Bastion. Armia Potępionych #1 - Grażyna A. Adamska - ebook
BESTSELLER

Bastion. Armia Potępionych #1 ebook

Grażyna A. Adamska

4,4

Opis

Kobieta znająca przyszłość i mężczyzna z przeszłością.
Czy to się może udać? 

Erika ma niecodzienny talent, potrafi z wyjątkowych kart wyczytać odpowiedzi na swoje pytania. Ukrywa jednak te zdolności, tak jak chowa przed światem jeszcze wiele innych mrocznych tajemnic z przeszłości.

Bastion mimo upływu lat wciąż kocha tę samą kobietę. Chociaż los mu nie sprzyja, to postanawia zawalczyć o tę miłość i nie dać jej uciec, jak to zrobił przed laty.

Dwójka bohaterów, niegdyś bardzo sobie bliska, obecnie boryka się z wieloma problemami: nowe rodziny, zdrady, groźby, niebezpieczeństwo, adaptacja w zupełnie innym miejscu…

Czy ta dwójka znajdzie wspólną drogę? 
Czy los skrzyżuje ich ścieżki na dłużej?

I co najważniejsze: jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości i roli?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (119 ocen)
71
30
11
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa
(edytowany)

Całkiem niezła

Sama nie wiem co myśleć o tej ksiazce. Taka trochę przeciagana fabuła i to zakonczenie 🤦‍♀️ Nienawidze czegos takiego. Ogolnie autorka ma specyficzny styl ktory niestety w pelni do mnie nie przemawia. Do tego co chwila człowiek się gubi w fabule co jest mega denerwujące. No i sporo rzeczy mozna bylo śmiało ominąć, jak dla mnie były zbędne.
31
Magal767

Nie polecam

namieszane wszystkiego że wszystkim bez spójności
21
wyszkoni

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z piękniejszych książek jakie czytałam. Trafiła we mnie mocno. Uwielbiam lekkie pióro autorki. Czekam na kolejne perełki ❤️
10
AnnSoc9024

Nie oderwiesz się od lektury

Jak dla mnie świetna książka. doceniam pióro autorki.
10
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10

Popularność




 

Czytelniku!

Zanim zaczniesz czytać, mam dla Ciebie wyzwanie. Każdy rozdział, w którym śledzisz losy bohaterów z perspektywy Eriki, rozpoczyna się wzmianką o wylosowanej karcie i jej znaczeniu. Odpowiedź, jak zadziałała magia Zwierząt Mocy, znajduje się w tekście. Twoim zadaniem jest wyłapanie związku między tym, co wylosowała Erika, a tym, co wydarzyło się w powieści. Jeżeli nie uda Ci się zauważyć powiązania, to na końcu książki znajdziesz krótkie wyjaśnienie.

Sprawdź swoje magiczne moce i policz, ile razy uda Ci się odgadnąć znaczenie kart. Jestem bardzo ciekawa, jak dużo czarownic i czarowników należy do grona moich czytelników :)

TERMINOLOGIA Klubu Motocyklowego użyta w ARMII POTĘPIONYCH

W klubowym świecie motocyklistów Bratem nazywa się osobę, której można całkowicie ufać, członka klubu. W tej kulturze nazywając kogoś Bratem, sygnalizujesz światu, że ta osoba stała się dla ciebie rodziną. Często nawet kimś ponad więzy krwi. Bracia mogą się nie zgadzać, ale zawsze będą traktować się z należytym szacunkiem. W kobiecych klubach funkcjonuje odpowiednio nazwa Siostra.

Prezydent – Przywódca klubu

Member – Pełnoprawny członek klubu motocyklowego lub grupy motocyklowej

Prospect – Kandydat na membera klubu lub grupy motocyklowej

Prospect junior – Funkcja stworzona na potrzeby tej powieści

Egzekutor – Osoba zajmująca się eliminacją wrogów klubowych

Renegade – zdrajca. Osoba, która zaszkodziła klubowi lub któremuś z jego członków. To najmocniejsze oskarżenie rzucone przez prezydenta klubu.

Support – osoba lub klub, który wspiera działania danego klubu

Katana – Skórzana kurtka z naszywkami klubowymi

Jupa – Kamizelka z naszywkami klubowymi

 

ERIKA – 6 LAT

– Co się stało? ­– pyta zdenerwowana matka, kiedy jej mąż przyprowadza córkę do domu ze szkoły.

Dziewczynka spogląda wystraszonym wzrokiem na rodziców, a jej oczy błyszczą od powstrzymywanych łez. Nie rozumie, co złego zrobiła i dlaczego została odesłana z lekcji. Patrzy zdezorientowana, nie rozumiejąc, czemu ojciec jest zły, a matka zrezygnowana. Mężczyzna niechętnie zerka na córkę i odpowiada oziębłym tonem:

– Wygadywała jakieś niedorzeczności i nie reagowała na polecenia nauczycielki.

Kobieta klęka przed córką i chwyta ją mocno za ramiona. Potrząsa kilka razy, na co dziewczynce wyrywa się szloch. Jej oczy rozszerzają się z przerażenia spowodowanego niezrozumiałym zachowaniem matki.

– Eriko, musisz nad tym zapanować! – warczy rodzicielka, po czym bierze drżący wdech i przyciągając dziecko do siebie, zamyka je w objęciach. Dziewczynka wtula się w ramiona kobiety i płacząc, szepcze:

– Mamusiu, ja nie zrobiłam nic złego. Byłam grzeczna, tak jak prosiłaś – próbuje się tłumaczyć, ale kobieta jej nie słucha. Zerka w stronę męża i oznajmia:

– Wyślijmy ją do ciotki Eugenii. Niech ta ją uczy. – W reakcji na te słowa mężczyzna zaciska zęby z całej siły. Ten pomysł mu się nie podoba, ale nie zamierza oponować. – Może na wsi te ataki znikną – dodaje jeszcze kobieta, dalej unikając wzroku dziewczynki, która próbuje się przeciwstawić, błagalnie kręcąc głową.

– Nie chcę wyjeżdżać, mamusiu… – pojękuje. – Proszę, nie odsyłaj mnie.

– To nie są ataki – grzmi groźnie ojciec, ignorując córkę. – Ona się zawiesza, jakby wchodził w nią jakiś… – DEMON, nie kończy na głos, ale echo jego myśli wybrzmiewa bardzo głośno. Nawet dziecko wie, co ojciec chciał powiedzieć. W końcu nie raz już ją o to podejrzewano.

ERIKA – 10 LAT

– Jej stan się nie poprawia. Powinnaś zabrać ją do księdza – szepcze nerwowo Sabina do przyjaciółki, myśląc, że Erika jej nie słyszy. Kobieta jest sąsiadką jej ciotki i od dwóch lat pomaga w wychowaniu dziewczynki, modląc się zaciekle o zbawienie duszy małej. – Te słowa, które padają z jej ust, to dzieło szatana – dodaje głośniej i robi znak krzyża.

– Pleciesz bzdury! – warczy Eugenia. Starsza pani ma inne zdanie. – Erika jest wyjątkowa. I chociaż jeszcze nie wie, jak korzystać ze swojego daru, przyjdzie czas, kiedy się tego nauczy – wyjaśnia, nie odrywając wzroku od szydełka.

Dziewczynka przykłada ucho do uchylonych drzwi, aby usłyszeć więcej, ale nie padają kolejne słowa. Ciotka Eugenia często określa małą mianem czarodziejki, ale nigdy nie tłumaczy, co ma na myśli. Erika spogląda na swoje odbicie w lustrze stojącym przy przeciwnej ścianie. Czy ma w sobie jakiś dar? Dlaczego nie widać go gołym okiem?

– Myślisz, że dziewczyna umie przepowiadać przyszłość? – Z zamyślenia wyrywa ją głos pani Zofii, drugiej najlepszej przyjaciółki właścicielki domu. Z głębi pomieszczenia docierają do Eriki szepty modlitwy w wykonaniu starej Sabiny, ale dziewczynka nie próbuje wyłapać ich sensu. Skupia uwagę na odpowiedzi ukochanej ciotuni.

– Uważam, że Erika ma wielki talent. Niestety w Polsce osoby z jej umiejętnościami muszą się ukrywać, ale świat się zmienia i wiem, że kiedyś ludzie będą się liczyli z jej zdaniem. Ba… Będą łaknęli jej słów.

ERIKA – 13 LAT

– Trzeba ją zabrać do specjalisty – oznajmia matka Eriki, kiedy dziewczynka przyjeżdża do domu na letnie wakacje. Myśląc, że córka nie słyszy, ojciec zagaduje:

– I co mu powiesz? Że się zawiesza i wypowiada jakieś bezsensowne słowa? – wyrzuca ze złością mężczyzna, na co Erika kuli się w kącie swojego pokoju. Rodzice nie zamknęli drzwi od salonu, a w przestronnym korytarzu niesie się echo wypowiadanych przez nich zdań.

– Może przepisze jej jakieś pigułki na wyciszenie? – oznajmia kobieta z nadzieją w głosie.

– Albo zamkną ją w wariatkowie. Chcesz, żeby ludzie o nas gadali? Że mamy szaloną córkę? – warczy wściekle ojciec. Po twarzy dziewczynki spływa łza. Ociera ją energicznie, zaciskając dłoń w pięść. – Wmówiłaś im, że Erika uczy się w prywatnej szkole, to teraz się tego trzymajmy – dodaje już mniej wrogo.

– Ciotka Eugenia wyjeżdża do Anglii – informuje matka małej. Erika zna plany staruszki i wie, że ta zaproponowała, iż weźmie ją ze sobą. Decyzja należy jednak do rodziców dziecka. – Masz zamiar oddać naszą córkę na kolejne cztery lata? – pyta niepewnie kobieta, a Erika wyczuwa smutek i żal w jej słowach.

– Będzie przyjeżdżała do nas w czasie ferii i na wakacje – zauważa ojciec nieustępliwie i chociaż dziewczynka powinna mieć mu to za złe, cieszy się, że jej tutaj nie chcą. Życie z ciotunią Eugenią jest o niebo lepsze niż z rodzicami.

– Wakacje spędza u Filipa – grzmi kobieta, przypominając, że większą część letnich wakacji Erika przesiaduje u brata matki, który jest ojcem Patricka. Uwielbia swojego kuzyna, a wuj jest dla niej bardzo dobry.

– To ty zgodziłaś się na ten układ – przypomina ojciec.

– Bo mój brat chce, aby Patrick się ustatkował. Od śmierci Bożeny chłopak cały czas ładuje się w jakieś kłopoty – broni się matka.

– Mieszkając na stałe w Anglii, Erika pozna nowych przyjaciół. Eugenia doskonale sobie z nią radzi – oświadcza stanowczo mężczyzna. – Jeżeli tutaj zostanie, odeślą ją do Gniezna na badania, a stamtąd już nie wyjdzie. Uznają ją za niepoczytalną. Doskonale wiesz, że kiedy wchodzi w ten swój trans, wygląda jak nawiedzona – tłumaczy ostro.

Erika spuszcza głową i pozwala, aby łzy spłynęły jej po policzkach. Rodzice uważają ją za szaloną. To ją boli, bardzo boli.

– Eugenia ignoruje problem! – fuka rodzicielka. – To, że ciotka nie przejmuje się stanem naszej córki, nie spowoduje, że ta wyzdrowieje! – unosi się kobieta, nie dając się przekonać.

– Wybieraj: albo Erika wyjedzie do Anglii z Eugenią, albo trafi do szpitala dla umysłowo chorych – stawia ultimatum ojciec dziewczynki, ale ta nie słyszy już odpowiedzi matki, bo szuranie krzesła, z którego wstaje jedno z rodziców, zagłusza słowa. Erika zrywa się z podłogi i zamyka drzwi do swojego pokoju. Potem wtula się w poduszkę i próbuję stłumić szloch, który wyrywa się z jej gardła. Gdyby tylko potrafiła zapanować nad tymi stanami zawieszenia! Wtedy rodzice by się jej nie wstydzili, nie gardziliby nią, nie odsyłali jej.

ERIKA – 16 LAT

– Masz pojęcie, co ci grozi, jeśli weźmiesz na siebie winę kuzyna? – pyta groźnie Barbara, kuratorka Eriki. Dziewczyna nie spuszczając wzroku z kobiety, odpowiada:

– Tak, wiem. Ale jeśli tego nie zrobię, on wyląduje w więzieniu, a potem umrze. – Mierzą się wzrokiem, żadna nie chce odpuścić. Po chwili policjantka zagaduje sardonicznie, chcąc uderzyć w czuły punkt nastolatki:

– Wyczytałaś to z kart? – Ta jednak nie daje się wyprowadzić z równowagi. Nauczyła się przez ostatni rok być twardą i nieustępliwą.

– Tak. Jeżeli on przyzna się do winy, jego lina życia skróci się do kilku miesięcy. Patrick jest jedyną osobą z mojej rodziny, która zawsze mi pomagała. On zawsze stał po mojej stronie – oświadcza pewnym i stanowczym głosem, a w myślach przypomina sobie, że kuzyn jest też odpowiedzialny za większość kłopotów, w które razem wpadali. Chłopak ma w sobie jakiś magnes przyciągający najgorsze zło. Być może dlatego tak doskonale się rozumieją.

– Dobrze. – Barbara wzdycha ciężko. – Zobaczę, co da się z tym wszystkim zrobić, abyś nie wylądowała w poprawczaku. – Erika posyła kobiecie najszczerszy ze swoich uśmiechów. Kiedy kuratorka wychodzi z pomieszczenia, dziewczyna wyjmuje talię kart ze zwierzętami i zaczyna je tasować. Potem rozkłada kartonowe prostokąty na biurku i zaczyna wykonywać nad nimi okrężne ruchy dłonią, mając zamknięte oczy. Bezgłośnie wypowiada pytanie:

– Jaka przyszłość czeka Patricka? – Jej ręka zatrzymuje się nad dwoma kartami. Dziewczyna odkrywa je, zerkając na to, co przedstawiają. – Bocian. – Mruży w zamyśleniu oczy. – Zapowiada daleką podróż. – Spogląda na drugą kartę – i Lew. Odwaga na nowe działania, braterstwo. Hmm… – mruczy pod nosem, zastanawiając się nad tym, co ujawniły jej karty. Nie czuje przy nich złych emocji, niemniej zapowiadają, że drogi jej i kuzyna się rozejdą. Ale czy na zawsze?

ROZDZIAŁ 1

ERIKA

 

Co przyniesie mi najbliższy tydzień?

Przykładam dłoń do kart leżących na stole, aby wybrać te, przy których czuję mrowienie lub ciepło. Wyciągam trzy kartoniki. Na pierwszym widnieje sęp. Ta karta zwiastuje śmierć. Drugi papierowy prostokąt przedstawia bociana. Ten ptak zapowiada podróż. Na trzeciej jest lew, czyli więzy rodzinne ibezpieczeństwo.

Lądujemy.

Wkońcu!

Nie znoszę latać! Oddycham głęboko i spoglądam na Arthura, któremu podekscytowanie nie pozwala usiedzieć na miejscu. Aż nie chce się wierzyć, że w dniu wylotu umarła mu matka. Wydaje się, że chłopiec albo jeszcze nie dopuszcza do siebie tej myśli, albo jest zbyt przejęty podróżą, aby skupić się na smutku.Wiem jednak, że przyjdzie moment, kiedy maluch się posypie, a wtedy znajdzie we mnie oparcie. Dokładnie tak, jak zaopiekowała się mną Ann, kiedy byłam w rozsypce, tak ja mam zamiar zająć się jej synem.

– Zaraz będziesz mógł rozprostować nogi – szepczę do chłopca, kiedy pozostali pasażerowie podnoszą się z miejsc i zaczynają ruszać ku wyjściu.

– Wujek Patrick czeka na nas? – Mały podskakuje na fotelu, niczym małpka, a jego oczy aż błyszczą z podniecenia. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżał, więc ta podróż to dla niego ogromne przeżycie. Być może to tłumi jego emocje związane ze śmiercią ukochanej osoby.

– Tak – potwierdzam i zerkam, czy jest już na tyle luźno w samolocie, abyśmy mogli ze spokojem wstać. – Zamieszkamy u niego, a jak uda mi się namierzyć twoją babcię, to pojedziemy ją odwiedzić.

Przypominam sobie obietnicę, jaką złożyłam przyjaciółce na łożu śmierci. Błagała, abym zabrała jej syna z Anglii i odszukała jej matkę. I chociaż znałyśmy się z Ann osiem lat, niewiele wiedziałam o jej rodzinie. Pamiętam tylko jeden moment, kiedy pod wpływem zbyt dużej ilości wina, wyjawiła kilka szczegółów.

–Zabiłam kogoś –wyznaje Ann, aja prawie krztuszę się winem. Kobieta zaczyna chichotać. Za dużo wypiłyśmy, stanowczo za dużo.

–Nie przepadam za takimi żartami –oznajmiam zpoważną miną. Moja przyjaciółka przestaje rechotać.

–Mój ojciec jest tyranem –wzdycha nerwowo. – Bije mamę iznęca się psychicznie na mieszkańcach całego miasteczka. Nikt nie ma odwagi mu się przeciwstawić, bo jest szeryfem. Ludzie się go boją –zerka na mnie ze łzami woczach. –Uciekłam zMoonlight, bo oddał mnie jakiemuś staruchowi. Sprzedał niczym dziwkę, kiedy uznał, że jestem za brzydka, aby znaleźć sobie porządnego faceta – sapie drżąco. –Ten obleśny grubas, którego wybrał dla mnie ojciec, próbował się do mnie dobierać, więc zdzieliłam go lampą. Chyba roztrzaskałam mu czaszkę, bo padł nieżywy. –Spuszcza wzrok na kieliszek ztrunkiem izaczyna się bawić naczyniem. – Zepchnęłam go do starej studni, apotem włamałam się do jego sejfu, ukradłam wszystkie pieniądze izwiałam.

–Jak udało ci się przylecieć do Anglii? – pytam, kładąc dłoń na jej trzęsących się rękach.

–Wyrobienie lewych dokumentów nie było problemem – parska przygnębiona. – Zwłaszcza kiedy się wie, do kogo zwrócić się wtym temacie ima się kasę – odpowiada.

–Czy teraz ktoś cię poszukuje? – Ann kręci głową ipomimo próby pokazania, że jest silna, widzę wjej oczach strach.

–Zatarłam wszelkie ślady, aże nie wysłano za mną listu gończego, wiem, że nikt mnie nie ściga – wyjaśnia.

Nie mam pojęcia, skąd ona ma dostęp do takich informacji, ale odczuwam ulgę.

–Myślisz, że twoi rodzice…

–Ojca pewnie to nie obchodzi. Pozbył się darmozjada – przerywa mi. –Amama… –Pociera czoło ręką, azaraz potem dodaje nerwowo.–Gdyby coś mi się stało…

–Ann, przestań! – wtrącam. Przyjaciółka przysuwa się do mnie ipatrząc mi głęboko woczy, mówi:

–Obiecaj, że jeśli cokolwiek by mi się przydarzyło, zabierzesz Arthura do swojego kuzyna, do Teksasu, ispróbujesz skontaktować się zmoją matką.

–Ann, proszę…

–Obiecaj mi to, Eriko! – Jej stanowczy ton wzbudza we mnie lęk, ale nie chcę jej zawieść.

–Dobrze. Obiecuję.

– Czy wujek jest kowbojem? – zagaduje Arthur, kiedy wchodzimy do hali odbioru gości. Domyślam się, skąd wzięła się taka myśl w głowie chłopca. Większość mężczyzn na lotnisku ma na sobie kowbojskie kapelusze, koszule w kratę, starte jeansy i skórzane buty z metalowymi dodatkami. Nie udaje mi się jednak odpowiedzieć, bo w tłumie dostrzegam znajomą postać. Gdy tylko się rozpoznajemy, na twarzy Patricka pojawia się szeroki uśmiech.

– Chodź, widzę wujka – mówię do małego i ruszamy w stronę mojego kuzyna.

– Już zacząłem wątpić, czy kiedykolwiek odważysz się tutaj przylecieć. – Mężczyzna obejmuje mnie umięśnionymi ramionami i mocno ściska.

– Wcześniej nie miałam ku temu powodów, a teraz… – Wskazuję na chłopca.

Patrick kuca, aby zrównać się z małym.

– To tobie mam dziękować, że Erika tutaj przyleciała? – pyta, a Arthur uśmiecha się szeroko.

– Mama pozwoliła mi lecieć z ciocią. Powiedziała, że czekają mnie przygody! – krzyczy chłopiec radośnie.

Patrick zerka na mnie, a ja czuję łzy w oczach. Opowiedziałam kuzynowi o Ann i chociaż spełniam prośbę przyjaciółki, to i tak czuję się jak zbieg, który uprowadził dziecko.

Gdy siedem lat temu Ann zaszła w ciążę, była przerażona perspektywą zostania samotną matką. Nie mam pojęcia, dlaczego nie poinformowała sprawcy całego zamieszania o swoim stanie. Może dlatego, że nie byli ze sobą zbyt blisko i spotykali się przelotnie, gdy statek, na którym służył Martin, akurat stacjonował w porcie. W każdym razie znajomość mojej przyjaciółki i marynarza zakończyła się wraz z narodzinami Arthura. Udało mi się pomóc kobiecie okiełznać lęk przed macierzyństwem i gdy tylko pierwszy raz zobaczyła swojego synka, aż się popłakała z radości. Była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Do czasu, kiedy trzy miesiące temu dowiedziała się, że jest nieuleczalnie chora. Diagnoza zdruzgotała ją do tego stopnia, że gasła w oczach. Zamiast walczyć o życie, jeśli nie dla siebie, to dla Arthura, zaciągnęła mnie do notariusza, który sporządził dokumenty pozwalające mi zabrać małego do Ameryki. Oczywiście nie poinformowała urzędnika, że jej dni są policzone. Nie rozumiałam jej postępowania i dalej nie bardzo wiem, co o tym myśleć, ale nie miałam odwagi zapytać.

Gdy już wsiedliśmy do samolotu, dostałam informację od znajomego, że umarła. Ann błagała mnie, abym wyjechała z jej synem, zanim ona odejdzie z tego świata. Zadbałam więc, aby ją godnie pochowano, a sama spakowałam siebie i Arthura i opuściliśmy Anglię. Wiem, że złamałam prawo. Pomimo dokumentów od notariusza, paszportu i wszelkich potrzebnych papierów dziecka, po śmierci jedynego rodzica sąd powinien zająć się szukaniem opiekunów, a ja właściwie uprowadziłam małego. Jednak decyzja została już podjęta i mam zamiar dotrzymać obietnicy złożonej przyjaciółce.

Planowałam podróż do Woodsboro, od kiedy kuzyn tutaj zamieszkał, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Teraz zostałam niejako do tego zmuszona. Na szczęście Patrick nigdy nie zadawał pytań, dlaczego nie przyjeżdżam, za to za każdym razem, gdy się kontaktowaliśmy, powtarzał mi, że w Teksasie czeka na mnie dom. W końcu mam okazję skorzystać z jego zaproszenia.

– Ciociu Eriko, chodź! – dobiega mnie wołanie Arthura.

– Idę, już idę – odpowiadam z uśmiechem i robię krok, potem drugi i następny.

Czas zamknąć stare życie izobaczyć, co przyniesie nowe!

ROZDZIAŁ 2

ERIKA

 

Czym zaskoczy mnie nowe miejsce?

Jeszcze zanim przyłożę dłoń do kart, dwie wypadają ztalii. Pierwsza to paw. Ptak ten oznacza piękno imiłość. Druga to jaskółka, która przynosi niespodzianki. Hmm… ciekawe, czy dobre, czy złe? Wyciągam trzecią kartę: kameleon. Ten gad ostrzega przed kłamstwem. Nie podoba mi się to!

– Jak pierwsze wrażenie? – zagaduje Patrick, kiedy parkujemy przed niewielkim drewnianym domkiem farmerskim, otoczonym gołym polem. Przed wejściem rosną dwa potężne drzewa, a tuż obok werandy znajduje się coś, co przypomina wyschnięty staw. Budynek sprawia wrażenie dość starego, ale zadbanego.

– Jest fajowo! – Arthur wyskakuje z pickupa i biegnie do wejścia. Pokonuje schody i dopada do drzwi. Otwiera je z rozmachem i znika w środku.

– Mieszkasz z kimś? – pytam zaskoczona tym, że nie zamknął domu na klucz.

– Tutaj wszyscy się znają – odpowiada. – I pomimo tego, że mieszkam dalej od miasta, raczej nikt się tu nie zapuszcza w celu kradzieży – dodaje, wyciągając z bagażnika walizkę.

– A w jakim celu tutaj przyjeżdżają? – dopytuję, bo ostatnie słowa w ustach Patricka zabrzmiały ostrzegawczo.

Mężczyzna wykrzywia lekko usta i zerka na mnie. W jego oczach widzę czające się rozbawienie.

– Chyba to ja powinienem przesłuchiwać ciebie – mówi i chociaż nie brzmi złośliwie, czuję ukłucie wstydu.

Co ja robię?! Przecież przyjął mnie do siebie bez słowa protestu, a ja doszukuję się w jego słowach Bóg wie czego.

– Przepraszam. – Podchodzę do mężczyzny i wtulam się w niego. – Ta cała sprawa z Ann wyprowadziła mnie z równowagi. Do Arthura chyba jeszcze nie dotarło, że jego mama nie żyje i boję się… – wzdycham nerwowo.

Patrick delikatnie gładzi mnie po plecach.

– Poradzi sobie. To silny chłopak.

Odsuwam się od kuzyna i mrużę podejrzliwie oczy.

– Wywnioskowałeś to na podstawie tych paru chwil, które spędziłeś z nim podczas jazdy samochodem? – dociekam, na co kuzyn parska śmiechem.

– Wierzę, że ten dom pomaga uporać się z demonami przeszłości – wyznaje, a na mnie spływa poczucie wewnętrznej ulgi.

Potrzebowałam zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli w tej chwili czuję emocjonalny chaos. Będzie dobrze. Musi być! upominam się w myślach.

– Chodź, pokażę ci pokój i kuchnię – proponuje Patrick, a ja rzucam mu złośliwe spojrzenie.

– Chyba nie myślisz, że będę nam gotowała! – krzyczę za nim, kiedy się oddala. – Nadal jestem najgorszą kucharką na świecie! – tłumaczę się, a kuzyn zaczyna rechotać.

– Ja zadbam o posiłki – uspokaja mnie. – Ty możesz posprzątać od czasu do czasu, no i zająć się ogrodem. – Wskazuje miejsce za domem, którego nie widać od tej strony.

Ogrodem? W moim sercu zaczyna tlić się nadzieja.

– Będę miała swój ogród? – pytam nieśmiało, gdy udaje mi się do niego dołączyć przy drzwiach.

– Nie wiem, czy na tej ziemi da się wyhodować coś pożywnego, ale wiosną całe pole dookoła jest fioletowe.

– Łubin – wzdycham.

– Taaa. Uroczy widok – krzywi się, a ja szturcham go łokciem w bok.

– To musi wyglądać bajecznie – mówię.

– Noo. Chłopaki się ze mnie śmieją, że wybrałem dom dla bab – rzuca kąśliwie. Chłopaki? Czyli ma tutaj znajomych! To mnie cieszy, bo Patrick zawsze trzymał się na uboczu, a jak już ktoś się do niego „przyklejał”, to zawsze kończyło się na kłopotach z prawem.

Przypominam sobie pewną sytuację…

– Znowu się w coś wpakowałeś? – zagaduję Patricka. Kuzyn wrzuca w pośpiechu swoje rzeczy do plecaka, unikając mojego spojrzenia. – Co się dzieje? – dodaję błagalnym tonem. Mężczyzna wzdycha i odwraca się w moją stronę.

–Dziękuję, że mnie przygarnęłaś na ten ostatni miesiąc.

–Bądź ze mną szczery, proszę – przerywam mu ze łzami woczach.

Jest jedyną osobą zmojej rodziny, która mnie nie potępia inie zadaje niewygodnych pytań.

Patrick podchodzi do mnie iotacza ramionami. Wtulam się wniego, azust wyrywa mi się szloch.

–Lecę do Stanów –szepcze. –Mam wizę ibilet. Samolot startuje za dwie godziny. – Jego słowa wywołują we mnie jeszcze większą salwę płaczu. Kolejna ważna dla mnie osoba odchodzi. Dlaczego tak się dzieje?! – Muszę stąd zniknąć szybciej, niż przypuszczałem ichcę, żebyś do mnie dołączyła. – Odsuwa mnie od siebie ipatrzy woczy.–Eriko, ja już tutaj nie wrócę izrobię wszystko, abyś też się stąd wyrwała–składa obietnicę, aja nie potrafię skupić się na niczym innym, poza tym, że mnie zostawia. Samą.

*

– Ciociu, ciociu! – Do holu wbiega Arthur, rumieniąc się z podniecenia. – Wujek ma Nintendo. Rozumiesz?! – Kucam przy nim, a on obejmuje moją twarz małymi rączkami. – Nintendo! – powtarza nabożnie. – Mama mówiła, że jak z tobą pojadę, zaczną się spełniać moje marzenia. Miała rację! Zawsze marzyłem o Nintendo! – wyznaje.

– Załadowałem kilka gier dla ciebie. Możesz spróbować, jeśli masz ochotę – wtrąca Patrick, a Arthur, wstrzymując powietrze, wraca do pomieszczenia, z którego do nas przybiegł.

– Kupiłeś mu Nintendo? – szepczę nie do końca zadowolona.

Ann nie było stać na takie rzeczy i wiele czasu poświeciła, aby tłumaczyć małemu, dlaczego nie ma tego, co jego koledzy z zerówki.

– Mam je od roku. Gramy czasami z kumplami – wyjaśnia.

– Grasz z kumplami? – powtarzam w niedowierzaniu. – Ile lat mają twoi kumple? Dwanaście? – Patrick przewraca oczami.

– Większość jest w moim wieku – odpowiada, prowadząc mnie korytarzem do jednego z pokoi.

– To jakiś kryzys wieku średniego? Do czterdziestki jeszcze ci daleko – zauważam.

– Czyli mój wiek nie pozwala na granie w Nintendo? – pyta z ironią w głosie.

– Nie. Po prostu nie wierzę ci, że masz czas i cierpliwość na granie. – Krzyżuję ramiona na klatce piersiowej.

Znam go i wiem, że nigdy nie potrafił usiedzieć w domu. Jego żywiołem jest wiatr i zawsze korzystał z możliwości przebywania na wolnym powietrzu. Prędzej dałabym się przekonać, że sam sadzi łubin, niż siedzi przed telewizorem, tocząc walki na ekranie.

Mój kuzyn wzdycha, otwierając drzwi do pokoju, przy którym stajemy.

– Okej. Rozgryzłaś mnie. – Zerka na mnie spode łba i przyznaje: – Konsolę zostawił znajomy, kiedy mieszkał u mnie przez kilka dni. Pewnie zgłosi się po sprzęt… kiedyś tam – tłumaczy, ale ja już go nie słucham, bo przede mną maluje się widok na przepiękny pokój z ogromnym oknem wychodzącym prosto na zachodzące słońce. Mieniące się kolory nieba odbijają się na ścianach, a wietrzne dzwonki z kryształków zawieszone przy szybach rzucają tęczowe refleksy.

– Boże, jak tu pięknie – szepczę, zakrywając usta dłonią.

Chyba zaraz się rozryczę.

– Zostawiłem białe ściany i niewiele mebli, bo wiem, że lubisz sama…

– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – przerywam kuzynowi, rzucając mu się na szyję. – To najpiękniejszy pokój, jaki kiedykolwiek widziałam – wyznaję ze wzruszeniem.

– To się cieszę. – Wypuszcza powietrze, jakby denerwował się moją reakcją. – Muszę ci się też do czegoś przyznać – szepcze. No tak. Wiedziałam, że jednak coś jest na rzeczy. Odsuwam się od niego. – Powiedziałem wszystkim, że jesteś moją kobietą – wyznaje, a ja prawie się krztuszę.

– Co?! Dlaczego?! – Nie wiem, czy mam się śmiać, czy bać. – Jesteś gejem? – wypalam. Nie pasuje mi to do Patricka, ale może?

Mruży oczy ze złości.

– Skąd, kurwa, przyszło ci to do głowy? – warczy urażony.

– Nie wiem. – Wzruszam ramionami. – Może stąd, że oznajmiłeś ludziom, że jestem twoją kobietą? Co ci strzeliło do tego pustego łba?! Jesteśmy bliskim kuzynostwem. Twój ojciec i moja mama są rodzeństwem! Czyś ty postradał zmysły?! – burzę się, a Patrick wykrzywia usta, jest zirytowany.

– Musiałem tak powiedzieć, żeby cię chronić. I młodego – oznajmia.

Chronić? Jak to chronić? Przed czym? Przed kim?

Przeszywa mnie lęk.

– Czy masz kłopoty? – zagaduję drżącym głosem.

– Nie, nie mam kłopotów – odpowiada rozeźlony i wpycha walizkę do pokoju. – Po prostu należę do klubu motocyklowego i chciałem, abyście byli pod opieką – dodaje, a ja marszczę czoło.

– Coś nam grozi ze strony klubu motocyklowego? – Nie potrafię zrozumieć logiki jego myślenia.

– Nie. Od strony moich braci już nic wam nie grozi. – Podchodzi do szafy, by wyjąć pościel, którą rzuca na łóżko.

– Już? – czepiam się słowa, obserwując wykonywane przez niego czynności. Patrick wzdycha ciężko.

– W klubie panują pewne zasady. Musisz jasno określić, która kobieta jest nie do ruszenia, bo inaczej każdy może rościć sobie do niej prawa.

Wybucham śmiechem. Nie potrafię się opanować, podczas gdy mój kuzyn stoi z marsową miną i czeka, aż się uspokoję.

– Wymyśliłeś, że jestem twoją partnerką, żeby nikt z twoich braci – kreślę cudzysłów palcami, wypowiadając ostatnie słowo – nie mógł czego zrobić?

– Tatika…

– Nie, poczekaj – przerywam mu.

Dlaczego zawsze, kiedy chce mnie do czegoś przekonać, używa przezwiska zdzieciństwa?

– Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, że dbasz o mój honor, czy być wściekła, że wplątałeś mnie w coś tak niedorzecznego. – W tej chwili ponownie czuję wzbierającą we mnie złość. – Czy ty uważasz, że sama nie potrafię się o siebie zatroszczyć? Do cholery, Patrick, od wielu lat doskonale sobie radzę bez niczyjej pomocy! – warczę.

– To nie jest tylko klub motocyklowy – wtrąca mężczyzna. – To gang. Tutaj działają inne prawa niż w twoim dotychczasowym świecie. – Otwieram szeroko oczy.

– Ale ja nie mam zamiaru być częścią tego klubu, gangu ani żadnej mrocznej strony twojego świata – odgryzam się.

– Eriko, to miasto jest pod opieką klubu. Jesteś moją kuzynką. Już należysz do mrocznej strony mojego świata – grzmi, akcentując ostanie słowa.

– Nazywasz braćmi ludzi, którzy mogą mnie skrzywdzić?! – wyrzucam wściekle. – Musisz ich okłamywać, żeby chronić prawdziwą rodzinę?!

– Nie. Ufam im i oddałbym za każdego z nich życie. Po prostu nie chcę, abyś z którymś z nich się wiązała – wyjawia z groźbą w głosie. Parskam niewesołym śmiechem.

– Mam trzydzieści lat. Od dwudziestu sześciu miesięcy nie mam faceta. Z dziećmi też nie wyszło. Za to dorobiłam się dużego tyłka, nabitych ud, odstającego brzucha i wielkiego biustu. Moja twarz przypomina pyzę. Uważasz, że któryś z tych twoich braci chciałby taką kobietę jak ja? – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – Widziałam mieszkanki tego miasteczka, kiedy tutaj jechaliśmy. Śliczne dwudziestolatki ze zgrabnymi tyłkami i długimi nogami. Badboyów pociągają tego typu dziewczyny, a nie ja. Także dziękuję, że próbujesz mnie chronić, ale poradzę sobie bez twojej pomocy. – Podchodzę do walizki i ją rozpinam.

Założę się, że nikt nawet nie zwróci na mnie uwagi.

– Nie wierzę, że tak o sobie myślisz – słysząc słowa Patricka, wypuszczam drżąco powietrze. Podchodzi i siada na brzegu łóżka.

– Nie widzieliśmy się dość długo, a ja się zmieniłam – odpowiadam.

– Wiesz doskonale, że faceci nie wybierają na żony tych, jak to ujęłaś, ślicznych dwudziestolatek. Owszem, one są dobre do wydupczenia, ale nie pasują na damę – informuje mnie. Damę? Skąd on bierze takie słownictwo? – I pamiętam doskonale, że gdziekolwiek razem się pojawialiśmy, przyciągałaś wzrok wszystkich dookoła – wspomina.

– To było lata temu – przypominam mu. – Od czasu naszego ostatniego wspólnego wyjścia gdziekolwiek minęło ponad dziesięć lat.

– Uwierz mi, że im jestem starszy, tym mniej mnie pociągają te machające tyłkami lachociągi – rzuca z niesmakiem wymalowanym na ustach.

Im jest starszy? Ma dopiero trzydzieści dwa lata, a mówi, jakby dobijał do sześćdziesiątki.

– Patrick, wiesz dobrze, kim jestem i czym się zajmuję. Większość mężczyzn szydzi z mojego zajęcia albo boją się moich ekhym… zawieszeń…

– Obracałaś się wśród cholernie tępych kutasów – przerywa mi.

– Jakoś nie chce mi się wierzyć, że twoi kumple ot tak przyjmą do wiadomości, że odczytuję przyszłość z kart lub gadam z duszami przodków! – warczę.

Nie oszukujmy się, dla większości ludzi w Polsce i Anglii, gdzie na przemian spędzałam ostatnie lata, moje zachowanie nazywane było w najlepszym razie dziwnym. Zwłaszcza gdy wyłączałam się podczas rozmowy i zaczynałam rzucać hasłami, które nikomu nic nie mówiły. Kiedy byłam nastolatką, moje tak zwane „zawieszenia” uznawano za początek szaleństwa. Na szczęście trafiłam na kilka przyjaznych dusz, które wyjaśniły mi, że jestem wyjątkowo wrażliwą osobą i odczytuję przyszłość poprzez obrazy. Z czasem znalazłam sposób na wykorzystanie swoich umiejętności i dzięki tej pracy mam na koncie całkiem przyzwoitą sumę, a od dekady samodzielnie się utrzymuję. Dalej jednak w oczach większości ludzi, zwłaszcza mężczyzn, jestem pomyloną wiedźmą, którą wstydzą się przedstawić znajomym. W końcu wróżka to nie zawód! Staram się tym nie przejmować, bo dzięki zarobkom z czytania przyszłości stałam się właścicielką dwóch mieszkań w Anglii i jednego w Nowym Jorku. Pieniądze z wynajmu pozwalają mi żyć na wyższym poziomie i nie muszę martwić się o przyszłość.

Krzywię się na samo wspomnienie sarkastycznych i prześmiewczych komentarzy.

– Może to lepiej, że powiedziałeś, iż jestem twoją kobietą. Nie będę musiała nikomu się z niczego tłumaczyć, a ty będziesz udawał, że jestem idealną panią domu. – Próbuję się uśmiechnąć do Patricka, ale wychodzi mi grymas.

– Zobaczę, co z młodym, bo zrobiło się dziwnie cicho. – Kuzyn wstaje i rusza do drzwi. – A ty się rozpakuj i zrób listę tego, czego potrzebujesz, to jutro pojedziemy do sklepu – proponuje.

– Patrick. – Zatrzymuję go, zanim zamknie za sobą drzwi. – Czym ty właściwie się zajmujesz w tym klubie? – Patrzę mu w oczy i czekam na szczerą odpowiedź.

– Jestem kierowcą – oznajmia. – Dbam o to, aby towar dotarł na miejsce bez względu na to, co stanie mi na drodze – wyznaje.

Nie musi mówić nic więcej. Domyślam się, że interesy, które prowadzi, są nie do końca legalne.

Czy będę potrafiła odnaleźć się wjego świecie?