Świąteczny abonament - Marta Nowik - ebook
NOWOŚĆ

Świąteczny abonament ebook

Nowik Marta

0,0

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Irena prowadzi mały salon fryzjerski. Strzyże i układa fryzury, ale też słucha opowieści klientów i dzieli się z nimi serdecznymi gestami. To tu ucieka przed pełnym chaosu i rozczarowania życiem z apodyktycznym i samolubnym mężem Krzysztofem. Napięcie sięga zenitu, kiedy przed świętami do skłóconych małżonków wprowadzają się dwie kobiety: energiczna babcia Hania i Tekla − teściowa z piekła rodem. Jakby tego było mało, z Ireną kontaktuje się ukochany z młodości, który niegdyś złamał jej serce…

,,Świąteczny abonament" to ciepła, pełna humoru i wzruszeń opowieść o magii Bożego Narodzenia. O ludziach, którzy mogą odmienić przyszłość. O kobiecie, która uczy się żyć nie tylko dla innych, ale i dla siebie. O szczęściu, które nie jest cudem, a wyborem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 254

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki i stron tytułowych

Anna Slotorsz

Ilustracje

© Anjali, elinka_art, Melinda Nagy, Phubordin R. | stock.adobe.com

Redakcja

Marta Jakubowska | Słowa na warsztat

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Grzegorz Bociek

Opracowanie wersji elektronicznej

Karol Bociek

Korekta

Karolina Jałkiewicz | Słowa na warsztat

Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.

Wydanie I, Katowice 2025

Wydawnictwo Szara Godzina s.c.

[email protected]

[email protected]

www.szaragodzina.pl

© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2025

ISBN 978-83-68674-02-6

Kochaj trudnych ludzi.

Jesteś jednym z nich.

Bob Goff

Rozdział 1

Zniecierpliwiona Irena Chojnowska kolejny raz nerwowo zerkała na wyświetlacz telefonu.

Gdzie on jest!? – zastanawiała się, otwierając nową tabliczkę czekolady. Jeszcze trochę i zacznę podejrzewać, że wziął nogi za pas i uciekł, jak zwykły tchórz.

– Proszę się rozejrzeć i upewnić, czy coś konkretnego nie zginęło. – Gdy funkcjonariusz znowu to powiedział, nie wytrzymała:

– Trzeci raz panu powtarzam, że raczej nie! Zajmijcie się szukaniem sprawcy!

– Jest pani w szoku. To zrozumiałe. Kieruje się pani emocjami, dlatego my staramy się myśleć i działać racjonalnie.

– Czy dlatego pana kolega właśnie grzebie mi w torebce z rzeczami osobistymi? – parsknęła oburzona. Widok mężczyzny oglądającego jej szminki, podkłady czy cienie do powiek wzbudzał w niej irytację.

– Grzesiu! Co ty tam robisz tak długo? Pani się denerwuje! – zganił dla przyzwoitości kolegę, po czym przezornie wycofał się do drugiego pomieszczenia.

Miał dość niecierpliwej fryzjerki, która jak dotąd nie znała odpowiedzi na większość zadawanych jej pytań. Zdawało mu się to nieco dziwne, zwłaszcza że była jedyną właścicielką salonu, do którego dzisiejszej nocy się włamano.

Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Jak to w ogóle możliwe w dwudziestym pierwszym wieku? – pomyślał, uświadamiając sobie jednocześnie, ile papierów będzie musiał wypełnić przez to jedno zgłoszenie.

Mieczysław Waligóra miał świadomość, że to jedna z jego ostatnich spraw, zanim odejdzie na zasłużoną emeryturę. Ujrzał już przed oczami wizję nieustającego odpoczynku i spokoju, jakimi zamierzał cieszyć się na urokliwej działce, malowniczo położonej nad Jeziorem Rajgrodzkim. Nie bez powodu na urodziny zażyczył sobie od kolegów wędkę i zestaw akcesoriów niezbędnych do łowienia ryb.

– Co pani najlepszego wyprawia?! – Oburzony Mieczysław o mało nie zakrztusił się wodą pitą właśnie z plastikowej butelki. – Proszę to zostawić!

– Za godzinę mam pierwszą klientkę. Nie mogę jej przyjąć w takim bałaganie! Kasia przychodzi do mnie od dziesięciu lat. Nie pozwolę, aby wizerunek salonu ucierpiał przez waszą opieszałość. – Irena z determinacją próbowała zamieść podłogę, na której znajdowały się między innymi kawałki rozbitej szyby.

– Trzeba będzie przełożyć wizytę na inny termin. Dziś salon ma być zamknięty. Musimy poszukać śladów i zabezpieczyć dowody.

– A Kasia? – Fryzjerka wydawała się bliska płaczu.

– A Kasia to sobie jeszcze trochę poczeka. – Zaśmiał się. – Na pewno przez najbliższy tydzień włosy jej nie wypadną.

– Pan nic nie rozumie. Muszę dzisiaj zrobić ją na bóstwo, to dla niej bardzo ważne. Nie zna pan jej historii.

– I całe szczęście – mruknął pod nosem. – Tego mi jeszcze brakowało!

– Proszę nie wypowiadać się na tematy, o których nie ma pan zielonego pojęcia. Zakładam, że nie ma pan żony i dlatego nie wie, jak ważna jest dla kobiety umówiona wizyta u fryzjera.

– Może mam? Może nie mam? Zadam inne pytanie: gdzie jest pani mąż? Czekamy na niego od ponad dwóch godzin. Nie ma z nim żadnego kontaktu, a chciałbym go przesłuchać.

– Ja też!

– No to przynajmniej w jednej kwestii się zgadzamy. Proszę do niego jeszcze raz zadzwonić, może tym razem odbierze.

– Może odbierze? Może nie odbierze? – Irena, przedrzeźniając policjanta, drżącą ręką wybierała właściwy numer i kolejny raz próbowała skontaktować się z Krzysztofem. Znowu bezskutecznie.

– Gdzie pani mąż przebywał dzisiejszej nocy? – To pytanie podziałało na nią jak płachta na byka.

– Jak to gdzie? W domu.

– Ktoś to może potwierdzić?

– Tak. Ja.

– I jest pani pewna, że przez cały czas byliście razem?

Tego Irenie było za wiele. Z trudem powstrzymywała łzy napływające do oczu.

– Wie pan, tak naprawdę to ja już niczego w życiu nie jestem pewna.

***

Kolejny dzień przyniósł nowiny, których się nie spodziewała. Nie była na nie przygotowana.

– Ale jak to musisz wyjechać? – Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. – Nie możesz mnie teraz zostawić! Potrzebuję cię!

– Masz przecież swoje salonowe koleżanki, które jak dobrze wiemy, są dla ciebie ważniejsze niż ja. Nie będziesz sama. Za tydzień lub dwa wrócę. Muszę skupić się na pisaniu doktoratu, a przy tobie to jest niemożliwe.

– Krzysztof, chyba nie mówisz poważnie? Wczoraj ktoś włamał się do salonu, a ty chcesz bawić się z kolegami w Gdańsku?

– Już ci tłumaczyłem: jadę popracować. W domu nie mam weny.

– Skąd pewność, że tam ją znajdziesz? Na waszych pijackich imprezach raczej do ciebie nie przyjdzie.

– Zdecydowanie wolę to niż twoje nieustanne narzekanie i przygody.

– Jakie przygody? – zdziwiła się. Czuła, jak podskoczyło jej ciśnienie.

– Z tobą ciągle są jakieś problemy, w życiu nie spotkałem kogoś takiego. Powinnaś wyrobić sobie certyfikat: „Kłopoty to moja specjalność”, i powiesić go w salonie obok pozostałych.

– Daruj sobie te uszczypliwości. Mówię poważnie: nie możesz teraz wyjechać! W salonie trzeba jak najszybciej wymienić szybę i wstawić rolety antywłamaniowe, żeby podobna sytuacja się nie powtórzyła.

– Poproś sąsiada, na pewno zgodzi się z radością.

– Sąsiada? – Chyba się przesłyszała.

– Zenek chętnie ci pomoże.

– Ale to ty jesteś moim mężem. Zapomniałeś? – Patrzyła na mężczyznę, za którym kiedyś szalała. Dziś coraz bardziej ją zaskakiwał. Niekoniecznie pozytywnie.

– Muszę skończyć doktorat. Gdy się z tym uporam, będę miał więcej czasu. Również dla ciebie.

– Nie chcę być jedynie opcją, pragnę być twoim wyborem.

– Co za głupoty gadasz? Naczytałaś się tych swoich poradników i wypowiadasz słowa, których nawet nie rozumiesz.

– Naprawdę tak nisko mnie oceniasz?

– Irena, zrozum! Kończy mi się czas na pisanie pracy. Wkurza mnie to, że nie idzie mi tak, jak zaplanowałem. Czuję się sfrustrowany. Nie mogę non stop skakać nad tobą jak nad dzieckiem, bo zawalę to, co dla mnie ważne.

– Niedługo mam operację. Zapomniałeś?

– To tylko rutynowy zabieg ginekologiczny. Kobiety w twoim wieku często go przechodzą, nie ma tragedii.

– Gdzie podział się mężczyzna, którego kiedyś kochałam? – powiedziała bardziej do siebie niż do niego i wyszła do drugiego pokoju. Uznała, że nie ma sensu kontynuować rozmowy zmierzającej donikąd.

Było jej przykro. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Włączyła telewizor i odruchowo przerzuciła kilka kanałów, ale nic szczególnego nie przykuło jej uwagi. Zerknęła na wiadomości w telefonie. Dwie klientki prosiły o przesunięcie wizyty na inny termin. Odpisała im, że zajmie się tym jutro, ponieważ zostawiła kalendarz w salonie. Zazwyczaj nie zabierała go do domu.

Karmel zaczął dopominać się o spacer. Spojrzała na niego. Pies patrzył jej w oczy i merdał ogonem.

– Zaraz pójdziemy. Daj mi dziesięć minut na ogarnięcie się – powiedziała, a on, jakby rozumiejąc, otarł się z radości o jej nogę. Pogłaskała go za uchem, tak jak lubił. Ubrała się cieplej i założyła mu szelki. Otworzyła drzwi i miała wrażenie, że właśnie zostawia za sobą to, co ją ostatnio tak mocno uwierało.

***

Jakiś obco brzmiący głos wyrwał Irenę z głębokiego zamyślenia.

– Dlaczego pani płacze? – Nieznajomy mężczyzna powtórzył pytanie, którego zdawała się przed chwilą nie słyszeć. – Coś się stało? Mogę jakoś pomóc?

Nie dała rady mu odpowiedzieć. Słowa tłumił potok łez przepełniony żalem i smutkiem, wylewający się z niej zupełnie jak fontanna. Wraz z nim odpływały trudne doświadczenia, które ją ostatnio spotkały.

– Gdzie pani mieszka? Odprowadzę panią do domu, w takim stanie nie powinna pani…

– A skąd pan wie, co ja powinnam?

– Przepraszam, nie chciałem pani urazić. Mogę odejść, jeśli pani chce.

– W tym jesteście najlepsi.

– Nie rozumiem, co ma pani na myśli.

– Proszę nie robić sobie kłopotu.

– Nasze psy chyba się polubiły, nie mogą nacieszyć się swoim towarzystwem. Aż żal przerywać im zabawę.

– To prawda – przyznała. – Karmel wydaje się szczęśliwy.

– W przeciwieństwie do pani.

– Znowu pan zaczyna. – Irena spojrzała na niego wymownie. – Naprawdę nic mi nie jest. Poradzę sobie, dziękuję za troskę.

– A te łzy? – Nie ustępował.

– Tak czasami bywa. Kobiety płaczą i nic na to nie poradzimy.

– Naprawdę nic?

– O co panu chodzi? – Niecierpliwiła się. Próbowała przywołać Karmela, ale ten uparcie udawał, że jej nie słyszy. Szalał, biegając w kółko za psem nieznajomego.

– Proszę im nie przeszkadzać.

– Naprawdę musimy już iść.

Udało jej się w końcu złapać pupila i przypiąć mu smycz. Nie oglądając się za siebie, zaczęła iść, jednak w przeciwnym kierunku niż jej dom. Przechodząc obok szkoły fryzjerskiej, postanowiła zajrzeć na chwilę do znajomej z sekretariatu.

– Kamilo, potrzebuję asystentki, chociaż na jakiś czas. Poleciłabyś mi kogoś sensownego i zaufanego? Najlepiej po odbytych praktykach zawodowych.

– Pytałam, na razie nikt się nie zgłosił.

– Odezwij się, proszę, jeśli ktoś chętny jednak się znajdzie.

– Na pewno zadzwonię. Wszystko w porządku? Nie najlepiej dziś wyglądasz. Jesteś chora?

– Zmęczona. Wczoraj miałam włamanie do salonu i kiepsko spałam w nocy.

– To zrozumiałe. Czytałam o tym w porannej prasie. Co ukradli?

– O dziwo, niewiele.

– Zabrali pieniądze czy sprzęt?

– Ani jedno, ani drugie. Wyobraź sobie, że zginęło mi tylko kilka osobistych pamiątek z panieńskich lat. Miały dla mnie wartość jedynie sentymentalną.

– A suszarki, prostownice, kosmetyki?

– Zostały. Złodziej ich nie zabrał.

– Dziwne, nie sądzisz? – zaciekawiła się sekretarka. – Wygląda na to, że nie był to typowy rabunek.

– Tak myślisz?

– To musi być coś osobistego, jestem tego pewna. Może właśnie odezwała się jakaś historia sprzed lat?

– Weź mnie nie strasz.

– Może to jakiś psychol? – drążyła Kamila.

– Sugerujesz, że wróci?

– Miejmy nadzieję, że nie. Będziemy w kontakcie, trzymaj się!

Kobiety się pożegnały. Karmel, najwyraźniej ucieszony, że opuszcza budynek starej szkoły, pociągnął Irenę w stronę pobliskiego parku.

– Jeszcze nie masz dosyć? – spytała go. Wyglądało na to, że psiak nadal chciał bawić się i hasać na świeżym powietrzu. Chętnie na to przystała, nie miała ochoty wracać do domu.

Zmęczę się, to szybciej zasnę – pomyślała. Nie będę jutro straszyć klientów wyglądem. Dziś musiała się naprawdę postarać, by starannie wykonanym makijażem ukryć cienie pod oczami i inne oznaki zmęczenia.

Poczuła, jak powoli poprawia jej się nastrój. Patrzyła na ludzi spacerujących samotnie lub w parach. Ona miała przy sobie jedynie psa, nieodłącznego towarzysza doli i niedoli. Przyzwyczaiła się, że na Krzysztofa zazwyczaj liczyć nie może.