Morderstwo nie jest takie proste. Agatha Christie między kryminałem a true crime - Valentine Carla - ebook + audiobook

Morderstwo nie jest takie proste. Agatha Christie między kryminałem a true crime ebook i audiobook

Valentine Carla

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Agatha Christie to jedna z najpopularniejszych autorek kryminałów na świecie.
Okazuje się, że była również ekspertem kryminalistyki.

Morderstwo nie jest takie proste technik patologii Carla Valentine odsłania rozległą wiedzę Agathy Christie, kreując ją niejako na pionierkę kryminalistyki.

Christie, tworząc legendarne dziś zagadki kryminalne, korzystała z najnowszych w tamtych czasach technik kryminalistycznych: od balistyki przez toksykologię po analizę odcisków palców, interpretację odcisków stóp lub śladów opon, analizę plam krwi i na etapie autopsji - samych ofiar. W niektórych dziedzinach, zwłaszcza w technice analizy odcisków palców, wprowadzała w fabułę innowacje, zanim zostały one formalnie przyjęte.

Agatha Christie była zagorzałą czytelniczką doniesień prasowych o sprawach kryminalnych, śledziła nowe techniki śledztw i angażowała się w debaty z innymi wybitnymi pisarzami kryminalnymi, wymieniając się pomysłami i informacjami na ich temat.

W książce Morderstwo nie jest takie proste Carla udowadnia, jak wielką wiedzą dysponowała jedna z najbardziej uwielbianych pisarek w historii. Książka ta rzuca nowe światło na metody i badania Christie i przybliża kryminalistykę, która wpłynęła na pokolenia pisarzy i naukowców.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 395

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 12 min

Lektor: Carla Valentine

Oceny
4,2 (60 ocen)
25
24
9
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lacerta_

Nie oderwiesz się od lektury

Co to była za książka! Kawał świetnie wykonanej roboty - dużo faktów, mnóstwo informacji oraz ciekawostek i do tego niezwykle zajmujące odniesienia do twórczości Christie - w tej książce nie sposób nie zauważyć ogromu pracy jaki autorka włożyła w swoje dzieło. Bardzo lubię twórczość Agathy Christie, ale dopiero Carla Valentine pokazała mi jak niewiele wiem o Królowej Kryminału. Czytając kryminały Christie nigdy tego nie dostrzegałam, ale dzięki "Morderstwo nie jest takie proste" mogłam wreszcie zobaczyć ogrom wiedzy jaką posiadała Agathy Christie oraz jej niezwykłe nowatorstwo i ciągłe poszerzanie wiedzy z zakresu kryminalistyki. Ja jestem zachwycona tą pozycją i myślę, że jeszcze kiedyś chętnie do niej wrócę. Póki co poczułam ogromną chęć na kryminał Agathy Christie. Myślę, że teraz zupełnie inaczej będę patrzeć na twórczość Królowej Kryminału.
20
Julia_mistrz

Dobrze spędzony czas

Ciekawe połączenie twórczości Agathe Christie i obecnej wiedzy na temat morderstw.
10
Yanadis

Dobrze spędzony czas

Widać dokładny research. Sporo technikaliów, dlugie fragmenty o metodologii kryminalistycznej są przeplatane przykładami prawdziwych i literackich zbrodni.
10
Day_200

Dobrze spędzony czas

4,5
00
poldza

Całkiem niezła

2,5-3/5 Na plus- świetna oprawa wizualna i dodatki w środku, brak spoilerów (tak, da się). Książka oddaje geniusz Agathy, jej ciągłe dokształcanie się w kryminalistyce i to jak wykorzystuje tę wiedzę w twórczości. Można dużo się z niej dowiedzieć o historii danych metod i jak to wygląda współcześnie. Natomiast jak dla mnie za dużo było powtórzeń, podsumowań- czułam się jakby autorka pisała rozprawkę w liceum. W pewnym momencie teksty: "/opis metody/ Agatha musiała dużo o tym czytać i wykorzystywała na przestrzeni lat; napisała o tym w książce tej i tej, więc pewnie przeczytała o tym 'gdzieś' albo dyskutowała w Klubie Detektywów" były męczące. Niemniej jednak polecam wszystkim fanom kryminalistyki, kryminałów a zwłaszcza twórczości Agathy Christie.
00

Popularność




Dla mojego brata Ryana, którego kocham z całego serca

WPROWADZENIE

MIEJSCE ZBRODNI

– To dość proste.

– Co takiego?

– Uniknięcie kary.

Na jego ustach ponownie pojawił się ten czarujący, chłopięcy uśmiech.

Morderstwo to nic trudnego1

Jestem technikiem patologii i pracowałam w kostnicy. Często słyszę pytanie: „Jak w ogóle doszło do tego, że pracujesz przy zwłokach?”. Moja odpowiedź, że tego właśnie chciałam już w dzieciństwie, rzadko satysfakcjonuje moich rozmówców. Powód wczesnej fascynacji taką tematyką jest prosty: zakochałam się w kryminalistyce po tym, jak zakochałam się w twórczości Agathy Christie. Zaczęłam wypożyczać jej książki z naszej lokalnej biblioteki już w wieku ośmiu lat. Co ciekawe, Agatha świetnie opisała mnie, tworząc postać Pippy w napisanej w 1954 roku sztuce Pajęczyna. Gdy Jeremy Warrender, gość w domu Clarissy Hailsham-Brown, pyta jej pasierbicę, Pippę, o jej ulubiony szkolny przedmiot, ta odpowiada „bez wahania” i „z wielkim entuzjazmem”. Mówi: „Biologia… Czuję się na niej jak w niebie. Wczoraj kroiliśmy nogę żaby”. Wykorzystywanie biologii w tropieniu zbrodni możemy nazwać ogólnie patologią sądową. To coś, o czym – o dziwo – wiedziałam i czym się zachwycałam już w dzieciństwie.

Oczywiście sama Agatha nie używała takiego terminu, bo jest on relatywnie współczesny. Jednak każda z napisanych przez nią opowieści jest niczym wspaniały gobelin stworzony na podstawie obserwacji ludzkich zachowań oraz, dzięki jej geniuszowi, utkany z nici rozwijającej się nauki i metod wykrywania przestępstw dostępnych w jej czasach. To właśnie przykładanie olbrzymiej wagi do szczegółów związanych z dowodami naukowymi zwróciło moją uwagę w tak młodym wieku. W jej książkach znajdziemy wzmianki o odciskach palców, analizie porównawczej dokumentów, analizie plam krwawych, o śladach kryminalistycznych czy pozostawionych w wyniku użycia broni palnej. Trafimy w nich także na liczne trucizny – być może to właśnie z nimi najczęściej utożsamiamy twórczość Agathy – gdyż autorka w trakcie obu wojen światowych pracowała w aptece i z olbrzymim powodzeniem wykorzystywała zdobytą wówczas wiedzę w pisanych przez siebie historiach. Co także niezwykle ważne, żadna kryminalna opowieść stworzona przez Christie nie może się obyć bez przynajmniej jednego nieboszczyka. Dla ciekawskiego dzieciaka zafascynowanego biologią i patologią te historie oraz odnajdywane w nich ciała stanowiły wspaniałą zagadkę.

Tych, którzy nie znają życiorysu Agathy, należy uświadomić, że historię jej życia czyta się z równie wielkim zaciekawieniem co jej książki. Urodziła się jako Agatha Miller w 1890 roku w Devon, w Wielkiej Brytanii. Jest autorką najchętniej czytanych powieści na świecie. Jedynie Biblia i dzieła Szekspira sprzedały się w większym nakładzie niż jej książki. W 1952 roku napisała Pułapkę na myszy – sztukę, która pobiła wszelkie rekordy, jeśli chodzi o czas wystawiania w teatrze (jedynym, co po 67 latach zdołało sprawić, że w 2020 roku zawieszono kolejne przedstawienia, okazała się pandemia COVID-19), a w 1971 roku nadano jej Order Damy Komandora Imperium Brytyjskiego. Zanim jednak odniosła wielki sukces literacki, poświęcała się krajowi w trakcie I wojny światowej (podobnie zresztą jak podczas II wojny światowej), pracując jako pielęgniarka, a następnie farmaceutka – te dwa zawody często miały się pojawiać w jej przyszłej twórczości. Niektórzy dobrze wiedzą, że jej pierwsze małżeństwo, z Archiem Christiem, rozpadło się w 1926 roku, a wkrótce potem Agatha w tajemniczych okolicznościach zniknęła. Na całym świecie media informowały o tej sprawie, gdy 11 dni później odnaleziono ją w hotelu w Harrogate. Cierpiała na krótkotrwałą utratę pamięci. Incydent ten po dziś dzień spowity jest mgłą tajemnicy, a ona sama nie wspomniała o nim w autobiografii. Na szczęście zawarte cztery lata później drugie małżeństwo – z archeologiem Maxem Mallowanem – okazało się znacznie bardziej udane i para pozostała ze sobą aż do śmierci pisarki w 1976 roku. Ten drugi związek wzniecił w niej zainteresowanie archeologią, a ta poszerzyła i tak już niezwykle okazały repertuar zagadnień, dzięki którym autorka szkicowała zarys zbrodni w późniejszych książkach. Nieprzypadkowo piszę o szkicowaniu. Max zachęcił ją, by uczyła się rysunku, za pomocą którego mogła przedstawiać dla potomności różne znaleziska. Dzięki umiejętnościom ich starannego oczyszczenia i ilustrowania stała się pełnoprawnym członkiem ekipy wykopaliskowej.

Choć stworzyła tak popularnych detektywów jak Herkules Poirot czy panna Marple, Agatha nie ograniczała się do kryminałów. Napisała też sześć romansów pod pseudonimem Mary Westmacott (prawdziwa tożsamość autorki tych książek wyszła na jaw dopiero po niemal 20 latach), kilka pozycji literatury faktu, w tym autobiografię (wydaną pośmiertnie w 1977 roku) oraz liczne opowiadania i sztuki.

Nie da się jednak ukryć, że najlepiej znała się na zbrodni. W trakcie trwającej 45 lat kariery stworzyła 66 pełnowymiarowych zagadek kryminalnych oraz liczne krótkie historie detektywistyczne. Jako pierwsza otrzymała nagrodę Grand Master przyznawaną przez Amerykańskie Zrzeszenie Autorów Kryminałów, była też w 1930 roku jedną z założycielek i przewodniczącą Klubu Detektywów – stowarzyszenia autorów kryminałów, którego członkowie zobowiązywali się do przestrzegania konkretnych zasad tworzenia tego rodzaju opowieści, a przysięgę składali przed Erykiem – ludzką czaszką – w trakcie niezbyt poważnej ceremonii.

Interesuję się fascynującym zagadnieniem, jakim jest analiza przestępstw, zaczytuję się też w historiach o zbrodni. Książki Agathy Christie stanowią idealną mieszankę tych dwóch dziedzin. Jej dążenie do jak najwierniejszego przedstawiania analizy zbrodni oraz rozwój kryminologii i nauk medyczno-prawnych, widoczny w jej twórczości, wyraźnie odzwierciedlają postępy, które dokonały się w dziedzinie kryminalistyki.

Termin „medyczno-prawny” oraz bardziej archaiczne „orzecznictwo medyczne” to zwroty niegdyś używane nieco częściej niż słowa „kryminalistyka”, którym posługujemy się dzisiaj, choć odnoszą się w gruncie rzeczy do tych samych zagadnień. Medyczno-prawny oznacza „zawierający zarówno aspekty medyczne, jak i prawne”. Kryminalistyczny to pierwotnie „odnoszący się do kwestii prawnych”. Angielskie słowo forensic pochodzi od łacińskiego forensis („na forum publicznym”). W czasach Cesarstwa Rzymskiego oskarżony o przestępstwo musiał przedstawić dowody na swoją niewinność przed zgromadzonymi w Forum, czyli czymś w rodzaju dzisiejszej sali sądowej. Wydaje się jednak, że angielskie słowo forensic stało się w ostatnim czasie synonimem „skrupulatnego śledztwa” czy „szczegółowej analizy” i jest wykorzystywane w znacznie szerszym kontekście, na przykład w przypadku analizy meczów rugby czy artykułów o badaniach odnalezionej w Egipcie mumii. W telewizji często się mówi o właśnie takiej szczegółowej, dogłębnej, czasem nawet naukowej analizie, ale przecież ani zespoły rugby, ani egipska mumia nie są oskarżane o popełnienie przestępstw.

Wcześniej najczęściej sięgano po zwrot „medyczno-prawny”, wyparty dopiero, gdy kryminalistyka stała się odrębną dziedziną nauki, a zwłaszcza gdy wkroczyła śmiało do kultury popularnej. Studiowałam kryminalistykę na uniwersytecie, kiedy kierunek ten jeszcze raczkował. Następnie przez dziesięć lat asystowałam patologom przy sekcjach zwłok. Później zaczęłam się zajmować odtwarzaniem szkieletów w muzeach, co wymaga podobnego jak sekcje zwłok przywiązywania wagi do najdrobniejszych szczegółów. Dzięki temu mam zarówno historyczną, jak i nowoczesną perspektywę na tę dziedzinę nauki.

Obecnie zajmuję się konserwacją ponad pięciu tysięcy anatomicznych eksponatów w londyńskim Muzeum Patologii w szpitalu Barta. Część zbiorów, kolekcja medyczno-prawna, składa się z zachowanych tkanek ludzkich, obrazujących takie przyczyny śmierci jak zatrucie, rana postrzałowa czy egzekucja przez powieszenie. Najstarsze z nich pochodzą z 1831 roku. Jednak eksponaty znajdujące się w tej samej części kolekcji, ale zdobyte po 1966 roku, określa się jako przykłady kryminalistyki lub medycyny sądowej. Datę tę możemy uznać za czas wprowadzenia współczesnego nazewnictwa.

Trudno stwierdzić, w którym momencie konkretne nazewnictwo poszło w odstawkę i zostało zastąpione nowym. Z pewnością przez jakiś czas stosowano je zamiennie. Można jednak przyjrzeć się osi czasu dzisiejszej kryminalistyki i zobaczyć, jak rozwijała się ta dyscyplina – w przypadku niektórych aspektów już od XIII wieku! – bez względu na to, jakiej nazwy używano.

Jedna z najsławniejszych postaci współczesnej kryminalistyki to dr Edmond Locard (1877–1966), francuski kryminalistyk, który założył pierwsze laboratorium policyjne w Lyonie. Było to w 1910 roku – niedługo przed tym, jak Agatha rozpoczęła błyskotliwą karierę pisarki. Należy w tym miejscu rozróżnić dwa terminy pojawiające się w książkach Christie – „kryminalistyk” i „kryminolog”. Ten pierwszy to ktoś w rodzaju współczesnego naukowca specjalizującego się w zbrodni, drugi zaś to ekspert w dziedzinie psychologii oraz socjologii zbrodni i przestępców, być może bliżej mu właśnie do psychologa zajmującego się przestępstwami. (W książkach Agathy Herkules Poirot jest kimś pomiędzy jednym a drugim). W dzieciństwie Locard – podobnie jak Agatha Christie – pochłaniał opowieści o Sherlocku Holmesie pisane przez Conana Doyle’a, a w trakcie naukowej kariery napisał nawet książkę Detektywi w powieściach oraz detektywi w laboratorium2. Jest autorem podstawowej zasady kryminalistyki, prostego stwierdzenia: „Każdy kontakt pozostawia ślad”. Zasada wymiany Locarda zakłada, że przestępca nieuchronnie pozostawia po sobie coś na miejscu zbrodni – może to być kropla lub smuga. Jednak także coś – najczęściej bezwiednie – ze sobą zabiera. Wszystko to może zostać wykorzystane jako trop w dochodzeniu. Christie znała tę zasadę, choć nie wiadomo, czy utożsamiała ją z nazwiskiem Locarda. Rozumiała koncepcję łączenia zabójców i ofiar z miejscami zbrodni za pomocą znalezionych dowodów.

Być może po sukcesie pierwszej książki, wydanej w 1920 roku – Tajemniczej historii w Styles – chciała nieco poszerzyć zakres swej wiedzy i sięgnęła po nowiutki egzemplarz dzieła Locarda, opublikowanego w 1922 roku. To coś jakby stworzonego specjalnie na jej potrzeby! Mogła zdobyć nawet oryginalne wydanie, napisane po francusku – w języku, w którym potrafiła czytać, choć – jak twierdzi Charles Osborne – mówiła raczej kiepsko3. Warto zwrócić uwagę, że w kolejnych opowieściach, opublikowanych po wydanym w 1923 roku Morderstwie na polu golfowym, którego akcja toczy się zresztą we Francji, używa słowa „ślady”, którego nie wykorzystywała wcześniej. W książce tej, dotyczącej tajemniczej śmierci na polu golfowym w okolicy, gdzie biedny Poirot zamierzał odpocząć, miejscowy detektyw przydzielony do tej sprawy, Giraud, opisuje zasadę wymyśloną przez Locarda: „Osoby, które dopuściły się tej zbrodni, nie zamierzały ryzykować. (…) Liczyły na to, że nie pozostawią po sobie żadnych śladów. Ale ja sprawców pokonam. Zawsze coś zostaje! Zamierzam to odnaleźć”.

Gdy w 1931 roku Locard wydał Traktat o kryminalistyce4, istniała już dziedzina nauki o tej nazwie – a wszystko to działo się we wczesnym okresie kariery Christie i w „złotej erze” powieści kryminalnych.

Dzięki temu, że Agatha Christie tworzyła w latach wielkich postępów w dziedzinie medyczno-prawnej, a także za sprawą jej skrupulatności możemy w jej książkach obserwować, jak rozwijała się kryminalistyka. Podobno Agatha prawie nigdy nie wzorowała swoich postaci na prawdziwych osobach, bo dla niej wcale nie stawały się one bardziej realistyczne. Musiała je wymyślać, by móc z nimi robić to, co przyszło jej do głowy. Stawały się czymś w rodzaju jej marionetek. Gdyby istniały naprawdę, znałaby ich cechy charakteru i proces myślowy, które mogłyby nie pasować do przewidzianych dla nich w opowieści zachowań. W autobiografii zaznacza, że „postanowiła raz na zawsze, iż nie ma sensu myśleć o prawdziwych osobach – trzeba samemu od podstaw stworzyć swoje postaci”5. Mimo to inspirowała się historiami z życia wziętymi oraz zasłyszanymi rozmowami. „Jej bogatą wyobraźnię stymulowało czytanie prasowych doniesień o prawdziwych przestępstwach. Niemal codziennym źródłem inspiracji okazywały się zabójstwa, przejawy wandalizmu, kradzieże czy napaści”6. Z całą pewnością można to dostrzec w jej książkach. Sławna sprawa Kuby Rozpruwacza z 1888 roku zostaje kilka razy wspomniana w A.B.C., a „napad stulecia” (Great Train Robbery) z 1963 roku częściowo zainspirował wydaną dwa lata później książkę Hotel Bertram. W twórczości wspomina sławne sprawy Edith Thompson, doktora Crippena, „topiących się panien młodych” czy Lizzie Borden, jak i mniej sławne przypadki kobiet z Brighton znalezionych w skrzyniach czy truciciela z Hay. Jeśli jednak sztuka imituje życie, to może się też zdarzyć, że to życie w okropny sposób będzie naśladowało sztukę. Tak właśnie działo się od lat 70., gdy doszło do kilku serii „alfabetycznych morderstw” podobnych do tych fikcyjnych, przedstawionych przez Agathę w A.B.C. Najpierw w Rochester, w stanie Nowy Jork, w latach 1971–1973 napadnięto na tle seksualnym i uduszono trzy dziewczynki. Imiona i nazwiska wszystkich trzech zaczynały się na tę samą literę, a ich ciała odkryto w miasteczkach, których nazwy także zaczynały się na tę literę co ich imiona i nazwiska – to niesamowite wręcz podobieństwo do metod zabójcy z książki A.B.C., w której Alice Ascher zabito w Andover, Betty Barnard w Bexhill, a Carmichaela Clarke’a w Churston. Prawdziwymi ofiarami z Rochester były: Carmen Colon znaleziona w Churchville, Michelle Maenza w Macedon i Wanda Walkowicz w Webster.

Do kolejnych morderstw według podobnego schematu doszło w Kalifornii w 1977 i 1978 roku, a następnie w latach 1993 i 1994. Ofiary – kobiety, które rzekomo miały być prostytutkami – to: Carmen Colon (makabryczna zbieżność z imieniem i nazwiskiem jednej z ofiar ze stanu Nowy Jork), Pamela Parsons, Roxene Roggasch i Tracy Tofoya.

W 2011 roku za morderstwa w Kalifornii aresztowano w końcu niejakiego Josepha Naso. Był pochodzącym z Nowego Jorku fotografem, który przez kilkadziesiąt lat podróżował między Zachodnim i Wschodnim Wybrzeżem Stanów Zjednoczonych. W 2013 roku za zbrodnie dokonane na Zachodzie skazano go na karę śmierci. Zgromadzony materiał DNA nie potwierdził jego udziału w alfabetycznych morderstwach w Rochester, więc ta sprawa oficjalnie pozostaje nierozwiązana.

Podobne przestępstwa, zwane Morderstwami ABC, zdarzyły się w latach 1994–1995 w RPA. Ich sprawcą okazał się Moses Sithole. W tym krótkim czasie zabił 38 osób. Swą morderczą serię rozpoczął w Atteridgeville, a następnie kontynuował w Boksburgu i zakończył w Cleveland.

Oczywiście brak jakichkolwiek dowodów na to, że twórczość Agathy zainspirowała te morderstwa. Choć da się zauważyć pewne podobieństwa do wydarzeń wymyślonych przez Christie, sprawcy nigdy nie oznajmili, że się na nich wzorowali. Jest to jednak dowód na to, że prawdziwa zbrodnia może być jeszcze dziwniejsza niż ta znana z literatury kryminalnej, a każdy, kto uważa zagadki Christie za zbyt wymyślne i mało realistyczne, powinien się bardziej zainteresować prawdziwym światem przestępczym. Czemu nie? Jak mówi sam Poirot w rozmowie z Katherine Grey w Tajemnicy Błękitnego Expressu, „fikcja opiera się na faktach”.

Niestety niektórzy przestępcy faktycznie wymieniali twórczość Christie jako inspirację dla swoich działań.

W 2009 roku w irańskim mieście Kazwin 32-letnia kobieta, Mahin Qadiri, stała się pierwszą w historii Iranu seryjną morderczynią. Twierdziła, że inspirowała się książkami Agathy Christie, które czytała, gdy przetłumaczono je na język perski. Zabiła pięć starszych kobiet. Otruła je i udusiła, następnie ukradła ich pieniądze i biżuterię. Według artykułu autorstwa Roberta Taita7 „Mahin przyznała, że wykorzystywała pewne rozwiązania z książek Agathy Christie i starała się nie pozostawiać po sobie żadnych śladów”.

Z pewnością trudno obwiniać o to Agathę. Sama nigdy nie pisała o przestępcy wykorzystującym podobny modus operandi. Jeśli w sercu człowieka tli się zbrodniczy zamiar, prędzej czy później dojdzie do tragedii, bez względu na to, czym taka osoba się zainspiruje. Christie sama o tym pisze w książce Zło czai się wszędzie, w której cytuje fragment Księgi Koheleta 9:3: „To złem jest wśród wszystkiego, co się dzieje pod słońcem, że jeden dla wszystkich jest los. A przy tym serce synów ludzkich pełne jest zła”8. Na szczęście dzięki kryminalistyce możemy z tym złem walczyć.

Gdy czytam książki Agathy, zawsze uderza mnie w nich, jak wielką wagę przywiązywała do tego, by wszystkie szczegóły pozostały wierne wiedzy naukowej. Nie jest to zaskakujące, wszak sir Richard Attenborough – który był członkiem oryginalnej obsady Pułapki na myszy w 1952 roku, a później, w 1974 roku, wystąpił w filmowej wersji Dziesięciu małych Indian – opisywał ją jako osobę „nieugiętą w dążeniu do tego, by wszystko się zgadzało”9. Znali się przez 40 lat, zapewne całkiem dobrze, więc jego opinia w tej sprawie jest niezwykle cenna. Choć sama przyznawała, że nie ma zbyt dużego pojęcia o działaniu większości przedmiotów, które stawały się w jej książkach narzędziem zbrodni (poza truciznami), dowiadywała się o nich wystarczająco dużo, by całość wypadła wiarygodnie i autentycznie. Według jej męża, Maxa, Agatha niestrudzenie sprawdzała wszystkie informacje, by nie dopuścić do jakichkolwiek pomyłek. Konsultowała się z zawodowcami w kwestii działań policji, prawa czy procedur sądowych. Być może uznała, że musi być dokładna, by uniknąć krytyki. To znamienne, że w książce Pani McGinty nie żyje (jednej z jej późniejszych, z lat 50.) Ariadne Oliver – autorka kryminałów, która pojawia się w kilku książkach u boku Poirota – mówi: „Czasami myślę sobie, że niektórzy ludzie czytają książki tylko po to, żeby znaleźć w nich błędy”. Cathy Cook, autorka The Agatha Christie Miscellany, zauważyła:

Wielką satysfakcję przyniósł jej pewien list od radcy prawnego, który narzekał na jej ignorancję w zakresie prawa dziedziczenia. Odpisała mu, udowadniając, że to on powołuje się na stare przepisy, które zostały już zmienione, i to ona ma rację!

Agatha zdawała sobie sprawę z tego, że jej twórczość – oraz kryminał jako gatunek – może mieć spory wpływ na obeznanie laików z przestępstwami i przedstawiać tę tajemną wiedzę masom. Jej próby ukazania w książkach przestępstw do pewnego stopnia zapewniały czytelnikom wgląd w to, co wcześniej zarezerwowane było wyłącznie dla policji.

W opowiadaniu Świątynia Astarte doktor Pender żałuje, że przeniósł wraz z przyjacielem ciało ofiary do pobliskiego domu. Tłumaczy się, mówiąc: „Obecnie dysponujemy lepszą wiedzą (…) dzięki powszechności powieści kryminalnych. Każdy dzieciak wie, że ciało musi pozostać tam, gdzie je znaleziono”. To właśnie przychodzi nam do głowy, gdy tylko pomyślimy o opowieściach Christie: ciało. Wyobrażamy sobie blade, zimne palce kobiety, spoczywające na orientalnym dywanie w bibliotece. Obok niej leży kieliszek po szampanie, jej usta sinieją, a oczy powoli się zamykają. Albo mamy przed oczyma mężczyznę leżącego w karmazynowej plamie rozlewającej się z wolna po powierzchni mahoniowego biurka. Z jego pleców wystaje srebrne ostrze, w którym odbija się ogień palący się w kominku. Obie te zagadki należy rozwiązać, korzystając z metod śledczych oraz dowodów znalezionych na miejscu zbrodni.

Agatha podobno „czuła wstręt do przemocy”10 i nie wykazywała większego entuzjazmu dla kryminałów, które opierały się na bestialstwie i brutalności. To wyjaśnia, czemu nigdy bez powodu nie umieszczała w książkach opisów fizycznych obrażeń ofiar morderstw. Twierdziła, że nie byłaby w stanie spojrzeć na „naprawdę upiorne, zmasakrowane ciało”11, a jej opowieści rzadko zawierają brutalne szczegóły dotyczące zwłok. Nie oznacza to, że nie była w stanie takich opisów tworzyć i że nigdy tego nie robiła. W autobiografii wspomina okropności, których była świadkiem w trakcie wolontariatu w szpitalu, w tym historię o tym, jak pomagała nowej pielęgniarce pozbyć się amputowanej nogi. Nie szczędzi przy tym krwawych szczegółów. W znakomitej biografii Christie Laura Thompson rozwija ten wątek, korzystając z zapisków z osobistego dziennika Agathy. Przedstawiając amputację i pozbywanie się kończyny przez Agathę, Laura pisze, że musiała „zmyć podłogę i sama włożyć nogę do pieca”12.

Celowe unikanie krwawych szczegółów w twórczości działało na jej korzyść, bo często wspominała jedynie o najistotniejszych kwestiach dotyczących ofiary, pozostawiając całą resztę wyobraźni czytelników… która często okazywała się jeszcze bujniejsza. W Po pogrzebie jedna z postaci zostaje brutalnie zamordowana toporkiem, a obrażenia twarzy sprawiają, że trudno ją zidentyfikować. W Nocy w bibliotece twarz młodej kobiety zostaje po dokonaniu zbrodni całkowicie spalona, zaś w Pierwsze, drugie… zapnij mi obuwie znajdziemy przesłanki sugerujące nie tylko olbrzymią brutalność, lecz także rozkład ciała, który utrudnia identyfikację. Możemy sobie wyobrazić efekt tych strasznych przestępstw bez konieczności poznawania okropnych szczegółów dotyczących obrażeń. I tak można mieć przez nie koszmary.

Historie pisane przez Agathę często rozpoczynają się opowieściami świadków, a niektóre z jej fikcyjnych morderstw zostają rozwiązane przez detektywów mimo braku ciała. Czasami detektyw pojawia się w danej opowieści dni, miesiące lub nawet lata po tym, jak dokonano zbrodni, i rozwiązuje zagadkę retrospektywnie, nie mając żadnego kontaktu z ciałem, niczym typowy „detektyw w fotelu”. Często jednak widzi zwłoki na miejscu zbrodni. Co ciekawe – według teleturnieju Jeopardy! – Christie przypisywane jest pierwsze użycie terminu „miejsce zbrodni” (ang. crime scene; w wydanym w 1923 roku Morderstwie na polu golfowym, w którym fraza ta została nawet wykorzystana w tytule jednego z rozdziałów). Być może jednak jeszcze większe wrażenie robi to, że najwyraźniej przewidziała potrzebę stworzenia czegoś, co znamy jako „zestaw podręczny osoby badającej miejsce zbrodni”. Jest to obecnie obowiązkowe wyposażenie zarówno w prawdziwej pracy śledczych, jak i w fikcyjnych opowieściach i można by pomyśleć, że tak było zawsze. Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę sławny patolog „złotego wieku”, sir Bernard Spilsbury – postać, która będzie wielokrotnie przywoływana w tej książce – zauważył, że na miejscu najbardziej odrażających zbrodni policjanci często nie dysponowali choćby podstawowym wyposażeniem. Gołymi rękami wyjmowali fragmenty ciał spomiędzy kostki brukowej, a ślady krwi wycierali własnymi bawełnianymi chusteczkami. Takie przedmioty jak koperty, pincety, opakowania na dowody i rękawiczki – używane w celu zbierania dowodów i po to, by policja nie zanieczyściła miejsca zbrodni – nie należały do standardowego wyposażenia stróżów prawa i często improwizowano, by poradzić sobie z ich brakiem. Zmieniło się to dopiero w 1924 roku po odrażającym morderstwie Emily Kaye, znanym jako morderstwo z Crumbles. Crumbles to kamienista plaża w Sussex, która niestety stała się miejscem dwóch zabójstw. Najpierw, w 1920 roku, brutalnie zatłuczono tam zaledwie 17-letnią Irene Munro. Zrobiło to dwóch mężczyzn, a motywem była zwykła kradzież.

Cztery lata później doszło do głośnego brutalnego mordu i rozczłonkowania ciała ciężarnej panny Kaye przez jej żonatego kochanka, Patricka Mahona. Zbrodnia ta stała się jeszcze sławniejsza przez to, że Mahon ukrył części ciała Emily Kaye w wielkiej skrzyni stojącej w ich letnim domku i był tak zuchwały, że zaprosił inną kobietę, Ethel Duncan, by spędziła z nim Wielkanoc… podczas gdy rozkładały się tam różne części ciała jego ofiary. Christie wspomina o tej sprawie w wydanej w 1939 roku książce Morderstwo to nic trudnego, która zainspirowała tytuł mojej książki, choć nazywa ją sprawą Castora:

Pamięta pan zapewne sprawę Castora – znaleźli wtedy fragmenty ciała tamtej biednej dziewczyny poutykane w różnych miejscach jego letniego domku…

Właśnie to okropne miejsce zbrodni zainspirowało Spilsbury’ego do wymyślenia pierwszego zestawu dla badaczy miejsc zbrodni, który dał początek znanemu dzisiaj wyposażeniu, zawierającemu między innymi rękawiczki, torby na dowody, pincety czy probówki. Jednak w Tajemniczej historii w Styles – opublikowanej cztery lata przed morderstwem Emily Kaye – Poirot zdaje się korzystać z własnego zestawu tego typu! Mówi o zbieraniu dowodów do „probówek” i „kopert” oraz oświadcza: „Odłożę teraz moją małą walizeczkę do czasu, aż będzie mi potrzebna”, twierdząc, że ma przy sobie wszystkie niezbędne przedmioty. W tamtym czasie było to iście nowatorskie podejście.

Choć miejsce zbrodni jest niezwykle ważne, rozwiązywanie zagadek kryminalnych rozgrywa się na wielu płaszczyznach. W Godzinie zero adwokat i kryminolog Frederick Treves narzeka na to, że wszystkie historie detektywistyczne rozpoczynają się morderstwem, podczas gdy on uważa je za zakończenie danej historii, a nie jej początek: „Ta historia ma swój początek dużo wcześniej – wszystkie wątki i wydarzenia zbiegają się w jednym momencie… w godzinie zero. Tak, wszystko dąży do tego właśnie momentu”.

Chciałabym podkreślić w tej książce znaczenie tych słów i ich związek ze zbieraniem dowodów przestępstw. Historia ofiary morderstwa rozpoczyna się na miejscu zbrodni, a wszystkie dowody łączy ciało – punkt zero. Niczym śledcza, która pojawia się wtedy, gdy ciało trafi już do kostnicy, rozpocznę analizę „przyczyn i faktów” metaforycznie już na miejscu zbrodni, badając ślady obuwia, skrawki papieru czy wystrzelone naboje. Dopiero później zajmę się ciałem, analizując rany, zagłębiając się w toksykologię i inne zagadnienia niezbędne przy wykonywaniu sekcji zwłok. Na końcu dotrzemy do rozwiązania śledztwa, wielkiego finału, godziny zero, która połączy wszystkie te naukowe nici w piękny węzeł symbolizujący całe dochodzenie.

ROZDZIAŁ 1

ODCISKI PALCÓW

A jednak trapiło mnie poczucie, że ta złowroga stara postać dostrzegła coś w moich dłoniach. Spojrzałem na nie, otwarte przed moimi oczami. Co ktokolwiek mógłby dostrzec w czyichś dłoniach?

Noc i ciemność

Dziesięć czarnych, nieco rozmazanych owalnych kształtów wpisanych w prostokąty na jasnej kartce – odbite w tuszu odciski palców przestępcy – nierozerwalnie łączy się z historią rozwiązywania zagadek kryminalnych. Odcisk palca – zestaw unikatowych linii i zaokrągleń – to uniwersalny symbol przestępstwa. Symbol ten jest wykorzystywany jako graficzny odpowiednik zbrodni i śledztw w niezliczonych filmach, dokumentach, grach i podcastach. To tak charakterystyczny wzór, że w zasadzie nie wymaga dalszych wyjaśnień. Odciski palców, obecnie zazwyczaj nazywane przez współczesnych specjalistów odbitkami linii papilarnych, niezaprzeczalnie dowodzą obecności danej osoby w konkretnym miejscu. Herkules Poirot pyta w pierwszej powieści Agathy Christie, Tajemniczej historii w Styles: „Jak zatem wytłumaczy pan fakt, że pozostawił pan tam odcisk swego palca…?”. Człowiek nie może zostawić go na nieruchomym przedmiocie, jeśli nie był obecny w danym miejscu – chyba że w jakiś sposób usunięto mu ten palec i to właśnie ta część ciała była obecna na miejscu zbrodni!

Właśnie ze względu na to oraz dzięki temu, że dość łatwo zebrać odciski palców z miejsca zbrodni, ten wątek często pojawia się w powieściach kryminalnych. Agatha Christie też nie stroniła od tego motywu, wykorzystując w fabule swoich dzieł odciski palców na różne wymyślne sposoby. Czasami pozostawiano je przypadkowo, a czasami umieszczano celowo, raz odnajdywano je na szklance, innym razem na wizytówce. Odciski palców to stały element twórczości Agathy. Z pewnością doskonale rozumiała, jak cenny jest to dowód, w związku z czym w jej książkach pojawia się częściej niż jakiekolwiek inne naukowe dowody. Biorąc pod uwagę, że sekcja zajmująca się odciskami palców w Scotland Yardzie powstała w 1901 roku, Agatha mogła korzystać z dobrych 15 do 20 lat doświadczeń na polu tej nowatorskiej techniki, gdy w 1916 roku przystępowała do pisania Tajemniczej historii w Styles. Mimo to zaskakujące jest jej przywiązanie do detali związanych z tym zagadnieniem, bo przecież w tamtych czasach nie można było opierać się na niezliczonych dokumentach o zbrodni i serialach policyjnych, które mamy do dyspozycji obecnie. Możemy jednak założyć, że przed publikacją pierwszej książki Christie czytała artykuły prasowe poświęcone temu zagadnieniu i być może nawet dowiadywała się szczegółów u specjalistów.

Tak naprawdę proza detektywistyczna była dla większości osób jednym z głównych źródeł wiedzy na ten temat. Agatha, która zaczytywała się przede wszystkim w opowieściach Arthura Conana Doyle’a, czerpała z wiedzy Sherlocka Holmesa. Poza tym informacje o odciskach palców można było znaleźć także choćby w powieściach Marka Twaina – Życie naMissisipi i Wartogłowy Wilson. Pisarze kryminałów ze złotej ery tego gatunku często czerpali wiedzę z gazet, a później być może także z takich książek jak Nowoczesne śledztwo13, która ukazała się w 1935 roku. Z tych źródeł korzystali jednak głównie ludzie zainteresowani taką tematyką, a nie przeciętny czytelnik.

Pamiętając o tym, warto zauważyć, że Arthur Conan Doyle należał do stowarzyszenia zwanego Klubem Zbrodni, założonego w 1903 roku i opisywanego jako „grupka mężczyzn, których łączy zainteresowanie morderstwami”. Klub zbrodni zrzeszał mężczyzn – i wyłącznie mężczyzn – zaintrygowanych przestępczością, lecz pochodzących z różnych środowisk „luźno związanych z prawem”. Ich celem było dokładniejsze zgłębienie tematu, który – ich zdaniem – został zawłaszczony przez media i był wykorzystywany przez nie w celu wzbudzenia sensacji. Do wspomnianej grupy należeli pisarze, prawnicy, koronerzy i chirurdzy, a w trakcie ich ściśle prywatnych spotkań często przemawiali wybitni goście, tacy jak wspomniany już Bernard Spilsbury – patolog, którego sprawy szczególnie inspirowały Christie, i wynalazca podręcznego zestawu do badania miejsc zbrodni, którego istnienie Agatha zmyślnie przewidziała kilka lat wcześniej. Tajemniczy Klub Zbrodni spotykał się (i wciąż spotyka, choć pod inną nazwą) kilka razy w roku na „wieczorku z kolacją i zbrodnią”… a ja z radością mogę donieść, że mam zaszczyt być jego członkinią, bo nie jest to już krąg zamknięty dla kobiet.

Kolejna grupa, Klub Detektywów (ten, którego członkowie musieli składać przysięgę przed Erykiem Czaszką), powstała później, w 1930 roku, i od początku przyjmowała w swoje szeregi przedstawicieli obu płci – ci jednak musieli być autorami kryminałów. Kluczową postacią tego klubu był Anthony Berkeley. Grupa wzorowała się na Klubie Zbrodni, do którego należał Conan Doyle. Pierwszym prezesem został G.K. Chesterton, autor historii kryminalnych, w których zagadki rozwiązywał ojciec Brown. Agathę Christie często wymienia się jako jedną z założycielek tego klubu, gdyż prawdopodobnie uczestniczyła we wcześniejszych prywatnych obiadach u Berkeleya w 1928 roku, w których brali udział wyłącznie autorzy kryminałów. To w ich trakcie powstał pomysł założenia klubu z regulaminem, spotkaniami i głosowaniem członków. Autorka pojawiała się na kolejnych spotkaniach i coraz mocniej angażowała się w klubowe sprawy, zwłaszcza że dwa lata wcześniej przeżyła osobistą tragedię, gdy rozpadło się jej małżeństwo. (Martin Edwards, obecny prezes klubu, napisał książkę o jego interesujących początkach, zatytułowaną Z łoty wiek morderstwa. Gorąco ją polecam). Agatha, jako najpopularniejsza autorka kryminałów, piastowała funkcję prezesa klubu od 1957 roku aż do swojej śmierci w 1976 roku, choć miała u swego boku drugiego prezesa, gdyż była niezwykle nieśmiała i nie chciała zbyt często występować publicznie – w trakcie jej prezesury tego typu obowiązki dzielono między kilku członków. Biorąc pod uwagę, że w ramach rytuału inicjacyjnego nowi członkowie musieli dotknąć Eryka Czaszki, możemy się jedynie domyślać, ile odcisków palców sławnych osób się na nim znajduje!

W ramach spotkań klubu Christie omawiała zagadnienia podobne do tych, którymi zajmowano się wcześniej w Klubie Zbrodni – w tym skuteczne wykorzystanie odcisków palców – dzieląc się opiniami z innymi pisarzami, tak jak wcześniej czynił to Conan Doyle. Wiemy to stąd, że w listach zapraszających do dołączenia do klubu, pisanych przez Berkeleya i wysyłanych do innych autorów kryminałów, można znaleźć informację, iż zamierzają się regularnie spotykać na posiłkach, podczas których będą „omawiać kwestie związane ze swoim zawodem”14. W 1936 roku siedmioro z członków klubu wydało Anatomię morderstwa – zbiór obszernych i podpartych wnikliwą analizą esejów dotyczących prawdziwych zbrodni. Martin Edwards, który pełni także funkcję archiwisty klubu, pisze we wstępie do wydania z 2014 roku, że „dyskusje na temat prawdziwych zbrodni stanowiły stały element spotkań Klubu Detektywów”15, sugerując, iż być może właśnie w trakcie takich wydarzeń Christie i współcześni jej pisarze poszukiwali inspiracji. Jakże chciałabym być muchą siedzącą na ścianie podczas spotkań klubu w złotej erze!

Nie trzeba dodawać, że Klub Detektywów stanowił niezwykle ważne źródło pomysłów dla rozwijającej karierę Agathy, gdyż zapewniał jej okazję do rozmowy z innymi pisarzami – o przestępstwach i literaturze – w zasadzie niemal od samego początku jej kariery. Testowali w rozmowach swoje pomysły, rzucali sobie wyzwania, a czasem nawet pisali wspólnie książki i współpracowali przy okazji audycji radiowych, zarabiając w ten sposób pieniądze na utrzymanie klubu oraz opłacenie wystawnych kolacji i okazałych ceremonii. Oprócz zawodowych korzyści spotkania te zapewniały także te osobiste nieśmiałej i wycofanej kobiecie, która cieszyła się, że może być sobą w gronie przyjaciół.

To niesamowite, że sama obecność malutkich rowków na opuszkach palców ma po prostu zapewnić niektórym ssakom lepszą przyczepność w zetknięciu z całkowicie gładkimi powierzchniami. To zbieg okoliczności, że wzory powstałe jako produkt uboczny stały się jednym z kluczowych elementów w śledztwach.

Wzory odcisków palców tworzą się już na etapie płodu we wczesnym stadium ciąży – zaczynają pojawiać się około 10. tygodnia i formują się w pełni w 17. tygodniu. Wzór, z którym rodzi się dziecko, pozostaje niezmienny przez całe życie. Wyjątkiem są sytuacje, w których tkanka na palcach ulega znacznemu uszkodzeniu – w wyniku poparzeń lub okaleczenia – co może doprowadzić do nienaturalnej zmiany wzoru. Linie papilarne nie tylko powstają jeszcze przed narodzinami, ale są jedną z ostatnich cech, jakie zanikają po śmierci, gdy ciało się rozkłada. Oznacza to, że można dokonać identyfikacji osoby, która zmarła nawet kilka lat wcześniej.

To właśnie ta trwałość linii papilarnych sprawia, że można zdjąć odciski palców z ciała w zaawansowanym stadium rozkładu. Ta sprawiająca wrażenie dość makabrycznej procedura zwana „rękawiczką” polega na tym, że osoba dokonująca sekcji zwłok lub zajmująca się miejscem zbrodni usuwa złuszczoną skórę z palców lub całej dłoni denata, a następnie zakłada ją na swoją dłoń odzianą uprzednio w lateks – niczym drugą rękawiczkę – i odciska linie papilarne. Techniczna nazwa tej czynności jest dość skomplikowana: pośrednia metoda rękawiczkowa stosowana przy zwłokach.

W Tajemniczym przeciwniku, drugiej powieści Agathy Christie, która, co może zaskakiwać, jest raczej thrillerem, a nie zagadką morderstwa, przywódca komunistycznego gangu mówi jednemu ze zbirów: „Będziecie mieli na dłoniach rękawiczki z liniami papilarnymi znanego włamywacza”. Zaplanował to zapewne po to, by na miejscu przestępstwa pozostawić mylące stróżów prawa ślady. Choć Agatha nie opisuje szczegółowo, jak miałoby to zostać przeprowadzone, być może chodziło jej właśnie o wykorzystanie złuszczonej skóry z dłoni nieboszczyka. Jeśli tak, dowodziłoby to, że miała zdolności jasnowidzenia, bo książkę napisała na początku lat 20. XX wieku, a po raz pierwszy o tej procedurze wspomniano na konferencji poświęconej odciskom palców w 1936 roku, gdy opisano metody wykorzystywane przez policję z Buenos Aires. Podczas tej konferencji fragmenty naskórka, które oddzielono uprzednio od skóry właściwej denata, określano uroczo mianem „naparstka ze skóry”. W raporcie możemy przeczytać: „Osoba dokonująca czynności nakłada »naparstek ze skóry« na własne palce, zakładając wcześniej gumowe rękawiczki. Teraz może postępować tak, jakby zdejmowała własne odciski palców”16.

Ponieważ rozpoznanie twarzy bywa niemal niemożliwe w przypadku, gdy ciało uległo rozkładowi, zdejmowanie odcisków palców z wykorzystaniem „rękawiczki” odgrywa kluczową rolę w potwierdzaniu tożsamości denata, gdyż dzięki temu można uzyskać odciski linii papilarnych w takiej formie, w jakiej uzyskano by je od żywej osoby. Metoda ta przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy proces rozkładu spowodował odwodnienie i palce stają się wysuszone, sztywne i pomarszczone – niczym pofałdowane końcówki salami. Nawadnia się je, korzystając z mieszanki wody i zmiękczacza do tkanin. Ten trik zna wielu specjalistów od kryminalistyki, ale raczej nie rozmawia się o nim w kręgach towarzyskich. Do tej ciekawostki mogę dodać jeszcze, że używamy biologicznego proszku do prania, by oddzielić w laboratorium tkankę miękką od kości. Z taką wiedzą człowiek nieco inaczej podchodzi do zwykłej przepierki.

Czym jest analiza linii papilarnych?

Nauka poświęcona analizie odcisków palców nazywana jest także „daktyloskopią”. To słowo wprowadził do użytku kolejny pionier kryminalistyki, Juan Vucetich. Pochodził z Chorwacji, a pod koniec lat 80. XIX wieku wyemigrował do Argentyny. W 1892 roku jako pierwszy śledczy w historii rozwiązał sprawę morderstwa, korzystając z dowodów w postaci odcisków palców. Być może to właśnie dzięki Vucetichowi argentyńska policja dysponowała wszelkimi nowinkami technicznymi i już w 1936 roku instruowała stróżów prawa z innych krajów, jak stosować technikę „naparstka ze skóry”. Termin „daktyloskopia” pochodzi z greki. Słowo dáktulos można przetłumaczyć jako „palec”. W jednym z niedawnych odcinków teleturnieju The Chase padło pytanie: „Jak potocznie mówi się na daktylogram?”. Odpowiedź to oczywiście odcisk palca. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza może się przydać!

Daktyloskopia to w gruncie rzeczy alternatywne określenie „zdejmowania odcisków palców”. Polega na katalogowaniu odcisku pozostawionego przez linie papilarne ludzkiego palca. Konkretny wzór odcisku można przypisać konkretnej osobie dlatego, że nie zdarzyło się, by u dwóch osób występował ten sam wzór linii papilarnych – nawet u bliźniąt jednojajowych. Taki rodzaj dowodu, który ma unikatowe, indywidualne cechy, wskazujące na jeden przedmiot lub osobę, nazywa się „indywidualnym dowodem” lub „indywidualną charakterystyką” – w przeciwieństwie do „dowodów ogólnych” i „charakterystyki ogólnej”.

Wzory na opuszkach naszych palców to efekt ewolucji – naczelne musiały mocno chwytać gałęzie i trzymać jedzenie. Niezwykle trudno obliczyć, jakie jest prawdopodobieństwo tego, że dwie osoby będą miały dokładnie taki sam wzór linii papilarnych, lecz jest to w zasadzie wykluczone, a specjaliści w tej dziedzinie potrafią z niezwykłą precyzją dopasować odcisk do osoby. Linie papilarne składają się z unikatowego zestawu cech i na tej podstawie można zidentyfikować ich właściciela z dokładnością wynoszącą 99,8 procent. Te cechy to:

Grzbiety – zwane też po prostu liniami papilarnymi. To one zapewniają lepszą przyczepność. Być może sprawiają wrażenie niezwykle małych i zupełnie nieistotnych, ale w połączeniu z licznymi gruczołami potowymi pomagają nam w chwytaniu przedmiotów. To właśnie te grzbiety widzimy, gdy zdejmujemy odciski palców.

Rowki – istnieją po to, by swoją funkcję mogły spełniać grzbiety, lecz tworzą też kanaliki odprowadzające nadmiar potu z gruczołów potowych, by nasze palce nie były zbyt śliskie.

Grzbiety i rowki wiją się po powierzchni opuszków naszych palców, tworząc przypadkowe, unikatowe wzory, których nie da się skopiować.

Z dzieciństwa pamiętam pewien eksperyment. Na powierzchnię wody w szerokiej wannie wylewało się kilka różnych kolorów farby olejnej, następnie mieszało się je drewnianym patykiem, a na końcu kładło na to wszystko czysty arkusz papieru. W ten sposób na papier przenoszono skomplikowany wzór, całkowicie przypadkowy i niemożliwy do odtworzenia. Tak wyobrażam sobie powstawanie linii papilarnych. To właśnie ta unikatowość jest podstawą tej dziedziny nauki, zajmującej się wzorami stworzonymi przez grzbiety i rowki na każdej powierzchni dłoniowej (to kolejne określenie czepliwych powierzchni, czyli palców u rąk i nóg, dłoni czy pięt – nawet usta mają grzbiety, z których można zdjąć odciski. Nazywa się to cheiloskopią. Takie ślady posłużyły już do rozwiązania kilku spraw, więc zastanówcie się dwa razy, nim prześlecie listem gorącego całusa, zwłaszcza jeśli w liście tym znajduje się żądanie zapłacenia okupu…).

Zabójstwo Rogera Ackroyda, książka napisana przez Agathę w 1926 roku, to prawdopodobnie pod każdym względem – poza jednym – najbardziej typowa powieść kryminalna złotej ery. Jednak to właśnie ta jedna spektakularna różnica sprawiła, że pozycja wyróżnia się spośród innych książek tamtych czasów, a sama Agatha Christie trafiła do panteonu sław tego gatunku. Co więcej, zakończenie było tak nietypowe i najwyraźniej „sprzeczne z zasadami” Klubu Detektywów oraz składaną przez członków przysięgą – bez względu na to, jak mało poważnie wyglądał sam rytuał – że niektórzy domagali się nawet wykluczenia Agathy z klubu! Uratował ją głos innej pisarki, Dorothy L. Sayers. Jeśli to jeszcze was nie zaciekawiło na tyle, byście sięgnęli po tę książkę, nie musicie polegać jedynie na moich słowach. W 2013 roku, niemal 90 lat po publikacji, Brytyjskie Zrzeszenie Autorów Kryminałów wybrało ją najlepszym kryminałem w historii, dodając, że jest to „najznamienitszy reprezentant tego gatunku literackiego”. W tekście znajdziemy typowe dla powieści kryminalnych złotej ery elementy: plan wszystkich pomieszczeń w domu oraz ukryte tropy. Uważam, że jedynym słusznym podejściem do tej pozycji jest po prostu przeczytanie jej. Nie oglądajcie adaptacji, nie słuchajcie audiobooka, nawet nie używajcie czytników. Nie odmawiajcie sobie przyjemności przerzucania stron, na których kryje się tyle niuansów. Kupcie sobie egzemplarz tej książki i po prostu ją przeczytajcie. Tylko wtedy będziecie mogli „czytać między wierszami” tej niezwykle sprytnie przemyślanej opowieści.

Z książki dowiadujemy się, że inspektor Raglan – który usiłuje rozwiązać zagadkę zasztyletowania nieszczęsnego pana Ackroyda – analizuje powiększone zdjęcia odcisków palców należących do postaci pojawiających się w opowieści, „zagłębiając się w techniczne szczegóły pętli i wirów”. To mówi nam, że Agatha też musiała zdawać sobie sprawę z unikatowości linii papilarnych, tworzonych przez pętle, wiry i łuki oraz ich różne kombinacje.

Pętle – pętla powstaje, gdy grzbiet ma swój początek z jednej strony i przechodzi na drugą, tworząc obły kształt, a następnie wraca na początek. Ponieważ skierowane są w którąś stronę, możemy mówić o „pętlach promieniowych” (wskazujących na zakończenie kości promieniowej, czyli na kciuk) lub „pętlach łokciowych” (które wskazują na miejsce zakończenia kości łokciowej, czyli na mały palec). Pętle stanowią około 60 procent wszystkich wzorów.

Wiry – taki wzór wygląda właśnie jak wir i często składa się z serii koncentrycznych owali lub okręgów w środkowej części. Wiry stanowią około 35 procent wzorów.

Łuki – łuk jest niczym fala, łagodna, zaokrąglona na szczycie, płynąca przez całą opuszkę. Nad drzwiami czy oknami może się znajdować wyraźny, ostry łuk lub łagodniejszy, zaokrąglony. Podobnie jest w przypadku linii papilarnych. Wśród łuków wyróżniamy „zwykłe” i „namiotowe”. Te drugie, jak sugeruje nazwa, wzbijają się bardziej zdecydowanie niż te zwykłe. Łuki stanowią zaledwie 5 procent wszystkich wzorów.

Prosty schemat wirów, pętli i łuków

Przyjrzyjcie się teraz swoim liniom papilarnym – może to być całkiem zajmujące! Zauważycie kombinacje wszystkich wspomnianych cech na wszystkich dziesięciu opuszkach palców. Ponieważ pętle występują częściej, być może dostrzeżecie je łatwiej niż łuki, choć nie musi tak być. Każdy jest przecież inny. Te trzy podstawowe wzory mogą się łączyć, tworząc podwójne pętle lub zupełnie inne schematy, nazywane „przypadkowymi”: to takie, których nie da się zaklasyfikować do łuków, pętli ani wirów, a jednak mają cechy charakterystyczne wszystkich trzech wzorów. Te połączenia zakończeń i rozwidleń tworzą nieskończenie wiele kombinacji wzorów na opuszkach naszych palców.

To możliwe, że odciski palców jednej osoby będą zawierały pewne elementy, które będą takie same jak w przypadku odcisków palców innego człowieka, jednak do porównywania linii papilarnych wykorzystuje się cały wzór. Początkowo, by dwa odciski uznano za pochodzące od tej samej osoby, należało znaleźć 12 identycznych cech – to właśnie nazywano „dowodem indywidualnym” – i taką liczbę, znaną jako „minimalną liczbę minucji”, zaproponował w 1918 roku Edmond Locard. Zakładał, że jeśli dwie pary linii papilarnych – w najbardziej oczywistej sytuacji jedne z nich znaleziono na miejscu zbrodni, a drugie należą do podejrzanego – łączy 12 szczegółów, można to uznać za pozytywną identyfikację. Jednak w 2001 roku w Anglii i Walii przyjęto nienumeryczny standard. Stało się tak w wyniku dyskusji podczas spotkań panelu ekspertów. Oznacza to, że nie istnieje prosta formuła określająca, ile minucji należy znaleźć, by stwierdzić, że dwa zestawy odcisków pochodzą od tej samej osoby. Z pewnością nie jest to już 12. Obecnie cały ten proces polega na wykorzystaniu doświadczenia, wiedzy statystycznej, analizy wzrokowej, technologii komputerowej i wielu innych czynników. Porównanie odcisków palców nie bazuje już ściśle na liczbach. Stosuje się także modele prawdopodobieństwa i statystykę, by stwierdzić, z jaką pewnością dwa odciski należą do tego samego człowieka.

W Tajemniczej historii w Styles w trakcie rozmowy ze swoim wiernym przyjacielem, Arthurem Hastingsem, Poirot pyta, czy zna się na „odbitkach palców”. Hastings przyznaje, że wie tylko tyle, iż nie ma dwóch jednakowych wzorów. Poirot, jak zwykle dysponujący spośród tych dwóch mężczyzn większą wiedzą, rozwija temat. „Nie będę wnikał w techniczne szczegóły i opowiadał o specjalnym proszku, którego używałem. Policja zna te metody. Dzięki nim można w bardzo krótkim czasie dysponować zdjęciem śladów zdjętych z każdego przedmiotu”. Jak możemy się dowiedzieć ze wzmianek w różnych książkach Agathy, Poirot pracował w belgijskiej policji, nim został prywatnym detektywem. To ciekawe, że używa słowa „odbitki”, które stosują współcześni specjaliści, choć dla laików określeniem znacznie popularniejszym są odciski palców (Agatha ponownie popisała się wiedzą). Poirot odnosi się do najczęstszej metody, czyli wykorzystania proszku i pędzelka w celu sprawienia, by odcisk – lub odbitka, jeśli chcemy trzymać się prawidłowej formy – stał się widoczny i możliwy do sfotografowania. To najczęstszy widok, jaki utożsamiamy z poszukiwaniem śladów linii papilarnych: śledczy badający miejsce zbrodni, który „opyla” przedmioty wielkim pędzlem, a następnie przenosi znalezione ślady za pomocą lepkiej taśmy. Taką technikę stosuje się przy tzw. odciskach utajonych.

Odciski utajone to efekt działania wydzielin skórnych i soli, które za sprawą tych dodatkowych porów na opuszkach naszych palców pozostawiają ślady na różnych powierzchniach. Nie są jednak widoczne gołym okiem i jeśli chcemy poznać ich dokładną charakterystykę, musimy sprawić, by stały się wyraźniejsze. W tym celu stosuje się różne metody, w zależności od powierzchni, na której taki ślad zostawiono.

Jedną z nich jest ta przedstawiona powyżej: delikatne opylanie powierzchni miękkim pędzlem z naturalnego włosia lub włókna szklanego. Technikę tę można stosować na większości nieporowatych powierzchni, takich jak szyby okienne, malowane lub lakierowane drzwi bądź szklanki. W czasach panowania Christie jako królowej kryminału powszechnie stosowano tę właśnie metodę, choć wykorzystywano jedynie pędzle z naturalnego włosia (z kozy, wiewiórki czy nawet wielbłąda, być może także z ptasiego pióra). Niektórzy śledczy wciąż stosują takie naturalne pędzle, w zależności od tego, na jakiej powierzchni znaleziono wzór linii papilarnych. Kolejną opcją jest spryskanie przedmiotu ninhydryną. Związek ten reaguje z aminokwasami w wydzielinach skórnych i tworzy purpurowe „ślady” (tego słowa też często używano w dawnych latach, pojawia się ono nawet w wydanej w 1963 roku książce Przyjdź i zgiń). Ninhydrynę stosuje się często wtedy, gdy mamy do czynienia z porowatą powierzchnią, taką jak papier, nieobrobione drewno czy niektóre tkaniny. W ten sposób można odkryć nawet 15-letnie odciski! Choć może to brzmieć niczym science fiction i pewnie niejedna osoba założyłaby, że to dość nowa metoda, najwcześniejsza wzmianka o ninhydrynie jako „cennym reagencie w detekcji aminokwasów” pojawia się w 1910 roku za sprawą Siegfrieda Ruhemanna (z tego względu ślad, który powstaje w wyniku użycia ninhydryny, nazywany jest „purpurą Ruhemanna”), a w 1955 roku opatentowano tę technikę w pracy z odciskami palców w Wielkiej Brytanii. Wkrótce potem tak samo uczyniono w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. Być może Agatha słyszała o tej technice. W Pani McGinty nie żyje, książce opublikowanej zaledwie trzy lata przed opatentowaniem ninhydryny, Poirot informuje podejrzanego, że „istnieją nowe naukowe metody odkrywania utajonych odcisków palców”. Co prawda użycie ninhydryny w takich okolicznościach opatentowano dopiero kilka lat później, ale często informacje o nowatorskich odkryciach krążą już wcześniej i można sobie wyobrazić, że dyskutowano na ten temat podczas spotkań Klubu Detektywów.

„Opylanie” proszkiem pojawia się w wielu książkach Christie. William Henry Blore, jedna z postaci w I nie było już nikogo, to – podobnie jak Poirot – były policjant. Choć jest już na emeryturze, wciąż nosi przy sobie zestaw do pobierania odcisków i opyla potencjalne narzędzie zbrodni w nadziei na identyfikację mordercy, który eliminuje jedną po drugiej kolejne ofiary. Biorąc pod uwagę ich zawodową przeszłość, Blore i Poirot zapewne byli zaznajomieni z procesem pobierania odcisków palców.

Być może większym zaskoczeniem jest to, że inny sławny detektyw stworzony przez Christie – panna Marple – także jest ekspertem w tej dziedzinie, choć nigdy się w tym kierunku nie szkoliła. Panna Marple to przeciwieństwo Poirota – skrywa przenikliwość, zamiast chwalenia się na każdym kroku swoimi „małymi szarymi komórkami”. Dysponuje unikatowym zrozumieniem ludzkiej natury oraz dość chłodną opinią o charakterze wielu osób, co stoi w pewnej sprzeczności z jej pogodnym usposobieniem, puszystymi siwymi włosami, skrzącymi się niebieskimi oczami i zamiłowaniem do dziewiarstwa. Te pozory sprawiają, że panna Marple często dowiaduje się rzeczy, które w innych okolicznościach byłyby dla niej niedostępne. Jak mówi w przedostatniej książce, w której się pojawia – Nemezis – „jestem całkiem zwyczajna. Zwykła, dość roztrzepana starsza pani. A to oczywiście znakomity kamuflaż”. Panna Marple aż do samego końca swych detektywistycznych przygód doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich zalet.

W jednym z wczesnych opowiadań, Narzędziu zbrodni, opublikowanym w 1941 roku, młody inspektor mówi: „Panno Marple, obecnie ludzie nie zostawiają odcisków palców czy popiołu z papierosów”. Być może właśnie dlatego w wydanej rok później Idealnej służącej panna Marple nie pozostawia nic przypadkowi i jedyny raz przeprowadza śledztwo z wykorzystaniem metod naukowych. Zakłada, że pewna podejrzanie wyglądająca pokojówka nie będzie na tyle niedbała, by pozostawić policji swoje odciski palców na miejscu zbrodni. Postanawia więc sama je zdobyć. Jak zwykle udaje roztrzepaną starszą panią i upuszcza torebkę, gdy wspomniana pokojówka odprowadza ją do drzwi. Kiedy wypadają z niej niedojedzony, odpakowany, lepki cukierek oraz lusterko, pokojówka postanawia pokazać, jak wspaniałą jest służącą, podnosi najpierw jeden, a następnie drugi przedmiot i oddaje je z pozoru wdzięcznej starszej pani. Nie podejrzewa jednak, że wytłumaczenie, jakoby lepki słodycz znalazł się tam dlatego, iż pewne dziecko raczyło się nim, a następnie wrzuciło jego resztę do torebki panny Marple, nie jest prawdziwe. Umieściła go tam celowo sama panna Marple, podobnie zresztą jak lusterko, mając nadzieję, że złapie pokojówkę w pułapkę, gdy ta zostawi lepki ślad palca na lśniącej powierzchni lusterka! Tego typu odciski nazywamy widocznymi – można je spostrzec na przykład dzięki użyciu substancji, która czyni je właśnie lepiej widocznymi, a nawet nieco trójwymiarowymi.

Ich nazwa bierze się stąd, że można je zauważyć gołym okiem, w przeciwieństwie do tych ukrytych. Odciski palców, które pozostawiamy na nierdzewnej stali w kuchni, nie zaliczają się jednak do tej kategorii, bo one powstają w wyniku pojawienia się naturalnych wydzielin naszej skóry. Ślady widoczne powstają w wyniku działania dodatkowych substancji przenoszonych na opuszkach palców, takich jak krew, farba, czekolada, tusz, czerwone wino, odchody lub – jak w przypadku sprawy badanej przez pannę Marple – słodycze. Lista ta nie ma końca. Takie odciski zazwyczaj można sfotografować i porównać z innymi bez stosowania specjalnych metod ich zdejmowania.

Zastanawiam się, czy panna Marple wiedziała, że nazywa się je widocznymi odciskami lub że można je sfotografować. W każdym razie nic dziwnego, że szef Scotland Yardu, sir Henry Clithering, tak bardzo ją ceni. W końcu pomogła mu złapać wielu przestępców w 12 książkach i licznych opowiadaniach, w których się pojawia.

Ostatni rodzaj odcisków palców – z którym nie spotkamy się w żadnej książce Christie – to odciski plastyczne. To trójwymiarowy odcisk pozostawiony na miękkim, plastycznym materiale, takim jak kit okienny, modelina czy wosk. Podobnie jak w przypadku widocznych śladów można je dostrzec gołym okiem i zebranie ich nie wymaga skomplikowanych metod. Zdarzały się przypadki prawdziwych zbrodni, gdy takie odciski znajdowano na czekoladkach, więc miejcie świadomość, że jeśli wzięliście z bombonierki twardą czekoladkę z toffi i – zrozumiawszy swój błąd – zamierzacie ją odłożyć i wymienić na bardziej miękką, możecie zostać nakryci przez domorosłego śledczego z waszej rodziny. Takie odciski także zazwyczaj się fotografuje, korzystając z dodatkowego oświetlenia, by lepiej uwypuklić ich cechy.

Mówimy tu o śladach, używając terminu „odciski palców”, ale oczywiście to samo odnosi się do odcisków dłoni, a nawet pięt czy palców u nóg, choć te rzadziej znajduje się na miejscach przestępstw. Stanowią jednak równie mocny dowód w sądzie, bo także są unikatowe. Być może Agatha Christie przewidziała to już w 1926 roku? W Zabójstwie Rogera Ackroyda doktor Sheppard mówi: „Gdyby na rękojeści sztyletu znajdowały się odciski palców u stopy, mielibyśmy do czynienia z zupełnie inną sytuacją”.

Historia analizy daktyloskopijnej

Najwcześniejszy znany przypadek celowego wykorzystania odcisków palców pochodzi z czasów rządów Hammurabiego z Babilonu, około 1800 lat p.n.e. Babilońscy autorzy dodawali odcisk palca na glinianych tabliczkach z pismem klinowym, by zapobiec fałszerstwom, zwłaszcza w przypadku pism dotyczących umów biznesowych. Babilonia znajdowała się w historycznym regionie zwanym Mezopotamią. Agatha Christie nie tylko odwiedzała tamte okolice w ramach wykopalisk archeologicznych, ale także napisała o nich kilka książek, w tym – co oczywiste – Morderstwo w Mezopotamii. Mogę tylko spekulować w kwestii tego, czy wiedziała, że tak uwielbiane przez nią odciski palców wykorzystywano oryginalnie tysiące lat wcześniej w miejscu, które często nazywała swoim domem, lecz trudno nie docenić tego zaskakującego połączenia między jej twórczością a zainteresowaniem archeologią. W autobiografii, gdy opowiada, jaką radość sprawiała jej pomoc Maxowi podczas wykopalisk w Mezopotamii, pisze: „Tabliczki z umowami są niezwykle interesujące, bo rzucają światło na to, jak wyglądały umowy, w ramach których ktoś sprzedawał siebie jako niewolnika lub adoptował syna”17. Istnieje zatem spora szansa, że widziała jedne z pierwszych odcisków palców wykorzystywanych w celu identyfikacji, choć być może nie zdawała sobie sprawy z ich znaczenia dla nauki. Nie uważała siebie za „archeologa naukowca” i przez większość czasu zajmowała się fotografowaniem i oczyszczaniem znalezisk, lecz jej mąż, Max, miał na ten temat inne zdanie. „Czy jesteś świadoma tego, że obecnie posiadasz większą wiedzę na temat prehistorycznych naczyń niż niemal każda kobieta w Anglii?”18.

Jeszcze istotniejsze od wykorzystywania przez Babilończyków odcisków palców do podpisywania umów jest to, że identyfikowali za ich pomocą także przestępców, co jest wyraźnym dowodem na naukowe podejście do zbrodni całe wieki przed tym, jak na Zachodzie stworzono biura zajmujące się tym zagadnieniem. Skromny odcisk palca przeszedł niezwykle interesującą drogę przez te cztery tysiące lat.

W historii ludzkości odciski palców i dłoni służyły głównie do identyfikacji, a nie w celach naukowych, jak obecnie. W Chinach już od 300 r. p.n.e. wykorzystywano linie papilarne na palcach i dłoniach do identyfikacji, początkowo za pomocą gliny, a następnie tuszu. Stamtąd zwyczaj ten przeniósł się do Japonii, która czerpała z Chin liczne wzorce. Gdy emigranci z Chin i Japonii osiedlali się w sąsiednich krajach, wraz z nimi rozprzestrzeniała się wiedza o odciskach palców. Dotarła aż do Indii.

Nic dziwnego, że Agatha Christie tak często wspomina Indie w książkach. Przecież od 1858 do 1947 roku kraj ten znajdował się pod wzbudzającym spore kontrowersje zwierzchnictwem brytyjskim. To właśnie w Indiach Brytyjskich spędzały sporo czasu postaci takie jak major Barry z książki Zło czai się wszędzie, kapitan Wyatt z Tajemnicy Sittaford czy sir Henry Angkatell z Niedzieli na wsi. Wszyscy wymienieni „zanudzają” rozmówców szczegółami swojego życia w tym kraju. Jedna z takich gaduł – major Palgrave z Karaibskiej tajemnicy – opowiada o Indiach absolutnie wszystkim, w tym jak zwykle ciekawskiej pannie Marple, choć ta tylko częściowo zwraca na niego uwagę, zajęta głównie robótkami ręcznymi. Potem żałuje tego, gdy następnego ranka Palgrave zostaje znaleziony martwy. Wcześniej mówił: „W Indiach, na przykład, w dawnych, złych czasach, dajmy na to, że młoda żona wyszła za starego męża. Nie chciałaby się go pozbywać, bo spalono by ją razem z nim na stosie pogrzebowym…”.

Opisuje ceremonię sati – znaną też jako suttee – złożony i okropny zwyczaj praktykowany w niektórych częściach Indii. Zgodnie z sati żona zmarłego mężczyzny także musi umrzeć, by nie popaść w niełaskę. Kobiety te często składano w ofierze. Palono je żywcem na stosie pogrzebowym, czasami zakopywano żywcem obok zwłok męża. Choć zwyczaj ten nigdy nie został prawnie usankcjonowany, stosowano go w różnych rejonach do połowy XIX wieku, a gdzieniegdzie także jeszcze w wieku XX, choć ludziom Zachodu trudno go było pojąć. Jeden z elementów ceremonii zakładał, że żona pozostawia odcisk dłoni na bramie sati, nim przejdzie przez nią, by spotkać się ze śmiercią. Te bramy wciąż istnieją. Są pokryte odciskami, które stanowią dowód tożsamości tych kobiet, „wyryty w kamieniu”. To wstrząsający przykład wykorzystania odcisków do identyfikacji. W czasie pełnej niepokojów brytyjskiej okupacji Indii władcy określali sati mianem „okropnego” i „okrutnego” zwyczaju. Brytyjczycy zakazali tych ceremonii w 1829 roku, w czym spory udział miał Ram Mohan Roy.

Brytyjska okupacja Indii oraz zwyczaje związane z odciskaniem śladów palców i dłoni prowadzą nas do czasów rozkwitu tej metody w Wielkiej Brytanii. W latach 50. XIX wieku sir William James Herschel pracował jako oficer w indyjskiej służbie cywilnej. Być może wykorzystywał odciski palców w celu identyfikacji, choć nie taki był jego początkowy zamysł. Spontanicznie nakłonił miejscowego biznesmena, by ten odcisnął swoją dłoń na umowie. Mówił, że jego celem było „przestraszenie [go], by nie przyszło mu na myśl późniejsze wypieranie się zawarcia tej umowy”19. To zdawało egzamin. Miejscowi wierzyli, że fizyczny kontakt z dokumentem jest ważniejszy niż sam podpis. Herschel wykorzystywał jedynie odciski palca wskazującego i środkowego, lecz nie zmienia to faktu, że to pierwsze powszechne użycie odcisków palców wynikało z przesądów, a nie nauki. Jednak częstotliwość wykorzystywania przez Herschela odcisków palców sprawiła, że zaczął je dokładniej analizować. Studiował uważniej swoje oraz cudze odciski, a efekty tych dociekań dokumentował przez resztę życia, dowodząc tym samym ich trwałości. Jest uznawany za pierwszego Brytyjczyka, który zauważył unikatowość linii papilarnych oraz – co ważniejsze – ich niezmienność.

Niezależnie od niego Henry Faulds, szkocki lekarz i misjonarz pracujący w Tokio, dokonał fascynującego odkrycia, które rozpoczęło 20-letni „konflikt papilarny” w Wielkiej Brytanii. Podczas odwiedzin na wykopaliskach u boku swojego amerykańskiego znajomego, archeologa, Faulds zauważył, że starożytni garncarze podpisywali własne dzieła – dość mało wprawnie – odciskając na nich ślad palca. Po bliższym zbadaniu tych odcisków, a także odcisków palców swoich i przyjaciół, a nawet studentów, nabrał pewności, że każdy wzór jest unikatowy. Zaczął dokładniej zgłębiać ten temat, korzystając z naukowych metod. Faulds i jego studenci zdrapali własne linie papilarne brzytwą (nie naśladujcie tego w domu), lecz te po jakimś czasie się odtworzyły. Powtórzyli ten eksperyment, usuwając grzbiety różnymi metodami, lecz te za każdym razem pojawiały się w dokładnie takiej samej formie.

Działo się tak dlatego, że Faulds i jego studenci nie powodowali swoimi działaniami głębokich uszkodzeń w tkance. Motyw usuwania linii papilarnych od czasu do czasu pojawia się w sztuce popularnej. Jeśli widzieliście film Siedem, w którym Kevin Spacey gra seryjnego mordercę z obsesją na punkcie siedmiu grzechów głównych, być może pamiętacie, że nie zostawia on żadnych odcisków palców na miejscach zbrodni, bo usuwa je za pomocą żyletki. Naturalnie możemy uznać ten pomysł za absolutnie genialny i zadawać sobie pytanie, czemu prawdziwi przestępcy tego nie robią. Odpowiedź brzmi: ależ robią. Tyle że sam pomysł wcale taki genialny nie jest. W filmie postać, w którą wciela się Spacey, cały czas zakleja krwawiące opuszki palców plastrem, co każe nam zadać pytanie: czemu po prostu nie zaklei palców plastrem, by zapobiec pozostawianiu odcisków i jednocześnie oszczędzić sobie bólu? W rzeczywistości usuwania odcisków palców próbowało wielu kryminalistów w czasach znanych jako era wroga publicznego, czyli w Ameryce lat 30. XX wieku. Sławny przestępca i „wróg publiczny numer jeden”, John Dillinger, zlecił pewnemu niemieckiemu lekarzowi wylanie kwasu chlorowodorowego na opuszki jego palców w celu usunięcia linii papilarnych. Musiał to być potwornie bolesny zabieg. Dillingera zastrzeliła policja z Chicago w 1934 roku. Choć wcześniej przechodził operacje plastyczne, które miały zmienić jego wygląd, w kostnicy natychmiast go zidentyfikowano… dzięki odciskom palców! Kwas nie zadziałał. Co ciekawe, siostrzeniec i siostrzenica Dillingera domagali się w 2019 roku ekshumacji jego zwłok i przeprowadzenia badania DNA, przekonani, że to nie ich wujek zginął tamtego dnia z rąk policji. Powoływali się na fizyczne cechy spoczywającego w grobie ciała, które miały się nie zgadzać z wyglądem ich wujka, w tym na kształt uszu czy uzębienie. W czasie powstawania tej książki sąd odrzucił ten wniosek.

Wróćmy jednak do Henry’ego Fauldsa oraz jego posługujących się brzytwą studentów. Faulds zgromadził wiele materiałów dotyczących swoich badań i w 1880 roku skontaktował się ze znanym biologiem, Charlesem Darwinem. Choć ten odmówił współpracy, bo był już w mocno zaawansowanym wieku (zmarł w 1882 roku, osiem lat przed narodzinami Agathy), przekazał informacje przyrodniemu kuzynowi, wszechstronnie uzdolnionemu Francisowi Galtonowi, który w kolejnych latach doskonalił wysnute przez Fauldsa teorie. W tym samym czasie Faulds napisał także list do redakcji magazynu „Nature”, zatytułowany O rowkach na skórze dłoni20. Udokumentował w nim swoje odkrycia dotyczące niepowtarzalności odcisków palców, przedstawił propozycję ich klasyfikacji, sposób ich pobierania z wykorzystaniem tuszu oraz zawarł nieco informacji o naukowych metodach identyfikacji przestępców. Dodał nawet zaskakująco trafne przewidywania na temat wykorzystania odcisków pobranych z okaleczonych lub rozczłonkowanych zwłok w celu identyfikacji. Podkreślił także konieczność stworzenia bazy danych przestępców oraz ich „niezmiennych wzorów rowków na palcach”.

Miesiąc później do działania przystąpił William Herschel, który napisał odpowiedź na list Fauldsa w „Nature”, oznajmiając, że on oficjalnie korzysta z odcisków palców od 1857 roku. To oczywiście prawda, choć zapomniał dodać, że początkowo robił to po to, by wykorzystać naiwność wierzących w zabobony mieszkańców Indii, i nie wspominał także o potencjalnym zastosowaniu odbitek w kryminalistyce. Teraz twierdził, że wykorzystywał je do identyfikacji osadzonych w więzieniu kryminalistów, a także zdejmował odciski palców emerytów, by zapobiec oszustwom związanym z wyłudzeniem świadczeń emerytalnych.

Fauldsa to jednak nie zniechęcało. Pod koniec lat 80. XIX wieku wrócił do Anglii i wtedy wpadł na pewien pomysł. Postanowił skontaktować się ze Scotland Yardem oraz innymi czołowymi jednostkami policyjnymi w Wielkiej Brytanii, by przekonać je do stworzenia działu odcisków palców, którego praca bazowałaby na jego metodach. Odrzucono jego pomysł, nie do końca wiadomo nawet, z jakich powodów. Faulds miał już zapewne dość tego, że był wiecznie zbywany i ignorowany. Jego wyczerpujący i niezwykle interesujący list do „Nature” przeszedł niemal bez echa, jeśli nie liczyć odpowiedzi od Herschela, który twierdził, że to on jako pierwszy wykorzystywał odciski palców, a teraz jeszcze ta odmowa policji! Zaczął przypuszczać, że odciski palców nigdy nie będą traktowane poważnie jako sposób identyfikacji. Koniec końców praca naukowa Francisa Galtona, napisana w oparciu o wcześniejsze badania Fauldsa, pozwoliła na wyszczególnienie kilku kluczowych ustaleń, które potwierdziły wcześniejsze teorie Fauldsa. Odciski palców:

Zachowują trwałość.Są unikatowe dla każdego człowieka.Są łatwe do sklasyfikowania, przechowywania i dopasowywania na szeroką skalę.

Co ciekawe, motywacja, która popychała Galtona do pracy przy odciskach palców, była dalece mniej altruistyczna niż w przypadku Fauldsa. Galton usiłował za ich pomocą ustalić pochodzenie etniczne, dziedziczność i inteligencję danej jednostki – w dzisiejszych czasach można to uznać za niezwykle kontrowersyjną koncepcję. Nie zdołał udowodnić, że odciski palców mogą ujawnić wspomniane cechy, lecz wyłuszczył trzy podane powyżej niezwykle ważne twierdzenia. Poza tym nazywał się Francis Galton, był spokrewniony z Charlesem Darwinem, więc to jego badania zadecydowały o tym, że odciski palców stały się tak istotne przy identyfikacji przestępców. W 1892 roku, gdy Galton opublikował swoją książkę Fingertips21 i zaczął promować ten temat, podając z jakiegoś powodu pracę Herschela jako swoją inspirację, ludzie w końcu zwrócili uwagę na to zagadnienie. Herschel próbował jakoś wyjść z twarzą i napisał kolejny list do „Nature”, przypisując oryginalne odkrycie wyłącznie Fauldsowi. Nie został on jednak zauważony przez czytelników, którzy utożsamiali już zagadnienie wykorzystania odcisków palców z nazwiskami Herschela i Galtona.

Mimo pracy Fauldsa i tego, że Herschel publicznie przyznał mu pierwszeństwo na tym polu, zdawało się, że już zawsze największe zasługi będą przypisywane Herschelowi. Galton również odnosił kolejne sukcesy, publikując dwie kolejne pozycje o tej tematyce: Odszyfrowywanie niewyraźnych odcisków palców (1893) oraz Katalogowanie odcisków palców (1895)22.

Niedługo później, w 1901 roku, były generalny inspektor policji w Bengalu, Edward Henry, powrócił do Anglii i objął posadę komisarza pomocniczego w Scotland Yardzie. Był orędownikiem zastosowania odcisków palców w kryminalistyce, tłumacząc, że korzystał z nich w Indiach i opracował system klasyfikacji, który znacznie ułatwił pracę z nimi. Nazwał go, niezwykle skromnie, systemem Henry’ego. Zawierał on znany nam dziś formularz z miejscem na dziesięć odcisków. Tym razem pomysł ten potraktowano niezwykle poważnie, w czym niewątpliwie pomogło to, że Edward Henry był przyjacielem – tak jest, zgadliście! – Francisa Galtona. W tym samym roku otwarto Biuro Odcisków Palców działające w Scotland Yardzie. Wkrótce podobne jednostki stworzono w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.

W większości prac poświęconych temu zagadnieniu odkrycie zastosowania odcisków palców w kryminalistyce przypisuje się trzem osobom: Herschelowi, Galtonowi i Henry’emu. Tym samym ignoruje się wkład Fauldsa. Ten przez wiele lat pisał listy do ważnych redakcji, wyjaśniając, że to on jako pierwszy odkrył wagę odcisków palców i już 20 lat wcześniej próbował przekonać Scotland Yard do otwarcia zajmującej się tym jednostki, lecz nic nie wskórał. Nic dziwnego, że gdy umierał w marcu 1930 roku, był rozgoryczony tym, iż nie doceniono jego wkładu w rozwój tej dziedziny.

Przypisy końcowe

1 Wszystkie cytaty z książek Agathy Christie w tłumaczeniu Jakuba Michalskiego.

2Detectives in Novels and Detectives in the Laboratory.

3Ch. Osborne, The Life and Crimes of Agatha Christie, Collins, London 1982.

4Traité de Criminalistique.

5A. Christie, An Autobiography, HarperCollins, London 2011.

6M. Holgate, Stranger than Fiction: Agatha Christie’s True Crime Inspirations, History Press, Stroud 2010.

7R. Tait, Iran Arrests Agatha Christie Serial Killer, „Guardian”, 21 maja 2009.

8Cytat za Biblią Tysiąclecia.

9C. Cook, The Agatha Christie Miscellany, History Press, Stroud 2013.

10Ibid.

11A. Christie, An Autobiography.

12L. Thompson, Agatha Christie: A Mysterious Life, wyd. 2007, Headline, London 2020.

13Modern Criminal Investigation.

14M. Edwards, The Golden Age of Murder, HarperCollins, London 2015.

15The Detection Club, Anatomy of Murder, red. Edwards Martin, wyd. 2014, HarperCollins, London 2019.

16 Rozmowa autorki z twórcami The Double Loop Podcast, 19 maja 2020.

17A. Christie, An Autobiography.

18Ibid.

19G. Moore, History of Fingerprints, onin.com/fp/fphistory.html, 9.05.2021, dostęp 13.08.2020.

20H. Faulds, On the Skin-Furrows of the Hand, „Nature” 22, 605 (1880), https://doi.org/10.1038/022605a0, dostęp 13.08.2020.

21Odciski palców.

22Odpowiednio Decipherment of Blurred Finger Tips oraz Fingerprint Directories.

Murder Isn’t Easy. The Forensics of Agatha Christie

Copyright © Carla Valentine 2021

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2022

Copyright © for the Polish translation by Jakub Michalski 2022

Redakcja – Anna Strożek

Korekta – Grzegorz Krzymianowski, Paulina Stoparek

Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc

Projekt okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Grafiki na okładce – vectortatu, Marzufello, AKaiser, MicroOne / Shutterstock.com

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2022

ISBN mobi: 9788382106961

ISBN epub: 9788382106978

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Dagmara Kolasa, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Agnieszka Jednaka

Promocja: Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Karolina Prewysz-Kwinto, Paulina Gawęda, Beata Nowak, Piotr Jankowski

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga, Mateusz Wesołowski

E-commerce: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Paweł Kasprowicz, Marcin Mendelski

Administracja: Klaudia Sater, Monika Kuzko, Małgorzata Pokrywka

Finanse: Karolina Żak, Honorata Nicpoń

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl