Nieznośny tenisista - Maja Kotwicka - ebook
NOWOŚĆ

Nieznośny tenisista ebook

Maja Kotwicka

4,2

178 osób interesuje się tą książką

Opis

Abby Wilkins prowadzi spokojne, uporządkowane życie, a jej mała kawiarnia to serce miasteczka i bezpieczna przystań, przynajmniej do dnia, w którym w sąsiedztwie pojawia się Leo Harris. Ich znajomość zaczyna się od wypadku i serii nieporozumień, a dziewczyna szybko odkrywa, że jej nowy sąsiad jest równie irytujący, co… pociągający.

Leo przyjeżdża do Windfall, by odpocząć od tenisowych turniejów i spędzić czas z rodziną. Spokój miał być priorytetem, lecz los postanawia inaczej. Abby wkracza w jego życie jak jesienna burza – uparta, ciepła i zbyt urocza, by ją zignorować.

W świecie, gdzie aromat kawy miesza się z zapachem jesiennych liści, a miłość czai się za rogiem, żadne z nich się nie spodziewa, że to, co miało być tylko chwilą wytchnienia, może na zawsze zmienić ich losy.

Nowelka z Kolekcji romansów sportowych Inanny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 68

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
2
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maltal

Dobrze spędzony czas

Szybka czytanka. Uroczy romans, który rozwija się w błyskawicznym tempie. Trudno ocenić, bo za krótki na jakąkolwiek głębię. Mimo wszystko fajnie tak poczuć miłość i chwilowo się "zakochać", choćby na niby.
10
laiagogo

Nie oderwiesz się od lektury

Sympatyczna, za krótka
00
Kasiulka20

Nie oderwiesz się od lektury

Przyjemne opowiadanie.
00



Nieznośny tenisista

Maja Kotwicka

Wydawnictwo Inanna

Spis treści

1

2

NOTA COPYRIGHT

📖 Informacja o wersji demo

Lista stron

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Strona 5

Strona 6

1

Zaspałam do pracy i to z winy nowego sąsiada! Jeszcze nie miałam nieprzyjemności go poznać, jednak już szczerze faceta nie znosiłam. Remont jego domu trwał od tygodnia, a ekipa, którą zatrudnił, zaczynała pracę o świcie i kończyła późną nocą. Generowała przy tym tyle hałasu, że nie mogłam porządnie wypocząć. Dzisiaj rano wyjątkowo obudziłam się we względnej ciszy. Nareszcie wyspana, za to potwornie spóźniona. W biegu włożyłam dresy i chwyciłam klucze. Przecinając podjazd, rzucałam nienawistne spojrzenie wykonawcom, którzy wnosili meble do budynku obok.

Po drodze błagałam w duchu, aby nikt nie czekał przed drzwiami Grace’s Cafe. Zapowiadał się piękny, jesienny dzień. Idealny na skosztowanie czegoś z sezonowego menu. Z chęcią przyjęłabym klientów, ale najlepiej za godzinę, gdy przygotuję kawiarnię.

Niestety pech mnie nie opuszczał. Przed lokalem stał wysoki mężczyzna. Z trudem przebiegłam ostatnie kilka metrów.

– Przepraszam, już jestem – wydyszałam.

– Dobrze się czujesz? – zapytał.

– Tak – odparłam z godnością, choć właśnie dopadła mnie kolka. Chwyciłam się za bok. – Pójdę otworzyć.

Podreptałam do tylnego wejścia. Na parapecie spoczywały cztery kartony ze słodkościami od dostawcy. Zabrałam je ze sobą do środka. Pospiesznie zapaliłam światła i wpuściłam klienta. Teraz, gdy nie walczyłam o życie, mogłam mu się przyjrzeć i… O, mamo! Jaki przystojniak! Na pewno nie pochodził stąd, bo bym go zapamiętała. Był tak bardzo w moim typie – wysportowany blondyn z brązowymi oczami. Jego twarz budziła zaufanie, a ładnie zarysowane wargi chciało się natychmiast całować. On również się we mnie wgapiał, ale jakby z zastanowieniem i może rozbawieniem. Zerknęłam na swoje ubranie. Dres, choć wyciągnięty pierwszy lepszy z szafy, kupiłam niedawno. Wyglądałam w nim dobrze. Gorzej z całą resztą. Wypadłam z domu nawet bez rozczesania włosów.

Jezu, dlaczego zawsze spotykało się kogoś, kogo się nie lubiło – albo odwrotnie: wymarzonego faceta – gdy było się nieprzygotowanym? Wczoraj się pomalowałam i miałam na sobie zwiewną sukienkę. Naprawdę nieznajomy nie mógł przyjść wtedy?

– Czy w Windfall cokolwiek otwiera się o czasie? – odezwał się. – Nie doczekałem się dzisiaj nikogo na korcie tenisowym. W większym mieście takie zachowanie byłoby nie do pomyślenia.

– Z kortu korzystają głównie turyści, a o tej porze roku jest was niewielu – wyjaśniłam. – Szkoda, bo Wirginia jesienią zachwyca najbardziej. Zajrzyj do ratusza. Powinni dać ci klucze do obiektu.

Wycofałam się za bar i usiłowałam dyskretnie poprawić fryzurę.

– Dzięki, tak zrobię. Szefowa wie, że się spóźniłaś? – zapytał mężczyzna.

A to palant. Zapewne chciał złożyć na mnie skargę. Może i był boski, ale zaczynał mnie drażnić.

– Wie – rzuciłam i włączyłam kasę fiskalną. – Stoi przed tobą.

Zamiast się zmieszać, uniósł z powątpiewaniem brwi. Czy to aż takie niemożliwe, żeby dwudziestoczterolatka prowadziła kawiarnię?

– Co podać? – Zmusiłam się do uprzejmego tonu.

Chciałam, żeby już sobie poszedł. Mogłabym wtedy do woli roztrząsać swój okropny poranek. Blondyn powiódł wzrokiem po wypisanym na tablicy menu.

– Flat white – zdecydował.

– Może coś słodkiego do tego? Mam więcej wypieków niż to, co widoczne w witrynie.

– Wystarczy kawa.

Zapłacił i zajął stolik pod oknem. Podczas przygotowywania zamówienia czułam, że mnie obserwował. Pilnował, jak niedoświadczoną baristkę. Zapragnęłam rzucić w niego trzymanym spodkiem. Zamiast tego podłożyłam go pod filiżankę i zaniosłam mężczyźnie napój.

– Proszę – mruknęłam.

Poczekałam, aż klient upije łyk.

– Czy kawa spełnia twoje wymagania? – zapytałam złośliwie.

Zazwyczaj byłam miła, nawet zbyt miła. W końcu nie potrafiłam rozwiązać sytuacji z hałaśliwym remontem. Chodziłam i prosiłam o uszanowanie ciszy nocnej. Zawsze trafiałam na robotników, nigdy na sąsiada. Ekipa nic sobie nie robiła z moich nieśmiałych skarg. Nie umiałam być bardziej stanowcza. Ten poranek przelał czarę goryczy. Potrzebowałam odzyskać spokój w życiu. Zaczęłam od swojego małego królestwa, jakim było Grace’s Cafe. Nikt nie będzie podważał moich zdolności do przyrządzania świetnej kawy i zarządzania tym miejscem.

– Jest dobra – uznał mężczyzna.

Zadowoliłam się tą odpowiedzią. Zajrzałam na zaplecze. Musiałam czym prędzej doprowadzić siebie i kawiarnię do porządku. Najpierw przemyłam twarz chłodną wodą i rozczesałam włosy. W torebce znalazłam błyszczyk. Nie udało mi się nic więcej zdziałać z wyglądem, ale też nie miałam dla kogo go poprawiać. Nieznajomy okazał się nie takim znowu ideałem. Następnie szybko przyrządziłam dla siebie pistacjową matcha latte. Nie lubiłam zaczynać dnia inaczej niż od dawki tej cudownej herbaty. Po wypiciu łyka rzeczywistość od razu stała się znośniejsza, a ja mogłam działać dalej.

Włączyłam łagodną, nastrojową muzykę i rozpakowałam słodkości. Na klientów czekały cynamonki, szarlotka, dyniowe brownie, tarta z kremem śmietankowym i orzeszkami w solonym karmelu oraz halloweenowe babeczki, które zostały po wczorajszym święcie. Powiodłam spojrzeniem po lokalu. Tu i tam zwisały sztuczne pajęczyny, z boku lady stały własnoręcznie wydrążone dynie, a przed wejściem gości witał kościotrup. Postanowiłam zostawić ozdoby do końca tygodnia. Chwyciłam szmatkę i poszłam przetrzeć stoliki na zewnątrz. Co jakiś czas czułam na sobie wzrok blondyna. Wypił już flat white, ale wciąż siedział na miejscu i czasami przeglądał coś w komórce.

– Poratuj mnie kofeiną, Abby! Natychmiast!

Odwróciłam się. Przyjaciółka szła chodnikiem i machała do mnie ręką. Kruczoczarne włosy spięła w niestaranny kok i włożyła nieco powyciągany sweter. Chyba nie tylko ja miałam gorszy dzień.

– Cześć, Willow! – przywitałam się.

– Cześć!

Objęła mnie i weszła do kawiarni. Podążyłam za nią.

– Czego się dokładniej napijesz? – zapytałam.

– Pumpkin Spice Latte, ale zrób je, proszę, mocniejsze. – Oparła się o ladę.

Sięgnęłam po jej ulubioną jasnofioletową filiżankę z falowanymi ściankami.

– Wczoraj miałam dwunastogodzinny dyżur w szpitalu i przysięgam, że wciąż nie doszłam do siebie – powiedziała Willow. – Co mnie podkusiło, aby zostać pielęgniarką?

– Chciałaś pomagać ludziom – przypomniałam jej.

– Jest na to wiele innych sposobów. Ty ratujesz życia, parząc kawę.

Spojrzałam na nią rozbawiona.

– Przypisujesz mi za duże zasługi.

– Mylisz się. – Willow skupiła uwagę na witrynie. – Daj mi babeczkę… Albo nie, brownie. Ta tarta też wygląda dobrze…

Posypałam piankę gotowej kawy przyprawą korzenną.

– Jednak niech będzie cynamonka – zdecydowała przyjaciółka.

Nałożyłam też jedną sobie w ramach spóźnionego śniadania. Usiadłyśmy w wygodnych ciemnozielonych fotelach przy drewnianym stoliku.

– A ty czemu jesteś dzisiaj taka nieogarnięta? – zainteresowała się Willow.

Westchnęłam.

– Zaspałam.

– Znowu ekipa remontowa twojego nowego sąsiada hałasowała do późna? – domyśliła się.

Kątem oka dostrzegłam, że przystojny blondyn podniósł się z miejsca, ale zaraz znowu opadł na siedzisko.

– Tak, słyszałaś może, kto tam się wprowadza?

Willow pokręciła głową.

– Mary, która sprzedała ten dom, powiedziała jedynie, że kupiec jest samotnym mężczyzną.

– To dziwne. Przecież ta kobieta żyje dla rozsiewania plotek.

– No właśnie.

– No cóż, jedno jest pewne. Już nie znoszę swojego sąsiada – uznałam i ugryzłam cynamonkę.

Klient wstał, odstawił filiżankę na ladę i wymamrotał pożegnanie.

– Zapraszamy ponownie! – krzyknęła za nim Willow, bo ja wciąż miałam usta pełne słodkości. – Nie znam go – stwierdziła, gdy zamknęły się za nim drzwi. – Turysta?

– Chyba, w dodatku z lekka nawiedzony. Nie wierzył, że to moja kawiarnia.

– Abby, a jeśli to ten sąsiad? – zapytała z ożywieniem.

Machnęłam ręką.

– Za młody – orzekłam.

– Ty masz swój dom i Grace’s Cafe, a też nie wyglądasz na właścicielkę nieruchomości. Zwłaszcza dzisiaj. Bez makijażu i w dresie spokojnie możesz uchodzić za nastolatkę.

– Odziedziczyłam dom po babci, a ten obok przecież ktoś kupił. Jakiego dwudziestokilkulatka na to stać? – zauważyłam.

– No dobrze, racja.

Poplotkowałyśmy jeszcze przez chwilę. Potem zaczęli się schodzić klienci i Willow wyszła. Zakończyłam zmianę z naprawdę dobrym utargiem. Koniec końców to nie był tak fatalny dzień, jak się na to zapowiadało.

2

Pierwszy raz od dawna trafiła mi się wolna niedziela. Kawiarnię otworzyła Madison. Cieszyłam się, że zdołała wziąć całą zmianę. Wychowywała samotnie synka, dlatego nie zawsze mogła to zrobić, a ja ostatnio potrzebowałam odpoczynku. Grace’s Cafe kilka tygodni temu świętowało swoje pierwsze urodziny. Przez ten rok pracowałam o wiele za dużo. Bardzo chciałam, aby biznes się utrzymał. Nadszedł chyba czas przyznać, że nie groziło mi bankructwo, więc mogłam zwolnić tempo i może zatrudnić drugiego pracownika.

Zalałam herbatę w nowym, zielonym kubku w białe stokrotki i uśmiechnęłam się do siebie. Miałam zdecydowanie zbyt wiele kubeczków i filiżanek, jak dla jednej osoby, ale nie przeszkadzało mi to w kupowaniu następnych. Sięgnęłam po miskę popcornu i tak przygotowana rozsiadłam się w salonie. Chciałam spędzić wieczór na oglądaniu serialu. Jednak ledwo wybrzmiała czołówka, a już zagłuszył ją hałas, który dochodził z zewnątrz.

– Poważnie?! – fuknęłam.

Sprawdziłam godzinę i zerwałam się na równe nogi. Wyjrzałam przez okno. Mała koparka… Czy on o tej porze robił podjazd?!

Ruszyłam do drzwi. W połowie trawnika dopadły mnie wątpliwości, ale zaraz je stłumiłam. Pomyślałam, że to idiotyczne bać się zwrócić uwagę ekipie remontowej. Należał mi się spokój.

– Właściciel jest w środku – powiedział na mój widok jeden z robotników. Najwyraźniej mnie rozpoznał.

– Dziękuję – mruknęłam.

A więc nareszcie miałam poznać swojego sąsiada. Drzwi do domu stały otworem, brakowało dzwonka.

– Dobry wieczór! – zawołałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.

Z głębi budynku dobiegały głosy. Niepewnie przekroczyłam próg. Wcześniej mieszkało tu starsze małżeństwo. Czasami prosiło mnie o pomoc, dlatego zdarzyło mi się zajrzeć do środka. Teraz nie poznawałam tego miejsca. Zniknęły starodawne meble, tapety i bibeloty. Zastąpiły je nowoczesne rozwiązania, gołe ściany i wszechobecny minimalizm. Dominowały odcienie szarości i czerni. Zdecydowanie, zgodnie z plotką, wprowadził się tu samotny mężczyzna.

Weszłam głębiej. Gdzieniegdzie walały się narzędzia, kartony czy folie, ale korytarz i salon sprawiały wrażenie gotowych. Za tak zabójcze tempo remontu nowy właściciel pewnie zapłacił horrendalne pieniądze. Moją uwagę przykuły trzy czarne półki na przeciwległej ścianie, tej z ogromnym telewizorem. Były zawalone medalami i pucharami. Zbliżyłam się do nich gnana ciekawością. Nie myślałam o tym, że to nieładnie myszkować.

– Leonel Harris – odczytałam z jednego z trofeów.

Wszystkie zostały przyznane za osiągnięcia w tenisie. Nie interesowałam się sportem, ale miałam wrażenie, że to imię i nazwisko obiło mi się o uszy. Facet musiał być naprawdę dobrym graczem.

– Mogę w czymś pomóc? – odezwał się męski głos za moimi plecami.

Podskoczyłam i gwałtownie się odwróciłam. Policzki paliły mnie ze wstydu. W salonie pojawił się młody mężczyzna. Założył ręce na piersiach i przypatrywał mi się ze złością, która zaraz zmieniła się w zaskoczenie. Ja też poczułam to drugie. Te lekko przydługie blond włosy i sympatyczna, pociągająca twarz… Przystojny klient z kawiarni! I najwyraźniej mój sąsiad. Jakim cudem Willow przeczuła, że to ta sama osoba?

– Ktoś z ekipy powiedział, że w środku znajdę właściciela. Drzwi były otwarte na oścież – zaczęłam się nerwowo tłumaczyć. – Wołałam, ale mnie nie usłyszałeś.

Przez te brązowe oczy, które wciąż we mnie wbijał, zrobiło mi się jeszcze goręcej.

– Dlaczego mnie szukałaś? – zapytał.

W pierwszej chwili miałam pustkę w głowie. Boże, musiałam wziąć się w garść.

– Mieszkam obok i nie mogę już znieść hałasu, jaki codziennie od świtu do nocy generuje twój remont.

Leonel zmarszczył brwi i spojrzał za okno. Zachodziło już słońce, a w czasie mojego pobytu w jego domu, zapaliły się lampy uliczne.

– Przepraszam, wciągnąłem się w rozpakowywanie i nie zdawałem sobie sprawy, że zrobiło się tak późno. Co do poprzednich dni to też moje niedopatrzenie. Rzadko bywałem na miejscu.

Kiwnęłam głową. W dalszym ciągu zawstydzona, chciałam już wyjść.

– W porządku.

Odwróciłam się. Leonel odprowadził mnie do drzwi.

– Będziemy cicho, Grace – zapewnił.

Grace?

Nim zdążyłam zareagować, ruszył w kierunku koparki i zaczął krzyczeć do mężczyzny za kierownicą, aby skończył na dziś. No cóż, przynajmniej uwierzył, że jestem właścicielką kawiarni. Nie wiedział jednak, że nazwałam ją na cześć babci.

Wróciłam do siebie. Hałas ustał. Nie wznowiłam oglądania serialu, tylko sięgnęłam po telefon i zaczęłam wyszukiwać informacje o Leonelu Harrisie. Naprawdę powinnam zainteresować się sportem, bo okazało się, że mieszkałam obok gwiazdy tenisa, zwycięzcy tegorocznych Australian Open i US Open, a ja go nawet nie rozpoznałam.

Z równie ważnych rzeczy dowiedziałam się, że mężczyzna miał dwadzieścia siedem lat i raczej był singlem. Nie dogrzebałam się do aktualnych zdjęć z żadną dziewczyną. Znalazłam za to inne fotki…

– O mój Boże! – pisnęłam.

Leonel w zeszłym roku został modelem w kampanii reklamowej marki bieliźnianej. Zapomniałam, jak się oddycha. Urzeczona podziwiałam ujęcia wysportowanego, gorącego ciała. Spędziłam nad nimi nieprzyzwoitą ilość czasu.

Z opóźnieniem zdałam sobie z czegoś sprawę. Harris słyszał moją i Willow rozmowę w kawiarni. Powiedziałam wtedy, że nie znoszę nowego sąsiada. Jeśli Leonel to zapamiętał, teraz wiedział, że chodziło o niego. W jego towarzystwie wykazywałam niepokojący talent do stwarzania żenujących sytuacji. Dlatego powinnam się trzymać od niego na dystans, o ile to w ogóle możliwe, skoro mieszkał tuż obok.

NOTA COPYRIGHT

Nieznośny tenisista

Copyright © Maja Kotwicka

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.

ebook ISBN 978-83-7995-878-8

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Joanna Błakita | proAutor.pl

Korekta: Agata Nowak | proAutor.pl

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl

Skład i typografia: Bookiatryk.pl

Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książkę i ebook najtaniej kupisz w MadBooks.pl

📖 Informacja o wersji demo

📖 Wersja demonstracyjna

To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.

Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.

Konwersja i przygotowanie ebooka Bookiatryk.pl