10,10 zł
„Kasyno życia” to debiutancki tomik poetycki Mariusza Parlickiego, który ukazał się po raz pierwszy w Radomiu w 1993 roku. Zawarte w nim wiersze to juwenilia powstałe na przestrzeni lat 1986 — 1992. Ułożone zostały w dwa cykle — tytułowy „Kasyno życia” zawiera wiersze refleksyjne, natomiast drugi — „Patrzenie przez palce” to cykl utworów satyrycznych. Niniejsze wydanie zostało przez autora poddane drobnym korektom.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 30
© Mariusz Parlicki, 2019
„Kasyno życia” to debiutancki tomik poetycki Mariusza Parlickiego, który ukazał się po raz pierwszy w Radomiu w 1993 roku. Zawarte w nim wiersze to juwenilia powstałe na przestrzeni lat 1986 — 1992. Ułożone zostały w dwa cykle — tytułowy „Kasyno życia” zawiera wiersze refleksyjne, natomiast drugi — „Patrzenie przez palce” to cykl utworów satyrycznych. Niniejsze wydanie zostało przez autora poddane drobnym korektom.
ISBN 978-83-8189-466-1
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Patrząc na ludzi z perspektywy mrówki,
co zbyt cicho się skarży, aby ktoś ją słyszał,
czujesz strach i niepokój wewnątrz małej główki
i w pieluchę się moczysz, gryziesz ucho misia.
Oczka mocno otwierasz, patrzysz przenikliwie,
nie rozumiesz słów brzmienia, nie rozumiesz myśli,
Ty się dziwisz wszystkiemu, ja Tobie się dziwię,
Kiedy nocą zapłaczesz. Cóż Tyś synku wyśnił?
Nieporadny człowieczku, co wyciągasz rękę,
do każdego kto schyli się nad Twą kołyską,
Takie dobre, że głupie masz to małe serce,
wszystko może Cię cieszyć, bawić może wszystko.
Życia jesteś ciekawy, każdy obraz chłoniesz
i ogarniasz świat cały dobrym, głupim wzrokiem,
Chciałbyś wszystko móc dotknąć, wziąć w swe małe dłonie,
a potrafisz jedynie — ssać butlę ze smokiem.
Widzisz synku życie nie jest pasmem tęczy,
a ogrodnik nie sadzi kwiatów dla zapachu.
Życie synku to kręte schody bez poręczy,
to niepewna przechadzka po krawędzi dachu.
Widzisz synku miłość nie jest ogniem wiecznym,
magma uczuć wystyga, w skorupę się zmienia.
Miłość synku jest w życiu wyborem koniecznym,
jest podstawą naszego bytu i istnienia.
Pytasz synku, dlaczego świat jest tak okrutny
i tak bardzo daleki od baśniowych marzeń.
Jest też dobro na świecie, nie bądź synku smutny,
ono Ci się objawi, wykrzyczy, ukaże.
Są myśli, których ludziom nigdy nie wyjawię,
one plączą mą duszę jak kokon motyla.
Po tych myślach jedynie śmiech pusty zostawię,
by się tliła jedynie w sercu szczęścia chwila.
Są słowa, znam je dobrze, lecz ich nie wyszepczę,
mogą wydać się dziwne, śmieszne, czy banalne,
bo te słowa są moje, jak głazy stuwieczne:
niedosięgłe, tajemne, szczere, nierealne.
Są osoby, do których nie wyciągnę ręki,
chociaż w sercu mym budzą po zimie przedwiośnie.
Prędzej pancerz przywdzieję bólu i udręki
i wieczorem rozpaczał będę sam — żałośnie.
Myśli w sercu ukryte zżerają me serce,
słowa w ustach tajone burzą spokój duszy,
i osoby, te których nie pochwycą ręce,
i głaz ciała, którego nikt z miejsca nie ruszy.
Słyszysz słowo i czujesz, że jest twoje własne,
więc przygarniasz je w serce i karmisz do syta,
potem czujesz, że serce staje się za ciasne
i sam nie wiesz, gdzie, kiedy, słowo z serca znika.
Może było nie twoje, a ty w zamyśleniu
pochwyciłeś to brzmienie i skradłeś je w locie,
może było obrazem w lat szczęścia wspomnieniu,
bo leciało w puszystej i mglistej pozłocie.
Może słowo to było niczym owoc pusty,
który dźwięcznie upada z gałęzi na ziemię,
może było czymś błędnym, niemądrym, niesłusznym,
może snem, może baśnią, może myśli cieniem.
Są chwile bezpowrotne, jak lata minione,
ulatują do nieba lub w ziemię wsiąkają,
nikną cicho, w oddali, idą w cieni stronę,
tam na zgliszczach przeszłości swoje miejsce mają.
A ja szukam ich śladu po piaszczystych drogach
i na szczytach, co ziemie łączą w jedno z niebem,
i wśród lasów cienistych, i w pachnących stogach,
i strudzony znajduję wreszcie ten trop jeden.
Widzę drogę tajemną, bez powrotu drogę,
słyszę głosy nęcące, idę krok za krokiem
i już czuję, że głowy obrócić nie mogę,
a me czoło Ty Boże przyodziewasz mrokiem.