Królowa Ruin - K.F. Breene - ebook + audiobook

Królowa Ruin ebook i audiobook

Breene K.F.

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Finałowy tom pełnego pikanterii, rozkosznie mrocznego retellingu Pięknej i Bestii!

Finley myślała, że po zniszczeniu klątwy ją i Nyfaina czeka walka tylko z jednym wrogiem.

Nie mogła się bardziej pomylić.

Królowa żyje. Jednak to nie koniec niespodzianek. Świadomie ukrywała swoją prawdziwą tożsamość przed Finley i resztą królestwa do czasu, aż klątwa zniknie na dobre. Władczyni wróciła, ale powody, dla których to zrobiła, wcale nie są jasne.

Czy będzie próbowała obalić rządy Nyfaina i sama zechce zasiąść na tronie?

Okazuje się, że można ją powstrzymać… chyba że brała udział w stworzeniu klątwy. W takiej sytuacji, czy naprawdę będzie trzeba stoczyć wojnę zarówno z nią, jak i królem demonów, zanim wreszcie uda się zacząć spokojnie żyć? Czy może to wszystko, co dotąd zostało zrobione, zda się na nic?

Bez względu na to, co planuje królowa, jest coraz mniej czasu, zanim król demonów wróci, zamierzając zmieść wszystkich z powierzchni ziemi.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 939

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 24 godz. 41 min

Lektor: Masza Bogucka

Oceny
4,3 (131 ocen)
80
28
12
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Achaja1234

Z braku laku…

Chyba jestem w mniejszości, bo mnie ta część wynudziła. Końcówka była angażująca, ale 70 procent książki dłużyło się niesamowicie. Do tego stopnia, że chciałam ją porzucić.
50
Ruddaa
(edytowany)

Całkiem niezła

Fajne zakończenie serii. Ogolnie uwielbiam bardzo romantasy jednak w tej serii odniosłam wrażenie, że autorka zrobila z tego istne porno :/
20
madzikk86

Dobrze spędzony czas

za dużo scen seksu, totalnie mnie nużyły, jak się je omijało i przechodziło do kolejnych wątków to dało się przeżyć. Bez nich fabuła była by dużo ciekawsza. co za dużo to nie zdrowo.
10
Monika129

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka jak i cała seria. Polecam
00
mariola1619

Nie oderwiesz się od lektury

Świetne zakończenie serii! Polecam całość!
00

Popularność




Tytuł oryginału:

A Queen of Ruin

Copyright © 2023 by K.F. Breene

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo Nowe Strony

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Agata Bogusławska

Edyta Giersz

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-107-4

CZĘŚĆ PIERWSZA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

HADRIEL

Co tu się odjebało?, zastanawiałem się, rozglądając się po otaczającym mnie tłumie. Bitewny kurz zdążył już opaść, a jednak nikt się nie odzywał. Na szczycie schodów stał książę z gołym torsem i w samych dżinsach, i wpatrywał się z góry w swoją matkę. W królową.

Pieprzoną królową!

Jakim cudem ona żyje?

No cóż, wiem doskonale jakim cudem – jakoś udało jej się uciec, zanim klątwa została rzucona, i ukryć się pośród smoków w Królestwie Płomieni. Przez cały ten czas żyła w spokoju i dobrobycie.

Nie znałem jej wersji wydarzeń, ale już teraz miałem prawie stuprocentową pewność, że nie byłbym w stanie jej tego wybaczyć. Przez cały ten czas, nie postarzała się nawet o dzień. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy, gdy widziałem ją na zamku po raz ostatni. Tak samo jak jej dama dworu. Magia oddziałująca na nas z pewnością miała też wpływ i na nie, z tą różnicą, że one w przeciwieństwie do nas nie musiały zapłacić za to najwyższej ceny. Zamiast tego dostały wersję deluxe – żadnych konsekwencji i zabieg przeciwzmarszczkowy.

Świetna zabawa.

Podczas gdy ona chowała się w uroczych, małych wioskach, jej ludzie umierali powolną śmiercią albo byli zmuszani do pełnienia funkcji seksualnych niewolników, przymuszanych do spełniania życzeń demonicznych dupków o naprawdę pojebanych fetyszach.

O co tu, kurwa, chodzi?

Czy król o tym wiedział? Zapewne nie. Król nigdy nie był zbyt dobrym aktorem. W każdym razie nie na tyle dobrym, by umiejętnie przekonać Nyfaina o śmierci jego matki.

Po spojrzeniu, jakie posłała mi Leala, zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.

Książę zatoczył się do tyłu, jak gdyby został spoliczkowany. Po chwili najeżył się i uwolnił falę palącej mocy, która uderzyła we mnie, grożąc całkowitym pochłonięciem.

Mój wilk zwinął się w kłębek, wydając z siebie coś, co brzmiało jak ciche skomlenie.

Królowa drgnęła, podobnie jak wszyscy pozostali.

Wszyscy poza Finley.

Ta, niewzruszona, stała obok okrutnego księcia, a z jej oczu buchały płomienie. Była jedyną osobą na całym pieprzonym świecie, którą kręciła jego dominująca, brutalna siła.

Wariatka.

Jak gdyby w odpowiedzi na magię księcia poczułem napływ innej mocy. Uspokajającej, pełnej niezłomnej siły, niezniszczalnej. Zew jedności. Watahy. Bezpieczeństwa. Przewagi liczebnej. To Weston, alfa wilków, zareagował na furię smoka. Właśnie dlatego wilki i smoki nigdy nie umiały się ze sobą dogadać. Smoki uwielbiały wymachiwać kutasami i cyckami na prawo i lewo, natomiast wilki zwierały szyki, gotowe do walki, wysyłając jasny przekaz: „Spróbuj szczęścia, popierdoleńcu!”.

I jedni, i drudzy mieli zbyt wielkie ego.

A teraz znajdowałem się w samym środku tego kurestwa dzięki mojemu przeklętemu wilkowi, który podstępnie połączył się z alfą i nie zamierzał go opuszczać. Pragnął dołączyć do watahy Westona, poczuć, że gdzieś przynależymy. Otulić się wrażeniem jedności i starać się w pełni wykorzystać nasz potencjał, zamiast wieść żywot samotnego wilka, zwiniętego u stóp smoków. I podczas gdy ten włochaty dupek cały czas starał się zapełnić trawiącą nas niewidzialną pustkę, ja próbowałem mu pokazać, że Finley już dawno to zrobiła i w przeciwieństwie do alfy wilków nie musiała przy tym sięgać po wilczą pieśń. Zdobyła moją lojalność dzięki swoim czynom, nie magii. Wiem, że chroniłaby nas za wszelką cenę. Pod jej skrzydłami moglibyśmy rozkwitnąć.

Niestety za chuja nie chciał mnie słuchać.

Mój wilk, otoczony magią Westona, powoli dochodził do siebie. W moich żyłach zaczęła krążyć adrenalina, plecy mi zesztywniały.

Stojąc pod złowrogim spojrzeniem złocistych oczu księcia, po raz pierwszy nie miałem wrażenia, że zaraz narobię w gacie ze strachu.

Cóż, to była całkiem miła odmiana.

– Proszę – zaczęła królowa z lekkim drżeniem w głosie. – Pozwól mi ze sobą porozmawiać.

Musiała czuć na sobie spojrzenia innych. Kobieta o słabszym charakterze zapewne rozejrzałaby się dookoła. Ale nie ona. Życie z – już nieżyjącym – królem nauczyło ją panowania nad emocjami. Musiała być niewzruszona. To jej obowiązek – stanowić dla swoich poddanych cichą opokę, spokojną przystań w czasie nieustannych sztormów.

Zanim porzuciła nas wszystkich na pastwę losu.

Lekko zadarła podbródek.

– Pozwól mi to wyjaśnić. Po tym zaakceptuję każdą twoją decyzję, jaką wobec mnie podejmiesz – dokończyła pewnym, stanowczym głosem.

Książę stał wyprostowany jak struna, zaciskając i rozluźniając pięści, a jego twarz, kompletnie bez wyrazu, równie dobrze mogłaby zostać wyrzeźbiona w skale.

Z kolei z oblicza Finley bił niepokój. Spoglądała to na swojego mężczyznę, to na królową, a w jej oczach widniała troska o księcia i gniew na jego matkę. Nyfain może i nie okazywał żadnych emocji, ale z pewnością wyczuwał wszystko poprzez łączącą ich więź. Prawdopodobnie wcale nie chciał wysłuchiwać wyjaśnień swojej rodzicielki, obawiając się, że to, co kobieta powie, mogłoby zniszczyć pamięć o niej, obraz tej, która była dla niego całym światem przez te wszystkie lata. Tej, którą w swoim życiu stawiał ponad wszystkich innych.

Wziąłem głęboki wdech.

Widok księcia, widok nas wszystkich, łamał mi serce. Król był okropnym skurwysynem. Nie miałem pewności, czy zniósłbym świadomość, że królowa była równie zła. Myślę, że pogrzebałoby to moje ostatnie dobre wspomnienie związane z tym miejscem. Ponieważ to właśnie dzięki niej życie w królestwie stawało się znośne.

Kurwa. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę!

Książę ledwo zauważalnie kiwnął głową, zanim odwrócił spojrzenie, nie poświęcając kobiecie uwagi ani chwili dłużej. Było to jawne zlekceważenie jej pozycji, zarówno jako królowej, jak i jego matki.

Nie wyobrażałem sobie, ile to musiało go kosztować.

– Poślę po ciebie – powiedział obojętnie. Jego wzrok przesunął się po zgromadzonym przed nim tłumem. – Wszyscy macie za sobą ciężką bitwę. Witam tych z was, którzy pochodzą spoza mojego królestwa i dołączyli do walki, przyczyniając się do dzisiejszego zwycięstwa. Przykro mi, że nie możemy zaproponować wam więcej wygód poza miękkim łóżkiem i ciepłą strawą. To wszystko, co mamy. Jeśli chodzi o osoby, które wyswobodziły się z królestwa demonów… Zamierzam wysłuchać historii każdego z was, każdego z osobna. Wasza krzywda zostanie pomszczona, macie moje słowo. A na koniec chcę pogratulować wszystkim, którzy przeciwstawili się demonom! To była dobrze stoczona bitwa. Dzięki wam jesteśmy o krok bliżej od ostatecznego zwycięstwa i powinniście być z tego dumni. Nareszcie odzyskamy nasze królestwo!

Na obrzeżach tłumu rozległy się wiwaty, jebane przeciętniaki kąpały się w blasku naszego zwycięstwa, jakby to oni w pełni ponosili odpowiedzialność za wspólnie odniesiony sukces.

– Hadriel.

W chwili, gdy książę się do mnie zwrócił, poczułem, że uśmiech spływa mi z twarzy. Nienawidziłem, gdy jego uwaga skupiała się na mnie.

– Ulokuj wszystkich. W pierwszej kolejności musimy odpocząć, a potem zabierzemy się do pracy. Mamy dużo do zrobienia. Królestwo nadal jest osłabione, ale zamierzam jak najszybciej temu zaradzić. Kiedy już wszyscy zostaną rozmieszczeni, przyjdź do mnie po listę osób, z którymi muszę się spotkać i kiedy. – Każdy rozkaz księcia był podszyty ognistą dawką mocy.

Mój wilk zaczął się miotać, przeciwny spełnianiu poleceń wydanych przez smoka. Uznawał tylko zwierzchnictwo wilczego alfy.

Skrzywiłem się, wewnętrznie rozdarty. Nie mogłem powstrzymać się przed zerknięciem na Westona. W normalnych okolicznościach wydanie rozkazu innemu wilkowi bez konsultacji z jego alfą wiązało się z ogromnym afrontem. Chociaż z drugiej strony książę też nie przyjąłby za dobrze wieści o tym, że Weston powiększa swoją watahę, zyskując lojalność poddanych smoczego władcy.

Co za pieprzony burdel.

Gdy już otwierałem usta, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, w oczach księcia zabłysło zrozumienie. Jego twarde spojrzenie spoczęło na Westonie.

– W każdej chwili mogę zerwać połączenie – oznajmił wilczy alfa tonem równie twardym, co spojrzenie rzucane mu przez księcia.

– Jednak jego wilk tego nie chce. Żaden z nich, tak naprawdę.

Znowu uderzyła w nas fala mocy. Tak jak przypuszczałem, Nyfainowi nie spodobało się to, co usłyszał. Najwyraźniej mój wilk nie był jedynym, który odpowiedział na zew Westona. Pozostali mieszkańcy wiosek też musieli zareagować. Po tylu niespokojnych latach poczucie bezpieczeństwa i jedności, które oferowała wataha pod przywództwem potężnego, zrównoważonego alfy, stanowiło nie lada pokusę.

Książę i Weston mierzyli się wzrokiem przez dłuższą chwilę, a wokół nas kłębiły się dwa rodzaje magii – smoczej, która unosiła się w powietrzu, i wilczej kotłującej się wewnątrz nas, mnie i mojego wilka.

Weston odpowiedział spokojnym spojrzeniem, niewzruszony.

Odnosiło się wrażenie, jakby dwóch samców alfa szykowało się do eksplozji mającej zmieść pozostałych z powierzchni ziemi.

A jednak to nie to rozrywało mnie od środka.

Finley wpatrywała się we mnie z wyrazem nagłego zrozumienia. Smutek wykrzywił jej rysy twarzy.

– Twój wilk chce dołączyć do jego watahy, prawda? – wyszeptała.

Każde słowo było niczym gwóźdź wbijany w moje serce. Chciałem to zrobić inaczej. Wyjaśnić.

Dookoła nas zaległa cisza, wszyscy czekali na moją odpowiedź.

Pokiwałem głową.

– Próbowałem się temu oprzeć, ale wtedy zobaczyłem królową lecącą nad naszymi głowami, spanikowałem i straciłem czujność. A mój wilk… wykorzystał okazję i przejął kontrolę.

Powietrze z niej uszło, ulatując przez lekko uchylone usta. W poszukiwaniu wsparcia oparła rękę na pokrytym bliznami ramieniu Nyfaina.

Książę skierował swoją uwagę na Finley.

– Porozmawiamy o tym później – zwróciła się do niego, ale jej spojrzenie nadal było utkwione we mnie. Kiedy wreszcie odwróciła wzrok, skierowała swoje słowa do Westona: – Musimy to przedyskutować. Chcę lepiej zrozumieć, jak funkcjonują wilki. Ale to nieodpowiedni moment. Wielu ludzi musi odpocząć. Tak jak powiedział Nyfain, należy wszystko zorganizować, a żeby to zrobić, potrzebujemy naszych ludzi. Wszystkich. Tak więc, czy możesz rozluźnić łączącą was więź, by to umożliwić? Biorąc pod uwagę nadchodzące wydarzenia, bardzo by nam to pomogło. Po tym zastanowimy się wspólnie, jak to załatwić. Czy jest to dla ciebie wystarczający kompromis?

Ramię Nyfaina zaborczo owinęło się wokół jej talii, zahaczając o biodro. Nie odezwał się ani słowem, nie skomentował tego, co powiedziała Finley, tylko milcząco wpatrywał się w Westona. Chociaż dziewczyna była jego towarzyszką, technicznie rzecz biorąc, nie została jeszcze mianowana księżniczką, a panujące w naszym królestwie królowe nigdy dotąd nie dzierżyły faktycznej władzy. Tak działo się od zawsze. A swoim zachowaniem książę wyraźnie pokazywał, że ma gdzieś utarte schematy. Z rozmysłem traktował ją jak równą sobie pod każdym względem, również w kwestii rządzenia królestwem. Zawsze słuchał, co ma do powiedzenia, i szanował ją nawet wtedy, kiedy miał ochotę udusić ją gołymi rękami.

Gdyby nie był tak kurewsko przerażający, poklepałbym go po ramieniu i pogratulował tego, że był lepszym władcą od poprzedniego króla, nawet stojąc na krawędzi piekła. Dziękowałem niebiosom za to, że ufał Finley i jej osądowi.

Przez ciebie stracę okazję do oglądania, jak sięga po władzę i staje się zajebistą, kopiącą tyłki królową, ty bełkocząca, pierdolona kukło!, wykrzyczałem w myślach do mojego wilka, czując że łamie mi się serce. Nie chcę jej opuszczać. Nie chcę odchodzić z alfą.

 P r z e b y w a n i e   w ś r ó d   n a s z y c h   p o b r a t y m c ó w   t o   n a j l e p s z e,   c o   m o ż e m y   z r o b i ć,   i   d o b r z e   o   t y m   w i e s z,   o d p a r ł   m ó j   w i l k.   N a s z   o j c i e c   b y ł   b e t ą,   a   m a t k a   b y ł a   r ó w n i e   p o t ę ż n a.   C z e k a   c i ę   c o ś   w i ę c e j   n i ż   b y c i e   p r z e c i ę t n y m   k a m e r d y n e r e m   c z y   s t a j e n n y m.   W a t a h a   p o z w o l i   n a m   r o z b u d z i ć   n a s z   p o t e n c j a ł   w   p e ł n i. 

Zacisnąłem zęby, czując szczypanie pod powiekami. Nienawidziłem tego wrażenia bycia rozdartym. Zdawałem sobie sprawę, że mój wilk ma rację, jednocześnie jej nie mając. Jeśli odejdziemy, stracimy szansę, którą mogła dać nam Finley. Zawsze pozwalała mi się wykazać, pokazać swój prawdziwy charakter. Ufała mi i Leali na tyle, żeby pozwolić nam zrealizować nasz plan w królestwie demonów. Współpracowała z nami ramię w ramię, tworząc solidną drużynę, która uratowała ten pierdolony dzień. To ona dowodziła, nie Weston.

– Oczywiście – odpowiedział wilczy alfa, wyrywając mnie z zamyślenia.

Panujące wokół napięcie wyraźnie zelżało.

– Obaj chcą być częścią watahy, ale wycofam się ze swoim roszczeniem do czasu, aż załatwicie wszystkie sprawy. Proszę, daj znać, jeśli będę mógł jeszcze jakoś pomóc.

– Dzięki. A teraz odpocznij. Wkrótce porozmawiamy. – Finley posłała mu lekki uśmiech.

Alfa znacząco się rozluźnił, podobnie jak otaczające go wilki.

– Musimy jeszcze zgarnąć faerie i demony, zanim odnajdą ich miejscowi – wyszeptała Finley do księcia, przesuwając dłonią po jego piersi.

– Demony? – warknął.

– Tak. Niewielka grupa demonów pomogła nam w ucieczce z lochów. Chcą obalić obecne rządy w królestwie demonów i oferują nam swoją pomoc i informacje w zamian za naszą pomoc. Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw musimy zadbać o ich bezpieczeństwo, zanim ktoś wpadnie na genialny pomysł i na przykład ich zabije.

Książę skinął głową, spoglądając na tych z członków swojego dworu, którzy przybyli z lochów.

– Zbierz grupę smoków – rozkazał. – Ja zostanę tutaj i zajmę się rozlokowaniem naszych gości. Po wszystkim mnie znajdź. Nie dokończyliśmy naszego naznaczenia.

Zadrżała, a jej oczy rozbłysły.

– W porządku – wyszeptała, po czym wzięła się w garść. – Ale… – Odwróciła się i ponownie zwróciła się do Westona: – Wilki są o wiele lepsze na ziemi. Czy mógłbyś przydzielić mi kilkoro swoich ludzi?

Książę raptownie stężał.

Finley nie miała pojęcia, jak dotychczas wyglądały sprawy. Wszystkimi ważnymi kwestiami zwyczajowo zajmował się dwór, którego najpotężniejsi członkowie byli wyłącznie smokami. Prosząc Westona, nawet o coś tak błahego jak eskorta, Finley jawnie złamała protokół. Właśnie zaproponowała wilkom wykonanie zadania przeznaczonego wyłącznie dla smoków. A przynajmniej tak zostanie to odebrane.

A jednak książę jej nie poprawił. Nie przywołał jej do porządku, tak jak z pewnością zrobiłby to szalony król. Pozwalał jej popełniać własne błędy, bez podważania jej autorytetu na oczach ich poddanych. I pewnie też dlatego… że sam zdawał sobie sprawę, że Finley miała rację. Na ziemi rzeczywiście o wiele lepsze były wilki. Wzięcie ich ze sobą do pomocy miało sens, szczególnie że większość mieszkańców wiosek, mogących sprawiać ewentualne problemy, zmieniało się w zwierzęta poruszające się po ziemi.

Weston, zanim wystąpił do przodu, rzucił spojrzenie księciu, najwyraźniej zastanawiając się, czy smoczy alfa zaoponuje.

– Oczywiście.

– Super – odparła Finley. – Tamara, zbierz kilka smoków i ruszamy.

Jednak Tamara ani drgnęła. Wpatrywała się w królową, która – technicznie rzecz ujmując – była jej dowódcą, czekając na pozwolenie do działania.

Przestraszyłem się.

Co się stanie z Finley? Czy ktokolwiek poprze dziewczynę z pospólstwa, gdy prawdziwa królowa, kobieta z krwi i kości, powróciła z martwych?

Powinienem wiedzieć, że książę nie zamierzał tolerować takiego zachowania.

– Dopóki się nie dowiemy, w jaki sposób uniknęła klątwy – warknął, wpatrując się w punkt ponad głową kobiety – moja matka nie odzyska należnej jej pozycji. Większość z was zdaje sobie sprawę, że królowe nie mają prawa do samodzielnego sprawowania rządów. Wraz z chwilą śmierci mojego ojca korona i wiążące się z nią obowiązki przeszły na mnie. Do czasu koronacji to ja sprawuję rządy. A Finley, jako moja towarzyszka, pełni obowiązki księżniczki i wkrótce zostanie zaprzysiężona na królową, która będzie inna od swoich poprzedniczek. Zamierzam zmienić prawo, przyznając jej wszelkie przywileje oraz władzę na równi z moją. Co więcej, równe prawa wobec korony zyskają nie tylko nasi synowie, ale i córki. Dlatego od teraz każde polecenie wydane przez Finley będziecie traktować z takim samym posłuchem, jakbym to ja je wydał. Żadne z was nie będzie wykonywać rozkazów byłej królowej, chyba że zadecyduję inaczej.

Jeśli królowa odczuła falę mocy płynącą z każdego słowa księcia, nie dała tego po sobie poznać. Stała wyprostowana, w pełni opanowana, niezrażona jego postawą. Nigdy w życiu nie widziałem, żeby zachowywała się tak ozięble w stosunku do swojego syna. Za to nie można było powiedzieć tego samego o jej damie dworu, która posyłała księciu gniewne spojrzenie.

Ona również uniknęła klątwy. W ostatniej chwili obydwie uciekły, a przez rzekomą śmierć królowej książę został uwięziony w królestwie.

Kiedy Nyfain dotknął dłonią policzka Finley i przesunął opuszką kciuka po jej szczęce, zauważyłem, że jego ręka delikatnie drży.

– Pośpiesz się – zwrócił się do niej miękko, po czym pocałował namiętnie. – Mamy wiele kwestii do omówienia po tym… jak już będziemy wykończeni po naszych próbach naznaczenia siebie nawzajem.

Spojrzenie Finley wyrażało czyste pragnienie, które jednak szybko zniknęło, gdy książę odwrócił się przodem do zamku, zamierzając odejść. Dziewczyna zaczerpnęła gwałtownie tchu, wyciągając ku niemu rękę, a ja dopiero po chwili zorientowałem się, co było przyczyną jej szoku.

Plecy księcia, pokryte bliznami i tatuażami, zdobiły dwa równoległe pasy lśniących, złotych łusek. Kilka godzin temu nie było tam nic poza poszarpaną, martwą tkanką. Linie, sprawiały wrażenie niedokończonych – gdzieniegdzie majaczyły puste miejsca, ujawniające tkankę bliznowatą. Wyglądało to tak, jakby ktoś zdrapał część martwej skóry. Chociaż klątwę zdjęto, plecy księcia nie zostały całkowicie wyleczone. Pozostałe blizny nadal znaczyły jego ciało.

Książę zadrżał, gdy Finley przesunęła palcami po uzdrowionych łuskach. Odwrócił się do niej, jego spojrzenie wyrażało całą gamę uczuć.

– Wydawało mi się, że odczuwam je nieco inaczej niż wcześniej… ale inne kwestie zbyt mocno mnie zaabsorbowały.

– Jeszcze nie są kompletne, ale… ale są złote. – zwróciła się do niego Finley.

Nie odezwał się ani słowem, nadal intensywnie wpatrując się w swoją towarzyszkę. Dopiero po chwili jego spojrzenie przeskoczyło ponad jej głową, jakby przypomniał sobie o tym, że mieli towarzystwo. Nie zamierzał zmieniać się na oczach wszystkich, nie, kiedy jego łuski nie były kompletne i jeszcze nie wróciły w pełni do swojego koloru. Nie wspominając o tym, że skrzydła też nadal mógł mieć postrzępione albo słabsze w miejscach, gdzie brakowało złotych płytek.

Widziałem smoki z uszkodzonymi skrzydłami. Deformacje zazwyczaj dało się zauważyć po samym zbadaniu linii rysujących się na ich plecach. Czas, jaki spędziłem z księciem, chociaż nie należał do przyjemnych, pozwolił mi go poznać na tyle, że umiałem wiele wyczytać z jego twarzy i postawy. Teraz wyraźnie nie chciał, żeby ludzie zobaczyli jego nowe oblicze, zanim sam nie zrozumie, co dokładnie się wydarzyło.

– Wracaj szybko – wymruczał, po czym udał się w kierunku zamku.

Potruchtałem za nim.

Najpewniej potrzebował kogoś, na kogo mógłby się wydrzeć. To zawsze poprawiało mu humor, a po ostatnich wydarzeniach z pewnością musiał wszystko przemyśleć. Dlatego też powinien mieć kogoś, kto odwróci jego uwagę do czasu powrotu Finley.

A kto byłby lepszy od jego lojalnego kamerdynera?

ROZDZIAŁ DRUGI

FINLEY

– Jasna cholera, no nie? – odezwała się Tamara, kiedy zbiegałyśmy po zamkowych schodach, oddalając się od otaczającego nas tłumu. – Nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że ona nadal żyje. A do czasu zdjęcia klątwy mieszkańcy wiosek nie mieli pojęcia, że jest królową Wyvern. Lucille, zauważyłaś, jak z początku wszystkich zamurowało? I jak zaczęli mrugać, gdy ich mózgi próbowały poskładać wszystko w logiczną całość?

– Nauczyła mnie latać – powiedziałam, nadal nie mogąc uwierzyć, że to się działo naprawdę. – Wysłuchała mojej historii. Czuła na mnie zapach swojego syna, widziała, że noszę jej miecz, a mimo to nic nie powiedziała. Jednak to wyjaśniałoby jej niechęć do spotykania się z mieszkańcami Wyvern. Jak myślicie: dlaczego?

– Ta, to całkiem niezłe pytanie – skomentowała cicho Lucille, kiedy Jade i Xavier, dwa smoki należące do starego dworu, do nas dołączyły.

Zatrzymaliśmy się na skraju lasu, czekając na wilki Westona.

– Jej śmierć złamała króla – wymamrotał Xavier, który zaczął zrzucać z siebie ubrania, przygotowując się do przemiany. – Myślicie, że wiedział, co planowała?

– Musiał wiedzieć – zauważyła Jade; jej zielone oczy błyszczały w popołudniowym świetle.

– Przecież ceremonie pogrzebowe odbywały się przy zamkniętej trumnie – odparła Tamara.

– Gdyby nie wiedział, na pewno chciałby ją zobaczyć ten ostatni raz – zwróciła się do niej Jade. – Trumna została zamknięta, bo nie było w niej żadnego ciała.

– Ale po co nas okłamała? – zapytała Tamara, marszcząc brwi; w jej oczach błyszczał gniew. – Dlaczego okłamała swoich strażników? Myślicie, że dlatego król próbował ściągnąć księcia z powrotem?

– Podziałało, no nie? – skomentował Xavier.

– Nie zapominajmy o tym, że król był szalony – dodała Lucille. – Nie pozwoliłby jej odejść ot tak. Gdyby wiedział, że żyje, ruszyłby za nią i przywlókł z powrotem do domu.

Xavier w odpowiedzi wzruszył ramionami.

– Może zawarła z nim układ? Ja odejdę, a w zamian książę zostanie przy tobie na zamku? Jego życie w zamian za jej.

– Nie poświęciłaby własnego syna – wysyczała wściekle Tamara.

– Zrobiłaby to, jeśli myślałaby, że książę będzie w stanie opuścić królestwo – zripostował Xavier. – Wątpię, żeby ktokolwiek myślał, że szalony król dobije targu z królem demonów. Pewnie uznała, że uda jej się uwolnić od króla bez wyrządzania krzywdy swojemu synowi.

– A co z tym, że wcale się nie postarzała? – zapytałam. W myślach odtwarzałam ostatnie wydarzenia i raz za razem przypominałam sobie o czasie spędzonym z kobietą, którą znałam pod imieniem „Ami”. – I ona, i Claudile odczuły skutki klątwy, nawet jeśli nie były w królestwie.

– Przede wszystkim ona nie nazywa się Claudile. – Xavier posłał mi krzywy uśmieszek. – Tylko Delaney.

– A królowa to…? – Skrzywiłam się.

Tamara i Lucille spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami.

Wzrok Xaviera zapłonął.

– Nie wiesz, jak nazywa się królowa? – zapytała z niedowierzaniem Lucille.

– Byłam bardzo młoda, kiedy doszło do jej rzekomej śmierci, i mieszkałam w jednej z mniejszych i bardziej odosobnionych wiosek – odparłam. – Nie znałam imienia żadnego z nich. Jestem pewna, że gdyby nie klątwa, każde z nich dawno byłoby martwe do czasu, aż podrosłabym na tyle, żeby przejmować się takimi rzeczami. Wtedy nie wydało mi się, żeby były to istotne informacje.

Xavier wyszczerzył się w uśmiechu.

– Nie tylko nie znasz imion, ale też panujących zwyczajów. Minął dopiero jeden dzień, a ty już spierdoliłaś na całej linii.

Poczułam, że mój żołądek nerwowo się zaciska.

Z kolei Tamara odpowiedziała warknięciem.

– Nie zapominaj, z kim rozmawiasz – zwróciła się do niego. – Okaż trochę szacunku.

– Rozmawiam z dziewką z pospólstwa, która stoi w cieniu najukochańszej królowej w historii – odciął się. – Finley może sobie być towarzyszką księcia, ale nie została zaprzysiężona. Nie pełni żadnej oficjalnej funkcji.

– Nie słyszałeś księcia? – Lucille pchnęła Xaviera. – Nawet jeśli nie doszło jeszcze do ceremonii, przed chwilą oficjalnie oznajmił, że ona pełni obowiązki księżniczki i przyszłej królowej. Nie wspominając o tym, że gdy tylko zostanie koronowany, wprowadzi dużo zmian. Finley nie będzie tylko żoną króla, jego ozdobą. Najwyższa pora.

– To się jeszcze okaże – wymamrotał cicho.

– Władza czy nie, bycie zaprzysiężoną czy nie… – odezwałam się spokojnym tonem. – Gadaj tak dalej, a ja i ty będziemy mieli problem.

– Wielka szkoda, że królowa zabrała ci miecz. – Xavier uśmiechnął się złośliwie.

– Naprawdę myślisz, że potrzebowałabym kawałka stali, żeby rozpłatać ci gardło? – wycedziłam. – Gdybym była naprawdę zdesperowana, mogłabym chwycić kawałek szkła, ale wątpię, by to okazało się konieczne, biorąc pod uwagę fakt, że mam przy sobie sztylet i kieszonkowy nóż. One wprost idealnie nadałyby się do tego zadania.

Mężczyzna zwęził oczy, ale nic nie powiedział. Słusznie uznał, że nie rzucam słów na wiatr.

Nie pozwoliłam, by na mojej twarzy zagościł niepokój kłębiący się w moich wnętrznościach, mimo że nie byłam przygotowana na jego zarozumiałe zachowanie.

Sprawiał wrażenie, jakby już nie pamiętał, co razem przeszliśmy. Jak gdyby uznał, że od teraz obowiązuje stara hierarchia, i nabrał przez to pewności siebie. Cóż, szybko zostanie sprowadzony na ziemię. Królestwo, do którego wrócił, nie jest już tym samym miejscem co kiedyś. Było ruiną, a w tej ruinie nie ma miejsca na pyszałkowatość. Mimo to wiedziałam, że znajdą się tacy, co podzielą jego opinię. Pewnie mam więcej przeciwników niż sprzymierzeńców.

 M o ż e   p o w i n n a ś   z r o b i ć   z   n i e g o   p r z y k ł a d?   N i e   p o t r z e b o w a ł a b y ś   ż a d n e g o   o s t r z a,   ż e b y   u s t a w i ć   g o   d o   p i o n u,   p o m y ś l a ł a   m o j a   s m o c z y c a.   J e d y n e,   c z e g o   p o t r z e b u j e s z,   t o   j a.   P o k o n a m   j e g o   s m o k a   r a z - d w a.   J e s t e m   w i ę k s z a,   b a r d z i e j   d o m i n u j ą c a,   a   c o   n a j w a ż n i e j s z e,   o   w i e l e   b a r d z i e j   z ł o ś l i w a. 

W tej samej chwili podeszło do nas pięcioro mężczyzn i kobiet, wszyscy nadzy. Mężczyźni byli wysocy, szerocy w ramionach, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami i twardymi spojrzeniami. Kobiety, choć odrobinę niższe i nie aż tak umięśnione – nie ustępowały im siłą.

– Alfa nas przysłał – odezwał się idący na czele brązowowłosy facet. Miał ostro zarysowaną szczękę i głęboko osadzone brązowe oczy. – Nazywam się Ehno. Przewodzę tej części watahy. Jesteśmy na twoje rozkazy.

Tamara ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy, a brwi Xaviera uniosły się wysoko, zanim posłał mi pełne niedowierzania spojrzenie. To, co powiedział wilk, musiało mieć ogromne znaczenie, ale wiedziałam dlaczego. Moje braki w wiedzy na temat zwyczajów panujących między zmiennokształtnymi i tymi obowiązującymi na dworze coraz bardziej mi przeszkadzały. Potrzebowałam szkolenia, najszybciej, jak to możliwe. Zastanawiałam się, czy Tamara mogłaby mi go udzielić.

– Wiesz, dokąd się udajemy? – zapytałam Ehno.

– Tak. Tam, skąd przyszliśmy, prawda?

– Dokładnie. Mam nadzieję, że nasi goście nie wpadli na idiotyczny pomysł i nie zaczęli wałęsać się po Wyvern po tym, jak opadła magiczna ściana. Wątpię, żeby miejscowi ucieszyli się na widok demonów. – Skinęłam mu głową. – Będziemy lecieć nad wami.

Ehno kiwnął głową, po czym oddalił się, żeby się zmienić.

Poszłam w jego ślady, odsuwając się od drzew, i pozwoliłam, żeby moja smoczyca przejęła kontrolę. Zmieniłyśmy się i smoczyca uniosła się w powietrze, leniwie machając skrzydłami, by wznieść się ponad korony drzew.

Po chwili dołączyły do mnie pozostałe smoki.

Wzlecieliśmy ponad Zakazany Las – a raczej Królewski Las, skoro po zniknięciu klątwy nie był już zakazany.

Nagle przeszedł mnie dreszcz ekscytacji.

Czy to się działo naprawdę? Byłam pieprzoną księżniczką? Księżniczką?!

Nadal pamiętam zachwyt, jaki czułam, oglądając księcia szybującego po błękitnym niebie w smoczej postaci. Słońce odbijało się od jego złocistych łusek. Wtedy byłam małą, niemającą z nim nic wspólnego dziewczynką. A teraz był mój. Mój towarzysz, a w przyszłości być może ojciec moich dzieci, jeśli los obdarzy mnie potomstwem. Mój na wieczność. Nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy razem, bez ciążącej nad nami klątwy.

 C z e k a   n a s   j e s z c z e   w i e l e   p r a c y,   o s t r z e g ł a   m o j a   s m o c z y c a.   W i e c z n o ś ć   b ę d z i e   c h u j a   w a r t a,   j e ś l i   p o w r ó c i   h o r d a   d e m o n ó w,   k t ó r a   z w a l i   c i ę   z   n ó g.   A l b o   j e ś l i   k r ó l o w a   z r z u c i   c i ę   z   t r o n u. 

Nie możesz pozwolić mi się cieszyć moim szczęściem chociaż przez jedną cholerną minutę?

 P ł a w   s i ę   w   s z c z ę ś c i u,   k i e d y   s i ę   p i e p r z y s z.   A   t e r a z   m u s i s z   z a c z ą ć   s i ę   z a s t a n a w i a ć   n a d   k w e s t i ą   j e g o   s k r z y d e ł. 

Miała rację.

Demoniczna magia pozbawiła go skrzydeł. Zlikwidowanie klątwy, przywróciło mu nieco łusek, ale nie wszystkie. Dlaczego? Czyżby odrobina magii demonów przylgnęła do niego na stałe, gdy wymusił na sobie zmianę?

Jeśli tak było, Calia, najpotężniejsza faerie, która pomogła nam wyrwać się z lochów i wprowadziła nas do Wyvern, powinna być w stanie wyczuć magię. Oby umiała też odwrócić jej szkodliwe skutki.

Pod nami między drzewami przesuwały się zastępy zmiennokształtnych przecinających drogę wilkom Westona. Upewniłam się, że ich nie wyprzedzamy, i specjalnie leciałam powoli, podczas gdy oni przemieszczali się po ziemi. Chciałam wyraźnie pokazać, że stanowiliśmy jedność, że siedzieliśmy w tym wszyscy razem. Że nasz sukces w starciu z królem demonów nie był przypadkowy, że zjednoczeni stajemy się o wiele silniejsi.

Gdy zbliżyliśmy się do krawędzi królestwa, poczułam, że serce zaczyna mi walić jak młotem. Nigdzie nie dostrzegałam ani śladu demonów i faerie.

Ląduj, zwróciłam się do swojej smoczycy.

Szybko obniżyła lot, sunąc na spotkanie z ziemią. Po chwili, już w ludzkiej postaci, szurałam tyłkiem po ziemi.

Wiem, że dobrze wiesz, jak lądować, ty pierdolony dupku, odezwałam się do niej, podnosząc się na nogi, i otrzepałam z ziemi. Robisz ze mnie idiotkę na oczach pozostałych.

 D o p i e r o   s i ę   u c z ę.   W y g l ą d a ł y ś m y,   j a k b y ś m y   s i ę   s p i e s z y ł y,   n i c   w i ę c e j. 

Dołączyły do mnie pozostałe smoki, lądując w miejscu, gdzie kilka godzin temu wznosiła się magiczna ściana. Wilki, nadal w swoich zwierzęcych formach, powoli się do nas zbliżyły.

W tym miejscu łatwo dało się zaobserwować wpływ demonicznej mocy na naszą krainę. Po drugiej stronie, poza granicami królestwa, roślinność rosła bujna i zielona, podczas gdy las porastający Wyvern był ciemny i powykręcany, pozbawiony życia.

– Gdzie oni się podziali? – zapytała Tamara, wskazując na głębokie ślady, z pewnością należące do butów demonów.

Chociaż zaciągnęłam się ich zapachami, nie były one na tyle wyraźne, żebym mogła ich wytropić, z kolei odciski butów urywały się po kilku krokach. Wyglądało to tak, jakby celowo zacierali ślady.

– Żadnych ciał – odezwała się Jade, rozglądając się wokół. – Żadnej krwi. To dobry znak.

Ehno, teraz pod postacią wielkiego, szarego wilka, zawarczał cicho, zanim odstawił dla mnie przedstawienie. Najpierw przytknął nos do ziemi, odbiegł kawałek dalej i wrócił, milcząco dając mi do zrozumienia, żebym podążyła za nim.

Kolejna rzecz do zrobienia – nauczyć się lepiej odczytywać zamiary wilka, żeby nie musiał dosłownie wskazywać łapą, na co mam zwracać uwagę.

– Najwyraźniej ich węch jest o wiele lepszy od naszego – oznajmiłam, idąc za Ehno i pokazując mu, żeby kontynuował. – Są lepsze w śledzeniu. Idziemy, każdy w odległości dwóch kroków od siebie, żebyśmy pozostawali w zasięgu słuchu. Nie sądzę, żebym miała wystarczająco dużo energii na błyskawiczną przemianę.

– Ja tak samo – wymamrotała Tamara. – Jestem wykończona. Dzięki bogini, że książę okazał serce i pozwolił nam odpocząć, zanim zabierzemy się za odbudowę królestwa. Nie sądzę, bym długo tak pociągnęła.

Nie kłopotałam się pytaniem, czego oczekiwałby szalony król. Znałam odpowiedź.

Chwilę później stało się jasne, dokąd prowadzi nas Ehno – z powrotem do łodzi. Gdy dotarliśmy na miejsce, naszym oczom ukazały się łodzie wiosłowe, którymi dobiliśmy na brzeg, teraz połączone ze sobą i swobodnie dryfujące na wodzie, by uniemożliwić komuś z zewnątrz dostanie się do środka.

– Mądre posunięcie – powiedziałam, przygotowując się do zmiany. – Pewnie obawiali się, że nasi ludzie mogliby tu zawędrować, i nie chcieli ryzykować konfrontacji.

– Albo po prostu byli zmęczeni i zachciało im się spać. – Jade potarła oczy.

– Nie możemy niczego wykluczyć.

Posłałam jej uśmieszek i odsunęłam się, by zacząć się zmieniać. Zastanawiałam się, jak – do cholery – wejdę na łódź demonów bez roztrzaskania jej w drobny mak. Jednak zanim to wykombinowałam, moja smoczyca przejęła dowodzenie w powietrzu, posyłając mnie w dół niczym kamień.

Twardo wylądowałam na tyłku, uderzając głową o dno łodzi.

Problem rozwiązany, pomyślała smoczyca.

Na świecie nie było takiej ilości przekleństw, żeby w pełni wyrazić mój poziom wkurwienia, dlatego po prostu wstałam, rozważając, jak się na niej zemścić bez doprowadzenia do naszej wspólnej śmierci.

Podczas gdy pozostałe smoki szybowały nad naszymi głowami, na łodzi pojawił się kapitan i szybko zaalarmował innych o naszej obecności.

– Zadziałało – oznajmił Govam, kiedy już spotkaliśmy się na środku pokładu. Jego oczy w kolorze popiołu rozbłysły w szarej twarzy. – Twoje królestwo nadal stoi?

– Od lat jest pogrążone w ruinie, Govam, i dobrze o tym wiesz. Ale tak, udało nam się odeprzeć atak. Wypędziliśmy wszystkie demony.

Westchnęłam z drżeniem, pozwalając sobie na uśmiech. Nadal próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Razem z Nyfainem wyrwaliśmy nasze królestwo ze szponów demonów. A ja bzykałam się ze złotym księciem!

 C z y   m o ż e s z   s i ę   u s p o k o i ć,   d o   k u r w y   n ę d z y?,   p o m y ś l a ł a   z   i r y t a c j ą   m o j a   s m o c z y c a.   M a m   c i   p r z y p o m n i e ć,   ż e… 

Tak, tak. Wiem.

Starałam się opanować uśmiech, wyczuwając napływające od Nyfaina narastające, gorące pożądanie. Czułam jego tęsknotę, która dorównywała mojej własnej. Za dotykiem jego ciała, zatraceniem się w jego ramionach. Nie chodziło tylko o seks – to było coś głębszego, pulsującego wewnątrz mnie. Niczym niewidzialny sznurek oplatający moją pierś i ciągnący mnie ku temu mężczyźnie. Czułam, jakby stanowił część mnie, moją drugą połowę, bez której byłam niekompletna, a z którą desperacko chciałam się połączyć. To na pewno miało coś wspólnego z naznaczeniem. Mieliśmy tyle do zrobienia i tyle do przetrawienia – o królowej, wilkach, ponownym ustanowieniu szlaków handlowych, zebraniu zapasów – a mimo to jedyne, czego pragnęłam, to ucztowanie na ciele Nyfaina. Chciałam poczuć jego miękkie usta przesuwające się po mojej rozpalonej skórze.

– Musimy was bezpiecznie przetransportować do zamku – powiedziałam, widząc Calię wychylającą się zza barierki własnej łodzi zacumowanej niedaleko jednostki Govama.

Pomachała w moim kierunku, a ja podniosłam głos i zawołałam:

– Mam do ciebie prośbę! Chcę sprawdzić, czy udałoby ci się pomóc mojemu towarzyszowi w całkowitym pozbyciu się demonicznej magii!

– Twój złoty książę z pewnością chce nawiązać kontakty z jej ludem – oznajmił Govam, obserwując, jak dołączają do niej siostra bliźniaczka i pozostałe faerie. – Nie mam wątpliwości, że będzie chciał umówić się na audiencję u króla i królowej. A z tego, co udało mi się usłyszeć przez lata, Calia stoi wysoko w hierarchii faerie.

Dodałam to do swojej listy.

Wtem dopadła mnie nieproszona myśl: Czy Calia nie mieszkała przypadkiem w królestwie, z którego pochodziła była narzeczona Nyfaina? Czy ta kobieta mogłaby uznać, że przysługuje jej jakiekolwiek roszczenie do księcia, nawet po tak długim czasie? Do jego magicznych umiejętności uprawiania roślin, tak rzadkich i potężnych?

Moja smoczyca zawarczała cicho, a ja szybko odrzuciłam tę myśl.

Miałam wystarczająco dużo do zrobienia – nie potrzebowałam dorzucać do tego kolejnych zmartwień. Będę się tym martwić, gdy nadejdzie pora.

ROZDZIAŁ TRZECI

FINLEY

Z wilkami po obu stronach, faerie otaczającymi demony i moją smoczycą, krążącą nad ich głowami, przemierzyliśmy las i dotarliśmy do zamku. Pozostałe smoki leciały za nami. Ludzie, na których natrafiliśmy podczas przeprawy, wpatrywali się w nas z twarzami wykrzywionymi wściekłością, gdy tylko ich spojrzenia natrafiły na towarzyszące nam demony.

Schody na dziedzińcu były praktycznie opustoszałe, jeśli nie liczyć kilku osób śpieszących w różnych kierunkach. Wśród nich był Vemar, który spojrzał na mnie, a potem jeszcze raz, jak gdyby się upewniał, że to ja, po czym ruszył w naszym kierunku.

– Tu jesteś, Niezwykła Pani. – Zatrzymał się przed nami z rękami na biodrach.

Na powrót zmieniłam się w człowieka.

Wilki poszły w moje ślady, podobnie jak smoki, które zdążyły już wylądować.

– Co tam? – zapytałam Vemara, czując nieustanne przyciąganie Nyfaina, jak gdyby do moich żeber został przyczepiony sznurek.

Wiedziałam dokładnie, gdzie się znajduje. Był niczym latarnia morska, wskazująca mi drogę do domu.

– Po prostu szukam jakiegoś sposobu, by stać się użytecznym. Zbyt długo bezczynnie siedziałem w lochach. Nie chcę próżnować.

– Jestem pewna, że służbie przydałaby się pomoc w odkurzaniu pokoi i ścieleniu łóżek czy robieniu czegokolwiek innego, co powinno zostać jak najszybciej wykonane.

– Zapewne, ale wydaje mi się, że nie chcą mojej pomocy. Wykopali mnie. Uznali, że nie ma tam miejsca dla smoka. Wtedy zapytałem, gdzie w takim razie jest miejsce dla smoka. Odparli, że na królewskim dworze. – Vemar bezradnie rozłożył ręce, rozglądając się wokół. – No więc, gdzie się znajduje ten magiczny dwór, do którego należą smoki? Jak dla mnie, nie ma tutaj niczego poza smugami brokatu i porzuconymi kostiumami. W rogu jednego z pomieszczeń znalazłem strój niedźwiedzia. Przyjrzałbym mu się bliżej, ale miał kilka niepokojących plam i uznałem, że lepiej będzie go nie ruszać. W dodatku ktoś powtykał świece w kontakty elektryczne. To musi być niebezpieczne, prawda?

Nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.

– Masz rację, lepiej nie dotykać żadnych strojów. A co do smoków to w przeszłości wyłącznie smoki stanowiły arystokrację. To one tworzyły królewski dwór. A arystokracja nie trudni się pomniejszymi zadaniami. Zapewne właśnie to mieli na myśli, kiedy odmówili przyjęcia twojej pomocy przy sprzątaniu.

– Tylko smoki? – zapytał Ehno.

– Tylko smoki – potwierdziła Tamara. W jej głosie pobrzmiewał nieprzyjemny warkot. – To królestwo smoków, nie widać? Podobnie jak Królestwo Płomieni, z tą różnicą że tam rządzą wilki.

– Chwila, moment. – Uniosłam brew, wpatrując się w kobietę. – Pamiętaj, że nie byłoby tego królestwa, gdyby nie Ehno i reszta wilków Westona. Tak czy inaczej, ma on pełne prawo zadawać pytania. Żadna hierarchia nie ma sensu, kiedy w królestwie żyją zmiennokształtni należący do różnych gatunków – oznajmiłam, trąc oczy ze zmęczenia. – Powinna istnieć sprawiedliwa reprezentacja każdego z nich. To znaczy w Królestwie Płomieni, pośród gór, mieszkają silne smoki. Pomyśl, o ile potężniejsze byłoby królestwo, gdyby wilki dopuściły smoki na swój dwór. Razem byliby nie do powstrzymania.

– Smoki i wilki nie za bardzo się dogadują – wtrąciła Lucille.

– Cóż, gdyby wszyscy przestali zachowywać się jak skończone pizdy, być może byliby w stanie się dogadać. – Skupiłam się z powrotem na Vemarze. – Po prostu zmuś ich, żeby zgodzili się na twoją pomoc. Wątpię, żeby mieli ochotę się kłócić z szalonym smokiem. Albo idź spać. Wyglądasz na wykończonego.

– Owszem, jestem bardzo zmęczony, ale lubię być czymś zajęty. – Pochylił się, zmniejszając między nami dystans. – A tak swoją drogą, twój towarzysz jest bezwzględny. Cieszę się, że z nim nie zadarłem. Nie sądzę też, żeby Micah zdawał sobie wcześniej sprawę, w co się wpakował.

Micah był smokiem, który próbował rozdzielić mnie z Nyfainem. Wyzwał księcia na pojedynek i srogo za to zapłacił.

– Jak on się trzyma? – Przełknęłam gulę w gardle.

Vemar wyprostował się, a na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek.

– Zdaje sobie sprawę, że udało mu się oszukać śmierć. – Zaśmiał się i odwrócił w kierunku schodów. – Myślę, że nie będzie cię już więcej nagabywać. Dostał nauczkę. – To powiedziawszy, zniknął w czeluściach zamku.

– Możecie iść, odpocznijcie. W zamku nic nam nie grozi – zwróciłam się do Tamary.

Kobieta zerknęła na Ehno, zanim skinęła mi krótko głową i wyminęła nas, by ruszyć do zamku. Pozostałe smoki podążyły za nią, zapewne zamierzając sprawdzić stan swoich dawnych kwater. Wszyscy pozostawali więźniami w królestwie demonów, wielu z nich latami było z dala od domu.

– Nie chciałem przysparzać kłopotów – odezwał się cicho Ehno, kiedy ruszyliśmy w stronę zamku nieco wolniejszym krokiem.

– Wszyscy musicie wyzbyć się wzajemnych uprzedzeń – powiedziałam, czując trzepotanie w brzuchu. Z każdym krokiem coraz bardziej zbliżałam się do Nyfaina. – Powiem wam jedno. Kiedy wspólnie przypuściliśmy atak, zdałam sobie sprawę, jakie to było efektywne, mieć smoki w powietrzu, a wilki na ziemi. To, czego my nie daliśmy rady zrobić z góry, wy załatwialiście na dole. Teraz pomyśl, jak by to wyglądało, gdyby jeszcze dodać do tego magię faerie, które rzucałyby zaklęciami na prawo i lewo. – Spojrzałam na Calię. – To dopiero byłaby niezła zabawa, prawda?

Na twarzy kobiety zakwitł niewielki uśmiech.

– Smoki – rzuciła tonem, jakby to wszystko tłumaczyło, kręcąc delikatnie głową. – Walka to dla was zabawa.

– Wizja potężnego oddziału miażdżącego swoich przeciwników… Tak, to brzmi ekscytująco. – Śmiejąc się, wzruszyłam ramionami. – Ale z pewnością sama przyznasz, że bylibyśmy nie do powstrzymania.

– Mam nadzieję, że przetestujemy tę teorię szybciej niż później – odparła, kiedy wspinaliśmy się po schodach. – Musimy współpracować, żeby pozbawić Doliona władzy.

Łaskotanie w brzuchu przybrało na sile, gdy tylko ujrzałam Nyfaina. Znajdował się na drugim piętrze, sprawdzał pokoje w towarzystwie Hadriela. Zarzucił na siebie jedną z pogniecionych koszul i buty, których nie zasznurował. Jego potargane włosy opadały na czoło, a mięśnie ramion rysowały się wyraźnie pod opinającym je i grożącym rozerwaniem materiałem.

– O mój… – odezwała się cicho Calia, w jej głosie zabrzmiało zdumienie. – To przecież…

Kiedy się zbliżaliśmy, Nyfain spojrzał w moim kierunku, unosząc palec. Na jego twarzy malowała się czysta frustracja. Nie mógł odejść, jeszcze nie teraz. Stojący za jego plecami Hadriel posłał mi długie spojrzenie człowieka płonącego na stosie.

– Poznaję go – wyszeptała Calia. – Trudno zapomnieć mężczyznę o tak dzikiej urodzie. Dawno temu był obiecany komuś na naszym dworze. Wywarł ogromne wrażenie i chociaż jego maniery były nienaganne, przeraził połowę mieszkańców.

Nagłe uderzenie wściekłości wyrwało mi powietrze z płuc. Przycisnęłam pięść do klatki piersiowej, próbując opanować ogarniające mnie uczucie. Nie byłam przygotowana na tak intensywne reakcje. Kiedy wcześniej pomyślałam o byłej narzeczonej Nyfaina, nie uderzyło to we mnie aż tak mocno.

 A   c z e g o   s i ę   s p o d z i e w a ł a ś?,   z a p y t a ł a   s m o c z y c a.   O n   j e s t   n a s z.   R o ś c i m y   s o b i e   d o   n i e g o   p r a w o.   O c z y w i s t y m   j e s t,   ż e   z a b i j e m y   k a ż d e g o,   k t o   c h o ć b y   g o   t k n i e.   L o g i c z n e. 

Będę się musiała do tego przyzwyczaić.

– To było szesnaście lat temu – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – I bardzo cię proszę, nie wspominaj o niej więcej. Obecnie nie myślę zbyt racjonalnie, kiedy w grę wchodzi mój towarzysz.

– Wybacz, oczywiście. Jest syflorą, prawda? Dobrze pamiętam?

– Co to syflora? – zapytał Denski, zastępca Govama, który stał tuż za nim, na czele demonicznej grupy.

– W ich śpiewie żyje magia – odparła Calia, wpatrując się w księcia. – Potrafią wesprzeć naturalne procesy życiowe roślin, sprawić, że lepiej rosną i rozkwitają. To bardzo rzadki dar, niezwykle pomocny przy leczeniu i tworzeniu naturalnych lekarstw. Pamiętam, że rodzina królewska faerie uznała, że byłoby fantastycznie wzbogacić ich ród o takie umiejętności.

Tym razem ogarnęła mnie gwałtowna, oślepiająca wściekłość, wprawiająca w drżenie całe ciało.

– Przestań o tym mówić – warknął na nią Govam, szybko występując do przodu, by stanąć pomiędzy nami. – Nie widzisz, jak to na nią wpływa?

– Wszystko w porządku. – Otarłam ręką zimny pot z czoła. – Jest okej. To tylko odrobina wściekłości okazana wśród przyjaciół. Ale i tak, Calia, bardzo proszę, przestań wspominać… – Myśl o tym, że mógłby mieć dzieci z inną… Pochyliłam się, opierając ręce na udach. – Po prostu… przestań o tym wspominać – wycharczałam.

– Czy wszystkie smoki są takie zaborcze? – zapytała szeptem jedna z faerie.

– Naznaczenie jest nadal bardzo świeże, pewnie jeszcze nie zostało w pełni zakorzenione. Pamiętam, jak chciałam rozszarpać każdego, kto choćby spojrzał na mojego Raymonda. Nie sądzę, żebym miała w sobie na tyle samokontroli, żeby powstrzymać się od roztrzaskania łba komuś, kto mówiłby o moim towarzyszu… cóż… w taki sposób, w jaki ona to właśnie robiła – odpowiedziała jej jedna z wilczyc.

– O to właśnie chodzi, dokładnie. I tak, smoki są bardzo zaborcze. Będą walczyć na śmierć i życie, jeśli ktokolwiek dotknie jej lub jego towarzysza. – Zamknęłam oczy, mocno zaciskając powieki.

– Nie tylko smoki – wymamrotał Ehno.

– Widzisz? Nie różnimy się od siebie aż tak bardzo, co? – Wyprostowałam się z wysiłkiem, kiedy Nyfain ruszył w naszą stronę.

Przez całą drogę korytarzem nie odrywał ode mnie spojrzenia, dopóki nie stanął tuż przede mną. Poczułam, jak otula mnie ciepło bijące z jego muskularnego ciała. Bliskość towarzysza podziałała na mnie kojąco, zmniejszając buzującą we mnie wściekłość.

– Cześć – odezwał się miękko.

Spojrzenie jego złotych oczu wbijało się we mnie. Zachowywał się tak, jakby albo nie zdawał sobie sprawy, albo nie dbał o to, że mamy publiczność. Przesunął wierzchem ręki po moim policzku, a następnie pochylił się, by złożyć na moich ustach delikatny pocałunek.

– Wszystko w porządku?

– Calia… – Na wpół się odwróciłam, wskazując na faerie.

Nie podążył wzrokiem za moim ruchem, jego uwaga była całkowicie skupiona na mnie.

– Zna cię. Z… dawnych lat.

Zrozumienie szybko rozbłysło w łączącej nas więzi. Dodał dwa do dwóch, dobrze wiedząc, co to oznaczało.

Powoli pokręcił głową.

– Nigdy nie było nikogo przed tobą. Nie będzie nikogo po tobie. Jesteś tylko ty. Na zawsze.

Wolno wypuściłam powietrze z płuc i zbliżyłam się do niego, po czym przesunęłam dłonią po jego piersi. Ciepło jego ciała rozlało się po opuszkach moich palców, w pełni mnie rozbudzając. Przymknęłam powieki, odsuwając od siebie strzępy niepokoju i złości. Kiedy na powrót poczułam się sobą, otworzyłam oczy i stanęłam u jego boku.

Owinął wokół mnie potężne ramię, a ręką chwycił mnie za biodro. Dopiero wtedy oderwał wzrok od mojej twarzy.

Wskazałam na Govama.

– To jest przywódca grupy, która pomogła nam uciec z lochów. Dolion traktował swoich strażników prawie tak samo źle jak samych więźniów. Chcą obalić jego rządy.

Nyfain wystąpił naprzód, wyciągając ku demonowi rękę, którą Govam przyjął i potrząsnął.

– Dziękuję za udzielenie jej pomocy – zwrócił się do niego Nyfain; w jego głosie pobrzmiewał niebezpieczny warkot. – Nie mogę się doczekać, aż usłyszę więcej o roli, jaką w tym wszystkim odgrywasz, i o tym, dlaczego nie powinienem cię zabijać.

Faerie zaczęły przestępować z nogi na nogę, patrząc po sobie szeroko otwartymi oczami, podczas gdy wilki stały wyprostowane z wypiętym piersiami, w wyrazie niewerbalnej aprobaty. Poczułam, jak moje brwi się unoszą, a szczęka opada z wrażenia.

Zanim zdążyłam wymyślić, jak najlepiej ograniczyć straty, Govam przemówił:

– W takim razie postaram się być bardzo przekonywający.

Cofnął się, gdy spojrzenie Nyfaina odnalazło stojącą na tyłach grupy demonów Sonassę.

– Jeśli użyjesz swojej magii w tym zamku – zwrócił się do niej Nyfain, obnażając przy tym zęby. – Zrobię z ciebie przykład. Moja towarzyszka zabrała cię ze sobą i dlatego uszanuję jej życzenie, zapewniając ci ochronę, o ile nie użyjesz swojej mocy na moich ludziach. Jeśli to zrobisz, śmierć będzie twoim najmniejszym zmartwieniem. Zrozumiałaś?

– Tak, najjaśniejszy panie – odpowiedziała zduszonym głosem, kłaniając się nisko.

– Govam jest bardzo dobry w pozostawaniu przy życiu – zwróciłam się do Nyfaina. – Potrafi rozpoznawać nastroje smoków.

– Jeśli przekroczy granicę, jego zdolność do rozpoznania skali mojej wściekłości raczej go przede mną nie ocali – odparł Nyfain.

– Nie mam co do tego wątpliwości – odezwał się rzeczowym tonem kapitan.

Cóż, wszystko szło gładko jak po maśle.

Wyciągnęłam rękę, chcąc wskazać na Calię, która nadal stała wśród faerie.

Jej ludzie odsunęli się kilka kroków do tyłu, bez wątpienia zaalarmowani sposobem, w jaki Nyfain porozumiewał się z demonami.

– Tak jak mówiłam chwilę temu, Calia zna cię…

– Proszę wybaczyć, ale nie tyle znam ciebie, co twoją magię. – Policzki dziewczyny pokryły się rumieńcem. – Nigdy nie mieliśmy okazji się poznać.

– A mówiąc o magii… – wtrąciłam, zanim mogła dodać coś jeszcze o przeszłości. – Calia dysponuje specjalnym rodzajem umiejętności, która pozwala jej oddzielać jedną magię od drugiej. To właśnie ona stworzyła nam przejście przez magiczny mur otaczający królestwo. Ponadto zdjęła ograniczenie z pozostałych więźniów. Dlatego zastanawiałam się – spojrzałam w jej turkusowe oczy – czy mogłabyś sprawdzić, czy książę ma w sobie jakiekolwiek pozostałości demonicznej magii. Jego łuski nie zagoiły się w pełni i przeszło mi przez myśl, że właśnie to może być tego powodem.

– Tak, oczywiście, ale… musiałabym go dotknąć. – Jej spojrzenie przeskoczyło ze mnie na Nyfaina.

– W porządku. Nie ma problemu. Zdenerwowałam się tylko przez… – Błysk wściekłości powstrzymał mnie przed wspomnieniem o tamtej kobiecie, jej dworze czy planach na przyszłość jej i Nyfaina.

Poczułam na plecach uspokajający dotyk mojego księcia, łagodzący moją wściekłość.

– A to jest Ehno – powiedziałam, znowu ocierając pot z czoła. – Należy do watahy Westona. Niestety nie znam imion pozostałych wilków.

– Jestem betą Westona – przedstawił się Ehno, skinąwszy Nyfainowi. – Alfa został zatrzymany przez inne obowiązki, musiał zająć się doglądaniem wilków. To ja towarzyszyłem Finley, oddając jej dowództwo nad naszym polowaniem.

Nyfain zesztywniał, ręka, którą zaciskał na moim biodrze, mocno mnie ścisnęła. Skinął Ehnowi.

– Ona nie rozumie znaczenia tego gestu. Przez klątwę nie dorastała tak, jak inni zmiennokształtni. To wszystko jest dla niej nowe. Ale ja rozumiem.

– Oczywiście – odparł wilk, odpowiadając kiwnięciem, a pomiędzy jego ciemnymi brwiami uformowała się niewielka zmarszczka, kiedy rzucił mi szybkie spojrzenie.

Najwyraźniej nic nie wiedział o mojej przeszłości. Ani o przeszłości pozostałych.

– Dzięki za pomoc – zwróciłam się do niego, po czym skinieniem podziękowałam pozostałym. – Myślę, że możecie się rozejść.

Zmiennokształtni rozproszyli się; jedni ruszyli na poszukiwanie Westona, inni miejsc do spania.

– Hadriel – warknął Nyfain, nawet się nie odwracając i najwidoczniej oczekując, że kamerdyner natychmiast zmaterializuje się u jego boku. Czekając na swojego służącego, zwrócił się do Calii: – Co sądzisz o współpracy z demonami, ramię w ramię?

Faerie rzuciła demonom długie spojrzenie.

– Jest to dobry sposób na osiągnięcie naszego celu, ale nie będę kłamać. Nie podoba mi się bycie ich strażnikiem.

– Bez obaw. Bardzo chętnie przejmę od ciebie to zadanie – zapewnił Nyfain szorstkim tonem.

Na dźwięk jego głosu demony nieco się cofnęły; wszystkie poza Govamem, który twardo trzymał się na swoim miejscu. Wiedział, że książę go nie zabije, przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie bez powodu.

– Tak, najjaśniejszy panie? – Hadriel śpieszył ku nam. – O, Finley, kochana, nadal tu jesteś. Dobrze. – Zatrzymał się niedaleko mnie. – Chociaż jesteś bardzo naga, moja droga. Czy to stanie się normą? Ponieważ myślałem, że jednak zrezygnujemy na trochę z tej wszechobecnej nagości… Na jakiś czas bardzo chciałbym uniknąć na zamku widoku dyndających kutasów…

– Hadriel, znajdź naszym nowym gościom zakwaterowanie – rozkazał Nyfain, a w każdym jego słowie czaiła się moc. – Demony mają pozostawać pod stałą obserwacją. Umieść je na trzecim piętrze, żeby nie były w stanie uciec przez okno, i upewnij się, że ich pokoje są przez cały czas pilnowane. Poproś smoki o pełnienie wart, zarówno te z dworu, jak i gości. Ponadto… zaproponuj to również alfie wilków.

– Alfie wilków, najjaśniejszy panie? – zapytał niepewnie Hadriel, a w jego głosie pobrzmiewał zachwyt.

– Tak. Wcześniej Finley ustanowiła precedens, dopuszczając wilki do naszych spraw. Alfa dobrze to przyjął. Uszanuję decyzję mojej towarzyszki. Jeśli wilki będą chciały udzielić nam pomocy, z chęcią z niej skorzystamy.

– Tak, panie… Oż kurwa… Znaczy: najjaśniejszy panie, to miałem na myśli. Tak, najjaśniejszy panie.

– I Hadriel?

Kamerdyner wydał z siebie zduszony odgłos, zanim ponownie się odezwał:

– Tak, panie? Najjaśniejszy panie?

– Uprzedź krawcowe i krawców. Będą mieli dużo pracy w nadchodzących dniach. Alfy muszą zostać odpowiednio odziane. Kiedy to zostanie wykonane, zorganizujemy kolację, na której będziemy omawiać kolejne kroki naszego planu. To wszystko musi zostać załatwione jak najszybciej.

– Tak, najjaśniejszy panie.

Słyszałam zmęczenie w głosie Hadriela. Delikatnie położyłam rękę na dole pleców Nyfaina. W odpowiedzi odwrócił się w moją stronę, lekko pochylając głowę i ponownie oddając mi całą swoją uwagę.

– On też jest zmęczony, kochany – oznajmiłam cicho, nie chcąc robić z tego wielkiego halo albo publicznie podważać jego decyzji w jakikolwiek sposób. – Może pozwól… w pełni ubranej pokojówce, która miejmy nadzieję, pozbyła się do tego czasu swojego wielkiego, fioletowego dilda, chociaż częściowo się tym zająć?

Nyfain pocałował mnie w czubek głowy.

– Oczywiście. Hadriel, upewnij się, że oddelegujesz kilka zadań, i odpocznij. Potrzebuję kamerdynera z prawdziwego zdarzenia. Liczę, że staniesz na wysokości zadania.

– Oczywiście, panie… To znaczy najjaśniejszy panie. – Mrugnął do mnie, zanim odwrócił się na pięcie, mamrocząc: – Dzięki niech będą bogini i jej brudnym sekretom, już myślałem, że nigdy się od niego nie uwolnię.

Nyfain udał, że nic nie słyszał, natomiast na twarzach niektórych faerie majaczyły rozbawione uśmiechy. Z kolei demony wykazały się większą powściągliwością, w żaden sposób nie dając po sobie poznać rozbawienia.

– Proszę, odpocznijcie – zwrócił się książę do faerie. – Wszyscy na to zasłużyliśmy. Dajcie nam znać, jeśli będziecie czegokolwiek potrzebować. Nie mamy wiele, ale postaramy się zapewnić wam wszelkie dostępne wygody. Bardzo dziękuję za pomoc w odbiciu naszego królestwa. Mamy wobec was dług wdzięczności.

– Nie. – Calia pokręciła głową, podchodząc bliżej. – To ja mam dług wdzięczności wobec Finley. Po dwakroć, ponieważ nie uratowała tylko mnie, ale też moją siostrę. Jak na razie nie udzieliliśmy wam zbyt dużej pomocy, ale to się zmieni. Będę chciała o tym porozmawiać po tym, jak wszyscy nieco się odświeżymy. – Wyciągnęła dłonie ku Nyfainowi, bardzo blisko, lecz nie na tyle, by go dotknąć. – Tak, coś kłębi się w twoim wnętrzu. Coś, co z każdym dniem słabnie. – Przysunęła dłonie jeszcze bliżej. – Mam wrażenie, że to coś przypomina magiczne ograniczenie, z tą różnicą, że jątrzy się wewnątrz ciebie, gnije. Jakby gdzieś w tobie była szczelina, w której zakorzeniła się demoniczna magia i teraz sączyła się powoli. Zakotwiczona. Bardzo uparcie się ciebie trzyma.

Palce Nyfaina dotykające mojego biodra wbijały mi się w skórę. Poza tym książę w żaden sposób nie skomentował słów faerie.

Calia otworzyła oczy i zrobiła krok w tył, kręcąc głową.

– To nie jest coś, z czym mogłabym ci pomóc. Być może nasi uzdrowiciele będą mogli coś na to zaradzić.

– Czy Dolion byłby w stanie to usunąć? – zapytałam Govama.

Demon zwęził oczy, zastanawiając się.

– Jego ludzie z pewnością daliby radę. To proces podobny do tego, gdy próbowali odszukać w tobie waszą więź i ją zniszcz… – Urwał w pół słowa, robiąc duży krok w tył i dołączając do swoich ludzi.

Spojrzenie jego szarych oczu skupiło się na Nyfainie, ale on ani drgnął.

– Masz rację, skarbie – wtrącił mój złoty książę. W jego głosie pobrzmiewał warkot, furia rozlała się po naszej więzi. – Jest bardzo dobry w odczytywaniu emocji. Na twoim miejscu, demonie, nigdy więcej bym o tym nie wspominał.

– Nie ma problemu, najjaśniejszy panie – odparł swobodnie Govam, jak gdyby nigdy nic. – Jak mówiłem, jego ludzie z pewnością byliby w stanie to usunąć, ale mogliby też wyrządzić więcej szkód, gdyby znaleźli się tak blisko ciebie. Nawet gdyby oznaczało to, że stracą życie, nie przepuściliby okazji do okaleczenia smoka.

– Takie rozwiązanie nie wchodzi w grę – odparł.

Miał rację. Po prostu chwytałam się brzytwy. Próbowałam znaleźć łatwe rozwiązanie, doskonale wiedząc z własnego doświadczenia, że nie ma czegoś takiego jak łatwe uzdrawianie.

Nyfain władczym ruchem przesunął dłoń z mojego biodra na kark, a poprzez naszą więź mogłam poczuć jego pragnienie.

Zachwiałam się, czując, że miękną mi kolana. Nyfain wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku, z którego wcześniej przyszedł, wzywając jednego ze smoków. Nie zdołałam jednak skupić się na tym, co mówił, obezwładniona bijącym od niego gorącem.

Wciągnęłam powietrze. Otulił mnie jego zapach – balsamiczna woń sosny i bzu z nutą wiciokrzewu. Zapach ciepłego, letniego wieczoru na łące.

Zapach domu.

Jego usta wyznaczały palącą ścieżkę wzdłuż mojej szczęki, czułam jego pulsujące pożądanie i potrzebę jego czającego się tuż pod powierzchnią smoka, gotowego do zerżnięcia mnie i dokończenia naznaczenia za pomocą swojego kutasa.

ROZDZIAŁ CZWARTY

FINLEY

Nadal trzymając mnie w ramionach, Nyfain podążał korytarzem do swoich pokoi, podczas gdy ja sunęłam ustami po jego szyi, lekko skubiąc szczękę.

Zadrżał, przechylając głowę tak, żebym mogła przeciągnąć zębami po jego szyi i dalej na kark, zostawiając na nim swój ślad.

– Nie idziemy do wieży? – zapytałam, muskając wargami jego ucho.

– Nie – wychrypiał.

Zwolnił i odwrócił głowę twarzą do mnie, po czym wpił się w moje usta, rozchylając je językiem i biorąc w całkowite posiadanie.

Jego smak doprowadzał mnie do szaleństwa, odpędzał wszelkie zmartwienia i listę zadań, którą cały dzień układałam w głowie.

– Żadnej wieży. I żadnych oddzielnych pokoi. Zwyczajowo król i królowa śpią w osobnych komnatach. Ale nie my. Chcę zasypiać z tobą w ramionach i budzić się głęboko zanurzony w twojej cipce.

Za każdym razem, gdy świntuszył, rozpływałam się. Przejechałam językiem po koniuszku jego ucha, czując palące pulsowanie w podbrzuszu.

– Nie będziemy marnować czasu na zwyczaje i konwenanse – kontynuował. – Nie po tym, co przeszliśmy. – Odsunął się odrobinę, żeby nasze spojrzenia się spotkały. – Mamy szansę na nowy start. Możliwość zbudowania czegoś w tym królestwie. Ty wstrząsnęłaś fundamentami, a ja zamierzam pociągnąć to dalej. – Jego wzrok opadł na moje obnażone piersi. – Chociaż uważam, że odzież na terenie zamku jest obligatoryjna. Hadriel miał rację. – Wyszczerzył zęby.

Parsknęłam śmiechem.

– Słuszna uwaga. Po prostu akurat nie miałam niczego pod ręką.

– Fakt, Leala pomaga przy zakwaterowaniu ludzi. – To powiedziawszy, wrócił do poprzedniego tematu. – Przedyskutujemy wszystkie zmiany, gdy tylko utworzymy radę. Radę, której głównym zadaniem będzie dbać o dobrobyt poddanych królestwa. Wszystkich, a nie tylko bogatych. Chciałbym, żeby zasiadł w niej Hannon.

Otworzyłam szeroko oczy, uważnie się w niego wpatrując.

– Hannon? Ale przecież on pochodzi z pospólstwa. Kto będzie go słuchać?

– Ci sami ludzie, którzy będą słuchać ciebie. Dopilnujemy tego. Ale, tak jak powiedziałem, przyjdzie na to czas nieco później. Nie zamierzam spieszyć się z naszym naznaczaniem, bez względu na wszystkie szokujące wydarzenia mające miejsce ostatnimi czasy. Teraz nadeszła chwila, żebyśmy się w sobie zatracili, niepomni na to, co czeka nas poza murami zamku.

Niósł mnie do swoich pokoi i przez chwilę mogłam podziwiać wysokie sufity, obrazy zdobiące ściany i niebiesko-zielone wykończenie korytarza, zanim zatrzasnął za nami drzwi, opuszczając mnie po swojej okazałej, umięśnionej sylwetce.

Moje nagie ciało przesuwało się po szorstkim szwie jego spodni, ocierając się o potężną, twardą wypukłość, tak gotową na mnie.

– Nie ulega wątpliwości, że brak ubrań też ma swoje zalety. Dzięki temu mogę wziąć cię dużo szybciej, nie kłopocząc się pozbywaniem się niepotrzebnych warstw materiału – wymamrotał, pochylając się, by zamknąć usta wokół mojego sutka.

Drugą ręką przesunął po mojej mokrej cipce i jęknął, gdy jego opuszki natrafiły na gorącą skórę. Rozstawiłam nogi jeszcze szerzej, na co przesunął zręcznymi palcami po łechtaczce, zanim włożył we mnie dwa z nich. Wygiął je pod idealnym kątem i pompował nimi, raz za razem uderzając w moje wrażliwe ciało, a kciukiem dociskając łechtaczkę.

Złapałam go za włosy. Moje biodra poruszały się do wbijanego w moim wnętrzu rytmu.

Nyfain opadł na kolana, a następnie złapał mnie za jedno kolano i założył sobie moją nogę na szerokie ramię. Przeciągnął językiem po moich wilgotnych zakamarkach, drocząc się przy samym wejściu, zanim wsunął się do środka.

Zadrżałam, pozwalając głowie opaść w tył, przez co uderzyła o drewniane drzwi z głośnym łupnięciem. Książę delikatnie muskał językiem wrażliwy pączek, by po chwili boleśnie go zassać. Zachłysnęłam się, gdy ponownie włożył we mnie palce, pracując nimi mocno i szybko.

– O kurwa – wydyszałam, nie mogąc utrzymać oczu otwartych. – O bogini, o kurwa…

Drugą ręką sięgnął ku mojej piersi i wykręcił sutek, posyłając czystą przyjemność prosto do mojej rozgrzanej kobiecości.

Chciałam się powstrzymać. Przedłużyć przeżywanie tych niesamowitych doznań, jednak bez żadnego ostrzeżenia zalała mnie fala orgazmu, wyrywając z moich ust przeciągłe jęki.