Osiem - Jerzy Franczak - ebook + książka

Osiem ebook

Jerzy Franczak

3,7

Opis

Ktoś robi zakupy, ktoś zastanawia się, po co w ogóle ludzie żyją, ktoś kłóci się z dzieckiem, ktoś przegląda Tindera (ale oczywiście tylko w celach naukowych). „Osiem” Jerzego Franczaka – zbiór opowiadań, który możemy czytać także jako powieść, to kalejdoskop scen z samotności, niespełnionych nadziei i rutyny, to bolesny i fascynujący portret życia tak zwanych „dorosłych ludzi”. Komu można wierzyć, jeśli nie można wierzyć nawet sobie? I czy tylko przymus posprzątania łazienki ratuje nas przed szaleństwem? „Osiem” to opowieść o języku i rolach, które odgrywamy przed sobą i innymi, o przyczynie i skutku, prawdzie i kłamstwie. To świat, w którym mężczyźni udają, że mają pieniądze, a kobiety, że są wolne i szczęśliwe;, nawet dzieci udają. Bohaterowie Franczaka tworzą wspólnotę opartą na wątpliwościach, a ich losy krzyżują się jak w filmach Iñárritu z jego najlepszych lat. Wszyscy tu nieustannie mówią, do siebie, lub do innych, nie nadążając za strumieniem własnych emocji. Jeden włos znaleziony pod prysznicem staje się tropem w zagadce prosto z kryminału codzienności. Ale bohaterowie „Osiem” nigdy nie dowiedzą się, kto jest winny. Zabawna i wzruszająca proza o codzienności i jej zakrętach, za którymi nikt i nic nie czeka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 141

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (29 ocen)
7
11
7
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wiolla0

Z braku laku…

ok.
00
Youngblood0891

Całkiem niezła

Wieje nudą...
00
allicies

Nie polecam

Tragiczna.
00
paulinaserednicka

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawe opowiadania z nieoczywistymi zakończeniami. Zmuszają do refleksji. Styl Franczaka przystępny, akcja płynie wartko, a opowiedziane historie są mocno osadzone w codziennym tu i teraz (choć nie wszystkie toczą się współcześnie). Polecam!
00
TonRzuan

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobry zbiór opowiadań.
00

Popularność




Manko

Jest jasny czerwcowy ranek, zegar wskazuje dziewiątą. Po suficie przesuwa się drgająca plama. W mieszkaniu panuje cisza. Klary nie ma. Tylko wygnieciona pościel świadczy o tym, że nie spędził tej nocy sam.

Łukasz siada na łóżku, wkłada rozpadające się kapcie i człapie do przedpokoju. A więc wyszła, tak po prostu? W środku nocy? Nad ranem? Bez słowa pożegnania? No dobrze, ale jak to wyglądało? Pomalutku wstała i ubrała się bezszelestnie? Skradała się na palcach w stronę wyjścia? Absurdalna myśl. Nie potrafi sobie tego wyobrazić. Potrząsa głową, rozgląda się uważniej. Na wieszaku brakuje płaszcza. I tego lekkiego, kolorowego szala. Na dywaniku stoją tylko jego buty. Przesunięta wycieraczka, uchylone drzwi do łazienki. Tak, musiała wyjść. Przestrzeń przechowuje ślady zniknięcia. W powietrzu unosi się zapach jej perfum. A więc wyszła, na pewno wyszła. Ale dlaczego, po co?

Idzie do drzwi wejściowych, jakby szukał ostatecznego dowodu. Zamek jest otwarty, skobel odsunięty. Nie ma żadnych wątpliwości – Klara wymknęła się cichaczem. Uciekła. Przepadła.

Na szafce leży jego portfel. Skąd się tu wziął? Nigdy nie zostawia go w tym miejscu. Łukasz sięga po niego i zagląda do środka. Główna przegródka jest pusta. A przecież… Nie, to niemożliwe. Przetrząsa dokładnie wszystkie kieszonki. Ewidentnie brakuje dwóch stówek. Pamięta dobrze, że poprzedniego dnia bankomat wypluł z siebie nowiutki dwustuzłotowy banknot. Którego nie zdążył wydać. Którego nie chcieli mu rozmienić w spożywczaku. Który włożył do portfela i który zniknął wraz z Klarą. Wielu rzeczy by się spodziewał, ale nie tego.

Raz jeszcze przetrząsa wszystkie zakamarki portfela. Bez efektu. Odwraca się tyłem do szafki na buty i opiera o nią ciężko. Wbija wzrok w ścianę. Wpatruje się w jasny prostokąt po ubiegłorocznym kalendarzu – w tym roku nie kupił, nie zdążył. Jasny prostokąt i sterczący u góry malutki gwóźdź.

„Tyle byłem dla niej wart?”.

Pierwsza myśl – prosta, oczywista. Pytanie, na które nie da się odpowiedzieć. Zabarwione poczuciem krzywdy. Czarne, gorzkie, lepkie.

Mija kwadrans, Łukasz nadal przeżuwa to jedno zdanie. Jedyna różnica polega na tym, że zmienia się z pytania w stwierdzenie:

– Więc tyle byłem dla niej wart.

Dwieście złotych. Oto ostateczna cena. Taka należność za sześć miesięcy romansu. Ile razy spotkali się przez ten czas? Ile wychodzi za jeden wieczór? Za jeden spacer, pocałunek? Raczej niedrogo, czyżby jakaś przecena?

Łukasz stoi i liczy. Oparty o szafkę na buty, w slipkach i spranej koszulce. Przelicza, zaokrągla, dzieli. Jakby obudził się w nim księgowy… Albo syndyk masy upadłościowej (chyba tak się mówi?). Bez sensu. Jak oszacować wartość człowieka? Czy gdyby ukradła mu wszystko, byłby mniej rozżalony? Nie, tu idzie tylko o to, żeby ulitować się nad sobą samym. Gdy dociera to do niego, przestaje rachować. Tak, idzie o to, żeby dotknąć niezawinionej krzywdy. Świeżą ranę trzeba „ojojać”. Tak mówiła Maja. Gdy się uderzyła lub niegroźnie skaleczyła, robiła płaczliwą minę i wskazywała rankę lub sińca. Była to niema prośba o krótkie „ojojojojoj”, pocałunek i przytulenie.

Dawne czasy. Łukasz odpędza od siebie to wspomnienie. Myśl o byłej żonie wcale nie poprawia mu samopoczucia. Ani myśl o tym, że jego nie ma kto przytulić. Już nie.

Do całej sprawy trzeba podejść racjonalnie. Dlaczego Klara go okradła? Przecież nie brakowało jej pieniędzy! Chyba że ona też udawała… Zgrywała się, ukrywała biedę. Naprawdę nie pracuje w banku, tylko na kasie w Żabce. Autentyczna kryzysowa narzeczona! Łukasz parska śmiechem. Przypomina sobie Klarę – jej niewymuszoną elegancję, jej łatwość w wydawaniu pieniędzy…

Chyba że to jej narzędzia pracy. Że jest kimś w rodzaju… Naciąga takich frajerów jak on. Czyżby aż tak dobrze grał bogatego mężczyznę w średnim wieku? Niby wszystko się zgadza: myślała, że trafił jej się bogaty jeleń, a gdy zorientowała się, jak jest naprawdę, wzięła to, co znalazła.

Łukasz nie przestaje się uśmiechać. Głupie teorie spiskowe. Kazała mu czekać pół roku na pierwszą wspólną noc! Gdyby pracowała w tym tempie… A jeśli obrabiała dwudziestu facetów równolegle? Widywali się średnio raz na tydzień, czasem rzadziej, więc…

Dosyć! Łukasz czuje, że zabrnął za daleko. Absurdalne podejrzenia. Udawał bogatszego, niż jest, ale to znaczy tylko, że nie mówił o debecie i o kredytach. Nie ma willi z ogrodem ani jachtu – to widać na pierwszy rzut oka. Nie ma nawet własnego samochodu! I w ogóle.

Wchodzi do łazienki. Przygląda się swojej twarzy. Opuszkami palców dotyka worów pod oczami. Rozczesuje przerzedzone włosy. Trzeba się umyć. Tak, najpierw to, potem zobaczymy.

No więc rozbiera się, otwiera kabinę prysznicową i puszcza wodę. Sprawdza, czy na półeczce stoją szampon i żel do mycia. Przygotowuje ręcznik. Próbuje zaangażować się bez reszty w wykonywanie tych prostych czynności. Wrzuca do kosza na bieliznę slipy – dziurawe w kroku, jak się okazuje, ale tylko trochę. Ściąga przez głowę koszulkę i też daje ją do prania. Przez krótką chwilę czuje znajomy kwiatowy zapach i od razu zbiera mu się na płacz. Powraca natrętne pytanie: dlaczego, dlaczego?

Klara, jego Klara. Coś się musiało wydarzyć. A on wymyśla jakieś bzdurne teoryjki, zamiast ją ratować! Powinien zachować spokój. Rozważyć różne scenariusze. Choćby taki, że musiała wyjechać. Nie chciała go martwić, dlatego wymknęła się chyłkiem. Pewnie wzięła na taksówkę. Może dla niej dwie stówy to grosze, coś jak dla niego pięć złotych. Pytanie, jak jej szukać. Nie mają swoich numerów telefonów, taki układ. Żadnych maili, żadnych komunikatorów. Spotkania umawiane z tygodnia na tydzień – zawsze w tym samym miejscu. Prywatny detektyw – to jest myśl! Problem w tym, że jego zasoby właśnie stopniały do zera. Czynsz zapłacił, ale za coś musi przeżyć do końca miesiąca, czyli przez kolejne trzy tygodnie.

Przedwczoraj pojechał do Auchan i nakupił frykasów. Środki czystości też kosztowały sporo. Chciał ogarnąć mieszkanie, coś ugotować. Ostatecznie po raz pierwszy przyjmował Klarę u siebie. Uwijał się przez cały dzień, bo i sprzątanie, i zmiana pościeli, a nawet przesuwanie mebli, żeby zasłonić zacieki. No i chowanie książek, które piętrzyły się pod ścianą – resztek z tej partii po likwidacji zakładowej biblioteki. Umiał je wycenić i opisać, przez jakiś czas pracował w antykwariacie. W sumie sześć lat, bez mała. A potem został zwolniony. Jan Marian – właściciel, na którego pracownicy mówili Jezus Maria – powiedział, że mu przykro, ale „nie wyrabia”. Gdyż wszystko przeniosło się do Internetu. Łukasz wziął sobie te słowa do serca i wkrótce został Supersprzedawcą na Allegro. Panem niepotrzebnych druków, specem od papierowej starzyzny. Książki, które schował do tapczanu, kupił hurtem. Gość likwidował biblioteczkę po dziadku i odstąpił je za półdarmo. Nie były wiele warte – klasyka plus mało znane nazwiska. Nie wiadomo co gorsze. Mickiewicza równie trudno sprzedać, jak jakiegoś Macha czy Machejka. Oczywiście z tego nie da się wyżyć. Dlatego Łukasz robił też korekty dla specjalistycznych czasopism – głównie z sektora obronności i wojskowości. Poprawiał literówki, dodawał spójniki i przyimki, wstawiał przecinki i myślniki. Wprowadzał ład do tekstów, których nie rozumiał. Płacili mu stawkę minimalną, za to z maksymalnym poślizgiem – nawet dwa miesiące po przyjęciu wykonanej pracy. W najbliższych dniach nie może liczyć na żadne wynagrodzenie. Za trzy arkusze z marca dostał już przelew. Zdążył to wydać w jeden dzień: poszło na zakupy, resztę wzięła Klara.

Po wejściu do kabiny Łukasz nagle nieruchomieje. Zakręca kurek, odwiesza słuchawkę prysznica i pochyla się. Znajduje długi, kasztanowy włos. Bierze go w dwa palce i unosi pod światło, aż ten zmienia kolor na jasny, miodowy. Przychodzi mu do głowy, że Klara uciekła, ale nie cała – zostawiła mu kawałeczek siebie. Co z nim zrobić? Zachować go, jak relikwię? Zasuszyć? Wychyla się w stronę muszli klozetowej, wrzuca włos do środka i naciska spłuczkę. Czuje się, jakby zacierał ślady zbrodni. Zupełnie bez sensu.

Nie, nie będzie płakał.

Wraca pod prysznic, myje się pospiesznie. Wyciera się ręcznikiem i znowu staje przy umywalce. Lustro jest zaparowane, jego lewy dolny róg ukruszony – wcześniej tego nie zauważył. Ale to i tak bez znaczenia.

Co w ogóle ma znaczenie? Dobre pytanie. Nie odpowie na nie teraz. Jest skołowany, oszołomiony. Nie może uwierzyć w to, że jest sam, zupełnie sam na świecie. Znowu.

Ta myśl ponownie wprawia go w płaczliwy nastrój. Trzeba wziąć się w garść! Łukasz zdaje sobie sprawę, że nie ma przy sobie ciuchów. Wybiega z łazienki, dopada komody stojącej tuż za drzwiami do pokoju i otwiera górną szufladę. Gdy przetrząsa bieliznę, szukając majtek i skarpetek do pary, przebiega go dreszcz. Wciąż jest goły. Wytarł się niedokładnie, drży z zimna. Najdziwniejsze, że przerywa grzebanie w rzeczach. Patrzy na swoje ciało, na pokryte gęsią skórką ramiona, zjeżone włoski na klatce piersiowej, fałdę skóry na brzuchu, trzęsące się uda i skurczonego, oklapniętego członka w kępce czarnych kudłów. I znowu zalewa go fala wzruszenia… Rozczulenia własną nagością, bezbronnością i bezradnością. Nie, nie będzie płakał, to takie niemęskie, nie w jego stylu. Musi się ubrać, od tego trzeba zacząć. Uciec od roztkliwienia, które atakuje go podstępnie. Od tego rozedrgania, pod którym czai się coś innego jeszcze – coś niepomyślanego, nieubranego w słowa. Czarne dno wszystkich rzeczy.

Jerzy Franczak, OSIEM

Redakcja i korekta: Emil Pasierski

Projekt graficzny i skład: Angelika Kukioła

Copyright © by Jerzy Franczak, 2023

Copyright © by Wrocławski Dom Literatury | Wrocławskie

Wydawnictwo Warstwy, 2023

Wrocławskie Wydawnictwo Warstwy

Przejście Garncarskie 2, 50-107 Wrocław

www.wydawnictwowarstwy.pl

Dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury: Irek Grin

Redaktor naczelny Wrocławskiego Wydawnictwa Warstwy:

Dawid Skrabek

Wydanie I

ISBN 978-83-67186-06-3

Wrocław 2023