Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
39 osób interesuje się tą książką
Hania jest właścicielką świetnie prosperującego sklepu z pluszowymi misiami „TuMisiowo”, do którego zatrudnia Olę. Przed laty zaginęła siostra bliźniaczka Hani – Helena, i do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. Do pomocy w odnalezieniu jej zatrudnia specyficzną panią detektyw – Polę Wilgę.
We wrocławskim parku grupa przedszkolaków odnajduje ludzkie kości, co wstrząsa mieszkańcami miasta. Pod osłoną nocy ktoś zostawia wybebeszone pluszowe misie wraz z narzędziem zbrodni. Dlaczego te informacje tak mocno wstrząsają Stefanem, który jest jednym ze stałych klientów Hani?
Mikołaj Walczak jest człowiekiem sukcesu, który ma dobrze płatną pracę, piękną żonę i ukochaną córeczkę. Dlaczego tak bardzo nienawidzi ulubionych maskotek córki? Kim jest pojawiająca się znikąd dziewczynka z pluszowym misiem w ręku, którą Mikołaj widzi?
Pola w toku śledztwa odwiedza starszą kobietę, która choruje na demencję, a kolejne tropy prowadzą ją do opuszczonego domu w pobliskim Toporowie. Kim jest kobieta, której pamięć nieustannie się pogarsza? Co wydarzyło się w jej przeszłości?
Czy bohaterów poza pluszowymi misiami łączy coś więcej?
Dziewczynka z misiem to niepokojący thriller obyczajowy z rodzinnymi tajemnicami w tle. Przeszłość zawsze powraca i niesie ze sobą konsekwencje, którym nie jesteśmy w stanie zapobiec.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 335
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Marta Malinowska
Wydawnictwo White Raven
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisamiprawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własnośćautora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymioraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.
Redaktor prowadzący
Ewa Olbryś
Redakcja
Dominika Surma @pani.redaktorka
Korekta
Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa
Skład i łamanie
Anna Hat @_anislowa
Okładka
Marcin Olbryś
www.wydawnictwowhiteraven.pl
Numer ISBN: 978-83-68175-54-7
Marta Malinowska
Dziewczynka z misiem
Piękny, słoneczny dzień zachęcał do tego, by po kilku miesiącach dusznego i gorącego lata nareszcie móc odetchnąć pełną piersią z prawdziwą przyjemnością. Z pewnością większość mieszkańców Wrocławia z utęsknieniem oczekiwała na mieniące się różnymi kolorami liście w ostatnich promieniach słońca. Tego zdania były również nauczycielki z przedszkola mieszczącego się przy nowo powstałym osiedlu dla rodzin z dziećmi. Dzieci na wieść o tym, że w końcu zrobiło się nieco chłodniej, z radością i w mgnieniu oka założyły buciki oraz kolorowe kurteczki i wyszły na dwór. A najgłośniej i z największą dziecięcą beztroską dokonała tego grupa Biedronek, w szeregach której dzielnie stało dwanaście dziewczynek oraz trzynastu chłopców. Dziś wyjątkowo w całości stawili się w przedszkolu, pokonawszy wszystkie wcześniejsze infekcje. Panie nauczycielki tym bardziej odetchnęły z ulgą, kiedy mogły wybrać się z dziećmi na spacer, bo każdy, kto choć przez chwilę przebywał na przedszkolnym korytarzu, wie, że utrzymanie w ryzach dwudziestopięcioosobowej grupy czterolatków nie należy do najłatwiejszych zadań.
Dzieci skakały z radości, wymieniały między sobą uwagi dotyczące zmian w przyrodzie, szukając oznak nadchodzącej jesieni.
– A wiesz, że Marysia do mnie jutro przyjdzie i będziemy razem skakać na trampolinie w ogrodzie? – chwaliła się Michałowi Amelka.
– I co z tego? To głupia zabawa, dobra dla maluchów. Ja tam z Piotrkiem będę grał w Minecrafta w sobotę. Na nowym laptopie, który dostałem na urodziny – przekrzykiwał ją Marcin.
Wioletta i Dorota, wychowawczynie prowadzące Biedroneczki, uśmiechnęły się i wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia, kiedy usłyszały tę różnicę zdań. Z jednej strony wypadałoby się wtrącić i przypomnieć, że gra w Minecrafta nie jest odpowiednia dla dzieci w tym wieku, a z drugiej – w niemniejszym stopniu niż wychowankowie były przemęczone duszną aurą i chciały nacieszyć się ładną pogodą, więc za obopólną zgodą tym razem odpuściły.
Grupa zbliżała się do pobliskiego parku, który miał prawdopodobnie niebawem zostać wykarczowany w celu poszerzenia rozbudowy nowego osiedla, ale póki jeszcze był, uznały, że należy z tej okazji skorzystać i pozwolić dzieciom na zabawę. W niedalekiej odległości było kilka domków jednorodzinnych, które przetrwały wiele lat i które być może również miały zostać wykupione, a następnie wyburzone, by w ich miejsce mógł powstać nowoczesny wieżowiec czy apartamentowiec. Z lokalnych plotek słyszały, że nie wszyscy mieszkańcy się na to godzili, zwłaszcza ci starsi, którzy zapuścili korzenie i nie wyobrażali sobie opuścić tych terenów. Jeszcze nie przesądzono, jak zakończy się ta sprawa.
– Wiola, może usiądziemy sobie na ławeczce w słońcu i pozwolimy dzieciom pobiegać dookoła? – zaproponowała Dorota.
– Świetny pomysł, czytasz w moich myślach. – Wioletta uśmiechnęła się i z ulgą posadziła swoje masywne ciało na pobliskiej ławce.
– Biedronki! Możecie się pobawić przez kilka minut w pobliżu. Tylko pamiętajcie, żeby się nie oddalać! – krzyknęła druga nauczycielka i z wytchnieniem usiadła obok koleżanki.
Reakcja na jej wiadomość była głośna i jednoznaczna: maluchy ucieszyły się ogromnie i wyraziły tę radość w najbardziej dziecięcy sposób, czyli poprzez pisk.
– No, to teraz trochę spokoju.
– Ciekawe na jak długo.
– Pewnie nie dość długo, to jednak czterolatki. Ale może ta pogoda dzisiaj sprawi, że chętniej pobiegają wokół parku i dadzą nam nieco wytchnienia. Chyba dopadło mnie ogólne zniechęcenie i czuję, że tylko powiew tego lekkiego wiatru może mnie wyrwać z tego marazmu. Jeszcze trochę tych upalnych dni, a z pewnością dopadłyby mnie siódme poty – oświadczyła Dorota.
– Nie przesadzaj, nie jest tak źle. Od dziś będzie już coraz chłodniej. A jak ci smutno, to poczęstuj się michałkiem. – Wioletta sięgnęła do torebki, by wyciągnąć z niej garść swoich ulubionych słodyczy, które skierowała w stronę koleżanki.
– Nie, dziękuję, odchudzam się. – Dorota stanowczo odmówiła.
– Kolejna dieta cud?
– Owszem, może wreszcie cud nadejdzie. Postanowiłam przejść na dietę MŻ, bo wcześniej to jakoś tak przypadkiem byłam na obrotowej, co przyniosło odwrotny skutek.
– Obrotowej? To znaczy? – Wioletta zmarszczyła czoło, jednocześnie wsuwając do ust czekoladowego cukierka.
– Gdzie się nie obrócę, tam coś zeżrę! – krzyknęła w odpowiedzi jej towarzyszka.
Obie koleżanki wybuchnęły śmiechem i na kilka chwil zupełnie zapomniały o otaczającym je świecie. Omiotły wzrokiem okolicę, ale dzieci wciąż beztrosko biegały, bawiąc się w berka oraz kopiąc piłkę, którą wzięły ze sobą na spacer. Chłopcy z Biedronek z zaangażowaniem rozgrywali mecz piłki nożnej.
– Myślisz, że zburzą te stare domy? – zapytała Dorota.
– Nie mam pojęcia, ale może dobrze, jakby tak się stało. Miasto zapomniałoby o tej tragedii sprzed lat. Szkoda tylko by było, jakby faktycznie odbyłoby się to kosztem parku. Nie miałybyśmy już możliwości spacerów z dziećmi i musiałybyśmy zadowolić się jedynie placem zabaw obok przedszkola. Kiedy nadejdzie wiosna, to wszystkie grupy znów masowo będą tam przychodzić i zrobi się trochę ciasno.
– Racja, parku byłoby szkoda. Ale jaką tragedię masz na myśli? – Dorota przeprowadziła się do Wrocławia zaledwie kilka lat temu i niewiele wiedziała o jego historii.
– Zupełnie zapomniałam, że nie możesz tego przecież pamiętać! – Wioletta pacnęła się w czoło na znak swojego roztrzepania. – Wiele lat temu spalił się jeden z tych domów. – Niedbale omiotła okolicę ręką. – Zginęła chyba cała rodzina, a przynajmniej jakaś jej część, sama już nie pamiętam. Byłam wtedy małą dziewczynką.
– To któryś z tych domów? Odbudowali go po latach?
– Chyba tak. I chyba potem go sprzedano, wyremontowano i zamieszkał tam ktoś inny. Ale głowy nie dam.
– To faktycznie tragedia, a tak tu pięknie – rozmarzyła się Dorota.
– Teraz tak, ale kto wie, jak to wyglądało kiedyś. Ponoć część tego parku była prywatną częścią niektórych domostw. Dopiero później miasto wykupiło od mieszkańców tych kilka hektarów i zaanektowało je na park ogólnodostępny dla wszystkich.
Koleżanki rozmawiały jeszcze kila minut, tym razem schodząc na bardziej prywatne tematy, chociaż cały czas patrzyły na każdy ruch dzieci. A przynajmniej miały takie wrażenie.
– Patrz, jak Oliwka z Kasią się ładnie bawią – wskazała Dorocie koleżanka.
– Rzeczywiście, widocznie musiały wpaść na świetną zabawę, bo nad nimi nachylają się też Zosia i Eliza.
– To dobrze, w końcu dziewczynki nawiązują bliższe relacje. Może się nawet zakolegują? W tym wieku właśnie rodzą się pierwsze bliższe przyjaźnie.
– Faktycznie, to ten wiek, kiedy dziewczynki trzymają z dziewczynkami, a chłopcy z chłopakami.
– Elizie dobrze zrobi, jak więcej czasu spędzi z Oliwią. Może przestanie być aż taka nieśmiała.
– Oby było tak, jak mówisz – przytaknęła Wioletta.
Obydwie przyglądały się z oddali dziewczynkom, ale co jakiś czas rzucały również spojrzenie w kierunku chłopców, którzy wciąż zaciekle grali w piłkę, i z odgłosów przez nich wydawanych wywnioskowały, że właśnie rozgrywają się mistrzostwa świata. A puchar zdobędzie albo Brazylia reprezentowana przez Michała, Tomka, Marcina i Stasia, albo Francja reprezentowana przez Antka, Łukasza, Karola i Ignacego. Jak zawsze sędziował Filip, a cała reszta kibicowała jednej bądź drugiej drużynie. Ich radosne okrzyki zwycięstwa i dopingu skutecznie zagłuszyły piski dziewcząt, które tłumnie biegły w kierunku swoich ukochanych pań.
– Proszę pani, proszę pani! – wołała Kasia w biegu.
– Ja powiem, ja powiem! – próbowała zagłuszyć koleżankę Zosia.
– Niech pani zobaczy, co fajnego znalazłyśmy!
– To ja znalazłam! – obruszyła się Oliwia.
– A wcale że nie, bo ja! – zawtórowała jej Zosia.
– To nie ty, tylko ja z Elizką – zaprotestowała Kasia.
– Nie kłam, bo powiem pani i na pewno ci nie uwierzy!
– To ja powiem, że ty kłamiesz, i ciekawe komu pani uwierzy!
– Wcale że nie, bo ja!
Głosy dziewczynek stawały się coraz donośniejsze, co zwróciło uwagę obu nauczycielek.
– Dziewczynki! Spokojnie, nie kłóćcie się – próbowała uspokoić je Wioletta.
– Teraz pani na pewno uwierzy mnie! – Oliwia była pewna swego.
– Wcale że nie, bo mnie! – Kasia nie pozostawała jej dłużna.
– Dość! Spokój! – Dorota uciszyła czterolatki. – Co się dzieje? I proszę, żeby wytłumaczyła mi to Eliza.
– Ale… – zaczęła Zosia.
– Nie ma żadnych ale. Proszę Elizkę, by powiedziała, o co te krzyki i kłótnie. – Dorota skierowała swój wzrok i uwagę na najbardziej nieśmiałą, ale też i najbardziej wiarygodną dziewczynkę.
– Bo Kasia wymyśliła, że będziemy sobie kopać pod tamtym drzewem… – Niepewnie odezwała się dziewczynka.
– To miała być zabawa w poszukiwanie królika jak w Alicji z Krainy Czarów! – wtrąciła się Oliwka.
– Stop! Prosiłam, by opowiedziała mi wszystko po kolei Eliza – przerwała Wioletta. – Przecież nie od dziś uczymy was, że słuchamy siebie nawzajem, prawda?
Żadna z dziewczynek się nie odezwała, ale wszystkie jak jeden mąż pokiwały pokornie głowami.
– W takim razie, Elizka, mów, co było dalej.
– No to bawiłyśmy się w szukanie królika i kopałyśmy dziurę pod drzewem. Łopatkę znalazłyśmy tam w krzakach. – Wskazała na zarośla za nimi. – Chciałyśmy być jak Alicja z tej Krainy Magii.
– Chyba czarów! – wtrąciła Zosia, na co Dorota przewróciła oczami, w duchu przypominając sobie, że ta bajka raczej też nie jest odpowiednia dla dzieci, a na pewno tak małych, ale szybko przeszła nad tym do porządku dziennego.
– No dobra, czarów. – Eliza również wywróciła oczami, czyniąc podobnie jak jej ulubiona pani. – Ale okazało się, że raczej odkryłyśmy skarb piratów, a nie królika.
– Skarb? Jaki skarb? – zainteresowała się Wioletta.
– O taki!
Przed oczami nauczycielek ukazała się ręka Zosi wraz z tym, co z dumą dzierżyła w dłoni, niczym najcenniejszy skarb jak z bajki o sezamie, który miał się otworzyć.
– O Boże! – Dorota chyba jako pierwsza zorientowała się, co dziewczynka trzyma w dłoni, i zakryła usta w geście przerażenia.
– Fajne, co? – Oliwia była równie dumna jak jej koleżanka.
– A to nie wszystko! Tam jest tego więcej! Dokopałyśmy się do najprawdziwszego skarbu! – Kasia wskazała, gdzie można znaleźć więcej ich wykopalisk.
– Dziewczynki! Proszę to natychmiast odłożyć na tę ławkę, o tutaj! – Wioletta jako jedyna zachowała przytomność umysłu. – I koniecznie pokażcie mi, gdzie jest tego więcej! Tylko błagam, nie ruszajcie już niczego!
– Dlaczego? Pani tak jak my chce wziąć sobie ten skarb? – Eliza patrzyła na nauczycielkę z zaintrygowaniem.
– Można tak powiedzieć. – Wioletta naprawdę starała się zachować zimną krew i nie pokazywać, jak bardzo ten „skarb” wykopany przez przedszkolanki ją przeraził. Na wszystkich szkoleniach dotyczących zasad bezpieczeństwa oraz BHP, na jakich była, uczono ją, by przede wszystkim nie panikować. W obecnej sytuacji nie było to takie łatwe, zwłaszcza kiedy spojrzała na Dorotę, ale bardzo chciała zachować się w pełni profesjonalnie.
Z nadzwyczajną lekkością podniosła swoje niemal stukilowe ciało z ławki i pospiesznie skierowała kroki w stronę wykopanej pod drzewem dziury. To, co tam ujrzała, tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że natychmiast powinna zadzwonić pod numer alarmowy i zawiadomić o odkryciu dziewczynek odpowiednie służby.
W dziurze były kości. Bardzo malutkie, pożółkłe i niewinne, ale z pewnością ludzie kości. Wioletta poza tym, że uwielbiała pracę z dziećmi, w równym stopniu była także fanką kryminałów. I doskonale umiała dostrzec różnicę pomiędzy zwierzęcymi kośćmi a tymi ludzkimi.
Jej ukochane Biedroneczki dokopały się do zwłok i na pierwszy rzut oka nie były to świeże zwłoki, zwłaszcza że oprócz kości w dziurze nie było już niczego więcej.