Czterech Ojców River Conway. Tom 3 - Milena Grabowska - ebook

Czterech Ojców River Conway. Tom 3 ebook

Grabowska Milena

0,0
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dorastanie nie jest takie trudne, kiedy ma się czterech wspaniałych ojców

River Conway definitywnie dorasta, czego choćby dobitnie dowodzą włosy sięgające już do połowy jej pleców. Czas upływa nieubłaganie, a dziewczyna żegna się nie tylko z niespełnialnym marzeniem o kochającej matce, ale i z beztroskim dzieciństwem. Próbuje zerwać z przeszłością, uciec od złych wspomnień i znaleźć odpowiedź na pytanie "jak się czujesz?". Jednak przeszłość kurczowo się jej trzyma. Z kolei teraźniejszość wymaga decyzji niemożliwych do podjęcia, a wyobrażenie przyszłości mogłoby mieć odrobinę jaśniejsze kolory.

W całym tym szaleństwie River chciałaby pozostać sobą. Być po prostu River Conway.

W głębi serca wie, że to możliwe. Ma przecież czterech ojców, na których może się oprzeć niczym na mocnych filarach - Logana, Raya, Vincenta i Isaaka.

Uświadomiła sobie, że tych czterech mężczyzn było czterema ścianami, które tworzą jej dom. Chronią przed wichurami i wszelkimi zagrożeniami. Zbudowali jej miejsce, którego jako dzieci nigdy nie mieli. [...] Nie byli nieomylni, nie byli idealni i na pewno nie byli doskonałymi rodzicami. Ale dali jej to, czego połowa rodziców na świecie nigdy nie zaoferowała swoim dzieciom. Miłość i otwarte ramiona. Bo nie istniało bezpieczniejsze miejsce niż to. Byli składowymi jednego organizmu, który przez tyle lat otaczał ją opieką i dbał o jej wychowanie. Byli czterema elementami, które tylko razem mogły stworzyć większą całość.

Czy jedna, z pozoru niewiele znacząca decyzja zburzy mury bezpiecznego domu River Conway? Tego się dowiecie z ostatniego tomu serii!

Książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 459

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Milena Grabowska

Czterech Ojców River Conway.

Tom 3.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo

do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra Redakcja: Anna Suchańska Warsztat Słów Korekta: M.T. Media

Grafikę na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: beya.pl

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres:

beya.pl/user/opinie/cztoj3_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-3088-9

Copyright © Milena Grabowska 2025

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Mikołaju, ta książka jest dla Ciebie.

I dla każdego, kto tak jak Ty musiał dorosnąć zbyt szybko.

Dla każdego, kto stracił bliską osobę. Znajdźcie ukojenie na stronach tej książki.

Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!

W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak: utrata bliskiej osoby, problemy rodzinne, przemoc, problemy psychiczne, działalność niezgodna z prawem, sceny intymne oraz niecenzuralne słownictwo, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.

Pamiętajcie — jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.

Prolog

River weszła do mieszkania i poczuła, jak wszystkie jej tamy puszczają. Zalała się strumieniem łez, który był nie do opanowania. Łzy były lodowate i dziewczyna miała wrażenie, że kaleczą jej policzki. Pociągnęła za rękaw swetra i potarła nim o swój policzek. Jej ramiona opadły, a ona wpatrywała się przed siebie. Nie widziała nic poza mgłą. Nie mogła złapać oddechu, a zwykłe ustanie na nogach wydawało się bardzo trudnym zadaniem.

Ubrania zaczęły gryźć jej skórę, było jej niewygodnie. Buty zdawały się kurczyć i ściskać jej stopy. Ciało stało się chłodne, a chłód wypływał z serca. Było jej tak potwornie zimno. Jak by ktoś zamknął ją w górze lodowej. Jakby sama się nią stała.

Wzięła kilka kolejnych wdechów, jednak one nie pomogły. Zaszlochała i nagle poczuła ciepło, które przeszło od jej palców u stóp aż po czubek głowy.

Znalazła się w bezpiecznych ramionach Logana.

– Moja mama umiera – wyszeptała. – I potrzebuje mnie, żeby przeżyć.

– River – szepnął.

Dziewczyna zacisnęła dłonie na materiale jego koszulki. Pociągnęła nosem i zrozumiała, że czuje się obco w swoim ciele. Stała się intruzem. Nie tylko w głowie. Nie pasowała do swoich mięśni, kości, nawet zapach perfum, których używała od lat, teraz wydawał się obcy. Nie potrafiła kontrolować reakcji swojego ciała, bo nie była już jego właścicielką.

Może tak naprawdę nigdy nią nie była. Może tylko wypożyczała to ciało. A wypożyczenia, jak mówi wiedza powszechna, mają ograniczenia czasowe. Jej czas właśnie się skończył, więc musiała szybko znaleźć jakieś inne miejsce, w którym będzie mogła się zadomowić.

Od płaczu bolała ją głowa, buty stały się jeszcze bardziej niewygodne i miała wrażenie, że podeszwy zaczęły się palić, bo nagle zrobiło jej się bardzo ciepło. Czuła kropelki potu spływające z czoła i łączące się ze łzami na policzkach. Miała ochotę drapać swoją skórę i wyskoczyć z tego ciała, które tak ją gniotło. Chciała uderzać we własną głowę, żeby głosy w niej wreszcie ucichły. Było jej gorąco, a jednocześnie chłód wciąż się z niej wydostawał. Czy Logan go przejmował? Trzymał ją tak mocno, tak blisko siebie. Zabierał cały chłód, który River dostała od swojej matki podczas ich krótkiej rozmowy.

Dziewczyna zagryzła mocno dolną wargę. Poczuła się tak pusta. Niewidzialny ciężar osiadł na jej ramionach.

– Trzymam cię – powiedział Logan i ułożył jedną dłoń na tyle jej głowy. – Poradzimy sobie z tym.

– Nie, nie. – Pokręciła głową. – Nie mogę.

– Nie musisz – odparł mężczyzna.

River nie wiedziała, jak mu wytłumaczyć, co teraz czuła. Nie znajdowała słów, które w pełni wyjaśniałyby jej odczucia. To, jak bardzo zła i przerażona była. Jak bardzo rozstrojona się czuła. Chciała krzyczeć na całe gardło lub milczeć przez następny miesiąc. Każda z jej nóg stała po innej stronie granicy. Znajdowała się pomiędzy i nie potrafiła wykonać kroku, który sprawiłby, że stanie po którejś stronie. Całkowicie. Bez wątpliwości.

Wzięła głęboki wdech, a potem poczuła skurcz w brzuchu.

Mięśnie Logana się napięły, a jego uścisk wzmocnił. Był mocny, ale na tyle ostrożny, żeby nie sprawiać jej bólu. To spowodowało, że rozpłakała się jeszcze bardziej.

– Spotkałam ją – powiedziała. – W parku. – Próbowała złapać oddech. – Jest chora i mnie potrzebuje. Potrzebuje mnie…

– Spokojnie. – Logan pogładził jej plecy.

– Muszę jej pomóc.

– Nie – odparł. – Nie musisz – zapewnił ją. – Nie czuj się w obowiązku do pomagania każdemu, kto tego potrzebuje.

Chciała przekonać Logana, żeby nikomu nie mówił o prośbie jej matki. Wiedziała jednak, że nie może oczekiwać, by ukrywał coś przed swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Nie mogła prosić o coś takiego. Wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Nawet nie była pewna, dlaczego ta sytuacja tak bardzo ją poruszyła. Od kilku tygodni jej emocje w łatwy sposób wylewały się na zewnątrz. Była przesadnie szczęśliwa lub całkowicie zmarnowana, bo coś ją zasmuciło. Teraz czuła się podobnie.

Czy faktycznie powinna zareagować w ten sposób?

Wszystko wydawało jej się inne od momentu, gdy wylądowała w domu Quinna.

– Może umrzeć.

– Napijmy się herbaty, dobrze? – Logan poruszył się, ale River od razu przylgnęła do jego ciała. Nie mogła trzymać się na dystans. Nie chciała. Przytuliła się do niego mocniej, a Logan wiedział, że nie ma teraz szans, żeby go puściła. Objął ją trochę mocniej i zaczął wykonywać małe kroki do tyłu.

Jakoś uda im się dostać do kuchni.

Jakoś uda im się to wszystko poukładać.

***

– Pamiętacie, jak zabraliśmy ją z domu dziecka i przez długi czas któryś z nas zawsze musiał ją trzymać? – zapytał Logan. Przed oczami stanęła mu zapłakana twarz córki. Żaden rodzic nie chce widzieć swojego dziecka w takim stanie. To wyrywało mu serce z piersi.

Chciał mieć umiejętność przenoszenia bólu. Wtedy zabrałby od niej wszystkie trudy i przelał je na siebie. On mógł cierpieć. Ale nie River. Nie jego córka.

Wszyscy na niego spojrzeli i pokiwali głowami.

– To dziwne, ale miałem wrażenie, że dziś jej zachowanie było podobne – powiedział po chwili. – Jakby River potrzebowała czuć, że ktoś jest obok – wyjaśnił. – To, co mówił Ray kilka lat temu, wciąż siedzi mi w głowie.

– To, że River jako niemowlę nie chciała być wypuszczana z ramion, bo bała się, że już do nich nie wróci? – zapytał Ray.

– Tak. – Logan pokiwał głową.

Przez jakiś czas panowała cisza.

Cała czwórka siedziała w salonie Raya i próbowała dojść do jakiegoś porozumienia. Każdy z nich miał inne zdanie i całkowicie odmienny plan działania. Wiedzieli, że Abby przekroczyła granicę, a przecież tak jasno ją wytyczyli. Postawili mur, który miał chronić River. Jednak nawet ten mur nie był w stanie zatrzymać całego zła. Gdzieś musiała znajdować się dziura. I przez tę dziurę przeszła Abby.

Nie miała prawa zaczepiać River w parku i mówić jej takich rzeczy. Oczekiwać, że dziewczyna jej pomoże. River była tylko nastolatką, dość emocjonalną, a Abby powinna w pierwszej kolejności porozmawiać z którymś z nich. Nie mogła tak mieszać w głowie dziecku.

– Co zrobimy? – Isaak westchnął, a Klapek wskoczył na jego kolana. Ten pies miał zdolność wyczuwania złych emocji i od razu reagował.

– Nie mam pojęcia. – Logan pokręcił głową. – Nie wiem.

– Gdzie jest teraz River?

– Wypiliśmy herbatę i poszła do siebie. Jak wychodziłem, to spała – powiedział i poprawił się na swoim miejscu. – Miała takie dziwne mechaniczne ruchy. Była nieobecna.

– Powinna mieć prawo głosu. Niezależnie od tego, co chcemy zrobić – stwierdził Ray.

– To dziecko. – Vincent starał się brzmieć przekonująco.

– Nastolatka – zaznaczył Ray. – Przecież nie możemy podjąć decyzji za jej plecami.

– Możemy i to zrobimy – odparł Vincent. – Znając River, będzie chciała zrobić wszystko, żeby pomóc tej szurniętej suce.

– To będzie całkowicie normalna reakcja na prośbę umierającej matki. – Głos Raya stał się stanowczy.

– Ta matka ją porzuciła – wtrącił się Isaak.

– I może właśnie to sprawia, że River będzie chciała jej pomóc. – Głos Raya był spokojny. – Nie mówię, że to dobre. Ale próbuję wam uświadomić, że to klasyczne zachowanie w tej sytuacji. River podświadomie może pragnąć jej poklasku, uwagi. Jest tylko dzieckiem, które niedawno poznało swoją matkę. I nawet jeśli źle wspomina kontakt z nią, to może chcieć jej miłości. To normalne u ludzi.

– Czyli River może twierdzić, że nie chce pomóc Abby, a jednak to zrobi, bo jej podświadomość tak mówi? – Isaak spojrzał na pozostałą trójkę.

– Mniej więcej.– Ray pokiwał głową.

– To chuj – odparł Isaak. – Może i lepiej, że nie mam rodziców. Jeszcze bym im oddał nerkę. Albo, co gorsza, miałbym normalną pracę, żeby się im przypodobać.

– Ale ty nie masz żadnej pracy. Nawet takiej nienormalnej – zauważył Ray.

– Może. – Wzruszył ramionami.

– Jak ja bym to powiedział, to już dostałbym poduszką w twarz – stwierdził Logan.

– Bo ty nie jesteś uroczy. – Isaak uśmiechnął się zadziornie i mrugnął do Raya. Ten jedynie przewrócił oczami.

– Wychodzę stąd, zanim kogoś kopnę. – Vincent wstał z fotela i skierował się w stronę drzwi. Ray po chwili do niego dołączył i razem opuścili mieszkanie.

***

Leżała z twarzą wciśniętą w poduszkę. Nie płakała, nie krzyczała. Po prostu leżała i próbowała skupić się na swoim oddechu. Gdy Logan zaglądał do jej pokoju, szybko zamykała oczy i udawała, że śpi. Nie chciała go jeszcze bardziej martwić. Nie chciała też martwić pozostałej trójki. Wiedziała, że Logan im powiedział. Na pewno to zrobił. Może i on był jej biologicznym ojcem i prawnym opiekunem, ale nigdy nie ukrywał przed nimi czegoś, co miało z nią związek.

Przewróciła się na plecy i wbiła spojrzenie w sufit. W pokoju panowała ciemność, więc i tak nic nie widziała. Westchnęła ciężko, po czym przymknęła powieki, usiłując zasnąć. Nie pomogło liczenie owiec, odtwarzanie w głowie tekstu ulubionej piosenki i nawet wymienianie wszystkich państw i ich stolic.

Chciała po prostu spać. Przecież to nie jest jakaś wielka rzecz.

Ponownie przewróciła się na brzuch i wcisnęła twarz w poduszkę. Było koło dwunastej w nocy, gdy poczuła pod nią wibrację. Wyciągnęła telefon i zobaczyła wiadomość od nieznanego numeru. Kliknęła odpowiednią ikonkę i otworzyła SMS-a.

Nieznany: River?

River: Kim jesteś?

Wystukała szybko wiadomość i wysłała ją. Niewiele osób miało jej numer, więc nie wiedziała, kto mógł do niej pisać.

Nie musiała długo czekać na odpowiedź. W pierwszej chwili pomyślała, że matce udało się zdobyć jej numer.

Nieznany: Jeśli ci powiem, to na pewno przestaniesz odpisywać.

River: Równie dobrze mogę przestać odpisywać po tej wiadomości.

River: Więc kim jesteś?

Nieznany: Potraktuj to jak zagadkę do rozwiązania.

River: Nie bawi mnie to, a mój ojciec jest policjantem, więc uważaj.

Nieznany: Wiem.

River: Skąd?

Nieznany: Bo wsadził mojego do więzienia.

Cholera.

W tym samym czasie pojawił się kolejny SMS. Ten był od Russella. Nie wiedziała, czy to zbieg okoliczności, czy jej chłopak miał jakieś nadprzyrodzone zdolności.

Russell: Dlaczego pociągi się nie wyprzedzają?

Russell: Bo jeżdżą po kolei.

Russell: To żart na dobry sen. Dobranoc, mały smrodzie.

Rozdział 1

Kilka miesięcy później, grudzień

– Jak się czujesz?

Jak. Się. Czujesz.

Pytanie, które przez ostatnie miesiące usłyszała trzysta pięćdziesiąt osiem razy. Prawie tyle, ile dni ma pełen rok. Znaczna większość pochodziła od jej bliskich, mała część od terapeutki czy nauczycieli, którzy dowiedzieli się o sytuacji, w jakiej znalazła się drugoklasistka. Rekord pobił Logan. Zadawał jej to pytanie każdego poranka, gdy wstawała, a on akurat nie miał zmiany. Stawiał przed nią kubek z herbatą, posyłał jej delikatny uśmiech i wypowiadał te trzy słowa.

Jak się czujesz? Jak się czujesz? Jak się czujesz?

To pytanie, na które od kilku miesięcy szukała szczerej odpowiedzi. Powiedzenie, że czuje się dobrze, byłoby kłamstwem. Nie czuła się też źle. Tkwiła gdzieś pomiędzy, nie potrafiła tego zdefiniować. Zagubiona między zmęczeniem a nadzwyczajnie wielkimi pokładami energii. Gdzieś tam, gdzie człowiek chce odpuścić, ale bierze się w garść i brnie dalej. Wakacje minęły jej w zawrotnym tempie, tak samo jak kilka pierwszych miesięcy roku szkolnego.

Przez większość czasu było dobrze. Uczyła się, spędzała czas z przyjaciółmi, chodziła na randki z Russellem i jogę z Sally. Logan dalej wysyłał jej motywujące cytaty, Ellie zapraszała ją do planowania ślubu, a Ray pytał o wizyty u terapeutki. Przez większość czasu czuła się tak jak przed poznaniem swojej mamy. Czasami tylko miała gorsze chwile i wtedy nie rozumiała, jakim cudem udaje jej się zapanować nad własnymi myślami i reakcjami ciała.

– Dobrze – odparła na pytanie zadane wcześniej przez terapeutkę.

– Ile punktów w skali?

– Trzy? – River westchnęła cicho. Bardzo nie lubiła tego momentu. – Może cztery.

– To gorzej niż ostatnio.

– Faktycznie – powiedziała. Pokiwała głową i wbiła wzrok w ścianę.

Podczas pierwszej wizyty odczuwała skrępowanie, bo była ona bardzo niezręczna. Nawet nie przez to, o czym chciała porozmawiać, ale przez fakt, że terapeutka robiła wiele dramatycznych przerw i wtedy cisza aż piszczała River w uszach. Czasami też czuła przymus odezwania się, bo tak wypada. Ale potem pomyślała, że terapeutka stosuje na niej jakąś dziwną metodę zmuszania do mówienia.

Rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła nowe kwiaty w wazonie. Co tydzień znajdowały się w nim inne. Ostatnio były to białe tulipany, a dziś – żółte róże. Lekko zwiędłe, kilka płatków nawet spadło na blat. Zastanawiała się, czy pani Lee sama je kupuje. A może od kogoś dostaje? W głowie River od razu pojawił się jeden z sobotnich poranków, kiedy wybrała się do Russella. Była w połowie drogi do Portland i zbliżała się do kolejnego przystanku. Russell do niej zadzwonił i powiedział, żeby wysiadła, gdy autobus się zatrzyma. River nie zadawała pytań. Po prostu wysiadła na kolejnym przystanku i rozejrzała się dookoła. Chłopak czekał na nią oparty o swój samochód, a w dłoni trzymał niewielki bukiet kwiatów. Potem pojechali na plażę. Dokładnie w to miejsce, gdzie kilka miesięcy wcześniej spotkali się podczas balu zimowego. Bardzo lubiła to wspomnienie.

Potrząsnęła lekko głową, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co się przed chwilą wydarzyło. Już kolejny raz w przeciągu kilku tygodni odpływała gdzieś myślami. Nie było to to samo, co zdarzało się jej wcześniej. Jej mózg pracował w trochę inny sposób, a to nie bardzo się jej podobało. Głównie dlatego, że nie sprawowała nad tym żadnej kontroli. Jej myśli same przeskakiwały z jednej na drugą. Szły w stronę, która ich zdaniem była najlepsza. River mogła jedynie za nimi podążać. Czasem udawało jej się to powstrzymać.

Tak jak teraz.

Spojrzała na panią Lee i przyjrzała się jej. Kobieta zbliżała się do pięćdziesiątki, mimo to jej twarz wyglądała młodzieńczo. Może to zasługa genów albo dbania o siebie. Jednak w jej mimice było coś smutnego. Chyba że to po prostu zmęczenie? River pewnie też by była zmęczona, gdyby cały dzień słuchała o problemach innych. Poprawiła się na swoim miejscu i zaczęła bawić się frotką na nadgarstku. Kilka razy próbowała ją wyrzucić, ale ostatecznie zawsze z tego rezygnowała.

– A jak pani minął dzień? – odezwała się, choć nie była do końca świadoma, dlaczego akurat to opuściło jej usta.

– Nie musisz o to pytać, River.

– Wiem, ale pomyślałam, że warto – odparła i wzruszyła ramionami. – Cały dzień pani siedzi i pyta innych, jak się czują, ale pewnie nikt nie zapytał o to, jak pani się czuje.

– Na tym polega moja praca.

– No tak, ale… to trochę dołujące.

– Trochę, masz rację. – Kobieta posłała jej delikatny uśmiech. – To jest to, o czym rozmawiałyśmy na naszym drugim spotkaniu, jesteś u mnie właśnie z tego powodu – powiedziała. – Potrzebujesz pomagać innym.

– Hm?

– Zmartwiłaś się moim stanem – wyjaśniła.

– Tylko zapytałam, jak się pani czuje, to nic wielkiego.

– Wręcz przeciwnie – odparła kobieta. – Pomyślałaś, że nikt w ciągu dnia mnie o to nie zapytał, więc ten fakt może mnie zasmucić. Postanowiłaś to zmienić. A nie musiałaś pytać.

– Pomyślałam, że to będzie w porządku.

– I było. Bardzo.

– Więc czemu roztrząsamy to, jakby to było coś złego?

Musiała stłumić narastającą w niej w zawrotnym tempie złość. To kolejna niepożądana zmiana. Bardzo szybko wpadała w poirytowanie czy wściekłość. Musiała je tłumić, by nie wypowiedzieć słów, których mogłaby żałować.

– Wszystko ma granice, River.

– Tak, wiem – przytaknęła. – Czy ja jakieś przekroczyłam?

– Ty mi powiedz.

Dziewczyna zmarszczyła czoło.

Kiedy Ray zaproponował jej kilka wizyt u terapeutki, nie przyjęła tego najlepiej, bo przecież wszystko z nią było w porządku. Potem jednak uznała, że warto z kimś porozmawiać. W końcu nic na tym nie straci, a może coś zyskać. Pierwsze wizyty były średnie, ale z każdą kolejną zauważała ich efekty. Teraz zastanawiała się, czy nie wróci do pierwszej opinii na temat tych spotkań. Naprawdę nie chciała tu być. Rozmawiać, tłumaczyć się, główkować.

Ale gdzieś wewnątrz siebie czuła, że to jej pomaga. Tak samo jak wizyty u terapeutki pomogły Sally. Charlie też się zapisał, choć jego spotkania odbywały się rzadko i raczej pełniły funkcję kontrolną. River sama ich do tego zachęcała. Jednak gdy chodziło o nią, nie widziała sensu. Wszystko było z nią okej. Nie przeżyła żadnej traumy. W domu Quinnów nie zdarzyło się nic wielkiego.

Nagle jej głowę zaczęły zalewać obrazy. Przenosiła się do wydarzeń sprzed kilku miesięcy.

– Awięc wkońcu się spotykamy, panno Conway.

Wsalonie pojawił się wysoki mężczyzna. Bardzo elegancki. Miał wyprostowane plecy iwysoko zadzierał brodę. Śmiało pokazywał swoją wyższość wtej sytuacji. North całkowicie tracił przy nim pewność siebie. Nagle stał się kolejnym elementem wystroju salonu.

River zrozumiała, że North to marionetka. Syn, który pragnie jedynie uznania ojca.

Nagle poczuła wielki smutek.

– Znam pana?

– Niestety nie – odparł. – Chociaż bardzo nad tym ubolewam.

– Zostałam porwana przez pańskiego syna – stwierdziła. – To przestępstwo.

– Chcemy cię tylko ugościć.

– Nie chcę tu być – powiedziała. – Zostałam porwana.

– Zaproszona wodwiedziny.

– Niech ma pan choć na tyle jaj, żeby nazywać swoje zbrodnie po imieniu – powiedziała, zanim udało jej się zapanować nad własnymi ustami.

„Świetnie, River”.

„Wykop sobie większy grób”.

– To wyszczekanie masz na pewno po Isaaku.

– Mam też mocny prawy sierpowy po Loganie – odparła. – Chce pan to sprawdzić?

„Zamknij się!”,krzyczał głosik wjej głowie.

Przed oczami pojawił się jej pierwszy dzień szkoły. Moment, wktórym Logan powiedział jej, że ma dobry prawy sierpowy ipowinna uderzyć każdego, kto będzie dla niej niemiły. Przypomniała sobie, jak zła była na Logana, bo powiedział reszcie, októrej ją odwozi. Ijak wszyscy zjawili się przed szkołą, by wspierać ją wtym dniu.

Chciała, żeby byli tu teraz.

Ale ich tu nie było imusiała poradzić sobie sama. Dyskretnie sprawdziła, czy niewielkie nożyczki wciąż są ukryte wjej rękawie. Przełknęła ślinę, która zalegała wjej gardle.

– North, idź do siebie.

– Ale…

River spojrzała na chłopaka iwzrokiem błagała go, by został. Miała wrażenie, że jeśli chłopak tu będzie, to jego ojciec nie zrobi nic strasznego.

– Do siebie. Teraz.

– On nie jest psem – odezwała się. Musiała grać na czas, ajednocześnie musiała zrobić to, co podpowiadało jej serce. Ludzie nie mogą wzajemnie się tak traktować.

– Zamknij się. – Starszy mężczyzna odwrócił się na chwilę wstronę syna. – Do siebie – powtórzył, ale North nie wykonał żadnego ruchu. – Teraz! – Mężczyzna krzyknął, awtedy chłopak poruszył się iwyszedł zsalonu.

River poczuła, jak serce podskakuje jej do gardła. Nie znała zamiarów tego człowieka, ale wiedziała, że na pewno nie są dobre. Zbliżył się do niej, aona zrobiła krok wtył. On znowu się przysunął, aona cofnęła. Jeszcze raz iponownie, aż wkońcu plecy dziewczyny zderzyły się ze ścianą.

– Twój ukochany ojciec wpadł do mnie jakiś czas temu. Razem ze swoimi kumplami, jak zawsze – powiedział izmniejszył odległość między nimi. Stał pół metra od niej, River czuła jego oddech na swojej twarzy. – Myśleli, że mają mnie wgarści. Byli tacy pewni siebie. Tacy zadowoleni. Szkoda, że zapomnieli otym, do czego jestem zdolny – dodał. – Czy będą zadowoleni zfaktu, że mam ich córkę?

– Będą zadowoleni zfaktu, że zaraz kopnę cię prosto wjaja, jeśli się nie odsuniesz – oznajmiła iwułamku sekundy zobaczyła, jak pięść zbliża się do jej twarzy. Zamknęła oczy iczekała na uderzenie, ale go nie poczuła. Uchyliła powieki izamarła na widok sceny, która się przed nią odegrała. Pięść mężczyzny wylądowała na twarzy jego syna. North pojawił się nagle iprzyjął cios przeznaczony dla River.

Nie mogła wto uwierzyć.

Tak samo jak wto, że ojciec był wstanie podnieść rękę na syna jeszcze raz. Ijeszcze jeden. Ikolejny. Inastępny. North krwawił, ale nie oddał uderzenia. Ponieważ to był jego ojciec. Inawet jeśli go uderzył, to chłopak nie chciał mu się odpłacać. To wtedy River się ocknęła. Wysunęła nożyczki zrękawa bluzy izcałej siły wbiła je wramię starszego Quinna, który wtym momencie stał do niej plecami. Mężczyzna wrzasnął inakrył dłonią ranę. Odwrócił się do niej, aRiver uniosła pięść iwyprowadziła uderzenie wnos. Mężczyzna zatoczył się okrok izłapał za drugie bolące miejsce.

Potem drzwi otworzyły się z hukiem. Pojawili się w nich Logan i Isaak. Liam i Russell. Zabrali Northa i jego ojca. A ona stała i przyglądała się wszystkiemu. Pamięta, że próbowała przekazać Sally, że North nie był niczemu winien, ale nie potrafiła zebrać myśli.

Potem nikomu nie powiedziała, że North stanął w jej obronie.

Zrobiłaby to, gdyby coś mu groziło, ale jej ojcowie zostawili go w spokoju. Tylko West Quinn wylądował w więzieniu za napastowanie seksualne nieletnich. Sally podczas rozprawy była jednym ze świadków. River towarzyszyła jej przez cały proces i to głównie z tego powodu namówiła przyjaciółkę na wizytę u terapeuty. Sally radziła sobie lepiej niż ona, co dziewczyna przyjęła z radością.

– River?

– Tak? – Zamrugała i spojrzała na panią Lee. – Przepraszam, zamyśliłam się.

– Udało ci się dojść do jakichś wniosków?

– Nie – odparła. – Chyba nie jestem w tym dobra.

– Nic nie szkodzi. Porozmawiamy o tym w czwartek, dobrze? Na następnym spotkaniu.

Pożegnała się z terapeutką i wyszła z jej gabinetu, a potem z budynku. Na parkingu czekał na nią Vincent. Wsiadła do samochodu i od razu poczuła wibracje w kieszeni spodni.

North: Porozmawiajmy.

Od ostatniego SMS-a starała się olewać chłopaka, jednak ten nieustannie do niej pisał. Miała tyle szczęścia, że North nie pojawiał się w szkole, więc nie musiała widywać go na korytarzu czy stołówce. Ignorowała go przez długi czas, a każdą nową wiadomość usuwała.

River: Przestań do mnie wypisywać.

North: Więc przestań odpisywać.

Chłopak miał rację. River bez sensu wdawała się z nim w jakieś rozmowy. Zablokowała telefon i oparła czoło o szybę. Kątem oka widziała, jak Vincent na nią patrzy. Nie wyglądał na zmartwionego. I albo faktycznie nie był, albo bardzo dobrze to ukrywał.

Zaczęła z nim gawędzić, a potem podjechali po pizzę na wynos. Gdy wchodzili do mieszkania, River ponownie poczuła wibrację w kieszeni. Wyciągnęła komórkę z nadzieją, że to Russell, który miał się do niej odezwać, gdy skończy trening. Chodził do czwartej, ostatniej klasy, więc teraz przez większość dnia był jeszcze bardziej zajęty niż w ubiegłym roku.

Jednak wiadomość nie pochodziła od niego.

North: Żartowałem. Odpisuj mi.

North: River.

North: Porozmawiaj ze mną.

River: Przestań do mnie pisać albo cię zablokuję.

North: Daj spokój.

North: To tylko rozmowa.

River odnalazła funkcję blokowania numeru i zablokowała numer Northa. Nie miała ani siły, ani ochoty na rozmowy z nim.

Po chwili przyszła kolejna wiadomość od innego, nieznanego jej numeru.

Nieznany: Blokuj mnie, ile chcesz. Mogę tak bez końca.

Nieznany: Muszę z tobą porozmawiać i nie odpuszczę.

River zacisnęła dłoń na telefonie i napisała krótkiego SMS-a.

River: Jutro w parku przy ratuszu. O siedemnastej. Daję ci pięć minut.

Może właśnie popełniała wielki błąd.

A może dawała szansę komuś, kto na nią zasłużył.

Rozdział 2

– Jutro z Carterem wpadamy do Seattle, żeby poszukać mieszkania.

– To dziwne, że on też zdecydował się tu studiować. – River powiedziała to, co od dłuższego czasu chodziło jej po głowie. – Zawsze mówił, że Seattle to dziura.

– Nie chce się ze mną rozstawać.

– Całkowicie go rozumiem. – Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i w sekundę pożałowała, że tym razem rozmawiają przez kamerkę. Czasami rozmowy telefoniczne miały więcej plusów. Wtedy Russell nie zobaczyłby jej rumieńców. – Nikt nie chce się z tobą rozstawać.

– Bo jestem taki wspaniały?

– Na pewno nie dlatego, że masz dobre poczucie humoru – powiedziała przekornie.

– Mój żart o kolei był naprawdę dobry.

– Przyznaj się, że znalazłeś go na pierwszej lepszej stronie z dowcipami.

– Nie masz żadnych dowodów.

River uśmiechnęła się do ekranu telefonu i przeniosła wzrok na książkę przed sobą. Ich codzienne rozmowy wciąż były aktualne. Czasami rozmawiali godzinami, innym razem mieli po prostu włączone kamerki, a w tym czasie zajmowali się czymś innym. River zazwyczaj czytała, a Russell przeglądał ogłoszenia dotyczące mieszkań do wynajęcia w Seattle. Był nieugięty i wybrał uczelnię właśnie w tym mieście. Razem z Carterem byli w ostatniej klasie szkoły średniej i za kilka miesięcy mieli egzaminy końcowe. Mimo wszystko chłopak już teraz rozglądał się za mieszkaniem, by nie zostawić tego na ostatnią chwilę.

Jutrzejszy przyjazd Russella nie był River na rękę. Bardzo za nim tęskniła i chciała go spotkać, ale w jej głowie wciąż krążyła myśl o ostatnich wiadomościach, które wymieniła z Northem. Gdyby Russell się dowiedział, gdyby ktokolwiek się dowiedział… nie chciała nawet myśleć o konsekwencjach. Miała silne przeczucie, że robi źle. Nie powinna niczego taić. Na własnej skórze przekonała się o tym, jak to jest, kiedy ktoś coś przed nami ukrywa. Czuła się jak wielka hipokrytka.

Ponownie uniosła spojrzenie na ekran i przyjrzała się profilowi swojego chłopaka. Skupiał wzrok na jakimś tekście, więc pewnie znowu przeglądał internet w poszukiwaniu lokum. Linie jego szczęki były zaostrzone, a River znowu pomyślała o tym, jaki jest przystojny. To nigdy nie było dla niej najważniejsze, ale nie mogła przejść obojętnie obok jego urody. Miała naprawdę przystojnego chłopaka. I to sprawiało, że nie do końca czuła się pewnie. Nie tylko ona uważała go za przystojnego. A niedługo Russell pójdzie na studia, gdzie będzie poznawał nowych ludzi.

Co jeśli pozna kogoś lepszego od River?

Nie lubiła uczucia zazdrości, ale Ray powtarzał jej, że każdy człowiek odczuwa coś podobnego. Po prostu nie wolno dać się temu pokonać. I przede wszystkim nie powinniśmy wymyślać żadnych fikcyjnych scenariuszy.

Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Ray mówił wiele mądrych rzeczy, ale ciekawe, czy sam potrafił się do nich stosować.

To druga rzecz, w której River czuła się hipokrytką. Ile jeszcze ich będzie?

Westchnęła cicho i pozwoliła, żeby jej głowa opustoszała na kilka chwil. Pozostawiła w niej tylko jedną myśl. Jedyną. Russell. Chciała, by w jej głowie był tylko chłopak i jej miłość do niego. Stosowała tę taktykę zawsze, gdy za dużo rozmyślała. Ze wszystkich sił starała się uwolnić głowę od myśli. Potem przyciągała do siebie tę jedną, która wywoływała uśmiech na jej twarzy. Ostatnio bardzo często myślała o swoim chłopaku. To sprawiało, że się uspokajała. Dzięki temu nadmiernie nie rozkminiała i automatycznie nie czuła się jak wariatka.

– Russell – przerwała ciszę.

– Tak? – zapytał, ale nie oderwał wzroku od czytanego tekstu. Mimo że na nią nie spojrzał, River wiedziała, że ma teraz całą jego uwagę.

– Co robi informatyk u lekarza? – zapytała, a kącik ust chłopaka się uniósł. Między nimi znowu zapanowała chwilowa cisza i ponownie River odezwała się jako pierwsza. – Pobiera krew.

Wtedy usłyszała śmiech chłopaka. Przypominało to krótkie parsknięcie. Russell przeniósł na nią wzrok, a w jego oczach znowu pojawiły się fajerwerki. Jego oczy po raz kolejny wyglądały jak czekoladowe ciastka z m&m’sami. To takiego Russella lubiła najbardziej, choć prawda wyglądała tak, że każda jego odsłona była jej ulubioną. Lubiła wesołego Russella, poważnego, podekscytowanego i smutnego. Każdy Russell był jej ulubionym.

– Myślałem, że nie mogę kochać cię bardziej.

– Bo opowiedziałam słaby żart?

– Bo to dowód, że tobie też się podobają.

– Nie podobają i co ważniejsze, nie bawią mnie – powiedziała, choć nie potrafiła ukryć uśmiechu, który nieproszony wpychał się na jej wargi. – Ale ty je lubisz. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu.

– A ty lubisz mnie, więc to tak, jakbyś lubiła te żarty.

– To się tak nie łączy – odparła rozbawiona.

Uwielbiała ich rozmowy. Te przez telefon i te na żywo. Choć znacznie bardziej lubiła ten drugi rodzaj. Mogła wtedy przyglądać się jego twarzy i dostrzegać na niej wszystkie zmiany. To, jak Russell marszczy czoło, jak porusza brwiami czy jak zaciskają mu się mięśnie szczęki. Widziała wszystko z idealną dokładnością. Mogła też pochylić się nad nim i cmoknąć go w policzek lub zrobić dziubek ze swoich ust i czekać, aż Russell skończy mówić i pocałuje jej usta. Mogła złapać go za dłoń, ułożyć swoją na jego udzie lub ramieniu. Gdy był blisko, mogła robić to wszystko.

Dlatego cieszyła się, że Russell będzie studiował w Seattle. Trochę ją to przerażało, ale znacznie bardziej czuła podekscytowanie. Przepracowali jej wyrzuty sumienia związane ze studiami chłopaka. Wiele razy o tym rozmawiali, a River zrozumiała, że nawet jeśli wpłynęła na wybór uczelni, to równocześnie nie było to nic, co Russell zrobił wbrew sobie. Można zrobić coś dla kogoś i czuć się z tym w porządku. Można zrobić coś dla kogoś i to nie sprawia, że robimy coś źle dla siebie.

– Ja z tego samego powodu zacząłem adnotować książki tymi kolorowymi karteczkami.

– Hm? – River wydała z siebie piskliwy pomruk.

– Zacząłem adnotować książki z tego samego powodu, z którego ty zaczęłaś opowiadać kiepskie żarty.

River nie miała na tyle odwagi, żeby powiedzieć to na głos.

Ale Russell miał.

I dlatego tak się dopełniali.

– Bo się kochamy.

Dziewczyna pokiwała lekko głową i zacisnęła usta w wąską linię. Chwilę później uniosła kąciki ust i wzięła głęboki wdech, a potem powtórzyła po chłopaku:

– Bo się kochamy.

Przez to czuła się okropnie. Trochę tak, jakby zdradzała Russella. Nie robiła tego w kwestii ich związku. Nie była tym typem człowieka. Ale zdradzała go jako swojego przyjaciela, którym Russell również był. Powinna mu powiedzieć o jutrzejszym spotkaniu z Northem. Tak jak powinna powiedzieć o tym Loganowi. Komukolwiek. Czuła, jakby zdradzała nie tylko Russella, ale i swoich opiekunów. Isaaka, który wylądował w poprawczaku przez ojca Northa. Sally, która była wykorzystywana przez tego samego człowieka. Oni wszyscy ruszyli jej na ratunek, a ona kilka miesięcy później zamierzała spotkać się z wrogiem.

W co najlepszego się pakowała?

Była tak głupia, że to aż prawie niemożliwe. W końcu wiedziała o czymś, czego inni nie wiedzieli. North ją uratował. Wykazał się dobrocią. Nie wiedziała, czy to z powodu sytuacji, adrenaliny, czy może czegoś innego. Jednak czuła, jakby miała wobec niego dług. Mimo że to przez niego znalazła się w tamtym domu. Należała mu się przynajmniej rozmowa. Pięć minut, a potem River już nigdy więcej się z nim nie spotka.

Jedno spotkanie. Pięć minut. A potem zapomni o tym człowieku i ruszy do przodu.

– Russell.

Poczuła silną potrzebę powiedzenia mu o wszystkim.

– Masz dla mnie kolejny żart?

– Ja… – Zawahała się, wiedząc, że powinna mu powiedzieć. Szybko sporządziła listę za i przeciw. – Co robi skater w toalecie?

– Szaleje na desce – dokończył za nią i posłał jej jedno ze swoich spojrzeń. To, które posyłał jej zawsze po wypowiedzeniu słabego żartu. Zadowolone z siebie, ale równocześnie wyczekujące. Czekał na jej reakcję, na jej śmiech.

W tym momencie poczuła, że Russell nie zrozumie.

***

Następnego dnia wczesne popołudnie spędziła w gronie przyjaciół. Charlie panikował, bo trzecia klasa nie była łatwiejsza niż druga i przerażała go ilość nauki. Liam, Russell i Carter rozmawiali o studiach i uniwersyteckiej drużynie koszykówki (wszyscy szli na tę samą uczelnię i prawdopodobnie będą mieli większość zajęć razem; ten fakt wcale nie przerażał River, wcale), i o wysokich cenach pokoi do wynajęcia. Liam chciał wyprowadzić się od rodziców, więc również czegoś szukał. Jedynie River i Sally nie panikowały, bo w ich codzienności nie zmieniało się nic. Chodziły do drugiej klasy, więc nie było to nic wielkiego. Liczba testów była taka sama jak w pierwszej, no może odrobinę większa. Nie przeprowadzały się i miały siebie.

– Może zamieszkamy we trzech? Łatwiej znaleźć mieszkanie do wynajęcia niż pojedyncze pokoje. Szukaliśmy dziś cały ranek bez skutku – powiedział Carter, a rozmowy przy stole ucichły. – Okej, to chyba zły pomysł – dodał po chwili, gdy zauważył, że atmosfera nagle się zmieniła. Carter chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z niechęci pomiędzy Russellem a Liamem. River myślała, że polepszyło się między nimi po wydarzeniu sprzed pół roku. Zawarli coś na wzór cichego porozumienia.

– Właściwie to… – zaczął powoli Russell. – Ten pomysł nie jest aż tak zły.

Spojrzenia wszystkich przeniosły się na Liama.

– Jest w porządku – stwierdził, a River odniosła wrażenie, że świat się kończy. Liam i Russell mieli razem zamieszkać? Już studiowanie razem wydawało się czymś przerażającym. – Widziałem ogłoszenie o jednym mieszkaniu, blisko uczelni.

– Może pojedziemy tam teraz? I uda nam się złapać właściciela? – zaproponował Carter, a pozostali się z nim zgodzili.

River uniosła wzrok na Sally, a potem na Charliego. Wyglądali na tak samo zdezorientowanych jak ona. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, ale może nie będzie tak źle? W końcu zamieszka z nimi Carter. Powstrzyma ich przed wzajemnym zabiciem się. Dodatkowo, dość samolubnie, dla River to była sprzyjająca sytuacja. Zbliżała się siedemnasta. Jeśli zaraz się rozstaną, to zdąży dotrzeć do parku, w którym umówiła się z Northem, i zyska pewność, że nikt jej nie zobaczy.

Wszyscy dokończyli swoje posiłki, porozmawiali jeszcze chwilę, a potem uzgodnili plan na resztę dnia. Sally, Charlie i River kierowali się do swoich domów. Liam, Russell i Carter mieli jechać obejrzeć mieszkanie, a potem dwóch z nich – wrócić do Portland. River pożegnała się ze swoim chłopakiem i obiecała pomóc mu w czasie przeprowadzki. Nie będą się widzieć ponad tydzień, choć jak dla nich to wciąż nie był jakiś wielki wyczyn. Mieli wprawę w rozłące. To nic, czym może chwalić się para, ale czasami działało na korzyść ich związku. Nauczyli się być osobno. Stosowali wiele metod, dzięki którym tęsknota nie była tak wielka. Umieli sobie z tym radzić. Myśl, że niedługo żadna z tych metod nie będzie im już potrzebna, wydawała się dziwna. Będą mieszkać w tym samym mieście. I może nie będą widywać się codziennie, ale na pewno częściej niż dotychczas.

– Przejdę się, mam najbliżej – odparła River, gdy Russell zaproponował, że ją odwiozą. Widziała jego niezadowolenie, więc szybko dodała: – Mieszkam w przeciwnym kierunku niż ten, w którym jedziecie. Poza tym to tylko pięć minut drogi.

– Daj znać, jak dotrzesz do domu, okej? – poprosił i ucałował czubek jej głowy.

– A ty daj znać, czy udało się z mieszkaniem.

Pożegnali się. Charlie i Sally poszli na przystanek autobusowy, bo jechali w tę samą stronę. Liam, Russell i Carter pojechali oglądać mieszkanie, a River ruszyła na spotkanie z kimś, kogoś wszyscy uważali za jej wroga.

A jak było w rzeczywistości?

Szła do parku i zastanawiała się nad tym przez całą drogę. Może spojrzeliby na chłopaka inaczej, gdyby powiedziała im prawdę. O tym, że North jej pomógł. Uratował ją przed swoim ojcem. Choć to on ją do niego sprowadził.

W parku odszukała go wzrokiem. Siedział na ławce, w kapturze na głowie, i szybko okazało się dlaczego.

Jego twarz wyglądała okropnie. Jakby stoczył walkę z dzikim niedźwiedziem.

– Co ci się stało? – zapytała od razu.

– Mój ojciec nie ma tak wspaniałych przyjaciół jak twój – powiedział z delikatną goryczą w głosie.

River przełknęła ślinę i zrozumiała, jaka jest różnica między nimi dwojgiem.

Ona miała więcej szczęścia, niż była w stanie przyjąć.

On cierpiał na jego brak.

Rozdział 3

– Przykro mi – udało jej się wydusić, gdy pokonała gulę zalegającą w jej gardle.

– Każdemu jest przykro. – Wzruszył ramionami. Tak jakby słyszał te słowa już wiele razy. I jakby one nigdy nic za sobą nie niosły.

– Chciałeś ze mną porozmawiać – przypomniała, bo czuła zbyt wielki ciężar na ramionach.

Chłopak pokiwał głową, ale nic nie powiedział.

Usiadła na drugim końcu ławki, ponieważ nie mogła znieść widoku twarzy Northa. Miał na niej wiele siniaków. Niektóre były czerwone, inne prawie żółte. To nie wyglądało na jednorazową sytuację. River nie mogła pojąć, z jaką łatwością ludzie sprawiają sobie wzajemnie tyle bólu.

Mój ojciec nie ma tak wspaniałych przyjaciół jak twój.

Isaak, Vincent i Ray nie byli jej ojcami, ale wychowali ją. Nie przychodziła jej do głowy sytuacja, w której byliby w stosunku do niej agresywni. Po prostu żadna taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Raz, kiedy miała sześć lat, oberwała w głowę, bo Isaak ją podrzucał. Zostali sami w domu, a mężczyzna podrzucił ją trochę za mocno, przez co uderzyła o żyrandol. Koniec końców oboje się z tego śmiali i wspólnie ukrywali to przed pozostałymi. To było dobre wspomnienie. North takich nie miał, tego była pewna.

– Przepraszam – powiedział nagle, a River poczuła się zbita z tropu. Może nie wiedziała, o czym będzie chciał z nią rozmawiać, ale na pewno nie spodziewała się przeprosin. – Za to, że ściągnąłem cię do mojego domu. I za to, że chciałem powiedzieć w szkole prawdę o moim ojcu i Sally. I że z tego powodu biłem się z twoim przyjacielem.

– Nie powinieneś przepraszać mnie za to, co zrobiłeś moim przyjaciołom – powiedziała. – To ich powinieneś przeprosić.

– Wątpię, że będą chcieli mnie wysłuchać – skrzywił się. – Oni nie są tacy jak ty.

Tacy jak ty.

Tak naiwni? River czasami zastanawiała się, czy faktycznie ta jej wiara w ludzi nie jest jakąś poważną wadą. Russell kiedyś w złości powiedział, że jest tak naiwna, że prawie głupia. Wtedy był zły, bo nawiązała znajomość z Liamem. Mylił się. Liam stał się jej przyjacielem i wiele razy udowodnił, że jest dobrym człowiekiem. Zawiózł ją do Portland, bronił Sally i Charliego, ruszył na pomoc River, kiedy North ją porwał. Więc może ta jej naiwność nie zawsze była złą cechą. Może po prostu powinna bardziej uważać, ale jednocześnie nie chciała przestać wierzyć w ludzi.

Bo jeśli przestanie, to co innego by jej zostało? Miała odgórnie zakładać, że każdy chce wyrządzić jej krzywdę? Każdego posądzać o złe rzeczy i trzymać się jak najdalej od nieznajomych?

– Obroniłeś mnie – powiedziała cicho. – Przed swoim ojcem. Chciał mnie uderzyć.

– Taaa, bardzo szlachetne z mojej strony. – W jego głosie dało się wyczuć sarkazm.

– Dlaczego to zrobiłeś? – zadała pytanie, które dręczyło ją od tamtego dnia.

Chłopak wzruszył ramionami.

– Twoje słowa mają dziwną moc – powiedział po chwili. – Brzmi to tandetnie, ale jest w nich coś, w co człowiek wierzy.

– A w co uwierzyłeś ty?

– Że próba ratowania świata wcale nie jest głupia – odparł. – Nawet jeśli kolejny raz przegrywamy.

Dziewczyna skinęła głową. Nie wiedziała, co może powiedzieć w takiej sytuacji. Wciąż miała do niego wiele żalu. Wciąż miała wątpliwości, a w tyle jej głowy wciąż odtwarzała się ta sama scena. Jak North staje między nią a swoim ojcem. I jak zostaje uderzony. Nie raz, nie dwa. Przed jej oczami nagle pojawiła się czerwień, przez co River wiedziała, że znowu zapędziła się w swoich myślach.

Wzięła głęboki wdech i próbowała znaleźć odpowiednie słowa. Jednak wszystkie brzmiały tak głupio, że nie chciała wypowiadać ich na głos. Miała ochotę zapytać chłopaka, gdzie teraz mieszka, skoro jego ojciec przebywa w więzieniu. Chciała zapytać, jak sobie radzi i czy jest gotowy na studia. Miała wiele pytań, ale uznała, że nie powinna zadawać żadnego. Nie powinna się przywiązywać.

– Mój czas minął – odparł, spoglądając na zegarek. River zerknęła na niego i przytaknęła. – Dzięki, że się ze mną spotkałaś.

– Nie ma sprawy – mruknęła.

Chłopak wstał i poprawił kaptur na głowie. Wpatrywali się w siebie przez chwilę, a potem North rzucił krótkie „cześć” i poszedł.

– North! – zawołała, na co chłopak zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. – Dziękuję – powiedziała. – Że mnie wtedy uratowałeś. Dziękuję.

Na jego twarzy pojawiło się coś na wzór grymasu.

– Czasem tego żałuję – odparł.

I odszedł.

River została sama. Poczuła, jak gula znów pojawia się w jej gardle, a oczy pieką. North wiele wtedy poświęcił. Postawił się ojcu, który traktował go jak marionetkę. I choć mężczyzna źle się do niego odnosił, to wciąż był jego ojcem. Osobą, u której szukał poklasku i spojrzenia przepełnionego dumą. Trudno wytłumaczyć wszystkie uczucia, jakimi dziecko darzy swoich rodziców. Starała się go zrozumieć, ale nie potrafiła pozbyć się tego, co w niej teraz siedziało. Było jej po prostu przykro. Tak bardzo przykro.

Czasem tego żałuję.

Więc co robi North z pozostałą częścią czasu?

***

– Wróciłam! – zawołała po przekroczeniu progu mieszkania.

– Jesteśmy w kuchni! – usłyszała krzyk Logana i udała się w tamtym kierunku.

Kiedy weszła do pomieszczenia, od razu zrozumiała, co się dzieje. Wspólnie gotowali. Rzadko to robili, bo o wiele częściej coś zamawiali. Przez pracę nie zawsze chciało im się stać godzinę czy dwie, by przyrządzić jedzenie. Poza tym rzadko wszyscy kończyli o tej samej porze. Logan siedział przy stole kuchennym i kroił warzywa, a Vincent wyciągał z szafki talerze. Ray stał przy kuchence i mieszał coś w garnku, a Isaak znajdował się obok niego i nadzorował. To było jego ulubione zajęcie.

Na stole stały butelki piwa i dwa kieliszki wina, a obok nich butelka. To też był rzadki widok. Ale nie dlatego, że nie pili alkoholu. Dlatego, że nie pili go przy niej. Woleli wyjść na miasto albo pić w tym mieszkaniu, w którym akurat River nie przebywała. I to nawet nie z powodu tego, że pili jakieś ogromne ilości. Po prostu nie chcieli, żeby widziała, jak jej opiekunowie spożywają alkohol. Te rygorystyczne zasady zmieniły się, kiedy zgodnie uznali, że dziewczyna ma już szesnaście lat, więc jak zobaczy butelkę piwa, to nie ucieknie z krzykiem.

Nastolatka podeszła do zlewu, żeby umyć ręce i im pomóc. Potrzebowała czymś zająć głowę, bo wciąż odtwarzała w niej rozmowę z Northem.

– Jak twój dzień? – zapytał jako pierwszy Ray.

River szybko opowiedziała im o spotkaniu z przyjaciółmi.

– Zamieszkają we trzech? – zdziwił się Ray.

– Zabawne, nie? – Wyjęła z szafki drugą deskę i nóż. Usiadła obok Logana i zaczęła kroić marchewkę. – Trochę się zdziwiłam, ale wyglądali na pewnych tej decyzji.

– Może River i jej przyjaciele są jak my w młodości – rzucił Isaak, a po chwili zrobił wielkie oczy. – Może lepiej, żeby nie byli jak my w młodości.

– A co takiego robiliście, kiedy byliście w naszym wieku? – spytała z zainteresowaniem.

– Siedzieliśmy z nosami w książkach – odparł Vincent, a potem przez kilka chwil Isaak i Vincent kłócili się o to, czy River powinna poznać wszystkie szczegóły ich młodzieńczych lat. Kłótnia nie była na poważnie, oni po prostu uwielbiali się ze sobą droczyć.

River dobrze wiedziała, że żaden z nich nie siedział wtedy grzecznie z nosem w książce. Może Ray, ale na pewno nie pozostali. Vincent mógł dużo się uczyć, lecz na pewno kawałek czasu przeznaczał na wybryki z Isaakiem i Loganem.

– Nie potrafię sobie tego wyobrazić – stwierdziła. – Raczej pakowaliście się w kłopoty.

– Czasami – odparł Logan. – Ale zawsze potrafiliśmy z nich wybrnąć.

– Vincent potrafił – naprostował Ray. – Czasem też ja, ale nigdy ty i Isaak. Byliście jak dwa nieszczęścia.

Może w ich przypadku stwierdzenie, że nieszczęścia chodzą parami, miało sens.

W ciągu reszty dnia udało im się ugotować posiłek i zastawić stół. Ellie dołączyła do nich i w szóstkę spędzili wieczór.

W takich momentach River myślała o tym, jak dobre ma życie. Z Isaakiem opowiadającym kawały, Rayem dokładającym jedzenie na ich talerze i Vincentem, który przekomarzał się z Ellie. Z Loganem, który zapewnił jej to wszystko.

Jej wzrok zawiesił się na nim. Zaczęła rozmyślać o tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie odebrał jej z domu dziecka. Ktoś inny by się nią zainteresował? Trafiłaby do rodziny zastępczej lub do bezdzietnej pary, która przekazałaby jej całą swoją miłość? A może zostałaby w domu dziecka aż do uzyskania pełnoletności i potem musiałaby radzić sobie sama. Nigdy nie miałaby tylu książek, ubrań i przede wszystkim nigdy nie zyskałaby tylu dobrych wspomnień. Wspólnego biwakowania, wyjazdów na wakacje, grania w gry. Może na żadnej ścianie w domu nie wisiałoby jej zdjęcie z uśmiechem ujawniającym brak zębów.

Miała ich. Bo Logan odważył się wziąć ją w ramiona i nigdy jej z nich nie wypuścił.

Uśmiech pojawił się na jej ustach. Była przestraszona, ale szczęśliwa. Trochę też zagubiona, ale wiedziała, że ludzie siedzący przy tym stole chętnie wskażą jej drogę. Miała ochotę się roześmiać, ponieważ od razu pomyślała o królu Arturze i jego okrągłym stole. Żaden z niej władca, lecz miała najlepszych rycerzy pod słońcem.

– Chociaż River rozbawił mój żart! – ucieszył się Isaak i to jego głos sprowadził dziewczynę na ziemię. Zamrugała kilka razy. – A nie, jednak nie.

– Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziała cicho. – Ale jeśli powtórzysz żart, to będę śmiać się bardzo głośno, obiecuję.

– Dobrze, dobrze. – Mężczyzna od razu się rozweselił. W kuchni zrobiło się cicho i dało się słyszeć tylko pochrapywanie Klapka, który leżał pod stołem. – Jeden facet pyta się drugiego faceta: „Czy ja gdzieś pana nie widziałem?”. – Głos Isaaka stał się piskliwy. – I ten drugi gość odpowiada: „Możliwie, ja tam często bywam”.

River zmarszczyła czoło i spojrzała na Vincenta, który wzruszył ramionami. Ellie, Ray i Logan wyglądali na równie zdezorientowanych co ona. Tylko Isaak miał minę szczęśliwego pięciolatka.

– Rozumiesz, nie? Ten pierwszy pyta o „gdzieś”, a ten drugi koleś mówi, że „tam” często bywa. Często bywa „gdzieś”.

River parsknęła śmiechem, gdy zrozumiała, o co chodziło w żarcie. Był dziwny, trochę jak te, którymi raczył ją Russell. Roześmiała się głośniej, kiedy powtórzyła żart w swojej głowie. Isaak też zaczął się śmiać i wyciągnął dłoń w jej stronę, by przybić piątkę. I wtedy razem z nimi zaśmiała się pozostała czwórka, choć pewnie wcale nie rozumieli żartu.

Poczuła, jak ogon Klapka uderza o jej łydkę. Nawet on wydawał się ubawiony.

Żart rozśmieszył ją do tego stopnia, że od razu chciała podzielić się nim z Russellem. On na pewno doceni klasę dowcipu. Sięgnęła po telefon i zignorowała powiadomienia, które wyświetlały się na ekranie głównym.

Weszła w wiadomości i zaczęła wystukiwać treść żartu, ale nagle jej palce się zatrzymały. Dziś zrobiła coś strasznego. Oszukała nie tylko swoich opiekunów, ale też przyjaciół i Russella. A teraz jak gdyby nigdy nic chciała podzielić się z nim żartem.

– Coś nie tak? – zapytała cicho Ellie, która siedziała po jej prawej stronie. – Zawiesiłaś się.

– Chciałam coś napisać, ale zapomniałam co – powiedziała, a Ellie zaśmiała się krótko.

– Też tak czasami mam, nie przejmuj się. Na pewno ci się przypomni.

River przytaknęła i schowała telefon do kieszeni spodni.

– Ja też mam żart – powiedziała głośniej. Spojrzenia wszystkich skupiły się na niej, a twarz Isaaka wskazywała na jego zniecierpliwienie. – Co robi elektryk na scenie?

Odczekała kilka chwil, a potem rzuciła:

– Buduje napięcie.

Po kuchni rozeszły się salwy śmiechu i krzyk Isaaka: „Mój był lepszy!”.

Rozdział 4

– River Samantha Conway.

– Od kiedy mam drugie imię? – Dziewczyna zmarszczyła czoło i oderwała wzrok od ekranu telewizora. Był to jeden z tych leniwych dni, kiedy pozwalała sobie na leżenie i oglądanie reality show o zagranicznych parach, które poddają się różnym testom. Czasem puszczała od początku wszystkie części Harry’ego Pottera, ale wszystko zależało od jej humoru. Dziś stał na tak niskim poziomie, że nawet ulubiona seria filmów nie mogła tego naprawić.

To jeden z nielicznych weekendów, gdy nie miała pracy domowej do zrobienia ani nie musiała uczyć się do sprawdzianu. Następny tydzień zapowiadał się naprawdę spokojnie, co ją zaskoczyło. W tamtym roku Charlie straszył River i Sally, jak wiele roboty jest w drugiej klasie. Właściwie drugi rok nie był tak bardzo wypełniony nauką, jak się spodziewała. Miała czas, by wychodzić z Sally. Czasami wpadał do niej Charlie. Czasami dłużej rozmawiała z Russellem i czasami wychodziła z Ellie i załatwiały sprawy związane z weselem, które miało odbyć się już niedługo. Wszystko robiła czasami, bo nie miała siły na robienie czegoś przez cały czas.

Nawet jeśli brzmiało to durnie w jej głowie, to właśnie taka była rzeczywistość.

– Nie masz, chyba, ale brzmi poważniej. – Isaak wzruszył ramionami.

– Chyba nie mam drugiego imienia?

– Skąd mam wiedzieć?

River parsknęła śmiechem, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Westchnęła cicho i posłała pytające spojrzenie w stronę Isaaka, tym samym dając mu znak, żeby kontynuował.

– Nagrabiłaś sobie.

– Czym? – zapytała i poprawiła się na kanapie. Nie przejmowała się za bardzo, bo to Logan lub Vincent zazwyczaj rozmawiali z nią o jej przewinieniach. Ray wkraczał, kiedy sytuacja wymykała się spod kontroli, a Isaak unikał takich rozmów. Wychodził do pokoju obok lub udawał, że nie wie, o co chodzi. Lub teatralnie odbierał telefon i symulował rozmowę z kimś.

– Nie przypomniałaś, że Ray ma urodziny.

– Bo ich nie ma – powiedziała.

– Vincent mówił, że ma.

– Więc się pomylił – stwierdziła.

– Vincent się nie myli.

– Świętowaliśmy urodziny Raya razem z urodzinami Logana. Obaj mają je w lipcu.

Zawsze organizowali im wspólną imprezę urodzinową, bo dzieliły ich tylko trzy dni. River była pewna, że sobie tego nie wymyśliła i w lipcu obchodzili zarówno urodziny Raya, jak i Logana.

– Wcale nie.

– Wyszliśmy na obiad, a potem na kręgle, pamiętasz? Cały czas grałeś różową kulą, bo uznałeś, że to twoja szczęśliwa.

Miała dziwne odczucia co do tej rozmowy. Isaak wyglądał, jakby faktycznie o niczym nie pamiętał. Jednak w jego oczach było coś, co go zdradzało. Jakby iskierka zdenerwowania. Taka, którą starał się ukryć przed Loganem zawsze, gdy zepsuł jego samochód albo mikrofalówkę.

– Musimy kupić mu prezent – powiedział.

– Ray dostał już prezent i… – Urwała nagle, gdy zobaczyła, jak spojrzenie Isaaka ucieka w stronę korytarza.

Zmarszczyła brwi i wstała z kanapy. Przemknęła obok mężczyzny i pobiegła na korytarz, a potem do swojego pokoju.

Co się dzieje?, pomyślała.

Zatrzymała się przed otwartymi drzwiami. Zazwyczaj wszyscy szanowali jej prywatność i nie wchodzili do jej sypialni ot tak. Ale tym razem mieli powód. I ten powód stał w progu jej pokoju. Był wysoki, biały i drewniany.

– Mówiłem, żebyście nie dawali mi tego zadania! – rzucił oskarżycielsko Isaak, biegnąc za River.

– Tobie nie można dać żadnego zadania. – Vincent przewrócił oczami.

– Po prostu River jest za mądra, ten raz mogłaby być głupim dzieckiem – powiedział w swojej obronie Isaak i potargał jej włosy.

Dziewczyna skrzywiła się lekko, ale jej spojrzenie szybko przeniosło się na to, co działo się w jej pokoju. A działo się sporo.

– Nowy regał? – zapytała.

– Już dawno prosiłaś nas o powieszenie szafki na nowe książki – zauważył Logan. – Uznaliśmy, że zamiast szafki przyda ci się nowy regał.

Wiedziała, dlaczego to robili.

Bo nie lubili, gdy była smutna. Ray raz popłakał się, kiedy River wróciła zapłakana ze szkoły. Jedna dziewczyna wyśmiała wtedy jej rysunek. Była małym dzieckiem, więc brała takie rzeczy do siebie. Chodziła smutna przez trzy dni i Ray bardzo źle to znosił. Każdy z mężczyzn źle reagował na jej smutek, jakby to oni byli temu winni. A przecież to nie tak działało.

Uśmiechnęła się rozczulona. Jej kąciki oczu zapiekły z rozczulenia i wzruszenia. Nie umiała wyrazić swojej wdzięczności. I nawet nie chodziło o ten regał. Słuchali jej, zapamiętywali, co mówiła. A przede wszystkim próbowali zabrać od niej cały smutek, jaki w sobie miała. Wiedzieli, jak zestresowana jest sprawą ze swoją matką i że nie bardzo lubi zajęcia z terapeutką. Wiedzieli to i ostrożnie nakładali opatrunek na jej ranę. To ona musiała ją zasklepić, ale to oni pilnowali, żeby nie wdało się w nią zakażenie.

– O nie, ona płacze! – krzyknął Isaak. – Mówiłem, żeby nie brać białego.

– Nie, nie, nie. – Pokręciła głową. – To miłe.

– Więc dlaczego płaczesz? – Vincent zmarszczył czoło. – Może zadzwonię po Ellie albo…

– Płaczę, bo się wzruszyłam – wytłumaczyła. – Bo zrobiliście dla mnie coś miłego – doprecyzowała.

Logan zamknął ją w uścisku, a po chwili dołączyła do nich pozostała trójka.

– Dziękuję – wymamrotała.

Nie za regał.

Nie za uścisk.

Za coś, czego North nie miał.

***

Następny tydzień minął bardzo szybko. Mimo że rok szkolny rozpoczął się kilka miesięcy temu, na szkolnym korytarzu wciąż było pełno zdezorientowanych pierwszoroczniaków, którzy szukali drogi do klas. River też tak miała w poprzednim roku, ale tylko przez chwilę, bo Charlie bardzo szybko został jej przyjacielem i pomógł jej się odnaleźć. Uśmiechnęła się na to wspomnienie i wyciągnęła telefon z kieszeni, żeby zadzwonić do Sally i zapytać, gdzie jest. Zobaczyła, że ma od niej wiadomość. Skręciła w kolejny korytarz i jakimś cudem udało jej się dotrzeć do szkolnych szafek. Odnalazła tę należącą do Sally i od razu zobaczyła tam plecy dziewczyny.

– Hej! – zawołała i tym samym powiadomiła przyjaciółkę o swojej obecności.

Sally przywitała się z nią i sięgnęła po jakieś zawiniątko z szafki. Wyciągnęła rękę w stronę River i podała jej prezent.

– To dla ciebie.

– Szalik? – zapytała niepewnie River. Złapała za kawałek materiału i ścisnęła go lekko. Był różnokolorowy, długi, krzywy i miał kilka większych dziur, które musiały świadczyć o zgubionych oczkach.

– Robi się zimno – powiedziała Sally i zaczęła wrzucać swoje rzeczy do szafki.

– Zrobiłaś mi szalik – stwierdziła River, a w jej głosie dało się usłyszeć niedowierzanie. Uśmiech automatycznie pojawił się na jej ustach. Wiedziała, że blondynka zaczęła robić na drutach, bo to było coś, co poleciła jej terapeutka. Ale nie sądziła, że dostanie od niej szalik. Widziała dotychczasowe prace Sally i wszystkie były nierównymi kwadratami, które mogły uchodzić za serwetkę lub podstawkę na kubek. A teraz trzymała w dłoniach szalik. Najbrzydszy, jaki kiedykolwiek widziała, ale równocześnie stanowił najlepszy prezent, jaki dostała od bardzo dawna. – Zrobiłaś mi szalik.

– Zacięłaś się?

– Zajęło ci to dużo czasu – stwierdziła.

– Tylko trochę.

– Na pewno dużo – powiedziała. – Napracowałaś się.

– To nic takiego. – Sally wzruszyła ramionami.

– Dobrze wiesz, że to dużo.

– Cicho bądź.

River nie mogła pozbyć się głupkowatego uśmiechu przez cały dzień, a Sally przewracała oczami za każdym razem, gdy go widziała. Charliego spotkały dopiero pod koniec zajęć. Chłopak od razu zaczął mówić o tym, że nauczyciele to psychopaci, bo jak mogą zadawać pracę domową w takich ilościach. We troje ruszyli w kierunku przystanku autobusowego, bo obiecali pomóc chłopakom z przeprowadzką. Liam zwiózł już kilka swoich rzeczy, ale również zamierzał pomóc reszcie. Wciąż mieli jeszcze kilka miesięcy do egzaminów i ukończenia ostatniego roku szkolnego, ale wszyscy trzej byli niecierpliwi i jak najszybciej chcieli zamieszkać w nowym lokum. Wynajmujący oddał im klucze wcześniej, by mogli sobie wszystko przygotować. Dogadali się z nim, że przez najbliższe miesiące nie będą płacić całego czynszu, a jedną trzecią. Dopiero gdy przeprowadzą się na stałe, zaczną płacić całość.

Przez całą drogę Charlie paplał o szkole, a Sally i River starały się wyłapać z jego słów coś niepokojącego. Liam kazał im obiecać, że będą miały oko na Charliego (i tak by miały, nawet bez tej obietnicy), a wiedziały, że chłopak nic im nie powie. Wolał ukrywać takie rzeczy. Więc albo same coś zauważą, albo Charlie w potoku słów coś wygada.

Kiedy dotarli na miejsce, spotkali Russella i Cartera pod blokiem. Chłopcy właśnie wyciągali kolejne kartony z samochodu.

– Cześć. – River uśmiechnęła się delikatnie.

Russell przełożył pudło na dach samochodu i objął ją w pasie. Pochylił się i złożył na jej ustach pocałunek. Tak samo elektryzujący jak pierwszy, który ze sobą dzielili. Tak samo obezwładniający. Nawet jeśli był krótki.

– Cześć.

– Tak, już mówiłaś. – Uśmiechnął się do niej.

– Może po prostu lubię się witać? – Uniosła brew.

– Mam nadzieję, że w ten sposób witasz się tylko ze mną – odparł i ponownie ją pocałował. Tym razem pocałunek był krótszy, ale tuż po nim pojawił się kolejny.

Przestali dopiero, gdy Sally powiedziała coś o pożeraniu swoich twarzy. Carter zaśmiał się trochę za głośno na jej żart. River zmarszczyła czoło i popatrzyła na Russella. On chyba pomyślał o tym samym, bo posłał jej dokładnie takie samo spojrzenie.

Przez następną godzinę wnosili rzeczy chłopaków do mieszkania, a potem przyjechał Liam, który miał ze sobą pizzę. Wszyscy usiedli na podłodze w salonie i zaczęli jeść, a wtedy Sally pochyliła się nad przyjaciółką i wyszeptała jej do ucha, że Carter zaprosił ją na bal zimowy. Conway nie miała czasu, by się zastanowić, dlaczego Russell nie zaprosił jej, bo poczuła na sobie spojrzenie Liama. Pokiwała głową, dając mu znać, że wszystko jest okej, bo rozumiała, że pyta o Charliego.

Było okej.

Wszystko było okej.

Liam tego dnia nie zjawił się w szkole, ponieważ musiał załatwić jakieś sprawy rodzinne. Zabawne, że teraz szkolił swoje przyjaciółki do opieki nad czwartym członkiem ich grupy. Jeszcze przez kilka miesięcy będą w tej samej szkole, a Charlie dobrze sobie radził. To nie był koniec świata.

River poczuła dłoń na kolanie i od razu odwróciła wzrok w kierunku swojego chłopaka. Znowu zobaczyła w jego oczach te kolorowe światełka. Jednak tym razem nie rozumiała, dlaczego się w nich pojawiły. Przecież tylko siedzieli ze swoimi znajomymi i nie robili nic szczególnego.