Ciche Wzgórze - Tomasz Wojciechowski - ebook

Ciche Wzgórze ebook

Wojciechowski Tomasz

2,0

Opis

Magda totalnie schrzaniła swoje życie. Gdy odkryła, że ukochany ją zdradza, postanowiła go ukarać. Niestety wszystko potoczyło się zupełnie nie tak jak powinno i musi uciekać przed policją. Wracając do Cichego Wzgórza, nawet nie przypuszcza że naprawienie relacji z dawno niewidzianym bratem to nic, w porównaniu z klątwą jaka spada na miasto. Ucieczka z miasta nie będzie łatwa. Nie wszystkim będzie dane przeżyć działania klątwy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 111

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (2 oceny)
0
0
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tomasz Wojciechowski

Ciche Wzgórze

© Tomasz Wojciechowski, 2021

Magda totalnie schrzaniła swoje życie. Gdy odkryła, że ukochany ją zdradza, postanowiła go ukarać. Niestety wszystko potoczyło się zupełnie nie tak jak powinno i musi uciekać przed policją. Wracając do Cichego Wzgórza, nawet nie przypuszcza że naprawienie relacji z dawno niewidzianym bratem to nic, w porównaniu z klątwą jaka spada na miasto.

Ucieczka z miasta nie będzie łatwa.

Nie wszystkim będzie dane przeżyć działania klątwy.

ISBN 978-83-8189-777-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

9 listopada 2019

Przeżyłam.

Tylko to się teraz liczyło. Siedząc przy oknie w szpitalnej sali obserowałam pusty parking. Od czterech dni jestem w tym miejscu.Nie pamiętam jak się tutaj znalazłam.

Pomyślałam o najbliższych mi osobach. Wszyscy których kochałam już nie żyli. Kto by pomyślał, że takie spokojne i ciche miasto jak Ciche Wzgórze, będzie świadkiem okrutnych i krwawych zdarzeń jakie rozegrały się w przeciągu paru dni, podczas których postanowiłam wrócić do rodzinnego miasta. Wiem, że nawet gdybym nie zdecydowała się na powrót, nie dałabym rady zapobiec klątwie. Uniknęłabym tylko piekła jakie rozpętało się w mieście. To cud, że jakoś to przetrwałam. Postanowiłam wykorzystać ten czas na spisanie ostatnich kilku dni. Historia ta, mimo iż niewiarygodna wydarzyła się naprawdę. Teraz gdy to zapisuję w zeszycie, miasto zostało objęte kwarantanną, nikt nie ma prawa wejść do miasta póki przyczyny tej katastrofy nie zostaną wyjaśnione (w telewizji słyszałam o wycieku gazu, choć dla mnie to dopiero niezła bajka).

Zacznę od morderstwa.

Tak, wszystko zaczęło się od dnia w którym zabiłam swojego chłopaka…

28 października 2019

Może i jestem blondyką, ale nie głupią. Od dawna wiedziałam, że Karol mnie zdradzał. Te jego wyjazdy służbowe, nadgodziny w pracy, może nie byłyby dziwne, ale gdy wracał do domu a jego koszule pachniały damskimi perfumami, wiedziałam że nie jestem jedyna. Spotykaliśmy się od roku a przez ten czas zdążył zaliczyć sporą ilość dziewczyn, które sprowadzał do swojego domu tuż za Palędziem, niedaleko Poznania. Jego dom był z dala od innych budynków, otoczony lasem. Z tego co mówił, uwielbiał tę ciszę która panowała dookoła. Ta cisza kiedyś go zgubi, często myślałam. Mimo iż spotykaliśmy się rok czasu, nadal nie proponował mi wspólnego zamieszkania. Nie był gotowy na kolejny krok. Bardzo dojrzale z jego strony. Od razu wiedziałam, że coś się za tym kryje.

Postanowiłam pojechać do jego domu, wiedziałam że w poniedziałkowy wieczór „zawalony” jest papierkową robotą.

Wsiadłam w pociąg i ruszyłam w drogę. Po drodze zaczęłam zastanawiać się, co zastanę na miejscu. Wyobrażałam sobie najczarniejszy scenariusz, według którego mój kochany Karol zabawia się w łóżku z pierwszą lepszą. Byłam wściekła, wiedziałam że tak będzie. Z takim nastawieniem wysiadłam z pociągu. Droga zapowiadała się dłuższa na piechotę, więc przyspieszyłam kroku. Mijając pobliskie domy, postanowiłam przejść przez las. Znałam doskonale tę okolicę, bo razem z Karolem często chodziliśmy na spacery do wioski. Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście piąta. Musiałam się pośpieszyć, by zdążyć przed zmrokiem, mimo iż w samym lesie już było ciemno. Przynajmniej droga była prosta i powinna zająć mi niespełna trzydzieści minut (pod warunkiem, że nie będę szła spacerkiem). Z myśli wyrwał mnie dzwoniący telefon. Miałam nadzieję, że to nie Karol. Czasem robił spontaniczne niespodzianki i wpadał z niezapowiedzianą wizytą. Zupełnie jak ja dzisiaj z nadzieją.,że zastanę go pracującego.

Wyciągnęłam swojego BlackBerry z kieszeni. Dzwonił Przemek, mój starszy o pięć lat brat. Ten to naprawdę ma wyczucie czasu.

— Hej — odezwałam się — Co tam słychać braciszku?

— O to samo mogę zapytać ciebie kochana siostro. Przyjedziesz do nas na Wszystkich Świętych?

O matko, totalnie zapomniałam o tym dniu. Wszystko przez to, że musiałam zająć się zdradami Karola. Tak naprawdę nie miałam ochoty przyjeżdżać do Cichego Wzgórza. Za dużo złych wspomnień, szczególnie związanych z rodzicami i ich nagłą śmiercią.

— Zabijesz mnie.- odpowiedziałam — Totalnie zapomniałam.

— Czyli nie przyjedziesz?

Wyczułam w jego głosie rozczarowanie.

— Zadzwonię do ciebie jutro okej? Dam ci znać, bo mam sporo na głowie. Koleżanka z pracy wzięła L4 i nie ma kto jej zastąpić. Sam rozumiesz.

— Dobra, ale zadzwoń. Zależy mi na tym.

— Dobrze, zadzwonię. Muszę już kończyć, pa

— Pa.

Chowając telefon do kieszeni spodni, spojrzałam przed siebie. Rozmawiając z bratem musiałam źle skręcić, bo udeptana dróżka zniknęła mi z oczu. Na domiar złego zaczęło robić sie ciemniej. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie mogłam zlokalizować tej cholernej ścieżki. Z oddali dostrzegłam zarys czegoś białego. Ruszyłam w tatym kierunku z nadzieją, że będzie to dom Karola. Minęło dobrych piętnaście minut zanim wyszłam z lasu. Wszędzie panowała ciemność. Sporo czasu straciłam krążąc po tym cholernym lesie. Nigdy więcej! Podbiegłam do okna w salonie z nadzieją, że ujrzę mojego ukochanego. Nie myliłam się. Siedział na kanapie a obok niego jakaś dziewczyna, która… ja pierdole robiła mu loda!!Miałam ochotę wbiec do domu i zrobić im awanturę! Jednak wpadłam na lepszy pomysł, by ukarać niewiernego mężczyznę. Poczekałam aż pójdą na górę, gdzie w jego sypialni rozegra się cały finał tej ich zabawy. Bez chwili namysłu skierowałam się do drzwi wejściowych i wyciągnęłam z torebki dorobione, w tajemnicy przed Karolem, klucze do domu. Tak na wszelki wypadek. No i ten wypadek nadszedł kurwa jego mać.

Wchodząc do środka usłyszałam głośne pojękiwania dziewczyny. Za dużo chyba pornosów się naoglądała, bo Karol aż tak dobry nie jest w łóżku (wygląd nie świadczy o doświadczeniu). Przeszłam od razu do piwnicy. W głowie zaświtał mi iście diabelski plan, który miałam zaraz zrealizować. Zapaliłam światło i zeszłam na dół po schodach. Nie raz tu byłam, więc wiedziałam gdzie będą się znajdować wszystkie potrzebne mi rzeczy. Ze starej szafy wyciągnęłam obuwie robocze i odzież Karola. Przebrałam się, ale miałam przez chwilę wątpliwości. A co jak się nie uda? Było już jednak za późno na zmianę zdania. Buty były za duże, ale mocno zawiązałam sznurowadła, podobnie jak ze spodniami. Musiałam wziąć pasek by mocno je spiąć. Za dużą koszulą się nie przejmowałam, wcisnęłam w spodnie i byłam już gotowa do akcji. Brakowało mi tylko najważniejszego. Pod schodami znalazłam siekierę Fiskars.

Uwielbiam tego producenta, ma cholernie dobre i ostre narzędzia (wliczam w to też noże kuchenne, cholerstwo strasznie ostre, ale bardzo dobre).Założyłam też robocze rękawice, które leżały obok.

Mocno chwyciłam za rękojeść siekiery i powoli ruszyłam na górę, do sypialni. Przechodząc przez korytarz na piętrze, zaniepokoiła mnie cisza z sypialni. Czy aż tak długo mi zeszło z tą zmianą ciuchów? A może szybko skończyli zabawę? Zerknęłam przez uchylone drzwi pomieszczenia. W środku młoda dziewczyna (też blondyka)leżała na brzuchu wymachując nogami. Zajęta była wpatrywaniem się w swojego smartfona, bez problemu uda mi się wejść niepostrzeżenie do sypialni. Karol pewnie brał kąpiel w łazience przy sypialni. Zacisnęłam palce obu dłoni na uchwycie siekiery i weszłam do środka. Dziewczyna nawet nie obejrzała się. Zajęta przeglądaniem (pewnie Instagrama albo Facebooka) była łatwą ofiarą. Wzięłam zamach i wbiłam siekierę w głowę dziewczyny. No cóż, celowałam w plecy a wyszło jak wyszło. Przynajmniej nie narobiłam hałasu i mogłam bez obaw zająć się Karolem. Spojrzałam na martwe ciało dziewczyny i po chwili ruszyłam do łazienki.

Otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Gęsta para unosiła się w pomieszczeniu, umożliwiając mi bezpieczne wejście do środka. Za szklanymi, zaparowanymi drzwiami od kabiny stał nieświadomy zagrożenia Karol.

— Natalia to ty? — zapytał nagle.

Cholera musiał zauważyć jak wchodzę do środka!

— Kochanie wskakuj do środka, miejsca dla nas wystarczy!

Znieruchomiałam. Nie wiedziałam co robić. Nagłe otwarcie drzwi kabiny prysznicowej dało mi rozwiązanie problemu.

— Magda? — zapytał zupełnie zaskoczony moim widokiem — Co ty tu…

Spojrzał na siekierę, którą trzymałam w dłoni.

— Jezus, Magda coś ty zrobiła?!

Nie wytrzymałam. Byłam wściekła. Wzięłam zamach i zadałam cios. Karol upadł na podłogę krzycząc z bólu. Spojrzałam na jego rozciętą nogę. Cholera, znowu nie trafiłam gdzie chciałam.

— Magda proszę, nie rób tego!

— Trochę na to za późno ukochany. — odpowiedziałam biorąc kolejny zamach.

Tym razem trafiłam w jego prawą rękę odcinając ją od ciała.

— Kurwa! — zaklnęłam — Możesz przestać się ruszać?!

Widziałam przerażenie w oczach swojego chłopaka. Wiedział, że nie ma już dla niego ratunku, nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Jego głośne krzyki wytrąciły mnie z równowagi.

— Pomocy! Błagam! Niech ktoś mi pomoże!

Wpadłam w szał. Zadawałam cios za ciosem nie patrząc na to gdzie trafiam. Gdy krzyki ucichły przestałam machać siekierą. Spojrzałam na zakrwawione zwłoki. Całe pomieszczenie było skąpane we krwi, łącznie ze mną. Spojrzałam na martwe ciało Karola i wybuchłam płaczem. Boże tak bardzo go kochałam a ten skurwiel musiał wszystko zepsuć. Wiedziałam, że teraz lekko nie będzie. Skoro już ich zabiłam musiałam posunąć się o krok dalej. Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po dwudziestej pierwszej. Musiałam pozbyć się ciał, chociaż nie miałam na to ochoty. Tym bardziej, że rozbitych drzwi kabiny prysznicowej nie dam rady poskładać. Sama nawet nie pamiętam kiedy je rozbiłam. Pewnie w momencie, gdy wymachiwałam siekierą na wszystkie strony, byleby ten idiota w końcu się zamknął. Trudno, trzeba będzie zmienić plan.

Postanowiłam wykorzystać sytuację i wziąć oszczędności, jakie Karol trzymał w domu za obrazem w sypialni. Wychodząc z łazienki, zamknęłam za sobą drzwi. Ściągnęłam obraz z widokiem lasu w scenerii zimowej. Próbowałam przy okazji przypomnieć sobie hasło do sejfu, ale okazało się że jest mi niepotrzebne. Drzwiczki sejfu były lekko przymknięte, więc bez problemu otworzyłam sejf. Karol był na tyle durny, że zostawił drzwiczki otwarte? W sumie nie spodziewał się żadnego włamania, a o sejfie wiedział tylko on, nie podejrzewał że sama odkryłam jego skrytkę.

Jemu pieniądze już się nie przydadzą. Wyciągnęłam ze środka spore pliki banknotów, zastanawiając się przy tym jaka suma się tutaj skrywała. Nie miałam czasu na liczenie pieniędzy, musiałam szybko działać. Wyciągnęłam z szafy czarny plecak Nike i wrzuciłam do środka kasę, zegarki i biżuterię. Ostatni pociąg do Poznania miałam za dwie godziny. Wystarczająco dużo czasu by ogarnąć się przed wyjściem by nie wzbudzać podejrzeń. Musiałam wrócić do piwnicy by przebrać się w swoje rzeczy, wrzucić torebkę do plecaka i rozpalić ogień w piecu. Trzeba było pozbyć się chociaż zakrwawionych ciuchów i obuwia. W międzyczasie ubrana jedynie w bieliznę i adidasy pobiegłam do łazienki znajdującej się obok salonu. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Byłam jednocześnie dumna z siebie a z drugiej strony przerażona perspektywą ucieczki przed policją. Wymyłam dokładnie brudną od krwi twarz i dłonie. Dobrze, że pomyślałam o zmianie ciuchów, w przeciwnym, razie miałabym problem wracając do swojego mieszkania. Po upewnieniu się, że jest ok poszłam po plecak do piwnicy. W drodze wpadł mi do głowy pomysł by zdemolować mieszkanie by wyglądało jak podczas włamania. Przewracając krzesła opróżniając szuflady w domu i wysypując wszystko na podłogę przypomniałam sobie o siekierze, którą zostawiłam przy zwłokach Karola. Musiałam coś z nią zrobić, chociaż odnieść na miejsce i wyczyścić z krwi. Choć nie miałam ochoty na ponowny widok martwych ciał, musiałam tam wrócić.Przekraczając próg sypialni poczułam się trochę nieswojo. To dziwne, bo sama dokonałam tego krwawego dzieła, a mimo tego widok tych ciał i krwi napawał mnie pewną obawą. Poczułam się jak bohaterka horroru, która odkrywa w pokoju zwłoki i na ich widok krzyczy jak opętana zwracając na siebie uwagę mordercy. W tym przypadku to ja byłam tym mordercą i nie powinnam się niczego obawiać. Jednak wchodząc do łazienki bałam się, że Karol wstanie i mnie zaatakuje. Moja wyobraźnia za bardzo szaleje. Powinnam przestać o tym myśleć. Unikając patrzenia na zwłoki podniosłam siekierę i wybiegłam ze środka. Wyobraziłam sobie jak mój martwy eks łapie mnie nagle za kostkę. Aż przeszły mnie ciarki. Wróciłam do piwnicy i chwyciłam ręcznik, który leżał na podłodze. Przetarłam zarówno ostrze jak i rękojeść w obawie, że będą na niej odciski palców.

Wrzuciłam brudny ręcznik do pieca, w którym nadal paliła się zakrwawiona odzież. Zamknęłam drzwiczki pieca i ruszyłam w stronę wyjścia.

Będąc na zewnątrz, zamknęłam na klucz drzwi wejściowe. Tak w razie czego, by ktoś za szybko nie odkrył jej dzieła. Ostatni raz spojrzałam na dom, w którym spędziłam (jak wcześniej sądziłam) cudowne chwile z ukochanym. Spojrzałam na ekran swojego smartfona. Miałam pół godziny do pociągu.

Włączając latarkę w swoim BlackBerry weszłam do ciemnego lasu.

29 października 2019

Nienawidzę porannych pobudek. Szczególnie takich, gdzie od rana ujada pies sąsiadki, który zawsze gdy zostawał sam w mieszkaniu, szczekał jak opętany. Czasem naprawdę miałam ochotę zadusić gnoja. Nie znoszę yorków, dla mnie to nie psy, a szczekające na wszystko zabawki właścicieli. Wściekła na cały świat, a zwłaszcza na tego niby psa, poszłam do kuchni wstawić wodę na kawę. Przy porannej toalecie myślałam o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Jak mogłam po tym wszystkim normalnie funkcjonować? Czy zabójca zawsze jak nigdy nic po skończonej pracy wraca

do normalnego życia? Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Moje życie nigdy nie było normalne, a to zabójstwo było tego dobrym przykładem. Gwizdek czajnika przerwał mi dalsze myślenie. Poszłam do kuchni zalać wcześniej nasypaną kawę do kubka. Nie ma to jak poranna kawa, bez niej dzień nie należy do udanych. Sięgnęłam po telefon, który zostawiłam wieczorem na kuchennym blacie. Jednak nie był to wczesny ranek. Jedenasta siedemnaście, wspaniale. Dodatkowo na ekranie widoczne były nieodebrane dwa połączenia od Przemka. Tego mi jeszcze brakowało. Nie miałam ochoty przyjeżdżać do niego. Wybrałam jego numer. Całe życie w kłamstwie, pomyślałam. Od wyjazdu na studia do Poznania moje życie nie potoczyło się tak jak powinno. Szybko przerwałam naukę, bo ciężko było mi pogodzić pracę z nauką a chciałam żyć normalnie a nie wieść żywot biednego studenta, który liczy każdy grosz. Pragnęłam lepszego życia i udało się. Niestety poniosłam tego konsekwencje. Z pracą też nie było za wesoło i tak naprawdę od dwóch tygodni jestem na etapie szukania nowego zajęcia. Jakby tego było mało na własne życzenie spieprzyłam sobie życie.

— Cześć! — odezwał się Przemek

— Hej.- odpowiedziałam zaskoczona tym, że odebrał telefon.

Miałam nadzieję, że nie odbierze.

— Stało się coś? Nie odbierałaś.

— Miałam ciężką noc. Dopiero wstałam.

— Przyjedziesz do nas?

— Sama nie wiem, nie czuję się na siłach. Poza tym, wiesz że nie przepadam za tymi katolickimi świętami.

— Rozumiem. Gdybyś zmieniła zdanie odezwij się.

— Jasne.

— Do usłyszenia.

— Cześć.

Był rozczarowany, nie pierwszy raz. Gdy wyjechałam z Cichego Wzgórza, nawet nie pojechałam na pogrzeb ciotki Marty, która opiekowała się nami po śmierci rodziców. Nawet nie odpowiadałam na jego smsy. Czasu już nie cofnę, mogę jedynie poprawić relacje z Przemkiem, choć nie wiem czy jest sens cokolwiek naprawiać. Wzięłam do ręki kubek z gorącą kawą i poszłam do sypialni. Koniecznie musiałam przeliczyć kasę, którą zwinęłam z domu Karola. Postawiłam kubek na stoliku nocnym i chwyciłam plecak. Wysypałam całą zawartość na łóżko i zaczęłam liczyć.

Po kilku minutach spojrzałam na swoje zdobyte dwieście pięćdziesiąt tysięcy złotych. Nie mogłam uwierzyć. Tyle pieniędzy ten skurwiel trzymał w domu. Zastanawiałam się na co przeznaczę te pieniądze. Na konto bankowe nie wpłacę tej kasy, bo będzie to zbyt podejrzane. Pozostało mi schować pieniądze w domu, albo złożyć depozyt w banku. Nie miałam jednak czasu na podejmowanie decyzji, bo z myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Przerażona zaczęłam pakować do plecaka porozrzucane banknoty i biżuterię.

Dzwonek ponownie zadzwonił.

Zamknęłam plecak i wcisnęłam go pod łóżko.

Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. Byłam zaskoczona widząc żonę Przemka, Kamilę.

Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.

— Kamila? Co ty tutaj robisz?

— Cześć, postanowiłam wpaść do ciebie bo chciałam porozmawiać.

— Zapraszam. — powiedziałam otwierając szerzej drzwi.

Zaprowadziłam ją do salonu.

— Napijesz się czegoś?

— Może kawy. — odpowiedziała odgarniając do tyłu czarne włosy.

— Zapewne chcesz mnie przekonać bym przyjechała na Wszystkich Świętych? — spytałam przechodząc do kuchni.

— Przemkowi zależy na tym abyś przyjechała. Tak dawno się nie widzieliście. Tęskni za tobą.

— Ja też… -odpowiedziałam niemal szeptem wsypując kawy do kubka.

Wstawiłam wodę na kawę i wróciłam do salonu.

— Bardzo cię lubię, mimo iż tak rzadko się widujemy. Stało się coś? Możesz mi powiedzieć, pomogę jeśli będę mogła. Wiesz, że możesz na nas liczyć.

Gdyby to było takie proste, pomyślałam. Nie mogłam przecież powiedzieć jej o tym, że od dawna nie studiuję, nie mam pracy a dodatkowo zabiłam wczoraj dwoje ludzi. O tym ostatnim mogę wiedzieć tylko ja, zbyt wielkie ryzyko by komukolwiek o tym opowiadać.

— Masz rację, mam sporo kłopotów na głowie, ale jestem dorosła i muszę się sama z tym uporać. Skoro jednak chcesz wiedzieć, to totalnie spieprzyłam sobie życie. Nie studiuję, jestem bez pracy, facet mnie zdradza. Wiesz jak mi pomóc?

Kamila siedziała w milczeniu i spoglądała na mnie ze zrozumieniem. Byleby tylko nie chciała mnie przytulać, bo całkowicie się rozkleję. Całe szczęście gwizdek czajnika pozwolił przerwać krępujący dla mnie moment.

— Z mlekiem i cukrem? — zapytałam zalewając kawę.

— Czarna bez cukru.

Sobie też zrobiłam kawę, przyda się.

— Wiesz co? Jednak przyjadę do was, ale jutro ok?

— Przemek się ucieszy. Nawet nie wiesz jak długo czeka na twój przyjazd.

— Tylko proszę nie mów mu o moich problemach, dobrze? Chciałabym sama ze wszystkiego się wytłumaczyć. Zasługuje na szczerą rozmowę w cztery oczy.

— Możesz na mnie liczyć. Jeśli potrzebujesz pieniędzy na czynsz chętnie ci pomożemy.

— Nie, dzięki.

— W razie czego wal śmiało.

To miłe z jej strony, chociaż było mi głupio. Nie odzywałam się przez długi czas, a oni bez pretensji i wyrzutów, nawet pomoc oferują. Wiedziałam, że musiałam naprawić stosunki między mną a bratem.

*

Po wyjeździe Kamili, zrozumiałam że muszę zmienić swoje dotychczasowe życie. Postanowiłam zacząć od przyjazdu do Cichego Wzgórza. Najpierw musiałam coś zrobić z pieniędzmi, które

ukradłam z miejsca zbrodni.Stwierdziłam, że po powrocie do Poznania zajmę się tym problemem. Jakoś nie przejmowałam się, że mogę wpaść w ręce policji. Czyżbym aż tak była pozbawiona uczuć? Póki co schowałam plecak do szafy, na górną półkę za kartonami z dekoracjami bożonarodzeniowymi. Nienawidziłam wszelkich typu świąt a w grudniu jak szalona ozdabiałam mieszkanie i ubierałam choinkę. No cóż, kto nie kocha światełek? Bilet na pociąg już zakupiłam, wiec odliczałam czas do rodzinnego spotkania.

Będzie dobrze, zapewniałam siebie w myślach.

Niestety najbliższe dni spędzone w rodzinnej miejscowości będą początkiem koszmaru, którego nie każdy będzie mógł przeżyć.

30 października 2019

Siedząc w pociągu myślałam o przeszłości. O tym jak upływało dzieciństwo pod opieką ciotki Marty, tragicznej śmierci rodziców i tych przykrych opiniach i docinkach ze strony dzieciaków w szkole. Dzieci naprawdę są okrutne. Nic dziwnego, skoro uczą się od swoich rodziców, a ci z kolei nie zawsze świecą przykładem. Całą drogę zaprzątały mi myśli krwawych zdarzeń, jakie rozegrały się wczorajszego wieczora…

Na razie w telewizji ani prasie nie było wzmianki o odnalezieniu zwłok w domu Karola. Mam dwadzieścia cztery lata i ogromny bagaż przykrych doświadczeń. Postanowiłam zająć się lekturą, ale ostatnie godziny nie pozwalały mi na odrobinę relaksu. Nawet spokojnie spać nie mogłam, dręczyły mnie senne koszmary. Przez okno w pociągu dojrzałam znajomy widok. Z oddali widać było słynne w mieście wzgórze, na którym mieścił się stary cmentarz a tuż za nim jesion opleciony bluszczem, który rozdwoił się nad miejscem, gdzie pochowani zostali nieszczęśliwie zakochani w sobie ludzie. Z oddali wyglądało to pięknie, z bliska zaś wyczuwało się złowrogą aurę, która otaczała to miejsce. Aż ciarki mnie przeszły na samą myśl. Przypomniałam sobie legendę, którą każdy mieszkaniec znał bardzo dobrze. Gdy jesion zrośnie się w pełni, kochankowie będą znowu razem a na miasto spadnie klątwa. Samo zjawisko rozdwojonego drzewa nad grobem było samo w sobie niezwykłe. Co do klątwy nie wierzyłam w tę historię. Czary, duchy, potwory, wszystko to brzmiało niewiarygodnie. Podobnie jak moje ostatnie krwawe dzieło. Podobno w każdej historii jest jakieś maleńkie ziarno prawdy, ale takie rzeczy są dobre dla turystów, którzy przyjeżdżali do miasta by ujrzeć na własne oczy cud natury. Przy okazji słuchając historii o duchach i klątwie.

Pociąg zaczął zbliżać się do stacji, więc wstałam, ściągnęłam walizkę z półki i poszłam w stronę wyjścia. Nie liczyłam na to, że ktoś będzie na mnie czekał. Sama też nie mogłam się zdecydować, o której godzinie przyjadę. Przynajmniej pamiętałam drogę do domu, w którym się wychowywałam. Domu ciotki Marty, którą w spadku odziedziczył Przemek. Po tym jak ciotka zachorowała na raka, to on zajmował się nią i był przy niej do ostatniej chwili. Ja olałam wszystkich i wyjechałam urywając kontakty. Bardzo odpowiedzialne i wygodne z mojej strony.

Stanęłam przy drzwiach wyjściowych, gdy znienacka usłyszałam znajomy głos:

— Proszę, proszę. Kogo to ja widzę.

Spojrzałam na blondynkę trzymającą na rękach małego yorka. Boże, tego tylko brakowało bym na samym starcie natknęła się na Dżesikę. Nienawidziłam tej walniętej suki. Zwłaszcza, że w szkole ona i jej paczka „pustaków” (tak mówiliśmy na nich z Przemkiem) dokuczali mi przez cały okres szkoły podstawowej.

— Ciebie też miło widzieć. — odpowiedziałam odwracając od niej wzrok.

— Postanowiłaś wrócić na stare śmieci? Życie w dużym mieście się nie spodobało?

Miałam ochotę zamordować tę dziwkę. Boże jak ona działa mi na nerwy, a to jej imię...Brak słów.

Pociąg zatrzymał się i gdy tylko drzwi się otworzyły, szybkim krokiem wyszłam ze środka.

— Miło było cię zobaczyć psycholko! — zawołała za mną Dżesika.

Chyba