Miłość szyta na miarę - Wiśniewska Paulina - ebook

Miłość szyta na miarę ebook

Wiśniewska Paulina

4,3

Opis

Alicja zostawia swoją pracownię krawiecką pod opieką koleżanek, a sama wyjeżdża na wieś do rodziców, by odpocząć i zdobyć inspiracje dla nowych pomysłów. Chociaż jej rodzina zawsze wydawała się zwyczajna i bez tajemnic, Alicja przypadkiem odkrywa, że zupełnie nie zna jej prawdziwej historii. Co zaskakujące, nawet jej mama i ciotka niewiele wiedzą o losach swoich przodków. Kiedy dziewczyna znajduje na strychu pamiętniki praprababci, nagle się okazuje, że nawet to, co im wmawiano, nie pokrywa się z rzeczywistością. Jak niezwykła opowieść Eleonory o przyjaźni, poświęceniu i miłości wpłynie na losy kobiet? Czy pamiętniki pozwolą im odzyskać brakujące ogniwa dziejów rodziny? A może dzięki nim odnajdą coś - lub kogoś - jeszcze?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 250

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (23 oceny)
12
7
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
osirmina

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa ksiazka, choć jak dla mnie trochę przegadana
10
MagdalenaSzary

Nie oderwiesz się od lektury

"Odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, lecz na uznaniu, że coś jest ważniejsze niż lęk." (A.R.) ⬇️ "Miłość szyta na miarę". Autor: @paulinawisniewska.autorka Wydawnictwo @wydawnictwo.lucky Alicja marzyła o własnej pracowni, gdzie mogłaby rozwijać pasję. Ambicja i poświęcenie pomogły jej otworzyć nowy rozdział w życiu. "Alicja w krainie sukienek" ma juz 5 lat. Sumienność, ciężka praca I surowość w ocenie stwarza wyjątkowość każdego projektu. Uwielbia efekty końcowe, pochwały i zadowolonych klientów. Gdy jednak dziewczyna cierpi na brak weny, lubi spacerować i spędzać czas na świeżym powietrzu. Podczas wizyty u rodziców, znajduje na strychu schowane, zakurzone pudło. W środku są notesy imitujące pamiętniki. Zapiski należały do enigmatycznej Eleonory Szczęsnej, która prowadziła dzienniki od najmłodszych lat. Kim jest ta kobieta i dlaczego jej prywatność była skrywana na strychu? Piękna powieść o rodzinie, pasjach i tajemnicach skrywanych przez lata. Historia pisana jest z ...
10
Gutkoool

Dobrze spędzony czas

Ależ to była dobra lektura! Ciężko napisać cos więcej o samej treści, żeby nie zdradzić zbyt wiele, więc pozwólcie że skupię się na dalszej części posta;) @paulinawisniewska.autorka zabrała nas w dwutorowo prowadzone wydarzenia, ponieważ poznajemy życie Alicji i jej bliskich w teraźniejszości i życie jej prababki na podstawie jej pamiętników - czyli przeszłość. To historia o własnych wyborach, odwadze, niesprawiedliwości, przyjaźni i wyobrażeniach innych na nasz temat. Znalazłam tu to, czego szukam w książkach - różne emocje, wciągającą fabułę, różnorodnych bohaterów. Podobało mi się połączenie przeszłości z przyszłością i motyw pamiętników.
10
Nowosielska63

Nie oderwiesz się od lektury

przepiękna opowieść.Polecam każdemu kto lubi czytać książki
10
Ewelina2611

Nie oderwiesz się od lektury

"Miłość szyta na miarę" to opowieść , która pokazuje siłę kobiet . Autorka w doskonały sposób wykreowała bohaterów. W odpowiednim momencie dostajemy finał tej historii ,aby wszystkie "puzzle" wskoczyły na swoje miejsce . W znakomity sposób została ta historia opowiedziana . Emocje zmieniają się z każdą przeczytaną kartką. Były też łzy,bo nie jest to słodka historia.  Choć muszę przyznać,że zakończenie ogromnie mnie uradowało .   "Czasem warto zatrzymać się w tym życiowym pędzie ,rozejrzeć wokół,by dostrzec to,co nam umyka w ferworze codzienności .Jak się potem okazuje,to w pozornych drobnostkach kryje się wiele wartościowych treści". Alicja Milczek z sukcesem prowadzi swoją pracownię krawiecką "Alicja w krainie sukienek". Mając lekki kryzys twórczy,postanawia odwiedzić rodziców. To właśnie tam w Miłkowie odpoczywa i tworzy nowe projekty.Jedna mała prośba mamy zmienia urlop kobiety.Znalezione na strychu pamiętniki prababci Eleonory budzą ogromną ciekawość i chęć poznania przeszłości...
10

Popularność




Co­py­ri­ght © Pau­lina Wi­śniew­ska Co­py­ri­ght © 2024 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Gra­fika na okładce: jr-art i 2ra­gon (stock.adobe.com)
DTP: Ju­styna Ja­kub­czyk
Re­dak­cja i ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk
Wy­da­nie I
Ra­dom 2024
ISBN 978-83-67787-60-4
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ali­cja

Ali­cja Mil­czek prze­kro­czyła próg pra­cowni z ta­kim sa­mym uśmie­chem, jaki to­wa­rzy­szył jej za­wsze, gdy tu przy­cho­dziła. Po­śród tych wszyst­kich ma­te­ria­łów, igieł, ma­szyn i ko­ro­nek czuła się na­prawdę sobą. Przy­wi­tała się z Ro­za­lią, kraw­cową, która w du­żej mie­rze zaj­mo­wała się po­praw­kami, po czym skie­ro­wała kroki do nie­wiel­kiej kuchni. Za­wsze za­czy­nała dzień od fi­li­żanki ulu­bio­nej kawy zbo­żo­wej, bez niej po­ra­nek w pra­cowni był nie­kom­pletny, ewi­dent­nie cze­goś mu bra­ko­wało. Obok szafki stał ta­le­rzyk z ka­wał­kiem bez­owej szar­lotki. Ro­za­lia znowu za­dbała, aby osło­dzić Ali­cji dzień. Ko­bieta uśmiech­nęła się z wdzięcz­no­ścią, wy­cią­gnęła z szu­flady wi­del­czyk i wbiła go w cia­sto. Przy­mknęła oczy, roz­ko­szu­jąc się sma­kiem, który do­brze znała. Do­piero gdy na­sy­ciła się sło­dy­czą wy­pieku, prze­szła z kawą do swo­jego po­miesz­cze­nia. Za­nim usia­dła, ro­zej­rzała się po wszyst­kich zwo­jach roz­ma­itych ma­te­ria­łów – od je­dwabi przez kasz­miry aż do ko­ro­nek i tiu­lów.

Ali­cja pod­po­rząd­ko­wała swoje ży­cie utar­tym sche­ma­tom, dzięki któ­rym znaj­do­wała się na wła­ści­wej dro­dze, i choć nie za­wsze tak było, cie­szyła się, że z cza­sem udało jej się wy­pra­co­wać pewne na­wyki. Pro­wa­dziła tę pra­cow­nię od pra­wie pię­ciu lat, a za­ło­że­nie jej było speł­nie­niem ma­rzeń i po­cząt­kiem no­wej drogi w ży­ciu. Za­mknęła wtedy pe­wien bo­le­sny etap, obie­cu­jąc so­bie, że nowy roz­dział, który otwo­rzy, bę­dzie po­zba­wiony bólu z prze­szło­ści. Ali­cja w Kra­inie Su­kie­nek, bo tak wła­śnie na­zwała swoje „dziecko”, miała się cał­kiem do­brze. Pier­wot­nym za­ło­że­niem było oczy­wi­ście szy­cie su­kie­nek, ale in­nych niż te, które spo­tkać można w co dru­giej sie­ciówce. Chciała stwo­rzyć miej­sce, w któ­rym po­wsta­wać będą wy­jąt­kowe kre­acje, ta­kie, któ­rych nie można spo­tkać ni­g­dzie in­dziej. Po no­cach ry­so­wała pro­jekty i choć te pierw­sze za­zwy­czaj lą­do­wały w ko­szu, ko­lejne dały po­czą­tek miej­scu, do któ­rego klientki chęt­nie wra­cały.

Szyła wła­ści­wie od za­wsze, od­kąd tylko się na­uczyła, jak po­praw­nie na­wlec nitkę na igłę. Za­czy­nała od pro­stych ście­gów, a gdy te miała opa­no­wane nie­mal do per­fek­cji, za­jęła się wy­szy­wa­niem ob­ra­zów. Po­łknęła bak­cyla do tego stop­nia, że gdy tylko zbli­żały się jej uro­dziny czy Boże Na­ro­dze­nie, jako pre­zent ży­czyła so­bie nowe wzory do wy­szy­wa­nia i nici w roz­ma­itych ko­lo­rach. Z cza­sem jed­nak znu­dziło ją wy­szy­wa­nie we­dług okre­ślo­nego wzoru. Chciała spró­bo­wać stwo­rzyć coś swo­jego, coś uni­ka­to­wego, i wtedy za­częła wy­szy­wać swoje ob­razy. Ro­biła szkic, stop­niowo na­da­jąc mu kształt, a po­tem ko­lory. Te­raz nie wy­obra­żała so­bie, że mo­głaby ro­bić coś in­nego. Pa­sja z lat dzie­ciń­stwa zo­stała z nią na lata i stała się spo­so­bem na ży­cie. Oczy­wi­ście zda­rzały się chwile kry­zysu, gdy pro­jekt su­kienki le­żał odło­giem, a pustka wy­peł­nia­jąca głowę Ali­cji sta­wała się co­raz bar­dziej fru­stru­jąca. Na­uczyła się jed­nak, jak ra­dzić so­bie w ta­kich sy­tu­acjach. Zna­la­zła swój złoty śro­dek, ja­kim była jazda na łyż­wach. Co prawda, te­raz, gdy wio­sna roz­go­ściła się na do­bre, za­mie­niła tę ak­tyw­ność na bie­ga­nie i prze­mie­rzała ulice To­ru­nia, po­zna­jąc wiele war­tych od­kry­cia za­kąt­ków, a i tak nie zdo­łała zo­ba­czyć wszyst­kich. Miesz­kała w ka­mie­nicy, w ma­łej ka­wa­lerce, którą dzie­liła ze swoim ko­tem. Mru­czek był w pew­nym sen­sie łącz­ni­kiem mię­dzy nią a do­mem ro­dzin­nym. Kotka, którą ro­dzice wy­cho­wali od ma­łego, oko­ciła się, wy­da­jąc na świat jed­nego ko­ciaka, który skradł Ali serce od sa­mego po­czątku.

W drzwiach jej po­koju sta­nęła uśmiech­nięta od ucha do ucha Ro­za­lia. To mo­gło ozna­czać tylko jedno – za­wsze, gdy koń­czyła ja­kiś ważny pro­jekt, zja­wiała się w progu i wy­glą­dała wła­śnie tak jak te­raz.

– Skoń­czy­łam ostat­nie po­prawki sukni ślub­nej dla pani Anny. Chcesz zo­ba­czyć?

– Jesz­cze py­tasz! Wiem, jak ważny był dla cie­bie ten pro­jekt.

W po­koju Ro­za­lii, w któ­rym – w prze­ci­wień­stwie do po­koju Ali­cji – pa­no­wał ład i po­rzą­dek, stał ma­ne­kin, na któ­rym pre­zen­to­wała się wspo­mniana suk­nia. Ali­cja obe­szła ma­ne­kina do­okoła, tak jak zwy­kle, kiedy spraw­dzała go­towy pro­jekt. Po­gła­dziła górę sukni utkaną z taką pre­cy­zją i do­kład­no­ścią, na jaką stać było Ro­za­lię. Każdy na­wle­czony ko­ra­lik był na swoim miej­scu, równo, je­den za dru­gim, two­rząc spójną ca­łość. Dół sukni był roz­klo­szo­wany, przy­wo­dził na myśl su­kienki księż­ni­czek z ba­jek Di­sneya. Ali­cja lu­stro­wała jesz­cze suk­nię, spraw­dza­jąc szcze­góły, za­le­żało jej, aby klientka była za­do­wo­lona. Ro­za­lia znała już sche­mat spraw­dza­nia. Mil­cze­nie Ali­cji ozna­czało sku­pie­nie. Do­piero gdy skoń­czyła, mó­wiła co­kol­wiek. Czy była su­rowa w oce­nie? Zda­rzało się, ale za­wsze wy­ra­żała to tak, aby ni­kogo nie ura­zić. Słu­żyła po­mocą przy po­praw­kach. Ro­za­lia lu­biła z nią współ­pra­co­wać, tra­fiła tu­taj przy­pad­kiem i jak się póź­niej oka­zało, przy­pa­dek ten od­mie­nił jej ży­cie na lep­sze. W po­przed­nim miej­scu pracy nie umiała się od­na­leźć przez kilka mie­sięcy. Sze­fowa wy­wie­rała wręcz nie­zdrową pre­sję, przez co ko­bieta stra­ciła pa­sję do tego, co ro­biła. Zbyt mocno od­czuła na­cisk ze strony prze­ło­żo­nej, zresztą nie tylko ona. Dzień, w któ­rym raz na za­wsze opu­ściła tamto miej­sce, zo­stał jej w pa­mięci do dziś. Od­kąd pra­co­wała z Ali­cją, czyli bli­sko cztery lata, od­żyło w niej po­wo­ła­nie do kra­wiec­twa. Przede wszyst­kim czuła się do­ce­niana, sza­no­wana i ro­zu­miana.

– Sama mo­gła­bym pójść w tej sukni do ślubu, jest wręcz baj­kowa. Świet­nie się spi­sa­łaś – oznaj­miła cie­płym gło­sem, uśmie­cha­jąc się przy tym.

– Ka­mień z serca, wło­ży­łam w nią mnó­stwo pracy, szcze­gól­nie że pani Anna to dość wy­ma­ga­jąca klientka. Nie­ła­two spro­stać jej ocze­ki­wa­niom, ale wbrew po­zo­rom lu­bię ta­kie wy­zwa­nia.

– Nie bar­dziej niż pani Hanna, pa­mię­tasz ją?

– Jak mo­gła­bym nie pa­mię­tać. Za­nim na do­bre się zde­cy­do­wała, jaki chce pro­jekt su­kienki na wy­stawę, my­śla­łam, że osi­wieję. Przy wy­bo­rze ma­te­riału i ko­loru też się roz­wo­dziła tak długo, że za ten czas zdą­ży­ła­bym skoń­czyć to, co za­czę­łam.

– Mó­wią, że klient nasz pan i w ogóle, ale są tacy klienci, przy któ­rych do­staję bia­łej go­rączki.

– Nie ty jedna. Wra­ca­jąc do sukni, dal­sze po­prawki ustalę, kiedy już pani Anna przyj­dzie na przy­miarkę. Mam na­dzieję, że bę­dzie za­do­wo­lona, te ko­ra­liki śniły mi się już po no­cach – wes­tchnęła Ro­za­lia.

Ali­cja po­dzi­wiała, z jaką pa­sją Ro­za­lia pod­cho­dziła za­równo do każ­dej su­kienki, jak i in­nych ubrań. Jakby uro­dziła się z igłą i nitką w ręku. Oprócz niej pra­co­wały tu­taj także Ju­lita i Kry­styna, duet, który nie miał so­bie rów­nych. Kry­styna szu­kała pracy po tym, jak w po­przed­nim sa­lo­nie kra­wiec­kim szef zde­cy­do­wał się na re­duk­cję eta­tów ze względu na koszty. Jej córka, Ju­lita, koń­czyła aku­rat do­dat­kowe kursy kra­wiec­kie, przy­szła z mamą, żeby ją wes­przeć. Ali­cja miała dwa wolne miej­sca, ale nie ogła­szała jesz­cze na­boru na żad­nym por­talu. Wy­wie­siła tylko krótką in­for­ma­cję na drzwiach wej­ścio­wych. Naj­pierw za­kła­dała, że po­ra­dzą so­bie we dwie z Ro­za­lią, nie miały aż tylu zle­ceń, by po­więk­szać ze­spół. Gdy jed­nak za­czął się okres letni, spły­wało ich co­raz wię­cej. Usta­liły więc, że za­trud­nią dwie kraw­cowe – i to w zu­peł­no­ści wy­star­czy, by stwo­rzyć ze­spół. Ali­cja po roz­mo­wie z Kry­styną zde­cy­do­wała, że ją za­trudni. Z cie­ka­wo­ści za­py­tała Ju­litę, czym się zaj­muje, a gdy ta od­parła, że ukoń­czyła kursy i chce iść w ślady mamy, nie miała już wąt­pli­wo­ści, że ją także przyj­mie pod swoje skrzy­dła. I tak od tam­tej pory pra­cują we czwórkę. Nie mo­gła so­bie wy­ma­rzyć lep­szego ze­społu – po­mi­ja­jąc kwe­stie za­wo­dowe, świet­nie się do­ga­dy­wały jako przy­ja­ciółki.

– To­bie śniły się ko­ra­liki, a mnie ko­ronki i tiul.

– Jaki pro­jekt tym ra­zem?

– Dwie su­kienki dla świad­ko­wej panny mło­dej. Jedna na we­sele, druga na po­pra­winy. Przy­znam szcze­rze, że obie są bar­dzo nie­tu­zin­kowe, pod­su­nę­łam tylko drobne zmiany, za­nim za­czę­łam pracę. Pier­wotna wer­sja su­kienki na we­sele była tak eks­tra­wa­gancka, iż oba­wia­łam się, że przy­ćmi pannę młodą.

– Chyba że taki za­miar miała świad­kowa.

– Wąt­pię, to jej sio­stra, w do­datku bliź­niaczka. Po­ka­zała mi zdję­cie, są jak dwie kro­ple wody, więc jak­bym spo­tkała któ­rąś z nich na ulicy, nie wie­dzia­ła­bym, która jest która.

Ali­cja omó­wiła z Ro­za­lią resztę szcze­gó­łów, po czym wró­ciła do swo­jej pracy. Pla­no­wała stwo­rzyć ka­ta­log wio­sna/lato, gdyż sa­lon od­wie­dzało co­raz wię­cej klien­tek, które nie miały swo­jej wi­zji su­kienki od a do z, wo­lały wy­brać go­towy pro­jekt i ewen­tu­al­nie do­dać tro­chę od sie­bie. Jako że każda osoba jest inna, Ali­cja chciała umie­ścić po dzie­sięć pro­jek­tów dla każ­dej z pór roku, co da­wało ra­zem dwa­dzie­ścia mo­deli do wy­boru. Otwo­rzyła szki­cow­nik w miej­scu, w któ­rym tkwiła ko­lo­rowa kar­teczka. Przyj­rzała się ba­daw­czo za­czę­temu szki­cowi, ale nie mo­gła się sku­pić na osta­tecz­nym wy­glą­dzie. Pustka w gło­wie już na po­czątku ty­go­dnia? Tylko nie to – po­my­ślała. Wstała zza biurka i po­de­szła do okna, otwie­ra­jąc je. Błę­kitne niebo roz­świe­tlały pro­mie­nie kwiet­nio­wego słońca. Wy­sta­wiła ku nim twarz, roz­ko­szu­jąc się cie­płem. Ze wszyst­kich pór roku to wła­śnie wio­snę lu­biła naj­bar­dziej, choć każdy okres w roku miał swój urok. Wio­sną wszystko bu­dziło się do ży­cia po zi­mie, dzień sta­wał się dłuż­szy, a ona sama czuła się po pro­stu le­piej. Miała wię­cej za­pału i chęci do cze­go­kol­wiek, czę­ściej spę­dzała so­bot­nie i nie­dzielne po­ranki na bal­ko­nie, który – choć mały – miał swój urok. Był w pełni wy­star­cza­jący dla niej i Mruczka. Cie­kaw­ski świata kot był bez­pieczny, gdyż Ali­cja za­mon­to­wała siatkę. Mógł więc do woli ko­rzy­stać z le­ni­wych po­po­łu­dni w słońcu. Za­mknęła oczy, a cie­pły wiatr mu­skał jej po­liczki.

– Znowu brak weny? – usły­szała za ple­cami głos Ju­lity. Dziew­czyna zdą­żyła już po­znać pewne ry­tu­ały Ali­cji, w ta­kie dni jak ten jed­nym z nich było wy­sta­wia­nie twa­rzy do słońca, ko­niecz­nie z za­mknię­tymi oczami. W taki spo­sób zbie­rała my­śli, które, roz­bie­gane, mą­ciły jej sku­pie­nie.

– Chyba po­trze­buję kilku dni wol­nego – od­parła, samą sie­bie za­ska­ku­jąc tymi sło­wami.

Od­kąd zaj­mo­wała się pra­cow­nią, rzadko po­zwa­lała so­bie na urlop, choć Ro­za­lia nie­jed­no­krot­nie su­ge­ro­wała jej od­po­czy­nek. Ali­cja nie chciała zo­sta­wiać sa­lonu na dłu­żej. Te­raz jed­nak, gdy se­zon ślubny nie ru­szył na do­bre, mo­gła chyba po­zwo­lić so­bie na dłuż­szy niż trzy­dniowy po­byt w ro­dzin­nych stro­nach. Wkrótce Wiel­ka­noc, więc choć pier­wot­nie pla­no­wała zo­stać u ro­dzi­ców tylko dwa dni, te­raz roz­wa­żyła prze­dłu­że­nie wi­zyty. Do­brze jej zrobi wiej­skie oto­cze­nie, świeże po­wie­trze, a pro­jek­to­wać może rów­nie do­brze w ma­mi­nym ogródku.

– Za­raz święta, ide­alna oka­zja na dłuż­szy wy­jazd, my się wszyst­kim zaj­miemy, bę­dziemy tu­taj we trzy.

– Jak to? Ro­za­lia prze­cież miała je­chać do mamy.

– Zmiana pla­nów, tak po­wie­działa, ale nie wda­wała się w szcze­góły.

Ali­cję nieco za­nie­po­koił ten fakt. Mama Ro­za­lii miała już swoje lata, cho­ro­wała, dla­tego gdy tylko nada­rzyła się oka­zja, wy­cho­dziła w pią­tek wcze­śniej i week­end spę­dzała we wsi pod To­ru­niem.

– W po­rządku, w ta­kim ra­zie roz­ważę kwe­stię od­po­czynku. Szki­cow­nik mogę za­brać ze sobą, jesz­cze nie skoń­czy­łam pracy nad wio­senno-let­nim ka­ta­lo­giem.

– Czyli jed­nak? – za­ga­iła Ju­lita.

Sze­fowa nie była do końca prze­ko­nana do wi­zji więk­szej ilo­ści go­to­wych pro­jek­tów. Po prze­dys­ku­to­wa­niu po­my­słu z resztą ze­społu zde­cy­do­wała się jed­nak pod­jąć wy­zwa­nie. Dużo w tym było za­sługi Ju­lity, która na bie­żąco śle­dziła mo­dowe trendy w so­cial me­diach, miała więc świeże spoj­rze­nie na to, co modne. Ali­cja z bie­giem czasu zo­stała w tyle, wo­lała się sku­pić na kre­owa­niu wła­snych po­my­słów, ale nie­kiedy bra­ko­wało jej źró­dła in­spi­ra­cji – bodźca, który po­ru­szy w niej struny kre­atyw­no­ści. Do­póki nie otwo­rzyła Ali­cji w Kra­inie Su­kie­nek, nie wie­działa, jak wy­ma­ga­jąca jest praca twór­cza. Ile czasu trzeba po­świę­cić i jak za­wodna po­trafi być kre­atyw­ność, gdy zda­rzy się kry­zy­sowy mo­ment. Tym, co pchało ją na­przód i na­pę­dzało do dzia­ła­nia, były efekty. Za­do­wo­lone klientki, cie­płe słowa po­chwały, do­sko­na­le­nie swo­ich umie­jęt­no­ści. Czy gdyby po­now­nie sta­nęła na ścieżce wy­boru, pod­ję­łaby taką samą de­cy­zję? Zde­cy­do­wa­nie tak. Od­dała serce temu miej­scu, a ono stało się in­te­gralną czę­ścią jej ży­cia.

– Mam kilka szki­ców, które wy­ma­gają po­pra­wek, ale my­ślę, że mo­tyw prze­wodni mam już wy­brany.

– Eks­tra, na­prawdę się wkrę­ci­łaś.

– Że­byś wie­działa – nie mo­gła się z nią nie zgo­dzić.

***

Julita wy­szła do­bre dzie­sięć mi­nut temu z jej po­koju, a ona na­dal nie mo­gła sku­pić się na pracy. Przy­ła­pała się na tym, że za­miast szki­co­wać, ba­zgrze ołów­kiem po kartce. Ode­rwała wzrok od bo­ho­ma­zów nie­przed­sta­wia­ją­cych ni­czego sen­sow­nego. Wstała od biurka i po­de­szła do okna, z któ­rego roz­cią­gał się wi­dok na bru­ko­wane uliczki pro­wa­dzące w samo serce sta­rego mia­sta. Nie­kiedy w chwi­lach, gdy bra­ko­wało jej po­my­słu, wy­bie­rała się na spa­cer wła­śnie w to miej­sce. Klu­czyła do­brze zna­nymi ścież­kami, przy­glą­da­jąc się za­byt­kom, ta­kim jak Ra­tusz Sta­ro­miej­ski czy Pa­łac Dąmb­skich. Te­raz jed­nak kry­zys był bar­dziej zło­żony, a su­ge­stia Ju­lity o wy­po­czynku wy­dała się Ali­cji strza­łem w dzie­siątkę. Po­byt w ro­dzin­nych stro­nach bę­dzie lep­szy niż na­wet naj­bar­dziej wy­pa­siony ho­tel z kil­koma gwiazd­kami i do­dat­kami, które tak sku­tecz­nie przy­cią­gają rze­sze tu­ry­stów. Się­gnęła po ko­mórkę, by za­dzwo­nić do mamy. Wie­działa, że ta się ucie­szy, lecz w ostat­niej chwili się po­wstrzy­mała. Niech to bę­dzie nie­spo­dzianka – po­my­ślała, uśmie­cha­jąc się. Sama je lu­biła, szcze­gól­nie gdy ra­do­ścią z nich mo­gła dzie­lić się z bli­skimi.

Włą­czyła Cztery pory roku Vi­val­diego, żeby nieco się wy­ci­szyć, i przej­rzała ter­mi­narz. Wo­lała się upew­nić, że nie ma ja­kie­goś pro­jektu su­kienki, który już po­wi­nien wi­sieć na ma­ne­ki­nie, cze­ka­jąc na ewen­tu­alne drobne po­prawki pod­czas przy­miarki. Wer­to­wała strony, ale poza su­kienką, która od kilku dni była już go­towa, nie miała żad­nego de­adline’u. Z ulgą za­mknęła ter­mi­narz, cho­wa­jąc go do to­rebki. Wło­żyła do niej także kilka ka­ta­lo­gów, szki­cow­nik oraz te­le­fon służ­bowy, na wy­pa­dek gdyby ja­kaś klientka chciała roz­ma­wiać bez­po­śred­nio z nią. Co prawda, mo­gła zle­cić pro­jekt Ju­li­cie, któ­rej chęci do pracy prze­ra­stały ocze­ki­wa­nia Ali­cji, wo­la­łaby jed­nak, by dziew­czyna na­by­wała umie­jęt­no­ści pod okiem Kry­styny i Ro­za­lii. Była zdolna, ale nie miała jesz­cze ta­kiego wy­czu­cia, a jak wia­domo, wszystko przy­cho­dzi z cza­sem.

– Wy­cho­dzisz? – za­ga­iła Ju­lita, pa­trząc na sze­fową, która ob­ju­czona w nie­do­pi­na­jącą się to­rebkę i mniej­szą torbę ma­te­ria­łową kie­ro­wała się do kuchni z pu­stym kub­kiem.

– Mia­łaś ra­cję, po­trze­buję kilku dni wol­nego, zmiany oto­cze­nia, może po­my­sły same do mnie przyjdą, tak jak kie­dyś.

– Pew­nie, że tak, ale o nic się nie martw, za­dbamy o twoje „dziecko”.

Ali­cja piesz­czo­tli­wie na­zy­wała swój sa­lon „dziec­kiem”, bo stwo­rzyła go sama, od pod­staw, i zwłasz­cza na po­czątku, po­świę­cała każdą wolną chwilę, na­wet w week­end, by do­pra­co­wy­wać kształ­to­waną w wy­obraźni wi­zję.

– Zo­sta­wiam Ali­cję w Kra­inie Su­kie­nek w do­brych rę­kach. W ra­zie czego mam ze sobą te­le­fon służ­bowy, więc je­śli za­dzwoni ja­kaś moja klientka, mo­że­cie ją po­kie­ro­wać do mnie. Szcze­gól­nie Ma­chul­ska, jest aż nadto wy­ma­ga­jąca i przy po­praw­kach spę­dza do­bre dwie go­dziny, oglą­da­jąc su­kienki z taką skru­pu­lat­no­ścią, jakby chciała przej­rzeć ma­te­riał na wy­lot. – Ali­cja te­atral­nie prze­wró­ciła oczami, śmie­jąc się przy tym.

– No tak, pani Ka­ta­rzyna za­pa­dła mi w pa­mięć, mimo iż wi­dzia­łam ją może dwa razy.

– Więc sama wiesz, jaka po­trafi być. Oczy­wi­ście nie wi­dzę nic złego w spraw­dze­niu cze­goś przed za­ku­pem, szcze­gól­nie je­śli jest to wy­da­tek rzędu kil­ku­set zło­tych, ale bez prze­sady, wszystko ma swój umiar.

– A ona jest ni­czym mi­kro­bio­log ba­da­jący naj­mniej­sze or­ga­ni­zmy pod ul­tra­do­kład­nym mi­kro­sko­pem – za­żar­to­wała Ju­lita, czym roz­ba­wiła Ali­cję.

– Le­piej bym tego nie ujęła.

Prze­ka­zała jesz­cze kilka kwe­stii Ro­za­lii oraz Kry­sty­nie, po czym opu­ściła sa­lon. Kwiet­niowe słońce przy­jem­nie grzało, a cie­pły wiatr mu­skał twarz Ali­cji. Kilka mi­nut spa­ceru umi­liła so­bie roz­mową z przy­ja­ciółką, Magdą, która tak jak Ali­cja przy­je­chała do To­ru­nia na stu­dia. Ra­zem stu­dio­wały za­rzą­dza­nie, miesz­kały i nie­prze­rwa­nie utrzy­my­wały kon­takt. Od­kąd Magda po­znała Tomka, swo­jego obec­nego męża, za­miesz­kała z nim, przez co sa­mot­ność nieco za­częła Ali­cji do­skwie­rać. Wła­ści­ciel wy­naj­mo­wa­nego przez nią i Magdę miesz­ka­nia nie miał pro­blemu z obec­no­ścią zwie­rząt do­mo­wych. Przy­ja­ciółka miała jed­nak bar­dzo silną aler­gię, więc oka­zja wręcz sama do przy­szła po jej wy­pro­wadzce. Kiedy kotka w domu ro­dzin­nym się oko­ciła, Ali­cja wie­działa, że gdy tylko ko­ciak pod­ro­śnie, za­bie­rze go ze sobą. Za­częła więc dzie­lić miesz­ka­nie z Mrucz­kiem, który był na tyle bez­pro­ble­mowy, że kil­ku­go­dzinna po­dróż w sa­mo­cho­dzie była dla niego ni­czym in­nym niż oka­zją do dłu­giej drzemki.

Pod­czas roz­mowy Magda lu­biła tro­chę po­na­rze­kać na szefa, który od kilku dni pod­krę­cał tempo pracy do tego stop­nia, iż wszy­scy czuli się jak ro­boty, a nie lu­dzie.

– Weź mnie do sie­bie, taka sze­fowa jak ty to skarb – po­ża­liła się do słu­chawki.

Ali­cji schle­biały ta­kie słowa, od po­czątku bo­wiem za­ło­żyła, że za­miast stwa­rzać dy­stans, bę­dzie go skra­cać. Dla­tego po­zwa­lała dziew­czy­nom mó­wić so­bie po imie­niu, zresztą two­rzyły mały ze­spół, więc to całe „pa­nio­wa­nie” wpro­wa­dzi­łoby nie­po­trzebną ni­komu sztywną at­mos­ferę.

W drzwiach ka­mie­nicy przy­wi­tała się z pa­nem Lesz­kiem, który za­wsze uno­sił czapkę i ki­wał głową. Miesz­kał pię­tro ni­żej, mimo sę­dzi­wego wieku ra­dził so­bie w sa­mot­nym ży­ciu, ale od czasu do czasu Ali­cja po­ma­gała mu z cięż­szymi za­ku­pami. Star­szy pan za­pra­szał ją w po­dzięce na her­batę, którą za­wsze po­da­wał, uży­wa­jąc ser­wisu w nie­bie­skie mo­tyle, pre­zentu ślub­nego jego i żony. Nie­stety Bo­żenka, jak ją na­zy­wał, zo­sta­wiła go sa­mego kilka lat temu. Ali­cja po­znała go już jako wdowca. Kilka razy pod­czas wspo­mnia­nej her­baty opo­wia­dał o swo­jej żo­nie, o tym, co prze­szli. Po­dzi­wiała go za siłę, jaką w so­bie miał, i po­godę du­cha, która mimo przy­krych do­świad­czeń ni­gdy go nie opu­ściła.

We­szła do miesz­ka­nia, nie­mal po­ty­ka­jąc się o Mruczka, który chyba był dziś wy­jąt­kowo stę­sk­niony, bo jak ni­gdy sie­dział na wy­cie­raczce. Ali­cja schy­liła się i po­dra­pała pu­pila za uchem, na co od­po­wie­dział gło­śnym mru­cze­niem.

– Aż tak za mną tę­sk­ni­łeś? – za­py­tała, kon­ty­nu­ując piesz­czotę.

Ko­ciak krę­cił się wo­kół jej nóg, mru­cząc gło­śniej. Się­gnęła do szafy po nie­wielką wa­lizkę i po­ło­żyła ją na pod­ło­dze. Pa­ko­wała ubra­nia do więk­szej ko­mory, a Mru­czek jej to­wa­rzy­szył, sie­dząc ni­g­dzie in­dziej jak w wa­lizce, przez co Ali­cja miała nieco utrud­nione za­da­nie. Nie prze­szka­dzała jej jed­nak obec­ność kota, lu­biła, gdy łak­nął jej to­wa­rzy­stwa. Od­bie­rała to jako wdzięcz­ność za to, że dała mu dach nad głową.

Do­pa­ko­wała resztę rze­czy, nu­cąc pod no­sem me­lo­dię, która wpa­dła jej w ucho. Mru­czek pa­trzył na nią, prze­krzy­wia­jąc łe­bek. Wzbu­dzał tym u swo­jej wła­ści­cielki uśmiech. Do­prawdy nie wy­obra­żała so­bie ży­cia bez tego sier­ściu­cha, jak zwy­kła go nie­raz na­zy­wać. Nie­spo­dzie­wany wy­jazd bar­dzo pod­bu­do­wał Ali­cję, dla­tego je­chała pełna na­dziei, że gdy wróci, po­my­sły same będą do niej przy­cho­dziły, co z ko­lei prze­łoży się na efekty w pracy. Na­pi­sała jesz­cze krótką wia­do­mość do Ju­lity oraz Magdy, pod­łą­czyła te­le­fon do ra­dia i wsłu­chu­jąc się w głos ulu­bio­nego lek­tora au­dio­bo­oków, wy­je­chała z ga­rażu.

***

Wysia­dła, wcią­ga­jąc do płuc po­wie­trze, które w Mi­łej pach­niało zu­peł­nie ina­czej. Oprócz cha­rak­te­ry­stycz­nych wiej­skich za­pa­chów, które Ali­cji nie­od­łącz­nie ko­ja­rzyły się z do­mem, czuła świeżo sko­szoną trawę. Chwy­ciła trans­por­ter, a kot się po­ru­szył, wy­bu­dzony z dłu­giej drzemki. Kil­ku­go­dzinna po­dróż prze­bie­gła Ali­cji spo­koj­nie, ale od­czu­wała lek­kie zmę­cze­nie, dla­tego pla­no­wała drzemkę na ha­maku w ogro­dzie.

Prze­szła przez pod­jazd na tył domu, gdzie znaj­do­wały się drzwi wej­ściowe. Do­strze­gła mamę po­chy­loną nad do­nicą z kwia­tami. Wo­kół stały na­po­częte worki z zie­mią, kilka mniej­szych i więk­szych do­ni­czek oraz skrzynki z prze­róż­nymi kwia­tami, któ­rych ko­lory były tak różne, iż z pew­no­ścią po­wsta­nie z tego piękna kom­po­zy­cja. Aniela Mil­czek od lat dbała o ogród, two­rząc roz­ma­ite aran­ża­cje. Ali­cja nie miała ręki do ro­ślin, ale chęt­nie po­dzi­wiała dzieło mamy, pod­su­wa­jąc ewen­tu­alne su­ge­stie do­ty­czące wy­boru ko­lo­ry­styki. Nie chcąc wy­stra­szyć mamy, po­sta­wiła trans­por­ter na ziemi i otwo­rzyła drzwiczki. Mru­czek le­ni­wie się prze­cią­gnął, po czym zbli­żył się do Anieli, ła­sząc się do jej nóg. Ko­bieta spu­ściła wzrok na nie­spo­dzie­wa­nego to­wa­rzy­sza.

– Skąd się tu wzią­łeś, mały?

– Cześć, ma­muś – ode­zwała się Ali­cja, pa­trząc, jak zdu­mie­nie na twa­rzy mamy prze­cho­dzi w prze­peł­niony cie­płem uśmiech.

– Alutka! – wy­krzyk­nęła i po­de­szła, by uści­skać córkę. Za­wsze na­zy­wała ją Alutką i jej jako je­dy­nej Ali­cja na to po­zwa­lała. – Co za nie­spo­dzianka!

– Po­trze­buję zmiany oto­cze­nia – wes­tchnęła.

– Brak po­my­słów?

– Jak ty mnie do­brze znasz. A gdzie tata?

– W polu, jak to on, nie od­pu­ści, do­póki nie wy­sieje wszyst­kiego. – Mach­nęła ręką.

Cały tata – po­my­ślała. Za­wsze z pa­sją pod­cho­dził do swo­jej pracy, po­tra­fił cie­szyć się każ­dym drob­nym plo­nem, który za­siał.

– Do kiedy zo­sta­jesz?

– My­ślę, że do końca ty­go­dnia, ale nie pla­no­wa­łam jesz­cze. Pra­cow­nia zo­stała w do­brych rę­kach, więc w ra­zie czego dziew­czyny zajmą się bie­żą­cymi pro­jek­tami, pod­czas gdy ja będę pla­no­wała nowe.

– Ha­mak już wisi w ogro­dzie, tata go za­mon­to­wał, że­bym – jak to okre­ślił – w końcu od­po­częła ina­czej niż w kuchni czy przy sa­dze­niu kwia­tów. Ja jed­nak nie umiem ot tak po­ło­żyć się i nic nie ro­bić, chyba że mia­ła­bym ja­kąś cie­kawą książkę pod ręką, wtedy mogę znik­nąć choćby i na cały dzień.

– Tak się składa, że przy­wio­złam kilka ty­tu­łów naj­now­szych pre­mier, więc coś so­bie wy­bie­rzesz, a ja cię od­ciążę w do­mo­wych obo­wiąz­kach.

– Alutka, nie de­ner­wuj mnie, nie bę­dziesz mi tu sprzą­tać czy go­to­wać. Przy­je­cha­łaś od­po­cząć.

– Tak czy siak, chcia­ła­bym ci po­móc.

– Te­raz na­pij się kawy, a nie już rwiesz się do ro­boty.

Ali­cja nie spie­rała się dłu­żej z mamą, za­nim jed­nak na do­bre roz­sią­dzie się przy stole, wpa­da­jąc w wir roz­mowy, po­sta­no­wiła się od­świe­żyć. Idąc po scho­dach do swo­jego daw­nego po­koju, czuła, jak wspo­mnie­nia tań­czą jej przed oczami. Miała ich wiele zwią­za­nych z do­mem ro­dzin­nym i nie­kiedy ża­ło­wała, że nie mo­gła miesz­kać bli­żej ro­dzi­ców. Pra­cow­nia w du­żym mie­ście miała więk­szą ra­cję bytu niż w oko­li­cach Mi­łej. W tym aspek­cie miała pełne wspar­cie ro­dzi­ców, ki­bi­co­wali jej od chwili, gdy pra­cow­nia była na­sion­kiem, jak to ujął tata. Pierw­sze szkice Ali­cja dała im w pre­zen­cie jako pa­miątkę. Zna­la­zły swoje miej­sce na półce, tuż obok al­bu­mów z ro­dzin­nymi zdję­ciami. Tro­chę się tego na­gro­ma­dziło, więc gdy Ali­cja brała kilka z nich, aby po­wspo­mi­nać stare czasy, zaj­mo­wało jej to co naj­mniej dwie go­dziny. Za­ta­piała się w prze­szło­ści, lu­biła do niej wra­cać, a naj­waż­niej­sze mo­menty za­klęte w fo­to­gra­fiach sta­no­wiły pa­miątkę na lata. Kie­dyś się za­sta­na­wiała, czy poza zdję­ciami są ja­kieś inne skarby, jak dzien­niki czy li­sty, ale kiedy mama zbyła ją zdaw­ko­wym: „W na­szej ro­dzi­nie nikt ta­kich rze­czy nie pi­sał”, Ali­cja dała za wy­graną i nie drą­żyła wię­cej te­matu. Te­raz jed­nak za­częła na nowo wra­cać do tam­tej my­śli. Kie­dyś wy­obra­żała so­bie, że tra­fia na dzien­nik babci czy pra­babci i po­przez jego karty po­znaje jej ży­cie. Nic ta­kiego w trzy­dzie­sto­let­nim ży­ciu Ali­cji nie na­stą­piło, dała więc spo­kój.

W jej po­koju nic poza ko­lo­rem ścian się nie zmie­niło, od­kąd wy­je­chała na stu­dia. Usia­dła na łóżku, któ­rego sprę­żyny przez lata zdą­żyły się wy­ro­bić, ale mimo to nie wy­obra­żała so­bie wy­god­niej­szego miej­sca do spa­nia. W To­ru­niu z ra­cji ma­łego me­trażu miała roz­kła­daną ka­napę – choć wy­godną, ni­jak się ona miała do sprę­ży­no­wego ma­te­raca, w który Ali­cja tak bar­dzo lu­biła się za­ta­piać. Drzwi uchy­liły się i po­ja­wił się w nich koci łe­bek. Mru­czek, stę­sk­niony za wła­ści­cielką, w mig za­czął ła­sić się do jej nóg.

– Oj, ko­cie, co ty byś beze mnie zro­bił, co? – Po­dra­pała go za uchem, na co on od­wdzię­czył się gło­śnym mru­cze­niem.

Kilka mi­nut roz­glą­dała się po wnę­trzu, od­naj­du­jąc w gło­wie wspo­mnie­nia, które wy­wo­ły­wały przy­jemne od­czu­cia. Ali­cja lu­biła je ko­lek­cjo­no­wać, naj­czę­ściej w po­staci fo­to­gra­fii. Kie­dyś pró­bo­wała z pa­mięt­ni­kiem, ale uznała, że nie ma na tyle cie­ka­wego ży­cia, by prze­le­wać jego szcze­góły na pa­pier. Od­rzu­ca­jąc nic nie­wno­szące prze­my­śle­nia, prze­brała się w spodenki i T-shirt, włosy zwią­zała w ku­cyk na czubku głowy, się­gnęła do wa­lizki po książkę i udała się na dół, by zro­bić so­bie kawę. Z ta­kim ze­sta­wem chwilę póź­niej umo­ściła się na ha­maku w przy­do­mo­wym ogródku. Słońce aku­rat świe­ciło na ogró­dek, a jego pro­mie­nie przy­jem­nie ogrze­wały twarz ko­biety. Kilka dni spę­dzi z twa­rzą wy­sta­wioną do słońca i piegi mu­ro­wane. Ża­ło­wała, że w okre­sie je­sienno-zi­mo­wym słońce nie ma ta­kiej mocy, by wy­wo­łać ten lu­biany przez Ali­cję efekt. Piegi do­da­wały jej uroku, przez co wy­glą­dała dziew­częco.

Bło­gie chwile re­laksu prze­rwała Aniela.

– Cór­cia, prze­pra­szam, że ci prze­szka­dzam, ale po­trze­buję jed­nej rze­czy ze stry­chu. Po­szła­bym sama, ale ko­lano mi znowu do­ku­cza.

– Oj, ma­muś, wiesz, że dla mnie to nie pro­blem. A ty po­win­naś się oszczę­dzać, skoro ko­lano cię boli.

– Za dużo dziś pra­co­wa­łam w ogródku, ale co ja po­ra­dzę, że chcia­łam nadać mu nowy wy­gląd. Poza tym dawno nic nie zmie­nia­łam, a jak wia­domo, zmiany są do­bre. Tym bar­dziej że wio­sna w pełni, żal by było prze­ga­pić oka­zję.

– Co ra­cja, to ra­cja, a czego kon­kret­nie po­trze­bu­jesz?

Aniela wy­tłu­ma­czyła córce, gdzie stoją od­no­wione przez nią skrzynki na kwiaty, nad któ­rymi tak długo pra­co­wała. Jak wiele rze­czy w ogro­dzie, te także były z od­zy­sku. Pchli targ od­by­wa­jący się w ma­łym mia­steczku kilka ki­lo­me­trów od Mi­łej był wy­da­rze­niem, któ­rego Aniela nie mo­gła prze­ga­pić. Dla­tego za­wsze na­ma­wiała męża na wy­jazd, by zna­leźć ja­kąś pe­rełkę wśród sta­rych ru­pieci. Tym spo­so­bem na­byli mię­dzy in­nymi kre­dens, który we­dług sprze­dawcy po­cho­dził z cza­sów dru­giej wojny świa­to­wej. Nad­gry­ziony zę­bem czasu me­bel za­jął Anielę na dłu­gie go­dziny, ale efekt koń­cowy tak bar­dzo ją za­sko­czył, iż nie ża­ło­wała na­wet mi­nuty spę­dzo­nej na jego re­no­wa­cji. Ot, miała ko­lejne za­ję­cie, pod­czas gdy mąż zaj­mo­wał się uprawą pól. Liczbę zwie­rząt go­spo­dar­skich ogra­ni­czyli do mi­ni­mum, młodsi nie będą, a rąk do po­mocy było jak na le­kar­stwo. Mło­dzi, gdy tylko mieli oka­zję, wy­jeż­dżali z Mi­łej, naj­pierw na stu­dia, a po­tem na stałe osia­dali w róż­nych za­kąt­kach Pol­ski da­ją­cych szansę na roz­wój i lep­szą pracę. Poza dwiema kro­wami, kil­koma ku­rami, ko­niem i kacz­kami nie po­sia­dali wię­cej zwie­rząt, a z tych, które zo­stały, mieli po­ży­tek w po­staci mleka, jaj, mięsa i przy­strzy­żo­nego traw­nika, który Si­wek tak chęt­nie ob­gry­zał.

Ali­cja pod­sta­wiła so­bie krze­sło pod klapę pro­wa­dzącą na strych. Zła­pała za skó­rzany pa­sek, który za­stą­pił me­ta­lowe kółko, i ostroż­nie po­cią­gnęła do sie­bie. Drewno za­skrzy­piało, a schodki się roz­ło­żyły. Jesz­cze nie we­szła na strych, a już po­czuła woń stę­chli­zny po­mie­szaną z ku­rzem i za­pa­chem drewna. Lu­biła tę dziwną mie­szankę, miała w so­bie coś swoj­skiego. Z pewną dozą ostroż­no­ści po­sta­wiła stopę na pierw­szym schodku, ten w od­po­wie­dzi za­skrzy­piał.

Ilość rze­czy, jaką do­strze­gła, gdy już we­szła na górę, była spo­rym za­sko­cze­niem. Nie po­dej­rze­wała, że aż tyle mo­gło się ich uzbie­rać. Kar­tony pię­trzyły się w za­kąt­kach, do tego przy­kryte fo­liami me­ble, które za­pewne Aniela odło­żyła, aby za­jąć się nimi w póź­niej­szym cza­sie. Ali­cja przy­szła po skrzynki, ale to, co uj­rzała, przy­kuło jej uwagę na tyle, iż po­sta­no­wiła spraw­dzić. A nuż trafi na coś cie­kaw­szego niż ni­komu nie­po­trzebne graty? Cho­dziła po stry­chu, przy­glą­da­jąc się kar­to­nom. Ża­den nie był pod­pi­sany, poza jed­nym, sto­ją­cym nieco z tyłu, jakby miał po­zo­stać w ukry­ciu. Tak jak po­przed­nie, nie był za­kle­jony ta­śmą, był jed­nak pod­pi­sany: „Pa­miątki”. Cie­ka­wość jesz­cze bar­dziej wzro­sła, więc Ali­cja po­sta­no­wiła zaj­rzeć do środka. Oczy­wi­ście na­pis mógł ozna­czać tyle co nic, ale bio­rąc pod uwagę fakt, że ro­dzice rzadko kiedy opusz­czali Miłą, nie mo­gli zgro­ma­dzić tylu pa­mią­tek z wy­jaz­dów, by za­jęły cały kar­ton. Pod­nio­sła wieko po­kryte so­lidną war­stwą ku­rzu i za­kasz­lała, gdy jego kłęby wzbiły się w po­wie­trze. Na wierz­chu spo­czy­wało kilka no­te­sów opra­wio­nych w brą­zową skórę i prze­wią­za­nych wstąż­kami w tym sa­mym ko­lo­rze. Z za­cie­ka­wie­niem się wpa­try­wała, ob­ra­ca­jąc je w dłoni. Skóra była przy­jem­nie miękka, miej­scami lekko chro­po­wata. Roz­luź­niła wstążkę i de­li­kat­nie otwo­rzyła trzy­many w dło­niach dzien­nik. Po­czuła za­pach przy­wo­dzący na myśl le­niwe po­po­łu­dnie w bi­blio­tece peł­nej sta­rych ksią­żek. Druk, pa­pier, kurz, mie­szanka ide­alna, by za­to­pić się w lek­tu­rze wspo­mnień. Za­dzi­wia­jące było to, jaką moc mają słowa. Ile można utrwa­lić za ich po­mocą. Są jak te­ra­pia, nie za­wsze chcemy roz­ma­wiać, ale jed­no­cze­śnie czu­jemy po­trzebę zwie­rze­nia się, wy­rzu­ce­nia z sie­bie na­gro­ma­dzo­nych emo­cji. Znacz­nie ła­twiej jest otwo­rzyć ze­szyt i prze­lać uczu­cia na pa­pier.

Ali­cja otwo­rzyła ten, który trzy­mała w dło­niach, ale za­miast za­pi­sa­nych kar­tek za­uwa­żyła ko­perty pod­pi­sane: Dla mo­jej có­reczki. Otwo­rzyła ko­pertę. Sta­ranne, nie­mal ka­li­gra­ficzne pi­smo wy­peł­niało po­żół­kłe już strony. Prze­je­chała pal­cami po kartce, lu­biła czuć fak­turę pa­pieru. Roz­wi­nęła kartkę i za­częła czy­tać...

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki