"Nowe życie (nie tylko) na święta" - B. Ann King - ebook

"Nowe życie (nie tylko) na święta" ebook

B. Ann King

0,0

Opis

Świąteczny okres nie w każdym wzbudza ekscytację i radosny czas oczekiwania.

Niektórzy na wspomnienie o poprzednich świętach, czują niepokój albo wręcz objawy dziwnej, nieznanej medycynie, choroby.

Tak jest z Bartkiem. Bartek to ogólnie zadowolony z życia mężczyzna, który nie jest już młodym chłopcem. 

W jego życiu nadchodzą zmiany, których jest świadomy i na które jest gotowy. 

Przecież jako były komandos, prowadzący obecnie klub sportowy dla weteranów, nie przestraszy się zmian, na które i tak nie ma wpływu. Bartek zatem, zgodnie ze swoją naturą, przyjął strategię, żeby cieszyć się z tego, co ma i wspiera swoich najbliższych przyjaciół na ich nowej drodze życia.

Jedynym, drobnym (dosłownie) problemem jest Helena, młoda kobieta, którą poznał w poprzednie święta, a która wywołuje w nim tę właśnie nieokreśloną, dziwną chorobę. 

Helena co jakiś czas pojawia się w życiu Bartka i zawsze wtedy Bartek czuje osłabienie. A to przecież nie wypada, żeby komandos był osłabiany przez kobietę. 

Niestety i bez związku z okresem świątecznym (który i tak, jak co roku nastaje), Bartek będzie zmuszony do częstych kontaktów z Heleną. Okazało się bowiem, że za dziewczyną, która prowadzi pozornie spokojne i poukładane życie, ciągną się nierozwiązane sprawy z przeszłości.

Czy Bartek pokona swoją chorobę i pomoże Helenie w rozwiązaniu tych spraw? 

I czy Helena odważy się na zbudowanie nowego życia, pomimo traumatycznych wydarzeń z przeszłości?

 

Zapraszam do przedświąteczengo świata Bartka i Heleny, który jest związany z historią Wojtka i Michaliny w nowelce pt.: “Grizzly na święta”.

Tę opowieść można czytać bez znajomości opowieści o Grizzlych, chociaż ich postacie występują w niniejszej historii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 149

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



NOWE ŻYCIE

(NIE TYLKO)

NA ŚWIĘTA

Rozdział 1

Wielkimi krokami zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, które dla Bartka, przez prawie jego całe życie, mogłyby nie istnieć. Wszystko zmieniło się w ubiegłym roku, kiedy święta stały się dla niego wręcz traumatycznym doznaniem. Ułożony i przewidywalny świat, który znał i kochał, rozpadł się wtedy na kawałki, a w jego miejsce pojawił się świat pełen niespokojnych myśli, doznań i uczuć.I ten nowy świat strasznie go denerwował i niepokoił. Bo przecież ile czasu można żyć jak na kręcącej się karuzeli i w końcu nie zwymiotować lub o zgrozo, zemdleć?

Mdlenie w męskim świecie Bartka w ogóle nie wchodziło w grę. Przecież był wojskowym weteranem, który jak taran doprowadzał do zwycięskich akcji, podczas których trup ścielił się gęsto, gdzieś tam na misjach na Bliskim Wschodzie. Potem dostał nawet za to kilka odznaczeń, nie licząc podziękowań i oficjalnych pochwał.I gdyby nie przyjaźń i oddanie dla Wojtka, jego brata z wyboru i żołnierskiej tułaczki, który uratował mu życie, może dzisiaj Bartek piąłby się po szczeblach wojskowych awansów i wylądował w gronie naczelnej generalicji?

Ale Wojtek podjął decyzję o przejściu na emeryturę, a Bartek nie mogąc wyobrazić sobie życia, w którym nie osłania pleców przyjaciela, bez zbędnej chwili zawahania się, poszedł w jego ślady.

Czy żałował? Nie. Okazało się bowiem, że cywilne życie, na co dzień wcale nie jest mniej skomplikowane i wymagające. Bartek miał co robić, pilnując, żeby Wojtek nie popadł w depresję i apatię, co z uwagi na jego żołnierskie doświadczenia, były bardzo prawdopodobne i bardzo dla niego niedobre.

Jednak rok temu rola Bartka jako anioła stróża przyjaciela została mocno ograniczona. W życiu Wojtka pojawiła się Michalina, zwana przez przyjaciół Miśką lub Michasią.Energiczna i pyskata właścicielka jadłodajni znajdującej się naprzeciwko ich klubu tylko dla największych twardzieli, zawładnęła sercem i myślami jego przyjaciela do tego stopnia, że właśnie szykowali się do ślubu. Ślubu, który miał odbyć się w nadchodzące święta.

Bartek uwielbiał Miśkę. Ta kobieta była spełnieniem jego marzeń o kimś, kto dla Wojtka byłby najlepszym człowiekiem na świecie w razie, gdyby jego – Bartka, zabrakło w życiu przyjaciela. Poza tym Miśka była szczera, czasem brutalnie bezpośrednia, ciągle się śmiała i była po prostu dobrym człowiekiem.Miśka miał jeszcze jedną zaletę, którą wprost wielbił. A mianowicie ta kobieta umiała gotować w taki sposób, że jego ślinianki na samą myśl o obiedzie w jadłodajni naprzeciwko, produkowały wydzieliny w tempie wystrzałów karabinu maszynowego.

Miśka znając słabość Bartka do jedzenia, zawsze miała przygotowane dla niego dodatkowe porcje, które zabierał po kryjomu do domu i zajadał, oglądając mecze piłki nożnej rodzimej ekstraklasy. Te dodatkowe bonusy były tajemnicą jego i Miśki, bo Wojtek, gdyby dowiedział się, że przyjaciel tak się obżera, zapewne zrobiłby mu wykład na temat, jak utrzymać formę i wagę, żeby ich koledzy, a zarazem klienci, nie naśmiewali się z tłuszczowej oponki, którą wyhoduje sobie Bartek.

On jednak miał na to sposób. Po prostu nie tylko prowadził klub, ale też trenował. I to jak trenował. Wojtek, zajęty Michaliną i przygotowaniami do ślubu, nawet nie pomyślałby, ile potu Bartek codziennie wylewał sparingując na ringu i ćwicząc na maszynach. No ale przecież gdzieś musiał wypalić te wszystkie kalorie, które z takim smakiem codziennie pałaszował.

Ale to nie ślub przyjaciela wywrócił życie Bartka do góry nogami. Z tym by sobie poradził, bo uważał, że zarówno Wojtek, jak i Michalina prędzej czy później, będą potrzebowali jego wsparcia.

To było coś znacznie gorszego. Coś, z czym Bartek mimo upływu prawie roku czasu, nie umiał sobie poradzić. Coś, z czym czuł się jak chory człowiek, mimo absolutnie doskonałych wyników lekarskich, w tym testów psychologicznych, których nie omieszkał zrobić.Tym czymś było spotkanie Heleny zwanej Helą, którą babcia Ala przywiozła rok temu do ich domu na święta.

Według babci Ali, Helena, młode jak na standardy Bartka dziewczę, bo dopiero co skończyła studia, miała uratować Wojtka przed samotnością i depresją.Ale okazało się, że to miejsce zajmuje już Michalina. Babcia Ala zadowolona z takiego obrotu sprawy, w spokoju ducha wyjechała zaraz po świętach, a ta biedna Hela została w nowym mieście, jak pewien znany onegdaj aktor z angielskim.I tu odezwał się opiekuńczy charakter Bartka, który za punkt honoru postawił sobie pomaganie i wspieranie przy każdej możliwej sposobności, biednej Heli z prowincji. Przecież miał na to czas.Było to o tyle łatwe, że już przy pierwszym spotkaniu Heleny, Bartek po prostu oniemiał, a może raczej wpadł w zachwyt.

Ale Bartek często wpadał w zachwyt przy różnych okazjach, więc w ogóle nie uznał tej sytuacji ani za wyjątkową, ani tym bardziej zagrażającą jego zdrowiu i dotychczasowemu życiu.A jednak coś było nie tak i Bartek doszedł do tego odkrycia dopiero gdzieś tak w okolicach lutego, a dokładniej w jego połowie, czyli w dzień powszechnie uznawany za święto obłąkanych, czyli Walentynki.

To właśnie wtedy, obserwując Wojtka, który miotał się jak lis w kurniku, przygotowując kolację dla Michaliny (swoją drogą, kto normalny przygotowuje kolację dla kobiety, która ma czarny pas w gotowaniu?), Bartek złapał się na tym, że myśli o Heli i o tym, jaką on przygotowałby dla niej niespodziankę, na ten cholerny walentynkowy wieczór.I może nie byłoby nic złego w samym myśleniu, czy planowaniu różnych niespodzianek, ale Bartek nigdy, ale to przenigdy w takich planach nie precyzował dokładnie kobiety, dla której miałby cokolwiek przygotować.

Myśląc o tej anomalii, Bartek doszedł do wniosku, że odkąd spotkał Helę, nie ma dnia, w którym nie zastanawiałby się, co dziewczyna robi, o czym myśli i, czy nie potrzebuje jego pomocy.I nie, nie był to zwykły objaw troski o podopieczną, jak Bartek usiłował przez cały czas klasyfikować Helę. To było myślenie jak o kimś, kogo Bartek chciałby na co dzień mieć w swoim życiu, które, mimo że było całkowicie kawalerskie, według niego miało sporo miejsca na taką właśnie kobietę, jak Hela.

– No i jak? – z rozmyślań o swoim nieszczęsnym stanie wyrwał Bartka chropowaty i nieco zbolały głos Wojtka, który stał na podwyższeniu i prezentował na sobie smoking, po dwudziestej już chyba poprawce.

– Tak samo, jak poprzednio – westchnął Bartek, który naprawdę nie widział różnicy.

– No, ale może za bardzo się ciągnie, o tu? – Wojtek zgiął wielkie ramię przed sobą, a drugą ręką usiłował dotknąć jakiegoś miejsca w okolicach pachy.

– Nic się nie ciągnie. Złaź już, bo jeszcze mierzenie butów i tu widzę kłopoty. Naprawdę nie można iść do ślubu w jakiś trampkach? Wydaje mi się, że jakaś moda taka nastała, że można w trampkach czy sandałach.

– Eh – Wojtek westchnął ciężko – Nawet tak nie mów głośno, bo jak Michasia to usłyszy, to przez tydzień będziesz szorował gary u niej w kuchni.

Wojtek z pewnym wysiłkiem sięgnął głębiej pod pachę smokingu, żeby wymacać podejrzane marszczenia, a wtem rozległ się trzask i na połowie wszycia rękawa pojawiła się wielka dziura.Bartek parsknął śmiechem, ale zgromiony morderczym spojrzeniem przyjaciela, pośpieszył ratować prujący się materiał. Jednak mimo poświęcenia i prób ratowania rękawa smokingu, jakie obaj podjęli swoimi grubymi i lekko zesztywniałymi od ciężkiej pracy paluchami, materiał pruł się w najlepsze dalej.

W końcu Wojtek opuścił ręce i stanął zrezygnowany przed lustrem, patrząc, jak jeden rękaw smokingu smętnie zwisa z jego umięśnionego ramienia.

– Pierdole to – ciche, ale groźne warknięcie Wojtka ocknęło Bartka, który ukradkiem wycierał łzy śmiechu na widok przyjaciela.

– Nie no, co ty, Wojtek. Michasia się wkurzy, jak odwołasz ślub – powiedział zaniepokojony.

– Kto mówi o odwołaniu? Ja ją mogę zanieść przed ołtarz, chociażby dzisiaj. Pierdole te dziwne fatałaszki. Porozmawiam z nią, czy mogę założyć mundur. Najlepiej ten polowy, w pustynne moro. Dzwoń do kapitana, żeby klepnął mi zgodę.

– No i to jest zajebiste wyjście. Ja też wolę moro i wojskowe trepy.

Bartek jak młody jeleń wyskoczył z fotela i już miał wychodzić z tej dziwnej, wielkiej garderoby, kiedy niemal zderzył się w drzwiach z jedną z obsługujących ich kobiet.

– Panowie, a co tu za poruszenie? Wszystko w porządku, panie Wojtku? – kobieta zmierzyła fachowym spojrzeniem sylwetkę Wojtka, która po tylu wizytach na poprawkach, już nie robiła na niej żadnego wrażenia. No może prawie żadnego wrażenia. Jej wzrok zatrzymał się w końcu na zwisającym rękawie.

– Panie Wojtku, a co tu za katastrofa się wydarzyła? A mówiłam, prosiłam, żeby pan do dnia ślubu nie ćwiczył za mocno, bo w końcu nam materiału zabraknie. No i smokingu nie można sztukować w nieskończoność. Dobrze, że to była tylko fastryga – pani Matylda z ciężkim westchnieniem obejrzała zwisający kawałek materiału.

– Pani Matyldo, nie będzie żadnego smokingu i żadnych dodatków, w tym również tych fastryg. Będzie mundur. Polowy. W pustynne moro – Wojtek wypowiadał słowa krótkimi, dosadnymi zdaniami, aż Bartek poczuł się jak na odprawie przed akcją i poczuł dumę z postawy przyjaciela.

– Nie sądzę – westchnęła pani Matylda i zupełnie bez zażenowania przewróciła oczami.

– Co takiego? – obaj mężczyźni zwrócili się do kobiety, nie rozumiejąc, czego nie zrozumiała z tak wyraźnie wygłoszonych komend.

– Nie sądzę, że Michalinka zgodzi się zrezygnować ze smokingu. Rozmawiałyśmy o wielu opcjach i Michalinka wybrała smoking – pani Matylda mówiła powoli, jakby miała przed sobą osoby nieposługujące się na co dzień ojczystą mową polską.

– Niech się pani o to nie martwi – w głosie Wojtka zabrzmiała nuta wyższości, po czym mężczyzna zszedł z okrągłego podwyższenia, zerwał wiszący rękaw i ściągnął z siebie resztę marynarki. Z wojskowego plecaka leżącego na atłasowym fotelu wyjął telefon i wybrał numer, który znajdował się na szczycie najważniejszych numerów w jego telefonie.

– Michasiu – głos Wojtka zmiękł jak masło na rozgrzanym asfalcie – mam prośbę, kochanie. Jestem na przymiarce… a, no tak, oczywiście, że wiesz…I wiesz co, od tego smokingu odpadają rękawy. No coś takiego… wiem, sam jestem zdziwiony…co takiego?...nieeee, oczywiście, że nie przesadzam z siłownią, rozmawialiśmy o tym przecież. A zatem wpadłem na taki świetny pomysł, że może pójdę w mundurze? Co? Podoba ci się ten pomysł? – Wojtek spojrzał na Bartka zwycięsko i przybił mu wielkiego żółwika. – No właśnie kochanie, no to ja wyciągnę swój mundur polowy, ten w moro, wiesz który – Wojtek konspiracyjnie ściszył głos, czujnie rozglądając się na boki – Ale, że co?...no nie mam innego…aha…no to pa, do zobaczenia za chwilę.

– No i co? Dzwonić do kapitana? – Bartek z niepokojem patrzył na przyjaciela, któremu między brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka oznaczająca, że Wojtek nad czymś usilnie się zastanawia.

– Co powiedziała Michalinka? – ostry głos pani Matyldy wyrwał Wojtka z zamyślenia.

– Powiedziała, cytuję "Jak uważasz” – Wojtek spojrzał najpierw na Bartka, a potem na kręcącą z dezaprobatą głową, panią Matyldę. – Co mam zrobić?

– Wracaj na to cholerne kółko, Grizzly – Bartek machnął rękę w kierunku podestu.

Może nie znał się na kobietach i wcale się tym nie przejmował, ale intuicja, która wiele razu ocaliła mu życie na froncie, podpowiadała, że tym razem trzeba się wycofać na bezpieczne pozycje.Wojtek wrócił na podwyższenie, a pani Matylda, która już stała na taborecie, kilkoma wprawnymi ruchami przymocowała oderwany rękaw do eleganckiego smokingu.

Obaj odetchnęli z ulgą, kiedy kobieta kazała zdjąć Wojtkowi marynarkę i poszła przyszyć rękaw podwójnym, wzmocnionym ściegiem.

– Zmywamy się stąd, bo już mnie głowa boli od tego wpatrywania się w lustro – westchnął Wojtek, a Bartek zgodnie poszedł za nim.

Kiedy byli już w połowie sklepu wypełnionego w każdym wolnym miejscu wieszakami z białymi sukniami, drzwi sklepu otworzyły się, wpuszczając powiew rześkiego powietrza oraz dwie kobiety, które w jednej chwili skupiły całą uwagę mężczyzn.

Wojtek w dwóch susach był już przy Michalinie, która wpadła w jego ramiona, jakby nie widzieli się co najmniej od poprzednich świąt, a Hela stała z boku, spokojnie wodząc wzrokiem od zakochanej pary do Bartka i z powrotem.Kiedy spojrzała na niego, uśmiechnęła się łagodnie i skinęła mu głową w geście powitania.I wtedy Bartek ponowni poczuł, że dopada go choroba, która spędzała mu już od dłuższego czasu sen z powiek.

Najpierw poczuł dziwne mrowienia w okolicach górnych partii jelit, potem to dziwne mrowienie podjechało mu do gardła, które nagle wyschło jak strumyk na Saharze. Jego płuca zaczęły za szybko pobierać powietrze, przez co Bartek miał uczucie, że zaraz będzie hiperwentylować, a serce, z którego siły zawsze był dumny, zaczęło bić jak pijany perkusista na finale koncertu heavy metalowego.Jakby tego było mało, Bartkowi ponownie wszystko podjechało pod gardło i miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, albo zemdleje.

I wtedy Hela podeszła do nieszczęsnego Bartka, położyła mu dłoń na ramieniu, pocałowała w policzek i powiedziała: “Cześć, dawno się nie widzieliśmy”.Nagle wszystkie straszne objawy choroby ustąpiły i zastąpiło je uczucie spokoju i błogiej nieważkości.

– Bartek, dobrze się czujesz?

Zaniepokojony głos Michaliny wyrwał go z rozkoszowania się spokojem i błogą świadomością, że jego choroba może być jednak uleczalna, chociaż jeszcze do końca nie wiedział, czym ona jest.

– Co? A tak, teraz już tak…

– To dobrze. Przez chwilę wyglądałeś, jakbyś miał zemdleć.

– Ja?! Zemdleć. Michasiu kochana, prawdziwi mężczyźni nie mdleją, prawdziwi mężczyźni ochraniają i łapią omdlewające kobiety – powiedział Bartek z pewnością siebie, chociaż wiedział, że trochę udawaną.

Przytulił mocno Michasię i poczochrał ją po głowie, na co Wojtek warknął i wyciągnął swoją narzeczoną z łap przyjaciela.

Bartek zaśmiał się, odetchnął i po krótkiej analizie swojego stanu zdrowia, dzięki któremu uznał, że wszystko z nim porządku, spojrzał na Helę.

– Cześć Helenko, faktycznie dawno się nie widzieliśmy. Dlaczego nie dzwonisz do mnie? Na przykład, żeby ci w czymś pomóc?

Zadając pytanie, Bartek starał się przybrać trochę ostrzejszy ton głosu. Przecież to niedorzeczne, żeby młoda, śliczna kobieta, która przyjechała do dużego miasta, nie potrzebowała męskiego wsparcia.

Ale jak to przy Heli, głos Bartka zabrzmiał łagodnie, a w jego tonie nie udało mu się ukryć odrobiny nutki zawodu.

– Bartuś, dziękuję za troskę. Ale dobrze wiesz, jestem tutaj już prawie od roku. Urządziłam się, mam pracę, swoje studia. I bardzo jestem wdzięczna, że tak się mną interesujesz, ale nie potrzebuję ciągłej ochrony – Hela uśmiechnęła się ciepło do Bartka, który ponownie poczuł mrowienie w jelitach, ale te dreszcze były dla odmiany jakieś przyjemne.

– No cóż, dzisiaj nie potrzebujesz, jutro może będziesz. Może znowu czeka cię przeprowadzka albo będzie cię nagabywać jakiś namolny sąsiad?

Na to ostatnie wspomnienie, w Bartku obudziły się instynkty odpowiedzialne za uszkodzenia ciała i neutralizację obiektu, ale szybko je wyciszył, widząc uśmiech Heli.

– Może tak dla porządku, będę wpadał do ciebie na kawę raz na jakiś czas? Wiesz, porozmawiamy, opowiesz mi co u ciebie słychać, jakie masz plany?

Bartek sam nie wiedział, skąd ten pomysł przyszedł mu do głowy, ale właśnie uznał, że to będzie doskonała okazja do tego, żeby mieć jako taką kontrolę nad bezpieczeństwem dziewczyny. W końcu babcia Ala powiedział, że oni, czyli Wojtek i Bartek, mają obowiązek dbać o to, żeby Hela dobrze czuła się na swojej nowej drodze życia.

Wojtek nie miał na to ani czasu, ani głowy, a on miał akurat tego wszystkiego, aż w nadmiarze.

Jednak Hela skrzywiła się nieco na propozycję, zmarszczyła brwi i zacisnęła usta w dziwnym grymasie.

– To może będziecie spotykać się u mnie w jadłodajni? Właśnie rusza świąteczny sezon i po ubiegłorocznym sukcesie, wracamy do porannych, świątecznych pączków do kawy?

Michalina jak zwykle pojawiała się tam, gdzie dokładnie była potrzebna, a Bartek z wdzięcznością spojrzał na przyjaciółkę zatopioną w niedźwiedzim uścisku Wojtka.

– Wydaje mi się, że to może być dobry pomysł – powiedziała Hela powoli, jakby sprawdzając znaczenie każdego wypowiedzianego słowa. – I tak codziennie przechodzę koło “Nieba w gębie”, kiedy idę na uczelnię. Zatem będę tam wpadać na pączka i kawę.

– No, to mamy to załatwione! – Bartek z zadowolenia klasnął w wielkie dłonie, aż ekspedientka stojąca za kontuarem podskoczyła z zaskoczenia. – Ja będę codziennie na pączusiu u Michalinki.

Wojtek spojrzał na przyjaciela podejrzliwie, po czym obrzucił umięśnioną, wielką sylwetkę przyjaciela z dezaprobatą i pokręcił głową.

– No dobrze, moi kochani. Idziemy z Helą mierzyć suknie po poprawkach. Ja muszę swoją poszerzyć w biodrach, a Hela w biuście. Więc sami rozumiecie – Michalina spojrzała na mężczyzn porozumiewawczo, którzy stali bez chęci ruszenia się z miejsca, jakby w ogóle nie zrozumieli, co Michalina do nich mówi. – Sio mi stąd! – krzyknęła Miśka, wypychając mężczyzn z salonu.

Obaj mężczyźni popatrzyli na siebie z żalem w oczach i podreptali nogami w miejscu. Dziwne dreszcze atakujące jelita Bartka, tym razem spłynęły w dolne partie jego ciała i Bartek miał wrażenie, że to samo spotkało jego przyjaciela.

Może ta choroba była zakaźna?

Rozdział 2

Miśka i Hela stały na podwyższeniach i z wielką cierpliwości poddawały się każdej komendzie, jaką wymrukiwała z siebie pani Matylda i jej pomocnica. Kobiety obracały je dookoła i zszywały albo rozpruwały kawałki delikatnych tkanin.Suknia Miśki była oczywiście śnieżnobiała, a Hela miała na sobie suknię w pięknym kolorze szmaragdowej zieleni.Miśka po raz kolejny pogratulowała sobie wybór koloru sukni dla druhny, który nie tylko pasował do jej południowej urody, ale również świetnie komponował się z Miśki słowiańską urodą.

– Michalino, dziękuję za to, że zaproponowałaś mi zostanie twoją druhną, ale muszę cię zapytać, dlaczego ja? Nie znamy się za długo i mimo, że ogromnie lubię ciebie i Wojtka, to jednak nie jestem jakoś z wami bardzo blisko.

– Odpowiedź jest prosta – Michalina z uśmiechem spojrzała na Helenę. – Rok temu moje życie posypało się, kiedy mój ówczesny narzeczony zostawił mnie dla swojej przełożonej i chciał zabrać mi wszystko, na co pracowałam. Dzięki Wojtkowi to się nie udało. Ale udało mu się zabrać wszystkich naszych wspólnych znajomych. Chociaż teraz sobie myślę, że to byli jego, a nie moi znajomi. Poza tym moje siostry są mężatkami, a jedyny singiel w rodzinie, to mój brat. A przez ostatni rok tak dużo pracowałam, rozwijając jadłodajnię no i zajmowałam się Wojtkiem, – na twarzy Michaliny pojawił się czuły uśmiech – że jakoś z tego wszystkiego, nie udało mi się znaleźć przyjaciółki od serca.

Hela zamyśliła się przez chwilę i doszła do wniosku, że jej również nie udało się znaleźć przez ten rok nikogo bliskiego w tym wielkim mieście. A tam, skąd pochodzi i gdzie skończyła studia, żadna z jej ówczesnych koleżanek nie chciała z nią mieć nic wspólnego.

– Rozumiem cię doskonale – powiedziała Hela cicho. – Będę najlepszą druhną, jaką mogłabyś sobie wyobrazić.

Miśka wyciągnęła rękę, złapała drobną dłoń dziewczyny i mocną ją uścisnęła. Jej Miśkowy radar podpowiadał, że ta dziewczyna skrywa w sobie jakąś tajemnicę, którą widać na jej pięknej.