Czterech ojców River Conway - Grabowska Milena - ebook + książka

Czterech ojców River Conway ebook

Grabowska Milena

0,0
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

River Conway zawsze miała krótkie włosy, bo według jej ojców tak było praktyczniej

Krótkie włosy nie potrzebują czasochłonnej pielęgnacji, a sposobów, w jakie można je ułożyć, nie jest za dużo - i chwała Bogu! Mała River nigdy nie bawiła się lalkami. Wolała spędzać czas w domku na drzewie rosnącym pośrodku podwórza. W wieku piętnastu lat potrafiła wymienić koło w samochodzie, pamiętała reguły gry w piłkę nożną, ale znała też wszystkie piosenki i dialogi ze swoich ulubionych seriali. Jedynie smażenie naleśników wciąż sprawiało jej pewną trudność.

Znała odpowiedzi na wiele pytań, ale nie rozumiała, dlaczego jej matka zostawiła ją w domu dziecka, gdy była malutka. Dziewczynka długo czekała na ojca. Wreszcie przybył, jednak nie sam. Wraz z Loganem Conwayem w życiu River pojawili się również jego najlepsi kumple: Ray Aston, Vincent Snow i Isaak Meyer. Wychowali ją we czterech na dziewczynę zbyt ciekawską, by mogła pozostawić w spokoju tajemnicę swojej przeszłości...

Książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 367

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Milena Grabowska

Czterech ojców River Conway

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra Redakcja: Angelika Oleszczuk Korekta: M.T. Media Grafikę na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://beya.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres https://beya.pl/user/opinie/cztojc_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-1413-1 Copyright © Milena Grabowska 2024

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Paulo, dziękuję za całe dobro, jakie sprowadziłaś do mojego świata.

„…noszę je w moim sercu”.

E.E. Cummings

Dedykuję tę książkę każdemu, kto kiedykolwiek był przerażony myślami, jakie posiada, i temu, kto nigdy nie doświadczył ciszy w swojej głowie.

Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!

W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak: utrata bliskiej osoby, problemy rodzinne, przemoc, autodestrukcja, działalność niezgodna z prawem oraz niecenzuralne słownictwo, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.

Pamiętajcie – jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.

Rozdział 1

– Tylko nie daj się stłamsić, dobrze? – Logan zacisnął dłonie na kierownicy. – A jeśli ktoś będzie ci dokuczał, załatw go tak samo jak tego dzieciaka w przedszkolu.

– Mieliśmy nie wracać do tamtego zdarzenia.

– Masz mocny prawy sierpowy. Trzeba to wykorzystywać.

– Tato… – wymamrotała lekko zawstydzona.

Oparła głowę o fotel i przymknęła powieki, gdy wjechali na parking jednej z kilku szkół średnich, jakie znajdowały się w Seattle. Dała sobie kilka chwil na uspokojenie oddechu. Nie codziennie zaczynało się liceum, a River obejrzała wystarczająco dużo seriali i filmów o nastolatkach, żeby wiedzieć, że pierwszy dzień jest najważniejszy i decyduje o wszystkim. Może zostać szkolnym kujonem tylko dlatego, że ktoś przedwcześnie zobaczy ją w bibliotece. A co, jeśli jakieś popularne dziewczyny uznają, że jej bluzka jest brzydka, i River do końca liceum będzie pośmiewiskiem? I przez to żaden chłopak nie będzie chciał się z nią umówić? Choć w rzeczywistości powinny wystraszyć go inne rzeczy.

Wytarła spocone dłonie o dżinsy, po czym wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów. Czuła się tak, jakby właśnie zjadła garść orzechów, na które jest uczulona, i teraz cała twarz jej spuchła. Spojrzała we wsteczne lusterko, by się upewnić, że wygląda normalnie. Ostatnie, czego potrzebowała, to czerwone plamy i obrzmiałe policzki. Musiała zrobić dobre wrażenie i znaleźć nowych przyjaciół.

Jednak w lusterku zobaczyła coś znacznie ciekawszego, a mianowicie czarny samochód stojący parę metrów za nimi. Bez problemu rozpoznała auto Vincenta, który siedział za kierownicą w czarnych okularach przeciwsłonecznych. Miejsce na fotelu pasażera zajmował Ray, który głupkowato się uśmiechał. Była pewna, że ten drugi ma ze sobą stary aparat i zamierza zrobić jej ośmieszające zdjęcie, aby powiesić je na ścianie żalu.

Kiedy River usłyszała warkot motocykla, wiedziała, że Isaak również tu jest. Nie pomyliła się. Mężczyzna zaparkował przy samochodzie Vincenta i zdjął kask. Jego ciemne, lekko przydługie włosy od razu opadły na czoło. Uśmiechał się zadziornie – River zbyt dobrze znała ten uśmieszek.

– Nie mogłem im tego odebrać – powiedział Logan, starając się brzmieć niewinnie, gdy zobaczył minę córki. – Twój pierwszy dzień w szkole średniej to nie przelewki.

– Obiecałeś.

– Jestem pewien, że nie użyłem słowa „obiecuję”.

– Mówiłeś, że nie powiesz im, o której odwozisz mnie do szkoły! – stwierdziła oskarżycielsko, a Logan uniósł ręce w obronnym geście. – Wszyscy będą się ze mnie śmiali.

– Od kiedy to przejmujesz się zdaniem innych?

– Od kiedy przez cztery lata będę z nimi w jednym budynku. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i wysunęła dolną wargę do przodu. Jakiego normalnego nastolatka rodzice odwożą do szkoły? I jeszcze tworzą przy tym cały orszak? Poruszyła głową, a krótkie kasztanowe włosy od razu zasłoniły jej twarz. Tym razem była ona zaczerwieniona nie z powodu orzechów czy stresu, a złości.

River Conway zawsze miała krótkie włosy, bo według jej ojców były łatwiejsze do ujarzmienia. Nie wymagały zbyt długiego pielęgnowania i nie dało się z nich zrobić wymyślnych fryzur. Chwała Bogu! River nigdy nie bawiła się lalkami, ale to był już jej wybór. Wolała spędzać czas w domku na drzewie, który znajdował się na podwórku za ich obskurnym blokiem na przedmieściach. W wieku czternastu lat potrafiła wymienić koło w samochodzie, jednak smażenie naleśników wciąż sprawiało jej trudność. Lubiła oglądać mecze piłki nożnej w sobotnie popołudnia, ale znała też każdą piosenkę ze swoich ulubionych seriali o księżniczkach i syrenach.

Wszystko zaczęło się, gdy miała kilka miesięcy i matka oddała ją do domu dziecka. River długo czekała, aż pojawi się jej biologiczny ojciec – Logan Conway. Tylko że z nim przyszli również jego najlepsi kumple: Ray Aston, Vincent Snow oraz Isaak Meyer.

Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że na nich czeka. Zdawała sobie za to sprawę, że czeka na cud, dzięki któremu wydostanie się z tego okropnego miejsca. Nie miała nawet dwóch lat, więc niewiele wiedziała o życiu, ale zdecydowanie to życie nie powinno wyglądać tak jak jej. W domach dziecka przebywało zbyt dużo dzieci, żeby zajmować się tylko jednym. Była karmiona, przebierana i dostawała zabawki, jednak bawić się musiała sama i czasem płakała przez długie godziny, zanim ktoś pojawił się w drzwiach jej pokoiku.

Cóż, rodzina zazwyczaj też nie składa się z czterech ojców i jednej córki. Ale właśnie taką rodziną byli. Choć wynikało z tego mnóstwo nieporozumień, z czasem nauczyli się sobie z nimi radzić. River zwracała się do nich po imieniu, bo to zawsze łatwiejszy sposób komunikacji niż mówienie do wszystkich „tato”.

– Jeszcze chwila, a spóźnisz się do szkoły już pierwszego dnia. – Logan spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

– Mhm – wymruczała pod nosem River i wzięła ostatni głęboki wdech. Przecież da radę, a szkoła nie była niczym strasznym. Jeśli się postara, będzie to najlepszy okres w jej życiu. Pozna nowych ludzi, znajdzie przyjaciół i rozpocznie liceum w najlepszy możliwy sposób.

Wyprostowała plecy i złapała za plecak, który spoczywał między jej nogami. Otworzyła drzwi auta, po czym wysiadła. W tym samym momencie stanęło przed nią trzech wysokich mężczyzn – tak różnych od siebie, że można by się zdziwić, jakim cudem potrafią przebywać w swoim towarzystwie.

Wychowywali ją, zabierali do dentysty, uczyli gotować i robili jej klasówki z ortografii. Ona z kolei w deszczowe dni uwielbiała wymyślać im testy z Tiarą Przydziału. Dla każdego z nich zawsze wychodził ten sam dom, a River uważała, że jej ojcowie idealnie do nich pasują. Nawet po kilku latach nie domyślili się, czego dotyczą pytania.

– Myślałaś, że nas przechytrzysz, dzieciaku? – Kiedy Isaak wyciągnął rękę, żeby poczochrać jej włosy, szybko cofnęła się o krok i oparła się o samochód.

Przez chwilę panowała cisza, zanim dołączył do nich czwarty mężczyzna. Wsunął dłonie do kieszeni spodni – robił tak zawsze, gdy zaczynał jakieś ważne przemówienie – i westchnął ciężko.

– Jeśli ktoś będzie ci groził, powiedz, że twój ojciec jest policjantem. – Logan skinął lekko głową.

– I prawnikiem – dodał Vincent, który akurat sprawdzał coś na telefonie, a River przeniosła na niego spojrzenie.

– I fizjoterapeutą, choć to nie jest zbyt groźny zawód. – Ray jako jedyny posłał jej ciepły uśmiech, który ani odrobinę nie wskazywał na to, że jest rozbawiony z powodu jej stresu.

– I bezrobotnym, który nie boi się odsiadki za stłuczenie buźki jakiemuś dzieciakowi.

– Naprawdę nie musiałeś wspominać, że w tym wieku wciąż jesteś bezrobotny, Isaaku.

– Musiałem, Loganie – powiedział, udając uprzejmego. Następnie zwrócił się do River: – Spadaj na zajęcia, mała, bo spóźnisz się już pierwszego dnia.

– Och, tak, jasne. Widzimy się o piętnastej! – zawołała, po czym ruszyła w stronę szkoły.

– I? – odezwało się jednocześnie czterech mężczyzn.

– I was kocham – odparła trochę ciszej, a potem pomachała w ich kierunku.

Nie musiała patrzeć za siebie, by mieć pewność, że wbijają teraz wzrok w jej plecy. Czuła ciepło na dole żołądka, bo pomimo całej tej złości wiedziała, że żaden z nich nigdy nie zrobi niczego, co mogłoby działać na jej niekorzyść.

Zdawała sobie też sprawę, że szkoła średnia jest nowym etapem nie tylko dla niej, lecz także dla nich. Od około trzynastu lat opiekowali się nią, doglądali jej i nie spali w nocy, gdy zaczęły rosnąć jej zęby. Pamiętała pierwszy dzień w przedszkolu, kiedy Ray płakał głośniej od niej, bo nie potrafił się z nią rozstać. Albo to, jak Isaak stał pod szkołą przez pierwszy tydzień, gdy poszła do podstawówki. Vincent wcale nie był lepszy, ponieważ to on zamontował jej GPS-a przy plecaku. Logan zawsze udawał, że się nie przejmuje, ale dzisiaj – tego pierwszego dnia – właśnie on ją odwiózł i mówił, by „nie dała się stłamsić”.

Delikatny uśmiech wstąpił na jej twarz, kiedy przekroczyła próg nowej szkoły.

To będzie dobry dzień.

***

– Wiesz, że żartowałem z tym uderzeniem prosto w nos?

– Przepraszam – wyszeptała River, a jej głos niebezpiecznie zbliżał się w stronę płaczliwego łkania.

– A czujesz się winna?

– Nie. – Pokręciła nieznacznie głową, bo postąpiła dobrze. Postąpiła tak, jak powinna.

– Więc nie przepraszaj. – Logan posłał River lekki uśmiech i poklepał ją po kolanie.

Dziewczyna czuła, jak pieką ją kąciki oczu.

Już pierwszego dnia szkoły siedziała z ojcem przed gabinetem dyrektora. Choć minęła zaledwie godzina od rozpoczęcia apelu, River zdążyła narobić wielkiego bałaganu i wysłać jakiegoś drugoklasistę do pielęgniarki.

– Dlaczego go uderzyłaś?

– Bo grożenie bezrobotnym ojcem nie poskutkowało. – Uniosła brwi z nadzieją, że to słabe wytłumaczenie okaże się wystarczające. Logan prychnął rozbawiony i spojrzał na nią, wyczekując prawdy. – Mogę nie mówić?

– A gdybym zmusił cię do mówienia, tobyś skłamała?

– Chyba… chyba tak. – Skinęła głową. – Naprawdę nie chcę mówić, czemu to zrobiłam.

– W porządku – powiedział. – Tylko nie wzywaj mnie na świadka, kiedy Vin zacznie swoje przesłuchanie. Wiesz, jaki jest, gdy wchodzi w tryb prawnika.

River podsunęła kolana pod brodę.

Czuła, że z każdą kolejną sekundą coraz bardziej pieką ją oczy. Poza tym bolała ją dłoń, ale nie chciała się do tego przyznać. Wolała siedzieć w ciszy, poczekać na decyzję dyrektora, a potem wrócić z tatą do domu i zapomnieć o najgorszym pierwszym dniu szkoły średniej.

I o słowach tego, który teraz prawdopodobnie próbował zatamować krew lecącą ciurkiem z nosa. W przedszkolu uderzyła chłopca, bo powiedział, że dziewczynki nie mogą nosić spodni. W szkole średniej uderzyła chłopca, bo powiedział coś znacznie gorszego.

– Zasłużył – oznajmiła po chwili. – Naprawdę zasłużył na złamany nos.

Rozdział 2

– Nie masz żadnego świadka, który przemawiałby na twoją korzyść. Nie masz żadnego dowodu, a mimo to wolisz milczeć, niż próbować się wybronić. To z góry czyni cię winną.

– Vin, uspokój się. Karą jest szlaban na telewizję, a nie trzyletnia odsiadka. – Isaak poklepał przyjaciela po ramieniu i usiadł na kanapie obok River. Gdy Logan powiadomił pozostałych o zdarzeniu w szkole, ci niemal natychmiast porzucili swoje zajęcia i zjechali się do ich mieszkania. – Wyluzuj, serio. Poza tym pewnie gówniarzowi się należało.

– Należało – wymamrotała pod nosem dziewczyna i zaczęła skubać nitki w rękawie swojego swetra.

To właśnie reakcji Vincenta bała się najbardziej. On był tym rozważnym, trzeźwo myślącym i niestety wymierzającym najsurowsze kary. Nie była na niego zła. Właściwie to dzięki niemu nie była rozpieszczona i nie wychodziła z założenia, że wszystko ujdzie jej na sucho. Jeśli chodziło o Isaaka i Raya, wystarczyło, że się słodko uśmiechnęła, a oni wybaczali jej każdą rzecz, całkowicie zapominając o karze. Logan zaś był człowiekiem, który szanował dyscyplinę, ale wierzył, że największą karą są wyrzuty sumienia. Rzadko kiedy więc wyciągał wobec River konsekwencje za jej złe zachowanie, bo sądził, że poczucie winy, jakie jej towarzyszy, jest wystarczającą nauczką.

Vincent tak nie uważał.

Był zdania, że za każdy zły uczynek człowiek musi odpowiedzieć. I często w brutalny sposób uzmysławiał innym, jak wielkim przewinieniem jest dany czyn. Nawet jeśli tym „czynem” było zjedzenie ciastka po umyciu zębów. Z każdym swoim przewinieniem River czuła się tak, jakby siedziała na sali sądowej. W dodatku bez obrońcy. Sama musiała nim być i zazwyczaj świetnie sobie radziła. Nauczyła się większości artykułów prawnych i wysuwała dobre argumenty, ale dziś… Dziś uchroniłoby ją powiedzenie prawdy, którą wolała zachować dla siebie.

– Dlaczego go uderzyłaś?

– Odmawiam składania zeznań – oświadczyła, lecz tym razem podniosła wzrok na Vincenta.

– Na jakiej podstawie? – Vin wsunął dłonie do kieszeni garniturowych spodni.

– Na podstawie…

– Vin, daj spokój – powtórzył Isaak. – To tylko dziecko, a nie młodociany przestępca.

– Jesteś jej obrońcą?

– Jestem jej opiekunem – powiedział stanowczo Isaak. – Tak samo jak ty. I lepiej będzie, jeśli porozmawiasz z nią jak z dzieckiem niż z oskarżonym na sali sądowej.

W pomieszczeniu zapanowała cisza, a River poczuła, że cztery pary oczu są skupione na niej. Ray i Logan do tej pory się nie odzywali, choć na pewno wiele razy powstrzymywali się przed powiedzeniem czegoś.

Czuła się winna, a kąciki oczu zapiekły ją tak mocno jak wtedy, gdy siedziała przed gabinetem dyrektora i czekała na podjęcie przez niego decyzji. Kiedy mężczyzna wreszcie ją ogłosił po wyjściu z gabinetu, odetchnęła z ulgą, bo dostała jedynie upomnienie – na pewno za sprawą Logana, który był szanowanym policjantem. Tutaj sprawa nie zakończy się tak dobrze, chyba że powie prawdę. Czego nie zamierzała robić. Coś ścisnęło ją w żołądku i sprawiło, że prawie zwymiotowała. Wciągnęła powietrze.

To impas.

Nie chciała, żeby się przez nią kłócili. Nie była zła na Vincenta. Nie była zła za to, jak prowadzi z nią rozmowę, bo robił to już setki razy. Drgnęła, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu. Uniosła spojrzenie i zobaczyła błękitne tęczówki Vincenta.

– Ten dureń ma rację – oznajmił, a River cicho się zaśmiała, słysząc głośne „ej!” z ust Isaaka. – Po prostu… cokolwiek to było, możesz nam zaufać i powiedzieć, wiesz? Trzeba ponieść konsekwencje tego, co się zrobiło, i muszą być one adekwatne do danego uczynku. Jeśli nam nie powiesz, nie będziemy w stanie stwierdzić, jaka kara będzie dobra.

Dziewczyna skinęła głową, bo doskonale to wszystko rozumiała. Vincent i cała reszta włożyli wiele pracy w jej wychowanie, za co była im wdzięczna, tylko… bała się, że prawda może ich zranić. A czy nie lepiej czasem skłamać, by ochronić najbliższych?

Żaden z nich nie był z porcelany. Wszyscy czterej byli mężczyznami, którzy brali życie za gardło i mówili mu, jak ma się toczyć. Pamiętała ich opowieści i dobrze wiedziała, że nie są święci. Byli czwórką przyjaciół, która z łatwością zatrząśnie światem. Jednak byli też bardzo delikatni, jeśli chodziło o cokolwiek związanego z River.

Czasami wydawali się nadwrażliwi. Reagowali impulsywnie i zaczynali przypominać szalone zwierzęta, które zrobią wszystko, żeby obronić swoje młode. River oglądała wiele programów przyrodniczych, więc nie mogła mylić się w tej kwestii.

– Powiedział… – zaczęła ostrożnie. – Widział, jak żegnam się z wami pod szkołą. Złapał mnie na korytarzu po pierwszej lekcji i powiedział, że… Najpierw, że jestem ładną laleczką – położyła nacisk na ostatnie słowo – a potem… – Nagle w jej głowie pojawiła się scena z dzisiejszego poranka. Zacisnęła powieki, próbując się pozbyć wspomnienia, ale to nie poskutkowało. Słowa chłopaka bębniły jej w uszach, a ona wciąż miała przed oczami jego uśmieszek.

– Co takiego powiedział?

Głos Vincenta wyrwał ją z czarnej dziury, w której powoli się zanurzała. Był ciepły, miły i przepełniony troską. Nie było śladu po surowości i zimnie z wcześniejszego przesłuchania. Mężczyzna już nie był adwokatem, a jej ojcem. Tym, dzięki któremu nauczyła się brać odpowiedzialność za własne czyny.

Spojrzała na całą czwórkę. Wszyscy wpatrywali się w nią z wyczekiwaniem.

Mieli w swoim domu wiele zasad. Jedną z nich było mówienie prawdy, bez względu na to, jak brutalna by była. Ale… River wiedziała, że oni również kłamią dla jej dobra. Miała swojego ulubionego chomika, który żył zadziwiająco długo jak na takie stworzenie. Gdy jeden umierał, kupowali takiego samego i udawali, że to dalej Pan Promyczek. Tylko po to, żeby River nie była smutna.

Oni chronili ją, a ona chciała chronić ich.

Wiedziała jednak, że jedyną rzeczą, jakiej nie będą w stanie jej wybaczyć, są kłamstwa.

– Powiedział, że skoro jestem ładną laleczką, to już się nie dziwi, czemu mam aż czterech „tatusiów”.

Przez kilka długich sekund przyglądała się każdemu z osobna. Reakcje mężczyzn były bardzo podobne. Ich twarze nagle stały się dziwnie napięte i nie wyrażały żadnych emocji. Jakby zastygli w momencie, gdy wypowiedziała to zdanie.

Przełknęła głośno ślinę i naciągnęła rękaw swetra na obolałą dłoń. Widziała, jak tworzą się na niej małe siniaki, ale nie chciała, żeby którykolwiek z ojców je zauważył. Zasłużyła na odrobinę bólu za to, co zrobiła.

– Uderzyłaś go, bo naśmiewał się z ciebie, sugerując, że jesteś… No wiesz… – Ray zaczął gestykulować, nie do końca potrafiąc nazwać sprawę po imieniu.

– Dziwką?

– River! Skąd znasz takie słowo? – Logan podniósł lekko głos, a dziewczyna wzruszyła ramionami.

Kątem oka dostrzegła, że Isaak próbuje wtopić się w oparcie kanapy. Pewnie czuł się winny, bo najczęściej to on z ich towarzystwa używał tego typu określeń.

– Jestem nastolatką i oglądam telewizję – odparła. – Wiem, kto to dziwka, i wiem, co oznacza słowo tatuś, gdy wymówi się je takim tonem, jak zrobił to ten chłopak w szkole.

– Więc uderzyłaś go, bo zasugerował, że jesteś dziwką?

– Nie. – Dziewczyna pokręciła głową, gdy usłyszała pytanie Logana.

– Nie? – Ray uniósł brwi ze zdziwienia. – W takim razie dlaczego?

– O mnie może gadać, co tylko chce. Nie rusza mnie to. – River wzruszyła lekko ramionami. – Ale nie miał prawa sugerować, że jesteście facetami, którzy… wykorzystują dziewczyny, i… Cóż, wspominałam, że mu się należało. Nie powinien był tak o was mówić, bo wy nigdy… nigdy byście mnie nie skrzywdzili i… jesteście dobrymi ludźmi.

– River… – Tym razem ton Vincenta był nieznany dziewczynie. Przepełniony czymś ciepłym.

– Więc… – River spojrzała w kierunku Vincenta. – Jaka czeka mnie kara, wysoki sądzie?

– Sąd uznaje panią za niewinną, panno Conway – odparł łagodnie Vincent, a potem ułożył dłonie na jej ramionach i objął ją w mocnym uścisku.

Nie minęła sekunda, a River Conway była otoczona ramionami swoich opiekunów.

Nie istniało bardziej bezpieczne miejsce niż to.

***

– Ej, ty!

– Mało ci po wczorajszym? – River popatrzyła na chłopaka, który miał biały opatrunek na nosie. Od razu zerknęła na swoją prawą dłoń, która została opatrzona przez Raya, gdy ten zatrzymał ją w drodze do jej pokoju i bez słowa zaprowadził do łazienki. W Rayu najbardziej lubiła to, że nie zadawał zbyt wielu pytań. Uśmiechał się ciepło i po prostu słuchał. Nawet jeśli nie do końca wiedział, o co chodzi. – Daj mi spokój.

– Chciałem przeprosić.

– To nie mnie powinieneś przepraszać. – Poprawiła plecak na ramieniu. Za pięć minut zaczynała się pierwsza lekcja drugiego dnia szkoły. Jej poprzedni dzień nie należał do najbardziej udanych, więc chciała sprawić, by reszta była lepsza. Teraz zyska przyjaciół, dołączy do jakiegoś szkolnego kółka i kolejne lata będą cudowne. Taki miała plan, a ten chłopak przeszkadzał jej w jego realizacji.

– A niby kogo?

– A kogo obraziłeś, sugerując, że wykorzystuje dziewczyny?

– Jesteś strasznie przemądrzała – odparł i szturchnął ją lekko w ramię, zanim zdążyła zrobić unik. – Co masz pierwsze?

– Matematykę.

Nie rozumiała, dlaczego podzieliła się z nim tą informacją. Była zła na tego chłopaka. Wściekła. Uznała go za osobę, z którą nie chce mieć nic wspólnego.

– Idę w tym samym kierunku, więc cię odprowadzę. – Pociągnął ją lekko w prawo. – Jestem Charlie.

– Wczoraj obrażałeś mnie i moich bliskich, a dziś chcesz odprowadzić mnie do klasy? Za mocno ci przyłożyłam czy co?

– Miałem swój powód.

– Zaskocz mnie – powiedziała z przekąsem.

– Więc… chłopaki z drużyny od pierwszej klasy nie dają mi spokoju. Szczerze to myślałem, że trochę im zaimponuję i mi odpuszczą, ale wtedy mi przywaliłaś i…

Zdziwiła ją ta otwartość. Zazwyczaj trzeba zadawać ludziom tysiące pytań i dać dużo czasu, by stali się tak wylewni. Chyba że chłopak kłamał. Jego oczy jednak były wyjątkowo szczere. Ten błękit był przerażająco czysty.

Na kilka sekund River zapomniała o złości, jaką czuła względem Charliego. Nastolatkowie potrafią być okrutni, zwłaszcza ci, którzy uważają się za lepszych od innych. Próbowała odnaleźć w chłopaku coś, co mogłoby sprawić, że inni uznają go za idealnego do znęcania się i wyśmiewania. Charlie był chudy, ale wysoki. Miał burzę niesfornych loków, koszulę w kratę oraz połyskujące usta, jakby pomalował je błyszczykiem.

– I twój plan legł w gruzach?

– Tak, ale powstał nowy. Skoro bez problemu przywaliłaś mi tak boleśnie, im też przywalisz, gdy obrażą twojego przyjaciela, czyli mnie. – Zatrzymał się i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny. – Jestem Charlie.

– Tak, mówiłeś – przypomniała.

– To celowy zabieg, bo w końcu chciałbym poznać twoje imię.

Pragnęła znaleźć nowych przyjaciół, lecz nie w taki sposób. Na pewno się nie spodziewała, że ktoś do niej podejdzie i powie: „Hej, zostańmy przyjaciółmi”. Poza tym jego motyw był bardzo egoistyczny. Jednak cichy głosik w głowie dziewczyny mówił, żeby nie stawiała muru, bo być może potem będzie musiała poświęcić wiele czasu na zburzenie go.

– River – odparła i zdrową ręką ścisnęła delikatnie jego dłoń. – Ale wciąż jestem zła za to, co powiedziałeś o moich bliskich. Musisz ich przeprosić.

– Przeproszę tak czy inaczej. Naprawdę mi przykro.

I River mu uwierzyła, ponieważ biła od niego szczerość.

Być może prawdziwe przyjaźnie zaczynają się od złamanego nosa.

Rozdział 3

Posiadanie przyjaciela było czymś nowym dla River i jej opiekunów. Wcześniej dziewczyna miała tylko jedną przyjaciółkę, którą znała od najmłodszych lat. Dlatego żadne z nich nie wiedziało, jak powinno się zachować, gdy w poniedziałkowe popołudnie w ich domu zawitał chłopak o imieniu Charlie. Wciąż z białym opatrunkiem na nosie i z lekko zdezorientowaną miną.

– Więc… mieszkacie w piątkę?

– Nie do końca. – River rzuciła plecak na podłogę w swoim pokoju po tym, jak udało im się uciec przed czterema dość zdziwionymi i nieco surowymi spojrzeniami. Nigdy wcześniej nie przyprowadzała nikogo do domu. Głównie dlatego, że jej jedyną przyjaciółką była Cecylia, która przed rozpoczęciem roku szkolnego wyjechała z rodzicami do innego miasta. Wyrzuciła jednak szybko te myśli z głowy, bo nie należały one do najprzyjemniejszych, a nie chciała się teraz smucić. Na smutek był czas przed snem. – Tutaj mieszkam tylko z Loganem, ale na tym piętrze są jeszcze dwa mieszkania. Jedno zajmuje Vincent i jego prawie narzeczona, a drugie Ray. Isaak mieszka… Właściwie trudno stwierdzić gdzie.

– Powiedziałaś może trzy zdania, a ja mam co najmniej dwadzieścia dodatkowych pytań.

Charlie rozsiadł się na jej łóżku i zaczął przerzucać poduszki z jednej strony na drugą. Przez tych kilka dni ich znajomości River zdążyła nauczyć się o nim paru rzeczy. Po pierwsze: szybko nawiązywał kontakt z nowymi osobami. Po drugie: nie wiedział, co to wstyd czy skrępowanie. Po trzecie: był straszną gadułą i interesowało go wszystko. Być może właśnie to tak mocno zniechęciło do niego chłopaków ze szkolnej drużyny koszykówki.

River nie zapytała go, jak zaczął się ich konflikt, bo uznała, że to jeszcze nie czas. Logan zawsze powtarzał, że trzeba pozostawić ludziom wybór w kwestii zdradzania ich tajemnic. Więc ona nie pytała, ale Charliego nie powstrzymało to przed poruszaniem różnych tematów. I pomimo całego zamieszania związanego z jego osobą River naprawdę go polubiła. Był trochę zakręcony i często nie wiedział, kiedy wprawia ją w dyskomfort, lecz miał w sobie coś, co sprawiało, że chciała z nim rozmawiać.

– Takich jak…? – zwróciła się do niego.

– Czemu mówisz do nich po imieniu? I który jest tym biologicznym? Jeden z nich musi nim być, nie? No i co znaczy „prawie narzeczona”? I czy ten cały Isaak nie ma problemów z prawem? Bo wygląda, jakby miał.

– Bo to wygodniejsze mówić do każdego po imieniu. Poza tym nie chciałabym żadnego wyróżniać jakimś określeniem.

– Więc mogłaś wymyślić coś w stylu „tato”, „papo”, „ojcze” i „ej, ty”.

– I którego nazywałabym „ej, ty”? – zapytała, spoglądając na chłopaka z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy.

– Tego, który wyciągnąłby najkrótszy patyczek podczas losowania przezwisk.

– To dość oryginalne, jednak zostanę przy imionach. – River sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego podręcznik do biologii. Charlie wprosił się do niej pod pretekstem odrabiania wspólnie pracy domowej, ale sądziła, że to tylko podstęp i okazja, by zobaczyć jej dom.

– A dlaczego nie nazywasz reszty wujkami?

– Tak wyszło. – Wzruszyła ramionami. – Każdy z nich miał ten sam wkład w wychowanie mnie.

– No dobra, a co z tą „prawie narzeczoną”?

– Nie bardzo chcę o niej rozmawiać.

– Nie lubisz jej? To taka twoja macocha?

Pytania wypływały z niego jak woda z wodospadu. Ciekawe, czy potrafił to kontrolować, czy po prostu było to jego hobby.

– Jest w porządku – powiedziała zgodnie z prawdą.

– Więc? – Charlie nie dawał za wygraną.

– Więc co?

– Czemu nie chcesz o niej rozmawiać?

– Bo to historia na inny czas.

Chłopak zmarszczył nos, a potem syknął z bólu. To kolejna rzecz, którą River zauważyła przez ostatnie dni. Marszczenie nosa było czymś, co Charlie robił bardzo często. Gdy się nad czymś zastanawiał, kiedy coś go dziwiło lub gdy wąchał jedzenie na stołówce. Problem leżał w tym, że teraz jego nos był złamany i każde poruszenie nim sprawiało mu ogromny ból.

River nie była mściwa, ale uważała, że to dobra kara za to, co powiedział. Nawet jeśli było to podyktowane instynktem samozachowawczym. Przynajmniej przez najbliższy czas ból nosa będzie mu przypominał, jak źle postąpił. Była też zadowolona z faktu, że po wejściu do mieszkania Charlie od razu przeprosił mężczyzn i wydawało się to szczere. Tak samo jak szczera była reakcja całej czwórki: zdziwione miny i lekki niesmak. Bo jakim cudem ich córka może przyjaźnić się z kimś, komu złamała nos?

Wiedziała, że czeka ją masa pytań, gdy tylko Charlie opuści ich mieszkanie.

– No dobra, a co z ostatnim pytaniem?

– Isaak prawdopodobnie ma problemy z prawem, ale nigdy głośno o tym nie rozmawiamy.

– Czemu? – Charlie wyraźnie zainteresował się tym tematem.

– Bo pozostali boją się, że pójdę w jego ślady.

To nie do końca była prawda. Właściwie chodziło o czysty konflikt interesów. Logan był policjantem, więc niemówienie o pewnych sprawach stanowiło ich niepisaną zasadę. Logan udawał, że nie widzi niektórych rzeczy, a Isaak udawał, że ich nie robi.

River podejrzewała, że to nie jest coś tak strasznego jak morderstwo czy przemyt narkotyków, bo wtedy Logan by zareagował. Możliwe, że Isaak po prostu spędzał zbyt wiele czasu w kasynie. To by wyjaśniało, dlaczego nigdy nie miał pieniędzy.

– A co z biologicznym ojcem?

– Logan nim jest.

– Więc czemu każdego z nich traktujesz tak, jakby był twoim biologicznym ojcem?

– Robimy te zadania czy nie? – zapytała podirytowana.

Nie pamiętała, aby ktoś ostatnio zadawał jej tyle pytań. Oprócz Vincenta podczas jednego z jego standardowych przesłuchań.

I to nie tak, że czuła się z tym źle lub miała coś do zatajenia. Temat jej rodziny był skomplikowany i mówienie o nim wprawiało ją w zakłopotanie, ale nigdy nie ukrywała, jak jest. Po prostu rzadko o tym rozmawiała i nie wiedziała, jakich słów powinna używać, żeby odbiorca zrozumiał, co siedzi jej w głowie. Czasami jedno słowo lub niewłaściwy ton mogą całkowicie zmienić sens wypowiedzi. A River nie chciała, by Charlie źle zrozumiał, jakie relacje panują w jej rodzinie.

– Robimy, ale odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie.

– Jakie?

– Dlaczego opiekuje się tobą aż czterech ludzi?

To wydawało się najłatwiejsze, a zarazem najtrudniejsze do wyjaśnienia. Sama mogła się tylko domyślać. Zbierała strzępki wypowiadanych przez nich zdań i układała z tego coś, co ma jakikolwiek sens. Choć wywnioskowała wiele rzeczy, żadna z nich nie wydawała się odpowiednia i wystarczająca, by Charlie zakończył ten temat.

Wzruszyła lekko ramionami.

– Po prostu.

Po prostu wychowywali ją razem, bo gdy się pojawiła, oni sami byli jeszcze nastolatkami.

Charlie najwidoczniej raz w życiu uznał, że nie wypada ciągnąć tematu, ponieważ sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął z niego zeszyt.

***

– Hej, pomyślałem, że może macie ochotę się czegoś napić.

Logan stanął w drzwiach pokoju River, po czym oparł się o framugę. Dziewczyna doskonale wiedziała, co on teraz robi. I po co to robi. Sprawdzał, czy nie dzieje się nic niewłaściwego. Przewróciła oczami i uniosła lekko głowę. Charlie wyglądał, jakby nie zwracał na nich uwagi. Siedział na podłodze, gdzie rozwiązywał kolejny przykład. Przygryzał końcówkę ołówka, mamrocząc coś pod nosem.

– Nie, dzięki – odparła River. – Zaraz i tak kończymy, a Charlie dzwonił już do mamy, żeby go odebrała.

– Więc…

– Więc nie chcemy nic do picia, ale dzięki za troskę – powiedziała i wróciła do rozwiązywania przykładu.

– Okej, to zostawiam was samych.

River usłyszała kroki, ale nie dotarł do niej dźwięk zatrzaskiwania drzwi. Uniosła głowę i westchnęła ciężko. Czy oni naprawdę myśleli, że Charlie i ona robią jakieś niewłaściwe rzeczy, kiedy za ścianą jest czwórka mężczyzn gotowych ich zabić, gdyby tylko stuknęli się kolanami?

– Drzwi! – krzyknęła.

– Ściana! – odkrzyknął Logan.

– Podłoga! – zawołał Isaak, który pewnie leżał na kanapie w salonie.

Potem usłyszała okno i dach, a głosy należały kolejno do Vincenta oraz Raya.

– Schody! – zawołał Charlie i spojrzał na River. – Fajna ta wasza zabawa.

Dziewczyna przewróciła oczami, następnie wróciła do rozwiązywania ostatniego przykładu.

Jej życie zdecydowanie nie należało do najnormalniejszych.

***

– Isaak… – zaczęła powoli River, wchodząc do kuchni. Był już wieczór, a jej cudem udało się uniknąć krępującej rozmowy, gdy Charlie opuścił mieszkanie.

– O nie – powiedział pośpiesznie mężczyzna i odłożył telefon na bok. – Nie ma mowy. Nie! Nie.

River zmarszczyła czoło, bo nie bardzo rozumiała jego reakcję.

– Nie, nie, nie – powtarzał. – Nie taki był plan. To Ray miał przeprowadzić z tobą tę rozmowę, nie ja!

– Jaki plan? – Zmarszczyła lekko brwi, a po chwili nad jej głową zapaliła się lampka i zrozumiała, o co chodzi. – Fuj, nie! Skąd pomysł, że chcę rozmawiać o tym? – zaakcentowała ostatnie słowo.

– Bo był u ciebie ten chłopak i miałaś taki poważny ton – powiedział na swoją obronę. – Ale ułożyliśmy plan i to Ray miał z tobą o tym gadać, a nie ja.

– Ale ja nie chcę z tobą o tym rozmawiać!

– O czym? – W kuchni pojawił się Logan, który podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę wody.

– O niczym! – zawołali jednocześnie River i Isaak.

Dziewczyna poczuła, że jej policzki się czerwienią. Spojrzała na Logana, a potem na Isaaka i ostatecznie porzuciła pomysł, by poprosić tego drugiego o pomoc w zawieszeniu półki na książki w jej pokoju.

Rozdział 4

– Więc ten cały Charlie… – Logan położył dłoń na karku i podrapał się po nim nieporadnie. River widziała go takiego tylko kilkukrotnie i wszystkie te razy mogła zliczyć na palcach jednej ręki. Najbardziej wstrząśnięty był wtedy, gdy dostała miesiączki. Przez sekundę bała się, że czeka ją kolejna rozmowa na temat seksu i odpowiedzialności z tym związanej. Jednak to niemożliwe, bo od tego typu rozmów był Ray. I czasem Vincent. Ale nie Logan, a już zdecydowanie nie Isaak. – To teraz twój dobry kolega?

– Nie wiem. – Wzruszyła lekko ramionami. – Jest trochę dziwny i nie zawsze rozumiem, o co mu chodzi. Czasem jest jak piszcząca zabawka.

– Piszcząca zabawka?

– Lubisz ją, ale sam nie wiesz czemu, bo przez większość czasu jest irytująca.

– Jeśli tak to określasz, to za dwa lata będziecie nierozłączni – powiedział Logan i upił spory łyk wody. – Każdy z naszej czwórki był dla pozostałych taką piszczącą zabawką.

– A jednak się przyjaźnicie.

– Tak, choć czasem sam się zastanawiam, jakim cudem.

River zaczęła grzebać widelcem w swoich frytkach, myśląc nad tym, czy Charlie faktycznie może stać się jej najlepszym przyjacielem. Był trochę dziwaczny i miał swój świat. Już pierwszego dnia szkoły obraził jej ojców, a ona złamała mu za to nos. Może w taki pokręcony sposób naprawdę zaczynają się wszystkie prawdziwe przyjaźnie. Nawet nie czuła względem niego złości. Przez ostatni tydzień widziała w szkole kilka sytuacji, które wskazywały, że Charlie nie ma w niej łatwo. Był o rok starszy od River, ale dręczyli go bardziej niż niejednego pierwszaka.

Charlie był chuderlawy, choć pyskaty. Nie wyglądał na kogoś, kto używa przemocy w jakiejkolwiek sytuacji. Nawet w samoobronie. River wiedziała, że liceum rządzi się swoimi prawami, i zdawała sobie sprawę, że Charlie wyglądem nie wpisuje się w żaden szablon. Ale lubiła jego kraciaste koszule i niesforne loki. Podobało jej się również to, że jego usta błyszczą, a w uchu pojawił się kolejny kolczyk. Wyglądał tak, jak chciał, i właściwie był znacznie odważniejszy od niej. Może potrzebowali siebie wzajemnie? On jej, a ona jego? Wiedziała też, że Charlie został zaakceptowany przez Logana i pozostałą trójkę jako jej nowy kolega. Logan wciąż upierał się, że to może być jej potencjalny chłopak, więc powinni uważać, ale Isaak walnął go poduszką i powiedział, że Charlie co najwyżej może odbić chłopaka River, więc będzie działał na ich korzyść.

Dziewczyna nie do końca się z nimi zgadzała, lecz wolała to niż kolejną rozmowę o nastoletnich zauroczeniach. Przeczytała naprawdę wiele książek o miłości i obejrzała masę seriali na ten temat. Wiedziała, na czym to polega.

Nawet nie zauważyła, w którym momencie rozgniotła frytkę. Odłożyła widelec i skierowała wzrok na Logana.

– Czy Charlie może wybrać się z nami w następny weekend?

– Chcesz go zabrać?

– Zawsze jeździła Cecylia, ale w tym roku… No w tym roku na pewno nie będzie mogła. – River wzruszyła lekko ramionami, przełykając gulę, jaka utworzyła się w jej gardle. Nie chciała mówić o tym, jak bardzo brakuje jej przyjaciółki, a Logan znowu poruszyłby ten temat, gdyby tylko wyłapał w jej głosie choć nutę smutku. Sporadyczne wideorozmowy nie były wystarczające w przypadku ich przyjaźni. – Więc jak? Może?

– Jeśli jego rodzice się zgodzą.

River skinęła głową i posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.

Weekend Igrzysk Prawie Śmierci był czymś, co wymyślili jej ojcowie, kiedy skończyła trzynaście lat. A tak właściwie nie wymyślili, a znaleźli, i to wcale nie nazywało się Weekendem Igrzysk Prawie Śmierci, tylko zwykłym Piknikiem Rodzinnym. Ray trafił na ulotkę tych zjazdów kilka lat temu. Miała być to impreza rodzinna, podczas której dzieci sprawdzają zarówno swoje umiejętności fizyczne, jak i zdolność logicznego myślenia. Rodziny zbierały się w jednym miejscu na weekend i przez niemal cały ten czas River była poddawana serii wyzwań. Oczywiście w niczym nie przypominało to tego, co działo się w filmie Igrzyska śmierci, ale Piknik Rodzinny wydawał się jej ojcom zbyt nudną nazwą, a żaden z nich nie potrafił znaleźć lepszej. Więc jechali tam, a River brała udział w kilku konkurencjach, rywalizując z innymi dzieciakami.

Lubiła te weekendy, bo rywalizacja to coś, co przynosiło jej wiele zabawy, o ile była uczciwa. Uwielbiała ten dreszczyk emocji, gdy była krok od wygranej. Ale nie lubiła tego, że Ray stworzył koszulki z jej imieniem i nazwiskiem na plecach, które cała czwórka nosiła, dopingując River. Czasami byli gorsi od matek, które na pikniku pojawiały się tylko po to, by pochwalić się równymi zębami swoich dzieci.

Cecylia zazwyczaj jeździła z nimi, dzięki czemu River miała z kim rozmawiać, gdy Logan, Vincent i Ray próbowali rozłożyć namioty, a Isaak siedział, udając, że wszystko nadzoruje. Ale Cecylia wyjechała, przez co River czuła się bardzo samotna. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz rozmawiały dłużej niż dziesięć minut lub wymieniły większą liczbę wiadomości.

– Spytam go jutro w szkole – odpowiedziała Loganowi.

***

– Weekend Igrzysk Prawie Śmierci?

– Tak. – Skinęła głową.

– To nie brzmi zachęcająco ani bezpiecznie – odparł, gdy zajęli miejsca na stołówce. – Jak się dłużej zastanowić, brzmi to wręcz niepokojąco.

– To tylko taka nazwa. Większość zadań to rozwiązywanie jakichś zagadek albo trafianie do celu kilka razy z rzędu. I tak naprawdę nazywa się to Piknik Rodzinny Słoneczny Promień.

– Nie wiem, która nazwa jest gorsza.

– Więc jedziesz? – River zaczęła dłubać widelcem w sałatce owocowej. – Wyjazd jest w ten piątek.

– Ale nikt nie każe mi biegać i nie zostanę wrzucony w worku do jeziora, żeby się z niego uwolnić?

– Nie, ale ktoś może wsadzić ci brudną skarpetę do ust, jeśli nie przestaniesz gadać – burknęła pod nosem River, a po chwili usłyszała cichy śmiech Charliego. Kiedy chłopak poklepał ją przyjacielsko po ramieniu, doszła do wniosku, że to coś znacznie gorszego niż piszcząca zabawka. Ale wraz z tą myślą przyszła kolejna. Lubiła go. W sumie mogłaby się z nim przyjaźnić do końca życia.

– Dobra, dobra. – Uniósł dłonie w obronnym geście. – Pojadę.

– Nie musisz, jeśli nie chcesz.

– Właściwie brzmi to jak dobry plan – stwierdził. – Ty będziesz się pocić i brudzić w błocie, a ja opalać. A co jest nagrodą?

– Dla mnie nagrodą zawsze jest jakiś puchar i pieniądze albo kolejna książka, bo kształcenie młodzieży jest takie ważne – powiedziała. – A dla moich ojców… Cóż… oni naprawdę lubią udowadniać innym, że wychowali zdolną córkę.

– To miłe, kiedy ktoś jest z ciebie dumny.

Dziewczyna uniosła wzrok na Charliego, bo w jego głosie nie dało się usłyszeć tej lekkości, z jaką zazwyczaj przemawiał. Było tam coś ciężkiego, co od wielu miesięcy – jeśli nie lat – zalegało w nim i próbowało się dobrze ukryć, jednak z dość marnym skutkiem. Chłopak nagle nieco się zgarbił.

River otworzyła usta, by się odezwać, ale szybko zdała sobie sprawę, że to milczenie jest najlepszą odpowiedzią. Wzięła swoje jabłko i położyła je na tacce Charliego. Ten uniósł wzrok, a wtedy słowa same wyleciały z ust dziewczyny.

– To miłe, kiedy tym kimś jesteś ty sam.

***

– Hej, mała. Reszta jest w pracy. Idziemy na frytki do tej budki na rogu? – Isaak pojawił się w drzwiach jej pokoju.

– Muszę skończyć pracę domową, ale potem możemy iść.

– Nie ma odpowiedzi w internecie?

– Powinnam sprawdzić? – spytała i uniosła prawą brew.

– Powinienem ci pozwalać?

– Zdecydowanie nie. – Pokręciła głową, a Isaak wzruszył ramionami i zniknął jej z pola widzenia.

– Więc udam, że nic nie mówiłem! – krzyknął z korytarza. – A jeśli Vincent zapyta, czy cokolwiek o tym wiem, zwalę całą winę na ciebie.

Dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową.

Czasami czuła się, jakby to ona wychowywała ich lub jakby po prostu wychowywała się sama. Pewnego dnia Ray zapytał ją, czy powinien dać jej szlaban za to, że wróciła po ustalonej godzinie i nie dała znać, że może się chwilę spóźnić. Dość często zastanawiała się, jak wyglądało jej życie, gdy była malutka. Na tyle mała, że nie potrafiła im powiedzieć, że należy jej się szlaban, albo przypomnieć, że jako dziesięciolatka nie powinna dostawać tak dużego kieszonkowego.

Każdy z nich był odpowiedzialny na własny sposób za wykonywanie swoich zadań i teraz radzili sobie naprawdę dobrze. Może pomagała im jakaś kobieta, o której istnieniu River nie wiedziała? Może to Ellie im pomogła, kiedy zaczęła się spotykać z Vincentem? W to River wątpiła, bo wtedy kobieta robiłaby to też teraz, a ich kontakty byłyby cieplejsze. Właściwie wątpiła, żeby ktokolwiek zechciał wejść w ten dziwny układ. Panna Conway nigdy nie miała opiekunki.

Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że przemyślenia zajęły jej zbyt dużo czasu. Zrobiła ostatnie przykłady, po czym zamknęła zeszyt.

– Skończyłam! – krzyknęła i spakowała swoje rzeczy do torby.

Wyciągnęła z szafy bluzę z kapturem, a potem wyszła z pokoju. Isaak leżał na kanapie, przeglądając coś na telefonie. Gdy zorientował się, że River do niego dołączyła, od razu wstał i wsunął komórkę do kieszeni spodni.

– Spisałaś z internetu?

– Im mniej wiesz, tym mniej Vin z ciebie wyciągnie, a to z kolei działa na moją korzyść.

– Powinienem teraz rzucić tekst w stylu: „Nie mądrzyj się”?

– Chyba tak. – River skinęła głową, wkładając buty.

– Więc nie mądrzyj się, dzieciaku, bo dostaniesz szlaban.

Dziewczyna zaśmiała się krótko i już po kilku chwilach zajadała się gorącymi, mocno przypieczonymi frytkami.

Rozdział 5

River obejrzała wystarczająco dużo filmów o nastolatkach, by wiedzieć, jak nudne potrafi być ich życie. Pójście do szkoły średniej wcale nie równa się niesamowitym wydarzeniom, ciągłym imprezom i miłości tak pięknej, że można pisać o niej książki. Zdawała sobie sprawę, że jej życie nie może być bardziej niezwykłe, niż już jest. Czuła jednak lekkie ukłucie, gdy uświadomiła sobie, że żadne z jej marzeń się nie spełniło.

Żadne, a szczególnie to dotyczące poznania chłopaka, który zakochuje się w niej na zabój. Przeczytała całe serie książek o nastolatkach i jeszcze kilka tygodni temu te historie wydawały się realne. Teraz wiedziała, że to jedynie fikcja, która ma przenieść ją w lepszy świat. Z drugiej strony nie minął nawet pierwszy miesiąc szkoły średniej, więc na dobrą sprawę miała jeszcze swoją szansę. Ale jeśli nie mogła przeżyć upragnionej historii w realnym życiu, to chociaż ją obejrzy.

– Ostatnio ja prowadziłem. Nie ma mowy, że zrobię to kolejny raz – powiedział Ray, wchodząc do salonu.

– I tak zawsze pijesz najmniej z nas, więc co za różnica, czy wypijesz trzy piwa, czy zero – odparł Isaak, idąc tuż za nim.

– Tak, faktycznie, nie widać różnicy. – Ray usiadł na kanapie i wziął garść popcornu. River przygotowała go sobie na czwartkowy wieczór, który podobno miała spędzić sama w domu. Miała być tylko ona i trzy filmy o jej rówieśnikach. – Zawsze byłeś słaby z matmy, ale nie sądziłem, że masz aż takie problemy.

– Słuchaj… – Isaak usiadł po drugiej stronie River i również zgarnął garść jej popcornu. – Ktoś musi prowadzić.

– Więc czemu nie ty?

– A jak was przewiozę? Całą czwórką pojedziemy na motocyklu?

– Logan da ci swoje auto.

– Nie ma mowy. – Isaak pokręcił głową. – Nie po ostatnim razie.

River już chciała zapytać, co wydarzyło się ostatnim razem, ale w tym samym czasie do salonu wszedł Vincent z lekkim grymasem na twarzy. Ubrany był inaczej niż zwykle. Nie miał na sobie idealnie skrojonego garnituru ani białej koszuli, nie było nawet lśniących butów. Zamiast tego włożył cienki szary sweter i spodnie, które wyciągał z szafy tylko na te „luźniejsze” wyjścia. W rzeczywistości nie były one luźnym ubiorem, bo wciąż miały idealny kant. Jedyny nieformalny element stroju stanowiły białe buty sportowe.

Vincent pochylił się nad prawym ramieniem River i sięgnął po popcorn z miski, którą ta miała na kolanach. Już chciała zaprotestować, ale wtedy pojawiła się kolejna ręka, tym razem należąca do Logana. I w taki sposób River została z pustą miską oraz czterema niezadowolonymi facetami.

Odkąd skończyła piętnaście lat, nastąpiła mała zmiana. Nareszcie uznano, że dziewczyna może zostać sama na noc w domu. Dlatego Logan, Vincent, Ray i Isaak zdecydowali, że raz w tygodniu będą wychodzić na piwo. Zawsze wtedy spali u Vincenta lub Raya, bo woleli, żeby River nie widziała ich w takim stanie, a jednocześnie chcieli być blisko, by w razie czego móc zareagować. Dziewczyna zazwyczaj spędzała takie wieczory przed telewizorem, myła się i szła spać. Lubiła je i wiedziała, że jej ojcowie też je lubią. Mieli natłok pracy oraz innych zajęć, co sprawiało, że nie zawsze udawało im się wspólnie gdzieś wyjść. A ona w spokoju mogła oglądać swoje łzawe seriale i nie słuchać durnych komentarzy, które w większości rzucał Isaak.

– Możecie wrócić taksówką – zaproponowała.

– Możemy wrócić taksówką – powtórzył Ray powoli, jakby próbował złapać sens jej słów. – Faktycznie, możemy wrócić taksówką.

River uśmiechnęła się i odetchnęła cicho, gdy cała czwórka skierowała się w stronę wyjścia. Ona również wstała, ale po to, by pójść do kuchni i zrobić kolejną porcję popcornu. Wyznawała zasadę, że oglądać można tylko wtedy, kiedy ma się coś do jedzenia. Przekroczyła próg pomieszczenia, a potem wyjęła z szafki torebkę z popcornem. Już chciała włożyć ją do mikrofali, gdy zorientowała się, że głosy jej ojców ucichły, ale nie rozbrzmiał dźwięk zatrzaskiwania drzwi.

Po chwili usłyszała kroki i w progu kuchni stanął Logan.

– Zbieraj się, jedziesz z nami.

– Na piwo? – zapytała zaskoczona.

– Wyglądam na kogoś, kto dałby ci piwo?

– Ty nie. – Pokręciła głową. – Ale Isaak tak.

Z korytarza dało się słyszeć głośne oskarżycielskie „Ej!”, które należało do wcześniej wspomnianego mężczyzny. River zaśmiała się pod nosem, jednak nie spuszczała wzroku z twarzy Logana.

– Nie będziemy pić. Zabieramy cię do baru karaoke.

– Baru karaoke?

– No. – Logan pokiwał głową. – Ray mówi, że niedawno jakiś otworzyli.

– Ale to wasze wieczory.

Ale to wasze wieczory, których nie chcę wam zabierać.