Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Miłość prowadzi do najokrutniejszych zbrodni
Lena zniknęła. Zdążyła tylko napisać wiadomość, że ktoś jest w jej mieszkaniu i… ślad po niej zaginął.
Zrozpaczona Kamila postanawia zrobić wszystko, by odnaleźć swoją siostrę. Nieoczekiwanie dołącza do niej Natan, chłopak, z którym Lena niedawno się rozstała. Zdeterminowany i gotowy do poświęceń, szybko zyskuje sympatię znajomych dziewczyny zaangażowanych w jej poszukiwania i staje się ważnym członkiem grupy.
W wir śledztwa rzuca się także Adrian, który kocha zaginioną ponad wszystko. Rywalizacja między nim a Natanem schodzi na dalszy plan wobec wspólnego celu. W tak napiętej atmosferze trudno o pełne zaufanie. Wszyscy mogą być podejrzani, a z każdą upływającą chwilą nadzieja coraz bardziej ustępuje rozpaczy.
Czy miłość i oddanie bliskich wystarczą, by ocalić Lenę?
A może od dawna jest już na to za późno?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 275
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Milena Kwiatkowska
Chroń mnie
Dla wszystkich tych,
którzy jeszcze wierzą w prawdziwą miłość.
Muddy Waters – LP
Somewhere In Between – Verite
Bukiet róż – Kubańczyk
Ocean Eyes – Billie Eilish
idontwannabeyouanymore – Billie Eilish
Malibu Nights – LANY
Uciekałaś tam, gdzie nikt inny nie mógł wejść – EmKaTus
Jak mam żyć – Kacper HTA
Walk – Kwabs
Gotham – Gibbs
Call out my name – TheWeeknd
The Story Never Ends – Lauv
Arcade – Duncan Laurence
Horyzont – Siles
Nie mów, że kochasz – Roxie Węgiel & Smolasty
Usuń strach – Alberto x Viki Gabor
11 minutes – YUNGBLUD, Halsey ft.
Rozdział finałowy
5 sierpnia Prywatne piekło
Nie jestem pewna, ile siedziałam tej nocy na podłodze. Czułam się obolała. Obudziłam się pod drzwiami o ósmej rano, kiedy zadzwonił budzik. Nie wiem, jak długo spałam, ale raczej dość krótko, sądząc po porze powrotu z klubu. Z tego wszystkiego zapomniałam, że dziś mamy zamknięcie projektów. Może to i lepiej, jeśli pójdę do pracy? Dobrze, że miałam na dziesiątą, dzięki temu będę miała chociaż zajęcie.
Wyglądałam jak żywy trup, kiedy przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wszystkie czynności wykonywałam mechanicznie. Wzięłam prysznic, nałożyłam na siebie grubą warstwę podkładu i korektora, by ukryć zmęczenie. Nie byłam gotowa, by powiedzieć dziewczynom o tym, co zaszło. Wciągnęłam na siebie legginsy, top i sweter. Do pracy pojechałam taksówką, bo przez zmęczenie i wypity wcześniejszej nocy alkohol nie byłam w stanie prowadzić. Kiedy dotarłam do biura, okazało się, że Amanda miała wolne tego dnia z powodu niedyspozycji. Wcale nie przez alkohol. Ucieszyłam się, bo to oznaczało, że nie musiałam się dziś z nikim konfrontować ani opowiadać o tym, co zaszło między mną a Adrianem i później między mną a Natanem.
Siedziałam właśnie w biurze i przeglądałam listę, którą za chwilę miałam wydrukować i przekazać panu Syriuszowi na spotkaniu.
– Pani Lena Lasota? – Nieznajomy głos oderwał mnie od pracy.
– Tak, to ja. O co chodzi? – zapytałam, wstając od biurka.
Moim oczom ukazał się starszy mężczyzna w uniformie pocztowym. Włosy miał lekko przyprószone siwizną.
– Mam list do pani.
Przeraziłam się. Miałam dość tych nieustannie przychodzących wiadomości.
– Niech mi tylko pan powie, czy na kopercie są dane nadawcy.
Zaskoczony mężczyzna zerknął ponownie na list i tylko pokręcił głową.
Ostrożnie wzięłam przesyłkę i pożegnałam się z listonoszem. Kiedy tylko niebieski uniform zniknął mi z oczu, opadłam na fotel, nie mogąc się uspokoić. Starałam się unormować oddech, ale bezskutecznie. Chwyciłam kopertę i szybkim ruchem ją otworzyłam. Wpatrywałam się teraz w kartkę, a serce podeszło mi do gardła. Wiadomość miała jasny przekaz:
„Wkrótce zdechniesz, szmato”.
Zrobiło mi się niedobrze, musiałam wyjść. Natychmiast. Biegiem poleciałam do łazienki, gdzie… zwymiotowałam. Stanęłam przed lustrem, w którym odbijała się moja przerażona i zmęczona twarz. Zaczynałam wariować. Czy nie jest mi pisane szczęście?! Rozumiem, że Natan był popularny i miał zobowiązania wobec swoich fanów. Ale był też człowiekiem i miał prawo do miłości. Miał pieprzone prawo być ze mną. Ludzie tego nie rozumieli.
Dostawałam różne wiadomości na Instagramie. Niektóre olewałam, przeważnie padały słowa typu „nie lubię cię” albo „nie pasujecie do siebie”. Ale teraz ktoś mi groził naprawdę, listy przychodziły zarówno do mojego mieszkania, jak i do biura, a ich treść zaczynała być coraz bardziej niepokojąca. Po pierwszym anonimie chciałam od razu zadzwonić do Natana, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, mój genialny facet jest gotów przerwać całą trasę koncertową. A to by wiązało się z jeszcze większym hejtem jego fanów. Od razu wykluczyłam tę opcję. Później nie chciałam mówić nic. A teraz, kiedy nie jesteśmy razem, to już nawet nie ma sensu go o tym informować.
Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mamie albo dziewczynom, ale wiedziałam, że martwiłyby się jeszcze bardziej ode mnie. Policja w dalszym ciągu niczego nie miała.
Oparłam się o zlew i przemyłam twarz wodą, po czym wróciłam do gabinetu. Jak się okazało, nie byłam w nim sama. Przy oknie stał Adrian i trzymał w ręce list.
– Kolejny? – powiedział wkurzony, podchodząc do mnie.
– Nie, znaczy… – Poczułam się jeszcze gorzej.
– Odpowiedz! – wykrzyczał. Patrzył na mnie, a ja milczałam. – On dalej nie wie?
– Nie, i nie dowie się. – Odwróciłam wzrok, nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie, kiedy patrzył na mnie w ten sposób, z bólem i żalem po wczorajszej sytuacji. – Nie dowie się, bo zerwaliśmy – odparłam, a do oczu zaczęły napływać mi nieproszone łzy.
– Nawet jeśli nie jesteście razem, to i tak to wszystko jego wina!
– To nieprawda – wydukałam.
Choć nie dopuszczałam do siebie tej myśli, gdzieś w głębi siebie wiedziałam, że Adrian ma rację. Moje życie zmieniło się diametralnie, odkąd pojawił się w nim Natan, ale od dłuższego czasu było coraz gorzej. Brunet nie odpowiadał za wszelkie zło tego świata, nie miał wpływu na to, co mnie spotkało, ale był nieświadomą przyczyną tego wszystkiego.
– Nawet teraz próbujesz go bronić. Od samego początku tak było, nieważne, co zrobił, nawet jak cię zdradził…
– Zamknij się – warknęłam.
– Nie. Nie będę cicho, kiedy tobie może stać się krzywda – powiedział Adrian, obejmując mnie.
Zaczęłam się szarpać, ale po chwili przestałam, bo potrzebowałam tego jak nigdy wcześniej. Pozwoliłam spływać łzom, już nie miałam siły dłużej ich powstrzymywać. Tak bardzo się bałam. Cholernie się bałam. Groźby nasilały się wraz z głuchymi telefonami. Nie wiedziałam, co dalej. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło. Moje życie było zagrożone. Nie chciałam, aby moi bliscy musieli żyć w strachu tak jak ja.
– Mówiłem ci. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.
*
Pogoda pod psem – pomyślałam, wysiadając z taksówki. Lało jak z cebra, wiał też bardzo silny wiatr. W radiu zapowiadali przerwy w dostawie prądu, podobne treści przychodziły także w alertach RCB. Szłam zmęczona do domu. Kiedy tylko weszłam na klatkę, zgasło światło. No ładnie. Lekko się wystraszyłam, ale mogłam się tego spodziewać. W końcu wszędzie o tym uprzedzano.
Włączyłam latarkę w telefonie i ostrożnie szłam po schodach, trzymając się ściany. Piętro pod moim mieszkaniem zobaczyłam panią Basię. Rozpalała świeczki na półce z butami. Wychyliłam się przez balustradę.
– Dzień dobry! – zawołałam, na co kobieta podniosła głowę i uśmiechnęła się serdecznie.
– Dzień dobry, kochanie. Z pracy?
– Z pracy, z pracy – odparłam, wspinając się po schodach.
– A nie widziałaś po drodze mojej Kasi? Miała przyjść na obiad.
– Nie, niestety nie, pani Basiu. – Pokręciłam głową. – Do widzenia.
– Do widzenia.
Kiedy dotarłam na swoje piętro, zauważyłam, że wycieraczka jest lekko przekrzywiona. Miałam złe przeczucia. Chwyciłam za klamkę. Okazało się, że drzwi były otwarte. Byłam pewna, że je zamknęłam. Szybko wystukałam wiadomość do Adriana:
Ja:
Ktoś chyba jest w moim mieszkaniu. Zadzwoń na policję.
Nie chciałam ryzykować, że włamywacz usłyszy rozmowę, wiadomość była bezpieczniejszą opcją. Jedyną szansą był czarnowłosy. Tylko on wiedział o pogróżkach. Tylko on mógł mi pomóc. Tylko przy nim czułam się bezpiecznie. Nie chciałam mówić nic Natanowi, choć i tak niewiele mógłby zrobić, w końcu on był gdzieś daleko, na kolejnym koncercie. A ja jestem tutaj, sama i przerażona, i nie jesteśmy już parą.
Ostrożnie weszłam do mieszkania, chwytając za stojącą w rogu drewnianą miotłę. Kij mógł mi się przydać. W salonie leżały potłuczone ramki ze zdjęciami, na których byłam ja i Natan. Schowałam je, więc ta osoba musiała przeszukiwać moje rzeczy. Trzask zamykanych drzwi wypełnił mieszkanie. Wzdrygnęłam się. Podniosłam się i ominęłam odłamki szkła. W jednej ręce miałam telefon z włączoną latarką, lekko ją przysłoniłam, a w drugiej trzymałam kij. Usłyszałam miauczenie, przeraźliwe miauczenie mojego kota.
Wyszłam zza ściany i moim oczom ukazała się zamaskowana postać, trzymała Irysa w powietrzu, próbując go udusić.
– Dlaczego to robisz? Proszę, puść go! – Starałam się zachować spokój, ale stres i strach o życie kota wzięły górę. – To jest tylko niewinne zwierzę, nie musi cierpieć – powiedziałam łamiącym się głosem.
– Puścić? Jak sobie życzysz. – Rozległ się drwiący, kobiecy, znajomy głos, którego nie mogłam skojarzyć.
Chwilę później postać z całej siły cisnęła moim kotem o podłogę. Ledwo żywa szara kulka wpadła prosto w szkło. Spanikowana rzuciłam się w stronę Irysa. Boże, mój mały skarb. Uklękłam przy nim i zaczęłam nasłuchiwać jego bijącego serca.
– Irys, przepraszam. Boże, kotku, tak bardzo mi przykro. – Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
Szara kulka leżała bez życia, a moje serce pękło.
Odwróciłam się w stronę morderczyni. Byłam załamana. Chciałam zadać jej takie samo cierpienie, jakie ona zadała mojemu kotu. Pragnęłam zemsty. Przepełniał mnie żal i wściekłość. Wstałam z kolan, trzymając w dłoni kij. Ale poczułam już tylko przeszywający ból z tyłu głowy i jedyne, co pamiętam, to ciemność.
Po otrzymaniu wiadomości od Leny w głowie miałem tylko jedno: musiałem dostać się do jej mieszkania i upewnić, że jest bezpieczna. Bałem się. Tak cholernie się bałem. Strach o jej życie przeszywał mnie na wskroś. Zależało mi na niej. Nie wyobrażałem sobie, aby miało jej się coś stać. Wybiegłem z domu, po drodze wykręciłem numer alarmowy. Kiedy wjechałem na skrzyżowanie, poczułem bezsilność. Z powodu problemów w dostawach prądu wysiadły światła odpowiadające za kierowanie ruchem. Ludzi sparaliżowało, zrobił się korek. Kurwa! Dlaczego teraz, kiedy naprawdę mi się śpieszy!
Po najdłuższych w moim życiu czterdziestu minutach dotarłem na osiedle Leny. Pod blokiem stała już karetka i dwa radiowozy. Pędziłem przez klatkę schodową, a serce waliło mi jak młotem. Stanąłem przed otwartymi drzwiami jej mieszkania. W środku chodzili policjanci, jeden w zielonej kamizelce robił zdjęcia. Niewiele myśląc, wszedłem do środka.
– Nie wolno panu tu wchodzić – powiedział jeden z funkcjonariuszy, podchodząc do mnie. – Kim pan właściwie jest?
– Przyjacielem Leny, Leny Lasoty. To ja zadzwoniłem na sto dwanaście, na jej prośbę. Proszę mi powiedzieć, co się stało. Czy ona jest cała? Co z jej kotem?
– Konrad Kmiecik, wydział dochodzeniowo-śledczy – odpowiedział funkcjonariusz, pokazując mi swoją odznakę. – Pani Leny tu nie ma. Znaleźliśmy jej komórkę, właśnie zabezpieczamy ślady. Wygląda na włamanie, ale to już wykaże dalsza ekspertyza.
– Skoro jej tu nie ma, to gdzie jest?
– Tego jeszcze nie udało nam się ustalić. Nie wykluczamy porwania, choć sądząc po ilości krwi w mieszkaniu, nie wiemy, czy pani Lena jeszcze żyje. A jeśli chodzi o jej kota… – Wskazał na policjantkę, która trzymała zawiniątko w kocu.
To był Irys.
– Dziękuję, Wrocław! Byliście wspaniali! – wykrzyczałem do mikrofonu, stojąc na środku sceny.
Odpowiedziały mi radosne piski, a na scenę zaczęły lecieć pluszowe misie, róże i inne kwiaty. Moi fani byli wielcy, bez nich byłbym nikim. Ukłoniłem się jeszcze raz i schyliłem po otrzymane prezenty.
Schodziłem ze sceny, czując spełnienie, chociaż wewnętrznie umierałem z tęsknoty za Leną. Nie mogłem przeżyć tego, jak bardzo ją skrzywdziłem. Ku mojemu zdziwieniu na dole czekał już na mnie Kamil, z nietęgą miną. To nie wróżyło nic dobrego.
– O co chodzi? – zapytałem, oblewając się wodą z butelki. Było mi duszno.
– Chodzi o Lenę – powiedział, poprawiając okulary. – Nie spodoba ci się to.
Czas, którego nie można cofnąć
– Co „ona”?! Wykrztuś to z siebie. – Podszedłem do Kamila wkurwiony jak nigdy dotąd. Widząc jego przerażoną minę, zacząłem się denerwować. Chwyciłem go za koszulę i zacząłem nim potrząsać. Emocje kotłowały się we mnie jak szalone.
– Ona zo… została prawdopodobnie porwana – wykrztusił z siebie.
– Co, kurwa?! – zdębiałem. – Jak to porwana? Ty żartujesz sobie ze mnie w tym momencie? – Zszokowany zacząłem się histerycznie śmiać. Ale nie podobał mi się jego wyraz twarzy. Wciąż poważny. Musiał żartować, prawda?
– Nie. – Kamil wyjął z kieszeni telefon, wystukał coś na nim i wyświetliły się artykuły. Cała masa informacji o zaginięciu mojej Leny.
Świat nagle zawirował. To musi być sen. Niemożliwe. W jednej chwili poczułem się taki bezradny, mały.
– Od kiedy o tym wiesz?! – wycedziłem, a adrenalina zaczęła buzować mi w żyłach.
– Natan, uspokój się. – Położył mi dłoń na ramieniu, ale strąciłem ją tak szybko, jak tylko mnie dotknęła. Mój przyjaciel tylko westchnął i ruszył przed siebie. – Chodźmy w ustronne miejsce.
– Pytam się, kurwa, od kiedy? – Szedłem za nim, a w środku wszystko we mnie wrzało.
– Od jakiejś półtorej godziny… – powiedział, spuszczając głowę.
– Wiesz o tym od jebanej półtorej godziny? – Coś we mnie pękło. – Czemu mi nie powiedziałeś?!
– A jak to sobie wyobrażałeś? – warknął i pierwszy raz od dawna zobaczyłem u niego takie emocje. – Co, miałem wejść na scenę i przerwać twój koncert?
– Tak. Ja bym, do chuja pana, tak zrobił! – wykrzyczałem, chodząc po przebieralni w tę i z powrotem niczym w amoku.
– Natan, proszę cię, musisz myśleć rozsądnie. Gdybym ci powiedział, nie dokończyłbyś koncertu, a nie mogliśmy go przerwać, nie w tym momencie. Lena jest także moją przyjaciółką i tak samo się o nią martwię. – Kamil wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie współczująco. – Rozmawiałem z Amandą, na miejscu jest już policja, zabezpieczyli ślady krwi.
– Jakiej krwi, do cholery?! Odwołaj dzisiejszy wywiad. Jadę tam i żadna siła mnie nie powstrzyma. Strach, jaki mnie ogarnął, był nie do opisania.
Myślałem, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Dlaczego ktoś miałby ją porwać? Dla okupu? Przecież nie zarabiała wcale tak dużo. Chyba że chodziło o wyciągnięcie pieniędzy ode mnie. Może ktoś w jakiś sposób się dowiedział o nas i połączył kropki.
Jakich „nas”? Przecież nas już nie ma, a ona mnie nienawidzi.
– Już to zrobiłem. Chciałem tylko, żebyś zamknął trasę koncertową, bo sponsorzy by nas zjedli, reszta jest nieważna – powiedział mój przyjaciel, wyciągając kluczyki. – Jadę z tobą.
Opuściłem budynek stadionu tak szybko, jak to było możliwe. Ochroniarze wyprowadzili nas tylnym wyjściem. Nie pamiętam drogi do Zielonej Góry. Nie wiem, ile przepisów drogowych złamałem podczas niej, ale miałem to gdzieś. Nie rozumiałem, dlaczego ktoś mógłby chcieć ją skrzywdzić. Czy było coś, czego mi nie mówiła?
5 godzin wcześniej
Trzymałem w rękach najwierniejszego przyjaciela Leny. Nie dawał żadnych oznak życia. Wiedziałem, że na ratunek było już za późno. Policjantka, która mi go podała, tylko spuściła wzrok. Obserwowałem krzątających się po mieszkaniu funkcjonariuszy, nie wierząc w to, co się wokół mnie działo.
Nagle usłyszałem dobiegający z korytarza stukot szpilek. Wiedziałem, kto się zbliża.
– Przepuśćcie mnie, do kurwy nędzy! – Czarnowłosa dziewczyna przepchnęła się obok funkcjonariuszy, którzy nie pozwalali jej wejść do środka. Spanikowana, z wymalowanym na twarzy przerażeniem rozglądała się po pomieszczeniu. Kiedy zawiesiła na mnie wzrok, zamarła. – To nie może być prawda… To nie może być prawda! – powtarzała jak w amoku.
Zaraz za nią do mieszkania wbiegła dobrze znana mi blondynka. Była cała roztrzęsiona. Zza jej pleców wyłonił się Przemek. Odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że nie jest sama. Policjant tylko pokręcił głową i cofnął nas do korytarza.
Żaneta błądziła wzrokiem po ludziach prowadzących czynności. Po chwili wydała z siebie stłumiony jęk i uklękła na podłodze. Jej partner ukucnął przy niej i ją objął, kiedy zaczęła pogrążać się w rozpaczy. Amanda z niemym pytaniem w oczach przyglądała się zawiniątku w moich rękach. Przekląłem pod nosem i skinąłem głową. Wiedziałem, o co jej chodziło. Czarnowłosa kręcąc głową z niedowierzaniem, ostrożnie stawiała krok za krokiem w moim kierunku. Kiedy zatrzymała się obok mnie, drżącą ręką odsłoniła koc.
– Nie. To się nie dzieje – załkała i zakryła usta dłonią. Po jej twarzy zaczęły sączyć się łzy. – Tylko nie Irys.
To było jak zły sen. Sen, z którego nie można się obudzić. Bo kiedy człowiek otwierał oczy, piekło trwało w najlepsze. Spojrzałem na Amandę i przyciągnąłem ją do siebie. Nic lepszego zrobić nie mogłem, bo sam w środku rozpadałem się na kawałki. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek będę zdolny do takich uczuć po tym, co się stało. Ale Lena obudziła we mnie uczucia, o których istnieniu już dawno zdążyłem zapomnieć. Byłem na siebie zły. Tak cholernie zły. Kilka sekund. Tyle wystarczyło, żeby Lena weszła do mieszkania. Nie zdążyłem w porę wystukać paru pieprzonych literek na klawiaturze ostrzegających, żeby tu nie wchodziła. Kurwa. A teraz nie zostało nic. Nigdy w życiu nie czułem się tak bezsilny jak w tym momencie. Bo co można zrobić, kiedy nie wiadomo, gdzie szukać?
Teraz
Kiedy wysadziłem Kamila pod blokiem Adriana, nawet nie wnikałem w szczegóły. Wiedziałem, że sekretarka tam jest, i to mi wystarczało, by zostawić przyjaciela pod domem tego kretyna.
Dojeżdżałem właśnie pod blok Leny, a serce omal nie wyrwało mi się z piersi. Wjechałem na parking i mało co nie wyskoczyłem z samochodu. Prawie zapomniałem z tego wszystkiego o ręcznym hamulcu. W niecałe dwie minuty byłem już na klatce. Wpadłem do środka i zacząłem wbiegać po schodach, przeskakując po kilka stopni.
Niespodziewanie wpadłem na znajomą sąsiadkę.
– Och, Boże! Natanku, co za nieszczęście – zaczęła, a ja zdezorientowany przystanąłem.
Spojrzałem na staruszkę, zza której wychyliła się znajoma twarz jej wnuczki. Kobieta patrzyła na mnie współczująco, podczas gdy młodsza bacznie mi się przyglądała.
– Dopiero wszyscy pojechali, przesłuchiwali nas po kolei.
– Rozumiem. Przepraszam, ale muszę iść.
Nie miałem ochoty jej słuchać. Chciałem tam pójść i przekonać się na własne oczy, co się stało. Ruszyłem ku górze, a w tle rozległo się trzaśnięcie drzwi. Kiedy stanąłem przed mieszkaniem Leny, nie wiem tak naprawdę, na co liczyłem. Że stanie w nich ona? Z tym rozbrajającym uśmiechem i wielkimi, zielonymi oczami?
Nie wiedziałem, co mnie podkusiło, ale po prostu pociągnąłem za klamkę i wszedłem. Okazało się, że były otwarte, a światła w środku pozapalane. Ruszyłem w głąb mieszkania. Na kanapie ktoś siedział. Dostrzegłem brązowe włosy upięte w wysoki kok, serce zabiło mi szybciej.
– Lena?
Pytania bez odpowiedzi
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazała się również:
NIEKTÓRYCH UCZUĆ NIE DA SIĘ ROZSZYFROWAĆ
Lena Lasota to tłumaczka oraz koordynatorka projektów w jednym z najbardziej prestiżowych wydawnictw w kraju. Jej życie osobiste jest poukładane i wydaje się, że nic nie może zaburzyć panującej w nim równowagi. Przynajmniej do czasu… Kiedy w zastępstwie za kolegę Lena zgadza się napisać tekst o popularnym wokaliście, Natanie Zawadzkim, nie spodziewa się, że to zlecenie wywróci jej świat do góry nogami.
Zapatrzony w siebie muzyk szybko zachodzi Lenie za skórę, a ona nie waha się opisać swoich wrażeń w ostrym artykule. Przypadkowa znajomość nieoczekiwanie przeradza się w prawdziwy rollercoaster emocji. Jakby tego było mało, do wydawnictwa Leny dołączają nowi pracownicy. A jeden z nich zdaje się celowo przysparzać jej zmartwień… oraz rumieńców.
Paparazzi, natrętny wokalista i gorące, sprzeczne uczucia stają się nieodłączną częścią życia Lasoty. Już niebawem Lena przekona się, że nienawiść oraz miłość dzieli bardzo cienka granica. Pytanie tylko, czy warto ją przekraczać.
Chroń mnie
ISBN: 978-83-8373-824-6
© Milena Kwiatkowska i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
GRAFIKA: Freepik.pl
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
