Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Historia księcia Xianle, Xie Liana, to opowieść o chwale, upadku i niewyobrażalnym cierpieniu.
Paradę w Xianle przerywa nagły krzyk. Mimo że Xie Lian ratuje spadającego z muru chłopca, to ten akt odwagi staje się początkiem pasma nieszczęść: suszy w Yong’an, buntów, wojny, a w jej cieniu — zarazy. „Choroba szkaradnych obliczy” odbiera ludziom rozum i… życie. Nie ma na nią lekarstwa.
Pojawia się jednak tajemnicza postać w bieli z kuszącą propozycją odwetu. Oko za oko, krew za krew.
Czy Xie Lian zdoła powstrzymać tych, którzy pragną zemsty?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 383
Imię: Xie Lian
Aliasy: Hua Xie
Przydomki: Radujący Bogów, Kwietny Bóg-Wojownik, Kwietny Generał/Generał Hua
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Pawilon Xianle w stolicy Niebios
Miejsce urodzenia: Xianle (następca tronu)
Data urodzenia: 15 lipca
Wzrost: 178 cm
Sprzymierzeńcy: Ling Wen
Znaki szczególne: dwie Przeklęte Obręcze
Broń: wstęga Ruoye
Ekwipunek: słomkowy kapelusz, zawieszony na szyi pierścień
Istotne informacje: wniebowstąpił trzykrotnie, dwukrotnie zdegradowany
„Książę […] prawie się wcześniej nie pokazywał ludowi, bo a to się ukrywał w pałacu, a to zaszywał w górach, by praktykować, więc teraz nie mogli się oprzeć, by nie zerknąć na jego twarz. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wstrzymali oddech.
Skóra młodzieńca była tak biała, że aż przezroczysta, jak jadeit, który jeśli patrzeć na niego zbyt długą chwilę, rozpadnie się na kawałki. Ale brwi wydawały się dumne, a oczy jaśniały niczym poranna zorza. Piękna twarz i wyjątkowa uroda sprawiały, że ludziom brakowało śmiałości się mu przyglądać, chociaż książęta zwykle przyjmują uwagę ze strony innych ze spokojem.
Miał szesnaście, siedemnaście lat, najlepszy wiek. Gdyby spytać kogoś, jak powinien wyglądać Wojownik Radujący Bogów, to właśnie tak”.
Imię: Hua Cheng
Przydomki: Krwawy Deszcz w Poszukiwaniu Kwiatu, Sanlang
Ranking: armagedon – władca demonów
Gdzie go szukać: Dom Gry lub Dom Najwyższej Uciechy w Mieście Duchów, często przebywa w Kasztanowym Przybytku na ziemi
Wzrost: 190 cm
Znaki szczególne: opaska na prawym oku
Broń: zakrzywione ostrze losu Eming
Ekwipunek: dzwoneczki przy butach, srebrne karwasze, wpleciony w warkocz czerwony koralik
Istotne informacje: jeden z Czterech Wielkich Gróz
Specjalna umiejętność: srebrne motyle
„Minęło zaledwie kilka dni, ale Xie Lianowi się zdawało, że od kiedy ostatni raz się widzieli, upłynęło mnóstwo czasu. Przy każdym spotkaniu Hua Cheng wyglądał pięknie i przy każdym na inny sposób. Teraz jakby był o rok, może dwa starszy. Jego zwykle wspaniała twarz po wynurzeniu z wody olśniewała jeszcze bardziej. Śnieżnobiała cera, kruczoczarne włosy i czerwona wstążka, z dbałością wpleciona w cieniutki, opadający na prawy policzek warkocz. Dopiero teraz odkrył na czole Hua Chenga wdowi szpic, który czynił jego twarz jeszcze piękniejszą. A czarne oczy miały w sobie morderczą aurę. W połączeniu z delikatnością rysów efekt dawał wrażenie niemal idealnej równowagi”.
Imię: Ling Wen
Przydomki: Czcigodna Ling Wen
Aliasy: Ministra Jie (w sztuce), Nangong Jie
Ranking: bóg
Gdzie jej szukać: Wyższe Niebiosa
Istotne informacje: jedna z Trzech Trucizn
„– Tak jak mówisz, według ludowych opowieści ja zadawałam się z jeszcze większą liczbą niebian, a nie zadawałam się z ani jednym. Gdyby była to prawda, czyż nie siedziałabym tu jak na szpilkach? – dodała Ling Wen.
Odkąd zdobyła swoją pozycję, krążyły plotki, że zyskała ją dzięki romansowi z jakimś niebianinem. To między innymi właśnie z tego powodu początkowo w świątyniach Ling Wen nie paliły się kadzidła, a ludzie nie oddawali jej czci. Mówiono, że przy najbardziej zaciekłych protestach upokarzano ją w okropny sposób, ludzie wrzucali do skrzynki na ofiary fartuchy i szmatki menstruacyjne. Gdyby jednak podobne wieści dotyczyły niebianina, nie niebianki, stałoby się wprost przeciwnie – cieszyłby się sławą uwodziciela i czerpał z tego satysfakcję”.
Imię: Shi Wudu
Przydomki: Pan Wody, Wodny Despota
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Powiązania rodzinne: brat Shi Qingxuan, Pana Wiatru
Istotne informacje: jeden z Trzech Trucizn
„Z prawej strony [Pei Ming] miał młodego, lekko wachlującego się mężczyznę w bieli. Na papierowym wachlarzu widniał znak oznaczający «wodę», a z drugiej strony – trzy linie symbolizujące fale. Rysy miał trochę podobne do Shi Qingxuana, patrzył jednak z pogardą, wyzywająco i dumnie. Choć wyglądał na wykształconego i kulturalnego, w jego oczach kryło się coś, co kazało sądzić, że patrzy na innych z góry. Któż mógł to być inny, jeśli nie ów słynny «Wodny Despota»?”
Imię: Pei Ming
Przydomki: Świetlisty Generał
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Istotne informacje: jeden z Trzech Trucizn, uwodziciel, czczony jako bóg od spraw miłosnych
„Wśród wesołych okrzyków zasłony pięknego pawilonu się uniosły, odsłaniając scenę, a na niej wysokiego, majestatycznego generała, który promieniował pewnością siebie. Zdawał się nie widzieć zgromadzonych pod sceną niebian ani zachwycającej scenerii. Przeszedł parę kroków i zaczął śpiewać pieśń, pełną energii i zapału.
[…]
Sztuki z generałem Peiem były najlepsze, bo za każdym razem zmieniały się bohaterki – czasem były to niebianki, czasem demonice czy arystokratki. Jedna piękniejsza od drugiej, każda opowieść bardziej bezwstydna niż poprzednia. Niebianie oglądali je z wielką ciekawością i wyczekiwali pojawienia się aktorki”.
Imię: Mu Qing
Przydomki: Xuanzhen, Bóg-Sprzątacz
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Miejsce urodzenia: Xianle
„«Demon», który się przed chwilą odezwał, zawahał się, po czym ściągnął maskę. Pod zieloną skórą i ostrymi kłami kryła się urodziwa twarz.
Schludnie odziany młodzieniec miał około szesnastu, siedemnastu lat, oczy błyszczące jak dwie kulki obsydianu, miękkie włosy, opadające kilkoma kosmykami na czoło. Wydawał się spokojny i ułożony, co kontrastowało z trzymaną przez niego w ręku maską dzikiego demona.
– Mistrzu, Jego Książęca Wysokość powiedział, żeby się nie martwić, niedługo przyjdzie – odezwał się”.
Imię: Feng Xin
Przydomki: Nanyang, Bóg Hojnie Obdarzony, Bóg Hojnie Obdarzający
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Miejsce urodzenia: Xianle
„W ich stronę zaś ciemnym korytarzem pod bramą ktoś pędził. To też był szesnasto-, siedemnastoletni młodzieniec, wyprostowany, wysokiego wzrostu, o skórze złocistej niczym pszenica. Na plecach miał długi czarny łuk oraz śnieżnobiały kołczan. Chociaż wydawał się młody, spojrzenie miał nieprzejednane. Ledwie Mei Nianqing go zobaczył, złapał go i spytał:
– Feng Xin! Co z Jego Książęcą Wysokością?
– Mistrzu, melduję, że Jego Wysokość zabija demony na Górze Szlachetnych!”
Imię: Jun Wu
Przydomki: Władca Niebios, Pierwszy Bóg-Wojownik Trzech Światów, Cesarz Boski Wojownik
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Istotne informacje: większą część roku spędza na patrolowaniu gór i mórz
„Jun Wu siedział na tronie na podwyższeniu. Ręka, którą jak zawsze podpierał czoło, lekko się omsknęła. Wszyscy zamilkli i przenieśli spojrzenie na niego. Poprawił się. Wszyscy więc wrócili do patrzenia na Xie Liana.
[…]
Jun Wu złożył dłoń w pięść, przyłożył ją do ust i głośno odkaszlnął.
– To bardzo dobrze. Przez te wszystkie lata nie złamałeś przysięgi?
Wreszcie padło pytanie, na które Xie Lian mógł odpowiedzieć.
– Nie złamałem! – krzyknął, wdzięczny niemal do łez. – Nigdy: w przeszłości, teraz ani w przyszłości!
– Łatwo to sprawdzić. Mam pewne ostrze, zwie się Cudowna Czystość. Ma ono pewną wyjątkową właściwość: dziewicza krew, która skapnie na ostrze, nie zostawia na nim śladów. Upuść kroplę krwi i wszyscy poznamy prawdę.
Choć zamiłowanie Jun Wu do kolekcjonowania nietypowych mieczy było powszechnie znane, to i tak zebrani w pawilonie niebianie nie potrafili powstrzymać myśli: «Po co ci coś tak pokręconego… Co potem z nimi robisz?»”
Imię: Lang Qianqiu
Przydomki: generał Taihua, Jego Wysokość Taihua
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Istotne informacje: następca tronu Yong’an, jedyny, który przeżył masakrę na Złotym Bankiecie
„Xie Lian prawie się dusił ze śmiechu. Usłyszał jednak szept siedzącego nieopodal niebianina:
– Ech, kiedyś Jego Wysokość Taihua plasował się mniej więcej na tym miejscu.
– Tak, ale w tym roku na pewno nie da rady. Przez tamto zdarzenie jest przygnębiony, nie zajmuje się sprawami swoich świątyń, więc i lampionów jest mniej. W przeciwnym razie na pewno znalazłby się w pierwszej dziesiątce”.
Imię: Shi Qingxuan
Przydomki: Pan Wiatru, Pani Wiatru
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Powiązania rodzinne: brat Shi Wudu, Pana Wody
Broń/ekwipunek: wachlarz oraz koński ogon
Istotne informacje: hojny, łatwo nawiązuje przyjaźnie
„Taoistka o czerwonych ustach i jasnym spojrzeniu, z białymi zębami i takimiż szatami […] w dłoni wdzięcznie trzymała koński ogon […], uśmiechała się radośnie i kłaniając się, pozdrawiała mieszkańców wioski.
– Ha, ha, dziękujemy wam, bardzo dziękujemy! Jesteście zbyt łaskawi, naprawdę nie ma potrzeby aż tak nam kadzić! Aż się zawstydziłam… Wystarczy już, wystarczy. Dziękujemy! Ha, ha!
[…] Mieszkańcy wioski przez chwilę podziwiali nowo przybyłe, ale po jakimś czasie zaczęli rzucać ukradkowe spojrzenia w kierunku Qi Ronga, któremu ich zainteresowanie niespecjalnie się podobało.
[…] Jego zachowanie i zielonkawa twarz wystraszyły gapiów, którzy rozpierzchli się jak kuropatwy.
– Zacny… zielony człowieku. Czy Jego Książęca Mość jest w Przybytku? – zwróciła się Shi Qingxuan do Qi Ronga”.
Imię: Ming Yi
Przydomki: Pan Ziemi, Wysłannik Wzrastającego Księżyca
Ranking: bóg
„Druga miała na sobie czarne szaty, które podkreślały jej bladą, niemalże białą skórę. Piękne, ostro zarysowane brwi nad posępnym spojrzeniem.
[…] Qi Rong […] splunął i rzucił pogardliwie:
– Tfu! Niebiańskie suki! Nie waruję tu dla niego jak pies. Posłuchajcie uważnie, ja…
Nie skończył, Xie Lian dojrzał jedynie, jak znudzona Ming Yi podchodzi do Qi Ronga i sekundę później rozległy się odgłosy uderzeń i rozpaczliwy krzyk. Nie widział, co się dokładnie wyczynia. Shi Qingxuan wymachiwała końskim ogonem.
– Ming-xiong, taka przemoc… Doprawdy nie godzi się…
– Nie ma obaw, przecież sam mówi, że nie pilnuje Przybytku.
Xie Lian wyszedł z uniesionymi dłońmi, by powstrzymać ich przed zatłuczeniem Qi Ronga.
– Proszę o lekką rękę i wyrozumiałość, ten tutaj jest człowiekiem!
Na jego widok Ming Yi uniosła rąbek szaty i zdjęła but z pleców swojej ofiary”.
Imię: [chwilowo] nieznane
Przydomki: Wysłannik Ubywającego Księżyca
Gdzie go szukać: Miasto Duchów
Istotne informacje: Przeklęta Obręcz na prawym nadgarstku, shixiong boga zachodu Quan Yizhena
„– Mój panie – powiedział Wysłannik Ubywającego Księżyca, który ich tu sprowadził. – Powinni być tu wszyscy, którzy pojawili się dziś na ulicach. Miasto zostało zamknięte, nikt się nie wydostanie.
Słysząc ten znany z poprzedniego spotkania głos, Xie Lian nie mógł się powstrzymać, by […] nie zerknąć […] w poszukiwaniu Przeklętych Obręczy, lecz tym razem jego rękawy były ciasno zawiązane”.
Imię: Quan Yizhen
Przydomki: Jego Wysokość Qiying, bóg-wojownik zachodu
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
„Chciał właśnie coś powiedzieć, kiedy nagle jego uszu dobiegł trzask – młodzieniec zmiażdżył białą czarkę w dłoni.
Wydawał się rozwścieczony tą sztuką. Wyrzucił odłamki, podskoczył, wszedł na stół i jak strzała pomknął w stronę pawilonu, po czym zniknął za kurtyną. Kilku niebian rzuciło się za nim, podnieśli zasłonę, ale w środku nie było nikogo.
– Niedobrze, niedobrze – mówili przestraszeni. – Jego Wysokość Qiying znów bierze się do bicia!
«Qiying? Pawilon Qiyinga? Bóg-wojownik zachodu, Quan Yizhen?», pomyślał Xie Lian.
– Pani Wiatru, co się stało? – spytał szybko Shi Qingxuan. – Dlaczego Jego Wysokość Qiying tak się rzucił?
Shi Qingxuan oprzytomniała.
– Bicie jak… bicie – odpowiedziała z westchnieniem. – Ech, może i nie uwierzysz, ale Qiying często bije swoich wyznawców.
Pierwszy raz słyszał o tym, że jakiś bóg ośmielał się bić własnych wiernych”.
Imię: Qi Rong
Przydomki: Zielony Demon, Nocny Wędrowiec Zielonej Latarni, Książę Lustrzanego Odbicia
Ranking: masakra – władca demonów
Gdzie go szukać: Góra Wielkiej Zieleni, mauzoleum władców Xianle, Kasztanowy Przybytek na ziemi
Istotne informacje: jeden z Czterech Wielkich Gróz
„Qi Rong wpadł w szał, zaczął się miotać i przeklinać na czym świat stoi, wydawało się, że nie ma nikogo, czy to w Niebiosach, czy na ziemi, komu by się nie oberwało. Gdyby Xie Lian nie usłyszał tego na własne uszy, nie uwierzyłby, że jeden człowiek może nosić w sobie tyle urazy. Zwyzywał hipokrytę Jun Wu, parszywego ogiera Pei Minga, uwieszonego u jego nogi młodszego Peia, dziwkę Ling Wen (oby zdechła), gnoja Lang Qianqiu, wariata Quan Yizhena, nuworysza Pana Wody i sukę Panią Wiatru – najwyraźniej nie wiedział, że Shi Qingxuan tak naprawdę jest mężczyzną. Podsumowując, w Wyższej Izbie Niebios ryba psuje się od głowy, Trzy Trucizny mają tajne konszachty, nikt nie jest w porządku. Świat demonów nie jest lepszy. Przede wszystkim cholerny Hua Cheng i przyczajony Czarna Toń Zatapiająca Statki, którzy śmieli patrzeć na niego z góry. Przecież to tylko dwóch armagedonów, czy armagedon to coś wielkiego? Nadejdzie dzień, kiedy będą musieli przed nim klęknąć”.
Imię: Biel Bez Twarzy
Aliasy: Zguba w Bieli
Ranking: armagedon
Istotne informacje: jeden z Czterech Gróz
„Od stóp do głów odziana w żałobną biel, w tradycyjną szatę z obszernymi rękawami, [postać] na twarzy nosiła bladą maskę, której połowa się śmiała, a druga płakała. Niesamowite i dziwne. Ten zimny śmiech wydobywał się z jej ust.
[…]
Postać w żałobnej bieli zbliżyła się do niego, jej maska nagle znalazła się tuż przed twarzą Xie Liana.
– Witaj, Wasza Książęca Wysokość – zabrzmiał mu przy uchu szept zjawy.
Xie Lianowi zjeżył się włos na głowie.
Chciał się poruszyć, ale nie był w stanie – nie tylko włosy stały mu dęba na głowie, lecz także całe ciało jakby zlodowaciało. Dziwna postać w bieli przytrzymywała jego spoczywającą na mieczu rękę tak mocno, że ta zdawała się zamknięta w uścisku żelaznych szponów.
Żadną miarą nie mogła być człowiekiem”.
Imię: Mei Nianqing
Ranking: człowiek
Istotne informacje: mistrz i nauczyciel Xie Liana
„Ale Mei Niangqing nie odpuszczał:
– I oczywiście jak nie ty, to kto! Na miejscu było tylu królewskich żołnierzy, każdy mógł go złapać!
– Ale naprawdę jak nie ja, to kto? Kto poza mną mógłby to zrobić? – Xie Lian się uśmiechnął.
Nie było sensu zaprzeczać, bo miał rację. Ale patrząc na jego zadowolenie, Mei Nianqing czuł zarówno irytację, jak i rozbawienie.
– Klęcz! – zawołał. – Mówię ci, Wasza Książęca Wysokość, będziesz musiał odpokutować!”
Imię: Honghong
Ranking: człowiek
Miejsce pochodzenia: Xianle
„Brudny chłopiec z twarzą obwiązaną bandażami kulił się w jego ramionach i wpatrywał w niego.
Mógł mieć siedem, najwyżej osiem lat, był chudy i drobny, a jego małe ciałko drżało jak nowo narodzone zwierzątko. Spomiędzy niedbale zawiniętych wokół jego głowy bandaży spoglądało wielkie czarne oko, w którym odbijała się biała postać. Wpatrywał się w trzymającego go człowieka, nie mrugnąwszy ani razu, jakby nie umiał dojrzeć nic innego”.
Imię: Lang Ying
Ranking: człowiek
Miejsce pochodzenia: Yong’an
„– Nazywam się Lang Ying, mieszkam w Yong’an. Panuje tam susza, nie ma wody, nie ma zbiorów, brak nam jedzenia, brak pieniędzy. A tu? Wszystko tu jest: woda, jedzenie, robicie pomniki ze złota, pieniądze wrzucacie do wody, dlaczego nie możecie się z nami podzielić?
[…]
– A więc wypełznąłeś z tej nory, Yong’an – prychnął Qi Rong. – Jesteś łajdakiem z dziury zabitej dechami. Skoro jesteście biedni, to wolno wam kraść pieniądze bogów?
– Nie kradłem – odparł Lang Ying. – Oddałem cześć waszemu bogu. Klęknąłem przed nim i się pokłoniłem, czy więc nam pomoże?
Qi Rong się zakrztusił i mamrotał chwilę pod nosem: gdyby przytaknął, czy ten człowiek nie uciekłby z mieszkiem pełnym pieniędzy, przekonany, że racja jest po jego stronie?
– Bogowie są bardzo zajęci, kto miałby czas na takich drani jak wy?
– Też tak sądzę. – Lang Ying pokiwał wolno głową. – Przecież się modliliśmy, prosiliśmy, a nic to nie przyniosło. Mamy umrzeć, to umrzemy”.
Księga druga
Rzut oka na Aleję Boskiego Wojownika
Biały płatek podryfował po niebie pełnym okrzyków i kolorowych wstęg, po czym wylądował na mieczu.
Klinga uderzyła, przeszyła serce demona. Zginął na miejscu.
– Demony pokonane, złe moce okiełznane, niech Niebiosa nam błogosławią!
Po obu stronach Alei Boskiego Wojownika wrzawa niosła się jak fale, jedna wyższa od drugiej. Przed czerwonymi wrotami królewskiego pałacu odgrywający boga i demona taoiści ukłonili się na wszystkie strony, po czym się rozeszli. Ta wstępna walka wystarczyła jednak, by atmosfera stała się jeszcze gorętsza. Nie tylko obie strony ulicy były upakowane do granic możliwości, lecz jacyś śmiałkowie wspięli się nawet na dachy. Klaskali, wołali, tańczyli, weselili się.
Na wysokim tarasie rozradowany tłum złożony z rodziny królewskiej, książąt i szlachty oglądał widowisko. Tak wielkie wydarzenie przyciągnęło tysiące ludzi i gdyby miano wskazać najbardziej niecodzienną paradę z okazji Święta Latarni w historii państwa Xianle, z pewnością byłaby to ta dzisiejsza!
W pałacowej bramie setka ludzi tkwiła w uważnym, cichym oczekiwaniu. Zabił dzwon, a młody mężczyzna w wysokim nakryciu głowy i zdobionych szatach ułożył w zagłębieniu łokcia koński ogon i powiedział poważnie:
– Straż przednia!
– Są!
– Niebianki!
– Są!
– Muzycy!
– Są!
– Jeźdźcy!
– Są!
– Demon!
– Jest!
– Wojownik Radujący Bogów!
Brak odpowiedzi.
Młody taoista zmarszczył brew i powtórzył głośno:
– Wojownik Radujący Bogów? Jego Książęca Wysokość?
Tak jak wcześniej, nikt nie odpowiedział. „Demon”, który się przed chwilą odezwał, zawahał się, po czym ściągnął maskę. Pod zieloną skórą i ostrymi kłami kryła się urodziwa twarz.
Schludnie odziany młodzieniec miał około szesnastu, siedemnastu lat, oczy błyszczące jak dwie kulki obsydianu, miękkie włosy, opadające kilkoma kosmykami na czoło. Wydawał się spokojny i ułożony, co kontrastowało z trzymaną przez niego w ręku maską dzikiego demona.
– Mistrzu, Jego Książęca Wysokość powiedział, żeby się nie martwić, niedługo przyjdzie – odezwał się.
Mistrz Mei Nianqing nie wierzył własnym uszom.
Zniknął w tak kluczowym momencie!
W ich stronę zaś ciemnym korytarzem pod bramą ktoś pędził. To też był szesnasto-, siedemnastoletni młodzieniec, wyprostowany, wysokiego wzrostu, o skórze złocistej niczym pszenica. Na plecach miał długi czarny łuk oraz śnieżnobiały kołczan. Chociaż wydawał się młody, spojrzenie miał nieprzejednane. Ledwie Mei Nianqing go zobaczył, złapał go i spytał:
– Feng Xin! Co z Jego Książęcą Wysokością?
– Mistrzu, melduję, że Jego Wysokość zabija demony na Górze Szlachetnych!
I po co pytał? Mei Nianqing był jeszcze bardziej zrozpaczony.
– A nie siedzi tam już od miesiąca? Jak to możliwe, że ciągle tam jest?
– Tak! Ale te demony są wyjątkowo podstępne, więc czaił się na nie aż miesiąc, wkrótce uda mu się je dorwać, dlatego powiedział, że jeszcze chce poczekać!
– Jak długo chce czekać? Przecież to mnie wykończy! – ryknął Mei Nianqing. – Kompania reprezentacyjna zaraz przejdzie przez pałacową bramę, gdy platforma wyjedzie i ludzie zobaczą jedynie demona, a nie nieśmiertelnego, obrzucą nas, oby tylko, bluzgami, nie wyjdziemy z tego żywi! Dlaczego z Mu Qingiem go nie zatrzymaliście?
Mu Qing jednak zachował spokój.
– Książę powiedział, że jeśli zasadzka się nie powiedzie i będzie musiał poczekać do następnego razu, może umrzeć kilkadziesiąt osób. Zdąży wrócić, zanim pojawi się Wojownik Radujący Bogów. Mistrzu, działaj, proszę, według planu. Jeżeli teraz nie wydasz rozkazu wymarszu, pomyślna godzina minie.
Czekający od świtu tłum nie mógł już wytrzymać, krzyczał i pospieszał. Nie było wyjścia.
Bez Wojownika Radującego Bogów mogło być źle, ale spóźnić się – jeszcze gorzej!
Zrezygnowany Mei Nianqing dał znak dłonią.
– Muzyka! Ruszamy!
Na jego rozkaz, przy dźwięku fletni, stu królewskich wojowników wykrzyknęło jednym głosem i pomaszerowało. Kompania reprezentacyjna wyruszyła.
Pierwsi szli wojownicy symbolizujący usuwanie przeszkód. Za nimi wybrane spośród tysięcy skromne, piękne dziewice sypały kwiaty z koszyków, które niosły w rękach. Muzycy siedzieli na złotym wozie i wygrywali melodię. Gdy tylko wyszli przez bramę, zostali powitani westchnieniami zachwytu, a tłum rzucił się do walki o kwiaty. Te obracały się w pył, ale ich zapach pozostawał. Jakkolwiek piękne, jakkolwiek zbytkowne by to było, to tylko wstęp. Właśnie miała wyjechać ostatnia platforma.
Ciągnięta przez szesnaście białych koni w złotej uprzęży, przejechała przez bramę i powoli ukazała się oczom tłumu. Na niej zaś odziany na czarno demon w potwornej masce wbił w podłogę przed sobą długą szablę1. Pojawił się na scenie w iście imponującym stylu.
Ale cud się nie wydarzył. Nadal ani śladu Wojownika Radującego Bogów.
Tłum zaszemrał. Rodzina królewska, książęta i szlachta ściągnęli lekko brwi i spojrzeli po sobie.
– Co się stało? – dopytywali. – Dlaczego na platformie nie ma Wojownika Radującego Bogów?
W centrum, na tarasie wysokiego budynku, siedzieli urodziwy mężczyzna i piękna kobieta, król i królowa Xianle, i chociaż oboje na twarzach mieli uśmiechy, w ich oczach gościł smutek. Mogli jedynie wymieniać spojrzenia i pocieszać się nawzajem.
Ale tłumu po obu stronach alei nie miał kto pocieszyć, zebrani krzyczeli, jakby zaraz mieli rozsadzić dachy. Na szczęście demon na platformie był wyjątkowo spokojny. Kilkudziesięciu taoistów przebranych za łowców demonów wskoczyło jeden za drugim na scenę, a on po kolei ich pokonywał i strącał w dół. Gdyby oceniać po twarzy i posturze, Mu Qing przypominał raczej uczonego, ale ciężka szabla w jego dłoni wydawała się nie mieć wagi. Cień ostrza tańczył, a demon walczył wspaniale, nagrodzono go więc wiwatami. Tyle że większość publiczności nie przyszła tu, by oglądać, jak demon krzywdzi ludzi, krzyczeli więc jeden przez drugiego:
– A gdzie Wojownik Radujący Bogów?!
– Chcemy zobaczyć Jego Książęcą Wysokość jako Cesarza Boskiego Wojownika!
– Co tu się odwala?! – Z wysokiego budynku dobiegł gniewny głos. – Kto by chciał oglądać te pierdoły? Gdzie, kurwa, mój książę kuzyn?
Jeden po drugim widzowie zadzierali głowy, by na tarasie ujrzeć biegnącego do krawędzi i wygrażającego pięściami młodzieńca w zdobnych szatach. Miał piętnaście, może szesnaście lat, wyglądał olśniewająco i przyciągał wzrok, lecz przez wykrzywiający jego twarz grymas i morderczy wzrok sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz przeskoczyć przez barierkę i zacząć kogoś bić. Budynek był jednak za wysoki. Chłopak chwycił więc białą jadeitową czarkę, którą miał pod ręką, i rzucił.
Czarka poleciała w kierunku głowy demona, który choć odwrócony tyłem, spostrzegł, co się dzieje. Jego miecz wyskoczył w górę, a czarka wylądowała na czubku ostrza, wywołując falę aplauzu. Qi Rong rozgniewał się jeszcze bardziej i chciał rzucić czymś jeszcze, ale królowa zawołała kogoś, by go odciągnął. Co się udało, ale nie bez sporego wysiłku. Miny członków rodziny królewskiej były coraz poważniejsze, niektórzy nie mogli już usiedzieć na miejscach. Za szkarłatną zasłoną z gazy arystokratki ze słynnych rodów zakrywały twarze jedwabnymi wachlarzami i chociaż były zatroskane, żadna z nich się nie odezwała.
Ale zwykłych ludzi nie krępowała etykieta i niektórzy zaczęli rozpytywać:
– Jego Książęca Wysokość nie przyszedł?
– Gdzie jest gege Lian2?
Parada w Święto Latarni bez Wojownika Radującego Bogów to byłby dopiero niecodzienny przypadek!
Wtem ryk przetoczył się przez tłum niczym grom, a towarzystwo na tarasie się ożywiło. Zobaczyli, jak śnieżnobiała postać spada z nieba i ląduje lekko przed demonem!
Ledwo stopy wojownika w bieli dotknęły platformy, warstwy jego szat rozłożyły się jak płatki olbrzymiego kwiatu. Twarz skrywał za złotą maską, w jednej ręce dzierżył miecz, drugą trącił delikatnie ostrze, a ono odpowiedziało przyjemnym dla ucha brzęknięciem. Ruch był spokojny i wyważony, jakby wojownik w ogóle nie zwracał uwagi na demona przed sobą.
Na platformie biała i czarna postać stały naprzeciw siebie, potrząsając bronią, aż wreszcie zwarły się w walce.
Qi Rongowi na ten widok aż się zaświeciły oczy, podskoczył i zawołał głośno:
– Książę kuzyn! Mój książę kuzyn przybył!!!
I na górze, i na dole, wszystkim odebrało mowę.
To wejście naprawdę przypominało zstąpienie z nieba, jakaż odwaga!
Barbakan miał co najmniej kilkanaście metrów, ale książę, którego ciało warte było więcej niż całe złoto królestwa, faktycznie z niego skoczył. W tamtej chwili tłumowi się zdało, że zaprawdę bóg zstąpił do świata śmiertelnych, niemal tracono głowy, krew wrzała, wszyscy krzyczeli do utraty tchu i klaskali, aż dłonie im poczerwieniały.
Król i królowa wymienili spojrzenia, w których krył się uśmiech, i chociaż królewska rodzina nie klaskała, ich twarze wreszcie się rozluźniły i wzdychali z zachwytem. Wachlarze nie zdołały ukryć rumieńców na twarzach panien.
Mei Nianqing nareszcie mógł otrzeć pot z czoła. Spojrzał na szkarłatną zasłonę. Piękności ledwo było zza niej widać, ale dobiegały go ich niespokojne westchnienia. Wiedział, kim są. Zaśmiał się w duchu. Nagle usłyszał, jak królowa mówi cicho do króla:
– Dziecko znowu rozrabia.
– I jeszcze skoczył z tak wysoka! – Król otarł pot z czoła.
– Wasze Wysokości mogą być spokojne – powiedział Mei Nianqing nie bez odrobiny dumy. – Książę z zamkniętymi oczami i wspiąłby się, i zeskoczył nie tylko z tych marnych kilkudziesięciu metrów muru, lecz także ze szczytu Góry Wielkiej Zieleni!
Wojownik Radujący Bogów był najważniejszą postacią w paradzie Święta Latarni. Musiał być to młodzieniec biegły w sztuce miecza. Do tego starannie zaplanowany strój, niesłychanie zachwycający, przy czym cały ekwipunek ważył ponad sto jinów3. Z takim ciężarem musiał stoczyć, wprawdzie udawaną, lecz widowiskową walkę z wojownikiem przebranym za demona i odegrać cały, co najmniej sześciogodzinny występ bez absolutnie żadnej pomyłki. Dla zwykłego człowieka było to zadanie nie do wykonania.
– Patrzcie! – powiedział pewnie Mei Nianqing. – Dzięki Jego Wysokości dzisiejsza ofiara dla Niebios zapisze się w historii!
Obaj młodzieńcy na platformie byli niezrównani. Błysk mieczy, atak, blok, krzyki się nasilały, blask broni oślepiał. Walka stawała się coraz bardziej zacięta, a pokrzykiwania widzów coraz głośniejsze.
– Zabij! Zabij demona! – rozlegało się z niezliczonych gardeł.
Świst ostrza, białe światło. Tłum wrzasnął i wstrzymał oddech. Radujący Bogów wytrącił demonowi miecz, który poleciał i wbił się w czerwoną kolumnę przy ulicy. Spróbował go wyciągnąć pewien śmiałek, ale choć dwoił się i troił, miecz ani drgnął.
– Co za siła! – wykrzyknął.
Spod złotej maski dobiegł cichy śmiech. Wojownik w jednej ręce dzierżył kwiat, miał właśnie zadać ostatni cios i „zabić” demona, gdy nad nimi rozległ się krzyk.
Radujący Bogów się zdumiał i podniósł głowę, by ujrzeć niewyraźną sylwetkę spadającą z muru. Niewiele myśląc, w mgnieniu oka wybił się z obu nóg, skoczył i poszybował w górę. Jego rękawy powiewały niczym motyle skrzydła i choć wyglądał, jakby leciał do nieba, zrobił zaledwie kilkanaście kroków na murze, po czym lekko jak piórko opadł na ziemię. Dopiero gdy stanął pewnie, wypuścił powietrze i spojrzał w dół.
Brudny chłopiec z twarzą obwiązaną bandażami kulił się w jego ramionach i wpatrywał w niego.
Mógł mieć siedem, najwyżej osiem lat, był chudy i drobny, a jego małe ciałko drżało jak nowo narodzone zwierzątko. Spomiędzy niedbale zawiniętych wokół głowy bandaży spoglądało wielkie czarne oko, w którym odbijała się biała postać. Wpatrywał się w trzymającego go człowieka, nie mrugnąwszy ani razu, jakby nie umiał dojrzeć nic innego.
Książę słyszał tylko, jak otaczający go ze wszystkich stron ludzie gwałtownie biorą wdech. Wciąż klęczał na jednym kolanie, z pochyloną głową, kiedy kątem oka zauważył, że coś leży na ziemi.
Serce mu zamarło.
Złota maska zakrywająca jego twarz spadła.
Pewny krok wojowników się załamał, na twarze rozrzucających kwiaty niebianek wypłynął strach, złoty powóz się zatrzymał, wielkie białe konie uniosły kopyta i rżały, a fletniarze zagrali kilka fałszywych tonów. Jedni szli, inni stali, gdyby szybko nie udało się zsynchronizować kroku, sytuacja wymknęłaby się spod kontroli.
Tłum po obu stronach alei nie zdążył jeszcze zareagować, kiedy na wysokim tarasie król i królowa podnieśli się ze swoich krzeseł. Skoro oni stoją, jak pozostali śmieliby siedzieć? Dostojnicy jeden po drugim wstawali więc, na twarzach ukrytych za czerwoną zasłoną panien malowało się przerażenie. Mistrz ledwo wygrzał sobie stołek, a już musiał się podnieść. Qi Rong wskoczył na barierkę, podwinął rękawy i wołał gniewnie:
– Co znowu? Co z tymi oddziałami? Co ta zgraja śmieci wyprawia? Nie jedliście dziś, że nawet z końmi nie potraficie sobie poradzić?
Widząc, jaka wrzawa zapanowała wśród tłumu i że za chwilę nastanie chaos, Radujący Bogów natychmiast powstał i podniósł głowę.
Książę wart był tyle złota, ile sam ważył. Prawie się wcześniej nie pokazywał, bo a to ukrywał się w pałacu, a to zaszywał w górach, by praktykować, więc teraz nie mogli się oprzeć, by nie zerknąć na jego twarz. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wstrzymali oddech.
Skóra młodzieńca była tak biała, że aż przezroczysta, jak jadeit, który jeśli patrzeć na niego zbyt długą chwilę, rozpadnie się na kawałki. Ale brwi wydawały się dumne, a oczy jaśniały niczym poranna zorza. Piękna twarz i wyjątkowa uroda sprawiały, że ludziom brakowało śmiałości się mu przyglądać, chociaż książęta zwykle przyjmują uwagę ze strony innych ze spokojem.
Miał szesnaście, siedemnaście lat, najlepszy wiek. Gdyby spytać kogoś, jak powinien wyglądać Wojownik Radujący Bogów, to właśnie tak.
Korzystając z tego, że uwaga tłumu była zwrócona na księcia, Feng Xin przebiegł przez ulicę, chwycił maskę i wpadł między straż honorową, krzycząc:
– Nie panikujcie, idźcie dalej! Dopiero po tym okrążeniu wróćcie do pałacu!
Oddział zaczął ponownie formować szyk, każdy powrócił na swoje miejsce. Odgrywający demona Mu Qing przesłonił niebo niczym czarna chmura, wyciągnął szablę z kamiennego filaru i udawał, że chce zabić dziecko w ramionach wojownika. Zwarli się i rozdzielili kilka razy. Walcząc, wrócili na platformę, jakby nic się nie stało. Tłum dał się ponieść i znów zawrzał.
To był pierwszy raz, kiedy Xie Lian dziękował, że urodził się z takimi rysami, w obliczu katastrofy mógł bowiem za ich pomocą odciągnąć uwagę – bardzo, bardzo dobrze… Jedną ręką obejmował chłopca, drugą zręcznie wywijał mieczem. Sparował kilka cięć, gdy usłyszał, że chłopiec jęknął, pomyślał więc, że pewnie jest przerażony tym, że znajduje się w samym środku walki. Xie Lian przycisnął go mocniej do siebie.
– Nie bój się! Jestem przy tobie, nic cię nie skrzywdzi!
Chłopiec złapał kurczowo szaty na jego piersi, jakby się chwytał ostatniej deski ratunku. Xie Lian się domyślał, że dziecko jest przerażone. Ale tak czy inaczej, rytuał został już przerwany.
– Mu Qing! – krzyknął.
Demon ledwo zauważalnie skinął głową i sprawnie zaatakował. Xie Lian wyciągnął miecz, Mu Qing udał, że został trafiony, szamotał się chwilę i z głośnym hukiem zwalił na ziemię.
I tak Radujący Bogów zabił demona!
Krzyk tłumu uniósł się ponad chmury. Potężna procesja ku czci Niebios kontynuowała marsz, zmierzając w stronę pałacu. Być może z powodu emocji ludzie nie stracili entuzjazmu przez ten wypadek, wręcz przeciwnie, byli jeszcze bardziej rozochoceni. Tysiące ruszyły za platformą w kierunku pałacu.
– Chrońcie księcia! – krzyknął z tarasu król Xianle.
Strażnicy jednak nie zdołali zatrzymać tłumu, który bez trudu złamał ich obronny szyk. Na szczęście w tym samym momencie ostatni z kompanii honorowej niknęli już za bramą pałacu. Czerwona brama zatrzasnęła się za platformą, wielobarwne flagi przestały powiewać, a tłum niczym fala uderzył we wrota. Odgłosy walenia w drzwi i wiwatów rozdzierały niebo.
Za bramą pałacu Wojownik Radujący Bogów z brzękiem odrzucił miecz i zaczął ściągać z siebie warstwy szat. Wypuścił głośno powietrze i ogłosił:
– Padam z nóg!
Mu Qing też zdjął maskę demona, bezgłośnie odetchnął, a gdy zobaczył, jak Xie Lian szarpie się z szatami, nie wytrzymał i wyciągnął rękę.
– Ja to zrobię, Wasza Wysokość, jak będziesz tak ciągnął, to się zaciśnie i cię udusi!
Na dole Feng Xin biegł za platformą, krzycząc:
– Wasza Wysokość, czemu zabrałeś to dziecko?!
Chłopiec ciągle tulił się do piersi Xie Liana, małe ciałko było sztywne, nie poruszył się ani trochę. Xie Lian zsunął z ramion wierzchnią szatę i się wyprostował.
– A co, miałem go zostawić na zewnątrz? Na ulicach chaos, a on jest taki mały, od razu by go zadeptali na śmierć. – Powiedziawszy to, pogłaskał chłopca po głowie. – Skąd się tam wziąłeś, mały? – spytał z uśmiechem. – Jakim cudem nagle spadłeś z nieba?
Chłopiec nie mrugnął ani razu, nie odezwał się też ani słowem.
– Skamieniał ze strachu – podsumował Mu Qing.
Xie Lian znowu poprawił chłopcu rozczochrane włosy.
– Jest w szoku – wyjaśnił. – Feng Xin, zabierz go do domu. Sprawdź tylko wcześniej, czy nie jest ranny, całą twarz ma w bandażach.
– Dobrze. – Feng Xin wyciągnął ręce.
Xie Lian wziął dziecko pod ramiona i chciał mu je podać. To się jednak nie udało.
– Wasza Wysokość, czemu go nie puszczasz? – spytał Feng Xin.
– Puściłem przecież? – odparł zdziwiony Xie Lian. Spojrzał w dół i się zaśmiał, gdy spostrzegł, że chłopiec tak bardzo nie chciał go puścić, że obiema rękami wczepił się w jego szaty.
Kilkoro ludzi zamarło, po czym roześmiało się głośno. Xie Lian praktykował w Królewskiej Świątyni, wielu adeptów i adeptek robiło wszystko, aby go zobaczyć, a ujrzawszy raz, chciało zobaczyć i kolejny. Najchętniej praktykowaliby u jego boku. Kto by pomyślał, że taki mały chłopiec myśli podobnie.
– Wasza Książęca Wysokość, ten chłopiec cię polubił, nie chce iść! – uznali zgodnie zgromadzeni wokół młodzi taoiści.
– Serio? – Xie Lian się zaśmiał. – Nie da rady, mam jeszcze sporo do zrobienia. Mały, wracaj do domu.
Dopiero teraz chłopiec zaczął powoli rozluźniać uścisk i Feng Xin go przejął. Chociaż był trzymany przez kogoś innego, błyszczące czarne oko wciąż pozostawało utkwione w Xie Lianie. Jego spojrzenie nie przypominało wzroku dziecka, wyglądał, jakby był w transie. Pozostali taoiści zaczęli szeptać między sobą, ale Xie Lian już na niego nie patrzył, tylko zwracał się do Feng Xina:
– Nie ciągnij, jakbyś wynosił śmieci, przestraszysz go!
– Lepiej się nie śmiej – powiedział Feng Xin gniewnie. – Nic się nie stanie, jak się przestraszy. Niech Wasza Wysokość lepiej się zastanowi, co powie mistrzowi. Jego to dopiero nastraszyłeś!
Wszyscy zamilkli.
Mistrz rzeczywiście był przerażony.
Królewska Świątynia, Pawilon Boskiego Wojownika
W oparach kadzideł i wśród głosów recytujących sutry4.
– Na kolana! – rozkazał Mei Nianqing.
Xie Lian uklęknął przed złotym posągiem Cesarza Boskiego Wojownika. Feng Xin i Mu Qing podążyli za swoim panem i klęknęli za nim.
Mei Nianqing podniósł misterną złotą maskę. – Wasza Książęca Wysokość, ech, Wasza Książęca Wysokość. – Westchnął.
Xie Lian się wyprostował.
– Jestem.
– Na pewno wiesz, że w całej historii Xianle się nie zdarzyło, aby podczas Parady Święta Latarni platforma okrążyła miasto trzykrotnie. Trzykrotnie! – mówił z żalem Mei Nianqing.
Każdy rytuał, każde ustawienie podczas Parady Święta Latarni miały swoje znaczenie, a każde pełne okrążenie platformy wokół murów oznaczało modlitwę o pokój i bezpieczeństwo kraju przez rok. Tak więc od liczby okrążeń zależało, przez ile lat nie będzie trzeba organizować tak wystawnego wydarzenia. Nie tylko dobra wróżba, lecz także oszczędność.
Ale trzy razy – to zbyt niebezpieczne! Czy to nie oznaczało, że zostały tylko trzy lata?
Jeszcze gorsze było to, że złota maska Wojownika Radującego Bogów opadła w trakcie rytuału.
Od dawnych czasów ludzie wierzyli, że dusza wszechrzeczy mieszka w człowieku, a dusza człowieka mieszka w głowie, dlatego też podczas obrzędu wojownik musiał nosić złotą maskę. To, co najlepsze, należy poświęcić Niebiosom, jego twarz mogli więc podziwiać tylko nieśmiertelni, zwykli ludzie byli tego niegodni.
– Poprzedni Wojownicy Radujący Bogów przeszli co najmniej pięć okrążeń, a było i dwadzieścia! A ty? – beształ go rozczarowany Mei Nianqing. – Z zamkniętymi oczami byś zrobił i sto! A wykończyłeś się na trzecim. Świetnie, Wasza Książęca Wysokość zapisze się na kartach historii!
W pawilonie stała setka taoistów, ale nikt nie ośmielił się odezwać, jedynie Xie Lian nie potrafił zamilknąć.
– Mistrzu, nie patrz na to w ten sposób. Czyż nie byłoby złą wróżbą, gdyby na paradzie polała się krew? Przynajmniej wszystko się skończyło przyzwoicie, to najlepszy możliwy wynik.
Ale Mei Niangqing nie odpuszczał.
– I oczywiście jak nie ty, to kto! Na miejscu było tylu królewskich żołnierzy, każdy mógł go złapać!
– Ale naprawdę jak nie ja, to kto? Kto poza mną mógłby to zrobić? – Xie Lian się uśmiechnął.
Nie było sensu zaprzeczać, bo miał rację. Ale patrząc na jego zadowolenie, Mei Nianqing czuł zarówno irytację, jak i rozbawienie.
– Klęcz! – zawołał. – Mówię ci, Wasza Książęca Wysokość, będziesz musiał odpokutować!
– Tak jest…
– Jest jeszcze jedna sprawa.
Nie mogło to być nic gorszego niż kwestia parady.
– Mów, proszę – powiedział szybko Xie Lian.
– Dzisiaj Ich Królewskie Wysokości znów chcą cię spytać o starą sprawę – jęknął Mei Nianqing.
Xie Lian od razu odwrócił wzrok.
A więc może wpaść w jeszcze większe kłopoty!
Ta tak zwana stara sprawa dotyczyła ożenku Xie Liana.
– Podczas dzisiejszej parady widziałem na platformie widokowej cały zastęp wysoko urodzonych panien – mówił Mei Nianqing z chłodnym uśmiechem. – Były księżniczki z królewskich rodów, panny z rodzin uczonych, córki bogaczy, wszystkie stały tam i cię obserwowały. Ich Wysokości poleciły mi przekazać, że to panny wybrane dla ciebie z rodów z każdego zakątka kraju. Niech Wasza Książęca Wysokość spróbuje znaleźć czas, żeby spojrzeć, czy jest jakaś odpowiednia.
– Uczeń jest oddany Drodze5, nie pragnie radości doczesnego świata – powiedział Xie Lian poważnie. – Proszę, mistrzu, o przekazanie takiej wiadomości.
– Król i królowa mówią, że nie mają zamiaru cię ponaglać, ale te panny to najwyższa półka, jeśli chodzi o urodę, pochodzenie i cnoty – mówił Mei Nianqing. – Być może jedna z nich to właśnie twoja upragniona księżna? Jeśli lubisz pełne werwy, jest panienka Jianlan, jeżeli wolisz wysoko urodzone, jest księżniczka Xiaoying, jakąkolwiek byś sobie zamarzył, taka się znajdzie! Ich Wysokości mówią, że w ostateczności możesz się spotykać z jedną dziennie, na dzisiaj masz zaplanowaną księżniczkę Xiaoying… Czekaj! Klęcz! Kto pozwolił ci wstać? Wasza Książęca Wysokość! Wasza Książęca Wysokość!
Ale Xie Lian z dwoma sługami zdążyli już uciec. Ledwie książę słyszał o ożenku, uciekał w panice, nie zważając na ceremoniał. Mistrz mógł sobie wołać swojego ukochanego ucznia, ale i tak nie potrafił się na niego złościć. Pozostało mu jedynie rwać włosy z głowy i tym bólem zagłuszyć ból serca.
Cała trójka dotarła do Pawilonu Xianle, zbudowanego specjalnie dla Jego Wysokości. Dopiero tam Xie Lian zaczął zdejmować rytualne szaty. Odzienie i nakrycie głowy Wojownika Radującego Bogów podlegało surowym regułom, każdy element miał określone znaczenie, nie można było pominąć ani jednego szczegółu. Na przykład wierzchnia szata była biała, co symbolizowało czystość, środkowa, czerwona – prawość, złota korona na spiętych włosach – władzę królewską i bogactwo, białe pióra – wniebowstąpienie. Szerokie rękawy oznaczały „wspieranie żyjących istot”. I tak dalej, i tak dalej.
Można sobie więc wyobrazić, że czy to wkładanie, czy zdejmowanie, musiało się odbywać warstwa po warstwie i było niezwykle skomplikowane. Xie Lian oczywiście nie mógł zrobić tego sam, czekał, aż Mu Qing rozwiąże mu pas.
– Ojciec i matka znów chcą mnie zwieść, żebym zszedł z góry! – mówił, wciąż z drżącą w głosie nutką strachu. – Znowu mam wybierać żonę, tym razem znaleźli ich cały zastęp!
– Słyszałem, że księżniczka Xiaoying i panienka Jianlan są słynnymi pięknościami. Naprawdę nie chcesz iść zobaczyć, co Ich Wysokości dla ciebie przygotowały? – Feng Xin powstrzymywał się od śmiechu.
– Lepiej nie – zdecydował Xie Lian po chwili namysłu. – Droga, którą podążam, wymaga ode mnie zachowania czystości, nie mogę się ożenić. Jeśli z żadną się nie zobaczę, będzie można powiedzieć, że całym sercem podążam za Drogą, wszystko jasne od samego początku. Jeżeli się z nimi spotkam, ale nie wybiorę ich na żony, to będzie dla nich trudniejsze do zniesienia.
Zdjął złoty guan6 i rozpuścił długie włosy, po czym usiadł na łóżku i kopnął nogami, aż spadły z nich śnieżnobiałe buty.
– Co jest? – spytał, widząc, że Mu Qing ze ściągniętymi brwiami przygląda się dopiero co zdjętym przez Xie Liana szatom Radującego Bogów.
– Wasza Wysokość, są brudne.
– A… Pokaż.
Rzeczywiście, na śnieżnobiałym stroju wojownika widniały dwa ciemne odciski dłoni. Białe szaty Radującego Bogów najlepsi krawcy uszyli z doskonałej jakości tkanin, ozdobiono je misternymi haftami, a obwiedzione jasnymi, złotymi taśmami brzegi były piękne, lecz nie zbytkowne. Dwa ciemne odciski były więc wyraźnie widoczne.
– To ten mały, który spadł z nieba? – spytał Xie Lian. – Pamiętam, że złapał mnie za ubranie i nie chciał puścić. Miał na twarzy bandaże, nie wiem, czy się bił, czy co się stało. Feng Xin, obejrzałeś go?
– Nie – odparł przygnębiony Feng Xin. – Gdy tylko go wyprowadziłem z pałacu, kopnął mnie w kolano i uciekł. Kurwa, nadal boli.
– Na pewno dlatego, że byłeś dla niego niedobry! – Xie Lian ze śmiechu przewrócił się na łóżko. – Mnie przecież nie kopnął.
Mu Qing nie skomentował, tylko zabrał szaty i się odwrócił. Xie Lian od razu wstał.
– Mu Qing, wracaj! Co robisz?
– Wypiorę – odparł Mu Qing.
– Co będziesz prał, nie przejmuj się tym, Mu Qing. – Xie Lian pociągnął go za rękaw. – Nieźle dzisiaj walczyłeś! A nie mówiłem? Szablą władasz dużo lepiej niż mieczem!
– Naprawdę?
– Mhm! Ale myślę, że możesz być jeszcze szybszy, zobacz, jeśli ja zrobię tak…
Zeskoczył raźno z łóżka, demonstrując ręką ruch miecza. Mu Qing patrzył pilnie, ale Feng Xin machnął mieczem Radującego Bogów i zagonił Xie Liana z powrotem na łóżko.
– Chcesz się bić, to włóż buty! – krzyknął. – Rozczochrane włosy i bose stopy, jak ty wyglądasz!
Zapędzony na łóżko Xie Lian, któremu Feng Xin przerwał ten radosny pokaz, rzucił w niego poduszką i powiedział:
– Wiem! – Zebrał obiema dłońmi włosy, żeby je spiąć. Nagle zmarszczył czoło. – Dziwne – powiedział.
– Co znowu? – spytał Feng Xin.
– Brakuje jednego kolczyka – powiedział Xie Lian, gniotąc płatek ucha.
W Xianle powszechnie wierzono, że ostateczną granicą w taoistycznej kultywacji jest „harmonia yin i yang”, „męskość i kobiecość w jednym ciele”, a boskość podlega nieustannej zmianie i nie jest ograniczona przez płeć, może być męska, może być żeńska. Tę ideę odzwierciedlała także postać Radującego Bogów. Każdy Wojownik Radujący Bogów w historii miał strój i ozdoby skomponowane zarówno z męskich, jak i damskich elementów, jak kolczyki, szpilki do włosów, wstążki i tym podobne. Kiedy Xie Lian przebrał się za Radującego Bogów, włożył kolczyki.
Była to para pięknych czerwonych koralików, lśniących i niezwykle rzadkich. Gdy jednak przed chwilą rozczesał włosy, zorientował się, że z pary został tylko jeden.
Gdy tylko padły te słowa, twarz Mu Qinga stężała, a Feng Xin rzucił się do poszukiwań, ale wrócił z pustymi rękami.
– Wszystko gubisz, potrafisz nawet zapodziać coś, co masz w uchu! – zbeształ Xie Liana.
Xie Lian znowu rozłożył się na łóżku.
– Przestań na mnie krzyczeć! Przynajmniej sam się nie zgubiłem, a to byłby problem, pozostałe rzeczy można gubić.
Mu Qing nie odpowiadał przez chwilę, wziął miotłę i zaczął zamiatać.
– Ten kolczyk jest bardzo cenny, spróbujmy jeszcze poszukać. Może spadł pod łóżko albo pod szafę. Jeżeli się nie uda, zawołamy kogoś, żeby nam pomógł.
– Nie ma mowy, im więcej ludzi, tym większy chaos. Nie możemy pozwolić, by ktoś go znalazł i zabrał – skomentował Feng Xin.
Mu Qing właśnie sprawdzał pod łóżkiem, ale gdy tylko to usłyszał, wyraz jego twarzy się zmienił, a miotła, którą ściskał w dłoni, z głośnym trzaskiem pękła na dwoje.
Xie Lian zamarł, Feng Xin też osłupiał.
– O co ci chodzi, czemu to złamałeś?
– Chcesz coś powiedzieć, to mów wprost – odparł lodowato Mu Qing. – Po co te zawoalowane ataki?
Feng Xin był zawsze szczery i bezpośredni, pierwszy raz ktoś zarzucił mu ukryte intencje, tym bardziej więc zabrakło mu słów.
– A co ja powiedziałem? Nie mówiłem przecież, że chodzi o ciebie, o co się wściekasz?
Xie Lian zaklął w duchu.
– Feng Xin, cicho! – krzyknął.
Na czoło Mu Qinga wyszło kilka ciemnych żył.
– Co jest? – spytał Feng Xin.
Xie Lian nie miał siły mu tego wyjaśniać, mógł jedynie powiedzieć Mu Qingowi:
– To nieporozumienie, on nie miał na myśli ciebie!
Mu Qing zacisnął i rozluźnił pięści, w końcu jednak nic nie zrobił, odwrócił się tylko, dopadł drzwi i wyszedł. Xie Lian poderwał się z łóżka i chciał iść za nim, ale zdołał ujść zaledwie kilka kroków, kiedy złapał go Feng Xin.
– Nie masz butów! Jak chcesz wyjść?
– Muszę go zatrzymać! – wykrzyknął Xie Lian.
– Najpierw się ubierz i zepnij włosy. Po co się nim przejmować? Kto wie, co go ugryzło? Odbiło mu.
Xie Lian zrozumiał, że już nie dogoni Mu Qinga, mógł więc tylko zająć się ubieraniem i układaniem włosów.
– Nie odbiło mu! Po prostu niefortunnie to ująłeś. – Westchnął.
– A co powiedziałem nie tak? – dopytywał Feng Xin, podając mu szaty.
Xie Lian wkładał właśnie buty.
– Lepiej nie pytaj! Nie chcesz go gonić, sam pójdę.
– Jest coś, o czym nie chcesz mi powiedzieć? – spytał Feng Xin podejrzliwie.
– Nie ma! – stwierdził Xie Lian stanowczo, po czym wypadł na zewnątrz. Po chwili głos Feng Xina umilkł. Xie Lian się odwrócił i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że tamten go nie ściga.
Nie był zbyt zręczny w kłamaniu, a Feng Xin znał go zbyt dobrze. Gdyby dalej naciskał, Xie Lian nie zdołałby tego dłużej ukrywać. A nie mógł ujawnić przyczyny zachowania Mu Qinga.
By o tym opowiedzieć, trzeba się cofnąć o trzy lata. Tamtego roku czternastoletni Xie Lian wszelkimi sposobami nękał rodziców, aż wreszcie król i królowa pozwolili mu, by jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności mógł oddać się praktyce duchowej w Królewskiej Świątyni. Gdy ukończono budowę pawilonu Xianle, podekscytowany Xie Lian wyruszył w góry. Nie miał dużo bagażu: dwa wozy książek, dwieście mieczy, to wszystko. Król i królowa obawiali się jednak, że w górach czeka go samotność i będzie nieszczęśliwy, wysłali więc na Górę Wielkiej Zieleni czterdzieścioro sług i osiem wielkich wozów jego starych rzeczy. Wśród nich był złoty pawilon składający się ze stu ośmiu płatków złota.
Na początku taoiści z Królewskiej Świątyni nie znali księcia zbyt dobrze. Kiedy więc zobaczyli te luksusy, to chociaż ich nie wygłaszali, w myślach nie powstrzymali się od komentarzy. A kiedy i Xie Lian ujrzał tę wytworną kawalkadę, nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać, i rozkazał im wracać do pałacu. Ale podczas porządków zauważył, że w złotym pawilonie brakuje jednego płatka. Feng Xin przeczesał okolicę i niczego nie znalazł, więc Xie Lian, chcąc nie chcąc, sam się zabrał do poszukiwań. Mei Nianqing usłyszał skądś o tej sprawie. Rządził świątynią twardą ręką i rozgniewał się na myśl, że ktoś skuszony złotem mógł je ukraść albo schować. Był zdecydowany, że wykopie ten zaginiony złoty płatek choćby spod ziemi. Zapowiedział też, że osoba, u której płatek zostanie znaleziony, zostanie surowo ukarana. Tego wieczora trzy tysiące ludzi z Królewskiej Świątyni nie robiło nic innego, jak tylko skrupulatnie przeszukiwało pokoje. Xie Lian się nie spodziewał, że sprawa odbije się aż tak szerokim echem. Jeszcze mniej – że gdy poszukiwania ruszą pełną parą, ktoś przyjdzie do niego w sekrecie i poda mu złoty płatek.
Tym człowiekiem, młodym, pobladłym ze strachu sługą był Mu Qing.
Okazało się, że płatek wypadł z wozu, gdy ten się toczył po nierównej drodze w górę. Mu Qing znalazł go w zaroślach, gdy szedł po wodę. Był zajęty obowiązkami, nie wiedział, co to jest, więc schował płatek pod matą, z myślą, że załatwi sprawę wieczorem. Skąd mógł wiedzieć, że kiedy wróci po całym dniu pracy, okaże się, że zaginionym płatkiem zainteresował się sam mistrz?
Był w trudnej sytuacji, mógł się jedynie przyznać do winy. Wiedział, że sprawy zaszły już za daleko, nie ma szans na lepsze rozwiązanie, błagał więc Jego Książęcą Wysokość o lżejszą karę, żeby chociaż nie wypędzano go ze świątyni. Jego ojciec umarł wcześnie, a z rodziny została mu tylko matka, która zarabiała na ich utrzymanie szyciem. Teraz jednak wzrok jej się popsuł i mogła jedynie czekać, aż syn przyniesie do domu jakieś pieniądze. Nie mógł odejść.
Xie Lian bardzo współczuł temu pechowcowi. Chociaż nie ukradł, nie miał szans się z tego wytłumaczyć, tak czy tak pozostałaby skaza.
– Nie przejmuj się tym, znajdę rozwiązanie. Bądź spokojny, nikomu nie powiem – mówił, widząc jego rozpacz.
Poszedł więc zatrzymać wielkie poszukiwania.
– Głupia sprawa, narobiłem wam tylko kłopotu – wyjaśniał. – Teraz sobie przypomniałem, że zgubiłem ten płatek jeszcze w pałacu. Od początku było sto siedem płatków.
Cała Królewska Świątynia przetrząsnęła tej nocy każdy kąt w poszukiwaniu zaginionego płatka. Oni się tu pocili, dwoili i troili, a Xie Lian nagle wyskakuje z tym wyjaśnieniem, zagotowali się więc ze wściekłości. Ale że wszyscy byli poważnymi taoistami całym sercem oddanymi kultywacji, bardzo szybko o sprawie zapomnieli. Gdyby jednak Xie Lian nie pochodził z królewskiej rodziny, mogłoby mu grozić wykluczenie.
Przez trzy lata Xie Lian nikomu o tym nie powiedział. Skąd mógł wiedzieć, że przez nieostrożne słowa Feng Xina Mu Qing zrozumie wszystko opacznie? Jeśli bowiem podejrzewał Xie Liana o wydanie sekretu złotego płatka, mógł zakładać, że Feng Xin faktycznie ma ukryte intencje. Na pewno było to trudne dla Mu Qinga. Książę bardzo chciał go znaleźć i wszystko wyjaśnić, ale przeszukał całą okolicę i nic. Wtedy dogonił go Feng Xin.
– Coś przede mną ukrywasz!
– Jeszcze raz mnie spytasz i koniec naszej przyjaźni. – Xie Lian się bał, że Feng Xin przejrzy go na wylot. – I nie znajdziesz sobie żony.
– Koniec przyjaźni! – parsknął Feng Xin. – I następnego dnia całe Xianle usłyszy, jak Jego Wysokość podczas ubierania poddusił się własnym sznurkiem od skarpety!
– Wcale nie jestem taki delikatny! – Xie Lian tupnął nogą. Najbardziej nie lubił, gdy ktoś mu to wytykał.
– Dobra, dobra, nie jesteś – odparł Feng Xin. – Jeszcze go szukasz? Rozpytywałem o niego, prawdopodobnie zszedł na dół, pewnie wrócił do domu.
– Co?! – Xie Lian natychmiast zmienił kierunek. – W takim razie my też szybko musimy zejść.
– Co się tak gorączkujesz? To w górę, to w dół, można zdechnąć ze zmęczenia. Szczerze mówiąc, Wasza Wysokość, nie rozumiem, dlaczego tak go cenisz. Dorosły facet, a pałacowe konkubiny tak nie kręcą jak on. Same problemy!
– Niby co z nim jest nie tak? – spytał ze śmiechem Xie Lian. – Po prostu doświadczył w życiu więcej niż my, trudno się dziwić, że jest drażliwy. Ale nie jest złym człowiekiem i ma talent. Niczym kawałek pięknego jadeitu, tylko pochodzenie i charakter ma niezbyt dobre. Inni ludzie nie mogą mu pomóc, ale może ja potrafię? W przeciwnym razie czym różniłaby się moja praktyka od bycia zwykłym człowiekiem?
– Naprawdę go nie lubię. – Feng Xin podrapał się po głowie. – Ale to ty jesteś księciem, więc cię słucham.
Dopiero co wspięli się na górę, a już musieli wracać w pośpiechu. Kiedy zeszli, przed potężną bramą zobaczyli piękny, okazały powóz. Leżał na nim młodzieniec w zdobnych szatach, z biczem w dłoni, z nogą założoną na nogę, wydawał się zadowolony z siebie. Gdy tylko zobaczył Xie Liana, zerwał się na równe nogi i zakrzyknął radośnie:
– Książę kuzyn! – Młodzieńcem był oczywiście Qi Rong. Doskoczył do nich w dwóch krokach i powiedział wesoło: – Wreszcie się ciebie doczekałem!
Xie Lian pogłaskał go po głowie.
– Znowu urosłeś, Rongrong? Skąd wiedziałeś, że dzisiaj będę schodził?
– Nie wiedziałem. – Qi Rong zachichotał. – Po prostu czekałem, w końcu musiałeś zejść. Wiedziałem, że się doczekam.
– Masz sporo wolnego czasu – powiedział Xie Lian bezradnie. – A nauczyłeś się wszystkiego i ćwiczyłeś walkę mieczem? Jeśli matka znowu każe mi sprawdzić twoje zadania, być może nie będę mógł cię pochwalić.
Qi Rong przewrócił oczami i podskoczył.
– Nie przejmuj się tym! – wołał. – Spójrz na mój nowy powóz! Dokąd jedziesz, kuzynku? Wsiadaj, podwiozę cię!
Chwycił Xie Liana za rękę i wciągnął go na powóz. Xie Lian pomyślał jedynie, że będzie to bardzo niebezpieczne.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Chodzi konkretnie o zhănmădāo (斩马刀), dosł. „szabla do rozpłatywania koni” (wszystkie przypisy, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumaczy). [wróć]
Słowo gēge, którym Hua Cheng zwraca się do Xie Liana, jest używane również w wielu innych kontekstach. Tutaj, jako że pytającym jest jeden z kuzynów Xie Liana, oznacza starszego wiekiem krewnego. [wróć]
Jin (斤) – 0,5 kg. [wróć]
W tradycji taoistycznej sutrami nazywa się kanoniczne teksty, takie jak Księga drogi i cnoty (道德經, Dàodéjīng), Prawdziwa księga południowego kwiatu (莊子, Zhuāngzǐ) itd. [wróć]
Droga (道, dào) – podstawowe pojęcie filozofii taoistycznej, zasada rządząca wszechświatem. [wróć]
Guan (冠, guān) – chińskie nakrycie głowy (słowo to tłumaczone jest niekiedy jako „korona”), zakładane do formalnego stroju. [wróć]
