Ha!art nr 61 - Piotr Marecki,Marcin Czub,Aldona Kopkiewicz,Filip Matwiejczuk,Mateusz Mazur,Michał Koza,Ziemowit Szczerek - ebook
NOWOŚĆ

Opis

Ha!art 2025, nr 61 Półrocznik pod redakcją Aleksandry Małeckiej i Piotra Mareckiego pt. "Co zostanie z literatury polskiej ostatniego ćwierćwiecza?"

 

Spis treści

Ha!art 2025, nr 61

 

Temat numeru Co zostanie z literatury polskiej ostatniego ćwierćwiecza? Odpowiadają: Dariusz

Brzostek, Paulina Chorzewska-Rubik, Karolina Felberg-Pawłowska, Igor Kierkosz, nameste, Dariusz

Nowacki, Joanna Orska, Jakub Skurtys, Wojciech Stanisławski, Maja Staśko, Marta Syrwid, Marceli

Szpak, Maciej Urbanowski, Rafał Wawrzyńczyk, Bartosz Wójcik, Adam Wrotz

 

Wróżba Wróżka Donka Tarot dla literatury polskiej

Esej Aldona Kopkiewicz Jak sprzedałam swój flow

Esej Filip Matwiejczuk Informować i dezintegrować na wesoło. Humor jako zabawa, krytyka i akt kreacji

Esej Michał Koza, Mateusz Mazur Przemiany dramy. Ostatnie ćwierć wieku dyskusji literackich

Rozmowa Niedziela na Ziemi. O książce Niedzielne ziemie. Poezja i dobra wspólne z Dawidem Kujawą rozmawia Miłosz Biedrzycki

Opowiadanie Marcin Czub Nieskończony maj

Wiersze Zuzanna Strehl zaburzenia układu współczulnego; dysautonomia

Jak było Ziemowit Szczerek Rękopis kótry jest był znalezion u szkarpetki, kótry jest był pisan na rurytańśkim

Jak było Piotr Marecki Glosa do tekstu Ziemowita Szczerka

Autofikcja Sławomir Shuty Walden czyli życie (fragmenty W takiej ciszy nikt cię nie usłyszy)

 

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 244

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ha!art 2025, nr 61 Półrocznik pod redakcjąAleksandry Małeckiej i Piotra Mareckiego

Istniejemy od 1999 roku

Wydanie I

ISSN 1641-7453

Artysta prowadzący numerJakub Woynarowski

WspółpracująMateusz Mazur, Jan Bińczycki

Redakcja, korektaAleksandra Małecka, Weronika Klimowicz-Kozłowska,Maciej Nowacki

Projekt typograficzny, skład i łamanieBy Mouse | www.bymouse.pl

Dystrybucja, promocjaPiotr Miernikowski

E-bookeLitera s.c.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego

Wydawca Wydawnictwo Ha!art ul. Konarskiego 35/8, 30-049 Kraków tel. 795 124 [email protected]

Wydawnictwo Ha!art

@wydawnictwohaart

@wydhaart

@wydhaart

Wstęp od osób redaktorskich

We wniosku dotacyjnym do Instytutu Książki na wznowienie „Ha!artu” jako półrocznika na rok 2025 widnieje:

Główny cel wydawania pisma literackiego to praca na rzecz autonomii literatury i krytyki literackiej. Pismo nie ulega modom medialnym, nie podporządkowuje się logice samorządów, festiwali, nagród, nominacji, nie jest podatne na żadne zewnętrze wpływy. Jest niezależne, literackie, oddolne. Logikę działań środowiska i osób redaktorskich napędzają jedynie reguły, które są z wewnątrz pola literackiego. W tym sensie „Ha!art” zawsze dbał o pokazywanie nowych zjawisk, nowych nazwisk oraz prac będących eksperymentami. „Ha!art” przesuwał także granice. Było to działanie na rzecz rozwoju pola literackiego w Polsce, bez oglądania się na mody już istniejące czy konsekrowanych twórców/twórczynie. „Ha!art” od 1999 roku w 60 numerach stawiał na promocję twórczości literackiej i artystycznej. Na łamach pisma wprowadzonych zostało wiele nazwisk polskiej literatury (na przykład Szczerek, Hund czy Witkowski), ukazywały się fragmenty tak ważnych książek, jak Lubiewo Michała Witkowskiego (na kilka lat przed wydaniem książkowym), numery poświęcone zagadnieniom queer (kiedy tematyka ta nie była w obszarze zainteresowania żadnych innych pism literackich) czy numer poświęcony reportażowi gonzo, który prekursorsko pokazał to zjawisko na taką skalę w Polsce. Zależy nam na kontynuowaniu tej misji. Jednocześnie chcemy dbać o autonomię samego pisma literackiego, gatunków charakterystycznych dla pism literackich (jak esej krytyczny). W dobie zaniku i unieważniania krytyki literackiej chcemy postawić na dyskusję o literaturze nie tylko przez krótkie polecajki i posty w social mediach, ale duże, merytoryczne teksty. Takie jednak, które są dobrze zredagowane i dobrze podane (układ, ilustracja). Dwa proponowane numery zostaną zilustrowane przez uznanych artystów wizualnych Jakuba Woynarowskiego i Michalinę Jurczyk (z którymi wydawnictwo współpracuje na stale przy wydawaniu książek).

Cóż więcej dodać. Polecamy uwadze teksty zebrane w niniejszym numerze i zapraszamy wszystkich, którym bliskie jest nasze myślenie o literaturze, do współpracy.

Aleksandra Małecka i Piotr Marecki

TEMAT NUMERU

Co zostanie z literatury polskiej ostatniego ćwierćwiecza?

Niniejsza ankieta nie jest tradycyjnym podsumowaniem rodzimej produkcji literackiej XXI wieku. Zdajemy sobie sprawę, że podjęliśmy temat w sposób ryzykowny – przecież obraz epoki kształtuje się jeszcze na długo po jej zakończeniu. Ale, z drugiej strony, tak postawione pytanie stanowi zaproszenie do futurologicznej zabawy, krytycznoliterackiego ekscesu, który może przynieść nieoczekiwane efekty.

Zdajemy sobie sprawę, że ferowanie wyroków zawsze obarczone jest ryzykiem porażki – wymienienia nazwisk, które źle się zestarzeją, przeoczenia innych, które po latach okażą się istotne. Powyższe, proste i jednocześnie śmiałe pytanie skierowaliśmy do „literackich kadr” (badaczek, redaktorów, historyków literatury i krytyczek), które działają w obrębie pola literackiego i ustalają reguły obowiązujące w literackim uniwersum. Osoby eksperckie były świadome, że bardziej interesują nas osobiste wrażenia i przemyślenia niż próby całościowej syntezy. W efekcie niektóre z ankietowanych osób w swoich odpowiedziach skupiły się nie na nazwiskach, ale na zjawiskach lub trendach. Zapewniamy jednak, że głodni konkretnych enumeracji autorów i autorek również nie będą zawiedzeni. Niestandardowe refleksje wypowiadających się nie pozwalają nam nawet na krótkie, kilkuzdaniowe podsumowanie. Wyniki tych literaturoznawczych spekulacji drukujemy w takiej formie, w jakiej zostały nadesłane, by obok wielu perspektyw zachować też indywidualne style; oprócz nich publikujemy jednak również spisane rozmowy, by uwzględnić „gadaninę krytycznoliteracką”, bezpośredniość refleksji, bezpardonową szczerość, która często nie dochodzi do wyrazu w formie pisemnej. Liczymy, że rozpoznania naszej ankiety będą impulsem do zdecydowanie potrzebnych dyskusji o literaturze. Spróbujemy zweryfikować ten komunikat, wysłany w przyszłość, za dwadzieścia pięć lat, czyli w roku 2050. My obstawiamy, że zostanie ta ankieta!

Ankiety zebrali i opracowaliJan Bińczycki, Aleksandra Małecka i Mateusz Mazur

Dariusz Brzostek

Dariusz Brzostek opowiedział Mateuszowi Mazurowi, że jego zdaniem...

...ocaleje literatura w ogóle jako pewna forma komunikowania. Przy czym obserwujemy wyraźnie napięcie pomiędzy tradycyjnym modelem obiegu literackiego, opartym na czytaniu tekstów drukowanych, a o wiele bardziej zdemokratyzowanym obiegiem online, zakładającym współautorstwo – fanarty, fanfiki, które w pewnym stopniu są alternatywą dla tradycyjnej literatury jako instytucji społecznej. Mieliśmy dotąd bardzo kasandryczne wypowiedzi dotyczące zaniku czytelnictwa, czy szerzej: zainteresowania literackością jako sposobem komunikowania społecznego – one się nie sprawdziły w takim znaczeniu, że ułatwienie dostępu do rozmaitych narzędzi wypowiadania się i publikowania zaowocowało dużym zainteresowaniem pewnymi formami ekspresji narracyjnej (egodokumenty, reportaże), to znaczy opowiadania o sobie, i niektóre z nich (autobiografie, wspomnienia) zachowują wciąż charakter literatury. W sposób literacki wypowiada się także coraz więcej ludzi poza oficjalnym obiegiem wydawnictw, redakcji, edytorów.

...najciekawsza tendencja, jaka się ujawniła na styku technologii i literatury, to zmiana sposobu prowadzenia rozmów za sprawą komunikatorów elektronicznych. Doszło do przewartościowania języka literackiego. Nastąpiło zasymilowanie języka potocznego nie jako wyboru stylizacji, ale części społecznego i kulturowego zaplecza autora/autorki.

...literatura zamieniła obieg „inteligencki” na „popularny”, wyraźnie się ugatunkowiła. Coraz więcej osób pisze powieści kryminalne, fantasy, romanse albo literaturę grozy. Ocaleją więc takie rzeczy, które będą w dalszym ciągu sięgały po rozwiązania zakorzenione w tradycji (popularna literatura rozrywkowa jest silnie skonwencjonalizowana i tradycyjna). Konwencje gatunkowe zaś to kategorie długiego trwania, zapewniające transmisję między pokoleniami czy epokami. Bardziej niż autorzy i tytuły istotne stają się nośniki formuł gatunkowych (kryminał, horror, romans). Jeśli popatrzeć na nazwiska, które cieszą się pewną rozpoznawalnością na rynku wydawniczym – jak na przykład Szczepan Twardoch – to są to twórcy, którzy chętnie sięgają po rozwiązania kojarzone z konwencjami literackimi mocno osadzonymi w tradycji. Wśród autorów, którzy tak się pozycjonują, warto wspomnieć też Jacka Dukaja, pisarza, który od początku usytuował się w trybie futurologicznym i spekulatywnym, pomiędzy literaturą ambitną i popularną, ale także pomiędzy samą literaturą a formą naukowo-filozoficzną, która przesuwa się poza beletrystykę.

...literatura w sensie modernistycznym, w rozumieniu tradycyjnej literatury artystycznej z ambicjami, przetrwa, ale będzie miała o wiele mniejsze zasięgi. Najdobitniejszym tego przykładem może stać się sytuacja poezji jako literatury par excellence artystycznej (czyli „bezużytecznej” – w odróżnieniu od „użytkowej” fikcji służącej rozrywce) – nakłady debiutanckich tomów poezji są przeważnie mikroskopijne, a zarazem festiwale poetyckie, spotkania autorskie i slamy przyciągają nieliczną, choć wierną, dobrze zorientowaną publiczność.

...czas wielkich nazwisk minął. Nikt nie udźwignie już takiej odpowiedzialności estetycznej, etycznej czy politycznej, z jaką zmagali się Miłosz, Szymborska czy Lem. Modernistyczny paradygmat wielkiego intelektualisty, twórcy jako głosu pokoleniowego osłabł. Nastąpiło rozproszenie odpowiedzialności estetycznej, rozkłada się ona na pewne środowiska, grupy. Obecnie społeczna funkcja literatury zasadza się na komunikowaniu się małych grup społecznych w ograniczonych zasięgiem obiegach (fandomy), tworzących z kolei rozleglejsze sieci czytelników (czyli „ludzi czytających w ogóle”).

...w powyższym świetle warto spojrzeć na karierę reportażu (przesunięcie do pozycji pisarza dziennikarza czy reportera) oraz popularność literatury autobiograficznej (egodokumentu).

...jeśli chodzi o poezję, do głowy nie przychodzą żadne nazwiska odpowiadające skali Miłosza, Różewicza czy Barańczaka. Są różni uzdolnieni autorzy, ale nawet mając do dyspozycji nagrody czy recenzje, trudno nadać im rangę tak nobilitującą jak dawniej w paradygmacie modernistycznym. Liryka osunęła się w formę performatywną, nastąpiła wtórna oralizacja poezji. Pewną wartością, która wyłoniła się z popularności slamu, jest być może powrót słuchu literackiego, bowiem w kontekście występu uwaga twórców skierowała się na powrót na aspekt brzmieniowy tekstu.

...horror zajął jako forma popularna miejsce prozy psychologicznej, która pozwala oswajać doświadczenia traumatyczne. Przykładem stać się może Noc żywych Żydów Igora Ostachowicza. Podobnie dzieje się w przypadku twórczości Wojciecha Guni, gdzie można dostrzec próbę przywrócenia modernistycznego modelu grozy, czyli psychologicznej powieści o traumie, znanej choćby z dorobku Stefana Grabińskiego.

prof. dr hab. Dariusz Brzostek – profesor nauk o kulturze i religii, dyrektor Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Absolwent filologii polskiej na umk, kulturoznawca, teoretyk literatury. Autor monografii Literatura i nierozum. Antropologia fantastyki grozy (2009), Nasłuchiwanie hałasu. Audioantropologia między ekspresją a doświadczeniem (2014), Wola nie-wiedzy. Horror postmodernistyczny czy groza późnej nowoczesności (2020); współautor (z Katarzyną Marak i Miłoszem Markockim) książki Gameplay, Emotions and Narrative. Independent Games Experienced (2019). Jego zainteresowania naukowe obejmują antropologię kulturową, sound studies, twórczość Stanisława Lema, poezję dźwiękową, muzykę eksperymentalną, horror, fantastykę naukową i afrofuturyzm.

Paulina Chorzewska-Rubik

Paulina Chorzewska-Rubik opowiedziała Mateuszowi Mazurowi, że jej zdaniem...

...największą szansę przetrwać mają grupy literackie, przede wszystkim takie, które posługują się formą manifestu, bo jest to coś, co badacze i krytycy uwielbiają analizować (i rozliczać poetów względem owych deklaracji). Takie badania to „bardzo wdzięczna rzecz do zrobienia”. Toteż ostanie się grupa neolingwistów warszawskich, która ciągle jest istotnym punktem odniesienia ze względu na swoje postulaty. Z nowszych zjawisk w tym kluczu o przetrwanie jako grupa nie muszą się martwić osoby związane z „Stonerem Polskim” za sprawą w miarę spójnego pola estetycznego.

...zostanie Tomasz Pułka, ponieważ jest przywoływany przez kolejne pokolenia poetów. Stanowi istotny intertekstualny punkt odniesienia ze względu na milenialską figurę poety przeklętego, swoją legendę oraz tematy, jakie poruszał: technopsychodelię, cybernetyczność czy rekreacyjną narkonautykę. Ciekawych tematu badaczka odsyła do doktoratu Oskara Mellera.

...ze względu na Nobla zostanie Olga Tokarczuk.

...zostanie Dorota Masłowska, ze względu na językowe i stylistyczne właściwości jej prozy, które w momencie publikacji były bardzo przełomowe.

...innym kluczem, który zapewnia trwanie postaciom ze świata literackiego, jest funkcjonowanie pisarza jako osoby medialnej. Chorzewska wymieniłaby tu Jasia Kapelę czy Jacka Dehnela. Jakkolwiek ich twórczość nie byłaby oceniana krytycznie, to przy obecnym środowisku medialnym nie ma szansy, by te postaci zupełnie zniknęły z pamięci.

...większą szansę na przetrwanie w pamięci mają autorzy, których twórczość będzie materialnie powielana, przedrukowywana i przekazywana dalej w postaci wydań zbiorowych i antologii. To szczególnie istotne w polu poezji, w którym nakłady książek są bardzo małe.

...niejednokrotnie może nie przetrwać to, co najbardziej nagradzane.

...bardzo wiele literatury elektronicznej w Polsce szybko się starzeje. Dawniejsze generatory literackie wyglądają bardzo archaiczne w porównaniu do generatorów SI. Jesteśmy w momencie przełomowym, kiedy nie wiemy, czy twórcy będą wykorzystywać istniejące modele, czy raczej tworzyć własne. Z wcześniejszej literatury elektronicznej na pewno przetrwają strategie remiksowania i trollingu jako dyspozycja podmiotu. Literatura elektroniczna jest najbardziej narażona na nieprzetrwanie z powodu braku archiwizacji. Pasty Malcolma XD mają większą szansę dzięki papierowemu wydaniu i serialowej ekranizacji niż, przykładowo, niektóre projekty Rozdzielczości Chleba, do których już nie działają linki. Tutaj Chorzewska podniosła, aby jej odpowiedź wybrzmiała jako apel skierowany do wszystkich redaktorów literatury elektronicznej (i czasopism literackich), by dbać o archiwizację.

dr Paulina Chorzewska-Rubik – zajmuje się literaturą, internetem i kulturą cyfrową. Związana z Wydziałem Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka doktoratu o sieciowym dorobku Tomasza Pułki.

Karolina Felberg-Pawłowska

Karolina Felberg-Pawłowska opowiedziała Mateuszowi Mazurowi, że jej zdaniem...

...pytanie o to, co zostanie z ostatniego ćwierćwiecza polskiej literatury, powinniśmy zastąpić pytaniem, czy będzie jeszcze czytelnik literatury wysokoartystycznej. Może go już nie będzie. Nawiasem mówiąc, nie ma pewności, czy współcześnie są jeszcze w Polsce nieprofesjonalni odbiorcy literatury pięknej. Mamy raczej osoby śledzące rynek książki – a to nie to samo. Krytycy czytają nowości, żeby być na bieżąco oraz móc reagować na nominacje do całej masy nagród literackich. Badacze literatury czytają natomiast to, co współgra z interesującymi ich zagadnieniami. A po co natomiast sięgają tak zwani zwykli czytelnicy? Raczej po literaturę popularną, czyli piśmiennictwo stanowiące gałąź rozrywki – nie zaś sztuki.

...nie ma obecnie kanonu, ponieważ popularność autora nie przekłada się na sprzedaż i nagrody. Chociaż niektóre media mainstreamowe wkładają masę wysiłku w to, żeby wzmacniać widoczność czy też obecność pewnego grona pisarzy. Ale to nie jest budowanie kanonu w znaczeniu tego tworzonego w XX wieku.

...zostanie nam bezwzględnie autofikcja, gatunek nowy w Polsce, na zachodzie znany od dwóch, trzech pokoleń – ale niekoniecznie same nazwiska autorów autofikcji. Rozumiemy już, że literatura nie zmienia świata i nie ocala człowieka. Co więcej – z wolna dociera do nas, że piśmiennictwo wysokoartystyczne mało kogo obchodzi. Odwieczne funkcje literatury – na czele z mitotwórstwem oraz organizowaniem i umacnianiem dyskursów oficjalnych – demaskowane są obecnie jako języki opresji społeczno-kulturowych oraz podwaliny kolejnych fal takiego czy innego wyzysku. Być może ostatnią szansą literatury jest bycie opowieścią o tychże presjach: ekonomicznych, rasowych, etnicznych, płciowych, zdrowotnych i wielu innych. I być może dlatego najżywsze reakcje zbiera piśmiennictwo osób wykluczonych – niemieszczących się w „normach” (społecznych, płciowych, narodowych) tudzież myślących antysystemowo lub żyjących kontrkulturowo albo reprezentujących neuroróżnorodność czy rozmaite sojusze międzygatunkowe. Bohaterem naszych czasów nie jest zatem osoba, która przekracza własne ograniczenia i per aspera ad astra dąży do normalizacji własnej sytuacji, ale przeciwnie – interesuje nas persona, która nie maskuje własnych bolączek, wykluczeń czy ograniczeń i, co więcej, nie walczy z własną naturą, by za wszelką cenę dopasować się do globalnego i wolnorynkowego standardu. Szukamy zatem w literaturze zapisu realności życia w takim czy innym spektrum – nie zaś sposobów, by wydobyć się z „podrzędnej” (bo niecentralnej) pozycji i na siłę wpasować się w znany nam od antyku – a niezmienne reprodukowany w męskocentrycznej kulturze Zachodu – schemat czy też ideał (super)bohatera.

...większość autofikcji to nie są rzeczy wartościowe stricte literacko. Ale gatunek autofikcji niewątpliwie z nami zostanie, ponieważ zasadnie reaguje na niedające się zneutralizować czy rozbroić presje społeczne. Forma ta przetrwa zatem z konieczności dziejowej. Referuje bowiem kondycje współczesne – nawet jeśli niespecjalnie rodzi arcydzieła literackie. Najsilniejszymi tytułami w tym gatunku zdają się Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję Mateusza Pakuły oraz Wczoraj byłaś zła na zielono Elizy Kąckiej.

...żeby być wiarygodnym, pisarz musi wreszcie zejść z piedestału. Nie może pozostawać wzniosły, a co za tym idzie – wyniosły. Kto uwierzy autorowi, który w każdym zdaniu czuje współobecność z bożym dziełem lub planem, który się pławi w pięknie albo harmonii, kiedy wokół tyle dziejowej niesprawiedliwości? Nic nas chyba tak współcześnie nie razi oraz nie rani jak markowana przed idealistów przeźroczystość, którą – słusznie zresztą – demaskujemy jako ślepotę, cynizm i krótkowzroczność. Do lamusa odeszło akcentowanie osobistego uprzywilejowana i tworzenie uogólnień w myśl niesprawiedliwych dziejowo (po)etyk – rzekomo uniwersalnych zasad rzeczywistości czy, nie daj bóg, hierarchii bytów lub spraw. Dość nagrzeszył w ten sposób biały mężczyzna z klas posiadających przez kilkadziesiąt ostatnich wieków.

... z literatury ostatniego ćwierćwiecza zostaną rzeczy, które odkłamywały dane segmenty rzeczywistości i czyniły to na tyle sugestywnie, że nie sposób na powrót je zaczarować. Na przykład Jak przestałem kochać design Marcina Wichy, które odczarowało brandy, marki i wynikające z nich modele życia. Zostanie też pewnie eseistyka Marka Bieńczyka, która stale poszukuje formuł adekwatnie wyrażających ponowoczesną wrażliwość – optyka autora gotowego rozstać się z figurą wieszcza, wizjonera czy dyktatora przekonuje współczesnego czytelnika. Albowiem nowoczesny wieszcz czy mistrz literacki to odpowiednik nowoczesnego dyktatora politycznego oraz wizjonera nowych mediów i technologii. Nowoczesność zaś to licząca co najmniej trzy wieki, a zatem bardzo już długa, tradycja kultu liderów – silnych podmiotowości, które próbują narzucać swoje rozwiązania całemu globalnemu społeczeństwu. Zdaje się, że umęczona dyktatorami ludzkość znów zwraca się ku osobliwościom kontrkultury, czyli jednostkom „wybudzonym” z nowoczesnych snów o wzniosłości oraz potędze.

...trudno powiedzieć, co zostanie i będzie czytane. Z pewnością jednak badacze literatury wiernie wytrwają w optyce, którą posiadają dzisiaj. Będą pisać elaboraty o Księgach Jakubowych Olgi Tokarczuk nawet wtedy, kiedy te przestaną być czytane. Trochę tak, jak z klasyką XIX-wieczną, która zajmuje obecnie już tylko grona profesjonalistów.

...z czasem staną się wreszcie widzialne te byty w literaturze, które obecnie są najszerzej czytane, lecz niekoniecznie zauważane w dyskursie literaturoznawczym czy nagradzane. W przeszłości taki proceder spotkał na przykład twórczość Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, której wiersze weszły do mainstreamu literackiego dopiero po umuzycznieniu – jako poezja śpiewana. Można więc założyć, że z pierwszego ćwierćwiecza XXI wieku przetrwają przede wszystkim adaptacje filmowe i serialowe powieści gatunkowych. Na Sienkiewicza naszych czasów wyrasta zatem między innymi Jakub Żulczyk.

Albowiem nowoczesny wieszcz czy mistrz literacki to odpowiednik nowoczesnego dyktatora politycznego oraz wizjonera nowych mediów i technologii. Nowoczesność zaś to licząca co najmniej trzy wieki, a zatem bardzo już długa, tradycja kultu liderów – silnych podmiotowości, które próbują narzucać swoje rozwiązania całemu globalnemu społeczeństwu. Zdaje się, że umęczona dyktatorami ludzkość znów zwraca się ku osobliwościom kontrkultury, czyli jednostkom „wybudzonym” z nowoczesnych snów o wzniosłości oraz potędze.

... w ostatnim ćwierćwieczu doszło do absolutnej marginalizacji poezji. Piotr Sommer, Marcin Świetlicki, Andrzej Sosnowski czy Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki zastygli we własnych dykcjach i nie reagują na zmiany paradygmatów. Z kolei roczniki dziewięćdziesiąte i młodsze, choć w odróżnieniu od wyżej wymienionych „mistrzów” oraz „kapłanów” przestały fetyszyzować język, dały się zamknąć w szczelnym obiegu wydawniczo-festiwalowym. Owszem – poetyckim, progresywnym, zaangażowanym, lecz jednocześnie wsobnym, zamkniętym, bańkowym. Zdaje się, że jedyny ważny wiersz, który przebił się do szerszej świadomości to Mówienie NIE. Instruktaż Agaty Jabłońskiej. Wyjątkiem byłaby tu jednak ekopoezja, która stara się współtworzyć działania środowiskowe. Niemniej poezja ostatniego ćwierćwiecza sprofesjonalizowała się i pozostaje czytana przez samych poetów oraz towarzyszących im krytyków. Czytelników-cywilów poezji współczesnej ze świecą szukać.

... z tego ćwierćwiecza zostanie nam kilka paradoksów. W tym między innymi taki, że dramat, czyli rodzaj literacki najbardziej marginalizowany przez środowisko pisarskie, w istocie ma największe wsparcie instytucjonalne – w tym również państwowe. Nie dość bowiem, że dramat posiada własne nagrody oraz programy stypendialne (na przykład Dramatopisanie, Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną czy Nagrodę Dramatyczną im. Tadeusza Różewicza), to jeszcze powstaje często na zamówienie teatrów publicznych. Przy czym honorarium za sztukę teatralną jest zwykle wyższe niż zaliczka na napisanie książki, a ponadto nie stanowi zadatku, ale właśnie... prawdziwe honorarium, na które nie może liczyć partycypujący w zyskach ze sprzedaży autor książki prozatorskiej czy poetyckiej. Mimo znacznie większego dostępu do publicznego grosza dramatopisarze uważają się za twórców wykluczonych z obiegu stricte literackiego, ponieważ zacznie rzadziej wydają swoje dzieła w formie książki, a co za tym idzie – sporadycznie bywają nominowani czy nagradzani w tak prestiżowych konkursach, jak Nagroda Literacka Nike.

...oddolne ruchy czy środowiska literackie ustąpiły pola grupom zinstytucjonalizowanym – elitarnym, bowiem skupionym wokół wcale nietanich szkół kreatywnego pisania czy kursów, jak Szkoła Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu. Instytucje te niejako domykają system – działają na rzecz jeszcze silniejszej profesjonalizacji aktywności pisarskich i, co gorsza, czynią to kosztem widzialności i istotności inicjatyw faktycznie oddolnych – lokalnych, offowych – czy fenomenów stricte kontrkulturowych.

Karolina Felberg-Pawłowska – historyczka literatury, krytyczka literacka i publicystka oraz doktorka nauk humanistycznych. Eseistka, dramatopisarka i tekściarka. Autorka monografii Melancholia i ekstaza. Projekt totalny w twórczości Andrzeja Sosnowskiego, współautorka sztuki Witkacja. Wodewil na krawędzi. Współtwórczyni „Tygodnika Kulturalnego”, wykładowczyni sztuk performatywnych na Uniwersytecie Gdańskim, autorka audycji Mowa Domowa w Radiu Kapitał oraz Całorocznego Domowego Festiwalu Literackiego „TYci-KOCIN” w Tykocinie. Wieloletnia współpracowniczka Fundacji Okularnicy. Znawczyni twórczości Agnieszki Osieckiej, redaktorka wielotomowego wydania jej Dzienników i zapisków, książki Koleżanka. Wspomnienia o Agnieszce Osieckiej oraz biografii Osiecka. Rodzi się ptak (tom 1). Obecnie pracuje nad kolejną częścią biografii poetki.

Igor Kierkosz

Igor Kierkosz

Igor Kierkosz opowiedział Mateuszowi Mazurowi, że jego zdaniem...

...trafne jest rozpoznanie prof. Przemysława Czaplińskiego, który w swojej najnowszej książce (Rozbieżne emancypacje. Przewodnik po prozie 1976 – 2020, 2024) wyróżnia jako naczelne tematy polskiej prozy „emancypacje i terapie”. Kierkosz zaznaczył jednak, że to zjawisko dla niego nie stanowi szczególnej „zajawki”, chodzi tylko o samo natężenie, które warto odnotować. Nie sposób nie zauważyć, że w prozie ostatniego dwudziestopięciolecia przewijają się ciągle: trauma, tożsamość, mikrohistorie, mniejszości, pokłosie kapitalizmu, klasowość, nostalgia za latami dzieciństwa („jakieś powroty do lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych”) i, oczywiście, zwrot ludowy.

...zwrot ludowy pozostanie w pamięci, bo przekłada się na świadomość klasową i faktyczną niezgodę wywiedzioną z warunków życia klas ludowych. Świadomość nabyta przez czytelników wraz z lekturą książek takich jak Ludowa historia Polski Adama Leszczyńskiego czy Chłopki Joanny Kuciel-Frydryszak to coś, co łatwo nie zniknie.

...z prozy zwrotu ludowego w pierwszej kolejności zostanie z nami Wiesław Myśliwski, może Wioletta Grzegorzewska z Gugułami, Weronika Gogola z Po trochu, a dopiero gdzieś na marginesach pamięci uplasują się najnowsze próby beletryzowania tego doświadczenia – proza Łukasza Barysa czy Koniec Marty Hermanowicz.

...„nadal ciśniemy w stronę utożsamiania swojego pochodzenia z jakąś traumą i wpisywania tego w kulturę terapeutyczną i w język terapii”. Kierkosz nie ma jednak przekonania, czy to jest rozwojowy kierunek, bo jeśli ubierać takie narracje w dyskurs traumy, dyskurs psychologizujący, nie pozostaje wiele miejsca na sprawczość, na pomyślenie, że chodzi o wyemancypowanie się z tego, co przez lata powodowało ucisk. I chyba właśnie dlatego bardziej niż innych zapamięta on Myśliwskiego (w szczególności Widnokrąg), bo to pisarstwo spoza kultury terapii.

...bardzo ważne są Wojna polsko ruska pod flagą biało-czerwoną Masłowskiej i Lubiewo Witkowskiego. Mimo że udziałem tych twórców jest tożsamość marginalizowana (kobieta autorka z prowincji i autor gej), to kiedy pisali swoje rzeczy na początku XXI wieku, nie wychodzili tylko z emancypacyjnych pozycji – zamierzali się na formę literacką, a nie na „wielkie tematy”. Dzisiaj wydawcy i publiczność łatwiej premiują „słuszne” i „ważne” tematy. Masłowska i Witkowski to ważne figury, ale Kierkosz zastrzega, że nie chce robić z nich wielkich mistrzów, bo to, co go cieszy po tym ćwierćwieczu, to obserwacja, że figura mistrza już nie funkcjonuje tak dobrze jak kiedyś.

...pozostanie trio Adam Kaczanowski, Mateusz Górniak, Filip Matwiejczuk. Trójkę tę łączy coś, co nazwałby doświadczeniem normickości, które każdy z nich ogrywa nieco inaczej w ramach swoich projektów pisarskich. Kaczanowski nadaje ze środka życia rodzinnego, na obrzeżach życia korporacyjnego, wielkomiejskiego świata. Górniak z kolei naoglądał się swego czasu kina klasy B, mumblecore’u, i z tych swoich zajawek kręci prozę szaloną w swojej chłopackości. Z kolei Matwiejczuk jest takim gościem, który po prostu za dużo siedzi w internecie i czyta za dużo dziwnej literatury, żeby pisać sztampowo. „Kaczanowski, Górniak, Matwiejczuk to są goście, którzy zostaną na pewno, dlatego, że są osobni i nie wpisują się w nasze najprostsze kanony”.

...jeśli wychodzi jakiś dramat, który się sprzedaje, to często jest pojedynczy strzał, na przykład teksty Ishbel Szatrawskiej czy Weroniki Murek. Czemu? Dużo złego zrobiła nam szkoła. „Jak słyszysz: dramat, poezja, to od razu myślisz sobie, że to są te rodzaje literackie, które można czytać tylko z przymusu i trzeba by sporo edukacyjnej roboty, żeby ludzie zrozumieli, że to mogą być formy równie bliskie życiu, co realistyczna proza”.

...w najnowszej poezji najcenniejsze jest to, że umie szukać świeżych języków, podobnie jak rzeczy prozatorskie z początku ćwierćwiecza, które wymieniamy – Masłowska czy Witkowski. Obecnie jakoś cicho, jeśli chodzi o wywrotowe języki w prozie – w poezji chyba o nie łatwiej: Julek Rosiński, Dominik Bielicki, Justyna Kulikowska, Mateusz Żaboklicki. Natomiast postulowana wielka polska powieść jakoś nie nadchodzi i raczej się na to nie zapowiada.

....tak, jak figura mistrza się zdewaluowała, tak zdewaluowały się grupy literackie. Dużo energii idzie w strategie indywidualistyczne, autoafirmacyjne, po prostu skupione na ja. Jeśli zawiązują się grupy ziomków, którzy dzielą ze sobą literackie sympatie i lubią razem posiedzieć w knajpie, to z perspektywy czytelnika spoza środowiska są albo zupełnie niewidoczne, albo nie dysponują specjalną sprawczością.

...zostanie z nami być może kształtująca się obecnie solidarność środowiskowa (a przynajmniej taką można mieć nadzieję – dyskusje i wypracowywanie wspólnych stanowisk nadal trwają).

...„reportaż to była rzecz tego dwudziestopięciolecia”. O ile sam gatunek się zdewaluował, to jego kariera była symptomatyczna. Pokazała głód prawdy, odpowiedzi na trudne pytania, szczerości spojrzenia. W obrębie reportażu istotną nowością w Polsce stała się strategia wykorzystywana na przykład przez Ziemowita Szczerka – pisanie w stylu gonzo. Nawet jeśli figura gonzo reportażysty straciła moc autorytetu, to zostało z niej myślenie, że pisząc jakikolwiek tekst, nie tylko reportażowy, dobrze jest faktycznie wejść w sytuację, którą się opisuje. Może takie podejście mogłoby odpowiadać na potrzebę nowej szczerości.

...zdania, które zostaną z literatury, to: umemiczniony klasyk, „lej tę colę” z Doroty Masłowskiej (próba pogadania tak, jak mówi ulica, a nie wchodzenia na piedestał literacki) oraz zdanie-manifest z Różaglonu Matwiejczuka, „Ja i moje kury jebiemy procedury” (czyli przewrotna odpowiedź na wszelkie próby normatywizacji).

Igor Kierkosz – krytyk filmowy i literacki. Współpracuje m.in. z „Dwutygodnikiem”, „Tygodnikiem Powszechnym”, „Kinem” czy „Mint Magazine”. Wspólnie z Katarzyną Borowiecką prowadzi w TVP2 magazyn filmowy „W poszukiwaniu dobrego filmu”. Laureat Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2022), Konkursu im. Tymoteusza Karpowicza (2021) i Konkursu Krytyk Pisze (2020).

nameste

Literatura (w Polsce) to wielowymiarowy obszar.

Pole literackie a finanse: oligopol dystrybutorów, czytelnictwo nie generujące dostatecznej wartości rynku, marna sytuacja urządzeń wspierania dostępu do książki (edukacja, biblioteki, pisma literackie), wynikający stąd prekarny status autorki i (prawie każdego) wydawcy – wszystko to ignorowane przez państwo, grzęznące (nadal) w bagnie neokatoliberalizmu bogorynkowego. W kwestii tych ram zewnętrznych trudno o optymizm.

Literatura a poglądy, postawy, tropizmy społeczne. Przemysław Czapliński (Rozbieżne emancypacje, 2024) diagnozuje przesilenie („w czasach” – jak pisze – „przyspieszającej historii”) zmagań opowieści/postawy emancypacyjnej z opowieścią/postawą terapeutyczną; pierwsza słabnie, druga się umacnia. Kryzys klimatyczny, pandemia, wojny, ludobójstwa, wysyp Trumpów różnej maści, jednego gatunku, zidiocenie społeczne i anomia – wszystko to przyczynia się do przesunięcia nie-reakcyjnego (w tym: czytającego i piszącego) marginesu społeczeństwa w stronę troski indywidualnej, wsobnej, szukania (auto)terapii, moszczenia się na pozycji praktykowania niemocy. Jeśli aktywizm, to prywatny. Ma to odbicie w literaturze; trend, choć (dla mnie) coraz bardziej nużący, nasila się.

Literatura a praktyka wydawnicza. Mimo trudnej sytuacji wydawcy i autorki, mamy rosnącą nadprodukcję, liczba tytułów przygniata (bodaj także osoby zawodowo parające się krytyką czy socjologią literatury). Nawet jedyny plus wymieniany w dysputach okołoliterackich – mianowicie to, że jakoś nieustająco nie brakuje osób pragnących pisać i publikować – może, po zastanowieniu, sprowadzić przygnębienie.

Literatura a styl. Ta niewymierna jakość zagrożona jest z dwóch stron. Wydawca (zwłaszcza duży, odcinający kupony od sukcesu rynkowego) płaszczy oryginalne na rzecz sprzedawalnego, odrzuci w ciemno każdą rzecz, którą uzna za ryzykowną. Prozę przyjętą postara się obrobić (niech za [zamierzchły] przykład posłużą bestsellery Dana Browna, poddane przemysłowej wręcz rekonstrukcji na rzecz podkręcenia dopaminowego, optymalnego rytmu cliffhangerów i tak dalej – jak w klastrze gier komputerowych czy seriali TV; czy ktoś już kasandrzył w sprawie zaangażowania SI do takiej obróbki?). Drugą siłą płaszczącą jest zastęp poprawnościowy, tępiący odstępstwa od „normy”, rugujący wariantywność, w reedycjach dzieł starszych niepotrzebnie i szkodliwie uwspółcześniający ortografię, interpunkcję i tak dalej. Pozbawia się w ten sposób ogół czytelniczy kontaktu z historią, odmiennym duktem czy osobliwościami języka polskiego poprzednich (wcale niekoniecznie dawnych!) epok. Przez te praktyki literaturze grozi stanie się zunifkowanym produktem, niczym więcej.

Co zostanie z literatury polskiej ostatniego ćwierćwiecza? Co z autonomii literatury ostatnich dwudziestu pięciu lat obroni się w perspektywie czasowej? Na te pytania nie mam innej odpowiedzi niż osobista, przygodna, marginalna. Najkrócej: uparci outsiderzy.

W przeszłość idąca linia przebiega przez (na przykład) Buczkowskiego, Pankowskiego, Piotrowskiego. W tym stuleciu – wymienię Wita Szostaka, który od lat prowadzi samo-ćwiczenie polegające na wymyślaniu całkiem odmiennej formy dla kolejnej książki; śledzenie tych przemian to ciekawe zajęcie. Odkryciem (które zawdzięczam nagrodzie literackiej z Gdyni) stał się dla mnie Krzysztof Bartnicki, znany głównie jako tłumacz Finnegans Wake, którego eksperymenty – zawsze pograniczne, zawsze nadsycone – zadziwiają inwencją, wielorakością i sprawnością stylistyczną: czy chodzi o przekłady (może to jest jednym z większych osiągnięć ćwierćwiecza: zmiana spojrzenia na literacką rolę tłumacza), czy pisma własne, to znaczy nie oparte o innojęzyczne terytorium, choć często kryptonimowane, czy wreszcie „regularną” (wcale nie) prozę.

Jak widać, wymieniam przedsięwzięcia bardzo mocno stojące na stylu, nie tylko stylu rzeczy napisanych, ale i sposobie uprawiania literatury. Jest kilkoro autorów, których pojedyncze tytuły (i oczywiście ich styl) dały cenną lekturę (na ich reprezentanta wyznaczam Krzysztofa Pietralę). Czy jednak „obronią się w perspektywie czasowej”? – nie wiem.

Trzeba jednak dodać, że tak w przeszłości, jak i teraz, współcześnie, znajomość upartych outsiderów zawdzięczamy przede wszystkim małym, szalonym, samobójczym wydawnictwom. I tego im zwłaszcza życzę: aby „zostali” i „obronili się”.

nameste – https://nameste.litglog.org/

Dariusz Nowacki

Co zostanie... (głos w ankiecie)

Na szczęście pomysłodawcy ankiety zastrzegli, że interesuje ich powściągliwe, gdyż ograniczone do kilkunastu lat, proroctwo. Ponadto poprosili o przyjęcie perspektywy historycznoliterackiej. Przesuwamy się więc w okolice roku 2040, pozostajemy głównie w akademii (bo gdzieżby indziej?!), w miejscach, w których nadal – niejako z urzędu, w trybach specjalistycznych – będzie czytana i komentowana literatura powstała w latach 2000 – 2025. Cóż, piętnaście lat (do roku 2040), czy nawet o dziesięć więcej (horyzont roku 2050), to akurat w tej domenie miary niepozorne. Tak zwane „pole literackie” może ulec daleko idącym przeobrażeniom, natomiast obszar naukowo-dydaktyczny będzie, jak zakładam, mniej więcej taki sam jak dziś. Być może to, co obecnie nazywamy historią literatury, będzie inaczej definiowane lub pojawi się pod inną nazwą, no i na pewno będzie uprawiane na mniejszą skalę (np. na podobieństwo aktywności – tak badawczej, jak i dydaktycznej – dzisiejszych filologów klasycznych; ot, garstka zapaleńców pochylonych nad pismami Cycerona), ale na pewno będzie podtrzymywane – choćby przez instytucje edukacyjne czy aparaty państwowe, wszak chodzi o kulturę narodową, o twórczość uprawianą w języku polskim, konstytucyjnie chronionym (art. 27).

I będziecie mieli rację, ponieważ każdy konsensus edukacyjno-lekturowy ma taki właśnie charakter. Zasady wyłaniania kanonu nie wydają mi się – przynajmniej w perspektywie najbliższych kilkunastu lat – zagrożone. Jest czymś oczywistym, że kryteria doboru obligatoryjnych pozycji lekturowych cechuje – wzięta z przeszłości, odziedziczona po przodkach – zachowawczość. Ciągle bowiem chodzi – i nadal, jak sądzę, będzie chodziło – o rozmyty, umowny konstrukt dzieła nietuzinkowego, okazałego artystycznie, ważnego tak ze względów ideowych, jak i formalnych.

Wolno się spodziewać, że owi historycy literatury z połowy XXI wieku skupią się na kanonie, którego zarys widzimy już dziś. Widzimy, ale też „wyznajemy”, a nawet – nolens volens – petryfikujemy. Wypada mówić za siebie. W programie kursu Literatura najnowsza, który od kilku lat prowadzę na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego, pojawiają się takie dzieła, jak Wojna polsko-ruska... Doroty Masłowskiej, Lubiewo Michała Witkowskiego, Drach Szczepana Twardocha czy Perfekcyjna niedoskonałość Jacka Dukaja (wymieniam raptem kilka przykładowych pozycji, ograniczając się do XXI-wiecznej prozy). Krzykniecie: cóż za oczywisty i zarazem konformistyczny wybór! I będziecie mieli rację, ponieważ każdy konsensus edukacyjno-lekturowy ma taki właśnie charakter. Zasady wyłaniania kanonu nie wydają mi się – przynajmniej w perspektywie najbliższych kilkunastu lat – zagrożone. Jest czymś oczywistym, że kryteria doboru obligatoryjnych pozycji lekturowych cechuje – wzięta z przeszłości, odziedziczona po przodkach – zachowawczość. Ciągle bowiem chodzi – i nadal, jak sądzę, będzie chodziło – o rozmyty, umowny konstrukt dzieła nietuzinkowego, okazałego artystycznie, ważnego tak ze względów ideowych, jak i formalnych. Najkrócej tedy mówiąc, jeśli weźmiemy pod uwagę potrzeby naukowo-dydaktyczne, jeżeli skupimy się na wąskim obszarze specjalistycznym (w przyszłości na pewno węższym niż obecnie), zostanie to, czym dzisiaj się zajmujemy: praktyki literackie najlepiej ocenianych autorek i autorów, a także najważniejsze, pojawiąjące w ostatnim dwudziestopięcioleciu nurty, tendencje, koniunktury. Te ostatnie będą omawiane z różną intensywnością, w zależności od zakroju wykładu historycznoliterackiego podanego w roku 2040 lub 2050 (od wzmianek do szczegółowych rekonstrukcji). Nie będę tutaj rzucał hasłami czy szyldami w rodzaju „literatura zaangażowana” czy „powrót prozy wiejskiej”, ponieważ arbitralność jest niewskazana. W miarę pełny wykład (kurs) powinien wchłonąć wszystkie możliwe poruszenia, nie było ich zresztą w latach 2000 – 2025 aż tak dużo; ów literaturoznawca z przyszłości raczej nie będzie się zmagał z nadmiarem problemów godnych omówienia.

Jeszcze słówko o konserwatyzmie i kryteriach. Zachowawczość polegająca na operowaniu fikcją wybitności/zjawiskowości jest ważna, ponieważ podtrzymuje kruchy mit autonomii literatury i w ogóle jej sacrum, ponadto zabezpiecza przed uleganiem krótkotrwałym modom i nowinkom literackim. Oczywiście kryteria zawsze są mieszane. Żeby to zilustrować, pozostanę przy nazwiskach i tytułach, jakie się tu pojawiły. Wiadomo – małe „arcydzieła” naszego ćwierćwiecza nie pojawiały się w społecznej, kulturowo-komunikacyjnej próżni. I tak debiutanckie wystąpienie Masłowskiej to z jednej strony zaskakujący powrót prozy socjolingwistycznej (z lat 70. XX wieku), bardzo ciekawa diagnoza nastrojów społecznych przeprowadzona przy użyciu niekonwencjonalnych środków językowych, z drugiej zaś strony – początek „rewolucji młodych”, ożywczy impuls wymierzony (choć nieintencjonalnie) w geriatryczny syndrom przełomu stuleci (nie ufaj autorom przed siedemdziesiątką, tylko Starzy Mistrzowie!); wreszcie wraz z nietypową recepcją Wojny... wyłonił się nowy wzór postrzegania i publicznego funkcjonowania pisarek i pisarzy (narodziny celebryctwa). W związku z Lubiewem sprawy poszły jeszcze dalej – bo to najżywiej i najszerzej komentowana książka literacka interesującej nas miniepoki: dziesiątki artykułów napisanych nie tylko przez badaczy queer, znawców estetyki kampu, entuzjastów homoliteratury. Twardoch? Tutaj z uwagi na nadmiar literackiego dobra trudno rozstrzygnąć, co ma trwałe, pewne miejsce w kanonie: czy ambitny od strony artystycznej Drach, czy może Król – doskonały przykład nowocześnie pomyślanej prozy środka, a to, że akurat ten utwór sprzedał się najlepiej (spośród wielu powieści Twardocha), w pełni potwierdza, że kryteria są mieszane. Wreszcie – Dukaj. Podany tytuł (właściwie przeniesiony z autentycznej listy lektur obowiązkowych) jest, co tu kryć, źle dobrany – oczywiście powinien być Lód