Chaos zmysłów. Potwory z ciemności. Tom 3 - Pepper Winters - ebook

Chaos zmysłów. Potwory z ciemności. Tom 3 ebook

Pepper Winters

4,4
33,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Połączył ich mrok, który powraca, by upomnieć się o swoje.

Tess nie może pozbyć się potworów, które wciąż kryją się w jej myślach. Brutalne wydarzenia z Rio nie pozwalają jej wrócić do wspólnego życia z ukochanym.

Q nie może znieść widoku cierpiącej Tess, której dał wolność i obdarzył miłością. Walczy ze sobą, aby siłą nie wydusić z niej prawdy o tym, co się działo, gdy została porwana.

Musi coś zrobić, inaczej ich szansa na szczęście przepadnie bezpowrotnie. Spragniony zemsty zaczyna przekraczać kolejne granice, nie zauważając nadchodzącego niebezpieczeństwa.

_____

Pepper Winters to pełnoetatowa pisarka, która swój warsztat szkoliła w „New York Times” i „Wall Street Journal”. Wielokrotnie nagradzana za najlepsze Dark Romance, najlepszego Bohatera czy serię BDSM. Wydała już dwadzieścia książek, a Łzy Tess to pierwsza z nich. Urodzona i wychowana w Hongkongu czerpie ze swoich angielskich korzeni podczas pisania. Jej bohaterowie to złożone osobowości, które charakteryzują się autentycznością i głębią. Pisarka ma fanów na całym świecie, a jej książki zostały przetłumaczone na wiele języków. Uwielbia czytać, pisać i biegać. Przyznaje się do uzależnienia od podróży i crème brûlée.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 794

Oceny
4,4 (82 oceny)
55
10
14
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla wszystkich, którzy wierzą w szczęśliwe zakończenia

Prolog

Mrok próbował połknąć nas w całości, schwytać naszą duszę, zabić, wepchnąć do nicości.

– Nie żenię się dla przyjemności nazywania cię moją żoną, esclave. Nie żenię się z tobą, bo tak wygląda ewolucja związku. Żenię się z tobą, żeby mieć cię na własność na zawsze. Twoja dusza będzie moja na wieczność. W chorobie i w zdrowiu, w życiu i w śmierci będziesz należała do mnie. A ja będę należał do ciebie…

Q przyciągnął mnie do siebie, szepcząc swoją namiętność w moje usta.

– Nie myśl, że to jest kontrakt między dwojgiem zakochanych ludzi. Nie myśl, że ten dokument jest czymś nietrwałym i nieistotnym. Wychodząc za mnie, bierzesz mnie całego. Wszystko, czym jestem. Wszystko, czym będę. Akceptujesz moje światło, moją ciemność, mojego pieprzonego wiecznego ducha. Dopisując swoje imię do mojego nazwiska, przestajesz być Tess Snow.

– A czym będę? – mruknęłam, przyjmując jego delikatny jak piórko pocałunek.

– Jesteś Tess Mercer. Teraz i na zawsze. Na wieki wieków. Dokonało się.

Rozdział 1

Ale nasze demony nie porozumiały się z innymi, bestia się uwolniła, by zadać im cierpienie.

– Zrób to, puta. Zabij ją.

– Nie! Przestańcie! Mam dość. Już nie…

– Owszem, tak. Każdej nocy jesteś nasza. Za każdym razem, gdy zamykasz te swoje pieprzone piękne oczka, my czekamy. Za każdym razem, gdy ulegasz snom, my wciągamy cię w obłęd.

To nie jest prawda. To nie jest prawda.

Niezależnie od tego, ile razy wykrzykiwałam prawdę, sen nigdy mnie nie uwolnił. Skórzana Kurtka w jakiś sposób oszukiwał mój umysł, wykradał mnie ze świętej obecności Q i wciągał w głębię rozpaczy.

– Proszę, nie rób mi krzywdy – jęczała Blond Anioł.

Nie chciałam tego robić. Nigdy więcej nie chciałam skrzywdzić innej żywej istoty.

– Nie myśl o nieposłuszeństwie, puta. Wiesz, co się stanie. – Skórzana Kurtka zamienił się w dwie potworności: w jednej chwili był mężczyzną, którego znałam, mężczyzną, który mnie torturował, bił i drażnił, a potem zamieniał się w śliniącego się mięsożernego Szakala, który zgwałcił Blond Anioła zaledwie kilka minut przed tym, jak Q mnie odnalazł.

W mój umysł wkradły się smog i mgła, otuliły mnie przyprawiającym o mdłości ciepłem.

– Nie! Tylko nie to. – Nigdy więcej nie chciałam być zakładniczką substancji chemicznych. Narkotyki sprawiały, że zapominałam. Narkotyki sprawiały, że stawałam się nimi.

– Zrób to, skarbie. Inaczej ja zrobię coś o wiele gorszego – powiedział słodko Skórzana Kurtka.

Moje serce schowało się w głębi mej duszy. Odwiedzali mnie co noc. Co noc niszczyli to, co udało mi się uzdrowić, i wrzucali mnie z powrotem w przeszłość, której nie mogłam zapomnieć. Co noc przypominali mi, że ból jest ohydny. Ból jest diabłem. Ból jest straszny, potworny i okrutny.

Ból.

Moja nemezys.

Moje brzemię.

Stojąc nad Blond Aniołem, kręciłam głową. Nasze oczy spotkały się – tak jak setki razy wcześniej – i bez słowa wykrzyczałam mój smutek, żal, moje przeprosiny na całe życie.

Ale to nie miało znaczenia.

Tak jak narkotyki uczyniły mnie bezwolną w Rio, tak sen miał nade mną władzę w teraźniejszości. Nie byłabym wolna, dopóki nie poddałabym się temu, co nieuniknione. Nie obudziłabym się, dopóki bym jej nie zabiła.

Ciężki łom spoczął w moich śliskich, spoconych rękach. Próbowałam się cofnąć, ale jakaś złowroga siła przycisnęła moje ramiona. Urojona siła podniosła moje ramiona wbrew mojej woli – kradnąc całą kontrolę nad moim ruchem, pozostawiając mnie wrzeszczącą, aż moje gardło zalało się krwią.

Pleśń i cuchnące śmieci zatykały moje nozdrza, chociaż wiedziałam, że to wszystko nie jest prawdziwe. Jedyny zapach, który powinnam była wdychać, to niosące otuchę nuty cytrusów i drewna sandałowego mojego śpiącego obok mnie pana.

Pana, który przysiągł mnie chronić przed wszystkim. Pana, który zawodził każdej nocy. Jak człowiek może walczyć z koszmarami? Jak mógł zabić ludzi, których już zabił, a którzy drwili teraz z mojego umysłu we śnie?

To proste. Nie mógł tego zrobić.

Każda noc była taka sama. Q walczył, by ocalić mnie przed demonami, z którymi walczyć nie mógł, a ja walczyłam, by przestać śnić.

Kiedy koszmar mnie dopadł, nie mogłam się uwolnić aż do samego straszliwego końca. Za każdym razem kończyło się to inaczej. Czasami kulą. Czasami siekierą lub ostrzem. Ale bez względu na to, jak to zrobiłam, popełnienie morderstwa było jedynym sposobem na powrót do świadomości.

A jeśli dostatecznie mocno się koncentrowałam, mogłam go wyczuć. Jeśli zacisnęłam powieki i poszukałam powiązania ze śmiertelnym ciałem, wiedziałam, że nie leżę spokojnie i błogo. Moje ciało było zlane potem, rzucałam się wśród porozrzucanej pościeli; czułam pieczenie policzka po tym, jak Q mnie uderzył, by mnie obudzić.

Więcej bólu.

Ból na szczycie bólu.

To wszystko musiało się skończyć, zanim postradałam zmysły.

– Dziewczynko, nie będę ponownie prosić – drwił Skórzana Kurtka.

Łom nie był już ciężki w moich rękach; jakaś niewidoczna złośliwa istota wygięła mi plecy, unosząc broń wysoko i zabójczo.

Nie. Nie, nie, nie. Nie znowu.

Zamknij oczy. Nie patrz. Nie wypełniaj umysłu kolejnym zabijaniem.

Blond Anioł czołgała się do tyłu, tuląc złamany nadgarstek i kolano. Jej usta wykrzywiały się od błagań.

– Nie. Proszę, nie rób tego. Mało zrobiłaś? Zabiłaś ją! Zabiłaś drugą dziewczynę. Czy ty nie masz litości? – Jej oczy były dzikie, zielone i przejrzyste jak szkło. Blond włosy nie lśniły już jak złoto, lecz zwisały w zakrwawionych pasmach.

– Przepraszam!

Moje serdeczne przeprosiny sprawiły tylko, że prychnęła.

– Wcale nie. Jesteś jedną z nich. Okłamujesz samą siebie, jego, mnie. Tak bardzo podobało ci się zabicie drugiej blondynki, że teraz odczuwasz żądzę mordu. Jesteś potworem. Pieprzonym skrzekiem demona.

Moje płuca dusiły się jej nienawiścią, tonęły w smutku. Łom zawisł nad moją głową, kontrolowany przez lalkarza tego strasznego snu.

– Tak jest, ładna dziewczyno. Zrób to. Co znaczy kolejne życie? Przecież wcześniej byłaś tak wspaniale posłuszna. Zabijasz każdej, kurwa, nocy. Wracasz do nas każdej nocy.

Człowiek, który mnie posiadał. We mgle snu pojawił się człowiek, który mnie odurzył, sprzedał i ostatecznie złamał. Biały Mężczyzna wyglądał nieskazitelnie w białym, lśniącym garniturze. Jego dzika dłoń dotknęła mojej brody, złapała mnie za szczękę, stałam się jej więźniem.

– Nigdy się od nas nie uwolnisz. Zabraliśmy twój umysł w Brazylii. Twój pierdolony właściciel mógł zabić moich ludzi i schować cię w bezpiecznym miejscu, ale ty doskonale znasz prawdę. – Rzucił się ze swoimi ustami na moje, wsadził mi do buzi wielki język, wstrząsnął mną odruch wymiotny.

Oddychał ciężko, wreszcie się odsunął. W jego niebieskich oczach lśnił maniakalny gniew.

– Powiedz mi prawdę.

Prawdę?

Jaką prawdę? Nie wiedziałam już, w co wierzyć. Czy mój umysł był tak pokręcony, że rozpoznawałam prawdę tylko podczas snu? Czy kłamałam w każdej chwili snu na jawie i udawałam, że żałuję bólu i przerażenia, gdy tak naprawdę ich pragnęłam? Miałam ochotę zadawać ból. Miałam ochotę zabijać.

Pytania i niepewność kiełkowały jak podłe chwasty, rosły gęsto i szybko, dusiły wszelki rozum i jasność.

Czy naprawdę jestem taka, jak oni mówią? Nie jestem już protegowaną. Jestem prawdziwym diabłem.

Zacisnęłam powieki, blokując sen, próbując złapać spanikowanymi palcami słabą nić świadomości.

Obudź się, Tess.

Proszę.

– Powiedz mi. – Oddech Białego Mężczyzny poruszał moimi rzęsami, pachniał watą cukrową. Dlaczego demon z moich koszmarów pachniał niewinnością i cukrem?

Pokręciłam głową i jęknęłam:

– Nie mam nic do powiedzenia. – Cały czas trzymałam ręce nad głową, utrzymując łom w nienaturalnej pozycji. Nie panowałam nad sobą. Wcale.

– Och, oczywiście, że masz. – Jego białe spodnie szeptały, gdy zrobił krok w bok i pociągnął mnie do przodu.

Blond Anioł trzęsła się tak bardzo, że dźwięczało mi w uszach od grzechotania jej kości.

– Wracasz do mnie każdej nocy. Każdej nocy dla mnie zabijasz. Nie jesteś wolna, piękna dziewczyno. I taka jest pieprzona prawda.

Skórzana Kurtka stanął po mojej drugiej stronie, uśmiechając się jak psychopata.

– Prawda to suka, która szybko umiera. Wiesz, jak to się kończy, puta. Zrób to, a potem pozwolimy ci się obudzić.

Nagle znikąd zerwał się wicher, unosił pył i kurz w lochu, wył mi do uszu: Zrób to. Zrób to. Zrób to.

– Nie! Nie znowu. Nie mogę zrobić tego raz jeszcze.

Jestem szalona. Kompletnie się zagubiłam.

Blond Anioł przestała się trząść i podniosła głowę. Spojrzałyśmy sobie w oczy, między nami przepłynęło zrozumienie. Wzajemna potrzeba, by mieć to już za sobą, sprawiła, że skinęła głową w nieznośnie bolesnej akceptacji. W jednej płynnej chwili pochyliła się do przodu. Nie powiedziała ani słowa – nie musiała.

Mogłyśmy błagać, płakać i krzyczeć.

Ale ostatecznie zawsze okazywało się, że nie mamy żadnej władzy.

Prawda paliła mi oczy, przebijała moje serce.

Byłam zabójczynią.

Jestem zabójczynią. Jestem potworem.

Siła trzymająca mnie za ręce nagle zniknęła, poczułam ciężar pręta. Blond Anioł nagle się szarpnęła i zaczęła trząść. Zamrugałam, gdy pod moją bronią znalazł się fragment kości. Blond Anioł rozłożyła ręce na boki i się przewróciła, poddając się śmierci.

Chciałam się obudzić. Zwykle gdy zabiłam, odzyskiwałam wolność, ale ten haftowany na czarno sen był inny.

W cuchnącym lochu rozległ się maniakalny śmiech. Upuściłam łom, huk rozległ się echem w moich uszach. W moich dłoniach pojawiło się coś ciężkiego. Złowieszczego, zimnego i zabójczego.

Broń. Pistolet, którego użyłam, by odebrać życie – prawdziwe życie. Pistolet, który miał pomóc mi odzyskać wolność. Ten pistolet i ja mieliśmy wspólną historię. Intymną przeszłość z morderczym przedmiotem na zawsze łączącym mnie z tym… niekończącym się cyklem snów.

– Puta, ostatnim razem próbowałaś się zabić. Chcesz spróbować jeszcze raz?

Odmówiłam patrzenia na Skórzaną Kurtkę. Jego głos pędził po mojej skórze niczym tysiąc pająków. Pragnęłam bezbarwnej poduszki narkotyków. Pragnęłam zapomnienia. Pokoju.

– Pociągnij za spust. No dalej. Wiesz, że chcesz być wolna. To jedyny sposób – powiedział Skórzana Kurtka, skradając się wokół mnie.

Moje chude, zakrwawione dłonie trzęsły się, gdy spojrzałam na martwą kobietę o pustych oczach. Jej czaszka wyglądała dziwnie, po zabójczym ciosie była popękana i wklęśnięta.

To ja to zrobiłam.

Ja.

Boże, co się ze mną stało?

Q poświęcił tak wiele, aby przywrócić mnie do życia – fakt, że nie walczyłam, że nie próbowałam być warta jego daru, był świętokradztwem. Ale nie miałam już żadnych rezerw – nie miałam już siły, by przeżyć te koszmary i powstrzymać je przed przenikaniem do rzeczywistości. Miałam nerwy w strzępach. Mój umysł był zepsuty. Mój duch zrujnowany.

Więcej nie.

Jeden pocisk, ból jak błyskawica, a potem wszystko może się skończyć.

Skórzana Kurtka zaczął wrzeszczeć, plując mi w twarz.

– Zrób to. Należysz do nas. Rób, co ci każemy!

Nie miałam siły, by walczyć. Nie chciałam już dłużej istnieć w tym świecie. Podniosłam broń, otworzyłam usta i wsunęłam do nich metalową lufę. Smakowała tak, jak pamiętałam. Smak ostateczności. Zamknięcia. Zacisnęłam oczy i zesztywniałam.

– Grzeczna dziewczynka. Poślij się do piekła. Czekamy tam na ciebie.

Pociągnęłam za spust.

Zapach siarki drażnił mój nos.

Głośny strzał zadzwonił mi w uszach.

Z oczu popłynęły łzy niedowierzania.

Desperacja i potworny żal zmiażdżyły mi serce.

Sen wył i wiał, a ja podzieliłam się na dwa identyczne obrazy.

Jedna Tess szarpała się w przedśmiertnych drgawkach, gdy tył jej głowy eksplodował tkanką i czerwonym deszczem, tworząc nieopisany bałagan.

Druga Tess, wszechwiedząca marzycielka, cicho krzyczała – niezdolna do zrobienia czegokolwiek poza patrzeniem.

– Nie! – To niemożliwe. Właśnie się zabiłam.

Zakończyłam własne życie.

Jestem słaba.

Jestem tchórzem.

Jestem bezwartościowa.

Wrzeszczałam.

– Tess! Kurwa, wszystko w porządku. – Q mnie złapał tak jak zawsze, gdy gwałtownie usiadłam na łóżku i uczepiłam się jego silnych ramion. Nie byłam w stanie nabrać powietrza, przysunęłam się bliżej, próbując przeniknąć w niego i ukraść jego niekończące się zasoby siły. Daj mi to. Daj mi swój zdrowy rozsądek, swoje ciepło. Nie mogłam pozwolić, by zobaczył, jak bardzo jestem zniszczona.

Przyciągnął mnie bliżej, oparł swoją brodę na mojej głowie.

– Na litość boską, esclave. Jesteś zimna jak lód.

Trzęsłam się w jego ramionach jak szybko gnijący liść.

– Przepraszam. Przepraszam, ja…

Jego mięśnie spinały się pod gładką, nagą skórą, objął mnie jeszcze mocniej, dając mi bezpieczny port.

– Arrête. Tout va bien. – Przestań. Nic ci nie jest. Jego głos był równy i pełen wyraźnego autorytetu, ale mimo wszystko drżał. Jego twarde, mocne ciało trzęsło się z napięcia. Ale nie z przerażenia. O nie. Mój maître trząsł się z czystej, nieposkromionej złości. Jeżył się z wściekłości. Tlił z gniewu. Nie był on skierowany na mnie, ale na duchy nawiedzające mój umysł.

– Kurwa, musisz przestać ich wpuszczać. Jesteś bezpieczna. Ile razy mam ci to powtarzać? – Jego gniew topił lód w mojej krwi, przypominając mi, że jeszcze żyję, że to przetrwałam. Skoro mogłam przeżyć, gdy zmuszano mnie do zabijania, złamano mi palec obcęgami, podawano narkotyki i przetrzymywano w straszliwych warunkach, mogłam przetrwać takie wspomnienia. Musiałam przetrwać. Q był właścicielem mojego życia. Nie chciałam go zawieść – nie po tym, co zrobił, by sprowadzić mnie z powrotem.

Może potrzebuję pomocy.

Myśl o rozmowie z terapeutą napełniła mnie przerażeniem. Nie byłabym w stanie patrzeć w jego ostrożnie obojętną twarz i przyznać się do zabicia kobiety. Nie byłabym w stanie patrzeć mu w oczy i opowiadać o tym, jak byłam naćpana toksynami, które okaleczyły mój umysł i zrobiły ze mnie małą zabawkę, którą można było sprzedawać i wykorzystywać.

A antydepresanty? Gdybym po raz kolejny przyjmowała jakiś zmieniający umysł lek, z pewnością bym zwariowała.

Musisz umieścić przeszłość tam, gdzie jej miejsce, jesteś to winna Q. On wierzy, że zdrowiejesz. Nienawidziłam kłamstwa. Nienawidziłam tego, że nie umiem kłamać, bo Q widział wszystko, co próbowałam ukryć. Być może jedyną rzeczą, jaka mi pozostała, było to zwrócenie się po profesjonalną pomoc.

Spojrzałam w górę, nabrałam powietrza i popatrzyłam w oczy najbardziej niesamowitemu, dobremu, przerażającemu i zdumiewającemu mężczyźnie w moim życiu. Jego włosy były nieco dłuższe, ale nadal było widać wąskie pasemko między zakolami i idealną strukturę kości. Jego usta były wykrzywione z wściekłości, wysyłały przeze mnie skrzydła wdzięczności i słabości.

Po tym wszystkim jemu nadal na mnie zależało. Nadal o mnie walczył.

Popatrzył na mnie, jego jadeitowe spojrzenie mnie rozrywało, zaglądał w głąb mnie, nie miałam się gdzie ukryć. I to dlatego tak trudno było udawać.

Q zamienił się dla mnie w ludzki worek treningowy, żebym mogła pozbyć się szalejącego we mnie gniewu. Stał się kozłem ofiarnym bękartów z Rio, miałam więc na kim wyładować swoją wściekłość. Zrobił tak wiele. Za wiele. Ale to było za mało.

Miłość dusiła moje serce, zszywała mnie, aż poczułam się sucha z niepokoju. Bandaże na bandażach trzymały mnie w niewoli, bez możliwości wydostania się z tego strasznego więzienia, w którym się znajdowałam.

– Ile razy mam się budzić, gdy krzyczysz i płaczesz? Ile, kurwa, razy muszę cię spoliczkować, spróbować ocalić od wszelkich okropności, które przeżywasz, i przekonywać się, że i tak nie udało mi się nic naprawić? – Francuski akcent Q stał się wyraźniejszy. Q usiadł wyżej i uderzył w poduszkę za sobą. Oparł się o nią i delikatnie przesunął kciukiem po moim policzku, czerwonym po próbie przerwania mojego koszmaru. – Wbrew temu, co o mnie myślisz, bicie kobiety, z którą mam się ożenić, gdy pozostaje nieprzytomna, nie jest jedną z moich perwersyjnych fantazji.

Zaśmiałam się cicho.

– Boże, Q. Masz wyjątkowo dziwne poczucie humoru.

Unoszące się w pokoju chore napięcie i przerażający niepokój nadal tętniący w mojej krwi nagle się rozproszyły. Q nie tylko wytrzymywał moje krzyki, lecz także doskonale wiedział, jak uwolnić mnie od resztek przerażenia.

Szwy w moim sercu rozerwały się, zalewając moją pierś miłością tak głęboką i wieczną, że wiedziałam, iż zrobiłabym dla tego mężczyzny wszystko, absolutnie wszystko. On był powodem, dla którego żyłam. Jedynym powodem, dla którego chciałam żyć.

Zmarszczył czoło.

– Skąd przekonanie o tym, że żartuję? – Opuścił dłoń, jego oczy pociemniały od nienawiści do samego siebie. – Mam wiele perwersji, esclave. Myślisz, że skoro się w tobie zakochałem, to zostały one cudownie uleczone? – Pochylił się do mnie, jego nos znalazł się kilka centymetrów od mojego. – Myślisz, że mnie znasz… – Przerwał, gdy jego myśli zmiotły go i wyrwały z moich objęć, wrzucając w mrok, który, jak miałam nadzieję, zostawił już za sobą.

Po tym, jak go zraniłam – sprawiłam, że krwawił, i niemal zabiczowałam na śmierć – bałam się, że go zepsułam. Wyłączył się. Nie był zimny ani okrutny, lecz chronił swoje najskrytsze myśli. Zawsze był zamknięty w sobie – strzegł swoich tajemnic niczym strażnik w zamku pełnym niewypowiedzianych słów – ale dopiero wczoraj, gdy mi się oświadczył i mnie naznaczył, pęknięcie w jego fasadzie wreszcie dało mi nadzieję.

Miejsce na szyi zaczęło piec jeszcze mocniej, przejmując moje zmysły tępym pulsowaniem. Spalona skóra bolała – nawet jeśli Q wcierał w nią preparat przeciwbólowy, który jednak nie łagodził piekącego bólu. Ale w przeciwieństwie do wszystkich innych części mnie, które ucierpiały w ciągu ostatniego miesiąca, to powitałam z zadowoleniem. Dzięki temu miałam coś, na czym mogłam się skupić.

Miałam cel.

Ból przypominał mi, że jestem czyjąś własnością i że nie tylko odpowiadam za swoje zdrowie psychiczne, ale i koniecznie muszę je zachować. Złożyłam przysięgę Q. Podpisałam umowę w chwili, w której na mojej szyi pojawiło się „Q”. Byłam jego, tak samo jak on był mój. Dlatego musiałam być cała – nie tylko dla siebie, ale i dla niego.

Moje ciało zatrzęsło się od chłodu. O czym Q myślał? Co ukrywał pod tą twardą skorupą?

Chcąc rozproszyć ciemność w jego oczach, szepnęłam:

– Wiem wszystko, co muszę wiedzieć. Wiem, że jesteś dobry i hojny; jesteś najlepszym kochankiem, obrońcą i panem, jakiego bym chciała.

Zacisnął szczękę, na jego twarzy pojawiła się dzikość.

– Tylko tym jestem?

– Jesteś tym wszystkim i kimś o wiele więcej.

– Zapomniałaś już o pytaniu, które ci wczoraj zadałem? I że się zgodziłaś?

Uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok, patrząc na linie jego piersi.

– Nie, nie zapomniałam.

– Nie będę już tylko twoim kochankiem, esclave.

Miłość ponownie we mnie uderzyła niczym podmuch gorącego powietrza. Nie mogłam tego powstrzymać. Nie chciałam tego powstrzymywać.

– Będziesz również wspaniałym mężem.

Zesztywniał.

– Tak wspaniałym, że nie chciałaś wczoraj uciec i wziąć ślubu. Tak wspaniałym, że powiedziałaś, że jesteś zmęczona i chcesz tutaj zostać jeszcze przez kilka dni.

Skuliłam się. Wiedziałam, że nie pojął mojego toku rozumowania. Tuż po oświadczynach zderzyłam się ze ścianą smutku. Nie tylko smutku, ale i poczucia winy i każdej skomplikowanej emocji, która pozostała mi po tym, co się wydarzyło. Jak mogłam mu wyjaśnić, że chciałam powitać naszą przyszłość z rozpostartymi ramionami – że chciałam rzucić się w wieczne szczęście – ale nie mogłam tego zrobić. Nie, gdy cała moja dusza była obciążona zbrodniami i grzechami, które popełniłam. Nie mogę wyznać ci moich koszmarów. Nie mogę dzielić się z tobą poczuciem winy ani traumą. Nie chciałam obciążać go jeszcze bardziej.

Porozmawiam z Suzette. Może ona mogłaby mi pomóc. Ale z drugiej strony rozmawianie z nią po tym, jak sama przeszła koszmar, byłoby nie w porządku.

Nagle Q mocno mnie do siebie przycisnął, przyciągnął moją głowę, bym oparła ją na jego piersi.

– Minęło już tyle czasu, a mnie nadal się wydaje, że dopiero wczoraj posmakowałem cię po raz pierwszy. Czuję, że wiem o tobie wszystko: że znam twoją istotę. Pod wieloma względami jesteś taka jak ja, ale tak naprawdę… wcale cię nie znam. – Pocałował mnie w czubek głowy. – Już nie. Pas depuis qu’ils t’ont kidnappée. – Nie po tym, jak cię porwali.

Jeszcze nigdy nie widziałam go tak melancholijnego, tak skrytego. Trzymał mnie tak, jakby spodziewał się, że się odsunę – tak jakby bał się, że to wszystko – my, nasz związek – jest iluzją.

Nie wiedziałam, jak sprowadzić go z powrotem.

– Musisz tylko wiedzieć, że cię uwielbiam – szepnęłam. Koszmar odebrał mi całą energię, zrobiłam więc jedyne, co mogłam zrobić: przysunęłam się bliżej i pozwoliłam, by Q wziął mnie w ramiona i ścisnął tak mocno, aż poczułam ból w kręgosłupie.

Nic nie mówił.

Zamknęłam oczy i czekałam, aż silne bum-bum jego serca uspokoi obrazy przedstawiające zakrwawioną, zamordowaną Blond Anioła. Jej zmiażdżoną czaszkę, białe fragmenty kości. Straciłam już rachubę, ile razy zamordowałam ją we śnie. Ale bez względu na to, jak wiele razy skradłam jej życie, zawsze tam była – przechodziła reinkarnację, by dręczyć mnie każdej nocy.

Q miał rację. Nic nie wiedział.

Bo mu nie powiedziałaś.

Westchnęłam. Co mogłam mu powiedzieć? Gdy go biłam, widział, jak pękam i się rozpadam. Wiedział, że to, z czym żyję, było zbyt duże i silne, by opisać to słowami. Tylko czas mógł mnie uleczyć. Uratować mnie mogło tylko tykanie życia, które wymazałoby to, co zrobiłam. Nie można było przyśpieszyć tego procesu i dlatego nie chciałam rozmawiać z psychiatrą ani z nikim, kto by mnie osądzał.

Nosiłam swe grzechy bardzo głęboko – ostatecznie byłam morderczynią. A ponieważ byłam niechciana przez całą wcześniejszą egzystencję, akt odebrania ukochanego życia napełnił mnie transcendentnym poczuciem winy.

Wypełniło mnie to wstydem i wewnętrzną nienawiścią.

Brudem.

Q westchnął ciężko, poruszając powietrzem w sypialni. Każda myśl i wniosek szarpały jego mięśniami, tłumaczyły jego gniew na cielesny alfabet Morse’a.

Mój żołądek skurczył się od jeszcze większego poczucia winy. Wywołanego faktem, że znowu go zraniłam.

– Przepraszam, Q – szepnęłam. Moje usta dotknęły niewielkiego opatrunku zasłaniającego „T” wypalone na jego sercu. Znaku, którym naznaczyłam jego skórę.

Nadal nie byłam w stanie zrozumieć, jakim cudem mi wybaczył. W ciągu ostatnich miesięcy próbował każdego sposobu, i to wszystko w imię naprawienia mnie: był czuły. Stanowczy. Wściekły. Delikatny. Udawałam, że każdego dnia było nieco łatwiej. Uśmiechałam się, kiwałam głową i pozwalałam mu wierzyć, że z każdą chwilą coraz bardziej mnie naprawiał.

Nigdy nie pragnęłam być aż tak dobrą aktorką, ale to nie miało większego znaczenia, ponieważ potrafił mnie rozebrać z moich kłamstw jednym spojrzeniem. Czasami nawet wierzyłam w swoją pantomimę. Przełykałam swoje bujdy i odczuwałam czyste szczęście wywołane tym, że jestem lepsza.

Ale potem sobie przypominałam.

I wcale nie było lepiej. Po prostu nauczyłam się to grzebać, tak że przerażenie stawało się częścią mnie. Wspomnienia stale mi towarzyszyły i bardzo ciężko walczyłam, by moja twarz tego nie zdradzała.

Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Po tym wszystkim, co poświęcił, nie byłoby to w porządku. Skłamałam, kiedy powiedziałam mu, że jestem wystarczająco silna. Ściemniałam za każdym razem, gdy zapewniałam go, że nie myślę już o mojej wieży ani nie czuję potrzeby zabarykadowania się za jej okrągłymi ścianami.

Szepnęłam:

– Będzie lepiej. Przykro mi, że musisz znosić bezsenne noce. Zrozumiem, jeśli zechcesz, żebym na jakiś czas przeniosła się na dół.

Ścisnął mnie z gniewem.

– Wybij sobie ten absurdalny pomysł z głowy. Nie odejdziesz od mego boku. Tu m’entends? – Słyszysz?

Oczywiście, że go słyszałam. Był moim panem. Posłuszeństwo wobec niego dało mi schronienie, chociaż nigdy bym się nie spodziewała, że będę go potrzebować. Ale dzięki temu nie musiałam myśleć, gdy mój umysł był pogrążony w wyrzutach sumienia.

Pokiwałam głową.

Q przełknął gniew, zaczął mówić łagodniejszym głosem.

– Chcesz wziąć kąpiel? – spytał niemalże szeptem, ale jego ciało się nie rozluźniło. Imadło jego rąk odcięło dopływ krwi do moich opuszków palców, jednak nie zwracałam na to uwagi. Musiał mnie mocno trzymać. Musiał się przekonać, że nadal tam jestem, i bez względu na to, jak straszne stawały się koszmary, nigdy nie zostawię go tak jak kiedyś.

Złożyłam obietnicę.

Wycofałam się i pokręciłam głową. Kolejna rzecz, która zepsuła się w moim życiu. Kiedyś uwielbiałam kąpiele. Gorąca woda zawsze zmywała moje zmartwienia i sprawiała, że stawałam się szczęśliwa. Ale to było, zanim Skórzana Kurtka niemal mnie utopił, a potem podał mi narkotyki, gdy zdrzemnęłam się w wannie Q w Paryżu.

Teraz nie mogłam znieść myśli o zanurzeniu się w wodzie. Sądziłam, że już nigdy nie wezmę kąpieli. Oczywiście nie miałam zamiaru mówić o tym Q. Nie musiał wiedzieć, że boję się takich głupot. W jego oczach przestałabym być silną kobietą, której potrzebował. A ja nie chciałam, aby postrzegał mnie jako jedną ze swoich uwolnionych niewolnic, które potrzebowały pomocy – pragnęłam, by traktował mnie jak równą sobie.

W chwili, w której Q przestałby widzieć we mnie siłę, nasz związek by się zakończył.

Nabrałam powietrza, odepchnęłam go i uśmiechnęłam się dzielnie. Zamknęłam swój strach i udrękę, wyłączyłam swoje zmartwienia dla mężczyzny, który by dla mnie zabił. Który dla mnie zabił. Który mi się oświadczył. Za którego miałam wyjść.

– Nie, wszystko w porządku. Ale dziękuję.

Zmarszczył czoło. Srebro księżyca ustąpiło miejsca różowym i purpurowym plamom świtu. W ciemności zanikające na jego twarzy blizny wyglądały mroczniej. Naznaczyłam go więcej niż jeden raz.

To ja to zrobiłam. Uszkodziłam jego piękną twarz. Zraniłam go tak bardzo, że prawie zmarł; a to wszystko tylko dlatego, że nie potrafiłam odróżnić prawdziwego świata od koszmaru. Wiedziałam, że gdy Q pozwolił mi się pobić, przeszedł ogromną transformację. Świeże blizny na twarzy i ciele podkreślały fakt, jak bardzo mi się poddał.

Ile chciał w zamian?

Oddałabym wszystko, by okazać mu swoją wieczną wdzięczność, ale nie mogłam zaprzeczyć temu, że byłam już inną osobą.

Zacisnął szczękę, na jego brodzie widniał już gęsty krótki zarost. Stres, jaki przeżyliśmy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, widniał na naszych twarzach. Bałam się, że już nigdy nie będziemy tacy jak kiedyś.

– Przecież mówiłem, żebyś mnie nie okłamywała. Nie oszukasz takiego doświadczonego drania jak ja. Myślisz, że nie wyczuwam zapachu twoich kłamstw? – spytał chrapliwym głosem, przynoszącym zarówno pocieszenie, jak i reprymendę.

Spuściłam wzrok i skupiłam się na pokoju. Ogromne łóżko otaczało nas morzem czarnej pościeli, a gdybym spojrzała w górę, zobaczyłabym na suficie lśniące w świetle poranka srebrne łańcuchy, którymi mnie pętał, by potem mnie zerżnąć.

Poroże jelenia nad kominkiem i lustrzana skrzynia u stóp łóżka tworzyły dziwną mieszaninę lęku i przytulności. Te odczucia splatały się ze sobą, na zawsze związane z Q.

Spojrzałam na skrzynię, w której znajdowało się wiele zabawek Q. Zamknął je. Czy jeszcze kiedyś będę pragnąć bólu, tak jak wcześniej?

Przypomniałam sobie, jak zmusiłam go do orgazmu. Dywan wbijający mi się w kolana, ból w szczęce, gdy ssałam jego penisa, jego słony smak, gdy wybuchł mi w gardle. Brakowało mi namiętności. Brakowało mi zahamowań między nami. Brakuje mi lubienia bólu.

– Nie kłamię. Naprawdę czuję się lepiej. Nie potrzebuję kąpieli.

– To czego potrzebujesz? – Wyciągnął rękę po moją dłoń, położył ją na swej piersi. Gorąco jego skóry podpaliło moje opuszki palców, cały czas wpatrywałam się we wróble i drut kolczasty na jego piersi.

– Potrzebuję ciebie – szepnęłam, pragnąc, by powrócił ogień, chcąc poczuć przytłaczający seksualny głód. Ale on był straszliwie nieobecny. Albo moje libido się nie obudziło, albo ono również się zepsuło.

Wiesz, co jest zepsute. Po prostu nie chcesz tego przyznać.

Odepchnęłam od siebie głos, podniosłam wzrok.

Q siedział nieruchomo, wyglądał po części jak rzeźba, a po części jak potwór.

– Kolejne kłamstwo. Qu’est-ce que je vais faire de toi? – I co ja mam z tobą zrobić? Pochylił się do przodu i spojrzał na mnie swoimi jasnymi oczami, które przebijały się przez moją defensywę, odsłaniając rzeczy, których miał nigdy nie zobaczyć.

– Mówiłem, żebyś przestała mnie okłamywać.

– I nie okłamuję.

Prychnął i zacisnął usta.

Rzekłam:

– Jest coś takiego jak zbyt dużo wiedzy. Daj mi czas, to nie będę musiała niczego przed tobą ukrywać.

– Już wcześniej dałem ci czas i zobacz, jak to się skończyło. Zbudowałaś fortecę i zablokowałaś mnie. Byłaś tak cholernie zimna, tak kurewsko nietykalna. Wybacz, ale nie uwierzę, że nie zrobisz tego po raz drugi. – Podniósł rękę, złapał mnie za szyję.

Zamarłam, walcząc z dwiema emocjami: wiedziałam, że Q mnie nie skrzywdzi – nie tak jak Skórzana Kurtka – i wiedziałam, że to miłość wywoływała w nim złość. Nie mogłam jednak powstrzymać paniki, która zaczęła przenikać do moich żył, ani tego, że moje szeroko otwarte oczy oddały zbyt wiele tajemnic. Byłam ofiarą, a on kiepsko sobie radził z tym, że ktoś jest złamany.

Gdy moje serce tętniło pod jego kciukiem, wzrok Q spochmurniał.

– Tess, na litość boską. Nawet nie pozwalasz mi siebie dotknąć. Jakim cudem pozwoliłaś, żebym cię wczoraj przeleciał?

Przygryzłam wargę, żeby nie wylać z siebie swych brudnych kłamstw. Poprzedniego dnia pozwoliłam Q się uderzyć, by przypomniał sobie, kim jest, zanim będzie za późno. Podarowałam mu swój ból i z chęcią robiłabym to codziennie przez resztę życia, byleby tylko Q był szczęśliwy. Ale musiałam udawać. Udawać coś, co wcześniej było częścią mnie tak samo, jak częścią Q było zadawanie bólu. Kiedyś byliśmy swoimi idealnymi lustrzanymi odbiciami, a teraz te odbicia były przyćmione i zachmurzone.

Gdy poprzedniego dnia mnie wziął, wyparłam wspomnienia i straszliwą historię. Gdy mnie uderzył, moje wnętrze zacisnęło się nie z przyjemności, lecz z paniki. Pozwoliłam, by Q uwierzył, że to namiętność.

Nie chciałam go zranić. Nie musiał znać mojego okropnego sekretu. To złamałoby mu serce i wykopałoby między nami kanion. Czas mnie uleczy.

Czas uleczy wszystko.

Na pewno tak się stanie.

Musiałam w to uwierzyć.

Uspokoiłam swój głos i powiedziałam:

– Uwielbiam, gdy mnie dotykasz. A przespanie się wczoraj z tobą miało dla mnie ogromne znaczenie. – Podniosłam rękę, puścił moją szyję. Pokazałam mu pierścionek z brylantem i dodałam: – Wczoraj mi się oświadczyłeś. Zaoferowałeś mi swoje życie, swoją fortunę. Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć ci się za to, co dla mnie zrobiłeś. Pozwól mi odnaleźć normalność dzięki kochaniu ciebie i zaakceptowaniu wszystkiego, co możesz mi dać.

Skrzywił się.

– Mówisz, że z chęcią pozwolisz mi się teraz powiesić i wybiczować kańczugiem? – W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. – Czy zrobiłabyś się dla mnie mokra i błagałabyś o mojego kutasa, tak jak to robiłaś wcześniej?

Moje serce waliło jak dzikie. Dlaczego musiał zadawać takie trudne pytania? On wie. Byłam głupia, myśląc, że nie wiedział. Czyżby zgadł, że nie pragnęłam już pysznej mieszaniny bólu i przyjemności?

– Tak – szepnęłam. – Dałabym ci wszystko. Tak jak ty dałeś wszystko mnie.

Złapał mnie za rękę i przekręcił filigranowe skrzydła, owijające pierścionek zaręczynowy. Diamenty błyszczały nawet o świcie, a moje serce lśniło od świadomości, że Q kazał oprawić nadajnik w złoto, żeby zawsze wiedzieć, gdzie jestem. Wiedziałam, że będzie na mnie polował już do końca życia, i była to ogromna pociecha. Mój potwór przybędzie. Tak jak robił to wcześniej.

 – Tyle przede mną ukrywasz, zapominasz jednak, że umiem wyczuć strach. – Spojrzał mi w oczy. – Żałujesz, że się zgodziłaś? Rozmyśliłaś się, nie chcesz za mnie wyjść?

– Co? Nie! – Moje serce przebił kolec przerażenia. – Dlaczego, u licha, o to pytasz? – Cofnęłam dłoń i spojrzałam groźnie. – Przyjęcie twoich oświadczyn było najlepszym, co kiedykolwiek mi się przydarzyło. Jeśli się boję, to dlatego, że nie czuję się tego warta.

– Warta? – prychnął. – Kurwa, nie czujesz się warta po tym wszystkim, co przeze mnie przeszłaś? – Przeczesał włosy palcami i spojrzał groźnie. – Nadal nie rozumiesz.

Puls walił mi w uszach. Zaatakowały mnie wspomnienia, którym nigdy nie pozwalałam wypłynąć na powierzchnię: przerażające, zakrwawione serce, które Q położył u moich stóp. Czarne krucze skrzydła, które nosił jako mój mroczny anioł, kiedy byłam odurzona i miałam halucynacje. Jak mogłabym czuć się warta kogoś o wiele lepszego ode mnie?

– Nie. Nie rozumiesz. Przybyłam do ciebie jako prezent. Dręczyłeś mój umysł, obróciłeś moje ciało przeciwko mnie i pokazałeś mi rzeczy, których nigdy nie byłabym w stanie pragnąć przed tobą. Nie tylko mnie odesłałeś, bo myślałeś, że mnie zniszczysz, lecz także by mnie uratować, zmasakrowałeś wielu handlarzy niewolników. 

Moja krtań ścisnęła się z emocji. Chciałam, żeby zobaczył, jak bardzo go podziwiam. Jak bardzo go kocham. Połowa mojej duszy pulsowała z kosmicznie jasnej miłości, podczas gdy druga topiła się w brudzie i zniszczeniu.

 – Nie tylko dałeś mi swoje imperium i miłość, lecz także swój największy strach. Sądzisz, że nie wiem, jak trudno ci było pozwolić, żebym cię związała i pobiła? Q, pozwoliłeś, żebym była twoją panią. Jak ja kiedykolwiek ci się za to odwdzięczę?

Spodziewałam się, że zacznie krzyczeć. Że w swej pieprzonej racjonalności zacznie wymieniać sposoby, w jakie spłaciłam dług wobec niego, ale on zamiast tego wstał i poszedł do łazienki.

Zatrzasnął za sobą drzwi; leżałam na środku łóżka i czekałam, aż odkręci prysznic albo w coś uderzy, wyładowując swoją wściekłość na wyposażeniu łazienki.

Ale po kilku sekundach od chwili, w której trzasnął drzwiami, wbiegł z powrotem do sypialni.

– Powiem ci, kurwa, jak możesz mi się odpłacić. Możesz za mnie wyjść. Dzisiaj. Nie będę dłużej czekał. – Jego melodyjny akcent rozcinał powietrze w pokoju, smagając mnie nagłością.

– Dłużej? Przecież oświadczyłeś się dopiero wczoraj.

– Tess, nie pyskuj. Chyba że chcesz, żebym ściągnął twoje pyszne ciało w dół łóżka i cię przeleciał. Kłótnie z tobą to dla mnie największy afrodyzjak, a przecież wiem, że mnie nie chcesz. – Zaczął chodzić nerwowo jak zwierzę w klatce, aż wreszcie warknął: – Świadomość, że nadal rozkładasz dla mnie nogi, sieje spustoszenie w moim barometrze dobra i zła.

Odebrał mi wszelki wybór. Miał rację. Nie chciałam go. Nie gdy gniew wylewał się z niego szkarłatnymi falami. Ale chciałam połączenia. Chciałam, żeby mi przypominał, że go nie odepchnęłam, chociaż tak bardzo się starałam. Chciałam przeprosić na o wiele więcej sposobów niż tylko słowami.

Q się odwrócił i gwałtownym gestem otworzył szufladę. Wyjął z niej koszulę i bieliznę i warknął:

– Ubieraj się. Wyjeżdżamy.

Natychmiast go posłuchałam i wstałam z łóżka.

– Dokąd?

– Jak najdalej stąd. Z dala od wspomnień.

Usiadłam na skraju łóżka i zmarszczyłam czoło.

– Nie możesz od tego uciec. Tylko czas pomoże nam zapomnieć.

Ruszył w moją stronę. Bawełniane spodenki podkreślały twardą erekcję i silne biodra. Najeżył się, stanął nade mną.

– Nie uciekam od, esclave. Uciekam do. Nasza przyszłość jest nienapisana. Mam dość życia w przeszłości. Nadszedł czas, żebyś stała się moja na zawsze. Zabieram cię w miejsce, w którym nikt nas nie znajdzie.

– Tess. Tu dors? – Śpisz?

Uniosłam gwałtownie powieki i natychmiast spojrzałam w jasne oczy Q. Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową.

 – Nie śpię. – Gdyby to zależało ode mnie, już nigdy bym nie spała. Nie chciałam już przeżywać koszmarów od nowa, pragnęłam pozostać w teraźniejszości, bo miałam w niej bardzo dużo rzeczy, za które mogłam być wdzięczna.

Q się skrzywił, ale na jego ustach pojawił się nieznaczny uśmiech.

– Jesteśmy prawie na miejscu. Nie chcę, żeby cię to ominęło.

Moje serce zaczęło walić o żebra, przypominając mi, że nadal żyję i że katastrofa z naszej przeszłości się skończyła.

Wyjrzałam przez okrągłe okno samolotu i dostrzegłam lśniący ocean i ląd na horyzoncie. Lecę wyjść za mąż! Odkąd Q włożył pierścionek na mój palec, zachowywał się jak opętany. Zaczął pędzić do przodu i ciągnąć mnie coraz szybciej w stronę chwili, w której powiemy „tak”. Taki pośpiech był szaleństwem, tak szybki ślub był szaleństwem, ja jednak mogłam tylko się trzymać i nie puścić w tej magicznej trąbie powietrznej.

– Nie przegapię ani sekundy. – Zmusiłam się do promiennego uśmiechu, na moich oczach Q się odprężył. Wyglądał tak wspaniale, był tak potężny. Spod odpiętych guzików zielonej koszuli wystawał opatrunek.

Silniki przestały wyć, samolot skierował nos w stronę ziemi. Przyzwyczaiłam się do bogactwa Q – jego helikoptera, rezydencji i imperium – ale wiedziałam, że nigdy nie polubię tego samolotu.

Wiązało się z nim zbyt wiele złych wspomnień, kryły się w kremowej skórze i miodowym drewnie. Najpierw gdy zostałam mu sprzedana i szalałam z niepokoju, a Franco tylko na mnie patrzył i uśmiechał się jak diabeł, a potem gdy Q wysłał mnie do domu do Braxa i wywrócił mój świat do góry nogami.

– Jak ja kocham, gdy się uśmiechasz. – Wstał i przeszedł przez wąski korytarz, by uklęknąć przy moich nogach. Na widok jego kłaniającego się przede mną poczułam ścisk w żołądku. Nigdy nie przyzwyczaiłam się do sposobu, w jaki na mnie patrzył, ani do wdzięczności lśniącej w jego oczach.

Kiedyś wierzyłam, że życie zgotowało mi piekło, żebym zasłużyła sobie na Q – żebym była warta bezcennego daru prawdziwej miłości. Teraz, po Rio, mój sposób myślenia nie uległ żadnej zmianie. Jeśli już, to moja teoria tylko się potwierdziła. Przeszłam przez piekło, żeby zasłużyć sobie na tę bezcenną więź.

Musiałam zostać oczyszczona przez zło, by poznać doskonałość.

– Czujesz to? Czujesz się lżejsza? Wolniejsza? Nie ma lepszego lekarstwa na kłopoty niż udanie się w nowe miejsce. – Ukląkł i pochylił się do przodu, tak jakby chciał mnie pocałować. Wysunął język, oblizał dolną wargę, spojrzałam na niego.

Poczułam ścisk w żołądku, nabrałam powietrza.

– Czuję. Czuję… – Przerażenie, nadzieję, strach i szczęście i…

Utkwił wzrok w moich ustach; nie mogłam oddychać.

– Co czujesz, esclave? – Powoli położył swe wielkie dłonie na moich kolanach. On miał na sobie eleganckie czarne spodnie i zieloną koszulę, ja natomiast założyłam dżinsy i kardigan z białą apaszką. Gdy Q kazał mi wyjść z domu i wejść po schodach samolotu, Francja nie była zbyt ciepła.

Dłonie Q przesunęły się wyżej, paliły mnie pod ciężką bawełną. „Q”, które wypalił mi na szyi, zapłonęło żywym ogniem, pragnęło, żeby mnie tam pocałował, żeby mnie posiadł.

– Powiedz mi. Co czujesz? – Jego głos stał się mrukliwy i chrapliwy, jego pierś unosiła się i opadała.

Nie byłam w stanie wysiedzieć prosto. Moje kości się stopiły – całe moje ciało znalazło się pod hipnotycznym wpływem jego uroku. Pozwoliłam sobie odpłynąć, tak bardzo próbując pozostać w tej chwili, ścigając niewielkie pożądanie we krwi.

– Twoje palce. Czuję twoje ciepło. Czuję twój oddech na mojej twarzy. Czuję, że twoje usta boleśnie zbliżają się do moich.

Palce Q zamieniły się w szpony na moich udach, wciskały mnie w miękką skórę fotela.

– Czujesz, jak bardzo cię potrzebuję? Jak bardzo chcę cię wziąć? Na mój sposób. Na wszystkie moje sposoby. – W jego oczach pojawił się błysk, który wzniecił iskrę w moim sercu. – Chcę ciebie, Tess. Tak strasznie.

Mój umysł przyćmiły wspomnienia jego biorącego mnie w helikopterze. Owego dnia pragnęłam go mimo całego tego szaleństwa. Robiłam się dzika na myśl o tym, że daje mi klapsa, że mnie wypełnia… a teraz czułam jedynie pomruk pragnienia – niczym przytłumione światło żarówki, które niegdyś było błyskawicą.

Dodaj paliwa. Dołóż ognia.

Poddałam się jego kontroli i pragnęłam, by moje pożądanie się zbudowało. Pokiwałam głową. Jęknęłam cicho, gdy jego dłonie powędrowały wyżej. Przejechały po moich biodrach. Złapał mnie w pasie i przytrzymał w miejscu.

– Pozwoliłabyś mi się wziąć? Tutaj? Teraz? – mruknął, dotykając ustami moich ust w drażniącym niby-pocałunku.

– Tak – szepnęłam. – Weź mnie. Tutaj. Teraz. Wszędzie. Chcę… – Chcę być znowu sobą. Chcę być wolna.

Kontrolując swoje myśli, objęłam jego twarz, drżąc pod wpływem gładkiej szorstkości jego szczęki. Ogolił się, ale nie do gładkiej skóry. Podobało mi się, że wyglądał na nieokiełznanego nawet wtedy, gdy nosił drogie ubrania.

– Czego chcesz? – mruknął. Jego usta znalazły się kilka milimetrów od moich.

– Chcę… – Chcę znowu kochać ból. Ale to było jak życzenie sobie bezużytecznej gwiazdki z nieba. Może już nigdy nie znajdę namiętności w bólu. Nie po tym, do czego mnie zmusili.

– Powiedz to, esclave.

Co mam powiedzieć? Wypowiedzieć na głos straszną prawdę, że zrujnowałam nasze małżeństwo, zanim się w ogóle zaczęło? A może chciał usłyszeć jeszcze więcej kłamstw o tym, że wcale nie zamieniłam się w cień samej siebie?

Q trwał w bezruchu i czekał, aż się odezwę.

Nabrałam powietrza i odwagi i poczułam ból w piersi.

– Chcę, żebyś mnie pocałował. Żebym zapomniała o wszystkim poza twoim językiem, smakiem i pożądaniem.

Nie wahał się.

Jego usta zderzyły się z moimi, tył mojej głowy uderzył w skórę. Jęknęłam, gdy jego język dostał się do mych ust pewnie i dominująco. Smakował mrokiem i grzechem, co sprawiało, że chciałam iść za nim na koniec świata.

Przekrzywił głowę i polizał mój język, zachęcając mnie, bym odwzajemniła ten gest. Chętnie to uczyniłam, drżąc w jego objęciach, gdy jęczał. Między nami zbudowała się intensywność, owinęła nas ciasną siecią gorąca i pragnienia. Potrzebowałam więcej – żeby mu pokazać, jak bardzo jestem zobowiązana – złapałam go za ręce i położyłam je na swoich piersiach. Gdy tylko mnie dotknął, stracił nad sobą panowanie i zaczął całować mnie coraz brutalniej.

Jego usta zderzały się z moimi, rozgrzewały je i topiły. Wciągał mnie w swój świat, pożerał mnie. Każdy ruch jego języka pomagał mi wrócić do życia. Każde liźnięcie wymazywało szarość i nadawało otoczeniu kolor.

Dotyk Q stał się gwałtowny, skrzywiłam się, gdy zaczął wykręcać moje brodawki przez materiał. Wcześniej możliwość odczucia bólu bardzo by mnie podniecała, teraz jednak tylko stłumiła moje pożądanie. Bąbelki pragnienia i seksualnej frustracji zaczęły pękać w mojej krwi, pozostawiając mnie zimną i pozbawioną życia.

Nie.

Przestań.

Byłam wściekła na to, że stałam się tak oziębła. Że tak bardzo zależało mi na ucieczce przed wszystkimi typami bólu.

Q zesztywniał i zamarł.

Nie mogłam dać mu odczuć, jak bardzo nienawidziłam wszystkich form cierpienia. Sprawiało ono, że z mokrej stawałam się sucha. Z chętnej pełna obrzydzenia.

On nie może się dowiedzieć.

– Q… Boże, spraw, żebym zapomniała. Proszę, spraw, żebym zapomniała – wydyszałam mu do ust. Proszę, nie zorientuj się.

Q nie odwzajemnił pocałunku, lecz się odsunął i spojrzał na mnie swoimi jasnymi oczami. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele i zadrżałam. Po moim kręgosłupie przebiegł złowieszczy dreszcz. A co, jeśli już nie odnajdę tej części siebie? Nie mogłam pozwolić, by się ze mną ożenił, wierząc, że jestem jego idealną drugą połówką, podczas gdy ja nie chciałam już jego pasów, łańcuchów ani biczy.

Pogładziłam go po policzku i zaczęłam ciężko oddychać, walcząc z piekącymi łzami.

– Pocałuj mnie. Zrób ze mną, co chcesz.

Ból w jego oczach niemalże doprowadził mnie do rozpaczy. Nie byłam w stanie odczytać uczuć na jego twarzy. Czule odwrócił głowę i pocałował mnie w dłoń.

– Boże, jak ja tego pragnę. Jak ja chcę cię zranić, całować i pieprzyć. – Ukrył emocje za maską i się uśmiechnął. – Wolę jednak sobie tego odmówić. Patrzę na ciebie, fantazjuję o wszystkich tych rzeczach, które chcę z tobą zrobić, ale nie daję sobie na nie pozwolenia.

Moje serce pękło. Q po prostu kłamał. Kłamał, żeby dać mi przestrzeń. Kłamał, by powstrzymać mnie przed powrotem do tego, czego nienawidził i czego najbardziej się bał – do mojej wieży.

Pochylił się nade mną, zalewając mnie swoim oszałamiającym gorącem i zapachem cytrusów.

– Przestań.

Nie wiedziałam, co mam przestać robić. Mieć czarne myśli? Bać się spieprzenia najlepszego, co przydarzyło mi się w życiu?

Objęłam jego szyję i przyciągnęłam jego usta do moich. Stłamsiłam moje niekończące się pytania i zaczęłam udawać. Znalazłam pocieszenie w odgrywaniu roli niezłamanej niewolnicy numer pięćdziesiąt osiem, której Quincy Mercer nie był w stanie odesłać. Dałam mu wszystko, co mogłam.

Ale to było za mało.

Przycisnął mnie ręką do fotela.

– Nie możesz kłamać słowami i nie możesz kłamać czynami. Przestań. Tess, przestań robić ze mnie głupca, sądząc, że kupuję to, co mi wciskasz.

Zacisnęłam usta i spuściłam wzrok. Nienawidziłam siebie. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam Skórzanej Kurtki i Białego Mężczyzny.

– Nie wiem, jak przestać – szepnęłam. Nie było podręcznika ani wskazówek, jak wyrzucić ten brud ze swojej duszy. Wstąpiłam w związek z Q, nie wierząc, że on się zmieni ani że znajdzie równowagę między światłem a mrokiem. Dałam mu moje serce, wiedząc, że w zamian mogę dostać tylko mały kawałek.

Ale Q całkowicie mnie zaskoczył. Dobrowolnie oddał swoje życie, żeby ocalić moje. W imię przywrócenia mnie do życia pozwolił mi zamordować swoje poczucie własnej wartości. A teraz prosiłam o jeszcze więcej. O więcej – o zbyt wiele.

Zdawał się podążać za moimi myślami i obawami. Wykrzywił usta we frustracji.

– Toujours en train de mentir. – Nadal kłamiesz.

Nabrałam powietrza, gdy szarpnął mnie do przodu, poczułam jego ostre zęby na płatku mojego ucha. Zadrżałam pod wpływem jego gorącego oddechu, gdy zaczął skubać moją skórę.

– Świadomość, że będziesz moja, sprawia, że robię się dla ciebie taki twardy, esclave. Cała moja. Moja żona. Świadomość, że będę odpowiedzialny za twoje szczęście, daje mi niewypowiedzianą moc.

Odrzuciłam głowę do tyłu, gdy składał groźne pocałunki na mojej szyi i kości obojczyka.

– I traktuję swoją odpowiedzialność niezwykle poważnie. Sprawię, że znowu będziesz szczęśliwa. Przysięgam.

W oczach stanęły mi łzy, pragnęłam tylko zatonąć. Zatopić się w jego obietnicach. Zatopić się w bezpieczeństwie i pozwolić Q walczyć w moich bitwach.

Najeżył się, wbił palce w moje uda, gdy jego głos zmienił się w pomruk.

– A gdy znowu będziesz szczęśliwa, wezmę cię na ostro tak, że będziesz krzyczeć. Pokażę ci, jak bardzo uszczęśliwiłaś mnie, mówiąc „tak”. – Wbił zęby w moją skórę.

Ból.

– Zabij ją. Jeśli tego nie zrobisz, obetniemy jej palce jeden po drugim. – Zaryczał mi w głowie głos Skórzanej Kurtki.

Zamarłam.

Nie. Zostań. Nie pamiętam.

Ostra panika przebiła mi serce. Przerażenie i odraza oblały mnie śniegiem i lodem.

– Uderz ją, puta. Słuchaj nas, inaczej będzie cierpieć dziesięć razy bardziej.

Ból – nie był narzędziem miłości, lecz bronią nienawiści. Był haniebny. Barbarzyński.

Proszę…

Byłam wściekła, że nie miałam mocy, by powstrzymać zło przed plamieniem mojego życia. Byłam wściekła, że jestem tak słaba.

Zacisnęłam powieki i skupiłam się na gorącym oddechu Q, na drapieżczym sposobie, w jaki jego zęby wbijały się w moją skórę. Nie rozerwał jej, ale wystarczyła groźba, że poczuję ból.

W mojej głowie ożyła Blond Koliber. Była podrapana i okaleczona – przeze mnie. Poczułam ścisk w żołądku. Miałam ochotę wymiotować.

Zostań z nim. Zostań w teraźniejszości. Bądź bezpieczna.

Kabina była za mała. Powietrze zbyt duszne. Światło przybrało barwę sadzy, podczas gdy z trzewi moich koszmarów wydobywał się zapach pleśni i potu.

– Tess. Tess! – Q szarpnął się do tyłu, objął dłońmi moje policzki. – Tess, do diabła. – Jego ostry temperament działał jak próżnia, zasysał przerażenie tak szybko, jak mnie konsumował.

Tam gdzie były zgnilizna i potworne wspomnienia, pozostały tylko moje nudności i niedotlenienie.

Otworzyłam oczy. Q się we mnie wpatrywał, wyglądał, jakby chciał wydrzeć ze mnie moje demony. Uśmiechnęłam się najbardziej promiennie, jak mogłam.

– Przepraszam. Choroba powietrzna.

Wstał i zaczął warczeć.

– Kłamstwa. A co ja właśnie powiedziałem? – Na jego twarzy pojawiła się maska z bólu i wściekłości. – To było ostatnie kłamstwo, jakie pozwoliłem ci wypowiedzieć. Następnym razem będę miał gdzieś fakt, że jesteś przerażona, i zmuszę cię do powiedzenia prawdy. – Przeszedł przez wąską alejkę i usiadł sztywno na swoim fotelu.

Kuźwa.

Ciężko oddychając, rozejrzałam się po kabinie, próbując wymyślić jakiś sposób, by to naprawić – by naprawić siebie. Nic w luksusowym wnętrzu czy cylindrycznym samolocie nie dawało mi wskazówek, jak oczyścić umysł z lęku i być wolną.

Odpięłam pasy i podeszłam do Q. Nadeszła moja kolej na klęczenie. Usiadłam między rozchylonymi udami Q. Sama jego wielkość, otaczająca go atmosfera bezwzględności pozwoliły mi zaufać jego przekonaniu, że może mnie naprawić.

– Chciałabym móc powiedzieć ci coś innego. Wygląda na to, że w ostatnich dniach tylko przepraszam.

Westchnął i przez chwilę martwiłam się, że skrzyżuje ręce na piersi i mnie zignoruje. Ale potem odgarnął blond pasemko z mojego czoła i zacisnął szczękę.

– Chciałbym móc wyrwać twoje wspomnienia, żeby zostawiły cię w spokoju. Chciałbym móc jeszcze raz zabić tych pierdolonych drani. Chcę zapomnieć o byciu człowiekiem i pozwolić, by mój wewnętrzny potwór odrywał im każdą kończynę po kolei.

Całe jego ciało się spięło, drżało z wściekłości. Kiedyś byłabym nakręcona, przerażona i zaintrygowana jego ewentualną zemstą. Teraz, po wszystkim, co przeszliśmy, już się go nie bałam. Jego gniew napełniał mnie szczęściem – zrobiłby dla mnie wszystko, stałby się dla mnie każdą możliwą osobą. Posiadanie takiego cudownego daru wywoływało u mnie ból z wdzięczności.

Położyłam dłonie na jego kolanach.

– Ja też tego pragnę. – Gładkość materiału zakrywającego jego umięśnione ciało sprawiła, że moje serce zaczęło odrobinę szybciej bić.

– Czego jeszcze pragniesz? – spytał, wyczuwając wszystko, czego do tej pory nie mówiłam. Żądając prawdy.

Wyprostowałam się i wyznałam:

– Potrzebuję, żebyś przysiągł, że mnie nie znienawidzisz. Jeśli będę wiedziała, że jesteś cierpliwy, naprawię się. Przysięgam.

Pokręcił smutno głową.

– Tego się boisz? Że stracę cierpliwość i cię zostawię tylko dlatego, że walczysz z tym, o czym nie chcesz mi powiedzieć? – Usiadł wyżej i spojrzał wściekle w moje oczy. – Czy dałem ci jakikolwiek powód, żebyś wątpiła w to, że w razie konieczności będę czekać na ciebie aż do śmierci? Czy z jakiejkolwiek przyczyny możesz czuć się ze mną niepewnie?

Cholera, jak on umiejętnie wywoływał we mnie wyrzuty sumienia. Jak mogłam poprosić go, by poczekał, skoro w głębi duszy wierzyłam, że odejdzie ode mnie, na długo zanim zostanę naprawiona?

– Nie. Przepraszam. – Zwiesiłam ramiona. Każda część mnie była ciężka i zimna. – Okazałeś mi tylko delikatność i wsparcie.

– Mogę być wściekły na wszystko, co ci zrobili, takie jest moje prawo jako twojego przyszłego męża, ale daję ci słowo, że traktuję nasz związek bardzo poważnie. Kiedy powiem słowa „dopóki śmierć nas nie rozłączy”, to będę je mówił na poważnie. Tess, gdy podpiszesz tę umowę, nie będzie już odwrotu. Możesz nazywać mnie staroświeckim albo zaborczym draniem, ale staniesz się moja. Na zawsze.

Moje serce dostało skrzydeł, a strach, że Q mnie wyrzuci, zniknął. Uwierzyłam mu. Niezależnie od tego, jak długo będę dochodzić do siebie, on będzie dla mnie na każdym kroku.

– Nie byłam wobec ciebie w porządku. Je suis à toi, Q. – Jestem twoja.

Rysy jego twarzy złagodniały, w jego wzroku pojawił się błysk uwielbienia. Podciągnął mnie do góry i posadził na fotelu obok siebie. Wydął usta, a potem sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni. Wyjął z niej coś szeleszczącego.

– Nie miałem zamiaru ci tego dawać, ale chyba musisz sobie przypomnieć, jak silne uczucia do ciebie żywię. Tak, jesteś moja, ale ciągle się z tobą pierdolę. – Podał mi złożony kawałek papieru, odwrócił się na fotelu, skrzywił się i wyjrzał przez okno.

Silniki samolotu mruczały, gdy zaczęliśmy schodzić z chmur na ziemię. Wyspy, które jeszcze niedawno znajdowały się na horyzoncie, teraz były już pod nami, nakrapiane budynkami. Zobaczyłam szary pas startowy. Gdy pogładziłam papier, mój pierścionek zaręczynowy błysnął drogą tęczą.

Gapiłam się na notkę, jakby miała sprowadzić na mnie śmierć. Nigdy bym się nie spodziewała, że Q może napisać list miłosny. Ale skoro nie chciał, żebym go czytała, to po co mi go dał?

– Czytaj, kobieto. Przecież cię to nie pogryzie – mruknął, nadal gapiąc się przez okno.

Nabrałam powietrza, rozłożyłam papier i wygładziłam go. Na widok męskiego charakteru pisma Q ponownie się w nim zakochałam. Wszystko, co robił, było bezbłędne.

Esclave… Tess,

nie zobaczysz tego, tak jak nie powiem Ci pewnych rzeczy o sobie, bez względu na to, jak długo będziemy małżeństwem.

O ja pierdolę. Małżeństwem.

Ja w małżeństwie? Nigdy nie sądziłem, że doświadczę tego, co inni uważają za oczywiste – rzecz jasna aż do chwili, w której poznałem Ciebie. Stanęłaś w progu mego domu i ukradłaś moje serce, kiedy zaczęłaś ze mną walczyć na stole od bilarda. Jeszcze nigdy nie byłem tak bardzo podniecony i tak kompletnie zdezorientowany.

Próbowałem uchronić Cię przed sobą, ale nigdy nie sądziłem, że będę musiał uchronić Cię przed draniami z mojego obrzydliwego życia. Zawiodłem Cię i nie sądzę, bym kiedykolwiek był w stanie pojąć, ile przeze mnie wycierpiałaś.

Byłaś przeze mnie torturowana.

Mógłbym obiecać Ci cały świat. Mógłbym wyciąć sobie serce i złożyć je u Twoich stóp. Mógłbym pisać sonety, wiersze i teksty piosenek, wszystko po to, by spróbować pozbyć się pieprzonych wyrzutów sumienia, wiem jednak, że nic nie sprawi, że ból odejdzie.

Kiedyś byłaś silna, a teraz jesteś jeszcze silniejsza. Myślisz, że jesteś zepsuta, ale ja widzę prawdę. Wykluczyłaś mnie i zmusiłaś do stawienia czoła najgorszemu koszmarowi, a w dodatku czuję, że w każdej chwili możesz zniknąć.

Ale od momentu, gdy tylko powiesz „tak”, nie będziesz mogła odejść. Kiedy podpiszesz dokumenty i staniesz się Tess Mercer, Twoja dusza zacznie należeć do mnie. Będziesz naprawdę moja, a ja zostanę Twoim panem na wieki. Może wtedy strach zniknie.

Kurwa, mam taką nadzieję, bo każdego dnia wariuję. Szaleję, bo przychodzi mi do głowy, że wyjdziesz i nie wrócisz.

Gdy już będziesz naprawdę moja, może nabiorę odwagi i pokażę Ci trochę tego, co ukrywałem przez całe swoje życie. Chcę powitać Cię w moim świecie. Chcę dzielić się z Tobą wszystkim, czym jestem. Chcę nauczyć Cię wszystkiego, co wiem.

Kurwa, Tess, Ty tego nie rozumiesz. Czy wiesz, że to nie ja mam władzę, lecz Ty? To Ty kontrolujesz sytuację, a przyznanie tego mnie zabija.

Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? Czy kiedykolwiek spojrzysz na mnie tak, jak wcześniej? Czy kiedykolwiek przestaniesz myśleć, że gdybyś nigdy mnie nie spotkała, nigdy nie porwano by Cię drugi raz? Gdybym tylko przy pierwszej lepszej okazji odesłał Cię do domu… Gdybym tylko powstrzymał mrok. Gdybym… analiza wszystkiego po czasie to zdradliwa suka.

Ale gdybym Cię odesłał, moje życie pozostałoby takie samo. Puste. Samotne. Nie mogę więc żałować, że się w Tobie zakochałem, nawet jeśli moje pragnienie Ciebie niemalże Cię zabiło.

Widzisz więc? To błędne koło. W kółko i w kółko. Jestem przyczyną Twojego bólu, a mimo to pragnę więcej. To przeze mnie jesteś zdruzgotana, ale to ja chcę ponownie Cię skleić.

Jestem takim samolubnym draniem.

Wybacz mi. Wybacz mi moje grzechy, a otworzę swoją duszę i wpuszczę Cię do środka.

Co za ironia losu, że myślisz, że to ja Ciebie zostawię. Jakie to żałosne, że myślisz, że na mnie nie zasługujesz. Prawda jest taka, że jestem przerażony, że w końcu zobaczysz we mnie potwora i zaczniesz mną gardzić. Jestem kompletnie rozpieprzony.

Twoim zdaniem jestem niepokonany. Ale to nieprawda. Jestem słaby. Słaby przez Ciebie i wszystko, co czuję, gdy z Tobą przebywam.

Powiedz „tak”. Proszę, kurwa, powiedz „tak”.

Jeśli to uczynisz, będę najlepszym panem i mężem, jakiego widział świat. Dam Ci życie pełne doświadczeń i namiętności.

Wreszcie znajdziemy pokój w mroku…

List nie miał zakończenia, tak jakby Q nie mógł znieść napisania kolejnego słowa. Nawet kropka nie zamykała tak brutalnie odsłaniającego go listu.

Żyłam w kłamstwie. W kłamstwie, bo myślałam, że tylko kocham Q. Wcale go nie kochałam. Ja go uwielbiałam. Czciłam. Żyłam dzięki niemu.

Światło, kolor i tryskająca życiem radość dały mi siłę do odrzucenia poczucia winy i przyjęcia tego, co Q właśnie mi pokazał.

Wybaczyć mu? Nie miałam mu nic do wybaczenia. Oboje byliśmy ofiarami łańcucha przyczyn i skutków, pionkami w grze o szczęście i stratę. Mieliśmy siebie – co oznaczało, że mimo tego, co przeszliśmy, udało nam się wygrać.

– Q, nie muszę składać żadnych przysiąg. Już posiadasz moją duszę. – Spojrzałam na jego nieruchomą postać. – Nie muszę ci wybaczać, bo niczemu nie jesteś winny. Nie popełniłeś żadnego przestępstwa. Żadnego grzechu. – Czekałam, by dał mi jakiś znak, że mnie słyszy. Cały czas siedział sztywno w fotelu. Poruszył dłonią.

Opony samolotu uderzyły o asfalt i przeszliśmy od lotu do jazdy po pasie startowym. Moje serce pozostało w chmurach, tańcząc ze świadomością, że kocha mnie człowiek tak lojalny i niesamowity, jak Q.

Przeszłam drogę od niechcianej do ubóstwianej. Zmiana w moim świecie była tak niszczycielska, że nie pamiętałam, jak wstałam i zeszłam za Q po schodach po tym, jak samolot zatrzymał się na płycie lotniska. Gdy Q zaprowadził mnie do eleganckiej czarnej limuzyny i ruszyliśmy, dryfowałam w bańce zachwytu. Nie rozmawialiśmy ze sobą – obdarci ze skóry nie byliśmy w stanie zaryzykować i przyznać, że ten list sprawił coś, czego nie potrafiły uczynić słowa. Dał nam nadzieję.

Gdy już siedzieliśmy bezpiecznie w czarnej limuzynie, Q odwrócił się do mnie i spytał cicho:

– Teraz już rozumiesz?

Spojrzałam w jego udręczone oczy.

– Teraz rozumiem.

Rozdział 2

Zmieniliśmy się, naznaczyliśmy swe splamione dusze pozbawione normalności. Dusze potworów zrodzonych w ciemności.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14

Tytuł oryginału:

Twisted Together

Redaktor prowadząca: Ewelina Sokalska

Wydawca: Agata Garbowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Ewa Popielarz

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Projekt okładki: by Ari at Cover it!

Twisted Together

Copyright © 2014 Pepper Winters

Published by Pepper Winters

Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Emilia Skowrońska, 2020

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66611-03-0

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek