Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
127 osób interesuje się tą książką
Wymienione zamki w drzwiach i tajemnicza, atrakcyjna blondynka, która wygląda na wyjątkowo zadowoloną − to zdecydowanie nie jest dobry znak! Magda właśnie odkryła, że jej wielka miłość przeszła do historii i Robert… po prostu „wymienił ją na lepszy model”. Jak się pozbierać po takiej katastrofie?
Z pomocą niezawodnej przyjaciółki Kaśki Magda powoli staje na nogi. Los jednak nie pozwala jej wytchnąć i musi zmierzyć się z kolejnymi kłopotami oraz emocjami, które budzi w niej pewien sympatyczny mężczyzna. Czy uda jej się poukładać życie na własnych zasadach?
Marta Nowik w pełnej humoru, optymizmu i wzruszeń powieści dowodzi, że czasem to, co wydaje się końcem, może być tak naprawdę dopiero początkiem. Bo na miłość nigdy nie jest za późno, ale na samotność zawsze za wcześnie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 240
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie ani w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki i stron tytułowych
Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Redakcja i korekta
Anna Skowrońska, Agata Wawrzaszek | Cała Jaskrawość
Zdjęcia na okładce
© MOTOKO Stock | stock.adobe.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.
Wydanie I w edycji „większej litery”, Katowice 2025
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
www.szaragodzina.pl
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2024
ISBN 978-83-68302-71-4
Poszukującym miłości…
Usłyszałam przez telefon słowa, których zupełnie się nie spodziewałam.
– Po prostu już cię nie kocham.
– Od kiedy?
– Od teraz. Właśnie od teraz.
– Żartujesz, prawda? – dopytywałam zaskoczona. Zastanawiałam się, czy mój wybranek za dużo wypił z kolegami podczas nocnej eskapady po barach Białegostoku. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłby ten czas spędzić inaczej niż zazwyczaj.
– Nie pisz do mnie więcej. I nie dzwoń. Aby ci to ułatwić, zaraz zablokuję twój numer.
– Robert, no co ty? Nie wygłupiaj się! To wcale nie jest zabawne! I ani trochę śmieszne!
I nie miało być! Zrozumiałam to, dopiero gdy po czwartej próbie połączenie nie zostało zrealizowane. Robiło mi się na przemian to zimno, to gorąco. Z drżącej dłoni wysunęła się szklanka i z trzaskiem rozbiła się o kuchenne płytki.
– Cholera jasna! Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! – powiedziałam do siebie. Pokręciłam głową, jakbym chciała wyprzeć to, co przed chwilą usłyszałam. W uszach mi szumiało, a myśli kłębiły się niczym czarne chmury. – Co mu odbiło?
Postanowiłam zadzwonić do jego najlepszego kumpla, Mariusza.
– Cześć! – rzuciłam na powitanie. – Nieźle wczoraj zabalowaliście. Wiesz, że Robert do tej pory jeszcze nie wrócił do domu? To musiała być naprawdę niezła impreza!
– Cześć, Magda! Muszę cię rozczarować – nie było żadnej imprezy.
– Jak to nie było?! A wasze spotkanie integracyjne? I wcale nie mówię o tym wtorkowym z ubiegłego tygodnia.
– Ale my nie widzieliśmy się od co najmniej miesiąca – wyznał.
Miałam wrażenie, że jego głos w słuchawce stawał się coraz bardziej niepewny.
– Jak się nie widzieliście, jak się widzieliście?! – wykrzyczałam. – Próbujesz mi wmówić, że nie wiem, gdzie i jak bawi się mój chłopak?! – Byłam wściekła.
– Magda, proszę cię, uspokój się. Najlepiej będzie, jak porozmawiacie.
– Ale niby o czym? – Nie cierpiałam, gdy ktoś mi dawał dobre rady.
– Najlepiej o was. Muszę kończyć. Mój mały właśnie się wybudza i jak w porę nie zareaguję, to za chwilę będziemy tu mieć znów prawdziwy armagedon. Dzisiaj mój dyżur. Marlena poszła do kosmetyczki. Liczę, że szybko wróci i mnie uratuje. Nie mam pojęcia, po kim ma charakterek!
– Twoje geny! – rzuciłam i pierwsza się rozłączyłam. Nie byłam w stanie dłużej prowadzić rozmowy, która, moim zdaniem, prowadziła donikąd.
Michał, dobry kolega Roberta, nie odebrał ode mnie żadnego z trzech połączeń. Bernard również.
Co jest? – zastanawiałam się. Dopiero trzeźwieją czy chodzi o męską solidarność?
***
Tego wieczoru długo nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku na bok z nadzieją, że każda kolejna przybierana przeze mnie pozycja będzie wygodniejsza. Sen nie nadchodził, a moje myśli wciąż krążyły wokół Roberta. Nie rozumiałam tego, co się działo.
To jakiś koszmar, pomyślałam. Obudzę się rano i moje życie nadal będzie wyglądało jak dotychczas: zwykłe, proste i przewidywalne.
Wstałam z łóżka wcześniej niż zazwyczaj. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu skontaktuję się z Robertem. Miałam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnimy, dogadamy się i naszym największym zmartwieniem będzie to, jaki wybrać seans w kinie, aby spędzić miło czas.
Gdy jego telefon kolejny raz nie odpowiadał, zaczęło do mnie docierać, co się dzieje. Powoli osunęłam się na fotel, przytrzymując się jedną ręką oparcia, żeby nie stracić równowagi.
Nie! To niemożliwe! – powtarzałam w myślach. On nie mógłby mi tego zrobić!
Z każdą kolejną minutą stopniowo uświadamiałam sobie, co się wydarzyło. Popijając słodkiego drinka, próbowałam poukładać rozsypane puzzle, ale nie było to łatwe zadanie.
Jeśli wczorajszej nocy nie spędził z kolegami, to w takim razie z kim? – zastanawiałam się. I co to znaczy, że już mnie nie kocha? Przecież wygraliśmy konkurs na najpiękniejszą i najbardziej zakochaną parę Podlasia 2024! To jakiś absurd! Muszę do niego pojechać! Porozmawiamy jak dorośli ludzie!
Jak się niebawem okazało, nie było to takie proste. Klucz do jego mieszkania nie pasował, mimo to próbowałam wcisnąć go na siłę do zamka. Niestety, bezskutecznie.
Co jest? – zastanawiałam się. Pomyliłam drzwi? To niemożliwe!
– A pani do kogo? – usłyszałam nagle głos za plecami. – Akwizycja?
Drgnęłam. Widok wysokiej, szczupłej blondynki wywołał we mnie niepokój. Przyjrzałam się nieznajomej. Od razu dostrzegłam drogą torebkę i markowe buty. I jeszcze coś: dziewczyna była atrakcyjna i pewna siebie. Wyglądała na zadowoloną kocicę krążącą wokół własnego legowiska.
– Do chłopaka. Ale chyba coś się stało z zamkiem do jego mieszkania. Nie wiem, dlaczego nie mogę dostać się do środka. – Poczułam się dziwnie z tym, że tłumaczę się obcej osobie. – Mieszkasz w pobliżu? – spytałam, przechodząc od razu na „ty”, gdyż rozmówczyni wydała mi się dużo młodsza ode mnie i niestety sporo szczuplejsza. Ale nie byłam do końca pewna, czy to w tej chwili powinno mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Okazało się jednak, że miało. Po trzydziestce moja przemiana materii spowolniła, a brak ruchu lub jego ograniczona ilość wyraźnie dawały o sobie znać w postaci nadprogramowych kilogramów rejestrowanych przez łazienkową wagę.
– Ty jesteś pewnie Magda? Widziałam cię na zdjęciach. – Nieznajoma ponownie mnie zaskoczyła.
– Zgadza się. A ty?
– Mariola. Nowa dziewczyna Roberta. Wczoraj wymieniliśmy zamki z obawy przed nieproszonymi gośćmi. Kręcą się tu takie różne i nie wiadomo czego chcą.
Przyjrzałam się jej uważnie. Blondyna emanowała kobiecością i seksapilem. Dobrze wykonany makijaż permanentny tylko uwydatniał powabność jej namiętnych ust.
To nimi całuje mojego chłopaka – przemknęło mi przez myśl. Nie potrafiłam odnaleźć się w nowej, trudnej sytuacji. Byłam zestresowana i sfrustrowana. Miałam ochotę ukatrupić Roberta za to, co mi zafundował.
– Jak mógł mi to zrobić? Dupek jeden! – mruknęłam do siebie.
– Wejdziesz na kawę?
Zaproszenie Marioli wydało się co najmniej absurdalne. Nie wyglądała na zbyt bystrą, co przyniosło mi nieco satysfakcji.
– Dziękuję, ale nie zbieram resztek.
– Jakich resztek? – Kobieta nie zrozumiała.
– Odpadów po byłych chłopakach. Nieraz bywają toksyczne. A poza tym nie wchodzi się do byle jakiego chlewa! Baw się dobrze! – Tymi słowami pożegnałam zdziwioną rywalkę.
Zbiegając ze schodów, natknęłam się na Roberta. Gdy stanął naprzeciwko mnie, poczułam, jak narasta we mnie złość. W pierwszym odruchu miałam ochotę mu przywalić. Do oczu napłynęły mi łzy. Byłam na siebie zła, że nie potrafię nad tym zapanować. Stałam i patrzyłam na człowieka, który jeszcze niedawno był dla mnie całym światem. Do tej pory nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Przecież byliśmy jak dwie pasujące do siebie połówki pomarańczy. A przynajmniej tak jeszcze wczoraj sądziłam.
***
Kolejny dzień także nie należał do najlepszych. Wstałam z zapuchniętymi oczami i obolałą głową. Samotne topienie smutków w butelce wódki nie okazało się dobrym pomysłem. Poranny kac nie zapowiadał owocnego i kreatywnego czasu w pracy.
Zadzwoniłam do szefa. Poinformowałam go, że dziś będę wykonywać swoje obowiązki zdalnie. Ku mojemu zdziwieniu bez szemrania się zgodził. Opowiedział mi o nowym projekcie i kierunku rozwoju firmy, ale nie mogłam się skupić i niewiele z tego zapamiętałam. Gdy skończył, z ulgą się rozłączyłam. Zadzwonił po kwadransie, aby mi przypomnieć o kilku zaległych tekstach do sprawdzenia.
– Potrzebuję ich do szesnastej – powiedział stanowczo.
– Będą gotowe na dwudziestą. Muszę iść do lekarza – skłamałam.
– Źle się czujesz?
– Powiedzmy.
– Wszystko w porządku?
– To się jeszcze okaże. – Zbyłam go, bo nie miałam ochoty dzielić się z nim ostatnimi wydarzeniami z mojego życia. Szef lubił wiedzieć, co dzieje się w życiu jego pracowników. Nie zamierzałam wtajemniczać go we wszystkie moje sprawy. Często pozostawiałam go w niepewności, czym rozbudzałam tylko jego ciekawość.
Lubiłam swoją pracę korektorki. Mogłam wykonywać ją również w domu, co mi odpowiadało. Robota szła sprawnie, co dawało możliwość wygospodarowania większej ilości wolnego czasu, który chętnie przeznaczałam na życie towarzyskie. Przynajmniej tak było, dopóki nie pojawił się Robert. Nie pochwalał mojego upodobania do nieustannych spotkań ze znajomymi i w niedługim okresie odizolowałam się od swojego dotychczasowego towarzystwa i coraz częściej czas spędzałam w domu.
Głośno westchnęłam na samo jego wspomnienie. Na piżamę, której nie zamierzałam dziś w ogóle zdejmować, włożyłam dresy i wyszłam z psem na poranny spacer. Wracając do domu, planowałam kupić coś na śniadanie. Wprawdzie nie miałam na nie zbytniej ochoty, ale rozum podpowiadał mi, że na pewno w którymś momencie żołądek i tak się o nie upomni.
Samotnie wypita kawa nie poprawiła mi nastroju. Mieszałam ją, pogrążona w myślach, łyżeczką, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zerwałam się z krzesła jak oparzona.
Robert! – pomyślałam. To musi być on! Na pewno przemyślał sprawę i chce mnie przeprosić.
Z nieukrywanym rozczarowaniem powitałam listonosza i pokwitowałam odbiór listu poleconego.
– Kiepski dzień? – spytał, uśmiechając się przyjaźnie.
Najwidoczniej grymas na mojej twarzy dał mu do myślenia, bo zaprzestał kolejnych trudnych pytań, kiedy skinęłam głową na znak potwierdzenia. Odetchnęłam z ulgą, gdy się pożegnał i poszedł do moich sąsiadów.
Napełniłam miski psa: jedną świeżą wodą, drugą suchą karmą, za którą wprawdzie nie przepadał, ale dzięki niej udawało się utrzymać zalecaną przez weterynarza wagę. Bąbel był psem po przejściach. Ktoś go wyrzucił z samochodu, najprawdopodobniej jadąc na wymarzone wakacje. Znalazła go pewna rodzina i odwiozła do schroniska, skąd trafił do mnie. Natknęłam się całkiem przypadkiem na jego historię, przeglądając fora internetowe o bezdomnych zwierzętach.
I w ten właśnie sposób Bąbel zajął ważne miejsce w moim życiu. Robert wiele razy prosił, abym się go pozbyła. Uparcie mu powtarzałam, wtedy jedynie w formie żartów, że szybciej pozbędę się jego niż swojego czworonożnego przyjaciela. Jak się okazało, to Robert pozbył się mnie, wymieniając na młodszy model. Zostałam sama, tuląc w ramionach wdzięczną i ukochaną mordeczkę wpatrzonego we mnie psiaka. On, w przeciwieństwie do mojego chłopaka, nigdzie się nie wybierał. I nie interesowały go blondynki, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna.