Czwarte Imperium - Jane Burgermeister - ebook

Czwarte Imperium ebook

Jane Burgermeister

3,3

Opis

Thriller polityczno-ekonomiczny - oddaje wizję Nowego Ładu Światowego, na którego czele ma stanąć światowy rząd wspierany przez ogólnoświatową armię. Te złowieszcze projekcje wbrew pozorom wcale nie są odległe od rzeczywistości, ponieważ mamy obecnie do czynienia z przejawami patologii opisanymi w książce i obserwujemy wciąż coraz to bardziej niepokojące oznaki istnienia globalnego niewolnictwa.

Autorka bez skrupułów obnaża kłamstwa dzisiejszego świata: „Gdyby owieczki, z którymi mamy do czynienia, wiedziały, że w stworzonym przez nas systemie pieniężnym dług publiczny stanowi wierzytelność, za sprawą której cokolwiek by zrobiły, to i tak w końcu zostaną ogolone do zera, odmówiłyby posłuszeństwa. A wtedy elita utraciłaby kurę znoszącą złote jaja”. Oskarża, używając rzeczowych argumentów i wymierza celne ciosy politykom, którym przestaliśmy się przyglądać wystarczająco uważnie, by dostrzec ich zakulisowe przedsięwzięcia. Widzimy jedynie medialny spektakl, a tymczasem Jane Bürgermeister dociera do źródeł. Rysuje niebezpieczeństwa zagrażające społeczeństwom ze strony polityków wykorzystujących politykę gospodarczą państw na własny użytek, obnaża mechanizmy wykorzystywane przez Unię Europejską, aby doprowadzić osoby niepowiązane z funkcjonowaniem ich systemu do upadku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 327

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (6 ocen)
3
0
0
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




JANE BÜRGERMEISTER

CZWARTE IMPERIUM

Thriller polityczno-ekonomiczny

Tytuł oryginału: The Fourth Empire

Copyright © 2011 by Jane Bürgermeister

Copyright © 2012 for the Polish edition by Oficyna „Aurora”

Copyright © 2012 for the Polish translation by Oficyna „Aurora”

Tłumaczenie: Bartłomiej Szczepanek

Pierwsza edycja e-book na bazie książki „Czwarte Imperium” wydanej w formie tradycyjnej w roku 2012

Projekt okładki: Jane Bürgermeister / Sławomir M. Kozak

Redakcja i korekta: Diana Ostrowska, Jerzy Moderski

Łamanie: Katarzyna Gęborys

ISBN: 978-83-932630-9-7

Oficyna „Aurora”

Warszawa 2013

http://www.oficyna-aurora.pl

e-mail:[email protected]

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Jane Bürgermeister, urodzona w Szwajcarii, ma obywatelstwo austriackie i irlandzkie. Jest absolwentką Uniwersytetu w Edynburgu, w Szkocji. Zajmuje się dziennikarstwem naukowym. Pisywała dla „Nature”, „British Medical Journal”, „The Scientist”, „Reuters Health”, „European Voice”, „America n Prospect” i „The Guardian”. Do chwili, w której zaczęła być niewygodna, pracowała dla „Renawable Energy World”. Tematami jej prac były problemy dotyczące ekologii, biotechnologii i zmian klimatycznych.

W kwietniu 2009 roku, Jane Bürgermeister przesłała do FBI materiały mające świadczyć o aktach bioterroryzmu takich instytucji, jak Bank Rezerw Federalnych (FED), Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), rząd USA, Pakt Północnoatlantycki (NATO) i Organizacja Narodów Zjednoczonych. Wśród oskarżonych przez nią, znaleźli się również: Barack Obama (prezydent USA), Werner Faymann (kanclerz Austrii), Margaret Chan (Dyrektor Generalny WHO), David Nabarro (koordynator ONZ d.s. ptasiej grypy), Kathleen Sibelius (Sekretarz Zdrowia USA), Janet Napolitano (Sekretarz Bezpieczeństwa Narodowego USA), a także bankierzy: David Rockefeller, George Soros i David de Rothschild. Zdaniem Jane, działania tych organizacji i osób, zmierzały do wywołania sztucznej pandemii grypy, poprzez użycie wirusa stworzonego za pomocą inżynierii genetycznej. Wspomagać ich w tym miały koncerny farmaceutyczne Baxter i Novartis. Dziennikarka uznała, że działania te wypełniają znamiona przestępstwa polegającego na wykorzystaniu broni biologicznej, skierowanej przeciw ludności całego świata, mającego wskazywanym podmiotom przynieść korzyści finansowe i polityczne.

Wkrótce po przedstawieniu swych zarzutów, dziennikarka straciła pracę, wykreślono ją z grona dziennikarzy, pozbawiono środków do życia.

Napisanie przez nią książki jest, z jednej strony, sposobem na przetrwanie, z drugiej zaś, próbą poinformowania szerokiego kręgu ludzi o tym, co dzieje się wokół nich. „Czwarte Imperium” ukazuje, korzystając z formuły politycznego thrillera, w jaki sposób zniewala się finansowo kraje dzisiejszego świata. Książka przedstawia wizję Nowego Ładu Światowego (NWO), któremu przewodzić ma światowy rząd, wspierając się w tych działaniach na ogólnoświatowej armii. „Czwarte Imperium” odsłania przed nami pierwsze symptomy owego globalnego niewolnictwa.

PRZEDMOWA

Niniejsza książka jest powieścią fikcyjną. Jeżeli zachodzi jakiekolwiek podobieństwo pomiędzy postaciami bohaterów a prawdziwymi osobami, jest ono czysto przypadkowe. Jednakże kwestia pieniądza ukazana została w książce w sposób odpowiadający rzeczywistości.

Dla przykładu – faktem jest, że prywatne banki produkują 97 proc. pieniędzy w strefie euro. Europejski Bank Centralny (ECB) zaopatruje w walutę (na przykład w banknoty euro) banki, które mają problemy z płynnością finansową. Jednak ECB nie produkuje faktycznego pieniądza, który cyrkuluje w strefie euro – robią to banki prywatne. Za każdym razem, gdy wypuszczają na rynek pieniądz, oczekują zwrotu odsetek. Nasz system pieniężny wprowadza więc, wraz z pieniądzem, ukrytą opłatę.

Faktem jest również, że Bank Rezerw Federalnych USA został sprywatyzowany w 1913 roku.

Faktem jest, że Chiny posiadają bank narodowy, który nie stosuje podwójnej księgowości. Chiński Bank Narodowy drukuje pieniądz jako majątek dostępny dla rządu, do wprowadzenia do obiegu bez ukrytych odsetek.

Skutki prywatnego tworzenia pieniądza wraz z powiązanymi z nim odsetkami są dla gospodarek krajowych w USA, Wielkiej Brytanii oraz w Europie, kolosalne. A jednak są one rzadko, jeśli w ogóle, dyskutowane i omawiane w głównych, kontrolowanych mediach.

Świat zachodni nieubłaganie tonie w długach i w ich niewoli, a wszystko to z powodu sprywatyzowanego systemu pieniężnego oraz obciążeń wynikających z odsetek powiązanych z tym systemem.

Na rzecz tego sprywatyzowanego systemu tracimy nie tylko nasze pieniądze. Tracimy również nasze prawa polityczne.

Pod pretekstem konieczności nałożenia dyscypliny finansowej na budżety narodowe, wykreowanej nota bene z powodu ich zadłużenia, kliki technokratów wywierają nacisk na wybrane w wolnych wyborach rządy w całej strefie euro. W ten sposób Parlamenty tracą kontrolę nad budżetami. Powinniśmy pamiętać, że to właśnie opodatkowanie wprowadzane bez akceptacji przedstawicielstwa narodu jest znakiem firmowym tyranii. Było ono już nie raz w historii iskrą zapalną – wznieciło wszak rewolucje we Francji i w Ameryce.

Ogromnych długów, jakie narosły w USA, Wielkiej Brytanii, a także w strefie euro, nigdy nie da się spłacić. Uniemożliwia to sama natura sprywatyzowanego systemu pieniężnego. Za każdym bowiem razem, kiedy jest dodrukowywany pieniądz, pojawia się on na rynku z ukrytymi odsetkami. Po pewnym czasie obciążenie spowodowane odsetkami staje się nie do spłacenia, przewyższając wielokrotnie wartość samej pożyczki. Dotarliśmy właśnie do tego krytycznego punktu, który pojawia się mniej więcej co 70 lat i przejawia w cyklicznych kryzysach.

Banki używają księgowości opartej na podwójnych zapisach w celu wytworzenia pieniądza dosłownie z powietrza, traktowanego jednocześnie jako obciążenie i jako uznanie na rachunku.

Banki kredytują same siebie pieniędzmi, które tworzą na jednym koncie z czystego powietrza, wprowadzając pierwszy zapis. Jednocześnie pożyczają te pieniądze, które przed chwilą same stworzyły z niczego, swoim klientom. Wtedy wprowadzają drugi zapis, obciążający petentów, na drugim koncie. W ten sposób banki tworzą dwa zapisy na kontach, kiedy tworzą pieniądz, uznanie i obciążenie wraz z dołączonym do tego odpowiednim oprocentowaniem. W taki właśnie sposób 97 proc. pieniędzy w strefie euro jest „produkowane” jako prywatna, oprocentowana pożyczka.

Franz Hormann, profesor ekonomii z Wiednia, nazwał nasz system tworzenia pieniądza „oszustwem” i swoistym „wywłaszczeniem”, ponieważ banki dostają konkretne COŚ w zamian za dosłowne NIC. W zamian za wirtualny czy sztuczny pieniądz, istniejący tylko na ich rachunkach, zyskują odsetki. Odsetki te muszą być spłacane przez prawdziwy pieniądz zarabiany poprzez rzeczywistą pracę i wysiłek, i przez prawdziwe aktywa w rzeczywistej gospodarce, w której działa większość ludzi.

Wiele osób błędnie zakłada, że banki pożyczają tylko tyle pieniędzy, ile same mają, czy to w kapitale, czy na kontach klientów. Dominujące media często odnoszą się do banków jako instytucji posiadających „kapitał”. Nic dalszego od prawdy. Banki nie mają praktycznie żadnego rzeczywistego kapitału.

I już sam ten fakt, że zwykli ludzie nie mają o tym pojęcia, pozwala bankom na to gigantyczne oszustwo.

Zachęta, by banki tworzyły długi w systemie, w którym nie posiadają one kapitału, jest ogromna. Za dług, który tworzą na rachunkach, banki mogą żądać odsetek, choćby w postaci rzeczywistych aktywów, i to za nic.

Jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, dług wytworzony przez kredytowanie podmiotów o obniżonej zdolności kredytowej, jest dla samych banków bardzo opłacalny. Banki nie tracą żadnego prawdziwego kapitału, pieniędzy, czy aktywów, gdy dają klientom wygórowane kredyty hipoteczne. W zamian za wirtualny pieniądz otrzymują prawo do odsetek i prawo do zajęcia aktywów w przypadku ich niespłacania.

We współudziale z politykami bankom udało się otrzymać „poręczenia finansowe” od podatników, a poprzez przejęcia zadłużonych mieszkań i domów pozyskać ogromną część rynku nieruchomości.

Wielkość długów wciąż wzrasta. Podatnicy muszą płacić za ogromny krach powstały na skutek kredytowania podmiotów o obniżonej zdolności finansowej, oraz za wywołany kryzys powstały za sprawą zadłużenia państwa.

Pozwolono bankom na stworzenie instrumentów finansowych takich, jak swap1 na zwłokę w spłacie kredytu, które powiększają potencjalny dług i obciążenie odsetkami. Szacuje się, że wartość swapu na zwłokę w spłacie kredytu na całym świecie wynosi co najmniej 500 bilionów dolarów. To dziesięć razy więcej niż wartość całej realnej gospodarki.

Światowy rynek obligacji lub też całkowity, pozostający w obrocie dług narodowy wynosi 100 bilionów dolarów, w tym rynek federalnych obligacji USA to około A. Ciężar ten spoczywa na barkach podatników na całym świecie, którzy muszą spłacać odsetki przez oszczędności i cięcia budżetowe, bądź poprzez hiperinflację w sytuacjach, gdy same oszczędności już nie wystarczają.

Rozwiązanie problemu długu jest proste: banki centralne w USA, Wielkiej Brytanii i Europie muszą emitować pieniądze jako majątek powierzany rządom, nie rejestrując jednocześnie obciążenia rachunku. Tak właśnie wyobrażali sobie tworzenie pieniądza Ojcowie Założyciele USA.

Dzięki temu jednemu posunięciu kryzys zadłużenia świata zachodniego zostałby rozwiązany. Rządy nie musiałyby się uciekać do wypuszczania obligacji, by zdobyć finanse od prywatnych banków. Nie miałyby zastosowania również takie mechanizmy, jak swap, które mogą sztucznie powiększać wielkość odsetek.

Posiadacze prywatnych domostw mogliby się cieszyć pieniądzem jako majątkiem lub publicznym narzędziem do zawierania transakcji.

Jak wielka musi być władza światowej elity, że może ona bezkarnie dokonywać oszustwa, o którym mowa, na tak ogromną skalę oraz prywatyzować nasz system pieniężny i to tak, że zwykli ludzie dotąd tego nie zauważyli?

Studium badaczy z Politechniki Federalnej w Zurychu wykazało, że pewien super podmiot składający się ze 147 megabanków i spółek kontroluje 40 proc. globalnej sieci firm. Badacze otwartym pozostawiają pytanie, jak wielki wpływów superpodmiot ma na polityków i partie polityczne. Istnieją jednak powody, by sądzić, iż dzierży on ogromną władzę nad naszym systemem politycznym poprzez nieformalne sieci i fora takie, jak coroczne spotkania Grupy Bilderberg.

Spotkania Grupy Bilderberg to tylko jedno z nieformalnych zebrań, na których elita finansowa i korporacyjna spotyka się z najważniejszymi politykami, w tajemnicy i bez udziału wiodących mediów2.

Badania pokazują, że ogromna większość ludzi doznaje czegoś w rodzaju blokady mentalnej, gdy rządy i wiodące media dyskutują na tematy takie, jak banki centralne, finanse i dług. A przecież jest niezbędne, byśmy zrozumieli skąd pochodzą nasze pieniądze, jeśli chcemy mieć spokojną i dostatnią przyszłość.

Niniejsza powieść ma na celu nie tylko wyjaśnić, jak działa nasz system finansowy, ale również bawić.

Poprzez zabawianie czytelnika, fikcja może pomóc obejść wspomnianą wyżej blokadę. Ciekawie jest czytać o innych ludziach, nawet jeśli są to postacie fikcyjne, o ich nadziejach, obawach i marzeniach.

Studiowałam literaturę angielską na Uniwersytecie w Edynburgu w Szkocji, ponieważ kocham literaturę. W pewnym sensie rozczarowało to mego ojca, który uzyskał doktorat z ekonomii na Uniwersytecie Wiedeńskim i bardzo chciał, abym podążyła w jego ślady. Ale to dzięki niemu zrozumiałam, że istnieje całkiem inna strona finansów, niż ta, o której czytamy w podręcznikach i słyszymy w wiodących mediach.

Moja praca dziennikarki naukowej dla wydawnictw takich, jak „The British Medical Journal”, „The Scientist” czy „Nature” umocniła moje przekonanie, że fikcja literacka ma pewną specjalną siłę nadawania światu sensu. Na przykład często mówi się, że powieść George’a Orwella 1984 o wiele lepiej tłumaczy działanie systemów totalitarnych, niż jakikolwiek podręcznik systemów politycznych.

Niewiele jest powieści, thrillerów tłumaczących, jak działa nasz system finansowy. Dlatego mam nadzieję, że niniejsza będzie łatwa w odbiorze i zainspiruje czytelników do poszukiwania wiedzy na ten ważny temat. W tych ponurych czasach wszystkim nam przyda się odrobina rozrywki. Przytłoczeni rachunkami, zmartwieniami i uciskiem politycznym łatwo zapominamy, że świat, w którym żyjemy, jest nieskończenie piękny i magiczny, a my ludzie posiadamy niespotykane talenty i siły – obyśmy tylko byli gotowi ich użyć.

Wielkie podziękowania składam Ruth, Jeffowi i Debbie za pomoc w korekcie, edycji i wsparcie w tym projekcie. Po więcej informacji i aktualizacje zapraszam na blog „The Fourth Empire”: http://thefourthempire.blogspot.com

Jezus zapytał ich: A wy, za kogo Mnie uważacie?

[Mt. 16:13-15]

ROZDZIAŁ PIERWSZYWIERZYCIEL

Nareszcie! Tuż po siedemnastej Jean Renard wylądował na płycie lotniska w St. Anton. Przywitało go dwóch ochroniarzy. Nosili wojskowe buty. Powitanie, jakie mu zgotowali, znacznie odbiegało od tego, czego oczekiwał. Jeden z nich wpatrywał się w niego spod głęboko nasuniętej na oczy bejsbolówki, a następnie zdecydowanie i z nieukrywaną wrogością stwierdził, że, niestety, dalej Renard pójść nie może. Kiedy Renard chciał ruszyć naprzód, zablokował mu drogę.

– Przykro mi, ale to niemożliwe – powiedział, patrząc z góry. Jego zwalista sylwetka przypominała niedźwiedzia grizzly.

– Nie wiesz, kim jestem? – spytał Renard, przykładając dłonie do ust, żeby przekrzyczeć wirnik helikoptera.

– To dla pańskiego bezpieczeństwa, Herr Renard. Dostaliśmy rozkaz, aby eskortować pana do Hotelu Kohlstein.

Teraz Renard zwrócił uwagę na dziesiątki ludzi stojących w oddali wzdłuż ogrodzenia lotniska. Ubrani w kurtki i parki stali w deszczu. Ktoś trzymał wzniesiony transparent z napisem: „Globaliści wynoście się ze Szwajcarii! Nie jesteśmy waszymi niewolnikami”.

Łopaty śmigłowca zatrzymały się.

– Jakieś problemy z aktywistami? – zapytał Renard, chowając ręce do kieszeni płaszcza.

– Ja tylko wykonuję rozkazy, proszę pana. Ktoś z nas pojedzie razem z panem. Na wszelki wypadek.

Ochroniarz wskazał mu limuzynę. Mercedes zaparkowany był niedaleko na płycie lotniska. Poprzez opary mgły i deszczu przebijały się gdzieniegdzie promienie zachodzącego słońca.

– Wszystko jest gotowe, proszę pana. Proszę tędy.

Renard przypomniał sobie email, jaki tydzień wcześniej dotarł do jego frankfurckiego biura Europejskiego Banku Rezerw, centralnego banku strefy euro. Ostrzegano go, że tym razem może nie być policji, która jak dotąd zawsze ochraniała członków dorocznej konferencji wyjazdowej światowej elity. Renard zmierzył wzrokiem obu goryli. Logo prywatnej firmy ochroniarskiej zajmowało cały przód ich aż nazbyt obszernych kurtek.

Przeciwko obecności policji występował parlamentarzysta Bernd Previn. W liście, jaki wystosował do szwajcarskiego parlamentu, twierdził, że zjazd elity nie ma związku z jakąkolwiek oficjalną wizytą państwową. Nie ma zatem żadnych przesłanek, aby szwajcarscy podatnicy płacili za bezpieczeństwo bankierów, prezesów i głów koronowanych dynastii. Ponadto, z uwagi na otaczającą tę „międzynarodową” konferencję tajemnicę, a także ze względu na udział w niej lokalnych polityków, Previn wnioskował o wszczęcie formalnego dochodzenia. Użył przy tym bardzo mocnego słowa – „zdrajcy”. Wiodące media szeroko dyskutowały na temat tego listu. Na skutek presji społecznej, przewodniczący lokalnego kantonu ustąpił – w ostatniej chwili zatrudniono prywatną firmę ochroniarską.

Po raz pierwszy, od czasu zapoczątkowania spotkań grupy Brandenburg, pojawiły się problemy z jej ochroną. Wszak siły policyjne pilnowały bezpieczeństwa Josiasa von Alvensleben, byłego szefa SS, a zarazem ojca królowej Heleny Niderlandzkiej oraz księcia Siegfrieda von Hohen und Schlacken, już podczas założycielskiego spotkania grupy, które miało miejsce w 1949 roku w uzdrowiskowym miasteczku na wzgórzach nieopodal Frankfurtu. Podczas owego spotkania rozpoczęto prace nad ustanowieniem nowego imperium na gruzach Trzeciej Rzeszy Adolfa Hitlera.

Książę Siegfried, jeden z najżarliwszych popleczników Hitlera, spotkał się wówczas z bankierami, prezesami korporacji oraz członkami rodzin królewskich, którzy podzielali jego wizję – wizję świata rządzonego przez elitę. Wspólnie zdecydowali też, że aby osiągnąć ten cel, użyją jako broni podboju finansowego. Dokładnie tak samo, jak w latach 30. XX wieku finansowa konkwista pozwoliła wywołać kryzys bankowy w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech, a także stworzyć partię nazistowską, przygotowując tym samym arenę dla działań II wojny światowej. Bankierzy, którzy otrzymali rządowe poręczenia, wykorzystali część pozyskanych pieniędzy na finansowanie Adolfa Hitlera i jego nazistowskiej machiny wojennej.

Nieco ponad sześćdziesiąt lat później, rozpoczęta przez elitę, złożona operacja wojny finansowej, zorganizowanej pod przykrywką „Unii Europejskiej”, weszła w fazę krytyczną.

Pomimo złej pogody w St. Anton lądowały przez całe popołudnie prywatne odrzutowce i helikoptery. Na spotkanie stawili się wszyscy zaproszeni. Byli wśród nich: czołowi politycy, bankierzy, prezesi korporacji i głowy królewskich dynastii. Naziemni pracownicy lotniska uwijali się wokół przybyłych. Panował zwyczajny w takich przypadkach chaos i zamieszanie.

– Nie stójcie jak kołki! Idźcie pomóc ludziom w ładowaniu walizek! Nie mam przecież całego dnia do stracenia – rozkazał Renard obu gorylom, stukając znacząco w tarczę swojego Rolexa. Ochroniarze wyraźnie się zjeżyli i skierowali w stronę helikoptera. Renard poganiał ich gestami rąk.

– Czemu się tak guzdrzecie? Macie jakiś problem? – pokrzykiwał na nich, nawet nie próbując ukryć irytacji.

Jego szaroniebieskie oczy śledziły uważnie ludzi kursujących pomiędzy helikopterem a bagażnikiem Mercedesa z kolejnymi partiami walizek. Kiedy jeden z ochroniarzy upuścił na mokry asfalt pokrowiec z garniturem, wąskie wargi Renarda wykrzywił grymas wściekłości.

– Idiota! – wykrzyknął.

W wieku sześćdziesięciu czterech lat Renard nadal był pełen energii. Wciąż miał smukłą, wyprostowaną sylwetkę. Siwe, falujące włosy zaczesywał na modłę romantyczną. Często, niczym wytrawny pianista, poprawiał wypielęgnowanymi palcami niesforny lok opadający mu na czoło. Wszystko w jego zachowaniu wskazywało, że jest człowiekiem dumnym ze swego wyglądu.

– Nie potrafią nawet przenieść walizki! – wymamrotał.

Lot z Frankfurtu był denerwujący, a ostre podmuchy wiatru utrudniały helikopterowi podejście do lądowania, Renard miał dość i nie życzył sobie więcej problemów. St. Anton było ekskluzywnym kurortem narciarskim. Jednak cały jego splendor znikał wraz z topniejącym śniegiem. To ostatnio właśnie tu, każdej zimy obradowała super elita. Renard miał wrażenie, że znalazł się w jednym z najzimniejszych i najbardziej nieprzyjaznych miejsc na świecie. Wyciągnął rękawiczki i wciągnął je na ręce.

Podbiegł do niego pilot helikoptera. W rękach trzymał podręczny bagaż Renarda.

– Czy neseser mam także włożyć do bagażnika limuzyny, panie prezydencie?

Renard wykonał gest wskazujący, że chce mieć tę walizkę przy sobie.

– Oczywiście, panie prezydencie!

Renard uśmiechnął się z satysfakcją. „Panie prezydencie” pomyślał, biorąc walizkę do ręki. To był właściwy sposób, w jaki należy się do niego zwracać. Z respektem! Nie, jak ten pokrzykujący przy ogrodzeniu motłoch.

A przecież nie jestem prezydentem żadnego kraju – myślał, przesuwając wzrokiem po zamglonych lasach i górach na horyzoncie.

Mimo to, jako prezes Europejskiego Banku Rezerw, miał znacznie większą władzę, niż wszyscy europejscy prezydenci, premierzy i kanclerze razem wzięci. I w przeciwieństwie do nich, nie odpowiadał ani przed wyborcami, ani przed parlamentami. Nawet przed trybunałami. Specjalne zapisy gwarantowały mu pełen immunitet prawny. Był szefem wszystkich centralnych banków narodowych w strefie euro, włączając w to bank Francji, Niemiec i Hiszpanii. Posiadał pełną kontrolę nad pieniędzmi 500 milionów ludzi. A czyż władza nad pieniądzem nie jest najwyższą władzą? Światem wszak rządzi pieniądz, pieniądz i jeszcze raz pieniądz! Łapówki, przekupstwo, szantaż i wykup wymagały pieniędzy. W zamian za nie Renard zdobywał siłę i torował sobie drogę do władzy politycznej. Nie wspominając już o życiu w luksusie.

Mamoną3 i złotym cielcem gardziło wielu, lecz z pewnością nie on.

Korzystając z prawa banku centralnego do ustalania wysokości stóp procentowych i innych tego typu mechanizmów bankowych, Renard decydował o tym, ile pieniędzy będzie krążyć w obiegu. Dzięki temu mógł doprowadzać do wzrostów gospodarczych. Mógł też wywołać krach na rynku. Renard rozdawał również, jako element nadzwyczajnych programów płynności finansowej, wirtualne, nieograniczone pożyczki prywatnym bankom. Był największym rekinem pożyczkowym. Jego ofiarami padały nie tylko płotki, ale i grube ryby, takie jak państwa członkowskie strefy euro. Renard wabił i doprowadzał do upadku kraje narodowe, które i tak były strukturami anachronicznymi. W tym celu zachęcał je do zaciągania pożyczek w prywatnych bankach. Następnie odcinał dopływ finansów i wyciskał z gospodarki wszystkie pieniądze. Tworzył tym samym bezrobocie i lawinowy wzrost zadłużenia. W chwili, gdy podatek i przychód nie wystarczały na spłatę oprocentowanej pożyczki, przejmował aktywa jako rekompensatę. W ostatecznym rozrachunku tworzył i kontrolował najsilniejszą broń finansową, jaką posługiwały się prywatne banki po to, by podporządkować sobie i zniewolić dosłownie każdą osobę w strefie euro.

Zwykli zjadacze chleba nie dostrzegali konkwisty Renarda z dwóch powodów – nie rozumieli mechanizmów finansowych, ani nie spodziewali się nieuczciwości ze strony banków centralnych. Mimo że wszyscy ubożeli, nikt nie wiedział, co należy zrobić, by zmienić swoje położenie. Ludzie nie mieli pojęcia, kto rabuje ich pieniądze i gdzie są one lokowane. Wojna finansowa, którą im wypowiedziano, toczyła się poza ich świadomością. Sposób, w jaki mainstreamowe media opisywały kryzys walutowy, utrwalał dodatkowo przekonanie, że nie istnieje coś takiego, jak „armia żołnierzy finansowych”. Była niewidoczna – tak dobrze ją ukrywano przed wzrokiem zwykłych ludzi. W rzeczywistości horda „najemników długu” doskonale funkcjonowała. Ludzie zaś byli całkowicie nieświadomi, a tym samym pokonani.

– Dlaczego nas unikasz? Chodź i pogadaj z nami! Odpowiedz na pytania. Nie ma tu telewizji, ani CNN, ani Fox News. Nikt cię nie nagra! Jesteśmy tylko my! – wołali manifestanci.

Renard skrzywił się słysząc nawołujące go głosy.

Gwałtowne podmuchy lodowatego wiatru od strony gór szarpały zawieszoną na wieży kontroli lotów flagą Szwajcarii. Biały krzyż na czerwonym tle stanowił jedyny silny kolorystyczny akcent w morzu szarości i zieleni. Deszcz i mgła spowijały gałęzie sosen i kładły się oparami u podnóży gór. Renard był przyzwyczajony do takiej aury w Szwajcarii. Wiedział, że nawet latem pogoda w Alpach może być fatalna. Ale nie był przyzwyczajony do nieprzyjaźnie nastawionych ludzi, śledzących każdy jego ruch. To było i męczące i irytujące.

– Illuminazi, wracajcie do domów! – ktoś krzyknął.

Renard rozejrzał się. Za pobliskim parkanem dostrzegł kilku ludzi, którzy celowali w niego obiektywami. Obrócił się i szybko przeszedł na drugą stronę Mercedesa, tam gdzie nie mogli go wyraźnie dostrzec. Zaczynał odczuwać zmęczenie i skutki stresu. Ostatnia rzecz, jakiej chciał, to znaleźć się na zamieszczonym na YouTube niewyraźnym filmie, na którym wraz z prezesami innych prywatnych banków, wysiada z helikoptera w St. Anton. Albo, co gorsza, zobaczyć zamieszczone na blogu albo na Flickr4 swoje zdjęcie, wykonane przez kogoś z teleobiektywem.

W poszukiwaniu ludzi włóczących się z aparatami Renard lustrował każdą część lotniska. Zaczął od najbliższych pojazdów i budynków. Tam niebezpieczeństwo było największe. Kiedy zauważył stojącą przed hangarem postać z kamerą wideo, podskoczył mu puls. Mężczyzna odwrócił się i odszedł zorientowawszy się, że Renard patrzy w jego kierunku. Raz jeszcze przeczesał cały teren. Chciał mieć pewność, że żaden obiektyw nie jest na niego skierowany. Zapadający zmierzch ograniczał widoczność i Renard miał nadzieję, że mgła i mżawka sprawią, iż obraz będzie niewyraźny, że nikt go nie rozpozna. Przynajmniej tyle!

Celowo unikał jakiegokolwiek rozgłosu i polemiki – wszystkiego, co mogłoby, choćby tylko częściowo, ujawnić prawdziwą naturę jego działania. Gdy zwykli obywatele strefy euro myśleli o prezesie banku centralnego, jawił im się obraz oddanego służbie publicznej ekonomisty. Technokratę pozbawionego emocji. Zwykli ludzie oczekiwali od bankiera banku centralnego nieskazitelnej uczciwości. Wierzyli, że jako neutralny administrator, dbający o stabilność cen i kursów, będzie pedantycznie przestrzegał przepisów. I Renard robił z całych sił wszystko, aby stworzyć i podtrzymywać pozory, że właśnie tak jest. Wykreował swój wizerunek jako wzór mądrości, prawości i kompetencji. Dzięki temu zdobył zaufanie opinii publicznej.

Kryzys spowodował, że społeczeństwo zaczęło zdawać sobie sprawę ze skali korupcji. Długi prywatnych banków zostały znacjonalizowane i dodane do długu narodowego, jeszcze bardziej powiększając krach finansowy. Obciążono nim, oczywiście, podatników. Majątki wielu ludzi w strefie euro, Wielkiej Brytanii i USA poprzejmowały banki. Wywołały tym niechęć do bankierów i doprowadziły do rosnącego sprzeciwu wobec takich działań. Nastąpił moment krytyczny. Teraz, aby móc odtrąbić późniejsze zwycięstwo, banki musiały czym prędzej uśpić obudzoną czujność mas fałszywym poczuciem bezpieczeństwa.

Sukces elity zależał od tego, czy uda jej się raz jeszcze okpić ludzi i wymigać się od odpowiedzialności za własne czyny. Ofiarami, tego oszustwa przeprowadzanego w przemyślany i skoordynowany sposób, padły miliony zwykłych ludzi. Utracili oni posady, domy, emerytury… W żadnym wypadku nie mogło pojawić się teraz nic, co pozwoliłoby im domyśleć się prawdy. Pojąć, że banki specjalnie tworzą długi – bo na tym zarabiają. Dlatego należało przekonać społeczeństwo, że katastrofalne efekty na polu finansowym i gospodarczym stanowią wynik losowej katastrofy lub, w najgorszym wypadku, są rezultatem działań kilku samowolnych i lekkomyślnych bankierów, którzy popełniając głupi błąd, popadli w długi. Niestety, w koszmarnie wielkie długi.

Jednakże obecność aktywistów na lotnisku w St. Anton wskazywała, że prawdy nie dało się ukryć. Ludzie zaczynali się orientować, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Ich świadomość stale i błyskawicznie rosła, niczym funkcja wykładnicza. Podobnie zresztą, jak wiedza na temat metod działania i zamiarów elity. Coraz więcej sekretów wychodziło na światło dzienne. Ujawniano je prawie każdego dnia. To, co dotąd okrywał cień tajemnicy, stawało się wiedzą publiczną. Renard ani nie mógł zrozumieć tego zagadkowego procesu, ani, tym bardziej, nie mógł go kontrolować. Tym niemniej był on częścią rzeczywistości i musiał stawić temu czoło. Zastanawiając się nad tym, doszedł w końcu do wniosku, że nie istnieją tajemnice, które nie zostaną kiedyś odkryte i upublicznione. Nie ma intrygi, która nie ujrzałaby któregoś dnia światła dziennego, choćby nie wiem jak dobrze i głęboko była ukryta…

– Do domu, sępie! – coraz głośniej krzyczeli demonstranci.

– Złodziej! Renard, jesteś złodziejem! – z ogólnej wrzawy wyraźnie wybijał się głos jednego z protestujących.

A więc jednak ktoś go rozpoznał. Nie opuszczając swojej kryjówki za samochodem, Renard przyglądał się lasowi za ogrodzeniem. Deszcz gęstniał i Renard coraz bardziej chciał uciec z miejsca, w którym się znajdował. Ale nie zamierzał wsiąść do samochodu, dopóki na własne oczy nie zobaczy, że ostatnie walizki zostały upchnięte w bagażniku. Potem będzie mógł się odrobinę zrelaksować.

– Illuminazi! – rozległy się ponowne okrzyki tłumu i gwizdy.

– Precz z Zakonem Nowego Świata! – skandowano.

– Nie podbijesz Szwajcarii, Renard. Odeprzemy twoją finansową machinę wojenną! – tumult i wrzawa robiły się coraz donośniejsza.

O tak, FINANSOWA MACHINA WOJENNA! To było całkiem trafne określenie działań, które przedsiębrał jako prezes centralnego banku strefy euro. Kiedy historycy dyskutują o wojnie zaborczej, mówią o armiach, uzbrojeniu i bitwach. Przy pomocy finansów możliwy jest inny rodzaj aneksji. Taki, że ludzie zupełnie nie zauważają konkwisty. Nie wiedzą, co się dzieje i dlatego nie sprzeciwiają się inwazji na swoje terytorium, podbojowi i korekcie granic, a na koniec własnej niewoli. Finansowy podbój gwarantują zaciągane na procent pożyczki, jakich udzielają prywatne banki. I właśnie to oprocentowane zobowiązanie finansowe stanowi podstawowy proceder, jakim operuje tajna armia żołnierzy długu po to, aby dokonać finansowej okupacji.

Przewagę elity stanowi wiedza dotycząca finansów. Zwykli ludzie zazwyczaj są w tej kwestii kompletnymi laikami i nie mają najmniejszego pojęcia, skąd w ogóle biorą się pieniądze. Większość społeczeństwa zakłada, że pieniądze są niezależnym mechanizmem publicznym, pozwalającym na uczciwą wymianę dóbr i usług pomiędzy ludźmi. Oczywiście, pieniądze pełnią tę funkcję, ale mogą także zostać wykorzystane do czegoś zupełnie innego przez tych, którzy chcą uzyskać zysk, nic nie robiąc. Na przykład przez bankierów manipulujących oprocentowaniem na obligacjach skarbowych.

W rzeczywistości prywatne banki tworzą 97 proc. pieniądza w strefie euro. A tworzą go dosłownie z niczego. Dzieje się tak za każdym razem, gdy bank przyznaje klientowi pożyczkę. Pracownik banku wpisuje wtedy kilkanaście cyfr na klawiaturze. W tym samym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pieniądze pojawiają się na rachunku bankowym. Jednocześnie, w drugiej kolumnie, zapisane zostaje obciążenie tej samej wartości. Uznanie i obciążenie zostają zapisane w tym samym czasie, w procesie podwójnego księgowania. Banki żądają od swych klientów zarówno odsetek, jak i zabezpieczeń materialnych od tych wirtualnych pożyczek. W rzeczywistości otrzymują COŚ za NIC! Zatem faktycznie cały system finansowy jawi się jako jeden wielki mechanizm oszustw i wymuszeń. Tak samo odsetki od depozytów na rachunkach oszczędnościowych są przez banki wypłacane „z powietrza”. Zwykli ludzie zakładają, że banki płacą im te odsetki ze swoich zysków. Surowe prawa ochrony danych bankowych sprawiają, iż ludzie nie mają pojęcia, że proces ten wygląda identycznie, jak przy udzielaniu pożyczki. Dzięki temu nieliczna elita mogła coraz bardziej bogacić się kosztem całej reszty. A Renard, jako szef banku centralnego strefy euro, brał udział w tym piramidalnym oszustwie. Co więcej – przypadła mu w nim główna rola. Starannie ukrywając istnienie pochodzenia pieniędzy, skutecznie kamuflował egzystencję „żołnierzy długu”.

Gdy ludzie potrzebują gotówki, idą do swojego banku, albo do bankomatu i wybierają dolary, funty, czy też euro w banknotach. W swojej naiwności zakładają, że banki dysponują dosłownie nieskończoną ilością pieniędzy. W rzeczywistości zaś fizyczny pieniądz, którym ludzie posługują się na co dzień, jest pożyczany prywatnym bankom przez bank centralny, na przykład przez bank Renarda.

Bank centralny dostarczał 6 300 bankom korporacyjnym (czytaj: prywatnym) w strefie euro taki fizyczny pieniądz w postaci monet i banknotów, jaki był potrzebny do utrzymania płynności finansowej, jak również do tego, aby mogły prowadzić podstawowe interesy ze swymi klientami. Ta pożyczka monet i banknotów była zazwyczaj nieoprocentowana. Jednak prywatne banki oprocentowywały pożyczki zaciągane przez klientów. Inaczej mówiąc, kiedy banki tworzyły większość pieniędzy w strefie euro, same ich prawie wcale nie posiadały. Ażeby funkcjonować, musiały pożyczać banknoty i monety z banku centralnego. Sprawa wychodziła na jaw dopiero wtedy, gdy bank zaczynał tracić klientów na skutek ich ucieczki. Bowiem kiedy wszyscy klienci na raz wycofywali całe swoje pieniądze, bank zwyczajnie upadał. Bankrutował z tego prostego powodu, że nie było w nim żadnych fizycznych pieniędzy.

Zgodnie z przepisami finansowymi, banki muszą mieć dostępny tzw. „kapitał bazowy” w wysokości 3 proc. wszystkich pożyczek, jakich udzieliły. W praktyce wiele banków często nie posiada nawet 1 proc. tej sumy. Ponadto, większość tego kapitału nie pochodzi, tak jak chcą tego podręczniki, z depozytów klientów, lecz z papierów wartościowych banku. Wiadomo nie od dziś, że banki pożyczały pieniądze funduszom inwestycyjnym po to tylko, aby zakupić własne akcje i w ten sposób sztucznie podbić ich cenę na giełdzie. Jednak ogromne profity otrzymywane przez banki z oprocentowania pożyczek nie były przez nie wykorzystywane do budowy rezerw kapitałowych, lecz szerokim strumieniem płynęły do udziałowców w postaci dywidend albo innych bonusów bankierskich.

System działał do chwili, gdy dłużnicy byli w stanie unieść ciężar stale wzrastających odsetek. W momencie gdy przekroczyły punkt krytyczny, którym były finansowe możliwości dłużników, system załamał się. Konsekwencje dotykały nie tylko poszczególnych ludzi i firmy, lecz także całe państwa.

Nie tylko obliczanie zaciągniętego oprocentowania i procenta składanego, lecz nawet sama ich definicja była trudna do zrozumienia dla zwykłych śmiertelników. Dlatego zaciągali w prywatnych bankach nierealne zobowiązania. Tymczasem stopa wzrostu procenta składanego zaciągniętych pożyczek galopowała alarmująco. Jej przyrost przypominał rozrost kolonii bakterii. Zakładając, że bakterie mogą podwoić swoją ilość co godzinę, z jednej bakterii otrzymamy 16 milionów identycznych egzemplarzy zaledwie w ciągu jednej doby! W takim właśnie tempie mnożyły się odsetki procentu składanego naliczanego przez prywatne banki.

„Żołnierze długu” mieli idealny kamuflaż, dlatego tak trudno było ich zobaczyć. Byli nicością ubraną w cudze szaty. Nicością przebraną za bogactwo, złoto i pieniądze. Wyruszali z koszar w bankach, udając przyjaciół przynoszących dobrobyt i pomoc – w zamian pozyskiwali ludzkie zaufanie. Jednak ich podarunki przypominały konia trojańskiego. W krótkim czasie okazywało się, żę oferta nowych miejsc pracy i zaspokojenia potrzeb materialnych jest tylko mirażem i jak każde złudzenie rozpływa się w zderzeniu z rzeczywistością. Jednak do tego momentu iluzja bezpieczeństwa pozwalała na uśpienie czujności społeczeństwa. Otumanieni ludzie przestawali zauważać armię duchów i zwracać na nią uwagę – wtedy „żołnierze długu” dobywali broni. Ich mieczem były odsetki, a włócznią oprocentowanie. Dzięki nim roznosili w pył wszystko, co stanęło na ich drodze. Podbijali i niszczyli każdego, kto nie mógł spłacić długów. Ich ofiarami padały całe narody.

Ta widmowa armia składała się z pieniędzy stworzonych za sprawą podwójnego księgowania i obciążania wirtualnym zadłużeniem. Podobna była zastępom szkieletów wysłanych przez króla Kolchidy do walki z Jazonem i Argonautami. Owi „najemnicy pieniądza” prywatnych banków przypominali owe wyrosłe z ziemi szkielety, atakujące Jazona i jego druhów. Starożytne podanie głosiło, że walczące szkielety powstawały z kości i zębów siedmiogłowej hydry.

Walczące szkielety, choć miały puste oczodoły i wyschnięte kości, były bezwzględnymi wojownikami. Mimo że pod żebrami ich klatek piersiowych daremno byłoby szukać bijącego serca, w żaden sposób nie dawali się powstrzymać. Za każdym razem, kiedy jeden żołnierz-szkielet padał, z jego rozsypanych kości powstawali nowi. W ten sposób ich siły dwoiły się i troiły. Zgodnie z mitem, im dłużej Jazon walczył, tym więcej szkieletów powoływał do życia. A im więcej energii zużywał w walce ze szkieletowymi żołnierzami, tym pewniejszą była jego porażka.

Bezlitośni „żołnierze długu” Renarda jako żywo przypominali wojownicze szkielety walczące z Jazonem. Renard dowodził swoją „armią” z kwatery głównej EBR we Frankfurcie – niewidzialni „wojownicy długu” podbili strefę euro z szybkością i brutalnością, jakiej nie widział dotąd żaden podbój militarny.

Widok umundurowanych żołnierzy z karabinem na ramieniu zawsze prowokował ludzi do oporu, zwłaszcza, jeśli byli to żołnierze w obcym mundurze. Jednakże nikt nawet nie zauważył, kiedy „armia długu” przypuściła atak. Tyle że kiedy przekroczyła granice, zabrała z obiegu wszystkie pieniądze i pozostawiła gospodarczą pustynię. Po tym pustkowiu zaś włóczyli się ludzie, nie posiadający już jakiegokolwiek zabezpieczenia. We własnym kraju byli pozbawieni wszystkiego – niczym uchodźcy na obczyźnie. I nie dostrzegli nawet, jak ich dobra zostały zdigitalizowane oraz jako odsetki wywiezione w ciężarówkach, pociągach lub samolotach do banków, gdzie skrupulatnie je przeliczono i sprawdzono przed odesłaniem do akcjonariuszy.

Zwykli szarzy obywatele nie mogli pojąć, co sprawia, że stale biednieją. Oczywiście wiedzieli, że rząd wyprzedaje aktywa państwowe, tnie zatrudnienie, emerytury, nakłady na opiekę społeczną i podnosi podatki z powodu jakiegoś gigantycznego długu narodowego. Słyszeli o potrzebie coraz to nowych poręczeń i oszczędności, żeby spłacić dług. Ale nie wiedzieli, skąd ten dług się wziął. Podwójne księgowanie rozmnożyło tę niezliczoną armię złożoną z „najemników długu” i miliardów żołnierzy-szkieletów. Ludzie nadal nie pojmowali, co oznacza podwójne księgowanie i jaką odgrywa ono rolę w tworzeniu długu, który przyszło im teraz spłacać. Niewielu zdawało sobie sprawę z katastrofalnych skutków tej, wymyślonej w XIV wieku we Włoszech, metody księgowania, która z czasem zaczęła obowiązywać nie tylko w Europie, ale i na całym świecie.

Żołnierze-szkielety powstawali z rachunków bankowych wszędzie, gdzie bank tworzył pieniądz jako pożyczkę. Następnie wymaszerowywali przez drzwi banków, z mieczami w dłoniach. Codziennie banki tworzyły miliardy tych widmowych żołnierzy. Wylewali się z dziur tworzonych na bilansach bankowych, dzięki zasadzie realnej wartości rynkowej. Wypełzali z nor, wykopanych przez instrumenty długów finansowych, takich jak swapy5 na zwłokę w spłacie kredytu. Liczebnie nieprzebrane pułki widmowej armii żołnierzy-szkieletów, powstające z ziemi po każdym upadku, zapoczątkowały swój marsz na podbój instytucji. Niezliczone fale „żołnierzy długu” zalewały ulice. Odkrywały każdą kroplę dóbr. Zarzynały właścicieli i zajmowały ich aktywa w imię zaległych odsetek.

Tak jak wzrastały odsetki, tak nieubłaganie rosła siła „żołnierzy długu”. Rosnąc bezustannie, doprowadzała kraj do ruiny. Obracała w gruzy całe miasta. Ocalali, rozglądając się dookoła, nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Wszędzie byli głodujący i bezdomni. A w parlamencie i na tronie zasiadał dowódca widmowych armii długów, dyktując warunki kontrybucji, która miała w formie odsetek, ściągnąć do ostatniego grosza to, co jeszcze pozostało z aktywów.

Z biegiem czasu ta nieprzebrana armia wzięła pod okupację Europę, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Jej żołnierzy idealnie wyszkolono w przejmowaniu dóbr. Byli jednostkami na rachunkach. Sztucznymi figurami. Wirtualnymi duchami. Nawet nie istnieli. A jednak byli wszędzie, stali na każdym skrzyżowaniu, na każdym większym przejeździe i kierowali ruchem.

Nie potrzebowali odpoczynku, wakacji, ani czasu wolnego. Pracowali dzień i noc. Brali na swe barki aktywa i skarby Grecji, Irlandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, po czym maszerowali dalej. Powracając do swych koszar, żołnierze-szkielety przemieniali się w cyfry. Kości na powrót stawały się liczbami. Znikały na rachunkach bankowych. Pojawiały się w nowym świecie, w jaskini hydry, gdzie dekorowały jej świątynię i dostarczały rozrywki.

Niewyobrażalne dobra z całego świata były transportowane przez tę pieniężną armię jako oprocentowana pożyczka – hydra kolekcjonowała swoje skarby. Lubiła klejnoty. Lubiła diamenty i złoto.

Renard zastanawiał się nie raz, czy z tak wielką ilością żołnierzy u swego boku może się czegokolwiek obawiać? Któż mógłby znaleźć piętę achillesowąjego armii i zniszczyć ją, gdy dokonywała swych pustoszących najazdów na ludność całego świata? No, chyba że ktoś zneutralizowałby źródło zasilające tego potwora o głowach hydry. Możliwość tworzenia „żołnierzy długu”, tak naprawdę leżała w jednym krótkim zapisie, który zabraniał EBR kredytowania rządów poszczególnych państw. Ten zapis powodował, że pieniądze kierowane były do banków prywatnych, ze wszystkimi tego strasznymi konsekwencjami: nieskończona armia żołnierzy-szkieletów powstawała z rachunków bankowych po to, by odebrać odsetki.

Rozwiązanie tego problemu było w zasadzie dość proste. Wystarczyło, żeby bank centralny zaczął kredytować pieniądze bez jednoczesnego zapisywania obciążenia. Pieniądze powinny być przekazywane rządom, by mogły finansować wzrost gospodarczy, edukację oraz inne projekty rozwojowe. W ten właśnie sposób amerykańscy Ojcowie Założyciele rozumieli tworzenie pieniądza. Również w ten sam sposób tworzono pieniądz w Chinach w 2011 roku. Publiczne, wolne od długu pieniądze były prawdziwą przyczyną fenomenalnego wzrostu chińskiej gospodarki. Natomiast pieniądz prywatny był prawdziwym powodem, dla którego świat zachodni popadał w coraz większe zadłużenie.

Spłacenie odsetek w systemie, w którym pieniądz jest zawsze tworzony jako obciążenie, a nigdy jako uznanie, jest zwyczajnie niemożliwe. Dowodzą tego jasno proste obliczenia arytmetyczne. Inaczej mówiąc, aby móc spłacić odsetki za korzystanie ze sprywatyzowanego źródła pieniędzy, należy stworzyć więcej pieniądza. W obowiązującym systemie tworzony pieniądz zawsze jest obciążony odsetkami. W rezultacie, za każdym razem, gdy tworzy się więcej pieniądza, powstaje także więcej odsetek. W efekcie, w tym piramidowym oszustwie, aby nadążyć za spłatami odsetek, należy tworzyć coraz więcej pieniędzy. Upadek każdego prywatnego systemu pieniężnego jest więc zaprogramowany już w chwili jego powstania. W świecie rzeczywistym moment taki nadchodzi po 70 lub 80 latach. Następuje to wtedy, kiedy ludzi nie stać już na spłaty odsetek. Ten narzucony system pieniężny jest prawdziwym powodem, dla którego dług, nie tylko zwykłych rodzin, ale i państw takich jak Grecja, Irlandia, Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone nieubłaganie rósł.

Z biegiem czasu całe rodziny były zmuszane przeznaczać coraz większą część swego dochodu na spłatę odsetek za zadłużenie na kartach kredytowych, kredyty hipoteczne i inne pożyczki. Jednocześnie ilość pieniądza dostępna dla ludzi w sprywatyzowanym systemie finansowym wciąż malała w stosunku do pieniędzy, jakie musiały z biegiem czasu zostać odłożone na spłatę odsetek. Spłacanie długów przypominało walkę o przetrwanie. Kiedy ktoś znajdował pieniądze na spłatę swoich długów, ktoś inny musiał je stracić i zbankrutować.

Odsetki za krążący w systemie prywatny pieniądz, w formie podatków musiał płacić każdy. W Stanach Zjednoczonych podatki federalne zostały wprowadzone w 1913 roku, tym samym, w którym powstał prywatny Bank Rezerw Federalnych, tylko po to, aby wnieść ukrytą opłatę za drukowanie pieniądza i pożyczanie go rządowi. Opłata ta, poprzez odsetki, zwiększała się błyskawicznie. W przeciągu zaledwie dwudziestu lat od prywatyzacji Banku Rezerw Federalnych dług stał się za duży, aby można było go spłacić. Straty banków zostały znacjonalizowane w 1931 roku, powiększając tym samym dług narodowy. W 1933 roku system finansowy w końcu się rozleciał. Rząd uznał, że Stany Zjednoczone są niewypłacalne. W strefie euro proces ten postępuje o wiele szybciej. Zaledwie jedenaście lat po wprowadzeniu, w 1999 roku, prywatnego systemu pieniężnego, cały blok państw używających euro jako waluty stanął przed widmem niewypłacalności.

W tym czasie wielkość odsetek od dostarczonych prywatnych pieniędzy osiągnęła taki pułap, że ściągnięcie wierzytelności od obywateli strefy euro wymagało zastosowania brutalnej siły. W takiej sytuacji najprostszym rozwiązaniem jest wprowadzenie państwa policyjnego, które wydobędzie ostatni grosz z kieszeni dłużników, zanim ostatecznie ich wyeliminuje. Datę wyznacza moment upadku całego systemu. Każdy naród i tak już tonął w długach, a najbardziej zadłużone Grecja i Irlandia dawno temu straciły jakakolwiek kontrolę nad swoimi finansami. Następnym krokiem w tej rozgrywce jest wprowadzenie rządów technokratów. Świetnym pretekstem do tego jest hasło walki z kryzysem. Ostatecznie totalitarna biurokracja Unii Europejskiej będzie zarządzała wasalnymi państwami strefy euro, wyciskając z nich pieniądze na rzecz elity. Wówczas dokona się całkowity podbój Europy. Kiedy to się stanie, wzmocniona elita, tak jak dawno zaplanowała, pochłonie pozostałe państwa regionu, które dotychczas oparły się walucie euro: Wielką Brytanię, Szwajcarię, Norwegię i Danię.

Lecz jak każda kampania wojenna, tak i wojna finansowa wymagała dobrego omówienia planów długoterminowych. I to dlatego w St. Anton zbierali się wszyscy bankierzy, prezesi spółek i koronowane głowy. Przyjechali, aby skoordynować swoje działania.

Grunt pod budowę kampanii podboju finansowego był przez lata starannie przygotowywany. Każda napotkana linia obrony, wzniesiona, by zatrzymać „armię długu”, zostawała usunięta. Bariery, ściany zaporowe i wilcze doły – w postaci ogłaszania braku płynności finansowej dla banków i państw, wychodzenia z unii walutowej, czy mechanizmów powstrzymujących banki przed nadmiernym zadłużeniem, poprzez odgradzanie banków komercyjnych od inwestycyjnych, zostały krok po kroku rozebrane, otwierając strefę euro, Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone dla najeżdżających je hord. Dług wciąż narastał. Zadłużenie powstałe na skutek udzielania pożyczek podmiotom o obniżonej zdolności kredytowej zostało znacjonalizowane i dodane do długu narodowego poprzez nacjonalizację strat prywatnych banków. A kiedy dług narodowy nie był wystarczająco duży, manipulowano statystykami, aby wykazać jego wzrost, tak jak to stało się w Grecji. W 2009 roku wielkość deficytu budżetowego Grecji została arbitralnie zwiększona z 13 proc. do 15 proc. Pozarynkowy swap na zwłokę w spłacie kredytu, który był uzgodniony z Gold Saxmann „niespodziewanie” wyszedł na światło dzienne, powodując gwałtowny wzrost spłat odsetek i kryzys spowodowany długiem państwa.

Rola Renarda, jako dowódcy całej tej operacji, utrzymywana była w ścisłej tajemnicy. Jego związki z pozostałymi jej uczestnikami również musiały pozostać w ukryciu.

– Bank Centralny strefy euro nie jest waszą skarbonką – tenorem krzyczał któryś z demonstrantów.

– Szwajcaria nigdy nie dołączy do waszego nazistowskiego euroimperium! – zawtórował mu inny głos. Aktywiści byli coraz bardziej wzburzeni.

Ściskając neseser, Renard chodził wzdłuż mercedesa. Nagle pojawił się przy nim jego osobisty asystent, Christophe de Villepain. Młody człowiek o włosach koloru piasku, ubrany w nieskazitelny garnitur, rozłożył nad Renardem parasol. Bankier ucieszył się na widok swego młodego, oddanego kolegi i poklepał go przyjacielsko po plecach.

– Wszędzie cię szukałem. Nie otrzymałeś mojej wiadomości? – spytał Renard.

– Otrzymałem, proszę pana. Ale telefonowała Królowa Helena. Ma przemawiać na otwarciu o 17.00. Dopiero co skończyłem rozmowę.

– Pięknie! – krzykną! Renard, nawykowo postukując w Rolexa – Już jest po piątej. Najwyraźniej przegapię tę mowę. Wszyscy już są?

– Prawie wszyscy. Henry Hooter jedzie prosto z przesłuchania Kongresu w sprawie Rezerw Federalnych w Waszyngtonie. Samolot spóźni się z powodu fatalnych warunków atmosferycznych.

– Muszę z nim pilnie porozmawiać – zdecydowanie stwierdził Renard.

– Będzie siedział przy pańskim stoliku podczas dzisiejszej kolacji w Grand Hall.

– To dobrze. Kto jeszcze siedzi ze mną przy stole? Nie otrzymałem listy miejsc gości! – spytał Renard.

– Konrad von Falkenstein… – odpowiedział Christophe.

– Och! Tylko nie on! Tylko nie Falkenstein! – zajęczał bankier, załamując ręce.

– On jest kluczową postacią, komisarzem Unii do spraw finansów, proszę pana!

– Wiem! Nic mi nie mów! To odpychający arogant! – mówiąc to, Renard skrzywił się z niesmakiem.

– Który ma siedzieć po pana prawej stronie – dokończył Christophe.

– No, i straciłem apetyt – podsumował Renard.

– To nawet i dobrze. Zwyczajowo pierwsze danie i tak jest serwowane bardzo późno. A kolacja przeciągnie się prawie do północy – powiedział Christophe.

– Kto jeszcze ze mną siedzi? – ponowił pytanie Renard.

– Przy pana stole będzie też Jeremy Crawford. Jest w Londynie, ale za chwilę wsiada do samolotu.

– Dalej? – dopytywał się Renard.

– Henry Hooter, Ludwig Schatzmann, Cass Lane, i Hu Yintang. – Christophe recytował listę z pamięci. – Zdaje się, że to już wszyscy przewidywani przy pana stole na dzisiejszy wieczór.

– Dobrze. Świetnie. Mamy dużo do omówienia. Czy Gudrun Traunstein też się zjawi?

– Pani kanclerz dotrze dopiero jutro – wyjaśnił Christophe.

– Proszę, proszę! Chyba grunt zaczyna jej się palić pod stopami, nie sądzisz? – zauważył Renard.

– Niemiecka opinia publiczna zdaje się wiązać jej ręce. Niemcy chyba wolą rozpad strefy euro niż utratę własnej państwowości – powiedział Christophe.

– A niech ich diabli! Ile jeszcze będziemy musieli się użerać z tym liberalnodemokratycznym nonsensem? – Renard był wyraźnie zdegustowany.

– Lord Redshield jest gotów wygłosić mowę otwierającą dzisiejszą kolację – Christophe dalej przekazywał wieści.

– Ciekawe, co też ma do powiedzenia? Jakieś problemy z działaczami anty? – spytał Renard, zwracając wzrok w stronę stojących przy ogrodzeniu ludzi. – Czy to znaczy, że jest naprawdę tak źle, aby trzeba było wynajmować firmę ochroniarską? Spójrz tylko na tych goryli – dodał cicho i wskazał głową dwóch mężczyzn w zbyt dużych mundurach.

– Królowa Helena zażądała, żeby pod jej prywatny odrzutowiec podjechał wóz strażacki. Schowała się w nim, kiedy tylko podjechał… – wyjaśnił Christophe.

– Co takiego?! – wykrzyknął zaskoczony Renard. – Rozumiem konieczność dyskrecji, ale to chyba lekka przesada. Przecież jej imię jest na oficjalnej liście gości, która niedługo będzie powszechnie dostępna w Internecie. Miliony ludzi śledzą także nasze spotkanie poprzez alternatywne media.

Christophe wzruszył ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć.

Królowa Helena z fryzurą à la Molly Sugden była czołową osobistością Iluminatów, ekskluzywnego, tajnego stowarzyszenia okultystycznego. Obowiązująca w nim zasada dochowania tajemnicy, jak również finansowe oszustwa białych kołnierzyków, szantaż, przekupstwa i zabójstwa, czyniły z Iluminatów organizację paralelną do podziemnego świata przestępczego. Helena należała też do jednej z najbogatszych rodzin królewskich w Europie, powiązanej z niezwykle wszechstronną bankierską dynastią Redshieldów. Wiedza, jaką dysponowali Redshieldowie, czyniła z nich ekspertów w dziedzinie systemów bankowych o niewielkich rezerwach oraz banków centralnych. Wiedzę swoją Redshieldowie nabyli w praktyce na drodze łupienia społeczeństwa od przeszło pięciu wieków. Niderlandzka rodzina królewska służyła im za idealną, bo szanowaną, zasłonę dla wszystkich operacji banksterskich6. W ten sposób wspomagała proces wymiany wirtualnego pieniądza banku na prawdziwe pieniądze i realne aktywa. Zdobywano je poprzez spłatę odsetek przez dłużników. Regularność, z jaką grabiono szarych obywateli przypominała okresowe strzyżenie owiec. Mariaże z członkami innych rodów królewskich doprowadziły do scementowania w Europie siły tej banksterskiej elity. Ta zaś rozpleniła się, aby podbijać i kolonizować resztę świata. Ta idealna zasłona umożliwiała banksterom również organizowanie w całej Europie wojen i zbrojnych konfliktów wewnętrznych, mających tuszować występujące w regularnych cyklach kryzysy ekonomiczne, powstałe na bazie sprywatyzowanego systemu finansowego.

Renard domyślał się tylko, że Helena ujrzała jakiś zły omen i walczyła teraz ze swymi wewnętrznymi lękami.

– Jeszcze jedna sprawa, proszę pana. Włoski eurodeputowany robi zamieszanie – powiedział Christophe.

– Zamieszanie? – zdziwił się Renard.

– Próbował sforsować drzwi i wtargnąć do hotelu Kohlstein w chwili, gdy dojeżdżała tam hiszpańska królowa Eleonora z belgijskim księciem Alfredem. Policja użyła siły fizycznej, nazywanej też środkami przymusu bezpośrdniego. Poseł został ranny. Ma złamany nos i robi z tego powodu mnóstwo hałasu. Zajście zaś relacjonują media – wyjaśniał Christophe.

– Tylko tego nam było trzeba! Niepotrzebny rozgłos! – stwierdził Renard.

– No i grecki minister finansów chce jak najszybciej z panem porozmawiać – dodał Christophe.

– Andreas Konstantos? – zdziwił się Renard.

– Tak, proszę pana.

– Coraz więcej zmartwień! Przecież tamto kółko wzajemnej adoracji zarabia wystarczająco dużo na obligacjach i swapach. Nie mogą się troszkę wysilić? – zapytał Renard.

– Mówił mi mój brat, który był w interesach w Grecji, że Ateny przypominają strefę działań wojennych – powiedział Christophe

– Tak właśnie wyglądają Bałkany od czasów imperium ottomańskiego. Zawsze powtarzam, że na tych terenach kontrolę powinno przejąć wojsko! – zdenerwował się Renard.

– To dobry plan! – przytaknął Christophe. Renard po raz kolejny poklepał go po plecach i nie do końca szczerze wyznał – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś, Christophe. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam Francuzów. Mamy wyrafinowanie Hiszpanów, dobre maniery Anglików i wydajność Niemców. To my, a nie ludzie pokroju Gudrun Traunstein, powinniśmy rządzić strefą euro. Co zaś się tyczy Szwajcarów, to stanowią bandę patałachów. Nie potrafią nawet poradzić sobie z moimi walizkami. Bądź tak dobry i dopilnuj, żeby niczego nie zgubili, dobrze Christophe?

– Wygląda na to, że przenoszą ostatnie walizki… Chyba skończyli, proszę pana – powiedział Christophe, wskazując na dwóch, obładowanych ochroniarzy idących w stronę mercedesa, gdy tymczasem załoga helikoptera zamykała luk bagażowy. – Mam nadzieję, że wszystko się zmieści.

– Musiałem przywieźć ludziom lorda Redshielda dokumenty dotyczące umów związanych z derywatywami7 odnośnie greckiego długu. Po przejrzeniu zostaną zniszczone. Jeżeli Grecja kiedykolwiek nie wywiąże się z zaciągniętych zobowiązań i naruszy pięćdziesiąt bilionów euro z greckiego swapu na zwłokę w spłacie kredytu ubezpieczającego banki, nastanie finansowy Armageddon. – Stwierdził Renard.

– Pięćdziesiąt bilionów euro? – zdziwił się Christophe – Rozumiem, że jeśli chce się pożyczać pieniądze państwom takim, jak Grecja, to potrzebne są jakieś zabezpieczenia. Od kiedy Grecja przyjęła euro, straciła bardzo dużo na konkurencyjności. Grecka gospodarka kurczy się, a długi rosną lawinowo. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że Grecja nie jest w stanie wywiązać się ze spłat i jej upadek jest nieunikniony! Ale pięćdziesiąt bilionów ubezpieczenia? To oznacza, że cała produkcja światowej gospodarki ma gwarantować tylko za samą Grecję. Czy to jest w ogóle możliwe?!

– Ano właśnie. Ludzie myślą, że poprzez sprzedaż swapów i ubezpieczeń Gold Saxmann i banki Stanów Zjednoczonych zagwarantowały tylko bilion dolarów europejskiego długu państwowego. W rzeczywistości sumy te są znacznie większe. Wszystkie pieniądze, które banki zarobiły na opłatach, poszły, rzecz jasna, na wypłatę bonusów i dywidend. Jeżeli Grecja teraz zbankrutuje i mechanizmy swapów zostaną uruchomione, banki w USA zostaną zmiecione!

– Naprawdę? – zdziwił się Christophe i dodał: – To rzeczywiście całe mnóstwo dokumentów, proszę pana! Czy wszystkie dotyczą swapów na zwłokę w spłacie kredytów?

– Niewielka część dotyczy miliardów nieoprocentowanego kredytu, jakiego udzieliłem Deutschland Bank, po to żeby mógł kupić greckie obligacje narodowe i otrzymać za to 10 proc. odsetek. Łącznie udzieliłem Deutschland Bank 200 miliardów euro nieoprocentowanego kredytu na wykup greckich obligacji i kolejne 100 miliardów na zakup swapów ubezpieczających ten bank od nieuniknionego upadku Grecji. Tak więc, Deutschland Bank jest całkowicie ubezpieczony od odpisów od ich własnych obligacji i spadku cen akcji z powodu strat na obligacjach. Jednak tylko przez Gold Saxmann i inne banki, których kondycja jest teraz bardzo zła.

– Zwyczajna karuzela interesów, proszę pana – z lekkim cynizmem stwierdził Christophe. – Tak już jest, że bank A pożycza pieniądze bankowi B, a bank B bankowi A, a ani jeden ani drugi nie ma żadnych pieniędzy. Straty i tak zawsze ponosi podatnik.

– Tylko że tym razem żaden z amerykańskich megabanków nie przetrwa, jeśli będzie musiał wypłacić miliardy za ubezpieczenia, które sprzedał. Bankructwo Grecji spowoduje implozję całego systemu bankowego USA. Amerykańskie banki będą musiały zostać znacjonalizowane. A jeśli straty banków, spowodowane wypłatą ubezpieczeń zostaną dodane do długu narodowego Stanów, to wysokość długu federalnego sięgnie stratosfery. Dług federalny wyniesie około pięciuset bilionów. Natomiast upadające banki wywołają efekt domina na całym świecie. Wówczas trzeba będzie zacząć wypłacać wszystkie ubezpieczenia od utraty płynności. Nieważne, czy Grecy zdechną z głodu czy nie, ale pieniądze nie mogą przestać do nas płynąć! – z przekonaniem stwierdził Renard.

– Niszczarki do dokumentów będą musiały wziąć nadgodziny – powiedział Christophe.

– Żebyś wiedział. Kilku dziennikarzy wystosowało pozew sądowy, w którym domagają się udostępnienia szczegółowych informacji dotyczących tego, jak finansowałem swapy dla banków strefy euro. Zostanę zlinczowany, jeśli kiedykolwiek dowiedzą się, jaką rolę odegrałem w podbijaniu, przez rynek swapów, wielkości oprocentowania długu narodowego Grecji, zmuszając ją do bankierskich poświadczeń…

– Coś mi się przypomniało! Jest jeden mały problem, proszę pana.

– Mów! – rzucił krótko Renard.

– W stronę hotelu Kohlstein zmierza grupa protestujących. Przewodzi jej Bernd Previn. Robi się z tego spore zamieszanie – wyjaśnił Christophe.

– No, nie! – jęknął Renard – to ten sam szwajcarski parlamentarzysta, który twierdził, że policja powinna nas aresztować?

– Ten sam, proszę pana.

Jeden z ochroniarzy zatrzasnął bagażnik. W niepojęty sposób udało im się upchnąć wszystkie walizki w samochodzie. Byli gotowi do drogi.

– Jednak nie przejmowałbym się nimi zbytnio, proszę pana. To tylko grupka wałęsających się frajerów – powiedział Christophe otwierając tylne drzwi limuzyny.

Renard zajął miejsce z tyłu mercedesa. Neseser położył na kolanach. Za kierownicą siedział szofer w białej koszuli z czarnym krawatem. Miał bardzo krótko ostrzyżone włosy.

– Aha! Christophe, dowiedz się też, którzy z bloggerów są tutaj. Wyślij ich listę do naszych ludzi w Europolu – dodał Renard sadowiąc się wygodnie na swoim skórzanym siedzeniu.

– Nasz człowiek, Freeknect zbiera nazwiska i informacje. Przygotował w hotelu Rutil pokój prasowy z dostępem do Internetu dla niezależnych dziennikarzy. W ten sposób zdobędziemy hasła, jakich używają online i będziemy mogli śledzić ich aktywność w sieci.

Dwaj ochroniarze podeszli do samochodu.

– Christophe powiedz tym pajacom, że ich nie potrzebuję… – polecił Renard

– A co z Brendem Previnem, proszę Pana? – spytał Christophe

– Nie przejmuj się! Wszystko będzie dobrze. Merc, to prawie czołg! – powiedział Renard i roześmiał się. Christophe zatrzasnął drzwi. Zawarczał silnik. Mocno przyśpieszając, ruszyli poprzez lądowisko, na którym właśnie siadał kolejny helikopter. Wciśnięty w róg kanapy Renard patrzył, jak personel lotniska oddala się, aż w końcu zginął mu z oczu. Kątem oka dostrzegł jeszcze komisarza finansowego Unii, Konrada von Falkensteina, przesiadającego się z helikoptera do czarnego mercedesa.

Dotarli do punktu odpraw. Otaczał go tuzin uzbrojonych policjantów w niebieskich mundurach. Renard zaczął się denerwować. Nie wiedział, co teraz będzie. Czy policja przeprowadzi kontrolę? Czy znajdzie w jego bagażach walizkę pełną nielegalnych pieniędzy? Stosunki pomiędzy gangiem białych kołnierzyków, do którego należał, a stróżami prawa nigdy nie układały się bezkonfliktowo. Właśnie dlatego tak dużą liczbę wysokich stanowisk w sądach i w policji trzeba było obsadzać „swoimi agentami”. Trzeba było mieć pewność, że prawo obowiązuje wszystkich, tylko nie ich!

Podszedł do nich policjant z nonszalancko zatkniętymi za pas kciukami. Spojrzał na umieszczone za przednią szybą mercedesa identyfikatory. Sporządzono je specjalnie dla uczestników konferencji Brandenberg. Dał sygnał ręką. Podniesiono szlaban. Kierowca ponownie ruszył w drogę.

Mokra od deszczu droga biegła pomiędzy górami. Po obu jej stronach rósł gęsty las. Od czasu do czasu asfalt przecinały żółte snopy światła, rzucane przez reflektory samochodu jadącego z naprzeciwka. Zachodzące za zboczem góry, słońce przypominało mały rozżarzony węgielek. Dzień miał się powoli ku końcowi. Poszarzałe od zmierzchu niebo zlewało się z ciemnymi strugami wody na szosie. Nadchodzący mrok wypływał powoli spomiędzy sosen i otulał górskie stoki. Na skrzyżowaniu, do którego dojechali, powstał niewielki zator. Kierowca najpierw zwolnił, a następnie zastopował – opancerzony mercedes przyczaił się na końcu długiej kolejki samochodów jadących do St. Anton.

– Mógłbyś się pospieszyć? – rzucił Renard niecierpliwie postukując w tarczę złotego Rolexa, jak to miał w zwyczaju.

Kierowca wjechał na zamknięty dla ruchu pas i ominął stojące samochody. Był to ryzykowny manewr, ale się udał – byli teraz jedynymi na drodze. Za lasem powleczonym mgłą, niczym dymem, ukazał się na chwilę neon hotelu Kohlstein. Mercedes skręcił pod ostrym kątem w prawo, ale okazało się, że dalej nie mogli jechać, bowiem drogę zamknięto z powodu robót. Zmuszony do objazdu kierowca był wyraźnie zdenerwowany. Przyspieszył i jechał teraz z szybkością na granicy bezpieczeństwa. Na barierach, cienką listwą metalu oddzielających samochód od górskich przepaści, migały miarowo światła odblaskowe. Opadająca mgła chaotycznie wiła się po rozciągającej się poniżej dolinie. Kierowca przyhamował, skręcił i ponownie przyspieszył, aby pokonać pochyłość drogi. Podkręcił głośność odtwarzacza CD.

Poirytowany Renard usłyszał słowa piosenki:

Płoń duchu płoń, rozpal nasze serca.

Płyń rzeko płyń, zalej narody

Swą łaską i litością,

Wyślij wprzód swe słowa i niech nastanie światłość

Świeć Jezu, świeć

Wypełnij ziemię chwałą Twego Ojca.

– Możesz to ściszyć? – zapytał rozkazująco Renard.

Kierowca natychmiast usłuchał i jednocześnie włączył ogrzewanie. Do wnętrza zaczęło płynąć ciepłe powietrze. W krótkim czasie Renard poczuł się na tyle rozgrzany, by ściągnąć rękawiczki. Wyciągnął telefon Blackberry. Stukając w klawisze pomyślał o swojej kochance, młodej i pięknej dwudziestoletniej Marinie Tuchaczewskiej. Na początku znajomości był nią tak oczarowany, że kupił jej luksusowy apartament w Monako.

Marina była pianistką i pochodziła z Sankt Petersburga, z ubogiej rodziny. Renard był człowiekiem ogromnie kochliwym. Jego zachłanny apetyt seksualny sprawiał, że oprócz stałych kochanek, odwiedzał regularnie ekskluzywne domy publiczne. Bywał też gościem pewnego sadomasochistycznego burdelu, gdzie brał udział w imprezach bunga-bunga, niekiedy o bardzo gwałtownym przebiegu.

Jednak tak się złożyło, że to Marina znudziła się Renardem i ostatecznie wzięła sobie młodego kochanka. Kilka dni temu, kiedy próbowała wyjechać ze swym nowych chłopakiem z Monako do Francji, Renard skutecznie użył swoich kontaktów. Skonfiskowano jej paszport na lotnisku, w chwili, gdy miała wsiąść na pokład samolotu lecącego do Nicei. Została w ten sposób uwięziona w swoim luksusowym apartamencie w Monako. Teraz miała się przekonać, w dość zresztą przykry sposób, że Monako jest nie tylko jednym z najwspanialszych, lecz również jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Zwłaszcza, gdy zadrze się z Iluminatami.

Przystań jachtowa w porcie Monako była miejscem, gdzie przybijały i skąd wypływały przede wszystkim ekskluzywne jachty elity. Każdego roku z ich pokładów znikało wiele pięknych i młodych kobiet. Księstwo Monako, cieszące się wizerunkiem turystycznego raju, stanowiło również centrum szlaków zorganizowanej przestępczości, trudniących się handlem bronią, narkotykami, żywym towarem i niewolniczą prostytucją. Liczni członkowie elity zakotwiczali tu swoje super jachty całkowicie przekonani o własnej bezkarności. Pozostawały w porcie Monako przez cały rok.

W równie przykry sposób Marina się przekona, że nie powinna była mnie oszukiwać – myślał Renard sprawdzając wiadomości na Blackberry. Był zazdrosnym i zaborczym kochankiem i nie potrafił znieść odrzucenia. Doskonale wiedział, że Marina była teraz zupełnie zdana na jego łaskę. Na dodatek znajdowała się w rękach najbardziej odrażającego z jego ochroniarzy – „Jego lordowskiej Mości”. Była to niezwykle trafna „ksywa” dla tego psychopaty z Belgii. Już sama perspektywa sprawiania innym bólu, zawsze przyprawiała zdeprawowanego rozpustnika o dreszcze rozkoszy. Oczy Renarda błyszczały chorą nienawiścią, kiedy myślał o Marinie i o tym, że jej los zależał całkowicie od jego widzimisię.

Przeszukując pocztę głosową, Renard nie znalazł żadnej wiadomości z Monako. „Muszę poczekać, aż dojedziemy do hotelu Kohlstein. Tam będę mógł skorzystać z telefonu satelitarnego z przystawką szyfrującą i poznać najnowsze wieści”, myślał z rosnącą niecierpliwością.

W czasie, gdy Renard przeglądał pocztę elektroniczną, mercedes, pokonując wąskie zakręty, nadal pędził pod górę.

– Oby tylko nie był to kolejny raport z Bundestagu – mruczał do siebie. – Nawet nie chcę o tym czytać. Mimo to otworzył kolejną wiadomość. Przeczytawszy tylko jej pierwszy akapit, natychmiast ją zamknął. Nie mógł znieść faktu, że niektórzy posłowie niemieckiego parlamentu zaczynali zdawać sobie sprawę, iż cała strefa euro tonie w czarnej dziurze astronomicznego długu, wywołanej przez bank rezerw. Niektórzy z nich rozumieli też rolę, jaką on sam odgrywał w tym szwindlu. Banki oraz rynek obligacji używały długu narodowego, który Renard pomagał im tworzyć, jako parawanu służącego do wysysania wszystkich pieniężnych aktywów i podatków z krajów strefy euro – począwszy od Grecji, a kończąc na Niemczech. To był chyba najbardziej bezczelny szwindel, jaki kiedykolwiek miał miejsce. Jednym słowem – finansowa piramida wszechczasów.

Bundestag próbował ograniczyć działalność kanclerz Traunstein. I to właśnie teraz, kiedy, pod pretekstem pomocy państwom zadłużonym, takim jak Grecja, Irlandia i Portugalia, setki miliardów euro pochodzących od podatników miały zostać przekazane do banków. Oczywiście, miliardy te nie miały iść na pomoc Grekom, Irlandczykom czy Portugalczykom. Były przekazywane prosto do kieszeni bankierów i posiadaczy obligacji, jako wypłaty należnych im odsetek. Wielkość odsetek do spłaty, w przypadku greckiego długu państwowego, była tak ogromna, że nie pokrywała ich nawet całość podatków tego kraju. Rząd grecki musiał zaciągać stale nowe pożyczki po to, aby spłacać same tylko odsetki! Normalnie państwo o takim stanie finansów powinno zostać uznane za bankruta. Ale Renard grał jedną z głównych ról w tym przedstawieniu. To do niego należało ustanawianie puli pieniędzy pochodzących z podatków, nazywanej euro-poręczeniami, na takim poziomie, by bezustannie zasilała wypłaty dla prywatnych posiadaczy obligacji.

Tymczasem grecki dług narodowy narastał w lawinowym tempie. Analogiczna sytuacja miała miejsce w przypadku irlandzkiego i portugalskiego zadłużenia. Oczywiście z tego samego powodu. Ogarnięci paniką niemieccy podatnicy i ich parlament, chcąc się ratować przed tym tsunami8 długów, które miało pochłonąć cały kraj, zmusili kanclerz Gudrun Traunstein, by odrzuciła euroobligacje. Pod presją buntujących się członków Bundestagu i wzburzonej opinii publicznej pani Kanclerz złożyła uroczyste przyrzeczenie, że zmusi banki do zaakceptowania części strat i położy kres ich żerowaniu na tragedii Grecji. „To pomysł całkowicie niedorzeczny. Wprost śmieszny! – ocenił Renard – Gdzież indziej banki miały zarabiać, jak nie na odsetkach z długu narodowego? Przecież właśnie to oraz przyspieszona prywatyzacja aktywów, wymuszona na nadwyrężonych gospodarkach narodowych, stanowiły źródło dochodów banków. Czyżby Traunstein kompletnie nie rozumiała, że banki tak naprawdę nie mają żadnych pieniędzy?” Banki wszak posiadały na własnych kontach wyłącznie pieniądze wirtualne, powstałe na skutek systemu podwójnego księgowania. Podstawowym zyskiem banków z tworzenia wirtualnego pieniądza było rzeczywiste oprocentowanie każdej pożyczki, jakiej udzielały.

Szczególnie duże profity można było zyskać, wyolbrzymiając straty lub długi na rachunkach klientów, a następnie zmuszając podatników do ich „poręczenia”. Kryzys mieszkaniowy 2008 roku był po prostu kolejnym sposobem, w jaki banki dokonały nadużyć. Deklarując stan bliski utraty płynności finansowej, wyolbrzymiły wirtualne straty na swoich rachunkach. W ten sposób pozyskały prawdziwe pieniądze i rzeczywiste aktywa. Banki używały też sztuczek przy księgowaniu wartości godziwej9 i manipulowały ocenami kredytowania. Dzięki czemu wywoływały, podczas boomu, inflację wartości kredytów hipotecznych na kartach swych ksiąg. Następnie pomagały ograniczyć kredytowanie i doprowadzały do kryzysu – tak upadł Lehmann. Po wygodnej dla siebie zmianie zasad księgowania wartości rynkowej prywatne banki deklarowały, że utraciły gigantyczne ilości pieniędzy z powodu inflacji na kredytach hipotecznych, wobec czego pomoc podatników jest koniecznością. Mimo, że były to tylko straty wirtualne, prywatne banki odbierały za nie realne miliardy z ubezpieczeń. Odbierały też miliardy z pieniędzy podatników.

W 2008 roku tylko sześć czołowych megabanków, oprócz poręczeń, otrzymało od banku Rezerw Federalnych, zupełnie za darmo, 13 bilionów dolarów dla bankierów i swoich akcjonariuszy. Sprawę tę, z oczywistych powodów, trzymano w tajemnicy.

Kryzys kredytowy zwiększył liczbę ludzi pozbawionych pracy, a tym samym mających poważne problemy ze spłatą długów hipotecznych. Banki, wykorzystując to, otrzymywały za wirtualne cyferki, czyli w gruncie rzeczy za nic, miliardy z pieniędzy podatników. Przejęły również miliony domów i innych aktywów.

Dochodziło nawet do tego, że banki nie zadowalały się czekaniem, aż ludzie zaczną zalegać ze spłatami kredytów hipotecznych. Chcąc przejąć miliony domów obciążonych hipoteką w USA, spreparowały oszustwo polegające na fałszowaniu podpisów kredytobiorców. Dzięki czemu wyrzuciły z własnych domów nawet tych, którzy rzetelnie i punktualnie płacili wszystkie raty swego zadłużenia. Wystarczył podrobiony podpis na dokumentach.

Również w Europie długi, zaciągnięte w bankach przez sektor nieruchomości, uznano w 2008 roku za dług narodowy. Gdy tylko to się stało, przystąpiono do opracowania starannego planu wywołania kryzysu. Najpierw przygotowano dla niego scenerię. Wykorzystano poręczenia i inne bankowe sztuczki, dzięki czemu podwyższono wielkość odsetek od długu narodowego. W ramach środków ratunkowych narzucono surowe oszczędności. Grecja, Irlandia i Portugalia już zostały wciągnięte w wir „śmiertelnej” spirali deflacyjnej długu. Ich gospodarki popadały w ruinę wypruwając sobie flaki, by spłacić odsetki obcym kredytodawcom. Przyczyna, jak zwykle, leżała w wydrenowaniu wszystkich pieniędzy.

Poręczenia przetransferowały pozostałą część długu do innych państw strefy euro. Jednocześnie społeczeństwo z wolna zaczęło rozumieć, że wrzucanie wszystkich pieniędzy europejskich podatników w czarną dziurę częściowego długu ich banku rezerw musi ostatecznie doprowadzić do wessania wszystkich krajów, którym udało się jeszcze zachować płynność finansową, w ten sam śmiertelny wir długu. A co więcej, znacząco wzbogaci i tak już opływającą we wszelkie dostatki elitę.

Moja rola w tym szwindlu Ponziego zbyt szybko wychodzi na światło dzienne – zdecydował Renard, marszcząc czoło podczas przeglądania wiadomości na ekranie Blackberry… – strefa euro i tak upadnie, lecz musi do tego dojść we właściwym czasie. Wtedy, kiedy nowa globalna jednostka monetarna MFW/SDR będzie gotowa do wprowadzenia… wówczas ktoś inny powinien zostać wskazany palcem i ponieść za to odpowiedzialność – Renard zastanawiał się od jakiegoś czasu nad stosownym kandydatem.

Przeglądając e-maile, Renard bacznie analizował zaznaczone przez sekretarza raporty medialne. Zwrócił uwagę, że brytyjski parlamentarzysta nazwał w telewizji poręczenia dla strefy euro największym przestępstwem finansowym wszechczasów.

– Coś takiego! – zirytował się bankier. – Przecież to nam zupełnie psuje szyki…

Jeszcze bardziej wytrąciła Renarda z równowagi wypowiedź bankiera argentyńskiego banku centralnego, który w wywiadzie dla czołowej gazety finansowej ośmielił się użyć sformułowania szwindel Ponziego w kontekście strefy euro. Na całym świecie ekonomiści nawoływali do uznania Grecji za bankruta, a nie tylko za państwo pozbawione płynności finansowej. „Świetny pomysł! Tylko tego brakowało!” – Renard czuł, że robi się coraz bardziej wściekły. Dobrze wiedział, że jeśli Grecja nie spłaci długu, będzie musiał spisać na straty sześćset miliardów euro (albo i więcej!) w postaci pożyczek, jakich nielegalnie udzielił bankom i rządom. Wówczas EBR stałby się bankrutem w przeciągu jednego dnia. Poza tym zewsząd posypałyby się pytania, dlaczego w ogóle finansował obligacje państwowe, skoro zabrania tego statut EBR, zwłaszcza że drukowanie pieniędzy na wykup państwowych obligacji wywołuje hiperinflację?! Gdyby Niemcy dowiedzieli się, że muszą płacić lwią część strat EBR, nie wspominając nawet o innych obowiązkach płatniczych wynikających z poręczeń, chyba musiałby skorzystać z helikoptera, aby uciec przed rozwścieczonym tłumem z Frankfurtu.

Renard schował telefon do kieszeni płaszcza. Zastanawiał się, co robić? Kalkulował teraz i knuł… Starał się przy tym instynktownie ukryć przed wzrokiem kierowcy – nie chciał, by go ktoś obserwował. A już na pewno nie służba bądź kierowcy. Renard wcisnął się najgłębiej, jak tylko mógł, w róg kanapy. Mimo to, jadąc tego wieczoru samotną drogą pośród gór do hotelu Kohlstein, czuł się całkowicie bezbronny. A nawet jeszcze gorzej, czuł się chory. W ustach miał dziwny posmak… Klatkę piersiową przeszywał mu pulsujący ból. Chciał jak najprędzej dotrzeć do hotelu i zażyć swoje nasercowe lekarstwa. Jakiś czas temu lekarz ostrzegał go, że musi obniżyć poziom stresu. Dlatego Renard poważnie już myślał o emeryturze, wprost nie mógł się jej doczekać. Chciał zostawić za sobą wszystkie zmartwienia, i nareszcie przenieść się do willi nad Oceanem Indyjskim.

Samochód jechał przez góry, pokonując coraz wyższe wzniesienia. Około dziesięć minut zajęło im przebycie długiego objazdu, wymuszonego przez roboty drogowe. Regularnie usytuowane przydrożne znaki wskazywały drogę na szczyt góry, gdzie mieściła się popularna restauracja, tuż obok końcowej stacji kolejki linowej. Wskazywały też szlak do hotelu Kohlstein. Ból w klatce piersiowej zelżał i Renard poczuł, że ogarnia go senność. Ze swojego schronienia na tylnym siedzeniu obserwował ostatnie promienie słońca, prześwitujące przez spowite mgłą korony sosen. Pomiędzy gałęziami pobłyskiwały światła St. Anton. Gasnące promienie czerwono-żółtawego światła znaczyły tajemnicze smugi na położonej pomiędzy granatowymi masywami gór dolinie.

„I po co był ten cały rwetes na lotnisku? – ziewając, zastanawiał się Renard. – Te pajace z ochrony na pewno przesadzały. Pomyśleć tylko, że jeden z nich chciał razem ze mną jechać! Niby po co?”

Nagle przed samochodem zamajaczyła jakąś postać. Na poboczu, ledwie widoczny na tle leśnego poszycia, stał mężczyzna. Ubrany był w jakąś kurtkę, dżinsy i trampki. W jednej ręce trzymał reklamówkę, w drugiej transparent. Kiedy samochód mijał go, reflektory oświetliły transparent. Przez smagane deszczem okno Renard dostrzegł symbol piramidy. W poprzek niego biegły czerwone litery, układające się w słowo „nie”. Symbol piramidy dobrze był znany Renardowi. Wykorzystywali go Iluminaci. Renard dojrzał też jasną brodę mężczyzny. Pozostałą część twarzy skrywał zielony kaptur jego kurtki.

„Żałosne!” pomyślał Renard, mrużąc zimne niebieskie oczy. „Czy to wszystko, na co stać aktywistów? I co to ma być?! Zwykły kawałek tektury! I ta farba! Całkiem rozmyta przez deszcz. Co za idioci! A jego ubranie? Nie stać go nawet na porządne buty! Jakiż to przykry widok, stojący w deszczu człowiek, w tanich trampkach, z plastikową reklamówką i plakatem z tektury!”

W miarę, jak samochód oddalał się, sylwetka na poboczu rozmywała się w zmierzchu opadającym na las. Wygodnie rozparty w limuzynie Renard uśmiechał się złośliwie. „Ten frajer najwidoczniej nie miał nic lepszego do roboty, jak tylko tkwić tu, w tym deszczu! Na pewno jest bezrobotny. Jakiś nieudacznik, który poszperał trochę w Internecie i natknął się na symbol piramidy. Nie ma o tym najmniejszego pojęcia!” – myślał Renard, ściągając usta w pogardzie. „Nie ma pojęcia, jak zdobyliśmy wiedzę, zapoczątkowaną w starożytnym Sumerze! Ani jak perfekcyjnie opanowaliśmy sztukę rządzenia i wykorzystania systemu bankowego”. Renard był w pełni zadowolony z siebie.

Mercedes