39,99 zł
Książę Xianle, Xie Lian, wniebowstąpił dwa razy. Dwukrotnie też został z Niebios wyrzucony. Kiedy więc po ośmiuset latach włóczęgi po świecie śmiertelnych pojawia się wśród bogów po raz trzeci, nie obywa się bez chaosu, hałasu i zniszczeń.
Xie Lian nie ma wiernych ani świątyń, a co za tym idzie żadnych zasług. Żeby więc zrekompensować straty, do jakich się przyczynił, postanawia na nie zapracować, odpowiadając na modlitwy.
Pierwsza sprawa prowadzi go na Górę Szlachetnych, gdzie od lat giną panny młode. Kiedy przebrany za jedną z nich Xie Lian zostaje oddzielony od swojego orszaku, spotyka tajemniczego władcę demonów, Hua Chenga, który odprowadza go na szczyt góry.
Zniechęcony tym, jak traktują go inni w Niebiosach, Xie Lian zstępuje na ziemię. W noc Święta Duchów podróżuje na jednym wozie z bardzo przystojnym, bardzo interesującym i bardzo tajemniczym Sanlangiem. Kim Sanlang jest naprawdę i jakie ma zamiary?
Z każdą odpowiedzią mnożą się pytania. Pod każdą rozwikłaną zagadką są kolejne. Ludzie i bogowie noszą maski. A to dopiero początek.
Błogosławieństwo Niebios Mo Xiang Tong Xiu to powieść z gatunku xianxia – opowieść osadzona w tradycji i mitologii chińskiej, pełna bogów i demonów, nieśmiertelnych i ludzi wplątanych w sieć zdarzeń i zależności. To opowieść o tajemnicach i wychodzącej na jaw prawdzie. Ale przede wszystkim to opowieść o miłości. Nie tylko tej romantycznej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 272
Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku,
powieść, którą trzymasz w ręce, została przełożona ze zredagowanej wersji chińskiej z marca 2024 roku. Jeśli więc zdarzyło Ci się czytać przekład angielski (przetłumaczony z poprzedniej wersji tekstu), znajdziesz tu kilka różnic. Zmiany przeważnie wyszły powieści na dobre, zdarzają się jednak fragmenty, które mogą być niejasne, ponieważ wycięto wyjaśnienie. Tutaj staram się ratować sytuację przypisami – dzięki pomocy redaktorki Agnieszki Szmatoły, która zna uniwersum na wylot. Jako że duża liczba przypisów może zaburzać lekturę, uciekam się do nich jedynie w ostateczności. Tabelę z imionami i nazwami geograficznymi oraz wyjaśnieniem ich znaczenia znajdziesz na końcu książki, a tutaj postaram się opowiedzieć o kilku dylematach i ciekawostkach.
Jeśli znasz angielską (lub chińską) wersję powieści, z pewnością rzuciło Ci się już w oczy, że zrezygnowałam w tytule z określenia oznaczającego w przybliżeniu „niebiańskiego urzędnika”. Chińskie słowo shenguan, a zwłaszcza druga sylaba – guan – ma dużo szersze znaczenie niż polski „urzędnik”, oznacza raczej oficjalnego przedstawiciela władzy (zarówno cywilnej, jak i wojskowej). Xie Lianowi i pozostałym daleko do postaci, jakie przychodzą nam na myśl, gdy słyszymy słowo „urzędnik”. Są oni raczej wysłannikami Niebios. Dlatego też zostali po prostu „niebianami”.
Mógł Cię zdziwić lub zaciekawić podział na „bogów-wojowników” i „boskich wojowników”. Po chińsku oba te słowa składają się z tych samych znaków, ale w innej kolejności: siłą boga-wojownika (武神, wǔshén, walka, wojownik + bóg, bóstwo) są umiejętności bitewne, z kolei boski wojownik (神武 shénwǔ, bóg, bóstwo + walka, wojownik), chociaż również potrafi się posługiwać mieczem, wniebowstąpił dzięki praktykowaniu innych zdolności.
W dużym uproszczeniu, w języku chińskim każdy znak stanowi odrębne słowo. Niekiedy niesie ze sobą tyle treści, że powinno się go tłumaczyć całym zdaniem. Dlatego też zdecydowałam się na tłumaczenie niektórych terminów, żeby nie utracić ich znaczenia. Inne zostawiłam po chińsku. Do pierwszej kategorii należy góra Kuźnia (chiń. tonglu, dosł. „miedziany kocioł, palenisko”). W podobnych przypadkach chińskie nazwy nic czytelnikowi (nawet takiemu, który zna język chiński, ale nie wie, jakie konkretnie znaki zostały tu użyte, np. ju w przydomkach Feng Xina) nie powiedzą, zależało mi jednak na oddaniu znaczenia, całego ładunku treści, jakie niosą ze sobą te terminy. Nie tłumaczyłam z kolei nazw państw – Xianle, Banyue i Yong’an. „Kraj radości nieśmiertelnych” mógłby powodować konfuzję – w końcu Xianle znajduje się na ziemi, a nie w Niebiosach. Pojawiły się też małe nieścisłości – mamy Przełęcz Półksiężyca, mistrzynię Półksiężyc, ale państwo nazywa się Banyue, mimo to taki wybór wydał mi się lepszy niż zostawienie samych chińskich nazw. W języku chińskim nie ma również spacji – to kolejne wyzwanie dla tłumacza. Po wielu dyskusjach zdecydowałyśmy z redaktorką, że nazwy miejsc zapisujemy łącznie, z kolei w przypadku postaci są dwie możliwości: jeśli mamy do czynienia z czymś, co może uchodzić za imię i nazwisko (na przykład: Xie Lian, Mu Qing), stosujemy pisownię rozłączną, przydomki natomiast będą pisane łącznie (na przykład: Sanlang, Xuanzhen).
Pierwotnie Ruoye miała być Goryczą, co nie tyle oddawało dosłowne znaczenie tej nazwy, ale raczej opisywało okoliczności, w których i przez które wstęga zyskała świadomość. Jednak ostatecznie zdecydowałam się nie tłumaczyć tego imienia. Wybrałam też rodzaj żeński – „ta wstęga, ta Ruoye” – żeby nie wprowadzać zamieszania. Bywa przedstawiana na personifikujących fanartach zarówno jako dziewczyna, jak i chłopiec, więc moja decyzja nie powinna być kontrowersyjna.
Kolejne wyzwanie, jakie się pojawiło, to brak rodzaju w języku. Tutaj nie sposób nie wspomnieć o Panu/ Pani Wiatru. Ponieważ po chińsku ten tytuł jest neutralny płciowo, Xie Lian przy pierwszym spotkaniu z tą postacią nie mógł jednoznacznie stwierdzić, czy jest ona mężczyzną, czy kobietą. Prostota gramatyki i brak koniugacji również tego nie ułatwiają. Z kolei Nan Feng poznał tę postać jako mężczyznę, dlatego był bardziej zdziwiony podczas spotkania w Banyue. Nie znalazłam jednak żadnego dobrze brzmiącego neutralnego płciowo słowa, które mogłoby tu zastąpić „Pana” i „Panią”.
Poza zawiłościami języka chińskiego pojawiały się też dylematy, z którymi spotyka się każdy tłumacz, mianowicie: co, jeśli dane słowo po polsku nie brzmi zbyt dobrze? Tak było w przypadku założonej przez Xie Liana świątyni. W oryginale w koszyku, który dostał od mieszkańców wsi, znajdowały się nie zwykłe kasztany, a bulwy ponikła słodkiego, zwane również orzechami lub kasztanami (po angielsku chinese water chestnut). To właśnie one zainspirowały bohatera do nadania świątyni nazwy. „Ponikłowy Przybytek” brzmiałby jednak dość osobliwie, dlatego zdecydowałam się na uproszczenie.
Jednym z największych wyzwań była kwestia przydomków Feng Xina. Oczywiście, można było zastosować przypisy, ale zależało mi na przełożeniu gier słownych na polski. Chodzi tu przede wszystkim o wieloznaczność słowa yang. Większość z nas zna je chociażby z czarno-białego diagramu taijitu, znanego szeroko jako yin yang. To energia jasna, aktywna, męska i pozytywna, w przeciwieństwie do ciemnego, biernego, kobiecego i negatywnego yin (oczywiście żadna z nich nie jest lepsza ani gorsza, bo tylko ich równowaga jest gwarantem harmonii w świecie). Kiedy w Świetlistej Świątyni Xie Lian ostrzega wieśniaków, żeby nie podnosili welonów panien młodych, wspomina również o energii yang – mężczyzna, a w dodatku żywy, ma jej tyle, że konfrontacja z kobietą, do tego martwą, może sprowadzić tylko nieszczęście. Nasłoneczniona oraz zacieniona strona zbocza – taki jest pierwotny sens tych słów. Nawet chińskie słowo oznaczające słońce się do tego odnosi – taiyang, czyli dosłownie „zbyt yang”. Przydomek Nanyang oznacza więc „południowe yang”, a pierwszym znaczeniem, o którym możemy tu pomyśleć, jest „południowe słońce” (południowe w znaczeniu kierunku świata). Z kolei Juyang oznacza „wielkie yang” – tutaj już Chińczycy pomyśleliby nie o słońcu, a raczej o męskim aspekcie tego słowa. Penis nazywany jest zresztą yangwu, czyli „rzecz yang”. Do tego dochodzi trzeci przydomek – Juyang, ale zapisany innym znakiem ju (oznaczającym „cały, bez wyjątku”). Jakby tego było mało, autorka – podobnie jak większość Chińczyków – lubuje się w grach słownych i rymowankach. Staram się w miarę możliwości zachować i rymy, i pierwotne znaczenie.
Na koniec moja teoria – niepotwierdzona, ale myślę, że całkiem prawdopodobna. Ling Wen wspomni, że ludzie lubią ładne, parzyste liczby, takie jak cztery. Cztery Wielkie Grozy, a zarazem związane z tymi postaciami kolory i żywioły przywodzą na myśl podział świata w chińskiej geomancji, czyli fengshui. Mamy więc białego tygrysa, symbolizującego północ, czarnego żółwia z południa, czerwonego feniksa z zachodu i zielonego smoka ze wschodu. Kolory się zgadzają, prawda? Teraz żywioły: z czarnym żółwiem związana jest woda, podobnie jak w przypadku Czarnej Toni Pochłaniającej Statki. Żywiołem smoka jest drewno – to z kolei kojarzy się z lasem wisielców. Pozostałym przypisuje się ogień (feniks) i metal (tygrys). Być może to tylko spekulacje, zapewniam jednak, że tropów, które prowadzą do różnych elementów chińskiej kultury, wierzeń i zwyczajów, jest w tej powieści więcej.
Dziękuję Ci za lekturę Błogosławieństwa Niebios. Mam nadzieję, że spotkamy się w kolejnym tomie.
Aleksandra Woźniak-Marchewka
Imię:Xie Lian
Aliasy: Hua Xie
Przydomki: Radujący Bogów, Kwietny Bóg-Wojownik, Kwietny Generał/Generał Hua
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa, ale preferuje świat ludzi i swój Kasztanowy Przybytek w Kasztanowej Wiosce
Miejsce urodzenia: Xianle (następca tronu)
Data urodzenia: 15 lipca
Wzrost: 178 cm
Sprzymierzeńcy: Ling Wen
Znaki szczególne: dwie Przeklęte Obręcze
Broń: wstęga Ruoye
Ekwipunek: słomkowy kapelusz
Istotne informacje: wniebowstąpił trzykrotnie, dwukrotnie zdegradowany
„Wszyscy mówili, że Jego Książęca Mość jest już skończony. Występował na ulicy, świetnie śpiewał i grał na wielu instrumentach, nie mówiąc już o rozłupywaniu kamieni na klatce piersiowej czy skrupulatnym zbieraniu śmieci. Chował dumę do kieszeni dla paru groszy. Był zbyt ekscentryczny, mijały lata, aż w końcu stał się powszechnie znany jako Pośmiewisko Trzech Światów”.
Imię:Hua Cheng
Przydomki: Krwawy Deszcz w Poszukiwaniu Kwiatu
Ranking: armagedon – władca demonów
Wzrost: 190 cm
Znaki szczególne: opaska na prawym oku
Broń: „przedziwny bułat”1
Ekwipunek: dzwoneczki przy butach, srebrne karwasze
Istotne informacje: jeden z Czterech Wielkich Gróz
Specjalna umiejętność: srebrne motyle
„Imię Hua Cheng z pewnością jest fałszywe, tak jak jego wygląd. W plotkach czasem jest humorzastym, ekscentrycznym młodzieńcem, czasem delikatnym, przystojnym mężczyzną, kiedy indziej piękną kobietą o kamiennym sercu. Do wyboru, do koloru. Co do wyglądu, na pewno wiadomo jedynie, że nosi czerwień. Często towarzyszy mu krwawy deszcz, a z pół jego szat i rękawów wylatują srebrne motyle”.
Przydomek:Sanlang
Ranking: człowiek
Miejsce pobytu: ziemia, Kasztanowy Przybytek, Kasztanowa Wioska
Wzrost: 181 cm
Ekwipunek: czerwony płaszcz
Istotne informacje: posiada wiedzę na wiele tematów, uprzejmy jedynie wobec Xie Liana, lubi dogryzać innym, zwłaszcza Fu Yao i Nan Fengowi, opanowany
„Chłopak miał około szesnastu, siedemnastu lat, szaty czerwone jak jesienne liście klonu, a skórę śnieżnobiałą. Jego oczy lśniły na podobieństwo gwiazd. Był też bardzo przystojny. Miał w sobie coś dzikiego, czego nie dało się wyrazić słowami. Czarne włosy nosił luźno związane, z kilkoma wymykającymi się kosmykami wyglądał bardzo swobodnie. (…) Wydawało się, jakby się droczył, ale był w tym jakiś niemożliwy do nazwania spokój kogoś, kto wiele wie. Chociaż brzmiał młodzieńczo, to jednak jego głos był głębszy niż głos chłopaka w tym wieku, bardzo przyjemny”.
Imię:Ling Wen
Przydomki: Czcigodna Ling Wen
Ranking: bóg
Gdzie jej szukać: Wyższe Niebiosa
Istotne informacje: kompetentna i efektywna, profesjonalistka
„Czcigodna Ling Wen stała z dłońmi splecionymi za plecami.
– Zająłeś pierwsze miejsce – odparła. – Na liście «Niebianie, którzy mają największe szanse na degradację do świata śmiertelników». (…)
– Cokolwiek by mówić, to wciąż pierwsze miejsce.
– Za pierwsze miejsce na tej liście można dostać sto zasług – zgodziła się Ling Wen. (…)
– Kiedy następnym razem będzie robiona taka lista, koniecznie weź mnie pod uwagę! – powiedział Xie Lian entuzjastycznie. – A swoją drogą, kto jest na drugim miejscu?
– Nie ma drugiego miejsca. Zostawiłeś konkurencję daleko w tyle – zapewniła go Ling Wen”.
Imię:Mu Qing
Przydomki: Xuanzhen, Bóg-Sprzątacz
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Miejsce urodzenia: Xianle
„(…) Mu Qing pochodził z biednej rodziny, a do tego był synem przestępcy, nie wolno mu było praktykować [w Królewskiej Świątyni]. Mógł jedynie być sługą, sprzątać świątynię, podawać herbatę i przynosić wodę. Xie Lian, który widział, jak ciężko Mu Qing pracuje, poprosił kapłanów, by wbrew zasadom go przyjęli. Książę był bardzo przekonujący, więc w końcu Mu Qingowi pozwolono zostać uczniem i mógł praktykować razem z księciem. Kiedy Xie Lian wniebowstąpił, zabrał go ze sobą do Wyższej Izby Niebios.
Ale gdy został zdegradowany i zesłany do świata śmiertelników, Mu Qing nie podążył za nim, tylko znalazł sobie świętą jaskinię i żarliwie pokutował. Nie minęło kilka lat, a podjął wyzwanie Niebios i znów wniebowstąpił”.
Imię:Feng Xin
Przydomki: Nanyang, Bóg Hojnie Obdarzony, Bóg Hojnie Obdarzający
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Wyższe Niebiosa
Miejsce urodzenia: Xianle
„Feng Xin był bogiem-wojownikiem zarządzającym południowym wschodem, nosił przydomek Nanyang, a ludzie go uwielbiali. Osiemset lat temu też był jednym z bóstw służących w świątyni pałacu Xianle. Odznaczał się lojalnością, a odkąd Xie Lian skończył czternaście lat, Feng Xin był jego ochroniarzem”.
Imię:Fu Yao
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Niebiosa, dwór Mu Qinga
Istotne informacje: w konflikcie z Nan Fengiem, ma gwałtowne usposobienie
„ – Halo! Jest ktoś tam na dole? Liczę do trzech, raz, dwa, trzy, skończyłem, nikogo nie ma, idę!
Xie Lian (…) podniósł głowę i krzyknął:
– Nie skacz, nie skacz! Fu Yao, nie licz tak szybko! Wiem, że robisz to specjalnie! Pomóż nam zerwać krąg, bo nie będziemy mogli wyjść!
– Ktoś jeszcze tam jest oprócz ciebie? – spytał Fu Yao znad otchłani.
– Całkiem sporo osób, możesz sam sprawdzić – odparł Xie Lian.
Z głośnym hukiem Fu Yao zrzucił do środka wielką kulę ognia”.
Imię:Nan Feng
Ranking: bóg
Gdzie go szukać: Niebiosa, dwór Nan Yanga
Istotne informacje: w konflikcie z Fu Yao, spokojny
„Do jego stopy przytoczyła się bułeczka. Xie Lian jeszcze nic nie jadł, więc przetarł ją i podniósł do ust, ale Nan Feng spostrzegł to kątem oka i wytrącił mu bułkę z ręki, krzycząc:
– Nie jedz! W kurzu leżało, a ty chcesz to jeść, przecież brudne jest, nie? (…)
[Xie Lian] klasnął w dłonie.
– (…) Jeśli chcecie czymś rzucać, to rzucajcie raczej mną, a nie jedzeniem.
Nan Feng wyjął mu z ręki bułeczkę, którą Xie Lian zdążył już ponownie podnieść.
– Nie jedz tego, co spadło na podłogę! – powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem”.
Imię:Pei Xiu
Przydomki: Xiao Pei – młodszy generał Pei
Ranking: bóg
Gdzie GO szukać: Wyższe Niebiosa
Istotne informacje: ambitny, kompetentny, lojalny
„Żeby ich odróżnić, ludzie nazywali go Xiao Pei – «młodszym generałem Peiem». W Świetlistej Świątyni czczono obydwu. W głównej sali jeden stał przodem, a drugi tyłem. Generał Pei był głównym bóstwem tego miejsca, więc twarz posągu patrzyła na drzwi. Rzeźba młodszego generała Peia za jego plecami spoglądała w przeciwnym kierunku. Wniebowstąpili razem – to była zarówno osobliwa, jak i piękna historia”.
Rzut oka na Aleję Boskiego Wojownika Spotkanie z demonem i nieśmiertelnym na moście
Pośród bogów zamieszkujących Niebiosa jeden słynął tym, że drwiono z niego w Trzech Światach.
Legenda głosi, że przed ośmiuset laty na Równinach Centralnych istniało państwo, które nazywało się Xianle. Znane było z czterech skarbów: ludzi pięknych niczym obłoki, wspaniałej muzyki i niesamowitych ksiąg, kosztowności – złota i klejnotów, a także przesławnego następcy tronu.
Jego Wysokość był bowiem mężem nadzwyczajnym.
I chociaż był dla wszystkich oczkiem w głowie, ukochanym niczym największy skarb, jego nie interesowały ani władza, ani bogactwa doczesnego świata.
Interesowało go, jak sam często mawiał…
Pomaganie zwykłym ludziom!
Dwie są opowieści o tym, jak w czasach swej młodości książę hartował ducha.
Pierwsza to Rzut oka na Aleję Boskiego Wojownika.
W roku, w którym książę skończył siedemnaście lat, w Xianle Aleją Boskiego Wojownika kroczyła Wielka Parada Święta Latarni.
Rodzina królewska, książęta i szlachta rozmawiali i się śmiali, spoglądając z wysokich budynków, gwardia królewska maszerowała z chrzęstem zbroi, dziewczęta tańczyły powabnie, białymi dłońmi rzucając niebu płatki kwiatów, harmonijna melodia niosła się ze złotej karocy i dryfowała po niebie nad morzem ludzi i całym królewskim miastem. Za gwardią honorową szesnaście białych koni w złotej uprzęży ciągnęło platformę, a na niej spojrzenia wszystkich przyciągał Wojownik Radujący Bogów.
Odziany był w strojne szaty, w dłoni dzierżył zdobny miecz, a twarz zasłaniała mu złota maska. Uosabiał wielkiego Cesarza Boskiego Wojownika, samego Jun Wu, pierwszego boga-wojownika tysiąclecia, pogromcę duchów i demonów.
Tytuł Radującego Bogów stanowił najwyższe wyróżnienie, więc kryteria wyboru były wyjątkowo surowe. W tym roku wybrany został książę. Cały naród wierzył, że będzie najwspanialszym Radującym Bogów w historii.
Ale tamtego dnia wydarzył się wypadek.
Gwardia honorowa okrążała miasto po raz trzeci i zbliżał się najbardziej poruszający serca widzów moment: chwila, gdy wojownik miał właśnie jednym ciosem miecza zabić demona. Tłum po obu stronach ulicy burzył się i wrzał; tłum na murze, pod którym przechodziła parada, falował, ludzie się tłoczyli, przeciskali, przepychali.
Wtem z muru spadł chłopiec.
Krzyk przeszył niebo. Kiedy ludzie myśleli już, że dziecko się roztrzaska w Alei Boskiego Wojownika, książę lekko uniósł głowę, skoczył i złapał je.
Ledwie biały cień przeciął niebo niczym lecący ptak, gdy książę już bezpiecznie lądował na ziemi z chłopcem w ramionach. Złota maska opadła, odsłaniając przystojną, młodą twarz.
Tłum zaczął wiwatować.
Lud się radował, a kapłanów i ministrów rozbolały głowy.
Każde okrążenie platformy wokół miasta było modlitwą o kolejny rok pokoju i dobrobytu dla kraju, skoro więc procesja została przerwana przy trzecim okrążeniu, czyż nie oznaczało to, że państwu pozostały trzy zaledwie lata istnienia?
Bardzo niedobrze!
Kapłani i ministrowie wezwali więc księcia i poprosili uprzejmie:
– Wasza Wysokość, czy mógłbyś odbyć miesiąc pokuty? Nie musi być prawdziwa, wystarczy symbolicznie.
Książę uśmiechnął się tylko.
– Nie – odmówił i dodał: – Uratowanie życia nie jest czymś złym. Jak Niebiosa mogą ukarać mnie za właściwe postępowanie?
Ministrowie uważali, że lepiej dmuchać na zimne. Co, jeśli Niebiosa ześlą jednak karę?
– To znaczy, że Niebiosa będą w błędzie. Dlaczego ten, kto ma rację, ma przepraszać błądzącego?
Takim właśnie człowiekiem był książę. Nie było rzeczy, której nie mógłby zrobić, ani człowieka, który by go nie kochał. Był ludzką prawością, był sercem świata. Dlatego też kapłanów to bolało („Gówno rozumiesz!”). Ale nie było rady. Cokolwiek by powiedzieli, książę i tak by nie posłuchał.
Druga historia to Spotkanie z demonem i nieśmiertelnym na moście.
Legendy mówią, że na południe od Żółtej Rzeki był niegdyś most zwany Mostem Jednej Myśli, przez wiele lat nawiedzany przez demona.
Ten demon wyglądał wyjątkowo przerażająco: ubrany w resztki zbroi kroczył wśród płomieni, z jego zakrwawionego ciała sterczały ostrza mieczy i groty strzał, z każdym krokiem zostawiał za sobą ślady ognia i krwi. Raz na kilka lat pojawiał się nagle w środku nocy, krążył po moście, zatrzymywał przechodzących i zadawał im trzy pytania.
„Co to za miejsce?”
„Kim jestem?”
„Co mogę zrobić?”
Tych, którzy udzielili błędnej odpowiedzi, pożerał. A że właściwej nie znał nikt, to i demon pochłonął niezliczone życia.
Książę miał siedemnaście lat, gdy podczas podróży usłyszał tę historię. Odnalazł most i czuwał przy nim noc w noc, póki kłopotliwy demon się nie pojawił. Rzeczywiście był tak przerażający, jak opowiadano. Zadał księciu pierwsze pytanie, a ten odpowiedział z uśmiechem:
– To świat ludzi.
Ale demon odparł:
– To piekło!
Błąd. Obaj wyciągnęli broń i rzucili się do walki.
Książę był biegły w sztuce miecza, a demon nieustraszony i straszliwy. Człowiek i potwór walczyli na moście, póki nie zapadł mrok, póki Słońce i Księżyc nie obiegły Ziemi, póki demon nie został pokonany. Gdy zniknął, książę posadził przy moście kwitnące drzewo. Przechodził tamtędy taoista w białych szatach, który zobaczył, jak książę rozrzuca żółtą ziemię, by przegnać ducha.
– Po co to robisz? – spytał.
– Ciało w piekle, dusza w raju – odparł książę.
Usłyszawszy te słowa, mędrzec się uśmiechnął, przybrał boską postać, wstąpił na chmurę, chwycił wiatr, dosiadł smugi niebiańskiego światła i odleciał. Dopiero wtedy książę zrozumiał, że miał przed sobą samego Cesarza Boskiego Wojownika, który zstąpił na ziemię, by tępić złe moce i zabijać demony.
Bogowie i nieśmiertelni już podczas pamiętnego skoku w trakcie parady Święta Latarni zauważyli niezwykłego Wojownika Radującego Bogów, a gdy ujrzeli go ponownie na Moście Jednej Myśli, jeden z nich spytał cesarza:
– Co o nim sądzisz?
Cesarz odpowiedział sześcioma słowami:
– Przyszłość tego chłopaka nie zna granic.
Tego wieczora na niebie działy się dziwne rzeczy, szalał wiatr i zerwała się ulewa. W blasku błyskawic i huku grzmotów książę wzniósł się do nieba.
Bez wątpienia był ulubieńcem Niebios.
Od zawsze kochali go wszyscy, kiedy więc wniebowstąpił, co sił wznoszono świątynie i modlitewne groty w najdalszych nawet zakątkach kraju, stawiano posągi, tysiące modliły się do niego. Książęcy Pawilon pałacu Xianle w ciągu zaledwie kilku lat okrył się chwałą.
Nie minęły nawet trzy lata, gdy Xianle pogrążyło się w chaosie, lud pochłonęła zaraza, a państwo przestało istnieć.
Ludzie nagle zdali sobie sprawę, że książę, ten, którego czcili jak boga, wcale nie był tak wspaniały i potężny, jak to sobie wyobrażali.
Nie mając gdzie wylać bólu po stracie domów i rodzin, obalili jego posągi i spalili świątynie. Ogień płonął przez siedem dni i siedem nocy, cała chwała obróciła się w pył.
A księciu odebrano moce i zesłano go do świata ludzi.
Od dziecka rozpieszczany przez wszystkich, nigdy nie doświadczył znoju. Boska kara zesłała go z chmur w błoto, przyniosła mu ból i cierpienie. Ale książę nie ustawał w wysiłkach, nadal oddawał się praktyce duchowej, pragnął ponownie wstąpić w Niebiosa. Nie minęło wiele lat, gdy niebo przeszył huk. Książę wniebowstąpił po raz drugi.
Tym razem jednak nawet jedno kadzidło nie zdążyło się wypalić, gdy księcia z Niebios wyrzucił sam Cesarz Boski Wojownik.
Zostać zdegradowanym raz to ogromne upokorzenie, ale żeby zdarzyło się to dwukrotnie? Niemożliwe, by ktokolwiek się po tym podniósł.
Wszyscy mówili, że Jego Książęca Mość jest już skończony. Występował na ulicy, świetnie śpiewał i grał na wielu instrumentach, nie mówiąc już o rozłupywaniu kamieni na klatce piersiowej czy skrupulatnym zbieraniu śmieci. Chował dumę do kieszeni dla paru groszy. Był zbyt ekscentryczny, mijały lata, aż w końcu stał się powszechnie znany jako Pośmiewisko Trzech Światów. Po dziś dzień życzenie komuś, by jego dziecko było księciem Xianle, jest uznawane za bardziej nikczemne niż przeklęcie go, by w ogóle nie miał potomków.
Ludzie kochają śmiertelnych wstępujących w Niebiosa, ale jeszcze bardziej kochają bogów strąconych na ziemię.
Wyśmiewano go, aż wzdychali do niego już tylko zakochani. Ale i to przeminęło. Niegdysiejszy ukochany syn Niebios przestał istnieć. Posągi upadły, kraj obrócił się w pył, nie ostał się nawet jeden wyznawca. Powoli wszyscy zapominali o księciu. Nikt nie wiedział, gdzie zniknął. I nikogo to nie obchodziło.
Wiele lat później niebo przeszył huk.
Niebiosa się zatrzęsły, błysnęły pioruny, huknęły grzmoty. Ktoś wniebowstąpił? Ależ wydarzenie!
Kiedy mieszkańcy Stolicy Nieśmiertelnych zobaczyli, któż to był, stanęli jak rażeni piorunem.
Jakby mu było mało.
Ten słynny odmieniec, Pośmiewisko Trzech Światów, książę z legend, on… on… jebaniutki, znowu wzleciał w Niebiosa!
Spłukany niebianin trzy razy wstępuje do Stolicy Nieśmiertelnych
– Gratulacje, Wasza Wysokość.
Xie Lian podniósł wzrok, uśmiechnął się, po czym odpowiedział:
– Dziękuję. Od dobrych kilkuset lat mi nie gratulowano. Ale czego właściwie?
Czcigodna Ling Wen stała z dłońmi splecionymi za plecami.
– Zająłeś pierwsze miejsce – odparła. – Na liście „Niebianie, którzy mają największe szanse na degradację do świata śmiertelników”.
Xie Lian się zdziwił, ale uśmiechnął się uprzejmie w odpowiedzi.
– Cokolwiek by mówić, to wciąż pierwsze miejsce.
– Za pierwsze miejsce na tej liście można dostać sto zasług – zgodziła się Ling Wen.
Każde kadzidło czy modlitwa śmiertelników nazywane były „zasługami” i funkcjonowały w świecie niebian tak, jak na ziemi złoto i srebro.
– Kiedy następnym razem będzie robiona taka lista, koniecznie weź mnie pod uwagę! – powiedział Xie Lian entuzjastycznie. – A swoją drogą, kto jest na drugim miejscu?
– Nie ma drugiego miejsca. Zostawiłeś konkurencję daleko w tyle – zapewniła go Ling Wen.
– Czy to znaczy, że… jestem lubiany? Kto był na pierwszym miejscu poprzednim razem?
– Też nikt. Ta lista funkcjonuje od tego roku, a dokładnie od dzisiaj.
Xie Lian zamrugał.
– Co? Czyli stworzono ją specjalnie dla mnie?
– Ale wiesz, dlaczego dostałeś pierwsze miejsce? – spytała Ling Wen.
– Dlaczego?
– Spójrz, proszę, na tamten dzwon.
Wyciągnęła dłoń i coś wskazała. Xie Lian wytężał wzrok, ale widział tylko pałac z białego jadeitu i krążące nad nim białe obłoki. Patrzył i patrzył, wytężał i wytężał wzrok, aż wreszcie zdecydował się spytać:
– Gdzie jest dzwon? Nie widzę.
– Zgadza się, nie widzisz – potwierdziła Ling Wen. – Kiedyś był tam dzwon, ale się rozbił, gdy wstępowałeś do nieba. – Xie Lian milczał. – Ten dzwon był niezwykle pogodnie usposobiony – mówiła z powagą Ling Wen. – Kiedy ktoś wstępował w Niebiosa, bił głośno, by to uczcić. Ty się pojawiłeś i rozkołysał się jak szalony. Przestał dopiero po upadku z dzwonnicy. Uderzył jeszcze boga-wojownika, który tamtędy przechodził.
– Może nigdy nie widział, jak ktoś wstępuje do Niebios po raz trzeci… Wszystko z nim w porządku? – zatroskał się Xie Lian.
– Nie, nadal jest w naprawie.
– Miałem na myśli boga.
– Z miejsca rozpłatał dzwon na pół. Pójdźmy dalej. Spójrz na tamten złoty pałac. Widzisz?
Ling Wen ponownie coś wskazała, a Xie Lian podążył za nią wzrokiem. Zobaczył wystającą z chmur złotą kopułę i westchnął z ulgą.
– Tym razem widzę.
– To niedobrze, że widzisz. Bo wcześniej niczego tam nie było – poinformowała go rzeczowo. – W dniu twego wstąpienia do Niebios wiele złotych kopuł się zawaliło, nie było wyjścia, trzeba było postawić kilka tymczasowych. Nie uważasz, że są strasznie prymitywne?
Xie Lian westchnął i się uśmiechnął.
– Rozumiem. Powiedz mi, jak mogę naprawić sytuację.
– Jasne. – Ling Wen wyciągnęła skądś abakus i przez chwilę klikała, przerzucając kulki, po czym pokazała mu wynik. – Osiem milionów osiemset tysięcy zasług.
Xie Lian pacnął się dłonią w czoło.
Osiem milionów osiemset tysięcy zasług? Gdyby to było osiemset lat temu, nie mrugnąłby nawet okiem. Ale teraz wszystko wyglądało inaczej. Został dwukrotnie wygnany, jego świątynie w świecie śmiertelników spalono co do jednej, a wraz z wyznawcami zniknęła jego moc. Nikt nie zapali mu kadzidła. Po tym wszystkim został z niczym.
Ling Wen poklepała go po ramieniu.
– Nie trać nadziei, Wasza Wysokość. Dopiero co wróciłeś, idź najpierw do Kręgu Duchowego Przepływu Wyższej Izby Niebios, przywitaj się z innymi nieśmiertelnymi. Jak to mówią, jak nie drzwiami, to oknem.
Xie Lian zaśmiał się gorzko.
– Obawiam się, że ja mogę z tego okna tylko wypaść!
Wyszedł z pawilonu Ling Wen, po czym znalazł sobie ustronny kąt w Alei Stolicy Nieśmiertelnych i przykucnął. Złączył dwa palce, delikatnie podparł nimi skroń i skontaktował się telepatycznie z Kręgiem Duchowego Przepływu Wyższej Izby Niebios.
Był to magiczny krąg, który pozwalał bogom na błyskawiczną komunikację za pomocą telepatii. Można powiedzieć, że w Wyższej Izbie Niebios, gdziekolwiek spojrzeć, tam trafi się na jakiegoś cesarza, króla czy generała, a i bohaterów czy herosów było na pęczki. Królowie, księżniczki, cesarzowie, wojownicy wszelkiego rodzaju nie stanowili rzadkiego widoku w Alei Stolicy Nieśmiertelnych. Kto tu nie był wybrańcem Niebios? Kiedy bogowie byli obecni, mogli porozmawiać ze sobą za pomocą telepatii. Gdy Xie Lian wniebowstąpił po raz pierwszy, był tak podekscytowany, że łapał każdego boga z kręgu i się z nim witał, opowiadał szczegółowo o sobie, ale teraz po prostu nie mógł tak zrobić, lepiej było siedzieć cicho. Bardzo szybko znalazł się ktoś, kto zwrócił uwagę na pojawienie się nowej osoby.
– Wasza Wysokość? – spytał cichy głos.
A więc w Niebiosach są jeszcze jakieś bóstwa, które się do niego odzywają!
Xie Lian poczuł w sercu radość.
– To ja. Witam wszystkich, znowu wróciłem!
Jeszcze nie skończył, kiedy głos wszedł mu w słowo:
– Wasza Wysokość raczy żartować? Jak mamy normalnie funkcjonować, skoro wróciłeś?
Xie Lian zamarł. Na szczęście Ling Wen szybko wysłała mu bezpośrednią wiadomość z przypomnieniem. Wypowiedziała tylko jedno słowo:
– Dzwon.
Xie Lian zrozumiał w lot. To była jego ofiara, bóg uderzony przez dzwon!
Nic dziwnego, że atmosfera była tak niezręczna, trzeba przeprosić! Ale nie można przeprosić, jeśli się nie zna czyjegoś imienia, więc Xie Lian zapytał uprzejmie:
– Czy mogę poznać imię waszmości?
Po tych słowach druga strona nieoczekiwanie zamilkła. A pozostałe bóstwa, świadome tego, co nadchodziło, nadstawiły uszu.
– Książę, chociaż sądzę, że nie mogłeś go nie rozpoznać, to jednak ci podpowiem: to Mu Qing – przekazała mu cicho Ling Wen.
– Kto? Mówisz, że kto? – zdziwił się Xie Lian. – To jest Mu Qing?
Mu Qing był bogiem-wojownikiem zarządzającym południowym zachodem, nosił przydomek Xuanzhen, miał tysiące świątyń, kadzidła licznie się paliły na jego cześć. Ale osiemset lat wcześniej był bogiem służebnym w świątyni pałacu Xianle. I biegał po sprawunki Xie Liana.
Ling Wen też była zaskoczona.
– Nie mogę uwierzyć, że go nie rozpoznałeś.
– Naprawdę. Wcześniej rozmawiał ze mną uprzejmie, nie w taki sposób. Nawet nie pamiętam dobrze, kiedy ostatni raz się z nim widziałem. Niedługo zapomniałbym nawet, jak wygląda. Jak miałbym go rozpoznać po głosie? – bronił się Xie Lian.
Sytuacja była dość niezręczna. Wtedy Xie Lian nosił tytuł księcia Xianle i praktykował w Królewskiej Świątyni. Była to świątynia rodziny królewskiej w Xianle, która bardzo surowo dobierała uczniów. A że Mu Qing pochodził z biednej rodziny, a do tego był synem przestępcy, nie wolno mu było tam praktykować. Mógł jedynie być sługą, sprzątać świątynię, podawać herbatę i przynosić wodę. Xie Lian, który widział, jak ciężko Mu Qing pracuje, poprosił kapłanów, by wbrew zasadom go przyjęli. Książę był bardzo przekonujący, więc w końcu Mu Qingowi pozwolono zostać uczniem i mógł praktykować razem z księciem. Kiedy Xie Lian wniebowstąpił, zabrał go ze sobą do Wyższej Izby Niebios.
Ale gdy został zdegradowany i zesłany do świata śmiertelników, Mu Qing nie podążył za nim, tylko znalazł sobie świętą jaskinię i żarliwie pokutował. Nie minęło kilka lat, a podjął wyzwanie2 Niebios i znów wniebowstąpił.
Mu Qing nie odezwał się ani słowem.
– Bardzo się gniewa – wyjaśniła księciu Ling Wen.
Xie Lian potarł czoło i powiedział:
– A może on uważa, że ja specjalnie zrzuciłem na niego ten dzwon…
W tym momencie wtrącił się jakiś gniewny głos:
– Który sukinsyn zniszczył mój złoty pawilon?! Przyznawać się!
Xie Lian czuł, że od tego krzyku wybuchnie mu głowa. Mu Qing zaś zdecydował się przerwać milczenie. Zaśmiał się, a tamten głos wybuchnął gniewem:
– Co cię tak bawi? To twoja sprawka?!
– Bawi mnie to, że ledwo się odezwiesz, a już przeklinasz – odparł Mu Qing spokojnie. – Ten, który zburzył twój złoty pawilon, jest w Kręgu, sam spytaj.
Xie Lian odchrząknął i wyznał:
– To ja. Przepraszam.
Ledwo się odezwał, tamten zamilkł. Za to obok ucha księcia rozbrzmiał głos Ling Wen:
– Książę, to Feng Xin.
– Jego poznałem – odparł Xie Lian.
– Nie przejmuj się, on nie chciał cię obrazić tym „sukinsynem” – odpowiedziała Ling Wen.
– Wiem. Po prostu taki jest – skomentował Xie Lian.
Feng Xin był bogiem-wojownikiem zarządzającym południowym wschodem, nosił przydomek Nanyang, a ludzie go uwielbiali. Osiemset lat temu też należał do bóstw służących w świątyni pałacu Xianle. Odznaczał się lojalnością, a odkąd Xie Lian skończył czternaście lat, Feng Xin był jego ochroniarzem. Razem dorastali, razem wniebowstąpili, razem zostali zdegradowani i wygnani. Ale niestety, nie wytrwali razem tych ośmiuset lat.
Dlaczego musiało trafić akurat na tych dwóch? Wyglądało, jakby się mścił na podwładnych, którzy go opuścili! Bo cokolwiek by mówić, potomek znamienitego rodu skończył jako Pośmiewisko Trzech Światów, a dwaj słudzy wspięli się po jego plecach – czy było to zaplanowane przez los spotkanie po latach?
Na szczęście Xie Lian miał grubszą skórę niż inni, w końcu przez te osiemset lat nigdy się dobrze nie najadł, chyba że wstydu. Powiedział więc szczerze:
– Tym razem mój powrót sprawił wam dużo kłopotów, przepraszam. Postaram się zadośćuczynić waszym stratom, dajcie mi tylko trochę czasu.
– Powinieneś zatem, Wasza Wysokość, się zastanowić, jak zdobyć osiem milionów osiemset tysięcy zasług – parsknął Mu Qing. – Wierzę, że to nic trudnego dla księcia obdarzonego taką mocą.
Gdzie mógłby zdobyć osiem milionów osiemset tysięcy zasług i spłacić dług?
Xie Lianowi pozostało tylko wrócić do pawilonu Ling Wen.
– Czy ostatnio śmiertelni modlą się do Stolicy Nieśmiertelnych o błogosławieństwa albo składają prośby? Przyjmę każdą modlitwę, jeśli można zdobyć zasługi. A może trzeba pozamiatać tu ulice? Też mogę, jestem bardzo dobry w zamiataniu.
– Obędzie się, Wasza Wysokość… – odpowiedziała Ling Wen. – Odłóż tę miotłę. Jeżeli chodzi o modlitwy, to cesarz ma właśnie sprawę, może chcesz mu pomóc?
W niebie był tylko jeden cesarz. A gdy czegoś chciał, nie musiał nikogo o nic prosić. Dlatego Xie Lian od razu się wyprostował.
– O co chodzi? – spytał.
Ling Wen podała mu zwój.
– Na północy jest góra – powiedziała. – Nazywa się Górą Szlachetnych. Słyszałeś kiedyś o niej?
– Nie tylko słyszałem. – Xie Lian się uśmiechnął. – A co, zrobiło się tam niespokojnie?
– Dość niespokojnie – przyznała Ling Wen. – Gromadzą się tłumy wiernych, modlą się jak szaleni, musisz to zobaczyć na własne oczy.
Wierni dzielili się na trzy typy. Pierwszy to zamożni, którzy wydawali pieniądze na palenie kadzideł, odprawianie rytuałów i budowanie świątyń, drugi – kaznodzieje nauczający innych, do trzeciego typu należeli zaś ci, którzy praktykowali całym sercem i ciałem. Tych pierwszych było najwięcej; im ktoś był bogatszy, tym większy czuł respekt przed demonami i bogami, a bogatych jest na ziemi tylu, ile ryb w morzu. Trzecia grupa była najmniejsza, bo jeśli ktoś naprawdę jest w stanie tyle zrobić, to oznacza, że tylko krok dzieli go od wniebowstąpienia. Teraz zdecydowanie chodziło o tę pierwszą grupę.
– Jak wiesz, cesarz dwoi się i troi, przez cały rok na okrągło strzeże gór i mórz, nie ma ani chwili wolnego, jeżeli więc pójdziesz tam za niego i spełnisz modlitwy, wszystkie zasługi pójdą na twoje konto. Co ty na to?
Xie Lian wyciągnął obie ręce po zwój.
– Wielkie dzięki.
Było oczywistym, że Jun Wu próbował mu pomóc, tylko dla niepoznaki sformułował to tak, jakby to on prosił księcia o przysługę. Xie Lian nie mógł tego nie zauważyć.
– Ja tu tylko pośredniczę, jeśli chcesz dziękować, to poczekaj, aż cesarz wróci, i zrób to osobiście. Twoja moc nie wystarczy, więc znajdę ci kilkoro bóstw służebnych do pomocy.
Obecni bogowie-wojownicy albo go nie znali, albo nie lubili, tego Xie Lian był pewien.
– Nie trzeba, nie zdołasz nikogo znaleźć – powiedział.
– Spróbuję – odparła Ling Wen, po czym połączyła się z Kręgiem i powiedziała: – Słuchajcie wszyscy, cesarz potrzebuje ludzi do pilnego zadania na północy, czy ktoś może użyczyć dwóch sług?
Niespodziewanie jako pierwszy odezwał się Mu Qing.
– Komu? W naszych świątyniach sług nie brakuje, ale nie chcę oddawać ich księciu.
„Czy ty siedzisz na tym Kręgu od rana do wieczora?”, pomyślał Xie Lian.
– Mu Qing, w ostatnich dniach ciągle cię tu spotykam, wygląda na to, że brak ci zajęć. – Ling Wen się zaśmiała. – Pamiętaj, żeby się nie spóźnić z raportem.
– Zraniłem się w rękę, wciąż dochodzę do siebie – odparł spokojnie.
Milczący bogowie pomyśleli: „Twoja ręka była zdolna rozpłatywać góry i rozszczepiać morza, co mógł jej zrobić dzwon?”.
Przez chwilę nikt się nie odzywał, Xie Lian powiedział więc do Ling Wen:
– No widzisz, mówiłem, że nikt nie użyczy sług.
Ling Wen pierwotnie zamierzała najpierw załatwić dwie osoby, a dopiero potem opowiedzieć o szczegółach.
– Gdyby Mu Qing się nie odezwał, tobym dała radę – powiedziała.
– Myśleli, że pytasz o pomoc dla cesarza, więc pewnie, że byś dała radę. – Xie Lian się zaśmiał. – Ale niechby tylko się zorientowali, że to o mnie chodzi… Obawiam się, że skończyłoby się awanturą i jak mielibyśmy w tej sytuacji współpracować? Przywykłem do tego, że jestem sam, nie sądzę, żeby mi czegoś brakowało, dam radę. Dziękuję ci, wyruszam natychmiast.
Ling Wen nie pozostało nic innego, jak tylko złożyć dłonie przed sobą w geście pozdrowienia.
– Dobrze – odparła. – Północ to teren generała Pei Minga, jego Świetlista Świątynia jest w rozkwicie. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, możesz prosić go o pomoc. Dobrej podróży, Wasza Wysokość. Niech cię Niebiosa błogosławią.
– I strzegą nas ode złego! – odparł Xie Lian, pomachał jej i z gracją opuścił pawilon.
Demon szuka żony, a książę wsiada do lektyki
Trzy dni później.
Na uboczu stała niewielka herbaciarnia. Pracowali w niej prości ludzie, a na gości czekał piękny widok: góry i woda, ludzie i miasto. I niby niewiele, ale było tam wszystko, czyli w sam raz. Spotkania w takiej scenerii szybko się stawały pięknymi wspomnieniami. Tutejszy mistrz ceremonii nie miał zbyt wiele pracy, gdy więc nie było gości, wystawiał sobie przed drzwi stołek. Patrzył na góry i wodę, na ludzi i miasto, patrzył i się radował. Wypatrzył tak kiedyś w dali taoistę w bieli, pokrytego warstwą kurzu, znakiem długiej wędrówki. Ten się zbliżył, minął herbaciarnię, ale się zatrzymał i powoli zawrócił. Przytrzymał dłonią bambusowy kapelusz, podniósł głowę i spojrzał na szyld.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Nazwa bułatu, która w tomie pierwszym nie pada, jak również i inne przydomki, aliasy i dodatkowe informacje, zostanie uzupełniona w kolejnych tomach (przyp. red.). [wróć]
Dosłownie „katastrofa, nieszczęście”. Jeśli śmiertelnik próbuje za pomocą praktyk duchowych stać się nieśmiertelnym, jest to działanie wbrew porządkowi świata, dlatego Niebiosa zsyłają na niego nieszczęścia. Według lore stworzonego przez autorkę wniebowstąpić mogą jedynie osoby, które te nieszczęścia i katastrofy pokonały, stąd decyzja o nazwaniu tego zjawiska „wyzwaniem” (wszystkie przypisy, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumaczki). [wróć]