Miłość czy pieniądze? - Emilie Rose - ebook

Miłość czy pieniądze? ebook

Emilie Rose

4,1

Opis

Miłość do wyścigów i koni połączyła bogatego biznesmena Xaviera z dżokejką Megan Sutherland. Ich romans trwa już pół roku i Megan zaczyna snuć poważne plany na przyszłość. W tym samym czasie wychodzi na jaw, że Xavier od dawna jest zaręczony z inną. To małżeństwo ma być układem biznesowym i Xavier nie widzi powodu, by kończyć znajomość z Megan, lecz ona nigdy nie zgodzi się być tą drugą… 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (22 oceny)
11
4
5
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Emilie Rose

Miłość czy pieniądze?

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– W gazetach znów o tym piszą. – Megan Sutherland rzuciła magazyn na kuchenny stół, żeby pokazać go Xavierowi. Nie mogła się powstrzymać, by nie objąć go z tyłu i nie przytulić się do jego ciepłej szyi.

Jak zawsze, jego bliskość sprawiła, że poczuła się szczęśliwa. Miłość do niego dosłownie ją przepełniała, a pożądanie niemal zaślepiało. Kiedyś mu o tym powie, ale jeszcze nie dziś. Wiedziała, że Xavier nie jest przygotowany na to, żeby usłyszeć, co miała mu do powiedzenia.

Podeszła do ekspresu, żeby nalać kawy. Miała przed sobą ciężki dzień.

– Zabawne, prawda? Wystarczy, że koleś dostanie kilka milionów dolarów i imperium kosmetyczne, a znajdzie się na pierwszych stronach gazet – rzuciła przez ramię. Oczekiwała wybuchu śmiechu, tymczasem jednak w kuchni panowała cisza.

– Słyszałeś, co powiedziałam?

– Słyszałem. – Spojrzał na nią znad gazety i Megan poczuła, jak robi jej się gorąco.

– Oni kłamią, prawda? Mam rację, Xavier?

– Nie.

Megan nagle zrobiło się słabo, a ręce zaczęły jej drżeć. Odrobinę kawy wylało się na podłogę. Ostrożnie odstawiła filiżankę na blat i sięgnęła po papierowe ręczniki, żeby wytrzeć podłogę. I tak zapewne nie powinna pić kawy. Jednak dopóki lekarz nie potwierdzi jej przypuszczeń…

Nie, była pewna, że nosi dziecko Xaviera.

– Ale w gazecie napisali, że ta blondynka jest twoją narzeczoną i że dokładnie za rok masz ją poślubić.

– Zgadza się.

Megan stała jak sparaliżowana. Minęło kilka sekund, zanim zdołała nabrać powietrza do płuc.

– A co z nami?

– To nie ma nic wspólnego z nami, Megan. Moje małżeństwo zostało zaplanowane już bardzo dawno. Przed wielu laty.

– Przed laty? Jesteś zaręczony od zawsze? I nic mi nie powiedziałeś?

– To nie miało znaczenia. Nasz związek nigdy nie miał poważnego charakteru. Doskonale o tym wiesz.

Nie miał poważnego charakteru.

– Na początku ustaliliśmy, że nie chcemy żadnych zobowiązań, ale…

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zakochała się w Xavierze Alexandre. Kochała go za nieco staroświecki sposób bycia, doskonałe maniery i umiejętności, którymi mógł się poszczycić w łóżku.

– Nie ma żadnych „ale”. Poślubienie Cecille jest moim obowiązkiem.

Cecille. Słysząc, jak wypowiada jej imię, poczuła, jakby ktoś uderzył ją w splot słoneczny.

– Kochasz ją?

Nie pytaj, jeśli nie chcesz wiedzieć.

– Moje uczucia nie mają tu żadnego znaczenia.

– Dla mnie mają.

– To małżeństwo to transakcja. Zwykły interes. Nic więcej.

Jak mężczyzna, którego znała jako pełnego pasji i namiętności, mógł w tak nonszalancki sposób wypowiadać się o tak intymnej rzeczy, jaką jest małżeństwo?

– Sypiasz z nią?

– Megan, to nie powinno cię interesować.

– Naprawdę tak myślisz? Zważywszy na to, że niemal od pół roku regularnie sypiasz ze mną, uważam, że mam prawo wiedzieć, czy jest w twoim życiu ktoś inny. A więc?

– Odkąd cię poznałem, nie byłem z żadną inną kobietą. Czy to cię satysfakcjonuje, ma petite concourante?

Kiedyś uwielbiała, gdy ją tak nazywał, teraz jednak nawet się nie uśmiechnęła. Nie ucieszyła jej także wiadomość, że nie sypiał z Cecille. To jej nie wystarczało.

– Rozumiem, że twoja decyzja jest nieodwołalna?

– To małżeństwo jest sprawą honoru.

– Honoru? A gdzie był twój honor, kiedy pozwalałeś mi wierzyć, że istnieje dla nas wspólna przyszłość?

– Czy kiedykolwiek coś ci w tym względzie obiecywałem?

– Nie, ale sądziłam, że… – Ścisnęła w dłoni papierowy ręcznik. – Miałam nadzieję, że się pobierzemy. Że założymy rodzinę.

– Mówiłem ci na początku naszej znajomości, że małżeństwo nie wchodzi w grę.

Megan nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.

– I że nie chcę mieć dziecka z pozamałżeńskiego związku. Dlatego zawsze się zabezpieczam.

Jak się okazało, prezerwatywa nie była tak niezawodnym środkiem, jak się powszechnie sądzi. Xavier będzie miał dziecko, tylko jeszcze o tym nie wie. Dziś zrobiła sobie test. Zamierzała powiedzieć mu o tym wieczorem, podczas kolacji. Chciała poczekać na odpowiednią chwilę, znaleźć właściwe słowa.

Teraz jednak nie miało to już znaczenia. Nie w sytuacji, kiedy zamierzał poślubić inną kobietę.

– Cóż, najwyraźniej źle zrozumiałam twoje intencje. Ale kupiłeś dom, sąsiadujący z twoją posesją, i pozwoliłeś mi w nim mieszkać. A kiedy wyjechałam zdobywać Grand Prix, jeździłeś za mną do każdego miasta, żeby ze mną być.

– I żeby patrzeć, jak dosiadasz moich koni. Cieszyłem się każdą chwilą spędzoną z tobą, Megan. I będę się cieszył aż do samego końca.

– Czyli do dnia, w którym opuścisz mnie dla niej. Nie wiem, co powie na to twoja narzeczona.

– Przed ślubem nie ma prawa ingerować w moje prywatne życie. Jak już powiedziałem, to małżeństwo jest tylko transakcją. Ani Cecille, ani ja nie mamy żadnych złudzeń co do tak zwanej miłości. Coś takiego nie istnieje.

Wręcz przeciwnie. Jej miłość była jak najbardziej prawdziwa. Ciążyła jej teraz jak kamień i na pewno była to miłość do grobowej deski.

Xavier precyzyjnie złożył serwetkę, wstał i podszedł do niej. Nie śmiała spojrzeć na jego przystojną twarz. Wiedziała, że w jego oczach nie dostrzeże ciepła i czułości, które zawsze tam były, gdy na nią patrzył. Teraz wyglądał jak bezwzględny biznesmen, za którego powszechnie go uważano. W niczym nie przypominał mężczyzny, który, jak błędnie sądziła, zakochał się w niej bez pamięci. Mężczyzny, który traktował ją, jakby była kimś wyjątkowym, i który nigdy nie wymagał od niej, żeby się zmieniła.

Xavier był gotowy do wyjścia. Ubrany w nieskazitelnie skrojony włoski garnitur, miał zaraz wsiąść do helikoptera, żeby polecieć do biura w Nicei. Tam znajdowała się siedziba Parfums Alexandre, do której regularnie latał.

Jednak tym razem po jego wyjściu nie będzie czekała na niego z niecierpliwością, marząc o wieczorze i nocy, które razem spędzą. Zamiast tego będzie się zastanawiać, czy jest z tamtą kobietą. Kobietą, którą zamierzał poślubić. I która miała spędzić u jego boku resztę życia.

– Megan, nie ma potrzeby zachowywać się melodramatycznie. Nasz związek będzie trwał nadal. Mamy przed sobą dwanaście długich miesięcy.

– Spodziewasz się, że będę z tobą sypiać, wiedząc o tym, że jesteś zaręczony z inną kobietą? – Sam pomysł wydał jej się chory. – A potem co? Ożenisz się z nią i zapomnisz o moim istnieniu? O tym, co razem przeżyliśmy? Wyrzucisz mnie jak garnitur, który wyszedł z mody?

– Nigdy cię nie zapomnę, mon amante. – Dotknął dłonią jej policzka.

Ta delikatna pieszczota sprawiła, że zadrżała. Cofnęła się odruchowo, starając się uspokoić i zebrać myśli.

– A jeśli powiem, żebyś wybierał między mną a nią?

– Nie rób tego.

To krótkie zdanie pozbawiło ją resztek nadziei. Na samą myśl o tym, że mężczyzna, którego kochała, planował poślubienie innej kobiety, miała ochotę krzyczeć i rzucać, czym popadnie.

Nie chciała być tą drugą. Nie będzie błagać go o to, by poświęcił jej czas i nie zadowoli się kradzionymi chwilami, w ukryciu przed żoną.

A co z dzieckiem?

Co z jej karierą?

Z domem?

Wszystko, co było dla niej ważne, dla niego przestało się liczyć. Poczuła, że ogarnia ją panika. Musiała znaleźć jakiś sposób, żeby wyplątać się z tej sytuacji.

Wyrzuciła ręcznik do kosza.

– Idę do stajni.

– Megan…

– Nie mogę teraz z tobą rozmawiać. Czekają na mnie konie i klienci.

– W takim razie porozmawiamy wieczorem.

Czy on naprawdę sądził, że wróci do domu po pracy jak co dzień i zje z nim kolację, jak gdyby nic się nie wydarzyło? Kolacja, a potem łóżko.

Poszła do sypialni. Xavier nie podążył za nią, co było wiele mówiące. Szybko przebrała się w strój do konnej jazdy. Miała mokre włosy, ale zupełnie nie zwracała na to uwagi. Pospiesznie założyła buty.

W tym momencie jej telefon oznajmił, że dostała wiadomość, ale nie miała ochoty sprawdzać od kogo. Wsunęła telefon do kieszeni i ruszyła do wyjścia. Z oddali usłyszała dźwięk odlatującego helikoptera. Xavier jak co dzień ruszył do pracy. Tyle że ona nie będzie dziś na niego czekała.

Połowę drogi do stajni pokonała biegiem. Zatrzymała się pod rozłożystym drzewem, żeby chwilę odpocząć i trochę się uspokoić. Oparła się o szorstki pień i wytarła mokrą twarz. Mokrą od łez, a nie od potu. A ona przecież nigdy nie płakała. Nigdy. Łzy były bezużyteczne i niczego nie załatwiały. Ostatni raz płakała, kiedy dowiedziała się, że jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Tym razem jednak Xavier doprowadził ją do łez.

Zrobiła kilka głębokich wdechów, ale niewiele to pomogło. Była w ciąży, a jedyny mężczyzna, którego kiedykolwiek kochała i który był ojcem jej dziecka, zamierzał poślubić inną kobietę.

Jasno dał jej do zrozumienia, że nie chce zostać ojcem.

A czy ona chciała zostać matką?

Szczerze mówiąc, nie była pewna.

Pracowała po wiele godzin, często siedem dni w tygodniu i dużo podróżowała. Jak zdoła pogodzić samotne macierzyństwo z takim trybem życia? Chciała, żeby jej dziecko miało taką rodzinę, w jakiej sama się wychowała. Pełną i radosną.

Co zrobi Xavier, gdy dowie się o ciąży? Zaproponuje, żeby poddała się aborcji czy też będzie walczył o prawo do opieki? Dziecko było Xaviera, a on bardzo dbał o to, co do niego należało. Zresztą i tak nie miało to znaczenia. Megan nie dopuści, żeby jego żona wychowywała jej dziecko. Mogłaby je znienawidzić i uczynić z jego życia piekło.

Megan doskonale wiedziała, jak to wygląda. Po śmierci rodziców wziął ją do siebie wuj, ale nigdy nie omieszkał podkreślić, jakim jest dla niego ciężarem. Kimś obcym. Dzieckiem „tej” kobiety.

A co z domem, który Xavier dla niej kupił? Nie mogła w nim zostać po jego ślubie. Ze swoich okien widziała jego podjazd i bez trudu mogłaby zobaczyć jego żonę wracającą do domu. Tego by nie zniosła.

Co ma teraz zrobić?

Nie chciała, żeby Xavier dowiedział się o jej stanie, przynajmniej do czasu, kiedy podejmie jakąkolwiek decyzję. Powinna znaleźć się jak najdalej od niego. Tylko dokąd ma pójść? Gdzie się może przed nim ukryć?

Zanim zajmie się organizowaniem własnego życia, powinna zająć się końmi. Swoimi i tymi, które tresuje dla różnych klientów. Cokolwiek się stanie, była profesjonalistką i chciała mieć do czego wrócić po tym… co się wydarzy.

Wyjęła telefon, zdecydowana zająć się wszystkim od razu. Miała nieodebrane połączenie od Hannah. Nic dziwnego. Kuzynka w jakiś tajemniczy sposób zawsze wiedziała, kiedy Megan jej potrzebuje. Wiedziała, że Hannah będzie ją wspierać niezależnie od tego, co postanowi. A postanowiła, że wróci do Karoliny Północnej. Do stanu, który opuściła wiele lat temu. Byle dalej od Xaviera Alexandre’a.

Minęły trzy miesiące, odkąd ostatni raz rozmawiała z Xavierem. Nie zadzwonił, nie odpowiedział na mejla, w którym poinformowała go, że nie wraca do Francji.

Życie toczyło się dalej i tego ranka to jej kuzynka Hannach, a nie Xavier, towarzyszyła jej podczas wizyty lekarskiej.

Megan nigdy nie planowała, że będzie matką. Kiedy leciała przez Atlantyk, przypomniała sobie powiedzenie matki Hannah: „Koniec jednej rzeczy zawsze oznacza początek kolejnej”.

Kiedy była młodsza, te słowa nic dla niej nie znaczyły, teraz jednak było inaczej. Dziecko było nowym życiem, początkiem czegoś zupełnie innego. Skoro nie mogła mieć Xaviera, założy rodzinę bez niego.

Dziękowała Bogu za Hannah. Kuzynka nie tylko przyjęła ją pod swój dach, ale także znalazła doświadczonych hodowców, którzy pomogli Megan zająć się końmi. Sama Megan dostała posadę trenera na farmie Sutherlandów. Nie było to tak satysfakcjonujące zajęcie jak jeżdżenie w wyścigach, ale zapewniało utrzymanie.

Megan nie pozwalała sobie na rozpamiętywanie tego, co mogłoby być. Ona i jej dziecko dadzą sobie radę bez Xaviera.

Słońce chyliło się ku zachodowi. W powietrzu unosił się słodki zapach gardenii i wszędzie panował spokój. Megan tęskniła za jeżdżeniem. Po raz pierwszy wsiadła na konia, gdy ojciec kupił jej kucyka na czwarte urodziny. Od tamtej pory zakochała się w koniach i poszła w ślady ojca, który zrobił jako dżokej międzynarodową karierę. Nie chciała jednak ryzykować upadku i postanowiła nie jeździć do czasu rozwiązania.

– To twoja ulubiona pora dnia. Dlaczego nie jeździsz?

Xavier.

Na dźwięk jego głębokiego głosu omal nie spadła z płotu, przez który właśnie przechodziła. Szybko odzyskała równowagę i spojrzała na niego. A jednak. Przyjechał do niej. Miała ochotę rzucić mu się w ramiona, ale powstrzymała się. Nie mogła tego zrobić, wiedząc, jakie są jego intencje.

Wiatr potargał mu włosy, a przenikliwy wzrok niemal przygwoździł ją do ziemi. Ubrany w białą koszulę i czarne dżinsy wyglądał niczym współczesny pirat. Pirat, który skradł jej serce tylko po to, aby wyrzucić je za burtę.

– Co tu robisz?

– Przyjechałem zabrać cię do domu. – Jak zwykle mówił pewnym siebie tonem, który tak doskonale znała i tak bardzo kochała. Tak długo czekała na te słowa. A jednak…

– Odwołałeś ślub?

– Nie.

– A masz zamiar to zrobić?

– Nie mogę.

Myślała, że nie może cierpieć już bardziej. Myliła się.

– W takim razie nie mamy o czym rozmawiać, Xavier. Niepotrzebnie się trudziłeś. Jesteś przeznaczony innej kobiecie i nic tego nie zmieni. Wsiadaj do swojego helikoptera i wracaj do domu. Poproszę kogoś, żeby przywiózł resztę moich rzeczy.

– Jeśli chcesz zabrać swoje rzeczy, przyjedź po nie sama.

– Nie mogę. Mam tu pracę, której nie mogę zostawić.

– Wiem, że lubisz trenować, ale tak naprawdę twoim życiem jest jeżdżenie. Twoje rzeczy będą na ciebie czekały. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek wszedł do twojego domu.

– To twój dom. Na akcie własności widnieje twoje nazwisko.

– To akurat łatwo można zmienić.

– A co będzie, jak się ożenisz, Xavier? Sądzisz, że twoja żona będzie uszczęśliwiona z faktu, że była kochanka mieszka pod jej nosem?

– Ja dotrzymuję zobowiązań. Jesteśmy dorośli i możesz zatrzymać dom. Cecille nie musi wiedzieć, co nas łączyło.

– Na pewno się dowie. Wszyscy o nas wiedzą. Po prostu przyślij tu moje rzeczy albo zrób z nimi, co chcesz. Nie przyjadę, żeby je zabrać.

Była zrozpaczona. Czy Xavier nie widział, jaki popełnił błąd? Nie mogła ryzykować powrotu do domu, w którym była z nim taka szczęśliwa. Wspomnienia nie pozwoliłyby jej zrobić tego, co było najlepsze dla niej i dla dziecka. Ponadto nie chciała, żeby dowiedział się, że jest w ciąży.

Xavier zbliżył się do niej. Mimowolnie zadrżała, opierając się plecami o płot. Ujął jej twarz w dłonie.

– Jak możesz tak po prostu odejść od tego, co razem przeżyliśmy, Megan?

– Mogłabym spytać cię o to samo.

– Ale ja nie odchodzę.

– Ależ tak. Masz zamiar poślubić inną kobietę. Nigdy nie zgodzę się być tą drugą. Zawsze walczę o pierwsze miejsce. Nie tylko na torze jeździeckim. Kiedyś powiedziałeś, że to właśnie cenisz we mnie najbardziej.

– Podziwiam w tobie wiele rzeczy. Między innymi twoją ambicję i niezależność. Ale nie widzę powodu, żeby wpadać we wściekłość tylko dlatego, że coś nie układa się po twojej myśli.

Megan nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.

– Chyba żartujesz! Naprawdę myślisz, że wpadam we wściekłość?

– A jak inaczej to nazwać? Obsypałem cię prezentami, dałem ci nawet dom. Dopilnuję, żeby ci niczego nigdy nie brakowało. Nawet, jeśli wrócisz do Grasse.

– Nigdy nie zależało mi na twoich pieniądzach. Nie rozumiesz, że nie tego pragnę? Nigdy nie dałeś mi tego, na czym naprawdę mi zależy. Siebie samego.

– Przecież mnie masz.

– Tylko do dnia twojego ślubu. Na pewno kiedyś zechcę założyć rodzinę, mieć dzieci. Będę chciała mieć przy sobie kogoś, z kim się zestarzeję. Kochanka i przyjaciela. Ty wybrałeś inną kobietę, więc jedź sobie.

Odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Nie musiała się za siebie oglądać, żeby wiedzieć, że Xavier podążył za nią. Wkrótce zrównał się z nią. Choć bardzo pragnęła na niego spojrzeć, odmówiła sobie tej przyjemności.

– Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Żegnaj.

– Nie myśl, że tak łatwo zrezygnuję. Wiesz, że jestem urodzonym wojownikiem i zawsze dostaję to, czego chcę. A chcę ciebie, mon amante. Nasza znajomość jest dla mnie zbyt cenna.

– Raczej była.

Powinna była kiedyś posłuchać intuicji i nie zgodzić się na ujeżdżanie jego koni. Nie odmówiła mu jednak. Nie potrafiła oprzeć się człowiekowi, który kupował smakołyki jej koniom zamiast jej. Zignorowała ostrzegawcze sygnały, które mówiły, żeby nie zostawała jego trenerem i dżokejem.

Zaprosił ją na kolację po pierwszych wygranych przez nią zawodach. Odmówiła, zgodnie z zasadą, aby nigdy nie wiązać się z klientem, ale on nie poddawał się i w końcu mu uległa.

Drugi raz nie popełni tego błędu. Musi się go pozbyć. Ale jak?

– Nie idź za mną. Nie mam zamiaru bawić się w kotka i myszkę. Nie sądź, że będę cię zabawiać do czasu, aż twoja żona znajdzie się w twoim łóżku. Znajdź sobie kogoś innego, Xavier. Ja też mam zamiar tak zrobić.

Kłamstwo, ale on nie musi o tym wiedzieć.

Od razu dostrzegła w jego oczach błysk zazdrości. Złapał ją za rękę, zatrzymał i mocno pocałował.

Zaskoczona, nie wiedziała, co zrobić. Bliskość Xaviera jak zwykle na nią podziałała, ale nie było w tym nic dziwnego. Zawsze wzajemnie się pociągali i teraz nic się pod tym względem nie zmieniło.

Jego pocałunek stał się delikatny, miękki. Pieścił ją językiem, kusząc, pragnąc, by mu odpowiedziała i poddała się. O tak, tęskniła za nim. Nienawidziła się za to, że go pragnie, ale nic nie mogła na to poradzić.

Ostatni pocałunek. A potem się pożegnamy.

Uchyliła usta i dała mu przyzwolenie. Znajomy smak niemal ją odurzył. Przylgnęła do niego ciasno, pozwalając się objąć. Czuła jego ciepło i po raz pierwszy od dnia rozstania zrobiło jej się naprawdę dobrze.

Objęła go w pasie, pogładziła kark. Och, tak dobrze było czuć go przy sobie. Dlaczego pożegnanie musi być takie bolesne?

Nie mogła zapanować nad pożądaniem. Minęło tak wiele czasu, odkąd ostatni raz się kochali. Jak on mógł odrzucić to, co oboje do siebie czuli?

– Smakujesz jak najlepsza ambrozja. Tak bardzo za tobą tęskniłem. Jedź ze mną do domu, Megan.

Może, jeśli uzmysłowi mu, jak bardzo jest im ze sobą dobrze, zmieni zdanie? Może zrezygnuje z tego ślubu?

Zbyt ryzykowne.

Jednak nie miała innej broni. Jeśli skłoniłaby go do zmiany zdania, miałaby wszystko, czego zawsze pragnęła: dom, kochanego mężczyznę u boku i rodzinę.

– Chodź ze mną. – Ujęła go za rękę i poprowadziła do domu. Kwadrans marszu do dostatecznie dużo czasu, żeby zmienić zdanie. Ona jednak podjęła już decyzję.

Jeśli chce odzyskać Xaviera, musi o niego walczyć.

Tytuł oryginału: The Price of Honor

Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2011

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2011 by Emilie Rose

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3383-5

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.