Gorący grudzień - Sarah M. Anderson - ebook

Gorący grudzień ebook

Sarah M. Anderson

4,4

Opis

Natalie prowadzi program w telewizji, demaskując wpadki i trudne fakty dotyczące celebrytów. Tym razem interesuje się CJ Wesleyem. CJ wie, że jeśli Natalie odkryje prawdę o jego pochodzeniu, w mediach rozpęta się szaleństwo. Nie docenia jednak nieustępliwości reporterki, która odnajduje go w jego domu na odludziu. Burzliwa wymiana zdań kończy się w łóżku. Natalie jest w rozterce: wybrać program czy kochanka?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 162

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (18 ocen)
11
4
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sarah M. Anderson

Gorący grudzień

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Staromodny dzwonek zadźwięczał, kiedy Natalie otworzyła drzwi sklepu z karmą dla zwierząt w Firestone. Och, ile tu kurzu! Przestraszyła się, że zniszczy drogą spódniczkę. Z wyjątkiem gałązek sosny i ostrokrzewu, które wisiały w oknach, sklep wyglądał jak jedno wielkie pastwisko. Natalie była szmat drogi od rodzinnego miasta Denver.

– W czym pani pomóc? – spytał mężczyzna zza lady we flanelowej koszuli i spodniach na szelkach.

Jego oczy otworzyły się szeroko, kiedy spojrzał na jej wysokie obcasy i nogi, a potem otworzył też usta, widząc jej perfekcyjnie pomalowaną twarz i starannie wymodelowane włosy. Brakowało tylko źdźbła trawy, które wystawałoby mu z ust.

– Dzień dobry – powiedziała Natalie głosem jak z telewizora. – Potrzebuję pomocy.

– Zabłądziła pani? – Znów zmierzył ją wzrokiem, aż zaczęła się zastanawiać, czy w tym sklepie widział kiedyś kobietę na obcasach. Nigdy nie przyszłaby tutaj, gdyby miała jakieś inne wyjście. – Tak, zaraz powiem, jak trzeba wrócić do Denver. Proszę skręcić w lewo, wyjeżdżając z parkingu i…

Przybrała niewinną minę i spojrzała na niego przez rzęsy. Mężczyzna uniósł brwi. Świetnie. To podatny na damskie wdzięki facet.

– Prawdę mówiąc – zamruczała kusząco – kogoś szukam. Pomyślałam, że może pan go zna?

Mężczyzna wypiął dumnie pierś. Doskonale.

Rzeczywiście kogoś szukała. To była prawda. Miała informacje, że Isabel Santino wyszła za mąż za tutejszego ranczera, który nazywał się Patrick Wesley i mieszkał w małym miasteczku Firestone w Kolorado.

Przez kilka miesięcy Natalie poszukiwała aktu ślubu we wszystkich sądach okręgowych tego stanu.

Sprawa nieślubnych dzieci Hardwicka Beaumonta nabrała rozgłosu we wrześniu. Zeb Richards, najstarszy z nich, dzięki licznym, ponoć nielegalnym, a na pewno nieetycznym interesom, przejął kontrolę nad browarem Beaumontów. Pomagał mu w tym drugi z nieślubnych synów Hardwicka – Daniel Lee. Obaj bracia kierowali obecnie browarem i zgodnie z ostatnim sprawozdaniem kwartalnym ich udział w rynku wzrósł o osiem procent.

Ale to nie wszystko. Richards wygadał się na konferencji prasowej, gdy Natalie przypuściła na niego szturm, że jest jeszcze trzeci nieślubny syn Hardwicka. Nie udało jej się dowiedzieć nic więcej, ale to wystarczyło.

Nieślubni synowie Beaumonta to była sensacja. Show prowadzony przez Natalie, „Ranek z Natalie Baker” karmił się tym tematem od miesięcy. Z początku to nie było trudne. Zeb Richards przejął browar, a potem miało mu się urodzić dziecko z pracującą tam Casey Johnson. Oboje robili wrażenie, że są w sobie bardzo zakochani. Ich randki i ślub pokazany w telewizji sprawiły, że jesienią oglądalność programu skoczyła o dwanaście procent. Ale teraz był już grudzień.

Richards i jego nowo poślubiona żona to były w tym momencie zgrane tematy i nie będzie lepiej, dopóki nie urodzi się im dziecko. To oznaczało sześć miesięcy przerwy, a Natalie nie mogła czekać aż tak długo.

Próbowała dowiedzieć się czegoś o przeszłości Daniela Lee, ale okazało się to niemożliwe. Ten człowiek nie miał żadnej przeszłości. Nikt o nim nic nie wiedział oprócz tego, że kilka lat temu zaczął działać w polityce. Natalie jednak nie mogła wpaść na żaden trop. Podobno prowadził rozgrywki twardo i brutalnie – jak przystało na Beaumonta – ale wszystkie pytania, jakie Natalie zadawała na jego temat, spotykały się jedynie z pustym spojrzeniem i wzruszeniem ramion.

Dlatego pozostawało jej tylko jedno wyjście: trzeci nieślubny syn Beaumonta. To było nie lada wyzwanie, bo nikt o nim nic nie wiedział oprócz tego, że istnieje.

Musiała wyjaśnić tę tajemnicę, bo chciała mieć swój show. Bez tego była nikim.

– Znam wszystkich w okolicy. Na pewno będę mógł pani pomóc – odparł właściciel sklepu. – Kogo pani szuka?

– Ten człowiek nazywa się Carlos Julián Santino. Może też używać nazwiska Wesley. Czy wie pan, gdzie mogłabym go znaleźć?

Uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny.

– Kto? – spytał po dłuższej chwili.

Ta przerwa była wymowna. Oznaczała, że właściciel sklepu wie, o kogo chodzi, ale nie będzie chciał się z tym zdradzić. Ciekawe. Chyba była coraz bliżej.

– Jego matka ma na imię Isabel. Albo Isabella.

– Przykro mi, ale nie znam nikogo o tych imionach.

– Jest pan pewien? – Natalie zatrzepotała rzęsami. – Chętnie się panu odwdzięczę.

Mężczyzna się zaczerwienił.

– Nie mogę pani pomóc – burknął, robiąc krok w tył. – Czy potrzebuje pani jedzenie dla kota? Albo psa? Siano dla koni? Czy lizawki?

Do diabła! Była blisko, ale nic nie wskóra.

Musi znaleźć Carlosa Juliána Santino. Show „Ranek z Natalie Baker” to było wszystko, co miała, i nie mogła pozwolić, by przez brak nowych plotek o celebrytach została bezrobotna.

Jednak wiedziała, że niczego nie dowie się w tym sklepie. Może w miasteczku jest jakaś kawiarnia albo bar? Przyszła tutaj dlatego, że z tego, co wiedziała, Patrick Wesley miał ranczo, gdzie jego rodzina hodowała krowy, a krowy na pewno muszą jeść.

Nie wiedziała nawet, czy Isabel Santino, która wyszła za Patricka Wesleya, to ta sama Isabel Santino, której metryka znajdowała się w Swedish Medical Center w Denver. W akcie ślubu nie było wzmianki o żadnym dziecku i Natalie mimo starań nie mogła znaleźć dowodów na to, że Patrick Wesley adoptował Carlosa Juliána Santino.

Mogła więc się mylić. Ale sądząc po reakcji właściciela sklepu, chyba tak nie było.

Wyjęła z kieszeni wizytówkę, na jej twarzy pojawił się zalotny uśmiech.

– Proszę zadzwonić, jeśli pan się czegoś dowie – poprosiła, kładąc wizytówkę na ladzie.

Potem odwróciła się i zobaczyła przed sobą wysokiego, ciemnowłosego i bardzo przystojnego kowboja.

– Och! – zawołała zaskoczona. – Wcale pana nie zauważyłam.

Twarz kowboja ocieniało rondo czarnego kapelusza, ale była pewna, że ją obserwował. Czy stał tu przez cały czas? Łatwiej byłoby z nim flirtować, gdyby nie widział, jak uśmiechała się do właściciela sklepu.

Choć był ubrany w gruby kożuch, dostrzegła, że ma szerokie ramiona. Nie udawał kowboja – wyglądał jak człowiek, który ciężko pracuje.

– Kogo pani szuka? – spytał groźnie.

Dreszcz przebiegł po jej plecach. Popatrzyła na jego oparte na biodrach ręce. O Boże! Ależ były wielkie i spracowane. Wcale nie gładkie i z manikiurem. Nie były piękne, lecz imponujące. Co poczułaby, gdyby jej dotknęły? Jej ciało naprężyło się na myśl o tym, że mógłby ją pieścić…

Och, jak przyjemnie byłoby kochać się z takim facetem. Gdyby byli sami, powiedziałaby, że szuka właśnie jego. Ale nie byli sami. I miała sprawę do załatwienia. Dlatego uśmiechnęła się zmysłowo.

– Czy słyszał pan o Isabel Santino albo Carlosie Santino?

Prawie nie zareagował, słysząc te nazwiska, ale na jego policzku drgnął mięsień. Odchylił głowę. Nie widziała jego oczu, ale była pewna, że taksuje ją wzrokiem. Pochyliła się do przodu i wypięła biodro – to była jej poza w stylu Marilyn Monroe. Zwykle bardzo skuteczna.

Ale dziś chyba nie miała szczęścia. Nawet ponętna poza nic nie dała. Ten facet wyglądał fantastycznie, ale najwyraźniej mu się nie spodobała.

– Wilmer ma rację. Nie słyszałem o tych ludziach. Na pewno tu nie mieszkają. To małe miasteczko.

– A Wesley?

Na jego policzku znów drgnął mięsień.

– Pat Wesley? Oczywiście. Wszyscy znają Pata. – Znów pochylił głowę, ukrywając twarz w cieniu. – Ale go tu nie ma.

Od tych uśmiechów zabolały ją policzki.

– A gdzie jest?

Zadała to pytanie zmysłowym głosem, ale kąciki ust mężczyzny uniosły się w górę. Czy się z niej śmiał?

Oparł łokieć o stertę worków z karmą. Nie był w jej typie, ale miał w sobie coś tak pociągającego, że nie mogła oderwać od niego wzroku.

– Dlaczego pani pyta? Pat to zwykły ranczer. Mieszka tu prawie od urodzenia. Nie ma o czym opowiadać.

Ten kowboj nie zachowywał się tak, jak oczekiwała. Nie traktował jej poważnie i był nieczuły na jej wdzięki. Co ważniejsze, nie podał jej żadnych cennych informacji. Zwykli ranczerzy żyjący na uboczu nie nadają się na bohaterów sensacyjnego show w telewizji.

– Wie pan coś o tym, że on zaadoptował syna?

Carlos Julián Santino powinien mieć teraz trzydzieści cztery lata. Nie wiedziała, ile lat może mieć ten tu facet. Trudno było określić, bo twarz przez cały czas pozostawała w cieniu.

Jego policzek znów drgnął.

– Na pewno nie.

Może się mylił? Głos w jej głowie sugerował, że tak.

To śmieszne. Wydawało jej się, że znajdzie człowieka, który był po prostu nieuchwytny. Śmieszne, że wszystkie swoje nadzieje i marzenia o sławie i majątku ulokowała w Beaumontach i ich nieślubnych dzieciach.

Ogarnęło ją rozczarowanie. Nagle mężczyzna przechylił głowę w bok i trochę światła padło na jego twarz. Szkoda, że nie był bardziej zainteresowany, bo wyglądał wprost wspaniale. Miał mocno zarysowaną szczękę i dwutygodniowy zarost, który kusił, by go dotknąć. Jakiego koloru były jego oczy?

Nie, nie powinna o tym myśleć. Trzeba skoncentrować się na zadaniu i odnaleźć trzeciego nieślubnego syna Hardwicka Beaumonta. Jakie on ma oczy? Jasne czy ciemne? Oczy Zeba Richardsa były jasnozielone – co było uderzające przy czarnych włosach. Nie miała pojęcia, czy oczy Carlosa Santino są jasne czy ciemne.

Jednak wciąż była ciekawa, jakie oczy ma ten kowboj. Czy zdradziłyby jej coś, czego nie chciał powiedzieć? Czy gdyby je zobaczyła, dostrzegłaby w nich nieufność – czy może pożądanie?

Znów opuścił głowę, ukrywając twarz w cieniu. Do diabła, to nie jest dobry dzień. Ten mężczyzna nie reaguje na jej uśmiechy, a nie mogła stać w sklepie przez cały dzień. Może nie jest bardzo inteligentna, ale nawet ona wie, kiedy trzeba się poddać. Wyciągnęła drugą wizytówkę i podała ją kowbojowi.

– Jeśli pan się czegoś dowie, będę bardzo wdzięczna.

– Nie wątpię, pani Baker. – Zrobił krok w jej stronę. Natalie zamarła. On wie, kim ona jest? Ogląda jej show? Jest fanem? A może to był jeden z tych anonimowych internetowych trolli, od których cierpła jej skóra, choć bardzo zabiegała o ich uwagę?

Bo kiedy ją obrażali, to przynajmniej była pewna, że się dla nich liczy. Była kimś, mimo że nią pogardzali.

Mężczyzna obszedł ją szerokim łukiem, podszedł do lady i oparł się o nią, zwracając twarz ku Wilmerowi. Język jego ciała był oczywisty. Ich dwóch przeciw niej.

Zrobiła to co zawsze wtedy, gdy nie czuła się pewnie. Wyprostowała się i uśmiechnęła zalotnie.

– Żegnam, panowie – powiedziała.

Podniosła wysoko głowę i wyszła ze sklepu, zastanawiając się, co robić dalej.

– Co to było, do diabła? – spytał Wilmer, drapiąc się w głowę.

C.J. Wesley patrzył na kobietę przez brudną wystawę sklepu. Stała na schodku, myśląc pewnie, gdzie ma go szukać teraz. O Boże! Natalie Baker wyglądała jeszcze lepiej na żywo niż w telewizji. A w tym stroju?

Wiedział, że jej ubiór to część kreacji. Nikt zdrowy na umyśle nie przyjechałby w grudniu na północne wzgórza Kolorado w obcisłej czarnej spódniczce i koronkowej czarnej bluzce niewiele cieplejszej niż kostium kąpielowy. W tej spódniczce i na niebotycznych obcasach – zdumiewało go, że w ogóle może na nich chodzić – jej nogi zasługiwały na prawdziwy poemat.

Odchrząknął. Nie był poetą i nie interesowała go Natalie Baker. Teraz ostrożnie zeszła ze schodków i poszła w kierunku czerwonego kabrioletu, mustanga. Czy można wyobrazić sobie bardziej nieodpowiedni samochód w Kolorado na tę porę roku?

Ale nic w Natalie Baker mu nie odpowiadało – od wydekoltowanej bluzki po fałszywe uśmiechy i zaskakujące pytania.

– Nie mam pojęcia – skłamał.

– Ona jest z telewizji – powiedział Wilmer.

C.J. zastanawiał się, czy jego znajomy dopiero teraz się tego domyślił. Na pewno nie był fanem jej porannego show. Każdy, kto oglądał poranne programy, rozpoznałby ją od razu. Natalie śledziła bacznie środowisko celebrytów w Denver. Jeśli jakiś sportowiec zdradzał żonę, znana aktorka się zakochała albo miliarder spłodził gromadkę nieślubnych dzieci, Natalie Baker już tam była.

I przyjechała tutaj.

Oczywiście to piękna kobieta. Codziennie rano jej twarz uśmiechała się do niego z ekranu telewizora. Jednak na żywo była nie tylko piękniejsza, ale i… delikatniejsza. Choć może wyglądała tak przez kontrast jej drogich ubrań i makijażu z bałaganem panującym w sklepie.

Wilmer odezwał się, kiedy jej samochód zniknął za szybą.

– Co ci z telewizji chcą od twojego taty?

– Nie mam pojęcia – skłamał po raz drugi. Bo wiedział, dlaczego Natalie Baker tu była. To miało niewiele wspólnego z jego ojcem, Patrickiem Wesleyem.

Za to wiele z Hardwickiem Beaumontem.

Potrząsnął głową ze zmieszaniem.

– Taty nawet tu nie ma – przypomniał Wilmerowi, bo wiedział, że to on rozgłasza wszystkie plotki w miasteczku.

Drugim źródłem sensacji był lokalny bar, ale Wilmer Higgins ze sklepu z karmą miał mocniejszą pozycję. C.J. musiał dopilnować, by Wilmer znał odpowiednią wersję wypadków, zanim ktoś zacznie interesować się nim bardziej.

– Wiesz, że ten człowiek nie wywołał żadnego skandalu przez całe życie.

Dobrze, że Pat Wesley od pięćdziesięciu sześciu lat mieszka w Firestone. Wszyscy uważali, że wiedzą o nim wszystko i żaden szczegół nie miał w sobie posmaku skandalu. Pat należał do trzeciej generacji Wesleyów, którzy hodowali tutaj bydło – a C.J. do czwartej.

W miasteczku wiedziano, że najdziwniejszą rzeczą, jaką zrobił Pat, było to, że ożenił się z kobietą o imieniu Bell, którą poznał, kiedy służył w wojsku, a nie z dziewczyną, z którą chodził w szkole średniej. Ale to było trzydzieści trzy lata temu, a potem?

C.J. dobrze wiedział, jak nieciekawy jest jego ojciec. Był dobrym człowiekiem i wzorowym tatą, ale w jego wydaniu szaleństwo w piątkowy wieczór oznaczało wypad do sąsiedniego miasta i kolację w Cracker Barrel, a potem powrót o ósmej do domu i pójście spać o wpół do dziewiątej. Stateczny? Tak. Godny zaufania? Absolutnie.

Skłonny do skandali? Wykluczone.

C.J. nie był pewien, co bardziej go rozzłościło w tym, że sławna Natalie Baker przyjechała tu wypytywać się o ojca – to, że ludzie, wśród których się wychował, mogą pewnego dnia dowiedzieć się, że nie jest synem Pata, czy że kiedy się dowiedzą, zaczną traktować Pata i Bell Wesleyów inaczej.

Oczywiście wiedział, kim jest Natalie. Trudno było jej nie znać. Jej twarz patrzyła na niego z ekranu codziennie o wpół do ósmej rano. C.J. nie lubił jej programu – było za dużo plotek i sensacji o celebrytach. Ale ona pierwsza wiedziała wszystko o Beaumontach. C.J. nie był ich fanem. Do diabła, nawet nie lubił ich piwa. Ale chciał być dobrze poinformowany i dlatego prawie codziennie oglądał „Poranek z Natalie Baker”.

Jednak nie oglądał tego dla niej. Tak, jest piękna w telewizji i zachwycająca na żywo. Ale to nie jest ważne. Bardziej podobał mu się pogodynek. Właściwie oglądał jej program z przyzwyczajenia.

– Wiem – powiedział Wilmer, strzelając szelkami. – To bez sensu. Przecież ty nie byłeś adoptowany.

C.J. się uśmiechnął.

– Nic mi o tym nie wiadomo – zażartował. Odetchnął z ulgą, kiedy starszy mężczyzna zachichotał. – Na pewno chodzi o innego Wesleya.

Wilmer skinął głową, a C.J. szybko spytał go o najnowsze dostawy suplementów dla koni. Wilmer lubił plotki, ale obroty w sklepie są najważniejsze.

C.J. nie potrzebował właściwie żadnych suplementów, ale to nie była wysoka cena za to, by oderwać uwagę Wilmera od Natalie Baker. Zrobił zakupy i wsiadł do swojej furgonetki.

Musi powiedzieć matce. Żyła w strachu, że któregoś dnia Beaumontowie zjawią się, by go zabrać. Słuchał wszystkich wiadomości o ich życiu i od lat śledził najważniejsze sensacje. Wiedział, że Hardwick Beaumont nie żyje i jego śmiercią wcale się nie przejął. Nie mógł nawet myśleć o nim jak o rodzonym ojcu. Hardwick był tylko dawcą spermy. Jego prawdziwym ojcem był Patrick Wesley. C.J. wiedział to, jego rodzice wiedzieli, i całe Kolorado. Koniec dyskusji.

O Boże! Jak to zmartwi jego matkę. Odetchnęła dopiero po śmierci Hardwicka – choć C.J. miał już wtedy dwadzieścia jeden lat i był dorosły. Ale Bell Wesley tak długo bała się, że Hardwick Beaumont przyjdzie zabrać jej syna, że weszło jej to w nawyk. Dlatego rodzice spędzali zawsze zimę w Arizonie. W Denver wszystkie stacje pokazywały teraz świąteczne reklamy piwa browaru Beaumontów i matkę bardzo to denerwowało.

Brakowało mu rodziców podczas świąt, ale dobrze radził sobie sam w domu. A kiedy matka i ojciec wracali z Arizony, byli zrelaksowani i wypoczęci i wszystko układało się dobrze.

W tym roku jeszcze bardziej cieszył się, że wyjechali. Gdyby Natalie Baker odnalazła Bell i zaczęła zasypywać ją pytaniami, matka mogłaby dostać rozstroju nerwowego.

Jechał powoli samochodem, obserwując miasto. Nie mógł nie zauważyć czerwonego mustanga zaparkowanego przed barem. Do diabła! Czuł, że nie po raz ostatni widzi tę kobietę. Isabel używała imienia Bell i dla nikogo nie było ważne, że jest hiszpańskojęzyczna, ale bardzo niewiele trzeba było, by ktoś skojarzył sobie imiona Carlos Julián ze skrótem C.J.

To tylko kwestia czasu, kiedy wszyscy dowiedzą się, że jest nieślubnym synem Hardwicka Beaumonta.

Tytuł oryginału: Rich Rancher for Christmas

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2016

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2016 by Sarah M. Anderson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3377-4

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.