Wszystko dla N - Kanae Minato - ebook
NOWOŚĆ

Wszystko dla N ebook

Minato Kanae

5,0

94 osoby interesują się tą książką

Opis

W eleganckim apartamencie na czterdziestym ósmym piętrze ginie zamożne małżeństwo. Czworo świadków zdarzenia po kolei składa swoje zeznania, z których wyłania się spójny obraz tragicznego morderstwa w afekcie. Co jednak, jeśli ktoś z nich kłamie?  

Energiczna studentka z bagażem z przeszłości, przyjaciel z dzieciństwa, ambitny sąsiad, początkujący pisarz — i łączący ich plan ratowania księżniczki z wieży, który nie miał prawa się udać. Opowieści bohaterów odsłaniają głęboko skrywane tajemnice i przemilczane fakty. Jak daleko jesteśmy gotowi posunąć się dla miłości? Kim jest N? Czy prawda zawsze jest tylko jedna? Kanae Minato, autorka wstrząsających "Wyznań", znów zabiera nas we wciągającą podróż po zakamarkach ludzkiej psychiki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 241

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Rozdział pierwszy

opis zdarzenia

22 stycznia około 19:25 komisariat policji w okręgu XX otrzymał zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Ciała państwa Noguchich – Takahiro (lat 42) oraz jego żony Naoko (lat 29) – zostały odnalezione w ich mieszkaniu w Tokio, w dzielnicy XX, przy ulicy XX pod numerem 3-7-8-4802. Na komisariacie przesłuchano czworo świadków obecnych na miejscu zdarzenia.

nozomi sugishita

Nazywam się Nozomi Sugishita. Mam dwadzieścia dwa lata. Studiuję na czwartym roku filologii angielskiej na Uniwersytecie K.

Adres? Chodzi o zameldowanie? Oba?

Mój adres zameldowania to prefektura Ehime, Aokage 37-5. Owszem, to wioska, do tego położona na wyspie. Obecnie mieszkam w Tokio, w dzielnicy XX, przy ulicy XX 2-4, w Willi Dzikiej Róży pod numerem 102. Ta cała „willa” w niczym nie przypomina apartamentu państwa Noguchich – to piętrowa drewniana rudera.

Noguchich poznałam dwa lata temu na wakacjach na Ishigaki. Pojechałam tam z Andō – wtedy był moim sąsiadem, jest ode mnie rok starszy. Wpadliśmy na Noguchich przypadkiem na wycieczce z nurkowaniem. Świętowaliśmy, bo Andō zdobył wymarzoną pracę. Oczywiście państwo Noguchi zatrzymali się w luksusowym hotelu, a my w marnym pensjonacie, ale oba współpracowały z pobliskim sklepem ze sprzętem i szkółką dla nurków. Trafiliśmy do tego samego instruktora dla początkujących.

Nurkowałam dopiero piąty raz, Andō pewnie tak samo, ale oboje pochodzimy znad morza i mamy pływanie we krwi. Nigdy nie czułam pod wodą zagrożenia. Wypłynęliśmy łódką na bezludną wysepkę i zaczęliśmy od wchodzenia z plaży. Butla tak mi ciążyła, że z trudem się powstrzymywałam, aby tego wszystkiego nie rzucić. Dopiero kiedy zobaczyłam kolorowe tropikalne rybki, doceniłam cały wysiłek. Za drugim razem zeskakiwaliśmy już do morza prosto z łodzi. Specjalnie zdecydowaliśmy się na droższy rejs, bo chętnych zabierano w miejsce, gdzie można zobaczyć manty. Wtedy Naoko, żona pana Noguchiego, zeszła na niecałe dziesięć metrów pod wodę i wpadła w panikę. Cała się trzęsła, nawet gdy wciągnięto ją z powrotem na pokład. Musieliśmy zawrócić, zanim udało nam się zobaczyć choć jedną mantę.

Byłam zawiedziona; rozważałam, czy nie zażądać zwrotu połowy kosztów. Na szczęście się powstrzymałam, a jeszcze tego samego wieczoru pan Noguchi zaprosił nas na kolację do swojego hotelu. Powiedział, że to w ramach przeprosin. Później się okazało, że już wcześniej chciał się z nami lepiej poznać.

W tamtym czasie oboje z Andō mieliśmy prawdziwego fioła na punkcie shōgi[1]… Nietypowe hobby dla studentki? Czy ja wiem? Nauczyłam się grać jeszcze w liceum. Między nurkowaniami rozkładaliśmy na plaży przenośną planszę na krótki sparing w cieniu palm i wcinaliśmy onigiri. Noguchi też był fanem shōgi; początkowo trochę kpiąco przyglądał się z daleka, jak gramy, ale chyba mu zaimponowaliśmy, bo jak twierdził, zapragnął się z nami zmierzyć. Musi pan jednak wiedzieć, że wszyscy jesteśmy ledwie początkujący… Naśladowaliśmy zawodowców, których znamy z telewizji.

Kolacja była niesamowita. Pierwszy raz podano mi tak olbrzymiego homara! Potem przez jakiś czas piliśmy w barze na oświetlonym patio. Wtedy rozegrali partię, Andō kontra Noguchi. Zupełnym przypadkiem okazało się, że to właśnie Noguchi będzie jednym z przełożonych Andō w nowej firmie i przyjęcie zamieniło się w wielką imprezę powitalną.

Rozmawiałam z Naoko, obserwując grę. Większość czasu opowiadała mi o kursie gotowania, na który uczęszczała. Zwierzyła mi się, że jej rolą jako żony jest przyjmować gości męża – zwłaszcza że często wyjeżdżali zagranicę. Naoko twierdziła, że nie umie gotować, więc starała się nadrobić jakoś braki, nie chciała być kulą u nogi męża, który robił zawrotną karierę. Wydawali mi się idealną parą. On pracował w M-Trade, w tej wielkiej firmie handlowej, był postawny, ale w jego zachowaniu była jakaś lekkość. Naoko była córką jednego z dygnitarzy z firmy, szczupła i wysoka jak modelka, o białej cerze; nie dość, że piękna, to jeszcze niezwykle miła. Od pierwszego spotkania kompletnie nas zauroczyli. Patrząc na nich, czułam się tak, jakby ktoś próbował mi udowodnić, że postacie z bajki istnieją naprawdę.

Oczywiste, że gdy ktoś taki zaprasza cię na kolację – a zwłaszcza gdy robi to ponownie po powrocie do Tokio – to nie odmawiasz. W dodatku mieszkali w Sky Rose Garden, w tym wieżowcu z pięćdziesięcioma dwoma piętrami. I to na czterdziestym ósmym! Słyszałam, że zatrzymywali się tam tylko na czas pobytu w Japonii… Wyobraża pan sobie? Pan Noguchi podobno pochodził z bardzo zamożnej rodziny, ale sam niewiele nam o sobie mówił. Kilkakrotnie zapraszali mnie do drogich restauracji, takich z gwiazdkami w przewodnikach. Najczęściej jednak spotykaliśmy się u nich w mieszkaniu na partię shōgi, raz, czasem dwa razy w miesiącu. Zazwyczaj przychodziłam z Andō. Przynajmniej do zeszłego kwietnia, dopóki nie zaczął pracy – potem częściej chodziłam sama.

Zgadza się – gdy graliśmy, Naoko zawsze była gdzieś w pobliżu. Nie chciałam, żeby wyobrażała sobie nie wiadomo co… Pan Noguchi częściej grywał jednak z Andō. Pracowali w końcu razem, w jednym dziale. Słyszałam, że czasami spędzali razem przerwy na lunch.

Zdarzało mi się wychodzić tylko z Naoko. Do kina albo na musical, na zakupy. Zapraszała mnie na lunch. Traktowała jak młodszą siostrę. Mam tupet, co? Tytułować się siostrą takiej osoby. Różni nas wszystko: wygląd, pochodzenie. Jeden jedyny raz Naoko odwiedziła mnie w tej mojej ruderze. Twierdziła, że nigdy nie mieszkała sama i chce zobaczyć, jak to jest. Rozejrzała się po mojej klitce, ciasnej mimo garstki mebli, pomilczała chwilę i, jakby sobie o czymś przypomniała, powiedziała: „Masz tu jak w Małym domku na prerii”. Nie zbieram bibelotów, nie wydaje mi się, żebym miała u siebie coś, co wygląda rustykalnie, może więc poczuła się u mnie jak na Dzikim Zachodzie? Po paru dniach w ramach podziękowań, że zawsze dotrzymuję jej towarzystwa, dostałam toaletkę, tak imponującą jak z posagu panny młodej z minionej epoki.

Mniej więcej w listopadzie Naoko z dnia na dzień przestała mnie gdziekolwiek zapraszać. Nie przypominam sobie, żebym powiedziała coś, co mogło sprawić jej przykrość. Gdy widziałyśmy się ostatni raz, rozmawiałyśmy o tym, że musimy się wybrać na dinner show, planowałyśmy też odwiedzić taką uroczą kawiarnię, która otwierała się w następnym miesiącu. Zaniepokoiłam się i napisałam do niej wiadomość.

„Dawno się nie widziałyśmy. Co u ciebie?” Tylko tyle.

Wiadomość nie została dostarczona. Nie mogłam się do niej dodzwonić, więc spróbowałam pod numer Noguchiego. Mieszkali w luksusowym apartamencie, a nie mieli tam stacjonarnego telefonu! Zadzwoniłam, bo nie znałam jego maila. Wytłumaczyłam, że nie mogę się skontaktować z Naoko, a on od razu poprosił ją do telefonu. Przeprosiła mnie; wyjaśniła, że nie czuje się najlepiej – tak przypuszczałam – ale zdziwiło mnie, kiedy wspomniała, że skoro i tak nie wychodzi z domu, postanowili rozwiązać umowę na jej telefon. Naoko zapewniała, że to nic poważnego, ale zaczęłam się martwić, czy nie dotknęła jej jakaś ciężka choroba.

Wymyśliłam sobie, że kiedy ten wiecznie zapracowany Andō znajdzie wreszcie dla mnie trochę czasu, wybierzemy się do nich w odwiedziny. Udało się w drugą niedzielę grudnia, w połowie dnia. Już przez telefon głos Naoko brzmiał słabo, a na żywo aż przykro było na nią patrzeć – jej blada zazwyczaj cera była niemal przezroczysta, jak gdyby cała miała się rozpłynąć w powietrzu. Mimo to państwo Noguchi przyjęli nas bardzo serdecznie.

Noguchi miał swój gabinet – kochał jazz, więc był to wytłumiony pokój – i to tam zazwyczaj graliśmy w shōgi, ale tym razem plansza stanęła w salonie. Zaprosił do gry Andō, a ja porozmawiałam chwilę z Naoko, gdy parzyłyśmy herbatę.

Sprawiała wrażenie, że czuje się lepiej, niż to się wydaje na pierwszy rzut oka. Nieco się uspokoiłam, ale nagle ona zamilkła, potem wybuchła płaczem i wtedy dostrzegłam, jak mocno drżą jej palce. Była w bardzo złym stanie psychicznym. Noguchi zwykle tak się skupiał na grze, że na nic nie zwracał uwagi, nawet na dzwoniący telefon, ale tym razem odniosłam wrażenie, że cały czas uważnie obserwuje, co się dzieje z jego żoną.

Gdy Naoko wybuchła, natychmiast podszedł i zaczął ją uspokajać. „Już dobrze, już dobrze” – powtarzał i podtrzymując ją za ramiona, zaprowadził do drugiego pokoju. Miałam dobre zamiary, ale możliwe, że tą wizytą tylko narobiliśmy zamieszania. Przeprosiłam i powiedziałam, że na nas już czas. Noguchi odprowadził nas do drzwi i wtedy to do nas dotarło… Nie odezwaliśmy się, kompletnie osłupiali, ale oboje to widzieliśmy.

Łańcuch przy drzwiach. Dwa pozostałe zamki były takie, jak można oczekiwać po ekskluzywnym apartamencie: najnowszej generacji, w których nie do końca nawet wiadomo, jak działa klucz. Ale pod nimi zamontowany był najtańszy łańcuch, taki jaki znajdzie pan u mnie w mieszkaniu. Czułam, że coś tu nie gra… Nie chodziło o cenę czy jakość tego łańcucha; był zamontowany od zewnątrz!

Załóżmy… Wydaje mi się, że apartament państwa Noguchich miał tylko jedno wyjście – załóżmy więc, że ktoś się do nich włamie, ale im uda się jakoś wymknąć z mieszkania. Mogą założyć łańcuch, zamknąć w środku złodzieja i zadzwonić po policję, ale kto słyszał o takich zabezpieczeniach? Dałam Andō szybko znak głową, żeby nie poruszał tego tematu, a wtedy Noguchi zapytał, czy możemy poświęcić mu jeszcze chwilę, i zaprosił nas do saloniku na ostatnim piętrze. Robi wrażenie, prawda? Przecież to nie hotel, a mają tam takie rzeczy! Przy wejściu jest nawet portier. Po wyjściu z mieszkania Noguchi założył ten łańcuch.

Jakby to ująć? Poczułam zimny dreszcz. Wydało mi się, że to ja jestem zamknięta w środku, aż nie mogłam złapać oddechu i ścisnęłam Andō za ramię. Po jego spojrzeniu poznałam, że myśli podobnie. Noguchi już zmierzał w stronę windy, więc nie widziałam wtedy jego twarzy. Gdy dotarliśmy do saloniku, wyglądał jednak normalnie –nie, właściwie wydał mi się zmęczony.

Byłam tam raz wcześniej z Naoko – wtedy piłyśmy drinki, podziwiając widoki po zachodzie słońca, ale teraz był środek dnia, chwila po trzeciej, więc usiedliśmy przy stoliku w głębi sali i z filiżankami kawy przed sobą słuchaliśmy, co Noguchi ma do powiedzenia. Wyjaśnił nam, że miesiąc wcześniej Naoko poroniła. Była w drugim miesiącu, jeszcze o niczym nie wiedziała. Wyszła z domu i przewróciła się na deszczu… Fizycznie doszła już do siebie, ale w duszy nadal bardzo cierpi. Raz, kiedy Noguchi był w pracy, portier podobno znalazł ją bosą, gdy niemal rzuciła się na jezdnię pod samochód; pomógł jej wrócić i zawiadomił policję, a potem Noguchiego.

Noguchi wyjawił, że zdaje sobie sprawę, jak to musi wyglądać z zewnątrz; że źle się czuje z tym, że trzyma ją pod kluczem, ale robi to, aby ją chronić. Stąd ten łańcuch, żeby sama nie wychodziła z domu. Nikomu wcześniej się nie zwierzał, bo sądził, że muszą poradzić sobie z tym problemem sami, jednak stan Naoko się pogarsza i Noguchi nie wie, co dalej robić. Przyszło mu do głowy, żeby wysłać ją do rodziny, ale podobno nie dogadywała się ze szwagierką. Naoko bardzo się cieszyła na nasze spotkanie i wydawała mu się spokojniejsza, dlatego – choć to może zbyt wiele – chciał nas prosić, żebyśmy czasem odwiedzali ich tak jak dawniej i dotrzymywali jego żonie towarzystwa. Po tych słowach skłonił przed nami nisko głowę. Zrobiło mi się głupio, że wcześniej tak się gapiłam na ten łańcuch przy drzwiach. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, jak mogę pomóc. Skoro Naoko sama nie wychodzi, może mogłabym przynosić jej coś smacznego do zjedzenia? Kupować płyty z muzyką, która mogłaby ją uspokoić? Przychodziły mi do głowy same takie proste rzeczy…

– Oczywiście, jeśli w taki sposób możemy się na coś przydać – zapewniłam.

Pożegnaliśmy się. Okazało się jednak, że tylko ja uwierzyłam w to, co uwierzyłam w słowa Noguchiego.

– To takie przykre, że Naoko poroniła. Dobrze, że mąż jest teraz przy niej – mówiłam do Andō, szykując dla nas kolację u mnie w domu. – Widać, że o nią dba. Naprawdę czuć, jak bardzo ją kocha! Żal mi jej, ale takiego wsparcia jej trochę zazdroszczę.

– Tak, kochać to na pewno ją kocha.

Andō zazwyczaj nie owijał w bawełnę, więc poczułam, że coś ukrywa. Musiałam wiedzieć, o co chodzi. Okazało się, że po ich firmie krążyły plotki. Tylko plotki, ale…

Naoko podobno miała romans.

Przed ślubem Naoko pracowała w recepcji w tej samej firmie co jej mąż, dlatego plotki szybko się rozeszły wśród ich wspólnych znajomych. Widziano ją pod ramię z młodszym mężczyzną – podobno bardzo przystojnym. Naoko sama była piękną kobietą, więc nawet jeśli starali się zachowywać dyskretnie, musieli się rzucać w oczy, jak bohaterowie jakiegoś serialu. Ktoś z pracy miał ich widzieć, jak wchodzili do hotelu.

Ot, i cała plotka.

– Może Noguchi wcale jej nie zamknął z powodu choroby, tylko dowiedział się, o czym ludzie gadają? A jeśli i tu, i tu jest ziarno prawdy, to czyje to dziecko? Czy naprawdę się przewróciła? Noguchi nie jest wcale taki święty, za jakiego go uważasz – powiedział wtedy Andō.

Przez krótką chwilę przed oczami stanęła mi postać Noguchiego rzucającego Naoko na ziemię, kopiącego ją w brzuch. Czy faktycznie była tam bezpieczna? Oboje z Andō wpatrywaliśmy się w łańcuch przy odrapanych drzwiach mojego mieszkania.

Byłam tym wszystkim bardzo przejęta, ale w pracy zaczął się gorący okres – tak, w firmie sprzątającej. Koniec roku to przecież czas świątecznych porządków i naprawdę nie miałam już głowy do zamartwiania się losem Naoko.

Po tym dniu Noguchi więcej nas nie zaprosił. Przez natłok obowiązków nie kontaktowałam się z Andō, a o Naoko przypomniałam sobie dopiero, gdy pojechałam do domu na święta. Wydarzyło się to na licealnym zlocie absolwentów. Naruse, jedyny mój znajomy, który po maturze wyjechał do Tokio – z całego naszego rocznika tylko nam dwojgu się to udało – wypytywał siedzące nieopodal osoby, gdzie pracują. Kilkoro z nich również wyjechało z wyspy, ale nie dalej niż do Kansai. Nie byliśmy z Narusem blisko, nie mieliśmy swoich numerów, nie utrzymywaliśmy znajomości. Usłyszałam go przypadkiem, bo usiadłam niedaleko… Wspominał nazwę restauracji, w której pracował: Chartier Hirota. Wtedy sobie przypomniałam. Naoko opowiadała mi, że zanim się pobrali, Noguchi zapraszał ją do francuskiej restauracji. Właśnie do tej! Przeglądałyśmy razem magazyny i w jednym pojawił się artykuł o idealnych miejscach do świętowania wyjątkowych okazji – to ją skłoniło, żeby opowiedzieć mi tę historię, a właściwie to by się pochwalić. „Nozomi, poproś swojego chłopaka, żeby cię tam zabrał” – zasugerowała, co z wielu powodów bardzo mnie wtedy zirytowało. Ale dzięki temu nazwa restauracji zapadła mi w pamięć.

Wypytałam więc Narusego o jego pracę i restaurację. Czy kucharze mogą kosztować potraw? Czy dostają pracowniczy obiad? Słyszałam, że za jedną osobę płaci się tam co najmniej trzydzieści tysięcy jenów, czy te dania są tego warte? Tego typu rzeczy. Chciałam zaspokoić ciekawość biednej studentki… Gdyby zdradził mi, że jedzenie jest takie sobie, udawałabym przed koleżankami, że tam byłam, i że są do niczego. Trochę żałosne, prawda? Mam nawyki biedaczki z prowincji.

Ale Naruse rozpływał się w zachwytach. Twierdził, że kiedyś sam uważał wydawanie fortuny na jedzenie za głupotę, jednak zmienił zdanie. Przed laty jego rodzice prowadzili restaurację. W czasach świetności wszystkie najważniejsze imprezy na wyspie odbywały się właśnie u nich. Uznałam, że kto jak kto, ale Naruse musi się znać na rzeczy i może naprawdę doskonale tam gotują. Wypytałam go, na czym dokładnie polega jego praca, w duchu przeklinając, że sama dorabiam sobie w firmie sprzątającej, a nie w słynnej restauracji.

Wtedy się dowiedziałam, że Chartier Hirota ma specjalną usługę z dowozem, a realizują ją tylko raz dziennie. Naruse tym się przede wszystkim zajmował. Opowiedział mi, że kiedyś dowoził kolację do pewnej damy, która nie mogła chodzić – był to prezent od jej męża. Gdy usłyszałam, jak bardzo się wtedy ucieszyła, wpadłam na pewien pomysł. Może by tak zamówić kolację dla Naoko?

Cały czas miałam jednak w głowie temat tamtych plotek i uznałam, że będzie lepiej, jeśli dołączy do nas Andō, niż gdybym miała organizować coś sam na sam z Noguchim. Życzyłam sobie, by Naoko znów poczuła się tak jak na Ishigaki, gdzie się poznaliśmy i miło spędzaliśmy we czwórkę czas.

Odczekałam kilka dni po Nowym Roku, a w sobotę, ósmego stycznia, zadzwoniłam do Noguchiego z życzeniami i wytłumaczyłam, jaki mam pomysł. „Pierwsze słyszę. Ale niech będzie, zróbmy to” – odparł i przekazał słuchawkę Naoko. Brzmiała weselej niż wcześniej, musiało jej się poprawić. Podziękowała i powiedziała, że cieszy się już na samą myśl o tej kolacji.

Zadecydowaliśmy, że Noguchi złoży zamówienie, bo najlepiej wie, na co Naoko mogłaby mieć ochotę. Datę i godzinę spotkania miał przesłać mi niebawem, a co ważne – sam chciał zaprosić Andō, gdy spotkają się w pracy. Ja miałam mu o niczym nie wspominać.

Chodziło o shōgi.

Noguchi zaprosił mnie samą przed umówioną wizytą, żebym pomogła mu wymyślić taktykę – mieli partię w toku, plansza stała cały czas w jego gabinecie i wyglądało na to, że Andō prowadzi. Zdarzało się już wcześniej, że mu doradzałam, ale przyznam, że zaskoczyło mnie, że przyszło mu do głowy kombinować nawet w tak ważny dzień.

Dziwi się pan, że brałam stronę Noguchiego, a nie Andō? Cóż, może niedokładnie przedstawiłam, co nas łączyło… W shōgi zawsze jesteśmy rywalami. Gram, żeby wygrywać, nawet kiedy czasami moim pionkiem zostaje Noguchi. Nie mieliśmy czasu na shōgi, odkąd Andō dostał nową pracę, dlatego ucieszyłam się, że Noguchi prosi mnie o pomoc. Oczywiście wszystko odbywało się w tajemnicy.

Po kilku dniach przyszła wreszcie wiadomość – kolacja będzie o siódmej, ja miałam pojawić się o piątej trzydzieści, a Andō chwilę przed siódmą. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że wydarzy się to, co się wydarzyło.

Czy to moja wina? Czy to dlatego, że wpadłam na taki pomysł?

Była sobota, dwudziesty drugi stycznia. Dotarłam do budynku pięć minut przed umówioną godziną, o piątej dwadzieścia pięć. Przedstawiłam się na recepcji, wsiadłam do windy, wcisnęłam dzwonek przy drzwiach mieszkania państwa Noguchich. Otworzyła mi Naoko. Jej mąż stał tuż przy niej. Łańcuch na drzwiach nie został zdemontowany, ale ulżyło mi na widok Naoko pogodnej jak dawniej.

– Nie przypuszczałam, że możemy zjeść w domu coś z Chartier Hirota! Jak wspaniale! Dziękuję, Nozomi! Dziękuję, kochanie… – Uśmiechnięta Naoko ścisnęła męża za ramię.

Pomyślałam, że jestem tu jak trzecie koło u wozu. Może powinnam się zbierać? Miałam jednak straszną ochotę na tę kolację i tylko dlatego weszłam do środka.

Swoją drogą, słysząc o „dowozie”, pewnie wyobraża pan sobie pizzę albo sushi, prawda? Cóż, ja też tak myślałam, do czasu, aż Naruse wyjaśnił mi, na czym to wszystko polega. Dania przywożone są w specjalnych pojemnikach izolujących, a kucharz korzysta z kuchni gospodarzy, żeby je podgrzać, nakłada na talerze i serwuje po kolei każde danie. Przywozi też kilka rodzajów wina i na miejscu robi to wszystko, co tam robią sommelierzy. Oczywiście naczynia też ma ze sobą, a po jedzeniu wszystko sprząta. Jedyne, co pozostaje, to nakryć do stołu.

Tym właśnie zajmowała się Naoko, gdy przyszłam. Na długim stole w jadalni leżał złożony obrus i serwetki, a obok – jak przystało na tak eleganckie miejsce – stał srebrny świecznik i kilka wąskich świeczek. Z jednej strony byłam u Noguchich gościnią, z drugiej – to wszystko to był mój pomysł. Chciałam, żeby Naoko nacieszyła się posiłkiem, nabrała sił, a tylko narobiłam jej kłopotów. Zaproponowałam więc, że to ja nakryję do stołu, jeśli powie mi, co robić. Poprosiłam ją, żeby usiadła.

Odmówiła, bo chciała nam wszystkim pokazać, czego o przygotowaniach do posiłku nauczyła się na lekcjach gotowania. Na podłodze zobaczyłam wazon, srebrny jak świecznik. Naoko wyjaśniła, że zamówiła kwiaty, ale jeszcze nie dotarły. Wtedy Noguchi zasugerował, żebym zostawiła przygotowania Naoko, bo sam chciał jak najszybciej omówić strategię, nim zjawi się Andō. Poprowadził mnie do gabinetu.

Na środku pokoju stała plansza do gry z rozstawionymi bierkami. Układ wyglądał znajomo. Zrzutki zajmowały inne pozycje, ale atakujące figury stały tak samo jak podczas mojej pechowej rozgrywki z Andō po wizycie u Noguchich. Było to dobry miesiąc temu, ale rzadko się zdarza, żebym przegrywała, więc to rozstawienie wyjątkowo wryło mi się w pamięć. Myślałam i myślałam, ale jak dotąd nie wpadłam na to, jak inaczej mogłabym rozegrać tę partię. Przeszło mi przez myśl, że niewiele tu wskóram, ale Noguchi wpatrywał się we mnie z rozpaczliwą nadzieją. Nie wiedziałam, co powiedzieć. By zyskać na czasie, zapytałam więc o coś, co od dłuższego czasu chodziło mi po głowie. Zastanawiało mnie, dlaczego zawsze, gdy Noguchi grał z Andō, tak desperacko zależało mu na wygranej. Grali przecież amatorsko. Ze mną często przegrywał, żartował nawet, że z naszej dwójki to ja jestem prawdziwym mózgowcem. Zaproponowałam nieśmiało, by raz na jakiś czas dał Andō wygrać.

Odpowiedź Noguchiego była prosta. Przełożony nie przegrywa. To on ma być zawsze górą i nie może pozwolić, by relacja została zachwiana. Mówiąc wprost: chciał jedynie podbudować swoje ego i pokazać, że to on ma władzę. Skoro tak, to chyba powinien sam się postarać – pomyślałam wtedy. Wygrywałam z Andō, bo to ja nauczyłam go shōgi i byłam w stanie przewidzieć jego kolejny ruch. Nie mogłam dłużej pomagać Noguchiemu w tajemnicy. Nie chciałam, by Andō poczuł, że nie jest w stanie go pokonać w uczciwej walce. Często opowiadał mi, jak bardzo szanuje go jako szefa.

„Dzisiaj będzie ten dzień, kiedy wreszcie przegra”, zaczęłam się w duchu gniewać na Noguchiego. Miałam pewien pomysł, jak odwrócić sytuację na planszy, ale postanowiłam trochę mu najpierw dokuczyć.

– Przy tym układzie bierek niewiele już możemy zrobić – zauważyłam.

Nie powinnam była. Gdybym od razu zaproponowała jakąś taktykę, szybciej wyszłabym do salonu.

– A gdyby tu przesunąć wieżę? – zasugerował Noguchi całkiem na ślepo i w tym momencie zadzwonił jego telefon. Musiało być piętnaście po szóstej. Pamiętam dokładnie, bo zaskoczyło mnie, że dostawa jest tak wcześnie, i żeby się upewnić, która godzina, spojrzałam na własny telefon.

Okazało się, że to Andō – dotarł już na miejsce? już na miejscu i to dużo przed czasem. Noguchi był ewidentnie zirytowany, marudził, że czemu tak wcześnie, i przestraszyłam się, że jeśli go dodatkowo rozdrażnię, z naszej kolacji nici. Klasnęłam w dłonie, jakbym nagle wpadła na genialną myśl.

– Wiem! – wykrzyknęłam i zaczęłam przesuwać bierki.

Uradowany Noguchi dał mi znak, żebym kontynuowała, a Andō przekazał, że spotka się z nim w saloniku, bo chciałby chwilę pogadać o pracy. Minęło może dziesięć minut? Oznajmiłam, że mam pewien pomysł, Noguchi zaś poinstruował mnie, bym zapisała mu kolejność ruchów na kartce, a on przetrzyma Andō poza domem. Wyszedł z gabinetu.

Gdy otwierał drzwi, usłyszałam z korytarza głosy Naoko i jakiegoś mężczyzny, ale przypomniałam sobie, że czekamy na zamówione kwiaty, więc nie poświęciłam temu większej uwagi. Musiałam spędzić w gabinecie kolejne piętnaście, może dwadzieścia minut – nie jestem pewna. Wymyśliłam, jak dalej rozegrać partię, nie mogłam jednak znaleźć niczego, na czym dałoby się zanotować kolejność posunięć. Miałam opory przed grzebaniem bez pozwolenia w cudzych szufladach, postanowiłam więc poprosić Naoko o jakiś notes.

Gdy wyszłam… w salonie był mężczyzna. – Naoko! – krzyczał. Nie był to Noguchi. Usłyszałam też jęki, więc pobiegłam zobaczyć, co się stało. Mężczyzna stał do mnie plecami. Nie wiedziałam, co się dzieje; zamurowało mnie, po prostu stanęłam jak wryta. Wtedy on się odwrócił. Drżałam, a gdy tylko zobaczyłam, kto to, niemal krzyknęłam.

Kanae Minato — japońska autorka urodzona w 1973 roku. Od dzieciństwa zaczytywała się powieściami Ranpo Edogawy i Agathy Christie. Jest autorką licznych kryminałów, których akcja toczy się w bliskiej czytelnikom scenerii — w domach, w szkołach — a ich popularność przyniosła jej tytuł królowej iyamisu (eww-mysteries), gatunku łączącego kryminał, thriller i powieść psychologiczną. Za Wyznania otrzymała w 2009 roku nagrodę Hon’ya Taisho (Booksellers’ Award). W 2015 roku otrzymała amerykańską nagrodę Alex Award przyznawaną pisarzom, których proza szczególnie chętnie wybierana jest przez nastoletnich czytelników. Większość utworów Minato doczekała się ekranizacji — Wyznania w 2010 roku brawuro przeniósł na ekrany Tetsuya Nakashima. Film został japońskim kandydatem do Oscara. Wszystko dla N w 2014 roku zaadaptowano na serial telewizyjny.

Anna Wołcyrz — absolwentka filologii japońskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, redaktorka, współzałożycielka wydawnictwa Tajfuny. Członkini Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. Interesuje się przede wszystkim współczesną literaturą japońską — przekładała między innymi Li Kotomi, Kanako Nishi, Hiroko Oyamadę, Asako Yuzuki.

tytuł oryginału

Nのために N no tame ni

© Kanae Minato, 2014

First published in Japan in 2014 by Futabasha Publishers Ltd., Tokyo

Polish translation rights arranged with Futabasha Publishers Ltd. Through

Emily Books Agency LTD, Taiwan and Book/lab Literary Agency, Poland

tłumaczenie

© Copyright for the Polish translation by Anna Wołcyrz, 2025 

kolacjonowanie tłumaczenia

Makiko Kihara-Świrkowska

redakcja

Anna Smutkiewicz / Pracownia korektorska

projekt graficzny serii

Masaomi Fujita / tegusu Inc.

projekt typograficzny bloku

to/studio

korekty

Tajfuny

skład i łamanie

Krystian Rajzer

Opracowanie wersji elektronicznej

Karolina Kaiser,

ilustracja na okładce

© Copyright by Shuku Nishi, 2022

opracowanie graficzne okładki

Karolina Korbut

tajfuny

ul. Chmielna 12

00-020 Warszawa

tajfuny.pl / [email protected]

isbn

e-book 978-83-67034-53-1

[1] Shōgi – japońskie szachy, rozgrywane na planszy 9 × 9 pól. Nie ma tam figur podobnych do szachowych, ale płaskie bierki z napisami oznaczającymi ich rodzaj: od pionka do króla. Gracze rozpoczynają grę z dwudziestoma bierkami, celem rozgrywki jest zbicie króla przeciwnika (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).