Moment pęknięcia - Kasia Magiera - ebook
NOWOŚĆ

Moment pęknięcia ebook

Kasia Magiera

4,5

46 osób interesuje się tą książką

Opis

Jedno zdarzenie, gest lub słowo może uwolnić siłę, determinację i odwagę, o jakiej nikt dotąd nie miał pojęcia. Wtedy następuje Moment pęknięcia.

Rodzina Oli zgłasza jej zaginięcie. Kiedy policjanci przybywają do jej domu, szybko orientują się, że bliscy kobiety niewiele o niej wiedzą. Mąż i syn nie wydają się przejmować jej zniknięciem, jedynie córka okazuje zaniepokojenie niecodzienną sytuacją.

Z każdym dniem trwania śledztwa stróże prawa odkrywają zdumiewającą prawdę o życiu Oli. I zadają sobie istotne pytania. Czy kobieta popełniła samobójstwo? A może ktoś jej w tym pomógł?

W tym samym czasie Anna rozpoczyna nowy rozdział w życiu. Wreszcie może zacząć żyć tak, jak od dawna pragnęła.

Dostaje nową pracę, poznaje nowych przyjaciół, a na jej drodze pojawia się młodszy od niej mężczyzna – Igor.

Igor fascynuje, jest uosobieniem długo wyczekiwanej przez Annę wolności, swobody i niezależności. Dzięki niemu może lepiej zrozumieć własne emocje i pragnienia, a realizacja marzeń staje się osiągalna.

Jednego dnia życie Oli i Anny zmienia się diametralnie, gdyż postanowiły, że chcą żyć inaczej niż do tej pory.

Czy zawsze istnieje możliwość nowego startu? Czy los daje drugą szansę, gdy tego pragniemy?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 683

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (10 ocen)
5
5
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
czytanienaplatanie

Nie oderwiesz się od lektury

Czasem tkwimy w toksycznych relacjach z przyzwyczajenia, strachu przed zmianą, czy tym, co ludzie powiedzą. Czasem brakuje siły, odwagi, nadziei, że za zakrętem może czekać coś lepszego niż znane, doświadczane codziennie zło odbierające całą radość życia. Najnowszy kryminał Kasi Magiery „Moment pęknięcia” jest w dużej mierze manifestem kobiet zepchniętych do roli służących we własnym domu, poniżanych i pozbawianych poczucia kobiecości i własnej wartości przez swoje rodziny. Kobiet, które chcą znaleźć w sobie siłę, by powiedzieć dość, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście. W codzienności kobiet, których życie poznajemy, każda z nas znajdzie choć część własnych spraw, problemów i emocji, dlatego tak łatwo utożsamić się z bohaterkami i wraz z nimi odczuwać. Naturalnie rodzą się refleksje nad nierówną pozycją kobiet i mężczyzn, uleganiem presji społecznej i ze strony rodziny, nad uginaniem się pod naporem oczekiwań i zatracaniem w tym wszystkim siebie. I w końcu nad krytyką kobiet, któr...
00
ShineOfTheBook

Dobrze spędzony czas

Pierwszy (chyba) nietypowy kryminał i szczerze zaciekawił mnie od samego początku gdzie na pierwszych stronach już akcja się zaczęła od zniknięcia „głowy rodziny” albo jak kto woli kury domowej organizującej wszystkim zcie i bez której jak możemy zauważyć wszystko wywraca się do góry nogami… ale o tym zaraz … bo przypadkowo trafiłem na tą książkę i po wymianie kilku zdań z autorka przekonałem się, że warto sięgnąć po nią bo można powiedzieć że jest to taki eksperyment łączenia kryminału z nutką romansu i zaplecione to lianami z psychologii? Tak to można tu ująć i czy to zagrało - odpowiem tak… zaebiscie dobrze siadła ta książka. Czy już przymierzam się do sięgnięcia po kolejny tytuł - tak. A co do samej Kasi - przemiła i nietuzinkowa osobowość. Wracając do książki. Z treści możemy od razu wywnioskować o czym jest i nie jest - poszlak kilka - porwanie, zabójstwo, ucieczka, każdą możliwość była brana pod uwagę i do samego końca nie byłem w stanie przewidzieć co i jak. Szacuneczek. Co...
00
Malwi68

Dobrze spędzony czas

"Moment pęknięcia" autorstwa Kasi Magiery to poruszająca opowieść o dwóch kobietach, których życie splata się w dramatyczny sposób. Głęboko ukryte tajemnice, zaskakujące zwroty akcji i nieoczekiwane decyzje bohaterów sprawiają, że książka wciąga od pierwszych stron. Magiera buduje napięcie, stopniowo odsłaniając kolejne warstwy historii Oli i Anny. Zagadkowe zaginięcie Oli staje się punktem wyjścia do zgłębiania jej życia, które okazuje się pełne tajemnic i niejasności. W międzyczasie Anna stawia pierwsze kroki na ścieżce wolności i samorealizacji, a pojawienie się Igora dodaje nowych emocji i niepewności. Autorka zręcznie porusza tematy trudnych wyborów, odwagi oraz możliwości nowego początku. Czy los rzeczywiście daje drugą szansę? To pytanie towarzyszy nam przez całą lekturę, prowokując do refleksji nad własnym życiem i decyzjami. "Moment pęknięcia" to powieść, która nie tylko wciąga fabułą, ale również porusza głębokie emocje i stawia istotne pytania. To lektura, która zostaje z...
00

Popularność




Od autorki

Wszyst­kie wyda­rze­nia i postaci są fik­cyjne. Wszel­kie podo­bień­stwa do rze­czy­wi­stych osób są przy­pad­kowe.

Od dłuż­szego czasu nur­to­wał mnie pomysł na tę książkę, jed­nak dopiero po zaist­nie­niu pew­nych oko­licz­no­ści zde­cy­do­wa­łam się nadać jej realny wymiar.

Ta książka jest inna od dzie­wię­ciu poprzed­nich. Zawiera mniej ele­men­tów kry­mi­nal­nych, a wię­cej sku­pia się na aspek­tach psy­cho­lo­gicz­nych i oby­cza­jo­wych. Przed­sta­wia histo­rie kobiet, ich życiowe wybory i kon­se­kwen­cje róż­nych decy­zji. Zale­żało mi na tym, aby poka­zać, że ustęp­stwa i speł­nia­nie czy­ichś ocze­ki­wań nie zawsze przy­no­szą korzy­ści.

Książka sta­nowi nie­wielki wyci­nek tego, co się dzieje, kiedy przez wiele lat tłu­mimy nasze emo­cje i ocze­ki­wa­nia, bo boimy się, że inni będą nas osą­dzać. Oba­wiamy się, że zosta­niemy uznani za dzi­wa­ków lub ego­istów. Być może czy­tel­nicy w tej książce znajdą sytu­acje, które znają z wła­snego życia lub życia ich bli­skich, i prze­czy­tają ją z zain­te­re­so­wa­niem, zda­jąc sobie sprawę, że fabuła jest bli­ska rze­czy­wi­sto­ści.

Przy kształ­to­wa­niu jed­nego z boha­te­rów, który ma istotne zna­cze­nie w fabule, poma­gała mi osoba, która wcze­śniej nie była zaan­ga­żo­wana w moje życie zawo­dowe. Tą osobą jest Paweł Głód, któ­rego pozna­łam jakiś czas temu w stu­diu tatu­ażu. Paweł to arty­sta, któ­rego prace (tatu­aże i obrazy) mnie ocza­ro­wały. Pod­czas roz­mów z Paw­łem zacie­ka­wiło mnie jego spoj­rze­nie na rela­cje mię­dzy­ludz­kie. Uświa­do­mi­łam sobie, że w dzi­siej­szym świe­cie kon­takty mogą mieć nieco inny cha­rak­ter, niż wcze­śniej mi się wyda­wało. Zain­try­go­wał mnie spo­sób myśle­nia Pawła, odmienny od mojego. Dla­tego posta­no­wi­łam powie­rzyć jed­nego z boha­te­rów – Igora – w jego ręce. Doświad­cze­nia i podej­ście do życia Pawła ide­al­nie wpa­so­wały się w postać, którą zamie­rza­łam umie­ścić w fabule. Bez pomocy Pawła Igor miałby zupeł­nie inną oso­bo­wość.

Paweł jest rów­nież auto­rem pro­jektu okładki do książki. Efekt prze­szedł moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Pole­cam stronę Pawła, aby zapo­znać się z jego pra­cami https://www.insta­gram.com/wnie­ko­lo­rze/.

Pod­czas pisa­nia tej książki waż­nym aspek­tem było, że w 2023 roku skoń­czy­łam czter­dzie­ści lat. To zmo­ty­wo­wało mnie do reflek­sji nad moim życiem, nad tym, co prze­ży­łam, osią­gnę­łam, jakie decy­zje pod­ję­łam i czego jesz­cze mogę się spo­dzie­wać.

Na zawar­tość niniej­szej książki wpływ miały rów­nież roz­mowy z kobie­tami w moim wieku i nieco star­szymi. Oka­zało się, że pewne dyle­maty, prze­my­śle­nia i wąt­pli­wo­ści są powszechne. Posta­no­wi­łam więc wyko­rzy­stać to, two­rząc fabułę. Zazwy­czaj mówi się o kry­zy­sie wieku śred­niego u męż­czyzn, ale nie można zapo­mi­nać, że kobiety rów­nież doświad­czają go w swoim życiu, choć w nieco inny spo­sób.

Dopiero nie­dawno zaczęto o tym gło­śno mówić. Kobiety mają prawo pra­gnąć cze­goś wię­cej niż tylko bycia żonami i mat­kami, mimo że spo­łeczne normy narzu­cają im te spe­cy­ficzne role. Cza­sami jed­nak warto posłu­chać wewnętrz­nego głosu, aby poczuć się speł­nioną. To nie jest ego­izm, lecz wyraz samo­świa­do­mo­ści.

Ktoś kie­dyś przed­sta­wił okre­ślony spo­sób życia, który ma ucho­dzić za ten wła­ściwy, a odstęp­stwo od tra­dy­cyj­nego sche­matu jest oznaką braku przy­sto­so­wa­nia do norm spo­łecz­nych. Jed­nak życie nie powinno pole­gać na cią­głym dosto­so­wy­wa­niu się do ocze­ki­wań innych, wbrew temu, co czu­jemy i pra­gniemy. Próba speł­nie­nia stan­dar­dów innych ludzi pro­wa­dzi do fru­stra­cji, nie­za­do­wo­le­nia z życia i ocze­ki­wa­nia na cud, który pozwoli nam uwol­nić się od „wię­zów”. Dopóki nie wyrzą­dzamy nikomu krzywdy, powin­ni­śmy kie­ro­wać się wła­snym szczę­ściem. Jed­no­cze­śnie pamię­ta­jąc, że szczę­ście nie jest stałe, ponie­waż pod wpły­wem doświad­czeń życio­wych, spo­tka­nych ludzi i wyda­rzeń defi­ni­cja szczę­ścia może ulec zmia­nie.

Zapra­szam do czy­ta­nia. Pozdra­wiam ser­decz­nie.

Kasia Magiera

9 czerwca 2022, czwartek, Kraków

Upo­rczywa melo­dia sym­fo­nii Vival­diego nie­prze­rwa­nie pły­nęła ze smart­fona leżą­cego na komo­dzie. Trwało to dłuż­szą chwilę, dla­tego śpiący do tej pory męż­czy­zna pode­rwał się gwał­tow­nie i ruszył, aby go uci­szyć.

– Kurwa – fuk­nął zaspany, bio­rąc do ręki cią­gle dzwo­niący tele­fon, bo na wyświe­tla­czu zoba­czył imię sekre­tarki.

– Halo – ode­brał gniew­nie.

– Panie pre­ze­sie, kiedy pan będzie? Bez pana zebra­nie się nie odbę­dzie – wyja­śniła kobieta po dru­giej stro­nie słu­chawki.

– Zebra­nie zostało zapla­no­wane na dzie­wiątą – oświad­czył sta­now­czo.

– Ale jest pięć po dzie­wią­tej – oznaj­miła opa­no­wa­nym gło­sem, a on zastygł, po czym spoj­rzał na roleksa leżą­cego na komo­dzie, z któ­rej wła­śnie wziął tele­fon.

Sekre­tarka mówiła prawdę.

Poczuł, jak momen­tal­nie ska­cze mu ciśnie­nie.

– Kurwa, zaspa­łem – wysy­czał do słu­chawki, a kobieta po dru­giej stro­nie mil­czała. – Powiedz, że będę za godzinę, bo zatrzy­mały mnie ważne sprawy rodzinne – zako­mu­ni­ko­wał.

– Dobrze, prze­każę – odparła chłodno.

Pra­co­wała dla niego od dwóch lat. Nauczyła się spraw­nie wyko­ny­wać jego pole­ce­nia. Nie lubił się powta­rzać i zawsze musiało być tak, jak chciał. Nawet jeśli uwa­żała, że szef popeł­nia błąd, nie mówiła mu tego, sam musiał do tego dojść. Mar­lena Zdro­jew­ska dostała pracę sekre­tarki pre­zesa Naro­do­wego Banku z oddzia­łem w Kra­ko­wie przez zna­jo­mo­ści. Co nie zmie­niało faktu, że Emil Wol­ski trak­to­wał ją z góry, ale tylko dla­tego, że nie reago­wała na jego koń­skie zaloty i próby nakło­nie­nia ją do pój­ścia z nim do łóżka.

Jak na męż­czy­znę przed pięć­dzie­siątką był atrak­cyjny, ale Mar­lena uwa­żała go za gbura, któ­remu wyda­wało się, że skoro ma pozy­cję, zna­jo­mo­ści i pie­nią­dze, to inni mają go słu­chać. Odstrę­czał ją, ale pracę wyko­ny­wała bez zarzu­tów, więc nie mógł się do niej docze­pić.

Emil roz­łą­czył się i rzu­cił z impe­tem iPhone’a na łóżko.

– Olka! – zawo­łał, otwie­ra­jąc drzwi sypialni. – Olka! – powtó­rzył, nie otrzy­maw­szy odpo­wie­dzi. – Nie obu­dzi­łaś mnie! Wiesz, która jest godzina!? – pie­klił się, mimo że ni­gdzie nie widział żony.

– Tato, dla­czego tak krzy­czysz? – Ze swo­jego pokoju wyszła zaspana nasto­latka.

– Cie­bie też matka nie obu­dziła? – zapy­tał, ale nie­przy­tomna dziew­czyna patrzyła na niego nie­ro­zu­mie­ją­cym wzro­kiem. – Jest po dzie­wią­tej!

– Jak to? – Ta infor­ma­cja ją prze­bu­dziła. – O ósmej mia­łam test z matmy!

– Ludzie, daj­cie żyć. – W drzwiach kolej­nego pokoju poja­wił się wysoki i szczu­pły chło­pak.

– Na którą masz do szkoły? – dopy­ty­wał Emil.

– Na siódmą. Naj­pierw mam tre­ning, a potem lek­cje, a co? – wyja­śnił obo­jęt­nie.

Mimo że został obu­dzony nagle i czuł poiry­to­wa­nie, do ojca zawsze sta­rał się odzy­wać grzecz­nie. Tata bywał apo­dyk­tyczny, ale jeśli nie wcho­dziło się mu w drogę, to dało się z nim doga­dać.

– No to się spóź­ni­łeś – zako­mu­ni­ko­wał Emil.

Chło­pak skrzy­wił się i wró­cił do pokoju, aby spoj­rzeć na godzinę w tele­fo­nie.

– Cho­lera! – usły­szeli stłu­miony krzyk dobie­ga­jący z pokoju. – Mamo! Nie obu­dzi­łaś mnie! – Inten­syw­ność krzyku zwięk­szyła się, kiedy Borys wypadł z pokoju cały w ner­wach. – Tre­ner się wku­rzy! Mamooo!

Zeszli na dół, poszu­ku­jąc spraw­czyni poran­nego zamie­sza­nia.

– Ola!

– Mamo!

Prze­krzy­ki­wali się, ale kobieta się nie odzy­wała.

– Nie ma jej w kuchni – oznaj­miła ze zdzi­wie­niem Ame­lia.

Każ­dego ranka, od kiedy pamię­tała, mama zawsze rano urzę­do­wała w kuchni. To było jej kró­le­stwo.

– Spraw­dzę w piw­nicy – stwier­dził Borys. – Może jest w spi­żarni.

– A ja zoba­czę w garażu i na podwórku – zde­cy­do­wał Emil, czu­jąc złość.

Każdy poszedł w swoją stronę, nawo­łu­jąc kobietę.

– Nie ma jej – powie­działa nasto­latka w noc­nej koszuli, kiedy dołą­czyli z bra­tem do ojca przed drzwi domu. – Może poszła ze Snaj­pe­rem na spa­cer? – rzu­ciła kolejną hipo­tezę, choć w nią wąt­piła już na star­cie. – Snaj­per! – zawo­łała.

Nie minęło kilka sekund, a pies zja­wił się, mer­da­jąc rado­śnie ogo­nem.

– Może poszła do sklepu? – Wzru­szył ramio­nami Borys.

To było kolejne bez­sen­sowne przy­pusz­cze­nie. Ola nie miała w zwy­czaju cho­dzić na zakupy rano, przed wypra­wie­niem ich do szkoły. Codzien­nie budziła ich rano. Naj­pierw Borysa, a godzinę póź­niej Ame­lię i Emila. Robiła śnia­da­nie i przy­go­to­wy­wała ich do wyj­ścia oraz odwo­ziła. Tak wyglą­dał każdy pora­nek od kilku lat.

– Zadzwo­nię do niej, bo to są jakieś jaja – stwier­dził wście­kły Emil. Wybrał numer Oli, ale natych­miast włą­czyła się poczta gło­sowa. – Kurwa mać! – krzyk­nął. – Ma wyłą­czony tele­fon – fuk­nął roz­sier­dzony, zauwa­ża­jąc, że sąsiadka z naprze­ciwka się im przy­gląda. – Co się pani tak gapi? Nie ma pani nic lep­szego do roboty z rana, tylko pod­słu­chi­wać sąsia­dów!?

Kobieta zro­biła obu­rzoną minę i weszła do domu.

– Na waszej matce nie można pole­gać. Kiedy jest potrzebna, to wycina taki numer.

Ame­lia, sły­sząc słowa ojca, zało­żyła ręce na pier­siach i nabur­mu­szyła się. Nie zga­dzała się z nim. Może ostat­nio nie miała ide­al­nych rela­cji z mamą, ale to, co wie­działa o niej na pewno, to to, że rodzina jest dla niej naj­waż­niej­sza i zawsze jest, kiedy jej potrze­bują. Słowa ojca były nie­spra­wie­dliwe. Ame­lia nie pałała do niego sym­pa­tią, choć chęt­nie korzy­stała z luk­su­sów, które ofe­ro­wała jego pozy­cja.

– A jeśli mamie stało się coś złego? – zasu­ge­ro­wała. – Zadzwo­nię do cioci Celiny, może coś wie.

Zamie­rzała ruszyć do góry, do pokoju po tele­fon, ale ojciec ją zatrzy­mał.

– Nie dzwoń do niej, bo od razu zrobi aferę. – Od dawna nie był w dobrych kon­tak­tach ze szwa­gierką. Teściowa była mu przy­chylna i na jej wspar­cie mógł liczyć, ale sio­stra Oli była wobec niego kry­tyczna. – Teraz damy sobie radę, a wie­czo­rem wyja­śnimy sobie z mamą, co to za nowe zwy­czaje wpro­wa­dziła znie­nacka – zde­cy­do­wał. Czuł buzu­jący gniew. Była już pra­wie dzie­wiąta trzy­dzie­ści, a on na­dal był w domu. – Zbie­raj­cie się, pod­rzucę was do szkoły.

– Nie jedli­śmy śnia­da­nia – oświad­czyła Ame­lia.

– Weź sobie banana albo jabłko, a w szkole coś kupisz, dam ci pie­nią­dze – odpo­wie­dział Emil ze zło­ścią.

– Kurde, ale ja mam dietę, mama zawsze robi mi rano… – zaczął Borys, jed­nak widząc minę ojca, nie dokoń­czył, tylko ruszył do pokoju, aby się ubrać.

Pięt­na­ście minut póź­niej wsia­dali do samo­chodu. Ame­lia ubrana w krótki top odsła­nia­jący brzuch i skąpe szorty zdo­bione świe­cą­cymi krysz­tał­kami. Miała skwa­szoną minę, gdyż nie zdą­żyła się wyma­lo­wać tak, jak lubiła. Musiała zabrać do szkoły kosme­tyczkę, aby dokoń­czyć maki­jaż w toa­le­cie.

– Co ty masz na sobie? – rzu­cił Emil z obu­rze­niem.

Na co dzień to Ola odwo­ziła dzieci do szkoły, więc nie miał poję­cia, jak się ubie­rały. Córkę widy­wał głów­nie wie­czo­rami, gdy była już w domu, w piża­mie.

– Taka moda – odparła.

Emil spoj­rzał na syna, szu­ka­jąc u niego potwier­dze­nia. Chło­pak poki­wał głową. Jed­nak męż­czy­zna nie był prze­ko­nany. Dla niego córka wyglą­dała nie­od­po­wied­nio, ale nie miał już czasu cze­kać, aż się prze­bie­rze. Syn wyglą­dał tylko tro­chę lepiej. Miał na sobie pognie­ciony T-shirt Calvin Klein i wytarte jeansy z pokaź­nymi dziu­rami na kola­nach. Jego twarz przy­ozda­biały kla­syczne ray-bany.

– Ale masz brudne auto – stwier­dziła Ame­lia, wcho­dząc do wozu ostroż­nie, aby się nie wybru­dzić.

– Na polu gol­fo­wym było błoto – wyja­śnił. – Płacę tam mają­tek, a syf jak na budo­wie.

Po dro­dze w samo­cho­dzie pano­wała cisza. Emil i Borys sta­rali się stu­dzić nerwy, ale obaj już pla­no­wali, co powie­dzą Oli wie­czo­rem, kiedy ją zoba­czą.

Nato­miast Ame­lia sta­rała się dodzwo­nić do mamy, a kiedy po kilku pró­bach na­dal włą­czała się poczta, posta­no­wiła wysłać SMS-a. Miała nadzieję, że kiedy tylko mama włą­czy tele­fon, to zoba­czy od niej wia­do­mość i da znać, co się z nią dzieje. Dziew­czyna czuła zanie­po­ko­je­nie. Mama ni­gdy nie zni­kała bez słowa, a zwłasz­cza rano.

Kiedy zatrzy­mali się przed wej­ściem jed­nego z pry­wat­nych liceów, Emil wrę­czył dzie­ciom po stu­zło­to­wym bank­no­cie z pole­ce­niem, aby kupili sobie coś do zje­dze­nia.

– Mam dziś wizytę u den­ty­sty, co będzie, jeśli mama po mnie nie przy­je­dzie? – zapy­tała nasto­latka, zanim wysia­dła.

– Ama, ile ty masz lat? – burk­nął ze zło­ścią ojciec. – Chyba wiesz, gdzie cho­dzisz do den­ty­sty. Możesz jechać sama – orzekł, po czym dodał: – Zresztą mama na pewno przy­je­dzie.

Ame­lia przez chwilę patrzyła na niego, nie odzy­wa­jąc się, ale w końcu kiw­nęła głową i wysia­dła.

Gdy Emil odje­chał, Ame­lia z Bory­sem ruszyli do szkoły w mil­cze­niu.

– Widzimy się na dłu­giej prze­rwie? – zapy­tała, gdy byli już w środku.

– Zoba­czymy, Bastek zała­twił nowy towar i chcemy spró­bo­wać – rzu­cił Borys.

Ame­lia zaci­snęła usta. Nie podo­bało się jej, że pla­no­wali ćpać w szkole. Jed­nak brat z jej chło­pa­kiem czuli się tu pew­nie jak pano­wie na swo­ich wło­ściach.

Każde ruszyło w swoją stronę, nie wie­dząc, co robić. Była to nie­ty­powa godzina na przy­cho­dze­nie do szkoły, lek­cja już trwała.

9 czerwca 2022, czwartek, Słupsk

– Nooo nie! Cho­lera! – pomsto­wała pod nosem prze­mo­czona kobieta, szar­piąc się z walizką. Deszcz padał coraz moc­niej i kiedy już myślała, że bez­piecz­nie schroni się w przy­zwo­icie wyglą­da­ją­cym pubie, to kółka walizki utknęły w szcze­li­nach meta­lo­wej wycie­raczki.

W despe­ra­cji kop­nęła twardą walizkę, ale bagaż ani drgnął.

– Łoł, łoł, łoł! Pomogę – usły­szała za ple­cami głę­boki męski głos, który sko­ja­rzył się jej z barwą, jaką miał Axl Rose.

Była zmok­nięta i zmę­czona, więc nie pro­te­sto­wała. Młody męż­czy­zna bez trudu wyjął walizkę z potrza­sku i poło­żył ją w środku, po dru­giej stro­nie drzwi. Spoj­rzał na nią. W wyniku desz­czu jej dłu­gie brą­zowe włosy przy­klap­nęły, a pod oczami zro­biły się czarne zacieki od tuszu. – Dzię­kuję – powie­działa, nawet na niego nie patrząc, mimo że jego cha­rak­te­ry­styczny głos na­dal brzę­czał w jej gło­wie.

Zła­pała za rączkę walizki i pocią­gnęła ją za sobą w stronę baru.

– Popro­szę her­batę – ode­zwała się do bar­mana.

Męż­czy­zna, który pomógł jej z walizką, usiadł obok niej na wyso­kim krze­śle i dalej na nią patrzył. Było w niej coś inte­re­su­ją­cego. W jej mowie ciała i wyra­zie twa­rzy. Jakby znie­cier­pli­wie­nie połą­czyło się ze swo­bodą.

– Her­batę? – upew­nił się młody bro­dacz za barem.

– Tak – potwier­dziła, a następ­nie ruszyła do sto­lika obok.

Poło­żyła na nim prze­pastną torebkę i usta­wiła walizkę przy krze­śle. Zdjęła mokry kar­di­gan i powie­siła go na opar­ciu krze­sła. Jej bluzka była rów­nież wil­gotna i przy­le­gała do ciała. Bar­man spoj­rzał na męż­czy­znę, który jej pomógł, i uśmiech­nęli się do sie­bie. Mokra odzież pozwo­liła im zoba­czyć kształt jej piersi. Wło­żyła rękę do torebki i zaczęła cze­goś szu­kać. Jed­nak nie było to pro­ste, torebka była wypchana. Dla­tego jej ruchy sta­wały się ner­wowe. Nie­cier­pli­wiła się, nie mogąc zna­leźć tego, czego potrze­bo­wała.

Bar­man i męż­czy­zna, który ura­to­wał ją z opre­sji, przy­glą­dali się jej z zain­te­re­so­wa­niem. Poiry­to­wana bra­kiem rezul­ta­tów posta­no­wiła w końcu wyrzu­cić zawar­tość torebki na sto­lik. Jej zawzię­tość i deter­mi­na­cja były impo­nu­jące.

– Na samym dnie, oczy­wi­ście – fuk­nęła pod nosem, kiedy w końcu zna­la­zła poszu­ki­wany przed­miot.

Otwo­rzyła małą puder­niczkę, spoj­rzała w minia­tu­rowe lusterko i aż jęk­nęła, gdy zauwa­żyła opła­kany stan swo­jego maki­jażu. Zna­la­zła paczkę wil­got­nych chu­s­te­czek, wycią­gnęła jedną i zaczęła deli­kat­nie wycie­rać czarne smugi spod oczu.

Nagle zoba­czyła rękę wycią­gniętą w jej kie­runku na wyso­ko­ści swo­jej twa­rzy.

Ode­rwała wzrok od lusterka, aby zoba­czyć, o co cho­dzi.

Męż­czy­zna, który wyświad­czył jej przy­sługę przy wej­ściu, wycią­gał w jej kie­runku kie­li­szek.

– Zama­wia­łam her­batę – przy­po­mniała, myląc go z bar­ma­nem.

Dopiero teraz na niego spoj­rzała. Miał ładną, syme­tryczną twarz, cie­kawy, inten­sywny kolor oczu i pół­dłu­gie włosy. Prze­cze­sał je pal­cami w tył, ale zaraz kosmyki ponow­nie opa­dły nie­sfor­nie, dając efekt lek­kiego roz­wi­chrze­nia. Pomy­ślała, że na pewno cie­szy się powo­dze­niem u płci prze­ciw­nej.

– Teraz ci się to bar­dziej przyda – stwier­dził pew­nym, głę­bo­kim, chro­po­wa­tym gło­sem i spoj­rzał na bała­gan panu­jący na stole.

Kobieta przez sekundę się wahała.

– A co mi tam – rzu­ciła.

Wzięła od niego kie­li­szek i wypiła zawar­tość jed­nym hau­stem. Męż­czy­zna zaśmiał się i opróż­nił wła­sny. Kobieta mach­nęła na bar­mana, dając mu znak, że poprosi jesz­cze raz to samo.

Kiedy otrzy­mała zamó­wie­nie, usia­dła. Męż­czy­zna dołą­czył do niej, mimo że go nie zapra­szała. Nie pro­te­sto­wała. Ni­gdy się tak nie zacho­wy­wała – nie piła alko­holu z obcymi i nie pozwa­lała, aby się do niej przy­sia­dali. Ale zaczy­nała życie od nowa i to był naj­lep­szy moment, aby zacząć robić to, czego wcze­śniej nie mogła lub przed czym się powstrzy­my­wała.

Męż­czy­zna mil­czał, przy­glą­da­jąc się temu, co wyrzu­ciła z torebki. Pró­bo­wał zro­zu­mieć, po co jej to wszystko. Według niego rze­czy nie miały ze sobą logicz­nego związku. Każda z nich była z innej para­fii.

– Wiem, że to wygląda żało­śnie – ode­zwała się, jakby odczy­tu­jąc jego myśli.

– Czy ja wiem. Kobiety tak lubią.

Barwa jego głosu prze­szy­wała, a zara­zem pobu­dzała. Dla­tego znowu przy­wo­łała w myślach lidera zespołu Guns N’ Roses. Dawno nie sły­szała u mło­dego męż­czy­zny takiej chrypki.

– Znawca kobiet? – zapy­tała, ale w tym pyta­niu nie kryła się uszczy­pli­wość.

– Raczej obser­wa­tor – wyja­śnił i wró­cił do tematu bała­ganu, który wypadł z jej torebki. – Przy­naj­mniej jesteś przy­go­to­wana na każdą oko­licz­ność. – Wska­zał na tusz do rzęs, obok któ­rego leżał fla­ko­nik per­fum, nad­gry­ziony bato­nik, dłu­go­pis, kolo­rowa bran­so­letka, do połowy opróż­niona butelka wody i książka z zagię­tym rogiem okładki.

– Wiek nie­win­no­ści – prze­czy­tał tytuł z okładki.

– Czy­ta­łeś? – zain­te­re­so­wała się.

– Nie – odparł non­sza­lancko. – Fajne?

– Poucza­jące – rze­kła oględ­nie, po czym wyja­śniła. – Wła­śnie się tu prze­pro­wa­dzi­łam. – Wypiła dru­giego szota – Nor­mal­nie nie jest tak źle. – Wska­zała głową na gali­ma­tias. Oszu­ki­wała sie­bie i jego. Lubiła duże torebki, do któ­rych mogła cią­gle coś dorzu­cać, a potem dźwi­gała masę nie­po­trzeb­nych rze­czy.

– Jasne – odparł, uśmie­cha­jąc się.

Kobieta zatrzy­mała na nim wzrok na kilka sekund. Chciało się na niego patrzeć, ema­no­wał z niego luz, który się jej spodo­bał.

– Skąd się tu wzię­łaś? – zapy­tał, tym razem patrząc na walizkę, która była śred­niej wiel­ko­ści jak na prze­pro­wadzkę.

– Teraz to myślę, że z innego świata – odpo­wie­działa zagad­kowo. Nie znała go i nie chciała, aby cokol­wiek o niej wie­dział. – Ty jesteś stąd? – prze­kie­ro­wała uwagę na niego.

– Tak – przy­tak­nął, ponow­nie prze­cze­su­jąc pal­cami włosy do tyłu. Było w tym geście coś uwo­dzi­ciel­skiego.

– To może wiesz, czy daleko jesz­cze na Pod­górną 6?

Miała nadzieję, że jest nie­da­leko od miesz­ka­nia, które od teraz miało być jej domem. Zanim się roz­pa­dało, GPS poka­zy­wał, że jest w pobliżu.

– Ze dwie­ście metrów – oświad­czył. Ode­tchnęła z ulgą. Nie­źle. – Mogę cię pod­pro­wa­dzić – zapro­po­no­wał.

Kobieta nie­kon­tro­lo­wa­nie się skrzy­wiła. W połą­cze­niu z na­dal roz­ma­za­nym maki­ja­żem dało to komiczny efekt.

– Pomogę z walizką – prze­ko­ny­wał.

– Dzięki, ale pora­dzę sobie sama – oznaj­miła, zgar­nia­jąc do torebki rze­czy ze sto­lika.

– Boisz się? – Spoj­rzał na nią szel­mow­sko.

Musiała przy­znać, że był typem, któ­remu nie chciało się odma­wiać. Ale Ted Bundy też był przy­stojny i cza­ru­jący, a kobie­tom, które zde­cy­do­wały się na jego towa­rzy­stwo, wyjąt­kowo się to nie opła­cało.

– Widzieli nas tutaj ludzie, a na ulicy jest moni­to­ring. Nie opła­ca­łoby mi się robić ci krzywdy – nie rezy­gno­wał. – Jestem Igor – powie­dział i podał jej rękę.

Zawa­hała się, ale odwza­jem­niła gest.

– Anka.

– Świet­nie, to możemy powie­dzieć, że się znamy – uśmiech­nął się, a bar­man ponow­nie posta­wił przed nimi kolejny kie­li­szek z alko­ho­lem.

Anka usia­dła, wpa­tru­jąc się w usta­wione szoty.

– Co zro­bisz z tym tatu­ażem, jeśli ci się znu­dzi? – ode­zwała się po chwili mil­cze­nia, wska­zu­jąc na wyta­tu­owaną dłoń męż­czy­zny.

Pytała nie dla­tego, że jej się nie podo­bało to, co widziała. Motyw, który miał na dłoni, był inte­re­su­jący i pre­cy­zyj­nie wyko­nany. Niczym małe dzieło sztuki. Zresztą w dzi­siej­szych cza­sach tatuaż nie był czymś nad­zwy­czaj­nym. Co druga osoba mijana na ulicy miała malu­nek na ciele. Inte­re­so­wało ją, jak ktoś może być na sto pro­cent pewien, że to, co sobie wyta­tu­ował, będzie chciał oglą­dać do końca życia. Ni­gdy nie czuła chęci posia­da­nia tatu­ażu. Uwa­żała go za rodzaj biżu­te­rii, któ­rej nie można zmie­nić, i to było dla niej nie­kom­for­towe.

– Dla­czego miałby mi się znu­dzić? – odpo­wie­dział pyta­niem. – Nie wyko­na­łem go przez przy­pa­dek. – Prze­chy­lili kie­liszki. – A w osta­tecz­no­ści mogę nosić ręka­wiczki – zażar­to­wał.

Nie­mniej jed­nak na­dal nie uzy­skała satys­fak­cjo­nu­ją­cej ją odpo­wie­dzi.

– No tak, kto by nie chciał mieć kruka na dłoni, który zosta­nie do gro­bo­wej deski – sko­men­to­wała sar­ka­stycz­nie, a on się zaśmiał.

Dawno nie roz­ma­wiał z nikim na ten temat. Ostatni raz takie wąt­pli­wo­ści w sto­sunku do jego tatu­ażu wyra­ziła star­sza sio­stra jego matki.

– W pracy nie mają nic prze­ciwko? – nie odpusz­czała.

– Nie żyjemy w pierw­szej poło­wie dwu­dzie­stego wieku – stwier­dził z nie­zni­ka­ją­cym roz­ba­wie­niem. – Dla­czego tatuaż miałby mi prze­szka­dzać w pracy? – Anka wzru­szyła ramio­nami. – Posia­da­nie tatu­ażu nie wpływa na myśle­nie czy dzia­ła­nie.

Ski­nęła głową, uzna­jąc, że ma rację, ale była jed­no­cze­śnie pewna, że nikt by ją na to nie namó­wił.

– Są ludzie, któ­rym tatu­aże źle się koja­rzą i mogą się uprze­dzać do cie­bie – zawy­ro­ko­wała.

– Nie mam wpływu na to, co o mnie pomy­śli każda spo­tkana osoba – oznaj­mił. – Dla cie­bie to pro­blem?

– Nie, dla­czego? – Tym razem to ona odpo­wie­działa pyta­niem. – Zapy­ta­łam z cie­ka­wo­ści.

– Rób to, co chcesz, a będziesz szczę­śliwa – pod­su­mo­wał.

Anka chcia­łaby umieć myśleć w ten spo­sób.

Wrzu­ciła ostat­nie dro­bia­zgi do torebki i zamie­rzała podejść do baru, aby ure­gu­lo­wać rachu­nek.

– Już zapła­cone – oświad­czył Igor.

– Szkoda – rzu­ciła, a on spoj­rzał na nią pyta­jąco. – Teraz będę musiała się zre­wan­żo­wać.

Igor ponow­nie się zaśmiał. Kobieta była inte­re­su­jąca. Nie chciała go na siłę roz­ba­wić czy mu zaim­po­no­wać. Była szczera, i to w roz­bra­ja­jący spo­sób.

– Może będziesz chciała, a nie musiała. – Natych­miast zaczęła się zasta­na­wiać, czy nie jest to spo­sób na pod­ryw, któ­rego nie znała. – Chcesz już iść?

Przy­tak­nęła.

Pod­niósł się i pocią­gnął walizkę za rączkę, uniósł rękę w geście poże­gna­nia do bar­mana i ruszył do wyj­ścia.

Anka szła za nim, więc mogła mu się przy­glą­dać. Był dobrze zbu­do­wany, a ide­al­nie dobrane do syl­wetki spodnie ład­nie pod­kre­ślały kształt jego poślad­ków. Skar­ciła się za te myśli. Był młody, widziała to, więc poczuła się nie­swojo.

Przez chwilę szli w mil­cze­niu.

– Dla­czego się tu prze­pro­wa­dzi­łaś? – zagaił roz­mowę.

– Dosta­łam pracę – podała wyja­śnie­nie naj­ba­nal­niej­sze z banal­nych.

– Musi to być dobra praca, skoro zde­cy­do­wa­łaś się na to mia­sto – stwier­dził lekko.

– Dla mnie w sam raz – odpo­wie­działa oględ­nie.

– Nie jesteś gada­tliwa – zauwa­żył z uśmie­chem.

– Prze­pra­szam, ale jestem zmę­czona – oznaj­miła. – Następ­nym razem będzie ina­czej.

– Świet­nie, czyli będzie następny raz – powie­dział z entu­zja­zmem.

Anka nie zare­ago­wała, bo nie wie­działa, co mia­łaby odpo­wie­dzieć, aby go nie zachę­cać, ale też nie ura­zić.

Sta­nęli przed nie­wiel­kim blo­kiem, który miał dwie klatki i cztery pię­tra.

– Na któ­rym pię­trze miesz­kasz?

– Na pierw­szym.

– A wiesz, w któ­rej klatce? – ponow­nie zadał pyta­nie.

– W pierw­szej.

– To chodźmy. – Pocią­gnął walizkę za rączkę.

Nawet nie zdą­żyła zaopo­no­wać.

Igor bez więk­szego trudu niósł po scho­dach jej bagaż. Anka miała do sie­bie pre­ten­sje, że ledwo zna­la­zła się w nowym miej­scu, to już musiała sko­rzy­stać z czy­jejś pomocy. Miała zacząć od zera ze świa­do­mo­ścią, że da sobie radę.

– Nume­rek? – zapy­tał, obra­ca­jąc się w jej stronę.

Anka poczuła na policz­kach rumie­niec. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Igor pyta o numer miesz­ka­nia, i znowu skar­ciła się w myślach, że jest bez­na­dziejna.

– Osiem – odparła, kiedy tylko odzy­skała rezon.

Męż­czy­zna sta­nął przed drzwiami o tym nume­rze, a Anka schy­liła się do doniczki, która stała z boku drzwi, i pod­nio­sła ją, wyj­mu­jąc klu­cze.

– Myśla­łem, że to działa tylko w fil­mach – rzu­cił z roz­ba­wie­niem.

– Dzięki za pomoc – powie­działa, przej­mu­jąc od niego rączkę walizki.

– Ale że co? Nie zapro­sisz mnie? – Udał obu­rzo­nego. – A jeśli w środku czai się zbo­cze­niec, bo też wie­dział o tych klu­czach? Wejdę, spraw­dzę i tyle.

– Miły jesteś, ale mia­łam męczący dzień. Chcia­ła­bym się roz­pa­ko­wać i wziąć gorącą kąpiel – zako­mu­ni­ko­wała.

– Dobra, kapuję. Byłem potrzebny tylko jako tra­garz. – Zro­bił smutną minę.

– Sam się wyzna­czy­łeś na tę funk­cję – odpo­wie­działa. Nie zamie­rzała mu ulec, mimo że był ujmu­jący. – Bar­dzo mi pomo­głeś, dzięki.

Nie zwle­ka­jąc, weszła do miesz­ka­nia i zamknęła za sobą drzwi. Czuła się głu­pio, że tak postą­piła. Młody męż­czy­zna był miły, ale nie chciała wcho­dzić z nikim w żadne rela­cje. Nie po to uwol­niła się z wię­zów, aby ponow­nie wplą­tać się w coś, co na pierw­szy rzut oka nie miało więk­szego sensu. Chciała się teraz sku­pić na sobie, zamie­rzała ode­tchnąć i zła­pać rów­no­wagę.

Roz­glą­dała się po miesz­ka­niu. Miało trzy­dzie­ści pięć metrów kwa­dra­to­wych i było ide­alne. Wyna­ję­cie go zała­twiła przez Inter­net i nie wie­działa, czego może się spo­dzie­wać, ale wszystko było zgodne z opi­sem. Uzgod­niła z wynaj­mu­ją­cym, że uzu­pełni przed jej przy­jaz­dem lodówkę, za co oczy­wi­ście zapła­ciła mu dodat­kowo.

Dla­tego dla pew­no­ści otwo­rzyła lodówkę i z zado­wo­le­niem zoba­czyła, że było tam wszystko, o co popro­siła. Się­gnęła po butelkę wina. Musiała się napić. Cztery szoty wypite w pubie tylko tro­chę ją roz­luź­niły.

Nalała sobie pełny kie­li­szek i usia­dła na drew­nia­nym zdo­bio­nym krze­śle przy kuchen­nym stole. Upiła łyk i ode­tchnęła.

Teraz zale­żała sama od sie­bie. To było zdu­mie­wa­jące. Czuła obawę, ale i pod­eks­cy­to­wa­nie. Od dawna nie odczu­wała takich emo­cji. Przez ostatni czas miała wra­że­nie, że niczego nie czuje. Teraz pla­no­wała otrzą­snąć się z tego odrę­twie­nia.

Nie wie­działa, co przy­nie­sie przy­szłość, ale miała nadzieję, że cię­żar, który teraz czuła, minie.

9 czerwca 2022, czwartek, Kraków

Po połu­dniu jako pierw­sza do domu wró­ciła Ame­lia. Nie poszła do den­ty­sty, bo mama po nią nie przy­je­chała. Co prawda tra­fi­łaby do miej­sca, do któ­rego cho­dziła od dziecka, ale wewnętrzny nie­po­kój, jaki czuła z powodu braku kon­taktu z matką, nie pozwa­lał jej kon­ty­nu­ować kolej­nych zapla­no­wa­nych na dzi­siaj dzia­łań.

Dla­tego posta­no­wiła zaraz po szkole wró­cić do domu, aby spraw­dzić, czy matka wró­ciła. Może się nie odzy­wała, bo zepsuł się jej tele­fon lub zapo­mniała go nała­do­wać? Szu­kała wyja­śnień, nawet tych naj­bar­dziej nie­re­al­nych.

Pró­bo­wała nakło­nić brata, aby wró­cił z nią, ale ją wyśmiał. Powie­dział, że ma plany i nie zamie­rza ich porzu­cać, bo matka coś odpier­dala. Na­dal był zły o to, że zepsuła mu pora­nek i moż­li­wość dotar­cia na tre­ning. Od początku czwar­tej klasy był kapi­ta­nem dru­żyny pił­kar­skiej i trak­to­wał tę funk­cję poważ­nie. Dawała mu wła­dzę w szkole. On i jego kum­ple rzą­dzili, a do tego dziew­czyny usta­wiały się do niego nie­malże w kolejce. Sta­tus, który miał w szkole, liczył się dla niego naj­bar­dziej. Ame­lia odno­siła wra­że­nie, że moż­li­wość poka­zy­wa­nia domi­na­cji stała się dla brata prio­ry­te­tem i tre­ścią każ­dego dnia. Lubił zazna­czać swoją pozy­cję i na każ­dym kroku upo­ka­rzał innych.

Dzi­siej­sze popo­łu­dnie miał zapla­no­wane, naj­pierw tre­ning, a potem knajpa z chło­pa­kami. Stwier­dził, że matka jest doro­sła i rów­nież ma prawo do wła­snych pla­nów. On nie mówił jej o wszyst­kim, więc wycho­dził z zało­że­nia, że ona też nie musiała. Co prawda wku­rzyła go rano, bo przez nią zawa­lił tre­ning i dietę. Jed­nak tę sprawę posta­no­wił zała­twić wie­czo­rem, kiedy wróci do domu.

Po wyj­ściu ze szkoły Ame­lia nie mogła skon­tak­to­wać się z ojcem, a kiedy zde­cy­do­wała się zadzwo­nić do jego biura, sekre­tarka poin­for­mo­wała ją, że skoń­czył pracę i wyszedł na tenisa. Naj­wy­raź­niej nie czuł takiego nie­po­koju jak ona. Ale nie powinna się dzi­wić, brat i ojciec byli do sie­bie podobni.

Ame­lii nie pozo­stało nic innego, jak wró­cić do domu ube­rem. Miesz­kali w spo­rej odle­gło­ści od cen­trum, w któ­rym cho­dziła do szkoły.

Po prze­kro­cze­niu progu domu od razu zaczęła nawo­ły­wać:

– Mamo, jesteś? Mamooo!

Jedyną żywą istotą, która przy­szła się z nią przy­wi­tać, był pies, Snaj­per.

– Gdzie jest pani, pie­sku, gdzie? – ode­zwała się do zwie­rzaka, a on wesoło pomer­dał ogo­nem.

Otwo­rzyła mu drzwi, pozwa­la­jąc wyjść na podwórko. Pies nie sikał od rana.

Następ­nie sta­nęła przed wie­sza­kiem, na któ­rym wisiały mary­narki, a pod nimi była półka z toreb­kami. Zaczęła się przy­glą­dać, zasta­na­wia­jąc się, czy cze­goś bra­kuje. Zła­pała się na tym, że kom­plet­nie nie wie, w czym mama na co dzień cho­dzi. Niby znała te ubra­nia z widze­nia, lecz gdyby ją teraz ktoś zapy­tał, którą mary­narkę naj­czę­ściej wybiera, to nie byłaby w sta­nie powie­dzieć. Dla­tego nie mogła się zorien­to­wać, czy bra­kuje jakiejś mary­narki lub kon­kret­nej torebki.

Zaczęła cho­dzić po domu, spraw­dza­jąc na spo­koj­nie, czy mama jed­nak nie zosta­wiła kartki lub infor­ma­cji, co pla­nuje na dziś. Cisza w domu tylko pod­sy­cała jej lęk. Ni­gdy nie była w domu sama. Zawsze kiedy wra­cała, mama cze­kała i nawet jeśli nie miała ochoty na roz­mowę z nią, to miała świa­do­mość, że jest. Dziś pierw­szy raz czuła się tu jak w obcej, nie­malże wro­giej prze­strzeni.

Spraw­dziła kuch­nię, salon, taras, piw­nicę i nawet garaż, w któ­rym nie­zmien­nie stało auto matki. To było zaska­ku­jące. Mama ni­gdzie nie ruszała się bez samo­chodu.

Po upły­wie pół godziny Ame­lia zre­zy­gno­wała z dal­szych poszu­ki­wań. Nie zna­la­zła nic, co by jej pod­po­wie­działo, gdzie jest mama i co może robić.

Cały czas wahała się, czy nie zadzwo­nić do cioci Celiny albo do Marii Luli, naj­lep­szej przy­ja­ciółki mamy od cza­sów pod­sta­wówki. Ale po namy­śle posta­no­wiła, że z tą decy­zją poczeka na ojca. Tata miał rację – cio­cia Celina zro­bi­łaby z tego aferę. Znowu zaczę­łaby oskar­żać ojca, że to jego wina, bo nie inte­re­suje się niczym, co ma zwią­zek z życiem jego rodziny. W ciągu ostat­niego czasu Ame­lia była świad­kiem wie­lo­krot­nych kłótni ojca z sio­strą matki. Ciotka Celina miała w nosie to, kim on teraz jest. Znali się wiele lat i ciotka pozwa­lała sobie wobec niego na szcze­rość, na którą nikt inny by się nie odwa­żył.

Nasto­latka nie wie­działa, jakie wyj­ście byłoby naj­lep­sze, ale nie chciała kolej­nej rodzin­nej awan­tury. Bra­ko­wało jej wspól­nego czasu z bli­skimi, który kie­dyś mijał zabaw­nie i przy­jem­nie. Miała w pamięci imprezy z dzie­ciń­stwa, na któ­rych wszy­scy się dobrze bawili, byli uśmiech­nięci, lecz to minęło i teraz spo­ty­kali się tylko wtedy, kiedy było to nie­zbędne.

Wzięła z lodówki napój i poszła do swo­jego pokoju, aby poszu­kać sukienki na imprezę na zakoń­cze­nie roku szkol­nego, którą orga­ni­zo­wał jej chło­pak Bastian w przy­szłym tygo­dniu. Musiała wyglą­dać ide­al­nie. Bastian lubił się nią chwa­lić. Cho­dziła z nim od pół roku. Był naj­lep­szym kum­plem jej brata. Nie czuła się zako­chana. Uwa­żała, że trudno go kochać. Był taki jak Borys, wyda­wało mu się, że wszystko mu się należy, bo jego sta­rzy są bogaci. Mimo że rela­cja z nim nie była tym, czego pra­gnęła, trzy­mała się go. Zwią­zek z nim dał jej istotne i pożą­dane miej­sce na szczy­cie łań­cu­cha popu­lar­no­ści w liceum. Nie zamie­rzała być pierw­szo­kla­sistką, która jest tłem popu­lar­nego brata. Przez osiem lat pod­sta­wówki ucho­dziła za szarą mysz i miała tego dość. Liceum miało być jej nowym roz­dzia­łem, a brat i jego kum­pel stali się prze­pustką do lice­al­nego raju sławy.

W tym roku jej życie wyglą­dało zupeł­nie ina­czej niż wcze­śniej. Teraz była liderką grupy, ota­czały ją atrak­cyjne dziew­czyny ze szkoły. Każda z nich musiała mieć odpo­wiedni sta­tus mate­rialny, aby Ame­lia nie musiała się zasta­na­wiać, czy któ­rąś z kole­ża­nek będzie stać na atrak­cje i gadżety, które wymy­ślała. Więk­szość dziew­czyn w szkole zazdro­ściła jej i jej kole­żan­kom popu­lar­no­ści, co dawało nasto­latce wielką satys­fak­cję. Mimo że nie­spe­cjal­nie lubiła dziew­czyny, z któ­rymi prze­by­wała. Według niej nie były zbyt mądre ani inte­re­su­jące i robiły tylko to, co ona pro­po­no­wała. Nie miały wła­snej ini­cja­tywy, stały się więc mario­net­kami w jej rękach. Szybko się zorien­to­wała, że może nimi mani­pu­lo­wać dla wła­snych celów.

Wykre­owała osobę, którą tak naprawdę nie była. Tylko w domu, w zaci­szu swo­jego pokoju mogła być na­dal cichą i skromną dziew­czyną.

Mama widziała te zmiany i się mar­twiła. Przez całą pierw­szą klasę regu­lar­nie pró­bo­wała z nią roz­ma­wiać na temat Bastiana czy kole­ża­nek, z któ­rymi się zada­wała. Mama miała szó­sty zmysł i znała ją jak nikt inny. Dla­tego dostrze­gała, że to wszystko było uda­wane, a Ame­lia tak naprawdę nie czuła się szczę­śliwa. Nie słu­chała matki, nie chciała roz­ma­wiać, więc nauczyła się szybko i kon­kret­nie uci­nać roz­wa­ża­nia rodzi­cielki. Opry­skli­wość i obo­jęt­ność – w ten spo­sób ucie­kała od Oli, która nie umiała reago­wać na nie­spo­dzie­wany bunt córki. Ame­lia dostrze­gała, że z każ­dym dniem i z każdą roz­mową słab­nie w matce chęć do szu­ka­nia z nią poro­zu­mie­nia. Odda­lały się od sie­bie z winy Ame­lii. Dziew­czyna zda­wała sobie z tego sprawę. Była nie­miła dla matki i celowo znie­chę­cała ją do roz­mów.

A gdy wspar­cie zapew­niał jej Borys, a robił to czę­sto, mama była na stra­co­nej pozy­cji.

Ame­lia czuła wyrzuty sumie­nia, że nie powinna tak mówić i tak się zacho­wy­wać wzglę­dem mamy, która zawsze stała po jej stro­nie i była gotowa ją wysłu­chać. Teraz posta­no­wiła, że się zmieni. Te ostat­nie godziny bez matki wyda­wały się nasto­latce nie­po­ko­jące.

Po dwu­dzie­stej wró­cił Borys. Ame­lia usły­szała jego krzyki, bo tak jak ona po powro­cie do domu nawo­ły­wał matkę.

– Nie wydzie­raj się, mamy nie ma – oświad­czyła, sto­jąc przy balu­stra­dzie na pierw­szym pię­trze.

– Jak to nie ma? – zdzi­wił się.

Nie brał pod uwagę, że do wie­czora kobieta nie wróci.

– Mar­twię się – powie­działa, scho­dząc do brata. – Tele­fon ma wyłą­czony, jej auto stoi w garażu, nie ma żad­nej notatki, aby gdzieś się wybie­rała – pod­su­mo­wała. – Nie wiem, co robić – jęk­nęła, a będąc już na dole, spoj­rzała w oczy brata.

Od razu się zorien­to­wała, że znów coś brał. Taki był z niego wielki spor­to­wiec, a cią­gle cho­dził czymś naszpry­co­wany. Ona na impre­zach też nie stro­niła od uży­wek, któ­rych Bastian zawsze miał pod dostat­kiem, ale bra­nie codzien­nie uwa­żała za ryzy­kowne i głu­pie.

– Nic. – Wzru­szył ramio­nami. – Przyj­dzie ojciec, to niech on się buja – stwier­dził bez grama emo­cji. – Jest coś do żar­cia?

– Nie wiem, zobacz w lodówce – odparła, rusza­jąc za bra­tem do kuchni.

Zawsze kiedy wra­cali do domu, mama robiła im posi­łek. Nawet nie mieli poję­cia, co jest w lodówce, bo to nie oni zaj­mo­wali się zaku­pami.

Otwo­rzył lodówkę i chwilę przy­glą­dał się wnę­trzu. Było wypeł­nione jedze­niem. Borys się­gnął po jeden ze swo­ich jogur­tów.

– Nic sobie nie kupi­łeś za kasę od ojca? – zapy­tała, widząc, jak łap­czy­wie pochła­nia napój.

– Nie mia­łem czasu na jedze­nie, byłem zajęty – odpo­wie­dział.

– Ćpa­niem? – rzu­ciła ze sły­szalną nie­chę­cią.

Borys spoj­rzał na nią roz­bie­ga­nym wzro­kiem.

– A chuj ci do tego! – zako­mu­ni­ko­wał w końcu. – Bastek zała­twił nowy towar, dla cie­bie też ma.

– Jeśli będzie­cie brać codzien­nie, to w końcu ktoś się kap­nie, zrobi wam testy i wyle­ci­cie z dru­żyny – przed­sta­wiła czarny sce­na­riusz.

– Nikt nas nie tknie.

Jego pew­ność sie­bie dopro­wa­dzała ją do szału. Cza­sem miała nadzieję, że kie­dyś ktoś utrze mu nosa.

W tej wła­śnie chwili usły­szeli wjeż­dża­jące na podwórko auto. Spoj­rzeli na sie­bie z prze­ko­na­niem, że to matka wraca, mimo że jej samo­chód stał w garażu, o czym oboje wie­dzieli. Ruszyli w stronę drzwi wyj­ścio­wych, a kiedy zna­leźli się na zewnątrz, zoba­czyli audi ojca.

Jak na niego to była wcze­sna pora. Rzadko wra­cał do domu przed dwu­dzie­stą drugą. Dziś musiało go tu ścią­gnąć to samo co ich.

– Nie wró­ciła? – domy­ślił się, widząc ich przed drzwiami.

Ame­lia pokrę­ciła głową.

– Dziwne – przy­znał. – Nie dzwo­niła do was?

Teraz oboje pokrę­cili prze­cząco gło­wami.

– Co zro­bimy? – zapy­tała nasto­latka, przy­glą­da­jąc się ojcu z nadzieją, jakby mógł spra­wić, że matka wróci.

– Zadzwo­nię do babci – zde­cy­do­wał, mija­jąc ich w progu.

– To może ja do cioci Marii? – zapro­po­no­wała Ame­lia.

– Nie, naj­pierw bab­cia – stwier­dził Emil. – Nie róbmy zamętu na pół mia­sta.

– Tato, mamy nie ma od rana, nie uwa­żasz, że zamęt jest wska­zany? – posta­wiła się mu nasto­latka. – Nie mar­twisz się?

– Może coś jest na rze­czy – przy­znał. – Ale zapewne wyja­śnie­nie jest pro­ste i nie ma sensu jesz­cze uru­cha­miać całej rodziny – odpo­wie­dział. – Naj­pierw bab­cia, a potem pozo­stali – powtó­rzył.

Rzu­cił skó­rzany nese­ser na fotel w salo­nie, nalał sobie do ozdob­nej szklanki whi­sky, usiadł, upił łyk i dopiero wtedy wybrał numer do teścio­wej. Ame­lia czuła poiry­to­wa­nie, że prze­ciąga moment roz­mowy z osobą, która mogła im roz­ja­śnić sytu­ację. Jakby od niej coś zale­żało, to skon­tak­to­wa­łaby się z bab­cią już rano. Od samego poranka nic nie było takie, jak powinno. Już wtedy powinni pod­jąć jakieś dzia­ła­nia, zro­bić co w ich mocy, aby spró­bo­wać dowie­dzieć się, czy ktoś z naj­bliż­szych wie, gdzie może być mama.

Emil pocze­kał dwa sygnały, aż teściowa odbie­rze.

– Szczę­śliwy dzień, zięć do mnie dzwoni – powi­tała go melo­dyj­nym gło­sem.

Zawsze odzy­wała się do niego z zaska­ku­ją­cym entu­zja­zmem. Emil wiele razy się zasta­na­wiał, czy teściowa nie jest nim bar­dziej zain­te­re­so­wana niż żona.

– Czemu zawdzię­czam tele­fon?

– Jest u cie­bie Ola? – prze­szedł od razu do rze­czy.

Z teściową od samego początku był na ty, tak sobie życzyła. Twier­dziła, że wtedy czuje się mło­dziej.

– Nie – odparła. – Nie widzia­łam jej kilka dni – dodała.

– A roz­ma­wia­łaś z nią dziś? – pytał dalej.

– Nie, wczo­raj rano dzwo­niła.

– Nie mówiła ci, czy ma coś gdzieś do zała­twie­nia? – rzu­cał kolej­nymi pyta­niami.

– Do zała­twie­nia? – powtó­rzyła. – Ola cią­gle ma coś do zała­twie­nia, pro­wa­dzi dom – przy­po­mniała. – A co się stało?

– Od rana nie ma jej w domu – wyja­śnił krótko, zda­jąc sobie sprawę z tego, że tyle teścio­wej nie wystar­czy. – Zaspa­li­śmy, bo nas nie obu­dziła. Nie było jej w domu, kiedy wsta­li­śmy. Tele­fon ma wyłą­czony, samo­chód stoi w garażu, no i na­dal jej nie ma.

– I dzwo­nisz do mnie dopiero teraz?

Reak­cja kobiety była do prze­wi­dze­nia i nikogo nie zdzi­wiła.

– Myśla­łem, że miała coś z rana do zała­twie­nia i kiedy wrócę wie­czo­rem do domu, to już będzie – tłu­ma­czył.

– Musiało się stać coś złego – oświad­czyła teściowa zatro­ska­nym gło­sem.

– Nie zakła­dajmy od razu naj­gor­szego… – chciał ją uspo­koić, ale prze­rwała mu ostro.

– To nie jest typowe zacho­wa­nie Oli.

– Mie­wała nie­ty­powe zacho­wa­nia – rzu­cił oględ­nie, ale teściowa zro­zu­miała, o co mu cho­dzi.

– Nie chrzań, wiesz, że to był jed­no­ra­zowy incy­dent – sta­nęła w obro­nie córki. – I było to dawno – dodała. – Nie zosta­wiła żad­nej kartki? – wró­ciła do głów­nego tematu.

– Jakby zosta­wiła, to dzwo­nił­bym i pytał, czy coś wiesz? – sta­wał się pro­tek­cjo­nalny.

– Trzeba zawia­do­mić poli­cję – trzy­mała się swo­jej myśli.

– Tylko co im powiem? – gło­śno myślał, dopi­ja­jąc drinka.

Ame­lia przy­słu­chi­wała się roz­mo­wie, choć sły­szała tylko to, co ojciec mówi. Nie­mniej jed­nak domy­śliła się, co pro­po­no­wała bab­cia.

– Nawet nie wiem, od kiedy jej nie ma – dodał.

– Widzia­łam ją wczo­raj po połu­dniu. Była, kiedy wró­ci­łam ze szkoły – ode­zwała się nasto­latka.

– Ama mówi, że wczo­raj po połu­dniu była w domu – prze­ka­zał teścio­wej. – Nie jestem pewny, czy poli­cja potrak­tuje takie zgło­sze­nie poważ­nie.

Nasto­latce zda­wało się, że ojciec baga­te­li­zo­wał znik­nię­cie mamy.

– A ty, kiedy ją widzia­łeś? – zapy­tała Helena.

Tym razem usły­szał w jej gło­sie oskar­ży­ciel­ski ton. Chwilę się zasta­no­wił.

– Wczo­raj rano.

– Dla­tego już masz pod­stawy, aby to zgło­sić – prze­ko­ny­wała, a on bił się z myślami. Nie chciał wyjść na pani­ka­rza. – Chyba możesz sko­rzy­stać ze swo­ich zna­jo­mo­ści z komen­dan­tem Krzy­wań­skim. Nie powi­nien ci odmó­wić.

– Odmó­wić to mi nie odmówi, ale czy nie zro­bię z sie­bie dur­nia, to nie wiem – roz­wa­żał. Sytu­acja była nie­ty­powa, tego był pewien. Ale Ola była doro­sła, teo­re­tycz­nie nie musiała ich infor­mo­wać o każ­dym swoim ruchu. Cho­ciaż zwy­kle to robiła. Jeśli nie dzieci, to Helena wie­działa, gdzie jest i co robi. A dziś nikt nie miał zie­lo­nego poję­cia, dla­czego jej nie ma.

– Nie widzia­łeś żony od ponad dwu­dzie­stu czte­rech godzin! Masz prawo do nie­po­koju – odparła sta­now­czo. – Ama potwier­dzi, że Ola ni­gdy tak się nie zacho­wuje. Ty też o tym wiesz. – Emil mil­czał, pijąc dru­giego drinka. – Jak długo zamie­rzasz cze­kać, dzień, dwa? A jeśli coś się stało i czas ma klu­czowe zna­cze­nie? Kto jak nie ty powi­nien wyko­rzy­stać swoje zna­jo­mo­ści – zaczy­nała pani­ko­wać. – Jeśli ty tego nie zro­bisz, to ja zadzwo­nię! – oświad­czyła w końcu.

– Dobra, zadzwo­nię do Krzy­wań­skiego – zapew­nił.

Nie był zado­wo­lony, że będzie musiał sko­rzy­stać z tej zna­jo­mo­ści. Wolał, aby komen­dant woje­wódzki był mu winny przy­sługę, a nie na odwrót. Ale co było robić. Wie­dział, że córka i teściowa nie odpusz­czą, więc musiał pod­jąć dzia­ła­nia.

– Daj mi znać, co powie i jaką pomoc zapro­po­nuje – popro­siła teściowa i roz­łą­czyli się.

– I co? – zapy­tała z nadzieją Ame­lia.

– Dzwo­nię do Krzy­wań­skiego, trzeba to zgło­sić na poli­cję – oświad­czył i dopił drinka do końca.

– Na poli­cję – pisnęła Ame­lia i spoj­rzała na brata.

Wyda­wał się obo­jętny, ale nasto­latka wie­działa, jak umie się bawić z kole­gami. Wiele razy była świad­kiem, ile róż­nych środ­ków odu­rza­ją­cych brat łykał w trak­cie wie­czoru. A to, że nic mu się nie działo, to był cud.

– To dobry pomysł, mama zawsze jest w domu rano i wie­czo­rem. Dla­tego coś tu nie gra – pod­kre­śliła raz jesz­cze.

Ode­tchnęła z ulgą, że reak­cja babci prze­ko­nała ojca, że to naj­wyż­szy czas, aby zacząć dzia­łać na poważ­nie.

Wybrał numer do komen­danta, któ­rego znał od wielu lat. Razem grali w golfa, spo­ty­kali się na róż­nych even­tach. Byli w dobrej komi­ty­wie, był więc pewny, że męż­czy­zna nie odmówi mu pomocy. Zwłasz­cza że też znał Olę i darzył ją sym­pa­tią. Zresztą jak wszy­scy ich zna­jomi.

9 czerwca 2022, czwartek, Słupsk

Igor chwilę stał przed drzwiami. Był prze­ko­nany, że Anka żar­tuje i zaraz je otwo­rzy, zapra­sza­jąc go do środka. Jed­nak tak się nie stało.

Był zasko­czony, a zara­zem roz­ba­wiony. Coś takiego mu się jesz­cze nie przy­tra­fiło. Kobiety go lubiły. Zwy­kle po krót­kiej roz­mo­wie był pewien, że każda jego pro­po­zy­cja zosta­nie przez nie zaak­cep­to­wana. Więk­szość kobiet, któ­rym oka­zy­wał zain­te­re­so­wa­nie, szybko prze­cho­dziła do flir­to­wa­nia albo kon­kret­nych pro­po­zy­cji o zabar­wie­niu ero­tycz­nym.

Anka zacho­wała się ina­czej, i to go zasta­no­wiło. Prze­cież nie zro­bił niczego innego niż zwy­kle, a mimo to wyda­rze­nia poto­czyły się odmien­nie, niż zakła­dał.

Poczuł zasko­cze­nie takim obro­tem sprawy. Nie wie­dział, czy wyni­kało ono z faktu, że został odrzu­cony, czy dla­tego, że liczył na inny koniec tego wie­czoru.

Wró­cił do Antraktu, gdzie bar­man zro­bił wiel­kie oczy na jego widok.

– No co? – rzu­cił z uda­waną obo­jęt­no­ścią, prze­cze­su­jąc pal­cami włosy do tyłu. Była to syzy­fowa praca, bo kosmyki od razu wra­cały na twarz. – Pomo­głem jej zna­leźć adres, któ­rego szu­kała, i wnio­słem walizkę.

Jego głos miał inną barwę niż zwy­kle. Osoba, która go znała, mogła się zorien­to­wać, że to gra.

– Nie mów, że cię spła­wiła?

Bar­man od razu wyczuł tę zmianę w gło­sie i patrzył wycze­ku­jąco na Igora.

Młody męż­czy­zna chwilę zasta­na­wiał się, co odpo­wie­dzieć, ale nie wytrzy­mał.

– Spła­wiła – stwier­dził z takim samym nie­do­wie­rza­niem jak bar­man.

– Haha, tego jesz­cze nie grali. – Wybuch­nął śmie­chem bro­dacz, a Igor zer­k­nął na zega­rek.

– Docho­dzi dwu­dzie­sta trze­cia, co tu robić?

– Chata czy Okta­gon? – pod­po­wie­dział pyta­jąco bar­man.

– Nie zno­szę tej impre­zowni – wes­tchnął Igor.

– Jak się puka mało­laty, to trzeba za nimi nadą­żać – roze­śmiał się bro­dacz.

Igor cmok­nął z nie­za­do­wo­le­niem. Bar­man znał go od dawna i wie­dział, że Igor pre­fe­ruje młod­sze od sie­bie dziew­czyny. Osiem­na­sto- lub dwu­dzie­sto­let­nie, nie star­sze. Według niego z mło­dymi dziew­czy­nami było mniej zachodu niż z kobie­tami w jego wieku. Wystar­czyło sie­dem lat róż­nicy, a ocze­ki­wa­nia kobiet dia­me­tral­nie się zmie­niały. Te w jego wieku zaczy­nały myśleć o sta­bi­li­za­cji, sta­łym związku, pew­nej pracy, wła­snym miesz­ka­niu i per­spek­ty­wie wspól­nej przy­szło­ści. Sta­wały się poważne, a zabawa koń­czyła się wtedy, kiedy one uznały, że tak ma być. Igo­rowi się nie spie­szyło do osta­tecz­nych dekla­ra­cji. Na razie nie wyobra­żał sobie, aby ktoś mógłby go zain­te­re­so­wać na całe życie. Tyle kobiet cho­dzi po świe­cie, że wią­za­nie się z jedną było ogra­ni­cza­niem sie­bie i swo­ich moż­li­wo­ści. Miał swoje hobby, które go pochła­niało, i pracę, którą uwiel­biał. Nie chciałby rezy­gno­wać z luzu i swo­body. Niby od kilku mie­sięcy uma­wiał się z dwu­dzie­sto­jed­no­let­nią dziew­czyną, ale jeśli nada­rzyła się oka­zja, aby zaba­wić się z inną, to z niej korzy­stał.

Uwa­żał, że ma świetne życie, a jeśli tylko przyj­dzie mu ochota, aby zało­żyć rodzinę, to nie będzie miał z tym żad­nego pro­blemu. Chęt­nych kobiet na takie plany było na pęczki.

– Gaja tam bry­luje z tymi roz­chi­cho­ta­nymi dziu­niami – powie­dział z nie­chę­cią.

Nie darzył sym­pa­tią jej kole­ża­nek. Według niego były nud­nymi pozer­kami. Uda­wały, że są takie jak Gaja. Były jej dwór­kami, które ślepo za nią podą­żały.

– To zostaje chata w samot­no­ści – pod­su­mo­wał słusz­nie bar­man.

Igor skrzy­wił się. Rzadko wra­cał do domu sam. Wie­czór w samot­no­ści uwa­żał za zmar­no­wany. Dla­tego musiał się prze­ła­mać i iść do Okta­gonu, zna­leźć Gaję i prze­ko­nać ją, aby wró­ciła z nim do domu. Wie­dział, że nie będzie to łatwe, gdyż w prze­ci­wień­stwie do niego lubiła ten dys­ko­te­kowy lokal. Była tam kró­lową par­kietu. Zwra­cała na sie­bie uwagę i mogła liczyć na spore zain­te­re­so­wa­nie. Przy­ku­wała spoj­rze­nia innych i była w swoim żywiole.

Lubił ją, bo poza tym, że była ładna, to nie spi­nała się dro­bia­zgami, była wylu­zo­wana i naprawdę nie­zła w łóżku.

Mimo że miała dopiero dwa­dzie­ścia jeden lat, była doświad­czona w rela­cjach z męż­czy­znami.

Jako nasto­latka wygrała kon­kurs miss nasto­la­tek w ich woje­wódz­twie. Od tego momentu nie mogła odpę­dzić się od skła­da­ją­cych jej prze­różne pro­po­zy­cje męż­czyzn. Sta­rzy, mło­dzi, brzydcy, ładni, każdy liczył na jej uwagę, a ona umiała korzy­stać z atu­tów, jakimi obda­rzyła ją natura. Była ory­gi­nal­nie atrak­cyjna. Cho­ciaż według Igora prze­sa­dzała z maki­ja­żem i odważ­nym stro­jem. Nie potra­fiła dopa­so­wać wyglądu do oko­licz­no­ści. Dla­tego kilka razy musiał wysłu­chać od swo­jej matki, co myśli o Gai i jej negliżu w trak­cie nie­dziel­nego rodzin­nego obiadu.

Igor poznał Gaję przez Inter­net, kolega pode­słał mu jej pro­fil na Insta­gra­mie. Napi­sał do niej, nie mając stu­pro­cen­to­wej pew­no­ści, że odpi­sze, bo kum­pel twier­dził, że róż­nie z nią bywa.

Nie odpi­sała od razu, musiał pocze­kać kilka dni, aby dostać od niej wia­do­mość zwrotną.

Na pierw­sze spo­tka­nie przy­szła ubrana w kusą blu­zeczkę bar­dziej przy­po­mi­na­jącą ozdobny biu­sto­nosz, czarne obci­słe laj­krowe leg­ginsy i wyso­kie szpilki. Igor od razu zauwa­żył, że nie było męż­czy­zny, który by się za nią nie obej­rzał. Podo­bało mu się, że inni zazdrosz­czą mu towa­rzy­stwa tak atrak­cyj­nej kobiety.

Gaja była influ­en­cerką, co na początku Igo­rowi się podo­bało, gdyż uwa­żał, że mądrze wyko­rzy­stuje swoje atuty. Nie­źle na nich zara­biała i w wieku dwu­dzie­stu jeden lat była nie­za­leżna finan­sowo. Choć liczyła, że to Igor będzie za nią wszę­dzie pła­cił i obda­ro­wy­wał dro­gimi pre­zen­tami. W zamian za to nie grała nie­do­stęp­nej.

Jed­nak z bie­giem czasu Igor zorien­to­wał się, że dziew­czyna jest uza­leż­niona od mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Rela­cjo­no­wała nie­mal każdą chwilę z życia, oczy­wi­ście rekla­mu­jąc przy tym prze­różne pro­dukty, które otrzy­my­wała od spon­so­rów, za wyso­kie wyna­gro­dze­nia.

Po nie­dłu­gim cza­sie zaczął go draż­nić brak pry­wat­no­ści. Gaja żyła w świe­cie wir­tu­al­nym, a kiedy się z niego wyła­niała, nie repre­zen­to­wała już sobą nic cie­ka­wego.

Oczy­wi­ście mógłby zakoń­czyć z nią zna­jo­mość, lecz prawda była taka, że razem sta­no­wili opła­calny duet. Ludzie ich lubili, chcieli ich oglą­dać, bo marzyli, aby wieść takie samo życie. Dzięki temu, że Igor czę­sto poka­zy­wał się w rela­cjach Gai na Insta­gra­mie czy na Tik­Toku, jego zespół znacz­nie czę­ściej kon­cer­to­wał. Dla­tego gdyby teraz zde­cy­do­wał się zakoń­czyć zna­jo­mość z dziew­czyną, mogłoby to dać nie­cie­kawy efekt. A zbyt długo pra­co­wał na to, by ludzie chcieli słu­chać jego muzyki.

– Zama­wiam ubera i wbi­jam do Okta­gonu – zde­cy­do­wał. Jego wybór nie zdzi­wił bar­mana.

Igor chciał sobie wyna­gro­dzić odrzu­ce­nie przez nie­zna­jomą. Czuł nie­miłe zasko­cze­nie zacho­wa­niem Anki, a mimo to był cie­kawy, czy jesz­cze ją spo­tka. Może to typ kobiety, któ­rej trzeba poświę­cić wię­cej czasu? Nie mie­ściła się w stre­fie jego stan­dar­do­wego zain­te­re­so­wa­nia, bo na pewno miała wię­cej niż dwa­dzie­ścia lat, ale go zain­try­go­wała. Zwłasz­cza że do tej pory sądził, że może pode­rwać każdą kobietę.

Krótko potem, przez otwarte drzwi pubu, dostrzegł, że zatrzy­muje się zamó­wione przez niego auto. Poże­gnał się drugi raz tego wie­czoru z bar­ma­nem i wyszedł z klubu.

Dzie­sięć minut póź­niej wysiadł z ubera i wszedł do Okta­gonu. Był to nowy budy­nek, który od kilku mie­sięcy ucho­dził za jedną z naj­mod­niej­szych dys­ko­tek w mie­ście. Miej­sce było ide­alne na wyry­wa­nie mło­dziut­kich kobiet na jed­no­ra­zowy seks. Igor wiele razy prze­ko­nał się, jakie to było pro­ste. Przy­cho­dziły tu głów­nie młode dziew­czyny, dokład­nie takie, jakie go inte­re­so­wały. Pro­ste, nie­skom­pli­ko­wane, dające się w łatwy i banalny spo­sób zba­je­ro­wać. Pod­czas gdy Gaja się bawiła, publi­ku­jąc rela­cje na sto­ries, on pozna­wał inne dziew­czyny. Lubił z nimi roz­ma­wiać, łatwo było im zaim­po­no­wać. Wystar­czyło kilka sza­blo­no­wych kom­ple­men­tów oraz wspo­mnie­nie, że ma wła­sną kapelę roc­kową, a zafa­scy­no­wa­nie dziew­czyn sta­wało się nama­calne. Nie musiał wiele robić, aby osią­gnąć swój cel.

Gaja rzadko zwra­cała uwagę na jego skoki w bok. Wie­działa, że jeśli będzie chciała wyjść z klubu, to Igor porzuci każdą inną, aby to z nią spę­dzić noc.

Zresztą rów­nież nie stro­niła od męż­czyzn. Lubiła być ado­ro­wana i podzi­wiana. Nie ocze­ki­wała od Igora dekla­ra­cji, że zosta­nie z nią do gro­bo­wej deski. Uwa­żała, że świet­nie się razem bawią i to było naj­waż­niej­sze. Igor był przy­stojny, miał świetny zespół, inte­re­su­jącą pracę i pocho­dził ze zna­nej w Słup­sku rodziny. Dla niej był ide­alną par­tią, która zwięk­szała liczbę jej fol­lo­wer­sów i oglą­dal­ność mate­ria­łów w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Liczyły się lajki, to było to, co ją nakrę­cało. Kiedy było ich wię­cej, niż ocze­ki­wała, czuła się jak uskrzy­dlona. A wie­lo­krot­nie prze­ko­nała się, że jeśli w rela­cji lub na zdję­ciu jest z nią Igor, to może liczyć na podwójną liczbę polu­bień.

Igor wszedł do klubu. Pomimo że był czwar­tek, pano­wał w nim duży tłok, w prze­ci­wień­stwie do Antraktu, z któ­rego wła­śnie wyszedł. Roz­gląd­nął się dookoła i był pewien, że nie będzie miał pro­ble­mów ze zna­le­zie­niem Gai. Zazwy­czaj zaj­mo­wała ona tę samą lożę ze swo­imi kole­żan­kami.

Ruszył w zna­nym kie­runku. Mijał roz­ba­wione, lekko pod­pite dziew­czyny. Patrzyły na niego pożą­dli­wie. Część z nich znała go zapewne z Insta­grama, sta­no­wił więc dla nich wzór atrak­cyj­nego lokal­nego cele­bryty. Kobiece spoj­rze­nia nie były dla niego nowo­ścią, ale dzi­siaj nie zwra­cał na nie uwagi. Jego głów­nym celem było odna­le­zie­nie Gai i powrót do domu, aby upra­wiać z nią seks. Musiał roz­ła­do­wać napię­cie, a influ­en­cerka była do tego ide­alna.

Zbli­ża­jąc się do loży, zoba­czył ubraną w poma­rań­czową, odbla­skową sukienkę Gaję. Lecz kiedy się jej przyj­rzał, nie miał wąt­pli­wo­ści, że nazwa­nie tego cze­goś, co miała na sobie, sukienką, było nad­uży­ciem. Były to strzępki mate­riału, które tylko frag­men­ta­rycz­nie zakry­wały biust i pośladki. Nie miał wąt­pli­wość, że dziew­czyna otrzy­mała ją od któ­re­goś z mło­dych pro­jek­tan­tów. Gaja nie kupo­wała ubrań. Wszystko otrzy­my­wała w zamian za reklamę. Według Igora nie­które stroje nie nada­wały się do wyj­ścia, ale Gaja za każ­dym razem udo­wad­niała, że się mylił. Dla niej nie sta­no­wiło pro­blemu poka­za­nie czę­ści biu­stu, nóg czy poślad­ków. Wszystko było na sprze­daż.

Z daleka zauwa­żył, że dziew­czyna trzyma komórkę odwró­coną ekra­nem w swoją stronę. Jak zawsze rela­cjo­no­wała etapy zabawy.

Kiedy go zauwa­żyła, odwró­ciła tele­fon w jego stronę i z rado­ścią zawo­łała:

– Kochani! Spójrz­cie, kto przy­szedł.

Igor przy­zwy­cza­jony do takiego zacho­wa­nia, poma­chał do obser­wu­ją­cych, a Gaja wbiła się w jego usta namięt­nym poca­łun­kiem, nie prze­ry­wa­jąc nagry­wa­nia.

Zro­bili obrót o trzy­sta sześć­dzie­siąt stopni z tele­fo­nem, po czym na chwilę się wyłą­czyła.

– Gdzie byłeś do tej pory? – zapy­tała z nutą pre­ten­sji.

– W Antrak­cie – odpo­wie­dział, a ona zro­biła krzywą minę. Nie była fanką pubu, według niej za mało się tam działo i nie miała o czym opo­wia­dać fanom. – Wpa­dłem po cie­bie, wra­camy do domu – oświad­czył.

– Dopiero przy­sze­dłeś – odparła z zasko­cze­niem. – Zresztą wła­śnie zamó­wi­łam butelkę szam­pana. – Zro­biła słodką minę, a on wes­tchnął.

– Pół godziny? – zapro­po­no­wał. Musiał iść na kom­pro­mis, bo i tak w tym momen­cie nie prze­ko­nałby jej do wyj­ścia.

– Pół godziny – potwier­dziła i pocią­gnęła go za sobą w stronę loży.

– Cześć – rzu­cił do kole­ża­nek Gai.

Były ubrane w podobny spo­sób jak ona.

Cza­sem zasta­na­wiał się, czy Gaja wymaga od nich, żeby się do niej dopa­so­wy­wały, bo można było odnieść wra­że­nie, że są jej klo­nami.

Influ­en­cerka wlała mu do kie­liszka szam­pana, mimo że on się sprze­ci­wiał. Nie prze­pa­dał za tym trun­kiem. Ale nie chciało mu się iść do baru po coś innego. Zaję­łoby to tro­chę czasu, a liczył, że nie­ba­wem uda im się razem wyjść.

– Kiedy kolejny kon­cert? – zapy­tała, sia­da­jąc obok niego czar­no­włosa kole­żanka Gai.

– Wkrótce – oznaj­mił, aby ją zbyć.

Nie był zain­te­re­so­wany roz­mową z nią ani niczym innym. Zwłasz­cza że była wsta­wiona.

– Cool – powie­działa nie­wy­raź­nie, po czym znowu zadała pyta­nie: – Kar­mel ma dziew­czynę?

Męż­czy­zna, o któ­rego zapy­tała, był jego przy­ja­cie­lem z zespołu.

– Ma żonę – wyja­śnił.

Kole­żanka Gai zro­biła zawie­dzioną minę.

– Szkoda, bo jest naprawdę fajny – wes­tchnęła, opie­ra­jąc głowę o jego ramię, co mu się nie podo­bało.

– No, fajny – przy­znał, deli­kat­nie się odsu­wa­jąc. – Dla­tego możesz mu zro­bić loda, ale nic wię­cej.

Czar­no­włosa zmru­żyła oczy, son­du­jąc, czy Igor żar­tuje, czy nie. Roz­mowy z kole­żan­kami Gai wywo­ły­wały w nim cyniczno-iro­niczne podej­ście. Gaja była ogra­ni­czona w celach życio­wych do uzy­ska­nia jak naj­więk­szej popu­lar­no­ści w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, ale przy­naj­mniej na tym zara­biała. A jej kole­żanki tylko ślepo za nią podą­żały, nie mając z tego za wiele. Choć dzięki influ­en­cerce mogły zasma­ko­wać eks­klu­zyw­nego życia, gdyż nie tylko uczest­ni­czyły z nią w impre­zach, ale i zabie­rała je na różne wyjazdy, które otrzy­my­wała od spon­so­rów. Nie lubiła być sama. Musiała mieć poczu­cie, że jest liderką.

Jego suge­stia co do Kar­mela była prze­korna. Dosko­nale wie­dział, że jakby dziew­czyna zło­żyła mu taką pro­po­zy­cję, to przy­ja­ciel by ją wyśmiał. Kar­mel i jego żona sta­no­wili rzadki przy­pa­dek pary, która po dzie­się­ciu latach związku, w tym trzech latach mał­żeń­stwa, nie miała sie­bie dość. Ale tylko dla­tego, że Roma była inte­li­gentna, zabawna i do tego zaradna. Jej rela­cje z Kar­melem zawsze były przy­ja­cielskie. Od początku usta­lili, że nie chcą mieć dzieci, bo wystar­czało im to, że są razem. Roma nie była heterą ster­czącą nad głową, mającą nie­ustan­nie o coś pre­ten­sje. Igor ją lubił, paso­wała do ich grupy.

– Chyba ni­gdy nikogo nie znajdę i umrę w samot­no­ści – wybeł­ko­tała czar­no­włosa, wypi­ja­jąc łap­czy­wie kie­li­szek szam­pana.

Igor wes­tchnął, to nie była osoba, z którą mógłby dys­ku­to­wać o związ­kach. Jaśmina według niego była nudna, nie miała wła­snych zain­te­re­so­wań i sta­rała się dosto­so­wać do innych. Pró­bo­wała być tym, kim inni chcie­liby, aby była.

Igor kilka razy przy­słu­chi­wał się roz­mo­wom Gai z jej kole­żan­kami. Były roz­cza­ro­wu­jące. Dziew­czyny same pozwa­lały na to, aby trak­to­wać je w nie­wła­ściwy spo­sób, despe­racko pra­gnąc mieć kogoś, kim mogłyby się pochwa­lić. A póź­niej wieść lek­kie i wystawne życie. Igor uwa­żał, że poza Gają jesz­cze Feli­cja była warta uwagi. Ale dała się zdo­mi­no­wać Gai i nie miała szans, aby poka­zać, jaką naprawdę ma oso­bo­wość. Była słaba, choć nie głu­pia, a do tego ładna. Igor czę­sto się jej przy­glą­dał, miała peł­niej­sze kształty niż Gaja i nie malo­wała się tak ostro czy wyzy­wa­jąco jak jego dziew­czyna. Jed­nak wie­dział, że nie mógłby się nią zain­te­re­so­wać ani prze­spać nawet raz, bo w tym przy­padku influ­en­cerka mogłaby tego nie przy­jąć spo­koj­nie, a na razie jej potrze­bo­wał. Dla­tego mógł tylko przy­glą­dać się Feli­cji, podzi­wia­jąc, jak jej kształtny biust faluje w rytm muzyki.

– Masz dwa­dzie­ścia lat, jesz­cze będziesz miała mnó­stwo face­tów – ode­zwał się wbrew sobie, mając nadzieję, że dziew­czyna się odczepi.

– Naprawdę tak myślisz? – jęk­nęła nie­zro­zu­miale.

– Jasne – przy­tak­nął.

– Jesteś miły – wybuch­nęła, dmu­cha­jąc mu w twarz alko­ho­lo­wym odde­chem. – Zawsze wiesz, co powie­dzieć. Gaja ma szczę­ście – wes­tchnęła.

– Pew­nie – rzu­cił i wstał z miej­sca.

Nie chciał z nią dłu­żej roz­ma­wiać. Dener­wo­wało go gada­nie z ludźmi, któ­rzy go nie inte­re­so­wali. Chciał już wró­cić do domu.

Roz­glą­dał się. Na par­kie­cie tań­czyło dużo atrak­cyj­nych mło­dych kobiet. Zaczął roz­wa­żać zaga­da­nie do któ­rejś i zali­cze­nie spon­ta­nicz­nie numerka w toa­le­cie. Nie wie­dział, ile jesz­cze będzie musiał cze­kać na Gaję, a wewnętrzne ciśnie­nie zaczy­nało dawać mu się we znaki.

– Jaśmina znowu upiła się na smutno – usły­szał przy uchu głos Gai.

– Wiem – przy­znał.

– Zwi­jajmy się – oznaj­miła, co Igor przy­jął z entu­zja­zmem. – Pod­rzu­cimy ją do domu, bo jesz­cze gotowa z tej roz­pa­czy dać dupy byle komu – oświad­czyła.

Igor kiw­nął głową. Dla niego naj­waż­niej­sze było, że do pół godziny znajdą się w domu i będzie mógł spu­ścić parę. Patrzył, jak Gaja sta­now­czo prze­ma­wia do Jaśminy, a pozo­stałe dziew­czyny przy­glą­dają się tej sce­nie w ciszy.

Zamó­wili dwa ubery – Igor, Gaja i Jaśmina poje­chali jed­nym, a dru­gim Feli­cja i Alisa.

W takich chwi­lach Igora nacho­dziła reflek­sja, że gdyby wybie­rał ciut star­sze kobiety, to nie musiałby uczest­ni­czyć w takich dzie­cin­nych akcjach. Ale coś za coś. Świat był skon­stru­owany tak, że nie można było mieć wszyst­kiego. Jeśli chciało się mini­mal­nie anga­żo­wać, to nale­żało iść na kom­pro­misy w innych kwe­stiach.

Gaja też nie mogła się już docze­kać, aż będą w miesz­ka­niu, bo kiedy tylko usa­do­wili się w samo­cho­dzie, jej dłoń spo­częła na jego udzie i co chwilę wędro­wała w górę, w stronę kro­cza. Kiedy spoj­rzał na nią, uśmiech­nęła się zadzior­nie, przy­gry­za­jąc dolną wargę. Poczuł przy­pływ pod­nie­ce­nia i gdyby to było moż­liwe, kazałby wysa­dzić Jaśminę na pobo­czu i od razu ruszy­liby do niego. Ale nie­stety musiał pocze­kać na zaspo­ko­je­nie żądzy dzie­sięć minut dłu­żej. Przez to jego iry­ta­cja na kole­żankę influ­en­cerki wzro­sła.

9 czerwca 2022, czwartek, Kraków

Godzinę póź­niej w salo­nie Wol­skich na jasnej skó­rza­nej kana­pie sie­działo dwóch poli­cjan­tów z wydziału docho­dze­niowo–śled­czego, przy­sła­nych przez komen­danta.

Krzy­wań­ski do wia­do­mo­ści prze­ka­za­nych mu przez Emila pod­szedł poważ­nie. Nie zba­ga­te­li­zo­wał ich, ponie­waż znał Olę i wie­dział, że nie jest osobą, która pro­wa­dzi roz­wią­zły tryb życia czy poznaje nowych ludzi i rzuca się w wir zabawy. Wol­skiego zasko­czyło, że komen­dant naprawdę prze­jął się tym, co usły­szał, i zapew­nił, że przy­śle dwójkę naj­lep­szych ludzi.

Przy­byli męż­czyźni wyraź­nie nie byli zachwy­ceni, że musieli tu przy­je­chać w środku nocy. Po wysłu­cha­niu komen­danta mieli wąt­pli­wo­ści co do potrzeby roz­po­czę­cia śledz­twa i uru­cho­mie­nia ofi­cjal­nych pro­ce­dur. Co prawda mitem było prze­ko­na­nie, że aby zgło­sić zagi­nię­cie, musi upły­nąć doba od czasu, kiedy stra­ciło się kon­takt z poszu­ki­waną osobą. Dla­tego kiedy prze­ło­żony wydał wyraźne pole­ce­nie przyj­rze­nia się tej spra­wie natych­miast, poli­cjanci sta­rali się zacho­wy­wać pro­fe­sjo­nal­nie, mimo że zakła­dali raczej rodzinne nie­po­ro­zu­mie­nie.

– Kiedy widzie­li­ście panią Alek­san­drę ostatni raz? – zapy­tał młod­szy z poli­cjan­tów, pod­ko­mi­sarz Leon Zadura.

Ame­lia przy­glą­dała mu się uważ­nie, bo jakby go spo­tkała na ulicy, nie przy­szłoby jej do głowy, że jest poli­cjan­tem. Miał na sobie zwy­kłe dżinsy, adi­dasy i pod­ko­szu­lek z Simp­so­nami. Wyglą­dał zwy­czaj­nie.

– Widzia­łam mamę jako ostat­nia – ode­zwała się nie­pew­nie, głasz­cząc psa, który trzy­mał na jej kola­nach pysk. Widok poli­cjan­tów wywo­ły­wał w niej przej­mu­jący strach. – Wczo­raj po powro­cie ze szkoły przed sie­dem­na­stą mama była w kuchni. Weszłam, aby się napić.

– Czy roz­ma­wia­ły­ście?

– Nie­wiele, może jedno zda­nie zamie­ni­ły­śmy – odparła i łzy sta­nęły jej w oczach. Przy­po­mniała sobie, że była nie­grzeczna wobec matki. Ola chciała z nią poroz­ma­wiać o pla­nach waka­cyj­nych, ale Ame­lia od razu ją zbyła, infor­mu­jąc, że nie ma zamiaru w tym roku jechać na rodzinne waka­cje. Chciała zostać w domu tak jak Borys. Dla­tego nie słu­chała, co mama miała do powie­dze­nia. Nasto­latka miała dość wyjaz­dów z matką i ojcem. Niby zawsze było luk­su­sowo, ale przez cały wyjazd pano­wało napię­cie. Ojciec bawił się z kole­gami, codzien­nie pił, nie zwra­ca­jąc uwagi na nikogo innego. Mama była smutna, choć uda­wała, że też się dobrze bawi. Od dawna Ame­lia zasta­na­wiała się, po co zabiega o te wyjazdy. Widziała prze­cież, że przez cały wyjazd ma przy­kle­jony uśmiech i nie może docze­kać się powrotu do domu, do swo­jej oazy.

– Czy mama zacho­wy­wała się jakoś ina­czej? – kon­ty­nu­ował pyta­nia rudawy blon­dyn.

– Nie – odpo­wie­działa natych­miast, ale zaraz dodała nie­pew­nie: – Chyba nie.

Sama już teraz nie wie­działa, co ma sądzić o wczo­raj­szej roz­mo­wie. Może mama była smutna, a ona to zigno­ro­wała. Pró­bo­wała sobie przy­po­mnieć, ale strach ści­skał jej umysł.

– Nie mówiła o pla­nach na wyjazd czy spo­tka­nie z kimś? – włą­czył się drugi z poli­cjan­tów, inspek­tor Tomasz Najda.

Ten w oce­nie Ame­lii pre­zen­to­wał się poważ­niej, choć rów­nież był ubrany w zwy­kłe ciu­chy. Na pierw­szy rzut oka było widać, że ich jakość jest prze­ciętna.

– Gdy­by­śmy znali jej plany, to po co byśmy po was dzwo­nili? – zri­po­sto­wał nie­przy­jem­nie Emil.

Jego postawa była wroga, jakby przy­byli poli­cjanci przy­je­chali utrud­nić mu życie.

– A pan kiedy widział lub roz­ma­wiał z żoną ostatni raz? – od razu zapy­tał star­szy z poli­cjan­tów.

– Widzia­łem ją i roz­ma­wia­łem wczo­raj rano – odpo­wie­dział zwięźle i pre­cy­zyj­nie.

– A wczo­raj wie­czo­rem już jej pan nie widział? – upew­niał się Najda.

– Nie, wró­ci­łem późno – stwier­dził. – Ola już pew­nie spała.

– Pew­nie? – ucze­pił się jed­nego słowa poli­cjant.

– Żona sypia w swo­jej sypialni – wyja­śnił. – Czę­sto wra­cam późno i nie chcę jej budzić. Tak jest wygod­niej dla wszyst­kich.

– Rozu­miem – rzu­cił poli­cjant, ale zro­zu­miał tylko, że mię­dzy mał­żon­kami nie układa się ide­al­nie.

– A ty kiedy mia­łeś kon­takt z mamą? – Spoj­rzał pyta­jąco na Borysa, który wyda­wał się nie­obecny.

Ame­lia napięła się, mając nadzieję, że brat nie zachowa się w spo­sób budzący podej­rze­nia i nie zde­ma­skuje się, że brał nar­ko­tyki. Znała go i wie­działa, że potrafi być agre­sywny i bez­czelny. Różne nar­ko­tyki dzia­łały na niego ina­czej, a dzi­siaj nie miała poję­cia, co zażył. Na razie wyda­wał się ospały, co było lep­sze niż czę­ste wybu­chy agre­sji, które ostat­nio miały miej­sce.

Borys chwilę mil­czał, jakby zbie­ra­jąc myśli. Poli­cjanci rów­nież trwali w ciszy, obser­wu­jąc go.

– Wczo­raj, ale nie wiem o któ­rej godzi­nie – odpo­wie­dział obo­jęt­nie.

– Czy przy­cho­dzi wam na myśl ktoś, u kogo teraz mogłaby prze­by­wać pani Alek­san­dra? – Najda zada­wał pod­sta­wowe pyta­nia, ponie­waż żadne z nich nie mówiło, co do tej pory zro­bili, aby dowie­dzieć się, gdzie może być ich krewna. Dla­tego musieli wycią­gać od nich infor­ma­cje, jedna po dru­giej, choćby nawet naj­ba­nal­niej­sze. – Jakich ma przy­ja­ciół?

– Mama naj­czę­ściej roz­ma­wia i spo­tyka się z bab­cią, swoją sio­strą Celiną oraz z przy­ja­ciółką Mary­sią – tłu­ma­czyła nasto­latka, po czym dodała: – No i może z kimś ze sto­wa­rzy­sze­nia dla samot­nych matek, gdzie udziela się jako wolon­ta­riuszka – pod­su­nęła.

Poli­cjanci natych­miast zorien­to­wali się, że to nasto­latka będzie ich naj­lep­szym źró­dłem infor­ma­cji. Zde­cy­do­wa­nie naj­wię­cej wie­działa o matce.

– Zapisz na kartce dane tych osób i numery tele­fo­nów do nich, jeśli masz. Poroz­ma­wiamy z nimi. Może pod­po­wie­dzą, gdzie mogli­by­śmy szu­kać pani Alek­san­dry – wyja­śnił Zadura i podał dziew­czy­nie swój służ­bowy notat­nik z dłu­go­pi­sem.

– Dzwo­ni­li­ście po zna­jo­mych, szpi­ta­lach, miej­scach, w któ­rych byłaby szansa, że mogłaby być? – zapy­tał Najda.

To były pierw­sze dzia­ła­nia, które powinna wyko­nać rodzina, gdy nie może skon­tak­to­wać się z bli­skim, z któ­rym zwy­kle ten kon­takt miała.

– Roz­ma­wia­łem z teściową i to ona namó­wiła mnie, żebym do was zadzwo­nił – ode­zwał się Emil, pijąc bez­ce­re­mo­nial­nie drinka.

Czuć było, że to nie pierw­szy.

– Pan był innego zda­nia niż teściowa w kwe­stii poszu­ki­wań? – zain­te­re­so­wał się Najda.

– Po pro­stu nie jestem pewny, czy nie jest za wcze­śnie, aby anga­żo­wać w tę sprawę osoby trze­cie – wyja­śnił.

Poli­cjanci od razu zauwa­żyli, że nasto­latka zachmu­rzyła się na słowa ojca.

– Czyli pani Alek­san­dra wcze­śniej zni­kała bez słowa? – dopy­ty­wał.

– Nie – znowu burk­nął nie­przy­jem­nie Emil. – Żona na co dzień zaj­muje się domem. Ma upo­rząd­ko­wane życie. Tylko od nie­dawna wymy­śliła sobie bycie wolon­ta­riuszką. Jest osobą, która wszystko pla­nuje z wyprze­dze­niem, więc spon­ta­niczne zacho­wa­nia w jej wypadku nie wcho­dzą w grę. Nie­mniej jed­nak to, że nie ma jej kilka godzin, nie ozna­cza, że wyda­rzyła się od razu jakaś tra­ge­dia.

Najda przy­glą­dał mu się, znał go z widze­nia. Wol­ski był osobą publiczną i cza­sem wypo­wia­dał się na tematy zwią­zane z finan­sami w lokal­nych mediach. Nie budził sym­pa­tii. Wyda­wał się gbu­ro­waty, zaro­zu­miały i trudny w rela­cjach.

– Czyli według pana stało się coś nie­spo­dzie­wa­nego, ale bła­hego? – zain­te­re­so­wał się Zadura.

– Tak, raczej tak – odpo­wie­dział Emil zwięźle. – Moja żona jest roz­sądną osobą.

– Dobrze byłoby się dowie­dzieć, co pani Wol­ska mogła robić od wczo­raj­szego popo­łu­dnia – stwier­dził Najda. – W jakiś spo­sób i kie­dyś musiała wyjść z domu.

– Może z tego sto­wa­rzy­sze­nia ktoś do niej zadzwo­nił? – rzu­cił suge­stię Zadura. – I tam prze­bywa?

– Nawet jeśliby tak było, to mama do kogoś z nas by zadzwo­niła. Zresztą powie­dzia­łaby, że wycho­dzi – ode­zwała się logicz­nie Ame­lia.

Czuła rosnący cię­żar. W nasto­latce sza­lały wyrzuty sumie­nia.

– Może tele­fon się jej roz­ła­do­wał – dodał Zadura, ale to była tylko luźna teo­ria. – Pró­bo­wa­li­ście do niej dzwo­nić i włą­cza się poczta?

– Tak i jest to dziwne – przy­znała Ame­lia. – Tak jak to, że jej auto stoi w garażu, więc jak by miała poje­chać do sto­wa­rzy­sze­nia?

To była kolejna trafna uwaga. Dziew­czyna miała otwarty umysł.

– A czy pani Alek­san­dra nie nad­używa alko­holu? – zapy­tał Zadura i w obli­czu mil­cze­nia rodziny zagi­nio­nej pod­jął dal­sze wyja­śnie­nia. – Gospo­dy­nie domowe, cza­sem zmę­czone rutyną codzien­nych obo­wiąz­ków, się­gają nawet już przed połu­dniem po alko­hol, aby czas im minął milej. Nie cze­kają na wie­czór, bo codzien­ność na rau­szu wydaje się zno­śniej­sza.

Poli­cjant zauwa­żył, że Wol­ski spo­gląda na córkę. Ocze­ki­wał, że to ona odpo­wie na to pyta­nie.

– Mama nie pije, dużo jeź­dzi autem – zgod­nie z przy­pusz­cze­niami odpo­wie­działa nasto­latka. – Nawet przy oka­zjach unika alko­holu, bo zawsze jest kie­rowcą.

Leon poki­wał głową.

– I nie cierpi z tego powodu, że jest gospo­dy­nią domową. – To już była jej subiek­tywna opi­nia, ale innej na tę chwilę nie mieli.

– Pro­si­li­by­śmy o aktu­alne zdję­cie pani Alek­san­dry – powie­dział Najda, spo­glą­da­jąc na Emila.

Męż­czy­zna oczy­wi­ście natych­miast spoj­rzał na swoją córkę. Ame­lia włą­czyła tele­fon i przez chwilę prze­su­wała pal­cem po ekra­nie, aż w końcu odwró­ciła go w stronę poli­cjan­tów.

– To zdję­cie z uro­dzin mamy, były nie­dawno.

Patrzyli na atrak­cyjną, obciętą na boba blon­dynkę, która uśmie­chała się dys­kret­nie do nich ze zdję­cia. Była deli­kat­nie uma­lo­wana, miała sub­telną urodę.

– Prze­ślesz mi tę foto­gra­fię? – popro­sił Zadura, a Ame­lia kiw­nęła głową. Pocze­kała, aż męż­czy­zna poda jej swój numer i wysłała.

– Czy pani Alek­san­dra ma znaki szcze­gólne? Bli­zny, zna­miona, tatu­aże?

– Nie, nic takiego nie ma – ode­zwał się od razu Wol­ski.

– A spraw­dza­li­ście, czy bra­kuje jakichś rze­czy mamy? – młod­szy z poli­cjan­tów skie­ro­wał pyta­nie kon­kret­nie do nasto­latki.

– Nie wiem – jęk­nęła. – Prze­glą­da­łam wie­szak w przed­po­koju, ale mama ma dużo ubrań. I nie wiem, czy cze­goś bra­kuje.

Nie­wiele wie­dzieli o bli­skiej im oso­bie. Już na star­cie było wia­domo, że aby odna­leźć Alek­san­drę Wol­ską, poli­cjanci będą musieli wyko­nać całą pracę samo­dziel­nie.

– A może pani Alek­san­dra ostat­nio gorzej się czuła? Na coś cho­ro­wała?

Cza­sem ludzie zaczy­nali się zacho­wy­wać nie­ra­cjo­nal­nie, bo dopa­dała ich cho­roba i nie umieli sobie z nią pora­dzić. Mogły też poja­wiać się zabu­rze­nia psy­chiczne, o któ­rych rodzina nie wie­działa.

– Nie sądzę, ale zapy­tam teściową – odparł Emil, sia­da­jąc w fotelu po tym, jak nalał sobie kolej­nego drinka.

– Też z nią poroz­ma­wiamy – zapew­nił Najda.

– Czyli naprawdę nie macie żad­nego pomy­słu, co mogło się wyda­rzyć?

– Nie – ode­zwała się ponow­nie dziew­czyna.

– Rozu­miem – stwier­dził Zadura. W tym momen­cie poli­cjanci nie mogli nic wię­cej zro­bić. – Na razie możemy przy­znać tej spra­wie poziom trzeci poszu­ki­wań – oświad­czył. – Doty­czy on osoby, co do któ­rej nie jest moż­liwe usta­le­nie przy­czyn lub oko­licz­no­ści zagi­nię­cia, z którą brak kon­taktu, a jej zagi­nię­cie nie jest zwią­zane z bez­po­śred­nim oraz uza­sad­nio­nym zagro­że­niem dla jej życia, zdro­wia lub wol­no­ści – wyre­cy­to­wał.

– Ale jej musiało się coś stać – upie­rała się Ame­lia. – Jakby było ina­czej, na pewno by odpi­sała na moje SMS-y.

– Rozu­miem twoje obawy i strach – przy­znał Zadura. – Ale jesz­cze nie mamy dowo­dów na to, że fak­tycz­nie stało się coś, co mogłoby świad­czyć o tym, że mama jest w nie­bez­pie­czeń­stwie.

Nasto­latka ze skrzy­wioną miną objęła się ramio­nami. Pies przy­glą­dał się jej czuj­nie, wyczuł napię­cie.

– Gdyby żona wró­ciła do domu – zwró­cił się do Wol­skiego – pro­szę do nas zadzwo­nić. – Poło­żył na stole kartkę z nume­rem tele­fonu do sie­bie. – A jeśli nie wróci do rana, to skon­tak­tu­jemy się ze wszyst­kimi oso­bami z listy. – Wska­zał na papie­rek, który otrzy­mał od Ame­lii. – Nato­miast zaraz zle­cimy spraw­dze­nie szpi­tali.

– W któ­rym sto­wa­rzy­sze­niu pani Alek­san­dra jest wolon­ta­riuszką? – dopy­tał jesz­cze Najda, ale Emil nie znał odpo­wie­dzi.