Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
41 osób interesuje się tą książką
Kontynuacja "Wyklętych" i "Potępionych"
Nadszedł czas wyrównania rachunków. W Lyr wrze od wojny domowej, armia buntowników zmierza na północ, a młoda królowa coraz śmielej korzysta z nowo nabytej władzy. Raven w końcu rozumie, że w tę grę nikt nie gra uczciwie. Jednak kiedy cesarstwo chwieje się w posadach, a każdy wybór zdaje się kosztować życie, nie ma już miejsca na ucieczkę. Nadchodzi moment decyzji. I to takiej, od której będzie zależało ocalenie. Wśród zdrajców, pokrętnych planów i nieznośnych elfów niejeden straciłby głowę.
Całe szczęście Raven nadal może liczyć na swój gwiezdny pech, nieposkromiony temperament i tych, którzy staną u jej boku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 559
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ocaleni
Agnieszka Zawadka
Wydawnictwo Inanna
STRESZCZENIE WYKLĘTYCH
STRESZCZENIE POTĘPIONYCH
SPIS POSTACI
PROLOG
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
NOTA COPYRIGHT
📖 Informacja o wersji demo
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Strona 17
Strona 18
Strona 19
Strona 20
Strona 21
Strona 22
Strona 23
Strona 24
Strona 25
Strona 26
Strona 27
Strona 28
Strona 29
Strona 30
Strona 31
Strona 32
Strona 33
Strona 34
Strona 35
Wskutek bardzo nieprzemyślanego zakładu Raven kradnie z sypialni cesarzowej Lyr coś, czego nie powinna móc nawet dotknąć bez szkodliwych dla zdrowia efektów. Wychodzi na jaw, że jest odporna na działanie toksycznego dla innych srebra runicznego, co nie bardzo podoba się władczyni cesarstwa. W celu złapania złodziejki Naherys wysyła w pogoń jednego ze swoich podwładnych – Nathaniela DeArtesa, Władcę Cieni i generała południowej armii.
Raven ucieka na wschód, do Arian, gdzie spotyka wyklętą czarownicę. Pomaga jej w starciu z lokalnymi rabusiami, w związku z czym Alyane dochodzi do wniosku, że połączyła je niezwykła więź. Razem udają się do Damary, stolicy Arian, aby tam dobić targu z Tierrą i uzyskać azyl. Tierra pozwala im zostać i w ramach rekompensaty żąda od Raven usunięcia niedalekiej Plagi.
Na trop złodziejki wpada wysłana przez cesarzową pogoń. Tierra dogaduje się z Nathanielem i zdradza Raven, wkrótce Rai trafia w ręce generała. Podczas wyprawy z bliźniakami, Varlaną i Władcą Cieni, Rai zaczyna podejrzewać, że bierze właśnie udział w o wiele bardziej skomplikowanej grze, niż wcześniej zakładała.
W drodze do stolicy oddział trafia na generała północnych sił Blytale’a. Raven wykorzystuje okazję i dzięki pomocy Alyane udaje jej się uciec. Czarownica wyjaśnia Rai, dlaczego została wyklęta, i opowiada o zakazanych runach oraz Władcach Cieni, jakich tworzy Naherys. Obie wyruszają w długą podróż na zachód Lyr. Po drodze Rai wpada na chochlika, z którym to nieszczęśliwie się założyła, oraz przewodzącą miejscowej bandzie elfkę.
Jednocześnie na zachodzie Lyr duże zmiany zaczynają się od czegoś niepozornego. Zamknięta w annamarskiej kamienicy Cassaris ucieka ze stworzonego przez Naherys więzienia, a pomaga jej w tym życzliwy nieznajomy. Jeszcze przed dotarciem do Złotogrodu Aarne wyznaje dziewczynie, że jest ostatnią spadkobierczynią rządzącego przed cesarzową rodu królewskiego.
Alyane i Raven docierają do Carde. Natykają się tam na Varlanę, szykującą się do swoich zaślubin, oraz Fann – dawną znajomą Alyane. Rai i czarownica decydują, że udadzą się do Lamnei.
W międzyczasie Nathaniel odwiedza stolicę. Spotyka się z Naherys, która wyraża swoje rozczarowanie niepowodzeniem misji, oraz z Sybillą. Czarownica przekazuje mu eliksir, dzięki któremu Władca Cieni znowu wpada na trop złodziejki.
Alyane wraz z Raven podróżują do Lamnei przez bagna. Rai ratuje dwie dziewczynki, które zabłądziły w lesie, gdy uciekały przez potworem z bajki. Potem trafiają na przejście graniczne i na skutek powstałego zamieszania trafiają do celi w pobliskiej twierdzy.
Na miejscu pojawia się Nathaniel i oferuje Raven układ – Rai pomoże mu w odzyskaniu fragmentu jego duszy, który kontroluje cesarzowa, w zamian za stosowną opłatę. Raven się zgadza, kiedy Alyane jednoznacznie wyraża chęć wzięcia udziału w buncie. Podczas gdy czarownica udaje się do Lamnei, Rai wraz z generałem ruszają na północ, do stolicy. Po drodze Nathaniel częściowo tłumaczy Raven, na czym będzie polegało jej zadanie, oraz mówi o tajemniczym miejscu zwanym Sercem Starej Magii. Natykają się też na szajkę rabusiów oraz Plagę.
Alyane dociera do posiadłości lorda Foix, w której się okazuje, że mężczyzna porozumiał się z generałem. Odsyła czarownicę z powrotem do Lyr w towarzystwie zbrojnej świty oraz Magritte, wynajmowanej przez niego Rai.
Raven wraz z Nathanielem przybywają do Maren i razem udają się na Bal Zimowy. Rai po raz pierwszy staje przed obliczem cesarzowej, którą już raz okradła. Wymyka się z przyjęcia, przedostaje do prywatnych komnat Naherys i odnajduje wejście do Serca Starej Magii. Wykrada stamtąd Vendari Władcy Cieni, a potem ucieka przed hordą dziwnych stworzeń.
Generał wyprowadza ją z pałacu, po czym jadą do Kotliny Kota. Na miejscu spotykają się z oddziałem wysłanym z Lamnei, Alyane oraz Magritte, która okazuje się dawną znajomą Raven. Po krótkiej awanturze między dwoma Rai Nathaniel proponuje Raven, żeby została w Lyr i pomogła mu w zaplanowanym buncie przeciwko cesarzowej. Ona jednak stanowczo odmawia. Wraz z Magritte udaje się na zachód, do Anden, w którym ma się odbyć spotkanie członków bractwa.
W Santre mają się odbyć zaślubiny Varlany z tamtejszym dziedzicem. Ceremonię przerywa jednak Naherys i zabiera dziewczynę do swojego pałacu.
Spotkanie bractwa Rai nie idzie po myśli Raven. Najpierw zostaje publicznie potępiona za swoje występki, a na dokładkę otrzymuje stosowną karę: nakaz odbycia kilkumiesięcznej służby na andeńskim dworze oraz zakaz zbliżania się do Nathaniela DeArtesa, co zaproponował obecny na procesie ojciec Rai.
W trakcie narady członkowie dochodzą do jednego wniosku – na Kontynencie pojawiło się w ostatnim czasie zbyt wiele Plag. Przywódca bractwa nie chce jednak podjąć żadnych drastycznych kroków – wysyła Magritte na Wyspy Zamknięte, żeby spróbowała wybadać źródło tego zjawiska w tamtejszych zbiorach.
Po naradzie Raven napotyka chochlika, który informuje ją, że jej brat znajduje się w niebezpieczeństwie. Rai udaje się na wschód, z powrotem do zakazanego Lyr, żeby uratować Killiana. Znajduje go w trakcie egzekucji w jednej z małych mieścin na północy cesarstwa. Próbuje interweniować, jednak nieprzemyślana akcja kończy się pobytem w tamtejszych lochach.
W tym samym czasie Nathaniel ukrywa się w podstępnie przejętej rodzinnej miejscowości. Dobija targu z wysłannikami kapłanów Daarath oraz z przedstawicielką czarownic Adaneis. Gdy sługa informuje go o zamieszaniu w mieście, każe przyprowadzić do swojego gabinetu sprawców. Ku jemu ogromnemu zdziwieniu za zamęt w mieście odpowiedzialna jest Raven wraz z innym Rai.
Władca Cieni uwalnia Killiana i ponownie proponuje Raven udział w buncie. Po rozmówieniu się z bratem, w którego trakcie dowiaduje się, że tamten stracił żonę i dziecko oraz jest odpowiedzialny za bałagan na Kahhari, Rai decyduje się na pozornie losowy rzut monetą.
Jednocześnie na południu zmiany zaczynają być coraz bardziej dostrzegalne. Do Złotogrodu dociera Alyane w towarzystwie żołnierzy lorda Foix. Na miejscu spotyka się z Cassaris, która jest bardzo ciekawa człowieka stojącego za jej uwolnieniem. Zbiera się również rada możnych panów, którzy namawiają Goldport do wsparcia buntu.
Raven z Nathanielem opuszczają Artes. Po drodze wpadają na wysłany przez cesarzową oddział specjalny. Rai po raz pierwszy widzi kogoś, kto jest odporny na srebro runiczne, podobnie jak ona. Wskutek walki Vendari Władcy Cieni niemal wpada w niepowołane ręce, ale Raven udaje się go uratować.
Okazuje się, że Nathaniel ma plan zakładający wizytę w Carde. Tam spotykają się z lokalną czarownicą. Fann udaje się wykryć, że w mieście znajduje się Vendari Caspena. Nathaniel namawia Raven na wzięcie udziału w próbie wykradnięcia kolejnego fragmentu duszy. Rai daje się przekonać. Przedostaje się do zamku, jednak plan upada w momencie, gdy zostaje zaatakowana przez Taula, cesarskiego Władcę Cieni. Z opresji ratuje ją ojciec, który z jakiegoś powodu porywa przy okazji Gavina DeCarde, brata generała Blytale’a. Wkrótce dołączają do nich Nathaniel z Fann i całą czwórką uciekają z miasta.
Vincent, ku ogromnemu zdumieniu Raven, wchodzi w komitywę z Władcą Cieni, a potem znika wraz z Gavinem. Zdenerwowana tym Rai próbuje podczas podróży wyciągnąć z Nathaniela tajemnicę ojca, ale on zasłania się danym mu słowem. Po odłączeniu się od nich Fann, która udaje się do Apsburga, Władcę Cieni i Raven atakuje dwójka zdziczałych przeciwników. Nathaniel zostaje raniony niecodzienną bronią, a rana nie chce się zagoić. Decydują się zatrzymać w jednej z górskich wiosek.
Raven szuka remedium na kondycję Władcy Cieni i ponownie trafia na chochlika. Ten nakłania ją do spotkania z dwójką elfów chcących się z nią rozmówić. Skuszona obietnicą rozwiązania problemu rany Nathaniela, Rai udaje się we wskazane miejsce. Rozpoznaje elfkę, na którą przed wieloma miesiącami natknęła się na północy Lyr. Przedstawiciele zapomnianej rasy w zamian za opowieść o jej matce oraz remedium wymuszają na niej obietnicę pomocy w aktywacji Serca Starej Magii.
Do Aldris dociera księżniczka Cassaris wraz z Alyane i posiłkami złotogrodzkich buntowników. Na miejscu się okazuje, że bunt trwa w najlepsze. Czarownica spotyka się z Adaneis, która przekazuje jej zakazane przez Sabat i cesarzową manuskrypty na temat run.
Wyleczony Władca Cieni i Raven wracają na szlak. Wkrótce docierają do Aldris, które otwarcie poparło sprawę buntowników. Odbywa się tam koronacja, na którą Raven udaje się z dawno niewidzianą Alyane. W trakcie przyjęcia Rai jest po raz pierwszy tak blisko wyrażenia prawdziwych uczuć, jakie żywi wobec Nathaniela. Przeszkadzają im jednak zamach na Cassaris oraz Adaneis, która postanawia pojawić się przed drzwiami Władcy Cieni w kluczowym momencie.
Siły buntowników wyruszają do Goldportu. Na miejscu wychodzi na jaw, że włodarze chcą się rozmówić jedynie z nową królową Lyr. Raven wyrusza wraz z Cassaris do miasta w roli damy do towarzystwa. Podczas odwiedzin portu dochodzi do kolejnego zamachu na życie królowej. Rai ratuje Cassaris i mimo walki po drodze z wyklętym członkiem bractwa z trudem udaje jej się dostarczyć dziewczynę do goldporckiego zamku.
Goldport dołącza do buntu, a Nathaniel wyznaje Raven prawdę na temat niefortunnej nocy w Aldris. Armia buntowników wyrusza na północ. W trakcie przemarszu powóz królowej staje się celem kolejnego ataku. Raven ratuje Alyane i Cassaris, ale potem sama dostaje się w łapska cesarskiego Władcy Cieni.
Główni bohaterowie
Raven z Nitty – pochodząca z bractwa Rai najemniczka, przypadkowa kradzież ujawnia, że jest odporna na srebro runiczne.
Nathaniel DeArtes – generał sił południowych Lyr, Władca Cieni.
Alyane z Apsburga – czarownica, która zostaje wyklęta wskutek lektury zakazanych tekstów dotyczących run.
Cassaris Arevill – ostatnia z rodu Arevillów, większość życia przetrzymywana w Annamarze. Po otwartym buncie okrzyknięta krolową Lyr oraz Nadzieją z Południa.
Naherys – cesarzowa Lyr.
Czarownice
Adaneis z Adry – Kahharyjka. Dzięki swojemu darowi zmiennokształtności potrafi przemieniać się w ptaka.
Fann z Mantre – dawna znajomość Alyane z Apsburga. Przez lata piastowała rolę głównej czarownicy w Carde.
Sibilla – czarownica posiadająca dar przywoływania wizji przyszłości.
Esme z Apsburga – rektorka akademii czarownic w Apsburgu.
Władcy Cieni
Blytale DeCarde – generał północnych sił Lyr, lojalny cesarzowej.
Aarne DeVoils – oficer lojalny Nathanielowi. Pomógł Cassaris wydostać się z Annamaru.
Caspen i Tason – bliźniacy i Władcy Cieni. Oficerowie lojalni Nathanielowi.
Taul DeRoule – lojalny cesarzowej. Władca Cieni, który zaatakował Raven w Carde.
Kann i Nalno – lojalni cesarzowej Władcy Cieni, których po kradzieży Vendari wysłano do Kotliny Kota. Pokonani przez Nathaniela.
Członkowie bractwa Rai
Killian z Nitty – brat Raven.
Vincent z Nitty – ojciec Raven.
Magritte z Blackportu – dawna znajoma Raven, z którą odbyła trening w stolicy Anden i na Wyspach Zamkniętych.
Pozostali (w kolejności alfabetycznej)
Allen DeSantre – dziedzic pana na Santre. To jego miała poślubić Varlana.
Amini – zwana również Liskiem Chytruskiem. Kitsune, która współpracuje z Adaneis.
Arthur Norne – pan na Złotogrodzie.
Ashryn z Klanu Wiatru – matka Raven.
Aymon DeAldris – brat Galtera. Służył Nathanielowi w trakcie konfliktu w Raavi.
Belladona i Arina – dziewczynki, które zgubiły się na bagnach.
Caron – elf, który później zaczął się pojawiać w towarzystwie Utarii.
Cariss i Ethel Arevillowie – dziadkowie Cassaris.
Coen i Maryssa Arevillowie – rodzice Cassaris.
Creton z Artes – służący Nathaniela, który zajmuje się różnymi sprawami w Artes.
Elraud Norne – brat pana na Złotogrodzie.
Galter DeAldris – pan na Aldris.
Gavin DeCarde – przyszywany brat Blytale’a, porwany przez ojca Raven.
Hatim Norne – syn Elrauda, bratanek Arthura. Wykazuje niezdrowe zainteresowanie Alyane.
Intrencjusz Vultris – cesarski podskarbi, członek rady Naherys.
Istan – szpieg lojalny Nathanielowi. Był odpowiedzialny za infiltrację szeregów Blytale’a. Po udanej kradzieży Vendari wysłany do Apsburga.
Jesper Segar – jeden z włodarzy Goldportu dzierżący największą władzę w mieście.
Keld – jeden z członków rady Naherys.
Lesedi – feniks, któremu Adaneis pomogła uciec z Adry.
Lord Foix – arystokrata z Lamnei, który wsparł sprawę buntowników.
Lorenzo Vorza – przywódca bractwa Rai.
Ludvig i Ardnell Sutre – krawiec z Lyr, który przygotowywał Raven na Bal Zimowy, i jego córka.
Naven – żołnierka z twierdzy w Helen, która przechwyciła Alyane i Raven, gdy próbowały dostać się do Lamnei.
Pani Penallty – kobieta pilnująca Cassaris w Annamarze.
Rewall III – władca Raavi.
Sinclair – odporny. Dowódca oddziału specjalnego wysłanego za Nathanielem do Artes.
Tierra – arystokrata z Damary. Niektórzy twierdzą, że jest odpowiedzialny za wszystkie decyzje króla Arian.
Utarii – elfka, na którą Raven natknęła się na północy Lyr.
Varlana Penkhellow – dziewczyna z dobrego domu, która obiecała służbę Naherys. Po nieudanej akcji w oddziale specjalnym miała poślubić dziedzica Santre. Cesarzowa zabrała ją jednak do pałacu i zamieniła w pierwszego Władcę Strachu.
Pachniało białą magnolią.
Przy źródle stały trzy postacie. Każda z nich zakapturzona.
– Już za późno na ucieczkę – oznajmił chłodny, męski głos.
Raven wiedziała, że nieznajomy ma rację. Nie mogła się poruszyć, nie mogła otworzyć ust i wyrzucić z nich nawet jednego słowa.
– Gdy nie jesteś pewna wygranej, uciekaj.
Jednak ucieczka nie wchodziła już w grę.
*
Deski pomostu skrzypiały pod jej butami. Samotna postać z mieszanką niedowierzania i zachwytu oglądała port.
A przecież Killian opowiadał jej o takich miejscach. O rzędach ceglanych domów z czerwonymi dachówkami i o tłumach hałaśliwych ludzi. O zielonej roślinności, deszczowych dniach i szarym niebie.
Na Kahhari świat wyglądał trochę inaczej.
Statek, którym przypłynęła tu z Lamnei, powoli zostawał w tyle, w portowych dokach. Nie miała pojęcia, że podróż zajmie jej tyle czasu. Gdyby wiedziała o tym wcześniej, wybrałaby inny środek transportu. Ten sam, który pozwolił jej przedostać się z Kahhari na północ Kontynentu.
– Jest wiele rzeczy, których musisz się nauczyć o świecie, feniksie – rzekła czarownica w oazie. – Tam, dokąd się wybierasz, mam swoich sojuszników. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, znajdź wieżę. Moje siostry z północy są, całe szczęście, o wiele rozsądniejsze od tych z Adry.
Lesedi posłuchała tej rady.
W Lamnei, kiedy tylko jej ciało ostygło po przemianie, odszukała najbliższe miasto. I najbliższą wieżę.
Stara, pomarszczona czarownica na początku przyglądała jej się podejrzliwie. Zwłaszcza że była niewolnica miała na sobie ukradzione, za duże na nią ubranie. Jednak gdy tylko padło imię kahharyjskiej czarownicy, natychmiast zmieniła nastawienie.
– Więc szukasz Rai? – zagadnęła, postawiwszy przed zmęczoną Lesedi gorący napój. – Jednego, konkretnego?
– Tak.
– To może być problem. – Starucha zamyśliła się z posępną miną. – Ich jest raczej ciężko znaleźć. Może gdybyś zaczęła bardziej ogólnie… Oni zazwyczaj coś tam o sobie wiedzą. Wiem, że jakiś czas temu lord Foix się chwalił, że zatrudnił na służbę jednego Rai. Stary ekscentryk nie wie już, na co wydawać pieniądze – parsknęła. – Ale rzeczona najemniczka wyjechała jakiś czas temu. W Lyr niedobrze się dzieje, a ich ciągnie do kłopotów.
Lesedi nie interesowała jakaś obca Rai. Ani tym bardziej kłopoty cesarstwa.
– Więc co mam teraz zrobić?
Niecierpliwość buzowała w niej, walczyła o pierwszeństwo z chwilowo ostudzonym gniewem.
– Ja bym właśnie zaczęła od Lyr. – Czarownica wzruszyła ramionami. – U nas mało Plag, to i mało Rai. Lyr to co innego… A przynajmniej było tak za mojej młodości.
Feniks oparła się o blat stołu, czuła wzmagający się ból głowy. Musiała uczynić wszystko, dać z siebie wszystko. Ale jak miała się odnaleźć w świecie, do którego dopiero od niedawna należała jako wolny człowiek?
– Więc co mam teraz zrobić? – powtórzyła. – Jechać na zachód?
– Ja bym popłynęła – odparła ostrożnie czarownica. – Na lądzie teraz niebezpiecznie.
Starucha podniosła się z miejsca i otworzyła jedną z szuflad w wysokiej komodzie. Lesedi miała wrażenie, że skrytki w meblu nie byłby w stanie odnaleźć pierwszy lepszy złodziej.
– Masz, niech ci służy. – Czarownica rzuciła na stół opasłą sakiewkę. – To też. Mapa, trochę ziół leczniczych. Załatwię ci jeszcze jakieś normalne ubranie, co byś nie wyglądała jak chłopka w za dużych gaciach. – Skrzywiła się lekko.
Lesedi ta szczodrość od razu wydała się podejrzana.
– Dlaczego mi pomagasz? – zapytała otwarcie. – Ze względu na Adaneis?
– Nie tylko, drogie dziecko. – Kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Mam już swoje lata i nie jestem głupia. Nadchodzą zmiany, spore zmiany. A ponieważ jestem, kim jestem, chciałabym się w ostatecznym rachunku znaleźć w gronie tych, którzy te zmiany przetrwają.
Lesedi parsknęła. Czysty pragmatyzm – to potrafiła zrozumieć.
– Dziękuję ci za wszystko.
Idąc ulicami Goldportu, feniks nie miała już pewności, czy dobrze zrobiła, słuchając lamnejskiej czarownicy.
Lyryjskie miasto wydawało się ogromne. Częściowo umieszczone na wzgórzu, nie przypominało żadnego z miejsc, które Lesedi dotąd odwiedziła. Rysujący się w oddali zamek sprawiał wrażenie, jakby zamieszkujący go możni mogli z okien dostrzec wszystko, co się działo w niższych dzielnicach.
Lesedi zacisnęła dłonie na pasie, do którego przytroczyła sakiewkę z monetami i niewielki, poręczny nóż.
Nie bała się o siebie. Była na to zbyt zdeterminowana. Zbyt wściekła. Zbyt rozgoryczona.
Ponieważ doszła do wniosku, że znalezienie wieży w tym gąszczu budynków będzie graniczyło z cudem, wybrała inną strategię. W portowej tawernie roiło się od ludzi z różnych części Kontynentu, dlatego Lesedi nie zwracała na siebie szczególnej uwagi. Z zaskoczeniem odkryła, że nie była tu jedyną ciemnoskórą kobietą.
Usiadła przy kontuarze i – choć nie zamierzała pić – zamówiła kufel piwa.
– Gdzie znajdę wieżę lokalnej czarownicy? – zapytała, położywszy na blacie złotą drachmę.
O wiele za dużo jak za zwykłe piwo, ale Lesedi zamierzała kupić coś więcej niż tylko napitek.
– Bliżej zamku, w wyższej dzielnicy – odparł gospodarz bez oporu i szybko podniósł monetę. – Trzeba uważać, bo od jakiegoś czasu kręci się tam sporo straży. Mieliśmy ostatnio w mieście niezłą burdę.
Lesedi drgnęła, gdy z rogu tawerny dobiegły ją głośne, rubaszne śmiechy bandy miejscowych opijusów.
– Jaką burdę?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Jakaś nowa lyryjska królowa tu przybyła. Ktoś próbował ją… – Przejechał palcem po gardle.
– Nowa królowa?
Feniks nie orientowała się zbytnio w polityce. Wiedziała, kto rządził na Kahhari. Ale o cesarstwie słyszała bardzo niewiele.
– Aha. Nowa królowa, nowa nadzieja. – Gospodarz pokiwał głową. – Ja tam nie wiem, w co wierzyć. Liczę tylko, że wojna nie zaszkodzi interesowi.
Lesedi zmarszczyła brwi. Czarownica z Lamnei nie wspominała nic o wojnie. Mówiła o problemach, ale z całą pewnością nie użyła tak jednoznacznego określenia.
Może coś się zmieniło, gdy przebywałam na statku, pomyślała.
*
Lesedi potrzebowała prawie trzech godzin na znalezienie wieży. Przeklęty budynek wcale nie był wyższy od przystających do niego kamienic, co nieco zmyliło zmęczoną kobietę.
Ale w końcu dała radę. I znowu imię Adaneis otworzyło dla niej kolejne drzwi. Przebrana w nocną koszulę czarownica nawet zbytnio nie narzekała na późną porę odwiedzin niezapowiedzianego gościa.
– Adaneis mówiła nam, że nad Kahhari widziano przelatującego feniksa. Ale, na Daarath, nie sądziłam, że kiedyś stanie on w progach mojej skromnej wieży.
Dawna niewolnica uważnie przyglądała się Córce Starej Magii. Ta była zdecydowanie młodsza od lamnejskiej czarownicy, mogła mieć góra trzydzieści lat. Z pewnością powodziło jej się też o wiele lepiej – przestronną komnatę, do której zaprowadziła Lesedi, zdobiły kolorowe dywany i sięgające podłogi eleganckie zasłony.
– Szukam Rai – oznajmiła, nie chcąc wchodzić z kobietą w dysputy na temat feniksów.
– Bractwa Rai? Czy konkretnego członka?
– Konkretnego mężczyzny. Nazywa się… Killian – wyznała z trudem.
Jego imię nie było łatwe do wypowiedzenia. Ale nie z powodu andeńskiego brzmienia.
Nie, to imię niosło za sobą zbyt wiele wspomnień.
Czarownica nie odzywała się dłuższą chwilę.
– Niestety nie umiem ci pomóc. Nie znam nikogo takiego.
– Jedna z was poradziła mi, żebym poszukała kogoś z bractwa, że znajdę ich w Lyr. Być może któryś z członków będzie mi w stanie powiedzieć coś więcej.
– Być może tak, być może nie. To dobry trop, jeżeli nie masz innych. – Czarownica wzruszyła ramionami i zapaliła świecę. –Rai może być bardzo trudny do znalezienia.
– Nie zniechęcisz mnie, jeśli taki jest twój cel – ostrzegła Lesedi i skrzywiła się lekko.
– Nie mam żadnego celu. – Czarownica westchnęła. – No dobrze. Jakiś czas temu w Goldporcie zawrzało. Odwiedziła nas koronowana przez buntowników królowa.
– Słyszałam już o tym. Ale co to ma do rzeczy? – zniecierpliwiła się.
– Któregoś z szanownych panów rządzących miastem przekupiła cesarzowa Naherys – kontynuowała kobieta, niezrażona iskrami gniewu błyskającymi w oczach feniksa. – Najemni zabójcy próbowali zabić młodą królową, ale im się nie udało. Według plotek pomogła w tym jakaś Rai.
– Kobieta?
– Tak – potwierdziła czarownica. – Kobieta. Wiem, że to nie kobiety szukasz, ale… jak sama mówiłaś… może będzie coś wiedzieć.
– I gdzie ona teraz jest?
– Wyjechała z miasta razem z buntownikami. Gdybyś była zwykłą dziewczyną… Cóż, powiedziałabym, że się spóźniłaś. Ale ty nie jesteś zwykłą dziewczyną, co?
Fascynacja w oczach czarownicy wydała się Lesedi chora. Nie mogła sobie jednak pozwolić na wybrzydzanie. Musiała zdobyć informacje.
– Opowiedz mi więcej o tej wojnie.
Będą nas winić za to, kim jesteśmy. Będą pluć i potępiać. Będą kląć, aż staniemy się zapomniani. To nieważne. Ostatecznie dobrzy okażą się złymi, a źli dobrymi. I tylko bogowie będą mogli nas osądzić.
Pięć Tomów Sentencji, poeta Verle
*
Raven otworzyła oczy.
Miała wrażenie, że jej całe ciało składało się z bólu. Jakby ktoś połamał jej kości i porozrywał wszystkie mięśnie tylko po to, by złożyć je na nowo.
Wdech, wydech. Chwila na odnalezienie się w rzeczywistości, wyrwanie z letargu.
Leżała na szerokim łóżku, w miękkiej, czystej pościeli. Gdy przyzwyczaiła wzrok do wpadającego przez okna światła, z oszołomieniem rozejrzała się po komnacie.
Była schludna. Wielkie łoże z baldachimem, szafa, biurko i zawieszona na ścianie skóra z niedźwiedzia. Martwe ślepia zwierzęcia zdawały się wpatrywać w Raven z lekkim wyrzutem.
Rai się podciągnęła i podparła na ramionach. W głowie natychmiast pojawiło się znajome pulsowanie – jedyna rzecz, którą rozpoznawała. Nie wiedziała, gdzie jest, ale pamięć życzliwie podpowiedziała, co się stało.
Krzyki Cieni, szalejąca pod skórą moc, bezlitosne spojrzenie Władcy Cieni. Wzdrygnęła się i na powrót przymknęła na moment oczy.
Straciła przytomność, to na pewno. Ale co było potem? Czy sługus Naherys przechwycił ją i zawiózł cesarzowej w prezencie? Jeśli tak, to dlaczego spała na szerokim, wygodnym łóżku zamiast w wilgotnej, ciemnej celi?
Jej dłoń powędrowała w stronę szyi, ale Vendari znajdowało się na swoim miejscu. Niebieski, ciepły w dotyku kamień na chwilę ją uspokoił, jednak wciąż nie potrafiła stwierdzić, jakim cudem wylądowała w tym miejscu.
Może to jakiś podstęp Naherys?
Ta myśl onieśmielała. Wydawała się jednocześnie zbyt abstrakcyjna i rzeczywista.
Raven zacisnęła zęby, z trudem podniosła się z łóżka. Potrzebowała kilkunastu sekund, by przegonić uporczywe zawroty głowy, po czym powoli ruszyła w stronę biurka.
Miała na sobie świeżą bieliznę i odrobinę za dużą, czystą koszulę. Nigdzie nie widziała swojego ubrania ani broni, dlatego instynktownie chwyciła za leżący na blacie nożyk do listów. Dopiero później skupiła się na rozrzuconych w nieładzie dokumentach. Oraz na doskonale znajomym charakterze pisma.
Skrzypnęły zawiasy, drzwi komnaty stanęły otworem i do środka weszła Alayne z tacą w ręku.
Przez moment obie wpatrywały się w siebie nawzajem z gamą bardzo różnych emocji.
– Raven… ty… stoisz – zauważyła bystrze czarownica. – Zwariowałaś?! Nie możesz stać! Kładź się, teraz! Prawie umarłaś, po czymś takim trzeba odpoczywać!
Raven skrzywiła się lekko.
– Możesz tak nie krzyczeć? Strasznie boli mnie głowa.
Na Alyane ta skarga nie zrobiła większego wrażenia. Gwałtownym gestem wskazała na łóżko, przy czym omal nie wypuściła z rąk tacy. Rai, której wciąż wirowało przed oczami, doszła do wniosku, że spór z czarownicą nie miał teraz zbyt wiele sensu, dlatego z wyraźną dezaprobatą spełniła jej rozkaz.
Zadowolona Alyane odłożyła tacę na szafkę nocną i przysiadła na brzegu łóżka.
– I jak się czujesz? – zagadnęła.
Raven czuła się przede wszystkim… dziwnie.
– Wspaniale. Wcale nie jak ktoś, kogo cesarski idiota potraktował zakazaną magią. Boli mnie głowa. Tu i tu też mnie boli. O, i tu też. Właściwie to może łatwiej będzie, jak pokażę, gdzie mnie nie boli. No i nie wiem również, czy do dobrze, że pokój odrobinę wiruje. Co to za miejsce? – wyrzuciła jednym tchem, nie pozwoliła Alyane na wtrącenie choćby słowa.
– Twierdza Eltanen. Pokaż ten nadgarstek. Czujesz, jak dotykam?
Raven znowu się skrzywiła.
– Czuję. Jak mówiłam, brak czucia nie jest teraz moim problemem. Jak ja się tu znalazłam? Pamiętam… – Urwała, nie wiedziała właściwie, co powiedzieć.
Co dokładnie pamiętała? Sen nie zadziałał. Władca Cieni się śmiał, gdy jego moc powoli odbierała jej zmysły.
Alyane niemal niezauważalnie zacisnęła usta i sięgnęła po leżący na tacy flakonik. Niespiesznie, z namysłem wyjęła korek, a potem postukała paznokciami w szklaną powierzchnię.
– Uciekłyśmy z Jej Wysokością – zaczęła powoli. – Dzięki tobie dałyśmy radę dobiec aż do drogi. A tam spotkałyśmy generała.
– Więc zostałam bohaterką. Po raz kolejny – stwierdziła Raven. Próbowała usunąć z głowy wstydliwe wspomnienie ostatniej myśli, która nawiedziła ją przed utratą przytomności. – Muszę się chyba zacząć upominać o te wszystkie ziemie i tytuły, bo Cassaris się nie wypłaci. I co potem?
– Nie wiem – przyznała czarownica. – Powiedziałyśmy, co się stało, i Nathaniel ruszył w twoją stronę, a my wróciłyśmy do armii. Chciałam pomóc, ale… Ale Aymon DeAldris oznajmił, że musimy maszerować do twierdzy, żeby umocnić pozycje. Ja byłam w szoku i… – Urwała, wpatrywała się w Raven ze skruchą. – Przepraszam.
– Przeprosiny przyjęte. A za co przepraszasz?
– Że nie wróciłam – odparła czarownica cicho. – Że uciekłam jak tchórz. Że cię zostawiłam i że znowu nie miałaś ze mnie pożytku.
Przez chwilę w komnacie trwała cisza. Alyane nie miała odwagi spojrzeć na Raven, jej wzrok powędrował w stronę okna.
Rai jednak w końcu parsknęła, czym przerwała milczenie.
– O, tak. To takie straszne, że wielka i potężna Alyane nie wróciła, żeby spróbować dać się zabić. Wiadomo przecież, że pokonałabyś ich wszystkich gołymi rękami, po prostu ci się nie chciało. – Przewróciła oczami. – A teraz oszczędź już mi tych mąk i daj w końcu to obrzydlistwo, które tam trzymasz.
Czarownica uśmiechnęła się nieśmiało i podała Rai flakonik. Wciąż jednak wyglądała na speszoną.
– Gdy armia dotarła do Eltanen, generał już tu był. Nie powiedział mi, co się tak naprawdę wydarzyło. Podobno wziął wierzchowca od oddziału, który wysłał Aymon DeAldris, i przywiózł cię tutaj.
– I ja byłam… Co? Nieprzytomna przez całą drogę?
Alyane po raz pierwszy podczas tej wizyty spojrzała przyjaciółce prosto w oczy.
– Byłaś nieprzytomna sześć dni, Raven.
Sześć dni, powtórzyła Rai w myślach. Podniosła się i bez namysłu wypiła duszkiem specyfik od czarownicy. Skrzywiła się z niesmakiem i odłożyła pusty flakonik na tacę.
– Fuj. Cóż to za paskudztwo?
– Coś, co doda ci energii. Przynosiłam go tu codziennie z nadzieją, że w końcu się przyda. Kiedy byłaś nieprzytomna, mogłam ci serwować jedynie maści lecznicze, okłady i eliksiry, które działają swoją wonią…
– Nie chcę tego wszystkiego wiedzieć. – Raven mlasnęła. – Naprawdę musisz popracować nad smakiem. Zaczynam dochodzić do wniosku, że lepiej byłoby się nie budzić. Nie musiałabym wtedy pić tego obrzydlistwa.
– Nawet tak nie mów – burknęła Alyane z oburzeniem. Odchrząknęła, wstała z łóżka i przygładziła materiał prostej sukni. – Powiem służbie, żeby przyniosła ci odpowiedni posiłek. Masz w tej kwestii naprawdę dużo do nadrobienia. Przez kilka dni poleżysz w łóżku, a ja będę obserwować twój stan – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Nie znam się na skutkach działania Cieni, ale z pewnością musimy ci przywrócić wszystkie siły.
Raven zamrugała.
– Jedzenie tak. Leżenie w łóżku nie. Mam ochotę na kąpiel – zawyrokowała. – Nie na leżenie w łóżku. A już z całą pewnością nie przez kilka dni. To przecież odbębniłam, gdy byłam nieprzytomna, więc…
– Całe szczęście nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. – Alyane uśmiechnęła się słodko. – Generał mianował mnie główną medyczką, a także powierzył mi kwestię twojego zdrowia. Ja decyduję, nie ty.
To stwierdzenie nie przypadło Raven do gustu.
– I… gdzie on właściwie jest? – zapytała z pewnym ociąganiem.
– Ma trochę spraw na głowie. Wczoraj dotarły tu posiłki z Raavi. W twierdzy zrobiło się ciasno. – Wymownie rozejrzała się po pokoju.
– No rzeczywiście. Musi być naprawdę ciasno, skoro zasłużyłam sobie na prywatną komnatę z przesadnie szerokim łóżkiem.
– Och, to nie jest twoja komnata. Przynajmniej nie do końca – wyznała Alyane, zanim zdążyła się ugryźć w język.
– Słucham?
Czarownica wyraźnie się zmieszała.
– Nieważne. Muszę iść rozdysponować polecenia. – Odchrząknęła. – I uwarzyć ci kilka przydanych eliksirów. Wypoczywaj!
Drzwi za czarownicą zamknęły się, nim Raven zdążyła zaprotestować.
*
Nathaniel tkwił w komnacie narad nad mapą rozciągniętą na całej długości ogromnego stołu. Fotel – choć obity skórą – do najwygodniejszych nie należał. Samo towarzystwo również zaczęło Władcę Cieni drażnić. Od siedzącego po prawej stronie zamyślonego Aymona, przez wygłaszającego mądrości Galtera, naburmuszonego Elrauda Norne’a, kłótliwego oficera z Raavi, aż po mówiącego z andeńskim akcentem Ralpha – dowódcę najemników z Goldportu. Nawet małomówna, siedząca w rogu pani DeEltanen – właścicielka ziem, na której stała twierdza – powoli doprowadzała go do granicy wytrzymałości.
Ledwie udało się rozwiązać problem ulokowania tak potężnych zastępów żołnierzy, pojawiła się kwestia dostaw zaopatrzenia. Po niej przyszedł zgrzyt w łańcuchu dowodzenia. A na samym końcu pani DeEltanen stwierdziła, że koniecznie należy urządzić uroczystą kolację, podczas której zacni panowie będą mogli wznieść toast za pomyślność całego przedsięwzięcia.
Spotkanie trwało z przerwami od samego rana i powoli zmierzało ku końcowi, ale Nathanielowi było daleko do zadowolenia. Wiedział, że jutrzejszy dzień będzie wyglądał identycznie.
Problem, rozwiązanie problemu, marudzenie doradców, kolejny problem.
Dlatego poczuł niemałą ulgę, gdy w komnacie pojawił się jego adiutant i oznajmił, że ma dla niego ważną wiadomość. Nathaniel podziękował pozostałym za spotkanie, obiecał, że do wszystkich palących kwestii wrócą następnego dnia, po czym pospiesznie ruszył w kierunku wyjścia.
– Co to za wiadomość? – rzucił do adiutanta, kiedy drzwi się za nimi zamknęły. – Jakieś wieści od czarownicy?
Nadzieja go uwierała, ale nie potrafił się jej pozbyć.
– Nie, panie generale. – Chłopak próbował nadążyć za szybkim krokiem Nathaniela. – Przybył ktoś, kto podaje się za oficera lyryjskiej armii. Twierdzi, że… jest Władcą Cieni. Przedstawił się imieniem Caspen.
Nathaniel zatrzymał się gwałtownie.
– Caspen…?
– Znajduje się teraz pod strażą, w wartowni przy bramie.
Władca Cieni zostawił zmieszanego adiutanta i bez słowa podążył do wskazanego miejsca.
Od kilku tygodni martwiła go cisza ze strony bliźniaków. Przestali przesyłać wiadomości przez zaufanego posłańca, czym odcięli Nathaniela od bezpośrednich wieści z dworu cesarzowej.
A teraz w twierdzy pojawił się sam Caspen. Zgodnie z planem mieli nadal grzecznie udawać lojalnych żołnierzy Naherys, przynajmniej do momentu odzyskania Vendari Tasona. Choć cząstka duszy jednego z nich spoczywała teraz w bezpiecznym miejscu w twierdzy, obaj powinni do końca odgrywać swoją rolę.
Coś poszło nie tak. Coś musiało pójść nie tak. Całe zmęczenie uleciało z Nathaniela, zastąpione przez zdenerwowanie. Znalazł drogę do wartowni i zignorowawszy pozdrowienia żołnierzy, wparował do środka.
W izbie dowódcy straży siedziała postać w długim, brudnym płaszczu podróżnym. Mężczyzna nawet nie podniósł wzroku, gdy w progu pojawił się Nathaniel.
– Podał się za Władcę Cieni lojalnego tobie, generale – oznajmił wartownik. – Przedstawił się jako Caspen i już nic więcej nie powiedział.
Nathaniel skinął, czym dał znać, że od tej pory nie potrzebuje towarzystwa. Zaczekał, aż drzwi zamkną się za wartownikiem, i dopiero wtedy zrobił krok w stronę oficera.
– Co się stało?
Caspen podniósł głowę. Jego brody nikt od dawna nie ścinał – wydawała się niezadbana, niechlujna, jak u bezdomnych włóczęgów. Płaszcz był stary, najprawdopodobniej skradziony gdzieś na szlaku. Ale i tak najgorsze wrażenie robił wzrok – pusty i zaszczuty.
– On chyba… nie żyje – stwierdził.
To stwierdzenie zdawało się wyprane z emocji. A jednocześnie Caspen był nimi przesiąknięty, jakby wniknęło w jego krew, skórę i kości.
– O czym ty mówisz?
– O nim. O… o Tasonie. Tason chyba nie żyje.
Nathaniel zacisnął szczęki. Okazywanie wstrząsu, jaki ta informacja wywołała, nie miałoby większego sensu. Dlatego w milczeniu podszedł do topornego biurka dowódcy straży i z jednej z szafek wyciągnął butelkę oraz dwie szklanki.
– Jak do tego doszło? – zapytał po prostu. Rzeczowość w takiej sytuacji wydawała się nie na miejscu, ale Nathaniel nie wiedział, czym mógłby ją zastąpić. – Po kradzieży twojego Vendari?
W oczach Caspena zapłonął gniew.
– To ta glista. Wszystko było w porządku. Nawet gdy poczułem… Nawet gdy wiedziałem, że misja się udała. Ale on zaczął węszyć. Ten pieprzony… – Uderzył pięścią w blat chwiejnego stołu.
– Kto?
– Vultris. – Oficer wypluł to słowo niczym truciznę. – Zaczął coś podejrzewać. Odkrył, że czasem… zamienialiśmy się z Tasonem dla niepoznaki. Że jeden wykorzystywał drugiego, żeby niepostrzeżenie wydostać się z pałacu. On… podsunął Naherys dowody na naszą zdradę.
– Jakie dowody? – Nathaniel postawił obok Caspena pełną szklankę.
Ten nawet na nią nie spojrzał.
– Spotkania z kurierami, z posłańcami. Wymianę wartami. Przebywanie w miejscach, w których nie powinno nas być… Nikt tego nie widział. Tylko on… Gdyby nie pieprzony Vultris…
– A ty jak dałeś radę zbiec? – Nathaniel wiedział, że to pytanie mogło zabrzmieć zbyt pragmatycznie, ale musiał mieć pewność.
– Tason mnie ostrzegł – wyznał bliźniak z rozżaleniem. – Kazał uciekać z Maren. Dla niego… dla niego było już za późno. – Oficer zacisnął usta, przymknął na moment oczy i jednym haustem opróżnił zawartość szklanki.
Nathaniel milczał dłuższą chwilę. Gra, w którą grali, była ryzykowna. Mógł się powstrzymać przed kradzieżą Vendari Caspena, ale wtedy, w trakcie wojny, musiałby się obyć bez bliźniaków. Cząstka duszy Tasona pozostawała przez cały czas nie do zdobycia – Naherys nikomu jej nie podarowała, dlatego najprawdopodobniej spoczywała w niedostępnym Sercu Starej Magii.
Przynajmniej dopóki Tason żył.
– Widziałeś to?
Caspen zmarszczył brwi. Nie zrozumiał pytania.
– Jego śmierć. Widziałeś ją?
– Nie. – Oficer pokręcił głową. – Ale nie musiałem. Ja to wiem. Czuję. Naherys była wściekła. Migreny towarzyszyły jej niemal codziennie, rzucała przedmiotami w służbę jak oszalała. Ten bunt… On doprowadził ją do furii.
Mój bunt, pomyślał Nathaniel. Bunt, przez który zginął Tason. I setki, jeśli nie tysiące, miały jeszcze zginąć.
– Może wcale go nie zabiła. Może wciąż trzyma go jako zakładnika. Może…
– Nie. – Caspen przerwał mu stanowczo. – Nie trzyma.
To twoja wina, zdawały się mówić puste oczy oficera. Nathaniel nie potrafił już dłużej tego znieść.
– Każę służbie przygotować komnatę, gdzie będziesz mógł odpocząć i doprowadzić się do porządku – rzucił sucho.
Nie wiedział, co więcej powiedzieć. Nie miał zresztą pewności, czy cokolwiek mogłoby tu pomóc. Po prostu opuścił pomieszczenie z nieprzyjemnym uciskiem w piersi.
*
– Cały dzień próbuję cię dziś złapać, generale.
Nathaniel natknął się na Alyane w drodze do swojej komnaty. Nie miał ochoty rozmawiać z czarownicą, ale na odprawienie jej również nie mógł sobie pozwolić.
– Byłem zajęty – odparł beznamiętnie i brnął dalej przed siebie. Nie potrafił wyrzucić z głowy widoku Caspena. – O co chodzi? Rozmówiłaś się z kwatermistrzem?
– Tak, i to bez problemów. Omówiłam z nim szczegółowo, czego właściwie będę potrzebować. Pomocników też już właściwie mam wybranych… – Wydawała się nie dostrzegać jego samopoczucia oraz faktu, jak bardzo nie chciał w tym momencie tego wszystkiego słuchać. – Ach, ale ja nie o tym zamierzałam! Czy ktoś ci już mówił?
Nathaniel zmarszczył czoło. Swobodna paplanina czarownicy nie poprawiała mu humoru. Był zmęczony, potwornie zmęczony. Nie chciał już myśleć o konsekwencjach swoich działań.
– O czym?
– Raven się obudziła! – wykrzyknęła z radością.
Władca Cieni stanął jak wryty, próbował zapanować nad kolejną falą emocji.
– Kiedy? – zdołał wykrztusić.
– Zaraz po południu. Szukałam cię, ale miałeś jakieś spotkania, później ja byłam zajęta… I tak jakoś wyszło – dodała nonszalancko.
– I… naprawdę nie mogłaś…? – Wziął głęboki oddech. Czarownica nie zdawała sobie sprawy z fali frustracji, jaką spowodowała. – Jak ona się czuje?
Alyane przybrała zamyślony wyraz twarzy i poprawiła niesforny kosmyk rudych włosów.
– Marudziła jak zwykle, więc chyba jest z nią całkiem w porządku – odparła w końcu. – Ale kazałam jej wypoczywać. Dużo wypoczywać i cały czas leżeć w łóżku, bo jeszcze nie prezentuje się… no, najlepiej.
Nathaniel wpatrywał się w uśmiechniętą Alyane, miał ochotę ją jednocześnie udusić i wyściskać. Przecież mogła znaleźć jakiś sposób, żeby powiedzieć mu wcześniej.
– Rozumiem. – Pokiwał głową. Przez jedną krótką chwilę nie wiedział, co mógł jeszcze dodać. – Ja… muszę już iść.
– Tylko jej nie budź! – krzyknęła za nim. – Zaglądałam do niej niedawno i spała. – Czarownica zrobiła groźną minę. – Posłałam jej posiłek kilka godzin temu, a teraz… Na Daarath, już jest całkiem późno, prawda?
– Tak. Jutro… Porozmawiamy jutro – zbył ją pospiesznie.
Nie czekał na kolejne słowa Alyane. Przez kilka ostatnich dni każdą noc spędzał w niewielkim zastępczym pokoju w pobliżu komnaty narad, ale teraz nogi właściwie same go poniosły w kierunku skrzydła sypialnego. Pokonał kręte schody, minął kilka patroli strażników i w końcu dotarł przed drzwi komnaty, którą w zasadzie przydzielono jemu.
Zawahał się.
Nie potrafił wyrzucić sprzed oczu tego widoku. Sina, zakrwawiona i bezwładna Raven w jego rękach. Świadomość, że jej serce prawie nie biło.
To twój bunt, powtórzył okrutny głos w jego głowie.
Zacisnął zęby. Zapukał stanowczo i nie czekał na pozwolenie, tylko wszedł do środka.
Przywitała go pustka. Na łóżku leżała skołtuniona pościel, na szafce nocnej stała taca z flakonikami, a kufer w kącie komnaty był otwarty, ale reszta wyglądała na nietkniętą.
I tyle z twojego spania, Alyane, pomyślał kąśliwie. Usiadł za biurkiem, z niesmakiem obejrzał rozrzucone w nieładzie papiery i westchnął głęboko. Przez ostatnie dni, kiedy musiał pracować w samotności, przychodził właśnie tutaj, z cichą nadzieją, że gdzieś między pisaniem jednego a drugiego listu Rai w końcu się obudzi.
Jeszcze raz spojrzał na puste łóżko, po czym sięgnął po pióro. Równie dobrze mógł spędzić ten czas na czymś pożytecznym.
*
Raven zjadła wyjątkowo niedobrą potrawkę, którą przyniosła jej wyjątkowo niemiła kobieta w stroju służącej, wypiła litr wody, po czym z braku innych zajęć ponownie zasnęła. Obudziła się, gdy na zewnątrz było już całkiem ciemno. Chwilę poleżała, wpatrywała się to w sufit, to w ślepia wypchanego niedźwiedzia, aż wreszcie doszła do wniosku, że ma już serdecznie dosyć tego odpoczywania.
Ból głowy zelżał, jedynie mięśnie i stłuczone żebra protestowały słabo, ale nie było to nic, co – jej zdaniem – miało ją trzymać w łóżku do końca życia. Zwłaszcza że w komnacie ewidentnie brakowało rozrywek.
Dlatego wstała i zabrała się za rekonesans pomieszczenia. Otworzyła szafę, gdzie znalazła kilka mundurów i kaftanów należących zapewne do Nathaniela, a także miecz, który w trakcie podróżowania nosił przy sobie Daarath wie po co. Na niewielkiej komodzie stała pełna karafka – co Rai uznała za jedyny atut komnaty – jednak wszystkie szuflady pozostawały puste. Szerokim łukiem ominęła biurko z zapiskami Władcy Cieni i dopiero w niewielkim kufrze w rogu pomieszczenia znalazła to, czego szukała.
Jej koszula, kaftan, spodnie i buty – wszystko wyczyszczone i ładnie poukładane. Ku jeszcze większej radości znalazła też Sen, a także karwasz z ukrytym ostrzem, co od razu poprawiło jej humor.
Ubrała się pospiesznie i z nadzieją, że Alyane nie wpadnie na pomysł złożenia wizyty kontrolnej. Założyła karwasz na ramię i natychmiast poczuła się lepiej.
Cóż, mały spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził, pomyślała i niechętnie odłożyła Sen z powrotem do kufra. Rzuciła niedźwiedziowi ostatnie, krytyczne spojrzenie, po czym swobodnie opuściła komnatę, uradowana, że pod drzwiami nie stali żadni strażnicy.
Wprawdzie minęła parę patroli, ale nikt nie próbował jej zatrzymać, dlatego kilka chwil później wylądowała na szerokim dziedzińcu.
Sama twierdza nie zachwycała swoją urodą. Raven nie znała się na sztuce wojennej, jednak nawet ona musiała stwierdzić, że budowniczowie tego gmachu nie kierowali się estetyką – postawili na obronność. Mury były wysokie i grube. Główna brama potężna, wyposażona w toporne drzwi. Sam zamek, w którym mieściło się skrzydło sypialniane, wydawał się nieforemny, jednak dla przeciwnika próba dostania się do środka na pewno stanowiła prawdziwy koszmar.
Raven przeszła obok rozległych, pojemnych stajni przylepionych do kanciastych murów i ruszyła łagodnie opadającą uliczką. Minęła wypełnioną żołnierzami gospodę, wciąż pracującą kuźnię, zbrojownię, wozownię, budynek, który przerobiono na kaplicę Daarath, oraz wysoką wieżę. Nigdy nie słyszała o tym miejscu, co teraz nie mieściło jej się w głowie. Przecież wydawało się ogromne – koszary ciągnęły się w nieskończoność, a w oddali widniał drugi, większy zamek.
Zapadł już zmrok i gdyby nie istny arsenał pochodni zawieszonych na budynkach co kilka kroków, Raven już dawno utonęłaby w ciemnościach. Atmosfera zdawała się napięta, a choć po okolicy kręciło się niewielu żołnierzy, ich obecność była wyczuwalna.
Rai westchnęła i wciągnęła do płuc rześkie, nocne powietrze. Cisza przed burzą, pomyślała niespokojnie.
Czy miała jakiś plan awaryjny, gdyby bunt okazał się porażką? Zawsze utrzymywała, że przecież mogła zrezygnować z tego przedsięwzięcia w każdej chwili. Oddać wisiorek Władcy Cieni, pomachać wszystkim na pożegnanie, a potem wrócić do Anden.
Ale po tym wszystkim… Czy naprawdę mogłaby ot tak zostawić Alyane i Nathaniela? No i pozostawał jeszcze cholerny spisek elfów, do którego wracała myślami z rosnącą niechęcią.
Nie, nie mogłaby zdezerterować. To już dawno przestało być takie proste.
Zdążyła obejść niemal całą twierdzę, gdy odezwały się pierwsze oznaki zmęczenia. Wróciła do zamku i jeszcze raz zweryfikowała swoją pamięć na temat wydarzeń sprzed kilku dni.
Pomogła uciec Cassaris i – co ważniejsze – Alyane. Trafiła na łucznika, który zdawał się znać plany przemarszu. Zmierzyła się z kolejnym Władcą Cieni, jednak Sen w tym wypadku był bezużyteczny – magiczna stal nie podziałała na wiernego sługusa cesarzowej. Raven próbowała wygrzebać z głowy szczegóły, ale wspomnienia przysłonił ból. Straciła przytomność, choć obiecywała sobie, że do tego nie dopuści. Każdy finał tamtej walki byłby dobry – każdy z wyjątkiem obudzenia się w lochach Naherys.
Rai wdrapała się po schodach i skierowała ku skrzydłu sypialnemu. Kolejne takie starcie z cesarskim Władcą Cieni mogło się skończyć o wiele tragiczniej. Jeśli cesarzowa znalazła jakiś sposób na uodpornienie ich na moc Snu… Cóż, to komplikowało wiele spraw.
Z głośnym westchnieniem Raven wkroczyła do swojej komnaty i zamarła. Przy biurku siedział Nathaniel i wpatrywał się w nią nieprzeniknionym wzrokiem.
– Alyane zapewniała mnie, że jesteś zbyt schorowana, aby wyjść z łóżka, i śpisz w najlepsze – zauważył w końcu.
Wyglądał… inaczej. Kilkudniowy zarost zmienił się w pełnoprawną brodę, a na twarzy ewidentne widniały oznaki zmęczenia. Mimo to Raven po raz kolejny doszła do wniosku, że Władca Cieni jest nieprzyzwoicie przystojny.
– Byłam na spacerze rekonwalescencyjnym – odparła powoli. Wreszcie zdołała ruszyć się z miejsca i podejść do biurka. – A ty co tu robisz?
– Przyszedłem zobaczyć, czy żyjesz – wyjaśnił po prostu. Westchnął przeciągle, odsunął na bok kałamarz i stertę papierów. – Przepraszam – rzucił niespodziewanie.
Raven zamrugała szybko i zmarszczyła brwi.
– Co was wszystkich dziś opętało z tym przepraszaniem? Za co mnie przepraszasz?
– Pośrednio po raz kolejny uratowałaś mi tyłek, kiedy obroniłaś Cassaris. Przez co… dorwał cię ten sukinsyn. – Ostatnie słowo wyrzucił z siebie z nutą czegoś niebezpiecznego.
– Tak, cóż. To nie było zbyt miłe, ale to przecież nie twoja wina. – Wzruszyła ramionami.
– Nie? – Skrzywił się z niesmakiem. – Bo odnoszę wrażenie, że jest inaczej. Moje działania mają wiele… bardzo wiele niepożądanych skutków. Nigdy nie chciałem, żebyś przez nie cierpiała.
Raven otworzyła usta i od razu je zamknęła. Jeszcze nigdy nie widziała Władcy Cieni w takim stanie. Wydawał się przygnębiony, sfrustrowany, przepełniony wyrzutami sumienia. Nie miała pojęcia, jak się obchodzić z tą wersją Nathaniela. Ani jak zareagować na dziwną falę emocji, która ją przez to zalała.
– Wiem, że mogę sprawiać mylne wrażenie, ale jestem dorosła i zdaję sobie sprawę z konsekwencji decyzji, które podejmuję… Och, to zabrzmiało bardzo dziwne w moich ustach, nie będę tego powtarzać. – Przechyliła głowę. – A co się stało poza tym napadem i moim bliskim zejściem z tego wspaniałego świata? Bo chyba coś się stało, co?
Nathaniel milczał, nie patrzył jej w oczy. Raven poczuła silne pragnienie, by zmazać z jego twarzy to rozgoryczenie, ale szybko się opanowała.
– Caspen pojawił się dzisiaj w twierdzy – odezwał się w końcu. – Powiedział, że Naherys odkryła ich spisek. On zdołał uciec, ale Tason…
Raven otworzyła szerzej oczy.
– Schwytała go?
– Według Caspena Tason nie żyje.
Widziała, jak zacisnął mocniej szczęki. Nie wiedziała jednak, jak to skomentować. Tason nie był nigdy dla niej szczególnie miły, ale stał przecież po ich stronie.
– Przykro mi – mruknęła wreszcie.
Nathaniel wzruszył ramionami i podniósł się z krzesła.
– Alyane kazała ci wypoczywać. Więc wypoczywaj – stwierdził beznamiętnym tonem i podszedł do niej. Po raz pierwszy od początku tej rozmowy spojrzał jej prosto w oczy. – I nie rób tego więcej, dobrze?
– Ale czego? – Raven uniosła brwi, próbowała zapanować nad wzbierającą paniką. Władca Cieni był blisko, za blisko.
– Nie umieraj – rzucił z krzywym uśmiechem, po czym ruszył w kierunku drzwi.
– Zaraz… – Rai potrząsnęła głową, starała się wrócić na ziemię. – A ty gdzie właściwie śpisz, skoro ja zajmuję twoją komnatę?
– W innym miejscu – odparł i otworzył drzwi. – Dobranoc, Raven.
Dni poszczególnych gwiazd zostały wskazane przez astrologów sprzed wieków […]. Możni na całym Kontynencie przywykli nakazywać kronikarzom zapisywanie narodzin ich dzieci opatrzonych nie dokładną datą, lecz dniem danej gwiazdy. W ten sposób powstała tradycja łączenia cech narodzonego z cechami jego gwiazdy.
G jak gwiazdy. Kroniki Kontynentu
*
Cassaris siedziała przy starej, misternie zdobionej toaletce i wpatrywała się w swoje oblicze odbite w lustrze.
Schudła, pod oczami pojawiły się cienie, a jej cera jeszcze nigdy nie była taka blada.
– Upinamy je w warkocze, Wasza Wysokość? – zapytała młoda dziewczyna.
Była trzecią córką pani DeEltanen. Matka najwyraźniej chciała przysposobić ją na damę dworu. Być może w nadziei, że dziewczyna rzeczywiście nią zostanie, jeśli bunt odniesie sukces.
– Tak – odparła Cassaris cicho.
Od kilku dni nie wychodziła z komnaty. Nie pojawiła się na ani jednej z narad, które odbywały się w drugim zamku. A dzisiaj miała po raz pierwszy pokazać się swoim poddanym i wziąć udział w przyjęciu zorganizowanym przez gospodynię.
Nie była na to gotowa. Nie chciała, żeby inni widzieli w niej bezbronną ofiarę, a przecież strach, który od kilku dni bił z jej oczu, mówił sam za siebie.
Nie, zdecydowanie nie była na to gotowa.
– Wasza Wysokość musi wybrać którąś z sukien – mówiła dalej dwórka, nie zwracała uwagi na milczenie królowej. – Są przepiękne. Przedwczoraj przybyły z Aldris.
Cassaris już je widziała, ale jakoś nie mogła się zdobyć na podziw.
– Tę zieloną – wyrzuciła z siebie bez emocji.
– Wspaniały wybór, Wasza Wysokość. Zieleń podkreśli znaczenie odnowy i trwającej wiosny.
Królowa pokiwała powoli głową. Nie myślała o tym. Nie chciała po prostu wdziewać drugiej sukni w kolorze krwistej czerwieni.
– Przypomnij mi, proszę, kto będzie na przyjęciu – zagadnęła dwórkę, by odepchnąć napierającą falę wspomnień.
– Jej Wysokość jest oczywiście najważniejszym gościem – odparła dziewczyna. Cassaris obserwowała w lustrze, jak sprawnie układa jej włosy.
Królowa patrzyła na nią i czuła ucisk w klatce piersiowej. Może córka pani DeEltanen miała skończyć tak jak jej poprzednia towarzyszka. Może jeszcze tej nocy ktoś zakradnie się do komnaty i przeprowadzi kolejny atak. Może ktoś znowu umrze na jej oczach.
– Wasza Wysokość…?
Cassaris zamrugała i spojrzała na dwórkę z niezrozumieniem.
– Pytałam Waszą Wysokość, który zestaw biżuterii wybieramy. Nie chcę Waszej Wysokości poganiać, ale mamy niewiele czasu na przygotowania, a jest jeszcze sporo rzeczy do zrobienia.
Królowa spojrzała na ułożone komplety naszyjników, pierścieni i kolczyków. Może jeśli będzie udawała, że ją to obchodzi, inni nie zauważą jej przerażenia.
*
Nathaniel nie miał ochoty wkładać ponownie galowego munduru. Ani tym bardziej uczestniczyć w bzdurnym przyjęciu wymyślonym przez panią DeEltanen. Wolałby jeszcze raz przejrzeć coraz mocniej niepokojące raporty. Spojrzeć na mapę i znowu rozpatrywać nieskończone scenariusze. Rozmówić się z oficerami… albo najzwyczajniej w świecie pójść spać.
Nie zapowiadało się jednak, że pani DeEltanen wspaniałomyślnie zapomni o swojej uczcie, a on musiał się przecież tam pokazać, choćby na chwilę.
Przed wejściem do komnaty zajmowanej teraz przez Raven zapukał prewencyjnie. Nie czekał jednak na odpowiedź.
– W końcu! – wykrzyknęła Rai na jego widok, co nieco zbiło go z pantałyku. – Przyszedłeś mi powiedzieć, że masz dla mnie ważną misję i muszę czym prędzej opuścić to pomieszczenie, prawda?
Nathaniel ze zdumieniem omiótł wzrokiem siedzącą na łóżku Raven. Zignorował jej włosy w nieładzie, zignorował luźną koszulę zsuwającą się z jednego ramienia. Skupił się na leżącej na pościeli planszy do gry i porozrzucanych figurkach.
– Nie. Niestety nie – odparł powoli. – Nie wiedziałem, że potrafisz grać w królewskie roszady.
– Bo nie umiem. – Wzruszyła ramionami. – Alyane to przyniosła, bo chyba myślała, że pomoże mi w przeżyciu tej niewoli.
– I jak ci idzie?
Raven westchnęła z rozżaleniem.
– Fatalnie. Jak na razie przegrałam wszystkie rundy – pożaliła się.
– Ach, tak. – Nathaniel niespiesznie podszedł do szafy. – A z kim właściwie grałaś?
– Z Edgarem – odparła Raven bez wahania.
Władca Cieni spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.
– Kim jest Edgar?
– Ewidentnie większym znawcą królewskich roszad ode mnie – podsumowała z niesmakiem.
Nathaniel przyglądał się Raven przez dłuższą chwilę. Prezentowała się dziś o wiele lepiej, na jej twarz wróciły kolory. Była w niej jakaś zaraźliwa, porażająca energia.
Władca Cieni otrząsnął się i skupił na głównym celu swoich odwiedzin. Wyjął galowy mundur i z niesmakiem rzucił go na oparcie stojącego przy biurku krzesła.
– Będziesz się tak tu przebierać? – zapytała Raven ze zdziwieniem. – Przy mnie i Edgarze?
– Kim, na Daarath, jest Edgar? – Nathaniel nie wytrzymał.
Raven z wyraźną niechęcią wskazała na zawieszoną na ścianie głowę. Władca Cieni podążył za jej palcem i przez parę sekund lustrował skórę brunatnego niedźwiedzia. W końcu przymknął na moment oczy i westchnął głośno.
– Przebywanie w zamknięciu ci nie służy – stwierdził i rozpiął guziki swojego codziennego stroju.
– O, to, to. Powtórzysz to Alyane, tak? Ona oszalała – rzuciła Rai z przejęciem. – Chce mnie tu trzymać do końca życia. Nie wiem jeszcze tylko, czy jej, czy mojego.
Nathaniel wciągnął górę munduru na świeżą koszulę, którą włożył jeszcze w łaźni, i rozpoczął mozolną walkę z niewygodnymi, małymi zapięciami. W normalnej sytuacji zapewne pomógłby mu adiutant, ale teraz Władca Cieni kazał mu odpisać na kilka listów.
– To dobrze, że Alyane tak dba o twoje zdrowie – odparł. – Przynajmniej masz pewność, że raz-dwa wrócisz do formy.
– Już przecież wróciłam… Och, nie mogę na to patrzeć.
Raven podniosła się z łóżka i dopiero teraz Nathaniel zauważył, że oprócz luźnej koszuli miała na sobie tylko bieliznę. Zacisnął zęby i próbował się bezczelnie nie gapić na jej odsłonięte nogi.
– Może powiesz Alyane, żeby trochę… przystopowała, co? – Rai zaczęła zapinać guziki z o wiele większą sprawnością niż on. – Wczoraj bolała mnie tylko głowa. No i trochę… reszta ciała. A dzisiaj już prawie nic. Nie chcę tu przesiadywać całymi dniami sama. Niedźwiedź się na mnie gapi i ocenia moje wybory życiowe. Nawet ta podstępna ruda czarownica rzadko tu zagląda… A dlaczego ty się w sumie tak stroisz, co? – zapytała nagle.
Nathaniel drgnął, gdy Raven skierowała na niego spojrzenie.
Blisko. Stała naprawdę blisko. To było oszałamiające, jakby rzucała mu wyzwanie.
Na Daarath, czy naprawdę musiał iść na to beznadziejne przyjęcie?
– Pani DeEltanen urządza oficjalną ucztę – odpowiedział po chwili. – Z królową, winem i toastami.
– Ach, więc idziesz się dobrze bawić – podsumowała Raven. Dotarła już niemal do końca rzędu małych guzików.
– Tak, zapewne.
Kiedy stał tak blisko niej, zapach magnolii zapierał dech. Nathaniel doskonale zdawał sobie sprawę, że Rai za nim nie przepadała, ale on sam powoli zaczynał mieć na jego punkcie obsesję.
– Później mogę cię nauczyć gry w królewskie roszady – zaproponował niespodziewanie. Właściwie zamierzał od razu po przyjęciu pójść spać, ale taka zmiana planów wcale mu nie przeszkadzała.
– Czemu nie? – odparła Raven powoli. – Sądzę, że z tobą będzie się grało może nawet nieco przyjemniej niż z Edgarem.
Rai dokończyła zapinanie, ale wcale się od niego nie odsunęła.
– Będziemy musieli porozmawiać. O tym, co się wydarzyło, zanim… – zaczęła, jednak przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi.
Zobaczywszy w progu rudą czuprynę, Nathaniel zaczął podzielać zdanie Raven na temat podstępnych czarownic.
– Przyniosłam… rzeczy – poinformowała Alyane i spojrzała na nich podejrzliwie, zmrużywszy oczy. – Chyba nie przeszkadzam? Myślałam, że jesteś na przyjęciu, generale.
– Właśnie się wybieram – odparł Nathaniel chłodno.
– A, to świetnie. – Czarownica odchrząknęła. – Bo ja akurat mam dla Raven kilka medykamentów.
Rai jęknęła z niezadowoleniem. Nie patrzyła już w stronę Władcy Cieni, jakby speszona nagłym pojawieniem się czarownicy.
– To ja… już pójdę – oznajmił Nathaniel, po czym ruszył w stronę drzwi, a w duchu przeklinał nieszczęsną gwiazdę pecha.
*
Raven przeklinała pod nosem Iriél. Ale przede wszystkim patrzyła krzywo na Alyane, która – niczego nieświadoma – w spokoju rozkładała na szafce nocnej zestaw medycznych tortur.
– Czuję się już w porządku – burknęła Rai. – Niepotrzebne mi to… to wszystko. – Z obrzydzeniem wskazała na równy rząd fiolek.
– Niedawno znalazłaś się na granicy śmierci. Po czymś takim ciało potrzebuje dużo wypoczynku oraz wspomagających wywarów. Teraz czujesz się w porządku, ale kto wie, jak zaczęłabyś się czuć, gdyby znowu przyszło ci walczyć. Mogłabyś zmęczyć się o wiele szybciej, przez co nie dałabyś rady używać swojej mocy, a co za tym idzie…
– Pojęłam – przerwała Raven stanowczo. – Dobra, daj mi to wszystko. Im szybciej to wypiję, tym lepiej.
– Wspaniała postawa! – Alyane uśmiechnęła się szeroko, jednak twarz Rai pozostała nieruchoma.
– A ty nie masz przypadkiem za mało czasu, żeby… no wiesz… skakać wokół mnie? Zostałaś chyba tą główną medyczką, no nie? Nie masz nic innego do roboty?
– Ależ mam! Generał przeznaczył dla mnie wieżę, w której kiedyś rezydowała jakaś czarownica… Wszystko tam było trochę zapuszczone, ale dostałam pomocników. Zorganizowałam już sale dla chorych, zaplecze do przygotowywania mikstur, no i swoją sypialnię… Obecnie próbuję się dogadać z kwatermistrzem. Miał mi dostarczyć rzeczy z listy, ale chyba wynikł jakiś problem, bo wciąż paru nie otrzymałam.
Raven się skrzywiła i opróżniła kolejną buteleczkę.
– To świetnie – wykrztusiła. – I jak długo jeszcze zamierzasz mnie tak torturować?
Alyane zrobiła zamyśloną minę.
– Nie wiem, to zależy. Będziemy kontrolować twój stan, ale obstawiam… może tydzień?
– Tydzień?! Oszalałaś?
– No, jeszcze zobaczymy – rzuciła czarownica. – Trudno mi w tym momencie cokolwiek konkretnie powiedzieć… No co? Nie patrz tak na mnie!
– Nie będę tu tyle siedzieć – odparła Raven złowróżbnie.
– Jak mówiłam: zobaczymy – ucięła Alyane. Pochowała opróżnione flakoniki i skierowała się do drzwi. – O zdrowie trzeba dbać, Raven. To nie przelewki.
Drzwi trzasnęły, a Rai przewróciła oczami. Po czym wstała z łóżka, włożyła spodnie i opuściła swoją samotnię.
*
Komnata, w której urządzono ucztę, nie powalała swoją urodą. Właściwie można by ją było uznać za absolutnie brzydką, gdyby nie fakt, że służba pani DeEltanen od wczoraj dwoiła się i troiła, by przystroić to miejsce najlepiej, jak tylko się dało. Nie zabrakło złotych świec, dywanów, ogromnych arrasów i zdobnych mebli – wszystko to zwieziono do twierdzy w chwili, gdy rodzina DeEltanen otwarcie wsparła buntowników, przez co musieli opuścić swoją właściwą rezydencję i skryć się za bezpiecznymi murami.
Jak podejrzewał Nathaniel, pani DeEltanen tęskniła za swoją wspaniałą posiadłością pełną rzeźb, boazerii i uporządkowanych ogrodów. Nigdy nie narzekała na konieczność udania się do starej twierdzy, ale wraz ze swoją służbą, kosztownymi meblami i dziełami sztuki ta wytworna kobieta nie pasowała do tego miejsca.
Wniesiono kolejne danie, wzdłuż stołów unosił się gwar rozmów, a w kącie przygrywał wędrowny muzyk. Cassaris siedziała na podwyższeniu, strzeżona przez kilku żołnierzy. W nowej sukni przywiezionej z Aldris wyglądała po królewsku, choć Władca Cieni sam przed sobą musiał przyznać, że całej reszcie do królewskości sporo brakowało.
W powietrzu wisiało widmo niepokoju. Większość gości myślała tylko o buncie. To nie była uroczysta kolacja zorganizowana w celach rozrywkowych, lecz ostatni etap przygotowań. Wszyscy słyszeli już plotki o cesarskich jednostkach gromadzących się w Annamarze. Zwiadowcy co chwila donosili o zwiększonych liczbach żołnierzy, a nawet doszło już do kilku drobnych potyczek oddziałów patrolujących pola i wsie między Annamarem a Eltanen.
Nathaniel zdawał sobie sprawę, że wiele par oczu spogląda w jego stronę. Nie wydał rozkazu do ataku na Annamar. Wręcz przeciwnie – polecił, by wstrzymać się od wszelkiego kontaktu z przeciwnikiem. Jednostki siedziały w Eltanen, a nerwowa atmosfera powoli zaczynała zmuszać wszystkich do zastanawiania się nad jedna prostą rzeczą: co teraz?
Władca Cieni nie reagował na te spojrzenia. Nie odpowiadał na zaczepne stwierdzenia pani DeEltanen. Nie chciał rzucać na stół wszystkich swoich kart. Zwłaszcza że ostatnio zaczął być coraz bardziej przekonany o tym, że nie siedzą przy nim jedynie sojusznicy.
– Och, to takie smutne – mówiła pani DeEltanen do bladej, nieruchomej Cassaris. – Słyszałam o śmierci ich córki. Są zrozpaczeni, to jasne… Podobno są zażartymi wyznawcami Daarath. Nie chcieli pomocy mojej czarownicy, a przecież niejednokrotnie pisałam do nich, że moja Talyen jest niezastąpiona… Doprawdy nie rozumiem, czemu niektórzy wyznawcy są tak uparci. Przecież sami kapłani otwarcie nie potępiają już czarownic…
– Mówisz o DeKelten, pani? – zagadnął ją Galter. – Tak, to wielka szkoda. Ciężko chowa się własne dziecko, ale uważam, że popełnili błąd, gdy zamknęli się na świat.
– Tak, byliby nieocenioną pomocą w tej wojnie. Mają naprawdę pokaźne stajnie…
– Przekonują o swojej neutralności. – Wtrącił Aymon z niezadowoleniem. – Ale w tej wojnie nikt nie może się tym zasłaniać. Jeżeli nie zwrócą się do nas, cesarscy wysłannicy zmuszą ich do poparcia Naherys.
– Podobno oddziały cesarzowej już spaliły jedną z poddanych im wiosek.
– Tak, cóż. Tak jak mówiłem. Jeżeli nie zwrócą się do nas…
Nathaniel z rzadka włączał się do rozmowy. Nie przyznał się, że zaledwie dzień wcześniej posłał do pana na Kelten list omawiający warunki współpracy. Nie mówił też o wieściach z Anden. Po tym, z jaką precyzją została urządzona ostatnia zasadzka na królową, zyskał pewność, że w szeregach jego sprzymierzeńców kryje się zdrajca.
Nie mógł nikogo oczernić. Buntownicy i tak nie byli jednością – dawna historia, osobiste niesnaski oraz różnice w interesach wystarczająco ich dzieliły. Gdyby Władca Cieni zaczął rzucać bezpodstawne oskarżenia, koalicja mogłaby się rozpaść.
Dlatego tylko się przyglądał. I zastanawiał, jak rozegrać tę partię.
*
Raven zauważyła Alyane o wiele za późno.
Właściwie miała już wracać do swojej komnaty. Zdołała tego wieczoru jeszcze raz obejść koszary, zwiedzić część większego zamku oraz wybadać, co takiego podawali w miejscowej karczmie. Przez cały ten czas omijała z daleka doskonale widoczną wolnostojącą wieżę czarownicy.
I dopiero kiedy natknęła się na Alyane w drodze do skrzydła sypialnego, pojęła swój błąd.
Dostrzegłszy rude loki, bez zastanowienia uskoczyła za róg. Zaklęła pod nosem i rozpoczęła pospieszną wspinaczkę po krętych, spiralnych schodach. Nie miała pojęcia, dokąd prowadzą, ale niewiele ją to obchodziło. Bez trudu otworzyła drzwi i z głośnym dyszeniem wypadła na świeże nocne powietrze.
Może mnie nie zauważyła, pomyślała optymistycznie. Szybko rozejrzała się dookoła. Musiała wspiąć się na coś w rodzaju wieży obserwacyjnej. Z góry roztaczał się widok na twierdzę, znajdujące się za murami pola oraz daleki las.
– No i co ty wyprawiasz?! – krzyknęła niespodziewanie Alyane.
Raven odwróciła się w jej stronę z przestrachem i mimowolnie cofnęła się o krok.
– Wyszłam się przewietrzyć.
Czarownica pochyliła się lekko, próbowała złapać oddech.
– Mówiłam… przecież… że masz… siedzieć… w komnacie – wysapała z wysiłkiem. – Na gwiazdy, jak tu wysoko!
Raven zmarszczyła brwi.
– Ta, w której obecnie rezydujesz, jest wyższa – zauważyła Rai rozsądnie. – Myślałam, że wdrapywanie się na wieże nie stanowi dla czarownic problemu. Nie macie z tego w tej swojej akademii jakiegoś fakultetu?
– Nigdy nie wbiegałam na moją wieżę w pogoni za nieroztropną Rai! I nie odwracaj kota ogonem! Powinnaś…
Raven zacisnęła zęby i pokręciła stanowczo głową. Wiedziała, co tamta chciała powiedzieć.
– O, nie. Co to, to nie! Już prędzej stąd zeskoczę, niż wrócę do tej przeklętej komnaty. Daj żyć – wyrwało jej się błagalnie.
– Nie mam już do ciebie siły. – Alyane rzuciła Raven spojrzenie pełne dezaprobaty. – Tu przecież chodzi o twoje zdrowie.
– Tak, psychiczne – mruknęła Rai w odpowiedzi. – Daj spokój. Nic mi nie jest. Posiedzę tu chwilę. Popatrzę na gwiazdy, powspominam stare dobre czasy, kiedy to psychopatyczna przyjaciółka nie chciała, żebym skończyła w ośrodku dla obłąkanych. A później wrócę do łóżka.
Czarownica obrzuciła ją podejrzliwym wzrokiem.
– Obiecujesz?
– Słowo Rai. – Raven położyła sobie dłoń na piersi i przybrała minę niewiniątka.
Alyane westchnęła głośno i pokręciła głową, po czym odwróciła się w stronę drzwi.
– Jesteś zdecydowanie moim najbardziej upartym pacjentem – rzuciła jeszcze tylko i zniknęła na schodach.
*
Nathaniel omal nie przewrócił osoby, z którą niespodziewanie zderzył się w wąskim korytarzu w drodze do skrzydła sypialnego. W ostatnim momencie zdołał przytrzymać Alyane, która krzyknęła z zaskoczeniem.
– Chcesz mnie zabić? – Odskoczyła do tyłu i pospiesznie poprawiła fryzurę. Dopiero wtedy się zorientowała, z kim ma do czynienia. – Ach, to ty, generale. To trochę nieładnie napadać na bezbronne czarownice.
– Jeśli już ktoś tu został napadnięty, z całą pewnością byłem to ja – odparł spokojnie.
– No jasne. To moja wina! Czemu wy wszyscy jesteście przeciwko mnie?! – wykrzyknęła z zaskakującym wzburzeniem.
Władca Cieni uniósł brwi i zlustrował Alyane uważnym spojrzeniem.
– Co to znaczy wszyscy?
– No… wszyscy! Ty i tamta! – Z gniewem machnęła w stronę pobliskich krętych schodów. – Ja już nie mam na to wszystko siły. Siły ani czasu! Proszę, zrób coś dla mnie i zabierz ją do łóżka – krzyknęła z niejaką desperacją, po czym zostawiła Nathaniela samego.
Osłupiały Władca Cieni zdołał się otrząsnąć po tyradzie czarownicy dopiero po minucie. Ze zdumieniem pokręcił głową, po czym jego wzrok powędrował w stronę schodów. Może powinien się zastanowić nad nietypowym zdenerwowaniem czarownicy. Może zwyczajnie obciążył ją zbyt wieloma obowiązkami – przecież Alyane z dnia na dzień zaczęła odpowiadać za zorganizowanie medycznego zaplecza buntu. Może należało poświęcić więcej czasu na omówienie kwestii, które próbowała mu wcześniej przedstawiać.
Kiedy wchodził po krętych schodach, jednego był jednak pewien – nie zamierzał tego robić teraz.
*
Raven nie odwróciła się w jego stronę, gdy dotarł na górę. W żaden sposób nie dała znać, że usłyszała skrzypienie wychodzących na wieżę drzwi, że rozpoznała ciche kroki na chłodnym kamieniu.
Przystanął, by chłonąć rozciągający się ze szczytu widok.
– Alyane kazała mi zabrać cię do łóżka – oznajmił spokojnie i ruszył w jej kierunku.
– I co?
Nie wydawała się zbytnio zaskoczona jego obecnością.
– Co i co? – Oparł się o zimny kamień tuż obok niej.
– Zamierzasz ten rozkaz wypełnić? – zapytała i zerknęła w jego stronę.
Na Daarath, jakby coś go opętało.
– Cóż, w zasadzie nie mam innego wyjścia. Alyane chyba wie, co jest dla ciebie najlepsze – rzekł z wystudiowaną obojętnością. – Nierozważnym byłoby zignorowanie takiego zalecenia.
Raven odchyliła lekko głowę i parsknęła.
Nathaniel ponownie poczuł, jak zapach magnolii mąci mu w umyśle. Nie miał bladego pojęcia, dlaczego Rai tutaj przyszła, wiedział za to co innego – jego samego nie obchodziły ani nocne widoki, tworzone przez otaczającą twierdzę naturę, ani tym bardziej gwiazdy skrzące się na niebie.