12,12 zł
Szósty tomik w literackim dorobku krakowskiego poety i satyryka Mariusza Parlickiego „Osądy ostateczne i niecierpiące zwłoki” to zbiór pełnych humoru, nie tylko czarnego, choć przede wszystkim, wierszy. Satyry i bajki, moskaliki, fraszki i epitafia, czyli poezja lekka, łatwa i przyjemna na dzień dobry i na dobranoc.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 29
© Mariusz Parlicki, 2019
Szósty tomik w literackim dorobku krakowskiego poety i satyryka Mariusza Parlickiego „Osądy ostateczne i niecierpiące zwłoki” to zbiór pełnych humoru, nie tylko czarnego, choć przede wszystkim, wierszy. Satyry i bajki, moskaliki, fraszki i epitafia, czyli poezja lekka, łatwa i przyjemna na dzień dobry i na dobranoc.
ISBN 978-83-8189-487-6
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Z pewną poetką nie chce nikt
zostać za żadną cenę,
bo nie dość, że wciąż wenę ma,
to wciąż ma też migrenę.
Poetka bardzo płodna jest,
Jej wierszy nikt nie zliczy.
Raz, gdy czytała je, to pies
powiesił się na smyczy.
Słysząc te wiersze kaktus zwiądł,
pół litra się wypiło,
tak wzruszył się, że wysiadł prąd
i ciemno się zrobiło.
Przyszedł elektryk — chłop jak dąb,
na imię miał Eugeniusz
i go poraził, lecz nie prąd,
a tej poetki geniusz.
Elektryk skonał, ale wpierw
dopuścił się herezji,
bo błagał, by go chował ksiądz,
lecz prozą, bez poezji.
Choć trup się wkoło gęsto słał,
a łeb poetce pękał,
ona tworzyła wierząc, że
ma głębszy sens ta męka.
Gdybym mógł, Nobla bym jej dał,
dorzucił cztery Nike,
byleby była z nami już
nie ciałem, lecz pomnikiem.
Dobrych poetek wiele znam,
więc was przestrzegam jeno,
przed tą, u której miesza się
migrena razem z weną.
Przychodzi baba do lekarki,
a ściślej do ginekologa
i mówi: — droga Pani doktor…
(faktycznie doktor była droga)
wiem, że jest Pani specjalistką,
która ma wśród pacjentek wzięcie,
więc może Pani mi pomoże
urodzić przez cesarskie cięcie.
Lekarka strasznie się wzburzyła:
— Prosi mnie Pani o zbyt wiele,
tu nie ma podstaw do cesarki,
a przecież „primum non nocere”.
Lecz baba strasznie nalegała…
Lekarka miała problem spory,
bo choć jej płacił Fundusz Zdrowia,
lubiła także „kasę chorych”,
a więc odrzekła do pacjentki:
— Kochana nie wiesz, co ja czuję,
chciałabym pomóc Ci lecz zrozum,
to bardzo wiele mnie kosztuje,
ja mam zasady, ty masz problem,
lecz nie opuszczę Cię w potrzebie
i tyle, co mnie to kosztuje,
tyle kosztować będzie Ciebie.
Tu padła kwota warta tego,
by rozstać się z etycznym mitem.
Tak w naszym kraju się przemienia
Hipokratesa w hipokrytę.
Pamiętam było popołudnie,
plaża kipiała ludzi tłumem.
wpatrzony w morze na leżaku
siedziałem, z wolna żując gumę.
Nagle tuż obok przeszła ona,
trzymała w ręku coli puszkę.
Patrzyłem, gdy się przechylała
i drżałem, kiedy piła duszkiem.
Po brodzie ściekła jej kropelka
coli i wpadła w piach, jak jantar,
wzrastała we mnie żądza wielka,
czułem się, jak mityczny Tantal
Na kocu siadła nieopodal,
wiatr czule gładził ją po włosach
i drażnił ją, nie pozwalając,
by zapaliła papierosa.
Zerwałem się, podbiegłem do niej,
chciałem powiedzieć jej tak wiele,
lecz ona zamiast moich wyznań,
chciała… sto złoty za numerek.
W Ogrodzie Botanicznym
pani niezwykle miła
każdego uprzedzała,
że palma im odbiła.
Aż jeden pan psychiatrę
przywołał tu z karetką.