Gangsterska gra - Dominika Smoleń - ebook + książka

Gangsterska gra ebook

Dominika Smoleń

3,5

Opis

Maksymilian ma niebawem objąć funkcję bossa w swojej familii, która od lat zajmuje się nielegalnymi interesami. Biznes idzie świetnie, jego rodzinie prawie nic nie zagraża. W dodatku niebawem ma poślubić przepiękną Jasmine, a małżeństwo zapewni mu jeszcze większą władzę. Pewnego dnia na jego drodze staje Erika - słynąca z ciętego języka pisarka erotyków i barmanka w klubie należącym do Maksa. Swoimi niewybrednymi ripostami przyciąga uwagę szefa, który czuje się zaintrygowany kobietą z pazurem, tak inną od jego narzeczonej. Mężczyzna obiecuje sobie, że przed ślubem przynajmniej raz prześpi się z Eriką, żeby wypędzić ją ze swoich myśli. Problem w tym, że nie wszystko idzie zgodnie z jego planem...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 253

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (955 ocen)
311
194
226
152
72
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnexs

Z braku laku…

Rozczarowanie na maxa. Sama nie wiem, co o tej pozycji myśleć. Słabe.
40
Klaudiak99

Z braku laku…

Rozczarowujące
30
mzmzm1

Nie polecam

Nie polecany
30
Ruddaa

Nie polecam

Kolejne gangsterskie "arcydzieło" 🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️
20
breeAnna

Nie polecam

spodziewałam się czegoś lepszego
10

Popularność




Copyright © by Dominika Smoleń, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by gstockstudio/123rf

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie, wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje przy nagłówkach: © by pixabay

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-66754-56-0

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Nie zaczynaj wojny, której nie jesteś w stanie wygrać.

Artur Górski – „Masa o porachunkach polskiej mafii”

Z dedykacją dla wszystkich,którzy muszą walczyć o miłość.

Rozdział 1

Maksymilian

Zacząłem stukać palcami o blat, patrząc na to, jak moja narzeczona Jasmine przygotowuje się do kolacji, którą tego wieczoru wydawał mój ojciec. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podczas imprezy zamierzano oficjalnie oświadczyć, że to ja – Maksymilian Giacana – zostanę w przyszłości szefem lokalnej mafii.

Już od jakiegoś czasu odciążałem swojego ojca w wielu obowiązkach – nadzorowałem większość prowadzonych przez familię firm, w tym klub Agrypina, moje oczko w głowie. Nie wiedziałem w sumie dlaczego, ale uwielbiałem to miejsce. Może ze względu na to, że jak na lokal tego rodzaju było zaciszne, przychodziło tam wielu VIP-ów, a na dodatek serwowano w nim drogie alkohole?

– Jesteś już gotowa? – spytałem, obserwując, jak Jasmine, siedząc przy toaletce, nakłada na twarz jakieś mazidło.

– Daj mi jeszcze chwilę – poprosiła.

Westchnąłem. Nie czułem do narzeczonej żadnego głębszego uczucia. Ot, kiedyś się przyjaźniliśmy, gdyż nasi ojcowie robili wspólne interesy. Problem polegał jednak na tym, że od dawna nie byłem w stanie się z nią dogadać – bo z dziewczyny będącej moją kompanką w wielu zabawach stała się pustą lalunią, dla której najbardziej liczyło się wydawanie pieniędzy, szczególnie na zakupach. Nie potrafiłem nawet zliczyć, ile par szpilek ma moja narzeczona, a przecież ona nawet nie lubiła chodzić na obcasach i robiła to tylko wtedy, gdy musiała pójść na jakieś bardziej oficjalne przyjęcie.

Spojrzałem na zegarek i dałem jej jeszcze dziesięć minut. Na szczęście tym razem nie musiałem jej już pośpieszać. Jasmine podeszła do mnie i cmoknęła w policzek, zostawiając na nim lepki ślad czerwonej szminki. Skrzywiłem się, wytarłem resztki kosmetyku z twarzy, po czym wstałem z sofy i sięgnąłem po swoją marynarkę.

– Przystojny jesteś – wyszeptała mi wprost do ucha, a następnie zaczęła wpatrywać się w moje niebieskie oczy.

Nie wiem, czy liczyła na jakiś komplement w zamian za miłe słowa wypowiedziane pod moim adresem. Wydawało mi się, że ona i tak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest piękna: wysoka, długonoga blondynka z obfitym biustem i cudownym tyłkiem. Moje przeciwieństwo – ja, chociaż także byłem wysoki, miałem umięśnione ciało i włosy czarne niczym noc. Jasmine była naprawdę seksowna, ale dla mnie bardziej liczyło się to, czego nie miała – charakteru.

Cieszyłem się, że z narzeczoną mogłem przespać się dopiero po naszym ślubie, gwoli wyjaśnienia – żeby wcześniej nie zrobić jej dziecka. Gdybym naruszył jej (wątpliwą zresztą) cnotę, to jej ojciec nabiłby moją głowę na pal, zresztą z błogosławieństwem moich rodziców.

– Chodźmy już – powiedziałem, podając blondynce dłoń.

– Marco czeka w samochodzie? – zapytała Jasmine, mając na myśli faceta będącego tego wieczoru naszym szoferem, a na co dzień moim ochroniarzem i prawą ręką.

– Tak. Od dłuższego czasu – mruknąłem.

Szybko wyszliśmy przed posiadłość rodową mojej kobiety i zajęliśmy miejsca z tyłu sportowego, czarnego samochodu, którego zazdrościło mi wiele osób.

– Jedź – nakazałem Marcowi.

– Planujesz później iść jeszcze do Agrypiny? – upewniał się kierowca.

– Owszem. Teraz tym bardziej muszę zatroszczyć się o sprawy rodzinne… – odparłem, uśmiechając się lekko.

***

Kolacja przebiegła zgodnie z oczekiwaniami – najpierw każdy zjadł danie, które przyrządziła Grace, gosposia mojego ojca, a właściwie całej naszej familii, bo wciąż mieszkałem w rodzinnej rezydencji. Posiłek jak zwykle był przepyszny – mięso dosłownie rozpływało się w ustach. Pomyślałam, że kiedy tylko to wszystko będzie należało do mnie, dam tej kobiecie solidną podwyżkę.

Po kolacji ojciec wstał z krzesła, wziął do ręki kieliszek z czerwonym niczym krew winem, po czym obwieścił, iż zbliża się czas końca jego „kadencji”, a ja – tuż po ślubie z Jasmine, który dopiero mieliśmy zaplanować – z godnością obejmę ten urząd i dalej będę dbał o interesy najbliższych mi osób.

Byłem w stanie przysiąc, że mój kuzyn Sergio skrzywił się wtedy. Gdyby nie to, że żyłem i miałem się dobrze, on z wielką chęcią polowałby na stanowisko szefa familii. Był jednak za głupi, by prowadzić interesy, chociaż trzeba przyznać, że bardzo lubił rozlew krwi, większego brutala chyba nie znałem. Mój kuzyn to znacznie większy potwór niż ja, ale to ja miałem głowę na karku. I piękną dziewczynę u boku, która gwarantowała mi sojusz z inną mafią, okupującą kilka dzielnic w MOIM mieście. Przynajmniej z tego jednego powodu małżeństwo z Jasmine mogło mi się przydać.

W mojej rodzinnej rezydencji zabawiliśmy jeszcze ze dwie godziny, po czym napisałem wiadomość tekstową do Marca, aby podstawił samochód na posesję. Musiałem odwieźć narzeczoną, która była tak pijana, że ledwo chodziła, później planowałem odwiedzić Agrypinę. Zamierzałem znaleźć tam jakiegoś naiwniaka, który w dyskretny sposób rozprowadzałby narkotyki naszej produkcji. Wbrew pozorom, jeśli nie chciało się zaliczyć wtopy, nie było to takie łatwe. Policja ciągle przychodziła do klubów i tylko czekała na okazję, żeby kogoś złapać.

Wpakowałem Jasmine na tylne siedzenie auta, a ona dosłownie odpłynęła w kilka sekund. Przez chwilę rozważałem, czy ktoś nie wrzucił jej czegoś do wina, ale stwierdziłem, że nawet jeśli tak było, to przynajmniej bezpiecznie dotrze do domu, a rano i tak nic nie będzie pamiętać.

Jak dżentelmen, którym czasami bywałem, w szczególności dla kobiet, zaprowadziłem ją do sypialni znajdującej się na parterze, a następnie wróciłem do kierowcy.

– Jest taki jeden, ćpun, ale wydaje się, że ma głowę na karku – powiedział mój kompan.

– Tak? – spytałem, wyraźnie zaciekawiony.

– Wiem, że nigdy nie wybierasz uzależnionych, bo obawiasz się o interesy i o to, że zginie twój towar, ale w Agrypinie naprawdę nie znajdziesz nikogo lepszego. Prześwietliłem jego kartotekę. Oprócz nałogów wydaje się czysty.

– Pogadam z nim – zdecydowałem. – Zobaczę, co to za jeden. Szukaj w razie czego kogoś nowego, komu można byłoby zaufać.

– Tak jest, szefie! – rzekł trochę ironicznie, bo na razie ten tytuł przysługiwał mojemu ojcu. Ale cholernie miło było słyszeć coś takiego. Zdecydowanie mógłbym się przyzwyczaić.

Dojechaliśmy, Marco wysadził mnie przy drzwiach na zaplecze, którymi wchodzili pracownicy, aby nie trzeba było przeciskać się przez tłum osób chcących dostać się do Agrypiny.

Od razu skierowałem się w stronę swojego biura i powiedziałem jednej z kelnerek, które przyszły się ze mną przywitać (licząc na premię lub ostry seks), żeby zawołała mi później dziewczynę obsługującą tego wieczoru bar, nie kojarzyłem jej. Kobieta od razu wiedziała, o kogo chodzi.

Czemu ja nie znałem jej wcześniej? Czyżby była nowa? – zastanawiałem się.

Kilkanaście minut później usłyszałem pukanie do drzwi swojego biura.

– Wejść! – krzyknąłem, domyślając się, że to narkoman zakłóca mój spokój.

Do mojego gabinetu wszedł blondyn z gęstą czupryną loków, który pewnie skradłby serce niejednej panience bawiącej się na parkiecie. Gdyby nie to, że miał wory pod oczami, był przeraźliwie blady, a jego koszulka wskazywała, że schudł, bo była za luźna, to nigdy w życiu bym się nie domyślił, że facet może mieć problem.

– Szef coś chciał? – spytał mnie.

– Chciałem – przyznałem.

Zacząłem wypytywać go o różne kwestie, ale im dłużej gadałem, tym chłopak miał bardziej rozbiegany wzrok. Jego ruchy ciała także stały się nerwowe, jakby nie mógł usiedzieć w miejscu. Czyżby miał ochotę na kolejną działkę? – rozmyślałem.

Skrzywiłem się. Chociaż moja rodzina od pokoleń zajmowała się wytwarzaniem i sprzedażą narkotyków, to sam nigdy w życiu nie tknąłbym tego gówna. Miałem świadomość, jak strasznie niszczy to organizm i jak łatwo się uzależnić. Najwidoczniej mój rozmówca tego nie wiedział, przez co poczułem się od niego odrobinę lepszy. Jakby sama wiedza na temat konsekwencji zażywania narkotyków umieszczała nas na innych orbitach.

Rozmowa z nim trwała może kilka minut, ale już po chwili czułem, że nic z tego nie będzie. Nie nadawał się. Może i miał głowę na karku – jak mówił Marco – ale w tamtym momencie wcale nie było tego widać, a ja nie mogłem ryzykować.

– Odejdź – rozkazałem w końcu.

Chłopak bez słowa spełnił moje żądanie. Nie dziwiłem mu się. Gdybym był na takim głodzie, pewnie też chciałbym się jak najszybciej dostać do swoich zapasów – jeśli w ogóle takowe miał.

Zacząłem bębnić palcami o blat biurka, zastanawiając się, co dalej. W końcu sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do Marca. Odebrał po pierwszym sygnale.

– Przyprowadź mi kogoś innego – zarządziłem. – Ale jak to będzie kolejny ćpun, to osobiście odstrzelę ci łeb. Zrozumiano?

– Tak – odparł zdawkowo. – Mam na oku pewną dziewczynę. Jedna z nowych barmanek. Wydaje mi się, że ma potencjał…

– Wydaje ci się? – spytałem, zaciskając jednocześnie zęby.

– Tak, szefie. Tylko ty jesteś w stanie ją odpowiednio ocenić.

Uśmiechnąłem się, chociaż Marco lizał mi dupę bardziej, niżbym sobie tego życzył. Doceniałem jego pracę i bez tego. Nie lubiłem lizusostwa, a przynajmniej przesadnego rzucania komplementów.

– Przyślij ją tu. Czekam.

Rozdział 2

Erika

– Szef cię do siebie prosi – powiedział do mnie Marco, ochroniarz w Agrypinie.

Szczerze powiedziawszy, byłam trochę przerażona. Głównodowodzący nigdy do siebie nie wzywał – nikogo. Od czasu do czasu tylko kierownik truł o pierdołach związanych z lepszą wydajnością pracy.

Co takiego zrobiłam, żeby znaleźć się na dywaniku u szefa już po dwóch tygodniach bycia barmanką w jego klubie? Modliłam się, żeby mnie nie zwolnił, bo wtedy to już chyba nie miałabym jak zapłacić za wszystkie rachunki. Ledwo wiązałam koniec z końcem, ale prawda była taka, że lubiłam wydawać pieniądze – aż za bardzo. Szczególnie na rozwój osobisty i drukowanie własnych książek, które namiętnie pisałam w każdej wolnej chwili.

– Pośpiesz się – syknął do mnie ochroniarz.

– Idę, idę – mruknęłam, próbując na tyle zebrać się w sobie, żeby iść prosto, bez drżących nóg, co nie było łatwe z bardzo prostego powodu. Ja po prostu instynktownie czułam, że coś jest nie tak. Cholernie nie tak.

Ruszyłam w kierunku zaplecza, gdzie mieściło się między innymi biuro szefa. Ludzie mówili, że pomieszczenie jest dźwiękoszczelne, bo czasem dzieją się tam różne rzeczy. Właściciel Agrypiny nie był uznawany za najbardziej praworządnego człowieka, a ja, chociaż nigdy go na oczy nie widziałam, byłam skłonna uwierzyć w część plotek, że to silny i bezlitosny mężczyzna.

Odnalazłam odpowiednie drzwi, na których widniał napis: „Gabinet szefa – nieupoważnionym wstęp wzbroniony”, i lekko zapukałam. Po dosłownie kilku sekundach ktoś donośnym głosem krzyknął:

– Wejść!

No więc chwyciłam za klamkę i ją nacisnęłam. Moim oczom od razu ukazały się piękne, drewniane meble w ciemnym kolorze oraz… jeden z najprzystojniejszych facetów, jakich w życiu widziałam.

Głośno przełknęłam ślinę. Tak, to naprawdę mógłby być typ, który podbija serce głównej bohaterki jednej z moich książek. Fanki na pewno by go pokochały i oszalałyby na jego punkcie. Zupełnie jak ja teraz, bo nawet nie byłam w stanie uporządkować myśli w głowie.

– Jak się nazywasz? – zapytał seksownym głosem.

– Erika – wymamrotałam.

– Erika? – dopytywał.

– Blake.

– Erika Blake – powtórzył, jakby smakując moje imię i nazwisko. – Nie masz przypadkiem ochoty zrobić mi loda?

Poczułam, że zamieram. Stałam jak słup soli i wpatrywałam się w swojego szefa szeroko otwartymi oczami, z wrażenia aż rozchyliłam usta. Zapewne byłam też blada jak ściana.

– Słucham? – zapytałam.

– Jesteś cholernie seksowna, Eriko. Z wielką chęcią poczułbym te twoje słodkie usteczka na swoim fiucie. Jestem przekonany, że miałbym przy tobie jeden z najlepszych orgazmów w życiu.

Moje serce zaczęło bić jak szalone. Wzięłam głęboki wdech. Nagle byłam po prostu wściekła i miałam ochotę dać tej wściekłości ujście. Nie obawiałam się już tego, co może powiedzieć o mnie ten facet. Ba, nie martwiłam się nawet tym, co zrobi, chociaż słyszałam różne pogłoski, które z każdą sekundą wydawały mi się coraz bardziej prawdopodobne.

– Pan chyba sobie ze mnie kpi – warknęłam. – Nie sądziłam, że zostałam wezwana do pańskiego gabinetu w takiej sprawie.

– Owszem, plan był inny – przyznał.

– Ale?

– Ale zmieniłem zdanie. Jesteś zbyt słodka, żeby zająć się brudną robotą – oznajmił.

– Pana narzeczona pewnie nie byłaby zbyt szczęśliwa, gdyby dowiedziała się, że tuż przed ślubem proponuje pan seks swojej pracownicy – zauważyłam.

Mężczyzna zgromił mnie wzrokiem.

– Skąd wiesz o Jasmine?

Wzruszyłam ramionami.

– Plotki. Domyślam się także, o co chodziło z pana „brudnymi interesami”. Nie jestem głupia, chociaż może pan tak sądzić po tym, że zaharowuję się w barze, zamiast pracować w jakiejś głupiej korporacji. Umiem wyciągać wnioski ze słów różnych osób. Wiele z nich podejrzewa, że zajmuje się pan handlem narkotykami. Zresztą, Agrypina to dobre do tego miejsce, więc wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby chciał pan poszerzyć źródła swoich finansowych wpływów.

Brnęłam w tę rozmowę dalej, nie wiedząc, czy odpowiednio zinterpretowałam wszystkie pogłoski. Nie byłam nawet pewna, co stanie się za chwilę, ale skoro zdobyłam się na taką szczerość i na takie ryzyko – ze względu na furię, która mnie ogarnęła po jego propozycji – to nie zamierzałam przestawać. Cokolwiek by to miało dla mnie oznaczać.

– Głupia suka – burknął mój szef. – Czy ty naprawdę nie umiesz trzymać języka za zębami i musisz się tak pogrążać? Mam przynajmniej kilka powodów, żeby się ciebie pozbyć, a później zakopać twoje ciało w ogródku.

– Ale pan tego nie zrobi – zauważyłam, uśmiechając się lekko. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

– Niby czemu?

– Bo gdyby tak było, już wpakowałby mi pan kulkę między oczy.

Pracodawca roześmiał się głośno i gardłowo.

– Podobasz mi się, Eriko. Dawno nie spotkałem dziewczyny, której towarzystwo byłoby wręcz… orzeźwiające.

– Miło mi – wyszeptałam, biorąc kolejny głęboki wdech.

– Mimo wszystko nikt ci nie uwierzy, jeśli zaczniesz rozpowiadać… pewne plotki na mój temat. Mam w kieszeni wielu sędziów, prokuratorów, a nawet policjantów. Jestem praktycznie nietykalny. Zrozumiałaś?

– Tak – powiedziałam, czując, że adrenalina już ze mnie opada, a mój głos zaczyna drżeć.

– Jesteś pewna, że nie chcesz zrobić mi loda? – spytał jeszcze raz.

– Nie chcę, szefie – odpowiedziałam, starając się brzmieć stanowczo.

– Kiedy jesteśmy sami, mała, możesz mówić do mnie Maks. Obiecuję ci, że kiedyś będziesz krzyczeć to imię, a ja będę wtedy pieprzył twoją ciasną, słodką cipkę, która pewnie jest tak samo cudowna jak ty. Szkoda tylko, że jesteś masochistką, która nie umie przestać się opierać w odpowiednim momencie.

– W twoich snach, szefie – rzekłam, nie potrafiąc zwrócić się do niego po imieniu. Odniosłam wrażenie, że w pewien sposób mu zaimponowałam, ale wydawało mi się też, że gdyby nie uważał mnie za seksowny kąsek, to już byłabym martwa.

Może faktycznie czasami powinnam trzymać język za zębami? Ale z drugiej strony – kolejna książka, którą napiszę zainspirowana tym spotkaniem, na pewno będzie bardzo autentyczna. Być może okaże się nawet bestsellerem! Czyż nie każda kobieta chciałby mieć swojego „niegrzecznego chłopca”? – rozważałam.

– Mówiłem ci już, że możesz mówić do mnie Maks – warknął, najwidoczniej lekko zirytowany.

– Nie przyjęłam tego do wiadomości, szefie – odpowiedziałam, szczególnie akcentując końcówkę wypowiedzi.

Facet westchnął.

– Wracaj do pracy, Eriko, bo inaczej uduszę cię na miejscu. Szkoda by było. Marco musiałby szukać nowej barmanki…

Uśmiechnęłam się lekko.

– Na pewno szybko znalazłby zastępstwo.

– Ale nie takie – odrzekł Maksymilian.

Skinęłam głową, wiedząc, że nie warto dłużej przeciągać tej rozmowy. I tak już wystarczająco ryzykowałam, bo spotkanie z właścicielem klubu było jak wejście do pokoju, w którym tykała bomba. Cieszyłam się, że wyszłam z tego cało.

Pospiesznie opuściłam pomieszczenie, słysząc tylko, jak szef mówi do telefonu: „Ona się nie nadaje, Marco”. Czyli faktycznie miał dla mnie jakąś propozycję, ale ja, chociaż z trudem wiązałam koniec z końcem, nigdy nie zgodziłabym się, żeby pomóc w rozpowszechnianiu narkotyków w Agrypinie. Miałam swój honor, a ludzie w klubie zachowywali się… bezpieczniej, kiedy ten syf nie krążył w ich organizmach.

– Czego chciał od ciebie boss? – spytała Alice, jedna z kelnerek, kiedy wróciłam już na swoje stanowisko pracy.

– Nieważne – burknęłam, zajmując się szykowaniem szklanek, aby zaraz napełnić je alkoholem.

– Jak tam sobie chcesz, Królowo Śniegu – oznajmiła.

Przewróciłam oczami. Tylko ze względu na fakt, że nie zmierzałam z nikim bratać się w klubie, a na dodatek nie lubiłam się zwierzać, otrzymałam bardzo fajny przydomek, który przylgnął do mnie już w pierwszym tygodniu pracy. Nie przejmowałam się ksywką, ale też zazwyczaj nikt nie rzucał mi nią w twarz.

Alice musiała być bardzo ciekawa, skoro odważyła się tak do mnie powiedzieć. Nie żebym planowała jej coś zrobić w ramach zemsty, byłam raczej miłą i łagodną kobietą. Po prostu… wydawało mi się, że ta dziewczyna miała odrobinę przyzwoitości. Teraz jednak specjalnie planowałam robić drinki dla jej klientów o kilka minut dłużej niż zazwyczaj, ot tak, żeby trochę ją zirytować i pozbawić kilku napiwków. Może to jednak była jakaś zemsta? Mimo wszystko nie czułam się podle.

Rozdział 3

Maksymilian

Jeszcze długo po wyjściu ciemnowłosej dziewczyny krążyłem po swoim gabinecie, wydeptując w podłodze chyba jakąś ścieżkę. Jasna cholera, ta panienka była ognista niczym mieszkanka samego piekła, ale odnosiłem wrażenie, że momentami zachowywała się głupio i niepotrzebnie ryzykowała. Miała szczęście, że jej nie zabiłem – albo nie kazałem zabić. Niemniej ta wymiana zdań cholernie mnie podnieciła i wiele bym dał, żeby móc sobie ulżyć.

Postanowiłem zaprosić jakąś dziewczynę z parkietu, która pod wpływem alkoholu nie miałaby najmniejszego problemu z rozłożeniem dla mnie nóg. Od czasu do czasu potajemnie zdradzałem Jasmine, o czym ona nie miała zielonego pojęcia. Natomiast moi najbliżsi współpracownicy pomagali znaleźć odpowiednie kandydatki, którym zaraz miał urwać się film, żeby tego stosunku nie pamiętały. Oni jednak byli lojalni i kryli mnie.

Nie uważałem się za dupka. Pieprząc jakąś obcą panienkę, nigdy nie myślałem o Jasmine, swojej narzeczonej. Czułem natomiast, że tego wieczoru będę myślał o orzechowych oczach Eriki, która dosłownie wżarła się w mój mózg, chociaż nie miałem pojęcia, dlaczego tak się stało. Nie byłem facetem, który głupiał z powodu jakiejś cipki, ale tym razem… Pomyślałem, że nad moim fiutem powinien pojawić się napis: „Kiedy cię rżnę, myślę o pewnej brunetce”, uśmiechnąłem się na tę myśl.

– Marco – powiedziałem do telefonu. – Przyprowadź mi kogoś.

– Jakieś szczególne preferencje? – spytał.

– Niech ma ciemne włosy, nie musi być ledwie przytomna – oznajmiłem, czując, że na samo wspomnienie o idealnych ustach Eriki mój kutas zaczyna twardnieć i pulsować w spodniach.

Ile bym dał, żeby zatopić się w jej mokrej, wilgotnej szparce…

– Tak jest – rzekł mój ochroniarz i szofer w jednym.

Rozłączyłem się, wciąż chodząc w kółko. Nie wiem, ile czasu spędziłem na tym, żeby chodzeniem rozładować emocje, ale w pewnym momencie ktoś zapukał do mojego biura, a po chwili do pomieszczenia weszła chuderlawa brunetka, która nie była żadną boginią seksu, chociaż zapewne tak się czuła. Dla mnie była zbyt… anorektyczna. Przeważnie nie tykałem takich kobiet, ale miała piękne, bujne, ciemne włosy, a zamierzałem ich dotykać podczas pieprzenia jej na sofie w swoim gabinecie.

Nim się spostrzegłem, dziewczyna sama zaczęła się rozbierać. Nie czekała na moją reakcję czy zaproszenie. Ot, po prostu wiedziała, co oznacza spędzenie ze mną kilku minut sam na sam w wolnym, zamkniętym pokoju.

Moje oczy skupiły się na jej małych, jędrnych piersiach i na różowych, sterczących sutkach. Erika także nie miała wielkich cycków, więc wyobrażałem sobie, że ta kobieta to ktoś inny. Penis odżył, boleśnie wbijając się w materiał dżinsów. Nie nosiłem bielizny, bo wyznawałem zasadę, że była to tylko przeszkoda na drodze do oddania się swobodnej rozkoszy.

Szybko odpiąłem guzik spodni i popchnąłem brunetkę tak, że znalazła się w pozycji półleżącej na mojej sofie. Podszedłem do niej, zakładając na członka prezerwatywę, którą wcześniej wyciągnąłem z kieszeni dżinsów. Nigdy nie starałem się w żaden sposób pobudzić seksualnie laski, z którą byłem. Brunetki nawet nie pocałowałem i nie miałem zamiaru robić tego w przyszłości. Po prostu wbiłem się w nią jednym płynnym ruchem, a ona wydała z siebie jęk – ni to przyjemności, ni to bólu.

Odczekałem kilka sekund, żeby dziewczyna przyzwyczaiła się do obecności mojego kutasa w jej wnętrzu, po czym zacząłem się poruszać. Nie – to było coś więcej. Zacząłem ją pieprzyć ostro i nieprzerwanie. W mojej wyobraźni Erika jęczała i wykrzykiwała moje imię, kiedy mięśnie jej pochwy zaciskały się na penisie.

Prawda była jednak inna. Skończyłem, nie przejmując się, czy orgazm osiągnęła także moja towarzyszka, po czym wyrzuciłem prezerwatywę do kosza, stojącego tuż obok sofy – z wiadomych względów.

– Chyba musisz już iść – rzekłem, zapinając spodnie.

Dziewczyna wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.

– Nie na taki numerek liczyłam… – mruknęła.

– Chciałaś, żebym cię pocałował i okazywał miłość? – burknąłem.

– Liczyłam, że będziesz moim księciem z bajki…

– Coś ci powiem, laleczko. Jeśli chcesz znaleźć księcia, to nie rozkładaj nóg przed każdym nowo spotkanym facetem.

Dolna warga zaczęła jej drżeć, jakby panienka zaraz miała wybuchnąć płaczem. Sięgnąłem po portfel i podałem jej kilka banknotów.

– Masz, na taksówkę. Wróć bezpiecznie do domu. Rano na pewno będziesz czuła się o wiele lepiej – wymamrotałem, nie chcąc, żeby moja towarzyszka zaczęła dramatyzować. Za wszelką cenę chciałem nie dopuścić do scen.

Dziewczyna chętnie sięgnęła po pieniądze, po czym ubrała się. I tyle? Naprawdę wystarczyło dać jej trochę gotówki, żeby zamknęła jadaczkę i się nie rozpłakała? To było zaskakująco łatwe – oceniłem.

– Marco, pomóż jej dotrzeć do postoju taksówek – powiedziałem do ochroniarza, który stał obok mojego gabinetu, pilnując, żeby nikt mi nie zakłócił zabawy.

Mężczyzna skinął głową, po czym wziął brunetkę pod rękę, bojąc się najwidoczniej, że ta zniknie mu gdzieś z oczu.

Wróciłem do biurka, oddając się pracy i poprawiając różne drobne błędy w papierach. Sprawdzałem też, czy ktoś nie próbuje mnie oszukać. Spojrzałem na zegarek dokładnie w momencie, w którym moi pracownicy powinni zamykać. Westchnąłem i wylogowałem się ze wszystkich kont, po czym wyłączyłem komputer.

Było późno, a ja czułem się zmęczony. Na szczęście do Agrypiny nie musiałem przychodzić zbyt często – wystarczyło, że zjawiałem się raz w tygodniu, żeby przyjrzeć się wszystkiemu. W międzyczasie miałem także wiele innych, równie istotnych spraw do załatwienia.

Wyszedłem ze swojego gabinetu i ruszyłem do baru, przy którym krzątało się jeszcze kilka osób. W tym Erika.

– To znowu ty – mruknęła do mnie.

– Poproszę whisky z lodem – powiedziałem.

Na jej twarzy pojawił się lekki grymas, ale najwidoczniej uzmysłowiła sobie, że tego typu życzenia szefa trzeba spełniać. Szkoda, że nie pomyślała tak wcześniej, bo jej cudowne usta na pewno idealnie pasowałyby do mojego kutasa.

Po minucie stała przede mną szklaneczka z alkoholem. Wypiłem ją na raz, z hukiem odkładając szklankę na blat.

– Dzięki – rzekłem.

– Ciężka noc? – spytała.

Dziwiłem się, że w ogóle chciała zagaić rozmowę. Jak uznałem już wcześniej, ta dziewczyna nie miała chyba którejś klepki w głowie, bo jej zachowanie czasem było nierozsądne.

– Wszystkie moje noce są ciężkie – przyznałem. – Byłoby lepiej, gdybyś od czasu do czasu wpadała do mojego biura…

– Twoje propozycje mnie nie interesują. Żadna z nich – stwierdziła Erika.

– Wiem – przyznałem.

– Nie byłoby łatwiej, gdyby od czasu do czasu wpadała tu twoja narzeczona? – zapytała odważnie.

Roześmiałem się. Dobre sobie… Nie było takiej opcji. W ogóle nie brałem czegoś takiego pod uwagę.

– Jasmine musi być nietknięta do czasu ślubu – oznajmiłem szczerze.

– Rozumiem… Co dalej nie tłumaczy, dlaczego zachowujesz się jak napalony dupek, który nie umie utrzymać penisa w spodniach.

Zmarszczyłem czoło. Ta kobieta była jakąś wariatką! Nikt nie śmiał mówić do mnie w taki sposób, nawet moja narzeczona. Wyjątek stanowili może moi rodzice, ale ich zadaniem było krytykowanie mnie od czasu do czasu, żebym wyrósł na twardego mężczyznę.

– Co ci to tego?

– Nic. Po prostu odnoszę wrażenie, że byłbyś lepszym człowiekiem, gdybyś nie myślał tylko swoim kutasem – powiedziała.

Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Erika kopała sobie grób…

– Zamknij się już, mała. Odprowadzę cię do samochodu.

– Przyjechałam autobusem – odparła.

Przewróciłem oczami. Tylko ona mogła przyjechać do baru autobusem w mieście, w którym panowały dwie mafijne rodziny.

– Odwiozę cię – zaproponowałem.

– Przecież piłeś – zauważyła.

– Mój kierowca nie pił.

– Nie kłopocz się. Zawsze podróżuję komunikacją miejską. Byłam na kilku treningach z samoobrony i zawsze noszę przy sobie gaz pieprzowy. Nie mogłabym się czuć bezpieczniej, a już na pewno nie przy tobie.

Trafiła. Byłem synem bossa jednej z mafijnych rodzin. Nasza familia żyła w tym przestępczym świecie od pokoleń. Czy jednak mogła czuć się przy mnie zagrożona? Odnosiłem wrażenie, że u mego boku nic jej nie groziło. Mało kto odważyłby się jej zagrozić, gdyby wiedział, że jest pod moją ochroną.

Ale nie była. Nie mogłem jej bronić, bo była tylko moją pracownicą, a ja niebawem miałem poślubić Jasmine.

– W porządku, Eriko. Może jeszcze kiedyś się spotkamy – stwierdziłem.

Odniosłem wrażenie, że kiedy wstawałem z krzesełka przy barze, do moich uszu dotarło jeszcze, jak dziewczyna mamrocze: „Mam nadzieję, że jednak nie”. No cóż, na jej nieszczęście planowałem kiedyś spojrzeć w te piękne oczęta.

Idąc do samochodu, w którym czekał na mnie Marco, zastanawiałem się, czy faktycznie byłem takim dupkiem, za jakiego mnie uważała. Jasne, lubiłem seks i często sprowadzałem wszystko właśnie do niego, ale ceniłem sobie też udane interesy, dobry alkohol i ciętą ripostę. Może faktycznie powinienem się trochę ogarnąć? Tylko… jak wtedy miałbym rozładować napięcie, które gromadziło się we mnie ze względu na pracę, nazwijmy ją… stresującą? Nie wiedziałem. Nie miałem zielonego pojęcia.

Rozdział 4

Erika

Wracałam praktycznie pustym autobusem. Tylko ja, ze dwie osoby i kierowca. Na szczęście bez przeszkód dotarłam na swój przystanek, który mieścił się jakieś dwadzieścia minut jazdy komunikacją miejską od Agrypiny.

Wkrótce znalazłam się we własnym mieszkaniu. Nie miało ono dużego metrażu, ale było wszystkim, czego potrzebowałam. Zjadłam banana i kilka krakersów, wypiłam szklankę zimnej wody, po czym usiadłam na łóżku i zaczęłam masować obolałe od szpilek stopy.

Postanowiłam, że pod prysznic wskoczę później, więc tylko umyłam zęby, po czym położyłam się na materacu, opatulając swoją ulubioną kołdrą.

Chociaż chciałam szybko zasnąć, w mojej głowie krążyło wiele myśli o tym, co się tego dnia stało. Odnosiłam wrażenie, że te wszystkie wydarzenia były w jakiś sposób wyjątkowe – nie tylko dla mnie, ale także dla mojego szefa. Czułam jednak, że to nie może się udać – zwłaszcza że Maks, jak miałam się do niego zwracać, zamierzał ożenić się z bogatą dziedziczką, o której poczytałam trochę w przerwie w pracy. Oglądając zdjęcia Jasmine, czuło się, że jest ona z innej ligi – wyglądała jak prawdziwa księżniczka z bajki. Czego Maksymilian chciał więc ode mnie? Szybkiego rozładowania napięcia? Nie byłam pewna, ale wyczuwałam, że nie do końca o to chodziło. Nurtowało mnie to pytanie, ale nie umiałam znaleźć odpowiedzi. Nie zakładałam zresztą, że poznam intencje szefa, bo planowałam go unikać jak ognia.

***

Otworzyłam oczy, czując, jak atakują mnie promienie słońca. Najwidoczniej zapomniałam zaciągnąć rolety. Spojrzałam na budzik, wskazywał dopiero porę obiadową. Przespałam kilka godzin, ale miałam wrażenie, że powinnam spędzić w łóżku drugie tyle, żeby porządnie wypocząć.

Sięgnęłam po telefon, który był praktycznie rozładowany, bo o nim też zapomniałam. Kilka razy dzwoniła do mnie Jenny – moja najlepsza przyjaciółka, która jako jedyna wiedziała, że oprócz pracy w barze zajmuję się także pisaniem romansów i erotyków pod pseudonimem. Na razie nie byłam jakąś topową autorką, ale z każdą kolejną powieścią zyskiwałam coraz więcej fanów, co bardzo mnie cieszyło. Może za kilka lat udałoby mi się z tego utrzymywać? – zastanawiałam się.

Wybrałam numer Jenny i przystawiłam komórkę do ucha.

– Hej – powiedziałam, kiedy tylko odebrała.

– No hej, ślicznotko! Jak tam twoja ostatnia zmiana w barze? Poderwałaś jakiegoś przystojniaka?

Zaśmiałam się cicho.

– Jenny, skarbie, przecież wiesz, że jestem tam barmanką, a nie notoryczną łamaczką męskich serc. Nie płacą mi za flirtowanie.

– Właściwie, patrząc na wysokość twoich napiwków, chyba za coś ci płacą, nie?

Przewróciłam oczami.

– Dzwonię, bo mam dziś wolne. Jakaś propozycja, skoro próbowałaś się ze mną skontaktować? – zapytałam z nadzieją.

– Szykuj się na kolację ze mną i z Acerem. Chciałabym w końcu przedstawić ci swojego chłopaka, bo dotychczas nie miałam okazji!

– Miałam raczej na myśli popołudnie, wieczorem planowałam pisać – burknęłam.

– Możesz pisać przed spotkaniem i po nim. Jesteśmy przyjaciółkami i strasznie mi zależy, żebyś w końcu poznała mojego wybranka!

– No dobra… – powiedziałam.

Rozczuliła mnie ta gadka, że jestem dla niej kimś ważnym. Sądząc jednak po tym, co od czasu do czasu słyszałam o chłopaku Jenny, wydawało mi się, że nie jest to odpowiedni partner dla niej. Ale może po spotkaniu z nim zmienię zdanie? – rozmyślałam. Oby, bo jak na razie uważałam, że Acer podcina skrzydła mojej przyjaciółce. Odnosiłam także wrażenie, że ona jest z nim głównie dlatego, że facet zapewnia jej stabilność finansową – to świetny księgowy, pracujący dla kilku znanych firm.

– O dziewiętnastej w Hot Tea? – spytała jeszcze Jenny.

– W porządku, będę – oznajmiłam, po czym się rozłączyłam.

Ruszyłam w kierunku kuchni, żeby coś zjeść i wziąć tabletkę na ból głowy, który powoli zaczął dawać mi o sobie znać. Nie było opcji, żebym przetrwała ten dzień bez porządnej dawki ibuprofenu…

***

Przez kilka godzin pisałam historię o wielkiej, niepowtarzalnej miłości. Sama marzyłam o takim uczuciu, chociaż wydawało mi się, że nie może mnie ono spotkać. Miałam dwadzieścia pięć lat, nie skończyłam żadnych studiów. Od zawsze interesowały mnie tylko książki i pisanie, a oprócz tego szukałam dorywczych prac, głównie jako kelnerka czy barmanka. Nie było w moim życiu miejsca na wielkie romanse, raczej nikt na dłużej nie chciał wiązać się z kimś takim jak ja, z dziewczyną z niestabilnymi planami na przyszłość, mrzonkami – jak często mawiali.

Miałam co prawda w swoim życiu kilku chłopaków i paru partnerów seksualnych, ale zawiodłam się na nich, na wielu płaszczyznach. Szybko się zaczęło, szybko się zakończyło. Został tylko żal, ale z czasem powoli zaczęłam o nich zapominać…

Wielką, romantyczną miłość mogłam przeżywać w historiach, które tworzyłam. I w pewien sposób mi to wystarczało. Czasem jednak czułam straszną pustkę na samą myśl, że na starość prawdopodobnie zostanę sama, bo nawet Jenny w końcu kogoś sobie znajdzie na stałe… Ba, może już znalazła. Chociaż ten Acer nie wydawał mi się dla niej najlepszym możliwym wyborem.

Zaczęłam się szykować. Włożyłam niebieską sukienkę tuż przed kolano, z dość dużym dekoltem. Nawet odrobinę się pomalowałam i wyprostowałam włosy. Wydawało mi się, że wyglądam całkiem ładnie.

Ale kiedy znalazłam się pod Hot Tea i zobaczyłam, jak olśniewająco prezentuje się Jenny, zwątpiłam w to, że wyglądam odpowiednio. Starałam się jednak przekonać siebie samą, że to moja przyjaciółka powinna być gwiazdą wieczoru. Po prostu… brakowało mi chwil, w których to ja byłabym w centrum uwagi.

– Cześć, ślicznotko! – krzyknęła do mnie przyjaciółka i od razu rzuciła się w moje objęcia.

Przytuliłam ją mocno, wdychając zapach perfum, które od zawsze mi się z nią kojarzyły.

– Czy to ten słynny Acer? – spytałam, patrząc na faceta, który stał kilka kroków dalej i patrzył na nas tak, jakbyśmy robiły coś podejrzanego.

– Tak! – oznajmiła radośnie.

Skinęłam głową, po czym odsunęłam się na bezpieczny dystans. Kilka sekund później podszedł do nas partner Jenny.

– Erika – powiedziałam, wyciągając ku niemu dłoń.

Uścisnął ją i odpowiedział:

– Acer.

– Jenny, może pójdziesz sprawdzić, czy nasz stolik jest już wolny? – zapytałam.

Dziewczyna ochoczo się zgodziła, a ja zostałam z jej facetem sam na sam. Z facetem, którego kojarzyłam z Agrypiny, bo niebezpiecznie często zadawał się z Markiem i każdy z pracowników o tym wiedział.

– Jeśli ją skrzywdzisz, to połamię ci nogi – zagroziłam.

– Nie planuję nic jej zrobić – obiecał Acer.

– Będę cię miała na oku. Zwłaszcza że chyba oboje aż za dobrze znamy Maksymiliana…

Acer wyraźnie pobladł. Dosłownie wszystkie kolory nagle odpłynęły z jego twarzy.

– Pracujesz w jego klubie, prawda?

– Tak – potwierdziłam. – I jestem gotowa skopać ci dupę, jeśli moja przyjaciółka będzie przez ciebie płakać. Jeśli to dla ciebie tylko coś przelotnego, to lepiej zakończ to prędko, póki Jenny nie ułożyła planów na resztę waszego życia.

– Kocham ją – wymamrotał.

Może nawet bym mu uwierzyła, ale wydawało mi się, że jeśli ktoś ma dobrowolny kontakt z mafią, to nie jest najlepszym człowiekiem.

Znając zawód tego faceta, obstawiałam, że zajmował się księgowością niektórych z interesów Maksa i jego rodziny. Żywiłam przez to do niego ogromną pogardę. Bo może był to dochodowy biznes, ale czy pozwalał dobrze spać w nocy, bez wyrzutów sumienia?

– Stolik jest już gotowy. Możemy wchodzić – oznajmiła Jenny, podchodząc do nas tanecznym krokiem.

Przywołałam na twarz wymuszony uśmiech.

– Już się nie mogę doczekać, aż wypiję cynamonowe latte! – stwierdziłam, bo ten lokal znany był nie tylko z przepysznych herbat i wypieków, ale także z imponującej listy smakowych kaw. Była to ulubiona cukiernia moja i Jenny, odwiedzałyśmy to miejsce od ponad dwóch lat.

– Oj, Eriko, kiedyś wysiądzie ci serce od nadmiaru kofeiny!

Wydawało mi się, że ostatnio moje serce może przestać bić tylko przez to, że powiem o kilka słów za dużo…

Rozdział 5

Maksymilian

Jasmine siedziała przy mnie i piłowała paznokieć, który „jej się złamał”. Cokolwiek to miało oznaczać. Ja na jej miejscu po prostu spiłowałbym je wszystkie z bardzo prostego powodu – nienawidziłem tego typu szponów, nawet jeśli były w ładnych kolorach. Kiedy wyobrażałem sobie, że mogłaby je wbić w moje plecy, robiło mi się niedobrze.

– Skarbie, nie chciałbyś iść ze mną na kolację do restauracji? – spytała mnie narzeczona, kierując spojrzenie na moją twarz.

Zacisnąłem dłoń w pięść, po czym ją rozluźniłem.

– Dobrze wiesz, że nie jem w miejscach publicznych. Czy twój ojciec niczego cię nie nauczył? Jeśli trudnisz się tym, co my, to jesz tylko posiłki od zaufanych osób lub wtedy, kiedy od początku do końca obserwujesz proces produkcji.

Moja narzeczona wyglądała na wkurzoną. Na jej policzkach pojawił się szkarłat.

– Czemu nigdy nie możemy robić tego, na co ja mam ochotę? Znam te wszystkie głupiutkie zasady, ale czy faktycznie jest ktoś, kto mógłby zagrażać naszemu życiu? W większości miejsc na pewno jesteśmy anonimowi!

Westchnąłem cicho.

Anonimowość była niemożliwym do spełnienia marzeniem, zwykłą mrzonką. Wróg mógł nas obserwować w każdej chwili. A Rosjanie… no cóż, z nimi od zawsze były jakieś problemy.

– Pojedziemy do rezydencji mojej rodziny i poproszę Grace, żeby ugotowała dla nas coś dobrego – zaproponowałem, aby załagodzić sytuację.

– Nie chcę. Chyba po prostu zamówię sobie dzisiaj masażystkę, a później wcześniej położę się spać.

– W porządku, Jasmine. Ja natomiast…

– Pójdziesz popracować – dokończyła za mnie dziewczyna. – Wiem, wiem. Nie dziwi mnie to. Najpierw mój ojciec wiecznie zajmował się interesami, teraz ty.

Zacisnąłem zęby. Mocno.

– Czy nie pasuje ci poziom życia, który dzięki temu jest twoim udziałem? Bogactwo, luksusy, status społeczny? Wolałabyś pochodzić z innej rodziny? – spytałem.

– Nie – przyznała. – Po prostu czasem denerwuje mnie to, jak bardzo jestem samotna. Nie mogę nawet spotkać się z nikim na mieście! Nie mogę iść bez ochroniarza na zakupy! Ktoś ciągle mnie obserwuje, nawet wtedy, kiedy kupuję tampony i nowy biustonosz!

– To jest cena, jaką musimy płacić za to, kim jesteśmy.

– Nigdy nie mówiłam, że chcę być żoną przyszłego bossa mafii. Kiedy byłam młodsza… myślałam, że może w jakiś sposób będę w stanie od tego uciec, jednocześnie zachowując przy tym wszystkie te wygody, do których jestem przyzwyczajona. Teraz… jestem chyba po prostu bardziej zgorzkniała.

Prawda była taka, że bycie przywódcą mafii dla większości nie było spełnieniem marzeń. Ja także nie lubiłem odpowiedzialności, która się z tym wiązała. Jednak zdawałem sobie sprawę, jak działa familia, i wiedziałem, że jestem najlepszą do tej roli osobą, która poprowadzi interesy przez najbliższe lata, zanim doczekam się dziedzica.

Czasem zastanawiałem się nawet, jak to by było, gdybym z tym wszystkim skończył. Musiałem mieć jednak na uwadze, że zafunduję przyszłemu synowi podobny do mojego los, że będzie kiedyś przeżywał to samo, co ja. Ale życie na szczycie mafii miało też swoje plusy, do których wszyscy byliśmy przyzwyczajeni. Tak po prostu musiało być, z przeznaczeniem trzeba się pogodzić.

Może w innych czasach, w innej rodzinie byłbym kimś innym. Zachowywałbym się inaczej. Kochałbym całym sercem.

W moim świecie liczyło się jednak najbardziej dobro familii i prowadzonych przez nią biznesów, a nie spełnianie indywidualnych marzeń czy szukanie miłości życia. Moją wybranką MUSIAŁA zostać Jasmine, a ja w przyszłości miałem rządzić nie tylko całym miastem, ale także o wiele szerszym terenem. Będę bossem mafii, która wytwarza narkotyki i dystrybuuje je. Będę bossem mafii, która od czasu do czasu zajmuje się przemytem broni i handlem ludźmi – oddałem się niewesołym rozważaniom. Tego faktu nie jest w stanie zmienić nic. Chyba tylko śmierć… – kontynuowałem.

– Pójdę już – powiedziałem do narzeczonej, a mój głos zabrzmiał wyjątkowo miękko.

Tego dnia, po jej wywodach, rozumiałem ją lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. No, przynajmniej od czasu, gdy nie byliśmy już dziećmi.

Chociaż ta kobieta nie była moją wymarzoną partnerką, to jednak miałem wrażenie, że wszystko jakoś się ułoży.

Może kiedyś rzeczywiście będzie na tyle silna, aby trwać u mego boku, kiedy będę sprawował władzę absolutną? – zastanawiałem się.

– Dobrze – odpowiedziała. – Bądź bezpieczny.

***

Ruszyłem w kierunku Agrypiny, a właściwie to Marco ruszył, bo on kierował autem. Ja w tym czasie załatwiałem kilka spraw przez telefon.

Potrzebowałem ciszy i spokoju, chociaż moim największym pragnieniem w tamtej chwili było przebywanie z dala od rodziny, klub zatem wydawał się idealną opcją.

Spojrzałem w grafik pracowników i miałem świadomość, że nie spotkam Eriki. Zresztą nie byłem nawet pewien, czy mój nastrój pozwalał na to, żeby się z nią sprzeczać i znosić jej cięte riposty, które udowadniały, że ta laska jest szalona.

No cóż, przynajmniej w spokoju mogłem pozałatwiać wszystkie swoje sprawy.

– Znalazłem kolejnego kandydata na dilera w Agrypinie. To jeden z nowych ochroniarzy, bardzo dobrze prześwietlony, bez wcześniejszych problemów z prawem, bez uzależnień od dragów. Ma długi przez hazard, więc sądzę, że bez problemu przyjmie ofertę – oznajmił Marco.

– Dobra, przyprowadź go do mnie, jak tylko znajdziemy się na miejscu. Od razu się tym zajmę, bo w moim klubie już stanowczo za długo nie ma dodatkowego źródła dochodu.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

– Jestem ciekawy, czy ktoś przedawkuje już w pierwszym tygodniu dystrybucji.

– A czy kiedyś się zdarzyło, żeby problemy nie osaczały nas ze wszystkich stron? Pewnie jakaś głupia cipa albo jakiś baran bez mózgu weźmie za dużo heroiny lub innego gówna. Na szczęście w tuszowaniu takich spraw mamy wprawę.

– No, nawet w twoim ogródku, szefie, znalazłoby się jeszcze trochę miejsca na wykopanie dołów…

– Co ci mówiłem, Marco? Żadnego zakopywania trupów pod domem. Kiedyś mogłaby się do tego przyczepić policja i prokuratura.

– Wiem, wiem… Co nie zmienia faktu, że przez to muszę kombinować jeszcze bardziej!

– Za to ci płacę – uciąłem. No, może jeszcze nie ja, ale mój ojciec na pewno nie oszczędzał na jego pensji. – Sprowadź mi tego nowego ochroniarza, a później postaraj się, żeby w moim terminarzu były zaznaczone wszystkie dni, w których w tym miesiącu pracuje Erika Blake.

– Wpadła ci w oko, szefie? – zapytał z chytrym uśmiechem.

– Nie twój zasrany interes – warknąłem, chociaż gdybym powiedział mu prawdę, to i tak nie dotarłaby ona do uszu moich rodziców lub Jasmine.

Ufałem Marcowi całkowicie. Był mi bardziej oddany niż połowa moich kuzynów i kuzynek. Rodzeństwa nie miałem.

Nie byłem pewien, czemu Erika tak bardzo mnie pociągała. Nie wiedziałem, dlaczego szukam z nią kontaktu, skoro ona nie chciała spędzać czasu w moim towarzystwie. Chyba po prostu ta dziewczyna pojawiła się w moim życiu jak powiew świeżego powietrza w gorący, wręcz upalny dzień. A ja nie zamierzałem tak łatwo pozwolić jej od siebie odejść. Zwłaszcza że ciągle liczyłem, iż uda mi się ją przelecieć, zanim wezmę ślub z Jasmine. Nawet jeśli musiałbym przez chwilę postarać się o względy Eriki, żeby rozłożyła dla mnie swoje nogi, to zamierzałem to zrobić.

A może chodziło o to, że panna Blake dała mi kosza, chociaż nigdy wcześniej go nie dostałem i dlatego zrobiłem sobie z niej swego rodzaju ostatni cel, zanim się ożenię? – nie znałem odpowiedzi na pytanie, które pojawiło się w mojej głowie.

Rozdział 6

Erika

Pisanie książki, tuż po spotkaniu z Jenny i jej chłopakiem, szło mi całkiem dobrze. Im częściej przypominałam sobie, co się ostatnio u mnie działo, tym łatwiej przelewałam słowa na papier – a już w szczególności dobrze wychodziło mi przekazywanie emocji. Miałam wrażenie, że moja kolejna powieść okaże się hitem i w końcu będę mogła utrzymywać się tylko ze swojej pasji, a nie z napiwków w klubie.

Problem polegał na tym, że im bliżej była chwila, w której znowu miałam iść do Agrypiny, tym bardziej się tego obawiałam.

Moje serce tłukło się w piersi, a na wspomnienie spotkania z Maksem dostawałam wręcz duszności, bo wiedziałam, że to może się powtórzyć. Maksymilian bardzo chciał mnie wkurzyć, w dodatku Agrypina była przecież jego. Mógł sobie pozwolić na to, żeby zamęczać swoją barmankę, bo chyba zdawał sobie sprawę, że potrzebowałam pieniędzy i nie zamierzałam się zwalniać z miejsca, które pozwalało mi egzystować na trochę lepszym poziomie.

Oderwałam się od pliku tekstowego i wpisałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko swojego szefa. Pojawiło się kilka zdjęć – najczęściej z jego narzeczoną albo z innymi członkami rodziny – na których zawsze wyglądał olśniewająco. Więc czego ten przystojny facet chciał ode mnie – zwykłej, przeciętnej dziewczyny, która po prostu starała się żyć w swoich książkach, a nie poza nimi?

***

– Dwa Cosmo – powiedziała do mnie jakaś dziewczyna, uśmiechając się szeroko.

Szybko podałam jej drinki. Tylko strefę VIP, która znajdowała się w innej części Agrypiny, obsługiwały kelnerki. To dlatego taka Alice dostawała sowite napiwki, którymi napychała sobie stanik – a później portfel.

Kątem oka zauważyłam, że powolnym krokiem zbliżał się w moim kierunku Maks, mój szef. Czyżbym swoimi myślami ściągnęła wilka z lasu? Miałam nadzieję, że poprosi tylko o whisky z lodem, a później znowu zamknie się w swoim gabinecie. A już sądziłam, że tego dnia nie przyjechał i mi się upiekło…

– Eriko – powiedział, podchodząc do mnie.

– Szefie – odpowiedziałam, nalewając mu alkohol do szklanki, bez pytania, czego by sobie życzył.

Postawiłam przed nim drinka, a on wypił go bez mrugnięcia okiem.

– Następnym razem zapytaj, na co mam ochotę – warknął.

Posłałam mu lekki uśmiech.

– A na co szef ma ochotę? – spytałam cicho, szykując jednocześnie zamówienie dla faceta, który stał obok i krzyknął, że chce wódkę z colą i lodem.

– Na ciebie – odparł z rozbrajającą szczerością, a mnie przeszedł dreszcz.

Nie powinien mówić takich rzeczy, szczególnie że od kilkunastu godzin nie umiałam go wyrzucić ze swojej głowy.

Prawda była taka, że mój szef to nieziemsko przystojny facet, ale zachowywał się jak dupek, a na dodatek miał niebawem się ożenić. Nie mogłam się z nim zadawać. Był dla mnie nieosiągalny. Zresztą on miał być już nieosiągalny dla każdej kobiety, przynajmniej w teorii. Nie chciałabym być na miejscu jego narzeczonej…

– Nie dosłyszałam – skłamałam gładko. – Jeszcze jedna whisky z lodem?

Maks cicho przeklął pod nosem.

– Tak, nalej mi – poprosił.

Wzięłam od niego szklankę i szybko ją napełniłam. Widziałam, że cały czas patrzył mi na ręce, zupełnie jakbym miała go otruć. Postawiłam alkohol przed nim i zajęłam się obsługą innych klientów, nie chcąc, żeby Maks stwierdził, że obijam się w pracy.

W pewnym momencie machnął ręką, odganiając powstały obok mnie tłum, bo w Agrypinie przy barze zawsze było sporo osób.

– Idźcie do drugiej części lokalu – zalecił Maks.

– Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać? – spytał jakiś koleś.

– Właścicielem – odpowiedział, a Marco pojawił się właściwie znikąd, żeby pomóc w spełnieniu żądania swojego szefa.

Patrzyłam na to całkowicie zagubiona i zszokowana. Po jaką cholerę on to w ogóle zrobił? Nudziło mu się? Przegonił klientów, którzy zostawiali u mnie pieniądze… i atrakcyjne napiwki!

– No, teraz jesteś tylko moja – wymruczał Maksymilian.

– W twoich snach – burknęłam, odrobinę zdenerwowana. Im dłużej przy mnie siedział, tym więcej pieniędzy umykało mi sprzed nosa.

– Co się tak wściekasz, mała? – spytał.

– Bo ktoś właśnie zabrał mi źródło zarobku!

– Przecież dalej płacę ci pensję. Chyba całkiem ładną. Nawet jeśli zajmujesz się tylko mną…

Westchnęłam cicho.

– Dlaczego muszę oglądać twój parszywy ryj po raz kolejny? – zapytałam, starając się wyrazić w tym jak najwięcej złych emocji, które we mnie buzowały.

– Chyba raczej moją „piękną twarz” – poprawił mnie Maks. – No cóż, wyjątkowo postanowiłem zaszczycić cię swoją obecnością. Jeszcze jeden raz.

– Ale już ostatni? – dopytywałam.

Mężczyzna roześmiał się.

– Och, głupiutka Eriko. Czy ty naprawdę sądziłaś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz?

– Nie – przyznałam. – W końcu śmieci rozkładają się nawet tysiąc lat!

Maks zaśmiał się po raz kolejny, tym razem dużo głośniej.

– Ty naprawdę nie umiesz się pohamować, prawda?

– Umiałabym – burknęłam. – Ale nie wtedy, kiedy ktoś inny zgarnia wszystkie napiwki, które powinny należeć do mnie.

– A więc o to chodzi? Nie możesz znieść mojej obecności tylko dlatego, że inny barman trochę więcej zarobi?

– Zależy mi na tych pieniądzach – wypaliłam.

Maks sięgnął do kieszeni, wyjął portfel i wyciągnął kilka banknotów o wysokim nominale, po czym wcisnął mi je w dłoń.

– Masz, jesteś usatysfakcjonowana? Możesz być teraz grzeczniejsza i spełniać wszystkie moje zachcianki?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Trzymałam w dłoni pieniądze, za które mogłam opłacić miesiąc czynszu. Mogłam albo schować je do kieszeni swoich dżinsów, albo rzucić mu je w twarz. Obie opcje kusiły.

Wyobraziłam sobie reakcję Maksa, który musiałby zbierać banknoty z podłogi, ale wsunęłam kasę do spodni. Przyda mi się, a skoro musiałam znosić humorki swojego szefa, to już tym bardziej mi się należało.

– Przyjmuję rekompensatę za to, że dalej muszę na ciebie patrzeć. Ale nie licz na to, że będę milsza. Na jakikolwiek szacunek trzeba sobie zasłużyć.

Maksymilian przewrócił oczami.

– Jestem twoim pracodawcą. Z samej natury naszych relacji powinno wynikać, że darzysz mnie szacunkiem.

– Więc zachowuj się, jak na szefa przystało, a nie udawaj pierdolonego casanovy – syknęłam.

Nagle zapadła cisza, bo postanowiłam się więcej nie odzywać. W naszym kierunku zmierzała prześliczna, seksowna jak diabli blondynka, którą kojarzyłam ze zdjęć. Była to oczywiście Jasmine, narzeczona Maksa. I chociaż wiele bym dała, żeby usłyszała ona o wszystkim, co się tu działo, to sama nie chciałam jej ranić. Nie zasługiwała na to. Jej facet był dupkiem i idiotą, ale nie zamierzałam jej o tym opowiadać.

– Coś do picia? – zapytałam, kiedy podeszła do baru.

– Tylko colę zero w puszce – oznajmiła, uśmiechając się promiennie.

– Co tu robisz? – zapytał Maks, co usłyszałam, chociaż starałam się nie podsłuchiwać. Niestety, lodówka z napojami była zbyt blisko, żeby nie docierała do mnie ich wymiana zdań.

– Stęskniłam się. Musiałam się wyrwać, bo dostawałam świra od siedzenia w czterech ścianach.