Błogosławieństwo Niebios. Tom 1 - Mo Xiang Tong Xiu - ebook

Błogosławieństwo Niebios. Tom 1 ebook

Mo Xiang Tong Xiu

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książę Xianle, Xie Lian, wniebowstąpił dwa razy. Dwukrotnie też został z Niebios wyrzucony. Kiedy więc po ośmiuset latach włóczęgi po świecie śmiertelnych pojawia się wśród bogów po raz trzeci, nie obywa się bez chaosu, hałasu i zniszczeń.

Xie Lian nie ma wiernych ani świątyń, a co za tym idzie żadnych zasług. Żeby więc zrekompensować straty, do jakich się przyczynił, postanawia na nie zapracować, odpowiadając na modlitwy.

Pierwsza sprawa prowadzi go na Górę Szlachetnych, gdzie od lat giną panny młode. Kiedy przebrany za jedną z nich Xie Lian zostaje oddzielony od swojego orszaku, spotyka tajemniczego władcę demonów, Hua Chenga, który odprowadza go na szczyt góry.

Zniechęcony tym, jak traktują go inni w Niebiosach, Xie Lian zstępuje na ziemię. W noc Święta Duchów podróżuje na jednym wozie z bardzo przystojnym, bardzo interesującym i bardzo tajemniczym Sanlangiem. Kim Sanlang jest naprawdę i jakie ma zamiary?

Z każdą odpowiedzią mnożą się pytania. Pod każdą rozwikłaną zagadką są kolejne. Ludzie i bogowie noszą maski. A to dopiero początek.

Błogosławieństwo Niebios Mo Xiang Tong Xiu to powieść z gatunku xianxia – opowieść osadzona w tradycji i mitologii chińskiej, pełna bogów i demonów, nieśmiertelnych i ludzi wplątanych w sieć zdarzeń i zależności. To opowieść o tajemnicach i wychodzącej na jaw prawdzie. Ale przede wszystkim to opowieść o miłości. Nie tylko tej romantycznej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 272

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa

Droga Czy­tel­niczko, drogi Czy­tel­niku,

powieść, którą trzy­masz w ręce, została prze­ło­żona ze zre­da­go­wa­nej wer­sji chiń­skiej z marca 2024 roku. Jeśli więc zda­rzyło Ci się czy­tać prze­kład angiel­ski (prze­tłu­ma­czony z poprzed­niej wer­sji tek­stu), znaj­dziesz tu kilka róż­nic. Zmiany prze­waż­nie wyszły powie­ści na dobre, zda­rzają się jed­nak frag­menty, które mogą być nie­ja­sne, ponie­waż wycięto wyja­śnie­nie. Tutaj sta­ram się rato­wać sytu­ację przy­pi­sami – dzięki pomocy redak­torki Agnieszki Szma­toły, która zna uni­wer­sum na wylot. Jako że duża liczba przy­pi­sów może zabu­rzać lek­turę, ucie­kam się do nich jedy­nie w osta­tecz­no­ści. Tabelę z imio­nami i nazwami geo­gra­ficz­nymi oraz wyja­śnie­niem ich zna­cze­nia znaj­dziesz na końcu książki, a tutaj posta­ram się opo­wie­dzieć o kilku dyle­ma­tach i cie­ka­wost­kach.

Jeśli znasz angiel­ską (lub chiń­ską) wer­sję powie­ści, z pew­no­ścią rzu­ciło Ci się już w oczy, że zre­zy­gno­wa­łam w tytule z okre­śle­nia ozna­cza­ją­cego w przy­bli­że­niu „nie­biań­skiego urzęd­nika”. Chiń­skie słowo shen­guan, a zwłasz­cza druga sylaba – guan – ma dużo szer­sze zna­cze­nie niż pol­ski „urzęd­nik”, ozna­cza raczej ofi­cjal­nego przed­sta­wi­ciela wła­dzy (zarówno cywil­nej, jak i woj­sko­wej). Xie Lia­nowi i pozo­sta­łym daleko do postaci, jakie przy­cho­dzą nam na myśl, gdy sły­szymy słowo „urzęd­nik”. Są oni raczej wysłan­ni­kami Nie­bios. Dla­tego też zostali po pro­stu „nie­bia­nami”.

Mógł Cię zdzi­wić lub zacie­ka­wić podział na „bogów-wojow­ni­ków” i „boskich wojow­ni­ków”. Po chiń­sku oba te słowa skła­dają się z tych samych zna­ków, ale w innej kolej­no­ści: siłą boga-wojow­nika (武神, wǔshén, walka, wojow­nik + bóg, bóstwo) są umie­jęt­no­ści bitewne, z kolei boski wojow­nik (神武 shénwǔ, bóg, bóstwo + walka, wojow­nik), cho­ciaż rów­nież potrafi się posłu­gi­wać mie­czem, wnie­bo­wstą­pił dzięki prak­ty­ko­wa­niu innych zdol­no­ści.

W dużym uprosz­cze­niu, w języku chiń­skim każdy znak sta­nowi odrębne słowo. Nie­kiedy nie­sie ze sobą tyle tre­ści, że powinno się go tłu­ma­czyć całym zda­niem. Dla­tego też zde­cy­do­wa­łam się na tłu­ma­cze­nie nie­któ­rych ter­mi­nów, żeby nie utra­cić ich zna­cze­nia. Inne zosta­wi­łam po chiń­sku. Do pierw­szej kate­go­rii należy góra Kuź­nia (chiń. ton­glu, dosł. „mie­dziany kocioł, pale­ni­sko”). W podob­nych przy­pad­kach chiń­skie nazwy nic czy­tel­ni­kowi (nawet takiemu, który zna język chiń­ski, ale nie wie, jakie kon­kret­nie znaki zostały tu użyte, np. ju w przy­dom­kach Feng Xina) nie powie­dzą, zale­żało mi jed­nak na odda­niu zna­cze­nia, całego ładunku tre­ści, jakie niosą ze sobą te ter­miny. Nie tłu­ma­czy­łam z kolei nazw państw – Xianle, Banyue i Yong’an. „Kraj rado­ści nie­śmier­tel­nych” mógłby powo­do­wać kon­fu­zję – w końcu Xianle znaj­duje się na ziemi, a nie w Nie­bio­sach. Poja­wiły się też małe nie­ści­sło­ści – mamy Prze­łęcz Pół­księ­życa, mistrzy­nię Pół­księ­życ, ale pań­stwo nazywa się Banyue, mimo to taki wybór wydał mi się lep­szy niż zosta­wie­nie samych chiń­skich nazw. W języku chiń­skim nie ma rów­nież spa­cji – to kolejne wyzwa­nie dla tłu­ma­cza. Po wielu dys­ku­sjach zde­cy­do­wa­ły­śmy z redak­torką, że nazwy miejsc zapi­su­jemy łącz­nie, z kolei w przy­padku postaci są dwie moż­li­wo­ści: jeśli mamy do czy­nie­nia z czymś, co może ucho­dzić za imię i nazwi­sko (na przy­kład: Xie Lian, Mu Qing), sto­su­jemy pisow­nię roz­łączną, przy­domki nato­miast będą pisane łącz­nie (na przy­kład: San­lang, Xuan­zhen).

Pier­wot­nie Ruoye miała być Gory­czą, co nie tyle odda­wało dosłowne zna­cze­nie tej nazwy, ale raczej opi­sy­wało oko­licz­no­ści, w któ­rych i przez które wstęga zyskała świa­do­mość. Jed­nak osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­łam się nie tłu­ma­czyć tego imie­nia. Wybra­łam też rodzaj żeń­ski – „ta wstęga, ta Ruoye” – żeby nie wpro­wa­dzać zamie­sza­nia. Bywa przed­sta­wiana na per­so­ni­fi­ku­ją­cych fanar­tach zarówno jako dziew­czyna, jak i chło­piec, więc moja decy­zja nie powinna być kon­tro­wer­syjna.

Kolejne wyzwa­nie, jakie się poja­wiło, to brak rodzaju w języku. Tutaj nie spo­sób nie wspo­mnieć o Panu/ Pani Wia­tru. Ponie­waż po chiń­sku ten tytuł jest neu­tralny płciowo, Xie Lian przy pierw­szym spo­tka­niu z tą posta­cią nie mógł jed­no­znacz­nie stwier­dzić, czy jest ona męż­czy­zną, czy kobietą. Pro­stota gra­ma­tyki i brak koniu­ga­cji rów­nież tego nie uła­twiają. Z kolei Nan Feng poznał tę postać jako męż­czy­znę, dla­tego był bar­dziej zdzi­wiony pod­czas spo­tka­nia w Banyue. Nie zna­la­złam jed­nak żad­nego dobrze brzmią­cego neu­tral­nego płciowo słowa, które mogłoby tu zastą­pić „Pana” i „Panią”.

Poza zawi­ło­ściami języka chiń­skiego poja­wiały się też dyle­maty, z któ­rymi spo­tyka się każdy tłu­macz, mia­no­wi­cie: co, jeśli dane słowo po pol­sku nie brzmi zbyt dobrze? Tak było w przy­padku zało­żo­nej przez Xie Liana świą­tyni. W ory­gi­nale w koszyku, który dostał od miesz­kań­ców wsi, znaj­do­wały się nie zwy­kłe kasz­tany, a bulwy poni­kła słod­kiego, zwane rów­nież orze­chami lub kasz­ta­nami (po angiel­sku chi­nese water chest­nut). To wła­śnie one zain­spi­ro­wały boha­tera do nada­nia świą­tyni nazwy. „Poni­kłowy Przy­by­tek” brzmiałby jed­nak dość oso­bli­wie, dla­tego zde­cy­do­wa­łam się na uprosz­cze­nie.

Jed­nym z naj­więk­szych wyzwań była kwe­stia przy­dom­ków Feng Xina. Oczy­wi­ście, można było zasto­so­wać przy­pisy, ale zale­żało mi na prze­ło­że­niu gier słow­nych na pol­ski. Cho­dzi tu przede wszyst­kim o wie­lo­znacz­ność słowa yang. Więk­szość z nas zna je cho­ciażby z czarno-bia­łego dia­gramu taijitu, zna­nego sze­roko jako yin yang. To ener­gia jasna, aktywna, męska i pozy­tywna, w prze­ci­wień­stwie do ciem­nego, bier­nego, kobie­cego i nega­tyw­nego yin (oczy­wi­ście żadna z nich nie jest lep­sza ani gor­sza, bo tylko ich rów­no­waga jest gwa­ran­tem har­mo­nii w świe­cie). Kiedy w Świe­tli­stej Świą­tyni Xie Lian ostrzega wie­śnia­ków, żeby nie pod­no­sili welo­nów panien mło­dych, wspo­mina rów­nież o ener­gii yang – męż­czy­zna, a w dodatku żywy, ma jej tyle, że kon­fron­ta­cja z kobietą, do tego mar­twą, może spro­wa­dzić tylko nie­szczę­ście. Nasło­necz­niona oraz zacie­niona strona zbo­cza – taki jest pier­wotny sens tych słów. Nawet chiń­skie słowo ozna­cza­jące słońce się do tego odnosi – taiy­ang, czyli dosłow­nie „zbyt yang”. Przy­do­mek Nany­ang ozna­cza więc „połu­dniowe yang”, a pierw­szym zna­cze­niem, o któ­rym możemy tu pomy­śleć, jest „połu­dniowe słońce” (połu­dniowe w zna­cze­niu kie­runku świata). Z kolei Juy­ang ozna­cza „wiel­kie yang” – tutaj już Chiń­czycy pomy­śle­liby nie o słońcu, a raczej o męskim aspek­cie tego słowa. Penis nazy­wany jest zresztą yan­gwu, czyli „rzecz yang”. Do tego docho­dzi trzeci przy­do­mek – Juy­ang, ale zapi­sany innym zna­kiem ju (ozna­cza­ją­cym „cały, bez wyjątku”). Jakby tego było mało, autorka – podob­nie jak więk­szość Chiń­czy­ków – lubuje się w grach słow­nych i rymo­wan­kach. Sta­ram się w miarę moż­li­wo­ści zacho­wać i rymy, i pier­wotne zna­cze­nie.

Na koniec moja teo­ria – nie­po­twier­dzona, ale myślę, że cał­kiem praw­do­po­dobna. Ling Wen wspo­mni, że ludzie lubią ładne, parzy­ste liczby, takie jak cztery. Cztery Wiel­kie Grozy, a zara­zem zwią­zane z tymi posta­ciami kolory i żywioły przy­wo­dzą na myśl podział świata w chiń­skiej geo­man­cji, czyli feng­shui. Mamy więc bia­łego tygrysa, sym­bo­li­zu­ją­cego pół­noc, czar­nego żół­wia z połu­dnia, czer­wo­nego feniksa z zachodu i zie­lo­nego smoka ze wschodu. Kolory się zga­dzają, prawda? Teraz żywioły: z czar­nym żół­wiem zwią­zana jest woda, podob­nie jak w przy­padku Czar­nej Toni Pochła­nia­ją­cej Statki. Żywio­łem smoka jest drewno – to z kolei koja­rzy się z lasem wisiel­ców. Pozo­sta­łym przy­pi­suje się ogień (feniks) i metal (tygrys). Być może to tylko spe­ku­la­cje, zapew­niam jed­nak, że tro­pów, które pro­wa­dzą do róż­nych ele­men­tów chiń­skiej kul­tury, wie­rzeń i zwy­cza­jów, jest w tej powie­ści wię­cej.

Dzię­kuję Ci za lek­turę Bło­go­sła­wień­stwa Nie­bios. Mam nadzieję, że spo­tkamy się w kolej­nym tomie.

Alek­san­dra Woź­niak-Mar­chewka

Xie Lian

Imię:Xie Lian

Aliasy: Hua Xie

Przy­domki: Radu­jący Bogów, Kwietny Bóg-Wojow­nik, Kwietny Gene­rał/Gene­rał Hua

Ran­king: bóg

Gdzie go szu­kać: Wyż­sze Nie­biosa, ale pre­fe­ruje świat ludzi i swój Kasz­ta­nowy Przy­by­tek w Kasz­ta­no­wej Wio­sce

Miej­sce uro­dze­nia: Xianle (następca tronu)

Data uro­dze­nia: 15 lipca

Wzrost: 178 cm

Sprzy­mie­rzeńcy: Ling Wen

Znaki szcze­gólne: dwie Prze­klęte Obrę­cze

Broń: wstęga Ruoye

Ekwi­pu­nek: słom­kowy kape­lusz

Istotne infor­ma­cje: wnie­bo­wstą­pił trzy­krot­nie, dwu­krot­nie zde­gra­do­wany

„Wszy­scy mówili, że Jego Ksią­żęca Mość jest już skoń­czony. Wystę­po­wał na ulicy, świet­nie śpie­wał i grał na wielu instru­men­tach, nie mówiąc już o roz­łu­py­wa­niu kamieni na klatce pier­sio­wej czy skru­pu­lat­nym zbie­ra­niu śmieci. Cho­wał dumę do kie­szeni dla paru gro­szy. Był zbyt eks­cen­tryczny, mijały lata, aż w końcu stał się powszech­nie znany jako Pośmie­wi­sko Trzech Świa­tów”.

Hua Cheng

Imię:Hua Cheng

Przy­domki: Krwawy Deszcz w Poszu­ki­wa­niu Kwiatu

Ran­king: arma­ge­don – władca demo­nów

Wzrost: 190 cm

Znaki szcze­gólne: opa­ska na pra­wym oku

Broń: „prze­dziwny bułat”1

Ekwi­pu­nek: dzwo­neczki przy butach, srebrne kar­wa­sze

Istotne infor­ma­cje: jeden z Czte­rech Wiel­kich Gróz

Spe­cjalna umie­jęt­ność: srebrne motyle

„Imię Hua Cheng z pew­no­ścią jest fał­szywe, tak jak jego wygląd. W plot­kach cza­sem jest humo­rza­stym, eks­cen­trycz­nym mło­dzień­cem, cza­sem deli­kat­nym, przy­stoj­nym męż­czy­zną, kiedy indziej piękną kobietą o kamien­nym sercu. Do wyboru, do koloru. Co do wyglądu, na pewno wia­domo jedy­nie, że nosi czer­wień. Czę­sto towa­rzy­szy mu krwawy deszcz, a z pół jego szat i ręka­wów wyla­tują srebrne motyle”.

Sanlang

Przy­do­mek:San­lang

Ran­king: czło­wiek

Miej­sce pobytu: zie­mia, Kasz­ta­nowy Przy­by­tek, Kasz­ta­nowa Wio­ska

Wzrost: 181 cm

Ekwi­pu­nek: czer­wony płaszcz

Istotne infor­ma­cje: posiada wie­dzę na wiele tema­tów, uprzejmy jedy­nie wobec Xie Liana, lubi dogry­zać innym, zwłasz­cza Fu Yao i Nan Fen­gowi, opa­no­wany

„Chło­pak miał około szes­na­stu, sie­dem­na­stu lat, szaty czer­wone jak jesienne liście klonu, a skórę śnież­no­białą. Jego oczy lśniły na podo­bień­stwo gwiazd. Był też bar­dzo przy­stojny. Miał w sobie coś dzi­kiego, czego nie dało się wyra­zić sło­wami. Czarne włosy nosił luźno zwią­zane, z kil­koma wymy­ka­ją­cymi się kosmy­kami wyglą­dał bar­dzo swo­bod­nie. (…) Wyda­wało się, jakby się dro­czył, ale był w tym jakiś nie­moż­liwy do nazwa­nia spo­kój kogoś, kto wiele wie. Cho­ciaż brzmiał mło­dzień­czo, to jed­nak jego głos był głęb­szy niż głos chło­paka w tym wieku, bar­dzo przy­jemny”.

Ling Wen

Imię:Ling Wen

Przy­domki: Czci­godna Ling Wen

Ran­king: bóg

Gdzie jej szu­kać: Wyż­sze Nie­biosa

Istotne infor­ma­cje: kom­pe­tentna i efek­tywna, pro­fe­sjo­na­listka

„Czci­godna Ling Wen stała z dłońmi sple­cio­nymi za ple­cami.

– Zają­łeś pierw­sze miej­sce – odparła. – Na liście «Nie­bia­nie, któ­rzy mają naj­więk­sze szanse na degra­da­cję do świata śmier­tel­ni­ków». (…)

– Cokol­wiek by mówić, to wciąż pierw­sze miej­sce.

– Za pierw­sze miej­sce na tej liście można dostać sto zasług – zgo­dziła się Ling Wen. (…)

– Kiedy następ­nym razem będzie robiona taka lista, koniecz­nie weź mnie pod uwagę! – powie­dział Xie Lian entu­zja­stycz­nie. – A swoją drogą, kto jest na dru­gim miej­scu?

– Nie ma dru­giego miej­sca. Zosta­wi­łeś kon­ku­ren­cję daleko w tyle – zapew­niła go Ling Wen”.

Mu Qing

Imię:Mu Qing

Przy­domki: Xuan­zhen, Bóg-Sprzą­tacz

Ran­king: bóg

Gdzie go szu­kać: Wyż­sze Nie­biosa

Miej­sce uro­dze­nia: Xianle

„(…) Mu Qing pocho­dził z bied­nej rodziny, a do tego był synem prze­stępcy, nie wolno mu było prak­ty­ko­wać [w Kró­lew­skiej Świą­tyni]. Mógł jedy­nie być sługą, sprzą­tać świą­ty­nię, poda­wać her­batę i przy­no­sić wodę. Xie Lian, który widział, jak ciężko Mu Qing pra­cuje, popro­sił kapła­nów, by wbrew zasa­dom go przy­jęli. Książę był bar­dzo prze­ko­nu­jący, więc w końcu Mu Qin­gowi pozwo­lono zostać uczniem i mógł prak­ty­ko­wać razem z księ­ciem. Kiedy Xie Lian wnie­bo­wstą­pił, zabrał go ze sobą do Wyż­szej Izby Nie­bios.

Ale gdy został zde­gra­do­wany i zesłany do świata śmier­tel­ni­ków, Mu Qing nie podą­żył za nim, tylko zna­lazł sobie świętą jaski­nię i żar­li­wie poku­to­wał. Nie minęło kilka lat, a pod­jął wyzwa­nie Nie­bios i znów wnie­bo­wstą­pił”.

Feng Xin

Imię:Feng Xin

Przy­domki: Nany­ang, Bóg Hoj­nie Obda­rzony, Bóg Hoj­nie Obda­rza­jący

Ran­king: bóg

Gdzie go szu­kać: Wyż­sze Nie­biosa

Miej­sce uro­dze­nia: Xianle

„Feng Xin był bogiem-wojow­ni­kiem zarzą­dza­ją­cym połu­dnio­wym wscho­dem, nosił przy­do­mek Nany­ang, a ludzie go uwiel­biali. Osiem­set lat temu też był jed­nym z bóstw słu­żą­cych w świą­tyni pałacu Xianle. Odzna­czał się lojal­no­ścią, a odkąd Xie Lian skoń­czył czter­na­ście lat, Feng Xin był jego ochro­nia­rzem”.

Fu Yao

Imię:Fu Yao

Ran­king: bóg

Gdzie go szu­kać: Nie­biosa, dwór Mu Qinga

Istotne infor­ma­cje: w kon­flik­cie z Nan Fen­giem, ma gwał­towne uspo­so­bie­nie

„ – Halo! Jest ktoś tam na dole? Liczę do trzech, raz, dwa, trzy, skoń­czy­łem, nikogo nie ma, idę!

Xie Lian (…) pod­niósł głowę i krzyk­nął:

– Nie skacz, nie skacz! Fu Yao, nie licz tak szybko! Wiem, że robisz to spe­cjal­nie! Pomóż nam zerwać krąg, bo nie będziemy mogli wyjść!

– Ktoś jesz­cze tam jest oprócz cie­bie? – spy­tał Fu Yao znad otchłani.

– Cał­kiem sporo osób, możesz sam spraw­dzić – odparł Xie Lian.

Z gło­śnym hukiem Fu Yao zrzu­cił do środka wielką kulę ognia”.

Nan Feng

Imię:Nan Feng

Ran­king: bóg

Gdzie go szu­kać: Nie­biosa, dwór Nan Yanga

Istotne infor­ma­cje: w kon­flik­cie z Fu Yao, spo­kojny

„Do jego stopy przy­to­czyła się bułeczka. Xie Lian jesz­cze nic nie jadł, więc prze­tarł ją i pod­niósł do ust, ale Nan Feng spo­strzegł to kątem oka i wytrą­cił mu bułkę z ręki, krzy­cząc:

– Nie jedz! W kurzu leżało, a ty chcesz to jeść, prze­cież brudne jest, nie? (…)

[Xie Lian] kla­snął w dło­nie.

– (…) Jeśli chce­cie czymś rzu­cać, to rzu­caj­cie raczej mną, a nie jedze­niem.

Nan Feng wyjął mu z ręki bułeczkę, którą Xie Lian zdą­żył już ponow­nie pod­nieść.

– Nie jedz tego, co spa­dło na pod­łogę! – powie­dział nie­zno­szą­cym sprze­ciwu tonem”.

Pei Xi

Imię:Pei Xiu

Przy­domki: Xiao Pei – młod­szy gene­rał Pei

Ran­king: bóg

Gdzie GO szu­kać: Wyż­sze Nie­biosa

Istotne infor­ma­cje: ambitny, kom­pe­tentny, lojalny

„Żeby ich odróż­nić, ludzie nazy­wali go Xiao Pei – «młod­szym gene­ra­łem Peiem». W Świe­tli­stej Świą­tyni czczono oby­dwu. W głów­nej sali jeden stał przo­dem, a drugi tyłem. Gene­rał Pei był głów­nym bóstwem tego miej­sca, więc twarz posągu patrzyła na drzwi. Rzeźba młod­szego gene­rała Peia za jego ple­cami spo­glą­dała w prze­ciw­nym kie­runku. Wnie­bo­wstą­pili razem – to była zarówno oso­bliwa, jak i piękna histo­ria”.

Rozdział pierwszy

Rzut oka na Aleję Boskiego Wojow­nika Spo­tka­nie z demo­nem i nie­śmier­tel­nym na moście

Pośród bogów zamiesz­ku­ją­cych Nie­biosa jeden sły­nął tym, że drwiono z niego w Trzech Świa­tach.

Legenda głosi, że przed ośmiu­set laty na Rów­ni­nach Cen­tral­nych ist­niało pań­stwo, które nazy­wało się Xianle. Znane było z czte­rech skar­bów: ludzi pięk­nych niczym obłoki, wspa­nia­łej muzyki i nie­sa­mo­wi­tych ksiąg, kosz­tow­no­ści – złota i klej­no­tów, a także prze­sław­nego następcy tronu.

Jego Wyso­kość był bowiem mężem nad­zwy­czaj­nym.

I cho­ciaż był dla wszyst­kich oczkiem w gło­wie, uko­cha­nym niczym naj­więk­szy skarb, jego nie inte­re­so­wały ani wła­dza, ani bogac­twa docze­snego świata.

Inte­re­so­wało go, jak sam czę­sto mawiał…

Poma­ga­nie zwy­kłym ludziom!

* * *

Dwie są opo­wie­ści o tym, jak w cza­sach swej mło­do­ści książę har­to­wał ducha.

Pierw­sza to Rzut oka na Aleję Boskiego Wojow­nika.

W roku, w któ­rym książę skoń­czył sie­dem­na­ście lat, w Xianle Aleją Boskiego Wojow­nika kro­czyła Wielka Parada Święta Latarni.

Rodzina kró­lew­ska, ksią­żęta i szlachta roz­ma­wiali i się śmiali, spo­glą­da­jąc z wyso­kich budyn­ków, gwar­dia kró­lew­ska masze­ro­wała z chrzę­stem zbroi, dziew­częta tań­czyły powab­nie, bia­łymi dłońmi rzu­ca­jąc niebu płatki kwia­tów, har­mo­nijna melo­dia nio­sła się ze zło­tej karocy i dry­fo­wała po nie­bie nad morzem ludzi i całym kró­lew­skim mia­stem. Za gwar­dią hono­rową szes­na­ście bia­łych koni w zło­tej uprzęży cią­gnęło plat­formę, a na niej spoj­rze­nia wszyst­kich przy­cią­gał Wojow­nik Radu­jący Bogów.

Odziany był w strojne szaty, w dłoni dzier­żył zdobny miecz, a twarz zasła­niała mu złota maska. Uosa­biał wiel­kiego Cesa­rza Boskiego Wojow­nika, samego Jun Wu, pierw­szego boga-wojow­nika tysiąc­le­cia, pogromcę duchów i demo­nów.

Tytuł Radu­ją­cego Bogów sta­no­wił naj­wyż­sze wyróż­nie­nie, więc kry­te­ria wyboru były wyjąt­kowo surowe. W tym roku wybrany został książę. Cały naród wie­rzył, że będzie naj­wspa­nial­szym Radu­ją­cym Bogów w histo­rii.

Ale tam­tego dnia wyda­rzył się wypa­dek.

Gwar­dia hono­rowa okrą­żała mia­sto po raz trzeci i zbli­żał się naj­bar­dziej poru­sza­jący serca widzów moment: chwila, gdy wojow­nik miał wła­śnie jed­nym cio­sem mie­cza zabić demona. Tłum po obu stro­nach ulicy burzył się i wrzał; tłum na murze, pod któ­rym prze­cho­dziła parada, falo­wał, ludzie się tło­czyli, prze­ci­skali, prze­py­chali.

Wtem z muru spadł chło­piec.

Krzyk prze­szył niebo. Kiedy ludzie myśleli już, że dziecko się roz­trza­ska w Alei Boskiego Wojow­nika, książę lekko uniósł głowę, sko­czył i zła­pał je.

Led­wie biały cień prze­ciął niebo niczym lecący ptak, gdy książę już bez­piecz­nie lądo­wał na ziemi z chłop­cem w ramio­nach. Złota maska opa­dła, odsła­nia­jąc przy­stojną, młodą twarz.

Tłum zaczął wiwa­to­wać.

Lud się rado­wał, a kapła­nów i mini­strów roz­bo­lały głowy.

Każde okrą­że­nie plat­formy wokół mia­sta było modli­twą o kolejny rok pokoju i dobro­bytu dla kraju, skoro więc pro­ce­sja została prze­rwana przy trze­cim okrą­że­niu, czyż nie ozna­czało to, że pań­stwu pozo­stały trzy zale­d­wie lata ist­nie­nia?

Bar­dzo nie­do­brze!

Kapłani i mini­stro­wie wezwali więc księ­cia i popro­sili uprzej­mie:

– Wasza Wyso­kość, czy mógł­byś odbyć mie­siąc pokuty? Nie musi być praw­dziwa, wystar­czy sym­bo­licz­nie.

Książę uśmiech­nął się tylko.

– Nie – odmó­wił i dodał: – Ura­to­wa­nie życia nie jest czymś złym. Jak Nie­biosa mogą uka­rać mnie za wła­ściwe postę­po­wa­nie?

Mini­stro­wie uwa­żali, że lepiej dmu­chać na zimne. Co, jeśli Nie­biosa ześlą jed­nak karę?

– To zna­czy, że Nie­biosa będą w błę­dzie. Dla­czego ten, kto ma rację, ma prze­pra­szać błą­dzą­cego?

Takim wła­śnie czło­wie­kiem był książę. Nie było rze­czy, któ­rej nie mógłby zro­bić, ani czło­wieka, który by go nie kochał. Był ludzką pra­wo­ścią, był ser­cem świata. Dla­tego też kapła­nów to bolało („Gówno rozu­miesz!”). Ale nie było rady. Cokol­wiek by powie­dzieli, książę i tak by nie posłu­chał.

* * *

Druga histo­ria to Spo­tka­nie z demo­nem i nie­śmier­tel­nym na moście.

Legendy mówią, że na połu­dnie od Żół­tej Rzeki był nie­gdyś most zwany Mostem Jed­nej Myśli, przez wiele lat nawie­dzany przez demona.

Ten demon wyglą­dał wyjąt­kowo prze­ra­ża­jąco: ubrany w resztki zbroi kro­czył wśród pło­mieni, z jego zakrwa­wio­nego ciała ster­czały ostrza mie­czy i groty strzał, z każ­dym kro­kiem zosta­wiał za sobą ślady ognia i krwi. Raz na kilka lat poja­wiał się nagle w środku nocy, krą­żył po moście, zatrzy­my­wał prze­cho­dzą­cych i zada­wał im trzy pyta­nia.

„Co to za miej­sce?”

„Kim jestem?”

„Co mogę zro­bić?”

Tych, któ­rzy udzie­lili błęd­nej odpo­wie­dzi, poże­rał. A że wła­ści­wej nie znał nikt, to i demon pochło­nął nie­zli­czone życia.

Książę miał sie­dem­na­ście lat, gdy pod­czas podróży usły­szał tę histo­rię. Odna­lazł most i czu­wał przy nim noc w noc, póki kło­po­tliwy demon się nie poja­wił. Rze­czy­wi­ście był tak prze­ra­ża­jący, jak opo­wia­dano. Zadał księ­ciu pierw­sze pyta­nie, a ten odpo­wie­dział z uśmie­chem:

– To świat ludzi.

Ale demon odparł:

– To pie­kło!

Błąd. Obaj wycią­gnęli broń i rzu­cili się do walki.

Książę był bie­gły w sztuce mie­cza, a demon nie­ustra­szony i strasz­liwy. Czło­wiek i potwór wal­czyli na moście, póki nie zapadł mrok, póki Słońce i Księ­życ nie obie­gły Ziemi, póki demon nie został poko­nany. Gdy znik­nął, książę posa­dził przy moście kwit­nące drzewo. Prze­cho­dził tam­tędy tao­ista w bia­łych sza­tach, który zoba­czył, jak książę roz­rzuca żółtą zie­mię, by prze­gnać ducha.

– Po co to robisz? – spy­tał.

– Ciało w pie­kle, dusza w raju – odparł książę.

Usły­szaw­szy te słowa, mędrzec się uśmiech­nął, przy­brał boską postać, wstą­pił na chmurę, chwy­cił wiatr, dosiadł smugi nie­biań­skiego świa­tła i odle­ciał. Dopiero wtedy książę zro­zu­miał, że miał przed sobą samego Cesa­rza Boskiego Wojow­nika, który zstą­pił na zie­mię, by tępić złe moce i zabi­jać demony.

Bogo­wie i nie­śmier­telni już pod­czas pamięt­nego skoku w trak­cie parady Święta Latarni zauwa­żyli nie­zwy­kłego Wojow­nika Radu­ją­cego Bogów, a gdy ujrzeli go ponow­nie na Moście Jed­nej Myśli, jeden z nich spy­tał cesa­rza:

– Co o nim sądzisz?

Cesarz odpo­wie­dział sze­ścioma sło­wami:

– Przy­szłość tego chło­paka nie zna gra­nic.

Tego wie­czora na nie­bie działy się dziwne rze­czy, sza­lał wiatr i zerwała się ulewa. W bla­sku bły­ska­wic i huku grzmo­tów książę wzniósł się do nieba.

Bez wąt­pie­nia był ulu­bień­cem Nie­bios.

Od zawsze kochali go wszy­scy, kiedy więc wnie­bo­wstą­pił, co sił wzno­szono świą­ty­nie i modli­tewne groty w naj­dal­szych nawet zakąt­kach kraju, sta­wiano posągi, tysiące modliły się do niego. Ksią­żęcy Pawi­lon pałacu Xianle w ciągu zale­d­wie kilku lat okrył się chwałą.

Nie minęły nawet trzy lata, gdy Xianle pogrą­żyło się w cha­osie, lud pochło­nęła zaraza, a pań­stwo prze­stało ist­nieć.

* * *

Ludzie nagle zdali sobie sprawę, że książę, ten, któ­rego czcili jak boga, wcale nie był tak wspa­niały i potężny, jak to sobie wyobra­żali.

Nie mając gdzie wylać bólu po stra­cie domów i rodzin, oba­lili jego posągi i spa­lili świą­ty­nie. Ogień pło­nął przez sie­dem dni i sie­dem nocy, cała chwała obró­ciła się w pył.

A księ­ciu ode­brano moce i zesłano go do świata ludzi.

Od dziecka roz­piesz­czany przez wszyst­kich, ni­gdy nie doświad­czył znoju. Boska kara zesłała go z chmur w błoto, przy­nio­sła mu ból i cier­pie­nie. Ale książę nie usta­wał w wysił­kach, na­dal odda­wał się prak­tyce ducho­wej, pra­gnął ponow­nie wstą­pić w Nie­biosa. Nie minęło wiele lat, gdy niebo prze­szył huk. Książę wnie­bo­wstą­pił po raz drugi.

Tym razem jed­nak nawet jedno kadzi­dło nie zdą­żyło się wypa­lić, gdy księ­cia z Nie­bios wyrzu­cił sam Cesarz Boski Wojow­nik.

* * *

Zostać zde­gra­do­wa­nym raz to ogromne upo­ko­rze­nie, ale żeby zda­rzyło się to dwu­krot­nie? Nie­moż­liwe, by kto­kol­wiek się po tym pod­niósł.

Wszy­scy mówili, że Jego Ksią­żęca Mość jest już skoń­czony. Wystę­po­wał na ulicy, świet­nie śpie­wał i grał na wielu instru­men­tach, nie mówiąc już o roz­łu­py­wa­niu kamieni na klatce pier­sio­wej czy skru­pu­lat­nym zbie­ra­niu śmieci. Cho­wał dumę do kie­szeni dla paru gro­szy. Był zbyt eks­cen­tryczny, mijały lata, aż w końcu stał się powszech­nie znany jako Pośmie­wi­sko Trzech Świa­tów. Po dziś dzień życze­nie komuś, by jego dziecko było księ­ciem Xianle, jest uzna­wane za bar­dziej nik­czemne niż prze­klę­cie go, by w ogóle nie miał potom­ków.

Ludzie kochają śmier­tel­nych wstę­pu­ją­cych w Nie­biosa, ale jesz­cze bar­dziej kochają bogów strą­co­nych na zie­mię.

Wyśmie­wano go, aż wzdy­chali do niego już tylko zako­chani. Ale i to prze­mi­nęło. Nie­gdy­siej­szy uko­chany syn Nie­bios prze­stał ist­nieć. Posągi upa­dły, kraj obró­cił się w pył, nie ostał się nawet jeden wyznawca. Powoli wszy­scy zapo­mi­nali o księ­ciu. Nikt nie wie­dział, gdzie znik­nął. I nikogo to nie obcho­dziło.

* * *

Wiele lat póź­niej niebo prze­szył huk.

Nie­biosa się zatrzę­sły, bły­snęły pio­runy, huk­nęły grzmoty. Ktoś wnie­bo­wstą­pił? Ależ wyda­rze­nie!

Kiedy miesz­kańcy Sto­licy Nie­śmier­tel­nych zoba­czyli, któż to był, sta­nęli jak rażeni pio­ru­nem.

Jakby mu było mało.

Ten słynny odmie­niec, Pośmie­wi­sko Trzech Świa­tów, książę z legend, on… on… jeba­niutki, znowu wzle­ciał w Nie­biosa!

Rozdział drugi

Spłu­kany nie­bia­nin trzy razy wstę­puje do Sto­licy Nie­śmier­tel­nych

– Gra­tu­la­cje, Wasza Wyso­kość.

Xie Lian pod­niósł wzrok, uśmiech­nął się, po czym odpo­wie­dział:

– Dzię­kuję. Od dobrych kil­ku­set lat mi nie gra­tu­lo­wano. Ale czego wła­ści­wie?

Czci­godna Ling Wen stała z dłońmi sple­cio­nymi za ple­cami.

– Zają­łeś pierw­sze miej­sce – odparła. – Na liście „Nie­bia­nie, któ­rzy mają naj­więk­sze szanse na degra­da­cję do świata śmier­tel­ni­ków”.

Xie Lian się zdzi­wił, ale uśmiech­nął się uprzej­mie w odpo­wie­dzi.

– Cokol­wiek by mówić, to wciąż pierw­sze miej­sce.

– Za pierw­sze miej­sce na tej liście można dostać sto zasług – zgo­dziła się Ling Wen.

Każde kadzi­dło czy modli­twa śmier­tel­ni­ków nazy­wane były „zasłu­gami” i funk­cjo­no­wały w świe­cie nie­bian tak, jak na ziemi złoto i sre­bro.

– Kiedy następ­nym razem będzie robiona taka lista, koniecz­nie weź mnie pod uwagę! – powie­dział Xie Lian entu­zja­stycz­nie. – A swoją drogą, kto jest na dru­gim miej­scu?

– Nie ma dru­giego miej­sca. Zosta­wi­łeś kon­ku­ren­cję daleko w tyle – zapew­niła go Ling Wen.

– Czy to zna­czy, że… jestem lubiany? Kto był na pierw­szym miej­scu poprzed­nim razem?

– Też nikt. Ta lista funk­cjo­nuje od tego roku, a dokład­nie od dzi­siaj.

Xie Lian zamru­gał.

– Co? Czyli stwo­rzono ją spe­cjal­nie dla mnie?

– Ale wiesz, dla­czego dosta­łeś pierw­sze miej­sce? – spy­tała Ling Wen.

– Dla­czego?

– Spójrz, pro­szę, na tam­ten dzwon.

Wycią­gnęła dłoń i coś wska­zała. Xie Lian wytę­żał wzrok, ale widział tylko pałac z bia­łego jade­itu i krą­żące nad nim białe obłoki. Patrzył i patrzył, wytę­żał i wytę­żał wzrok, aż wresz­cie zde­cy­do­wał się spy­tać:

– Gdzie jest dzwon? Nie widzę.

– Zga­dza się, nie widzisz – potwier­dziła Ling Wen. – Kie­dyś był tam dzwon, ale się roz­bił, gdy wstę­po­wa­łeś do nieba. – Xie Lian mil­czał. – Ten dzwon był nie­zwy­kle pogod­nie uspo­so­biony – mówiła z powagą Ling Wen. – Kiedy ktoś wstę­po­wał w Nie­biosa, bił gło­śno, by to uczcić. Ty się poja­wi­łeś i roz­ko­ły­sał się jak sza­lony. Prze­stał dopiero po upadku z dzwon­nicy. Ude­rzył jesz­cze boga-wojow­nika, który tam­tędy prze­cho­dził.

– Może ni­gdy nie widział, jak ktoś wstę­puje do Nie­bios po raz trzeci… Wszystko z nim w porządku? – zatro­skał się Xie Lian.

– Nie, na­dal jest w napra­wie.

– Mia­łem na myśli boga.

– Z miej­sca roz­pła­tał dzwon na pół. Pójdźmy dalej. Spójrz na tam­ten złoty pałac. Widzisz?

Ling Wen ponow­nie coś wska­zała, a Xie Lian podą­żył za nią wzro­kiem. Zoba­czył wysta­jącą z chmur złotą kopułę i wes­tchnął z ulgą.

– Tym razem widzę.

– To nie­do­brze, że widzisz. Bo wcze­śniej niczego tam nie było – poin­for­mo­wała go rze­czowo. – W dniu twego wstą­pie­nia do Nie­bios wiele zło­tych kopuł się zawa­liło, nie było wyj­ścia, trzeba było posta­wić kilka tym­cza­so­wych. Nie uwa­żasz, że są strasz­nie pry­mi­tywne?

Xie Lian wes­tchnął i się uśmiech­nął.

– Rozu­miem. Powiedz mi, jak mogę napra­wić sytu­ację.

– Jasne. – Ling Wen wycią­gnęła skądś aba­kus i przez chwilę kli­kała, prze­rzu­ca­jąc kulki, po czym poka­zała mu wynik. – Osiem milio­nów osiem­set tysięcy zasług.

Xie Lian pac­nął się dło­nią w czoło.

Osiem milio­nów osiem­set tysięcy zasług? Gdyby to było osiem­set lat temu, nie mru­gnąłby nawet okiem. Ale teraz wszystko wyglą­dało ina­czej. Został dwu­krot­nie wygnany, jego świą­ty­nie w świe­cie śmier­tel­ni­ków spa­lono co do jed­nej, a wraz z wyznaw­cami znik­nęła jego moc. Nikt nie zapali mu kadzi­dła. Po tym wszyst­kim został z niczym.

Ling Wen pokle­pała go po ramie­niu.

– Nie trać nadziei, Wasza Wyso­kość. Dopiero co wró­ci­łeś, idź naj­pierw do Kręgu Ducho­wego Prze­pływu Wyż­szej Izby Nie­bios, przy­wi­taj się z innymi nie­śmier­tel­nymi. Jak to mówią, jak nie drzwiami, to oknem.

Xie Lian zaśmiał się gorzko.

– Oba­wiam się, że ja mogę z tego okna tylko wypaść!

Wyszedł z pawi­lonu Ling Wen, po czym zna­lazł sobie ustronny kąt w Alei Sto­licy Nie­śmier­tel­nych i przy­kuc­nął. Złą­czył dwa palce, deli­kat­nie pod­parł nimi skroń i skon­tak­to­wał się tele­pa­tycz­nie z Krę­giem Ducho­wego Prze­pływu Wyż­szej Izby Nie­bios.

Był to magiczny krąg, który pozwa­lał bogom na bły­ska­wiczną komu­ni­ka­cję za pomocą tele­pa­tii. Można powie­dzieć, że w Wyż­szej Izbie Nie­bios, gdzie­kol­wiek spoj­rzeć, tam trafi się na jakie­goś cesa­rza, króla czy gene­rała, a i boha­te­rów czy hero­sów było na pęczki. Kró­lo­wie, księż­niczki, cesa­rzo­wie, wojow­nicy wszel­kiego rodzaju nie sta­no­wili rzad­kiego widoku w Alei Sto­licy Nie­śmier­tel­nych. Kto tu nie był wybrań­cem Nie­bios? Kiedy bogo­wie byli obecni, mogli poroz­ma­wiać ze sobą za pomocą tele­pa­tii. Gdy Xie Lian wnie­bo­wstą­pił po raz pierw­szy, był tak pod­eks­cy­to­wany, że łapał każ­dego boga z kręgu i się z nim witał, opo­wia­dał szcze­gó­łowo o sobie, ale teraz po pro­stu nie mógł tak zro­bić, lepiej było sie­dzieć cicho. Bar­dzo szybko zna­lazł się ktoś, kto zwró­cił uwagę na poja­wie­nie się nowej osoby.

– Wasza Wyso­kość? – spy­tał cichy głos.

A więc w Nie­bio­sach są jesz­cze jakieś bóstwa, które się do niego odzy­wają!

Xie Lian poczuł w sercu radość.

– To ja. Witam wszyst­kich, znowu wró­ci­łem!

Jesz­cze nie skoń­czył, kiedy głos wszedł mu w słowo:

– Wasza Wyso­kość raczy żar­to­wać? Jak mamy nor­mal­nie funk­cjo­no­wać, skoro wró­ci­łeś?

Xie Lian zamarł. Na szczę­ście Ling Wen szybko wysłała mu bez­po­śred­nią wia­do­mość z przy­po­mnie­niem. Wypo­wie­działa tylko jedno słowo:

– Dzwon.

Xie Lian zro­zu­miał w lot. To była jego ofiara, bóg ude­rzony przez dzwon!

Nic dziw­nego, że atmos­fera była tak nie­zręczna, trzeba prze­pro­sić! Ale nie można prze­pro­sić, jeśli się nie zna czy­je­goś imie­nia, więc Xie Lian zapy­tał uprzej­mie:

– Czy mogę poznać imię wasz­mo­ści?

Po tych sło­wach druga strona nie­ocze­ki­wa­nie zamil­kła. A pozo­stałe bóstwa, świa­dome tego, co nad­cho­dziło, nad­sta­wiły uszu.

– Książę, cho­ciaż sądzę, że nie mogłeś go nie roz­po­znać, to jed­nak ci pod­po­wiem: to Mu Qing – prze­ka­zała mu cicho Ling Wen.

– Kto? Mówisz, że kto? – zdzi­wił się Xie Lian. – To jest Mu Qing?

Mu Qing był bogiem-wojow­ni­kiem zarzą­dza­ją­cym połu­dnio­wym zacho­dem, nosił przy­do­mek Xuan­zhen, miał tysiące świą­tyń, kadzi­dła licz­nie się paliły na jego cześć. Ale osiem­set lat wcze­śniej był bogiem słu­żeb­nym w świą­tyni pałacu Xianle. I bie­gał po spra­wunki Xie Liana.

Ling Wen też była zasko­czona.

– Nie mogę uwie­rzyć, że go nie roz­po­zna­łeś.

– Naprawdę. Wcze­śniej roz­ma­wiał ze mną uprzej­mie, nie w taki spo­sób. Nawet nie pamię­tam dobrze, kiedy ostatni raz się z nim widzia­łem. Nie­długo zapo­mniał­bym nawet, jak wygląda. Jak miał­bym go roz­po­znać po gło­sie? – bro­nił się Xie Lian.

Sytu­acja była dość nie­zręczna. Wtedy Xie Lian nosił tytuł księ­cia Xianle i prak­ty­ko­wał w Kró­lew­skiej Świą­tyni. Była to świą­ty­nia rodziny kró­lew­skiej w Xianle, która bar­dzo surowo dobie­rała uczniów. A że Mu Qing pocho­dził z bied­nej rodziny, a do tego był synem prze­stępcy, nie wolno mu było tam prak­ty­ko­wać. Mógł jedy­nie być sługą, sprzą­tać świą­ty­nię, poda­wać her­batę i przy­no­sić wodę. Xie Lian, który widział, jak ciężko Mu Qing pra­cuje, popro­sił kapła­nów, by wbrew zasa­dom go przy­jęli. Książę był bar­dzo prze­ko­nu­jący, więc w końcu Mu Qin­gowi pozwo­lono zostać uczniem i mógł prak­ty­ko­wać razem z księ­ciem. Kiedy Xie Lian wnie­bo­wstą­pił, zabrał go ze sobą do Wyż­szej Izby Nie­bios.

Ale gdy został zde­gra­do­wany i zesłany do świata śmier­tel­ni­ków, Mu Qing nie podą­żył za nim, tylko zna­lazł sobie świętą jaski­nię i żar­li­wie poku­to­wał. Nie minęło kilka lat, a pod­jął wyzwa­nie2 Nie­bios i znów wnie­bo­wstą­pił.

Mu Qing nie ode­zwał się ani sło­wem.

– Bar­dzo się gniewa – wyja­śniła księ­ciu Ling Wen.

Xie Lian potarł czoło i powie­dział:

– A może on uważa, że ja spe­cjal­nie zrzu­ci­łem na niego ten dzwon…

W tym momen­cie wtrą­cił się jakiś gniewny głos:

– Który sukin­syn znisz­czył mój złoty pawi­lon?! Przy­zna­wać się!

Xie Lian czuł, że od tego krzyku wybuch­nie mu głowa. Mu Qing zaś zde­cy­do­wał się prze­rwać mil­cze­nie. Zaśmiał się, a tam­ten głos wybuch­nął gnie­wem:

– Co cię tak bawi? To twoja sprawka?!

– Bawi mnie to, że ledwo się ode­zwiesz, a już prze­kli­nasz – odparł Mu Qing spo­koj­nie. – Ten, który zbu­rzył twój złoty pawi­lon, jest w Kręgu, sam spy­taj.

Xie Lian odchrząk­nął i wyznał:

– To ja. Prze­pra­szam.

Ledwo się ode­zwał, tam­ten zamilkł. Za to obok ucha księ­cia roz­brzmiał głos Ling Wen:

– Książę, to Feng Xin.

– Jego pozna­łem – odparł Xie Lian.

– Nie przej­muj się, on nie chciał cię obra­zić tym „sukin­sy­nem” – odpo­wie­działa Ling Wen.

– Wiem. Po pro­stu taki jest – sko­men­to­wał Xie Lian.

Feng Xin był bogiem-wojow­ni­kiem zarzą­dza­ją­cym połu­dnio­wym wscho­dem, nosił przy­do­mek Nany­ang, a ludzie go uwiel­biali. Osiem­set lat temu też nale­żał do bóstw słu­żą­cych w świą­tyni pałacu Xianle. Odzna­czał się lojal­no­ścią, a odkąd Xie Lian skoń­czył czter­na­ście lat, Feng Xin był jego ochro­nia­rzem. Razem dora­stali, razem wnie­bo­wstą­pili, razem zostali zde­gra­do­wani i wygnani. Ale nie­stety, nie wytrwali razem tych ośmiu­set lat.

Dla­czego musiało tra­fić aku­rat na tych dwóch? Wyglą­dało, jakby się mścił na pod­wład­nych, któ­rzy go opu­ścili! Bo cokol­wiek by mówić, poto­mek zna­mie­ni­tego rodu skoń­czył jako Pośmie­wi­sko Trzech Świa­tów, a dwaj słu­dzy wspięli się po jego ple­cach – czy było to zapla­no­wane przez los spo­tka­nie po latach?

Na szczę­ście Xie Lian miał grub­szą skórę niż inni, w końcu przez te osiem­set lat ni­gdy się dobrze nie najadł, chyba że wstydu. Powie­dział więc szcze­rze:

– Tym razem mój powrót spra­wił wam dużo kło­po­tów, prze­pra­szam. Posta­ram się zadość­uczy­nić waszym stra­tom, daj­cie mi tylko tro­chę czasu.

– Powi­nie­neś zatem, Wasza Wyso­kość, się zasta­no­wić, jak zdo­być osiem milio­nów osiem­set tysięcy zasług – par­sk­nął Mu Qing. – Wie­rzę, że to nic trud­nego dla księ­cia obda­rzo­nego taką mocą.

Gdzie mógłby zdo­być osiem milio­nów osiem­set tysięcy zasług i spła­cić dług?

Xie Lia­nowi pozo­stało tylko wró­cić do pawi­lonu Ling Wen.

– Czy ostat­nio śmier­telni modlą się do Sto­licy Nie­śmier­tel­nych o bło­go­sła­wień­stwa albo skła­dają prośby? Przyjmę każdą modli­twę, jeśli można zdo­być zasługi. A może trzeba poza­mia­tać tu ulice? Też mogę, jestem bar­dzo dobry w zamia­ta­niu.

– Obę­dzie się, Wasza Wyso­kość… – odpo­wie­działa Ling Wen. – Odłóż tę mio­tłę. Jeżeli cho­dzi o modli­twy, to cesarz ma wła­śnie sprawę, może chcesz mu pomóc?

W nie­bie był tylko jeden cesarz. A gdy cze­goś chciał, nie musiał nikogo o nic pro­sić. Dla­tego Xie Lian od razu się wypro­sto­wał.

– O co cho­dzi? – spy­tał.

Ling Wen podała mu zwój.

– Na pół­nocy jest góra – powie­działa. – Nazywa się Górą Szla­chet­nych. Sły­sza­łeś kie­dyś o niej?

– Nie tylko sły­sza­łem. – Xie Lian się uśmiech­nął. – A co, zro­biło się tam nie­spo­koj­nie?

– Dość nie­spo­koj­nie – przy­znała Ling Wen. – Gro­ma­dzą się tłumy wier­nych, modlą się jak sza­leni, musisz to zoba­czyć na wła­sne oczy.

Wierni dzie­lili się na trzy typy. Pierw­szy to zamożni, któ­rzy wyda­wali pie­nią­dze na pale­nie kadzi­deł, odpra­wia­nie rytu­ałów i budo­wa­nie świą­tyń, drugi – kazno­dzieje naucza­jący innych, do trze­ciego typu nale­żeli zaś ci, któ­rzy prak­ty­ko­wali całym ser­cem i cia­łem. Tych pierw­szych było naj­wię­cej; im ktoś był bogat­szy, tym więk­szy czuł respekt przed demo­nami i bogami, a boga­tych jest na ziemi tylu, ile ryb w morzu. Trze­cia grupa była naj­mniej­sza, bo jeśli ktoś naprawdę jest w sta­nie tyle zro­bić, to ozna­cza, że tylko krok dzieli go od wnie­bo­wstą­pie­nia. Teraz zde­cy­do­wa­nie cho­dziło o tę pierw­szą grupę.

– Jak wiesz, cesarz dwoi się i troi, przez cały rok na okrą­gło strzeże gór i mórz, nie ma ani chwili wol­nego, jeżeli więc pój­dziesz tam za niego i speł­nisz modli­twy, wszyst­kie zasługi pójdą na twoje konto. Co ty na to?

Xie Lian wycią­gnął obie ręce po zwój.

– Wiel­kie dzięki.

Było oczy­wi­stym, że Jun Wu pró­bo­wał mu pomóc, tylko dla nie­po­znaki sfor­mu­ło­wał to tak, jakby to on pro­sił księ­cia o przy­sługę. Xie Lian nie mógł tego nie zauwa­żyć.

– Ja tu tylko pośred­ni­czę, jeśli chcesz dzię­ko­wać, to pocze­kaj, aż cesarz wróci, i zrób to oso­bi­ście. Twoja moc nie wystar­czy, więc znajdę ci kil­koro bóstw słu­żeb­nych do pomocy.

Obecni bogo­wie-wojow­nicy albo go nie znali, albo nie lubili, tego Xie Lian był pewien.

– Nie trzeba, nie zdo­łasz nikogo zna­leźć – powie­dział.

– Spró­buję – odparła Ling Wen, po czym połą­czyła się z Krę­giem i powie­działa: – Słu­chaj­cie wszy­scy, cesarz potrze­buje ludzi do pil­nego zada­nia na pół­nocy, czy ktoś może uży­czyć dwóch sług?

Nie­spo­dzie­wa­nie jako pierw­szy ode­zwał się Mu Qing.

– Komu? W naszych świą­ty­niach sług nie bra­kuje, ale nie chcę odda­wać ich księ­ciu.

„Czy ty sie­dzisz na tym Kręgu od rana do wie­czora?”, pomy­ślał Xie Lian.

– Mu Qing, w ostat­nich dniach cią­gle cię tu spo­ty­kam, wygląda na to, że brak ci zajęć. – Ling Wen się zaśmiała. – Pamię­taj, żeby się nie spóź­nić z rapor­tem.

– Zra­ni­łem się w rękę, wciąż docho­dzę do sie­bie – odparł spo­koj­nie.

Mil­czący bogo­wie pomy­śleli: „Twoja ręka była zdolna roz­pła­ty­wać góry i roz­sz­cze­piać morza, co mógł jej zro­bić dzwon?”.

Przez chwilę nikt się nie odzy­wał, Xie Lian powie­dział więc do Ling Wen:

– No widzisz, mówi­łem, że nikt nie uży­czy sług.

Ling Wen pier­wot­nie zamie­rzała naj­pierw zała­twić dwie osoby, a dopiero potem opo­wie­dzieć o szcze­gó­łach.

– Gdyby Mu Qing się nie ode­zwał, tobym dała radę – powie­działa.

– Myśleli, że pytasz o pomoc dla cesa­rza, więc pew­nie, że byś dała radę. – Xie Lian się zaśmiał. – Ale niech­by tylko się zorien­to­wali, że to o mnie cho­dzi… Oba­wiam się, że skoń­czy­łoby się awan­turą i jak mie­li­by­śmy w tej sytu­acji współ­pra­co­wać? Przy­wy­kłem do tego, że jestem sam, nie sądzę, żeby mi cze­goś bra­ko­wało, dam radę. Dzię­kuję ci, wyru­szam natych­miast.

Ling Wen nie pozo­stało nic innego, jak tylko zło­żyć dło­nie przed sobą w geście pozdro­wie­nia.

– Dobrze – odparła. – Pół­noc to teren gene­rała Pei Minga, jego Świe­tli­sta Świą­ty­nia jest w roz­kwi­cie. Jeśli będziesz cze­goś potrze­bo­wał, możesz pro­sić go o pomoc. Dobrej podróży, Wasza Wyso­kość. Niech cię Nie­biosa bło­go­sła­wią.

– I strzegą nas ode złego! – odparł Xie Lian, poma­chał jej i z gra­cją opu­ścił pawi­lon.

Rozdział trzeci

Demon szuka żony, a książę wsiada do lek­tyki

Trzy dni póź­niej.

Na ubo­czu stała nie­wielka her­ba­ciar­nia. Pra­co­wali w niej pro­ści ludzie, a na gości cze­kał piękny widok: góry i woda, ludzie i mia­sto. I niby nie­wiele, ale było tam wszystko, czyli w sam raz. Spo­tka­nia w takiej sce­ne­rii szybko się sta­wały pięk­nymi wspo­mnie­niami. Tutej­szy mistrz cere­mo­nii nie miał zbyt wiele pracy, gdy więc nie było gości, wysta­wiał sobie przed drzwi sto­łek. Patrzył na góry i wodę, na ludzi i mia­sto, patrzył i się rado­wał. Wypa­trzył tak kie­dyś w dali tao­istę w bieli, pokry­tego war­stwą kurzu, zna­kiem dłu­giej wędrówki. Ten się zbli­żył, minął her­ba­ciar­nię, ale się zatrzy­mał i powoli zawró­cił. Przy­trzy­mał dło­nią bam­bu­sowy kape­lusz, pod­niósł głowę i spoj­rzał na szyld.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Nazwa bułatu, która w tomie pierw­szym nie pada, jak rów­nież i inne przy­domki, aliasy i dodat­kowe infor­ma­cje, zosta­nie uzu­peł­niona w kolej­nych tomach (przyp. red.). [wróć]

Dosłow­nie „kata­strofa, nie­szczę­ście”. Jeśli śmier­tel­nik pró­buje za pomocą prak­tyk ducho­wych stać się nie­śmier­tel­nym, jest to dzia­ła­nie wbrew porząd­kowi świata, dla­tego Nie­biosa zsy­łają na niego nie­szczę­ścia. Według lore stwo­rzo­nego przez autorkę wnie­bo­wstą­pić mogą jedy­nie osoby, które te nie­szczę­ścia i kata­strofy poko­nały, stąd decy­zja o nazwa­niu tego zja­wi­ska „wyzwa­niem” (wszyst­kie przy­pisy, o ile nie zazna­czono ina­czej, pocho­dzą od tłu­maczki). [wróć]