Cenniejsze niż złoto - Jennifer Lewis - ebook

Cenniejsze niż złoto ebook

Jennifer Lewis

3,5

Opis

Vicki chce odnaleźć zaginioną przed wiekami pamiątkę rodziny Drummondów. Niestety, poszukiwany skarb znajduje się na zatopionym statku. Vicki musi prosić o pomoc Jacka, swojego byłego kochanka, który specjalizuje się w podwodnych eskapadach. Ryzykuje, że Jack ponownie złamie jej serce…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (14 ocen)
4
2
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jennifer Lewis

Cenniejsze niż złoto

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Nazywam się St. Cyr – oznajmiła Vicki przy kontuarze hotelowej recepcji.

– Cześć, Vicki – usłyszała za sobą głęboki głos i zobaczyła, że oczy recepcjonistki rozbłysły.

Odwróciła się i ujrzała tak dobrze jej znanego przystojnego mężczyznę.

– Cześć, Jack – odpowiedziała i zbyt późno uświadomiła sobie, że odruchowo w obronnym geście skrzyżowała ramiona na piersi. – Co za niespodzianka spotkać cię tutaj.

– Ja też jestem zaskoczony. – W jego głosie nie było ani trochę więcej zdziwienia niż w jej, a spojrzenie zdawało się przenikać do najgłębszego zakamarka duszy Vicki. Jeżeli w ogóle jeszcze miała duszę. – Podobno mnie szukasz – rzucił.

Drgnęła nerwowo. Skąd się o tym dowiedział? Liczyła przynajmniej na przewagę wynikającą z elementu zaskoczenia. Ale przecież Jack zawsze wyprzedzał ją o dwa posunięcia.

– Mam dla ciebie propozycję. Biznesową propozycję – uściśliła szybko, by uniknąć niezamierzonej dwuznaczności.

Oparł się o kontuar ze swobodnym leniwym wdziękiem jaguara.

– Może omówmy to w jakimś bardziej ustronnym miejscu – zaproponował z gorącym błyskiem w czarnych oczach i zwrócił się do recepcjonistki: – Ona się tu nie zatrzyma.

Vicki ogarnęło pożądanie zmieszane z lękiem, ekscytacją, a nawet już zawczasu żalem z powodu tego, co zamierzała zrobić. Poprawiła torbę na ramieniu. Jest teraz silna psychicznie i poradzi sobie z Jackiem. Musi sobie poradzić.

– Dlaczego miałabym się tu nie zatrzymać? – spytała, choć oboje doskonale znali odpowiedź.

– Ponieważ zamieszkasz u mnie. Jak za dawnych dobrych czasów – odrzekł i na jego zmysłowych wargach pojawił się drapieżny uśmiech.

Podniósł z podłogi jej walizkę i energicznym krokiem ruszył do drzwi. Vicki z mimowolnym podziwem przyjrzała się jego smukłej, lecz muskularnej sylwetce w wytartych dżinsach i znoszonym obcisłym podkoszulku.

– Czy mam odwołać rezerwację? – spytała recepcjonistka, gdy Jack zniknął za obrotowymi drzwiami. – W takim razie musi pani zapłacić pięćdziesiąt dolarów.

– Dobrze – powiedziała Vicki i położyła na ladzie kartę kredytową.

Cóż znaczy pięćdziesiąt dolarów w porównaniu z jej długami? Zresztą pobyt w tym wytwornym hotelu Ramona Beach kosztowałby ją fortunę. Dwa lata usiłowań, by nadal uchodzić za zamożną, doprowadziły ją niemal na skraj nędzy. Właśnie jedynie dla zachowania pozorów zamierzała wynająć tutaj apartament.

Ale rozpaczliwe sytuacje wymagają podjęcia rozpaczliwych środków. Takich, jak udanie się do kryjówki Jacka Drummonda.

Gdy wyszła z hotelu w słoneczny żar południowej Florydy, Jack siedział już za kierownicą klasycznego forda mustanga. Silnik pracował, a drzwi od jej strony były otwarte. Czy Jack wiedział, że Vicki nie ma samochodu? Dawniej zawsze wynajmowała wóz, lecz obecnie nie stać jej było na taki luksus. Usiadła w miękkim skórzanym fotelu.

– Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? – spytała.

– Mam wszędzie swoich szpiegów – odpowiedział, wyjeżdżając z hotelowego parkingu.

– Nieprawda, nie masz żadnych szpiegów. Zawsze działasz sam.

Spoglądał przed siebie na drogę, więc wykorzystała okazję, by przyjrzeć się jego przystojnej opalonej twarzy i ciemnymi włosom ze złocistymi pasmami.

– Kręciłaś się przy Drummondach w Nowym Jorku – rzekł. Wciąż nie patrzył na nią, ale zobaczyła, że mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. – Domyśliłem się, że ja będę następny.

Wzięła gwałtowny wdech.

– Spędziłam kilka przyjemnych tygodni z Sinclairem i jego matką. Miło było spotkać znowu dawnych przyjaciół.

Jack uśmiechnął się krzywo.

– Cokolwiek robisz, zawsze masz jakiś ukryty motyw.

Zesztywniała.

– Moje motywy są bardzo proste. Pomagam Katherine Drummond odnaleźć części zabytkowego rodzinnego kielicha mszalnego.

– I czynisz to wyłącznie z pasji dla historii? Podobno zajęłaś się handlem antykami.

– Ten kielich ma bardzo ciekawą przeszłość.

– Och, naturalnie – rzucił z ironią. – Przed trzystu laty trzej bracia po burzliwej morskiej żegludze z ojczystej uroczej Szkocji przybyli do Nowego Świata. Wówczas podzielili między siebie kielich i rozstali się, ale ślubowali, że pewnego dnia ponownie złożą w całość ów rodzinny skarb. Tylko w ten sposób potężny klan Drummondów odzyska minioną świetność i szczęście. – Roześmiał się głośno. – Daj spokój, Vicki. To nie w twoim stylu.

– Wyznaczono nagrodę – wyjaśniła, wiedząc, że Jacka prędzej skuszą pieniądze niż sentymenty.

– Tak, dziesięć tysięcy dolarów. – Skręcił z głównej szosy w boczną, niebrukowaną drogę wysadzaną palmami i wysokimi piniami. – Mam w bagażniku graty warte więcej.

– Dwadzieścia tysięcy za każdy element. Przekonałam Katherine, by powiększyła sumę, żeby przyciągnąć prawdziwych poszukiwaczy skarbów.

– Takich jak ja – rzekł.

– Jak ja – poprawiła go. I wtedy wreszcie na nią spojrzał. Na nowo przeniknęło ją pogrzebane od dawna uczucie. Zadrżała z lęku. – Oczywiście, to nie znaczy, że naprawdę potrzebuję tych pieniędzy. Ale skoro mam szukać jakiegoś starego pucharu, niech mi się to przynajmniej opłaci.

– I potrzebujesz moich talentów tropiciela skarbów, by zdobyć tę nagrodę.

– Jesteś w tym najlepszy na całym wybrzeżu Atlantyku. Czytałam artykuł o twoim nowym statku i kosztownym sprzęcie. Jesteś sławny.

– Niektórzy nazwaliby mnie raczej osławionym.

– A fragment tego kielicha znajduje się najprawdopodobniej gdzieś w twoim domu – powiedziała.

Pierwszy element znalazła na strychu rezydencji jego kuzyna Sinclaira na Long Island.

– Jeśli w ogóle jeszcze gdziekolwiek istnieje – odparł.

Skręcił w nieoznaczoną drogę wiodącą do plaży i po chwili zaparkował nieopodal szerokiego drewnianego pomostu, przy którym kołysał się całkiem spory biały jacht z lśniącymi relingami.

– Twoja przystań wygląda inaczej, niż ją pamiętałam.

– Minęło dużo czasu – rzucił.

Wysiadł i zaniósł na pomost jej walizkę.

– Nie tak dużo. Były tu budynek i brama – powiedziała.

I ławka, na której kochali się kiedyś w blasku księżyca w pełni.

– Zmiótł je ostatni huragan. Tutejsze drogi też robią się coraz krótsze po każdym większym sztormie.

– To musi być frustrujące, że morze stopniowo zabiera ci kosztowną posiadłość.

– Nie, jeśli lubi się zmiany – odparł.

Wrzucił walizkę, odwrócił się i pomógł Vicki wejść na jacht. Usiadła w dużym wyściełanym krześle rybackim przytwierdzonym do pokładu i mocno chwyciła się poręczy. Jack zawsze lubił ostrą żeglugę. Ryknęły silniki i łódź wystartowała gwałtownie, podskakując na wzburzonej wodzie. Po mniej więcej minucie na horyzoncie pojawiła się wyspa Jacka. Porośnięta palmami i bez żadnych widocznych zabudowań, sprawiała wrażenie bezludnej wysepki, na którą morze wyrzuca rozbitka, by marnie zginął. A Vicki miała utkwić tam na łasce Jacka Drummonda, chyba że zdecyduje się wrócić wpław.

Przystań na wyspie nie zmieniła się od czasu, gdy Vicki widziała ją ostatnio przed kilku laty. Zbudowana z ozdobnie rzeźbionego koralowca dawno temu przez bogatych przodków Drummonda, miała po bokach dwie kamienne wieżyczki, w których niegdyś zapewne pełnili wartę uzbrojeni strażnicy. Może nadal tak jest, jeśli wierzyć opowieściom o bogactwie Jacka.

Vicki zachwiała się, wychodząc z jachtu na nabrzeże.

– Ostatnio niewiele czasu spędzałam na wodzie – wyjaśniła.

– Szkoda – skomentował i obrzucił ją zmysłowym spojrzeniem, pod którym mimo woli się zaczerwieniła.

Tylko Jack tak na nią działał. Zazwyczaj wobec mężczyzn była śmiała i swobodna. Czy on nadal uważa mnie za piękną? – zastanowiła się nagle i poczuła się niepewnie.

Co cię to obchodzi? – powiedziała sobie w duchu. – Nie przyjechałaś tu, by zdobyć miłość Jacka. Potrzebujesz jego pomocy przy odnalezieniu pucharu, a potem na zawsze zapomnisz o tym facecie.

Stare domostwo na wyspie wybudowano niewątpliwie raczej jako fortecę niż przytulną siedzibę. Otaczał je gęsty żywopłot kokkoloby, a w ścianach były tylko dwa niewielkie okna. Okute żelazem wrota, rozwarte na oścież, wpuszczały do środka promienie porannego słońca.

– Czy masz jeszcze jakiegoś gościa? – spytała z niepokojem, gdyż widok tych otwartych drzwi nasunął jej nieproszoną myśl o innej kobiecie.

Nie śmiała przypuszczać, że Jack nie jest obecnie związany z żadną. Zwykle nie mógł się od nich opędzić.

– Będziemy sami – oznajmił i wszedł pierwszy do swego azylu.

To dobrze, pomyślała, gdyż w danej sytuacji nie życzyła sobie rywalki.

W wejściowym holu podłoga z różnobarwnego marmuru o skomplikowanym wzorze kontrastowała z surowym wyglądem zewnętrznym rezydencji. Przodkowie Jacka najwyraźniej lubili piękne, kosztowne rzeczy. Może właśnie dlatego zostali piratami.

Jack jak zwykle emanował arogancką pewnością siebie. Nosił się z niedbałą swobodą i nawet nie próbował stosować się do obowiązujących kanonów mody. Nie musiał. Będąc potomkiem na poły rozbójniczej dynastii poszukiwaczy skarbów, rozbudował rodzinną firmę handlową i w ciągu minionych pięciu lat zarobił – legalnie – więcej niż wszyscy jego przodkowie razem wzięci.

– Cieszę się, że przyjechałaś – oświadczył.

Zastanowiła się, czy powiedział to szczerze. W każdym razie pora rozpocząć flirt.

– Ja również jestem z tego rada – odrzekła. – Tęskniłam za tobą.

– To z każdą chwilą robi się coraz ciekawsze. Jednak wciąż nie potrafię rozgryźć, o co ci naprawdę chodzi.

Uraziła ją ta niezbyt romantyczna uwaga.

– Czy chęć odwiedzin dawnego przyjaciela nie jest wystarczającym powodem?

– Nie – odparł. – Wiem też, że nie skusiłaby cię połowa dwudziestotysięcznej nagrody. Chyba że twoja sytuacja finansowa drastycznie się pogorszyła – dodał i przyjrzał się jej przenikliwie.

Vicki drgnęła nerwowo, lecz starała się nie okazać niepokoju. Po śmierci jej ojca na zawał prasa nie wywęszyła jeszcze jego starannie ukrywanej ruiny finansowej. Matka wymknęła się na Korsykę z bogatym przyjacielem swego zmarłego męża. Vicki więc jako jedyna została niemal bez grosza.

– Zawsze potrafię znaleźć coś ładnego, na co wydam dziesięć tysięcy – rzuciła lekkim tonem i dotknęła srebrnej bransoletki wartej jakieś dwanaście dolarów. – To przekleństwo dorastania w luksusie i posiadania wyrafinowanego gustu do kosztownych rzeczy.

– Nigdy nie musiałaś zarabiać na życie – zauważył.

– Obecnie sprawia mi to satysfakcję – skłamała. Gdyby Jack się dowiedział, jak bardzo potrzebuje pieniędzy, zapewne byłby mniej skłonny pomóc jej w poszukiwaniu tego pucharu. – Poza tym może po prostu dojrzałam.

Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął głośnym śmiechem.

– Dojrzałaś? Ty? Jesteś najbardziej lekkomyślną i nieobliczalną osobą, jaką znam. I właśnie za to tak cię lubię.

– Minęło dużo czasu. Być może stałam się bardziej konwencjonalna.

– Szczerze wątpię.

– A dlaczego ty zadajesz sobie trud zarabiania pieniędzy? – spytała, decydując się przejść do ofensywy. – Mógłbyś żyć wygodnie dzięki fortunie zrabowanej przez twoich przodków, lecz zamiast tego nieustannie przemierzasz oceany w poszukiwaniu jakichś zatopionych złotych dublonów.

– Robię to dla rozrywki – wyjaśnił. – Łatwo się nudzę.

Vicki poczuła skurcz serca. Nią też się znudził. Po ośmiu cudownych miesiącach odszedł, by znaleźć sobie do łóżka nową pannę.

– Ja też. A na co wydajesz zarobione w ten sposób pieniądze?

– Kupuję sobie nowe zabawki, a resztę trzymam w workach zakopanych przy domu. – W jego oczach zamigotał szelmowski błysk. – Kocham drogie jachty.

Na słowo „kocham” poczuła się jeszcze bardziej niepewnie i oblała się rumieńcem. Dlaczego ze wszystkich mężczyzn tylko Jack Drummond potrafi doprowadzać ją do takiego stanu?

– Wróćmy do tego pucharu – powiedziała, usiłując się opanować. – Jest częścią historii twojej rodziny i prawdopodobnie tkwi w jakimś zakurzonym kącie tej starej rudery. – Wskazała kamienne ściany wokoło. – Przychodzi ci do głowy, gdzie mógłby być?

– Nie mam pojęcia – odrzekł Jack po chwili zastanowienia.

– Czy możemy przejrzeć twoje rodzinne archiwum?

– Piraci z oczywistych powodów nie sporządzali szczegółowych zapisków.

– Twoi przodkowie nie zdołaliby zgromadzić takiego olbrzymiego majątku, gdyby nie prowadzili skrupulatnie rachunków. Założę się, że jest tu gdzieś kilka starych, oprawnych w skórę ksiąg rejestrowych.

– Nawet jeśli tak, to dlaczego mieliby zawracać sobie głowę wpisaniem do nich bezwartościowej części starego kielicha? Zapewne po prostu ją wyrzucili.

– Rodzinną pamiątkę? Nie sądzę – zaoponowała. – Drummondowie byli zbyt dumni ze swego szkockiego pochodzenia, by tak postąpić. Spójrz – rzekła, wskazując wielki herb z łuszczącą się farbą wiszący nad starym kamiennym kominkiem.

– Istotnie, przechowywali szczegółowe rejestry i dokumenty – przyznał Jack z uśmiechem. – I dokładnie przejrzałem je wszystkie. Nie znalazłem żadnej wzmianki o jakimkolwiek pucharze.

– Nie chodzi o cały puchar. Jego nóżkę odnaleźliśmy aż w Nowym Jorku. Ty masz przypuszczalnie podstawę albo czarę. Ktoś mógł opisać tę część inaczej, nie wiedząc, czym w istocie jest. Może przejrzyjmy razem te księgi, poczynając od wzmianki o osobie, która jako pierwsza posiadała fragment kielicha, i przekonajmy się, czy na coś natrafimy.

– Och, nie ma tam niczego o tym człowieku. To nie on zbudował ten dom. I o ile mi wiadomo, w ogóle nigdy nie postawił nogi na tej wyspie. Utonął na starym żaglowcu wraz z całym swym majątkiem.

Vicki spochmurniała.

– To kto zapoczątkował linię rodu?

– Jego syn. Dopłynął wpław do brzegu i objął w posiadanie tę wyspę. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat, ale pokonał wszystkich, którzy usiłowali mu w tym przeszkodzić. Miał kilka muszkietów i strzelb uratowanych z wraku. W końcu zdołał obrabować bądź oszwabić tylu ludzi, że odbudował rodzinną fortunę. Jestem pewien, że był uroczym chłopakiem.

– Nie wątpię – odrzekła, a potem nagle serce jej zamarło. – Czyli jeśli jego ojciec miał część kielicha, to utonęła?

– Razem ze wszystkimi zrabowanymi przez niego łupami i jego świeżo poślubioną nieletnią żoną.

Vicki z sykiem wciągnęła powietrze. Jack z nią igrał! Od początku wiedział, że przedmiot, który pragnęła tu odszukać, już dawno zaginął.

– Czy ten statek zatonął daleko stąd? – spytała.

– Niedaleko, w pobliżu wyspy. Morze wyrzuciło tego chłopaka na brzeg uczepionego ułamka masztu. To nie mogło być więcej niż kilka mil.

– Odnajdźmy ten wrak.

Jack znowu zaniósł się głośnym śmiechem.

– Jasne! Zarzucimy wędkę i go wyciągniemy. Ludzie od lat szukają tego statku.

Wizja jej dziesięciu tysięcy dolarów nagrody zaczęła się rozwiewać.

– A dlaczego jeszcze go nie znaleźli?

– Nie wiadomo – odrzekł, wzruszając ramionami.

– Daj spokój. Jestem pewna, że go szukałeś.

– Owszem, dawniej. Na tych wodach jest pełno starych wraków i stale natrafiałem na jakiś inny, który przykuwał moją uwagę. Niegdyś regularnie żeglowały tędy z Hawany hiszpańskie flotylle przewożące kosztowności, nękane przez gwałtowne sztormy i huragany. To uczyniło z tego rejonu bogaty teren łowiecki dla poszukiwaczy skarbów.

– Ale teraz masz lepszy sprzęt niż kiedyś – nalegała podekscytowana. – Założę się, że na tym zatopionym statku były skarby.

– Niewątpliwie. – Jack spojrzał na nią i w jego oczach zamigotało rozbawienie. – Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będziesz mnie błagać, żebym zabrał cię na poszukiwanie podmorskich skarbów.

– Wcale cię nie błagam! – zaprotestowała oburzona.

– Ale zaczniesz, jeśli się nie zgodzę.

– Po prostu cię proszę – powiedziała, zirytowana jego arogancją.

– Nie – odparł, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Oszołomiona Vicki dogoniła go w długim korytarzu wyłożonym kamiennymi płytami.

– Co to znaczy nie? – spytała.

Odwrócił się do niej.

– Nie pomogę ci szukać kawałka jakiegoś idiotycznego kielicha. Chociaż jestem cholernie ciekawy, dlaczego tak bardzo ci zależy na jego odnalezieniu.

– A jeśli ta legenda jest prawdziwa i Drummondowie nigdy już nie będą znowu szczęśliwi, o ile nie złożą w całość tego pucharu?

Jack popatrzył na nią sceptycznie.

– Z tego, co wiem, obecnie nikt z naszej rodziny nie jest prawdziwie nieszczęśliwy.

– Ale też żaden z jej członków nie zawarł udanego związku małżeńskiego – przypomniała.

Chociaż jej kuzyn Sinclair niebawem się ożeni – w ogromnej mierze dzięki jej ingerencji.

– Może właśnie dlatego jesteśmy szczęśliwi – rzucił, wzruszając ramionami i ruszył dalej.

– Czy twoi rodzice byli szczęśliwym małżeństwem? – spytała, niemal biegnąc, by za nim nadążyć.

– Wiesz, że nie. Matka przy rozwodzie doszczętnie oskubała ojca. Dostała nawet tę wyspę.

Matka Jacka, Nikaraguanka, była słynną modelką, i miała teraz czwartego czy piątego męża.

– Widzisz? Rodzice Sinclaira także nie byli szczęśliwym stadłem. To jego mama nalega na odszukanie tego kielicha. Nie chce, by jej syn cierpiał w życiu tak jak ona. Sinclair niedawno się zakochał, w swojej byłej gospodyni.

– To obala twoją teorię o rodowej klątwie.

– Ale ich miłość rozkwitła dopiero, kiedy wszczęli poszukiwania tego pucharu.

Jack dotarł do rzeźbionych drewnianych drzwi i położył dłoń na klamce.

– Jakież to urocze. A co, jeśli ja nie chcę się zakochać?

– Może już się zakochałeś.

– W tobie? – spytał z przekornym błyskiem w oczach.

– W samym sobie – rzuciła złośliwie, lecz zaraz się zreflektowała. – No dobrze, ta uwaga była nie na miejscu. Jesteś człowiekiem zaskakująco skromnym, jeśli zważyć twoje bogactwo i imponujące dokonania. I myślę, że nigdy nie narzekałeś na brak kobiet szaleńczo w tobie zakochanych.

– A jednak masz rację – rzekł z zadumą.

– W tym, że kochasz samego siebie?

– Nie. W tym, że nigdy nie byłem naprawdę zakochany.

Oczy mu pociemniały. Wyglądało, jakby chciał coś jeszcze dodać, lecz ostatecznie zrezygnował.

– I myślisz, że nadeszła na to pora? – spytała ostrożnie.

– Pragnę mieć dzieci – wyznał, wciąż z ręką na klamce.

Szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Jack Drummond chce założyć rodzinę? To nie do wiary. Zapewne ją nabiera.

– Może następny sztorm wyrzuci kilkoro na brzeg – rzuciła lekko.

– Myślisz, że żartuję, ale tak nie jest. Lubię dzieci. Są zabawne. Dzięki nim można ujrzeć wszystko z odmiennej perspektywy. I uwielbiają zabawki tak jak ja.

Vicki się roześmiała.

– Dlaczego więc żadne niemowlęta nie raczkują w rezydencji Drummondów?

– Nie spotkałem jeszcze ich mamy – wyznał i spojrzał Vicki w oczy. – A przynajmniej tak sądzę.

Czy naprawdę w jego głosie zabrzmiał cień obietnicy? – pomyślała. – A może on tylko się ze mną droczy?

– Tym bardziej musisz odnaleźć ten kielich, żebyś mógł poznać swą wymarzoną wybrankę i ją poślubić. Obejrzyjmy kilka spośród tych twoich ukochanych starych map i spróbujmy ustalić położenie tego zatopionego wraku.

W końcu nacisnął klamkę i pchnął drzwi.

– Ale najpierw chodźmy do łóżka – powiedział.

Tytuł oryginału: The Deeper the Passion…

Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 2012

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2012 by Jennifer Lewis

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2014, 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1926-6

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.