalam, by tak wyglądały ich wspomnienia z dzieciństwa?

Widzę strach na ich twarzyczkach, kiedy wraca do domu. Nieruchomieją wtedy i nasłuchują, czy trzaśnie drzwiami. Widzę ulgę, gdy tego nie robi, i przerażenie, gdy huk roznosi się po całym domu, co oznacza, że nie ma humoru i czeka nas kolejna awantura.

W końcu pękłam. Po tylu latach pękłam i w ubiegłym tygodniu zadzwoniłam do Martiny, kiedy po kolejnym pijackim wybuchu Dave zasnął na sofie w salonie. Nie powiedziałam jej wszystkiego, ale większość. Przyznałam, że pije i że nie wierzy w żadne moje słowo. Obsesyjnie śledzi każdy mój krok. Wykłóca się o każdego mężczyznę, który chociażby powie mi „dzień dobry”, nawet jeśli to jest pracownik sklepu spożywczego i po prostu musi to robić. Przyznałam, że takie zachowanie ciągnie się latami i że nie mogę już dłużej.

Martina słuchała, przeklinając i płacząc na zmianę, chociaż tak rzadko to robi. Nigdy go nie lubiła i od początku namawiała mnie, żebym od niego odeszła, ponieważ zna mnie jak nikt inny i widziała, że nie jestem szczęśliwa. Że obrazek idealnej rodziny, który zawsze próbował stworzyć, gdy ktokolwiek nas odwiedzał, to tylko spektakl mający ukryć to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszego domu.

I chociaż mimo wszystko jeszcze mnie nie złamał, to jest już tego bardzo bliski, a ta świadomość mnie przeraża.

Czarę goryczy przelała chwila, gdy chciał uderzyć Lily. Nigdy wcześniej tego nie zrobił, przynajmniej jeśli chodzi o dzieci. Wtedy wyprowadziło go z równowagi to, że popijanie whisky zostało przerwane cichym pytaniem, czy chciałby z nią pomalować kredkami. Doszły jeszcze łzy rozczarowania, kiedy odpowiedział, że nie ma czasu na pierdoły.

Jestem świadoma, ile musiało ją kosztować, by w ogóle się do niego odezwać, i łamie mi serce fakt, że została odrzucona. Lily, w przeciwieństwie do swojego brata, jest z natury spokojna i cicha, więc tym bardziej nie mogłam pojąć, dlaczego to go rozjuszyło. W ostatniej chwili zdążyłam do nich dobiec i złapać go za rękę, gdy brał zamach, aby dać jej klapsa zamazgajstwo.

Nie żałowałam nawet przez sekundę, kiedy później wyładowywał swoją złość na mnie.

Zrozumiałam jednak wtedy, że skoro raz odważył się na ten ruch, to będzie się to zdarzać częściej. Uświadomiłam sobie, że moja nadzieja, iż dzieci nie doświadczą krzywdy fizycznej z jego rąk, była wielką naiwnością. Po głębszym zastanowieniu jestem w szoku, że trwało to aż tyle, ale najwidoczniej uznał, że bliźnięta są już wystarczająco duże, aby otrzymywać kary cielesne.

Niedoczekanie.

Właśnie stoję w progu salonu i patrzę na jego klatkę piersiową, która unosi się i opada w rytmicznym oddechu, co oznacza, że śpi. To normalne, że zasypia w salonie, niezdolny dojść do łóżka, i dopiero w nocy albo nad ranem czołga się do sypialni. Cenię te wieczory, ponieważ o wiele lepiej jest nam, kiedy upije się do nieprzytomności, niż wtedy, gdy niedopity kładzie się ze mną.

O wiele, wiele lepiej.

Martina obiecała, że pożyczy od swojego brata SUV-a, abyśmy mogły spakować do bagażnika jak najwięcej rzeczy. Jej brat również ma dwoje dzieci, czyli w samochodzie będą foteliki – jedna kwestia mniej do zorganizowania. Jest pierwsza w nocy, więc do jej przyjazdu zostało siedem godzin. Muszę spakować najpotrzebniejsze rzeczy swoje oraz dzieci, uważając przy tym, żeby niehałasować.

Czeka mnie ciężka noc i jeszcze cięższy ranek.

– Czy w ogóle chcę wiedzieć, co ty, kurwa, wyprawiasz? – Głos Dave’a jest lekko ochrypły od snu, ale całkiem wyraźny, czyli zdążył już przetrzeźwieć w ciągu tych czterech godzin.

Właśnie kończę pakować ostatnierzeczy.

Zamierzałam jeszcze chwilę odpocząć, zanim przyjedzie Martina. Pomimo zmęczenia nie uginam się pod jego morderczym spojrzeniem – wręcz przeciwnie, usztywniam plecy i unoszę wysoko podbródek, aby wiedział, że nie zamierzam wycofać się ze swojejdecyzji.

– Odchodzę, Dave. Przeprowadzam się do dziadków i zabieram ze sobą dzieci.

– Pierdolenie – prycha, a po chwili cicho chichocze, jakbym opowiedziała dobry żart. Odchyla do tyłu ramiona, rozciągając mięśnie pleców, i cały czas się przy tym uśmiecha. – Narobiłaś sobie tylko dodatkowej pracy, idiotko. Jak wrócę po obiedzie do domu, to wszystko ma być na swoim miejscu.

– Czy ty słyszysz, co ja do ciebie mówię? Za trzy godziny przyjedzie Martina, żeby nas zabrać. Jeśli będziesz chciał, możesz złożyć wniosek o ustanowienie twoich widzeń z dziećmi.

– Przemyślałaś to sobie całkiem dokładnie, prawda? – Unosi brew, wpatrując się we mnie ze znudzeniem wypisanym na twarzy. – Czy ty myślisz, że jestem na tyle głupi, iż nie spodziewałem się, że kiedyś nastąpi ten dzień?

– Nie – szepczę zgodnie z prawdą, ponieważ co jak co, ale nie jest idiotą. Agresywnym, obsesyjnym pijakiem, ale na pewno nieidiotą.

– No właśnie. Ale dobrze, możesz odejść, jeśli chcesz. – Odsuwa się od drzwi sypialni i wskazuje ręką korytarz. – Dawaj, pomogę ci znieść te walizki. Taki będę uczynny. – Puszcza mi oczko, podchodzi i chwyta największą.

– Dziękuję – mówię ledwo słyszalnie, czując, jak w moim gardle formuje się wielka gula, ponieważ wiem, że za chwilę powie coś, co sprawi, że zostanę.

To nie pierwszy raz, kiedy postępuje ze mną w ten sposób, odstawiając przedstawienie, by później śmiać się w głos z mojej naiwności. Z czasem nauczyłam się wyczuwać to z wyprzedzeniem, ale i tak wykorzystuje każdą okazję, by zobaczyć moją zawiedzioną minę. I tak jest również tym razem.

– Wiesz, chciałbym się tylko upewnić, czy na pewno jesteś świadoma konsekwencji swojej decyzji. – Zatrzymuje się w progu i odwraca w moją stronę. – Wiesz, że sąd przyzna mi prawo do widzeń z dziećmi? – Kiwam głową, potwierdzając, że jestem tego świadoma. – Ale widzenia to taka beznadziejna sprawa. Dwie godziny w jedną stronę. – Wzdycha ciężko, po czym unosi palec wskazujący, jakby właśnie wpadł na genialny pomysł. – Chyba że wynajmę najlepszego prawnika w kraju, aby mieć pewność, że załatwi mi możliwość zabierania do siebie dzieci na każdy weekend.

Potrząsam głową i zaczynam się słabo bronić.

– Dzieci są na tyle duże, że powiedzą, co się działo w domu. Że pijesz i wrzeszczysz. Postaram się, aby sąd najpierw kazał porozmawiać z nimi psychologowi. Nie dostaniesz weekendowej opieki.

– Ach, Ariano, piękna, naiwna Ariano. – Uśmiecha się i podchodzi do mnie, chcąc dosięgnąć mojej twarzy. Mimowolnie odwracam głowę, próbując się chronić, ale co dziwne, zamiast mnie uderzyć, zaczyna knykciami delikatnie gładzić mój policzek. – Czy po tylu latach nadal twierdzisz, że są na tym świecie ludzie, których nie byłbym w stanie przekupić? A może sądzisz, że kiedy zagrożę dzieciom, że zabiję ich mamusię, jeśli powiedzą cokolwiek, to one i tak to zrobią?

Zaciskam powieki, blokując łzy, które za moment i tak się pewniewydostaną.

Nie zamierzam odpowiadać na to pytanie. Oboje znamy odpowiedź.

Dlaczego musiałam się stać obiektem obsesji tegoczłowieka?

– I co będzie, kiedy Lily i Kyle będą przyjeżdżać do mnie co tydzień na dwa dni? Jak myślisz, jak wiele złych rzeczy będę mógł im powiedzieć w tym czasie? Wyobrażasz sobie, ile taki czas daje mi możliwości do znęcania się nad nimi? Niekoniecznie fizycznie, ale psychicznie? Ile czasu minie i co stanie się z ich umysłami, zanim zdołasz dowieść, że cokolwiek jest nie tak podczas tych wizyt? Co będziesz musiała zrobić ty lub jakikolwiek psycholog, by wyciągnąć od przerażonych dzieci jakieś informacje? Ile miesięcy czy lat wam to zajmie?

– Przestań, proszę.

– A pamiętasz George’a, mojego pracownika? Błagałaś, bym nigdy więcej nie pozwolił mu przyjść do naszegodomu.

– Dave…

– Pamiętasz czy nie?! – Unosi się, ale jego dłoń wciąż delikatnie muska mój policzek.

– Pamiętam – wyduszam zdławionym głosem, próbując powstrzymać wściekłość i mdłości na samo wspomnienie jego dwóch wizyt w naszym domu.

Za pierwszym razem, kiedy dziwnie patrzył na Lily, wmawiałam sobie, że tylko mi się wydaje. Za drugim razem, gdy kilkukrotnie próbował „przypadkowo” ją dotknąć, wylałam na jego dłonie półlitrowy kubek gorącej herbaty, która tak bardzo mu smakowała. Kiedy wyszedł, anonimowo zgłosiłam sprawę na policję, prosząc, aby go sprawdzili i mieli naoku.

Później zaczęłam błagać Dave’a, by nigdy więcej z nim nie przychodził, co było trudne i bolesne.

Nie tylkopsychicznie…

– A co się stanie, jeśli kiedyś będę musiał je zabrać w sobotę do pracy? Albo George wpadnie z niezapowiedzianą wizytą?

– Przestań! Skończ! Zrozumiałam! – Szlocham, ukrywając twarz w dłoniach. Cofam się, aż docieram do łóżka, na które ciężko opadam.

– Lepiej zadzwoń do tej swojej przyjaciółki, zanim tu przyjedzie, inaczej mogę tak uszkodzić jej samochód, że nie wróci nim bezpiecznie do domu. I naprawdę bardzo się cieszę, kwiatuszku, że się zrozumieliśmy. Mam nadzieję, że więcej nie będziemy musieli wracać do tego tematu. Śniadanie ma być gotowe o siódmej. I lepiej się postaraj, to może konsekwencje tego, co planowałaś zrobić, nie będą aż takie dotkliwe, skoro mam z tej sytuacji tyle uciechy. – Śmieje się, kiedy wchodzi do przylegającej do sypialni łazienki.

Rozpacz ogarniająca moje ciało sprawia, że przestaję płakać i tępo wpatruję się w zegar wiszący na ścianie, podążając wzrokiem za wskazówką odmierzającą sekundy.

Nie wiem, co w tym momencie jest większe – szok czy obrzydzenie, jakie czuję do mężczyzny, z którym muszę dzielić łóżko i który jest ojcem moich dzieci. Jakim potworem trzeba być, aby w taki sposób zagrozić drugiej osobie, żeby nie odchodziła? Widziałam determinację w jego oczach, kiedy mówił o swoimpracowniku…

Odgłos spłukiwanej wody w toalecie powoduje, że gwałtownie się podnoszę i wybiegam z sypialni, omijając dużą walizkę, wciąż stojącą w wejściu. Docieram do kuchni, łapię komórkę i drżącymi dłońmi wybieram numer Marti. Zgodnie z umową musiałaby wyjechać za pół godziny, więc jestem przekonana, że nie śpi.

– Co jest? – Odbiera po drugim sygnale, a ja głośno przełykam ślinę, starając się zachować spokój, zanim odpowiadam.

– Przepraszam cię, ale nieprzyjeżdżaj.

– Co ty mówisz, Ariana?! – krzyczy i słyszę w jej głosie rozczarowanie. – Co się dzieje, docholery?!

– Po prostu nie przyjeżdżaj, błagam. Wszystko jest dobrze, ale cała ta sprawa z przeprowadzką jestnieaktualna…

– No chyba sobie ze mnie jaja robisz! Jestem u ciebie o ósmej, a ty załadujesz tyłekdo…

– Kocham go. Nie mogę od niego odejść. – To kłamstwo ledwo przechodzi mi przez gardło, ale nie mam wyjścia. Jeśli powiem jej teraz prawdę, to jestem przekonana, że byłaby zdolna zwołać pół miasta i przyjechać, żeby zabrać nas siłą. – Porozmawialiśmy i uzgodniliśmy, że pójdziemy na terapię. Wszystko się jakoś ułoży, a dzieci potrzebują ojca.

– Przestań pieprzyć! Za dobrze cięznam…

– Mówię poważnie, Martina. Nie przyjeżdżaj, bo nawet nie otworzę drzwi. Dziękuję ci za wszystko, zadzwonię za jakiś czas. – Rozłączam się, nie czekając na jej odpowiedź.

Rzucam telefon na szafkę, po czym powoli osuwam się na podłogę i obejmuję rękoma zgięte w kolanach nogi, zastanawiając się, czy kiedyś się od niego uwolnię. Czy do końca życia będę tkwić w tej toksycznej relacji? Czy kiedy dzieci dorosną i się wyprowadzą, a on nie będzie miał już mnie czym szantażować, to zaznam choć trochęspokoju?

Nadzieja, która utrzymuje przy życiu mojego ducha walki, właśnie mnie opuszcza…

Rozdział 5

2 latawcześniej…

Ariana

To, że mnie zdradza, nie jest żadną tajemnicą. On nie stara się tego ukryć, a ja nawet nie próbuję udawać, że mnie to obchodzi.

Jak nienormalne jest to, iż czuję ulgę, mając świadomość, że nim wróci do domu, zaspokoi już swoje potrzeby u innejkobiety?

Nie wiem i wcale się nad tym nie zastanawiam. Szminka na jego koszuli znaczy dla mnie tyle, co plama po kawie na mojej bluzce – jedyne, co mnie interesuje, to czym ją sprać.

Zazwyczaj kiedy bywa u swoich panienek, wraca późno w nocy, gdy dzieci już śpią, a ja czekam tylko dlatego, by się upewnić, że po pijaku nie wysadzi domu w powietrze, zostawiając przez przypadek odkręcony gaz.

Dzisiaj jednak było jakoś inaczej. Kiedy kładłam Lily i Kyle’a do łóżek, po prostu czułam, że coś jest nie w porządku. Dziwne uczucie zdenerwowania towarzyszyło mi przez cały wieczór i nie opuszczało nawet na chwilę, raczej nasilało się z każdą mijającą godziną.

Nie wiem, jak to możliwe, ale instynktownie wiem, że coś się wydarzyło. Przesuwające się wskazówki zegara tylko mnie w tym upewniają, ponieważ nieważne, jak bardzo się upijał albo ile kobiet miewał w swoim życiu poza domem – zawsze wracał na noc.

Wybija pierwsza w nocy. Przez ułamek sekundy zastanawiam się, czy nie zadzwonić do jego rodziców. Może dzisiaj miał jakąś sprawę z ojcem? Tak szybko, jak ta myśl się pojawia, tak szybko znika, a ja prycham w myślach. Cokolwiek się stało i jeśli w ogóle coś się wydarzyło, to pewnie do rana już będę o tym wiedziała. Nie dam mu jakiejś chorej satysfakcji, że się zamartwiam, bo to w żadnym stopniu nie jestprawdą.

Nie ukrywam jednak, że jestem ciekawa, co takiego powstrzymało wielkiego, władczego Dave’a przed upewnieniem się, że grzecznie siedzę w domu, a nie pieprzę się z sąsiadami, co tak wiele razy mi zarzucał, chociaż na naszej posesji pozakładane są kamery i zawsze wie o każdym moim wyjściu na zewnątrz.

O trzeciej nad ranem w domu rozlega się dzwonek do drzwi, ale nawet nie jestem specjalnie zaskoczona. Spokojnie wstaję z sofy w salonie i podchodzę do nich, przekonana, że dzisiaj tak się zalał, że za drzwiami stoi albo taksówkarz, albo któryś z jego kolegów i to dlatego nie wrócił wcześniej – nie znalazłam przez ostatnie godziny innego wytłumaczenia na jego nieobecność.

Spoglądam przez wizjer i dopiero wtedy coś ciężkiego osiada w moimżołądku.

Otwierając zamek i uchylając drzwi, przygryzam nerwowo od środka policzek, a następnie wychylam się na tyle, aby policjanci stojący na zewnątrz mieli możliwość zobaczenia mnie.

– Dobry wieczór. Pani Ariana Walsh? – Kiwam głową, po czym spoglądam na schody, aby upewnić się, czy dzieci śpią. Policjanci pokazują odznaki, nawet się nie przedstawiając. Po chwili jeden z nich kontynuuje: – Przyjechaliśmy w sprawie pana Dave’a Gagnona. Według dokumentów, które przy nim znaleźliśmy, pan Gagnon tutaj mieszka, a pani była wpisana jako osoba kontaktowa w razie wypadku.

Moje nogi lekko się uginają, kiedy słyszę słowo „wypadek”. Zaciskam mocniej dłoń na klamce. Nie potrafię stwierdzić, jakie uczucia mnie w tym momencie ogarniają. Nawet nie zwracam uwagi na fakt, że to mnie wpisał jako osobę kontaktową, tylko wpatruję się w policjanta, czekając na dalsze informacje. Po chwili jednak uzmysławiam sobie, która jest godzina, więc odsuwam się na bok, zachęcając gestem dłoni, żeby weszli za mną do środka, a następnie prowadzę ich dokuchni.

Być może przynoszą ze sobąnadzieję…

– Pan Gagnon spowodował wypadek samochodowy. Nie zatrzymał się na czerwonym świetle i wjechał w tył drugiego samochodu, który prowadził starszymężczyzna…

– Żyje? – pytam, opierając się o kuchenny blat.

– Pan Gagnon? Tak, ale…

– Nie, pytam o poszkodowanego.

Policjant marszczy brwi i zerka na swojego partnera, który milczy i przygląda mi się, po czym odpowiada pytaniem:

– Kim dla pani jest pan Gagnon?

– Nikim – rzucam, nim zdążę to przemyśleć. – Ojcem moich dzieci. Mieszkamy razem – wyjaśniam zgodnie zprawdą.

Ja tak właśnie uważam.

– Poszkodowany jest w stanie krytycznym, a kobieta, która była w samochodzie razem z panem Gagnonem, w stanie ciężkim. Sam pan Gagnon nie odniósł większych obrażeń, jednak stan, w którym prowadził, sprawia, że zostanie w szpitalu na czas badań. Jeśli wyniki na to pozwolą, zostanie przetransportowany do aresztu.

– A w jakim stanie prowadził? – cichodopytuję.

– Miał we krwi ponad dwa promile alkoholu i był pod wpływem narkotyków.

Otwieram szerzej oczy, słysząc o narkotykach. Fakt, że jechał z jakąś kobietą, kompletnie mnie nie interesuje. Mam również nadzieję, że ona z tego wyjdzie, jednak narkotyki są dla mnie zaskoczeniem.

– Pan Gagnon będzie miał prawo doprawnika…

– Poradzi sobie – szepczę, ale myślami jestem teraz w zupełnie innym miejscu.

Dwie godziny drogi stąd.

– W takim razie to wszystko. Musieliśmy panią poinformować o zaistniałej sytuacji. – Odwracają się do wyjścia, jednak zatrzymuję ich ostatnim pytaniem.

– Ile mu grozi?

– Wszystko zależy od tego, czy poszkodowany z tego wyjdzie, a jeśli tak, to z jakimi obrażeniami. No i jakie zeznania złoży kobieta, która z nim jechała, to znaczy, czy będą go dodatkowo obciążały. Od trzech do piętnastu lat.

Odprowadzam ich do drzwi, cicho dziękując, a kiedy przekręcam zamek, przez moment nie wiem, co mam zrobić.

Ulga, nadzieja i poczucie wstydu za te uczucia pochłaniają mnie do tego stopnia, że po prostu osuwam się na kolana, chowam twarz w dłoniach i zaczynam płakać. W tej chwili milion myśli przebiega przez moją głowę, chociaż jest jedna, która przebija się przez wszystkie inne.

W końcu mogę wrócić do domu.

Cornelius

Niezbyt często mam okazję jadać posiłki w stołówce, ale nie ubolewam nad tym. Lubię ciszę i spokój, a dodatkowo, gdy tutaj jestem, ktoś mnie zawsze wkurwi. Są jednak takie dni, kiedy naprawdę uwielbiam tutaj przychodzić. Zdarzają się rzadko, więc ciężko mi akurat na taki trafić. Mówię o przybyciu nowych więźniów.

Czasami jest to jedna osoba, ale nieraz miałem szczęście obserwować kilku świeżaków jednocześnie. To naprawdę świetna rozrywka – patrzeć, jak wchodzą na stołówkę po raz pierwszy, niepewni, przerażeni i niewiedzący, co począć, ani nawet gdzie mogą usiąść.

Sięgając pamięcią osiem lat wstecz, zastanawiam się, czy ja również wyglądałem tak, jakby nogawkami za chwilę miał mi wylecieć stres, jednak szczerze w to wątpię. Zanim mnie tutaj przenieśli, spędziłem w areszcie aż pół roku, czekając na wyrok. Policja próbowała odnaleźć facetów, z którymi dokonałem napadu, jednocześnie próbując mnie przekonać, że jeśli podam nazwiska, to mój wyrok zostanie złagodzony.

Pierdolenie.

Nawet jeśli naprawdę by tak było, nie zamierzałem tego robić. Przede wszystkim dlatego, że nie donosiłem, chociaż właśnie na to ci zdradliwi skurwiele zasłużyli. Jednak co by mi to dało? Dostaliby pewnie po kilka lat, a to nie jest opcja, która mnie satysfakcjonuje. Jeśli którykolwiek tutaj trafi, to upewnię się, że posiedzi tak długo, że zapomni, jak wygląda świat zewnętrzny. Poza tym dla pewnej osoby mam całkowicie innyplan…

Pomruki w pomieszczeniu sprawiają, że otrząsam się ze swoich myśli i zerkam na wejście, dostrzegając pięciu nowych.

Prawy kącik moich ust unosi się minimalnie, choć pewnie bardziej przypomina togrymas.

Zerkam na Irwina, z którym dzielę celę. Posyła mi szeroki uśmiech. Ponownie przenoszę wzrok na pozostałych.

Są trzy rodzaje nowych.

Osiemdziesiąt procent to tacy, o jakich wcześniej mówiłem. Przerażeni, ledwie widzący cokolwiek przez pot spływający po twarzy. Idą ze spuszczoną głową, zerkając tylko kątem oka, gdzie po odbiorze posiłku będą mogliusiąść.

I czy w ogóle będą mogli.

Drudzy to ci, którzy nie udają pewności siebie i nie cwaniakują, ale też nie boją się tego, co może ich tutaj spotkać. Uważam, że ja należałem do tych piętnastu procent, kiedy tutajtrafiłem.

O wiele ciekawszy jest trzeci rodzaj, najrzadszy. To ci, którzy wchodzą dumni, jakby wchodzili do siebie, i lekceważąco patrzą na każdego, starając się w ten sposób wyrobić sobie szacunek i poważanie.

Uwielbiam ich, naprawdę.

Są tacy zabawni, gdy sądzą, że swoją postawą w więziennych murach osiągną cokolwiek. To nie w ten sposób zdobywa się tutaj uznanie.

Mam fart, że dzisiaj, kiedy akurat tutaj jestem, przybywa jeden taki bohater, który szybko nauczy się panujących tu reguł. Jestem niesamowicie ciekawy, kto będzie miał to szczęście, by zabawić się w nauczyciela i sprowadzić rycerzyka doparteru.

Rozglądam się po sali, dostrzegając, że kilku facetów bacznie go obserwuje, gdy podchodzi i odbiera swój obiad, po czym kieruje się do wolnego stołu… naprzeciwko mojego. Pozostała czwórka, która z nim weszła, podąża za nim.

Siedzi na wprost mnie, więc doskonale widzę, co robi, oraz słyszę, co mówi. Przeciągam się lekko, rozsiadając wygodnie, i mrużę oczy, patrząc na jego zachowanie i postawę.

Nie będę ukrywał, że jednym z głównych powodów, przez które nie cierpię takiego typu ludzi, jest fakt, iż tak bardzo przypominają mi Ethana. Ta pewność siebie i zgubne myślenie, że są najlepsi orazniepokonani…

Cwaniak łokciem przypadkowo strąca plastikowy widelec, ale ani myśli się po niegoschylić.

Patrzy na chłopaka, który ma może z dziewiętnaście lat i je w ciszy obok niego, a kiedy młody nie reaguje na intensywne spojrzenie, uderza go zaciśniętą pięścią w ramię.

– Ślepy jesteś czy co? Podnieś to. – Wskazuje palcem na przedmiot, który ma obok nogi.

Młody chyba nie jest pewny, co powinien zrobić, więc najpierw rozgląda się, szukając pomocy u pozostałej trójki, jednak tamci jedynie wpatrują się w swoje tace. Po kilku sekundach odsuwa swój taboret i wyciąga rękę, żeby podnieść widelec, ale pieprzony pajac nagle kopie go tak, że wpada on pod stół i teraz chłopak musi klęknąć, żeby go dosięgnąć.

– Znowu znikasz? – pyta Irwin, chociaż doskonale zna odpowiedź.

– Taaa.

– Myślisz, że na długo teraz?

– Tydzień, może dwa. Na razie – rzucam cicho, zanim łapię swój widelec i podchodzę do nowego tutajfrajera.

Stukam palcem w jego ramię, a kiedy się odwraca i krzywo na mnie patrzy, wystawiam przedmiot przed siebie i łamię go na jego oczach.

– Wybacz, że przeszkadzam, ale przypadkiem złamałem widelec i zastanawiam się, czy nie mógłbyś mi pożyczyć swojego?

Patrzy na mnie z niedowierzaniem, trochę zmieszany, a następnie rozgląda się po pomieszczeniu. Tym razem to on szuka jakiegoś wsparcia, ale nie uzyska go od nikogo. Strażnicy nie zwracają na nas uwagi, bo jeszcze nic się nie dzieje. Po chwili znów na mnie spogląda i postanawia dalej graćchojraka.

– Spierdalaj – mówi, wpatrując się we mnie.

– Tak właśnie myślałem. – Wzruszam ramionami, robię zamach i celuję w jego twarz. Siła uderzenia sprawia, iż z hukiem upada na podłogę.

Zanim docierają do mnie klawisze, wiem już, że nowy ma złamany nos i brakuje mu zęba albo dwóch.

Trzy tygodnie w izolatce.

Było warto.