43,90 zł
Życie Paris Hamilton wydaje się wspaniałe.
Nowa mistrzyni Outer Banks dzięki swojej wygranej w końcu zyskała wymarzoną sławę i teraz każdy w świecie surfingu zna jej imię. Wysokie miejsce na Trasie Mistrzów zakwalifikowało ją także do finałów w San Clemente, więc dziewczyna opuszcza Nowy Jork i leci na ostatni event trasy u boku Tobiasa Florence’a, oficjalnie jej chłopaka.
Niestety potem wszystko zaczyna się sypać. W Kalifornii nic nie idzie po myśli Paris. Depresja Tobiego daje o sobie znać coraz mocniej, a Jessica i Chase zapominają o ich wspólnej przyjaciółce. Codzienność powoli przerasta szesnastoletnią surferkę. Fale także ją zawodzą, a na domiar złego Hamiltonów czeka rozprawa sądowa. Seria nieszczęść zdaje się nie mieć końca.
Co jeszcze pójdzie nie tak? Jak Paris poradzi sobie z wyzwaniami? Czy uda jej się zostać mistrzynią świata i jednocześnie nie zwariować?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 619
Data ważności licencji: 6/4/2030
Projekt okładki: Magdalena Kaczanowska
Adaptacja projektu do druku: Piotr Wszędyrówny
Redakcja: Maria Dobosiewicz
Redaktor prowadzący: Małgorzata Święcicka
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Justyna Techmańska, Katarzyna Szajowska
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,
ta książka porusza trudne tematy dotyczące między innymi zdrowia psychicznego, depresji, leczenia psychiatrycznego, samookaleczania i samobójstwa. Jeżeli czujesz, że tego typu treści mogą źle na Ciebie wpłynąć lub nie są dla Ciebie odpowiednie, odłóż tę książkę. Twoje samopoczucie jest najważniejsze.
Marysia
Grafiki w środku: pl.freepik.com
© for the text by Maria Krasowska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025
ISBN 978-83-287-3777-8
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz
Każdej wściekłej dziewczynie, która odważyła się coś zmienić.
Bo właśnie od małych kroków zaczyna się każda rewolucja.
Świat potrzebuje o wiele więcej młodych, wściekłych kobiet – zwłaszcza w obliczu tego, co się teraz dzieje.
GRETA THUNBERG
3/2
Oznaczenie grubości pianki, czytane jako „trzy dwa”. Odnosi się do pianki zakładanej w cieplejszych wodach. Pierwsza cyfra oznacza grubość materiału w milimetrach na korpusie, a druga na rękawach oraz nogawkach. Istnieją też pianki 4/3, 5/4, 6/5, 7/6 i inne. Te grubsze posiadają także kaptur i używa się ich do surfowania w zimniejszej wodzie. Pianka 3/2 sprawdzi się np. latem w Portugalii, 4/3 latem nad Bałtykiem, a 7/6 zimą na Islandii (wtedy koniecznie z neoprenowymi rękawicami i butami do kompletu!).
AIR
[wymawiaj: er]
Manewr, podczas którego surfer wyskakuje z deską w powietrze, a następnie ląduje z powrotem na fali.
BEACH BREAK
[bicz brejk]
Spot z piaszczystym dnem.
BOTTOM TURN
[botom tern]
Zwrot wykonywany na dole fali. Często pierwszy manewr po złapaniu fali, który przygotowuje do kolejnych ruchów.
CARVE
[karw]
Płynny skręt w surfingu, wykonywany na fali poprzez przechylenie deski na krawędź, aby zmienić kierunek i zachować prędkość.
CUTBACK
[katbak]
Manewr, w którym surfer zawraca w kierunku piany fali, aby utrzymać się w najbardziej energetycznej strefie.
DUCK DIVE
[dak dajw]
Technika polegająca na zanurkowaniu z deską pod nadchodzącą falą. Surferzy stosują ją, by nie dać się zepchnąć na brzeg przez fale i móc wypłynąć w głąb oceanu na line-up.
FINY
Płetwy zamocowane pod spodem deski surfingowej, służące do stabilizacji.
HEAT
[hit]
Pojedyncza runda zawodów surfingowych, w której kilku surferów rywalizuje ze sobą przez określony czas, zazwyczaj 20–35 minut.
LEASH
[lisz]
Smycz przymocowana do deski surfingowej i kostki u nogi surfera, zapobiegająca zgubieniu deski po upadku.
LINE-UP
[lajnap]
Miejsce na spocie (patrz: hasło „spot” w słowniczku), gdzie surferzy siedzą na deskach i czekają na fale.
LIP
Górna część fali, która załamuje się i opada.
LOKALSI
Surferzy, którzy od urodzenia (lub od bardzo dawna) mieszkają przy danym spocie (patrz: hasło „spot” w słowniczku) i traktują go jako własny.
OFF THE LIP
Manewr w surfingu, który polega na dynamicznym skręcie na samej krawędzi fali, często tuż przed jej załamaniem. Jest to bardziej agresywna i widowiskowa wersja top turnu.
OKNO PROGNOZOWE
Okres trwający od kilku dni do kilku tygodni, w którym organizatorzy czekają na idealne warunki do rozegrania zawodów. Zawody surfingowe nie odbywają się w konkretnym, ustalonym z góry dniu, ale właśnie w oknie prognozowym, gdy fale są najlepsze.
PADLOWANIE
Pływanie na desce surfingowej w pozycji leżącej, polegające na wiosłowaniu rękami.
PEAK
[pik]
Najwyższy punkt fali, gdzie zaczyna się ona załamywać. Zazwyczaj jest to najlepsze miejsce do startu.
[poket]
Najbardziej krytyczna część fali, znajdująca się tuż przed jej załamującą się sekcją. Miejsce, gdzie surfer utrzymuje największą prędkość i kontrolę, wykonując techniczne manewry.
PRIORYTET
Pierwszeństwo do przejazdu na fali, które zazwyczaj ma surfer startujący najbliżej szczytu fali.
QUIVER
[kłiwer]
Duży pokrowiec na deski surfingowe.
SESJA
Pojedyncze wyjście na surfing.
SET
Grupa kilku większych fal, które nadchodzą w regularnych odstępach czasu, zazwyczaj co kilkanaście sekund.
SHORTBOARD
[szortbord]
Krótsza deska surfingowa, zazwyczaj mająca mniej niż 7 stóp (czyli mniej niż 213 cm) długości, zaprojektowana do technicznie wymagających, radykalnych i szybkich manewrów na falach.
SNAP
Manewr polegający na szybkim i gwałtownym zwrocie deski, wykonywany zazwyczaj na samej górze fali.
SPOT
Miejsce do surfowania, najczęściej fragment oceanu/morza przy plaży, gdzie łamią się zdatne do surfingu fale.
SWELL
[słel]
Seria fal generowanych przez różne warunki pogodowe na otwartym morzu/oceanie, które przenoszą się na duże odległości i docierają do wybrzeża jako zestaw fal do surfowania.
TEAM RIDER
[tim rajder]
Surfer sponsorowany przez markę lub firmę, który jest twarzą jej produktów, promuje ją, nosi ubrania z jej logo i angażuje się w rozmaite działania marketingowe.
TOP TURN
[top tern]
Manewr, w którym surfer wykonuje zwrot na szczycie fali.
TUBA
Fala tworząca pusty tunel, w którym surfer może płynąć.
WARUN
Potoczne określenie na warunki do surfowania. Jeżeli fale danego dnia dopisują, to można powiedzieć, że jest dobry warun.
WIPEOUT
[łajpałt]
Upadek surfera z deski w dramatyczny sposób, często w wyniku załamania się fali lub utraty równowagi.
WOSK
Nakłada się go na górną powierzchnię deski surfingowej, aby zapewnić lepszą przyczepność stóp.
ZDROPOWAĆ
Zajechać surferowi z priorytetem drogę na fali.
Mimo porannej godziny w Nowym Jorku panował upał. Wystarczyło, że przez parę minut postałam przy ulicy w oczekiwaniu na taksówkę, a spociłam się prawie jak na siłowni. Zaraz zwariuję, myślałam, zerkając na telefon. Gorąco było tym bardziej odczuwalne, że nie wiał wiatr, a nas otaczały liczne budynki oraz beton. Powietrze nad asfaltem aż falowało od rozgrzanej powierzchni.
Chwyciłam przód T-shirtu i poruszałam nim, wachlując się. To był jedyny sposób na ochłodę w tej chwili. W drugiej ręce trzymałam telefon, na którym przeglądałam aplikacje. Prognoza pogody wskazywała trzydzieści stopni Celsjusza, a kalendarz pokazywał trzydziestego czerwca, czyli do finałów mistrzostw świata zostały ponad trzy tygodnie. Spojrzałam na palące słońce, które unosiło się nad wieżowcami i padało mi na twarz, prażąc niemiłosiernie. Mimo ciemnych okularów zmrużyłam oczy.
– Ciekawe, czy w Kalifornii też będzie tak gorąco – powiedziałam do Tobiego, który stał ze swoimi bagażami tuż obok. Za nami był ogromny hotel, który z ulgą opuszczaliśmy. Chcieliśmy już surfować i poczuć na skórze przyjemną, orzeźwiającą bryzę.
– Pewnie nawet bardziej, tylko że tam będziemy sterczeć w oceanie, a nie na betonie – zauważył zaspany chłopak.
– Trzymam kciuki, żeby woda nagrzała się na tyle, abyśmy nie musieli surfować w piankach.
Na to nie odpowiedział. Od rana głównie milczał. Nie obraził się na mnie ani nic w tym stylu – chodziło o nasilające się objawy depresji, która odbierała mu chęci do życia i radość z niemal każdej rzeczy. Tobi nie miał siły, wszystkie czynności wykonywał jak za karę, a do tego patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Cierpiał w środku. Bardzo chciałam mu pomóc, ale byłam bezradna. Potrzebował profesjonalistów, lecz uparł się, że nie zacznie leczenia przed końcem sezonu, żeby przypadkiem nie pogorszyć swojego stanu przed zawodami rozdrapywaniem starych ran. Bał się, że jeśli wpadnie w jeszcze większy dół, nie da rady wystartować, a chodziło przecież o finały Trasy Mistrzów.
– Jeszcze tylko jedne zawody i wrócimy na Oahu. Wtedy w końcu przestaniesz czuć się tak fatalnie – pocieszałam.
– Mam nadzieję, że polepszy mi się przed finałami, bo dawno nie miałem aż takiego zjazdu.
Taksówka dalej nie przyjeżdżała, a ja niecierpliwie przestępowałam z nogi na nogę. Bolało mnie, gdy widziałam Tobiego w opłakanym stanie. Nikt nie powinien się tak czuć, a już na pewno nie ten chłopak o złotym sercu. Świat jest okrutnie niesprawiedliwy.
Poprzedniego dnia odbyliśmy trudną rozmowę, a Florence powiedział, że w Kalifornii zamieszka w domu Vansa. Nienawidziłam tego pomysłu. Umówiliśmy się, że po jedenastu dniach wprowadzi się do mnie, jeśli tak zadecyduję, lecz nie wcześniej. Chciał mi udowodnić, że bez niego będę szczęśliwsza. Powodzenia, prychnęłam w myślach. Teraz chłopak wpatrywał się w przejeżdżające żółte taksówki pozbawionym życia wzrokiem, a ja zaciskałam zęby z determinacją. Zamierzałam udowodnić mu, że popełnia błąd. Kochałam go i pragnęłam go wspierać, nawet gdy źle się czuł. Skręcało mnie z frustracji, że tego nie rozumiał.
Parę minut później podjechał nasz żółty bus. Mieliśmy cały arsenał desek surfingowych, a do tego walizki i plecaki, więc potrzebowaliśmy taksówki o sporych gabarytach. Pomogliśmy kierowcy załadować bagaże, żeby przypadkiem nie połamał naszych kruchych shortboardów, a potem zajęliśmy miejsca w drugim rzędzie i ruszyliśmy na lotnisko.
Teraz jak na złość zrobiło się zimno.
– Przepraszam, czy mógłby pan zmniejszyć klimatyzację? – poprosiłam. – Lodowato tu.
Taksówkarz spełnił moją prośbę, choć nie był z tego zadowolony.
Przez całą drogę trzymałam Tobiego za rękę i opierałam głowę na jego piersi, a on otaczał mnie ramieniem. Chłonęłam te ostatnie wspólne chwile i próbowałam nie płakać. Niechętnie puściłam jego dłoń, gdy dojechaliśmy na lotnisko, ale kiedy tylko zajęliśmy miejsca w samolocie, znów ją chwyciłam. Wtedy spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem, splatając palce z moimi.
– Nie martw się, proszę. Nie wyprowadzam się na drugi koniec świata – przypomniał mi troskliwie. – Zamieszkam tylko kilometr od ciebie. Wyjdzie ci to na dobre, zobaczysz.
Moje szczęście było dla niego najważniejszą rzeczą pod słońcem i jedyną, która się naprawdę liczyła. Wszystko, co robił, robił dla mnie. Po raz pierwszy jednak zdecydował się na krok, którego szczerze nienawidziłam.
– Jak mam się nie martwić, kiedy będziesz siedział sam w domu i gnił z własnymi myślami? – zarzucałam mu. – Przecież moje towarzystwo ci pomaga. Oboje o tym wiemy.
– Daj nam te jedenaście dni – prosił, zmęczony moim uporem.
– To będzie najgorsze jedenaście dni tej trasy.
– Na pewno nie gorsze niż pięć tygodni łażenia ze złamaną ręką. – Tobi kwestionował moją logikę, na co posłałam mu intensywne spojrzenie.
– Porównywalne – upierałam się, żeby tylko postawić na swoim.
– Wytrzymasz.
– Nie chcę wytrzymywać! – zrzędziłam. – Czemu mi to robisz?
– Mówiłem ci już, a ty nie jesteś ani głupia, ani głucha, więc przypomnij sobie. Najlepiej w ciszy. – Uniósł wymownie brwi, a ja wywróciłam oczami. Już chciałam wyjechać z kolejnymi argumentami, lecz zmęczenie na twarzy Tobiego kazało mi milczeć. W duchu jednak liczyłam, że chłopak straci do mnie cierpliwość, bo gdybyśmy się pokłócili, łatwiej byłoby mi zamieszkać bez niego, a gdyby odpuścił, byłoby w ogóle idealnie. Niestety on w przeciwieństwie do mnie nigdy nie wybuchał oraz miał nieskończone zasoby cierpliwości. Spełniał się więc najgorszy scenariusz: ten, w którym nie mogłam zrobić nic, żeby zmienić jego zdanie.
Sześciogodzinny lot minął nam spokojnie. Tobi przespał większość trasy, a ja oglądałam Pamiętniki wampirów. Chciałam skończyć czwarty sezon przed przyjazdem Jessiki. Dalej miałyśmy już oglądać razem. Cieszyło mnie, że znów zamieszkam z bratem i z przyjaciółką pod jednym dachem, jak na Hawajach. Może jednak nie będzie mi tak źle w tej Kalifornii? – pomyślałam podczas lotu. Nie byłam pewna, czy Jess i Troy polubiliby towarzystwo Tobiasa. Mój chłopak pewnie by im nie przeszkadzał, bo zawsze po sobie sprzątał, a do tego był cichy i uprzejmy; jest jednak różnica między współlokatorem, który nie przeszkadza, a współlokatorem, którego się lubi. Zastanawiałam się, jak by to wyszło w naszym przypadku.
Cóż… Zobaczymy za jedenaście dni.
Nie było opcji, aby spodobało mi się mieszkanie osobno. Wiedziałam, że poproszę Tobiego o przeprowadzkę przy najbliższej możliwej okazji.
W Los Angeles wylądowaliśmy niedługo po piętnastej i gdy tylko wyszliśmy z lotniska, uderzyła nas nowa fala gorąca. Ta pachniała inaczej niż w Nowym Jorku: oceanem, palmami i kalifornijską ziemią. Wypożyczyliśmy kolejnego pick-upa, którego zarezerwowałam na cały pobyt, i załadowaliśmy na pakę deski, a potem wskoczyłam za kierownicę. Ustawiłam nawigację na San Clemente – miasto zlokalizowane sto kilometrów na południe, położone niedaleko spotu Lower Trestles, gdzie odbywały się finały Trasy Mistrzów. Latami oglądałam tę falę w internecie i już nie mogłam się doczekać, aby na nią wskoczyć. Spełniała wszystkie moje preferencje: była odpowiednio szybka, stroma i długa, a do tego łagodna, jeśli porównać ją z Pipeline czy Teahupo’o. Po prostu perfekcyjna. Lepsze fale mogłam złapać jedynie w basenach dla surferów.
Chciałam też zobaczyć mój nowy dom. Troy urzędował w nim już od dwóch dni, a Jess miała dolecieć za kolejne dwa. Tylko to sprawiało, że nie załamywałam się do reszty. Czekało mnie sporo fajnych momentów z bliskimi i w końcu miałam nadrobić zaległości z Jessicą. Rozmowa na żywo przebijała konwersacje przez telefon pod wszystkimi możliwymi względami.
Jadąc na południe, chłonęłam widoki i podziwiałam wyjątkową naturę: wysokie palmy oraz niskie sucholubne rośliny. Paru surferów z trasy, którzy pochodzili z tych rejonów, mówiło mi, że deszcz w tych okolicach to rzadkość, jak śnieg na Florydzie. Nie kłamali. Trawa była zielona tylko na zraszanych posesjach, a poza tym wszystko uschło. Mimo to krajobraz był piękny, a zabudowa także niczego sobie – Kalifornijczycy ucierpieli w Kryzysie głównie przez tsunami, pył wulkaniczny i pożary, jednak odbudowa poszła im wyjątkowo sprawnie, bo byli bogatym stanem. Większość miasteczek wyglądała już normalnie. Czasami jechaliśmy przez spalone tereny, jednak dużo częściej mijaliśmy drogie domy przy oceanie, a widok z klifów na granatową wodę pocieszał mnie jak mało co.
Tobi opierał się na oknie z opuszczoną szybą i także obserwował krajobraz.
– Pierwszy raz widzę z bliska takie klify – powiedziałam z podziwem, gdy wyjechaliśmy z aglomeracji i zaczęły się mniejsze miasta oraz pustkowia.
– Lepiej patrz na drogę, żebyśmy z któregoś nie spadli – dogadał mi chłopak z uśmieszkiem. Szybko się jednak zlitował. – Jeśli chcesz, mogę prowadzić. Pooglądasz wtedy widoki bez ryzyka wypadku.
Pomysł mi się spodobał, ale mizerny wyraz twarzy Tobiego budził moje wątpliwości.
– Na pewno nie zaśniesz za kółkiem?
– Na pewno. Przespałem większość ostatniej doby, więc pewnie nie zmrużę oka aż do rana.
Parę minut później przekazałam mu kierownicę i przez resztę drogi podziwiałam wybrzeże, oparta na oknie. Włączyłam też znalezioną przypadkiem playlistę zatytułowaną „Piosenki ze słowem Kalifornia” – Poleciały California zespołu U2 oraz Lany Del Rey, a potem także California Dreamin’ i Californian Soil. Ktokolwiek stworzył ten zestaw, wyszło mu idealnie, ponieważ czułam się jak w filmie. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko radości chłopaka, który siedział obok.
– Jak się czujesz? – zapytałam, zamykając na chwilę okno. Akurat staliśmy na światłach, a grat przed nami kopcił niczym demon z otchłani piekieł.
– Beznadziejnie.
– Mogę coś zrobić, żeby ci się poprawiło?
Tobi pokręcił głową, spoglądając na mnie na moment. Potem zapaliło się zielone i ruszyliśmy.
– Jeśli będziesz mogła, to ci powiem – obiecał.
Wzięłam oddech, godząc się z rzeczywistością.
– Błagam, wyprzedź tego miłośnika dziury ozonowej.
– Z wielką chęcią.
Po godzinie zaparkowaliśmy pod jasnym domem niedaleko oceanu. Miałam gulę w gardle, gdy patrzyłam na logo Vansa nad drzwiami. Całe szczęście, że Florence nie przeciągał wyjścia z samochodu, bobym się popłakała. Od razu zaczął zgarniać swoje rzeczy. Wyskoczyłam za nim i pomogłam mu, biorąc jeden z plecaków.
– Mogę chociaż wejść i zobaczyć twój pokój? – zapytałam, gdy zdejmował quiver z paki.
– No pewnie – odpowiedział, po czym podszedł bliżej i złapał mnie delikatnie za ramiona. Spojrzał mi w oczy. – Pamiętasz, jak chciałaś odciąć się ode mnie podczas zawodów, a potem i tak spędzaliśmy razem czas, tylko że w granicach rozsądku? Teraz będzie podobnie i także na tym skorzystasz.
– Nie sądzę – odparłam uparcie. Trochę mnie przekonał, ale nie chciałam tego przyznać. Zdradziły mnie jednak delikatnie unoszące się kąciki ust. Chłopak spojrzał na nie, a gdy i ja popatrzyłam na jego usta, pochylił się, by mnie pocałować. Po chwili skinął zapraszająco na drzwi.
– Chodź.
Wkrótce stanęliśmy w pustym salonie, lecz po walających się tu przedmiotach widać było, że dom jest zamieszkany. Na kanapie leżały okulary, dwa laptopy oraz pianka, pod stołem vansy, a blat kuchenny wyglądał, jakby ktoś zrobił wielki obiad i zapomniał po sobie posprzątać.
– Z kim będziesz mieszkał, skoro James, Nalu i Jake odpadli z zawodów? – zaciekawiłam się, gdy szliśmy korytarzem.
– Z lokalnymi riderami – odparł Tobi. Zaglądał do każdego pomieszczenia po kolei i szukał wolnego pokoju. – W Kalifornii jest ich paru. Owen zapewniał, że wszyscy chętnie mnie przyjmą. Pewnie siedzą teraz w wodzie – analizował, po czym spojrzał na mnie przenikliwie. – Ty też powinnaś wskoczyć na fale.
– A ty niby nie? – zarzuciłam mu. – Zostawmy tu nasze rzeczy i jedźmy razem na spot.
– Coś mi podpowiada, że właśnie próbujesz się do mnie wprowadzić i liczysz, że nie zauważę – wytknął mi, lekko rozbawiony.
– A mam jakieś szanse na powodzenie? – ciągnęłam niecnie.
– Zerowe. – Tobi zaśmiał się z politowaniem. – Jedź do siebie, zostaw rzeczy, a potem zasuwaj na spot. Ricky i Chase pewnie już tam siedzą.
– Taki mam plan, ale w tym planie jedziesz ze mną.
– Nie mam siły… Jedź sama. Dołączę do ciebie jutro.
– Tobi, no weź! – złościłam się, lecz on mnie zignorował. Weszliśmy do jednego z wolnych pokoi i odłożyliśmy bagaże. Chłopak nawet nie otworzył walizki ani plecaka, tylko padł na materac.
– Zróbmy tak. – Obrócił się na plecy, kiedy ja stałam nad nim niczym kat. – Jedź do siebie, załóż piankę i leć na spot. Pozdrów ode mnie fale, a jak skończysz pływanie, przyjedź tu i opowiedz, jak było.
– Wczoraj wszedł zajebisty warun – dyskutowałam uparcie. Zaplotłam ręce na piersi. – Jedźmy razem.
Tobi przymknął oczy.
– Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam siły, żeby to do ciebie dotarło?
– No to zrób to bez siły! – Pociągnęłam go, żeby wstał. – Spałeś przecież z piętnaście godzin! Dasz radę.
– Nie rozumiesz…
– To prawda, nie rozumiem. – Usiadłam na brzegu łóżka. – Wiem jednak, że masz depresję, a nie grypę, więc nie musisz leżeć pod kołdrą przez tydzień, żeby się lepiej poczuć. Jest wręcz przeciwnie. Powinieneś wyjść z domu.
– Dopiero do niego wszedłem, daj mi trochę wytchnienia…
Coś w jego tonie sprawiło, że postanowiłam odpuścić. Zastanowiłam się w milczeniu.
– Jesteś absolutnie pewien, że przeleżenie całego dnia to właśnie to, co powinieneś zrobić? – zapytałam w końcu. – Bo jeśli tak, to się odwalę. Ale masz być szczery.
Tobi spojrzał mi w oczy.
– I tak, i nie. Przyznaję, masz rację. Powinienem tam iść, chociaż nie mam siły, ale… nie mam siły – tłumaczył ciężko.
Zdjęłam buty i położyłam się obok niego. To nie tak, że nie miałam empatii. Miałam jej mnóstwo. Po prostu wiedziałam, że muszę wyciągnąć Tobiego z domu, bo zawsze mu to pomagało, i choć łatwiej byłoby zostawić go w spokoju, rozsądek podpowiadał mi, że to beznadziejny pomysł. Chwyciłam rękę chłopaka.
– Pięć minut i idziemy – przekonywałam.
– Piętnaście.
– Cztery.
– Dwadzieścia – dyskutował.
Oboje się zaśmialiśmy, a Tobi pocałował mnie w czoło.
– Jedź odłożyć torby, a potem przyjedź po mnie – zaproponował. – Daj znać, jak wyjedziesz od siebie. Będę czekał pod domem.
Nie puścił mnie jednak, więc przytulaliśmy się jeszcze przez chwilę. Potem wytężyłam całą siłę woli, żeby wstać. Fale czekały, Ricky wysłał mi już trzy ponaglające wiadomości, a moja wewnętrzna potrzeba surfingu i wygrywania paliła mnie od środka, motywując do wyjścia z domu.
– Zbieraj się – powiedziałam do Tobiego. Zeskoczyłam z łóżka i założyłam buty. – Za dwadzieścia minut będę z powrotem, a wtedy masz czekać już w piance i z nawoskowaną deską.
– Okej – mruknął niechętnie, po czym zatopił twarz w poduszce.
Wróciłam do samochodu i pojechałam do siebie. Zajęło mi to niecałe dwie minuty. Miałam blisko do domu Vansa, a ta świadomość poprawiła mi humor. Otworzyłam drzwi kluczem schowanym pod kamieniem (Troy wysłał mi wcześniej zdjęcie skrytki) i weszłam do środka. Wypatrzyłam parę rzeczy należących do mojego brata, ale jego samego nie zastałam, bo oczywiście surfował. Domyślałam się, że wyjdzie z wody dopiero wieczorem, gdy zrobi się tak ciemno, że przestanie widzieć fale.
Przytachałam do garażu cały mój sprzęt, wybrałam z quivera deskę, którą zasugerował mi Ricky, a potem poszłam znaleźć dla siebie pokój. Niestety Troy zaklepał największą sypialnię z osobną łazienką, więc musiałam się zadowolić tą sąsiednią, mniejszą. Trzecią zostawiłam dla Jessiki. Nie mogłam się doczekać przyjazdu przyjaciółki, zwłaszcza że po zaledwie paru minutach spędzonych samotnie w domu czułam się nieswojo. Odzwyczaiłam się od pustych przestrzeni. Ostatnio mieszkałam w takiej miesiąc wcześniej na Outer Banks, kiedy Tobi i ja mieliśmy parę dni wyłącznie dla siebie. Ale to był dobry czas, wspomniałam. Szkoda, że tyle się popsuło…
Westchnęłam pod nosem i wyjęłam z torby piankę 3/2. Zacisnęłam na niej dłonie, zdeterminowana. Muszę przestać rozpaczać i wziąć się do roboty. Powinnam jak najszybciej znaleźć się na surfingu i przestać myśleć. Rzuciłam walizkę pod ścianę, wyjęłam z niej pierwsze lepsze bikini i włożyłam na nie piankę, ale tylko do pasa. W międzyczasie rozmawiałam z Rickym przez zestaw głośnomówiący.
– Dzień, młoda – przywitał się ze mną grymaśnie. – Wylądowałaś już?
– Tak. Właśnie przyjechałam do domu i zaraz lecę na surfa. Jesteś z Chasem na spocie?
– Już na drugiej sesji dzisiaj. – Jego ton mówił „zostajesz w tyle, nie będąc tu z nami”. – Rozumiem, że zaraz do nas dołączysz.
– Przyjadę za kwadrans. Jak daleko od plaży jest parking?
– Kilka minut piechotą. Wpisz „Lowers” w mapę i jedź za wskazówkami, aż znajdziesz uliczkę pełną surferskich vanów. Tam zostaw auto. Potem przejdź kawałek, aż znajdziesz mnie na plaży pod niebieskim parasolem z logo OceanX. – Nazwę firmy wymamrotał niechętnie. – Pospiesz się. Im bliżej zachodu, tym więcej ludzi.
Zebrałam się w rekordowym tempie, wsiadłam w samochód, a po drodze zgarnęłam Tobiego. Chłopak wyszedł przez garaż, wrzucił deskę na pakę i wskoczył do mojego pick-upa.
– Gratuluję zebrania się. – Posłałam mu dumny uśmiech, po czym wycofałam z podjazdu.
– Nie było lekko – odparł, ale zapiął pas i także odpowiedział niewielkim uśmiechem. Więcej nie wymagałam. Wjechałam na autostradę, a potem zjechałam pierwszym zjazdem i zaparkowałam przy starej drodze pośrodku niczego. Były tu tylko uschnięte krzaki, popękany asfalt i trochę piachu, a poza tym ani jednego drzewa, więc i zero cienia. Gorące powietrze owiewało mnie jak w piekarniku. Nie mogłam się doczekać, by wskoczyć do chłodnej wody.
Dołożyliśmy warstwę wosku na deski, a potem poszliśmy w dół drogi, przeszliśmy przez tory kolejowe biegnące wzdłuż wybrzeża i znaleźliśmy się na surowej plaży. Minęliśmy tablicę z mapą objaśniającą tutejsze spoty – wzdłuż linii brzegowej było ich sporo: Church, Middles, Lowers, Uppers i Cottons. Zerknęłam na kropkę z napisem „tu jesteś”, a potem ruszyłam w stronę Lowers, gdzie miał siedzieć Ricky. Wypatrzyłam go dość szybko.
– No, w końcu – burknął na nasz widok. – Lepiej późno niż za późno. Florence, miło cię widzieć, ale żegnam. Moje rady zostają tylko między mną a moimi zawodnikami. Jasna sprawa? – Popatrzył na mnie groźnie, jakby nie chciał, abym potem wszystko wypaplała.
– Jasna sprawa, panie Medina – odpowiedział kulturalnie chłopak. – Zobaczymy się później. – Pocałował mnie na pożegnanie i odszedł.
Gdy był poza zasięgiem słuchu, rzuciłam do Ricky’ego:
– On i tak się wszystkiego domyśli, nawet jeśli mu o niczym nie powiem.
– Zdążyłem zauważyć. – Trener parsknął pod nosem, ale wyglądał na zadowolonego. – Jednak nie ułatwiajmy mu zadania. Niech się chłopak trochę pomęczy.
Wolałam nie wspominać, że męczył się już wystarczająco.
Przystąpiłam do rozgrzewki, a Ricky opowiadał mi o Lowers. Wskazywał, którędy wypłynąć, na co uważać i gdzie najlepiej łapać fale. Słuchałam uważnie, bo spot prezentował się jeszcze lepiej, niż to sobie wcześniej wyobrażałam, przez co roznosiło mnie z ekscytacji. Tak bardzo chciałam wskoczyć na deskę i spróbować jazdy na tej legendarnej fali! Martwił mnie jedynie tłum na line-upie, gęsty niczym na Pipeline przed Kryzysem.
– Spróbuję złapać jak najwięcej przejazdów, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie – powiedziałam do Ricky’ego. – Dawno nie widziałam tylu ludzi w jednym miejscu.
– Będzie cholernie ciężko, jednak jako zawodowa surferka musisz sobie radzić w każdych warunkach – ostrzegł bez owijania w bawełnę, po czym przekazał mi parę wskazówek ze swoich zawodniczych lat, które miały ułatwić mi łapanie fal w tłumie.
Gdy wypływałam na line-up, zaskoczyła mnie liczba osób, które się ze mną witały. Co chwila ktoś mówił „cześć, Paris!” albo machał mi gestem shaka. Niektórzy zagadywali do mnie, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi, zapominając, że wcale się przecież nie znamy, bo oni widzieli zaledwie parę wywiadów i postów na Instagramie, za to ja nie wiedziałam o nich nic. Sława jest dziwna, pomyślałam, padlując dalej.
Po paru głębokich duck dive’ach usiadłam na line-upie. Buzowała we mnie energia. Byłam gotowa wskoczyć na falę… tyle że zajmowałam ostatnie miejsce w kolejce, a wszyscy patrzyli na mnie, jakbym zaraz miała zaliczyć przejazd stulecia. Czułam na sobie dziesiątki par oczu i ciężar oczekiwań. Jednocześnie ledwo wiedziałam, gdzie jest peak. Przestańcie się tak na mnie gapić, myślałam, wbijając wzrok w horyzont, a palce w deskę. Potrzebowałam czasu, żeby oswoić się z nową falą.
Zerknęłam na trenera, ale z tej odległości był on tylko kropką pod parasolem. Co by mi doradził?
Olej tłum i znajdź Chase’a.
Rozejrzałam się za chłopakiem po raz kolejny. W wodzie każdy wyglądał tak samo: czarny strój i ewentualnie biały czubek deski wystający spod wody. Do tego wszyscy patrzyli w horyzont. Położyłam się na brzuchu i przepłynęłam między tłumem, wodząc wzrokiem po nieznajomych twarzach, aż w końcu namierzyłam ciemną czuprynę Fioravantiego.
– Hej – przywitałam się, zdyszana.
Chase obrócił głowę.
– O, cześć! – Przytulił mnie radośnie na powitanie. – Dobrze, że w końcu dotarłaś. Siedzenie tu z samym Igarashim było okropne. – Zerknął na Japończyka zaczepnie.
– Dzień, w którym przebiję cię w mistrzostwach, będzie smakował słodko jak miód – wytknął mu Haruto. – Nóż w serce, przyjacielu. I to wszystko przez dziewczynę… – dramatyzował, ciągnąc przedstawienie.
– Ciebie też miło widzieć, Igarashi – rzuciłam do niego, rozbawiona.
– Siema, Hamilton. – Przybiliśmy sobie żółwika. Potem rozejrzałam się w poszukiwaniu brata, aż wypatrzyłam go dziesięć metrów dalej, wyczekującego na set ze skupieniem godnym tybetańskiego mnicha.
– Zawsze możesz zakumplować się z Troyem, skoro tak bardzo nie lubisz Haruto – zasugerowałam Chase’owi przewrotnie. Japończyk pokazał mi środkowy palec, za to Chase spojrzał na mnie wymownie.
– Oboje wiemy, że twój brat nie rozmawia z nikim podczas pływania, a inni surferzy są dla niego jedynie denerwującymi przeszkodami, które trzeba omijać – skwitował. – Przyjechałaś tu sama?
– Z Tobim, ale Ricky nas rozdzielił. O wilku mowa. – Zauważyłam blondyna podpływającego do nas od drugiej strony. Oho, zaraz zacznie się drama.
– Siema – rzucił Florence z rezerwą. Nie byłam pewna, czy zachowywał ten dystans z uwagi na Chase’a, czy na ludzi ogólnie. Chciałam wierzyć w to drugie.
– Cześć – odparł Włoch, próbując ukryć swoje negatywne nastawienie.
– Dobrze cię widzieć, stary. – Haruto także przywitał się z Florencem.
– I nawzajem – odparł Tobi już mniej obojętnie. Czyli to z Chasem ma problem. Przymrużyłam podejrzliwie oczy. A zapierał się, że nie ma nic przeciwko niemu! Faceci…
– Jak było w Nowym Jorku? – Chase skierował to pytanie raczej w moją stronę, także niezbyt zadowolony z obecności rywala. Igarashi w tym czasie popłynął dalej, polując na nowy set, a Tobi podążył za nim. Chase i ja zostaliśmy w tyle, bo żadne z nas nie łudziło się, że lokalsi wpuszczą nas na tak dobrą falę.
– Ekstra, jak zawsze – odpowiedziałam z przyćmionym zadowoleniem. Ekscytacja, którą normalnie bym promieniowała, wygasła przez sytuację z Tobim. – Mam zdjęcie z Jimmym Farrisem i trafię na okładkę „America Now” – chwaliłam się, próbując odzyskać tę straconą energię. Bezskutecznie.
Chase pokiwał głową z aprobatą.
– Gratulacje. Jestem ciekawy, co będzie następne. Wyryją twoją podobiznę w Mount Rushmore?
Parsknęłam śmiechem.
– Wystarczy, że wbiję milion obserwatorów na Instagramie. Niczego więcej nie potrzebuję.
– Skromność jak zwykle świetnie się ciebie trzyma.
– Spierdalaj. – Przeszyłam go rozbawionym wzrokiem.
– Wiesz, że dalej mam więcej followersów od ciebie? – droczył się.
– O, czyli sprawdzasz to regularnie?
– A co, nie wolno? Ty też sprawdzasz. Każdy sprawdza.
Nie odpowiedziałam, bo zawibrował mi zegarek. Zerknęłam na powiadomienie.
Ricky: Mniej opierdalania, więcej surfowania
Ricky: Przegapiliście świetny set
Ricky: Do roboty, bo zaraz sam tam wypłynę i trzasnę was deską po głowach
Ricky: Potem sobie poplotkujecie
Przeczytałam wiadomości Chase’owi, po czym odpowiedziałam kciukiem w górę. Zegarek nie pozwalał na wiele więcej. Przestaliśmy rozmawiać i skupiliśmy się na falach. Chciałabym powiedzieć, że złapaliśmy parę świetnych przejazdów, ale prawda była taka, że tłum tylko gęstniał, a fale brali miejscowi, kradnąc nam je sprzed nosa i niewiele mogliśmy z tym zrobić. Czekaliśmy na swoją kolej, która nadeszła po ponad godzinie. Byłam załamana. Nastawiłam się na wspaniałe fale, lecz nie wzięłam pod uwagę, jak ciężko będzie je złapać.
Gdy zaszło słońce, wyszliśmy z wody w okropnych humorach. Minęły trzy godziny, a ja zaliczyłam zaledwie cztery przejazdy. Chase’owi poszło niewiele lepiej. Pocieszał mnie jedynie fakt, że Tobi i Haruto też mieli fatalną sesję.
– Mniej fal złapałam tylko na Tahiti – zrzędziłam Ricky’emu, ociekając wodą i złością. Rozpięłam piankę i zdjęłam ją do pasa. Mimo wieczoru wciąż było gorąco. – Czy tak będzie codziennie? – jęczałam.
– Jest szansa, że o poranku tłum będzie mniejszy – odpowiedział trener. – Ale tylko odrobinę. To najlepszy spot w okolicy, w której prawie każdy jest surferem, więc albo nauczycie się wpychać na fale, albo możecie liczyć na zaledwie parę przejazdów dziennie.
Oparłam się o deskę, niezadowolona. Spojrzałam na spot, zatłoczony mimo ciemniejącego nieba. W głowie miałam projekcje, w których wkręcałam ludzi, że w okolicy grasuje rekin, żeby tylko wszyscy sobie stąd poszli. Wiedziałam, że tak nie postąpię, ale potrzebowałam odreagować choćby w myślach.
– Najgorzej, że jest nas teraz tylko piątka – mówił Chase. – Gdybyśmy przyjechali większą grupą, moglibyśmy torować sobie nawzajem drogę.
– Nie ma co zrzędzić, trzeba działać – mówił Ricky. – Zarządzam półtorej godziny na ogarnięcie się i zjedzenie czegoś, a potem spotykamy się u Paris na wideoanalizę.
– U mnie? – zdziwiłam się, gdyż zawsze chodziliśmy do Chase’a.
Trener zerknął na chłopaka.
– Nie mówiłeś jej?
Przeszyłam nastolatka wzrokiem, zła, że znowu coś przede mną zataił, a wtedy popatrzył na mnie przepraszająco i powiedział:
– OceanX ostrzegło, że jeśli choćby postawisz stopę na ich posesji, to mnie pozwą. No, nie wymienili cię z imienia, tylko mówili ogólnie o obcych osobach, ale przekaz był jasny. Chcą nam utrudnić życie.
– Boże, jak ja ich nienawidzę… – burknęłam, jeszcze bardziej wkurzona. – Podpal ten dom w dniu wyjazdu.
Ricky spiorunował nas wzrokiem, słysząc to.
– Jesteśmy w Kalifornii. Tu wystarczy upuścić papierosa, żeby całe miasto stanęło w płomieniach w parę minut. Możesz za to zapchać im rury piachem – zasugerował Chase’owi żartobliwie.
– Istnieje ryzyko, że wtedy też mnie pozwą – zauważył chłopak, ale nasze wsparcie go rozweseliło. Zdjął kołnierz pianki i potrząsnął głową, strzepując wodę, po czym odgarnął włosy z czoła. Oczywiście na ten widok motylki w moim brzuchu odżyły jak opętane. Ciekawe, czy zrobił to specjalnie, zastanawiałam się. Kiedyś mu niestety zdradziłam, jak to na mnie działa. Może zapomniał?
Gdy nasze spojrzenia się spotkały i Chase’owi drgnął kącik ust, zrozumiałam, że doskonale pamiętał. Ktoś tu się zarumienił, niemal usłyszałam jego myśli.
Spierdalaj, odpowiedziałam w głowie. Cudem wytrzymałam kontakt wzrokowy.
Ricky na szczęście niczego nie skomentował, ale tylko dlatego, że był zajęty zamykaniem aparatu w etui.
– A co u Dona? – zapytał po chwili, pochylony nad futerałem. – Macie jakieś wieści?
– Pablo deportował go do USA, gdy zyskał pewność, że ta kanalia już nic nam nie zrobi – oznajmiłam. – A ja ufam Pablowi w stu procentach, więc myślę, że jesteśmy bezpieczni.
– Szkoda, że inne kanalie w OceanX nie odpuszczają – westchnął Chase. – Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo chcę się na nich odegrać. To jednak trudne, bo mają za dobrych prawników.
Zmarszczyłam brwi, zaniepokojona.
– Skąd wiesz?
– Jeden z nich dzwonił do mnie parę dni temu – burknął Chase. – Nie był zbyt miły.
– Czego chciał?
– Gadał coś o zapisach kontraktu… Jutro ci powiem, bo dzisiaj nie mam już na to siły i nie chcę sobie psuć humoru. Wystarczy, że miałem beznadziejną sesję. – Wycisnął ociekające wodą rękawy pianki.
– Mogę podpytać Sydney, co da się zrobić – zasugerowałam. – Może podpalenie nie wchodzi w grę, ale zalanie… – Uniosłam jedną brew, a wtedy Ricky klepnął nas oboje w plecy, jakbyśmy się co najmniej dławili.
– Dzieciaki… Zemsta nie jest rozwiązaniem. Naprawdę chcecie marnować czas na idiotów z obniżonym poczuciem własnej wartości? Skupcie się lepiej na wygrywaniu. Nic ich nie wkurzy bardziej niż wasz sukces.
– Zrobię, co w mojej mocy – obiecał Chase.
– Ja tak samo. – Zacisnęłam rękę na desce, zdeterminowana.
– Cieszę się. – Trener spojrzał na zegarek. – O cholera, ale późno! Słuchajcie, zmiana planów. Nie dam wam przerwy na kolację, bo się nie wyrobimy. Zbierzmy się u Paris o dwudziestej trzydzieści i zjedzmy coś w trakcie wideoanalizy. Dziś zamówimy żarcie na dowóz, a jutro zorganizujemy się lepiej.
Zrobiliśmy tak, jak zarządził. Tobi wrócił do domu nieco wcześniej razem z jakimś innym riderem Vansa, więc wsiadłam do samochodu sama, pojechałam do siebie, a potem szybko się ogarnęłam. Niedługo później przywitałam gości w salonie, też umytych i przebranych już w suche ciuchy. Usiedliśmy na kanapie. Ricky pokazywał mnie i Chase’owi zdjęcia z fal oraz omawiał nasze błędy, byśmy następnego ranka mogli je poprawić, a że każde z nas miało zaledwie parę przejazdów, to zeszło nam szybciej niż zazwyczaj.
Mimo krótkiej fotoanalizy położyłam się spać dopiero po dwudziestej drugiej, co było dla mnie niespotykanie późną godziną. Wszystko przez to, że przed snem wykonałam jeszcze trening siłowy. Zdecydowałam się na niego, ponieważ w wodzie nie zmęczyłam się prawie wcale i moje ciało błagało o dodatkowy ruch, a poza tym wiedziałam, że dzięki zmęczeniu szybciej zasnę. Nie chciałam wiercić się w łóżku i myśleć o tym, że pierwszy raz od ponad miesiąca leżę pod kołdrą sama.
Niestety trening nie pomógł – i tak o tym myślałam. Bez Tobiego czułam pustkę. Nienawidziłam, że ją czuję i że tak bardzo przywykłam do obecności drugiego człowieka, bo godziło to w moje poczucie niezależności, które zawsze ceniłam. Obracałam się z boku na bok, wyobrażając sobie rękę, która zazwyczaj oplatała mnie w pasie. Zastanawiałam się, czy nie napisać do Florence’a, ale uznałam, że to będzie żałosne, a moja niezależność doszczętnie już wtedy upadnie. To tylko jedenaście dni, pomyślałam, znów się wiercąc. Obróciłam poduszkę, bo za bardzo się nagrzała, a potem też kołdrę. Było mi gorąco mimo klimatyzacji.
Z Tobim byłoby mi jeszcze cieplej, więc może i lepiej, że śpię sama…
Nie, dalej mi się to nie podoba, uznałam po chwili.
Zatopiłam twarz w poduszce i jęknęłam. Miałam ochotę krzyknąć, ale za ścianą spał Troy. Nie chciałam go obudzić.
Co się ze mną stało?! Stara Paris kochała zasypiać sama! Stara Paris była silna, niezależna i nie potrzebowała nikogo!
Nikogo oprócz siostry i jej forsy, ale to inna sprawa.
Nie chciałam być w jakikolwiek sposób zależna od chłopaka. Obróciłam się na plecy, próbując wyluzować, ale po minucie straciłam cierpliwość. Sięgnęłam po tabletkę nasenną. Poszłabym biegać, bo to zawsze pomagało mi złagodzić złość na świat, ale ostrzegano mnie, że Kalifornia to nie Hawaje – tutaj nie chodziło się w nocy po ulicach czy plażach, nawet z nożem i gazem pieprzowym. Słyszałam od paru zawodników, że roi się tu od świrów. Nie chciałam sprawdzać osobiście, czy ktoś mnie porwie i sprzeda do Meksyku.
Myśli o niebezpieczeństwach tak mnie nakręciły, że po zażyciu tabletki poszłam jeszcze sprawdzić, czy na pewno uzbroiłam alarm, i dopiero gdy okazało się, że wszystko gra, padłam z powrotem na łóżko. Niestety nie mogłam przespać aż ośmiu godzin, bo musiałam wstać na trening za kwadrans piąta, ale wolałam obudzić się z bólem głowy i pocierpieć przez godzinę czy dwie, dochodząc do siebie po skutkach ubocznych tabletki, niż użalać się, że brakuje mi faceta w łóżku.
Gardziłam sobą. Czułam się słaba.
Nienawidziłam być słaba.
Muszę się ogarnąć.
Jednak mimo tych wszystkich myśli dalej tęskniłam za Tobim tak samo mocno i rozmyślałam, jak on się czuje i czy jemu też brakuje mnie. Znów chciałam do niego napisać, lecz ponownie się powstrzymałam.
To tylko jedenaście dni.
No, już dziesięć.
Dziesięć nocy.
Dziesięć tabletek.
Dam radę.
Kiedy rano wstałam, bolała mnie głowa, jakbym była na kacu. (Co prawda nigdy nie miałam kaca, ale mieszkałam przecież z Jess i Liamem, a to pokazało mi pewien obraz tej rozpaczy.) Przez zły humor nawrzeszczałam na Troya, że krzywo i wolno szedł po schodach, ale na szczęście brat znał mnie na tyle dobrze, że nie odzywał się i nie nakręcał kłótni. Wywrócił tylko oczami i przyłożył mi dla żartu. Potem też ukradł mi trochę jedzenia z talerza i uciekł, zanim zdążyłam się odegrać. Normalnie bym za nim pobiegła, ale za bardzo dzwoniło mi w głowie.
– Musisz wcześniej chodzić spać – skwitował, kiedy jechaliśmy na spot.
– To raczej Ricky musi później zarządzać treningi.
Troy prowadził moje auto, a ja opierałam się o otwarte okno i podziwiałam niebo. Wciąż widniało na nim kilka gwiazd, lecz horyzont już mienił się na kolorowo. Rozwiewające mi włosy powietrze pachniało suchą ziemią i oceanem, za to palmy stały jak zaklęte w czasie – z uwagi na brak wiatru nie ruszał się na nich ani jeden liść.
Wjechaliśmy na autostradę, a wtedy zamknęłam szybę. Pojechaliśmy prosto na spot. Nie zajeżdżaliśmy po Tobiego, bo wyciągnięcie go z łóżka w jego obecnym stanie o tej godzinie było równie trudne co nauczenie kota sztuczek – niby wykonalne, ale zbyt wielkim kosztem, by się opłacało. Żałowałam, że Florence do nas nie dołączy, ale wiedziałam też, że nie powinnam oczekiwać cudów. Do części aktywności mogłam go motywować, lecz bez przesady – chciałam mu przecież pomóc, a nie zamęczyć go na śmierć (być może nawet dosłownie).
– Nie myślałeś kiedyś, żeby załatwić sobie trenera? – zapytałam brata. – Wiem, że nie cierpisz pracować z ludźmi, ale byłbyś dzięki temu lepszy.
– Już jestem najlepszy – rzucił pół żartem, pół serio. – Poza tym za bardzo lubię działać po swojemu. Wiesz, jak mnie wkurza, kiedy ktoś mi cokolwiek narzuca. Nie lubię dopasowywać się do innych.
– To trener mógłby dopasować się do ciebie – zasugerowałam. – Ricky nie jest reprezentatywnym przykładem, ale my mu nie płacimy, więc mamy mniej do gadania. Poza tym on zawsze wie najlepiej, więc po co mam się z nim kłócić?
– A po co ja mam cierpieć, skoro nie muszę? – dyskutował Troy.
Wzruszyłam ramionami.
– Cóż, większe szanse na wygraną dla mnie – wyszczerzyłam się, oparta na łokciu.
– Żebyś się nie zdziwiła.
– Żebyś ty się nie zdziwił.
Dogadywaliśmy sobie jeszcze przez chwilę, aż w końcu dotarliśmy na parking, który mimo wczesnej godziny był już wypełniony przebierającymi się surferami. Ricky miał rację. Tu zawsze miało być tłoczno. Wyskoczyłam z pick-upa, poszłam na tył zabrać deskę, a po chwili pomachałam Chase’owi i Ricky’emu, którzy przejechali obok nas i zaparkowali na pierwszym wolnym miejscu kawałek dalej. Błyskawicznie dowoskowałam shortboarda, a potem zwróciłam się do Troya:
– Dam kluczyki Ricky’emu, bo pewnie wyjdę z wody pierwsza. Zadzwoń do mnie, jak skończysz sesję, to po ciebie przyjadę, a gdybyś ty skończył pierwszy, to się mną nie przejmuj i wróć sam. Chase i Ricky mnie podrzucą – powiedziałam, zamykając auto pilotem. – Na pewno nie zostawiłeś niczego w środku?
Troy zajrzał przez szybę.
– Nie. Możesz lecieć. Trenuj, żebyśmy spotkali się w finale – zachęcał.
Skinęłam pewnie.
– Postaram się, chociaż łapanie fal w takim tłumie idzie mi średnio, żeby nie powiedzieć beznadziejnie. – Schyliłam się po leash, a gdy znów stanęłam prosto, brat patrzył na mnie z konspiracyjnym uśmieszkiem.
– Jeśli będziesz robić mi pranie do końca wyjazdu, to ci trochę pomogę.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
– Jak niby?
– Przyblokuję innych surferów w odpowiednim miejscu i czasie, żebyś dała radę wcisnąć się na nie swoją falę – oferował.
Uniosłam brwi w wyrazie zwątpienia.
– Lokalsi ci za to wpierdolą. Chcesz mieć złamany nos?
– Może cię to zdziwi, ale paru mnie polubiło, a poza tym żółta koszulka od niemal początku sezonu stawia mnie na elitarnym miejscu. Na serio mam tu znajomych. Nie jestem aż tak aspołeczny, za jakiego mnie masz. Mogę ci pomóc, ale moją ceną jest pranie.
Patrzyłam na niego, niezadowolona z przegranej pozycji. Denerwowało mnie, że Troy zawsze nade mną górował – dosłownie i w przenośni. Chciałam się postawić, ale tylko bym na tym straciła.
– Zgoda – mruknęłam w końcu. – Pranie do końca wyjazdu.
Podaliśmy sobie dłonie, uściskując je aż za mocno.
– Wraz ze składaniem – zaznaczył Troy.
– Byle bez prasowania.
– Prasowanie jest dla frajerów.
– Przynajmniej w tym się zgadzamy.
Odeszłam z deską pod pachą i podbiegłam do Chase’a oraz Ricky’ego – to znaczy najpierw biegłam, ale po paru krokach zwolniłam przez ból głowy. Już zapomniałam, jakie to okropne uczucie. Dzisiaj położę się wcześniej, obiecałam sobie. A najlepiej to w ogóle zdrzemnę się po treningu.
– Gotowi nie spierdolić tej sesji? – rzucił Ricky, patrząc to na mnie, to na Chase’a. – Wczoraj poszło wam okropnie.
– Ty to wiesz, jak pocieszyć człowieka – mruknęłam.
– Jeśli chcesz pocieszenia, kup sobie pluszaka. Ja jestem od trenowania. Chodźcie. – Machnął na nas i ruszyliśmy na spot. Przeszliśmy wzdłuż krzaków, a potem przez tory oraz plażę. Rozgrzaliśmy się na piasku, po czym dopięliśmy góry pianek i wskoczyliśmy na line-up, zdeterminowani, żeby złapać więcej fal niż na poprzedniej sesji. To nie będzie trudne. Poprzeczka jest tak nisko, że wystarczy się o nią nie potknąć, zrzędziłam w myślach, padlując z zacięciem. Zrobiłam parę duck dive’ów, aż w końcu usiadłam na line-upie. Rozejrzałam się dookoła.
– Tu jest jeszcze tłoczniej niż wyglądało z brzegu – rzuciłam do Chase’a, niezadowolona. Może jednak robienie bratu prania nie jest wygórowaną ceną za drobną pomoc, pomyślałam. Serce waliło mi coraz mocniej. Musiałam sobie jakoś poradzić, ale jeszcze nie wiedziałam jak.
Chciałem zagadać do Paris w trakcie rozgrzewki i zapytać, dlaczego wygląda, jakby chciała w kogoś czymś rzucić, ale Ricky nie dał nam nawet sekundy na rozmowę. Już w trakcie spaceru na spot zaczął omawiać tajniki Lowers. Sporo tu trenował w swoich zawodniczych czasach, dlatego miał mnóstwo przydatnej wiedzy, którą chciał nam jak najszybciej przekazać. Starałem się zapamiętać wszystko. Te wskazówki mogły zaważyć o wyniku finałów.
– Oczywiście żadna z moich rad wam się nie przyda, jeśli nie złapiecie ani jednej fali – dorzucił wymownie na koniec. Staliśmy przed nim w gotowości, z deskami pod pachą. – Chase, to twoja piąta sesja na tym spocie. Pokaż, że nie wybrałem cię na zawodnika przypadkowo. – Spojrzał na mnie ostro, a ja skinąłem. Potem przeniósł wzrok na Paris. – A ty, młoda, ogarnij się i skup. Zero gadania. Stać cię na coś więcej niż siedzenie na dupie i plotkowanie przez trzy godziny?
– Wcale nie plotkowałam… – Paris zaczęła się bronić, lecz Ricky przerwał jej w pół zdania.
– Do wody, już.
Pobiegliśmy w stronę brzegu. To znaczy ja pobiegłem, a Paris szybko zwolniła, ale nie zauważyłem tego, dopóki nie zatrzymałem się przy granicy piasku z kamieniami. Musieliśmy po nich przejść, żeby dostać się do wody.
– Wszystko w porządku? – zapytałem, marszcząc brwi.
– Łeb mnie napieprza – burknęła dziewczyna. Zaczęliśmy przechodzić przez kamienie, odkryte przez odpływ. Na szczęście były duże i okrągłe, więc szło się po nich milion razy łatwiej niż po rafie na Uluwatu.
– Coś się stało? – dopytywałem.
– Potem ci powiem.
Nie byłem pewien, na ile chciała po prostu odłożyć tę rozmowę, a na ile pragnęła się odegrać za to, że dzień wcześniej powiedziałem jej to samo i nie rozwinąłem tematu.
– Ale nic poważnego? – upewniałem się.
– Za krótko spałam, a wzięłam tabletkę nasenną, więc mam teraz migrenę. Przejdzie mi w ciągu godziny, ale do tego czasu trochę pocierpię. Nic mi nie jest, nie martw się – dodała już milej. Gdy zmieniła ton głosu, przestałem się aż tak przejmować. Wtedy na mnie spojrzała. – Czego chce od ciebie OceanX? Dalej mi nie powiedziałeś.
Zatrzymałem się i odwzajemniłem jej spojrzenie. Oczywiście, że pamięta.
– Na razie skupmy się na sesji, a potem możemy zjeść razem obiad i pogadać – zaproponowałem. – Wygląda na to, że oboje mamy sobie coś do powiedzenia.
– Niech będzie. – Paris wbiła wzrok w dno. Zrobiło się odpowiednio głęboko, więc wskoczyła na deskę i zaczęła padlować. – Kto pierwszy na line-upie, ten wygrywa. – Wyszczerzyła się do mnie podstępnie, jak zwykle głodna rywalizacji.
Zaśmiałem się pod nosem i popadlowałem za nią. Przez ostatnie pół roku zrobiła taki progres, że ledwo nadążałem. Dawniej musiałem na nią czekać, a teraz płynęła tak zacięcie i sprawnie, że wyprzedziła mnie o pięć metrów mimo migreny.
– Przegrałeś – wytknęła mi z satysfakcją, siadając w tłumie surferów.
Spojrzałem na nią z politowaniem.
– Masz przewagę, bo jesteś lżejsza.
– A ty silniejszy. No, teoretycznie. – Obrzuciła mnie wzrokiem, świetnie się bawiąc.
– Zrzuciłbym cię z deski, ale oszczędzę nam ochrzanu od Ricky’ego.
– Przegrałeś! – powtórzyła śpiewnie. Ochlapałem ją raz, ona mnie w odwecie, ale nie przesadzaliśmy. Oboje wiedzieliśmy, po co tu jesteśmy. – A właśnie, zawarłam układ z Troyem – dodała po chwili. – Pomoże mi łapać fale, więc lepiej usiądę bliżej niego. – Położyła się na brzuchu, żeby popłynąć do brata.
– Ej, ja też chcę wejść w układ z Troyem – zainteresowałem się.
– Jest ograniczony do członków rodziny. – Paris mrugnęła do mnie i odpłynęła, a ja odprowadziłem ją wzrokiem. Znów zastanawiałem się, czy jej słowa nie miały przypadkiem drugiego dna. Chciała mi dopiec, czy nie? Chciała znów podkreślić, że wybrałem kontrakt i rodzinę zamiast niej, czy nie?
Nie pytałem, bo wolałem nie wiedzieć, poza tym męczyła mnie ta specyficzna kłótnia o przeszłość. Ciągnęliśmy ją miesiącami, chociaż stanowisko każdego było jasne: nie byliśmy na siebie obrażeni, jednak chowaliśmy szczątkową urazę. A może nie urazę? Może po prostu irytowało nas, że mogło nam wyjść, a nie wyszło? Gdybym wtedy znał przyszłość, podjąłbym inne decyzje, ale nie tak wygląda życie.
Z rozmyślań wyrwał mnie Igarashi, który dotarł na spot parę minut później i przysiadł obok, zasapany.
– Cześć – przywitał się, wbijając czujny wzrok w line-up. – Jak dzisiaj fale?
– Dopiero co przyszedłem, więc jeszcze żadnej nie złapałem.
– Frajer. – Śmiał się ze mnie i popadlował ku setowi, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Parsknąłem pod nosem i ruszyłem za nim. Odbiłem jednak na lewo, gotów złapać falę w bardziej krytycznym miejscu, ale i tak wciął się przede mnie jakiś lokals i tyle było z mojego przejazdu. Chwilę później znów siedziałem obok Igarashiego. Miny mięliśmy nietęgie.
– Już na Pipeline łatwiej coś złapać – stwierdziłem. – A nie sądziłem, że kiedykolwiek wypowiem to zdanie.
– Nic mi nie mów – mruknął Haruto. – Wczoraj wziąłem tak mało fal, że odreagowywałem potem z workiem treningowym i dzisiaj ledwo rozprostowuję palce.
Zerknąłem tam, gdzie wcześniej siedziała Paris. O dziwo, ujrzałem tylko Troya, a dziewczyna wracała właśnie na line-up po pierwszym przejeździe. Jak jej się to udało? Zacząłem ją obserwować, co mnie rozproszyło i przez najbliższy kwadrans nie wziąłem ani jednej fali, ale za to zrozumiałem jej strategię. Troy blokował innych surferów, a Paris wcinała się na fale. Nie robili tego za często, żeby nikogo przesadnie nie wkurzyć, ale raz na jakiś czas owszem.
Odwróciłem głowę do Igarashiego.
– Stary, mam pomysł – rzuciłem konspiracyjnie i wyjaśniłem mu, o co chodzi. Wtedy Japończyk spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym „bądź poważny”.
– Dostaniemy za to w mordę od lokalsów – skwitował.
– Troy nie dostał.
– Bo jego wszyscy ubóstwiają! A Paris nie oberwie, bo jest dziewczyną – dodał, jakby to było oczywiste.
– No to co mamy zrobić?
– Potajemnie poprzecinać im leashe? – zażartował Igarashi. – Nie wiem. Robię to, co podpowiedział mi trener, i liczę na sukces. Nie na każdym spocie można łapać falę co pięć minut.
Zerknąłem na Ricky’ego, który siedział przy aparacie i czekał, aż któreś z nas coś złapie. Pomachałem mu, a on uniósł rękę na znak, że mnie widzi. Raz na jakiś czas musiałem dawać mu taki sygnał, bo z daleka trudno było nas rozróżnić w gronie kilkudziesięciu osób w czarnych piankach, a nie chcieliśmy pływać w kolorowych. Czasem lepiej było zachować trochę anonimowości, zwłaszcza kiedy wszyscy walczyli ze sobą o fale i łatwo było komuś podpaść.
Nie wiadomo kiedy wybiła siódma rano. Ricky wysłał sygnał, żebyśmy wrócili na brzeg po uwagi, wywieszając na parasolu kolorowy ręcznik. Wtedy Paris i ja wyszliśmy z wody, niezbyt zadowoleni.
– Ile miałaś fal? – zapytałem ją, gdy szliśmy przez kamienie.
– Trzy – odparła niemrawo. – Jestem załamana. Na Outer Banks łapałam tyle w kwadrans.
– Ja miałem jedną, jeśli to cię pociesza – odpowiedziałem.
– Niezbyt. Szkoda, że nie wzięliśmy zatyczek do uszu. Ricky tak nas zjedzie, że się nie pozbieramy.
– Nikt was nie zjedzie, a ja może i jestem stary, ale nie głuchy – mruknął trener, gdy do niego podeszliśmy. Paris przygryzła wargę, zawstydzona, za to ja rzuciłem deskę na ziemię i odpiąłem na chwilę kołnierz pianki. Przełożyłem go z ulgą przez głowę. Przyjemnie było pooddychać bez przeszkód. Neopren był nowy, więc nie zdążył się jeszcze rozciągnąć i trochę mnie dusił.
– Słuchajcie, dzieciaki – powiedział Medina, wstając z krzesełka rybackiego. Podniósł się z trudem. – Musicie łapać więcej fal, zwłaszcza ty, Chase. Nie oczekuję cudów. Pływałem na Lowers. Wiem, jak ciężko tu o przejazdy. Nigdy nie złapiecie tylu co w innych miejscach, dlatego skupcie się, by każdy wykorzystywać na maksa. Mądre przejechanie jednej fali da wam więcej niż bezmyślne złapanie dziesięciu. Spójrzcie.
Obrócił podgląd aparatu, przewinął zdjęcia i omówił każde. Zadał nam też parę ćwiczeń do wykonania na lądzie, a gdy skończyliśmy, wróciliśmy do wody. Godzinę później ponownie nas zawołał. Potem znów poszliśmy pływać i tak jeszcze raz.
Bliżej dziewiątej tłum nieco się przerzedził, ponieważ część osób poszła do pracy, ale nic nam to nie dało, bo wzmagający wiatr psuł wtedy fale. Najlepsze warunki panowały o świcie i o zmierzchu, gdy temperatura lądu i wody zrównywała się, spowalniając bryzę. Wtedy było też niestety najtłoczniej.
Po zakończonej sesji przeanalizowaliśmy jej przebieg na parkingu. Gdy skończyliśmy i już mieliśmy się rozejść, Paris zapytała:
– Możecie mnie podrzucić do domu? Zostawiłabym wtedy Troyowi samochód.
Ricky skinął zachęcająco.
– Wskakuj na pakę. Pojadę objazdem, żebyś nie odleciała na autostradzie. – Klepnął w karoserię.
Nasz pick-up był z najniższej półki i miał tylko dwa siedzenia w środku, nie to, co auto Paris. Na szczęście był przynajmniej nowy. Gdyby OceanX załatwiło mi drugą Bertę, przerdzewiałą i rozklekotaną, tobym się załamał i zerwał ten głupi kontrakt jeszcze przed zakończeniem finałów.
Paris poszła zostawić za zderzakiem kluczyki dla Troya, a wtedy trener przeszył mnie wzrokiem.
– Przebieraj się, młody, a nie stoisz jak kołek i gapisz się na tyłek Paris. Miałeś swoją szansę, ale ją zmarnowałeś. A teraz skup się. – Trącił mnie kulą.
Wróciłem do rzeczywistości, zignorowałem komentarz o dziewczynie i spojrzałem na swoją ociekającą piankę. Nie miałem pod nią spodenek.
– Nie wziąłem rzeczy na zmianę, ale spokojnie. Położę ręcznik na siedzeniu i tyle – powiedziałem do trenera.
– Żeby tapicerka przemokła i zagrzybiała? Nie ma mowy. Wskakuj na pakę, ale już! – Znów klepnął w karoserię. – A na wieczorną sesję zabierz poncho i wiadro na piankę. Nie będę świecił oczami w ubezpieczalni, kiedy zostanę zapytany, czemu siedzenia są w soli. Nie jestem blondwłosą szesnastolatką, której wszystko uchodzi na sucho. – Spojrzał na Paris, ale nie miał jej nic za złe. Lubił jej zaradność. Przypuszczałem, że w młodości sam był niezłym kombinatorem. Nie dopytywałem jednak, bo kiedy wspominaliśmy jego dawne lata oraz karierę, robił się zgryźliwy.
Paris wróciła, a wtedy wskoczyłem z nią na tył pick-upa.
– Połóżcie się – polecił Ricky, rzucając nam mój ręcznik. – W Kalifornii za jazdę na pace są horrendalne mandaty. Macie leżeć i się nie wychylać, zrozumiano?
Rozgrzana blacha aż parzyła, więc położyliśmy się trochę na piankach, które mieliśmy zdjęte do pasa, a trochę na ręczniku. Ścisnęliśmy się, żeby dla każdego starczyło miejsca na materiale. Ricky ruszył ostrożnie i powoli, a my wpatrywaliśmy się w niebo.
Po chwili obróciłem głowę ku dziewczynie i poczułem dreszcz, bo nasze spojrzenia się spotkały. Paris na chwilę odwróciła wzrok, ale gdy wyczuła, że dalej na nią patrzę, poddała się i znów spojrzała mi w oczy. Oboje byliśmy nieco nerwowi. Paka pick-upa przywoływała pewne wspomnienia. Zrobiło mi się gorąco, i to nie od mocnego słońca.
– Jak twoja głowa? – zapytałem dziewczynę, żeby oderwać się od tych myśli.
– Już nie boli – odparła. – Ale dzisiaj pójdę spać o dwudziestej pierwszej, zaraz po powrocie z surfa. Miałam wrażenie, jakby dentysta wiercił mi w mózgu przez dwie godziny i nie chcę już nigdy tego powtarzać.
– To po co brałaś tę tabletkę? – próbowałem zrozumieć. – Nie wiedziałaś, że tak zadziała?
Paris wzięła głęboki oddech i znów spojrzała w niebo.
– Wiedziałam, ale uznałam to za mniejsze zło. Nie mogłam zasnąć, bo Florence postanowił zamieszkać w tym miesiącu osobno, a ja nie lubię spać sama – wyznała niechętnie. Po chwili wymownej ciszy przeszyła mnie wzrokiem. – Jeśli zamierzasz zasugerować, żebym przyszła do ciebie na noc, to daruj sobie.
Zaśmiałem się pod nosem, bo rozgryzła moje myśli.
– W takim razie niczego nie powiem, tylko pomyślę – dręczyłem ją dla zabawy.
Przywaliła mi, co było do przewidzenia i dodatkowo mnie rozweseliło. Jej zaczepki były niegroźne i zdecydowanie łagodniejsze niż ciosy, do których przez całe życie przyzwyczajali mnie bracia. Potem jednak spoważniałem.
– Pokłóciliście się? – zgadywałem. Odpowiedziała mi kolejna wymowna cisza. – O co?
– Nie pokłóciliśmy, po prostu… Tobi jest w kiepskim stanie, bo nasila mu się depresja. Nie chce, żebym psuła sobie humor jego obecnością, i dlatego uznał, że lepiej będzie, jeśli zamieszka sam w domu Vansa, żebym go rzadziej widywała – wyjaśniła, ewidentnie niezadowolona z tego, co robił jej chłopak. – To idiotyczna decyzja, bo przecież lubię jego obecność, a moje towarzystwo pomaga mu czuć się lepiej i oboje o tym wiemy, dlatego tym bardziej się wkurzam! Jestem zła, że tak zdecydował, i to dlatego nie mogłam zasnąć – westchnęła. – Już wolałam wziąć tabletkę i pocierpieć przez chwilę rano, niż wiercić się w łóżku godzinami i potem dodatkowo zdychać ze zmęczenia na surfingu.
Wziąłem głęboki oddech, analizując to wszystko. Nie wiedziałem, co mądrego mógłbym wtrącić. Nie znałem się przecież na problemach psychicznych. Od dawna przeczuwałem, że Florence jakieś ma, ale nie obchodziły mnie one, dopóki nie dotyczyły Paris. Teraz jednak zaczęły dotyczyć.
– Przykro mi – odpowiedziałem szczerze.
– Jakoś go przekonam, żeby zmienił zdanie – upierała się, jak zwykle zdeterminowana.
– A jeśli on ma rację? Rozważałaś to?
– Mówisz tak, bo go nie cierpisz i chcesz, żebym z nim zerwała.
– Wcale nie – broniłem się. Owszem, nie byłem fanem ich relacji, ale nie zamierzałem jej sabotować z egoistycznych pobudek. – Chodzi mi o to, że ty zawsze chcesz, żeby wszystko było po twojemu. Nie mówię, że powinnaś nagle przestać walczyć o cokolwiek, ale czasami walczysz o złe rzeczy, bo nie myślisz, czy one mają sens. Ślepo wierzysz w wersję, którą akurat masz w głowie.
Paris zacisnęła szczękę, a wtedy zrozumiałem, że poruszyłem czuły punkt. W milczeniu rozważała moje słowa. Potem jednak zamrugała szybciej, jakby próbowała nie płakać.
– Rozumiem, że cierpisz, i przykro mi z tego powodu. – Chciałem ją przytulić, ale wiedziałem, że to beznadziejny pomysł, więc się powstrzymałem. – Czyli on mieszka w domu Vansa, a ty z Troyem?
– Tak – odpowiedziała, unikając mojego wzroku. – Nie podoba mi się ten pusty dom, ale na szczęście jutro przylatuje Jess, no i wciąż mogę odwiedzać Tobiego, a on mnie – próbowała pocieszyć samą siebie. – Nie sądzę jednak, żeby miał siłę wyjść z domu, więc sama się do niego pofatyguję.
– Męczy cię odwiedzanie go? – Uniosłem podejrzliwie brwi. – To kiepski znak, wiesz o tym?
Zaczerwienione oczy Paris płonęły z determinacji. Serce zabiło mi szybciej, gdy patrzyły na mnie z tak niewielkiej odległości. Miałem do nich słabość.
Ogromną słabość.
– Męczy mnie tylko to, że ten tłuk nie chce się do mnie wprowadzić! To by było lepsze dla wszystkich!
– Weź oddech, bo zaraz eksplodujesz z emocji. Jak to się w ogóle stało, że podjął taką decyzję? – próbowałem zrozumieć. Zależało mi na Paris, więc chciałem jej pomóc. Opowiedziała mi wszystko w skrócie, a ja z każdym kolejnym zdaniem musiałem się coraz mocniej powstrzymywać, żeby nią nie potrząsnąć. – Wiem, że nie chcesz tego słyszeć, ale zgadzam się z Florencem – skwitowałem, gdy skończyła opowiadać.
Wywróciła oczami.
– Oczywiście, że się z nim zgadzasz. Nigdy go nie lubiłeś i tylko czekasz, żebym z nim zerwała. Mogłam ci nic nie mówić. Nie pomagasz.
– Sama sobie nie pomagasz, bo jesteś zaślepiona – wytykałem jej. – Nie będę cię przekonywał, bo przy twoim uporze to nic nie da, ale pogadamy za dziesięć dni. Zobaczymy, komu wtedy przyznasz rację.
– Oczywiście, że sobie. – Posłała mi uparte spojrzenie, a wtedy zacząłem tracić cierpliwość.
– Przestań się na mnie wkurzać. Jestem po twojej stronie! No przecież nie chcę dla ciebie źle. Chyba zwariowałaś, jeśli tak myślisz – dodałem z politowaniem.
Paris zerknęła na mnie z wyrzutem, ale po chwili jej wzrok złagodniał.
– Wiem. – Wzięła głęboki oddech. – Przepraszam. Zmieńmy temat, zanim oboje oszalejemy. Dokąd chcesz jechać na obiad?
Zastanowiłem się nad tym.
– Powinniśmy trzymać się planu dietetycznego. Mam w domu składniki na wszystko, więc możesz wpaść… Nie, nie możesz wpaść – zorientowałem się, wściekły na Dona. – Ale mogę wziąć, co trzeba i zrobimy obiad u ciebie.
Paris uśmiechnęła się z nutą satysfakcji.
– Dobra, ale potem i tak muszę skoczyć na zakupy. Nie mam nic swojego w lodówce, a Troy ma dziwny gust, poza tym nie chcę mu niczego wyjadać. No i muszę kupić coś Tobiemu, bo jeśli tego nie zrobię, to będzie jadł pizzę na dowóz przez następny tydzień lub dwa.
Zmarszczyłem brwi, zdziwiony.
– Mówiłaś, że on lubi gotować.
– Lubi, kiedy się lepiej czuje – wyjaśniła Paris. – W przeciwnym razie niczego nie lubi, nawet jedzenia. Je raz czy dwa razy dziennie, bo wie, że musi. Gdyby nie ta świadomość, zagłodziłby się na śmierć.
Spojrzałem na nią, coraz bardziej przejęty.
– Nie chcę stawiać diagnoz, ale ktoś zdecydowanie powinien. To nie jest ani zdrowe, ani normalne.
– Oczywiście, że nie jest – mruknęła. – Tobi ma już umówione wizyty wszędzie, gdzie trzeba, ale dopiero po sezonie.
– Dlaczego nie od razu?
– Jeśli cię to ciekawi, sam z nim pogadaj – rzuciła ostro. – To jego osobiste sprawy. Nie zamierzam ci o nich mówić. I tak już pewnie za dużo powiedziałam.
Westchnąłem. Chciałbym, żeby ta rozmowa była łatwiejsza, ale ceniłem, że Paris potrafiła trzymać tajemnice.
– Nie chcę być wścibska, po prostu martwię się o ciebie i chcę ci pomóc.
– To przestań się martwić, bo mam dużo wsparcia i do tego chodzę na terapię – dyskutowała. – W ogóle jesteś tu od trzech dni, więc zakładam, że namierzyłeś już jakąś siłownię. Polecasz coś? Troy chodzi ćwiczyć do kolegi z osiedla, ale niekoniecznie mam ochotę pocić się z nimi w jednym garażu.
Ulżyła mi ta zmiana tematu.
– Namierzyłem. Możemy pojechać tam po obiedzie, to ci wszystko pokażę. Chyba że masz mnie dość, to wyślę ci sam adres, bo to fajne miejsce i jedzie się tam tylko dziesięć minut.
– Możemy iść razem – zgodziła się, w końcu trochę odpuszczając. – Będzie mi raźniej, zwłaszcza że Tobi na bank nie wyjdzie dzisiaj z domu.
Spojrzałem w niebo, w duchu pragnąc udusić Florence’a.
– Nie cierpię być twoim drugim wyborem. – Próbowałem zabrzmieć żartobliwie, choć w moich słowach było sporo prawdy. – A tak na serio to cieszę się, że pojedziemy razem. Lubię spędzać z tobą czas.
– Nigdy nie byłeś moim drugim wyborem, a poza tym sam jesteś sobie winien – wygarnęła mi Paris. – Teraz żyj z konsekwencjami.
Szkoda tylko, że to nie ja ponoszę te najgorsze, pomyślałem, wciąż się o nią martwiąc. Mama od zawsze mi powtarzała, że z kim się zadajesz, takim się stajesz. Miała rację. Ambitni ludzie podkręcali moją ambicję, weseli sprawiali, że stawałem się weselszy, a narzekający, że więcej narzekałem. Teraz widziałem w Paris sporo zmian i nie wszystkie były pozytywne – na szczęście nie wszystkie też negatywne. Co by nie powiedzieć o Florence’u, dawał dziewczynie do myślenia, wywoływał w niej refleksje i pomagał w surfingu. Niestety koszt ich znajomości był ogromny, bo Paris powoli traciła to, co zawsze w niej kochałem: szczerą, dziecięcą wręcz radość z małych rzeczy. Może i żyła w bańce, ale to była dobra bańka, natomiast Florence brutalnie ją z niej wyciągał i nie tylko pokazywał, że życie bywa okropne, ale też sprawiał, że właśnie takie się stawało. Małymi kroczkami. Bardzo małymi, ale do celu. Nie chciałem wiedzieć, co będzie, jeśli tych kroczków uzbiera się za dużo.
Tym bardziej ucieszyłem się, że jedziemy razem na siłownię. Naprawdę lubiłem nasze wspólne wypady. Nie mogłem przeboleć wyboru dziewczyny, ale liczyłem, że w końcu przejrzy na oczy i zobaczy, że Florence jej szkodzi. Może Jessica jej w tym pomoże, kiedy przyjedzie. Nie mogłem się doczekać przylotu Japonki. Gdy Paris wyjechała na Tahiti, zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, chociaż wyłącznie jako przyjaciele. Nie ciągnęło nas do siebie romantycznie. Jess leciała na początku na mój wygląd, ale gdy się poznaliśmy, twardo stanęło na przyjaźni i całe szczęście. Gdyby było inaczej, mielibyśmy poważny problem.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji