Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co jest bardziej niepokojące – złowieszczy krzyk czy przejmująca cisza?
Kto może mocniej zranić – przyjaciel czy wróg?
Danielle Hardy jest początkującą pisarką, od roku mieszka i studiuje w Nowym Jorku, ale wciąż nie potrafi się odnaleźć w wielkim mieście. Właśnie rozstała się z chłopakiem, którego przyłapała na zdradzie, i dopiero teraz dostrzega, jak bardzo była przez niego zastraszona i zmanipulowana.
W ramach oderwania się do nieprzyjemnego incydentu, jej przyjaciółka, Molly, zaprasza Danny na imprezę. Poznaje podczas niej dwie intrygujące osoby - Davida, redaktora nowojorskiej gazety, który bardzo chce się zbliżyć do dziewczyny i wprowadzić ją w literackie kręgi, oraz Vincenta, zagubionego i przytłoczonego pracą malarza, skrywającego wiele tajemnic.
Z dnia na dzień spokojne życie Danny diametralnie się zmienia. Ktoś ją szpieguje, grozi jej, aż w końcu brutalnie napada jej znajomego. Danny sądzi, że to przypadek, do momentu jednak, gdy zostaje wplątana w zbrodnię, z powodu której poznaje ją cały Nowy Jork.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 232
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Fear of the dark, fear of the dark
I have constant fear that something’s always near
Fear of the dark, fear of the dark
I have a phobia that someone’s always there.
Iron Maiden, Fear of the Dark
Moje myśli krzyczały, ale na powierzchnię wydobywały się tylko dwa wyraźne słowa: „musisz uciekać”.
Wiedziałam, że nie powinnam tam wchodzić, ale nogi same mnie prowadziły. Chaos w głowie zaburzał racjonalny osąd, który w normalnych warunkach kazałby mi się zatrzymać, może kilka sekund obserwować otoczenie, aż w końcu odejść najszybciej, jak tylko bym potrafiła.
Tymczasem zbliżałam się do miejsca, które jeszcze niedawno mnie fascynowało, a teraz napawało przerażeniem, jakiego nie czułam nigdy wcześniej. Mimo to przyciągało mnie jak magnes, a ja nie potrafiłam się obronić. Nie mogłam i nie chciałam, mając w pamięci wszystkie momenty z ostatnich dni, które wywołały we mnie wiele skrajnych emocji.
Nogi słabły mi z każdym kolejnym krokiem. W myślach przewijały się słowa, które usłyszałam pod kamienicą. Próbowałam je zrozumieć, ale nie mogłam uchwycić sensu kilku naprawdę prostych zdań. Być może tylko dlatego dotarłam na ostatnie piętro – udało mi się minąć kilku ubranych w białe uniformy mężczyzn, którzy nie mieli czasu, żeby mnie zatrzymać – i doszłam na korytarz, gdzie znajdowało się feralne mieszkanie.
Wszędzie tłoczyli się policjanci i sanitariusze. Część przejścia odgrodzono taśmą policyjną, którą przesuwano coraz dalej z każdym znalezionym na podłodze purpurowym śladem. Wcześniej funkcjonariusze musieli sądzić, że wszystko znajdą w mieszkaniu, wokół ciał, lecz okazało się, że także na korytarzu ktoś rozmazał krew, rozniósł ją na butach i dłoniach.
Dopiero wtedy wszystko do mnie dotarło. Oparta o barierkę przy schodach, obserwowałam całe to zamieszanie i miałam wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Brakowało mi oddechu – jakby ktoś zgniatał mi pierś, ściskał płuca, owijał ciasno pętlę wokół szyi.
Musisz uciekać! – w mojej głowie znów rozległ się ten głos.
W końcu postanowiłam go posłuchać.
Puściłam barierkę i dopiero wtedy poczułam, że jest dziwnie lepka. Wiedziałam od czego. Bardzo nie chciałam patrzeć na swoją dłoń, ale odruch był silniejszy. Dostrzegłam dużą czerwoną plamę, którą roztarłam dłonią na śliskiej powierzchni.
Zrobiłam gwałtowny krok do tyłu i oparłam się o ścianę, czując, jak w moich płucach rodzi się krzyk. Nie zdołał jednak przecisnąć się przez zaciśnięte gardło, bo osunęłam się na podłogę.
Zaraz potem oczy zasnuł mi mrok.
Kilka dni wcześniej
– Nienawidzę cię! – krzyknął, a ja poczułam pieczenie łez pod powiekami. – Nienawidzę tych twoich pretensji, twojego ciągłego wpędzania mnie w poczucie winy i… – Myślał nad kolejnymi argumentami, które nie miały żadnego umocowania w rzeczywistości, ale mimo to raniły coraz bardziej. – Nienawidzę ciągłego kontrolowania mnie, tłamszenia, bylebym tylko robił to, czego ty chcesz. Nienawidzę tego, że o swoje porażki obwiniasz mnie, a sama czujesz się bezkarna!
Patrzyłam na Toma z niedowierzaniem, choć doskonale znałam te słowa. Przez lata słyszałam podobne w swoim domu rodzinnym. Matka sądziła, że wszystkie problemy, jakie ją spotkały, to moja wina. Ojciec uważał mnie za niedojdę, która nie poradzi sobie w życiu. Na każdym kroku mnie krytykowali, wywoływali we mnie poczucie winy, pokazywali, jak bardzo mnie nienawidzą.
Obrzucali mnie obelgami, które najlepiej pasowały do nich samych. Oszukiwali siebie, że są dobrymi ludźmi, jednocześnie wszystko, co złe, zrzucając na mnie. To był system mający zagłuszyć ich sumienia, zatuszować fakt, że nie potrafią zaakceptować własnych ułomności i złych decyzji.
Nigdy im nie powiedziałam, jak dotkliwie mnie ranią te fałszywe słowa. I tak obróciliby wszystko przeciwko mnie. Co więcej – za każdym kolejnym razem coraz bardziej im wierzyłam. W końcu jednak udało mi się wyrwać, uciec od ciągłych pretensji i braku zrozumienia. Po latach poczułam się dobrze. Wyjechałam na studia do Nowego Jorku i tu poznałam Toma. Zakochałam się, a gdy tylko się przed nim otworzyłam i pokazałam swoje słabości – on zaatakował niczym agresywne zwierzę.
Traciłam zaufanie do ludzi.
Czy każdy taki jest? Z każdym dniem coraz bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu. Po prostu trzeba to zaakceptować i jakoś znieść. Bo każda to znosi, prawda? Nie jestem w tym odosobniona. A skoro wszystkie dziewczyny i kobiety doświadczają podobnych emocji i dają sobie radę, czemu ja mam nie dać?
Jeszcze kilka lat temu stwierdziłabym tylko, że to nie jest normalne, a dziś byłam coraz bliżej stwierdzenia, że nie chcę żyć w takim świecie. Po tym wybuchu Toma musiałam na nowo zrewidować swoje przekonania, chociaż wiedziałam, że jego agresja jest na pokaz. Przyłapałam go na kłamstwie, a on od razu przeszedł do ataku. Nie rozumiałam, czemu nie mógł się przyznać. Naprawdę sądził, że po tym wszystkim możemy jeszcze być razem?
Po co w ogóle byłam mu potrzebna?
Wiedziałam już, że nikomu więcej nie uwierzę, nikogo więcej nie dopuszczę do siebie tak blisko. Przed nikim się nie otworzę. Siebie samą już do końca życia miałam znać tylko ja.
Nikt inny.
Tom udawał ofiarę. Próbował mnie przekonać, że to ja byłam zła, że to ja na niego naskoczyłam i że on wcale nie zrobił niczego złego. To tylko pokazywało, jaki ma do mnie stosunek i jak bardzo mnie nie szanuje. Już pomijam sprawę, od której to wszystko się zaczęło. Mogła to być najmniejsza błahostka albo największy skandal. Najważniejsze, że nie mogłam więcej mu zaufać. Nie mogłam nawet na niego patrzeć.
Nie po tym wszystkim.
-
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie było ich wiele, bo nie mieszkaliśmy razem. Niekiedy o tym myśleliśmy, ale teraz cieszyłam się, że do tego nie doszło.
– Co ty odpierdalasz? – spytał agresywnym tonem. Już nawet nie próbował nad sobą panować.
Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek byłby zdolny do tego, żeby mnie uderzyć – tak jak po wielu obelgach nieraz uderzali mnie ojciec i matka. Spoliczkowanie czy zaciągnięcie za kark do pokoju było ich ostatecznym argumentem, gdy czuli, że słowne przepychanki nie przynoszą rezultatu, agresywne monologi są nic niewarte, a pretensje – wyssane z palca.
Czy Tom, gdybym dalej udowadniała mu, że się myli, w końcu podniósłby na mnie rękę?
Pewnie tak.
Dlatego starałam się nie tylko nie odzywać, ale nawet na niego nie patrzeć. Do kieszeni wsunęłam kartki wyrwane z notatnika, z którym nigdy się nie rozstawałam, kilka gumek do włosów i okulary przeciwsłoneczne, a w dłoni ścisnęłam koszulkę, w której lubiłam u niego spać. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłam tu zostawić przez minione pół roku.
– Nigdzie, kurwa, nie pójdziesz! – warknął Tom, zagradzając mi przejście.
– Po co mam zostać, skoro wcale tego nie chcesz?
– Wszystko przekręcasz!
– Więc wyjaśnij, co tak naprawdę się stało. I powiedz, że mnie potrzebujesz. – Patrzyłam na niego przez chwilę, ale Tom milczał. – Dlaczego chcesz mnie zatrzymać? – dodałam.
– Żebyś nie mogła opowiadać kłamstw – wysyczał w końcu.
Chyba powoli rozumiałam.
Chciał, żebym była jego własnością. Żebym przymykała oko na jego romanse, na zdrady, żebym była przy nim i żebyśmy razem udawali zgodną parę. Potrzebował tego. Jako przyszły prawnik musiał się pokazywać z jak najlepszej strony zarówno przed obcymi ludźmi, jak i przed swoimi rodzicami. Powinien mieć stabilną pracę i udany związek. A że lubił czasem zaprosić do łóżka jakąś koleżankę, musiał mieć stałą dziewczynę, która będzie albo zbyt głupia, żeby to zauważyć, albo wyjątkowo pobłażliwa. Ewentualnie na tyle zdominowana i stłamszona, że nie piśnie słówka, byleby go nie stracić.
Czy tak powinnam zrobić? – spytałam samą siebie. Poddać się mu, pozwolić przejąć nad sobą kontrolę i udawać, że wszystko jest w porządku?
Przez wiele lat w domu dokładnie tak postępowałam, ale okazało się, że brak kontroli nie oznacza, że nagle się stoczę, zacznę ćpać i uprawiać prostytucję, jak wiele razy przekonywali mnie rodzice. A fakt, że od czasu do czasu wypiłam kieliszek wina albo zapaliłam papierosa z koleżankami, nie oznaczał jeszcze, że staję się dziwką, za jaką mieli mnie oni i za jaką zapewne uznawał mnie Tom.
– Jaką robią ci różnicę moje kłamstwa, skoro i tak wiesz swoje? – spytałam, wracając do salonu. – Sam najlepiej wiesz, jak było.
Przeszłam się po kątach, szukając swoich rzeczy, potem znów wkroczyłam do sypialni, gdzie znalazłam jeszcze parę majtek, i w końcu pojawiłam się z powrotem na korytarzu. Ale on wciąż tam tkwił i nie pozwalał mi przejść.
– Jesteś moją pieprzoną dziewczyną! – warknął. – Będziesz uciekała za każdym razem, gdy nie poradzisz sobie z jakimś problemem? Kurwa, jesteś dorosła, więc zachowuj się jak dorosła, a nie becz, gdy tylko pojawią się trudności. Jak ty sobie poradzisz w życiu!?
– Trudności? – Chciałam prychnąć ironicznie, ale do moich oczu znów napłynęły łzy. – To, że masz kochankę, nazywasz trudnościami?
– No i znowu, kurwa, wyolbrzymiasz. Co ty pierdolisz? Jaką kochankę?
– Dobra, racja. Nie wiem, ile razy się spotykaliście, a fakt, że raz poszedłeś do łóżka z dziewczyną, nie oznacza, że jest od razu twoją kochanką. To dziwka? Zapłaciłeś jej?
Patrzył na mnie, wybałuszając oczy i zaciskając pięści. Brakowało mu argumentów, więc przekonywał się do użycia tego ostatecznego.
– Szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma.
– Chcesz mi powiedzieć, że wcale nie widziałam cię z tą dziewczyną, tak?
– Nie wiem, co widziałaś, ale wiem, że lubisz wymyślać niestworzone historie. Zajęłabyś się w końcu czymś konkretnym, zamiast cały czas bazgrolić w tym swoim notesiku i udawać, że żyjesz w innym świecie. To jest prawdziwy świat. – Złapał za wiszący na ścianie obraz i potrząsnął nim, jakby chciał mi udowodnić, że nie jest iluzją, tylko realnym przedmiotem. – To jest prawdziwy świat! – krzyknął, tym razem kopiąc ścianę, na której został czarny ślad po jego klapkach. – To nie jest prawdziwe! – Sięgnął w moją stronę. Chciał wyciągnąć mi ze spodni notatnik, ale szybko przylgnęłam plecami do ściany i nie pozwoliłam mu na to.
To ten moment? – zastanawiałam się, czując, jak po plecach spływa mi zimny pot.
– Oddaj mi go! – krzyknął, wbijając silne palce w moje plecy, rozpychając się łokciami i zostawiając na moich żebrach siniaki, które za kilka dni urosną do rozmiaru dojrzałych jabłek.
Znałam to aż za dobrze.
– Zostaw mnie! – krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam.
Nauczyła mnie tego koleżanka, którą kiedyś napadnięto na ulicy. Powiedziała, że krzyk odstrasza potencjalnego napastnika, bo ten się boi, że ktoś zauważy jego działania. Na tej samej zasadzie działają alarmy w samochodach czy mieszkaniach. Dlatego miałam nadzieję, że jeśli głośno krzyknę, Tom się spłoszy i zostawi mnie w spokoju. Może do drzwi zapuka sąsiad? A może ktoś, zaniepokojony krzykiem, zadzwoni po policję?
Tak się jednak nie stało.
Byłam sama. I czułam, jak rama obrazu wbija mi się w kark.
Nigdy nie rozumiałam, czemu właściwie tam wisi. Za mieszkanie płacili mu rodzice, to prawda, więc mogli dyktować warunki, ale Tom nienawidził sztuki, wręcz nią gardził. Dlatego kopia dzieła Edvarda Muncha była swego rodzaju ewenementem w tym surowym, poukładanym wnętrzu.
Czułam, jak Tom coraz bardziej na mnie napiera, a moja głowa podważa ramę. Obraz zsunął się z haczyka i oparł o moją potylicę. Wtedy złapałam go oburącz i zrobiłam jedyną rzecz, jaka w tym momencie mogła przynieść efekt.
Zdzieliłam Toma obrazem w twarz.
To ja jestem ta zła, prawda? – pytałam samą siebie. Tom nic mi nie zrobił, chciał mi tylko coś zabrać, a ja go uderzyłam. Obawiałam się, że podniesie na mnie rękę, a sama zrobiłam to pierwsza.
W momencie gdy uderzyłam go obrazem, czas jakby stanął w miejscu. Wirujące w pasmach światła pyłki kurzu zamarły – podobnie Tom, z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem. Nie wiem, czy go to zabolało, czy bardziej nie dowierzał, że wykonałam ten jeden, w sumie dość prosty, ale jakże skuteczny ruch.
Odskoczył ode mnie jak oparzony. Patrzył na mnie wybałuszonymi oczyma, co wyglądało niesamowicie karykaturalnie. I już wiedziałam, że uderzenie go nie zabolało.
Ale wygrał.
Miał tego świadomość.
Pokonał mnie w tej potyczce. Okazałam się słabsza. O to właśnie mu chodziło, żeby pokazać, że to nie w nim jest problem, ale we mnie. Teraz mógł powiedzieć znajomym i rodzicom, że przecież nic mi nie zrobił, a ja bez powodu uderzyłam go twardą ramą obrazu, naruszyłam cenne dzieło, które kosztowało kilkaset dolarów, a do tego prawie wybiłam mu zęby.
Odsunął się ode mnie najdalej, jak tylko pozwalała mu przeciwległa ściana, a ja nie wiedziałam, co zrobić z obrazem. Rzucić go na podłogę czy z powrotem odwiesić na ścianę? Zaatakować znów czy udać, że nic się nie stało?
Tę ostatnią opcję z pewnością wybrałby Tom. Ale wiedziałam, że teraz rozdmucha wszystko do niebotycznych rozmiarów, żeby przekonać mnie, jak bardzo jestem okropna i jak bardzo nie zasługuję na jego uwagę.
– Popierdoliło cię?! – krzyknął, a w jego oczach dostrzegłam łzy.
Złapał się za czoło, chociaż byłam pewna, że rama tam nie dosięgnęła. Potarł skórę i spojrzał na dłoń, jakby był przekonany, że zobaczy krew.
– Te gówniane notatki są dla ciebie ważniejsze od czyjegoś życia? – spytał, uznając mój desperacki ruch za zamach.
Miałam nadzieję, że kiedyś będę się z tego śmiała. Ale w tamtym momencie byłam śmiertelnie przerażona. Ręce mi drżały, serce omal nie wyskoczyło z piersi, a nogi zrobiły się niczym z waty.
– Wypierdalaj stąd! – krzyknął, wskazując na drzwi. – Nie chcę cię więcej widzieć!
Miałam ochotę powiedzieć, że przecież od początku tylko o to mi chodziło – chciałam spokojnie stąd wyjść, a on mi na to nie pozwolił. Ale gardło miałam tak ściśnięte, że nie wydusiłam z siebie ani słowa.
Mimo wszystko cieszyłam się, że Tom obrał taką właśnie taktykę. Będzie mógł sobie i innym wmawiać, że to on ze mną zerwał, bo go „zaatakowałam”. Zapewne sądził, że niedługo zadzwonię, że będę go błagała o wybaczenie, a on zgodzi się puścić w niepamięć to jedno uderzenie, jeśli tylko ja zapomnę o tym, co widziałam wcześniej. Tym samym byłby na wygranej pozycji.
Już na zawsze.
A może naprawdę powinnam go przeprosić? – pomyślałam, skołowana. Sama już nie miałam pewności, co się właściwie stało i czego to było wynikiem. Po wyjściu z jego mieszkania cała ta sytuacja wydała mi się nieprawdopodobnym snem. A sny mają to do siebie, że pamięć o nich szybko się zaciera, szczegóły ulatują.
Jak było naprawdę? – pytałam samą siebie.
I nie potrafiłam odpowiedzieć.
– Kochana, jesteś po pierwszym roku studiów, nadchodzi nowy semestr, jest piękna pogoda, a ty się przejmujesz jakimś przegrywem?
– Tak, martwię się sobą – odparłam, niby żartem, ale jednak serio.
– Przecież wiesz, że chodzi mi o tego zjeba, nie o ciebie. Od początku go nie lubiłam.
Nienawidziłam takiego gadania. Gdy tylko coś się działo, ktoś od razu rzucał „A nie mówiłem” albo „Od dawna mi nie pasował”. Tak? W takim razie trzeba było mnie przed nim ostrzegać, do cholery!
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że Molly przecież mówiła mi, że Tom jej nie pasuje, chociaż nie potrafiła sprecyzować, co ma na myśli. Dlatego ja jej nie wierzyłam, a ona odpuściła, bo nie umiała mnie przestrzec w żaden konkretny sposób.
– Musisz się jakoś odprężyć – powiedziała. – Odpocząć i oderwać się od całego tego gówna.
Próbowałam. Przez całą drogę od Toma do Molly miałam słuchawki w uszach i zagłuszałam myśli muzyką. Jednak dudniące w głowie tony coraz bardziej mnie dołowały, a połączenie After dark ze Sweater Weather ostatecznie mnie dobiło. Szłam chodnikiem, ledwo widząc przez wzbierające w oczach łzy.
– A co niby mogłabym zrobić?
Nie odpowiedziała. Jeśli sama nie znałam sposobów na to, jak się odprężyć, to Molly tym bardziej nie mogła mi pomóc. Co ona by zrobiła? Może poszła na zakupy, może do klubu, może skorzystałaby ze swojego ulubionego wibratora, który wiele razy mi polecała, ale jakoś nie mogłam się do niego przekonać.
Co ja robiłam w wolnym czasie?
Było poniedziałkowe przedpołudnie na początku września, więc nawet nie mogłam pójść na zajęcia. Studiowałam twórcze pisanie na Uniwersytecie Columbia, ale dzisiaj, po kłótni z Tomem, możliwe, że i tak nie miałabym siły siedzieć na wykładach. A przynajmniej odpowiednio na nich uważać. Może zajęłyby jakoś moje myśli, ale raczej przekazane przez wykładowcę treści nie zostałyby w mojej głowie na długo.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, co się dziś wydarzyło.
Przyszłam do Toma, bo sądziłam, że coś się stało. Od wczoraj nie odpowiadał na moje wiadomości, nie odbierał telefonów. Stwierdziłam, że wpadnę do niego przed jego pracą, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
W momencie gdy miałam nacisnąć klamkę w drzwiach jego mieszkania, dostrzegłam, że ta się porusza. Ktoś ją nacisnął od wewnątrz, przytrzymał, ale drzwi się nie uchyliły. To było podejrzane, jednak nie zdążyłam podjąć decyzji, co dalej. Czekałam, aż w końcu zobaczyłam, jak drzwi się otwierają. Stanęła w nich jakaś wysoka brunetka, Tom był blisko niej. Mogłam się domyślać, czemu się zawahała i nie wyszła od razu. Dostrzegłam, jak Tom oblizuje się w dość charakterystyczny sposób. Robił tak, gdy całowałam go nieco zbyt intensywniej, niż lubił, przez co zostawiałam na jego ustach drobinki śliny. Najczęściej ocierał je ręką, ale gdy był mocno podniecony – oblizywał wargi dość lubieżnie.
Tym razem zrobił to w sposób, jakiego dawno już nie widziałam.
– Cześć – powiedziałam głupkowato, bo to jedyne, co przyszło mi na myśl.
Oboje zamarli, chociaż Tom na dłużej. Ona nie miała pojęcia, kim jestem, dopiero po chwili na jej twarz wpełzła złość. Tom z pewnością powiedział jej, że z nikim się nie spotyka, a ona będzie tą jedyną.
Ciekawa byłam, ilu jeszcze dziewczynom to wmawiał.
– Cześć – odparł za moment i delikatnie wypchnął brunetkę z mieszkania.
– Zdzwonimy się? – spytała, przekraczając próg.
Nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się niepewnie. Ona prychnęła niczym rozzłoszczona kotka i skierowała się na schody. Zeszła powoli, oglądając się kilka razy za siebie. Czułam na sobie jej wzrok, a sama wpatrywałam się intensywnie w Toma.
Nieświadomie zaczęłam wodzić ostrym paznokciem pod zaciśniętą żuchwą, gdzie miałam już kilka widocznych blizn. Taki odruch.
– Co to miało być? – spytałam, gdy w końcu nieco się otrząsnęłam.
– Wpadła po kilka dokumentów.
Domyśliłam się, że pracuje w kancelarii jego ojca.
– O siódmej rano? – zdziwiłam się.
– To była pilna sprawa – odparł zmieszany i wycofał się do salonu.
Poszłam za nim.
Od razu zauważyłam skotłowaną pościel, chociaż Tom zawsze ścielił je natychmiast po wstaniu z łóżka. Na pewno nie przyjąłby nikogo w mieszkaniu, mając bałagan. Poduszki na kanapie też były w nieładzie, na stoliku stały pusta butelka po winie i dwa kieliszki.
– Piliście razem? O tej godzinie? – zadrwiłam, chociaż wiedziałam, że jeśli odpowie twierdząco, może i będę skłonna mu uwierzyć.
On jednak, zamiast odpowiedzieć, spytał:
– O co ci chodzi?
I wtedy się zaczęło.
Próbował mnie przekonać, że wieczorem wpadł do niego kolega, wypili wino, które nad wyraz mocno na niego zadziałało, więc poszedł spać bez sprzątania, a koleżanka obudziła go przed chwilą, dlatego nie zdążył nawet się przebrać.
Nie naskakiwałam na niego. Tylko pytałam, a on z każdą sekundą denerwował się coraz bardziej, aż w końcu przeszedł do ataku.
A może naprawdę tak było? – pytałam samą siebie, nie mając już pewności, czy to, co widziałam, może tylko mi się wydawało.
– Cholera, Danny, o czym ty mówisz? – rzuciła Molly, gdy opowiedziałam jej o swoich wątpliwościach. – Koleś najzwyczajniej w świecie spotkał się z laską wieczorem, wylądowali w łóżku, a potem próbował zrobić z ciebie idiotkę.
– I najwyraźniej mu się udało. Jak zawsze – dodałam.
– Więc sama rozumiesz, że to jedna wielka ściema. Nie możesz wierzyć w jego tłumaczenie, tylko w to, co widziałaś.
– Sama już nie wiem, co widziałam.
Molly westchnęła.
– Czasem mam ochotę zdzielić cię w głowę, gdy gadasz takie głupoty.
Dopiero po chwili do niej dotarło, że to zdanie w tym momencie nie zabrzmiało zbyt fortunnie. Ale wiedziałam, o co jej chodzi. Często robiłam się przygaszona i mogłam skinieniem głowy lub wzruszeniem ramion odpowiedzieć na każde, nawet najbardziej skomplikowane pytanie, na które nie dało się udzielić odpowiedzi „tak” lub „nie”. Stawałam się apatyczna i najchętniej zapadłabym się pod ziemię.
Nie mogłam nic na to poradzić.
– Zrób to, jeśli uważasz, że tak trzeba – odparłam smutno.
Molly nagle się podniosła. Zamarłam, ale ona tylko podeszła i objęła mnie mocno, po czym pocałowała w czoło.
– Przecież wiesz, że nigdy bym tego nie zrobiła.
– Wiem – odparłam, choć wiedziałam też, że zaufanie komuś bywa bardzo zdradzieckie.
Ale Molly mogę zaufać, powtarzałam sobie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo się mylę.
Mogłam albo pójść na spacer, albo wrócić do mieszkania i włączyć serial. Przyjaciele zawsze mnie rozumieli i przyjmowali z otwartymi ramionami, a ja nie potrafiłam zliczyć, jak wiele razy oglądałam już ich perypetie.
Pisaniem zajmowałam się głównie wtedy, gdy czułam pozytywną energię, przyjemne wibracje, przy których mogłam się wzruszać, albo gdy wpadałam w przejmujący zachwyt.
Właśnie dlatego zawsze miałam przy sobie notatnik, w którym zapisywałam wszystkie pozytywne obrazy, jakie napotykałam na drodze. Wiele razy spóźniałam się na zajęcia albo spotkana ze znajomymi przez to, że siadałem na ławce w parku bądź przy ulicy i po prostu opisywałam to, co widzę.
Najczęściej zdarzało się to w miejscach, gdzie był największy tłok. Co było irracjonalne, bo tłumy mnie przerażały. Metro, Time Square, Central Park. Tam zawsze spotykało się mnóstwo ludzi, nawet nocą. Ale właśnie tam znajdowałam inspirację, a dla twórczości potrafiłam wyjść ze swojej strefy komfortu i znaleźć się w miejscu, gdzie zwykle nie poszłabym z własnej woli. Tak też starałam się traktować studia – jako wyzwanie, które ma zaowocować czymś pozytywnym, chociaż droga zdawała się trudna.
– Przyjdź do mnie dzisiaj – powiedziała w pewnym momencie Molly.
Powoli dopijałyśmy swoje kawy. Zwykle zamawiałam americano. Lubiłam czarną kawę w dużej ilości, ale dziś Molly postanowiła, że potrzeba mi czegoś mocnego i jednocześnie słodkiego. Dlatego zamówiła mi irish coffee z syropem czekoladowym. Kawa nie była zbyt dobra, ale musiałam przyznać, że odpowiednio działała. Podobnie jak coca-cola jest zbawieniem na kaca. Teraz też miałam coś na kształt kaca – a Molly twierdziła, że powinnam sobie zafundować tego prawdziwego. Wypić butelkę wina i zapomnieć o wszystkim.
Tymczasem siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni Bukowski. Znajdowała się na rogu ulic, a jej charakterystyczne niebieskie ramy okienne rzucały się w oczy już z daleka. Większa część lokalu była przeszklona, jedynie sam róg miał w sobie coś niesamowitego. Przywodził na myśl miejsce pamiętające początek poprzedniego stulecia – tu ramy były stare, delikatnie pomarszczone, a dwa ceglane słupy po obu stronach sprawiały wrażenie, że klienci siedzący przy tym jednym, ustawionym przy dwóch narożnych oknach stoliku znajdują się w zupełnie innym, magicznym miejscu.
Na parapecie leżało kilkadziesiąt książek Charlesa Bukowskiego, nie tylko po angielsku. Wiele wydań, starych i nowych, przewalało się między kwiatkami i subtelnymi ozdobami, a mały neon z nazwą kawiarni oblewał szarą przestrzeń pomarańczową poświatą.
Kochałam to miejsce, chociaż reszta kawiarni została utrzymana w dość nowoczesnym stylu. W tle co prawda sączyła się muzyka klasyczna – w tym momencie słyszałam chyba Requiem Mozarta, zaraz po nim nastąpiło Nocturne Chopina – ale byliśmy w centrum Nowego Jorku i właściciele musieli postawić na obsługę przeciętnego klienta, nie tylko tego zafascynowanego historią. Bardzo często drewniany stolik w rogu był pusty, a ja i Molly mogłyśmy go swobodnie okupować nawet przez kilka godzin.
Moim marzeniem było zorganizować tu kiedyś spotkanie autorskie, gdy już wydam swoją pierwszą powieść.
A raczej: „jeśli” ją wydam.
– Mówiłaś przecież, że planujesz imprezę – zauważyłam.
– Wpada do mnie kilka osób ze studiów.
Molly studiowała ekonomię, a większość jej znajomych była ekstrawertykami, którzy chętnie brali udział w domówkach. Większość mojego towarzystwa z uczelni wolała siedzieć w domowym zaciszu i stukać w klawiaturę. Ja miałam w sumie podobnie, tym bardziej że im więcej się pisało, tym szybciej można było zadebiutować. A debiut podczas studiów był czymś, czego pragnęło każde z nas. Chociaż powtarzano nam, że mamy jeszcze za mało doświadczenia i zbyt lichy warsztat, to jednak gdy tylko któryś z wykładowców wyczuł, że student ma dobry temat, zachęcał go do jego rozwijania, nawet kosztem nauki czy prac zaliczeniowych.
W końcu uczyliśmy się tam pisać, więc jeśli zaczynaliśmy robić to na poważnie, to w jakimś sensie osiągaliśmy sukces. Oczywiście mnóstwo studentów bazgroliło w notesach, ale na pierwszym roku mało kto potrafił – czy nawet chciał – dokończyć powieść. Nie było kiedy tego zrobić, chyba że myślało się o noweli. Na tym etapie mieliśmy miliony pomysłów dziennie, ale masa z nich po chwili okazywała się czymś nieistotnym, a studia miały nas nauczyć, jak przesiewać pomysły i odpowiednio budować fabułę, żeby z dobrego draftu powstało coś naprawdę przejmującego.
Ja na razie nie miałam nic takiego. Wieczorami pisałam thriller psychologiczny z elementami romansu, bo z jednej strony chciałam zadebiutować, a z drugiej przyjemnie byłoby zarobić jakąś okrągłą sumkę, która pozwoliłaby mi wynająć lepszy pokój. A może nawet całe mieszkanie. Całkowita niezależność była moim drugim marzeniem.
– Racja, planuję imprezę, ale dobrze ci zrobi, jak się rozerwiesz.
– I co ja niby mam tam robić?
Molly doskonale wiedziała, że nie odnajduję się w takich sytuacjach, tym bardziej gdy wokół jest dużo nowych osób. Ją jako jedyną w Nowym Jorku znałam dobrze, więc mogłam bawić się albo sama, albo właśnie z nią. Ewentualnie z moją współlokatorką, chociaż znajomość z nią opierała się głównie na spotkaniach w salonie lub kuchni.
– Nie wiem. Postresujesz się czymś innym niż do tej pory?
I to był argument, który mogłam przyjąć. Nawet z otwartymi ramionami, bo zawsze warto zająć czymś myśli, gdy te cały czas schodzą na niewłaściwe tory.
– Okej, na którą mam być?
Molly z radości aż klasnęła.
– Naprawdę to zrobisz?
– Chyba że minutę przed wyjściem z mieszkania zaatakuje mnie koc z laptopem i będę musiała zostać.
Zaśmiała się, szczerze rozbawiona, chociaż nieraz padałam ofiarą takich ataków. Były naprawdę groźne i skutkowały wielogodzinnym oderwaniem od rzeczywistości i wgapianiem się w ekran. Raz stukałam w klawiaturę, a raz śledziłam losy wyimaginowanych bohaterów.
– Przynieść coś?
– Nie, spokojnie, wszystko będzie. Chyba że chcesz się napić czegoś wyjątkowego, czego mogę nie mieć.
– Pewnie w ogóle nie będę piła.
Po alkoholu, nawet po jednym kieliszku wina, moje myśli przestawały być klarowne, a długopis źle leżał w dłoni. Zapisane w notatniku słowa stawały się niewyraźne, a ja chciałam, żeby nic nie przyćmiewało tego, na co patrzę.
– Tam i tak nie będziesz miała czego opisywać.
– Tego nie wiesz.
Molly wzruszyła tylko ramionami, a jej mina zdradzała, że nie spocznie, dopóki nie namówi mnie na kieliszek wina. Albo cztery. Musiałam jednak przyznać, że w sumie miałam na to ochotę.
Redakcja
Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta
Joanna Rodkiewicz
Projekt graficzny okładki
Mariusz Banachowicz
Skład i łamanie wersji do druku
Marcin Labus
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2025
© Copyright by Maciej Kaźmierczak, Warszawa 2025
Wydanie pierwsze
ISBN: 9788384300053
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w Internecie.
WYDAWCA
Agencja Wydawniczo-Reklamowa
Skarpa Warszawska Sp. z o.o.
ul. K.K. Baczyńskiego 1 lok. 2
00-036 Warszawa
tel. 22 416 15 81
www.skarpawarszawska.pl
@skarpawarszawska
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział pierwszy. Nie opowiadaj kłamstw
Rozdział drugi. Czy to sen?
Rozdział trzeci. Trudno jest ufać
Rozdział czwarty. Ochota
Strona redakcyjna
Spis treści