Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
NIEZWYKŁE EMOCJE I ŚMIERTELNE NIEBEZPIECZEŃSTWA W PIĄTYM TOMIE SERII AKADEMIA WAMPIRÓW
To już koniec wielkiej miłości Rose? A może Adrian zajmie miejsce Dymitra? Po brawurowej wyprawie na Syberię Rose Hathaway powróciła w bezpieczne mury Akademii. Wkrótce, po zdaniu końcowego egzaminu na strażniczkę, będzie mogła opuścić szkołę i zacząć dorosłe życie, być może jako opiekunka przyjaciółki i księżniczki Lissy.
Mimo ekscytujących wyzwań i zbliżenia z morojem Adrianem Rose wciąż opłakuje przeszłość. I znów zaczyna się bać. Dymitr grozi jej i zapowiada, że nie spocznie, póki dawna ukochana nie dołączy do niego – tym razem na zawsze.
Rose postanawia działać. Nowy plan wymaga konszachtów z wrogami, wsparcia przyjaciół i posługiwania się mocą ducha. Ale ta dampirka już nieraz dowiodła, że jeśli walczy o miłość, to niczego się nie boi i nigdy się nie poddaje.
Serial na podstawie Akademii wampirów, którego twórczyniami są Julie Plec (odpowiedzialna za sukces m.in. Pamiętników wampirów) i Marguerite Macintyre, można obejrzeć na platformie SkyShowtime.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 495
Rok wydania: 2025
Mojemu agentowi, Jimowi McCarthy’emu.
Dziękuję za Twoją ciężką pracę.
Te książki nie powstałyby bez Ciebie!
Rozdział 1
Istnieje wielka różnica między listem z pogróżkami a takim z wyznaniem miłosnym, nawet jeśli nadawca twierdzi, że darzy cię uczuciem. Ale cóż, może nie powinnam tego komentować – w końcu sama próbowałam zabić ukochaną osobę.
Spodziewałam się tego listu. Wręcz miałam pewność, że przyjdzie. Przeczytałam go czterokrotnie i chociaż byłam już spóźniona, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wrócić do treści po raz piąty.
Najdroższa Rose!
Jedną z niewielu wad przebudzenia jest to, że nie potrzebuje się snu; my, strzygi, nie śnimy. Żałuję, bo gdybym miewał sny, z pewnością ty byś się w nich pojawiała. Czułbym Twój zapach i jedwabistą miękkość Twoich czarnych włosów między palcami. Gładkość Twojej skóry i namiętność pocałunków.
Pozostaje wyobraźnia, która podsuwa mi niemal rzeczywiste obrazy. Widzę nas po tym, jak zabiorę Cię ze świata żywych. Przykro mi, lecz nie pozostawiłaś mi innego wyboru. Nie chciałaś połączyć się ze mną na wieczność, odrzuciłaś moją miłość. Rozumiesz więc, dlaczego nie pozwolę, by ktoś tak niebezpieczny jak Ty chodził po ziemi. Oczywiście mógłbym przebudzić Cię wbrew Twojej woli, ale masz tylu wrogów pośród strzyg, że ktoś z pewnością zechciałby Cię wyeliminować. Skoro już musisz umrzeć, to zgiń z mojej ręki.
Życzę Ci powodzenia na egzaminach, choć jestem pewien, że doskonale sobie poradzisz. Nie rozumiem, dlaczego każą Ci się wykazywać. Jesteś najlepszą uczennicą. Dziś wieczorem dostaniesz znaki obietnicy, co sprawi, że spotkanie z Tobą będzie dla mnie jeszcze większym wyzwaniem – nie mogę się go doczekać.
Bo spotkamy się znowu. Otrzymasz dyplom i wyjedziesz z Akademii. Magia szkoły nie będzie Cię dłużej chronić i wtedy Cię odnajdę. Nie ma takiego miejsca na świecie, w którym mogłabyś się przede mną ukryć. Obserwuję Cię.
Z wyrazami miłości
Dymitr
Poza życzeniami powodzenia nie znalazłam w tym liście nic pozytywnego. Rzuciłam go na łóżko i wyszłam przepełniona mieszanymi uczuciami. Starałam się nie przejmować groźbami Dymitra, lecz w głębi duszy kiełkował lęk. „Nie ma takiego miejsca na świecie, w którym mogłabyś się przede mną ukryć”.
Nie wątpię, że to prawda. Dymitr ma wielu szpiegów. Mój dawny nauczyciel i kochanek został przemieniony w strzygę i od tamtej pory wywalczył sobie znaczącą pozycję w świecie nieumarłych wampirów. Przyczyniłam się do tego, zabijając jego zwierzchniczkę. Podejrzewałam, że na usługach strzyg pracuje wielu ludzi, którzy tylko czekają, aż wyściubię nos poza teren Akademii. Wampiry w ciągu dnia nie mają do mnie dostępu.
Niedawno przekonałam się, jak bardzo niektórzy ludzie pragną zostać przemienieni w bestie. Wierzą, że nieśmiertelność jest warta swej okrutnej ceny: utraty duszy i zabijania. Robi mi się niedobrze, kiedy ich sobie przypominam.
Ale to nie myśl o ludziach zaprzątała mnie, kiedy szłam po świeżej zielonej trawie porastającej dziedziniec szkoły. Rozmyślałam o Dymitrze. Niezmiennie. Kochałam go. Pragnęłam ocalić jego duszę. Mój ukochany zmienił się w bestię, którą pewnie będę musiała zabić. Powtarzałam sobie, że powinnam o nim zapomnieć i żyć dalej, przekonałam przyjaciół, że mi się to udało, ale nadal nosiłam go w sercu. Dymitr był obecny w każdej mojej myśli, brałam go pod uwagę, podejmując wszelkie decyzje.
– Wyglądasz, jakbyś ruszała na wojnę.
Ocknęłam się z ponurych rozmyślań o Dymitrze i jego liście. Zapomniałam o całym świecie i nie zauważyłam, jak dołączyła do mnie najlepsza przyjaciółka Lissa. Uśmiechała się kpiąco. Rzadko udawało jej się mnie zaskoczyć, ponieważ łączy nas szczególna więź, dzięki której zawsze wiem, gdzie ona przebywa i co czuje. Musiałam być nieźle zakręcona, skoro nie zauważyłam Lissy. Taki brak czujności nie wróżył nic dobrego.
Posłałam jej krzepiący uśmiech, a w każdym razie miałam nadzieję, że tak to wyglądało. Lissa wiedziała, co przydarzyło się Dymitrowi i że zamierzał mnie zabić po tym, jak próbowałam go unicestwić. Czułam, że przyjaciółka niepokoi się listami, które Dymitr przysyłał mi regularnie co tydzień, a miała dostatecznie dużo własnych problemów, żeby zamartwiać się moim nieumarłym amantem.
– W pewnym sensie tak jest – stwierdziłam.
Był letni wieczór i słońce jeszcze nie zaszło nad Montaną. Cieszyły mnie złote promienie padające na nasze twarze, ale dla Lissy – żywej wampirzycy – były męczące. Słońce ją osłabiało.
Roześmiała się, odgarniając długie jasne włosy na ramię. Jej blada skóra nabrała w złotym blasku niemal anielskiego wyglądu.
– Rozumiem. Ale nie sądziłam, że aż tak się tym przejmujesz.
Wiedziałam, do czego pije. Nawet Dymitr uważał, że nie muszę stawać do egzaminu. Ostatecznie wybrałam się samotnie aż do Rosji, żeby go odnaleźć, i tam walczyłam z prawdziwymi strzygami. Wiele zabiłam. Nie miałam powodów, by bać się próby, lecz czułam presję oczekiwań. Serce zabiło mi żywiej. Co jeśli nawalę? Jeśli okaże się, że nie jestem tak dobra, jak myślę? Strażnicy, którzy będą mnie atakowali podczas egzaminu, choć nie są prawdziwymi strzygami, to mają doświadczenie i umiejętności większe od moich. Może przyjdzie mi zapłacić za arogancję, a za nic nie chciałam zawieść przyjaciół, którzy we mnie wierzyli.
Poza tym martwiło mnie coś jeszcze.
– Oceny mogą zaważyć na mojej przyszłości – przyznałam szczerze. Czekał mnie końcowy egzamin na strażniczkę. Dyplom ukończenia Akademii Świętego Władimira jest przepustką dla nowicjuszy pragnących objąć służbę w obronie morojów przed strzygami. Wynik testu decyduje o przydziale podopiecznego.
Lissa popatrzyła na mnie ze współczuciem. Odebrałam przez więź, że i ona się tym niepokoi.
– Alberta twierdzi, że mamy szansę. Jest nadzieja, że zostaniesz moją strażniczką.
Skrzywiłam się.
– Alberta powiedziałaby wszystko, żeby zatrzymać mnie w szkole. – Kilka miesięcy temu zrezygnowałam z nauki i wyruszyłam na poszukiwanie Dymitra. Co prawda wróciłam, lecz moja wcześniejsza decyzja z pewnością została odnotowana w papierach. Pozostawał jeszcze jeden niesprzyjający szczegół: królowa Tatiana nienawidziła mnie i nie miałam wątpliwości, że dołoży wszelkich starań, aby odsunąć mnie od Lissy. – Alberta dobrze wie, że pozwoliliby mi chronić ciebie tylko wtedy, gdybym została ostatnią strażniczką na świecie. A i to nie jest pewne.
Okrzyki tłumu zgromadzonego na boisku przybierały na sile. Teren sportowy został tymczasowo przekształcony w arenę do walki, jak za czasów rzymskich gladiatorów. Wokół, jak w amfiteatrze, ustawiono ławki. Część zbito z desek, ale zadbano także o wyściełane poduszkami zacienione siedzenia dla morojów. Wokół boiska łopotały na wietrze jaskrawe flagi. Nie widziałam dobrze z tej odległości, ale wiedziałam, że na zapleczu postawiono baraki, w których czekali zdenerwowani nowicjusze. Niedługo każą nam wyjść na arenę stanowiącą prawdziwy tor przeszkód. Sądząc po wrzasku na trybunach, widownia czekała na igrzyska.
– A ja nie tracę nadziei – oświadczyła Lissa. Znowu poczułam, że mówi szczerze. To było w niej cudowne: niezachwiana wiara i optymizm, które pomagały jej wychodzić z największych opresji. Postawa Lissy kontrastowała z moim świeżo nabytym cynizmem. – I mam coś, co powinno ci dziś pomóc.
Lissa przystanęła i sięgnęła do kieszeni dżinsów. Wyjęła z niej mały srebrny pierścionek wysadzany drobnymi kamieniami przypominającymi oliwiny. Nie musiałam pytać, żeby zrozumieć, co mi ofiarowała.
– Och, Liss... Sama nie wiem. Nie chcę żadnych środków dopingujących.
Moja przyjaciółka przewróciła oczami.
– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Przysięgam, że nie odczujesz skutków ubocznych.
Pierścionek, który mi podarowała, był zaczarowany. Lissa napełniła go rzadkim rodzajem magii. Moroje rodzą się z darem panowania nad jednym z żywiołów: ziemi, powietrza, wody, ognia lub ducha. Ten ostatni występuje u tak nielicznych wampirów, że mało kto pamięta o jego istnieniu. Dopiero niedawno Lissa oraz kilku morojów odkryło, że nim włada. Moc ducha przejawia się w niezwykłych zdolnościach umysłu. Do tej pory nie zgłębiono wszystkich sposobów jej wykorzystania.
Lissa od niedawna uczyła się używać swego daru, właściwie eksperymentowała w tej dziedzinie. Jej najmocniejszą stroną było leczenie, toteż skupiała się głównie na wytwarzaniu przedmiotów o właściwościach uzdrawiających. Ostatnio podarowała mi taką bransoletkę, którą nosiłam na ramieniu.
– Pierścionek pomoże ci odgonić mrok podczas egzaminu – rzuciła lekkim tonem, lecz obie zdawałyśmy sobie sprawę z wagi tych słów. Dary ducha miały swoją ciemną stronę, którą obie odczuwałyśmy jako niekontrolowane emocje, w tym gniew i zagubienie. Były to tak intensywne uczucia, że mogły prowadzić do obłędu. Zdarzało się, że mrok przenikał we mnie poprzez więź z Lissą. Ktoś podpowiedział mi, że uzdrawiająca moc przyjaciółki może przezwyciężyć negatywne emocje, musiałyśmy się jednak nauczyć, jak to osiągnąć.
Wzruszyła mnie troska Lissy, więc uśmiechnęłam się do niej blado i przyjęłam pierścionek. Nie poparzyłam się, co uznałam za dobry znak. Nic nie poczułam. Tak działały przedmioty uzdrawiające albo... bezużyteczne. Pomyślałam, że w obu przypadkach nic nie tracę. Pierścionek okazał się jednak tak mały, że ledwo zdołałam go wsunąć na najmniejszy palec.
– Dzięki – powiedziałam i natychmiast odczułam, że Lissa jest uszczęśliwiona. Poszłyśmy dalej. Wyciągnęłam przed siebie rękę i podziwiałam blask zielonych kamieni. Nie powinnam nosić biżuterii do walki, ale miałam zamiar włożyć rękawiczki.
– Trudno uwierzyć, że niedługo opuścimy szkołę i zamieszkamy w realnym świecie – myślałam na głos, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.
Lissa zesztywniała i natychmiast pożałowałam swoich słów. „Zamieszkanie w realnym świecie” oznaczało, że Lissa i ja podejmiemy wyzwanie, co przed dwoma miesiącami pochopnie mi obiecała.
Na Syberii usłyszałam od kogoś, że istnieje sposób, żeby przywrócić Dymitra do dawnej postaci dampira. Nie wiedziałam, czy to prawda. Poza tym, biorąc pod uwagę, że Dymitr chciał mnie zabić, nie miałam złudzeń: jeśli dopadnie mnie pierwszy, to będę musiała go pokonać lub zginąć. Jeśli jednak naprawdę istniała szansa, by go ocalić, to musiałam spróbować.
Niestety, jedyną osobą, która mogła nam pomóc, był przestępca. Nie byle jaki przestępca, bo sam Wiktor Daszkow. Moroj królewskiego rodu, który kiedyś torturował Lissę i nie cofał się przed żadnym okrucieństwem, żeby zamienić nasze życie w piekło. Sprawiedliwości stało się zadość, Wiktor trafił do więzienia, co teraz komplikowało sprawę. Mając przed sobą dożywocie za kratkami, Wiktor nie widział powodu, by ujawnić nam miejsce pobytu przyrodniego brata – jedynego moroja, który twierdził, że wskrzesił strzygę. Uznałam – może bezpodstawnie – że Wiktor zdradzi nam tajemnicę w zamian za jedyną rzecz, która teraz się dla niego liczyła: wolność.
Mój plan miał kilka słabych punktów. Po pierwsze, nie byłam pewna, czy Daszkow zgodzi się nam pomóc. Po drugie, nie wpadłam jeszcze na to, jak go uwolnić, zwłaszcza że nikt nie potrafił wskazać, gdzie znajduje się więzienie. Na domiar złego zamierzałyśmy uwolnić naszego śmiertelnego wroga. Sama myśl o tym przyprawiała mnie o drżenie. A co dopiero musiała czuć Lissa? Bała się Wiktora, a jednak postanowiła mi towarzyszyć. W ciągu ostatnich miesięcy wielokrotnie proponowałam, że zwolnię ją z danej obietnicy, lecz odmawiała. Cóż, być może nigdy nie uda nam się dowiedzieć, gdzie jest to tajemnicze więzienie.
Spróbowałam przerwać niezręczną ciszę i roztoczyłam przed Lissą wizję świętowania jej urodzin, które przypadały w przyszłym tygodniu. Przerwał nam Stan, instruktor, którego znałam od dawna.
– Hathaway! – warknął, idąc w naszą stronę. – Miło, że do nas dołączyłaś. Pakuj się do środka!
Lissa natychmiast zapomniała o Wiktorze. Uściskała mnie pośpiesznie.
– Powodzenia – szepnęła mi do ucha. – Chociaż nie będzie ci potrzebne.
Wyraz twarzy Stana mówił, że to dziesięciosekundowe pożegnanie było o dziesięć sekund za długie. Uśmiechnęłam się do Lissy z wdzięcznością i odprowadziłam ją wzrokiem na trybunę, gdzie zasiedli już nasi przyjaciele. Potem poszłam posłusznie za Stanem.
– Masz szczęście, że nie startujesz jako pierwsza – warknął. – Stawiano zakłady, czy w ogóle się pojawisz.
– Serio? – zdziwiłam się wesoło. – A jakie są zakłady? Mogłabym postawić na siebie i wygrać trochę forsy. Miałabym kieszonkowe.
Zmrużone oczy Stana posłały mi ostrzeżenie. Weszliśmy na teren, gdzie znajdowały się poczekalnie. W poprzednich latach nieodmiennie zdumiewała mnie staranność przygotowań do egzaminów. Także i teraz byłam pod wrażeniem. Zadaszone baraki dla oczekujących na walkę nowicjuszy zbudowano z drewna. Sprawiały wrażenie solidnych, jakby stanowiły stałą część kampusu. A przecież wzniesiono je w rekordowym czasie i wiedziałam, że zostaną rozebrane tuż po igrzyskach. Wejście szerokości trzech osób ograniczało widok na arenę. Zobaczyłam koleżankę z klasy, która nerwowo oczekiwała wywołania jej nazwiska. Na boisku zbudowano tor przeszkód, gdzie nowicjusze musieli wykazać się umiejętnością zachowania równowagi i koordynacją. Jednocześnie w każdej chwili mogli spodziewać się ataku ukrytych strażników.
Po przeciwległej stronie areny wzniesiono drewniane ściany tworzące ciemny i zawiły labirynt. Tu i ówdzie rozwieszono sieci albo poustawiano chwiejne podesty – wszystko po to, by poddać próbie nasze umiejętności walki w trudnych warunkach.
Kilku nowicjuszy tłoczyło się przy bramie w nadziei, że ułatwią sobie zadanie, obserwując poczynania poprzedników. Nie miałam zamiaru do nich dołączać. Postanowiłam, że wejdę tam z marszu i będę walczyć z każdą przeszkodą, jaką przede mną postawią. Podglądając, zaczęłabym kombinować albo, co gorsza, wpadłabym w panikę. Potrzebowałam spokoju.
Oparłam się o ścianę jednego z baraków i rozejrzałam dookoła. Wyglądało na to, że rzeczywiście zgłosiłam się jako ostatnia. Ciekawe, czy ktoś stracił pieniądze, uznawszy, że nie przyjdę. Część kolegów szeptała w małych grupkach, inni rozciągali się i rozgrzewali przed walką. Jeszcze inni rozmawiali ze swoimi instruktorami. Nauczyciele byli skupieni, udzielali ostatnich wskazówek podopiecznym. Docierały do mnie pojedyncze słowa: koncentracja i spokój.
Patrzyłam na nich ze ściśniętym sercem. Jeszcze nie tak dawno inaczej wyobrażałam sobie ten dzień: stałabym z Dymitrem, który powtarzałby, że egzamin to poważna sprawa i że nie mogę stracić głowy. Od czasu, kiedy wróciłam z Rosji, trenowałam pod okiem Alberty, której nauki wiele mi dały, ale jako kapitan straży była teraz na arenie, zajęta licznymi obowiązkami. Nie miała czasu trzymać mnie za rękę. Znajomi – Eddie, Meredith i inni – przeżywali teraz swoje lęki. Zostałam sama.
Nie mając u boku Alberty, Dymitra – kogokolwiek – poczułam się rozpaczliwie samotna. To było niesprawiedliwe. Nie tak to miało wyglądać. Dymitr powinien mi towarzyszyć. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że on jest przy mnie, stoi obok i rozmawia ze mną.
– Spokojnie, towarzyszu. Będę walczyć z zamkniętymi oczami. Do diabła, może naprawdę mi się uda. Masz przepaskę? Jeśli będziesz miły, to pozwolę ci zawiązać ją na moich oczach. – Ta fantazja rozgrywała się po naszej wspólnie spędzonej nocy. Miałam nadzieję, że Dymitr pomoże mi również zdjąć przepaskę... Kiedy już będziemy sami.
Zobaczyłam w wyobraźni, jak mój ukochany kręci głową z rezygnacją.
– Rose, słowo daję, każdy dzień spędzony z tobą to dla mnie próba.
Ale wiedziałam, że w końcu się uśmiechnie, a jego wzrok pełen dumy i zachęty będzie mi towarzyszył na arenie.
– Medytujesz?
Otworzyłam oczy, zaskoczona brzmieniem tego głosu.
– Mama? Co ty tu robisz?
Przede mną stała Janine Hathaway, moja matka. Była kilkanaście centymetrów niższa ode mnie, ale umiejętnościami i gotowością do walki biła na głowę dwukrotnie wyższych od siebie. Niebezpieczny wyraz jej opalonej twarzy onieśmielał każdego, kto spróbowałby się z nią zmierzyć. Uśmiechnęła się ironicznie i oparła rękę na biodrze.
– Naprawdę myślałaś, że nie przyjdę zobaczyć twojej walki?
– Sama nie wiem – przyznałam, bo nagle ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, że w nią zwątpiłam. Nie miałyśmy kontaktu przez długie lata i dopiero ostatnie wydarzenia – w większości złe – sprawiły, że zaczęłyśmy zbliżać się do siebie. Wciąż czułam się zagubiona. Traktowałam ją na przemian jak tęskniące dziecko albo zbuntowana nastolatka, która została porzucona. Nie byłam pewna, czy przebaczyłam jej „przypadkowy” cios, kiedy walczyłyśmy ze sobą na treningu. – Właściwie sądziłam, że masz ważniejsze sprawy.
– Nie przegapiłabym tego za nic w świecie. – Skinęła głową w kierunku areny, potrząsając brązowymi lokami. – Twój ojciec także nie.
– Co takiego?
Podbiegłam do bramy i wyjrzałam na trybuny. Miałam stąd ograniczony widok, bo przesłaniał mi go tor przeszkód, ale zobaczyłam go od razu. Abe Mazur z czarną brodą i wąsami miał na sobie długą szatę i szmaragdowozielony szal. Dostrzegłam z daleka nawet blask złota, którym się obwieszał. Musiał się smażyć w tym upale, ale wiedziałam, że za nic nie zrezygnowałby z szykownego stroju.
Miałam słaby kontakt z matką, ale moja relacja z ojcem po prostu nie istniała. Poznałam go w maju tego roku, nie wiedząc, kim jest. Odkryłam prawdę dopiero po powrocie do Akademii. Dampiry rodzą się ze związków morojów z dampirami. Mój ojciec był morojem. Nie zdecydowałam jeszcze, co do niego czuję. Jego historia nadal pozostaje dla mnie tajemnicą, lecz zdążyłam już nasłuchać się plotek o ciemnych interesach, jakie rzekomo prowadzi. Słyszałam, że specjalizuje się w uszkadzaniu rzepek kolanowych, i chociaż nie widziałam tego na własne oczy, to łatwo mogłam uwierzyć. W Rosji nazywano go Żmijem.
Wpatrywałam się w ojca w osłupieniu, kiedy matka stanęła przy mnie.
– Będzie szczęśliwy, kiedy wyjdziesz na arenę – powiedziała. – Zdaje się, że sporo na ciebie postawił. Może ta wiadomość poprawi ci nastrój.
Jęknęłam.
– No jasne. Powinnam się domyślić. Któż inny mógłby być tajemniczym bukmacherem... – Nagle opadła mi szczęka. – Czy on rozmawia z Adrianem?
Nie myliłam się. Obok Abe’a zasiadał Adrian Iwaszkow, mój tak zwany chłopak. Adrian należał do królewskiego rodu morojów, a w dodatku władał mocą ducha, podobnie jak Lissa. Miał bzika na moim punkcie (w ogóle był lekko stuknięty), ale dla mnie długo liczył się tylko Dymitr. Obiecałam jednak Adrianowi, że dam mu szansę, jeśli wrócę z Rosji. Ku memu zdziwieniu układało nam się całkiem dobrze. Nawet świetnie. Napisał do mnie list, w którym wyjaśnił w punktach, dlaczego powinnam się z nim związać. Znalazły się tam argumenty w rodzaju: „Rzucę palenie, chyba że naprawdę będę musiał sięgnąć po papierosa” albo „Będę cię zaskakiwał romantycznymi propozycjami każdego tygodnia, takimi jak pikniki, bukiety róż albo wypady do Paryża. Oczywiście nie spodziewaj się żadnej z wymienionych propozycji, bo te już cię nie zaskoczą”.
Adrian był zupełnie inny niż Dymitr, lecz uznałam, że każda relacja wygląda nieco inaczej. Nadal codziennie budziłam się z uczuciem tęsknoty za Dymitrem i naszą miłością. Zadręczałam się, że nie udało mi się zabić ukochanego na Syberii i uwolnić jego duszy.
Rozpacz nie pozbawiła mnie jednak zdolności do romantycznych uczuć, choć trochę trwało, zanim się do tego przyznałam. Niełatwo było mi się pozbierać, ale Adrian umiał mnie uszczęśliwić. Ostatecznie postanowiłam cieszyć się dniem dzisiejszym i nie martwić przyszłością.
Co nie znaczyło, że chciałam, by Adrian bratał się z moim ojcem piratem.
– To nie jest dla niego odpowiednie towarzystwo! – oburzyłam się.
Moja matka prychnęła.
– Wątpię, czy Adrian może wpłynąć na Abe’a w jakikolwiek sposób.
– Nie mówię o Adrianie! On stara się zachowywać przyzwoicie. Abe wszystko zepsuje. – Poza paleniem Adrian obiecał również zrezygnować z alkoholu oraz innych używek. Przyglądałam się im obu z daleka, zachodząc w głowę, o czym rozmawiają z takim ożywieniem. – Co ich tak zainteresowało?
– Myślę, że teraz to jest najmniejszy z twoich problemów – zauważyła jak zawsze praktyczna Janine Hathaway. – Masz przed sobą egzamin.
– Myślisz, że rozmawiają o mnie?
– Rose! – Matka szturchnęła mnie w ramię i oprzytomniałam. – Bądź poważna. Nie wolno ci się teraz rozpraszać.
To samo powiedziałby Dymitr. Słuchając jej, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jednak nie byłam sama.
– Co cię tak rozbawiło? – spytała podejrzliwie.
– Nic. – Uściskałam ją. W pierwszej chwili zesztywniała, ale odwzajemniła mój gest. – Cieszę się, że przyszłaś.
Janine Hathaway nie była typem uczuciowym i teraz wytrąciłam ją z równowagi.
– Cóż – zaczęła z zakłopotaniem. – Mówiłam, że nie mogłabym tego przegapić.
Zerknęłam na arenę.
– Ale nie jestem pewna, czy cieszę się z widoku Abe’a – dodałam.
Zaraz... A może? Coś mi przyszło do głowy. Abe obracał się w szemranym towarzystwie, ale miał koneksje. Udało mu się przesłać wiadomość do uwięzionego Daszkowa. Chciał mi pomóc i zaproponował Wiktorowi coś w zamian za informacje o jego przyrodnim bracie. Kiedy Daszkow odrzucił ofertę mojego ojca, zapomniałam o sprawie i zaczęłam rozważać odbicie więźnia o własnych siłach. Może jednak obecność ojca była mi na rękę?
– Rosemarie Hathaway!
To był głos Alberty, dźwięczny i silny. Zabrzmiał jak trąbka wzywająca do walki. W jednej chwili odsunęłam od siebie myśli o Abie, Adrianie i, tak, nawet o Dymitrze. Zdaje się, że matka życzyła mi powodzenia, ale nie zrozumiałam jej słów. Ruszyłam na arenę, gdzie czekała Alberta. Poczułam przypływ adrenaliny. Skupiłam się wyłącznie na tym, co mnie czekało: na egzaminie, po którym zostanę strażniczką.